wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 37

Wpatrywałam się z napięciem w Marcina, który powoli wyjął z koperty bilety.
-Bilet lotniczy do Berlina?- zapytał zdumiony.- Po cholerę tam lecimy?!
-Sprawdź ten drugi.- powiedziałam starając się opanować zdenerwowanie.
Marcin spojrzał na kolejne kartoniki. To były wejściówki VIP na koncert 1D. Ten bilet chłopaki załatwili mi za darmo, za samolotowe miałam zamiar im zwrócić. Nie chciałam ściągać z nich aż tyle forsy. Marcin dokładnie obejrzał bilety, zerknął na mnie spod oka i wybuchnął głośnym, szyderczym śmiechem.
-Żartujesz sobie?- zapytał drwiąco obracając w rękach bilety, o których marzyła co druga nastolatka na świecie.
-Nie? Pomyślałam, że skoro są tak blisko, to będzie dobra okazja, żeby się spotkać i żebyś mógł ich poznać i przekonać się, że nie są tacy źli, jak ci się wydaje.- wyjaśniłam.
Marcin uniósł w górę brwi, rozbawiony i ładnie wyrównał bilety w dłoniach, a potem zbliżył się do komputera. Obserwowałam go uważnie. Zanim zdążyłam zareagować, włożył bilety do niszczarki.
-Zwariowałeś?!- krzyknęłam patrząc z niedowierzaniem na paski papieru, które jeszcze przed sekundą były moją przepustką do spotkania się z przyjaciółmi.- Do reszty cię pogięło?! Wiesz, ile forsy oni musieli na to wydać? Myślisz, że takie bilety rosną na drzewach?! Niech cię szlag, jesteś pojebany!!!- chłopak odwrócił się do mnie z furią w oczach.
-Nigdy więcej tak do mnie nie mów!!!- wrzasnął z wściekłością i z całej siły mnie spoliczkował.
Siła uderzenia była tak duża, że zatoczyłam się pod ścianę uderzając mocno o regał. Upadłam na ziemię, a jedna z górnych szafek regału otworzyła się i wysypały się z niej jakieś szpargały. A pomiędzy nimi... O Boże. Więc jednak to była prawda... Delikatnie uniosłam w dwóch palcach jeden z kilku woreczków napełnionych białym proszkiem. Nie mogę w to uwierzyć...
-Okłamałeś mnie. Przez cały czas mnie oszukiwałeś.- nawet nie zwróciłam uwagi na to, że właśnie mnie uderzył. Szok spowodowany odkryciem narkotyków całkowicie zagłuszył pulsujący ból w okolicach kości policzkowej.
-Wcale cię nie okłamywałem!- zawołał wyrywając z mojej dłoni kokainę.
-Nie! Tylko ukrywałeś przede mną, że jesteś ćpunem! A ja podejrzewałam... Boże, jaka ja jestem głupia i naiwna!- złapałam się ręką za głowę. Powoli wstałam na nogi.- Jak długo?
-Co?
-Jak długo mnie oszukujesz?
-Gówno cię to obchodzi! Ciebie i tak interesują tylko te zaplute gwiazdeczki z Londynu!
-Nie mów tak o nich! Są moimi przyjaciółmi!
-Tak! Tylko że cały czas mi ciebie odbierają!
-Nie możesz mi zabronić się z nimi przyjaźnić! Jesteś cholernym egoistą, Marcin. Ty możesz mieć swoje życie, ale mnie byś zamknął pod kloszem?
-Bo się o ciebie martwię. Kocham cię i nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.- wyraz twarzy Marcina zmienił się na łagodny, pełen czułości. Zbliżył się do mnie, ale go odepchnęłam.- Gdyby ktoś cię skrzywdził, to bym go zabił.
-W takim razie musisz popełnić samobójstwo.- ból policzka sparaliżował moją twarz. Odruchowo przyłożyłam rękę do piekącego miejsca. Łzy napłynęły mi do oczu.- Właśnie mnie uderzyłeś. Sam mnie skrzywdziłeś.
-Nat... Widzisz, jaki jestem. Ale mimo to mnie kochasz.- on bredzi jak potłuczony. Jak to dobrze, że nie kochałam go tak mocno, jak on mnie. Jak dobrze, że byłam nim tylko zauroczona. Od miłości do nienawiści jeden krok, a ja właśnie go zrobiłam.- Wiesz, jak możesz się cudownie czuć pod wpływem tego?- wskazał na torebkę z białym proszkiem. Że co, proszę?! On chce mnie zmusić do ćpania?- Będziesz się czuła wspaniale, nic nie będzie cię stresowało... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak szybko znikną twoje problemy.- odsunęłam się od niego i pokręciłam głową.
-W tej chwili moim jedynym problemem jesteś ty.-wyrzuciłam z siebie. Wzięłam do ręki swoją torbę.- To jest koniec. Marcin, masz się do mnie więcej nie zbliżać. Ja dla ciebie nie istnieję.- chciałam wyjść, ale zagrodził mi drogę do drzwi.
-Popełniasz błąd.- oznajmił łapiąc mnie mocno za rękę. Wyrwałam mu ją szybko.
-Przepuść mnie.
-Jednak się nie pomyliłem w ocenie, jak cię poznałem. Jesteś strasznie pazerna. Pójdziesz do nich, bo mają więcej forsy, co?- jakby mnie znowu spoliczkował.- Jak dziwka, no nie? Może faktycznie nią jesteś. Może niepotrzebnie broniłem cię przed tym napalonym gościem pod uniwerkiem. Co powiesz na szybki numerek? Zapłacę.- wyciągnął rękę, żeby mnie pogłaskać po policzku, ale odtrąciłam ją. Jeszcze nikt tak mnie nie potraktował. Ja wiedziałam, on był pod wpływem tego gówna, naćpał się przed moim przyjściem, ale nawet w takiej sytuacji, żeby mówił o mnie takie coś?! Znał mnie prawie tak dobrze, jak Nika, jak chłopaki, jak Monia... Czułam się okropnie. To się nie dzieje naprawdę, to musi być cholerny zły sen. Bezwiednie uniosłam rękę, żeby go uderzyć, ale zablokował ją tuż przed swoją twarzą. Ścisnął mi nadgarstek tak mocno, aż syknęłam.
-O nie, kotku. Bić mnie nie będziesz.- powiedział kpiąco.- Bawiłaś się mną, wystawiałaś mnie do wiatru, bo ważniejsi byli twoi przyjaciele, a teraz tak po prostu mnie zostawisz? Nie, skarbie, najpierw odbiorę swoja nagrodę.- puścił moją rękę i niemal w tym samym momencie znowu uderzył mnie w twarz. Z drugiej strony.
-Jesteś popieprzony.- wykrztusiłam wypluwając krew płynącą z przegryzionej od wewnątrz wargi. To było straszne, nie móc wyjść z tej jaskini potwora, który pod wpływem narkotyków stawał się jeszcze gorszy. Jak bardzo byłam zaślepiona, żeby tego nie zauważyć??? Próbowałam mu się wyrwać, ale nie mogłam. Kolejny cios trafił mnie w brzuch i aż zwinęłam się czując ten straszny ból. Marcin puścił moją rękę i pchnął mnie, przez co znowu upadłam na podłogę. Mocno trzymałam się za bolący brzuch, a łzy spływały mi po twarzy. Nie zasłużyłam na to... Naprawdę na to nie zasłużyłam... Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam z dołu na mojego, już byłego, chłopaka, który wpatrywał się we mnie zamglonym, obłąkanym wzrokiem.
-Zadowolony jesteś? Damski bokser, kurwa mać.- wychrypiałam stając powoli na nogi. Zaśmiał się i położył ręce na moich ramionach. Błagam, nie bij znowu...
-Żebyś wiedziała, że jestem. Wreszcie wiesz, że ze mną się nie zadziera. Wiesz, jak cię potraktuję, gdy następnym razem mi się sprzeciwisz.- patrzył mi prosto w oczy swoimi rozszerzonymi źrenicami. O nie, kochany, nie ma takiej opcji. Dawaj, Natalia, teraz albo nigdy. Szybkim ruchem kopnęłam go mocno w czułe miejsce. Marcin jęknął i aż klęknął z bólu.
-Następnego razu nie będzie.- syknęłam i tym razem ja go spoliczkowałam.- Trzymaj się ode mnie z daleka. Nienawidzę cię i dla mnie już nie istniejesz.
Złapałam szybko torebkę i ignorując ten palący ból w ręce i w brzuchu zbiegłam po schodach na dół, porwałam swój płaszcz i wybiegłam z jego domu. Jak to dobrze, że nie kazał mi zdejmować butów. Pędziłam ulicą chcąc jak najszybciej oddalić się od tego zwyrodnialca. Jeszcze nigdy tak szybko nie trafiłam do domu. Co z tego, że mało nie potrącił mnie samochód, gdy przebiegałam przez przejście. Ważne, że udało mi się dotrzeć do domu. Wpadłam na klatkę schodową, wyminęłam szybko zdumioną sąsiadkę i trzęsącymi się rękami włożyłam klucz do zamka. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i nie zdejmując płaszcza ani butów zaczęłam zasłaniać wszystkie okna. Nie zapalałam świateł, nie chciałam, żeby ktoś (Marcin) wiedział, że jestem w domu. Jeżeli wpadnie na pomysł, żeby dopaść mnie we własnym domu... Nie! Wolałam stwarzać pozory, że mieszkanie jest puste i nikogo w nim nie ma. Gdy już pozaciągałam wszystkie zasłonki, weszłam do łazienki, w której nie było okien, zapaliłam światło i usiadłam na podłodze pozwalając łzom płynąć, jak im się będzie żywnie podobało.
Wszystko mnie bolało, zakwasy nie z tej ziemi. Ale najbardziej bolała mnie zsiniała ręka i brzuch. Podwinęłam powoli bluzkę i aż zachłysnęłam się widząc fioletowy ślad zajmujący prawie całą lewą stronę brzucha. Łzy napłynęły nową falą. Jak mogłam się tak bardzo pomylić?! Nie, zaraz, ja się nie pomyliłam. Moja pierwsza reakcja na Marcina była jak najbardziej prawidłowa. Od razu wiedziałam, kim on jest, a jednak dałam się oczarować. Cholera, jestem taka głupia i naiwna! Harry miał rację. Nie posłuchałam go i mam za swoje. Harry! Chłopaki! Muszę do nich zadzwonić! Przecież teraz nie mam jak się dostać do Berlina. Wzięłam telefon i otarłam łzy z twarzy. Wykręciłam numer do Liama.
-Cześć, Nattie.- powitał mnie wesoło.- Nie wiesz, co spakować?
-Liam...- powiedziałam cicho.- Ja... Ja nie... O Boże.- nie mogłam wydusić słowa.
-Natalia, co się dzieje? Chłopaki, ciszej trochę, mamy problem!- wydarł się na resztę.
-Marcin... on... nie mam... jak przyjechać.- wyrzuciłam z siebie przez łzy.
-Jak to nie przyjedziesz? Co jest?- Liam chyba ustawił głośnomówiący, bo odezwał się Zayn.
-Pokazałam mu... te bilety...- mówiłam szlochając.- A on... włożył je do niszczarki... uderzył mnie... kilka razy...
-Co ty, do jasnej cholery, mówisz?!- Harry dorwał się do telefonu. Pokręciłam głową. Nie mogłam wydusić ani słowa więcej. Płacz całkowicie mnie zablokował, ledwo mogłam oddychać między szlochami.
-Natalia, spokojnie.- poważny głos Louisa jeszcze bardziej wytrącił mnie z równowagi. Czemu mnie nie rozśmieszył?!- Spokojnie, my poczekamy cierpliwie, uspokój się i dopiero nam opowiedz, bo nie bardzo rozumiemy.- wytarłam mokre policzki i spróbowałam opanować oddech.
-Poszłam do Marcina... z biletami... nie powiedziałam mu wcześniej. Miałam podejrzenia, że ćpa kokainę i właśnie to się potwierdziło... chyba przed moim przyjściem coś brał... bo był zupełnie inny... straszny... wyśmiał mój pomysł z wyjazdem... zniszczył bilety... pobił mnie... wyzwał od dziwek i wyzyskiwaczek...- łzy popłynęły nową falą. Załamał mi się głos, nie mogłam dalej mówić.
-Nattie, gdzie teraz jesteś?- zapytał Niall.
-U siebie...- chlipnęłam.- Uciekłam z jego domu... przywaliłam mu w krocze, w twarz i nawiałam...
-Moja krew!- zawołał Hazz.- Dzielna dziewczynka. Trzeba było jeszcze mu rękę złamać, a najlepiej wykastrować...
-Harry!- przerwał mu Zayn.- Nie teraz.
-Natalia, nie możesz tam zostać. On może w każdej chwili przyjść.- powiedział stanowczo Liam.
-Pozamykałam drzwi, pozasłaniałam okna... Nie wiem, co mam robić...- wyjąkałam cicho.
-Słuchaj, zrobimy tak.- Liam już zaplanował całą akcję.- Załatwimy ci bilety na samolot, na tę godzinę, o której miałaś lecieć. Bilety będą do odbioru na lotnisku. Bądź tam wcześniej, najlepiej z samego rana, żeby ten skurwiel cię nie dopadł. Wiem, że lot jest dopiero o szóstej wieczorem, ale to dla twojego bezpieczeństwa, okej?
-Okej.- szepnęłam.
-Na lotnisku w Berlinie będzie czekał Preston. Pamiętasz go, prawda?
-Ten... napakowany mięśniak spod waszego domu?- ktoś tam sterczał... Nie pamiętam rysów twarzy ochroniarza, ale może na lotnisku go rozpoznam.
-Dokładnie ten. On cię przywiezie na koncert. Jasne? Z nami będziesz bezpieczna, resztę ustalimy jak przyjedziesz.
-Zgoda.
-Okej, to my kończymy, musimy ustalić wszystko na miejscu z Paulem i Prestonem. Trzymaj się, mała, jakby co, to dzwoń.- powiedział Liam.
-Nattie, trzymaj się. Jak spotkam tego gnoja, to go ukatrupię, zobaczysz.- obiecał Harry.
-No! A ja ci pomogę.- dołączył się Niall.- Mówiłaś Nice?
-Nie... od razu zadzwoniłam do was... Niall, proszę, nie mów jej o tym...- błagałam chłopaka.- Sama jej powiem, ale nie dziś, bo znowu się rozkleję...
-Spoko, nie powiem.
-Natalia... Ech, pilnuj się, dziewczyno.- westchnął Zayn.- Wszystko będzie dobrze.
-Dzięki, Zayn.
-Natalia... Uważaj na siebie.- powiedział cicho Lou.- Wiem, że już ci to mówiliśmy, a ty nie posłuchałaś, ale tym razem zrób to, o co cię prosimy, okej?
-Obiecuję.- wyszeptałam.- Dziękuję, chłopaki. Idę się pakować.- rozłączyłam się i oparłam głowę o ścianę pozwalając łzom swobodnie spływać po twarzy i szyi.
Jak ja mogłam się tak pomylić? To oni są prawdziwymi przyjaciółmi. Oni, nie jakiś Marcin, który jest tak słaby, że musi sięgać po narkotyki i nie akceptuje tego, że ktoś ma swoje własne życie. Po co ja właściwie z nim byłam?! Bo mnie zauroczył? Bo wydawał się w porządku? Bo chciałam poczuć, jak to jest mieć chłopaka?! Jestem żałosna. Chwila słabości i każdy może ze mną zrobić, co mu się żywnie podoba. Boże, jak to dobrze, że nie powiedziałam mu o chorobie... A gdyby to wykorzystał przeciwko mnie? Na pewno by to zrobił... Boże, przecież ja będę musiała wrócić na uczelnię! W nowym semestrze! A on tam, kurwa, będzie! Jezu, co ja zrobię... Nie, muszę załatwić przeniesienie do innej grupy. Koniecznie. A najlepiej namówić jeszcze na to Monikę.
Wstałam z sykiem z podłogi i lekko zachwiałam się na nogach. Podeszłam do lustra, oparłam się o umywalkę i powoli podniosłam głowę. O Boże... O my God...
Dolna warga była czerwona i opuchnięta, z rozcięcia biegła strużka już zakrzepłej krwi. Lewe oko otoczone czerwono-fioletową obwódką schodzącą aż poniżej kości policzkowej. Przekrwione od płaczu oczy ze spływającym w dół twarzy tuszem. Wyglądałam jak potwór. Bez dwóch zdań. Kolejna fala łez. Serio, mam ich aż tyle? Ciągle płyną i nie mogą przestać...
Ostrożnie pochyliłam się nad umywalką i opłukałam twarz. Zapiekła mnie warga, siniak koło oka zaczął pulsować tępym bólem. Jeszcze nigdy nie byłam tak poturbowana. Jeszcze nigdy nie byłam pobita, od tego trzeba zacząć. Wyjęłam z szafki wodę utlenioną i zaczęłam delikatnie przemywać rankę na ustach. Cholera, ale piecze. Miałam ochotę zagryźć wargi z bólu, ale to raczej nie był dobry pomysł. Delikatnymi ruchami zaczęłam zmywać mleczkiem resztki makijażu z twarzy. Szło mi dość opornie, zwłaszcza w okolicach lewego oka. Jasne, bądź osobą praworęczną, z uszkodzonym prawym nadgarstkiem i wyginaj go pod różnym kątem w celu umycia podbitego oka. No, normalnie scenariusz z horroru. Albo thrillera. Znalazłam jakąś maść na opuchlizny i siniaki i posmarowałam rękę. Nieporadnie owinęłam ją ciasno bandażem. Na lekcjach z pierwszej pomocy dostałabym maksimum tróję za takie krzywe bandażowanie. Na moje studenckie oko (prawe, bo lewe nie dość, że było podbite, to jeszcze, nie wiem kiedy, wypadło mi z niego szkło kontaktowe), to ręka nie była złamana ani zwichnięta. Wzięłam jeszcze sporą porcję maści i ostrożnie rozprowadziłam ją po brzuchu. Bolało straszliwie, zacisnęłam powieki hamując kolejne łzy. Przynajmniej nie musiałam na to patrzeć.
Wreszcie skończyłam opatrywać obrażenia, z wyjątkiem oka. Poszłam po ciemku do kuchni i wyjęłam z zamrażalnika paczkę mrożonych warzyw na patelnię. Przyłożyłam ją ostrożnie do podbitego oka. Ałaaa... Jak to cholernie boli... Usiadłam przy stole i weszłam w listę kontaktów na telefonie. Nika... Nie, teraz nie będę dzwonić. Dopiero jak bezpiecznie trafię do Berlina. Monika... Z nią też będę musiała pogadać, ale teraz też nie mam na to siły. Marcin... Kasuj. Połączenia od i do Marcina... O proszę, sporo nieodebranych z ostatniej godziny... Kasuj. Wiadomości...  Kolejne nieodebrane... Kasuj. Szkoda, że ze świata nie można go wykasować. Zrobiłabym to bez chwili namysłu. Kuchnia oświetlona tylko nikłym odblaskiem wyświetlacza mojej komórki wyglądała makabrycznie. Jak z filmu grozy. Boże, cały dzisiejszy wieczór był jak z filmu grozy. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zastygłam w bezruchu i szybkim ruchem wyłączyłam dźwięk w telefonie.
-Natalia, to ja Marcin. Otwórz.- zdenerwowany głos mojego byłego przebił się przez drzwi wejściowe. Nie odezwałam się. Po prostu udawałam, że mnie nie ma i modliłam się, żeby on w to uwierzył.
-Natalia, otwieraj!- pukanie zostało zamienione na łomot. Skuliłam się na krześle. Nie bałam się niczego i nikogo, oprócz mojej choroby i śmierci. Aż do tej pory. Teraz boję się swojego byłego chłopaka.
-Kurwa mać, wiem, że tam jesteś, suko! Otwieraj albo wyważę te jebane drzwi!!!- wrzeszczał Marcin. A jeśli naprawdę wyważy drzwi? Strach mnie całkowicie sparaliżował. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu.
-Natalia, otwieraj, do kurwy nędzy!!!- nagle usłyszałam odgłos otwierania drzwi wejściowych. Ale nie moich. U sąsiada. Dzięki ci, Boże...
-Panie, co się pan tak drzesz? Tu nikogo nie ma.- odezwał się pan Sójka. Mieszkał z żoną i szesnastoletnim synem dokładnie na wprost mojego mieszkania.
-Jak mam się nie drzeć, jak mi nie chce otworzyć, suka!- Marcin kopnął moje drzwi z taką siłą, że aż spadła jakaś kurtka z wieszaka w przedpokoju.- Nie wtrącaj się, człowieku, tam, gdzie cię nie chcą!
-Panie, cisza nocna jest, jakbyś nie wiedział. I w każdej chwili mogę zadzwonić na policję, żeby pana przymknęli za zakłócanie spokoju. Dziewczyna nie otwiera, bo jej w domu nie ma. I nie klnij pan!
-Zjeżdżaj, człowieku!- znowu kopnął drzwi. Zatrząsł się stół w kuchni.
-Danusiu, wykręć 997!- krzyknął w stronę żony pan Sójka.- Nie będę tolerować takiego zachowania, wyspać się nie można, dobija się pan do pustego mieszkania...
-Skąd, kurwa, pan wie, że do pustego?!
-Bo jestem sąsiadem! Od szesnastej w domu siedzę, a u nas się słyszy, jak dziewczyny wracają.
-Mam dzwonić na policję?- głos pani Danusi odbił się echem od ścian korytarza.
-Cholera!- Marcin rąbnął jeszcze raz w moje drzwi i z głośnym tupotem zbiegł ze schodów na ulicę. Sądząc po odgłosach samochodów, mało nie wpadł komuś pod koła. Przez chwilę było cicho. Usłyszałam delikatne pukanie.
-Pani Natalio? Wszystko w porządku?- muszę ich uspokoić i podziękować. Zwlokłam się z krzesła, odłożyłam mrożonkę na stół i ruszyłam do drzwi.
-Och, dzięki Bogu.- pan Bogdan położył dłoń na sercu.- Już się bałem, że pani się coś stało!
-Dziękuję za to, co pan zrobił.- powiedziałam cicho. Stałam w cieniu i nie było widać mojego oka.- Jestem panu winna czekoladki albo duże piwo.
-No, na piwo się skuszę.- zaśmiał się pan Bogdan. Pociągnął żonę za rękę.- Jakby się coś działo, to proszę dzwonić.
-Chwileczkę...- już chcieli odejść, ale ich zatrzymałam.- Jutro wyjeżdżam... Kilka dni mnie nie będzie. Mogą do mnie państwo zadzwonić, gdyby on... się jeszcze pojawił?
-Nie ma sprawy, kochanie.- pani Danuta uśmiechnęła się do mnie.- Zadzwonimy. Dobranoc.
-Dobranoc.- zamknęłam drzwi. Oni, jako jedyni sąsiedzi z naszej klatki byli znośni. Dobrze, że mieszkamy drzwi w drzwi. Gdyby to była pani Kozińska, to nie dość, że nie zareagowałaby na dobijanie się Marcina, to jeszcze zrobiłaby sobie popcorn i oglądała uważnie całą scenę, żeby mieć co opowiadać innym wścibskim sąsiadkom.

~~*~~

Nie spałam całą noc. Chociaż byłam wykończona, nie mogłam. Po incydencie z sąsiadami zaczęłam się pakować. Skończyłam dopiero koło drugiej w nocy, bo co chwilę coś leciało mi z rąk. Byłam w totalnej rozsypce, a niesprawna ręka i brzuch bolący przy każdym ruchu tylko mi wszystko utrudniały. Poza tym łyknęłam przepisaną porcję leków. Zadziałały zbyt pobudzająco jak na tę porę doby. Zmieściłam swoje rzeczy w jednej walizce i przygotowałam sobie ciuchy na rano. Potem położyłam się na łóżku, ale za Chiny nie mogłam zasnąć. Co chwilę przychodziły smsy wsparcia od chłopaków. Plus smsy z groźbami od Marcina. Jeżeli to jest jego prawdziwe oblicze, to wolę nie wiedzieć, jak wyglądałby nasz związek później. Chyba tak czy owak skończyłabym pobita.
Wierciłam się na łóżku parę ładnych godzin. W końcu stwierdziłam, że nie ma najmniejszego sensu, żebym tak leżała bezczynnie i o piątej zabrałam się za sprzątanie. Nawet nie chciałam słuchać muzyki, bo po uruchomieniu playlisty losowej włączyła się piosenka "Unbroken". I'm gonna love you like I've never been broken... Będzie cię kochała, jakbym nigdy nie została zraniona... No na pewno. Od razu wyłączyłam odtwarzacz w telefonie.
O siódmej cały dom już błyszczał. Brałam się za każdą robotę, tylko po to, żeby nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Ale z każdym szarpnięciem bólu wspomnienia były jeszcze bardziej wyraźne. W końcu weszłam do łazienki. Musiałam się przyszykować do wyjazdu. Dobrą godzinę zajęło mi maskowanie fioletowego śladu na twarzy. Warga była odrobinę mniej spuchnięta, a rozcięcie przykryłam dość dobrze szminką. Co innego podbite oko. Zużyłam chyba całą buteleczkę fluidu, połowę pudru w kremie i tyle samo w kamieniu. Ostatecznie się załamałam. Siniak z makijażem wyglądał praktycznie tak samo, jak bez niego. Tylko zamiast fioletowej barwy był brunatny. Sama nie wiem, co gorsze. Myślałam gorączkowo, czym przykryć to nieszczęsne oko. A może okulary? Nie, przecież moje korekcyjne mają normalne szkło, będzie przez nie widać... Idiotko! A przeciwsłoneczne?! Poleciałam pędem do pokoju Niki. Na pewno się nie obrazi, jak pożyczę sobie jej okulary. Były duże i idealnie zakrywały podbite oko. No, może z wyjątkiem dolnej krawędzi... Ale można było założyć, że to tylko taki cień na policzku.
Była dziewiąta, kiedy zadzwoniłam po taksówkę i przetransportowałam walizkę do przedpokoju. Założyłam czarny płaszcz i kozaki, wsunęłam na nos ciemne okulary. Rozpuszczone włosy wystające spod czapki idealnie zakrywały mi twarz. Jak jakaś, kurczę, celebrytka. Jeszcze tego by brakowało, żeby ktoś zrobił mi zdjęcie z podbitym okiem. Twitter zyskałby kolejny bilionowy trend: Kto pobił Natalię Maj? Czyżbyśmy odkrywali nowe, groźne oblicze One Direction? Wtedy to już bym urządziła na serio dziką awanturę tabloidom i brukowcom. A oni zlinczowaliby mnie publicznie za niecenzuralne słownictwo i niegrzeczne zachowanie. I to ja byłabym ta zła, mimo podbitego oka. Usłyszałam głośne trąbienie pod oknem. Taksówka już czeka.
Zbiegłam ekspresowo po schodach z walizką i wsadziłam ją do bagażnika samochodu. Zatrzaskiwałam klapę, gdy dobiegło mnie głośne wołanie:
-Natalia, do jasnej cholery! Stój!!!- obejrzałam się raptownie. O nie, nie, nie, nie, NIE! To on! Szybko wskoczyłam do taksówki.
-Niech pan jedzie! Jak najszybciej na Balice!- kierowca ruszył z piskiem opon, a ja obejrzałam się jeszcze za siebie przez tylną szybę. Marcin właśnie dobiegał do bramy kamienicy. Nie było już szans, żeby mnie dogonił. Widziałam wyraźnie, jak przeklina, wrzeszczy i ze złością przewraca kosz na śmieci. W końcu zniknął za zakrętem. Opadłam z ulgą na siedzenie. Ufff, jestem bezpieczna.
-Co, narzeczony? Nie chce pani za niego wychodzić za mąż? To niech pani da w gębę i się uspokoi.- powiedział kierowca zerkając na mnie w tylnym lusterku.
-Kłopot w tym, że to on mnie dał w gębę.- oznajmiłam sarkastycznie. Kierowca wybałuszył oczy.
-Jak to? Uderzył panią?!- zawołał zdumiony.
-A tak to.- zdjęłam okulary. Dobrze, że akurat staliśmy na czerwonym świetle. Facet wstrzymał oddech.
-O cholera. To pani niech ucieka jak najdalej! Takich to tylko do pierdla wsadzić, damski bokser, psiakrew!- bulwersował się mężczyzna.
-To właśnie wyjeżdżam.- wyjaśniłam zakładając znowu okulary.- Lecę do Berlina do przyjaciół.
-I bardzo dobrze. A jego, to niech pani unika jak ognia. Jeszcze się czegoś napije, naćpa i na śmierć zatłucze.- nie ma co, taksówkarze są genialni. Gdyby nie ta sytuacja, to wybuchnęłabym śmiechem, słysząc ton, z jakim kontynuował swoje wywody, ale wiedziałam, że miał rację. Miał pieprzoną rację, a ja powinnam się wstydzić, że nie jestem tak głupia i ślepa, że nie zauważyłam nic wcześniej.
Po kilku postojach w słynnych, wpieniających krakowskich korkach wreszcie dojechaliśmy na lotnisko. Dostałam już nerwicy przez tę powolną jazdę, za każdym razem, gdy hamowaliśmy lub się zatrzymywaliśmy, zerkałam za siebie, czy przypadkiem ktoś (wiadomo, kto!) nie biegnie za autem, a kierowca posyłał mi wówczas współczujące spojrzenie. Na szczęście, powstrzymał się od komentarzy.
-Dziękuję bardzo, reszta dla pana.- wręczyłam taksówkarzowi banknot.
-Dziękuję ślicznie i powodzenia życzę. A gdyby on kiedy wsiadł do mojej taksówki, to go na zbity pysk wywalę. Ja pani mówię, ja mam pamięć do twarzy, jak zapamiętałem gnoja, tak do śmierci tej zaplutej gęby nie zapomnę.- nawijał otwierając bagażnik.
-W takim razie dziękuję raz jeszcze.- chciałam się do niego uśmiechnąć, ale byłam tak roztrzęsiona, że z trudem utrzymywałam obojętny wyraz twarzy, a co dopiero mówić o uśmiechu. Złapałam uchwyt walizki i poszłam w kierunku odprawy. Miałam jeszcze ładnych parę godzin do odlotu samolotu, ale wolałam się wmieszać w tłum w strefie bezcłowej, byle tylko nie być wypatrzoną przez tego psychopatę.
-Dzień dobry. Miałam tutaj odebrać bilet.- zwróciłam się do urzędniczki w okienku.
-Nazwisko?- zapytała nie podnosząc na mnie wzroku znad monitora.
-Maj Natalia.
-Proszę pani paszport.- wyciągnęłam w jej stronę dokument. Obejrzała dokładnie książeczkę i zwróciła się w moją stronę.- Proszę zdjąć okulary.- westchnęłam i zdjęłam okulary tak, żeby tylko facetka mogła to zauważyć. Kobieta aż wciągnęła głośno powietrze na widok mojego oka. Zaraz jednak się opanowała i porównała zdjęcie z oryginałem.- Zgadza się, proszę bardzo.- podała mi bilet i paszport. Hm, uznała, że zdjęcie jest prawdziwe? Na moje oko była spora różnica między mną a fotografią, no ale dobra...
Poszłam w kierunku odprawy bagażowej. Przynajmniej tu nie było problemów z wyglądem. Już po pół godzinie mogłam w spokoju usiąść na krzesełku i czekać na swój lot. Jednak nie potrafiłam czekać spokojnie. Zaczęłam nerwowo chodzić tam i z powrotem po hali, rozglądając się niepewnie po towarzyszach podróży. W końcu usiadłam, ale za chwilę wstałam znowu, żeby znaleźć toaletę. Stanęłam przed lustrem w niewielkim pomieszczeniu i oceniłam wygląd swojej twarzy. Trzeba parę rzeczy poprawić... Wyciągnęłam niezbędny arsenał i szybko wprowadziłam drobne zmiany w ciemnej plamie wokół oka. Chociaż, jeśli być szczerym, to mogłam to sobie darować... Różnicy nie było.
Z każdą kolejną godziną denerwowałam się coraz bardziej. Nie uspokoję się, dopóki nie wyląduję bezpiecznie w Berlinie. Nagle odezwał się mój telefon.
-Halo?- podniosłam komórkę do ucha.
-Nattie? Gdzie jesteś?- usłyszałam głos Liama.
-Na lotnisku. Liam, boję się.- głos mi drżał, gdy to mówiłam.
-Spokojnie. My zaraz kończymy próbę i potem zaczynamy koncert. Jakbyśmy nie skończyli występować przed twoim przyjazdem, to po prostu zaczekasz na nas w takim pokoju specjalnie dla nas. Preston już po ciebie wyjechał i cię odbierze. Bez nerwów.- łatwo mu mówić.
-Okej.
-Trzymaj się, Nattie, do zobaczenia.-rozłączył się.
Już niedługo, Nattie. Już niedługo będziesz z daleka od Marcina i nic ci nie zrobi. Liam do tego nie dopuści, Harry do tego nie dopuści, i Lou, i Zayn, i Niall. Wszystko będzie dobrze. Everything's gonna be all right... Przypomniały mi się słowa "No Woman No Cry", które chłopaki mi śpiewali przez Skype'a. Odchyliłam głowę na oparcie krzesła i zasłuchałam się w odgłosy lotniska. Wszystko, byle tylko już o tym nie myśleć. Wyłapałam lekko zagłuszone przez gwar dźwięki muzyki puszczanej przez głośniki na hali. Znałam tę piosenkę, ale nie spodziewałam się, że ją mogą włączyć... "Gift Of A Friend" nie należy do ogólnoświatowych hitów. Ale tak bardzo pasowało do tej sytuacji...
-Sometimes You think You’ll Be Fine by Yourself
Cause a Dream is a Wish You Make all alone
Its Easy to Feel Like You Dont Need Help
But Its Harder To Walk On Your Own

You’ll Change
Inside
When You
Realize

The World Comes To Life
and Everything’s alright
From Beginning To End
When You Have a Friend
By Your Side
That Helps You To Find
The Beauty of all
When You’ll Open Your Heart and
Believe in
The Gift of a Friend
The Gift of a Friend

(Czasami myślisz, że poradzisz sobie sam
Ponieważ sen jest życzeniem, które spełniasz zupełnie sam
Łatwo jest czuć, że nie potrzebujesz pomocy
Ale trudniej jest iść samemu

Zmienisz się wewnętrznie
Kiedy uświadomisz sobie, że
Świat budzi się do życia
I wszystko jest w porządku
Od początku do końca
Kiedy masz przyjaciela
Przy swoim boku
To pomaga Tobie znaleźć
Piękno wszystkiego
Kiedy otworzysz swoje serce i
Uwierzysz w
Dar przyjaźni)


Zawsze mogę liczyć na przyjaciół. Oni mi zawsze pomogą, wiedzą o mnie wszyst... Nie, nie wiedzą o mnie wszystkiego. Powinnam im powiedzieć... Czy nie? Boże, tylko nie kolejny problem do rozkminiania! Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos, który wywoływał przez głośniki mój lot. Podniosłam się szybko z krzesła, wzięłam swój bagaż podręczny i pędem ruszyłam na pokład samolotu. Wyprzedziłam chyba wszystkich pozostałych pasażerów. Gdy już odnalazłam swój fotel, usiadłam na nim i odetchnęłam z ulgą. Nareszcie.

~~*~~

Wkroczyłam na berlińską halę, zgarnęłam walizkę z taśmy i wprost rzuciłam się do poczekalni. Jak to dobrze, że umieć mówić po niemiecku, inaczej nic bym nie rozumiała z otaczających mnie szwargotów. W sumie napisy były też po angielsku, ale te niemieckie były większe i zdecydowanie bardziej czytelne. Wpadłam do ogromnego pomieszczenia jak burza i od razu zauważyłam wysokiego, postawnego mężczyznę trzymającego kartkę z moim nazwiskiem.
-Dzień dobry. Jestem Natalia Maj, w skrócie Nattie.- wyciągnęłam do niego rękę. O matko, jaki on silny, zaraz zmiażdży mi palce! Na szczęście szybko puścił moją dłoń.
-Cześć, jestem Preston, ochroniarz chłopaków. Gotowa?
-Tak.- mruknęłam i ruszyłam za nim ciągnąc za sobą walizkę.
-Daj, ja to wezmę.- bez słowa podałam mu mój bagaż. Nie miałam ochoty na rozmowę, chciałam jak najszybciej znaleźć się wśród przyjaciół.
-Jedziemy prosto na koncert, ale nie wiem, czy się wyrobimy na przerwę, bo w tym całym Berlinie są takie korki, że się jedzie wolniej od ślimaków.- Preston sprawnie wyprowadził mnie z budynku lotniska i otworzył drzwi czarnego samochodu. Wsiadłam na miejsce obok kierowcy. Za chwilę ruszyliśmy i niemal od razu stanęliśmy w korku. Witamy w Berlinie.
-Cudownie.- skomentował Preston. Włączył radio i zaraz jęknął.- Niemiecka stacja. Żebym jeszcze coś rozumiał z tego gadania.- powiedział sarkastycznie. Wsłuchałam się w szprechanie spikera radiowego.
-Mówią coś o polityce... Coś o tym podsłuchu na telefonie Angeli Merkel.- ochroniarz spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Znasz niemiecki?
-Trochę. Uczyłam się w liceum i teraz na studiach, ale wszystkiego nie rozumiem.- wzruszyłam ramionami. Preston pokiwał głową i przełączył na jakąś płytę. Usłyszałam "We Will Rock You". Stary dobry Queen. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. O dziwo, udało nam się przejechać całe sto metrów. Przy kolejnej piosence, czyli "Show Must Go On" (nie jestem pewna, czy Preston dobrze wybrał płytę do jazdy samochodem...) postanowiłam przerwać to milczenie.
-Preston...- odwrócił głowę w moją stronę.- Czy... czy chłopaki powiedzieli ci, dlaczego tu jestem? A raczej, dlaczego musiałeś po mnie wyjechać?
-Nie. Nie pytałem, bo to nie moja sprawa, a Liam nie chciał zdradzić szczegółów.
-Przepraszam... Nie chodzi mi o to, że ci nie ufam czy coś... Ale...- przerwał moją nieskładną wypowiedź.
-Natalia, nie musisz mi nic opowiadać. Nie potrzebuję znać szczegółów, żeby wykonywać swoją pracę.- uśmiechnął się do mnie serdecznie.- Jakby co, to zawsze możesz na mnie liczyć. Masz problem, przyjdź, a ja ci pomogę.
-Dziękuję.- szepnęłam.
-No, nareszcie!- Preston ruszył z miejsca widząc dziurę między samochodami. Bezceremonialnie wepchnął się między Volkswagena i Audi. Kurde, też chcę tak umieć! Genialnie się wpasował pomiędzy auta, choć wydawało się, że się tam nie zmieści. Dobry kierowca.
Godzinna podróż upłynęła całkiem nieźle. Trochę rozmawialiśmy, dzięki poczuciu humoru Prestona mogłam się rozluźnić i uspokoić, ale nie do końca mi się to udało. Będę totalnie opanowana, gdy zobaczę 1D. Mężczyzna parę razy próbował mnie rozśmieszyć, ale po kilku próbach zrezygnował. Naprawdę chciałam się roześmiać, ale cały czas blokowało mnie ściśnięte gardło. Wydawało mi się, że gdybym się roześmiała na cały głos, to coś by mi się stało i wybuchnęłabym płaczem. Boże, Natalia, co z ciebie za histeryczka! Ale okej, rozumiem, teraz w sumie mam do tego prawo. W końcu, po wielu postojach w kilometrowych korkach dotarliśmy pod stadion. Preston podjechał od tyłu pod wejście dla personelu i obsługi technicznej stadionu. Weszliśmy do budynku i po przejściu długim korytarzem wpadliśmy na jakąś blondynkę.
-Cześć Preston! O, hej! Ty musisz być Natalia!- za chwilę tonęłam w objęciach kobiety zaskoczona takim powitaniem.- Jestem Louise Teasdale, ale mów mi Lou.
-Stylistka chłopaków. Przepraszam, nie rozpoznałam cię. Mów mi Nattie.- wyswobodziłam się z jej uścisku.
-Jasne. Cieszę się, że cię wreszcie poznałam, chłopaki często o tobie opowiadali. Widzę, że masz bodyguarda na dzisiaj.- zerknęła na uśmiechniętego Prestona.
-Powiedzmy, że tak.
-Dobra, to teraz ja cię przejmę.- zadecydowała Lou i wzięła moją walizkę od ochroniarza.- Zabiorę cię do rekreacyjnego, gdzie chłopaki przyjdą po koncercie.
Podążyłam za nią korytarzem. Słychać było głosy z areny, z tego co udało mi się zrozumieć, chłopaki odpowiadali na pytania z Twittera. Między piskami rozróżniłam głos Nialla i Zayna. Odetchnęłam z ulgą. Dotarłam do celu. Tu jestem bezpieczna. Zaraz ich zobaczę.
-Siadaj i zaraz...- urwała wyciągając z kieszeni wibrujący telefon. Szybko odczytała smsa.- Sorry, muszę iść. Problemy w garderobie. Rozgość się. Chłopaki przyjdą tu jak tylko się przebiorą po koncercie.- i zniknęła za drzwiami.
Oparłam się wygodnie o oparcie miękkiej kanapy i przymknęłam oczy. Nareszcie. 1D zaczęło śpiewać "Better Than Words". Uśmiechnęłam się do siebie po raz pierwszy od wczorajszego wieczoru. Jak to cudownie brzmiało. Moi przyjaciele. Byli na wyciągnięcie ręki. Podrapałam się po czole i zorientowałam się, że nie zdjęłam jeszcze okularów. No nic, nie będę straszyć ludzi swoim podbitym okiem. Podsunęłam szkła wyżej, żeby nie spadały mi z nosa.
-A teraz ostatnia piosenka!- przez ogólny entuzjazm przebił się głos Harry'ego.- Ej, ale bez nerwów, na pewno tu jeszcze wrócimy!
-Ta piosenka jest dedykowana wam wszystkim! Wszystkim, którzy jesteście na tym stadionie!- do głosu doszedł Lou.
-Żebyście nigdy nie zapomnieli o tym, co jest najważniejsze. Że nieważne, gdzie jesteście, zawsze możecie wrócić do domu, tam, gdzie nigdy nie jesteście samotni!- dokończył Liam.
Zaczęli śpiewać "Don't Forget Where You Belong".
-Been a lot of places
I've been all around the world
Seen a lot of faces
Never knowing where I was
On the horizon
But I know, I know, I know, I know
The sun will be risin' back home

Living out of cases
Packing up and taking off
Made a lot of changes
But not forgetting who I was
On the horizon
Where I know, I know, I know, I know
The moon will be risin' back home

Don't forget where you belong, home
Don't forget where you belong, home
If you ever feeling alone - don't
You were never on your own

And the proof is in this song

(Byłem w wielu miejscach
Podróżowałem dookoła świata
Widziałem wiele twarzy
Nie zawsze wiedząc gdzie byłem
Na horyzoncie
Ale wiem, wiem, wiem, wiem,
Słońce będzie wschodzić nad domem

Żyjąc na walizkach
Pakując i rozpakowując
Zmieniłem wiele rzeczy
Ale nie zapomniałem kim byłem
Na horyzoncie 
Ale wiem, wiem, wiem, wiem,
Księżyc będzie wschodzić nad domem

Nie zapomnij, gdzie twoje miejsce, dom
Nie zapomnij, gdzie twoje miejsce, dom
Jeśli kiedykolwiek czułbyś się samotny - nie
Nigdy nie byłeś sam

A dowód jest w tej piosence)

Doskonale wiedziałam, że ta piosenka w dużym stopniu odnosi się do mnie. Oparłam łokcie na kolanach, a dłonie wplątałam we włosy i wsłuchałam się w tekst. Wcześniej nie zwróciłam większej uwagi na tę piosenkę, ale teraz... Wow. Trafiłam tu, gdzie trzeba. Z nimi nigdy nie będę sama. Bo to jest mój drugi dom, z nimi, moimi przyjaciółmi. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Uch, już mam dość tego ciągłego płaczu, ale nie mogę go zatrzymać... Bo zrozumiałam coś jeszcze. Zdradziłam samą siebie. Postępując w ten sposób, godząc się na chodzenie z Marcinem... A przecież obiecałam sobie, że nie będę na siłę szukała chłopaka, bo to nie ma sensu, nie w mojej sytuacji. A gdy tylko nadarzyła się pierwsza lepsza okazja, zaraz zapomniałam o obietnicach. Trzeba być konsekwentnym w działaniu... Przełknęłam ślinę i spróbowałam opanować płacz. Jakoś mi się to udało, pytanie tylko, na jak długo...
Słuchałam, jak chłopaki żegnają się z fanami i schodzą ze sceny. Czekałam niecierpliwie, aż w końcu tu przyjdą. Wreszcie, po dłuższym czasie drzwi gwałtownie się otworzyły i stanął w nich Liam.
-Jesteś!- wykrzyknął i podszedł do mnie. Zerwałam się z kanapy i mocno go przytuliłam. Nie wytrzymałam jednak i rozpłakałam się. Nie myślałam o tym, że moczę mu koszulkę i pewnie będzie miał czarne i brązowe plamy z mojego makijażu na białym T-shircie. Ścisnęłam mocno w rękach materiał jego bluzki i czułam, jak delikatnie głaszcze mnie po plecach.
-Już jest w porządku. Nikt cię nie skrzywdzi...- powtarzał cicho cały czas mnie przytulając. W końcu zaczęłam się uspokajać. Razem ze łzami dałam upust emocjom, wypłynął ze mnie cały dzisiejszy stres, strach przed Marcinem, przed jego zachowaniem. Byłam bezpieczna. Byłam w domu.
-Nattie!- do pokoju wbiegli Niall i Zayn, a za nimi Louis i Harry. Odsunęłam się od Liama i wpadłam w objęcia Hazzy.
-Nareszcie jesteś!- powiedział zadowolony mocno mnie przytulając.
-Ej, my też chcemy!- Niall odsunął go na bok i uściskał mnie jak niedźwiadek.
-A ja to co?- Lou udał wielkie oburzenie. Uśmiechnęłam się przez łzy. Tommo otarł delikatnie moje mokre policzki i przytulił delikatnie. Dobrze, że delikatnie, bo chyba któryś z nich wcześniej uszkodził mi bolący brzuch. Na koniec przyszła kolej na Zayna. Uściskał mnie, ale zaraz odsunął na długość ramienia i ostrożnie zdjął mi okulary.
-Ja pierdolę...- szepnął. Reszta zauważyła, że coś jest nie tak. Gdy zobaczyli to co Malik, wstrzymali oddech.
-Zabiję go! Normalnie utłukę skurwysyna!- Hazza zacisnął dłonie w pięści, a z oczu wręcz biła mu wściekłość.
-Boże, Nattie!- Niallowi napłynęły łzy do oczu. Pięknie, zaraz wszyscy zaczniemy ryczeć.
-Jak on mógł ci to zrobić?! Dlaczego nie zadzwoniłaś na policję?!- zapytał Louis z rozpaczą oglądając moje obrażenia.
-Bo chciałam być od niego jak najdalej... Nie myślałam o policji, zresztą nie miałam świadków...- spuściłam głowę.- Jak niby miałam mu to udowodnić? Poza tym, on był pod wpływem. Odkryłam, że ćpał kokainę za moimi plecami.
-Poczekaj.- Liam wyciągnął chusteczkę higieniczną i delikatnie wytarł szminkę z moich ust. Syknęłam, gdy zruszył rozcięte miejsce.- Przepraszam.- szepnął i jeszcze raz mnie przytulił. Zacisnęłam powieki, niechcący trącił obity bok.
-Liam, czekaj. Robisz jej krzywdę.- wstrzymał go Zayn.- Natalia, tu też cię boli?- wskazał na mój brzuch. Ostrożnie skinęłam głową.
-Pokaż to.- zażądał Harry. Zawahałam się, ale po chwili podwinęłam bluzkę w górę.
-O mój Boże...- Louis zakrył usta dłonią, szeroko otwartymi oczami wpatrywał się wielkiego fioletowego siniaka pod żebrami. Liam patrzył na mnie z przerażeniem.
-Musisz to zgłosić na policję.- powiedział stanowczo. Niall zrobił się zielony na twarzy.
-Niedobrze mi.- jęknął i poleciał pędem do łazienki. Dobra, starczy tego. Zasłoniłam brzuch.
-Jeszcze ręka?- Harry patrzył na bandaż na nadgarstku.
-Chłopaki, proszę... Skończmy teraz ten temat...- powiedziałam błagalnie.
-Okej.- westchnął Zayn i delikatnie objął mnie ramieniem.- Nie tak to miało wyglądać.- powiedział cicho.
-Co?- zerknęłam na nich.
-Nasze spotkanie. W ogóle się nie uśmiechasz...- powiedział niepewnie Liam.
-Chciałabym... Ale jakoś... Nie mogę.- wyszeptałam bezradnie. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Niall, a za nim Paul.
-Cześć Nata...- urwał widząc mój stan.-...lia.- dokończył po chwili.
-Dzięki, Paul, za załatwienie biletów i przepraszam za kłopot.- powiedziałam do niego.
-Nie ma sprawy, chociaż dalej mam ci za złe, że nie przyjęłaś propozycji kontraktu.- próbował zażartować, ale jakoś nikomu nie było do śmiechu.- No tak, hm. Dobra, ludzie, bus już zajechał, jedziemy do hotelu.
Skinęliśmy głowami i poszliśmy za nim korytarzem. Założyłam z powrotem okulary, gdy zobaczyłam tłum nastolatek przed wyjściem. Drzwi się otworzyły i zaatakował nas wielki, potworny, gigantyczny pisk i wrzask.
-Louis! Tommo!!!
-Harry, kocham cię!
-Zayn, podpisz mi się! Zerrie forever!!!
-Niall, wyjdź za mnie! Kocham Nando's!!!
-Liam! Liam!!! Love you!!!
-Chłopaki, tutaj!
-Hazza, Lou!!!
-ZAAAYYYNNN! NIAAAALL!!!
-Liam, ożeń się ze mną!!!
Ogólna paranoja. Chłopaki podeszli do dziewczyn, a mnie ochrona poprowadziła od razu do samochodu. Po paru minutach wreszcie ruszyliśmy.
-Mamy apartament w hotelu, dla ciebie będzie osobny pokój.- powiedział Harry.
-Specjalnie taki zarezerwowaliśmy!- wyszczerzył się Niall.- I mamy kuchnię na wyłączność, tak jak obiecałem.- pamiętał, że mam mu gotować. No, on by nie pamiętał o jedzeniu...
Nie odpowiedziałam, bo dziwnie się czułam. Zaczynało mi się kręcić w głowie, ale przypisałam to zmęczeniu lotem i ostatnimi wydarzeniami. Hotel był całkiem blisko i oczywiście wejście było mocno oblegane. Chłopaki jednak nie zatrzymali się przy fankach, od razu ruszyli w stronę recepcji. Tylko parę razy pomachali w kierunku dziewczyn. Ledwo się trzymałam na nogach, ale następnym razem ich za to objadę. Dziewczyny tak na nich czekały...
Weszliśmy do budynku i stanęliśmy przy windach. Paul odbierał klucze w recepcji. Oparłam się o ścianę. Zawroty głowy nie ustąpiły, były coraz silniejsze. Oblał mnie zimny pot. Tylko nie to... Nie teraz! Wiedziałam, że powinnam wziąć leki, ale nie miałam siły podnieść ręki. Podłoga zaczęła się przybliżać...
-Natalia!
Zapadła ciemność.




____________________________________________
Drama time... ^.^
WOW. Zagalopowałam się, czy może być? :P mnóstwo nieoczekiwanych zwrotów akcji, większość pomysłów wypłynęło w trakcie pisania, a co najlepsze? Że rozdział w 80% powstał dzisiaj :)

Następny dopiero w niedzielę, albo nawet po niedzieli, gdyż, iż, ponieważ jadę na cztery dni do Krakowa :) spróbuję coś dodać, ale nic nie obiecuję =)

Jutro moja pierwsza jazda po Lublinie! Uciekajcie z miasta póki czas :P ;P

Komentujcie :* chyba po tym rozdziale będziecie mieli sporo do powiedzenia, tak coś czuję...

Pozdrawia was zwariowana, zakręcona i podekscytowana jutrzejszym siedzeniem za kółkiem
Roxanne xD

28 komentarzy:

  1. Ja wiedziałam!!! Ten Marcin cały czas mi się nie podobał!!! Ja pierdziele jeszcze jak on pobił Natalię!! Ale chłopaki byli tacy djndidbsydbsihzg *.* Horan zawsze o jedzeniu <33 Taki mamy klimat xd Życzę bardzo, barddzo, bardzdzdzo dużo weny!!!!!!! <3 / Caroline.xdd. Zapraszam do nas :
    http://little-things-one-direction-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa!
    Co tu się stało ?!
    Marcin!
    TY!
    TY...!
    Tyyyy!!!!!
    @#$%^&*
    Biedna Nattie :(
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. O MÓJ BOŻE! KUR₩@ MAĆ NO ZABIJĘ GNOJA!! JAK ON MÓGŁ NO JAK ON MÓGŁ !? NIE WYTRZYMAM ZROBIĘ MARCINA Z KARTONU I GO NORMALNIE PODPALĘ ŻEBY ZGINĄŁ W MĘCZARNIACH!!! UGGHH.!! Z A B I J Ę !!! KUT@$ JEDEN!! BIEDNA NATALIA!! MAM NADZIEJĘ ŻE ONA IM POWIE ?!
    Za ten rozdział mogę Cię kochać i nienawidzić a przecież od miłości do nienawiści jeden krok...
    /Muffin
    PS : Mam nadzieję że dostałaś informację o LBA :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałam info i dziękuję ci baaardzoooo :* za chwilę się tym zajmę ;)
      Hah, dzięki za kom :*

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :* następny jak pisałam wyżej, dopiero w weekend lub tuż po nim, wszystko zależy od dostępu do kompa, bo na moim boskim telefonie rozdziałów pisać się nie da... :)

      Usuń
  5. Marcin ty chuju!!
    Ugh, mam ochotę go zabić.
    Mam nadzieję, że ci jej nie jest i oni wkońcu się dowiedza o chorobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się okaże w kolejnym rozdziale :)
      dzięki za kom <3

      Usuń
  6. Nie chcę czekać do niedzieli... To za długo... ;P

    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na to nie poradzę :( postaram się pisać w każdej wolnej chwili, żeby wyrobić się jak najszybciej, ale nic nie obiecuję :*

      Usuń
    2. Dziękuję <3

      ~Hope

      Usuń
  7. Tyy!
    Nie dość, że w takim momencie to jeszcze Marcin ją pobił?
    Szykuj się na długi komentarz!
    Jakim prawem ją uderzył?
    Chętnie bym go teraz wykastrowała, zabiła i zakopała.
    Ja zawsze mówiłam, pisałam, że ten cały Marcinek jest idiotą od siedmiu boleści!
    Ale kto mnie tutaj słucha?
    NIKT.
    Nattie ma być z Liamem! Jaasne?
    Oni do siebie pasują!
    Kiedy oni się pocałują no ile mam do jasnej anielki czekać?
    Sceną +18 też nie pogardzę! (Hahahahahahah xd)
    Nooo... Proszę cię!
    Aaa.. widzę, że choroba Natalii daje się we znaki. (Pieprzony Marcin)!
    No co ja mogę napisać?
    Aaaa... że do niedzieli mam wytrzymać jak tu takie rzeczy się dzieją!?
    Nie, nie, nie!
    Chyba, że będzie pocałunek to wtedy okay!
    Więc ja się żegnam całuję i teraz przez ciebie cały dzień będę się zastanawiać nad ich pocałunkiem. Dzięki! :D
    Ps. I tak kocham twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cię słucham, ja! :D
      Wiem, że Liam i Nattie do siebie pasują, ale znając moją wyobraźnię to jeszcze sporo wam tu nakomplikuję, spokojnie :P
      Ech, scena 18+...? Nie mam w ogóle wprawy w pisaniu takich scen i hmmm, chyba w tym ff ona się nie pojawi... Ale zobaczę, może uda mi się ją gdzieś wcisnąć.
      Spróbuję dodać coś wcześniej, ale nie obraźcie się, jeśli to będzie ponad moje siły i możliwości :* <3

      Usuń
  8. Noo nooo nooooooooooooo :O
    1: Marcin- jest (jak to osoby wyżej wymieniły) taki i taki ( nie bd wypisywać takich nie cenzuralnych słów) wiedziałam, że ćpa ale jestem w szoku, że posunął się do takiego czynu ! i nawet nie usprawiedliwia go to, że był pod wpływem !
    2: Natalia- bieeedna, naiwna ( jest trzeba to przyznać nie oszukujmy się! ), ale potrafiąca dokopać facetowi nawet gdy opada z sił. Jestem jej wieeelką fanką, po dzisiejszym rozdziale, (jak i pewnie jeszcze wiele takich akcjach) troche popłacze, ale nie użala się nad sobą ! A życie atrakcji jak widać jej nie oszczędza :c Trzymaj się Nattie !
    3: Sąsiedzi - Ziomalee moje kochane ! Jak to dobrze mieć takich sąsiadów ! Troche śmiechu jak na taką akcje to było, muszę przyznać. Świetnie rozładowałaś tą atmosferę dodając tą rozmowę z Bogdanem i Danusią xD
    4: Taksówkarz - Przy tym tez się uśmiałam ! Ale miło z Jego strony !
    5: Preston - Noo takiego ochroniarza to chciałby mieć chyba każdy ! Nie wtrąca się, wesprze jak potrzeba, zaoferuje pomoc, rozśmieszy <3
    6: Lou- jak zawsze pomocna, wesoła i wgl <3
    7: Liam -o i taki facet to skarb ! Po prostu jak On się w tym rozdziale zachował to jest cudowne <3 Popłakałam się ze wzruszenia :'( <3 Pisałabym tak jeszcze o Nim duuużo i jeszcze więcej, ale tego co o Nim myśle to się nie da ubrać w słowa. Powinno wystarczyć: uroczy, kochany, cudowny, słodki itp.... <3 <3 <3 Latalie <3 <3 <3
    8: Harry - Hazzusiu mój najdroższy ! To jest przykład prawdziwego przyjaciela ! Nie ważne jak go obrazisz ( rozmowa przez Skype o Marcinie i Ashley) On i tak się nie odwróci. Nie wypomina Ci tego że miał racje. Po prostu jest, i to się liczy ! <3 Muua <3
    9: Niall - tak tak. Jedzenia. Kuchnia. Best things ever ! Ojjj słodziaśny się mało co nie popłakał :c <3 Kocham <3
    10: Louis - Tommo dlaczego nie zapodałeś jakimś żartem co by pomogło podnieść Nattie na duchu ?! :c Mało dzisiaj z Nim było i nie ma co się rozpisywać ;) <3
    11: Zayn - Jego też nie wiele, ale i tak słodziaśny jest jak się tak troszczy o Nattie <3 <3 <3 Kocham <3

    Noo z osób to by było na tyle :) Teraz ogólnie :)

    Piękny rozdział naprawde !. hahaha " Drama Time" <3
    Czytałam z zapartym tchem !
    Wywołało u mnie ogromne emocje: płacz,śmiech,szok ! i to wszystko w jednym rozdziale... BRAWO !
    Co do tego,że tak skończyłaś.. to chyba wiesz że jesteś na mojej " liście poszukiwanych do zabicia za takie kończenie rozdziału" nie?! :)
    Prośba: dodaj w niedziele kolejny. Prooszę, Błagam Cię na kolanach !!! <3
    Powodzenia na jeździe !!!
    hahahaha tak jak napisałaś trochę się rozpisałam, ale taki rozdział był tego wart !!!
    Mój najdłuższy komentarz :O :O :O Powodzenia z czytaniem :)
    Kocham :* Gaba :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja reakcja na komentarz? O.O o.o WOW.... a potem ^.^ :D:D :D
      Tak, dokładnie, twoje słowa ogromnie poprawiły mi humor. I skoro napisałaś tak dużo, to moja odpowiedź też będzie długa. Uwaga, uwaga... Zaczynam!

      1. Marcin był pod wpływem, ale zgadzam się z tobą, nic nie usprawiedliwia jego postępowania!
      2. Nattie... chciałam stworzyć ją jako silną osobowość i chyba mi się to udało ;)
      3. Sąsiedzi- to jeden z pomysłów spontanicznych, które wyszły w trakcie pisania :) trzeba było urozmaicić tę akcję :P
      4. Taksówkarz :) pomyślałam, że przecież nie będę smęcić przez milion linijek, trzeba się też mimo wszystko pośmiać :)
      5. Preston... Mogę tylko powiedzieć, że on się jeszcze w opowiadaniu pojawi... To nie jest bohater na jedną scenę, jeszcze Natalii pomoże ;)
      6. Lou, ona też będzie występować, pozytywnie nastawiona do życia osoba, jak większość koleżanek Nattie :)
      7. Liam ^.^ moge tylko potwierdzić twoje słowa :D
      8. Harry- świetny przyjaciel, zgadzam się :) oby takich jak najwięcej :P
      9. Niall ;P to po prostu Nialler, człowiek jak go widzi lub o nim czyta to sam się do siebie uśmiecha, przynajmniej ja tak mam, jak czytam o nim fanfictiony :P
      10. Louis... chyba sytuacja przerosła jego tradycyjne poczucie humoru... ale nie na długo :) jeszcze będzie się często pojawiał :P
      11. Zayn- zwiększymy trochę jego rolę... moja wyobraźnia juz szykuje malutkie zamieszanie =)

      Bardzo się cieszę, że tak ci się podobało, teraz nie mogę obniżyć poziomu, kolejne rozdziały nie mogą być gorsze! :P
      A z jazdy właśnie wróciłam... skoro ja żyję, Lublin jeszcze stoi, a instruktor nie zszedł na zawał, to chyba było nieźle :) 12 razy zgasł mi silnik, zaliczyłam parę krawężników... BYŁO GENIALNIE :D ja chcę więcej! :D
      Dobra, kończę, bo muszę się pakować na wyjazd :) też się rozpisałam :P
      Pzdr. :*
      Rozdział z całych sił postaram się dodać na niedzielę <3

      Usuń
  9. Zabić Marcina
    Dobrze, że mieszkam jakieś 30 km od Krakowa
    Jak mogłaś przerwać w takim momencie
    Jak można być takim chujem jak Marcin i pobić Natalię
    Czekam na konfrontację jego i chłopaków i żeby mu w mordę przywalili jak on Nattie
    Nie wiem czy doczekam do niedzieli, ale wiem, że to jest mój ulubiony blog razem z furious-fanfiction.blogspot.com i youngloovers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, kolejne linki do czytania :D fajnie :)
      Jak bedziesz jechac do Krakowa w sprawie pana B.- daj znac :)

      Usuń
  10. Kocham te twoje zwroty akcji!
    Czekam z niecierpliwością na niedzielę.
    Baw się dobrze w Krakowie! :)
    Pierwsza jazda na pewno pójdzie super!
    Nigdy nie lubiłam Marcina, dalej czekam na Natalię i Liam'a jako parę.
    Życzę udanej wycieczki, miłych wakacji i dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza jazda poszla genialnie :) w Krakowie tez jest super, na rynku wieczorem genialnie tanczyli break dance :D
      Thank you :*

      Usuń
  11. I want to kill Marcin!!!!
    Zabiję gnoja!
    Przecież ona ma białaczkę, a jego zachowanie może się źle skończyć. Ja wiedziałam!!! Wiedziałam, że to huj jebany. Kurwa wiedziałam!
    :(
    Dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga. Co prawda znalazłam go trochę wcześniej, ale ja zawszę robię tak: znajduję blogi, odkładam je i wtedy gdy wiem, że jest odpowiedni czas na przeczytanie bloga to to robię :)
    Uwierz mi gdy go czytam raz się śmieję raz płaczę. Twój blog bardzo na mnie wpływa. Załączyłam teraz dwa filmy o białaczce : Now is good i Szkołę uczuć.

    Nie no please... po zakończeniu tego rozdziału nie wiem co mam zrobić, ale mniejsza z tym!
    Życzę powodzenia na pierwszej jeździe! Miłej zabawy w mieście zwanym Kraków! :D
    Sweet Berry :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa przepraszam za błędy jeśli są.. jeszcze nie ochłonęłam po przeczytaniu xD Bay :)

      Usuń
    2. Hah, tez mam podobną metodę na czytanie blogów :P
      Bardzo się cieszę, że spodobał ci się mój blog :*
      Dziękuję i pozdrawiam nową czytelniczkę <3

      PS. Szkołę uczuć oglądałam, ale Now is good... muszę obejrzeć :D

      Usuń
  12. jeju...
    ten rozdział jest taki piękny ♡
    siedzę i becze jak głupia :')
    Marcin
    nie no bydle jedno damski bokser skurczybyk rąbany niedorozwinięty
    co za dupek
    nie wierzę :c
    ma teraz ochote wbić się do opowiadania i nogi z tyłka mu powyrywać a łep urwać z korzeniami !!!!!!!!

    wiedziałam że to dupek skończony idiota kretyn debil ćpun rąbany ale że damski bokser ?
    Natke tak pobić ?
    Ciocta jeden pierdzielony !
    niech z równymi się bije a nie !
    Przecież ona jest chora jeszcze zemdlała no nieee ;c

    jak jej stan się dramatycznie pogorszy to zabije go albo dam na pożarcie lwom lub sępom

    jest teraz z 1D ale nawet nie myślałam że to spotkanie będzie tak wyglądać :ccc

    Chłopaki teraz się dowiedzą o białaczce...
    mam nadzieje że wyjdzie tego
    ups.. błąd

    ona musi i wyjdzie z tego !

    biorąc pod uwage że pisałaś to 1 a ja dopiero dzisiaj komentuje to jestem strasznie ciekawa jak wrażenia po pierwszej jeździe ;)

    Trzymaj się kochana ;*

    #sweet9893

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Wrażenia po jeździe? Było zajebiście! W skrócie: wyjechaliśmy od razu na miasto, silnik zgasł mi 12 razy, w tym 2 razy na środku skrzyżowania, zaliczyłam ze 3 krawężniki i znienawidziłam totalnie sprzęgło :D super było, jutro następna i już się doczekać nie mogę :P

      Usuń
  13. SUPER SUPER SUPER!
    Boże, nie wiem jakimi słowami mam opisać ten rozdział XD
    Z racji tego, że nie potrafię pisać długich komentarzy liczę na to, że słowo '' super '' mimo wszystko wywoła na twojej twarzy uśmiech i zmotywuje do dalszej pracy :D
    Miłych wakacji Buziaki :**



    ______________________________
    Wpadniesz do mnie? :D
    Jest dopiero pierwsze opowiadanie i sama chciałabym wiedzieć czy się do tego nadaje ;p
    SOOOŁ WBIJAJ http://polskieimaginyzonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Tak, słowo "SUPER" zdecydowanie wywołało u mnie uśmiech :)
      Wpadnę z chęcią, jak tylko znajdę wolną chwilkę ;) już mi się kończą książki do czytania, więc spodziewaj się mnie na swoim blogu :P

      Usuń