-Co jest?- Tommo stanął w progu salonu. Liam uniósł w dwóch palcach kawałek materiału.
-To nie są przypadkiem twoje gacie?- Lou podszedł bliżej i przyjrzał się temu uważnie.
-Na moje skromne oczko, to jest porwana skarpetka, ewentualnie pończocha i nie, nie jest moja, bo jak wszem i wobec wiadomo, ja skarpet nie noszę.- oświadczył dobitnie, po czym klęknął na podłodze i wydobył coś spod kanapy.- Ale to już moje.- stwierdził z zadowoleniem niosąc podkoszulek do walizki.
-Oszaleję niedługo!- jęknął Liam wyrzucając do śmieci opakowanie po batoniku.
-Liam?- postanowiłam zmienić temat i przerwać jego męczarnie.
-Hmm?- nawet na mnie nie spojrzał, ponieważ dokonywał bardzo dokładnej rewizji kuchennych szafek.
-O której ja mam ten samolot?- Paul poświęcił dla mnie jeszcze trochę swego cennego czasu i załatwił mi bilety na samolot. W sumie jeszcze mi ich nie dał, ale wiem, że lecę tego samego dnia, co chłopaki.
-O tej samej godzinie, co my.- mruknął w drodze do swojego i Louisa pokoju. Jak to, o tej samej godzinie? Dwa samoloty startują w tym samym momencie, w tej samej sekundzie? Nawet na berlińskim lotnisku to nie jest chyba możliwe... Zawsze jest paruminutowy odstęp, no nie?
-Ale chwila...- podreptałam za nim, ale zamknął się w łazience. Okeeej, nie będę naruszała jego przestrzeni osobistej. Zamiast tego cofnęłam się do pokoju Nialla i Hazzy.- Chłopaki?- w pokoju siedział tylko Niall. Zmieniłam front.- Niall, jak noga?
-Bez zmian.- skrzywił się i delikatnie pomacał prawe kolano.- Na szczęście dziś będziemy w Londynie i od razu ruszamy do kliniki. Poleżę tam sobie przez noc, przetrwam dzielnie zabieg, a potem pokuśtykam na galę.
-Jaką galę?- zaciekawiłam się siadając obok chłopaka na łóżku.
-Brit Awards. Mamy dwie nominacje.- pochwalił się chłopak.
-Jedną za "Best Song Ever", prawda?- upewniłam się.
-Nom, i jeszcze Brit Global Success.
-Wow, ja to mam szczęście.- roześmiałam się.- Zadawać się z najlepszym światowym zespołem muzycznym.
-Jeszcze nie wygraliśmy.- zaznaczył Nialler.- A jak ty się czujesz?- przygryzłam wargę.
-Ujdzie w tłoku. Ale mogło być gorzej. Przynajmniej już o tym tak nie myślę.
-Bardzo boli?- spytał nieśmiało. Podniosłam koszulkę i lekko ucisnęłam sine miejsce.
-Teraz jakby nie...- zastanowiłam się.- Ha, ale za to kolorek jest lepszy!
-Ta, no bardzo.- mruknął sarkastycznie.- Jak dla mnie, to mogłoby to mieć jeszcze lepszy kolorek.
-Oj tam, oj tam, przejmujesz się.- zakryłam z powrotem brzuch.- Gorzej z okiem. Całe szczęście, że da się to ukryć pod okularami. Jeszcze Directionerki mnie nie wypatrzyły.
-Oj, Nattie, Nattie.- westchnął i cały czas uważając na nogę lekko mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
-Niall?
-No co?
-O co chodzi z tym samolotem? Lecę o tej samej godzinie co wy?- przeszłam do sedna.
-No, to by było raczej dziwne, gdybyś nie leciała o tej samej godzinie, skoro wsiadamy do tego samego samolotu.- zaśmiał się Horan. Odsunęłam się od niego i zmarszczyłam brwi.
-Jak to tym samym?! Lecicie do Polski?- zawołałam nic nie rozumiejąc.
-Nie.- sprostował Niall.- Ty lecisz do Anglii.- otworzyłam usta próbując coś powiedzieć, ale kompletnie mnie zatkało. Nie tak się umawialiśmy! Jak zaraz im coś powiem...
-Wszyscy do mnie!!!- ryknęłam na cały głos. Za dosłownie dwie sekundy do pokoju wpadło kłębowisko rąk i nóg.
-Jak chodzisz, baranie!- darł się Harry na Zayna, który próbował zepchnąć z siebie Louisa i jednocześnie wyciągnąć spod szafy zapalniczkę, która tam przed chwilą wpadła.
-Nie moja wina, że łazisz jak jakaś kaleka!- odparował Malik wijąc się pod Lou.- Tommo, złaź, grubasie!
-Ja jestem gruby?! Ja jestem gruby? No, na pewno! A ty dymisz jak piec kaflowy!- odgryzł się Louis wstając z podłogi.
-Co tu się stało?!- Liam pędem przeleciał przez korytarz i próbował wyhamować przed rozwalonymi na parkiecie Hazzą i Zaynem. Niestety, nie wyszło mu. Przekoziołkował na środek pokoju.- Ałaaa! Harry, cioto, opiłuj te łokcie, bo są ostre jak brzytwa!- ja z Niallem pokładaliśmy się ze śmiechu. Wreszcie spoważniałam i od razu przeszłam do rzeczy.
-Dlaczego mi nie powiedzieliście, że lecę z wami, co? Przecież mówiłam, że nie chcę wam się zwalać na głowę! A poza tym...- Harry przerwał moje wywody podnosząc się do pionu.
-A poza tym, chcemy, żebyś poleciała z nami póki mamy urlop. Spędzimy trochę czasu razem, odetchniesz, wypoczniesz...
-Tamten zboczeniec cię nie dopadnie...- dorzucił Zayn.
-I to nie jest żaden kłopot, tylko wręcz przyjemność. Kiedy ostatnio się widzieliśmy w realu?- zapytał Lou.
-Eeee... Za pierwszym razem, czyli w listopadzie.- przyznałam.
-No widzisz! Lecisz z nami! Nie widzę żadnej innej opcji i moje marchewki też nie widzą lepszego wyjścia.
-Ale...
-Nattie, nie prostestuj.- Niall objął mnie ramieniem.- Jeszcze mi polskiego obiadku nie ugotowałaś.
-Ale...
-Ani słowa więcej.- powiedział Liam stanowczo.- Lecisz z nami i bez dyskusji.
Westchnęłam tylko i poczłapałam do swojego pokoju sprawdzić, czy mam na wierzchu paszport i dokumenty. I tak z nimi nie wygram, trzeba będzie się podporządkować... Kłopot w tym, że ja nie cierpię się podporządkowywać!!!
~~*~~
-No przecież się budzę...- mruknęłam rozespana.- Zobacz, jak bardzo wstaję.- wyjęłam z uszu słuchawki i wyłączyłam "She Doesn't Mind". Przeciągnęłam się tak mocno, że aż poczułam lekki ból w zranionym brzuchu. Od razu opuściłam ręce.- Dolecieliśmy?
-Właśnie kołujemy nad Londynem.- Louis, który siedział z tyłu za nami, wcisnął swoją głowę między nasze oparcia.- O, patrz! Widać Tamizę!- wrzasnął mi prosto do ucha uradowany powrotem do domu. Nawet nie miałam serca się na niego wydrzeć za pozbawianie mnie słuchu.
-No, chłopaki, po trafieniu do domu macie wolne.- Paul uśmiechnął się szeroko. Na pokładzie byliśmy tylko my plus ochrona. Reszta zespołu, Lou ze stylistkami, wszyscy polecieli wcześniejszym samolotem.- Niall, ty nie jedziesz do domu, tylko od razu do szpitala. Już umówiłem cię z ortopedą, zajmą się twoim kolanem jeszcze dziś. Prawdopodobnie przenocujesz na oddziale, a jutro wrócisz do domu, jak nie będzie powikłań. Trochę sobie jeszcze poskaczesz o kulach.- posłałam mu współczujące spojrzenie. Biedny Niall. Kule to zmora. Wiem coś o tym, bo jak miałam trzynaście lat, złamałam nogę. Nie umiałam przejść dwudziestu metrów na tym okropieństwie bez potknięcia się lub przewrócenia. Brrr. Horan chyba też odkrył tę prawdę, bo męczył się z kulami od wczorajszego wieczoru.- Louis, wiem, że chcesz się spotkać z Eleanor, nie wierć się tak. Ona i tak przyjeżdża jutro rano.- zgasił Tomlinsona manager.- I to chyba wszystko... A, Natalia!- podniosłam głowę zaalarmowana.- Fanki nie wiedzą o twoim przylocie, z tego co kojarzę, ale dla bezpieczeństwa zakryj oko.
Dobrze, że mi przypomniał. Zaraz rzuciłam się na poszukiwania wspaniałych okularów Niki w torebce. Od razu włożyłam je na nos i sprawdziłam w lusterku, jak to wygląda. Siniak nie zmalał, ale dało się go w miarę schować...
W końcu wyszliśmy z samolotu na płytę lotniska Heathrow. W Londynie lało. A co, Nattie, spodziewałaś się słońca i trzydziestu stopni? W Londynie? W lutym?! Szybko udaliśmy się na halę. Obsługa lotniska zajęła się naszymi bagażami, a nas czekała ciężka przeprawa... Przez podwójne drzwi słychać było krzyki i piski.
-To się zacznie...- mruknął Liam.
-Harry, ożeń się ze mną!- pisnął Louis jak prawdziwa Directionerka, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Na dobry początek.
-Stary, nie mogę.- Hazz udał smutek.- Wiesz, ile serc złamiemy naszym ślubem?
-Ale wtedy pokażemy światu prawdę o Larrym! Nie bądź taki!- dramatyzował Lou.
-Harry, nie rób mi tego!- wrzasnęłam wieszając się na ramieniu Stylesa.- Nie zdradzaj mnieee!- udałam płacz.
-Louis, sam widzisz...- Harry rozłożył bezradnie ręce.- Nie mogę jej tego zrobić.
-Natalia, jak możesz? Ranisz mnie i moje uczucia!- Louis schował się w ramionach Liama.- Liam, powiedz jej coś...
-Coś!- walnął Payne. Ryknęliśmy znowu śmiechem.
-Boże, zostawić was na sekundę...- Paul stanął przy nas kręcąc głową z niedowierzaniem.- Natalia, ty też?- dostaliśmy kolejnego ataku śmiechu.
-Ja to chyba najbardziej.- wykrztusiłam. Higgins spojrzał z powątpiewaniem na Louisa, który właśnie próbował wskoczyć Zaynowi na głowę.
-Znowu zaczynam się zastanawiać nad zmiana pracy...- westchnął.- Dobra, idziemy. Wasze dziewczyny i żony czekają.- powiedział otwierając pierwsze drzwi.
-Czas rozkręcić show!- Zayn wziął Hazzę i Lou pod ramię i przemaszerował przez drzwi. Ja z Liamem szliśmy koło Nialla, żeby w razie co pomóc mu z kulami, ale Horan wbrew pozorom radził sobie znakomicie. Kuśtykał dzielnie z uśmiechem na twarzy w stronę wyjącego tłumu krwiożerczych bestii zwanych potocznie Directionerkami.
-AAAAA! Harry!!!
-Zayn, Zayn, ZAYN!!! Tutaj!
-NIALL!!! CO SIĘ STAŁO?!!!
-Nialler! Co się dzieje?!
-Natalia, to Nattie! Nattie!!!
Wow, udało mi się wyłapać swoje imię wśród tych krzyków. Uśmiechnęłam się i pomachałam w stronę tłumu.
-Podejdźcie do nich na chwilę.- powiedział manager.- Nialler, dasz radę?
-Dam.- Horan posłał mu uspokajający uśmiech.
-Aha, jasne.- Paul nie był przekonany.- Natalia, pilnuj go.
-Spoko.- razem z Niallem podeszłam do barierek. Obok nas Louis tryskał dowcipem i rozdawał autografy na wyścigi z Liamem.
-Natalia! Cześć!!!
-Zrobisz sobie ze mną zdjęcie?
-Emm... Okej.- ustawiłam się do zdjęcia.
-A możesz zdjąć okulary?- druga dziewczyna też chciała ze mną zdjęcie.
-Sorry, ale nie.- przeprosiłam ją.- Wyglądam koszmarnie, uciekłybyście z krzykiem.- zażartowałam pozując do fotki. Z boku Niall uśmiechał się do innej dziewczyny.
-Niall, co się stało?!- to pytanie padało ze wszystkich stron.
-Kontuzja, ale wszystko jest pod kontrolą.- taką wersję ustalił z managementem. Zero gadania o operacji, która go dziś czeka. I tak pewnie go wyśledzą.
-Jesteście razem?!- to pytanie zbiło z tropu mnie i Horana. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Nie, ale jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.- odpowiedział Nialler śmiejąc się.
-Tak, macie oficjalne potwierdzenie, że Mr. Horan jest ciągle wolny.- dodałam. Za naszymi plecami stanął Preston.
-Zbieramy się.- powiedział i posłusznie ruszyliśmy za ochroniarzem w kierunku samochodu. Odprowadzał nas głośny krzyk zawodu. Boże, jak oni to wytrzymują! Ale z drugiej strony strasznie mi było szkoda tych dziewczyn, które nie dostały zdjęcia ani autografu...
-Paul, przygotuj się na pytania dotyczące mnie i Nattie.- Horan z naszą pomocą wsiadł do samochodu.
-Ale dlaczego?- zdziwił się Higgins.
-Bo wysłałeś nas do rozdawania autografów RAZEM.- podkreśliłam.- Pierwsze pytania już padły.
-Oszaleję.- jęknął wywołując śmiech u naszej szóstki.- Jedźmy już, zanim posądzą cię o romans ze mną.- myślałam, że się posikam ze śmiechu. Szybciej, dajcie łazienkę...
-Nie ma jak w domu.- Harry zwalił się na kanapę w salonie. Zaraz poszłam za jego przykładem. Malik ruszył na taras, żeby zapalić, a Louis poleciał pod prysznic.
-Rusz się, Hazza.- Liam szturchnął rozwalonego na sofie Stylesa.
-Natalia, rusz się, Liam chce usiąść.- mruknął leniwiec w poduszkę.
-Uch! Kiedyś dorwę twoje loki w ramach zemsty. Pożyczę od Lou prostownicę.- podniosłam ciężko głowę.- Siadaj, Liam.- Payne wpakował się na miejsce, które wcześniej zajmowała moja biedna główka i pociągnął ją z powrotem w dół. Tak, leżałam z głową na jego kolanach. Ale wygodnie... Od razu mi się zachciało spać.
-Wygodnie?- podłożył mi jeszcze poduszkę pod głowę.
-Jak w niebie...- mruknęłam rozmarzona. Położył rękę na moich włosach i zaczął delikatnie je przeczesywać. Bosko... Strasznie lubię, gdy ktoś mnie czesze, głaszcze po głowie, mam to z dzieciństwa. Mama usypiała mnie właśnie w ten sposób. Kładła się koło mnie i delikatnie głaskała po głowie. Liam robił to dokładnie tak samo jak ona. Uśmiechnęłam się bezwiednie.
-Zasypiasz?- nachylił się nade mną obserwując uważnie moją twarz. Skinęłam lekko głową przymykając oczy. W ostatniej chwili uchwyciłam jeszcze pełne zadowolenia spojrzenie Harry'ego. Leżał na brzuchu i cieszył się jak głupi do sera na nasz widok. O nie, Styles. Tylko nie twoje wymysły co do spiknięcia nas. Swatka to moja rola. Poczułam jeszcze jak Liam ostrożnie całuje mnie w głowę i zasnęłam.
~~*~~
Rozmazany tusz pod oczami, podbite oko w pełnej okazałości, dodatkowo podkreślone smugami mascary. Powędrowałam wzrokiem niżej. Co, do diabła?! Przebrali mnie?! No, jeżeli robił to Harry, to w pierwszej kolejności obetnę mu ręce, a potem wykastruję. Już się domyślam, co sobie pomyślał w tej pokręconej łepetynie. Mam nadzieję, że nie... Uff, zostawił bieliznę. Chociaż tyle. Ale z drugiej strony to mógł być Liam. Też super, w tym wypadku nasłucham się o moim wielkim schudnięciu. Przez mały dekolt wybranego przez któregoś z chłopaków T-shirtu wyraźnie widać było moje obojczyki. Pierwsze stadium anoreksji. No, szkoda bardzo. Nigdy nie byłam za głodzeniem się czy wymuszaniem wymiotów. Wolałam nażreć się czekolady, bułeczek lub ciach i narzekać na zbędne kilogramy. Sobie się podobałam. Ha ha, Nattie... Kiedy to było? Sto lat temu? Czuję się tak, jakby okres przed białaczką był z okresu dinozaurów.
Przemyłam ostrożnie twarz i wróciłam do łóżka. Ile ja siedziałam w tej łazience? To niemożliwe, żeby kołdra tak szybko się wychłodziła. Położyłam się na boku. Nic. Dziesięć minut spokojnego leżenia. Nic.
-Zasypiaj. No, jazda!- rozkazałam sama sobie. Jakby to coś mogło dać. Westchnęłam ciężko i przewróciłam się na drugi bok.- No, śpiiiiij!!! Natalia, nie zgrywaj się, zasypiaj! Szybciutko, szybciutko.- zachęciłam samą siebie. Taa. Zachęciłam się do przewrócenia się na plecy.- Bez jaj. Nie zasnę.- stwierdziłam na głos. Podobno gadanie do siebie to oznaka choroby psychicznej. W sumie to jest możliwe. Tylko chora psychicznie osoba zakochałaby się w psychopacie, zauroczyłaby się przyjacielem, dałaby się pobić, okłamywałaby cały świat, a przede wszystkim przyjaciół... Nie, dość. Ogarnij się, wariatko.
Z powrotem usiadłam na łóżku. Muszę się napić. Żeby nie było, herbaty, nie alkoholu! Dopiero by mi się dostało. Ostry dyżur. Jak nie po samym spożyciu, to po przeprawie z Gabą. Ostrożnie wyszłam na korytarz. Dobrze, że któryś z tych oszołomów wpadł na pomysł, żeby założyć mi legginsy, a nie na przykład szorty. Na korytarzu było chłodnawo. No jasne, nic dziwnego, skoro jakiś idiota otworzył okno przy schodach! Klnąc pod nosem zamknęłam okno i zeszłam na dół do kuchni. Zapaliłam światło i ponownie przeszłam bolesną procedurę oswajania się ze zbyt jasnymi świetlówkami. Nie słyszeli o energooszczędnych? Nie są tak mordercze dla wzroku.
Odszukałam herbatkę i nastawiłam wodę. W oczekiwaniu na wrzątek zwinęłam się w kłębek na krześle i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nic tu się nie zmieniło. Ciekawe, czy marchewki Tomlinsona też mają tę samą lokalizację co poprzednio... Nie zdążyłam sprawdzić, bo czajnik głośnym pstryknięciem oznajmił, że woda jest już gotowa. Zalałam herbatę i z powrotem usiadłam przy stole. Co teraz? Mam siedzieć i czekać, aż towarzystwo łaskawie się przebudzi? Czyli około pięciu godzin? No na pewno. Pociągnęłam łyk herbaty. Sss... Nattie, idiotko, zapomniałaś, że wrzątek parzy w język?! A może wylejesz sobie trochę na rękę, żeby sprawdzić, że faktycznie nie powinno się pić napojów o takiej temperaturze?
Pokręciłam głową nad własną głupotą i wstałam z miejsca. Zamierzałam zabrać herbatę na górę i pobuszować trochę w internecie. Skoro i tak nie zasnę... Jednak gdy postawiłam nogę na pierwszym stopniu, zatrzymałam się. Mój wzrok zawisł na drzwiach prowadzących do pokoju muzycznego. Fortepian... Od razu zrobiłam w tył zwrot i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi, żeby waleniem w klawisze nie pobudzić wszystkich. Postawiłam kubek na klapie instrumentu i usiadłam na taborecie. Położyłam delikatnie palce na klawiszach. Na początek zagrałam jakąś nieokreśloną wariację, ot tak, dla rozgrzewki. Dawno nie grałam. Ostatnio chyba przed sesją... Potem nie miałam czasu. Z powodu egzaminów i z powodu... Z powodu Marcina. Mimowolnie spojrzałam na konsolę. Wspomnienia uderzyły we mnie z siłą dziesięciotonowego pocisku. Aż przestałam grać.
"-Łapy przy sobie!- otworzyłam oczy i zobaczyłam Marcina blokującego rękę Maćka. Odepchnął go na ścianę. Roztarłam bolące nadgarstki wpatrując się w rozgrywającą się na moich oczach scenę. Marcin złapał niedoszłego gwałciciela za kołnierz.
-Taki jesteś odważny i po pijaku pchasz łapy pod spódnicę? Gnoju jeden!- walnął go pięścią w nos. Maciek zachwiał się i z jękiem upadł na kolana. "
"-Masz konsolę?!- pisnęłam oglądając sprzęt z zachwytem.
-Taa... Właśnie dokupiłem do niej iPada i kilka złącz, żeby lepiej działała. A co ty się tak ekscytujesz?- spojrzał na mnie zdziwiony.- Znasz się na tym?
-Powiedzmy... Kiedyś chłopak mojej koleżanki miał konsolę i cała paczką bawiliśmy się w DJ-ów, dopóki jej nie zwalił na podłogę. Całkowicie się rozwaliła, nawet nie było co ratować. A jak byłam w Londynie, to Zayn pokazywał mi co nie co na swojej konsoli. Mają u siebie cały pokój muzyczny.
-No, to dla ciebie prawie raj.- zaśmiał się Marcin. Zerknęłam na niego podejrzliwie. Czy on faktycznie zareagował przyjaznym śmiechem na wzmiankę o Zaynie, kolesiu z One Direction, którego podobno nie tolerował? "
"Gdy tylko usłyszałam jego kroki na górze, rzuciłam się po cichu w stronę konsoli. Uruchomiłam ją i szybko przejrzałam playlistę. Tylko jedną piosenkę, góra dwie. Przecież nic się nie stanie. Przyciszę tak, że nie usłyszy i zdążę wyłączyć zanim wróci. Odszukałam na liście DJ Antoine i puściłam "Broadway". Ściszyłam dźwięk i podkręcałam powoli basy. Podgłosiłam odrobinę wokal, a następnie uruchomiłam opcję techno. Melodia z syntezatora była zdecydowanie lepsza, dlatego wyciszyłam całkiem pierwotną melodię i zaczęłam bawić się kolejnymi opcjami. Byłam w swoim żywiole, mój własny osobisty świat muzyki znów porwał mnie w swe objęcia. Przełączałam kolejne klawisze, pokrętła, przyciski, bawiłam się volume'm, uruchamiałam różne style, aż w końcu znalazłam ten jedyny dla tej piosenki. Zasłuchana w odchodzącą z głośników melodię nie zauważyłam, że Marcin stał od pewnego czasu w drzwiach. Dopiero gdy skończyła się piosenka, usłyszałam jego głos:
-Lubisz stawiać na swoim, prawda?"
"Kanapy były zsunięte pod ściany, zniknął telewizor, jego miejsce zastąpiły wielkie kolumny podłączone do konsoli. Sama konsola stała pod ścianą, tylko trochę wysunięta na środek pomieszczenia. Hm, miejsca do tańca było całkiem sporo.
-Cześć... Wow... wyglądasz... wow.- tak, elokwencją to on nie grzeszy.
-Tak, tak. Dzięki.- sorry, Marcin, za taką reakcję, ale aż mnie świerzbiły ręce, żeby zająć się sprzętem.- Wszystko gra?- kolega Bielski wreszcie przestał mnie przewiercać wzrokiem i wrócił do sprzętu.
-Tak, chyba jest okej. Wypróbujesz?- jeszcze się pytasz?! Wprost wskoczyłam na zwolnione przez niego miejsce. Zauważyłam, że za konsolą stoi fotel obrotowy i pudło z płytami. Super. Większa playlista, więcej piosenek, lepsza zabawa."
"-Moi drodzy, za pół godziny północ, a teraz dedykacja dla naszej wspaniałej DJ Nats od gospodarza imprezy!- wielki wrzask balangowiczów. Ała, moje uszy pilnie potrzebują laryngologa. Co ten Marcin wyprawia?- Dzięki wielkie za zajęcie się muzą i za rozkręcenie zabawy!- kolejny wrzask. Uśmiechnęłam się do Marcina.- Te dwie piosenki są dla ciebie.- gdy tylko usłyszałam dźwięki muzyki chciało mi się śmiać i płakać. On się na serio zmienił. Nigdy z własnej woli nie puściłby na imprezie One Direction. "
"Obok mnie stanął Marcin.
-I co?- zapytał.- To był dobry rok?-I to bardzo.- uśmiechnęłam się do niego. "
"-ZERO!- wybuchły fajerwerki, w mieście odezwały się syreny, ludzie krzyczeli, wiwatowali, strzelali korkami od szampana. A Marcin przysunął się jeszcze bliżej i złączył nasze usta w delikatnym, szokująco słodkim, romantycznym, moim najlepszym do tej pory pocałunku."
"-Zostawiłeś im playlistę?- zapytałam rozbawiona.
-Tak.- potwierdził i złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą chwycił moją dłoń. No, prawie idealna rama. Prawie. Usłyszałam dźwięki "Could I Have This Kiss". Zaczęliśmy powoli tańczyć, a ja stopniowo zatracałam się w tej romantycznej atmosferze. Delikatny śpiew Whitney Houston i Enrique Iglesiasa, którego muzykę nawet lubiłam, cudowny zapach perfum Marcina, ta restauracja, kolacja... On mnie zaczarował?"
"Zmieniła się piosenka. Zamarłam w pół gestu. Wszędzie ich rozpoznam. A zwłaszcza głos Louisa rozpoczynający "Right Now". Spojrzałam z niedowierzaniem na Marcina, a on tylko posłał mi niepewny uśmiech. Boże, to niemożliwe. To niemożliwe, żeby aż tak próbował mnie urobić. Serio się zakochał. We mnie."
"-Nie no, ja mam już dość.- Marcin zamknął z trzaskiem podręcznik. Wzdrygnęłam się, zupełnie zapomniałam o jego obecności.- Powiedz mi, co mam zrobić, żebyś się uśmiechnęła. Zrobię wszystko, nawet ukradnę odrzutowiec, żeby zawieźć cię do One Direction i doprowadzić do zgody.- przyklęknął przed fotelem obrotowym, na którym siedziałam i złapał mnie za rękę."
"Na progu stał Marcin z szerokim uśmiechem. Na jego widok od razu się rozpromieniłam. Przysunął się do mnie i pocałował. Delikatnie rozchyliłam wargi, żeby pogłębić pocałunek. Mmmm....
-Smakujesz jak czekolada.- powiedziałam odsuwając się od niego z uśmiechem.
-Bo jadłem czekoladę przed przyjściem tutaj."
"-Co włączyłeś?- zapytałam siadając koło niego na kanapie.
-Niespodziankę. Specjalnie dla ciebie.- uśmiechnął się tajemniczo całując mnie w głowę. Od razu rozpoznałam film. Moje ukochane "Listy do Julii"! Po prostu to uwielbiam! Oparłam się wygodnie o mojego chłopaka i całkowicie skupiłam się na mojej cudownej komedii romantycznej."
"Marcin uniósł w górę brwi, rozbawiony i ładnie wyrównał bilety w dłoniach, a potem zbliżył się do komputera. Obserwowałam go uważnie. Zanim zdążyłam zareagować, włożył bilety do niszczarki.
-Zwariowałeś?!- krzyknęłam patrząc z niedowierzaniem na paski papieru, które jeszcze przed sekundą były moją przepustką do spotkania się z przyjaciółmi.- Do reszty cię pogięło?! Wiesz, ile forsy oni musieli na to wydać? Myślisz, że takie bilety rosną na drzewach?! Niech cię szlag, jesteś pojebany!!!- chłopak odwrócił się do mnie z furią w oczach.
-Nigdy więcej tak do mnie nie mów!!!- wrzasnął z wściekłością i z całej siły mnie spoliczkował.
Siła uderzenia była tak duża, że zatoczyłam się pod ścianę uderzając mocno o regał. Upadłam na ziemię, a jedna z górnych szafek regału otworzyła się i wysypały się z niej jakieś szpargały. A pomiędzy nimi... O Boże. Więc jednak to była prawda... Delikatnie uniosłam w dwóch palcach jeden z kilku woreczków napełnionych białym proszkiem. Nie mogę w to uwierzyć..."
"Bezwiednie uniosłam rękę, żeby go uderzyć, ale zablokował ją tuż przed swoją twarzą. Ścisnął mi nadgarstek tak mocno, aż syknęłam.
-O nie, kotku. Bić mnie nie będziesz.- powiedział kpiąco.- Bawiłaś się mną, wystawiałaś mnie do wiatru, bo ważniejsi byli twoi przyjaciele, a teraz tak po prostu mnie zostawisz? Nie, skarbie, najpierw odbiorę swoja nagrodę.- puścił moją rękę i niemal w tym samym momencie znowu uderzył mnie w twarz. Z drugiej strony.
-Jesteś popieprzony.- wykrztusiłam wypluwając krew płynącą z przegryzionej od wewnątrz wargi. To było straszne, nie móc wyjść z tej jaskini potwora, który pod wpływem narkotyków stawał się jeszcze gorszy. "
"Marcin puścił moją rękę i pchnął mnie, przez co znowu upadłam na podłogę. Mocno trzymałam się za bolący brzuch, a łzy spływały mi po twarzy. Nie zasłużyłam na to... Naprawdę na to nie zasłużyłam... Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam z dołu na mojego, już byłego, chłopaka, który wpatrywał się we mnie zamglonym, obłąkanym wzrokiem."
"-Kurwa mać, wiem, że tam jesteś, suko! Otwieraj albo wyważę te jebane drzwi!!!- wrzeszczał Marcin. A jeśli naprawdę wyważy drzwi? Strach mnie całkowicie sparaliżował. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu."
Wszystkie te wspomnienia wróciły. Od słodkiego, wręcz przesłodzonego początku naszego związku po gorzkie zakończenie. A wszystko dlatego, bo spojrzałam na cholerną konsolę, która ściśle się z nim wiązała. Poczułam napływające łzy, bezwiednie dotknęłam podbitego oka. Nie płacz, jesteś silna. What doesn't kill you, makes you stronger, pamiętasz? Pamiętasz?! Jesteś silna! SILNA!!!
Opanowałam się resztkami sił i z powrotem położyłam dłonie na klawiszach. Zacisnęłam zęby. Zagram coś. Nie pozwolę, żeby wspomnienia mnie całkiem dobiły. Delikatnie wywołałam pierwsze dźwięki "Take A Bow". Zaczęłam śpiewać. Cicho, żeby nie pobudzić chłopaków.
-But you put on quite a show
Really had me going
But now it's time to go
Curtain's finally closing
That was quite a show
Very entertaining
But it's over now (but it's over now)
Go on and take a bow
(Odwaliłeś całkiem niezłą szopkę
Naprawdę się przejęłam
Ale nadszedł już czas, by odejść
Kurtyna się opuszcza
To było niezłe przedstawienie
Bardzo zabawne
Ale nadszedł koniec (ale nadszedł koniec)
Idź i ukłoń się)
Całą siłą woli powstrzymywałam się od płaczu. Co się ze mną dzieje? Jestem jakimś cholernym mięczakiem, przecież to nienormalne w moim przypadku, żeby ryczeć siedem razy w tygodniu! Zmienię chyba repertuar. Nie śpiewamy, o nie. Przypomniała mi się melodia Coldplay "Clocks". Zaczęłam grać, ale bez śpiewania. Nie chciałam się zmuszać do płaczu. To jakieś chore, nie mogę rozpaczać po facecie, który mnie skrzywdził. Zaraz, poprawka. Ja nie rozpaczam PO NIM, ale z powodu swojej naiwności i wielkiej głupoty. To chyba jest różnica. Prawda...?
"Clocks" się skończyło. Co by tu teraz zagrać... Przez chwilę nasłuchiwałam, czy przypadkiem któryś się nie obudził. Cisza. Na zegarku była już piąta. Hm, szybko zleciała ta godzina. To teraz zróbmy coś z kolejnymi trzema czy tam czterema. Na myśl o chłopakach przypomniał mi się, nie wiem czemu, X Factor. Ich pierwsze występy, formowanie w grupę, występy na żywo, finał, trzecie miejsce. Mimo porażki w finale- sukces. A na pierwszą wspólną piosenkę w programie wybrali "Torn". Ich wersja nie była tak dobra jak oryginał Natalii Imbruglii (przynajmniej według mnie), ale... Jaki paradoks, że też ta piosenka teraz do mnie pasuje. Spróbowałam zagrać. Pierwsze takty wyszły nieźle, gorzej z następnymi. Myliłam się kilkakrotnie, ale w końcu wyszło. Ze śpiewem.
-I thought I saw a man brought to life,
He was warm, he came around like he was dignified,
He showed me what it was to cry,
Well, you couldn't be that man I adored.
You don't seem to know, seem to care, what your heart is for,
But I don't know him anymore,
There's nothing where he used to lie,
My conversation has run dry,
That's what's goin' on. Nothing's fine I'm torn...
I'm all out of faith,
This is how I feel,
I'm cold and I am shamed,
Lying naked on the floor,
Illusion never changed,
Into something real,
I'm wide awake and I can see the perfect sky is torn,
You're a little late, I'm already torn
Naprawdę się przejęłam
Ale nadszedł już czas, by odejść
Kurtyna się opuszcza
To było niezłe przedstawienie
Bardzo zabawne
Ale nadszedł koniec (ale nadszedł koniec)
Idź i ukłoń się)
Całą siłą woli powstrzymywałam się od płaczu. Co się ze mną dzieje? Jestem jakimś cholernym mięczakiem, przecież to nienormalne w moim przypadku, żeby ryczeć siedem razy w tygodniu! Zmienię chyba repertuar. Nie śpiewamy, o nie. Przypomniała mi się melodia Coldplay "Clocks". Zaczęłam grać, ale bez śpiewania. Nie chciałam się zmuszać do płaczu. To jakieś chore, nie mogę rozpaczać po facecie, który mnie skrzywdził. Zaraz, poprawka. Ja nie rozpaczam PO NIM, ale z powodu swojej naiwności i wielkiej głupoty. To chyba jest różnica. Prawda...?
"Clocks" się skończyło. Co by tu teraz zagrać... Przez chwilę nasłuchiwałam, czy przypadkiem któryś się nie obudził. Cisza. Na zegarku była już piąta. Hm, szybko zleciała ta godzina. To teraz zróbmy coś z kolejnymi trzema czy tam czterema. Na myśl o chłopakach przypomniał mi się, nie wiem czemu, X Factor. Ich pierwsze występy, formowanie w grupę, występy na żywo, finał, trzecie miejsce. Mimo porażki w finale- sukces. A na pierwszą wspólną piosenkę w programie wybrali "Torn". Ich wersja nie była tak dobra jak oryginał Natalii Imbruglii (przynajmniej według mnie), ale... Jaki paradoks, że też ta piosenka teraz do mnie pasuje. Spróbowałam zagrać. Pierwsze takty wyszły nieźle, gorzej z następnymi. Myliłam się kilkakrotnie, ale w końcu wyszło. Ze śpiewem.
-I thought I saw a man brought to life,
He was warm, he came around like he was dignified,
He showed me what it was to cry,
Well, you couldn't be that man I adored.
You don't seem to know, seem to care, what your heart is for,
But I don't know him anymore,
There's nothing where he used to lie,
My conversation has run dry,
That's what's goin' on. Nothing's fine I'm torn...
I'm all out of faith,
This is how I feel,
I'm cold and I am shamed,
Lying naked on the floor,
Illusion never changed,
Into something real,
I'm wide awake and I can see the perfect sky is torn,
You're a little late, I'm already torn
(Myślałam, że spotkałam faceta, co odmieni moje życie
Był taki ciepły, przyszedł tu pełen spokoju
Pokazał mi, przez co ten płacz,
Ale, nie mogłeś być tym facetem, którego uwielbiałam,
Zdaje się, że nawet nie wiesz, nie dbasz, po co masz serce,
Ale on już zniknął z mojego życia,
Nic już nie zostało z jego kłamstw,
Wyczerpały się też moje słowa
Właśnie o to chodzi. Nic nie jest dobrze, i jestem rozdarta...
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę nasz idealny świat jest rozdarty.
Spóźniasz się nieco, a ja już jestem rozdarta)
Dalej, muszę śpiewać. Mimo łez, to jednak mnie naprawdę uspokaja. Mimo że to wywołuje tyle emocji, mimo że przez to umacniają się złe wspomnienia, śpiewanie działa na mnie oczyszczająco. Jak świeży prysznic po ciężkim wysiłku. Jak rosa na wysuszonej ziemi. Wybrałam kolejną piosenkę. "Appreciate". Łatwiej było mi ją zagrać, bo próbowałam już wcześniej. Kiedyś, w sali Kiry. Po przepraszaniu chłopaków w salce od baletu jeszcze kilka razy prosiłam Kirę o udostępnienie pianina. A ona, jak to Kira, nie miała nic przeciwko. Byle tylko zapłacono za wynajem. Dzięki Bogu za wysokie kieszonkowe.
Śpiewając tę piosenkę nie mogłam już powstrzymać płaczu. Nic nie pomagało, zagryzanie wargi, zaciskanie powiek, nic. Ciepłe, słone strumyczki już utorowały sobie drogę od moich oczu w dół policzków. Nawet nie próbowałam ich ocierać. Po prostu grałam. Kolejna piosenkę, jeszcze jedną i jeszcze. Nie spostrzegłam, kiedy wybiła szósta. Moje palce wybijały na klawiszach fortepianu same smętne kawałki, ale nie mogłam się powstrzymać przed dołowaniem. Jak to ja. W końcu powiedziałam sobie "Dość!". Nie chciałam dłużej płakać. Ostatnia melodia, ostatnia piosenka i stąd wychodzę. Obiecuję. Coś żywszego, mocniejszego... "Holding Out For A Hero".
-Widzę, że przegapiłem koncert.- przerwałam w połowie piosenkę i obejrzałam się przez ramię. W drzwiach ziewał Louis, ale zamarł z otwartą buzią na widok mojej zapłakanej twarzy.
-Obudziłam cię?- szepnęłam ocierając łzy z policzków.
-Nieważne.- podszedł szybko do mnie.- Co się stało?- przykucnął przy mnie i złapał mnie za ręce.- Dlaczego płakałaś?
-Bo ja... Chodzi o... Bo...- nie mogłam się wysłowić.- O Boże.- machnęłam ręką i oparłam głowę na dłoni.
-Nie Boże, tylko Lou.- sprostował chłopak.- Jeszcze bogiem nie jestem, chociaż muszę przyznać, że niewiele mi brakuje.- nie mogłam nie parsknąć śmiechem na tę narcystyczna odzywkę.
-Dzięki.- powiedziałam wycierając nos w koszulkę. Jak zwykle nie miałam przy sobie chusteczek wtedy, kiedy ich potrzebowałam.
-Za co?- zdziwił się stając na nogi. Chyba niewygodnie jest kucać przez dłuższy czas.
-Za rozśmieszenie mnie. I sorry za pobudkę.
-Nie ma sprawy. Chodź, chudzielcu, do kuchni. Napijemy się herbaty. I tak już nie zasnę.- poszłam za nim po drugą już tego ranka herbatkę. Usiadłam przy stole, a Tommo stanął przy wyspie i nalał sobie soku marchewkowego.
-To powiesz mi, dlaczego ryczałaś jak bóbr i śpiewałaś same smęty?- podszedł do lodówki i otworzył znaną mi już szufladę z zapasem pomarańczowego warzywa. Nie, nie chodzi o dynię.- Chcesz trochę?
-Czy ja się przesłyszałam? Louis Tomlinson z własnej woli chce mnie poczęstować swoimi marchewkami?!- byłam autentycznie zdumiona. Dawajcie jakąś kronikę, to trzeba zapisać!
-Ja nic nie słyszałem.- powiedział z mina niewiniątka.- Kto się dzieli?
-Oj, nie zgrywaj się, tylko dawaj te marchewki.- Lou nie czekał na kolejną zachętę, tylko złapał za nożyk do obierania, miskę z marchwią i postawił to wszystko na stole. Dołożył jeszcze po szklance herbaty i usiadł koło mnie.
-To co jest?
-Nic... Przypomniał mi się Marcin. I moja niezmierzona głupota.- mój głos aż ociekał sarkazmem.
-Weź mi gościa nie przypominaj, bo mi się nóż w kieszeni otwiera.- prychnął Tommo obierając marchewkę.- Jak go zobaczę, to do swoich setnych urodzin się nie pozbiera. Żeby uderzyć dziewczynę? Dla mnie to jest niepojęte! A do tego jeszcze ciebie!- patrzyłam na Louisa nieodgadnionym spojrzeniem. Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.- Co się tak patrzysz?- spytał pakując prawie połowę marchewki wgłąb swojej jadaczki.
-Nie mogę tego zrozumieć... Raz jesteś dziecinny, rozwalasz wszystkich swoim podejściem do życia, sprawiasz, że wszyscy wokół nie mogą powstrzymać się od śmiechu i w efekcie nabawiają się poważnego nietrzymania moczu, a wystarczy sekunda, żebyś stał się czuły, opiekuńczy, poważny i nawet całkiem mądry.- parsknął śmiechem prawie mnie opluwając.- Który Louis jest prawdziwy?
-Obaj.- wzruszył ramionami.- Mam kilka twarzy, jak zresztą każdy człowiek. Łatwiej jest podejść do wielu rzeczy z dystansem, zwłaszcza w mojej sytuacji. Showbiznes to nie jest miejsce dla słabych. Trzeba mieć stalowe nerwy lub stworzyć własną barierę ochronną, swoją własną ucieczkę. Zayn pali, Harry chodzi na laski, Niall je lub gada z Niką, Liam chodzi na siłownię, pisze z tobą, gapi się na twoje zdjęcie lub ogląda "Toy Story", a ja dorabiam jako klaun.- zaśmiałam się słysząc jego monolog, ale nagle coś mnie uderzyło. Prawie wyplułam żutą marchewkę.
-Powtórz to.- zażądałam.
-Dorabiam jako klaun. Czyli jednym słowem używam swojego wrodzonego poczucia humoru i proszę bardzo, dystans zachowany.
-Nie, nie, nie! Powtórz to wcześniejsze.
-Liam ogląda "Toy Story".
-Jeszcze wcześniej!
-Chodzi na siłownię.- doskonale wiedział, o co mi chodzi i w tym momencie pysznie się bawił.
-Nie to!
-Aaaa, chodzi ci o pisanie z tobą?- na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-I coś jeszcze?- naciskałam rozpaczliwie. Proszę, chyba się nie przesłyszałam. Proszę!
-Liam potrafi godzinami gapić się na wasze wspólne zdjęcia na London Eye.- powiedział dobitnie Louis, a ja opadłam na oparcie krzesła. A jednak.
-Jak to?- spytałam słabo.
-Normalnie.- wziął kolejnego gryza marchewki.- Zrobiliście sobie zdjęcie i teraz lubi na nie patrzeć.- wyjaśnił to, co ja akurat doskonale rozumiałam. Gdyby spojrzenie mogło zabijać... To ja też byłabym martwa w ataku Directionerek, bo 1D straciłoby jednego członka.
-To niemożliwe.- pokręciłam głową.
-Możliwe.- wrócił poważny Lou.- Nattie... Ja wiem, że on ma dziewczynę, ale ogólnie źle się dzieje w państwie duńskim. Odkąd do siebie wrócili, częściej się kłócą, sprzeczają, Dan jest cholernie zazdrosna, zwłaszcza o ciebie. Słuchaj.- wziął mnie za rękę i pocieszająco uścisnął.- Ja wiem, że Liam nie rzuci Danielle, jeśli nie będzie miał wyraźnego powodu, bo coś do niej czuje... Chociaż ja trochę inaczej pojmuję miłość niż on. Przynajmniej w tym wypadku. Nie traktuję spotkań z El jak obowiązku, a tak jest u Liama i Dan. Jestem tylko postronnym obserwatorem, ale Liam bardziej lubi dzwonić do ciebie niż do niej. Gdy gadamy na Skypie, pierwszy siedzi i czeka, aż się połączysz. Zdjęcie... Stoi na jego szafce nocnej, jak nie wierzysz. Liam coś do ciebie czuje i jeśli jeszcze nie traktuje tego jako miłość, to trzeba tylko chwilę poczekać. A ty... Widać po tobie, że też jesteś w nim zakochana. Ewentualnie zauroczona. Wasze powitanie w Berlinie... To jak cię wczoraj kładł do łóżka...- przerwałam tej gadule obfity słowotok.
-To Liam mnie zaniósł na górę?
-Tak. Mówię ci, takiej czułości to on dawno nie miał w oczach. Wiem, bo mu otwierałem drzwi do twojego pokoju i pomagałem przebierać. Harry wymieniał seksesemesy z jakąś laską, chyba twoja koleżanką, a Zayn robił to samo tylko przez telefon z Perrie. Nawiasem mówiąc, Nattie, czy ty się odchudzasz?- wbił we mnie natarczywe spojrzenie.
-Nie... To chyba od nadmiaru stresu podczas sesji.- skłamałam.
-Mam nadzieję, bo aż się przeraziliśmy. Natalia, wyglądasz jak sama skóra i kości. Szkielet w obcisłym wdzianku.
-Nie przesadzaj.- odwróciłam wzrok.
-Nie przesadzam, ale wracając do tematu głównego...- nadgryzł kolejną marchewkę.- Macie się ku sobie. To tylko kwestia czasu, kiedy się zgadacie, ale jakby co, to ja za was od początku trzymałem kciuki! Mummy i Daddy Direction muszą być razem!- uśmiechnęłam się pod nosem, ale w głowie miałam totalny mętlik. Teraz to dopiero byłam rozdarta. Totally torn.
-Wychodzę na miasto, Nattie.- do mojego pokoju zajrzał Zayn.- Idziesz ze mną?
-A gdzie reszta?- podniosłam wzrok znad monitora mojego laptopa. Sprawdzałam właśnie Twittera. Liczne domysły, dlaczego przyleciałam z chłopakami, zdjęcia z Directionerkami i wisienka na torcie: trend światowy #NiallAndNataliaIsItTrue. Żeby nie było, siódme miejsce w światowym rankingu najpopularniejszych wątków twitterowego świata. Chyba nowy rekord. Chociaż nie, kiedyś byliśmy na trzecim... Znaczy ja z chłopakami, nie ja i Nialler.
-Harry poleciał na piwo z Sheeranem, Louis na mieście z El, a Liam z Dan. No, a Niall, jak powszechnie wiadomo, odpoczywa po wczorajszym zabiegu i szykuje się do powrotu do domciu.
-To ja mu ugotuję polski obiadek, jak obiecałam!- zerwałam się z łóżka.- Zawieziesz mnie do jakiegoś hipermarketu?
-Spoko, tylko najpierw załatwimy moja sprawę, bo jestem umówiony na godzinę.
-Okej.- wzięłam torebkę i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie z Prestonem. Z racji tego, że Zayn nie miał prawa jazdy, a ja wolałam nie prowadzić po moich rannych skokach nastroju, musieliśmy zdać się na Prestona. Nie miałam nic przeciwko. Po podróży do Berlina bardzo go polubiłam. Dzielnie przetrwaliśmy korki i wysiedliśmy w centrum Londynu. Miałam na nosie moje nieodłączne teraz okulary. Malik naciągnął kaptur na głowę i weszliśmy do... studia tatuażu? No tak, czego mogłam się spodziewać po Zaynie.
-Nowy rysunek na ciele?- zerknęłam na chłopaka. Wyszczerzył się.
-A jakżeby inaczej. Nattie, poznaj Kurta, mistrza w swoim zawodzie.
-Cześć, Kurt Carlton.
-Natalia Maj.- uścisnęłam rękę mężczyzny.
-To co, Zayn? Ręce, klata, nogi?- Kurt spojrzał na swojego klienta.
-Dzisiaj ręka.
-Znowu prawa? Chłopie, niedługo nie będzie tam już nic widać.- przysłuchiwałam się ich wymianie zdań i jednocześnie rozglądałam się po pomieszczeniu. Było tu sterylnie czysto, zero ryzyka, że załapie się AIDS, żółtaczkę czy inne świństwo. Ściany pomalowane na ciemny zielony i biały i zawieszonymi rysunkami z bardziej skomplikowanymi wzorami tatuaży. Meble zielone i czarne. Usiadłam na zielonej skórzanej sofie. Nigdy bym nie powiedziała, że to salon tatuażu. Prędzej fryzjer albo jakaś knajpa. Po chwili zauważyłam, że Zayn już siedzi w fotelu, a Kurt manipuluje specjalną igłą na jego przedramieniu.
-Boli?- spytałam, a Malik posłał mi uspokajający uśmiech.
-Wcale.
Obserwowałam uważnie, jak Kurt w skupieniu, nic nie mówiąc, rysuje jakiś zagmatwany czarny wzór w gąszczu tatuaży na prawej ręce Zayna. Po godzinie było gotowe. Kurt owinął rękę Malika jakąś zabezpieczającą folią.
-Smarujesz tym co zwykle przez jakiś tydzień. Folię zdejmujesz po dwóch, trzech dniach.- powiedział wstając ze swojego krzesła.
-Jasne, pamiętam.- Zayn wręczył facetowi pieniądze i założył kurtkę zbierając się do wyjścia.
-Zayn.- zatrzymałam go przy drzwiach.- Zaczekaj chwilę.
Biegałam po całej kuchni kończąc przygotowywanie obiadu dla naszej rodzinki. Paul miał lada moment przywieźć Nialla ze szpitala. Chciał polskiego obiadu, to proszę. Kotlety schabowe były już usmażone, ziemniaki kończyły fazę garnkową, kluski śląskie czekały w ciepłym rondelku na wyjęcie na talerz, a posiekana kapustka była już wyłożona w misce. Ja właśnie przelewałam do wazy gorącą zupę jarzynową. Długo chodziliśmy po supermarkecie zanim znaleźliśmy wszystkie potrzebne składniki, ale chyba się opłacało. Po zakupach poszliśmy jeszcze napić się kawy do Starbucksa razem z Prestonem i zaśmiewaliśmy się z opowieści z trasy chłopaków. Kto by pomyślał, że Zayn potrafi się aż tak rozgadać, żeby nadawać przez okrągłe czterdzieści minut? A jednak potrafi.
-Nattie, Nattie, Nattie, Nattie, Na...- Harry pędził korytarzem wykrzykując moje imię, ale w pewnym momencie urwał gwałtownie o coś uderzając. Za chwilę pokazał się w drzwiach kuchni trzymając się za kolano.
-Pięknie.- skomentowałam.- Kolejny kontuzjowany.
-Oj, cicho.- skrzywiony pocierał nogę. Rzuciłam mu woreczek z lodem.- Chciałem się zapytać, kiedy Monika ma urodziny. Ona nie chce mi powiedzieć.- poskarżył się.
-I było się tak spieszyć?- spojrzałam na niego z politowaniem.- 27 lutego.
-Boże, to już niedługo!- zerknął na kalendarz wiszący na lodówce.- Cholera, muszę znaleźć dobry prezent.
-Przyleć do Polski.- zaproponowałam odlewając ziemniaki.
-Nie mogę wtedy... Ale jeszcze coś wykombinuję. A tak nawiasem, kiedy obiad?
-Za dziesięć minut. Zanieś zupę do jadalni i zwołuj bandę.- Styles posłusznie wyniósł wazę do jadalni i po chwili rozdarł się na cały dom:
-OBIAD, DEBILE!!! ZA DWIE SEKUNDY NA DOLE, BO HORAN PRZYJEDZIE I NIC NIE ZOSTANIE!!!- głośny tupot po schodach i odrobinę głośniejszy huk oznajmił mi, że praktycznie wszyscy są już gotowi do jedzenia. Za chwilę trzasnęły drzwi wejściowe i lekkie stukanie o podłogę zwiastowało przybycie Paula i Nialla. Okrzyki dochodzące z salonu tylko to potwierdziły. Wzięłam półmisek ziemniaków do jednej ręki, kluski śląskie do drugiej i ruszyłam do jadalni.
-Wedle zamówienia, panie Horan. Na wskroś polski obiad.- zameldowałam z szerokim uśmiechem.- Paul, zostaniesz na obiedzie?
-W sumie to... A wiesz, może zostanę.- skapitulował na widok stawianych na stole pyszności. Wróciłam do kuchni po resztę przysmaków, a gdy z powrotem weszłam do jadalni, połowa zupy była już zjedzona.
-Super, a poczekać na mnie, to nie łaska?- zaśmiałam się na widok ich min, z którymi konsumowali obiadek. Polska kuchnia zyskała kolejnych wielbicieli.
Paul zmył się zaraz po obiedzie tłumacząc sie spotkaniem w managemencie, a my rozłożyliśmy się przed telewizorem.
-Nattie?- Niall patrzył uważnie na moją rękę.- Czy to jest to, co myślę?- uśmiechnęłam się i ostrożnie odwinęłam folię z lewego nadgarstka.
Tak, zrobiłam sobie tatuaż. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale dziś, w tym salonie tatuażu coś mnie tknęło... I po prostu to zrobiłam. I nie żałuję. Zayn wiedział doskonale, co sobie wymyśliłam, ale reszta nie widziała tatuażu, więc nachylili się, żeby zobaczyć rysunek.
Po wewnętrznej stronie lewego nadgarstka miałam wypisane "Strong" lekko pochyłym, delikatnym pismem. A pod tym wyrazem, jakby przedłużenie litery "g"- mała, lekko zdobiona strzałka.
-Strong?- Harry uniósł brwi.- Jak nasza piosenka?
-Tak.- cały czas się uśmiechałam.- "Strong" ma wspaniały tekst, taki, jaki chciałaby usłyszeć każda dziewczyna. I ma to mi przypominać, że jestem silna. Cokolwiek by się stało.
-A ta strzała?- dopytywał się Liam. Roześmiałam się.
-Strzałka to wy.
-Jak to?- Louis wpatrywał się intensywnie w tatuaż.
-Strzałka pokazuje kierunek.- wyjaśniłam.- One Direction, jeden kierunek. Mój kierunek.
Nic nie powiedzieli, tylko spojrzeli po sobie i z wielkimi uśmiechami jednocześnie mnie przytulili. Moi wariaci.
________________________________________
Znowu nie sprawdziłam rozdziału. Piszę go od czterech godzin, oczy mi niedługo wysiądą... :P jutro poprawię ewentualne błędy ;)
Dzisiaj oficjalnie ruszył mój drugi blog!!!
"Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN..."
Oto link-----> http://would-you-know-my-name-1d.blogspot.com/
I link do zwiastunu-----> https://www.youtube.com/watch?v=svdGcgGGlcI
Liczę na komentarze :)
Dostałam się na studia! Tak ściślej, to dostałam się na medycynę do Lublina, Warszawy i Białegostoku i na chemię do Lublina. Na medycynę do Krakowa zabrakło mi 0,66 punktu lol ;P oczywiście wybieram medycynę w Lublinie. W poniedziałek wiozę papiery :)
I to tyle na dziś. Komentujcie, obserwujcie, czy co tam chcecie :*
Padam na twarz, ale z pozdrowieniami dla wszystkich moich kochanych czytelników
Roxanne xD
Był taki ciepły, przyszedł tu pełen spokoju
Pokazał mi, przez co ten płacz,
Ale, nie mogłeś być tym facetem, którego uwielbiałam,
Zdaje się, że nawet nie wiesz, nie dbasz, po co masz serce,
Ale on już zniknął z mojego życia,
Nic już nie zostało z jego kłamstw,
Wyczerpały się też moje słowa
Właśnie o to chodzi. Nic nie jest dobrze, i jestem rozdarta...
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę nasz idealny świat jest rozdarty.
Spóźniasz się nieco, a ja już jestem rozdarta)
Dalej, muszę śpiewać. Mimo łez, to jednak mnie naprawdę uspokaja. Mimo że to wywołuje tyle emocji, mimo że przez to umacniają się złe wspomnienia, śpiewanie działa na mnie oczyszczająco. Jak świeży prysznic po ciężkim wysiłku. Jak rosa na wysuszonej ziemi. Wybrałam kolejną piosenkę. "Appreciate". Łatwiej było mi ją zagrać, bo próbowałam już wcześniej. Kiedyś, w sali Kiry. Po przepraszaniu chłopaków w salce od baletu jeszcze kilka razy prosiłam Kirę o udostępnienie pianina. A ona, jak to Kira, nie miała nic przeciwko. Byle tylko zapłacono za wynajem. Dzięki Bogu za wysokie kieszonkowe.
Śpiewając tę piosenkę nie mogłam już powstrzymać płaczu. Nic nie pomagało, zagryzanie wargi, zaciskanie powiek, nic. Ciepłe, słone strumyczki już utorowały sobie drogę od moich oczu w dół policzków. Nawet nie próbowałam ich ocierać. Po prostu grałam. Kolejna piosenkę, jeszcze jedną i jeszcze. Nie spostrzegłam, kiedy wybiła szósta. Moje palce wybijały na klawiszach fortepianu same smętne kawałki, ale nie mogłam się powstrzymać przed dołowaniem. Jak to ja. W końcu powiedziałam sobie "Dość!". Nie chciałam dłużej płakać. Ostatnia melodia, ostatnia piosenka i stąd wychodzę. Obiecuję. Coś żywszego, mocniejszego... "Holding Out For A Hero".
-Widzę, że przegapiłem koncert.- przerwałam w połowie piosenkę i obejrzałam się przez ramię. W drzwiach ziewał Louis, ale zamarł z otwartą buzią na widok mojej zapłakanej twarzy.
-Obudziłam cię?- szepnęłam ocierając łzy z policzków.
-Nieważne.- podszedł szybko do mnie.- Co się stało?- przykucnął przy mnie i złapał mnie za ręce.- Dlaczego płakałaś?
-Bo ja... Chodzi o... Bo...- nie mogłam się wysłowić.- O Boże.- machnęłam ręką i oparłam głowę na dłoni.
-Nie Boże, tylko Lou.- sprostował chłopak.- Jeszcze bogiem nie jestem, chociaż muszę przyznać, że niewiele mi brakuje.- nie mogłam nie parsknąć śmiechem na tę narcystyczna odzywkę.
-Dzięki.- powiedziałam wycierając nos w koszulkę. Jak zwykle nie miałam przy sobie chusteczek wtedy, kiedy ich potrzebowałam.
-Za co?- zdziwił się stając na nogi. Chyba niewygodnie jest kucać przez dłuższy czas.
-Za rozśmieszenie mnie. I sorry za pobudkę.
-Nie ma sprawy. Chodź, chudzielcu, do kuchni. Napijemy się herbaty. I tak już nie zasnę.- poszłam za nim po drugą już tego ranka herbatkę. Usiadłam przy stole, a Tommo stanął przy wyspie i nalał sobie soku marchewkowego.
-To powiesz mi, dlaczego ryczałaś jak bóbr i śpiewałaś same smęty?- podszedł do lodówki i otworzył znaną mi już szufladę z zapasem pomarańczowego warzywa. Nie, nie chodzi o dynię.- Chcesz trochę?
-Czy ja się przesłyszałam? Louis Tomlinson z własnej woli chce mnie poczęstować swoimi marchewkami?!- byłam autentycznie zdumiona. Dawajcie jakąś kronikę, to trzeba zapisać!
-Ja nic nie słyszałem.- powiedział z mina niewiniątka.- Kto się dzieli?
-Oj, nie zgrywaj się, tylko dawaj te marchewki.- Lou nie czekał na kolejną zachętę, tylko złapał za nożyk do obierania, miskę z marchwią i postawił to wszystko na stole. Dołożył jeszcze po szklance herbaty i usiadł koło mnie.
-To co jest?
-Nic... Przypomniał mi się Marcin. I moja niezmierzona głupota.- mój głos aż ociekał sarkazmem.
-Weź mi gościa nie przypominaj, bo mi się nóż w kieszeni otwiera.- prychnął Tommo obierając marchewkę.- Jak go zobaczę, to do swoich setnych urodzin się nie pozbiera. Żeby uderzyć dziewczynę? Dla mnie to jest niepojęte! A do tego jeszcze ciebie!- patrzyłam na Louisa nieodgadnionym spojrzeniem. Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.- Co się tak patrzysz?- spytał pakując prawie połowę marchewki wgłąb swojej jadaczki.
-Nie mogę tego zrozumieć... Raz jesteś dziecinny, rozwalasz wszystkich swoim podejściem do życia, sprawiasz, że wszyscy wokół nie mogą powstrzymać się od śmiechu i w efekcie nabawiają się poważnego nietrzymania moczu, a wystarczy sekunda, żebyś stał się czuły, opiekuńczy, poważny i nawet całkiem mądry.- parsknął śmiechem prawie mnie opluwając.- Który Louis jest prawdziwy?
-Obaj.- wzruszył ramionami.- Mam kilka twarzy, jak zresztą każdy człowiek. Łatwiej jest podejść do wielu rzeczy z dystansem, zwłaszcza w mojej sytuacji. Showbiznes to nie jest miejsce dla słabych. Trzeba mieć stalowe nerwy lub stworzyć własną barierę ochronną, swoją własną ucieczkę. Zayn pali, Harry chodzi na laski, Niall je lub gada z Niką, Liam chodzi na siłownię, pisze z tobą, gapi się na twoje zdjęcie lub ogląda "Toy Story", a ja dorabiam jako klaun.- zaśmiałam się słysząc jego monolog, ale nagle coś mnie uderzyło. Prawie wyplułam żutą marchewkę.
-Powtórz to.- zażądałam.
-Dorabiam jako klaun. Czyli jednym słowem używam swojego wrodzonego poczucia humoru i proszę bardzo, dystans zachowany.
-Nie, nie, nie! Powtórz to wcześniejsze.
-Liam ogląda "Toy Story".
-Jeszcze wcześniej!
-Chodzi na siłownię.- doskonale wiedział, o co mi chodzi i w tym momencie pysznie się bawił.
-Nie to!
-Aaaa, chodzi ci o pisanie z tobą?- na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-I coś jeszcze?- naciskałam rozpaczliwie. Proszę, chyba się nie przesłyszałam. Proszę!
-Liam potrafi godzinami gapić się na wasze wspólne zdjęcia na London Eye.- powiedział dobitnie Louis, a ja opadłam na oparcie krzesła. A jednak.
-Jak to?- spytałam słabo.
-Normalnie.- wziął kolejnego gryza marchewki.- Zrobiliście sobie zdjęcie i teraz lubi na nie patrzeć.- wyjaśnił to, co ja akurat doskonale rozumiałam. Gdyby spojrzenie mogło zabijać... To ja też byłabym martwa w ataku Directionerek, bo 1D straciłoby jednego członka.
-To niemożliwe.- pokręciłam głową.
-Możliwe.- wrócił poważny Lou.- Nattie... Ja wiem, że on ma dziewczynę, ale ogólnie źle się dzieje w państwie duńskim. Odkąd do siebie wrócili, częściej się kłócą, sprzeczają, Dan jest cholernie zazdrosna, zwłaszcza o ciebie. Słuchaj.- wziął mnie za rękę i pocieszająco uścisnął.- Ja wiem, że Liam nie rzuci Danielle, jeśli nie będzie miał wyraźnego powodu, bo coś do niej czuje... Chociaż ja trochę inaczej pojmuję miłość niż on. Przynajmniej w tym wypadku. Nie traktuję spotkań z El jak obowiązku, a tak jest u Liama i Dan. Jestem tylko postronnym obserwatorem, ale Liam bardziej lubi dzwonić do ciebie niż do niej. Gdy gadamy na Skypie, pierwszy siedzi i czeka, aż się połączysz. Zdjęcie... Stoi na jego szafce nocnej, jak nie wierzysz. Liam coś do ciebie czuje i jeśli jeszcze nie traktuje tego jako miłość, to trzeba tylko chwilę poczekać. A ty... Widać po tobie, że też jesteś w nim zakochana. Ewentualnie zauroczona. Wasze powitanie w Berlinie... To jak cię wczoraj kładł do łóżka...- przerwałam tej gadule obfity słowotok.
-To Liam mnie zaniósł na górę?
-Tak. Mówię ci, takiej czułości to on dawno nie miał w oczach. Wiem, bo mu otwierałem drzwi do twojego pokoju i pomagałem przebierać. Harry wymieniał seksesemesy z jakąś laską, chyba twoja koleżanką, a Zayn robił to samo tylko przez telefon z Perrie. Nawiasem mówiąc, Nattie, czy ty się odchudzasz?- wbił we mnie natarczywe spojrzenie.
-Nie... To chyba od nadmiaru stresu podczas sesji.- skłamałam.
-Mam nadzieję, bo aż się przeraziliśmy. Natalia, wyglądasz jak sama skóra i kości. Szkielet w obcisłym wdzianku.
-Nie przesadzaj.- odwróciłam wzrok.
-Nie przesadzam, ale wracając do tematu głównego...- nadgryzł kolejną marchewkę.- Macie się ku sobie. To tylko kwestia czasu, kiedy się zgadacie, ale jakby co, to ja za was od początku trzymałem kciuki! Mummy i Daddy Direction muszą być razem!- uśmiechnęłam się pod nosem, ale w głowie miałam totalny mętlik. Teraz to dopiero byłam rozdarta. Totally torn.
~~*~~
-A gdzie reszta?- podniosłam wzrok znad monitora mojego laptopa. Sprawdzałam właśnie Twittera. Liczne domysły, dlaczego przyleciałam z chłopakami, zdjęcia z Directionerkami i wisienka na torcie: trend światowy #NiallAndNataliaIsItTrue. Żeby nie było, siódme miejsce w światowym rankingu najpopularniejszych wątków twitterowego świata. Chyba nowy rekord. Chociaż nie, kiedyś byliśmy na trzecim... Znaczy ja z chłopakami, nie ja i Nialler.
-Harry poleciał na piwo z Sheeranem, Louis na mieście z El, a Liam z Dan. No, a Niall, jak powszechnie wiadomo, odpoczywa po wczorajszym zabiegu i szykuje się do powrotu do domciu.
-To ja mu ugotuję polski obiadek, jak obiecałam!- zerwałam się z łóżka.- Zawieziesz mnie do jakiegoś hipermarketu?
-Spoko, tylko najpierw załatwimy moja sprawę, bo jestem umówiony na godzinę.
-Okej.- wzięłam torebkę i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie z Prestonem. Z racji tego, że Zayn nie miał prawa jazdy, a ja wolałam nie prowadzić po moich rannych skokach nastroju, musieliśmy zdać się na Prestona. Nie miałam nic przeciwko. Po podróży do Berlina bardzo go polubiłam. Dzielnie przetrwaliśmy korki i wysiedliśmy w centrum Londynu. Miałam na nosie moje nieodłączne teraz okulary. Malik naciągnął kaptur na głowę i weszliśmy do... studia tatuażu? No tak, czego mogłam się spodziewać po Zaynie.
-Nowy rysunek na ciele?- zerknęłam na chłopaka. Wyszczerzył się.
-A jakżeby inaczej. Nattie, poznaj Kurta, mistrza w swoim zawodzie.
-Cześć, Kurt Carlton.
-Natalia Maj.- uścisnęłam rękę mężczyzny.
-To co, Zayn? Ręce, klata, nogi?- Kurt spojrzał na swojego klienta.
-Dzisiaj ręka.
-Znowu prawa? Chłopie, niedługo nie będzie tam już nic widać.- przysłuchiwałam się ich wymianie zdań i jednocześnie rozglądałam się po pomieszczeniu. Było tu sterylnie czysto, zero ryzyka, że załapie się AIDS, żółtaczkę czy inne świństwo. Ściany pomalowane na ciemny zielony i biały i zawieszonymi rysunkami z bardziej skomplikowanymi wzorami tatuaży. Meble zielone i czarne. Usiadłam na zielonej skórzanej sofie. Nigdy bym nie powiedziała, że to salon tatuażu. Prędzej fryzjer albo jakaś knajpa. Po chwili zauważyłam, że Zayn już siedzi w fotelu, a Kurt manipuluje specjalną igłą na jego przedramieniu.
-Boli?- spytałam, a Malik posłał mi uspokajający uśmiech.
-Wcale.
Obserwowałam uważnie, jak Kurt w skupieniu, nic nie mówiąc, rysuje jakiś zagmatwany czarny wzór w gąszczu tatuaży na prawej ręce Zayna. Po godzinie było gotowe. Kurt owinął rękę Malika jakąś zabezpieczającą folią.
-Smarujesz tym co zwykle przez jakiś tydzień. Folię zdejmujesz po dwóch, trzech dniach.- powiedział wstając ze swojego krzesła.
-Jasne, pamiętam.- Zayn wręczył facetowi pieniądze i założył kurtkę zbierając się do wyjścia.
-Zayn.- zatrzymałam go przy drzwiach.- Zaczekaj chwilę.
~~*~~
-Nattie, Nattie, Nattie, Nattie, Na...- Harry pędził korytarzem wykrzykując moje imię, ale w pewnym momencie urwał gwałtownie o coś uderzając. Za chwilę pokazał się w drzwiach kuchni trzymając się za kolano.
-Pięknie.- skomentowałam.- Kolejny kontuzjowany.
-Oj, cicho.- skrzywiony pocierał nogę. Rzuciłam mu woreczek z lodem.- Chciałem się zapytać, kiedy Monika ma urodziny. Ona nie chce mi powiedzieć.- poskarżył się.
-I było się tak spieszyć?- spojrzałam na niego z politowaniem.- 27 lutego.
-Boże, to już niedługo!- zerknął na kalendarz wiszący na lodówce.- Cholera, muszę znaleźć dobry prezent.
-Przyleć do Polski.- zaproponowałam odlewając ziemniaki.
-Nie mogę wtedy... Ale jeszcze coś wykombinuję. A tak nawiasem, kiedy obiad?
-Za dziesięć minut. Zanieś zupę do jadalni i zwołuj bandę.- Styles posłusznie wyniósł wazę do jadalni i po chwili rozdarł się na cały dom:
-OBIAD, DEBILE!!! ZA DWIE SEKUNDY NA DOLE, BO HORAN PRZYJEDZIE I NIC NIE ZOSTANIE!!!- głośny tupot po schodach i odrobinę głośniejszy huk oznajmił mi, że praktycznie wszyscy są już gotowi do jedzenia. Za chwilę trzasnęły drzwi wejściowe i lekkie stukanie o podłogę zwiastowało przybycie Paula i Nialla. Okrzyki dochodzące z salonu tylko to potwierdziły. Wzięłam półmisek ziemniaków do jednej ręki, kluski śląskie do drugiej i ruszyłam do jadalni.
-Wedle zamówienia, panie Horan. Na wskroś polski obiad.- zameldowałam z szerokim uśmiechem.- Paul, zostaniesz na obiedzie?
-W sumie to... A wiesz, może zostanę.- skapitulował na widok stawianych na stole pyszności. Wróciłam do kuchni po resztę przysmaków, a gdy z powrotem weszłam do jadalni, połowa zupy była już zjedzona.
-Super, a poczekać na mnie, to nie łaska?- zaśmiałam się na widok ich min, z którymi konsumowali obiadek. Polska kuchnia zyskała kolejnych wielbicieli.
Paul zmył się zaraz po obiedzie tłumacząc sie spotkaniem w managemencie, a my rozłożyliśmy się przed telewizorem.
-Nattie?- Niall patrzył uważnie na moją rękę.- Czy to jest to, co myślę?- uśmiechnęłam się i ostrożnie odwinęłam folię z lewego nadgarstka.
Tak, zrobiłam sobie tatuaż. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale dziś, w tym salonie tatuażu coś mnie tknęło... I po prostu to zrobiłam. I nie żałuję. Zayn wiedział doskonale, co sobie wymyśliłam, ale reszta nie widziała tatuażu, więc nachylili się, żeby zobaczyć rysunek.
Po wewnętrznej stronie lewego nadgarstka miałam wypisane "Strong" lekko pochyłym, delikatnym pismem. A pod tym wyrazem, jakby przedłużenie litery "g"- mała, lekko zdobiona strzałka.
-Strong?- Harry uniósł brwi.- Jak nasza piosenka?
-Tak.- cały czas się uśmiechałam.- "Strong" ma wspaniały tekst, taki, jaki chciałaby usłyszeć każda dziewczyna. I ma to mi przypominać, że jestem silna. Cokolwiek by się stało.
-A ta strzała?- dopytywał się Liam. Roześmiałam się.
-Strzałka to wy.
-Jak to?- Louis wpatrywał się intensywnie w tatuaż.
-Strzałka pokazuje kierunek.- wyjaśniłam.- One Direction, jeden kierunek. Mój kierunek.
Nic nie powiedzieli, tylko spojrzeli po sobie i z wielkimi uśmiechami jednocześnie mnie przytulili. Moi wariaci.
________________________________________
Znowu nie sprawdziłam rozdziału. Piszę go od czterech godzin, oczy mi niedługo wysiądą... :P jutro poprawię ewentualne błędy ;)
Dzisiaj oficjalnie ruszył mój drugi blog!!!
"Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN..."
Oto link-----> http://would-you-know-my-name-1d.blogspot.com/
I link do zwiastunu-----> https://www.youtube.com/watch?v=svdGcgGGlcI
Liczę na komentarze :)
Dostałam się na studia! Tak ściślej, to dostałam się na medycynę do Lublina, Warszawy i Białegostoku i na chemię do Lublina. Na medycynę do Krakowa zabrakło mi 0,66 punktu lol ;P oczywiście wybieram medycynę w Lublinie. W poniedziałek wiozę papiery :)
I to tyle na dziś. Komentujcie, obserwujcie, czy co tam chcecie :*
Padam na twarz, ale z pozdrowieniami dla wszystkich moich kochanych czytelników
Roxanne xD
Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńA ta rozmowa z Lou...! Nareszcie ktoś jej powiedział żeby starała się o Liama!
Nattie walcz o niego!
II ten tatuaż. Masz być "Strong"! Zrozumiano?! No i tak ma być!
Czekam na następny!
Kocham <3
Ps. Gratuluję!!!
Dziękuję <3
UsuńNattie będzie "Strong", to mogę ci obiecać :)
Genialny <3
OdpowiedzUsuńAwww na końcówce się popłakałam, cudowne to było z tym tatuażem <3
OdpowiedzUsuńHahaha nie sądziałam że Louis, ten Lou, bd zdolny to takich porad i rozmów hahaha :D
Za to, że wreszcie Nattie znowu pojechała do Anglii jesteś moją królową <3 :*
Mam nadzieję, że zostanie tam troszke dłużej ;)
Nie no te teksty Lou mnie rozwalają coraz bardziej xD
Ahh tak krótko, zwięźle i na temat : Rozdział Meeega,Ultra niesamowity <3
Gaba :*
Tatuaż to pomysł spontaniczny, a w zasadzie ten fragment o strzałce... W pierwszej wersji tatuaż miał być tylko napisem "Strong", bez żadnych dodatków :)
UsuńHa, królową? :D super :P
Dzięki <3
Popłakałam się przy końcówce :') To było niesamowite.!! Kurde Li zbieraj dupę i do Natalii lecisz migusiem! Natalia powiedz im ploooose *-* baldzo ploooooooose *.* Tak najbaldziej na świecie ploooooooose!! :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, Natalia im powie :) ale nie powiem, kiedy :P
UsuńDzięki <3
Rozdział genialny i super pomysł z tatuażem :)
OdpowiedzUsuńGratuluję dostania się na studia :D
~Hope
Dziękuuuję :*
UsuńRozdział normalnie meeegaaa zajebisty <3
OdpowiedzUsuńNoo nareszcze ktoś (czyt. Louis) uświadomił Nattie, że to tylko kwestia czasu zanim będzie z Liamem. A jak Natalia śpiewała te smęty i jeszcze te wspomnienia o tym dupku Marcinie, poryczałam się jak dziecko.
Pomysł z tatuażem był świetny i jeszcze ta strzałka awwss.
Czekam na następny :)
Gratuluje studiów przyszła pani doktor ;]
~Caroline.
Thank you very much <3
UsuńPrzyszła pani doktor... Podoba mi się, jak to brzmi ;P
Ojej... zawsze przy rozdziałach na twoim blogu raz się śmieję, a raz płaczę. Za każdym razem kiedy Nattie płacze i ktoś z 1D ją widzi to mam wrażenie, że się wygada o chorobie. Lou wreszcie uświadomił Nattie, że ma o co walczy. Nattie bądź "Strong"! Mam nadzieję, że ten blog jeszcze długo będzie istniał bo twój styl pisania jest jednym słowem- zajebistyyy! ♥ Dziękuję za to, że piszesz coś, przez co mam ochotę skakać, biegać, krzyczeć... wszystko to w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Po prostu Thank you.
OdpowiedzUsuńP.S. Niestety nie będę mogła skomentować rozdziału od 15-29 lipca(jeżeli wyjdzie) bo będę na koloniach.
Jeszcze raz dziękuję
Sweet Berry ♥
Baaardzo się cieszę, że udaje mi się wywoływać takie emocje u czytelników :) naprawdę, nie spodziewałam się, że moja pisanina może wpływać na ludzi w ten sposób, bo, co tu dużo mówić, odkryłam sporo blogów, których autorki mają tysiąc razy lepszy styl od mojego ;)
UsuńCzy blog będzie długo istniał? Cóż, ciężko mi to określić, ale na pewno pomęczę was jeszcze przez kilkanaście rozdziałów, a może ciut więcej... To się jeszcze zobaczy, zależy ile spontanicznych pomysłów zrodzi moja szalona wyobraźnia :P
Ty mi dziękujesz? To chyba ja powinnam ci podziękować za to, że czytasz i że komentujesz i że ci się to podoba :)
Sooo.... THANK YOU <3 :*
Rozdział świetny *.* W 3 dni przeczytałam 39 rozdziałów. Wciąga :D Mam nadzieje ze koniec nie nastąpi szybko. Piszesz zajebiście. Takiego bloga jeszcze nie widziałam, pomysł oryginalny. Więc ogółem bardzo bardzo dobry blog :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńWow, tyle komplementów, mam wątpliwości, czy na wszystkie zasługuję :)
Koniec nastąpi... za kilka lub kilkanaście rozdziałów *.* cała historia już ma wymyślone zakończenie ;)
I jeszcze raz: thank you :*
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńomggg! Rozdział cudowwwny!
Lou taki mądry, hahaha, a Liam jedno wielkie AWH!! ♥
PS. Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów ale byłam szpitalu i niedawno wyszłam i nadrabiam teraz wszystkie ff.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Dzięki :*
UsuńByłaś w szpitalu? :( mam nadzieję, że to nic poważnego i już wróciłaś do zdrowia :)
Tak, potwierdzam, Liam to jedno wielkie AWH <3
Tak byłam i znow niestety jestem ale mam dostęp do internetu więc będę komentować. :)
UsuńW takim razie zdrowia życzę <3
UsuńKoocham tego bloga. Znalazłam go wczoraj i przed chwilą skończyłam czytać. Jest cudowny. Proszę szybko next! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ci się spodobało ;) Dziękuję <3
UsuńJejku ♡
OdpowiedzUsuńJaki ajjdnwibdjdnoajw rozdział ♡♡♡♡
Już myślałam że Nattie powie o chorobie ;c
Tommo jaki opiekuńczy ♡♡♡
ten pomysł z tatuażem genialy ★★★★★
Liam i Natka ♡♡♡♡
a nmg doczekać się kolejnego rozdziału ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Gratuluję ;*****
xoxo
@sweet9893
Dziękuję :*
UsuńAle napięcie z tym, kiedy nasza nieprzewidywalna Nattie powie chłopakom o białaczce... :P mogę wam zdradzić jedno....
....
....
....
...jeszcze trochę na to poczekacie ;P
Ale jestem wredna :-@
Genialne
OdpowiedzUsuńA ta rozmowa z Lou. Myślałam, że mu powie, że jest chora, ale ty jak zwykle przechytrzyłaś mój jak to niektórzy uważają szczególny umysł. Pomysł z tatuażem świetny
Nic tylko czekać na kolejne rozdziały :)
PS. Gratulacje dostania się na wymarzone studia i w nauce. No i życzę weny
Pozdrawiam
Thank you <3
UsuńHaha, znowu przechytrzyłam? Obawiam się, że jeszcze parę razy tak zrobię :P to nie takie proste wpleść coś takiego w akcję ;)
Kiedy następny rozdział bo umieram z ciekawości co będzie dalej ?:)
OdpowiedzUsuń~~Lena.
Właśnie pracowicie stukam w klawiaturkę i coś tam wychodzi... Ale w naprawdę dobrej formie rozdział będzie chyba jutro wieczorem :) jeżeli nic mnie nie zajmie na dłużej... ale postaram się, seriously =)
UsuńCzy mnie oczy myslą,czy już dziś wieczorem rozdział. Ja pierdole,chyba zacznę skakać w zwyż
UsuńOczywiście ze szczęścia<3
UsuńNieee... Dziś na pewno nie, sorry :( nie wyrobię na zakrętach, mam tak z 60% rozdziału...
UsuńAle jutro to już na pewno ;)
Jezuu! Kocham cię!
Usuń<3
UsuńAle robie spam! I pewnie cie tym wkurwiam, ale o kt mniej wiecej pojawi sie rozdzial?
OdpowiedzUsuńWłaśnie teraz ^.^
Usuń