wtorek, 24 listopada 2015

Część II: Rozdział 25

Harry pieprzony Styles, kretyn i idiota do kwadratu, mój najlepszy przyjaciel, a jednocześnie zło konieczne, pokręcony umysł nie do ogarnięcia, ubzdurał sobie ślub w cztery godziny. Jak my mu, do cholery, zorganizujemy ślub w cztery godziny?! Samo wesele Eleanor i Louisa było organizowane dziesięć cholernych miesięcy!
-On oszalał! Jest powalony! Czy on myśli, że jak ma nogę w gipsie, to wszystko zrobimy za niego, a on sobie tylko przykuśtyka pod ołtarz, przepraszam bardzo, sosnę?! No, bo czemu nie wziąć ślubu pod domem, szkoda wielka, że nie ma w ogrodzie jeszcze pozostałości po jakimś ognisku!- Piekliłam się w garderobie. Próbowałam odkopać szary pokrowiec, w którym znajdował się biały pokrowiec z moją ślubną suknią. Kupioną w tajemnicy, o której wiedziała tylko Els, bo to ona ją wypatrzyła, ona kazała mi przymierzyć, a teraz dziwnym trafem cały dom wie o kiecce na mój przyszły ślub! Którego, do stu diabłów, nie będzie!
-Cześć, Anne, tu Liam.- Dobiegł mnie z pokoju głos rozłożonego na łóżku Liama. Przeszukiwał właśnie telefon, żeby dodzwonić się do najważniejszych osób, których obecność była niezbędna do urządzenia tego wesela.- Słuchaj, jest taka sprawa... Za trzy godziny musicie być w Londynie. Tak, ty, Robin i Gemma. Tak, za trzy. Czemu? Eee... bo za cztery Harry się żeni.
Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie reakcję Anne. Liam plątał się w wyjaśnieniach i słychać było, że chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę. Niestety, czekało go co najmniej siedem kolejnych. Zanurkowałam w najgłębszej szafie, do której z reguły wciskałam płaszcze i kurtki. Przesunęłam kilka wieszaków i dotarłam do tylnej ścianki szafy. Jest. Pokrowiec wisiał na gwoździu wbitym w ściankę. Wyciągnęłam go z niemałym trudem i lekko otrzepałam. Zatrzasnęłam szafę i zaczęłam ściągać szare zabezpieczenie z białego.
-Paul? Tutaj Liam. Słuchaj... Jesteś w Londynie, prawda? Aha... A dasz radę być tu za trzy godziny? W sensie w naszym domu? Weź ze sobą Clodagh... Nic się nie stało, skąd... Tylko Harry i Monika biorą ślub za cztery godziny. Yyy... Halo...? Paul?- Liam usiadł i spojrzał na mnie z paniką w oczach, kiedy wyszłam z garderoby.- Nattie? On chyba padł na zawał.
-Zadzwoń jeszcze raz.- Poradziłam, transportując suknię do pokoju Harry'ego i Moniki.
-Jaki kurwa ślub?!- Usłyszałam głos Paula z telefonu, a byłam już na korytarzu. Towarzyszący mu głośny huk mógł oznaczać tylko jedno: przerażony wrzaskiem Liam spadł z łóżka. Pokręciłam głową i udałam się do Moniki. Skołowana panna młoda siedziała wciąż na łóżku, a koło niej skakały Nika i Eleanor z welonem w garści.
-Lou będzie za chwilę, jest wściekła, bo Harry swoim durnowatym pomysłem przerwał jej sesję zdjęciową do albumu urodzinowego Lux, ale będzie tu z małą, a Tom dojedzie do nas za jakąś godzinę, góra dwie.
-No tak, Luxy będzie miała jakby drugą imprezę urodzinową. Przedwczoraj przecież skończyła siedem lat.
-A jutro będzie umierała na kaca w szkole.- Dokończyłam ironicznie, kładąc na fotelu pokrowiec.- Monika, żyjesz?
-Chyba nie bardzo.- Wybełkotała w odpowiedzi.- Wiem, że mam ten pierścionek na palcu, bo go czuję, ale czy Harry serio powiedział, że ślub jest za cztery godziny?
-Ściślej mówiąc, za trzy godziny i trzydzieści dziewięć minut.- Powiedziała Nika, patrząc na zegarek.
-Ja pierdolę!- Jęknęła dziewczyna, padając na wznak na łóżko.
-Spokojnie, nie pierdol i nie panikuj. Wesele to nic strasznego.- Uspokoiła ją Els. Monika posłała jej swoje dawne mordercze spojrzenie.
-Ja nie panikuję! Ja jestem przerażona i w tej chwili nienawidzę Stylesa!
-Od nienawiści do miłości jeden krok, a ty skaczesz z jednej strony na drugą, co pięć minut.- Zripostowała ją Nika i odebrała telefon.- Halo? No, jakie masz? Aha. Perrie mówi, że znalazła w kwiaciarni różowe róże. Jakie? Aha, bladoróżowe.
-Spytaj, czy nie mają czerwonych.- Podpowiedziała El, rozkładając welon ostrożnie na drugim fotelu.
-Nie mają czerwonych? Aha. To spróbuj w następnej. Na razie.- Rozłączyła się, ale w tej samej chwili zadzwonił mój telefon.
-Tak?- Odebrałam, nie patrząc na odbiorcę.
-Nattie, ratunku!- Głos Zayna był jeszcze bardziej spanikowany niż Moniki.- Jak ja mam wybrać obrączki, one są wszystkie takie same! Na swój ślub nie wybierałem!- Westchnęłam ciężko i usiadłam na parapecie.
-Jaki nosi rozmiar... A nie, ty nie będziesz wiedział. Dobra. Rozmiary zaraz ci prześlę, a obrączki weź z białego złota. I spytaj, jak długo trwa grawerowanie, niech przynajmniej swoje imiona na nich mają.
-Spytam. A nie lepiej z żółtego? Takie tradycyjne...?- Zawahał się.
-A czy Styles ma tradycyjny ślub?- Zapytałam retorycznie. Zayn przez chwilę się nie odzywał.
-Dobra. Kupię mu takie obrączki, jaki ma ślub. Tylko daj mi rozmiary. I szybko, bo wziąłem Shane'a, a on ostatnio nie lubi długo być na rękach, zwłaszcza przy fankach.
-Już cię otoczyły?- Nie dostałam odpowiedzi. Wyłączył się.- Okej. Monika, podaj mi rozmiar swojego pierścionka. Jakiegokolwiek. I Harry'ego też.
Monika wymamrotała pod nosem liczby, które szybko wstukałam w smsa i wysłałam Malikowi. Odłożyłam telefon na parapet obok i zaczęłam się przyglądać Monice. Leżała na plecach, gapiąc się bezmyślnie w sufit.
-Może to wesele nie będzie takie złe...- Stwierdziła cicho.- Przynajmniej się upiję.
-Bierzesz psychotropy.- Przypomniałam jej. Wywróciła oczami i już się nie odezwała.
-Dziewczyny!- Do pokoju wbiegła Lou, a za nią zdyszana Lux.- Co to ma, do cholery jasnej, być?!
-Mamo!- Lux założyła ręce na piersi.- Obiecałaś!
-Przepraszam, Luxy.- Mruknęła Louise znacznie spokojniej i wyciągnęła z kieszeni pięć funtów, które podała córce. Potoczyła po nas wzrokiem.- No co? Nie wolno mi przeklinać przy córce.
-W ogóle ci nie wolno!
-Tak, w ogóle mi nie wolno.- Wywróciła oczami i oparła ręce na biodrach w geście irytacji.- To co? Wyjaśnicie mi to?
-Harry chce się ze mną ożenić.- Powiedziała cicho Monika.
-No to świetnie, ale czemu mnie tu ściągacie i robicie z tego taką aferę?
-Ślub jest za pierdolone trzy i pół godziny!- Wrzasnęła Monia, podrywając się na równe nogi.
-Ciociu!
-Nie zapłacę ci, mała szantażystko.
-Chwila, moment.- Lou uniosła dłoń.- Muszę to sobie ułożyć. Za trzy godziny się pobieracie?
-On to wymyślił. Oświadczył się pół godziny temu, korzystając z mojego ataku paniki.
-Jakiego ataku paniki?- Zapytała zagubiona już całkiem Louise.
-Mniejsza z tym.- Machnęłam ręką.- Monika chciała wyjechać i rozstać się z Harrym, a on, moim zdaniem zupełnie słusznie, wkręcił ją w małżeństwo.
-Chciałaś wyjechać?!
-Dobra, dość tych pytań!- Nika podniosła głos.- Zacznijmy ją przygotowywać, przecież Styles nie odpuści.
-Okej, welon jest.- Eleanor wskazała na zwój białego tiulu.- Możemy go upiąć tak, żeby nie wlókł się po trawie. I przyniosłam ci też moje buty. Mamy ten sam rozmiar.
-Okej, Lou pewnie ma swój magiczny kuferek z kosmetykami, prawda, Lou?- Nika popatrzyła na blondynkę.
-Mam w samochodzie.- Zwróciła się do córki.- Lux, przyniesiesz?
-Tylko daj kluczyki.- Mała wyciągnęła rękę i po chwili już zbiegała po schodach.
-Okej, czas na suknię.- Wzięłam oddech i podniosłam pokrowiec.- Kupiłam ją za własne oszczędności tylko dlatego, bo Els mnie namówiła i w sumie... To miała być sukienka na mój ślub, ale że do niego nie doszło...
-Nattie, przecież do siebie wracacie.- Monika założyła ręce na piersi.- Nie zabiorę ci kiecki. Zresztą, zapakujcie mnie w walizkę i w ogóle stąd deportujcie, bo ja nie zamierzam wychodzić za mąż!
-Chcesz złamać Harry'emu serce?- Zapytałam retorycznie. Zacisnęła usta, a w jej oczach znów zabłysły łzy.- Nie? To przestań się mazać.- Rozsunęłam zamek pokrowca.- Ta sukienka to niemal identyczna kopia sukni ślubnej Anne Hathaway z "Pamiętnika księżniczki". Ma tylko inny pasek w talii i sięga do kostek, nie do ziemi.
Wyjęłam suknię i zaprezentowałam wszystkim dziewczynom. Była piękna. Dekolt prosty poniżej linii ramion, koronkowe rękawy do łokci, obcisły gorset, w talii koronkowy pasek i lekko rozszerzany dół, kończący się nad podłogą.
-Wooow...- Nika wydusiła z siebie tylko pełne zachwytu westchnięcie.- Laska, ile ty za nią zabuliłaś?
-Nie chcesz wiedzieć.- Odparowałam i przystawiłam sukienkę do Moniki.- Powinna pasować.
-Nie mogę jej wziąć!- Zaprotestowała gwałtownie.
-Możesz i weźmiesz.
-Nie! To za dużo!- I rozpłakała się. Odłożyłam sukienkę na łóżko i stanęłam obok niej.
-Monika...
-Dlaczego wy mnie po prostu nie wyrzucicie z domu?! Przeze mnie macie ostatnio same problemy! Nic nie robię, boję się własnego cienia, co z wami jest nie tak?!- Wybuchnęła. El podeszła do niej i przytuliła ją do siebie.
-To jest z nami nie tak, że jak już ktoś dołączy do naszej grupy, to go nie puścimy z powrotem i zostaje na zawsze.- Powiedziała serdecznie.- Chcesz czy nie chcesz, zostałaś włączona do 1D Team i tak pozostanie. A za każde "muszę odejść", dostaniesz kopniaka w tyłek.- Oznajmiła, przedrzeźniając jej głos. Monika parsknęła śmiechem przez łzy.
-Naprawdę?
-Naprawdę. I nawet jeśli twoja samoocena spadła niemal do zera, to Harry i tak uważa cię za chodzącego po ziemi anioła i bynajmniej nie jest to jakiś głupi aniołek Victoria's Secret typu Barbara Palvin, tylko najprawdziwszy blond anioł z Krakowa.
-Boże, kocham cię.- Monika oddała jej uścisk.- Wszystkie was kocham, chodźcie tu!
Podeszłyśmy do nich i objęłyśmy się wszystkie razem. Co z tego, że prawie wszystkie już ryczałyśmy, że mój brzuch odstawał i wbijał się w plecy Niki, a włosy Louise wpadły El do ust. Ważne, że byłyśmy razem, na dobre i na złe.
-Znalazłam!- Zawołała triumfalnie Perrie, wbiegając do pokoju.- O, co to? Horan Hug beze mnie?
-Chodź tu, wariatko.- Postałyśmy tak razem jeszcze minutkę i wreszcie odkleiłyśmy się od siebie.
-Co znalazłaś?- Zapytała Monika, ocierając policzki z łez.
-Kwiaty! Czerwone róże, mam ich cały bagażnik i nawet pachną!- Zawołała z podekscytowaniem. Zaraz potem rozejrzała się po pokoju.- A gdzie moje dziecko?
-Wybiera z Zaynem obrączki.- Odpowiedziałam, szukając białej bielizny w szufladzie Moniki.
-Oby tylko nigdzie go nie zgubił. Zaniosę kwiatki Louisowi, on jest w ogrodzie, tak?
-Tak.- Do pokoju weszła Lux, ciągnąc za sobą walizeczkę Lou.
-Następnym razem, mamo, zapakuj tu sztangę, to może tego nie udźwigniesz.- Sapnęła ze złością i rzuciła walizkę na podłogę.
-Dzięki, słoneczko.- Louise zabrała się za wypakowywanie wszystkich potrzebnych rzeczy. Kosmetyki do twarzy, włosów, balsamy, mleczka, tusze, cienie, błyszczyki, szminki, podkłady, wsuwki, szczotki, szczoteczki, puszki... Wszystko. A w sam środek rozłożonego na podłodze salonu piękności wlazł Liam.
-Słuchajcie...- Odskoczył, kiedy walnęłam go z pięści w łydkę. Klęcząc, próbowałam porównać cztery odcienie bazy i żadna nie pasowała mi do karnacji panny młodej.
-Uważaj, kretynie!
-Jezu, przepraszam... Obdzwoniłem wszystkich, mama Hazzy jest w ciężkim szoku, Gemma klnie na brata, ale już leci, bo była w Glasgow, na szczęście na lotnisku... Paul chyba dostał zawału, Simon też... Ale będą oni, będzie zespół, część ludzi z ekipy... Na pewno mniej niż setka.
-Dobrze, bo się nie pomieszczą.- Mruknęłam.- Pomóż mi wstać.
Wyciągnął do mnie rękę i podniósł mnie do pozycji stojącej. Niechcący stanęłam na pudełeczku z pudrem i straciłam równowagę, ale w ostatniej chwili złapał mnie przed zaliczeniem gleby wszech czasów. Co za bałagan.
-Okej, idę zobaczyć, jak idzie Sheeranowi i Niallowi, a wy tutaj... Ogarnijcie ją.- Poleciłam, pokazując na Monikę.
-Czekaj!- Nika zerwała się z krzesła i skacząc nad opakowaniami, podbiegła do drzwi.- Przecież Tommo nie zrobi ogrodu jak trzeba! Tutaj nikt oprócz mnie i może Zayna nie ma za grosz duszy artystycznej!
-W sensie dekoratorskiej? Bo jakby nie było, jesteśmy artystami.- Upewnił się Liam.
-Tak, tak...- Machnęła na niego ręką i zbiegła ze schodów.- Nie, Tomlinson! Nie ten kwiatek, ten drugi! I wyzbieraj te Malikowe pety z trawy!
-Louis nie nadaje się na pomocnika przy sprzątaniu, ktoś powinien ją wreszcie uświadomić.- Prychnęła El i zaczęła układać włosy Moniki we wstępną wersję fryzury.
Wyszłam z pokoju, a za sobą słyszałam kroki Liama. Skierowałam się do schodów i byłam już w połowie drogi na dół, kiedy usłyszałam jego słowa.
-Widziałem sukienkę.- Zatrzymałam się z głębokim westchnieniem. Jak ja uwielbiam, kiedy on porusza trudne tematy.
-Prędzej czy później i tak byś ją zobaczył.
-Nie mówię, że teraz.- Wyminął mnie i stanął stopień niżej, blokując mi przejście.- Kiedy odeszłaś.
Otworzyłam szeroko oczy i aż przysiadłam na stopniu. Chyba odpłynęła mi cała krew z twarzy.
-Uściślij.- Zażądałam, pocierając czoło dłonią. Drugą ręką automatycznie dotknęłam brzucha.
-Jeszcze tego samego dnia, kiedy się wyprowadziłaś.- Usiadł przede mną i zaczął drapać paznokciem jakąś drzazgę w schodach.- Zamknąłem się w pokoju i po prostu... zacząłem wariować. Zabrałaś wszystko, co leżało na wierzchu i mi ciebie przypominało, więc wszedłem do garderoby, żeby po prostu... nie wiem, pobyć w twoich ciuchach? Otworzyłem szafę z płaszczami i wyjąłem jeden, a wtedy zauważyłem pokrowiec. Nigdy wcześniej go nie widziałem, więc wyjąłem go i... Dawno tak nie płakałem jak wtedy. Chyba właśnie wtedy w pełni zrozumiałem, że cię straciłem.
-Mam nadzieję, że kiecki nie zaplamiłeś.- Mruknęłam, bo tylko taki komentarz przyszedł mi do głowy.
-Wydaje mi się, że nie.-Wywrócił oczami i wziął mnie za rękę.- Przepięknie byś w niej wyglądała.
-Ale nie będę. Teraz to suknia Moni i tak pozostanie.- Ucięłam i wstałam ze schodów. Wyminęłam Liama i zeszłam na dół. Czekał na mnie istny Armagedon, a ja bardzo potrzebowałam, żeby czymś się zająć.

~~*~~

Monika panikowała. Logiczne i w pełni zrozumiałe.
Eleanor rozsypała bronzer na welonie. Na szczęście suszarka wszystko zdmuchnęła.
Perrie stłukła wazon. Przynajmniej tyle dobrze, że nie lustro.
Nika klęła na czym świat stoi i gdzie, do cholery, są jej białe szarfy i wstążki. Nawet nie wiedziałam, o co jej chodziło.
Lou o mały włos nie przypaliła sukni ślubnej lokówką. W porę zatrzymała ją Lux.
Ja miałam wrażenie, że dom się zaraz rozwali. I miałam rację.
Niall wkurzał się, że nikt podczas jego pobytu w szpitalu nie nastroił ani razu jego gitar. Czy ja serio nie miałam nic lepszego do roboty, niż siedzenie ze stroikiem i dopieszczanie jego osiemnastu gitar?!
Louisowi wszystko leciało z rak. To akurat nie była nowość, zawsze do ważnej pracy miał maślane łapy.
Zayn omal nie zgubił obrączek zaraz po ich kupieniu. Nie byłoby to takie złe, bo dostał z gotowymi wygrawerowanymi imionami "Harold" i "Monique". Monia jakoś to przeżyje, a Harold go zabije, kiedy to zobaczy.
Liam poślizgnął się na świeżo wypastowanej podłodze w salonie i mało się nie zabił. A sam ją pastował.
Ed przyprawił mnie o zawał, bo z braku kateringu na ostatnią chwilę, zamówił dwadzieścia różnych pizz gigant i czterdzieści zestawów z KFC. Na szczęście, tort kupił normalny.
Harry był oazą pieprzonego spokoju.
Tak to się właśnie przedstawiało na czterdzieści minut przed planowanym ślubem.
-Czy to są jakieś żarty?!- Do domu bez pukania i dzwonienia wpadła zdenerwowana Anne, a za nią Robin.- Co ten mój szalony syn wyprawia?
-Żeni się. Wszystko w rozsypce, prawdopodobnie to będzie najgorszy ślub wszechświata.- Wyjaśniłam, polerując kieliszki do szampana. Wprawdzie połowa ekipy nie mogła pić ze względów technicznych, ale nie będziemy ograniczać reszty...
-Gdzie on jest?!- Wrzeszczała Gemma, wpadając do kuchni i mało nie tratując Lux, która wzrokiem pożerała różowy i biały lukier na torcie.- Miałam być w Mediolanie z przyjaciółmi! Gdzie ta kręcona małpa jest?!
-W pokoju gościnnym na dole. Tym za salonem.- Podpowiedziałam usłużnie i ustawiłam kieliszki na tacy.- Louis!
-Co?- Przybiegł zdyszany z ogrodu. Rodzinka Stylesów minęła go bez przywitania i pognała do Harry'ego, któremu pomagał Liam.
-Zanieś to na stół, tylko błagam, nie potłucz.- Wręczyłam mu tacę.- Kiedy będzie Philip?
-Za dziesięć minut, przed chwilą mi pisał.- Ostrożnie, krokiem ślimaka posuwał się do drzwi na taras.
Poszłam za nim, żeby skontrolować stan całości. Można było powiedzieć, że się wyrobiliśmy. Chłopaki wynieśli z domu olbrzymi stół z jadalni (prawie wybili szybę w drzwiach tarasowych jego nogą), ławę z salonu, stół z kuchni i cztery mniejsze stoliki, które były w różnych punktach domu, w tym pobazgrany markerami stoliczek z Music'a. Ustawiliśmy je na tarasie i na trawniku, stoliczek z muzycznego przed huśtawką. Krzesła i fotele, wszystkie, jakie mieliśmy, stały wokół stołów. Na trawie rozłożyliśmy koce, gdyby zabrakło komuś siedzenia... Całość wyglądała jak jakieś gigantyczne barbecue. Jedzenie ustawiliśmy na stołach, co wyglądało tragicznie, biorąc pod uwagę połączenie pudełek pizzy i toreb KFC z białymi obrusami i jakimiś dekoracjami Niki. Liam proponował, żeby rozstawić grilla, ale okazało się, że nie mamy czego na nim usmażyć, więc Zayn pojechał jeszcze po rozpałkę i tonę kiełbasek, ziemniaków i chleba do grilla. I jeszcze nie wrócił. Na szczęście wziął ze sobą Prestona do pomocy.
Po raz kolejny musiałam pogratulować Nice pomysłu na wystrój. Gdybym ja coś takiego projektowała, całość zawaliłaby się po pięciu sekundach, ale moja przyjaciółka naprawdę miała talent. Dominika wygrzebała z piwnicy stare lampiony, które kiedyś kupiliśmy do przyozdobienia ogrodu na urodziny Perrie, do tego wyszukała te swoje białe wstążki, jakieś błyszczące serpentyny, do tego światełka, które były u niej standardowym wystrojem jakiejkolwiek imprezy i całość prezentowała się naprawdę ładnie. Wszystko rozmieszczone ze smakiem, nic nigdzie nie odstawało, jedno miejsce na żywopłocie zostało przyozdobione ułożonymi z róż sercami i na tym tle miał właśnie odbyć się ślub. Ułożone na ziemi kwiaty otaczały to miejsce półkolem. Lepiej już być nie mogło.
Usłyszałam nadjeżdżający samochód, więc przeszłam między krzakami przed dom. Uśmiechnęłam się do Philipa, znajomego księdza, który udzielał też ślubu Louisowi i El oraz uczestniczył w ślubie Zayna i Perrie. Zayn jako muzułmanin nalegał na podwójną uroczystość.
-Cześć, Natalia.- Wysiadł z samochodu i kiwnął mi głową.- Gdzie Harry?
-Szykuje się.
-A Monika?
-Też.
-Super. Czyli przed ślubem nici z nauk przedmałżeńskich.- Sapnął i zamknął samochód.
-Liczyłeś, że jeszcze zdążysz z naukami?- Zakpiłam.- My ledwo się wyrobiliśmy z przygotowaniem całej tej akcji.
-Nadzieja umiera ostatnia.- Machnął ręką i skierował się do domu.
-Ale jest też matka głupich!- Odgryzłam się, ale to on musiał mieć ostatnie słowo.
-Tak i jedną z trzech cnót boskich!- Zaśmiałam się i odwróciłam do kolejnego auta, które wjechało na nasz podjazd.
-Witaj, Simon.- Przywitałam Cowella, który wysiadł z samochodu, mówiąc coś jeszcze do szofera.
-Cześć, Nattie. Harry'emu już do reszty odbiło?- Uścisnął mi rękę i rozejrzał się po ogrodzie.
-Tak, chyba osiągnął już stan krytyczny.- Pokiwałam głową z udawaną troską.
-Jezu.- Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.- Ja kiedyś z nimi zwariuję.- Spojrzał znów na mnie.- A jak ty się czujesz?
-Dobrze.- Wzruszyłam ramionami.- Mała zaczyna kopać.
-Serio?- Uśmiechnął się.- No to super, mam nadzieję, że wszystko już teraz będzie okej.
-Oby. Przepraszam cię, ale muszę lecieć się ogarnąć. Nie mogę być na ślubie w dresie.- Zmyłam się szybko, żeby nie poruszył tematu mojego pobytu w szpitalu. Mogłam się założyć, że zaraz by mi składał kondolencje, jak cała reszta, a ostatnie, czego potrzebowałam, to rozkleić się z powodu Patricka.
-Cześć, Simon!- Usłyszałam jeszcze, jak podjeżdża Josh, Sandy i Jon. Nie witałam się już z chłopakami, tylko pobiegłam na górę.
Zamknęłam się w garderobie i wyciągnęłam z szafy wszystkie sukienki, w które dałabym radę się zmieścić. Większość miałam przylegających do ciała i kompletnie na mnie nie pasowały. Nie tylko w talii, od ciąży przytyłam też w biuście i ramionach. Odrzucałam na bok po kolei ciuchy, żeby dokopać się do czegoś luźnego. Ech, czy ja zawsze musiałam być chuda jak patyk?! Czemu nie zaczęłam tyć wcześniej? W końcu wyciągnęłam jakąś starą letnią sukienkę. Była to praktycznie plażowa sukienka, ale od biedy można było ją założyć nawet na wesele... Zresztą, to wesele i tak odbiegało od standardów, więc mogłam być w plażowej kiecce.
Naciągnęłam ją na siebie i przejrzałam się w lustrze. Słoneczna żółć podkreślała opaloną skórę, a gdyby było mi zimno, mogłabym założyć ten turkusowy szal... Nawet nieźle. Sukienka była wiązana na szyi, pasek miała tuż pod biustem i spływała luźno do ziemi, odstając tylko na brzuszku. Może być, nie bądź wybredna, Nattie. Założyłam jeszcze czarne sandały, zaczesałam część włosów do góry i przypudrowałam nos. Nie miałam zamiaru bawić się w wymyślne makijaże. Psiknęłam się jeszcze jedynymi perfumami, od których mnie nie mdliło i poszłam do pokoju Moniki.
-Jak tam panna młoda?- Zapytałam, wchodząc do pokoju. Zatrzymałam się w progu i aż otworzyłam usta z podziwu.- O mój Boże...
Monika wyglądała prześlicznie. Suknia pasowała do niej idealnie. Dziewczyny postarały się, żeby makijaż był delikatny i podkreśliły tylko jej niebieskie oczy ciemnymi cieniami. Blond włosy skręcone były we francuskie loki i upięte częściowo w górze, a częściowo spływały jej na ramiona, a na nich udrapowany był welon. Chyba został złożony w kilka warstw, bo zamiast ciągnąć się po ziemi, kończył się w okolicy kolan. Buty na stosunkowo niskim obcasie i bukiecik czerwonych róż dopełniały stroju. Monika wyglądała jak księżniczka... I chyba pierwszy raz widziałam ją w takim wydaniu. Zwykle były to krótkie, obcisłe sukienki lub jeansy.
-I jak?- Zapytała nerwowo, odwracając się do mnie. Z trudem powstrzymałam się od łez. Głupie hormony.
-Wspaniale! Pięknie! Cudownie!- Zaczęłam wykrzykiwać, podchodząc bliżej.- Boże, Monia, nigdy nie wyglądałaś piękniej.
-Czyli Harry nie pożałuje tej szybkiej decyzji?- Stanęłam przed nią i delikatnie ją uściskałam.
-Na pewno nie. Pokaż mu, że dobrze wybrał.
-Aha.- Mruknęła bez przekonania.- Dużo jest tam ludzi?
-Eee...- Zająknęłam się, patrząc niepewnie na Perrie. Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Dzięki, liczyłam na jakąś pomoc! Nika i El się szykowały, Lou pewnie też. Czyli jak zwykle Nattie musi ratować sytuację.
-Trochę jest...- Powiedziałam ostrożnie.
-To znaczy?- Stanęła przy oknie i wstrzymała oddech. Nie widziała stamtąd wszystkich. Może to i dobrze, jeszcze by stchórzyła.
-Ed. Zespół, chociaż nie widziałam jeszcze Dana. Paul z żoną... Simon Cowell, ochroniarze, parę osób z wytwórni, rodzice Harry'ego i Gemma. Chyba tyle. No i my.
-Okej.- Zaczęła szybciej oddychać. Złapałam ją za rękę.
-Nie panikuj. Będzie dobrze. Wiesz, że nikt z ludzi tutaj nie chce cię skrzywdzić. Wszyscy cię kochamy, tak?- Skinęła głową.- Okej. Po prostu wyjdź tam, weź Harry'ego za rękę i pobierzcie się. Jak już to wszystko ustawiliśmy, to nie chcemy, żeby się zmarnowało.
-Okej. Dam radę.- Powiedziała trochę raźniejszym głosem.
-Dobra. To ja popędzę Stylesa i po ciebie przyjdę. Tylko błagam, nie uciekaj. Nie chcemy uciekającej panny młodej.
-Jasne.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół. Prawie wszyscy już tam byli. Strzepnęłam w rozbiegu jakiś pyłek z Horana i zajrzałam do gościnnego. Harry był sam, poprawiając muchę.
-Gotowy?- Odwrócił się do mnie i popatrzył się dziwnie. Jezus Maria, czy on się rozmyślił?
-Jesteś pewna, czy dobrze robię, zmuszając ją do ślubu?
-Ja pierdolę, teraz ci się zebrało na refleksje?!- Wściekłam się. Nie miałam ochoty się z nim cackać.- Tak, robisz dobrze. Obojgu wam przyda się porządny kop w dupę, a teraz łap za kule i pod ołtarz. Jazda! Monia jest gotowa.
-Dobra. Kocham ją i chcę się z nią ożenić od naszej pierwszej randki. Idę.- Walnął sobie motywacyjny tekst i wziął kule. Wyszedł z pokoju, wywołując gwar w salonie.
-Okej, ludzie, zapraszam do ogrodu!- Krzyknął Liam.- Zaraz się zacznie!
Niall usiadł na krześle niedaleko księdza i zaczął próbować jakieś akordy na gitarze. Błagam, niech przynajmniej odpowiednio dobierze piosenkę. Nika na mój znak poszła po Monię. Stanęłam przy drzwiach na taras i obiegłam wzrokiem tłumek gości. Wszyscy byli zdenerwowani i wcale im się nie dziwiłam. Ani trochę. Odwróciłam się, żeby zobaczyć schodzącą Monikę. Drżały jej ręce, nawet na odległość mogłam to dostrzec. Dałam znak Niallowi, żeby zaczął grać. Od razu po pierwszych taktach rozpoznałam piosenkę. Hmm, "Crazy" Aerosmith. Nialler wyrobił się w dobieraniu piosenek.
-You're packin' up your stuff and talkin' 
like it's tough and tryin' to tell me that it's time to go
But I know you ain't wearin' nothin' underneath that overcoat
And it's all a show

That kind of lovin'
Makes me wanna pull Down the shade,
That kind of lovin'
Yeah now I'm never, never, never, never gonna be the same


I go crazy, crazy, baby, I go crazy 
You turn it on Then you're gone Yeah you drive me 
Crazy, crazy, crazy, for you baby 
What can I do, honey I feel like the color blue...

(Pakujesz wszystkie swoje rzeczy i mówisz
Jak to jest trudno i próbujesz mi powiedzieć
Że czas odejść
Ale wiem że nic nie masz pod płaszczykiem
A to wszystko to przedstawienie 

Taka miłość 
Sprawia, że chcę spaść
W dół przez cień, tak 
Taka miłość 
Tak, teraz już nigdy, nigdy, nigdy, nigdy nie będę już taki sam

Wariuję, wariuję, skarbie, wariuję 
Ty to podkręcasz, a potem znikasz 
Tak, ty mnie tak nakręcasz, że
Wariuję, wariuję, wariuję, dla ciebie skarbie 
Co mogę zrobić, kochanie 
Jest mi smutno…)



Monika stanęła na tarasie i wszyscy zwrócili się w jej stronę. Widziałam, jak bardzo była speszona i zdenerwowana, dlatego szybko złapałam jej dłoń i ścisnęłam, żeby dodać jej otuchy. Zatrzymała się na sekundę i posłała mi nikły uśmiech. Wzięła głęboki wdech i zrobiła krok w kierunku Harry'ego. Widziałam, jak rozgląda się czujnie na boki, jakby zaraz ktoś miał ją zaatakować. Wreszcie natrafiła wzrokiem na Hazzę. Czy on coś do niej mówił? Zmrużyłam oczy. Zagryzłam wargi, kiedy zrozumiałam, co szeptał. "Dasz radę...". Zaraz się rozpłaczę.
Krok. Potem kolejny. Z każdym następnym szła coraz szybciej i w końcu podbiegła, żeby przytulić się do swojego narzeczonego. Przecisnęłam się między ludźmi, żeby stanąć bliżej i wzięłam Liama pod rękę. Popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował w głowę. On też wiedział. Te kilka kroków samotnie, bez żadnego oparcia, między ludźmi było dla Moniki niemal nadludzkim wysiłkiem, a jednak się udało. Wszystko, żeby dojść do Harry'ego. Naprawdę nie wiem, jak ona chciałaby od niego odejść, przecież to było dla nich fizycznie niemożliwe.
-Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć świętym węzłem małżeńskim Monikę i Harry'ego, którzy w niecodziennych okolicznościach zdecydowali się na ślub. Pierwszy raz zadzwonił mi w konfesjonale telefon, bo ktoś zamierza się hajtnąć w cztery godziny.- Zaczął z humorem ksiądz Philip, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Atmosfera trochę zelżała.- Nie będzie to zwykłe nabożeństwo, dlatego po krótkiej modlitwie przejdziemy od razu do przysięgi.- Zayn podszedł bliżej, żeby w odpowiednim momencie podać obrączki.
-Czy ty, Moniko, bierzesz...
-Tak!- Przerwała księdzu dziewczyna, śmiejąc się do narzeczonego.
-Dobrze. Czy ty, Harry...
-Nie musisz się pytać. Pewnie, że tak.- Goście znów wybuchnęli śmiechem.
Otarłam załzawione oczy rąbkiem szala. Zauważyłam, jak Preston chodził z kamerą w tłumie i filmował wszystko, żeby nie przegapić ważnego szczegółu. Obserwowałam z uśmiechem, jak wzajemnie nakładali sobie obrączki, jak się pocałowali, jak Philip ich błogosławił... A już myślałam, że kupienie tej sukienki przyniesie pecha. Im się poszczęściło.
-Przedstawiam wam państwa Styles, Monika i Harry!- Krzyknął na cały głos Louis, bijąc mocno brawo. Zaraz do niego dołączyliśmy. Wyjęłam z kieszeni Liama telefon i zrobiłam im zdjęcie.
Wyglądali cudownie, tacy szczęśliwi, roześmiani, beztroscy... Nawet podcięta do kolan nogawka spodni od garnituru Hazzy, żeby zmieścić stabilizator na nodze, nie była zgrzytem w tym obrazku. Szybko strzeliłam kolejne zdjęcie, żeby złapać ich pocałunek. Tak. Perfekcyjnie.
-Myślisz, że możemy to wstawić na Twittera?- Zapytałam ze złośliwym uśmieszkiem Liama.
-Larry shippers się całkiem załamią i wszystkie żony Harry'ego też.- Zaśmiał się Liam.
-To co?- Zastanowił się przez chwilę.
-Wstawiaj. Jestem zalogowany.
Weszłam na jego konto i dodałam nowego tweeta z fotkami: Wishing all the best for Mrs and Mr Styles on their new way in life! Nie musiałam czekać długo na odzew. Już po sekundzie telefon zawibrował tysiącem powiadomień.
-Rozpętaliśmy chyba wojnę światową.- Skomentowałam, oddając mu komórkę.
-Nie my.- Zaprzeczył.- To oni chcieli się hajtać. My taką wojnę rozpętamy trochę później.
Zostawiłam jego wypowiedź bez komentarza i odwróciłam się do państwa młodych. Może rozpętamy, a może nie. Ciągle się nie zdecydowałam, czy dać mu stuprocentową szansę. Na razie osiągnął poziom osiemdziesięciu procent. No, może osiemdziesięciu siedmiu.
-To co, nie kombinujemy, tylko robimy wesele!- Ed wziął drugą gitarę i zaczął grać jakąś melodię.- Pierwszy taniec państwa młodych, zapraszam!
-Nattie, zaśpiewaj nam!- Monika wyszła z Harrym na środek i patrzyła na mnie prosząco. Rozejrzałam się po zebranych, ale chyba nikt nie miał nic przeciwko.
-Okej...- Mruknęłam i podeszłam do naszego mini zespołu.- Co wybrałeś?- Zapytałam szeptem Nialla.
-Może najpierw Ed zapoda "Thinking Out Loud", a potem ty "Fight Song".- Zaproponował.
-Serio, "Fight Song"?- Skrzywiłam się. Od tamtego momentu w szpitalu, kiedy Lou próbował mnie zmusić do zaśpiewania tego, nie porywałam się na tę piosenkę.
-No. Pasuje.- Tu musiałam mu przyznać rację.
-Przedawkujesz niedługo tę piosenkę.
Głosy, śmiechy, wszystko ucichło. Słychać było tylko aksamitny głos Eda, pieszczącego jeden ze swoich największych hitów.
-When your legs don't work like they used to before
And I can't sweep you off of your feet
Will your mouth still remember the taste of my love
Will your eyes still smile from your cheeks

And darling I will be loving you 'til we're 70
And baby my heart could still fall as hard at 23
And I'm thinking 'bout how
People fall in love in mysterious ways
Maybe just the touch of a hand
Oh me I fall in love with you every single day
And I just wanna tell you I am

So honey now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
And maybe we found love right where we are

(Kiedy twoje nogi nie będą już pra­co­wać tak jak kie­dyś
I nie będę mógł cię rzu­cić na kolana
Czy twoje usta wciąż będą pamię­tać smak mojej miło­ści?
Czy twoje oczy nadal będą się uśmie­chały znad Two­ich policzków?

Skar­bie, będę cię kochał aż będziemy sie­dem­dzie­sięciolatkami
Kocha­nie, moje serce mogłoby kochać 
Tak mocno, jak ­bym był 23-latkiem


Myślę o tym, jak ludzie zako­chują się w tajem­ni­czy spo­sób
Może tylko przez dotyk dłoni
A ja zako­chuję się w tobie każ­dego dnia
I chcę tobie po prostu powiedzieć, że jestem 


Więc, skar­bie, teraz
Weź mnie teraz w swoje kocha­jące ramiona
Poca­łuj mnie w świe­tle tysiąca gwiazd
Ułóż swoją głowę na moim biją­cym sercu
Myślę na głos 
Że może zna­leź­li­śmy miłość wła­śnie tu, gdzie jesteśmy)

Prawie zaczęłam się śmiać, kiedy zaczęłam analizować słowa tej piosenki. Kiedy nogi nie będą pracować jak kiedyś... W przypadku Stylesa już nie pracują. Kiedy będziemy siedemdziesięciolatkami, moje serce będzie cię kochać tak mocno, jakbym miał dwadzieścia trzy... Niewielka różnica, obecnie miał dwadzieścia cztery. Ułóż głowę na moim bijącym sercu... Właśnie to Monika robiła. Takie proste słowa, a ile w nich prawdy....
Po chwili Niall i Ed zrobili gitarowe przejście i włączyłam się ja. Z "Fight Song".
-Losing friends and I'm chasing sleep
Everybody's worried about me
In too deep
Say I'm in too deep
And it's been two years
I miss my home
But there's a fire burning in my bones
And I still believe
Yeah I still believe

And all those things I didn't say
Wrecking balls inside my brain
I will scream them loud tonight
Can you hear my voice this time

This is my fight song
Take back my life song
Prove I'm alright song
My power's turned on
Starting right now I'll be strong
I'll play my fight song
And I don't really care if nobody else believes
Cause I've still got a lot of fight left in me

(Tracę przyjaciół i staram się zasnąć
Wszyscy się o mnie martwią
Zbyt głęboko
Mówię, że jestem zbyt głęboko
I minęły już dwa lata
Tęsknię za domem
Ale w moich kościach płonie ogień
I nadal wierzę
Tak, nadal wierzę

I te wszystkie rzeczy, których nie wypowiedziałam
Niszczące kule w mojej głowie
Wykrzyczę je głośno dzisiejszej nocy
Czy tym razem słyszysz mój głos?

To moja piosenka walki
Piosenka, za pomocą której odbieram z powrotem moje życie
Piosenka udowadniająca, że wszystko jest w porządku
Uruchomiłam moją siłę
Zaczynam właśnie teraz, będę silna
Zagram moją piosenkę walki
I tak naprawdę nie obchodzi mnie, czy ktoś inny mi uwierzy
Bo nadal mam w sobie wiele siły do walki)



Jeśli Ed śpiewał w imieniu Harry'ego, to ja właśnie teraz byłam głosem Moni.
Przez cały czas śpiewając, obserwowałam Monikę i Harry'ego. Walca państwa młodych to nie przypominało, po prostu zwykły taniec-przytulaniec z bujaniem się na boki i przestępowaniem z nogi na nogę, ale jednak... Wyglądali pięknie. Harry z racji gipsu nie mógł tańczyć za mocno, bo dopiero co nauczył się kuśtykać bez kul, ale w tym garniturze, nawet z ubytkiem nogawki, prezentował się fantastycznie. A Monika, wtulona w niego, oparta policzkiem na jego piersi, wyglądała jak dawna ona. Z uśmiechem na twarzy, wreszcie na własnym miejscu.
Prawie skończyłam piosenkę, kiedy podbiegła do nas Perrie i podała Niallowi tytuł kolejnej piosenki.
-Śpiewaj ze mną.- Mrugnęła do mnie i zaczęła "Love Me Like You". Wyglądało na to, że pierwszy taniec państwa młodych miał się jeszcze nie kończyć.
-No, dobra! Proszę o uwagę!- Kiedy umilkły gitary, głos zabrał Louis.- Teoretycznie nie macie drużby ani druhny, ale walnąłeś mi taką mowę na moim ślubie, że nie mógłbym sobie odpuścić.
-Nie no, zlituj się!- Harry wybuchnął śmiechem. Els i Nika zaczęły rozdawać kieliszki. Ja, Niall, Harry, Monika i Liam (on akurat z własnej woli) dostaliśmy bezalkoholowego szampana.
-Nie ma przebacz!- Lou odchrząknął i zaczął mówić.- Od chwili, gdy cię ujrzałem w łazience studia X Factora...
-O Boże...- Jęknęłam pod nosem i odwróciłam się, żeby przypadkiem nie opluć kogoś ze śmiechu.
-... wiedziałem, że czeka nas wspólna przyszłość. Może niekoniecznie taka, jaką tworzyły dla nas fanki na blogach, ale jednak wspólna.- Ciągnął z emfazą Louis. Kątem oka zauważyłam, jak Gemma dusi się ze śmiechu.- Zaprzyjaźniliśmy się, pokochaliśmy... jak bracia, żeby nie było... Ale ciągle czegoś brakowało. Dziewczyny. Nie wspólnej, rzecz jasna. Dzięki tobie poznałem moją śliczną żonę, no i chciałem ci się jakoś odwdzięczyć. Niestety, żadna z dziewczyn, które ci przedstawiałem, ci nie pasowała. Wybredny miałeś gust, nie powiem. Aż tu nagle, po wielkim zawodzie miłosnym i setce romansów z pierwszych stron gazet, pojawiła się Monika. Uciekałeś przed nią, gdzie pieprz rośnie, bo przypominała ci tamtą, ale kiedy dałeś jej wreszcie szansę, nie mogłeś się już od niej odkleić. Kłóciliście się i godziliście jak stare, dobre małżeństwo, rozstawaliście się i wracaliście do siebie... W sumie to nigdy się nie poddaliście, gdy chodziło o wasze szczęście. No i wzięliście ślub. Nareszcie.- Westchnął teatralnie.- Życzę wam, żebyście już się więcej nie rozstawali. Harry, wiem, że pierwszy cię zdradziłem, bo się pierwszy hajtnąłem, ale tak naprawdę to nigdy nie byliśmy sobie pisani. Czas cię wreszcie w tym uświadomić.
Teraz nie tylko ja i Gemma ryczałyśmy ze śmiechu. Louis zebrał owacje na stojąco. Harry aż musiał usiąść.
-Zdrowie państwa młodych!- Zakończył Tommo i wszyscy wypiliśmy toast. I zaczęła się impreza.
Wszyscy usiedliśmy za stołami, żeby coś zjeść. Ed zabawiał się w kelnera, serwując pizze i rozlewając alkohole do kieliszków i szklanek. Gwar rozmów słychać było chyba aż na ulicy. Niall włączył muzykę z przyniesionego tutaj sprzętu i na cały ogród rozniosły się dźwięki "Lala" Oceany.
Zaczęłam pogryzać frytki z mojego zestawu i wzięłam ze stołu telefon, który wcześniej zostawiłam na stole. Byłam ciekawa reakcji internautów. Pierwsze komentarze przy hashtagu #HarryAndMonikaGetMarried przyprawiły mnie o kolejny wybuch śmiechu.
@abc1d: To niemożliwe!
@fakemystery: Wkręcają nas!!!!!
@thisismyfavhashtag: Harry jest mój!!!
@belive09: On jest za młody na ślub, no hello...
@luvmyharrrooold: Styles, cholero, ja cię kocham!
@sexonbeach3: Nienawidzę Moniki zabrała mi faceta
@jklader: Harry...????????????????? O.O O.O O.O
@qwertypop: gratulacje, tak się cieszę!!! :D
@popopsj: Liam co to znaczy?!!!!!!! Tłumacz się!!!
@ladyls: Larry umarło? ;-; 
@jolwer: chyba się zabiję.
@teldma: idę się pociąć mydłem, kto idzie ze mną? :))))
@elisasandwich: a ja się cieszę, są wspaniałą parą ^^
Zamiast tłumaczeń Liama, dodałam tweeta ze swojego konta. Z czystej przekory. #HarryAndMonikaGetMarried it's true :) 3rd 1D guy become a husband :) Monika, Harry, love you, guys, all best wishes <3 Do tego dołączyłam fotkę młodej pary siedzącej przy stole. Akurat nie patrzyli w moją stronę, więc zdjęcie wypadło bardzo naturalnie, a Harry i Monia wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Sama prawda. A to, że akurat w tym momencie podziwiali swoje obrączki, to czysty przypadek.
-Z czego tak się cieszysz?- Liam zajrzał mi przez ramię.
-A bo złośliwa bestia ze mnie.- Wyszczerzyłam się i pokazałam mu tweety. Parsknął śmiechem.
-Nie mogłaś odpuścić?
-Nope.- Pokręciłam głową.- Właśnie pogrzebałam nadzieje Directioners na ich własny ślub z idolem.
-Boję się czasem ciebie.- Udał przerażenie.
-Jak wy ładnie razem wyglądacie...- Simon obserwował nas zza drugiego końca stołu.
-Dzięki, nie wszyscy twoi pracownicy tak uważają.- Musiałam wbić tę szpilę.
-Ten gówniarz już dawno został zwolniony.- Machnął ręką.- Jedyna praca, na jaką może liczyć, to zmywak w McDonaldzie.
-Ale Simon ma rację, Nattie, ciąża wyjątkowo ci służy.- Podjęła temat Anne.- Jak się czujesz?
-Obecnie znakomicie. Zero mdłości, skurczy, tylko trochę zachcianek i cały czas zmienny nastrój.
Zaczęłyśmy rozmawiać o dzieciach, planach na wyprawkę dla malucha, imionach... Reszta ludzi odeszła od stołu i zaczęli tańczyć, śpiewać, po prostu dobrze spędzać czas. Pomysł z grillem był genialny, bo nie wszyscy mieli ochotę na pizzę. Dan zabawił się w szefa kuchni i zaczął serwować żarcie z rusztu. Założył do tego fartuch Niki z napisem "Jesz na własne ryzyko" i bawił się w najlepsze.
-A jak się czujesz po... wiesz czym?- Zagadnęła Clodagh, żona Paula, huśtając na kolanach Shane'a, któremu bardzo się ta zabawa podobała.
-Jakoś.- Uśmiechnęłam się blado. Wyszukałam w tłumie Liama, który właśnie produkował się w mash up'ie "Infinity" i "End Of The Day". Mrugnął w moją stronę, kiedy złapał moje spojrzenie.- Na początku płakałam przez kilka dni. Później wyżywałam się na wszystkich, w sumie za nic, bo to nie była przecież ich wina... Potem jakoś zobojętniałam. Teraz jest okej, ale ciągle czuję pustkę. Niby mała ją idealnie wypełnia, ale jednak...- Przesunęłam dłonią po brzuchu.- Zawsze będzie mi go brakowało.
-Nattie!- Liam podbiegł do mnie.- Chodź, zata... Wszystko gra?- Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył moją niemrawą minę.
-Tak, jest świetnie. Chodźmy zatańczyć.- Wstałam i pociągnęłam go na środek trawnika.
-Coś się stało.- Upierał się, obejmując mnie ręką w talii. Pojemnik z małą tworzył między nami niezłą przerwę.
-Po prostu rozmowa zeszła na Patricka.- Westchnęłam, opierając policzek na jego ramieniu. Piosenka była do tego idealna, bo Perrie znów dorwała się do gitary i razem z Zaynem śpiewali "Secret Love Song", którą kiedyś wykonywało Little Mix z Jasonem Derulo.
-Pójdziemy do niego jutro, obiecuję.- Skinęłam głową, ale się nie odezwałam. Tak było dobrze. Tak, jak być powinno.
Przetańczyliśmy jeszcze kilka wolnych piosenek, które puszczał teraz Ed, między innymi "Irresistible" i "Living Next Door To Alice", o które poprosiła Nika. Sama też wyciągnęła Nialla na zielony parkiet i tańczyli swojego przytulańca. Nawet Monika dała się namówić Louisowi na taniec, podczas gdy Harry obserwował ją z uśmiechem z huśtawki ogrodowej. Musiał wyciągnąć nogę na stoliczku, bo mu zaczynała dokuczać.
-A co powiecie...- Zaczął głośno Josh. Wszyscy zwrócili się do niego.- Co powiecie na oczepiny?!
-O nie.- Powiedzieliśmy jednocześnie z Liamem. Niestety, nikt nie podzielał naszego zdania.
-Rzucaj, rzucaj, chcę złapać bukiet!- Krzyknął Gabe, nasz ochroniarz. Znów rozległ się śmiech.
-Dobra, ustawiać się!- Zakomenderował Harry. Stanął obok Moniki i pocałował ją w usta.
-Czy ja też muszę?!- Zapytałam, podnosząc rękę jak w szkole.
-Musisz! Ciągle jesteś panną!- El nie pozwoliła mi się wyłamać z systemu.
-Ale jestem w ciąży...- Zaczęłam marudzić. W końcu zrezygnowałam, bo mój upór niewiele by dał.
Monika odwróciła się w tył i rzuciła bukietem.
Wcale się nie pchałam. Te bukiety same włażą mi w ręce. Słowo!
-No, Nattie, teraz już się nie możesz wyłamać!- Gemma zaczęła się śmiać.- Jeszcze jak wypadnie na Liama, to już serio musicie wziąć ten ślub.
-Uważaj, bo wykraczesz!- Zawołała Perrie.
Harry zdjął muszkę i rzucił ją przez ramię w gromadę facetów.
Wykrakała.
-Nie, to są jakieś jaja!- Liam wyszedł z tłumu z muchą w garści.- Wy to ustawiacie!
-To przeznaczenie!- Wydarła się Lou.- Tańczcie, no, dalej!
-Nie wierzę...- Wybuchnęłam śmiechem.
-A może lepiej niech się wreszcie pocałują?!
-Nie, niech zaśpiewają duet!
-Zdecydujcie się!- Liam obejrzał muchę ze wszystkich stron i założył ją na szyję, ale bez zawiązywania.
-Nie, chwila!- Udało mi się przekrzyczeć rozbawioną grupę.- Ja nie mogę się wysilać, więc tańczyć już nie będę! Wolę zaśpiewać!
-Okej.- Harry postanowił podjąć decyzję za wszystkich.- Piosenka wystarczy, a ten pocałunek wysępimy od was przy najbliższej okazji. Nie chcemy przecież mamusi przemęczać...- Dodał ironicznie.
-Będziesz coś chciał.- Zagroziłam i podeszłam do sprzętu.
-O, wiem, jaką chcę piosenkę.- Liam stanął obok mnie i zaczął szukać podkładu.- Ostatnio mi się przypomniała.
Włączył muzykę. Po charakterystycznym rytmie rozpoznałam "Pretending" z "Glee". Liam zaczął śpiewać, a ja od razu do niego dołączyłam.
-Face to face, and heart to heart
We're so close, yet so far apart.
I close my eyes, I look away
That's just because I'm not okay.

But I hold on, I'll stay strong
Wondering if we still belong.

Will we ever say the words we're feeling,
Reach down underneath and tear down all the walls?
Will we ever have a happy ending
Or will we forever only be pretending?

(Twarzą w twarz i sercem w serce
Jesteśmy niby blisko, lecz tak daleko od siebie
Zamykam oczy, odwracam wzrok
To dlatego, że nie czuję się dobrze

Lecz trzymam się, pozostaję silny
Zastanawiając się czy nadal należymy do siebie

Czy kiedykolwiek powiemy to co czujemy
Sięgniemy w głąb siebie i zburzymy wszystkie ściany
Czy kiedykolwiek będziemy mieli szczęśliwe zakończenie
Czy może zawsze będziemy tylko udawać?)



-No i wszystko jasne. Oni żyć bez siebie nie mogą.- Podsumował Louis, unosząc kieliszek z szampanem.

~~*~~

Leżałam na łóżku, oglądając filmiki, które nakręciłam na telefonie podczas wesela. Tego już nie chciałam wstawiać na Twittera, zwłaszcza, że rozpętałam naprawdę niezłą burzę. Kiedy skończyliśmy imprezę, jakieś pół godziny temu, okazało się, że przed bramą stoi jakaś setka dziewczyn i śpiewa "Change My Mind". Sorry, dziewczyny, ale Harry nie zamierza brać rozwodu w takim tempie co ślubu.
-Już skończyłem.- Liam wyszedł z łazienki z mokrymi włosami i ręcznikiem przewieszonym przez ramię.- Dobranoc. Chociaż patrząc na godzinę, to mógłbym powiedzieć "dzień dobry".
-Możesz zostać.- Powiedziałam szybko, kiedy już kierował się w stronę drzwi. Spuściłam głowę i czekałam na jego decyzję. Mogłam wyczuć w powietrzu, że się uśmiechnął. Ręcznik celnym rzutem poszybował na fotel, a Liam podszedł do łóżka po swojej stronie i usiadł obok mnie.
-Na pewno tego chcesz?- Skinęłam głową.
-Chyba już nie umiem trzymać cię na dystans.
Cały się rozpromienił. Odgarnął mi kosmyk włosów z czoła i pocałował w policzek.
-Idziemy spać?- Przytaknęłam i zsunęłam się w dół poduszki, żeby się wygodnie ułożyć. Liam położył się obok mnie. Zgasiłam lampkę i odwróciłam się do niego twarzą. Niemal stykaliśmy się nosami.
-Jednak wesele się udało.- Szepnął. Uśmiechnęłam się.
-To zapowiadało się na największą katastrofę wszech czasów.- Odpowiedziałam.
-Nie jesteś zmęczona?
-Może trochę. Bolą mnie nogi i trochę głowa, ale spać mi się nie chce.
-No tak, minęła twoja trzecia nad ranem.- Pamiętał, że trzecia to była godzina mojego najmocniejszego snu. Jeśli udało mi się ja przesiedzieć, to mogłam nie spać już wcale.
-Zawsze możemy pogadać.
-All my favourite conversations always made in the a.m...- Zanucił półgłosem tekst "A.M.".
-O, w tym się zgadzamy.- Zachichotałam. Wsunął prawe ramię pod moją głowę, a lewą dłoń położył na moim brzuchu i zaczął go delikatnie głaskać.
-Myślę, że mała chce spać. Może mamusia da jej dobry przykład?
-Może tatuś ma rację.- Mruknęłam. Takie głaskanie brzucha zawsze mnie uspokajało. Oczy zaczęły mi się kleić, ale jeszcze zanim zasnęłam, usłyszałam szept Liama.
-Kocham cię, Nattie...



___________________________________________
Wiem, ze według zegarka jest już wtorek, ale według mojego czasu jest baaaardzo późny wieczór poniedziałkowy.
Za zwłokę przepraszam, ale miałam kolokwium (zaliczyłam na 4,5! Opłacało się uczyc tych antybiotyków! ;)

Kolejny rozdział pewnie za dwa tygodnie. Nie pilnujcie tak tych dat, bo jak widzicie, mam tendencję do spóźniania, ale naprawdę nie wynika ona z mojego lenistwa.
ZOSTAŁO 13 ROZDZIAŁÓW + EPILOG!!!

Dziękuję za wszystkie komentarze i obserwacje :*** możliwe, że uda się dobić do dwustu tysięcy wyświetleń przed ukończeniem bloga ^^

Wpadłam na pomysł napisania świątecznego one shota. Ponieważ rozdział ze świętami u Lattie i reszty 1D Team wypadnie później niż święta u nas, taki one shot mógłby być fajnym prezentem dla was na Gwiazdkę. Dodam go oczywiście w pakiecie z kolejnym rozdziałem, który wtedy wypadnie ;)

Pozdrawiam i lecę spać, bo jutro znów na ósmą... A może odpuszczę wykład i pójdę na dziewiątą trzydzieści...? >:-))
Roxanne xD

piątek, 6 listopada 2015

Część II: Rozdział 24

Otworzyłam drzwi i niepewnie spojrzałam przed siebie. Jak to dobrze, że czułam stojącego za mną Liama, bo inaczej padłabym na progu ze stresu. Przede mną stali rodzice Moniki, wysoka blondynka z krystalicznie błękitnymi oczami i wysoko uniesioną brodą oraz niższy od niej szatyn, paraliżujący mnie swoim wrogim, władczym spojrzeniem.
-Gdzie jest nasza córka?- Zapytał niskim głosem, nie trudząc się witaniem nas. Zmarszczyłam brwi. No chwila, hello, trochę kultury mimo wszystko obowiązuje. Momentalnie odzyskałam wigor i wyprostowałam się.
-Dzień dobry. Nie spodziewaliśmy się państwa wizyty.- Powiedziałam z udawaną uprzejmością.
-Możesz sobie darować, dziecko.- Prawie splunął mi pod nogi.- Zawołaj Monikę, zabieramy ją ze sobą.
-Możemy wiedzieć, dokąd?- Odezwał się zza moich pleców Liam.
-Jak to dokąd, do domu!- Wykrzyknęła pani Pater.- Wystarczająco dużo narobiliście jej problemów, byłoby lepiej, gdyby w ogóle was nie poznała!
-Idź i ją zawołaj.- Polecił mi eks generał. A co to, rozkaz?
-Nie będzie mi pan wydawał poleceń.- Odparłam chłodno, zakładając ręce na piersi.- Nie jestem pańskim żołnierzem, tylko niezależną kobietą.
-Raczej sprzedajną dziwką, która daje się pieprzyć za kasę i rodzi pseudogwiazdom bękarty.
Otworzyłam usta z oburzenia. Nikt mnie nie będzie tak obrażał! Zerknęłam za siebie na Liama. Jak to dobrze, że to zdanie wykrzyczał po polsku. Wolałam potem nie ścierać krwawych śladów z podłogi.
-Jak pan śmie?!- Wybuchnęłam, kontynuując kłótnię w ojczystym języku.- To, że lubi pan tłamsić innych nie znaczy, że mnie też zmiesza pan z błotem! Nie jestem jakąś dziwką, zaszłam w ciążę, ale z mężczyzną, którego kocham i to jest moje pierwsze dziecko! Jak ja mam cholernie dość idiotów, którzy oceniają mnie po pozorach!
-Przestań nas obrażać, zawołaj Monikę i wyjeżdżamy!- Z trudem powstrzymałam się od dania matce Moniki po gębie, żeby przestała piszczeć.
-Monika nigdzie nie jedzie.- Oznajmiłam stanowczo.- Tu jest jej dom. Kiedy zniknęła, wy nie kiwnęliście nawet palcem, żeby ją znaleźć, a teraz, kiedy znów jest z nami i próbuje stanąć na nogi, wy chcecie ją stąd zabrać! Monika nie jest przedmiotem, żeby ciągle ktoś ją przestawiał z miejsca na miejsce!
-Nie zabierzesz mi mojego dziecka! Już jedno straciłam, nie pozwolę ci, żebyś odebrała mi drugie!- Matka Moniki podeszła niebezpiecznie blisko mnie. Musiałam się cofnąć o krok, żeby uniknąć popchnięcia lub ciosu.
-Mama...?- Oczy wszystkich zwróciły się na schody, z których schodziła Monika, podtrzymując ramieniem Harry'ego. Oboje patrzyli na nas nic nierozumiejącym wzrokiem. Styles zszedł powoli z ostatniego stopnia i oparł się o balustradę, wyjmując ręce z kul. Monika podeszła bliżej i po prostu patrzyła na rodziców.
-Moje dziecko!- Pani Pater rzuciła się w przód, żeby ja przytulić, ale dziewczyna przerażona jej nagłym gestem, cofnęła się z powrotem do Harry'ego.- Co oni ci zrobili?!
-Przywitaj się z matką! Nie tak cię wychowaliśmy!- Huknął jej ojciec, wchodząc głębiej do domu. Monika pokręciła głową.
-Co tu robicie?- Wyszeptała, obejmując się rękami.- Kiedy wyjeżdżałam tutaj, powiedzieliście, że nie chcecie mnie widzieć...
Whoa... Szok. Tego nie wiedziałam. Myślałam, że Monika sama z premedytacją urwała z nimi kontakt i wyemigrowała z Niką do Londynu, żeby z nami zamieszkać. Spojrzałam na Liama z niepokojem, ale on śledził uważnie rozgrywające się tu wydarzenia, próbując coś ogarnąć z naszego szeleszczącego języka. Niby kiedyś go coś uczyłam, ale nadal nie wyszedł poza poziom "Kali jeść, Kali pić".
-Co ty pleciesz, córeczko!- Jej ojciec podszedł bliżej, ale z każdym jego krokiem Monika kuliła się coraz mocniej.- Chodź, wracamy do domu.
-Ja jestem w domu.- Nagle Monika podniosła głowę i spojrzała wyzywająco na swojego tatę. W tym momencie o wiele bardziej przypominała tę dawną dziewczynę jeszcze z początku tego lata.- Nigdzie się nie wybieram.
-Zobacz, co oni ci zrobili...- Odezwała się drżącym głosem jej matka.- Pomożemy ci.
-Harry mi pomaga.
-Co to za życie i pomoc, co?!- Krzyknął mężczyzna.- Jest tak nieodpowiedzialny, że mało się nie zabił, a wcześniej pozwolił im na uprowadzenie ciebie!
-Ja sama im na to pozwoliłam!- Wrzasnęła przeraźliwie. Wszyscy zamarli w bezruchu, patrząc, jak z zahukanej dziewczyny, która boi się własnego ciała, wychodzi bestia.- Byłam głupia, bo myślałam, że tam mi będzie lepiej! Ale wiesz co?! Zamydlili mi oczy, tak jak ty to zawsze robiłeś! Moniczko, idź tam, te zajęcia będą od ciebie więcej wymagały! Monisiu, powinnaś wziąć jeszcze ten fakultet, chyba chcesz, żebym był z ciebie dumny! Nigdy nie dorównasz swemu bratu, Wojtek był sto razy lepszy od ciebie! Ty powinnaś umrzeć, nie on!!! Ile razy mi tak mówiłeś?!
-Monika...
-ILE?!
Zapadła cisza, przerywana tylko szlochem jej matki. Monika ze zwykłej wściekłości przeszła w czystą histerię.
-A ty nie jesteś lepsza! Ustawił sobie ciebie i zawsze stoisz po jego stronie, a wiesz, ile razy cię zdradzał?! A ty jak ślepy kret krytykowałaś mnie, a jego ustawiałaś na ołtarzu! Nienawidzę was! Z całego serca was nienawidzę, bo spaczyliście mi spojrzenie na świat! Wszystkich podejrzewam o najgorsze, oskarżam ich o coś, czego nie zrobili! Wy mnie tego nauczyliście!- Nawet nie zauważyłam, kiedy koło mnie stanęła Nika i z otwartą buzią przyglądała się scenie. Shane zaczął lekko popłakiwać. Zabrałam go Liamowi i przytuliłam, żeby się uspokoił. W głębi duszy prosiłam, żeby Perrie zeszła na dół i go zabrała. Lepiej, żeby dziecko nie słuchało takich krzyków.
-Ja cię nie proszę!- Wysyczał ojciec Moniki, cały czerwony z gniewu. Szybkim krokiem podszedł do niej i złapał ją mocno za łokieć.- Jedziesz z nami, czy ci się podoba, czy nie!
-Dzwoń do Chada.- Powiedziałam szybko do Liama, ale zanim on zdążył wyjąć telefon, żeby nadać sygnał ochroniarzowi, stało się coś strasznego.
Monika nie zdążyła się odsunąć, kiedy ojciec złapał ją za rękę i w pierwszej chwili próbowała się wyrwać. Po sekundzie przestała się opierać i zaczęła spazmatycznie oddychać, miałam wrażenie, że się zaraz udusi. Palce rąk wygięła w dziwacznej konfiguracji, jakby wszystkie jej zesztywniały. Prawą rękę trzymała bezruchu w uścisku mężczyzny, lewą złapała się za ścianę i zaczęła nią drapać o gładką tapetę, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Jednocześnie wygięła całe ciało tak, żeby być jak najdalej od trzymającego ją człowieka. Oczy zaszły jej jakby mgłą, usta wykrzywiły się w niemym krzyku. Osunęła się na kolana i zaczęła się trząść, jak podczas ataku padaczki.
-Proszę...- Wyjęczała.- Nie chcę znowu iść... Weź inną, nie mnie... Weź inną... Zabij mnie... albo weź inną...
Dosłownie skamieniałam. Nika wydusiła z siebie ciche "Jezus Maria" i zakryła usta dłonią. Pan Pater puścił ją jak oparzony i w szoku wpatrywał się w swoją córkę, jak przesuwa się szybko pod ścianę, obejmuje kolana rękami i zaczyna rozpaczliwie szlochać.
-Co tu się dzieje?!- Perrie stanęła na szczycie schodów i z przerażeniem patrzyła na całą scenę. Zbiegła na dół i uklękła przy Monice. Liam wysłał Chadowi sygnał i wziął ode mnie Shane'a. Razem z Niką dopadłyśmy Moniki. Na prawej ręce zaczął jej się formować siniak na kształt trzymającej ją przed sekundą ręki. Bałam się jej dotknąć. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie Harry'ego. Od razu zrozumiałam, co chciał mi przekazać. Wstałam z kolan i pomogłam mu usiąść na podłodze obok dziewczyny. Odłożył kule na bok i delikatnie objął ją ramieniem.
-Spokojnie, to ja...- Powiedział cicho, kiedy Monika się wzdrygnęła.- Jestem przy tobie, nic ci nie grozi...- Dziewczyna powoli, ostrożnie, nie przerywając histerycznego płaczu, wtuliła się w Stylesa. Ani on, ani Liam, nie mieli pojęcia, co Monika przed chwilą wykrzyczała do swoich rodziców, ale jedno udało im się pojąć: Flash i jego banda musieli takim samym gestem prowadzić dziewczyny na te... tortury. A ojciec Moniki nieświadomie to powtórzył, co wywołało w dziewczynie atak paniki.
-Państwo już wychodzą.- Chad pojawił się w hallu i stanowczym gestem ujął pana Patera za ramię.- Kolejna wizyta, a wezwiemy policję.
-Nie macie na mnie żadnego haka.- Odpowiedział, ciągle próbując otrząsnąć się z szoku.
-Znęcanie się nad córką to mało?- Stanęłam przed nim.- Mamy na to kilku świadków. W domu jest monitoring. Jeszcze raz się pan tu pojawi, a wystąpimy o nakaz zbliżania się i jestem pewna, że Monika nas poprze.
-Możecie mi buty czyścić.- Warknął, wychodząc z domu.- Anita, idziemy!
-Córeczko...- Mama Moniki chciała jeszcze na chwilę przyciągnąć uwagę córki.- Proszę cię...
-Idźcie do diabła!- Monia poderwała się na równe nogi i popędziła po schodach na górę.
Shane, słysząc huk zatrzaskiwanych drzwi na piętrze, wybuchnął rozpaczliwym płaczem.

~~*~~

-To wczoraj...
-To była masakra.
-A już byliśmy tak blisko. Teraz Monika nie otworzy się tak łatwo.
-Wiesz, siła perswazji Harry'ego, pomoc psychiczna Shere Khana...
-Nattie, serio? Może miałaś zamknięte drzwi od pokoju w nocy, ale ja w twojej pracowni słyszałem każde jej chlipnięcie. Płakała kilka godzin. A dziś nawet nie zeszła na śniadanie.
-Wszystko się wali.- Jęknęłam, masując palcami skronie.- Wszystko po kolei poszło się spierdolić.
Na to Liam już nie miał argumentu. Siedzieliśmy w samochodzie przed przychodnią ginekologiczną. Byłam umówiona z Sheilą na wizytę, ale pomyliliśmy godziny i przyjechaliśmy za wcześnie. Słońce mocno świeciło przez szyby auta i silnik musiał być włączony, żeby utrzymać klimatyzację. Otwarcie okna groziło uduszeniem się smrodem spalin samochodowych, które obficie zanieczyszczały zakorkowaną ulicę. Szkoda wielka, że nie było paparazzi, może by się trochę podtruli.
-A jak ty się czujesz?- Spytał, zerkając na mnie kątem oka.- Wczoraj byłaś nieźle roztrzęsiona.
-Jest okej.- Odpowiedziałam, wzdychając.- Głowa mnie tylko boli.
-A mała?- Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zaczyna się porządnie wiercić.- Spojrzałam w dół na brzuch.- Aż dziwne, że jeszcze tego nie widać.
-Wiesz, widać, że rośniesz w oczach.- Parsknął śmiechem. Trąciłam go łokciem w bok.
Taka atmosfera mi pasowała. Już umieliśmy się dogadać... Nawet nie zajęło nam to dużo czasu. Tylko dwa, może trzy tygodnie, a już wróciliśmy do dawnego stylu bycia. No, może bez przytulania, całowania, ale jednak. Nie da się od razu wskoczyć w relacje sprzed kilku miesięcy. I tak uważam za sukces to, co do tej pory zrobiliśmy. Nie powinno się nas jeszcze nazywać parą, ale kumplami, przyjaciółmi już tak.
Włączyłam radio i automatycznie podgłośniłam "My Love". Zaczęłam nucić tekst pod nosem, a Liam po chwili się do mnie dołączył. To jeszcze bardziej przypominało dawnych nas. Śpiewanie wszystkich możliwych piosenek, w każdym miejscu i o każdej porze. Dlatego właśnie od razu po przeskoczeniu na inną stację, zaczęliśmy ze śmiechem śpiewać "Tell Him", które kojarzyłam z "Glee".
-Okej, teraz musimy już iść.- Zaśmiał się, kiedy zaczęłam bić go lekko po ręce, żeby nie wyłączał radia.
-Ej, lubię tę piosenkę...- Wydęłam wargi, gdy ucichło "How To Be A Heartbreaker".
-Ja też, ale za pięć minut masz badanie.
-Pięć?!- W panice wybiegłam z samochodu i popędziłam do przychodni. Wyhamowałam przed gabinetem lekarskim tuż przed wyjściem Sheili. Liam dogonił mnie chwilę potem.
-Natalia... O, jesteście. Chodźcie.- Sheila zaprosiła nas do gabinetu.- Jak się czujesz?
-Znakomicie, chociaż stresów mam od groma.- Oznajmiłam, siadając na fotelu.
-Wstawaj, wstawaj, od razu zrobię ci USG.- Posłusznie przeniosłam się na kozetkę. Sheila usiadła na stołeczku obok.- Hmm, wszystko wygląda w porządku.- Stwierdziła, badając mój brzuch.
-Ostatnio zaczęłam czuć ruchy dziecka. Najpierw delikatne, a ostatnio coraz mocniejsze. Tak raz dziennie, raz na dwa dni.
-No, przyzwyczajaj się, że będzie cię traktować jak worek treningowy.- Wzięła sondę i wylała na nią żel.- Uwaga, zimne.
Wzdrygnęłam się, kiedy dotknęła głowicą mojego brzucha. Liam stanął za plecami Sheili i z napięciem wpatrywał się w ekran. Wydawało się, że za chwilę zacznie z przejęcia wykręcać sobie palce.
-O, tu jest główka, widzisz?- Skinęłam głową, uśmiechając się szeroko.- Zaczynają jej rosnąć włoski, ma już brwi... O, a tu masz rączki. Widzisz? Złączyła je, jakby chciała cię o coś poprosić.- Zaśmiała się. Teraz już szczerzyłam się od ucha do ucha, nie zwracając uwagi na łzy gromadzące się pod powiekami. Byłam szczęśliwa, jak nigdy dotąd.
-Brzuszek w porządku... Nóżki też. O, czułaś to? Właśnie strzeliła ci kopniaka.
-Coś załaskotało.- Byłam zbyt przejęta widokiem małej, żeby zwracać uwagę na kopnięcie.
-Sprawdźmy teraz... Ma około dwudziestu trzech centymetrów. Będzie małym dzieckiem, ale nic się nie martw, w domyśle miała być bliźniakiem, jej wielkość to norma. Posłuchajmy teraz serca.- Kliknęła odbiór dźwięku i usłyszeliśmy głośne stukanie, szybsze od normalnego rytmu serca dorosłego człowieka, ale jak najbardziej prawidłowe. Nawet ja mogłam to rozpoznać. Zerknęłam na Liama, który przygryzał wargę, nie odrywając wzroku od ekranu.
-Liam? Czemu nic nie mówisz?- Poderwał głowę i spojrzał na mnie nieprzytomnie. Nawet na odległość mogłam dostrzec łzy w jego oczach.
-Jest... śliczna. Piękna.- Powiedział cicho, pociągając nosem.
-O rany, ale nie musisz płakać.- Wyciągnęłam rękę w jego stronę i mocno uścisnęłam jego dłoń. Odwzajemnił uścisk i zwrócił się do Sheili:
-Możesz nam to nagrać?
-A poczekasz dwa tygodnie? Za dwa tygodnie macie USG połówkowe, równo połowa ciąży. Wtedy na pewno włączę nagrywanie.
-Okej.- Liam z niechętną miną przystał na warunki. Sheila wręczyła mi ręczniki papierowe do wytarcia brzucha i usiadła za biurkiem.
-Dam ci nową receptę, gdyby skończyły ci się tabletki. Tutaj masz jeszcze skierowanie na badanie... Aha, i musimy omówić kwestię porodu.
-Już?- Zdziwiłam się, siadając na fotelu.- Podobno mam jeszcze połowę ciąży do przejścia.
-To prawda, ale nie wykluczamy wcześniaka, prawda?- Sheila wzięła kolejny bloczek z kartkami i zaczęła coś szybko notować.- Jest to ciąża podwyższonego ryzyka, więc trzeba być przygotowanym. Poroniłaś jedno dziecko. Plus trzeba wziąć pod uwagę twoją wadę wzroku. Wysiłek przy porodzie może spowodować pogorszenie widzenia lub nawet utratę wzroku.
-Wiem to.- Wtrąciłam się.- Okulista mówił mi już wcześniej, że gdybym miała rodzić, to prawdopodobnie najlepszym wyjściem będzie cesarka.
-Dokładnie. I dlatego tutaj...-  przesunęła w moją stronę zapisaną kartkę.- Masz skierowanie na ewentualne cesarskie cięcie. Najprawdopodobniej będę w pobliżu, ale gdyby nie, dajesz to lekarzowi i nic cię nie interesują jego wąty, ma ci zrobić cesarkę. Jakby tylko zaczął się poród, natychmiast do mnie dzwonisz, a ja lecę do ciebie i wyciągam twoje maleństwo.
-Dobrze.- Skinęłam głową.
-Cesarka będzie bezpieczna?- Liam oczywiście już zaczął się martwić.
-Nic się nie stanie.- Uspokoiła go Sheila.- Cesarskie cięcie jest normalnym zabiegiem chirurgicznym. Wyjmiemy dziecko, usuniemy łożysko, Natalia dłużej poleży w łóżku niż po normalnym porodzie, ale potem wspomnieniem będzie tylko niewielka blizna. A w dzisiejszych czasach można bliznę normalnie usunąć.
-Ale Natalii nic nie grozi?- Upewniał się. Ponownie wzięłam go za rękę. Wyluzuj, Payne, to tylko poród. I to nie ty będziesz rodził, a ja.
-Przy każdym zabiegu jest ryzyko. Ale moim zadaniem jest zmniejszyć to ryzyko do zera.- Odpowiedziała Sheila spokojnie. Chyba już nie takich ojców widziała.
-Liam, nie panikuj.- Mruknęłam do niego, ale posłał mi oburzone spojrzenie.
-Ja tylko nie chcę, żeby coś ci się stało!- Pisnął, ściskając moją rękę. Wywróciłam oczami.
-Wiem i uwielbiam cię za to, ale co za dużo to niezdrowo.
-Okej, ustalcie sobie, co dalej, ale w domu. Ja mam jeszcze pacjentów.- Sheila wstała z fotela i wręczyła mi kartki.- No, już, zmykać!
Posłusznie pożegnaliśmy się i wyszliśmy, mijając na korytarzu młodą dziewczynę w zaawansowanej ciąży, która na nasz widok mało nie padła trupem na miejscu. Od razu było widać, że Directionerka. Oczywiście nie uszły jej uwadze nasze złączone dłonie (bo Liam nie chciał mnie puścić po wyjściu z gabinetu), recepty trzymane w mojej dłoni i brzuszek wystający spod kurtki. Ciąża totalnie potwierdzona, Twitter dowie się, kiedy tylko ta oto przyszła mama wyjdzie z gabinetu i będzie mogła zająć się sprawami innych. Ależ musiała się czuć podekscytowana, że jej lekarzem prowadzącym jest ta sama doktor, która zajmuje się mną, a w gabinecie przed chwilą siedział Liam Payne z One Direction i ona może oddychać tym samym powietrzem, co on przed chwilą!
Posłałam jej szybki uśmiech, ale ona nie dała rady go odwzajemnić. Z otwartymi ustami wpatrywała się w nas, jakby ją całkiem zamurowało.
Wyszliśmy przed przychodnię i od razu udaliśmy się do samochodu. Usiedliśmy w środku, pootwieraliśmy okna, ale Liam, ku mojemu zdumieniu, nie ruszał z miejsca. Siedział zamyślony, skupiając wzrok na znaczku Hyundai na kierownicy.
-Liam? Wszystko w porządku?- Zapytałam, przechylając się w jego stronę. Odwrócił do mnie głowę i aż się zdziwiłam, jak blisko siebie były nasze twarze.
-Tak... Ja po prostu nie chcę cię więcej stracić.- Powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. Spuściłam wzrok, ale się nie odsunęłam.
-Nie stracisz mnie. Ani małej.- Odparłam niepewnie. Wyciągnął rękę i podniósł kosmyk włosów, który opadał mi na twarz.
-Ale pewności nie masz. Wolisz nie ryzykować, iść powoli do przodu, mieć dużo czasu do namysłu, choć z reguły decydujesz się szybko, a ja chciałbym jakiejś gwarancji. Potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał.
-Przepraszam...
-Nie przepraszaj. Ja to rozumiem. A ty nie masz za co przepraszać. Ja powinienem do końca życia powtarzać, jak bardzo cię przepraszam.
-Raz wystarczy.- Powiedziałam prawie bezgłośnie.
Patrzyliśmy sobie w oczy, jak zahipnotyzowani swoimi odbiciami w naszych źrenicach. Delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho, a potem przesunął palcami po policzku, aż przeszedł mnie dreszcz. Mimowolnie się uśmiechnęłam. W tamtej chwili byłam pewna, całkowicie pewna, że chcę z nim być do końca świata. Sophia już była nieważna, nie istniała i miała się więcej nie pojawić. Ale był on. I nigdzie się nie wybierał. Miał zamiar zostać przy mnie na zawsze. I tym razem nikt ani nic nam tego nie odbierze.
-Mogę...?- Zawiesił głos, patrząc na mnie znacząco.
Dać mu tę gwarancję, o którą prosił? Nawet nie prosił, ile błagał. Przeniosłam wzrok niżej, na jego usta i bez wahania go pocałowałam. Po raz pierwszy po pięciu miesiącach. Poruszył się, nie odrywając swoich warg od moich i objął mnie ramieniem, przypadkowo uderzając ręką o dźwignię zmiany biegów. Syknął przez zęby, ale całował mnie dalej. Delikatne muśnięcia przerodziły się w znacznie mocniejsze, bardziej namiętne pocałunki. Dłońmi przyciągałam go do siebie mocniej, pragnęłam, aby nasze ciała stopiły się w jedno i nigdy więcej nie zostały rozdzielone.
Pamiętacie piosenkę Seleny Gomez "A Year Without Rain"? A day without you is like a year without rain... Mój deszcz właśnie spadł.
Oderwaliśmy się od siebie po dłuższej chwili, żeby złapać oddech.
-Wow...- Udało mi się wydusić z siebie po chwili. Liam zaśmiał się pod nosem, głęboko oddychając.
-Po czymś takim masz tyle czasu, ile tylko zapragniesz.

~~*~~

-Wreszcie jesteś!- Zawołałam radośnie, prawie rzucając się na siedzącego na naszej kanapie Nialla.
-Boże, udusisz mnie!- Wystękał gdzieś spod mojego ramienia.- Też się cieszę, Nattie.
-Natalia, za to, że go wypuścili wcześniej, masz u mnie duże piwo, serio.- Nika mocno mnie przytuliła.- Albo nawet czteropak. Oczywiście, jak już urodzisz.- Dodała pospiesznie, kiedy Liam wydał z siebie ostrzegawcze chrząknięcie.
-Dzięki, ale chyba spasuję. Za to jutro możesz mi zrobić bigosik.
-Ooo tak! Zdecydowanie! Nikuś zrobisz nam bigosik?- Nialler popatrzył na nią prosząco.
-Zrobię ci nawet pięciodaniowy obiad, byleby wszystko już było z tobą dobrze.- Nachyliła się nad nim i go czule pocałowała.
Horan wyglądał już dużo lepiej. Włosy powolutku mu odrastały, miał na głowie już regularnego jeżyka. Gorzej, że włosy były brązowe i ciągle narzekał, że jeszcze nie pozwalamy mu pofarbować. Z nogą wszystko było w porządku, a ręką też. Problemy wewnętrzne z wątrobą i śledzioną znikły jak kamfora. Nialler miał tylko leżeć, dużo odpoczywać i chwilowo być na lekkostrawnej diecie, czego osobiście dopilnuję i zjem sama cały bigos. Jestem w ciąży, ujdzie mi to na sucho. Gorzej, bo spóźniłam się na wielkie powitanie, ale odbiję to sobie na...
-To co, czas na imprezkę?!- Wydarł się Louis na cały regulator. No właśnie. Eleanor trzepnęła go po łbie.
-Wrzeszcz tak dalej, a sąsiedzi pomyślą, że się nawaliłeś. Albo że cię molestujemy.
-Nawalę się na imprezce, a na molestowanie zaczekaj, aż będziemy sami.- Wszystkie jednogłośnie wydałyśmy jęk obrzydzenia.
-Tomlinson, jesteś jakiś niedorobiony.- Stwierdziła z niesmakiem Perrie.- A jeśli obudziłeś Shane'a...
-Spokojnie, kochanie, pójdę wtedy do niego.- Zayn posłał jej uśmiech.
-Czyli co? Zwołujemy jeszcze kogoś, czy imprezujemy od razu?- Zapytał Harry, głaszcząc rozwalonego na kolanach Moniki kota.
Siedzieli na drugiej kanapie, ramię przy ramieniu, ale było widać, że Monika znów stara się trzymać dystans od innych. Niby od pseudowizyty jej rodziców minął tydzień, to ona i tak codziennie przynajmniej raz płakała i odcięła się od nas jak na samym początku. Tylko Shere Khan i Harry mogli naruszyć jej przestrzeń osobistą. Nikt poza nimi. Nawet ja.
-Dzwoń po Eda, jest teraz w Londynie.- Rzucił Liam, wyjmując telefon.- Sprawdzę chłopaków z 5SOS, ale oni chyba są znowu w Australii. A moglibyśmy poznać dziewczynę Luke'a.
-Tę nową?- Zainteresowała się Pezz.- Jak ona ma na imię? Alexis?
-Nieee... Anabelle. Chyba.- Stwierdziła Nika.
-Nie, mówię ci, że Alexis.
-Spytam, okej?- Liam podniósł telefon do ucha.- Halo, Luke? Siema, stary. Słuchaj, gdzie jesteście? Aha. Aha. Nie, bo urządzamy małą imprezkę. Horan wyszedł ze szpitala, ma dziś urodziny, poza tym ja mam spóźnioną imprezę urodzinową... Aha. Ty, a twoja dziewczyna jak ma na imię? Zmieniasz je jak rękawiczki, dziwisz się? Aha. Okej. Dobra, nara. Pozdrów chłopaków. Wiem. Postawię mu następnym razem. Na razie.- Rozłączył się.- Perrie, miałaś rację. Alexis.
-Co komu postawisz?- Zapytałam z ciekawością.
-Piwo Mike'owi. Przegrałem zakład, nawet nie pamiętam jaki.- Liam wzruszył ramionami.- Nialler, masz życzenia od chłopaków, podobno wysłali ci już tweety i jakieś foty na Instagramie.
-Sprawdzę potem. A co z Edem?- Wszyscy popatrzyliśmy na Harry'ego.
-Już jedzie. Jak się dowiedział, że jesteś w domu, to od razu ruszył, żeby cię przywitać.- Zaśmiał się Harry, wkładając telefon do kieszeni. Podniósł kule z podłogi i wstał z kanapy.- Dobra, ja się pójdę ogarnąć, bo wyglądam jak pół dupy zza krzaka.
-Pojadę ogarnąć jakieś alkohole.- Louis zerwał się z fotela i narzucił bluzę.- El, jedziesz ze mną?
-Nie, zostanę.- Pokręciła głową i posłała mu buziaka.
-Czekaj, Tommo, ja pojadę.- Liam poszedł za nim do garażu. Kiedy odpalili silnik, na górze rozległ się płacz małego Malika. Zayn natychmiast zerwał się z podłogi i pognał na górę.
-Fajnie, że Zayn tak chętnie się zajmuje Shanem.- Nika oparła głowę na ramieniu Nialla z głębokim westchnieniem.
-Taaa... W tym tygodniu zwłaszcza.- Mruknęła Perrie, szarpiąc za powłoczkę ozdobnej poduszki.
-Przecież się pogodziliście.- Zauważyła Eleanor. Pezz wzruszyła ramionami.
-Niby tak, ale nie pogadaliśmy tak... od serca. Wiecie, na te wszystkie ciężkie tematy.
-Może nie było odpowiedniej pory.- Powiedziałam pocieszająco.
-No, ale dziś nie mam zamiaru się tym przejmować.- Oznajmiła głośno i włączyła telewizor.
Akurat leciał "Kac Vegas". Po stwierdzeniu Niki, że dziś będzie właśnie tak wyglądać, otworzyły się drzwi wejściowe. Myślałyśmy, że to chłopaki z alkoholem, ale w salonie pojawił się nasz ulubiony rudzielec.
-Eddie!- Pisnęłam i wstałam, żeby go uściskać.- Jak Kanada? Dłużej już nie mogłeś tam siedzieć?
-Wiesz, wpadłem tylko, żeby zobaczyć, ile już zdążyłaś przytyć.- Zaśmiał się, odwzajemniając uścisk. Uderzyłam go lekko w ramię.
-To, że cię lubię, nie znaczy, że nie mogę ci przywalić.- Pokręcił głową i zaczął się witać z resztą.
Wstrzymałam oddech, kiedy podszedł do Moniki. Cholera, to chyba nie był dobry pomysł, żeby zapraszać kogokolwiek. Ed wiedział tyle, co reszta świata, czyli że Monika zniknęła na jakiś czas ze sceny, ale po wypadku wróciła. Nic o porwaniu, torturach, narkotykach. A to oznaczało, że nie wiedział też o jej lękach, panikowaniu i strachu przed obcymi osobami. Tak było też teraz. Nie zauważył, że wcisnęła się jak najgłębiej w kanapę, żeby jej nie dotknął i po prostu ją przytulił, rzucając jakąś żartobliwą uwagę. Ona wyrwała się natychmiast z jego objęć i pobiegła na górę. W salonie zapadła cisza.
-Zrobiłem coś nie tak?- Zapytał bezradnie Ed, patrząc po nas zdumionym wzrokiem. Chciałam mu odpowiedzieć, ale z góry dobiegły nas jakieś krzyki.
-Później ci wytłumaczę, to długa historia.- Rzuciłam, biegnąc na górę. Mało nie zderzyłam się z wchodzącymi Louisem i Liamem. Słyszałam, jak za mną Eleanor pospiesznie wyjaśnia Sheeranowi, co się tu działo. Wpadłam na piętro, a za mną reszta gromadki, depcząc mi po piętach. Z mieszkanka Malików wychylił się zdezorientowany Zayn z Shanem na rękach. Nie zwracając na nich uwagi, weszłam do pokoju Harry'ego. Siedział na łóżku i patrzył na Monikę, która chodziła po pokoju, płacząc i wykrzykując jakieś urwane zdania. W jego spojrzeniu malował się przestrach i zdziwienie, żal i smutek, rozczarowanie i cierpienie.
-Ja już... Nie mogę, nie potrafię...! Jestem ułomna i nic na to nie poradzisz!- Krzyczała dziewczyna, nerwowo przeczesując palcami włosy.
-Skarbie, co ty mówisz... Wszystko będzie dobrze, pomożemy ci...- Harry próbował jej przemówić do rozsądku, ale nic nie wskórał.
-Nie! Nie będzie dobrze! Ja nie mogę ciągle się bać, Harry! Nie mogę płakać za każdym razem, kiedy ktoś się do mnie zbliży! To mnie niszczy, a niedługo zniszczy też ciebie! Ty też będziesz miał mnie dość!
-Nie będę miał cię dość, zrozum to...
-Będziesz. Będziesz żałował każdej chwili, którą spędzisz na uspokajaniu mnie zamiast na imprezie, koncercie, wywiadzie, piwie z przyjaciółmi! Powinnam odejść!
Aż sapnęłam z oburzenia i zrobiłam krok do wnętrza pokoju. Odejść? Nie ma mowy! Już chciałam coś powiedzieć, ale uprzedził mnie Styles.
-Odejść?- Powtórzył ze złością. Poprzednie emocje zastąpił czysty gniew i oburzenie.- Odejść! Gdzie niby? Chcesz wyjechać?!
-Nie chcę, ale muszę.- Powiedziała, siąkając nosem. Harry pokręcił nerwowo głową i odgarnął włosy z czoła.
-Chyba po moim trupie.- Powiedział dobitnie.- Nie po to cię szukałem, żebyś teraz mi uciekała! Znowu!
-Harry...
-Nie, teraz ty mnie posłuchaj! Jestem cierpliwy i wytrzymam wszystko. Nie pozwolę ci wyjechać i naprawię cię, jasne? Zaufaj mi, wiem, że boisz się ufać ludziom, ale ja nie jestem taki, jak ci, którzy cię skrzywdzili.
-I co, Harry?- Podniosła na niego oczy pełne łez.- Zostaniesz ze mną, a potem będziesz chciał założyć rodzinę. Nawet jeśli kiedyś się przemogę i pozwolę ci dotknąć, to i tak nie zajdę w ciążę. Nie będziesz miał ze mną dzieci, a zawsze tego chciałeś.
-I co z tego?! Będę z tobą, to się liczy!- W Harrym buzowało coraz mocniej. Wydawało się, że z każdą minutą czerwienieje coraz mocniej, a z końców włosów strzelają mu iskry.- Kocham cię, do cholery!
-Znienawidzisz mnie.- Załkała.- Może ojciec miał rację, jestem do niczego i powinnam była tam umrzeć...
-Monika, co ty bredzisz!- Wziął kule, zaplątał się w nie, a w końcu rzucił je z wściekłością na drugi koniec pokoju i pokuśtykał powoli do dziewczyny stojącej pod oknem.- Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało! Zmieniłaś mnie i ja teraz zmienię ciebie. Na lepsze. Naprawiłaś mnie po idiotycznym związku, napisałem dla ciebie miliard piosenek, w tym największe hity, "Addicted" i "Perfect", kocham cię i będę o tym trąbił całemu światu, tylko się ode mnie nie oddalaj.
-A co później?- Odsunęła się od niego z bólem wypisanym na twarzy.- Przecież się ze mną nie ożenisz...
-A niby dlaczego nie?!- Odwrócił się gwałtownie w stronę regału. Zachwiał się lekko na gipsie, ale złapał równowagę i otworzył jakąś szafkę.
-Co ty robisz?- Wyrwał się Liam, ale zaraz został uciszony przez resztę. Wszyscy stali tam za mną i przepychali się, żeby mieć lepszy widok. Dla świętego spokoju przesunęłam się wgłąb pokoju i Louis z westchnieniem ulgi stanął obok mnie pod ścianą.
Monika przeszła przez pokój i usiadła na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Chciałam już podejść i ją objąć na pocieszenie, gdy mój wzrok przyciągnął Styles, a raczej to, co trzymał w ręce.
-Oh my God.- Powiedziałam na głos, przykładając dłonie do ust. Ktoś za mną głośno wstrzymał oddech. Harry przyczłapał z powrotem do łóżka i usiadł obok Moniki.
-Dlaczego mam się z tobą nie ożenić, co? I dlaczego później, a nie teraz?- Spytał, wyciągając rękę z czerwonym pudełeczkiem w jej stronę. Monika podniosła głowę.
-O czym ty bredzisz...- Nagle zamarła, ze wzrokiem utkwionym w pudełeczku. Styles otworzył je i naszym oczom ukazał się pierścionek. Na pierwszy rzut oka z jakimś błękitnym kamieniem. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się dostrzegłam, że to tanzanit. Takiego pięknego koloru nie miał żaden inny kamień szlachetny.
-Pierścionek kupiłem jakiś czas temu i czekałem na odpowiednią okazję. To miało wyglądać inaczej, ja miałem klęczeć i w ogóle już na wesele Elounor mieliśmy pójść jako narzeczeni, ale... Monika, kocham cię i nie mam zamiaru patrzeć, jak płaczesz, bo chcę cię uszczęśliwiać. Nie, nie robię tego z litości, robię to, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Chciałem z tym znowu zaczekać, ale nie dajesz mi wyboru, więc chyba muszę wreszcie zacząć działać, mimo że cholernie przeszkadza mi ta noga.
-Harry...- Monia zaczęła w panice kręcić głową.- Nie ma mowy. Nie zrobię ci tego.
-Czego? Nie uczynisz mnie najszczęśliwszym, zakochanym facetem na ziemi?
-Nie, bo cię tym skrzywdzę.- Parsknął śmiechem na jej słowa.
-Zadam ci jedno proste pytanie.- Powiedział, momentalnie poważniejąc.- Kochasz mnie?
-Harry...- Jęknęła, łapiąc się za głowę. Nerwowo zaczęłam obgryzać paznokieć. Powiedz tak, idiotko!
-Kochasz czy nie kochasz?- Powtórzył z naciskiem.
-Kocham cię...- Odpowiedziała słabym głosem. Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Na taką odpowiedź liczyłem.- Wsunął jej na palec pierścionek.
-Ale...
-Żadnych ale, kochanie. Czas postawić cię przed faktem dokonanym.- Podniósł głowę i spojrzał na naszą zszokowaną gromadkę.- Co tak stoicie? Louis, dzwoń po tego znajomego księdza, który wam udzielał ślubu. El, masz jeszcze welon?
-Aha...- Skinęła głową, gapiąc się na niego, jakby wyrosła mu trzecia głowa.
-Super, oddamy ci jutro. Nattie, wyciągaj tamtą ukrytą kieckę. Na razie się w nią nie zmieścisz.
-A skąd ty...- Pisnęłam nieswoim głosem, szybko zerkając na Liama. Stał z niemądrą miną, próbując ogarnąć, co się tu, do diabła, działo.
-Daj spokój, chyba wszyscy w tym domu już ją odkryli.- Co za bezczel... Okej, kupiłam sukienkę na zakupach z Eleanor przed jej ślubem, zanim jeszcze wybrała krawcową, marząc, że po jej ślubie, zajmiemy się z Liamem swoim. Ale on... Styles, do cholery, szperałeś w mojej szafie?!- Perrie, poszukaj kwiatów na teraz, Nika, dzwoń do Lou, zajmiecie się makijażem i fryzurą. Liam, zawiadom moich rodziców, mają cztery godziny na dotarcie tutaj w odświętnych ciuchach. I Gemma. Prezenty przyjmiemy później. Niall, ty jesteś kaleką, zadbaj o muzykę. Ed... O, siema, stary, już jesteś... Załatw katering. I nie zapomnij o torcie. Louis, ogarnij ogród, jest genialna pogoda na ślub. Zayn, weź mi skombinuj garniak, ale na mój rozmiar, nie twój. A nie, cholera, jedź po obrączki! Liam, jak skończysz z rodzicami, chodź i pomóż mi z tą zbroją.
Staliśmy jak te kołki w płocie, patrząc na Stylesa, który jak gdyby nigdy nic, w pięć minut zaplanował sobie swój ślub. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że to żart. Niestety, znałam go doskonale. Był gotów to zrobić, na dwieście procent. Co więcej, Monika siedziała skołowana i nawet nie wiedziała, jak zaprotestować temu szaleńcowi.
-No, na co czekacie?- Klasnął w dłonie.- Do roboty, macie cztery godziny!




_______________________________________________
HAHAHAHAHAHAHAHAHA xD xD xD
Chcieliście kolejny ślub? Proszę bardzo ;)

To nie jest spontaniczny pomysł, wszystko było przemyślane od samego początku :D

Ależ dawno nie było takiej sytuacji, żebym dodała tak szybko następny rozdział... Kocham, kiedy mi robią takie roszady i makareny w planie zajęć, piątek miałam cały wolny, kupiłam najnowszą książkę Małgorzaty Musierowicz "Feblik", przeczytałam, zakochałam się w niej i stwierdziłam, że też chcę znaleźć takiego Józka lub chociażby Ignasia (który zmężniał i wreszcie zaczęłam go lubić... wcześniej to była taka miągwa, a teraz prawdziwy facet :) i skończyłam rozdział... Wow ^^

Dziękuję wam za wszystko, za motywację i te cudowne teksty typu: "Nie przejmuj się, my poczekamy, rozumiemy, że nauka jest najważniejsza...". Dziękuję. Jesteście najwspanialszymi czytelnikami na całym świecie <3

Buziaki od waszej zwariowanej, strzelającej durnymi pomysłami na kolejne rozdziały
Roxanne xD