piątek, 29 maja 2015

Część II: Rozdział 9

KAŻDY, KTO JEST ZAINTERESOWANY ROZDZIAŁEM, NIECH PRZECZYTA NAJPIERW NOTKĘ PONIŻEJ WIELKIEGO CZERWONEGO NAPISU!!!
(Tak, właśnie tego ;)

Więc tak... Nie zaczyna się od "więc", sorry xD
Notka przed rozdziałem, gdyż, iż, ponieważ zasłużyliście na przeprosiny w związku z opóźnieniem plus mam kilka spraw do szybkiego omówienia, zanim zaczniecie czytać.

Poprawiłam biochemię! xD

Od tej pory rozdziały będą się pojawiały wtedy, kiedy je napiszę. Jest to najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza w związku z egzaminami, które naprawdę chcę zdać w pierwszym terminie, bo inaczej schrzanią się moje plany na wakacje. Po prostu sprawdzajcie Twittera, Ask'a, Bloggera, info o rozdziale bankowo się pojawi, a ja postaram się wyrabiać w tydzień z nowym, ale nic nie obiecuję.

Teraz trochę o tym, co wcisnęłam w rozdział. 
Nawiązania do Eurowizji logiczne, w końcu tamten tydzień upłynął nam pod znakiem muzycznego starcia Europy i, o dziwo, Australii. Wygrała Szwecja, pewnie dzięki mojemu decydującemu głosowi ;P do tej pory nie sprawdziłam, ile mi zeżarło z konta za tego smsa. Niby koszt to trzy z hakiem, ale wiadomo, ile wynosił ten VAT?! xD A poza tym Mans Zelmerlow zasłużył na to w dwustu procentach, miał zarąbistą piosenkę, efekty specjalne i w ogóle za sam wygląd dałabym mu nagrodę, bo to cholerne ciacho ^^

Tak, no... ekhem... Wracając do rozdziału. Wszystkie głupie, dziwne i nieogarnięte sceny to wzięte z życia mojego i mojej przyjaciółki odpały, których nie da się w prosty i logiczny sposób wyjaśnić. Chciałam tylko poprosić, żebyście się wstrzymali z telefonami do psychiatryka, dopóki przynajmniej nie napiszę epilogu. Dziękuję.

PS1: Pod rozdziałem parę wyjaśnień odnośnie pojęć, użytych zwrotów itp. W tekście pozaznaczałam to gwiazdkami ;)

PS2: Tak, tu już będzie następna drama ^^

PS3: Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie *.*

Enjoy the chapter <3
_________________________________________________




Przez cudowne dwa tygodnie miałam święty spokój.
Należało mi się. W końcu za kolejne dwa tygodnie najgorętszy tydzień świata, a konkretnie ostatnie poprawki i planowanie przed największym tegorocznym wydarzeniem Londynu. I kto będzie musiał wykazać się stalowymi nerwami i uspokajać rozstrojoną pannę młodą? Moi.
Jedyne, co mi nie pasowało, to fakt, że w ciągu tych dwóch tygodni kułam i zdawałam psychiatrię, pediatrię i endokrynologię, trzy wielkie kobyły piątego roku. A od poniedziałku zaczęłam staż na oddziale ratunkowym. Potem, od początku lipca będę na chirurgii. A w sierpniu czeka mnie intensywna terapia. I później rajd przez wszystkie pozostałe oddziały, których jeszcze nie zaliczyłam. Ale przynajmniej nie mam już zajęć ze studentami. Naprawdę potrafili dowalić człowiekowi. Jak tłumaczyłam im od początku, przed ich egzaminem z anatomii, przebieg nerwów czaszkowych, to myślałam, że się pochlastam. Ewentualnie przetnę którąś drogę nerwową, żeby nie rozumieć, co do mnie mówili. Porażka.
-Natalia! Słuchasz mnie?!
-Jasne, że tak.- Wcale nie.
-To o czym mówiłam przed sekundą?
-Eee... O kandydatach do tegorocznej Eurowizji?- Zaryzykowałam, ale po minie Niki wiedziałam, że nie o to jej chodziło.
-Sama jesteś kandydat. Do Głupowizji.- Eleanor parsknęła śmiechem na te słowa i jednym szybkim ruchem zrzuciła do salaterki krojonego pomidora.
-Co tu jeszcze dodać?- Spytała, odkładając nóż.
-Sprawdź, czy w lodówce są ogórki i oliwki. Jeżeli byłyby oliwki, to można też utrzeć trochę sera pleśniowego, on jest na pewno.- Poinstruowałam ją i dalej mieszałam ręką mięso na kotlety mielone. Na oko dosypałam trochę soli.
-Natalia, przecież ja tu gadam o twoim upośledzonym kochasiu i jego pokręconej lafiryndzie! Dlaczego ty nie słuchasz?
-O Jezu, zamyśliłam się!- Wywróciłam oczami.- A twoje teorie spiskowe znam już na pamięć.
-Ale chyba muszę ci to przetłumaczyć jeszcze raz. Łopatologicznie.- Podwinęła nogę pod tyłek i oparła się wygodnie o stół.- Primo. Liam powiedział, że będzie o ciebie walczył. Przed miliardami ludzi. Secundo. Wydzwania do ciebie codziennie, a ty codziennie blokujesz jego numer i potem odblokowujesz, żeby sprawdzić, ile razy dzwonił. Tertio. Sophia łazi za nim w tę i z powrotem, ale on wyraźnie się od niej opędza. Quatro. Pojechał znowu do Modestu i wrócił taki podminowany, że rozbił w drobny mak lustro z przedpokoju i musiałam mu potem bandażować pociętą od szkła rękę. Wniosek nasuwa się sam. Sophia to ustawka!- Zakończyła dramatycznie, odsuwając się od stołu.
-Nika. Teraz posłuchaj mnie.- Wskazałam na nią palcem utaplanym w mięsie.- Primo. Wcale nie blokowałam jego numeru. Secundo. Niech sobie mówi, co chce, ja mu nie wybaczę zdrady. Tertio. Widocznie odkrył, że Sophia to jednak wrzód na dupie i teraz od niej ucieka. A co do twojej wersji, że to ustawka... Może tak, a może nie. Nic mnie to nie obchodzi. Niestety, liczą się czyny, nie słowa, a jego, mówiąc w cudzysłowiu, czyny śnią mi się po nocach w najgorszych koszmarach. Moją poduszkę codziennie można wyżymać od łez.
-I tak w końcu do siebie wrócicie. Przecież wy bez siebie nie wytrzymacie.- Wtrąciła El, stawiając na stole słoik z oliwkami i paczkę serka pleśniowego.- Ogórki były myte?
-Nie, trzeba opłukać. Nika, bierz się za te ziemniaki, do jasnej Anielki!
-Juuuż...- Wyciągnęła spod siebie nogę i zaczęła się huśtać na krześle.- Nie chce mi się. Els, kiedy przyjedzie Fifa?- Zainteresowała się. Podstawiłam ręce pod kran, żeby zmyć resztki mielonki. Teraz trzeba rozbić jajko do obtoczenia kotletów. A, i jeszcze mąka z bułką tartą.
-Ma być jakoś za tydzień. Chciał posiedzieć dłużej. Nattie, nie obraź się, ale urządzimy mu chyba twoją pracownię, okej?
-Spoko. Róbcie, co chcecie, ja przecież już tam nie mieszkam.
-Natalia...
-Tak mam na imię.- Potwierdziłam na jej pełen zniecierpliwienia jęk.- Nika, czy ja mam cię wiecznie niańczyć?! Nie huśtaj się na krześle, bo zaraz wyrżnie...- Jak na zawołanie, rozległ się głośny huk i dziki wrzask.- Żyjesz?!- Podbiegłyśmy z El do rozwalonej na podłodze dziewczyny.
-Ałaaaa!!!- Oczywiście. Najpierw seria wrzasków, a dopiero potem się dowiem, co jej jest. Normalka.
-Nika! Co ci się stało?! Złamałaś kręgosłup?- Zaczęła panikować Eleanor. No tak, ona z kolei potrafiła zemdleć na widok kropelki krwi.
-Nie!!!- Wrzasnęła Dominika.- Pfygływłam fobie język!!!
-Co?- Osłupiałam. Język?
-No, pfygływłam język...- Wystawiła do nas czerwony ozór, żeby zaprezentować ciekawy przypadek rozcięcia.
-Uch, błagam, nie pokazuj tego...- Eleanor zamknęła oczy i odwróciła głowę ze skrzywioną miną.
-Wiesz... Nie pocałuję cię, żeby nie bolało, bo to by dziwnie wyglądało... Więc musi ci starczyć onomatopeja.- Wydałam odgłos całowania. Nika przestała stękać i wytrzeszczyła na mnie z podłogi oczy.
-Ono fo?
-Onomatopeja. Wyraz dźwiękonaśladowczy. Cmok, cmok.- Wyjaśniłam, wyciągając w jej stronę rękę, żeby pomóc jej wstać.
-Łany, wiess, ze wyłam noga z folaka.- Sepleniąc, wstała i od razu podeszła do zlewu.- Mussę się napić wimnej wody.- Nalała lodowatej wody do szklanki i zaczęła pić.
-Doobra... Czyli mogę wracać do robienia obiadu, czy zamierzasz zrobić sobie jeszcze więcej krzywd?
-Już będę grzeczna.- Odpowiedziała wyraźniej, ale ciągle się krzywiąc.
-To w takim razie grzecznie się zabierz za te ziemniaki. Obierz, pokrój na kawałki, posyp ziołami i na blachę do piekarnika.- El wręczyła Nice skrobak i wiaderko z ziemniakami.- No, dawaj.
-Ech, już...- Nika niechętnie postawiła krzesło z powrotem przy stole i przysunęła sobie kosz na śmieci.- Mam ochotę pośpiewać. Włączcie coś.
-Zaraz, mam brudne ręce.- Mruknęłam, mieszając jajko w miseczce. Przez chwilę panowała cisza, każda z nas zajmowała się swoją pracą. Dopóki Nice nie zaczęło odwalać...
-Nie płacz, gdy cię oskrobię... Ziemniaku, będę przy tooobie...- Otworzyłam szeroko oczy i odwróciłam się do wyjącej przeróbkę "Nie płacz, kiedy odjadę" Niki.
-Jesteś pewna, że nie uderzyłaś się w głowę?- Zapytałam powoli, zerkając na duszącą się ze śmiechu Eleanor.
-Uhuhuu! Ziemniaki! Uhuhuu! Nie płacząąą! Nie, nie, nie!- Nika jakby nie zwracała na mnie uwagi, tylko dalej się produkowała w "ziemniaczanym" koncercie do "Chłopaki nie płaczą".
-Miałam nadzieję, że ten moment nie nastąpi, ale jednak ci w końcu odbiło.- Parsknęłam śmiechem.
-Weee are potatoes, my friends... And we're the potatoes till the end...- Zawodziła, przyprawiając autorów "We Are The Champions" o zawał serca. Eleanor położyła głowę na stole i płakała ze śmiechu, a ja z całych sił próbowałam nie otrzeć ściekających z oczu łez palcami w mielonce.
-Dobra, dość!- Wykrztusiła Els, podnosząc głowę.- Zaraz dostanę czkawki...
-Oddaj mi ziemniaaka! Oddaj mi ziemniaaka!- Teraz "Please Don't Stop The Music". Litości, błagam...
-Everybody wants to steal potatoes! Everybody wants to eat them far away! Couple billions in the whole wide world! Boil another, cause they belong to me!- Ku mojemu zaskoczeniu El też się przyłączyła, parodiując "Steal My Girl". Nie wytrzymałam i usiadłam na podłodze, zwijając się ze śmiechu.
-Aaa-aa-aaa! Moje ziemniaki! Moje ziemniaki, kocham wa-aaa-aas! Zaraz was zjeem! Zaraz was zjeem, bo to już czas!- Zayn by mnie zabił, gdyby usłyszał ten cover "Save You Tonight", ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
-O Jezu...- Nika w końcu też ryknęła śmiechem. Siedziałyśmy we trzy i co chwilę próbowałyśmy się uspokoić, ale jakoś nam nie wychodziło.
Dopiero po dłuższym czasie wreszcie zebrałyśmy się, żeby dokończyć obiad. Miał jeszcze wpaść Horan, więc lepiej było zabrać się za podwójną porcję, specjalnie dla niego. Odwróciłyśmy się do siebie tyłem, żeby nie wywoływać głupich śmiechów, ale nawet to nie pomogło. Wreszcie stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie, to popęka mi przepona i ruszyłam do radia, żeby włączyć płytę, którą ostatnio tam widziałam. Ha, trafił swój na swego. Nie ma to jak hity z Eurowizji z 2015 roku, kiedy następna Eurowizja będzie za dwa dni.
-Ooo, dobrze robisz, dobrze.- Nika zaczęła machać w powietrzu skrobakiem.- To była moim skromnym zdaniem najlepsza Eurowizja ze wszystkich. A zwycięzca...
-Ty, Natalia!- Eleanor aż upuściła ogórka na deskę do krojenia.- Mam zarąbisty pomysł! Ty weź rzuć Liama w cholerę i bierz się za Mansa! Przecież on jest ciągle wolny!- Popatrzyłam w stronę radia, z którego właśnie leciało genialne "Heroes" Mansa Zelmerlowa, zwycięzcy Eurowizji 2015, a potem przeniosłam wzrok na dziewczyny.
-Zaczynam się bać, że coś ćpałyście...- Powiedziałam powoli.- Najpierw Nika z tymi piosenkami, teraz ty z facetem dla mnie... Chyba te ziemniaki są nafaszerowane amfą.- Podejrzliwie patrzyłam na pięknego, dorodnego ziemniaczka w ręce Niki.
-Dobra, już nic nie mówię, ale się poważnie zastanów.- El uniosła ręce w geście poddania.- Nie możesz całe życie ryczeć za Liamem.
-Nie ryczę za Liamem.- Obrażona wróciłam do kuchenki i włączyłam gaz pod patelnią. Chlusnęłam szczodrze oleju i zaczęłam obtaczać w jajku i mące kolejne kotlety.
-Wcale.- Mogłam się domyśleć, że za moimi plecami dziewczyny wymieniały właśnie porozumiewawcze spojrzenia. Super.
-Dobra, serio, koniec tematu. A teraz macie mi to podgłosić.- Usłyszałam początek "Golden Boy" z Izraela. Jedyna piosenka, oprócz "Heroes", która była totalnie w moim stylu muzycznym na tamtej Eurowizji. Od początku do końca.
-Monika będzie, no nie?- Dłuższą ciszę przerwała Nika, stukając głośno nożem o deskę w rytm "Here For You".
-Nie mam zielonego pojęcia. Od tygodnia o tej porze znika i wraca późnymi wieczorami. Najgorsze jest to, że jest wtedy taka nabuzowana jakąś energią, że boję się, czy nie zaczęła coś ćpać z tymi nowymi pseudoprzyjaciółmi.
-Próbowałaś z nią pogadać?- El skończyła sałatkę i zajęła się robieniem dressingu.
-Nie raz i nie dwa. Ale to na nic. Cały czas powtarza, jacy oni są niesamowici, ile mają ciekawych rzeczy do powiedzenia i co pięć minut próbuje mnie nawracać na ich krucjatę.
-Może to jacyś Jehowi?- Zasugerowała Nika, szturchając mnie biodrem, żebym jej udostępniła wejście do piekarnika.
-Nie wiem, ale na pewno są psychiczni. Zresztą, dokładnie nie jestem pewna, o czym oni gadają, bo jak tylko Monia zaczyna mi nawijać, to ją zamykam.
-Może powinnaś posłuchać, wiedziałabyś wtedy, o co im chodzi i łatwiej byłoby ci jej pomóc.
-Może...- Nagle coś sobie przypomniałam.- Jak ich pierwszy raz spotkałam tutaj, to włączona była jakaś dziwna muzyka. Słuchali jej mega głośno, jak poszłam spać. Zdrzemnęłam się może pół godziny, a potem mnie to obudziło, no mniejsza, w każdym razie wygooglowałam niektóre słowa, jakieś skojarzenia i wyskoczyło mi coś w stylu dark ambient*, new age*, a sorry, ale to kojarzy mi się wyłącznie z satanizmem.
-Czyli to jednak sekta?- Eleanor usiadła na krześle i ze skupioną miną przyglądała mi się, jak zdejmowałam kotlety z patelni.
-Nie wiem. Nic nie wiem, ale zaczynam się o nią bać. A jeśli zrobią jej coś, bo jest dziewczyną sławnego Harry'ego Stylesa?
-Musisz najpierw się więcej o nich dowiedzieć.- Nika poklepała mnie po ramieniu.- Nie wyciągaj pochopnych wnio... O, masz smsa.- Podała mi komórkę. Wytarłam ręce w ścierkę i odblokowałam ekran.
Od: Danielle Peazer
Mam jutro trening na czternastą, wpadniesz? Potem mogłybyśmy gdzieś skoczyć na miasto, bo potrzebuję okularów przeciwsłonecznych ;)
Zastanowiłam się chwilkę. Jutro mam dyżur na SORze* od siódmej rano do trzynastej. Akurat wystarczy czasu, żeby podjechać pod studio. Szybko odpisałam.
Do: Danielle Peazer
Spoko, mi pasuje. Do zobaczenia :)
-Liam się kaja, a ty mu wybaczasz?- Zakpiła Nika, zaglądając do piekących się ziemniaczków.
-Nie, to Danielle.- Na te słowa Dominika gwałtownie się wyprostowała i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności przywaliła w drzwiczki od wiszącej szafki.
-Kuźwa, ja to zawsze muszę... Chwila, powiedziałaś, że piszesz z Danielle?! Z tą Danielle Peazer śmizer, która nazywała cię szmatą?!- Wydarła się, masując guza na środku czoła.
-Przeprosiła mnie za to i teraz naprawdę mi pomaga. Udostępniła mi salę w studiu X Factora, dzięki temu mogę czasem potańczyć. Przecież do was nie pójdę.
-Chyba świat się właśnie wali.- Jęknęła Nika, dramatycznie padając na krzesło.
-Nawiasem mówiąc, dzięki Els, że dałaś jej mój adres. Inaczej bym wykitowała, siedząc tutaj i nic ze sobą nie robiąc.
-Ty dałaś jej namiary na Natalię?! Nie, ja się chyba pochlastam! Czy moje zdanie już tu się nie liczy?!
-Nie.- Zamknęła tę wrzaskułę Eleanor.- Ostatnio odnowiłam kontakt z Danielle. Spotkałyśmy się przypadkiem na mieście, a że kiedyś byłyśmy dobrymi przyjaciółkami... Szkoda by było to tracić. I ona naprawdę chce pomóc Nattie.
-Zaprosiłaś ją na ślub?- Zapytałam, wykładając na półmisek ostatnie kotlety.
-Ciągle się zastanawiam.- Wzruszyła ramionami i od niechcenia sypnęła do sałatki jeszcze trochę pieprzu.
-Zaproś ją. Przynajmniej wasz parkiet zostanie zawojowany przez dwie najlepsze tancerki w Londynie.
-Phi!- Nika wydała z siebie pełne urazy prychnięcie i poszła otworzyć drzwi Niallowi, który chyba na odległość wyczuł polskie żarcie, bo mega głośno się dobijał.

~~*~~

Wbiegłam do budynku studia X Factora, mijając w drzwiach jakiegoś uczestnika w bluzie z logo programu. Powinni chyba mieć próbę, w końcu dziś emitują kolejny odcinek. Pomachałam znajomemu ochroniarzowi i poleciałam po schodach na właściwe piętro. Szkoda było czekać na windę, zwłaszcza, że zebrało się przed nią z dziesięć osób. Jeszcze kiedyś znajdę czas na bycie sardynką w puszce.
-Hej! Sorry, za spóźnienie!- Krzyknęłam, hamując pięknym ślizgiem po parkiecie. Rzuciłam torebkę obok sportowej torby i szybko zmieniłam buty na adidasy.
-Spoko, już zaczęłam się rozgrzewać.- Z głośników dudniło "Bangarang" Skrillexa.
-Co dziś trenujemy?
-W tym odcinku nie tańczę, ale w następnym ma być Indila. Gościnny występ, poprosili ją o "Derniere Danse" i mam tam solówkę.
-Tylko ty tańczysz?- Usiadłam w rozkroku na podłodze i zaczęłam robić skłony.
-Nie, to grupowy występ, ale będę miała swoje własne pięć minut.- Uśmiechnęła się szeroko.- Dopiero się uczę kroków, mam nagrany filmik od choreografa, zaraz zobaczysz.- Podeszła do szafki i wzięła z niej laptopa. Kliknęła na ikonkę i z głośników poleciała muzyka Indili. Kroki w stylu jazzowym, doskonale wyważone, prawie baletowe, wykonane z ogromnym artyzmem.
-Jeżeli tak zatańczysz, to będziesz moim nowym guru.- Oznajmiłam z zachwytem.- Ale ja się tego uczyć nie będę.
-To przynajmniej mi pomożesz.- Danielle przesunęła pasek odtwarzania na początek filmu.- Zestawisz kroki z tym, co tu jest nagrane, wychwycisz błędy...
-Okej, mogę spróbować. Ale potem tradycyjnie tańczymy coś mojego.- Postawiłam warunek i wzięłam od niej laptopa.
-A na co masz dziś ochotę? Znowu cha-cha?
-Niee... Ty razem postawimy na coś wolniejszego.
-Wreszcie! Przekonałaś się do jazzu! Zwycięstwo!- Krzyknęła z radością, ustawiając się na środku parkietu.
-Nie, wariatko. Miałam na myśli standard. Przypomnieć sobie kroki walca, może tanga... O, właśnie. Mogłabym zacząć opracowywać walca na pierwszy taniec weselny El i Lou. Prosili mnie, żebym ich wyuczyła. Nie mogę, niedługo będą chcieli, żebym własnoręcznie im ciuchy uszyła.- Wywróciłam oczami.
-Na ciuchy już trochę za późno.- Mruknęła Dani.- Okej, zaczynamy. Włącz muzykę.
Przez dwie godziny siedziałyśmy nad jej nieszczęsną solówką, aż w końcu osiągnęła poziom wyższy niż przeciętny. Dopiero wtedy mogłam zaatakować parkiet. Nastawiłam piosenkę, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i zamiast wolnego włączyłam hip hop. Kliknęłam na "Club Can't Handle Me" i zaczęłam tańczyć. Szybkie ruchy rękami, przysiad, wykop i jeszcze podkręcenie tempa. Musiałam odreagować. Dzisiejszy dzień był mega denerwujący, bo na wstępie pokłóciłam się z Moniką o forsę, a potem lekarz na SORze miał ochotę na porządne zgnojenie mnie, bo przecież wciąż jestem studentką. I jego cholerną wysokość nie obchodziło, że pozdawałam wszystkie egzaminy i mam dyplom lekarza medycyny w kieszeni, starczy tylko zaliczyć praktyki. I miał w dupie to, że nie jestem salową tylko lekarzem i moim zadaniem jest ratować ludzi, a nie sprzątać opakowania po zużytych igłach!
A co do kłótni o kasę, to Monika nie mogła znaleźć na swoim biurku koperty z moim przydziałem czynszu. Zostawiłam ją tam, gdy jej nie było i po prostu gdzieś zniknęła. Wyparowała, rozpłynęła się w powietrzu, nie wiem, w każdym bądź razie biurko było puste. Wrzeszczałyśmy na siebie przez piętnaście minut, w końcu powiedziałam pas i obiecałam podjąć dziś kasę z konta i dać jej jeszcze raz. I tak jakby będę dwieście funtów w plecy. Po prostu bosko. Dodam do tego, że za ten staż dostaję marne pieniądze, a nie chciałabym w dalszym ciągu zabierać kasy rodzicom. Mam zamiar na siebie zarabiać, ale w takim tempie wyląduję pod mostem za trzy miesiące. No, jeżeli Monika mnie wywali.
-Eeej, ja chciałam zobaczyć tango!- Jęknęła Danielle, gdy padłam na podłogę po tańcu.- Szybko, bo potem trzeba się będzie zmywać. Zaraz zacznie się tu niezłe zamieszanie, w końcu dziś nowy odcinek. Niektórzy przychodzą na salę, żeby się odstresować, wykrzyczeć i tak dalej.
-I pewnie muszę poszukać muzyki na telefonie?- Wymamrotałam, podnosząc głowę z podłogi. Strasznie szybko się zmęczyłam.
-Ja raczej czegoś takiego nie mam... Ej, a składanka filmowa może być?
-Pokaż.- Wyciągnęłam rękę po opakowanie z płytą. Setlista była ciekawa, ale raczej nie potrzebowałam "Hungry Eyes", tylko... O, jest coś dobrego.
-Okej. Włącz "Summer Wine". Spróbuję zatańczyć jakieś solowe kroki, wyobrażając sobie partnera.- Zaśmiałam się, wstając z podłogi.
-Natalia?
-Hm?- Zerknęłam na nią, kiedy wkładała płytę do odtwarzacza.
-Nauczyłaś Liama tańczyć?- Zagryzłam wargi. Czy go nauczyłam? Według mnie, tańczył najlepiej ze wszystkich facetów, jakich znałam, a kiedy jeszcze dał się podszkolić w technice... Po prostu doskonale tańczył. I często zamykaliśmy się na dole, w sali, gdzie nikt nam nie przeszkadzał i po prostu tańczyliśmy godzinami. Albo ja tańczyłam, a on mi tylko zmieniał muzykę, wybierając najgłupsze piosenki, do których układ był tak beznadziejny, że płakaliśmy ze śmiechu, próbując wykonać jakieś normalne ruchy. Chyba... nie. Nie nauczyłam Liama tańczyć. Ja nauczyłam go kochać taniec i odbierać go na mój sposób. Ale nie chciałam mówić tego wszystkiego Danielle.
-Raczej tak.- Uśmiechnęła się krzywo.
-Mnie się nigdy nie udało. Może dlatego, że byłam zbyt wielką perfekcjonistką, jeśli chodziło o taniec.
-Ja po prostu traktuję taniec jak dobrą zabawę.- Wzruszyłam ramionami.- Mój własny sposób na odreagowanie. A Liam przejął to ode mnie. Tango tańczyliśmy wiele razy i wychodziło nam świetnie...
-W takim razie pokaż.- Rozsiadła się wygodnie, uważnie się we mnie wpatrując.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w gitarę i spokojny głos Natalii Avalon. Odchyliłam głowę, zataczając koło, wyciągnęłam w górę rękę i zrobiłam pierwszy krok, odpowiednio ustawiając stopy. W adidasach nie było to proste, więc szybkim ruchem zrzuciłam je z nóg i dalej tańczyłam boso. Wygięłam się w tył i prostując się, ułożyłam ręce w ramę, obejmując wyimaginowanego partnera. Niemal widziałam jego brązowe oczy, włosy opadające na czoło po parogodzinnym tańcu, czułam jego dłoń złączoną z moją, jego rękę podtrzymującą mnie w pasie, żebym nie straciła równowagi, jego charakterystyczny zapach zmieszany z potem... Wykonałam obrót, przechyliłam się w przód na ugiętej nodze i cały czas miałam to złudzenie, jakby on tańczył ze mną. Muzyka się skończyła... I Liam też zniknął.
-Wow.- Danielle zaczęła mi bić brawo.- Dobra, chyba to ja zaczynam się przekonywać do tańców towarzyskich.
-Dzięki. Jak coś, to służę pomocą.- Próbowałam złapać oddech. Dani ma rację. Wow.
-Okej, teraz już musimy się zwijać. Zaraz ktoś tu bankowo przyjdzie, a poza tym ja chcę moje okulary.- Parsknęłam śmiechem i posłusznie spakowałam rzeczy.
Zeszłyśmy na dół, minęłyśmy całą masę ludzi, odpowiedzialnych za show i wreszcie mogłyśmy odetchnąć świeżym powietrzem na parkingu. Jak to dobrze, że nie mieli podziemnego.
-Jedziemy moim samochodem?- Spytałam, kierując się do auta.
-Jeśli nie masz nic przeciwko. Ale potem będziesz musiała mnie tu podrzucić.
-Nie ma sprawy.- Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy na podbój jakiegoś centrum handlowego.
-Och, kocham tę piosenkę!- Pisnęła, słysząc w radiu "Wild Child". Czyli chyba mamy podobny gust muzyczny. Ja też ją bardzo lubiłam.
-I'm gonna be a one, only one wild child!- Śpiewałyśmy na cały głos, stojąc w korku przed wjazdem na Tower Bridge.
Wreszcie udało nam się dotrzeć do jednej z galerii. Zaparkowałam w podziemiu i ruszyłyśmy do sklepów. Może będzie coś ciekawego w nowościach książkowych...
-Masz zamiar znaleźć coś jeszcze oprócz okularów?- Zapytałam, przesuwając zielone koszule na wieszaku. Byłyby w porządku, gdyby nie kolor rodem z kosmosu. Jednym słowem, wyglądała jak odblask. Kierowcy samochodów na pewno by mnie zobaczyli na poboczu drogi.
-Raczej tyle, chyba że coś wpadnie mi w oko. Wszystko mam.- Danielle przymierzała właśnie czarne lennonki.- I jak?
-Chyba lepsza będzie ta mucha.- Stwierdziłam, podając jej granatową parę.- A masz jakąś ładną, elegancką sukienkę?
-Coś by się może znalazło... A czemu?- Zerknęła na mnie znad oprawek.
-Bo tak się składa...- Wyjęłam z torby zaproszenie na ślub. Jak to dobrze, że El miała kilka zapasowych na wszelki wypadek.-... że niedługo szykuje się niezła impreza.
-Co?- Wzięła kartonik do ręki.- O my God! Naprawdę?!- Skinęłam głową.- Ale... Nie będzie wam przeszkadzała moja obecność?
-Coś ty! Jesteś przyjaciółką Eleanor, kumplujesz się z chłopakami, znasz tam połowę ludzi, poza tym wszyscy wiedzą, że się pogodziłyśmy. No, prawie wszyscy...- Liam nie wie.
-O matko, dziękuję!- Rzuciła mi się na szyję, aż prawie przewróciłyśmy wieszak.- Nawet nie wiesz, jak się cieszę!- Odkleiła się ode mnie i jeszcze raz wczytała się w zaproszenie.- Zaraz... A Liam wie, że się pogodziłyśmy?- Jakby czytała mi w myślach.
-Nie. Ale to będzie dobra okazja, żeby go nieźle zirytować i wkurzyć. Niech zobaczy, jakie dwie genialne laski stracił.
-W takim razie lecimy po kieckę!- Pociągnęła mnie za rękę do kasy, żeby zapłacić za okulary i już za chwilę pędziłyśmy do sklepu z wieczorowymi kreacjami.

~~*~~

Jeden z najgorszych dni mojego życia. Naprawdę się cieszę, że ten doktorek od siedmiu boleści od przyszłego tygodnia idzie na urlop, bo inaczej zepchnęłabym go kiedyś ze schodów. Z taką dyskryminacją wobec kobiet lekarzy nie spotkałam się jeszcze nigdy, a Wielka Brytania uchodzi ponoć za postępowy kraj. Gość jest takim antyfeministą i, za przeproszeniem, dupkiem, że nawet pacjenci schodzą mu z oczu. Ale spokojnie, nie zawsze na tamten świat... Dziś na przykład stwierdził, że to logiczne, że studiuję już ósmy rok, bo w końcu dla kobiet to jest zbyt trudna dziedzina, żeby ogarnąć to w przyspieszonym trybie. Cholera, chłopie, gdyby to zależało ode mnie, to mógłbyś jeździć po moim CV wte, wewte i nazad, ale błagam! Mnie oblali, bo leżałam w szpitalu i nie nadrabiałam chemioterapię zamiast materiału, do jasnej ciasnej!
Weszłam do mieszkania, wrzuciłam do swojej klitki torbę, położyłam na szafce forsę, którą miałam dać Monice (znowu!) za czynsz i pognałam do łazienki. Co za ulga, nareszcie można wziąć prysznic. Stojąc pod strugami letniej wody, działającej jak zbawienie podczas dzisiejszego upału, usłyszałam głos Moniki, wchodzącej do mieszkania. O nie, ktoś z nią był... I miałam wrażenie, że to ten cały Flash, czy jak mu tam. Ratunku! Nie mam ochoty znowu uciekać od dyskusji typu "Czy jesteś pewna, że nie możesz być szczęśliwsza?". O, jasne, że mogłabym. Gdybyście sprawili, że Sophia zniknęłaby z tego świata, a najlepiej, żeby nigdy się nie narodziła. Ale niestety, czasu się nie cofnie, wasze durne dyskusje mi nie pomogą i jak chcę z kimś pogadać na temat "jak być szczęśliwą", to wolę wdać się w dyskusję z Bogiem, a nie z ludźmi, którzy się za niego uważają. I na serio, udawanie, że się rozmawia z Bogiem, pomaga. Mnie przynajmniej nigdy nie zaszkodziło.
Wyszłam niechętnie spod prysznica i ubrałam się w dresowe szorty i czarną bokserkę. Zwinęłam brudne ciuchy pod pachą i poszłam do swojego pokoju, starannie omijając kuchnię, w której słyszałam krzątanie się Moni. Stanęłam w progu i aż otworzyłam usta z oburzenia.
-Co ty tu, do diabła, robisz?!
-Stoję.- Odpowiedział spokojnie wytatuowany osobnik. Żałuję, że opiłowałam paznokcie. Takiemu delikwentowi to tylko oczy wydrapać.
-Możesz łaskawie stać gdzie indziej? To mój pokój.- Prychnęłam i odłożyłam ciuchy na łóżko. Założyłam ręce na piersi i czekałam, aż wyjdzie.
-Raczej pokój Mony.- Odparł. Miał cichy głos, niemal melodyjny, ale słyszałam w nim jakąś niepokojącą nutę. Głos lwa czyhającego na antylopę. Rany, ale mam skojarzenia!
-Kogo?- Uniosłam brwi.
-Mony. Mona. To jej nowe, wspólnotowe imię.- Ludzie, trzymajcie mnie! Ona serio wpadła w sidła jakiejś sekty!
-Okej, może i mieszkam u Moniki...- Podkreśliłam ostatni wyraz.-... ale mimo wszystko na czas mojego pobytu tutaj, ten pokój jest mój. A tam są drzwi, które aż się cieszą na myśl, że przez nie przejdziesz.- Wskazałam wyciągniętą ręką na otwarte szeroko drzwi.
-Ciekawy księgozbiór.- On mnie w ogóle słyszał?
-Super, a teraz wypad.- Ręka zaczyna mi drętwieć od tego trzymania jej w powietrzu.
-Zastanawiałaś się kiedyś, co czują ci ludzie, których kroisz?- Wpatrzył się w stronę atlasu anatomicznego z fotografiami wypreparowanych zwłok i narządów.
-Są martwi i sami się ofiarowali dla dobra nauki, więc przestań pieprzyć i wypierdalaj.- Podniosłam głos. Miałam go już dosyć.
-Spokojnie. Nie masz ochoty porozmawiać o tym, co robisz ze swoim życiem? Możemy ci pomóc...- Koleś, nie wpieniaj mnie mocniej.
-Jestem zadowolona ze swojego życia, bo przynajmniej żyję. Gdyby nie moi przyjaciele, od pięciu lat leżałabym w grobie, więc przestań chrzanić i wyjdź stąd wreszcie!
-Nattie, jesteś!- Monika weszła do pokoju.- Jak w pracy?
-Zarąbiście.- Zazgrzytałam zębami.- Czy on może wyjść z pokoju?
-Coś się stało?
-Tak! Miałam fatalny dzień, on tu wlazł i będzie mi prawił kazania o sensie krojenia zwłok na zajęciach z anatomii, na których uczę się leczyć ludzi! Zrób coś, do cholery!
-Może faktycznie pójdę...
-Nareszcie!- Przerwałam mu, wywracając teatralnie oczami. Czarne indywiduum przeszło koło mnie bezszelestnie i stanęło obok Moni.
-Zdzwonimy się na kolejne spotkanie, Mona.
-Jasne.- Drzwi cicho się zamknęły za wychodzącym mężczyzną. I teraz się zaczęło.
-Dlaczego byłaś dla niego taka chamska?!- Naskoczyła na mnie Monia.- Przecież to przyjaciel!
-O, przepraszam! On sam wlazł mi do pokoju i szperał w książkach. Miałam go pochwalić za wścibstwo?
-On na pewno nie chciał być wścibski. Wszedł tu, bo się nudził...
-Jezu, weź nie dawaj takich słabych argumentów, bo się pogrążasz. Mógł się nudzić w dużym pokoju albo w twoim. I poza tym, od kiedy nazywasz go przyjacielem?- Narysowałam w powietrzu cudzysłów.
-Zna mnie doskonale.- Oświadczyła.- Wspiera mnie. Pokazał mi, że mogę być szczęśliwa.
-Szczęśliwa?- Powtórzyłam głucho.- Jasne. Bo z nami, jako przyjaciółmi nie byłaś.
-O co ci znowu chodzi?!- Krzyknęła.
-O to, że znasz go kilka tygodni! Mnie znasz osiem lat, Nikę tyle samo, chłopaków, El i Perrie pięć lat i twierdzisz, że tylko on cię zna?! A Harry?! Z nim nie byłaś szczęśliwa?!
-Nic o mnie nie wiesz.- Syknęła.
-Oczywiście, że nic o tobie nie wiem. Bo ty, to nie moja przyjaciółka, z którą szalałyśmy na punkcie One Direction, z którą ściągałyśmy od siebie na kolokwiach, z którą w Polsce włóczyłam się po sklepach i uczyłam na egzaminy! Ty jesteś jakaś Mona, którą on coraz bardziej zmienia! Niedługo wytatuujesz sobie jego imię na czole i nawet z wyglądu nie będziesz przypominała siebie!
-Jak tak możesz! Ja się o ciebie troszczę, daję ci dach nad głową... A właśnie! Masz forsę na czynsz?
-Już.- Mruknęłam i podeszłam do szafki. Koperty z pieniędzmi nie było.- Gdzie są pieniądze?- Rozejrzałam się po pokoju. Nagle dotarła do mnie okropna prawda. Zwinął je. Dlatego tu był!
-Czekam.- Monia zaczęła pokazowo tupać nogą.
-Zabiję gnoja! Ukradł mi pieniądze!
-Ej, ej, ej! Może już bez takich! Nie przesadzaj, okej?
-Nie przesadzam, kurwa mać! Okradł mnie! I pewnie te poprzednie pieniądze z twojego biurka też zniknęły przez niego!- Miotałam się po pokoju, próbując znaleźć tę przeklętą kopertę. Nie było jej nigdzie. Pod szafką, pod łóżkiem, obok książek, na nich i pod nimi, nigdzie!
-Dobra, tego już za wiele! Możesz nie oskarżać moich przyjaciół!
-A jak to wytłumaczysz?
-Tak, że zapomniałaś tej forsy i teraz próbujesz wybrnąć.
-Czy ja cię kiedykolwiek okłamałam?- Stanęłam na wprost niej i spojrzałam jej prosto w oczy.
-Przez bite trzy lata?- Uniosła brwi.
-W drobnych sprawach!- Zamknęłam oczy, bo czułam, że zaraz coś mnie rozsadzi.- Tamto to była podbramkowa sytuacja!
-Przestań się wywijać od płacenia i przyznaj się z cywilną odwagą, że nie masz tej kasy.
-Wyjmowałam ją z konta dwa razy.- Wycedziłam.- Mam ci pokazać wyciągi i ostatnie rachunki? Przestań mi nie wierzyć? Ufasz mi choć trochę, czy ci odmieńcy do końca ci zlasowali mózg? Odkąd ich znasz, nie jesteś tą samą Moniką! Gdzie zwariowana Monia Pater? Jesteś tam jeszcze? Dlaczego wierzysz im, tym... tym... satanistom, a mnie traktujesz jak wroga?!
-Dość tego! Nie pozwolę, żeby ktokolwiek ich obrażał!- Wrzasnęła, zaciskając dłonie w pięści.- Możesz się pakować. Za godzinę ma cię tu nie być.
-Wyrzucasz mnie?- Zapytałam z niedowierzaniem. Chyba się przesłyszałam. Prawda?
-Masz godzinę na zebranie swoich rzeczy.- Powtórzyła ciszej i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Stałam tam, na środku pokoju, gapiąc się w ścianę jak cielę na malowane wrota i próbując przetworzyć to, co właśnie usłyszałam. Wreszcie otrząsnęłam się z osłupienia, wyciągnęłam spod łóżka walizkę i z wściekłością zaczęłam wrzucać do niej zawartość szafy.



_______________________________________________
*dark ambient- tak zwana muzyka tła, bez harmonii, rytmu, budząca niepokój, czasem nawet strach. Gatunek wybrany celowo, nie słuchany przeze mnie. I nie zamierzam chyba sprawdzać, jakie piosenki do niego należą.

*new age- gatunek muzyczny, luźno nawiązuje do ruchu New Age. Ogólnie teksty niosą przesłanie lepszej rzeczywistości, głoszą idee nowej przyszłości itp. itd. Według niektórych, muzyka ta jest uważana za satanistyczną. Podobnie jak wyżej, nie słucham i nie ciągnie mnie do tego.

*SOR- Szpitalny Oddział Ratunkowy


I to właśnie rozdział. Spóźniony, z dramą, z nadmiarem i przedawkowaniem muzyki :) here you are :P

Dziękuję za wsparcie, za komentarze, obserwacje i ogólnie wszystko. Kocham was wszystkich ;***

Buziaki <3
Roxanne xD

wtorek, 26 maja 2015

I'M REALLY SORRY!!!

Jak sam tytuł posta wskazuje, jest mi bardzo przykro, ale rozdziału nie będzie!

Dlaczego? Otóż oblałam kolokwium z biochemii, które wczoraj pisałam. Uwalili pół roku, w tym mnie, a co za tym idzie, po kolokwium z histologii i zaliczeniu z łaciny w czwartek, będę musiała w piątek poprawiać te cholerne lipidy. I ogólnie mam deprechę.

Teraz dochodzimy do pytania dnia: Kiedy rozdział?

Cóż, większość mam napisaną, ale brakuje mi nastroju i weny, żeby go dokończyć. Być może pojawi się jutro, a może będziecie zmuszeni poczekać do weekendu... Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

Przepraszam, obiecałam nie zawieszać i ogólnie być osobą w miarę dostępną z rozdziałami w terminie, ale jak się okazało, jestem tylko człowiekiem. I studentem cholernej medycyny. Tak jakoś wyszło.

Sprawdzajcie Twittera i Ask'a, tam bankowo pojawi się info o rozdziale, a na razie schodzę z neta, żeby opchnąć lody i zmusić się do zerknięcia w histologię. Jak to dobrze, że jutro nie mam zajęć. Przynajmniej tę anatomię zaliczyłam.

Buziaki, trzymajcie się i życzcie mi powodzenia! Im bliżej sesji, tym coraz bardziej mi się wydaje, że ze zdanymi egzaminami mogę się pożegnać. Dzięki za wszystko...

Roxanne xD

poniedziałek, 18 maja 2015

Część II: Rozdział 8

-To co? Wpadniesz pojutrze?- Zapytała wesoło Danielle, gdy zamykałyśmy za sobą drzwi od sali.
-Biorąc pod uwagę godzinę, to chyba jutro.- Zachichotałam. Po tych kilku godzinach humor poprawił mi się w niewyobrażalnym stopniu. Prawie już nie pamiętałam, że byłam wściekła na cały świat, o Liamie zupełnie zapomniałam i jedyne, czego chciałam, to odespać to zmęczenie. Jutro będę miała zakwasy. I to poważne.
-Kij z tym, jeden karabin.- Stwierdziła, wychodząc na zewnątrz.
-W sumie, czemu nie. Jeszcze zobaczę. Jak nie jutro, to na następną próbę.- Zapięłam zamek bluzy. Pierwsze dni maja, a zimno w nocy jak na Antarktydzie.
-No to do zobaczenia.- Pomachała mi i ruszyła do swojego samochodu.
-Danielle!- Krzyknęłam, zanim wsiadła do auta. Odwróciła się w moją stronę.- Właściwie dlaczego to robisz?
-Ale co?- Spytała zdezorientowana.
-Pomagasz mi się podnieść... Wiesz, w normalnych okolicznościach, powinnaś odczuwać satysfakcję, że ta, która cię wygryzła, ma teraz pod górkę.- Zamknęła drzwi samochodu i podeszła do mnie.
-Może i powinnam.- Wzruszyła ramionami.- Ale jakoś nie przepadam za stereotypami, a poza tym... Nie wiem, chyba zdążyłam cię polubić?- Przeczesała palcami włosy, śmiejąc się jakby z zażenowaniem.- Głupie i dziwne, wiem, ale mogę ci przysiąc, że nic nie kombinuję. To, co zrobiłam, co ci powiedziałam... Było, minęło i mam nadzieję, że też tak o tym myślisz. Po prostu nie chcę do tego wracać, wolę zacząć od nowa.
-Rozumiem.- Skinęłam głową.
-Może się od razu nie zaprzyjaźnimy, ale... Wiesz, możemy być dobrymi koleżankami od tańca.- Zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.
-Wiesz co?- Zaczęłam niepewnie.- Było naprawdę super dzisiaj i... Dziękuję. Naprawdę, jestem ci wdzięczna, bo przynajmniej zapomniałam o tej chorej sytuacji.
-Zawsze do usług. Dobra, nie wiem, jak ty, ale ja padam na twarz. Trzymaj się!- Wróciła do samochodu.
-Cześć.- Powiedziałam z lekkim uśmiechem i wsiadłam do swojej Mazdy.
Odpaliłam auto i wyjechałam na ulicę. Byłam mega zmęczona, ale jednocześnie zadowolona. Może i ten cały Browns pojechał po bandzie i zniszczył mi życie, może paparazzi będą mnie śledzili przez długi, dłuuugi czas, ale jednak stało się coś pozytywnego. Chyba zyskałam przyjaciółkę.
Zaparkowałam pod kamienicą Moniki i trzęsąc się z zimna, pognałam na piętro. Otworzyłam drzwi swoim kluczem i zatrzymałam się w progu, słysząc czyjeś rozmowy. Jeszcze nie śpi? Ma gości? Zdjęłam buty i zajrzałam do głównego pokoju. Pełny był dymu z jakichś kadzidełek i chyba papierosów, a na kanapie, podłodze i fotelach rozsiadło się kilkanaście osób. W centrum Monika. Co lepsze, nie rozpoznawałam nikogo oprócz niej.
-O, hej!- Uśmiechnęła się na mój widok.- Tak wcześnie wróciłaś?- Wytrzeszczyłam oczy. Wcześnie?!
-Monika, nie wiem, według jakiej strefy czasowej funkcjonujesz, ale w Londynie jest pierwsza czternaście.- Powiedziałam powoli.
-Naprawdę? Jakoś tak się zasiedzieliśmy, że straciłam poczucie czasu.- Zachichotała. Zachowywała się jak na haju. Ćpała? Lepiej dla niej, żeby nie.
-To ja... Pójdę się już położyć.- Zaczęłam się wycofywać do mojej klitki.
-Nie chcesz z nami posiedzieć?- Odezwał się niskim głosem jakiś koleś. Ubrany cały na czarno, z masą tatuaży na całym ciele i oczami podkreślonymi kredką.- Może ty też powinnaś porozmyślać nad sensem życia.
-Moje życie od dawna jest pozbawione sensu, więc nie mam nad czym rozmyślać.- Próbowałam otrząsnąć się z szoku.
-Czasem trzeba ten sens odszukać. Możemy ci pomóc.- Dołączyła się dziewczyna w fioletowych włosach, z dziwnymi szramami na rękach. Albo mi się wydaje, albo się cięła.
-Poradzę sobie sama.- Odparłam ostrzej.- Dobranoc.
Zamknęłam za sobą drzwi pokoju na klucz. Co to za jakieś doborowe towarzystwo? Skąd Monika ich wytrzasnęła?! Cholera, jeżeli ona wplątała się w jakieś idiotyczne akcje, to trzeba będzie ją stamtąd wyciągać, a ja naprawdę nie mam głowy do kolejnych problemów. Nie chcę wyciągać jej z grupy ćpunów, satanistów czy innych outsiderów. Ciekawe, gdzie ich poznała, bo wątpię, żeby przyszli do jej przychodni. Przebrałam się szybko w piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Z pokoju dobiegały jeszcze odgłosy rozmów, śmiechów i nie wiadomo, czego jeszcze. Wielka szkoda, że to nie mój dom, bo wywaliłabym gości na zbity pysk. Dochodzi druga nad ranem, na litość boską! Wcisnęłam do uszu słuchawki. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły przełączyć One Direction. Usnęłam przy dźwiękach "Loved You First" i "Another World".

~~*~~

-Hej.- Mruknęła Monika, wchodząc rano do kuchni.- Boże, jestem wykończona.
-Chyba ci się nie dziwię. Balowaliście prawie do trzeciej. Co to w ogóle za ludzie?- Dolałam mleka do kawy i zabrałam się za jedzenie kanapek, lustrując Monię uważnym wzrokiem.
-Znajomi.- Wzruszyła ramionami.
-Z przychodni?- Dociekałam. Wolałam wiedzieć, z kim Monia ma do czynienia.
-Można tak powiedzieć. Spotkałam Flasha pod przychodnią. Organizował happening z przyjaciółmi. Przyłączyłam się na moment.
-Happening? Przed przychodnią? Padł na mózg czy chciał posłać więcej chorych ludzi na tamten świat?- Zapytałam sarkastycznie. Nienawidziłam, gdy pod szpitalem, jakimiś klinikami czy centrami zdrowia gromadziły się happeningi, strajki, a już zwłaszcza dziennikarze. Zakłócali tylko spokój, który przecież był tak potrzebny chorym ludziom. Jak dla mnie takich odmieńców trzeba było od razu zamykać na czterdzieści osiem.
-O Jezu, przesadzasz. Nic złego nie zrobili. I hasła mieli całkiem do rzeczy.
-I ten gość nazywa się Flash?- Upewniłam się. Wywróciła oczami.
-Oj, no, taka ksywa. Ma na imię Alessandro i jest Włochem.- Nie zauważyłam jakichś włoskich rysów twarzy w tym facecie. Raczej cały szkic arogancji, pewności siebie i czegoś jeszcze, mega niepokojącego. A z moimi przeczuciami lepiej nie żartować.
-I tak po prostu zaprosiłaś nowo poznanych ludzi do siebie?- Moim zdaniem, powinna być ostrożniejsza.
-Spotkałam ich niedaleko, to zaprosiłam. Przynajmniej mogliśmy pogadać, żałuj, że nie słuchałaś, o czym oni...
-Dobra, nie potrzebuję oświecenia.- Zaprotestowałam, gdy Monika już chciała wdrażać mnie w kampanię jej nowych przyjaciół. Not this time.- Mam za to pytanie. Na kiedy mam ci dać forsę za mieszkanie?
-Płacę czynsz za dwa tygodnie.- Odpowiedziała, nalewając sobie soku pomarańczowego.
-Okej. Dam ci wtedy kasę.
-Spoko.- Popatrzyła na zegarek.- Cholera jasna, spóźnię się!- Wyleciała z kuchni jak torpeda, zderzyła się z kanapą, przeskoczyła przez swoją torbę i zamknęła się w łazience. Okej.
Wzięłam do ręki telefon i włączyłam Twittera. Zalała mnie kolejna fala powiadomień od ludzi domagających się komentarza. Od trzech dni byliśmy w światowych trendach. Hashtag #Latalie nie schodził z listy. Przeglądałam kolejne tweety Directionerek, gdy wyświetliło mi się kolejne powiadomienie. @Real_Liam_Payne napisał tweet. Znieruchomiałam, wpatrując się w napis. Liam dodał tweeta. Boże, a jeśli napisał o zerwaniu... Bałam się sprawdzić, co dodał. Już prawie dotykałam palcem ekranu, żeby wejść w tweeta, ale zaraz go cofnęłam. Kolejna wibracja telefonu, kolejne powiadomienia, tym razem znowu z trendów. Czyli na pewno dodał coś o naszym zerwaniu. Inaczej mój telefon by tak nie szalał. Ludzie by tak nie szaleli.
Chyba przygryzłam wargę do krwi, kiedy w końcu stuknęłam w ekran. Pojawiło się kręcące się kółeczko i wreszcie tweet: Can't erase, so I'll take blame, but I can't accept that we're estranged, without you, without you... (Nie mogę tego wymazać, więc wezmę winę na siebie, ale nie mogę zaakceptować tego, że jesteśmy sobie obcy, bez ciebie, bez ciebie.) Od razu rozpoznałam tekst piosenki Davida Guetty, naszego wspólnego ulubionego DJ-a, w duecie z Usherem. "Without U"... Zakryłam usta ręką. Nie, proszę, Liam, nie doprowadzaj mnie do płaczu po raz kolejny... Za późno. Łzy już popłynęły. Czyli już to potwierdził. Zwykłym randomowym tweetem. A co najlepsze... Jeśli brać ten tekst na poważnie, to przyznał się do winy. Przynajmniej miał tę odrobinę odwagi cywilnej.
Otarłam policzki i otworzyłam okno nowego tweeta. Czas na mój ruch. Wkrótce w internecie pojawiła się moja odpowiedź w postaci cytatu z piosenki Beyonce "Broken-Hearted Girl"... I don't wanna be without you, baby... But let me just say, I don't wanna love you in no kind of way. I don't wanna play the broken-hearted girl. (Nie chcę być bez ciebie, kochanie... Ale pozwól mi tylko powiedzieć, że nie chcę cię kochać w jakikolwiek sposób. Nie chcę grać dziewczyny ze złamanym sercem.) Chyba po tym tweecie wszystko stało się jasne. Wyłączyłam dźwięk w telefonie i tylko patrzyłam na świecący ekran, który co chwilę rozbłyskiwał nowymi powiadomieniami. Odłożyłam na bok niedojedzoną kanapkę, bo miałam wrażenie, że jeszcze jeden kęs i zwymiotuję. Kolejny rozbłysk. Kolejny tweet. Kolejne zdjęcie w trendach. I tak w kółko. Świat oszalał.
-Hej, wychodzę do pr...- Monika stanęła jak wryta na widok mnie, zalewającej łzami telefon.- Co się stało?
-On... napisał... tweeta... I ja odpisałam... Już wiadomo...- Powiedziałam nieskładnie, wycierając nos rękawem bluzy. Nienawidziłam tego płaczu, chciałam raz na zawsze przestać płakać! Takie mazgajenie się zawsze było dla mnie oznaką słabości. Myślałam, że po wczorajszym odreagowaniu mi przeszło... No, chyba że to była już ostatnia fala.
-Cholera, szefowa mnie zabije... Dobra, pięć minut mnie nie zbawi.- Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.- Więc teraz to już na serio... Co mu odpisałaś? Co on wysłał?- Pokazałam jej telefon.- Zuch dziewczyna.- Skomentowała i cmoknęła mnie w czubek głowy.- Wrócę późno, ale jakby coś się działo, to dzwoń. Aha, jutro jest gala BRIT's, pamiętasz?
-I co z tego?- Mruknęłam, blokując telefon.
-Obiecałam Harry'emu, że z nim pójdę, a ty...
-Wybacz, ale ja już Liamowi tej obietnicy nie dotrzymam.- Wymamrotałam, dopijając kawę.
-Ale twoja piosenka jest nominowana jako singiel... I oni mają nominację jako najlepszy zespół, znowu światowy sukces, najlepszy teledysk do, podkreślam znowu, twojej piosenki i album roku. Możesz pójść solo. Nie będziesz ich wspierać?
-Będę. Przed telewizorem. Nie pójdę tam.- Co z tego, że "One Direction" zostało nominowane? Może to i moja piosenka, którą napisałam po naszych wspólnych świętach, do której skomponowałam muzykę, w której wystąpiłam przelotnie w teledysku i z której pozwoliłam zrobić pierwszy singiel na "Global Direction"? I co z tego, że zaśpiewają tę piosenkę na gali, a ja powinnam wtedy stać pod sceną i wykrzykiwać tekst na całe gardło?
-Jak uważasz... Ale powinnaś.
-Nie pójdę. A teraz sorry, ale za parę godzin mam wykład z psychiatrii. Muszę się ogarnąć.
Wstałam z krzesła i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o umywalkę. Popatrzyłam swojemu odbiciu prosto w oczy.
-Od teraz koniec z płaczem, Natalia. Jesteś silna i niezniszczalna. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. On jeszcze będzie cię błagał na kolanach, żebyś do niego wróciła.- Powiedziałam sama do siebie. O dziwo, poczułam się lepiej. Dużo lepiej. Nie ma to jak się zmotywować paroma mocnymi słowami.
Umyłam się szybko i zaczęłam wybierać ciuchy z szafy. Nie pójdę kolejny raz w dresie na miasto. Zaraz pomyślą, że się staczam i nie mogę podźwignąć po zerwaniu. Nie ma takiej opcji. Wyjęłam jeansową sukienkę, pasujące sandały, bo według widoku za oknem było dość ciepło, dobrałam skórzaną kurtkę i zaczęłam makijaż. Zamalowałam wszystkie oznaki nieustannego płaczu, podkreśliłam mocno oczy, nałożyłam ulubiony błyszczyk, popatrzyłam na zegarek i zaczęłam przeklinać. Cholera, spóźnię się! W pośpiechu złapałam torebkę, psiknęłam się ulubionymi perfumami Avril Lavigne i wyleciałam z domu jak torpeda. Na szczęście, na uniwersytet miałam blisko, nie musiałam jechać samochodem.
Wpadłam do auli na trzy minuty przed wykładem i zajęłam swoje stałe miejsce obok Amandy Hollister, w skrócie Andie, czyli wnuczki profesora.
-Nareszcie jesteś. Jak tam rozpaczanie po porzuceniu przez pedałka?- Taaak, Andie bywa bezpośrednia. I zdecydowanie nie ukrywa swojej niechęci do boysbandów, zwłaszcza 1D. Jej standardowym powiedzeniem jest, że jeżeli facet nosi rurki, to ma zadatki na geja, czy mu się to podoba, czy nie. A jeżeli śpiewa takie durnowate pioseneczki, to tym bardziej jest zboczony. I nawet poznanie chłopaków jej nie przekonało do zmiany zdania. Tylko mniej najeżdżała na nich z imienia.
-Bardzo śmieszne. Skończyłaś?- Spiorunowałam ją wzrokiem i wyjęłam materiały do wykładu. Ostatnie zajęcia z psychiatrii przed egzaminem.
-Tak mi się wydaje. A nie, chwila, zapomniałam powiedzieć, że za to, co ci zrobił, bo to bankowo była jego wina, powinnaś mu solidnie przywalić.
-Jezu, współczuję twojemu mężowi.- Tak, Andie od roku była żoną Jake'a Hollistera, gościa świeżo po szkole policyjnej.- Spoliczkowanie starczy?- Zerknęłam na nią kątem oka.
-Od biedy ujdzie, ale liczyłam, że masz lepszego powera. Chociaż ten twój dzisiejszy tweet trochę to wynagradza.
-Od kiedy ty masz Twittera?- Zapytałam zdumiona.
-Hehe.- Zarechotała.- Od kiedy pisałam fanfiction o Hetfieldzie z Metalliki. Trochę go tam odmłodziłam.- Wytrzeszczyłam oczy.
-Ty i fanfiction? Bez jaj! Daj adres!- Pisnęłam zaskoczona. Wow. Andie naprawdę niewiele mi o sobie mówiła, no, może z wyjątkiem opowieści o wielkiej miłości do "mocnego brzmienia". Próbowała mnie nawet przekonać do takiej muzyki, ale po pierwszej zwrotce "Enter Sandman" powiedziałam pas. Nie dla mnie takie... Darcie się na scenie. Choć to i tak była lżejsza piosenka. Ale kilka utworów Linkin Park sobie zgrałam. Tylko kilka.
-Daj spokój, nie dam. Bloga wykasowałam rok temu, ale konto zostało.
-Jaki masz username?- Zapytałam, wyciągając telefon.
-Fuck me, Hetfield, z dużych liter, oddzielone podkreśleniami.- Parsknęłam śmiechem. O proszę, nawet nie powiedziała, że mnie obserwuje... - Ty, zobacz, Kasai się spóźnia.- Wskazała na zegar. Minuta po czasie, Noriakiego nie ma, a wykładowca wchodzi na salę. Czyżby świat się kończył?
-Drodzy państwo, dziś przedstawię wam w pigułce wiadomości, dotyczące chorób psychicznych, które na pewno pojawią się na egzaminie końcowym. Dyktafony start, długopisy w dłoń i jedziemy. Mogę wam obiecać, że z tej sali wyjdziecie dopiero na kolację...

~~*~~

-Podasz mi tę sukienkę z pokrowca?
-Tę czarną?- Upewniłam się, zaglądając do jej szafy.
-Tak, właśnie tą.- Wychyliła głowę z łazienki, akceptując mój wybór.
-Rozumiem, że ty i Harry wracacie do siebie po tej przerwie...- Podałam jej sukienkę.
-Nie. Znaczy... Jeszcze chwila.
-Przecież miałaś to tylko przemyśleć!- Wywróciłam oczami i rzuciłam się na jej łóżko.
-Już mi mało zostało. Zapniesz zamek?- Wyszła z łazienki w obcisłej czarnej sukience, którą dostała od Eleanor na urodziny. Dziś była znakomita okazja, żeby ją założyć. Sukienka na jednym ramiączku, wysadzanym kryształkami chyba od Swarovskiego, z drapowanym na całej długości materiałem, który dopiero od kolana do ziemi był luźno spuszczony z prawej strony. Do tego tradycyjnie szpilki, jej ukochane, zakładane tylko na szczególną okazję. Wyglądała jak milion dolarów i już sobie wyobrażałam minę i myśli (zwłaszcza myśli!) Hazzy, jak ją zobaczy w tym wydaniu. Wygładziłam sukienkę na plecach i przełożyłam jej włosy przez ramię.
-Wyglądasz nieziemsko.- Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-Poprawię jeszcze błyszczyk i mogę jechać.
-Przygotuję ci tor... Gdzie mój telefon?- Złapałam za dzwoniące urządzenie.- Perrie?
-Natalia, ratuj!- Usłyszałam dramatyczny głos dziewczyny.
-Co się stało?- Przeraziłam się. Moja wyobraźnia już zaczęła szaleć. Pożar. Ktoś utonął. Zaczadzieli. Liam się zabił.
-Musisz przyjechać!
-Ale po co?!
-Nie ma nikogo, kto mógłby zostać z Shane'm, wszyscy z domu jadą na galę, pomóż!
-A twoi rodzice?
-Są w domu, w South Shields! Mama złapała grypę żołądkową.- Perrie była chyba na skraju paniki, a ją niełatwo było wyprowadzić z równowagi. Zwykle stanowiła oazę spokoju. Ze szczyptą szaleństwa. Dobrali się z Malikiem.
-A Trisha? Yaser?
-Też u siebie. To moja mama miała przyjechać! Nattie, błagam!- Zacisnęłam powieki. Szlag by to trafił.
-Okej. Wsiadam z Moniką w samochód, będziemy za pół godziny.
-Kocham cię!- I się rozłączyła.
-Jedziesz ze mną?- Monika stała w drzwiach ze zdezorientowaną miną.
-Jak widać, mam powód, żeby nie iść na galę.- Parsknęłam śmiechem.- Będę nianią.
W ekspresowym tempie wybiegłyśmy z domu i wsiadłyśmy do Mazdy. W ostatniej chwili, zamiast skręcić na główną, zakorkowaną ulicę, zmieniłam kierunek i pojechałam bocznymi uliczkami. Ty to jednak masz mózg, Nattie, ominiesz korki, cwaniaro. Pod nasz dom... W zasadzie ICH dom, ja przecież już tam nie mieszkałam, podjechałyśmy idealnie o czasie.
Bez pukania wpadłam do hallu i od razu natknęłam się na zdenerwowanego Zayna, w koszuli poplamionej soczkiem i samych bokserkach. Bez przywitania podał mi swojego synka i poleciał na górę.
-Ratujesz mi życie!- Wrzasnął jeszcze w połowie schodów.
-Wisisz mi przysługę, Malik!- Odkrzyknęłam i cmoknęłam policzek malucha.- Cześć, słonko, stęskniłeś się za ciocią?
-Nattie!- Z góry zbiegła Eleanor w pięknej czerwonej sukience przed kolano.- Jednak idziesz?!
-Nie... Dziś będę supernianią.- Wyszczerzyłam się, poprawiając sobie na rękach Shane'a, który bardzo zainteresował się końcówką mojego dobieranego warkocza. Zwłaszcza frotką zakończoną kwiatkiem. Założyłam w domu pierwszą lepszą i jak się okazało, była to doskonała zabawka dla malucha.
-Shane się już za tobą stęsknił.- Pogłaskała go po rączce.
-Natalia!!!- Harry zbiegł z góry na łeb na szyję.- Jesteś! Błagam, powiedz, że się nie rozmyśliła!
-Jaka ona?- Dobiegł nas od progu głos Moniki.- Masz inną na boku, kochanie?- Zerknęłam kątem oka na Stylesa. Jego szczęka chyba znalazła się gdzieś pod szafką, oczy zamieniły się w spodki i ogólnie chyba zaczął się ślinić. I nie tylko.
-Żadna, nie ma żadnej innej i nigdy nie było.- Odpowiedział mało przytomnie, nie odrywając maślanych oczu od dziewczyny.- Wow...
-No, mam nadzieję.- Monika pysznie się bawiła, doprowadzając chłopaka do szaleństwa.
-Coś mi się wydaje, że będzie się działo na afterparty.- Trąciłam łokciem Els.
-Dzięki, kochana, że przyszłaś!- Perrie wyszła z któregoś pokoju, z karteczką w ręce.- W razie co wszystko ci rozpisałam. Proszę, nakarm go teraz, bo to pora podwieczorku, kolacja za jakieś trzy godzinki i gdyby...
-Pezz, nie pierwszy raz z nim zostaję. Damy sobie radę, prawda, dzieciaku?- Shane chyba się ze mną zgodził, bo wybuchnął perlistym śmiechem.
-Jesteś wspaniała. Idę zobaczyć, jak idzie Zaynowi.- Poszła na górę, głośno stukając obcasami.
-Tylko niech zmieni koszulę!- Zarechotałam. Dopiero by była sensacja w gazetach. Tatuś na pełen etat, nawet przed wyjściem pilnuje, żeby synek był najedzony. Efekty widoczne na koszuli Marksa & Spencera, prosimy kamery o zbliżenie.- Nika!!!
-Idę, tygrysie, co ryczysz...- Wychyliła się przez drzwi.- Czekaj, Horan, sierota, nie umie krawata zawiązać.
-Umiałbym, gdybyś go nie rozwiązała po ostatnim zdjęciu.- Mruknął, mocując się z szarą wstęgą.
-Na pewno super by to wyglądało po upraniu, skarbie.- Odparowała sarkastycznie. Nie czekając, aż Nika przytaszczy na dół swoje szlachetne cztery litery, poszłam z Shane'm do kuchni i posadziłam go w jego krzesełku.
-To co, maluchu? Jemy podwieczorek, hę?- Zajrzałam do lodówki. Ups, chyba pomyliłam drzwi. Otworzyłam drzwiczki obok i odkryłam poszukiwaną krainę dziecięcych zupek w słoiczkach. Zaczęłam szukać deserku owocowego, gdy nagle ktoś prawie wskoczył mi na plecy.
-BU!!!
-Jezus Maria!- Pisnęłam, odwracając się gwałtownie. Shane znów wybuchnął śmiechem, a winny wszystkiemu Louis mu zawtórował.- Masz ty mózg, Tomlinson?- Pacnęłam go po głowie.
-Jak ostatnio sprawdzałem, to chyba był.- Uśmiechnął się szeroko.- Już myślałem, że więcej tych progów nie przekroczysz.
-Przyjaciółka w potrzebie, więc jestem.- Wyjęłam papkę w stylu multiwitamina i wstawiłam do garnuszka z wodą w celu podgrzania. Jakoś byłam zwolenniczką tradycyjnych metod.- A tak nawiasem... On jest w domu?- Zapytałam szeptem. Louis tylko pokiwał głową.
-Ubiera się. Zaraz zejdzie.
-Kurde.- Wyciągnęłam śliniaczek i zawiązałam na szyi Shane'a.
-Abluuugidijaaa...- Krzyknął malec, szarpiąc śliniaczek w dół, żeby sprawdzić, co na nim jest narysowane.
-Nie jesteś ciekawa, czy z kimś idzie?- Odwróciłam się w stronę Lou.
-Wiesz, po tym, czego się dowiedziałam w Modeście, to jestem gotowa uwierzyć, że mu dostawili dziewczynę... A idzie?- Zapytałam szybko. Jednak nie da się udawać, że ktoś nas nie obchodzi... Może i go nienawidzę za to, co mi zrobił, ale nadal czuję, że gdyby coś się działo... Co tu dużo mówić, skoczyłabym za nim w ogień.
-Powiem tylko, że ci się to nie spodoba.- I Tomlinson, zadowolony z siebie, wyszedł równym krokiem z kuchni.
-Twój wujek jest niereformowalny.- Oznajmiłam chłopczykowi. Odkręciłam podgrzany słoiczek i ostrożnie zamieszałam łyżeczką. No, chyba będzie dobre. O ile taka pomarańczowa breja może być jadalna.
-To co... Otwieramy buzię... Aaaa...- Shane otworzył szeroko usta i oblizał zawartość łyżeczki. Przez chwilę przeżuwał paćkę z zamyślonym wyrazem twarzy, aż wreszcie popatrzył na mnie i w pełnym skupieniu wypluł to, co miał w buzi na rączkę i zaczął oglądać.
-Nie, nie, nie! To jest do jedzenia, nie do zabawy.- Wytarłam brudną łapkę ręczniczkiem i zaczęłam drugie podejście.
-Jak zjesz ładnie, to ci zaśpiewam. Wiem, że to lubisz, no... Aaa...- Znów pięknie wziął do buzi zawartość łyżeczki i zaczął ciamkać.- Bo nie będzie piosenki.- Zaszantażowałam małego spryciarza. Myślałby kto, że dzieci nic nie rozumieją. Może i skończy rok dopiero za miesiąc, ale już wiedział, co się do niego mówi. A na słowo "piosenka" reagował zawsze. Kolejna porcja była przełknięta, a on sam zaczął podskakiwać w swoim krzesełku.
-Czyli śpiewamy.- Parsknęłam śmiechem i zaczęłam nucić "Roar".- I got the eye of the tiger... Otwórz buzię... A fighter, dancing through the fire... I jeszcze raz... Cause I am the champion and you're gonna hear me... Aaaa... Roar...- Jakimś cudem udało mi się wmusić w Shane'a cały słoiczek. Zadowolona wstałam z krzesła i ciągle podśpiewując "Roar", podeszłam do zlewu umyć łyżeczkę, gdy zobaczyłam, kto stał w drzwiach kuchni. Zamarłam, urywając piosenkę w połowie refrenu. Łyżeczka potoczyła się z brzękiem po podłodze, znacząc ją na pomarańczowo. Shane, mały zdrajca, zaczął się znowu śmiać.
-Hej.- Odezwał się zachrypniętym głosem.
-Hej.- Odpowiedziałam cicho. Okej, to by było na tyle z naszej rozmowy. Chwila ciszy. Schyliłam się po łyżeczkę.
-Pamiętasz? To była pierwsza piosenka, jaką przy mnie zaśpiewałaś...- Zacisnęłam powieki. Nie odezwałam się, tylko podeszłam do zlewu i zaczęłam szorować tę cholerną łyżeczkę. Potem wróciłam do Shane'a i rozwiązałam jego śliniaczek, rzucając go obok na stół. Wszystko w ciszy. W końcu Liam nie wytrzymał.
-Natalia, ja już tak dłużej nie mogę...- Jęknął.- Możemy porozmawiać? Ja...
-Było o tym pomyśleć, zanim mi to zrobiłeś.- Odparłam lodowatym głosem. Wyjęłam malucha z fotelika i usadziłam sobie na biodrze. Odwróciłam się w stronę Liama.- Wiesz co? Może i kiedyś Hanka Ordonówna śpiewała, że miłość wszystko wybaczy, ale... Ja tak nie potrafię. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę ci tę zdradę.
-Natalia...- Wyciągnął rękę w moją stronę, gdy nagle trzasnęły drzwi wejściowe i do kuchni wbiegła... Nie, tylko nie to. Chyba ktoś rozdeptał nawet te odłamki mojego złamanego serca, które do tej pory jakimś cudem się uchowały.
-Jestem! Możemy jechać.- Jej wzrok zatrzymał się na mnie. Uniosłam dumnie brodę i spojrzałam na nią z góry. Nie dam sobą pomiatać. Już nigdy więcej.
-Ale co... Przecież...- Liam wydawał się być autentycznie zdumiony widokiem Sophii. Prawie mu uwierzyłam.
-A ty nie potrafisz sobie odpuścić, prawda?- Prychnęła, taksując mnie kpiącym spojrzeniem.- Pogódź się z tym, rozstaliście się i koniec.- Nie wytrzymałam i wybuchnęłam drwiącym śmiechem. Sophia poczerwieniała ze złości. W drzwiach zaczęła się gromadzić mała publika. Nika z żądzą mordu w oczach, zdumiony Niall, wściekły Harry i wkurzona Eleanor.
-Wiesz co, Sophia?- Podeszłam bliżej, patrząc jej prosto w oczy.- Nic mnie nie obchodzi, co sobie myślisz w tej pustej głowie. Ja już odpuściłam, wycofałam się, okej? Masz Liama, ciesz się nim póki możesz. Bo skoro zdradził mnie, swoją narzeczoną, to co z tobą? Szykuj się, że prędzej czy później karma do ciebie wróci i znajdziesz go w łóżku z inną. A tak nawiasem... Ile ci zapłacili za rozbicie naszego związku?- Przytrzymałam mocniej Shane'a, który zaczął się lekko nudzić i coś mamrotać pod nosem, rozglądając się na boki.- Możesz się upomnieć o premię, załatwiłaś to tak spektakularnie, że ten temat nie zejdzie z gazet chyba do Halloween. Brawo. Ale coś ci powiem...- Odsunęłam się kilka kroków, nie spuszczając jej z oczu.- Na twoje nieszczęście, wszyscy stoją murem za mną. I sądząc po tym, co się dzieje na przykład na Twitterze, to sytuacja się nie zmieni. A teraz wsiadaj w ten nadmuchany ponton, który nazywasz swoimi ustami i zejdź mi z oczu.
-Limuzyna przyjechała!- Wrzasnął z głębi domu Louis.  Sophia mordowała mnie wzrokiem, ale się nie odzywała. Ups, chyba ktoś nie może znaleźć riposty... To była pierwsza chwila po naszym zerwaniu, kiedy poczułam się naprawdę silna. I kiedy zrozumiałam, że nie było sensu wylewać tyle łez. Co mnie nie zabija, to mnie wzmocni. Tak się czuje osoba, która może wszystko.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni, mijając przyjaciół. Już prawie byłam w salonie, kiedy sobie coś przypomniałam.
-Nika!- Wrzasnęłam, a dziewczyna zaraz znalazła się obok mnie.- Odwróć się, muszę ci dać kopa na szczęście, bo inaczej znowu zaliczysz glebę na czerwonym dywanie.- Posłusznie stanęła do mnie plecami.
-Dzięki, przyda się, bo... Ała!- Pisnęła, gdy moje kolano mocno przywaliło w opięty czarnym eleganckim kombinezonem tyłek.- Zabić mnie chcesz?
-Kolanem?- Prychnęłam.- To by ciekawie wyglądało. Zbierajcie się.
-Dobra, to my jedziemy.- Zayn zbiegł z góry i pocałował Shane'a w czoło.- Bądź grzeczny, misiu, a ty uważaj, wczoraj miał kolkę i dziś się nie zdziwię, jak mu się powtórzy.
-Spokojnie, tatusiu, damy radę.- Wyszczerzyłam się do niego.- A nie wracać mi tu bez nagród! Zwłaszcza za moją piosenkę!- Krzyknęłam jeszcze, zanim zamknęły się drzwi za prawie spóźnioną Perrie, która oczywiście też musiała przytulić synka na pożegnanie.
-To co, mały? Zostaliśmy sami...- Zaniosłam malca do salonu i posadziłam na dywanie.- Co powiesz na klocki?- Wysunęłam zza sofy pudło z gumowymi kolorowymi klockami i wysypałam na dywan obok chłopca. Zaraz przypełznął bliżej i zaczął wrzucać je z powrotem do pudła. Skorzystałam z okazji i włączyłam telewizor, żeby widzieć transmisję z BRIT's. Swoją drogą, gdyby nie jakieś dziwaczne awarie nie z tego świata, to BRIT's byłoby w lutym. I mogłabym sama, ewentualnie razem z chłopakami, odebrać nagrodę za "One Direction". A tak... Wyszło jak wyszło.
Przez jakąś godzinę było spokojnie. Shane siedział cichutko i ślinił wszystkie klocki po kolei, a potem zaplute wrzucał do pudła lub ciskał na dywan. I oczywiście nie zwracał uwagi na moje protesty, gdy wpychał kolejny klocek do buzi. Całe szczęście, że były zbyt duże, by je połknął. Dopiero, kiedy zaczęła się transmisja gali, zaczął częściej zerkać na telewizor. A kiedy na ekranie pojawili się jego rodzice, wujowie i ciocie... Cóż, w domu rozległ się pisk i wielki bunt.
-Hej, hej, hej! Shane. A zobacz, co ja tu mam...- Podałam mu smoczek. Wcisnął go sobie do buzi i dalej wył jak syrena alarmowa. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam ulubionego misia i kocyk małego Malika. Szybko zgarnęłam upatrzone rzeczy, wsunęłam mu w rączki misia, owinęłam delikatnie kocykiem i wzięłam na ręce.- Widzisz, już jest lepiej... Prawie jak u mamusi...
Jak na zawołanie, mamusia i tatuś pojawili się przy kobiecie przeprowadzającej wywiad.
-A przed państwem Perrie Edwards- Malik z  Little Mix i Zayn Malik z One Direction, znana na całym świecie para, a od prawie roku rodzice małego Shane'a. Jak czujecie się w tej roli?
-Znakomicie.- Uśmiechnęła się Pezz.- Shane był chyba wszystkim, czego nam do tej pory brakowało. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że jesteśmy rodzicami i mamy nadzieję, że Shane nas teraz ogląda.
-Zayn, ty jak do tej pory spędziłeś z synem mało czasu. Trasa, koncerty, wywiady, nagrywanie teledysków... Czy ten rok przerwy w pracy One Direction został zaplanowany specjalnie dla ciebie?
-Częściowo tak.- Przyznał Zayn.- Starałem się spędzać każdą wolną chwilę z moją rodziną, przylatywałem do nich z różnych miejsc, kiedy mieliśmy przerwy w koncertach, ale faktycznie, dopiero teraz wiem, co znaczy być ojcem na pełny etat.
-Jest ciężko?- Zaśmiała się dziennikarka.
-Nie... Ważne, że wreszcie nauczyłem się zmieniać pampersy.- Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Widzisz, jakiego masz super tatę? Nawet pampersy umie zmieniać.- Parsknęłam śmiechem, przytulając policzek do policzka Shane'a. Tak, zdecydowanie uwielbiam dzieci.
-Króciutki wywiad jeszcze z kolejną parą słynnej 1D Team. Louis Tomlinson i Eleanor Calder... Kochani, słyszałam, że niedługo bierzecie ślub!
-Tak jakoś wyszło.- Zażartował Lou, ale zaraz oberwał w bok od Eleanor.
-Nie wyszłoby, gdybym się nie zgodziła, kotku.
-Naprawdę cudownie razem wyglądacie. Louis, ty też byłeś jednym z powodów rocznej przerwy w działalności One Direction?
-Cóż, dopracowanie szczegółów naszej uroczystości wymaga wiele czasu i wysiłku, potrzebujemy też chwili, by nacieszyć się sobą i ruszyć w podróż poślubną.
-Możemy wiedzieć, gdzie się wybieracie.
-Oo, to akurat tajemnica.- Uśmiechnęła się El.
-W takim razie nie zatrzymuję was dłużej i gratuluję. Liam? Czy zgodzisz się z nami chwilkę porozmawiać?
Zagryzłam wargi i stanęłam bliżej ekranu, nie przestając kołysać Shane'a, który jakby mniej marudził.
-Witaj, Liam. Sporo się ostatnio u ciebie działo.
-Tak.- Odpowiedział krótko, skupiając wzrok gdzieś daleko w przestrzeni. Zastanawiało mnie jedno... Gdzie zgubił tę wielkoustą dziewoję, a konkretnie Sophię? Czyżby wykopał ją na zbity pysk przez szyberdach w limuzynie?
-Rozstanie twoje i Natalii to dla wszystkich szok. Możesz nam powiedzieć, co było tego powodem?
-Jest to nasza prywatna sprawa.- Chyba nie miał ochoty na ten wywiad.
-Oczywiście, rozumiem. Wasza wymiana wiadomości na Twitterze wywołała burzę na świecie. Tłumacząc dosłownie cytaty z tych piosenek, można stwierdzić, że to ty byłeś powodem zerwania zaręczyn.- Co za wredna, cholerna baba! Nie może iść i być wścibską gdzie indziej?! Liam też wyglądał na wytrąconego z równowagi.
-Tak. To była moja wina i tego żałuję. Niestety, nie cofnę czasu i nie wymażę tego wydarzenia, ale postaram się zrobić wszystko, żeby to naprawić.- Mówił szybko, napiętym jak struna głosem. Może i ta dziennikarka tego nie zauważyła, bo maskował się jak mógł, ale dla osoby, która znała go najlepiej, było widać, że jest na skraju wytrzymałości i za dosłownie sekundę wybuchnie.
-Trzymamy za was kciuki. Powodzenia. George, oddaję ci głos.
Lepiej, żeby trzymała kciuki za coś innego, bo my jako para to już słaba inwestycja. Shane położył główkę na moim ramieniu i zaczął szarpać łapkę trzymanego misia. Chyba zaraz padnie... Usiadłam ostrożnie na sofie, przytrzymując go delikatnie. Zaraz zaczął się wiercić i usadowił się okrakiem na moich kolanach, przodem do mnie. Misia oparł o mój brzuch i palcem naciskał na jego nos.
Oglądałam spokojnie transmisję, rzucając co chwilę kontrolne spojrzenie na malucha. Po pewnym czasie oparł się o mnie, nie zmieniając pozycji i zaczął obojętnie patrzeć na telewizor. Co chwilę tylko poruszał się smoczek w jego buzi. Chyba najwyższa pora na mleko. Wzięłam go z powrotem na ręce, co skwitował pełną oburzenia i śliny dziecięcą gadaniną. Poszłam z nim do kuchni i ostrożnie, cały czas z dzieckiem na ręku, zaczęłam robić mleko. Na szczęście, miałam już gotową gorącą wodę, a maluch był jeszcze na tyle spokojny, że mogłam to robić bez obawy o poparzenie.
Mieszając energicznie kolację, wróciłam do salonu i trafiłam w samą porę na pierwszą nagrodę chłopaków. Wygrali jako najlepszy brytyjski zespół i od razu, za jednym zamachem wręczyli im British Global Success. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając sobie, jak za pierwszym razem, kiedy dostawali Global Success, Harry spóźnił się na scenę i przepraszał za to, że toalety były tak daleko... Kolejną nagrodę wręczyli Demi Lovato jako najlepszej artystce zagranicznej i na scenie pojawił się Coldplay z nową piosenką. Sprawdziłam stan mieszanego mleka i wsadziłam małemu Malikowi smoczek do buzi. Zaraz zaczął ssać z cichym pomrukiwaniem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, obserwując jak z zapałem opróżnia butelkę. Tak bardzo chciałabym być matką. Kiedyś wydawało się to niemożliwe ze względu na chorobę. Potem marzenie stało się bardziej realne, kiedy Liam się oświadczył i zaczynaliśmy planować ślub, a teraz... Teraz już niczego nie jestem pewna.
Nagroda za album roku. And the award goes to... One Direction and their album "Global Direction"!!! Wow, brawo, ale zaskoczenie... Nie to, że sama głosowałam na nich na Twitterze... Jeszcze tylko dwie nominacje. Za moją piosenkę i teledysk do niej. Znowu wyszli na scenę, kolejne podziękowania... Nagroda dla 5 Seconds Of Summer za najlepszy singiel zagraniczny... Zaśmiałam się na widok Luke'a, Ashtona, Michaela i Caluma, którzy wręcz wyrywali sobie statuetkę z rąk. Dawno się z nimi nie widziałam, z tego, co wiem, to ostatnio byli w rodzinnej Australii. Ale przynajmniej będą na ślubie El i Louisa. Mają tak samo powalone mózgi jak my, więc logiczne, że się doskonale dogadujemy. I w końcu to 1D ich odkryło.
Nominations to the Best British Video of the Year... Nareszcie! Pokazali skróty teledysków Sama Smitha, jakiejś nowej artystki Jenny Fix, Meghan Trainor, Lady Gagi i wreszcie nasz. Akurat ten fragment ze mną. Przypadek, czy chcieli wywołać burzę? Na pewno to drugie. Czekałam w napięciu na wyniki, widziałam na ekranie, jak chłopaki trzymają kciuki... Award goes to... One Direction! Tak!!! Gdyby nie Shane na rękach, to skakałabym do góry z radości. Jeszcze tylko, żeby piosenka sama w sobie coś zdobyła... Chłopaki podziękowali osobom, które wzięły udział w kręceniu teledysku i oddały głosy. Nie ma za co, wisicie mi tylko miesięczny abonament za internet i pizzę.
Ostatnia nominacja. Best British Single. Nawet Shane zaczął z napięciem wpatrywać się w ekran.
And the last award today... The Best British Single of the Year... Goes to... ONE DIRECTION!!!
O Boże, tak!!! TAK!!! Nie wierzę! Napisałam zwycięską piosenkę! "One Direction" wygrało! Moje teksty są coś warte! Hell yeah!
-Niewiarygodne, kolejna statuetka dla nas!- Niall szczerzył się do kamery, ściskając w ręku nagrodę.- Cóż, ja dziękowałem już za coś, teraz chyba kolej... Eee, kto jeszcze nie mówił?
-Ja chciałbym podziękować.- Do mikrofonu przysunął się Liam. Otworzyłam szeroko oczy.- Jak pewnie wiecie, tę piosenkę napisała Natalia, moja... była narzeczona. Od razu wiedzieliśmy, że będzie hitem, bo Natalia, jak mało kto, uchwyciła wszystko, co jest w nas prawdziwe. To, jacy jesteśmy jako zespół, nasze uczucia, nasze słabości... Dosłownie wszystko zawarła w tych kilku zwrotkach. I za to jej dziękujemy. To ona powinna odbierać tę nagrodę.- Rozległy się oklaski.- I jeszcze jedno.- Odezwał się ponownie, gdy brawa już umilkły.- Nattie, wiem, że to oglądasz. Wiem też, że cię zraniłem i naprawdę tego żałuję. Dlatego tutaj, przed wszystkimi ci przyrzekam, że będę o nas walczył. Naprawię to, co schrzaniłem, przysięgam.- Chwila ciszy i kolejna burza oklasków. Chyba nawet głośniejsza od poprzedniej.
Nie mogłam się ruszyć z miejsca, stałam jak wmurowana w podłogę. Cholera...
-A teraz przed państwem zwycięski singiel dzisiejszego wieczoru! One Direction wystąpi z piosenką... "One Direction"!
Rozległy się znajome dźwięki pianina i gitary. Chłopaki stali przed statywami z mikrofonami. Po chwili przygrywki Liam zaczął swoją solówkę.
-No matter, when we met each other
No matter, how it's really gone
It's simple, things we do together
Are better than solo ones.

(Nieważne, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy
Nieważne, jak to naprawdę się potoczyło
To proste, rzeczy, które robimy razem
Są lepsze niż te wykonywane solo.)

Odezwała się perkusja, gitara zabrzmiała głośniej i szybciej. Harry zbliżył się do mikrofonu.
-And every voice has its own value
Whatever which sort it's from
And every melody is hopeful
Cause all sounds go and go on.

(I każdy głos ma swoją wartość
Bez względu na to, jakiego jest rodzaju
I każda melodia jest pełna nadziei
Bo wszystkie dźwięki prowadzą nas naprzód)

Bit był coraz wyraźniejszy. Louis złapał za mikrofon.
-So c'mon, hit the guitar chord
Begin the song which made us a group
And sing it louder and louder than thunder roar

(Więc chodź, uderz w struny gitary, 
Zacznij piosenkę, która nas zjednoczyła
i zaśpiewaj ją głośniej i głośniej niż ryczy grzmot)

Odezwała się gitara elektryczna i mocna przygrywka na perkusji. Czas na refren.
-Cause we're connected by music
We'll never do anything to loose it
No judges or hating will destroy
So call everyone to join
We'll make you ill by our infection
Come with us in one direction

(Bo jesteśmy połączeni przez muzykę
Nigdy nie zrobimy nic, by to stracić
Żadni sędziowie lub hejty nas nie zniszczą
Więc zawołaj wszystkich, by dołączyli
Zarazimy was naszą chorobą
Chodź z nami w jednym kierunku.)

-Musical connection goes in one direction

(Muzyczne połączenie zmierza w jednym kierunku).- Przez aplauz przebił się głos Nialla. Zaraz po nim włączył się Zayn.

-Running round the whole world
Meet this crowds, give autographs
No time for rest, just have to hold
But we don't have any doubts

(Okrążamy cały świat
Spotykamy te tłumy, rozdajemy autografy
Nie m.a czasu na odpoczynek, trzeba się trzymać
Ale my nie mamy żadnych wątpliwości)

Znowu Niall, tym razem trochę dłużej. Widownia szalała pod sceną.
-They say: "Stop it, be ordinary,
Just live easier in simple way"
But we don't give up, don't be weary
We still sing, dance and play

(On mówią: "Zakończcie to, bądźcie zwyczajni,
Żyjcie łatwiej, w prosty sposób"
Ale się nie poddajemy, nie jesteśmy zmęczeni
Ciągle śpiewamy, tańczymy i gramy)

Znowu przejście Louisa i refren. Niby słyszałam tę piosenkę milion razy, sama ją stworzyłam, uczestniczyłam w próbach, dawałam wskazówki, ale nawet najlepsza próba generalna w ich wykonaniu nie napawała mnie taką dumą, jak ten występ, na BRIT's, po zdobyciu przez tę piosenkę nagrody.
-It's our life, it's our dream, 
The biggest concert,where we can be
Our dreams come true in every way
We only please them to stay

(To nasze życie, to nasz sen
Największy koncert, na którym możemy być.
Nasze marzenia spełniają się w każdy sposób
Błagamy tylko, by pozostały.)- Kolejne solo Liama. Zaraz zaśpiewa Harry...
-We've got issues, modern plans,
To live crazy while we're young
And to keep midnight memories
Or take them home like little things.

(Mamy cele, nowoczesne plany
By żyć wariacko, póki jesteśmy młodzi
I by zatrzymać te nocne wspomnienia
Lub zabrać je do domu jak te drobne rzeczy)

-We've found these girls with this one thing
We'll sing what makes them amazing
Dance to best song ever chords
And don't forget where we belong

(Znaleźliśmy te dziewczyny z tym "czymś"
Zaśpiewamy, co sprawia, że są niesamowite
Zatańczymy do najlepszej piosenki świata
I nie zapomnimy, gdzie należymy.)- Zayn wyciągnął długą nutę na koniec, tak jak to umiał najlepiej. Od razu wiedziałam, kto powinien śpiewać właśnie ten fragment. Instrumenty się wyciszyły, tylko gitara wtórowała Louisowi, gdy śpiewał swoje przejście. Skończył przy mocnych uderzeniach perkusji, by refren mógł rozbrzmieć z nową energią.
Wahałam się, zanim pokazałam chłopakom tę piosenkę. Napisałam ją od razu z podziałem na zwrotki każdego z nich i bałam się, że mogą być niezadowoleni, ale stwierdzili, że będzie to swego rodzaju powrót do korzeni, kiedy każdą solówkę na początek miał Liam. Ryzykowne było też to, że w końcowych partiach zawarłam tytuły ich autorskich piosenek, ale nie mieli nic przeciwko. Tylko Niall stwierdził, że w ostatniej części tekstu powinno być "We've found these girls" zamiast "We'll find these girls". W końcu "te dziewczyny" już znaleźli.
Zakończyli piosenkę, a tłum wciąż wiwatował, krzycząc "Bis!". Niestety, występy były ściśle zaplanowane. Zerknęłam na Shane'a. Oczy już mu się same zamykały, więc wyłączyłam telewizor i ruszyłam z dzieckiem na rękach do jego pokoju. Nawet bardzo nie marudził, kiedy go przebierałam w body i piżamkę. Od razu pozbyłam się pieluszki z nieciekawą dla otoczenia zawartością i po ułożeniu chłopca w łóżeczku, podałam mu jeszcze herbatki. Nie musiałam długo czekać, aż zaśnie.
Zamknęłam za sobą cicho drzwi do pokoju i przecierając zmęczone oczy, nagle znalazłam się przed drzwiami mojego dawnego pokoju. Wow. Przyzwyczajenie drugą naturą, jak to mówią. Teraz powinnam otworzyć drzwi i znaleźć Liama piszącego coś na laptopie, słuchającego muzyki na podłodze, albo pochłaniającego którąś z ukradzionych mi książek. Zastanawiałam się, czy mogę tam wejść... W końcu to już nie jest moje miejsce, ale z drugiej strony... Po chwili wahania nacisnęłam klamkę. W pokoju było ciemno, więc szybko nacisnęłam kontakt. Zmrużyłam oczy od nagłej jasności.
Nic się nie zmieniło. Może z wyjątkiem bałaganu na dywanie i... o cholera. Rozwalonej gitary. Liam walnął nią o podłogę? Najwyraźniej, bo miała złamany gryf tuż przy pudle rezonansowym. Główka też zresztą trzymała się na słowo honoru. Podeszłam bliżej. Dookoła gitary leżały całe sterty papieru, jakieś nuty, teksty... Próbował komponować? Niechcący stanęłam na jakiejś kulce papieru. Podniosłam ją i rozprostowałam. Od razu poznałam te słowa i akordy. "Half A Heart". Obok rozwalonego gryfu leżała kolejna zmięta kartka. Tym razem z nutami "Over Again". Cała była popisana moim imieniem. Natalia, Nata, Nattie, Nats, Nat, Natalka, Natalie... O matko. Musiał naprawdę mieć doła. Ale nawet to nie znaczy, że mu będę mogła teraz wybaczyć.
Położyłam kartki z powrotem na podłodze. Nie chciałam, żeby zauważył, że tu byłam. Stanęłam przy drzwiach i jeszcze raz ogarnęłam wzrokiem cały pokój. Na usta cisnęły mi się słowa piosenki Bastille "Pompeii". Nawet zaczęłam cicho nucić.
-But if you close your eyes
Does it almost feel like nothing changed at all?
And if you close your eyes
Does it almost feel like you've been here before?
How am I gonna be an optimist about this?
How am I gonna be an optimist about this?

(Ale jeśli zamkniesz swe oczy
Czy to prawie uczucie, jakby nic się ani trochę nie zmieniło?
I jeśli zamkniesz swe oczy 
Czy to prawie uczucie, jakbyś był już tutaj wcześniej?
Jak mam być w związku z tym optymistą?
Jak mam być w związku z tym optymistą?)


Nic się nie zmieniło. Ani jedno zdjęcie. Ani jedna moja rzecz, która tu jeszcze została i leżała na widoku. I co najlepsze... Nie było żadnej, ale to żadnej rzeczy Sophii. A przynajmniej nic na nią nie wyglądało.




___________________________________________________
I co wy na to? Kogo będzie dotyczyła kolejna drama? Ja wiem, ale nie powiem xD

Kolejny tydzień to znów okres kolosalny, czytaj, następny test z anatomii, kolokwium z histologii itp itd... Dlatego rozdział też może mieć opóźnienie, nie zdziwcie się, gdyby tak było, uprzedzam :)

Piosenka "One Direction" napisana przez Natalię, to nic innego jak utwór, który pokazałam wam pod epilogiem pierwszej części! Uznałam, że warto ją użyć tutaj. Hah, skromna ja, nagrodziłam własną piosenkę Brit Awards ;D aha, i od razu mówię, nie będzie to jedyna piosenka mojego autorstwa, w tej części opowiadania na pewno pojawią się jakieś trzy. Jedna jest już skończona ^.^

Blog ma 40 obserwatorów! WOW! Dziękuję, kochani, jesteście cudowni ;*** a już najlepsze jest to, że niedługo dobijemy do 100 tysięcy wyświetleń O.O chyba nie zajmie to dużo czasu, jeśli codziennie jest powyżej dwustu wejść ;P

Dziękuję, dziękuję, dziękuję bardzo za wszystko <3
Roxanne xD

wtorek, 12 maja 2015

Cześć II: Rozdział 7

-Co, przyszłaś, żeby triumfować nade mną, bo mnie też Liam zostawił? Chyba nie mam nastroju.
-Nie, wcale po to nie przyszłam. Mogę wejść?
-Nie za bardzo. Jestem w rozsypce i nie mam ochoty na czyjekolwiek wizyty. Tak w ogóle, to skąd wiedziałaś, gdzie jestem?- Zmierzyłam Danielle podejrzliwym spojrzeniem. Westchnęła, opierając się barkiem o framugę drzwi.
-Dowiedziałam się od El. Chciałam tylko powiedzieć... Wiem, jak się czujesz i nie zamierzam się z ciebie śmiać. Naprawdę mi przykro, że się rozstaliście.
-Okeeej...- Uniosłam brwi. Kłamstwo? Czy prawda?- Gdzie jest haczyk?
-Aktualnie to nie ma haczyka i raczej nie będzie.- Wsunęła ręce w kieszenie rurek.- Pomyślałam, że zamiast siedzieć w domu i płakać nad rozlanym mlekiem, będziesz wolała odreagować. Wiem z neta, że lubisz tańczyć, kiedy masz jakiś problem, a tutaj raczej nie ma gdzie, więc... Trzymaj.- Wcisnęła mi w rękę karteczkę.- To adres studia X Factora. Jestem tam tancerką i mam dostęp do sali na indywidualne treningi. Zapisałam się co drugi dzień na dziewiętnastą. Jeżeli chcesz, to przyjdź tu jutro.
-Ty... Mówisz serio?- Prawie się zakrztusiłam powietrzem, sprawdzając adres. No, faktycznie. Kiedyś byłam w tym studiu, gdy chłopaki mieli gościnny występ na finałach. Teraz skojarzyłam ulicę.
-Serio. Natalia, wiem, że bywało między nami różnie, ale ja się zmieniłam. I od pewnego czasu naprawdę wam obojgu kibicuję.
-Prima Aprilis już chyba było...- Mruknęłam. Ciągle byłam jakoś sceptycznie do tego nastawiona. Może dlatego, że zostałam przez nią zwyzywana od dziwek w Argentynie?! A może dlatego, że oskubała Liama z kasy przy pierwszej dogodnej okazji? No, naprawdę, sama nie wiem, czemu ja jestem tak na nią cięta...
-Nie chcesz, nie wierz. Oferta jest wciąż aktualna.- Zerknęła na zegarek.- Muszę lecieć, umówiłam się z koleżanką. Trzymaj się, Natalia. I przyjdź, mówię serio.- Odwróciła się na pięcie i zbiegła po schodach na dół.
Zamknęłam drzwi i wpatrując się w karteczkę, usiadłam znowu przed laptopem. Iść czy nie iść? Dobra, jutro się nad tym zastanowię. Zgarnęłam z oparcia gruby koc i zawinęłam się jak w jakimś kokonie. Otworzyłam YouTube. No jasne, już ruszyła fala żałobnych filmików o naszym związku. Ludzie, litości! Zamknęłam swój kanał i wlazłam na profil One Direction. Proszę, jakiś stary teledysk na poprawę humoru... Kliknęłam jak zwykle na "Best Song Ever", ale nawet widok Zayna jako seksownej sekretarki nie poprawił mi nastroju. Przełączyłam na "Live While We're Young". To samo. Czułam się, jakbym przeżyła już wszystko, co miałam do przeżycia, a przede mną tylko ponura, samotna przyszłość. Widok Liama i to do tego w wydaniu, w jakim go poznałam, był tak dołujący, że czym prędzej wyłączyłam internet i wcisnęłam losowe wybieranie muzyki na laptopie. Nomen omen! iTunes wybrał mi "Rolling In The Deep".
Nagle moje idiotyczne rozmyślania przerwał natarczywy dzwonek do drzwi.
-Idę!- Ktoś był bardzo niecierpliwy.- No, przecież mówię, że idę!!!- Wrzasnęłam, owijając się kocem, który zsunął mi się z ramienia. Szarpnęłam wkurzona za klamkę i moim oczom ukazała się niewielka grupka wsparcia.- Nie no, bez jaj! I gdzie wy mi się tu pomieścicie?- Jęknęłam, wpuszczając do środka Harry'ego, Zayna, Perrie, Shane'a, Louisa, Nialla i Eda.
-Jak się trzymasz?- Harry na wstępie objął mnie mocno. Wtuliłam się w niego, wolną ręką przyciągając do grupowego uścisku jeszcze Louisa. Zaraz dołączyła się reszta.
-Jest okej...- Mruknęłam, tłumiąc łzy.- Nie, wcale nie jest.- Zmieniła zdanie, gdy pierwsza mokra kropla spadła na bluzę Nialla.
-Nattie, będzie dobrze...- Perrie przekazała synka Zaynowi i położyła ręce na moich ramionach.- Musisz mu pokazać, co traci! Nie siedź zamknięta tutaj, jak w jakiejś pieprzonej twierdzy, tylko rusz się i pokaż światu, że Natalia Maj jest silna i się nie boi durnej prasy, konkurencji, czy bycia zdradzoną! Że ma daleko i głęboko, co różni idioci jej zrobili i że jest sobą, mimo wszystko! Jesteś silna i niezniszczalna, czy nie?!- Potrząsnęła mną mocno. Ed chciał ją już powstrzymać przed walnięciem mnie w opuchniętą od płaczu twarz, ale zatrzymał się, kiedy parsknęłam śmiechem.
-Tego mi było trzeba, wiesz?- Przytuliłam dziewczynę.- Ale to nie znaczy, że lepiej się czuję.
-To nic, ważne, że dostałaś kopa do działania.- Wyszczerzyła się.
-Maaaamaaa!- Shane zaczął się wyrywać Zaynowi.
-Tak, skarbie, mamusia właśnie obudziła twoją zaginioną ciotkę.- Pezz odebrała synka od męża i cmoknęła w policzek. Nie o to mu chyba chodziło, bo wyrywał się dalej.
-Maaaaamaaaa! Mamaaa!
-Posadź go na dywanie, niech sobie tu polata.- Poradziłam jej, gdy ledwo utrzymywała go na rękach.
-Przy okazji wyłącz może muzykę, okej?- Zayn zdjął małemu czapeczkę i szaliczek.- Usłyszał głos Perrie i dlatego piszczy.
-Zapomniałam o tym.- Pacnęłam się w głowę i ruszyłam do laptopa. Faktycznie, akurat leciało "Good Enough".
-Przy takiej muzyce, to ty na pewno się zmobilizujesz do działania.- Prychnął pod nosem Sheeran, siadając na podłodze obok Shane'a.
-Wiesz, twoją już dawno wyłączyłam.- Odgryzłam się, zamykając laptopa.
-Czy ty właśnie obraziłeś mój zespół i moją piosenkę, Sheeran?- Perrie posadziła Shane'a na dywanie i spiorunowała kumpla wzrokiem.
-Wcale nie!- Zaczął się bronić.- Ale nie sądzę, żeby Nattie poczuła się lepiej, gdy będzie słuchała o tym, że nie była dość dobra dla wiadomo kogo.
-Ale do reszty piosenek nic nie masz?- Upewniła się, wyjmując z torby butelkę z soczkiem dla synka. Zdjęła ze smoczka zatyczkę i przysunęła Shane'owi do buzi, ale odepchnął ją jednym stanowczym ruchem rączki.
-Absolutnie nie. A nawet jeśli, to ci nie powiem, bo jeszcze naślesz na mnie babską armię jak w teledysku do "Salute".
-Słusznie się boisz.- Stwierdziła, odstawiając butelkę na stolik.
-A właśnie, a propos' muzyki! Horan, gdzie gitara?!- Wydarł się Harry. Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu Niallera. Po sekundzie wychylił się z kuchni.
-Przecież Louis miał wziąć.- Odpowiedział z pełną buzią. Oho, już się dobrał do zapasów Moni.
-Ja?! No chyba cię pogrzało!- Zbulwersował się Lou.- Ja?!
-No ty, przecież nie Liam!- Zapadła cisza, a oczy wszystkich spoczęły na mnie.
-Nie patrzcie tak na mnie, to, że on mnie tak potraktował, nie znaczy, że nie istnieje. Przecież nie będziecie unikać mówienia o nim.- Wzruszyłam ramionami, z trudem przełykając gulę w gardle. High five, Nat, nawet się nie zorientowali. Wreszcie nabrałaś praktyki w kłamaniu.
-No widzisz, Tommo, nawet nie jest na mnie zła, a teraz idź po tę gitarę, obiecałeś...- Niall przyszedł do pokoju z pudełkiem biszkoptów, sokiem pomarańczowym i trzema paczkami chipsów.
-Zapierdzielaj po tę gitarę z prędkością LTE, bo zabiorę ci żarcie!- Zagroził Tomlinson, chwytając za karton z sokiem.
-Wybacz, router mi wysiadł i Wi-Fi nie łączy.- Odparował Horan, wywołując zbiorowy wybuch śmiechu. Nawet Shane nam zawtórował podczas nakładania sobie mojego kapcia na głowę.
-Daj trochę.- Wyrwałam mu z ręki biszkopty i wsadziłam do buzi na raz trzy.
-Wyhamuj trochę, żarłoku.- Paczka przeszła do rąk Zayna, który wyciągnął dla siebie z pięć i podał opakowanie dalej.
-Ciesz się, że nie topi smutków w alkoholu, jak wszem i wobec wiadoma osoba.- Prychnął Harry i odruchowo wytarł chusteczką zaślinioną buzię Shane'a. Mało się nie zadławiłam biszkoptem.
-Upił się?!- Wykrztusiłam, plując ciastkiem na prawo i lewo. Jezu, on to ma zawsze wyjście awaryjne. Jeżeli nasz pokój znowu będzie przypominał chlew, albo będzie robił to, co w 2014... A co mnie to zresztą obchodzi?! Ja. Już. Dla. Niego. Nie. Istnieję. Wypiął się na mnie i tak pozostanie... Nie rycz, głupia babo!
-Taaa...- Odpowiedział Niall, rozwalając się na podłodze. Shane powoli przyczołgał się do niego i wspiął się mu na brzuch. Horan przytrzymał go ręką, bo jeszcze sekunda, a rozbiłby sobie nos.- Ale spokojnie. Tym razem go pilnujemy. Nie pozwolimy, żeby coś się rozsypało, jak parę lat temu.
-Trochę wam nie wychodzi, bo coś się rozsypało. A konkretnie my.- Warknęłam, próbując siłą perswazji odgonić nadchodzące łzy. No już, spadać... Nie chcę płakać! Albo może jednak...
-Natalia, i właśnie po to ma się przyjaciół. Żeby pomogli wam znowu być razem. I wpierdolili Liamowi, gdy następnym razem coś schrzani.- Louis poczochrał mnie po głowie. Zaraz się uchyliłam.
-Następnego razu nie będzie!- Krzyknęłam. Nawet maluch popatrzył na mnie ze zdumieniem w oczach.- On mnie zdradził, nie rozumiecie tego?! Nie uda się tego odbudować, on mnie zniszczył w sekundę! Nie chcę go widzieć, sam dźwięk jego głosu w piosenkach przyprawia mnie o wymioty, jego zakazana gęba na tych zdjęciach z gazety...
-Zaraz, chwila.- Przerwał mi Harry.- Jakich zdjęciach? Jakiej gazety?
-"The Sun". Przecież już napisali artykuł o naszym zerwaniu. Co wy internetu nie macie?- Chwilowo udało mi się nie rozpłakać. Mówią, że złość piękności szkodzi... Hmmm, w tym wypadku chyba pomaga. Bo po płaczu wyglądałabym gorzej niż po ataku wściekłości.
Wszyscy naraz rzucili się na swoje telefony. Za chwilę ciszę w pokoju przerwał głośno Harry.
-No żesz ja pierdolę!
-Nie przeklinaj przy dziecku!- Zbeształa go Perrie, chowając komórkę.- Natalia, nic nie wiedzieliśmy.
-To dlatego Liam wyleciał z domu jak torpeda i pobiegł do Modestu...- Powiedział zamyślony Ed.- Mijałem go samochodem, kiedy do was jechałem. Już myślałem, że zaczął biegać dla zdrowia, ale on gnał tą ulicą jak kowboj na Dzikim Zachodzie.
-Na piechotę?- Niall chyba osłupiał.
-Nie, na rowerze.- Parsknął Ed.- A jak inaczej można biegać?
-Fanki go rozszarpią pod managementem.- Stwierdził trzeźwo Louis.- Nie będzie co zbierać.
-I dobrze. Jednego donżuana mniej na świecie.- Burknęłam pod nosem i podsunęłam sobie słone orzeszki.
-Nattie, przecież my wiemy, że go kochasz...
-Ale zdrady, i to na własnych oczach, nie zapomnę! Nie macie pojęcia, jak się czuję!
-Co to za jakiś zlot u mnie w domu?- Dobiegł nas od progu głos Moniki.- Ludzie, powietrza! Otwórzcie chociaż okno, zaraz się tu uduszę... A ten kudłaty co tu robi?- Popatrzyła z niechęcią na Stylesa, któremu aż się oczy zaświeciły na jej widok.
-Cześć, skarbie. Czy nasz przymusowy urlop od siebie już się skończył?- Zapytał z uroczym uśmiechem. Kiedyś Monia rzuciłaby się ze skały dla takiego uśmiechu, teraz... Jakoś jej to nie ruszało.
-Nie przypominam sobie, żebym pisała odwołanie.- Stwierdziła chłodno, biorąc z podłogi Shane'a.- Cześć, maluchu, stęskniłam się za to...- Dzieciak strzelił jej z pięści w nos.- Rozumiem, że bez wzajemności, okej.- Oddała Malika rodzicom i rozmasowała sobie nos.- Styles, nastawiasz Shane'a przeciwko mnie?
-Wybacz, ale nie. Na nasze, powtarzam, NASZE dzieci miałbym większy wpływ.- Posłał jej wyzywające spojrzenie.
-Dobra, czas! Proszę o czas, bo zapomnę coś ustalić z Natalią!- Louis wkroczył do akcji.- Nattie, chodzi o ślub...
-Co jest?- Podniosłam głowę.
-Będziesz, prawda?- Zmarszczyłam brwi. Czemu miałoby mnie nie być? Ktoś mnie odwołał?
-Chyba nie rozumiem...
-Nie zrezygnujesz z naszego ślubu? Chodzi mi o to, że w sumie masz żałobę, a poza tym będzie tam Liam. Z tobą w parze.- Zagryzłam wargę. Mam cały dzień siedzieć z Liamem, stać za młodą parą obok niego, słuchać słów przysięgi, zerkając na niego i rozpamiętując nasz niedoszły ślub, na który miałam już wręcz gotową suknię i tak dalej?! O mój Boże. Chyba mi niedobrze.
-Jasne, że nie zrezygnuję.- Uśmiechnęłam się sztucznie.- Nie mogłabym was wystawić w takim dniu. Żałoba trwa jakiś miesiąc, więc skończy się przed weselem, a... ON. Cóż, mam parę tygodni, żeby obmyślić dobry plan na unikanie go.
-Okej.- Westchnął ciężko.- Ale nie możesz go unikać całe życie.
-Coś sugerujesz?- Prychnęłam drwiąco.- Ja nie zamierzam z nim mieć jakiegokolwiek kontaktu, nawet wzrokowego, najlepiej przez całą wieczność, nie tylko życie. Boże, da się coś takiego wymyślić?- Uniosłam głowę do góry. Boże, najlepiej umieść nas gdzie indziej, jego w piekle, mnie w czyśćcu, może być nawet na odwrót, ale w innym miejscach, co ty na to?
-Nattie...- Ed zaczął coś mówić, ale mu przerwałam.
-Nie! Nie zamierzam się z nim widzieć! Sama durna wzmianka o nim powoduje, że mam ochotę się rozryczeć. Po prostu nie.
-Dobra.- Louis chyba się poddał.- Wracając do tematu wesela... El teraz zatwierdza wystrój tych całych namiotów, czy co to ma być. Jest z nią Nika, więc pewnie będzie to jakiś majstersztyk, a ja chciałem spytać, czy ustaliłyście co z muzyką.
-Walc i marryoke mieliście wybrać razem.- Przypomniałam, wstając z miejsca i zamykając okno. Monika, sorry, ale ja nie chcę się przeziębić.
-Podejmiemy ostateczną decyzję w tym tygodniu.- Wywrócił oczami.- Chodziło mi bardziej o muzykę później, w trakcie wesela.
-To DJ-em będzie Fifa, wiem.
-Zapraszałaś kogoś jeszcze?
-Człowieku, połowa ludzi tam to piosenkarze i branża muzyczna! Jaja sobie robisz?- Spojrzałam na niego jak na idiotę.- Zaraz, ty coś kombinujesz.
-Masz numer do Levine'a?- Wypalił. Otworzyłam szeroko oczy.
-Do Adama? Z Maroon 5?- Upewniłam się. Pokiwał gorączkowo głową.- No, mam. Wymieniliśmy się po BRIT rok temu. A co?
-Nie jest zaproszony, ale to ulubiony zespół El... Oprócz nas, oczywiście.- Zaznaczył. Jaaasne, Tommo.- Niby ich poznała, ale tylko w przelocie na gali, więc... Możesz do niego zadzwonić, czy nie zarezerwowałby sobie terminu i nie zaśpiewał "Sugar"?
-Chcesz zrobić akcję jak w teledysku?- Ucieszyła się Monika.- Lou, to genialne!
-To był mój pomysł.- Wyrwał się Harry. Monia spojrzała na niego z politowaniem. No jasne, powiedział to, bo jej się spodobało... Oczywiście, Hazza, każdy ci uwierzy.
-Spadaj, niedoszły geniuszu, chyba lepiej wiem, co się podoba mojej narzeczonej. To jak?- Louis spojrzał na mnie wyczekująco.
-Okej.- Sięgnęłam po telefon. Zaraz... L... Laura... Lana... Lee... Leslie... Levine. Jest. Stuknęłam w zieloną słuchawkę.
-Tu telefon Adama Levine'a. W czym mogę pomóc?- Odezwał się damski głos. To pewnie Cindy, jego obecna dziewczyna...
-Cześć, z tej strony Natalia Maj. Możesz dać mi Adama?
-Spadaj, Adam jest zajęty i nie ma ochoty z tobą gadać.- Warknęła do mikrofonu. Zbaraniałam. Okej...
-Posłuchaj. Nie jestem jego byłą, obecną czy jakąkolwiek dziewczyną, jasne? Znamy się z BRIT's, dostałam od niego numer, chcę go prosić o przysługę. Dasz go?
-A jeśli nie, to co mi zrobisz?- Ludzie, trzymajcie mnie! Niewiele myśląc, użyłam jednego z lepszych, ale niestety już nieaktualnych argumentów:
-Jestem narzeczoną Liama Payne z One Direction, do cholery! Dasz Adama?!- Chwila ciszy, jakieś trzaski, chyba szepty. Zignorowałam osłupiałych przyjaciół i odwróciłam się do okna.
-Halo?- Usłyszałam wreszcie głos Levine'a. At last!
-Cześć! Pominę milczeniem osobę, która odebrała telefon, ale mam prośbę. Słuchasz?
-Słucham.- Zaśmiał się.
-Masz czas w drugiej połowie czerwca? Konkretnie interesuje mnie dwudziesty trzeci czerwca.
-Cały czerwiec mam wolny. Spotkanko w Londynie?
-Właściwie to ślub.
-Wreszcie się hajtacie?- Ucieszył się. Autentycznie się ucieszył. Auć, boli, Adam. Bardzo boli.
-Nie... emm... To Louis i Eleanor. Els jest twoją wielką fanką i Louis chciał, żeby Maroon 5 zrobiło taką akcję jak w teledysku do "Sugar". Wiesz, o co chodzi.
-Aha, wiem. Słuchaj, Natalia, ja pogadam z chłopakami, czy będą wolni i do ciebie oddzwonię, okej?
-Okej. Tylko tak maksimum za tydzień mi odpowiedz, dobra?
-Spoko. A jak będzie termin twojego ślubu z Liamem to też powiedz wcześniej, bo muszę kupić wam mega odjechany prezent. Nigdy nie zapomnę tych naszych odpałów na BRIT's.
-Naszej daty ślubu ci nie podam, Levine.
-A to czemu?- Zdziwił się.
-Ekhem... Zerwaliśmy prawie tydzień temu. Dziś wyszły gazety... Możesz przeczytać.
-O kurwa... Nie wiedziałem, przepraszam!
-Spoko. Muszę kończyć, oddzwonisz?
-Jasne. Sorry, jeszcze raz.
-Jest okej. Na razie.- Rozłączyłam się. Nie jest okej. Już nigdy nie będzie.
-Adam zgada się z chłopakami i potwierdzi. Praktycznie załatwione.- Uśmiechnęłam się blado, lekceważąc ich badawcze spojrzenia.
-Nattie...- Niall podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Jest spoko, nie widzisz?- Chlipnęłam w jego rękaw. Przytulił mnie mocniej.- Ja... nie dam... sobie... rady... bez niego...- Wyszlochałam. Poczułam, jak z drugiej strony przytula mnie Perrie.
-Natalia, będzie dobrze. Wiem, że to boli, ale wszystko będzie dobrze...
-Nic nie będzie dobrze.
-Nattie, zobaczysz. To minie.- Monika kucnęła przede mną. Spiorunowałam ją wzrokiem.
-Jesteś idiotką, wiesz? Harry nie chciał cię zdradzić, do niczego nie doszło, ale ty nie chcesz się z nim pogodzić. A ja widziałam na własne oczy, jak on... jak oni...- Zakrztusiłam się łzami.
-Nattie...- Była zszokowana.
-Nie.- Przerwałam jej.- Jesteś idiotką i nie masz pojęcia, jak bolałaby prawdziwa zdrada. A teraz sorry, ale idę się położyć. To był mega męczący dzień. Dobranoc.- Pociągając nosem, wysunęłam się z objęć Nialla i Pezz. Już miałam iść do pokoju, gdy zatrzymał mnie Sheeran.
-Czekaj, musimy się pożegnać.- Potarł ręką kark z niepewną miną.- Jadę do Stanów. Zobaczymy się dopiero na ślubie.- Westchnęłam ciężko. Nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Był naprawdę świetnym przyjacielem, niemal tak dobrym jak 1D.
-W takim razie do zobaczenia w czerwcu.- Uściskałam go mocno.- Trzymaj się.
-To chyba powinien być mój tekst.- Zaśmiał się, odwzajemniając uścisk.- Everything dies, baby, that's a fact, but maybe everything that dies someday comes back. (Wszystko umiera, kochanie, tak już jest, ale może to co umarło, kiedyś powróci).- Wyszeptał mi do ucha tekst "Atlantic City".- Wrócicie do siebie. On będzie tak rozpaczliwie o ciebie walczył, jak ty rozpaczliwie się przed tym bronisz. Ale wiesz, że bez niego nie żyjesz naprawdę.- Kolejne łzy napłynęły mi do oczu. Odsunęłam się od niego. Już nie będę płakać. Nie ma mowy.
-Dzięki, Eddy. Na razie.- Weszłam do pokoiku i zamknęłam za sobą drzwi.
Oparłam się o drzwi i zacisnęłam powieki. Ich widok... Ja rozumiem, to moi przyjaciele i kocham ich nad życie, ale gdy tylko ich widzę, od razu mi przypominają Liama... Rzuciłam się na łóżko i na oślep wymacałam słuchawki leżące na szafce. Wcisnęłam je do uszu i włączyłam na telefonie moją depresyjną playlistę. Zaraz zmieniłam piosenkę. "You & I", no na pewno. Schowałam twarz w poduszkę i wsłuchałam się w "Don't Speak". To chyba była najlepsza piosenka na tę chwilę.
You and me 
We used to be together 
Every day together always 

I really feel 
That I'm losing my best friend 
I can't believe 
This could be the end 

It looks as though you're letting go 
And if it's real, 
Well I don't want to know 

Don't speak 
I know just what you're saying 
So please stop explaining 
Don't tell me 'cause it hurts 
Don't speak 
I know what you're thinking 
I don't need your reasons 
Don't tell me 'cause it hurts 


(Ty i ja
Zwykliśmy być razem
Każdego dnia razem, zawsze

Naprawdę czuję
Że tracę mojego najlepszego przyjaciela
Nie mogę uwierzyć
Że to może być koniec

Wygląda na to, że tak jakby odpuszczasz...
I jeśli tak jest naprawdę
To ja nie chcę o tym wiedzieć

Zamilcz
Ja wiem, co chcesz powiedzieć
Więc, proszę, przestań się tłumaczyć
Nic mi nie mów, to boli
Zamilcz
Ja wiem, co sobie myślisz
I nie potrzebuję znać twoich powodów
Nic mi nie mów, to boli)

Straciłam go. Nawet jeżeli będzie starał, jak to powiedział Ed, to i tak nie będę potrafiła spojrzeć na niego inaczej, jak przez pryzmat tej zdrady. "Gotta Be You", znowu przełącz. Nie chcę słuchać jego głosu. Nie dziś. I nie w najbliższej przyszłości. Zmęczona całym dniem, powoli zaczęłam odpływać przy "Big Girls Don't Cry". Fergie, nawet duże dziewczynki czasami muszą popłakać...

~~*~~

-Proszę o rozmowę z Paulem Higginsem.
-Była pani umówiona?
-Tak.- Skłamałam. Kij mnie to obchodzi. Najwyżej zadzwonię potem do Paula, żeby kazał mnie wpuścić, ale wolałam raczej policzyć się z nim osobiście.
-Przykro mi, pan Higgins od tygodnia jest na urlopie. Wróci w lipcu.- Że jak?! Co to za jakieś pieprzone żarty?!
-W takim razie, chcę rozmawiać z osobą reprezentującą obecnie One Direction.- Zażądałam zdenerwowana. Sekretarka zmierzyła mnie wyniosłym spojrzeniem.
-To może być niemożliwe.
-A co, też jest na Karaibach?- Zakpiłam.- Powiedz mu, że przyszłam i prowadź.
-Pan Browns przyjmuje tylko umówione osoby. Kim pani jest?
-Natalia Maj.- Otworzyła szeroko oczy. O, jednak wiesz, kim jestem?
-Piąte piętro, gabinet po lewej.
-Dziękuję.- Posłałam jej fałszywy uśmiech i jak burza ruszyłam w stronę wind. Błyskawicznie znalazłam się na właściwym piętrze i wpadłam do gabinetu Brownsa czy jak mu tam było.
-Pani Maj. Jak miło panią...- Wstał z fotela, żeby mnie przywitać.
-Darujmy sobie te przyjemności.- Warknęłam.- Żądam wyjaśnień.
-To znaczy?- Usiadł z powrotem i założył ręce na piersi, idealnie eksponując hiper drogi zegarek, pasujący do szarego garniaka.
-Pozwoliliście, żeby informacja o moim zerwaniu z Liamem trafiła do prasy, a na dodatek mnie oczerniliście!- Wybuchłam.- Co to ma, do diabła, być?!
-Spokojnie. Niech się pani nie unosi, nie przystoi to lekarzowi.- Aż otworzyłam usta z oburzenia.
-To pan napisał o tym do brukowców?
-Może.- Wzruszył ramionami i poprawił spinki do mankietów. Cholerny ciułacz.
-Mogę was o to pozwać.- Rzuciłam. O dziwo, zyskałam jego uwagę.
-Nie jesteśmy chyba w przedszkolu, prawda? Bądźmy poważni. Nasi prawnicy mogą puścić panią z torbami.
-Sami się puścicie, jeśli dalej tak to się potoczy. Twój szef wie, że to twoja sprawka?
-Paul pozostawił wszystko mnie. A ja mam za zadanie nie dopuścić, żeby sprzedaż marki One Direction spadła, nieprawdaż?- Uśmiechnął się krzywo.
-Chłopaki stracą fanów.- Wysunęłam kolejne działo.
-Przeciwnie. Liam jest wreszcie wolny. Wiesz, ile kobiet będzie chciało się teraz znaleźć na twoim miejscu? Przyznaję, nigdy cię nie lubiłem. Jesteś zdecydowanie zbyt przyjazna i pchasz się wszędzie, gdzie są kamery. Zarabiasz samym wizerunkiem, a teraz zarobisz jako była Liama Payne'a. Wyświadczyłem ci przysługę.- Zamorduję go. Słowo daję. Zabiję z zimną krwią, kurwa mać!
-Ukartowałeś to.- Zmrużyłam oczy. Czemu mój wściekły wzrok jeszcze go nie zabił, ja się pytam?!
-Może.- Znów to wzruszenie ramionami.
-Gdzie Simon Cowell?- Zmieniłam temat. Simon, w tobie jedyna nadzieja...
-W USA. Rusza nowa edycja X Factora.- Uśmiechnął się drwiąco. Wszystko na nic.- Chyba może pani już iść.
-Jeszcze raz coś o mnie napiszecie, a się nie pozbieracie tak łatwo.- Zagroziłam i wyszłam z gabinetu, trzaskając drzwiami. Zjechałam na dół i przed wejściem mnie wmurowało. Paparazzi.
-Natalia! Nattie!
-To prawda?!
-Zerwaliście?!
-Masz kogoś na boku?
-Co ze ślubem?
-Zdradził cię?
-Byliście ustawką?!
Z trudem przeciskałam się do samochodu. Flesz błyskał co sekundę, prawie porwano mi kurtkę, torebka została zgnieciona. Nie chciałam nic im odpowiadać. Jak będę gotowa, to oznajmię to całemu światu, ale na pewno nie w taki sposób. Wreszcie jakoś dopchałam się do auta. Ochrona wytwórni zaczęła przeganiać natrętów. High five, chłopaki. Też macie ich dość?
-Natalia!
-Powiedz coś?!
-Czujesz się winna?!
Spierdalaj! Prawie powiedziałam to na głos. Wsiadłam do samochodu i powoli wyjechałam spod budynku. O mały włos nie przejechałam któregoś z dziennikarzy. Jakiś gość z aparatem wyskoczył mi przed maskę. No bez kitu! Wkurzona na maksa pokazałam mu środkowy palec. Chyba nie zdążył zrobić zdjęcia. Oby.
Ruszyłam z piskiem opon w stronę centrum. Nie chciałam wracać do mieszkania. Znowu siedziałabym sama, bo Monia jest w pracy. Potrzebuję się komuś wygadać, potrzebuję zatańczyć... Danielle. Przypomniałam sobie o jej wczorajszej wizycie. Szczerze, to moim pierwszym odruchem była odmowa, ale teraz... Musiałam zatańczyć. Nie wiem, czy to przyzwyczajenie, czy zwykła wewnętrzna potrzeba. Na pewno musiałam się pozbyć negatywnych emocji, a nie zrobię tego, jeśli nie wytrzymam psychicznie i rzucę się z pięściami na któregoś paparazzo. Zerknęłam na zegar na desce rozdzielczej. Mam jakieś cztery godziny do umówionego spotkania. Najpierw pojadę do domu, żeby się przebrać i coś zjeść. I dopiero pojadę do studia X Factora.
Po pół godzinie parkowałam pod blokiem Moniki... A raczej próbowałam zaparkować. Cholerne pismaki! Już wyśledzili, gdzie mieszkam?! O nie, nie, nie, zauważyli mój samochód! Wycofałam i ruszyłam z kopyta, żeby im uciec. Jakieś czarne auto ruszyło za mną. Szlag by to trafił! Stanęłam na czerwonym świetle. Skorzystałam z okazji i wystukałam szybkiego tweeta: Nie odpowiem na żadne pytania! Dziennikarze mogą się wypchać i cierpliwie czekać na to, co SAMA powiem, a nie to, co ze mnie wyduszą! Zaraz zapaliło się zielone światło. Zjechałam w lewo, potem skręciłam na rondzie w prawo. Skubany, nie zgubiłam go. Zaczęłam kluczyć między uliczkami, aż w końcu, gdy na dłużej zniknął mi z oczu, zatrzymałam auto na wolnym miejscu i wpadłam do jakiegoś sklepu. Jak się okazało, była to malutka cukiernia. Bosko. Przynajmniej poprawię sobie humor ciastkiem.
Kupiłam dużą kremówkę i usiadłam przy mikroskopijnym stoliczku pod dużą juką. Chwila spokoju. Wyjęłam telefon i sprawdziłam, gdzie jestem. Wszechwiedzący GPS pokazał mi, że znajdowałam się bardzo blisko jakiejś nowej galerii handlowej. Dobra. Skoro nie mogę się dostać do domu, bo jedyna droga to chyba schody przeciwpożarowe, to pojadę kupić na szybko jakieś ciuchy sportowe, przebiorę się w łazience, a potem pójdę do jakiegoś parku... Obok jest Regent's. Regent's? Nie. Lepiej do Hyde. W Hyde nie ma altanki.
Wychyliłam się ostrożnie do okna, żeby sprawdzić, czy nikt się na mnie nie czaił. Nie widziałam nikogo podejrzanego, ale na wszelki wypadek założyłam ciemne okulary. Rany, wyglądałam chyba jak jakiś szpieg. Jak agent zero zero siedem wersja damska. Nazywam się Maj. Natalia Maj. Nie, to mi nie wyszło. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do galerii. Zaparkowałam na podziemnym parkingu i zaczęłam się zastanawiać, jak to zorganizować. Nie mogę długo łazić po sklepach, bo ktoś mnie rozpozna i dopiero się zacznie. Nie mogę też wpaść, złapać, co moje i wylecieć ze sklepu. Najlepiej będzie wejść do pierwszego sklepu z ciuchami, kupić rzeczy bez mierzenia i zmyć się do łazienki. Wysunęłam się ostrożnie z auta i poprawiłam okulary. Uff, ta zabawa w szpiega wcale nie była taka fajna. Przeszłam przez automatyczne drzwi i rozejrzałam się. Tak! Reebok pięć metrów ode mnie! Rzuciłam się do sklepu jak wygłodniały wilk na stado owiec. Dopadłam pierwszego wieszaka, zgarnęłam top na ramiączkach, potem bluzę z kapturem i jakieś czarne legginsy. Dołożyłam do tego pierwsze lepsze adidasy w moim rozmiarze i ruszyłam do kasy. Zgarnęłam jeszcze po drodze frotki do włosów i położyłam stos przed zdumioną ekspedientką.
-Nie chce pani przymierzyć?- Zapytała niepewnie. Zapewne obserwowała mnie od mojego burzliwego wejścia.
-Nie, spieszę się. Proszę podliczyć.- Posłusznie zapakowała moje zakupy i podała kwotę. Matko, trzysta siedemdziesiąt pięć funtów! Zachciało mi się firmowego sklepu... Zgrzytając zębami, przysunęłam kartę płatniczą do czytnika i już po sekundzie gnałam do najbliższej łazienki, zostawiając za sobą zszokowaną kobietę. To były chyba najszybsze zakupy dokonane w tym sklepie. Powinni mnie zapisać do Księgi Guinessa.
Zamknęłam się w kabinie i zaczęłam ściągać ciuchy. W międzyczasie prawie złamałam rękę i boleśnie walnęłam w kolano. Błagam, niech nikt nie stoi za drzwiami, bo doprowadzę kolejną osobę do szoku. Wolę nie myśleć, jak wydawane przeze mnie odgłosy brzmiały na zewnątrz kabiny. Ściągnęłam jeansy i koszulę. Buty rzuciłam w kąt i naciągnęłam legginsy, prawie przewracając się na sedes. Brawo, może jeszcze utop tam telefon, Natalia. Założyłam top. Jakaś mniejsza rozmiarówka, czy mi się tylko wydaje? No nic, kucnęłam, żeby zawiązać buty. Nałożyłam z powrotem okulary, narzuciłam na plecy bluzę i upchnęłam moje stare ciuchy w torby z Reeboka. O cholera, metki! Znowu zaczęłam jakieś karkołomne akrobacje, żeby pozbyć się drapiących tekturek i nie świecić cenami na wszystkie strony. Dobra, udało się. Wyrzuciłam je do kosza na śmieci i wyszłam z toalety. Pusto. Ani żywej duszy. Przynajmniej tyle.
Zapłaciłam za parking i wyjechałam znowu na miasto. I stanęłam w korku. Tyle by było z mojego spaceru. Wyjęłam z kieszonki bluzy telefon i nastawiłam muzykę. Z małego głośniczka poleciało "Towers". O, jak miło. Nie ma to, jak słuchać o zerwaniu z chłopakiem, prawda? Zwłaszcza gdy się jest w takiej sytuacji. Zaczęłam podśpiewywać słowa piosenki i w końcu ustawiłam ją na repeat.
-It's a shame
You're to blame
'Cause once you owned my heart
I remember feeling so high
But I'm right back at the start
I still feel love when I see your face
But all these tears I can't erase
Sorry heart, I'm sorry heart
But we'll have to start again

So don't knock on my door and tell me you don't wanna fight
'Cause I heard it before
And I'm not gonna let this time
Not going back this time

You never brought me flowers
Never held me in my darkest hours
And you left it so late that my heart feels nothing nothing
And towers
Once we were made like towers
Everything could've been ours
But you left it too late now my heart feels nothing nothing at all

Nothing at all

(To jest wstyd
Jesteś winny
Ponieważ raz posiadałeś moje serce
Pamiętam czułam się tak wysoka
Ale wróciłam dokładnie na start
Ciągle czuję miłość, kiedy patrzę na Twoją twarz
Ale wszystkie te łzy, nie mogę ich wymazać
Przepraszam serce, przepraszam serce
Ale musimy zacząć jeszcze raz

Więc nie pukaj w moje drzwi i nie mów mi, że nie chcesz walczyć
Bo słyszałam to już wcześniej
I nie zamierzam na to pozwolić tym razem
Nie wrócę do tego tym razem

Nigdy nie przynosiłeś mi kwiatów
Nigdy nie trzymałeś mnie w moich najgorszych chwilach
I zostawiłeś to tak późno że moje serce nie czuje zupełnie nic 
I wieże
Kiedyś byliśmy (zbudowani/zrobieni) jak wieże
Wszystko mogło być nasze
Ale zostawiłeś to za późno, teraz moje serce nie czuje zupełnie nic)


Minęła godzina, zanim wydostałam się z korka. Od razu pojechałam pod studio. Nie było sensu włóczyć się po mieście. Stanęłam pod kompleksem budynków i znowu zaczęłam się zastanawiać. Iść czy nie iść... Oto jest pytanie. Oparłam głowę na kierownicy, intensywnie rozmyślając. Chciałam pójść, poczuć pod stopami śliski parkiet, zatańczyć hip hop albo cha-chę, wsłuchać się w muzykę, zapomnieć... Po prostu zapomnieć. Ale z drugiej strony, bałam się, że Danielle ma w tym jakiś swój interes i najpierw mnie do siebie przekona, a później zmiesza z błotem. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos pukania. Podniosłam głowę, by zobaczyć Danielle, nachylającą się do okna. Otworzyłam drzwi.
-A już myślałam, że cię nie będzie. No, chyba że się rozmyśliłaś?- Uśmiechnęła się do mnie. Krótka piłka, Nattie, idziesz czy nie?
-Nie rozmyśliłam. Po prostu ten dzień mnie wykończył.- Westchnęłam i zabrałam z samochodu torbę. Poszłyśmy razem do wejścia. Danielle pokazała identyfikator ochroniarzowi.
-Ona jest ze mną.- Wskazała na mnie i już szłyśmy długim korytarzem. Danielle poprowadziła mnie schodami na górę i otworzyła drzwi jednej z sal. Wow.
Olbrzymie pomieszczenie mogłoby pomieścić tutaj grupę ze stu osób. Olbrzymie okna były pozasłaniane, pod jedną ścianą stał jakby podest i kilka ławek. Chyba dla widzów. Obok wieża z konsolą i wzmacniaczami. Sprzęt za grube tysiące, co najmniej. No i lustra na całej dłuższej ścianie sali, od podłogi do sufitu. Rzuciłam torbę pod ścianę i dalej się rozglądałam.
-Będziesz tańczyć czy podziwiać?- Zaśmiała się Danielle, majstrując coś przy wieży.
-Ja też chcę dostęp do takiej sali!- Jęknęłam, zachwycona całością. Sala w naszym domu duża nie była. Mieściliśmy się tam wszyscy, ale przy tej wyglądała na... na łupinkę orzecha, nie na profesjonalną salę taneczną.
-Teraz masz.- Stanęła obok mnie.- Najpierw rozgrzewka, potem przećwiczę swój układ, a ty mi pomożesz. A później to już ty wybierasz muzykę.- Włączyła pilotem stary jak świat remix "Call On Me" i zaczęła się rozciągać w rytm muzyki.
Zaczęłam wykonywać proste ćwiczenia na rozciągnięcie. Najpierw ramiona, potem brzuch, biodra i schodzimy na nogi. Już pierwsze ruchy rękami pobudziły mnie do działania. Jeszcze tylko poczuć tę energię, pot, zmęczenie...
-To do czego tańczycie?- Zapytałam, gdy rozciągałyśmy się w szpagacie.
-"Chandelier".- Odpowiedziała, dotykając dłonią palców nogi.- Staroć, ale da się zrobić fajny układ. A, no i do tego śpiewa uczestnik X Factora. Olivia. Tańczę ja i taka Patricia. Ale każda woli trenować osobno. Będziemy po dwóch stronach sceny.- Podniosłyśmy się na nogi.
-Czyli co? Układ z teledysku?
-Coś w tym guście.
-To chyba podziękuję.- Parsknęłam śmiechem.- Przecież to wygląda jak taniec King Konga po szkole baletowej.- Danielle wybuchnęła śmiechem.
-Dlatego trochę to... uszlachetnimy? Zobacz.- Włączyła piosenkę i zaczęła tańczyć. Ruchy miała trochę niepewne, widać było, że to dopiero pierwsza bądź druga próba z tym układem, ale całość wyglądała naprawdę nieźle. W stylu jazzowym, z lekkością, nie to, co ta dziewczyna w filmiku. Chociaż widziałam podobieństwo ruchów, to taniec Danielle bardzo mi się podobał.
-Wow.- Skomentowałam.- Miałaś rację. To jest dużo lepsze niż teledysk.
-No to chodź.- Skinęła na mnie ręką. Wytrzeszczyłam oczy.
-Ja mam tak zatańczyć? O nie.
-Dawaj, chodź. Dasz radę. Widziałam kiedyś filmik, jak tańczyłaś. Poradzisz sobie.
-Ale ja tańczę co innego. Towarzyskie, trochę hip hop, ale nigdy nie łapałam się za jazz.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz, nie? Chodź tu.- Niechętnie stanęłam obok niej.
-Ale jak się połamię, to ty mnie składasz.
-Stoi.
No i zaczęłyśmy tańczyć. Najpierw Danielle pokazywała mi krok po kroku, co powinnam zrobić, a ja starałam się to powtórzyć najlepiej jak umiałam. Nie było łatwo, oj nie było. Co chwilę się potykałam i wybuchałam śmiechem, a Dan razem ze mną. Krótko mówiąc, ona sama niewiele potrenowała, ja niewiele się nauczyłam z tego układu, ale... jakoś szło.
-Dobra, bo nie wytrzymam.- Jęknęłam, tłumiąc napad śmiechu po próbie wykonania skomplikowanego przeskoku.- Kończymy to. Układ super, ale ćwicz go sama.
-Okej, to zrobimy tak...- Wysapała Danielle, podnosząc się z podłogi.- Ja jeszcze raz to przećwiczę, a ty wybieraj, do czego potem tańczymy.
Włączyła ponownie piosenkę, a ja podeszłam do wieży. Zaczęłam przerzucać składanki w poszukiwaniu czegoś, co byłoby bardziej w "moim" stylu. I znalazłam. Co z tego, że z 2010 roku?
-Okej... Co masz?
-Chcesz zobaczyć, jak się tańczy cha-chę?- Uśmiechnęłam się i włączyłam "Hush Hush" The Pussycat Dolls.
Zaczęłam od wolnych kroków, bardziej w rytm rumby, a w refrenie dopiero pokazałam pazura. Dawno nie tańczyłam. Za dużo obowiązków, przygotowania do tego ślubu, załatwianie stażu... Wszystko zajmowało mi tyle czasu, że na dłuższy trening na sali jakoś nie znalazłam chwili. Aż do teraz. Ale byłam tak wytrenowana, że doskonale pamiętałam kroki, na wet, jeśli ostatnią cha-chę tańczyłam jakieś... cztery miesiące temu. Teraz obrót, szybki cuban break, lockstep... Zakończyłam taniec w szpagacie.
-O rany!- Danielle zaczęła bić brawo.- Jesteś niesamowita! Gdzie się uczyłaś?
-W szkole... W liceum założyłam z koleżankami taką mini formację taneczną. Jak widać, przyniosło to efekty.- Wstałam z podłogi i napiłam się wody, którą przezornie wzięłam rano z domu.
-No nieźle. Ja kiedyś próbowałam tańczyć towarzyskie, ale jakoś taniec nowoczesny bardziej przypadł mi do gustu.
-Co kto woli.- Po "Hush Hush" włączyło się "Ai No Corrida".- O, uwielbiam to!
Zaczęłyśmy razem wygłupiać się do tej piosenki i wymyślać zwariowane układy, najpierw do "Ai No Corrida", później do "Push The Button". Nawet się nie zorientowałyśmy, kiedy była już północ i musiałyśmy się zbierać.
A co najdziwniejsze... ja nie zauważyłam, w którym dokładnie momencie zaczęłam się coraz bardziej przekonywać do Danielle Peazer.



___________________________________________
Koniec rozdziału. Ufff.... Coś mnie dopadł kryzys. Rozdział jest chyba do bani... Przynajmniej ja jakoś zadowolona z niego nie jestem. Fajerwerków nie ma.
Kolejny pewnie za tydzień. Mam nadzieję, że dam radę.

OGŁOSZENIE DOTYCZĄCE "DANCE WITH ME TONIGHT"!!!
Nie mam teraz czasu na pisanie tego opowiadania. Mam gotowe pięć rozdziałów, ale wymagają one jeszcze przeróbki, poprawek i tak dalej. Dlatego tu chcę was powiadomić, że "Dance..." ruszy w drugiej połowie czerwca, po skończonej sesji! Nie wcześniej i mam nadzieję, że nie później.

Zaliczyłam kolokwium! Chwalę się tym na prawo i lewo, ale po prostu muszę, bo napisałam go na 33 punkty, a maksimum było 40 punktów. Dzięki temu jest mniejsze ryzyko, że obleję semestr przez anatomię :)

Dziękuję bardzo za wszystko, za obserwowanie, za komentarze, za rozmowy z wami na blogu, na Ask'u, Twitterze, ewentualnie w realu ;) thank you very, very, very much, dziękuję, że mam w was takie wsparcie <3

Buziaki i do następnego ;***
Roxanne xD