wtorek, 29 marca 2016

Część II: Rozdział 33

Alleluja! Witam Was po świętach! Mam nadzieję, że spędziliście je tak dobrze, jak ja (pomijając paskudny katar i okropne przeziębienie, a także fakt, że nie odegrałam się na tacie za mokrą pobudkę w Lany Poniedziałek :P taaa, jak co roku... znaczy mokra pobudka, nie przeziębienie!).

Mamy chyba serię rozdziałów urodzinowych, bo poprzedni dodałam z  okazji urodzin Nicole, następny będzie w moje urodziny (jeśli się wyrobię!), a dzisiejszy jest z dedykacją dla... Gabi!!!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, KOCHANA! DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKIE CUDOWNE KOMENTARZE NA MOIM BLOGU, ZA WSPARCIE, ZA TO, ŻE ZAWSZE MOGĘ Z TOBĄ POGADAĆ NA ASKU I ŻYCZĘ CI SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ, POWODZENIA Z NAUKĄ (I NIE TYLKO ;) I WSZYSTKIEGO NAJ, NAJ, NAJ!!!
Dla małego wyjaśnienia: Gaba jest stałym czytelnikiem bloga od siódmego rozdziału pierwszej części i regularnie go komentuje (jak nie tu, to na Asku), a jej komentarze biją rekordy długości i są wspaniałymi poprawiaczami humoru :D

A teraz, żeby już nie przedłużać - zapraszam na rozdział ;***
________________________________________



Ostatni tydzień listopada był jakimś koszmarem. Dwudziestego piątego do sklepów trafiły gazety. Lśniące magazyny, pachnące jeszcze drukarnią, rozeszły się jak świeże bułeczki. A razem z nimi nasz wielki sekret i nasza najbardziej bolesna tajemnica.
Wiedzieliśmy, że prasa prędzej czy później się dowie. Ale treść tych artykułów... I komentarze ludzi... Pierwszy tytuł w "Cosmopolitan", czyli "Who's Patrick Payne?" to jeszcze nic. "Billboard" wolało wbić szpilę głębiej.
"Did Liam and Natalia kill their first child? Do they have a guilty conscience?"
Kiedy to przeczytałam, zemdlałam. Tak po prostu osunęłam się na podłogę w jadalni. Obudziłam się w szpitalu na oddziale ginekologiczno-położniczym, w tym samym pokoju, w którym leżałam po śmierci Patricka. Okazało się, że przerażony Liam wezwał karetkę i nasza dwójka wzbudziła kolejną sensację. Tym razem nagłówki brzmiały "This pregnancy is real!" No co wy nie powiecie! W życiu bym się nie domyśliła, że ta ciąża jest prawdziwa, serio!
Dostałam solidny opieprz od Sheili, że o siebie nie dbam, nałożyła na mnie szlaban na internet, wszelkie wiadomości i gazety, za co byłam jej wdzięczna, oraz nakazała mi leżeć przez resztę ciąży w łóżku i nie ruszać się z domu. Spacerować mogłam ewentualnie od sypialni do kuchni i łazienki. Badania na szczęście nie wykazały żadnych wad i urazów u dziecka. Izzy trzymała się świetnie i nic ją nie obchodziło, że była obiektem globalnego zainteresowania.
Natomiast reakcja innych... Auć. Przede wszystkim cała nasza banda zawróciła z wycieczek i tłumnie zjawiła się w szpitalu. Potem w ruch poszły media. W kilkunastu pełnych jadu tweetach chłopaki napisali, co sądzą o tabloidach, "kochanych" fankach, które uwierzyły w te bzdury i ogólnie o całym świecie. Nika oczywiście się do tego nie ograniczyła, o nie. Kiedy tylko uzyskała wszystkie informacje o sytuacji, wyleciała przed szpital do zgromadzonych tam dziennikarzy i wywrzeszczała mniej więcej to:
- Jeżeli przez wasze puste, zakute łby i chęć wzbogacenia się na tych cholernych artykułach Natalia straci dziecko, to nigdy w życiu się nie wypłacicie. Liam i Nattie przeżyli tragedię, a wy robicie z tego sensację! Mało ludzi straciło dzieci?! Ci, którzy pierwsi to opublikowali, mają już wezwanie do sądu na biurku, a ta cała żmija, Sophia Smith, jak jeszcze raz zechce kogoś szantażować dla pieniędzy, to proponuję jej zacząć od pracownika banku, łatwiej tam uzyska pożyczkę!
Może to nie były jakieś błyskotliwe słowa, ale jednak podziałały. Paparazzi dali nam tymczasowo spokój, zamiast tego zaczęli polować na Sophię, a to pomogło doprowadzić do niej policję. Nasi prawnicy zajęli się nią i redaktorami naczelnymi tamtych gazet. Ale to nie zmieniało faktu, że nie mogliśmy już pójść na grób Patricka. Ja i tak byłam uziemiona, ale przynajmniej Liam... Niestety, cmentarz został zablokowany przez fanki, które liczyły, że znów się tam pojawimy. Jedyny plus z tego to ten, że niektóre z nich naprawdę chciały uczcić pamięć naszego synka. Zdjęcia tysiąca zniczy otaczających maleńki grób były piękne. I jednocześnie tak bardzo bolesne.

~~*~~

- To białaczka, Nattie. Masz nawrót. Izabella też będzie chora, może nie przeżyć porodu. - Spojrzałam przerażona na lekarza. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, była dziwnie zamazana. - Musimy teraz zrobić cesarkę.
Rozejrzałam się wokół, ale nie było przy mnie nikogo, ani Liama, ani Moni, ani Lou, nikogo. Same obce twarze, zakryte maskami chirurgicznymi lub rozmyte. Przewieźli mnie na salę operacyjną, położyli na stole...
- A znieczulenie? - Zapytałam spanikowana, kiedy lekarz zajął się obmacywaniem mojego brzucha.
- Po co ci znieczulenie, jak i tak umrzesz. - Wzruszył ramionami i podniósł skalpel do góry. 
- Stop, nie! - Krzyknęłam. Chciałam się podnieść, ale czyjeś ręce zablokowały moje ramiona. Spojrzałam w górę i zobaczyłam dziwnie znajome oczy. Sophia? Tutaj?! Zaczęłam się znów wyrywać, kiedy nagle poczułam przeszywający ból kręgosłupa. Wrzasnęłam głośno.
- Mówiłem, że nie przeżyjesz. - Odwróciłam głowę do lekarza. Trzymał na rękach płaczące, zakrwawione dziecko. Izzy...
Nagle usłyszałam ogłuszający pisk, jak dźwięk kardiomonitora, a potem tępy ból w dole brzucha. Spojrzałam na swoje ręce i zobaczyłam strumienie krwi cieknące spod skóry. Rozpadałam się w oczach. Na piersi spadły kosmyki moich włosów, razem z cebulkami. Nie. To niemożliwe. Niemożliwe. To tylko zły sen. Zacisnęłam mocno oczy...
Nagle z sali operacyjnej przeniosłam się do jakiegoś białego pomieszczenia. Było ogromne, wielkości stadionu, nic tylko białe ściany, biały sufit, biała podłoga. Popatrzyłam na siebie. Smugi krwi na rekach zostały, ale zamiast dziwacznej koszuli nocnej miałam na sobie białą sukienkę. Pomacałam głowę, ale nie byłam łysa. Wydawało się, że wszystko się zgadzało z rzeczywistością oprócz... Gdzie jest Izzy? Zabrali ją?! Spanikowana podniosłam głowę i dostrzegłam na końcu pomieszczenia jakąś ciemną postać. Zaczęłam iść w tamtą stronę, bojąc się, kogo jeszcze mogłabym tam zobaczyć. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że postaci są tak naprawdę dwie, większa i mniejsza. Kolejne sto kroków. Już mogłam rozpoznać tę wyższą. 
- Babcia! - Popędziłam w jej stronę, ale ona zatrzymała mnie gestem ręki. 
- Nie podchodź. I tak mnie nie dotkniesz. 
- Jak to? - To mi się śni. To mi się na pewno śni. - Dlaczego?
- Ty żyjesz. Ja nie. - Odpowiedziała, a potem wskazała na stojącą obok niej postać. Popatrzyłam w tamtą stronę i momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Kilkuletni chłopiec z ciemnymi włosami, jasną cerą i brązowymi oczami wpatrywał się we mnie uważnie.
- Patrick... To mój syn, prawda? - Babcia skinęła głową. - Jego też nie mogę przytulić, tak?
- Przykro mi. - Potrząsnęła głową. Odwróciłam się do chłopca. Naprawdę miał oczy Liama. I jego nos. I to znamię na szyi.
- Patrick... Znasz mnie? Wiesz, kim jestem? - Skinął głową powoli i się uśmiechnął.
- Moją mamusią. - Zaszlochałam głośno i uklękłam przed nim, żeby móc patrzeć mu prosto w oczy. 
- Tak, skarbie, tak... Tak bardzo chciałabym cię uściskać. Dobrze ci tu?
- Tak. - Wyciągnęłam rękę, ale nie mogłam nawet go dotknąć, jakbym nie kontrolowała swojej ręki. Cały czas go omijałam w jakiś dziwny sposób. Jakby jakaś lina odciągała mi rękę. Jakbym była marionetką.
- Och, synku... Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko... - Załkałam, zakrywając oczy dłońmi.
- Natalciu... - Podniosłam zaczerwienione oczy na babcię. - Opiekuj się Izzy i Liamem. Oni są najważniejsi. Nie możesz wiecznie nas opłakiwać.
- Brakuje mi ciebie, babciu... Bardzo za tobą tęsknię. - Stanęłam przed nią i z trudem odwzajemniłam jej uśmiech. 
- Jeszcze się zobaczymy. Nie teraz, dużo później. Masz jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. - Wzięła Patricka za rękę i rzuciła mi jeszcze jedno spojrzenie. - Pamiętaj, Natalciu, że zawsze będę obok ciebie. Zawsze się tobą będę opiekować. I twój synek też.
- Proszę, nie idźcie jeszcze. - Błagałam, ale oni odwrócili się i zaczęli odchodzić w stronę białej ściany. - Kocham was! - Krzyknęłam jeszcze, ale zniknęli mi z oczu.

- Nattie? Natalia... Czemu płaczesz, skarbie? - Liam usiadł na łóżku i zapalił lampkę. Był środek nocy, a ja oczywiście musiałam się rozpłakać przez sen. Przyciskałam do piersi poduszkę, która była już cała mokra od łez.
- Wiii... widziałaaam go... - Próbowałam złapać oddech, ale nie było to proste. Wytarłam policzki kantem dłoni i wzięłam od Liama chusteczkę. - Mam już dość tych koszmarów! - Krzyknęłam ze złością.
- Ćśśś... Wszyscy śpią, jest trzecia. - Oparł się łokciem o łóżko. Spojrzał mi prosto w oczy. - Co ci się śniło?
- Patrick. - Odpowiedziałam cicho. - Widziałam go. Naprawdę ma twoje oczy.
- I twój uśmiech?
- Chyba. Nie wiem. Za bardzo byłam zajęta płaczem. - Położyłam się na plecach. Zużytą chusteczkę rzuciłam w stronę kosza na śmieci, ale bankowo nie trafiłam. - I była... była tam babcia. Rozmawiałam z nią.
- Co mówiła? - Położył dłoń na moim brzuchu i zaczął go głaskać. Zaczęłam się uspokajać.
- Mam stanąć na nogi i przestać patrzeć wstecz. Nie mogę ich wiecznie opłakiwać... Ale ja nie umiem! - Rzuciłam mu bezradne spojrzenie. - Ja ciągle o nich myślę, czego bym nie robiła, coś przypomina mi o Patricku!
- Nattie... Musimy skupić się na przyszłości. - Liam zaczął spokojnie mówić, nie przerywając przesuwania dłonią po moim brzuchu. - Patrick zawsze będzie dla nas ważny, ale to, co ci się przyśniło... Twoja babcia była mądra. Wiedziała, co trzeba zrobić w każdej sytuacji. I teraz też ma rację. - Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Jak zwykle wiedział lepiej. I ostatnio był o wiele silniejszy psychicznie niż ja. Role się odwróciły. Boże, mam nadzieję, że po porodzie znów będę sobą.
- We śnie robili mi cesarkę, bo miałam nawrót białaczki. - Wyszeptałam, zaciskając palce na dłoni narzeczonego. - Zabrali mi Izzy...
- Nic takiego się nie stanie. Jesteś zdrowa. - Powiedział z tą pewnością, której mi tak bardzo brakowało.
- Przytul mnie. - Poprosiłam.
Po chwili leżałam bezpiecznie w jego ramionach, a jego oddech delikatnie owiewał mi kark.
- Oh I know the feeling,
Of finding yourself stuck out on the ledge,
And there ain't no healing,
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,
Take it from someone who's been where you're at,
Laid out on the floor,
And you're not sure,
You can take this anymore,

So just give it one more try to a lullaby,
And turn this up on the radio,
If you can hear me now, I'm reaching out,
To let you know that you're not alone,
And if you can't tell, I'm scared as hell,
'Cause I can't get you on the telephone,
So just close your eyes , 
Oh honey here comes a lullaby,
Your very own lullaby


(Znam to uczucie
Gdy znajdujesz się na krawędzi
I nic cię nie powstrzymuje
Od cięcia się wyszczerbionym ostrzem
Mówię ci, że
Nigdy nie jest aż tak źle
Posłuchaj kogoś, kto był tam, gdzie ty
Leżysz na podłodze
Niepewny
Czy możesz to jeszcze znieść

Więc spróbuj jeszcze raz, z kołysanką
Pogłośnij ją w radiu
Jeśli mnie słyszysz, chcę, żebyś wiedział
Że nie jesteś sam
I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że boję się jak diabli
Bo nie odbierasz telefonu
Więc po prostu zamknij oczy
Kochanie, nadchodzi kołysanka
Twoja własna kołysanka)



Rozpoznałam słowa "Lullaby" Nickelbacka. Nie. To nam się nie przytrafi. To tylko głupi sen, który nijak się miał do rzeczywistości.
Zamknęłam oczy, licząc, że nic więcej mi się już nie przyśni. A przynajmniej nie tej nocy.

~~*~~

- Czujemy się niepotrzebne, wiecie? - Eleanor wywróciła oczami, kiedy na kolejną prośbę o coś do zrobienia usłyszałyśmy głośne "Nie!".
- Jesteście mega potrzebne, ale do pilnowania, żeby nic się nie stało Izzy i Abbie. Koniec dyskusji. - Louis po akcji z moim nagłym pobytem w szpitalu też zrobił się nadopiekuńczy wobec El. Byłyśmy w ciąży, co równało się w pilnowaniem, wyręczaniem w każdej pracy i rozpieszczaniem. Normalnie bym nie narzekała, ale nadmiar lenistwa może człowieka wręcz ogłupić.
- A pompowanie balonów? - Jęknęłam, odchylając głowę na poduszkę. - Pompką do roweru...
- Nie!
- Dobra! Dobra. - Els uniosła ręce w poddańczym geście. - Włączam telewizor i nic nas nie obchodzą przygotowania.
- Nareszcie... - Jednocześnie obejrzałyśmy się na Nialla, który wzniósł oczy do nieba i odetchnął z ulgą. Widząc nasze mordercze spojrzenia, szybko zaczął się usprawiedliwiać. - Sorry, ale tego jojczenia nie da się znieść...
- Będziesz coś chciał. - Zagroziłam i skupiłam uwagę na jakimś programie kulinarnym. Od razu zrobiłam się głodna. El chyba też.
Leżałyśmy na sofach w salonie, ja tyłem do drzwi, a El po dużym oknem wychodzącym na podjazd. Obie ułożyłyśmy głowy na podłokietnikach, miałyśmy płaskie poduszeczki pod plecami i nogi uniesione na oparcia kanap. I obie miałyśmy na podłodze po ręką herbatki w identycznych żółtych kubkach i zaopatrzenie w postaci krakersów u mnie i herbatników u niej. Dziś pilotem rządziła Eleanor. Reszta bandy próbowała zorganizować coś w stylu przyjęcia urodzinowego dla Diany. W zasadzie jej pierwszego przyjęcia urodzinowego w życiu. Wątpię, czy te patologiczne stwory zwane jej biologicznymi rodzicami wiedziały, kiedy ta biedulka ma urodziny. Nika oczywiście zajęła się wystrojem i teraz z wysuniętym końcem języka dla większego skupienia wieszała pod sufitem transparent z napisem "Happy Birthday, Diana!". Niall dmuchał balony helem i zwykłym powietrzem, Zayn próbował ostrożnie przenieść tort z pudła na paterę bez żadnego uszkodzenia, Perrie jednym okiem pilnowała Shane'a, który z okazji urodzin Di dostał nową lokomotywę, a drugim mieszała sałatkę owocową. Louis i Liam próbowali zapakować w papier olbrzymi różowy domek dla lalek, który zafundowali Dianie Harry i Monia, a sądząc po rzucanych w przestrzeń komentarzach, nie szło im najlepiej. Nie chcieli pomocy, to nie.
Harry i Monika zabrali Dianę na spacer do parku. Drama z udziałem Patricka odkryła kolejną tajemnicę 1D Team. Kiedy Stylesowie przyjechali do mnie do szpitala, wzięli ze sobą Di, żeby nie musiała zostawać sama w domu lub w towarzystwie nieznanych osób. Pytania "who's that little girl?" przewijały się przez wszystkie portale, ale przez dłuższy czas ważniejsze było odkrycie grobu Patricka. Teraz, kiedy tamta nowina straciła na świeżości, Harry i Monika postanowili nie przejmować się opinią ludzi i po prostu pokazać się z córką. I tak nie mogliby wiecznie jej ukrywać. Dziś to był tylko spacer, jutro to będzie potwierdzenie na Twitterze. Tak, ludzie, państwo Styles bawią się w Angelinę Jolie i Brada Pitta. Adoptowali dziecko! Ciekawe, jaka będzie reakcja fanek.
- Shane, tego nie wolno jeść. - Perrie stanowczym gestem zabrała mu tekturowe opakowanie pociągu.
- Maaaamaaa! - Zaprotestował głośno, ale po chwili sam zatkał sobie buzię smoczkiem i zaczął sprawdzać, jak obracają się kółka lokomotywy. I czy da się je wyrwać z osi.
- Natalia... - El zerknęła na mnie zza oparcia kanapy.
- Hmm? - Mruknęłam, nie odrywając wzroku od telewizora. Czemu Gordon Ramsay umie zrobić takie cuda z tym kabaczkiem? Czemu mnie to nigdy nie chciało wyjść?
- Kiedy powinno się czuć pierwsze ruchy dziecka? - Puknęła palcem w brzuch. Był ze trzy razy mniejszy od mojego, ale i tak było już dokładnie widać, że to ciąża, a nie zaniedbanie diety.
- Piąty miesiąc. A co? - Skupiłam wzrok na swoim brzuchu, który co chwilę się mocniej uwypuklał, bo Izzy akurat miała trening karate.
- Chyba coś czuję... - Oznajmiła powoli. - Ale nie mam porównania. Co ty wtedy czułaś?
- Jakby coś w środku trzepotało. - Zaśmiałam się. - Ptaszek, motyl, nie wiem.
- Aha... - El przez chwilę się nad tym zastanawiała. - Dobra, poczekam, aż znowu to poczuję.
- Nie ciesz się za bardzo, bo może się okazać, że po prostu masz gazy. - Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki, Nat. Od razu mi lepiej. - Pokazała mi język i wróciła do oglądania programu.
- Cholera! - Wrzasnął Louis. - Większego pudła się nie dało kupić?! Nie mogli sami tego zapakować?!
- Weź stąd ten palec, bo wszystko pokapiesz krwią. - Burknął Liam i zgniótł ozdobny papier. - Nika, gdzie mamy więcej papieru do pakowania?
- W moim pokoju... Da mi ktoś taśmę?
- Trzymaj. - Odezwał się Zayn i podał jej rolkę. - Gdzie są świeczki?
- Chowałem je do tej szuflady z nożyczkami w kuchni...
Ot, typowe przygotowania do imprezy. Tylko alkoholu brakowało. Ale to nie pora i nie okazja na procenty. Zresztą, chyba tylko ze trzy osoby by piły. Nika po zapomnianych oświadczynach naprawdę starała się ograniczyć alkohol.
- Wiesz co, przełączę na MTV. - Eleanor zmieniła kanał na muzyczny. - Od słuchania o duszeniu mieszanki warzyw na wolnym ogniu i przygotowania czosnkowego dressingu robię się bardziej głodna niż zwykle.
- To może podgłoś tę piosenkę. - Zasugerowałam, słysząc "Stand By You" Rachel Platten. Niestety, spóźniłam się, bo utwór akurat się kończył, ale z drugiej strony "Mean" Taylor Swift też lubiłam. Może być głośniej.
- Ooo, uwielbiam to! Zwłaszcza wersję Glee, ale oryginał też może być! - Perrie odstawiła gotową sałatkę na bok i zaczęła stukać drewnianą łyżką o stół do rytmu.
You, with your words like knives,
and swords and weapons
that you use against me,
You, have knocked off my feet again,
got me feeling like a nothing,
You, with your voice like nails on a chalkboard
calling me out when I'm wounded,
You, picking on the weaker man.

You can't take me down
with just one single blow,
But you don't know
what you don't know.

Someday, I'll be living in a big old city,
And all you're ever gonna be is mean.
Someday, I'll be big enough so you can't hit me,
And all you're ever gonna be is mean.
Why you gotta be so mean?

(Ty, ze słowami jak noże, 
Miecze i broń, 
Których używasz przeciwko mnie
Ty, znów zwaliłeś mnie z nóg 
I sprawiłeś, że czuję się nic nie warta
Ty, i twój głos jak paznokcie na tablicy, 
Który wyzywa mnie kiedy jestem ranna
Ty, wyżywasz się na słabszym człowieku

Cóż, potrafisz pokonać mnie 
Jednym, pojedynczym dmuchnięciem,
Ale nie wiesz 
Tego, czego nie wiesz

Kiedyś będę mieszkać w wielkim, starym mieście
A ty już zawsze będziesz wredny
Kiedyś będę wystarczająco duża, żebyś nie mógł mnie uderzyć
A ty już zawsze będziesz wredny
Dlaczego musisz być taki wredny?)


- Taaa, za tę piosenkę jestem w stanie tolerować Swift. - Nika zeskoczyła z krzesła. - Gotowe. Mogą przychodzić.
Ale mała solenizantka z rodzicami pojawiła się dopiero po godzinie, kiedy w telewizji leciało "How Ya Doin'", a główna przedstawicielka Little Mix szalała z synkiem na podłodze, udając smoka goniącego pociąg.
- Ej, wszyscy na miejsca! - Liam zerwał się z parapetu, na którym czatował na powrót Stylesów i stanął obok prezentu. - Całe szczęście, bo ta wstążka długo by już nie wytrzymała. - Podniosłam się powoli z kanapy, ale groźne spojrzenie Payne'a zatrzymało mnie w miejscu. Okej, będę stała i się opierała o sofę, zadowolony?
- No, wreszcie jesteśmy! Nogi mi już odpadają od tego spaceru! - Obwieścił głośno Harry, otwierając drzwi wejściowe.
- Ale przecież ty chciałeś na huśtawki... - Odezwała się cicho Diana. Te niecałe trzy tygodnie w naszym towarzystwie trochę ją ośmieliły. Wprawdzie zawsze odzywała się cicho i przerywała zdania, jakby bała się, że ukarzemy ją za coś, co powiedziała, ale przynajmniej już nie trzeba było ją stale zmuszać do mówienia. Coraz częściej sama zaczynała rozmowę. Dużo pytała. Interesowała się różnymi rzeczami w domu, ale nigdy nic nie dotykała bez pytania i czasem zachowywała się, jakby przebywała w muzeum... Ale wszyscy zauważali zachodzące w niej zmiany.
- Niespodzianka! - Krzyknęliśmy wszyscy razem. Dziewczynka pisnęła cienko i przestraszona przytuliła się do nogi Moniki.
- Happy birthday to you, happy birthday to you! Happy birthday, dear Diana, happy birthday to you!!! - Zaśpiewaliśmy głośno, a Zayn podszedł do niej z tortem w rękach. Kucnął przed nią, uważając na palące się świeczki.
- Wszystkiego najlepszego, mała. A teraz zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie.
- J-ja? - Zająknęła się. Popatrzyła na kolorowe balony i dekoracje. Potem podniosła wzrok na Monikę.
- Śmiało, kochanie. Dziś są twoje urodziny. - Uklękła obok niej i wskazała na tort. - Podobno jak się pomyśli życzenie i zdmuchnie od razu wszystkie świeczki na torcie, to to życzenie się spełni, wiesz?
Diana skupiła wzrok na torcie i pięciu płonących świeczkach.
- Teraz? - Szepnęła podekscytowana.
- Kiedy będziesz gotowa. - Uśmiechnął się Harry. Mała jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i podeszła krok bliżej tortu. Wzięła głęboki wdech i powoli zdmuchnęła wszystkie świeczki. Zaczęliśmy bić brawo i zaprowadziliśmy dziewczynkę do salonu, gdzie ustawione były prezenty. Perrie wzięła Shane'a na ręce, bo już rwał się do rozerwania kolorowych opakowań.
- A to prezent dla ciebie od nas. - Hazz wysunął na środek największe pudło. - Od mamy i od taty.
Dziewczynka wpatrywała się z otwartą buzią na paczkę większą od niej samej. Wyciągnęła rączkę, ale zaraz ją cofnęła.
- Co to? - Zapytała cichutko.
- Prezent, Di. Pomóc ci z odpakowaniem? - Zapytała Monika, zdejmując jej z szyi szaliczek. Mała pokiwała głową i wzięła ją za rękę. Monia pociągnęła za wstążkę i rozsunęła lśniący papier. Harry pomógł im odsunąć olbrzymie arkusze i oczom dziewczynki ukazało się pudło z domkiem dla lalek. Trzy piętra, kilka pokoi, dwie łazienki, duża kuchni, wszystko z mebelkami w tradycyjnym różowym i fioletowym kolorze. Plus dwie lalki Barbie do kompletu.
- I jak ci się podoba? - Zapytał Harry nerwowo. Miał stracha, bo to on wybierał domek. I za chwilę miał go złożyć z miliona elementów. - To super ekstra domek dla lalek. Będziesz mogła się świetnie bawić.
Diana wpatrywała się okrągłymi ze zdumienia oczami w zdjęcie na pudle. Puściła rękę Moni i podeszła bliżej. Dotknęła pudła i odwróciła się przodem do rodziców z przejęciem.
- On jest tam w środku? - Zapytała.
- Tak. - Roześmiała się Monika. - Tata zaraz ci go złoży, bo teraz jest w kawałkach i trzeba go zbudować, będzie jak prawdziwy d...
- To najlepszy prezent świata! - Krzyknęła Diana, rzucając się na szyję Harry'ego. - Mamo, tato, dziękuję!!! - Przytuliła się mocno do nich obojga.
Nie, mała, domek nie był najlepszym prezentem świata. Najlepszym prezentem świata obdarowałaś przed chwilą swoich przybranych rodziców, kiedy po raz pierwszy powiedziałaś do nich "mamo, tato". Takiej radości w oczach Moniki i Harry'ego nie widziałam nigdy. A na widok ich łez sama się popłakałam.



______________________________________________________
Uwaga, uwaga! Stawiam sobie wyzwanie! Wyzwanie brzmi: napisać rozdział w sześć dni, wliczając dzisiaj, i opublikować go trzeciego kwietnia, w swoje dwudzieste urodziny! Wyznanie rozpoczyna się za trzy, dwa, jeden... START! :D

Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze (odpowiedziałam na nie pod dwoma ostatnimi rozdziałami!), za obserwowanie, zadawanie pytań na Asku, za wszyyyyściuteńko! ^^

Kocham Was bardzo <3
Roxanne xD

sobota, 19 marca 2016

Część II: Rozdział 32

Dzisiejszy rozdział wyjątkowo z dedykacją... dla Nicole Shanti vel Rosalie Fragile, która dziś obchodzi urodziny!
Złożyłam Ci już życzenia, a teraz pora na prezent ;)
HAPPY BIRTHDAY, HONEY <3 <3 <3

PS: Dla tych, którzy nie wiedzą, o kogo chodzi - Nicole pisze wspaniałe opowiadanie ( http://opowiadanieoonedirection1629.blogspot.com/ ), które było jednym z pierwszych fanfików o 1D, jakie przeczytałam i w którym się zakochałam. Dzięki niej poznałam takie piosenki chłopaków, jak "More Than This" i "Live While We're Young" (MTT była wspomniana w rozdziale, LWWY było na jej szablonie, a ja byłam wtedy na etapie "What Makes You Beautiful" i "Kiss You", czyli dopiero zaczynałam moją przygodę z 1D), a także dzięki niej zaczęłam pisać swoje opowiadanie. Kiedyś je zareklamowałam u niej i poprosiłam o opinię... I została na dłużej :D
Teraz obie czytamy swoje blogi xD

_____________________________________________________

- On jest mój!
- Nie, on jest mój!
- Zostaw go lepiej w spokoju!
- Zapłacę ci, żebyś mi go oddała!
- Nie ma mowy, on zostaje ze mną!
- Oddawaj mojego...
- Nie zabierzesz mi go!
- Ej, ej, ej, chwila! - Zayn stanął pomiędzy mną a Eleanor, ryzykując podrapaniem po buźce. - O kogo wy tak walczycie, co jest?
- Chce mi go odebrać, a ja na to nie pozwolę! - Wrzasnęłam, próbując dosięgnąć jej włosów.
- Jest mój, mówiłam to od początku! To, że jesteś dłużej w ciąży nie znaczy, że on ci się należy bardziej! - Odkrzyknęła El, bijąc Zayna, żeby zszedł jej z drogi.
- Zgubiłem się. - Stwierdził ze skołowaną miną. - Liam! Louis! Ogarnijcie swoje dziewczyny, ja nie wytrzymam!
- Co się dzieje? - Do kuchni wbiegł Liam, a zaraz za nim Lou. - Dziewczyny?
- Ona chce mi ukraść kurczaka! Moją porcję gyrosa!
- Co...? - Tomlinsonowi opadła szczęka. Zayn opuścił ręce. Liam gapił się na nas jak na wariatki.
- Ja go kupiłam i ja go przyrządziłam! Też mam dziecko do wyżywienia!
- Do jasnej cholery, dasz mi tego kurczaka albo oberwiesz kostką do gitary!
- Kłócicie się... o obiad?! O porcję żarcia? - Liam potrzebował potwierdzenia.
- TAK! - Odpowiedziałyśmy jednogłośnie.
- O Boże, nie wytrzymam! - Zayn wybuchnął śmiechem, a zaraz za nim pozostali.
- To nie jest śmieszne. - Obraziłam się i z założonymi rękami wymaszerowałam z kuchni. Po chwili wróciłam, zakładając płaszcz. - A żeby ci ten kurczak stanął w gardle. Liam! Wieziesz mnie do Maca!
- Czekaj, pójdę po kluczyki... - Kręcąc głową, poszedł na górę i za chwilę wrócił, niosąc swoją kurtkę.
- MacDrive? - Upewnił się.
- Jeszcze się pytasz? - Skinęłam głową. Wsiadłam do Lamborghini, tak szybko, na ile pozwalał mi mój obecny stan. Zagryzłam wargi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Coś zapomniałaś? - Liam od razu to wyłapał. Uruchomił silnik i przed otwarciem garażu spojrzał na mnie pytająco.
- W skali od jednego do miliona, jak bardzo jestem wkurzająca i żałosna? - Zamknęłam oczy, czekając na wyrok. Miałam świadomość, że wpieniałam wszystkich naokoło i momentami przechodziłam samą siebie w wygadywaniu głupot i przykrych rzeczy. Najgorsze było to, że orientowałam się po fakcie.
- Jakiś biliard. Plus sto punktów za komizm sytuacji. - Odparł z humorem i wreszcie wyjechał na podjazd. Westchnęłam ciężko i zapięłam ostrożnie pas. Ostatnio nawet w pas samochodowy się nie mieściłam, miałam wrażenie, że ściska mnie tak mocno, że Izzy zaraz wystrzeli mi z brzucha jak korek od szampana. - Ale spokojnie, kangurku, jeszcze cię nie wyrzucimy z domu...
- Kasai mnie z przyjemnością znów przygarnie. Już widzę, jak skacze do góry z radości na mój widok. - Skakałby z radości, ale z moim listem pożegnalnym w garści.
- Właśnie, jak jego sprawy z Dan? - Nie byłabym sobą, gdybym szczegółowo nie opowiedziała Liamowi, co się święciło między Danielle i Noriakim. Cała historia w zasadzie opierała się na tym, że Dan pojechała na ten casting do "Step Up", Kasai miotał się, miotał, aż w końcu poleciał za nią do Nowego Jorku. Tam wyszło, że casting przenieśli do Los Angeles, więc klnąc pod nosem na całą, cytuję, "zasraną Amerykę", poleciał do Kalifornii. I na tym trop się urwał.
- Nie mam pojęcia, ale chyba do niej niedługo zadzwonię. - Mruknęłam, patrząc niechętnie na gigantyczną kolejkę do McDrive'a. - Jakie ryzyko, że złapią nas paparazzi, jeśli wejdziemy do środka?
- Spore, a nie mamy ochroniarza. - Zatrzymał się za srebrnym Seatem. - Nie zmieniaj zdania co pięć minut, bo cię tu zostawię.
- W Maku? - Roześmiałam się. - To nie byłby taki zły pomysł.
- Ech, Natalia... - Pokręcił głową i włączył "Thrift Shop".

~~*~~

- No wreszcie odebrałaś! - Zawołała Danielle z pretensją, kiedy wreszcie wygrzebałam z torebki telefon. 
- No, odebrałam. Co jest? - Odgarnęłam włosy z czoła i zatrzymałam Liama gestem ręki. Szliśmy właśnie na cmentarz z Prestonem, wiał silny wiatr i nie było szans na usłyszenie czegokolwiek w marszu.
- Pamiętasz piosenkę Coldplaya "Adventure Of A Lifetime"? No to właśnie ja tu przeżywam przygodę życia. Dziś dostałam wiadomość. Mam tę rolę! - Zapiszczała mi do ucha, aż musiałam odsunąć telefon.
- Gratuluję! - Ucieszyłam się. - Dostała rolę! - Przekazałam natychmiast Liamowi. Uśmiechnął się i nachylił do mnie.
- Dobra robota, Dan! - Powiedział do mikrofonu.
- Dzięki, ludzie. - Mogłam usłyszeć, jak się uśmiecha. - Coś niesamowitego. Ale na castingu nie chcieli ode mnie przygotowanego układu. Dasz wiarę, że pozwolili mi zatańczyć jazz, a potem włączyli mi The Baseballs i miałam zatańczyć freestyle do ich coveru "Hot'N'Cold"?
- Było im pokazać tego jive'a, którego próbowałam cię nauczyć. - Zaśmiałam się. - Jaka to rola?
- Będę grała najlepszą przyjaciółkę głównego bohatera, czyli tą trzecią zostawioną we friendzone. - Nadawała radośnie. - Ale to fajna rola, bo będzie można się wykazać na parkiecie, a na tym mi najbardziej zależy. Aha, i znów zagra Channing Tatum! Będzie nauczycielem w szkole tańca! Nawet Jenna Tatum wystąpi w jednej scenie!
- To już wiem, na jaki film bankowo pójdę do kina. Załatw mi bilety na premierę. - Zażartowałam, znów odgarniając włosy z twarzy. Słowo daję, nienawidzę angielskiego wiatru.
- Nie wygłupiaj się, będziesz w pierwszym rzędzie, Liam też! Ale najpierw dajcie mi zagrać w tym filmie, jeszcze nie mam grafiku zdjęć ani nic.
- A co z Noriakim? - Zapytałam. Chwila ciszy. Dłuższa chwila ciszy. - Danielle?
- A co ma być? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale słyszałam zmianę w jej głosie. Była bardziej... niepewna. Ostrożna.
- Poleciał do ciebie. Chcę wiedzieć, w jakim stanie wróci, żeby albo go pocieszyć skopaniem mu tyłka w Fifie, albo go zastrzelić, kiedy będzie zbyt radosny. - Wywróciłam oczami. Liam z trudem stłumił śmiech.
- Był u mnie. - Przyznała niechętnie. - I gadaliśmy. I się pokłóciliśmy. I może... moooże z tych emocji znów poszliśmy do łóżka... - Wstrzymała oddech i po chwili dokończyła. - A potem powiedziałam mu, że na razie nic z tego nie będzie i lepiej dla niego, żeby poszukał sobie kogoś innego.
- Co zrobiłaś? - Zatkało mnie. Nie no, nie wierzę. Rozejrzałam się i usiadłam na ławce przystanku autobusowego pod cmentarzem. Poczułam jak Izzy zaczęła się znów kręcić.
- On nie rzuci dla mnie Londynu i nie przyjedzie do L.A. Ja nie zostawię Hollywood, nie teraz. Lepiej dla nas, żebyśmy o sobie zapomnieli.
- Wątpię, czy o sobie zapomnicie po tych upojnych nocach. - Prychnęłam. - Dan, wiesz, czemu on do ciebie poleciał?
- No?
- Bo się w tobie zakochał, idiotko. Jedną miłość stracił, a teraz druga dała mu kosza. - Tylko nie wrzeszcz, nie chcesz, żeby cały Londyn się dowiedział...
- Co? Jaka pierwsza miłość? - Spytała zdziwiona. Oczywiście. Nie powiedział jej.
- Byłaś w jego pokoju? Widziałaś tapetę?
- No... Jakaś Chinka tam była.
- Japonka. Jego była narzeczona, Mitchiyo. Lub dziewczyna, nie pamiętam, czy się zaręczyli. Popełniła samobójstwo, bo jej rodzice zmusili ją do usunięcia dziecka. Jej i Noriakiego.
- C-co? - Wstrzymała oddech. - Myślałam, że to jakaś przypadkowa laska...
- Niespodzianka. Może jeszcze go zawróć, póki nie wsiada na pokład British Airways na LAX.
- Ale on... Poleciał dwa dni temu. Nie był jeszcze u ciebie? Nie odzywał się? - Zamarłam. Nie dostałam od Kasaiego żadnej wiadomości. Na pewno bym tego nie przeoczyła.
- Nie... Nie pisał... - Wyjąkałam. Spojrzałam spanikowana na Liama. - Nie było ostatnio żadnej katastrofy lotniczej, prawda?
- Nie. Nattie, co się dzieje? - Spytał zaniepokojony. Usiadł obok mnie. - Tylko się nie denerwuj.
- Jestem spokojna. - Odparłam trzęsącym się głosem. - Dan, zadzwonię do niego i dam ci znać. - Rozłączyłam się, nie czekając na jej reakcję i wybrałam numer Noriakiego. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Połączenie odrzucone. Spojrzałam na komórkę i spróbowałam jeszcze raz. To samo. Jeśli odrzuca połączenia, to znaczy że... Zagryzłam wargi i napisałam smsa.

Do: Kasai 
Żyjesz? Gdzie jesteś?

Odpowiedź przyszła po sekundzie.

Od: Kasai
Dajcie mi wszyscy święty spokój.

No to pięknie. Zrobiłam screena i wysłałam do Danielle. Nie miałam siły na kolejną rozmowę.
- Co się stało? - Spytał Liam, masując mnie delikatnie po plecach.
- Noriaki zniknął. W sensie pewnie jest teraz w Anglii, ale nie odzywał się dwa dni... Dan z nim zerwała.
- Aha. Czyli masz zamiar leczyć kolejne złamane serce? - Uśmiechnął się krzywo.
- W tej chwili idę podleczyć swoje. - Westchnęłam i wstałam powoli z ławki. - Chodź, Patrick czeka.
W milczeniu przeszliśmy przez bramę i po krótkim spacerze dotarliśmy do grobu synka. Na otwartej przestrzeni wiatr był jeszcze silniejszy i miałam wrażenie, że przenika mnie na wskroś. Liam postawił kolejną świeczkę na maleńkim grobie i stanął koło mnie. Wzięliśmy się za ręce i po prostu patrzyliśmy...
- Czasem się zastanawiam... jakim by był człowiekiem. - Odezwał się Liam. - Co by odziedziczył po mnie, a co po tobie. Co by lubił robić?
- Na pewno śpiewać. - Uśmiechnęłam się smutno. - Oboje to uwielbiamy.
- Miałby twoje oczy i uśmiech.
- Nie. Twoje oczy. I twój nos.
- A co ci się nie podoba w twoim? - Zapytał rozbawiony.
- Nic. Wolę twój. - Parsknęłam śmiechem, ale zaraz spoważniałam. - To chyba niewłaściwe. Śmiać się na cmentarzu przy grobie dziecka.
- Myślisz, że chciałby rodziców ponuraków? Bo ja w to wątpię. - Oparłam głowę na ramieniu narzeczonego i westchnęłam.
- Bylibyśmy dla niego najlepszymi rodzicami na świecie.
- A teraz będziemy dla Izzy.
- Tak.
Jakiś samotny liść opadł na sąsiedni grób. Podniosłam wzrok na zachmurzone niebo. Zapowiadali deszcz, ale na razie nie spadła jeszcze żadna kropla. Chyba że ta słona z mojego oka.
- Powinniśmy się zbierać. - Odezwał się Preston. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nigdy nas nie poganiał.
- Co jest? - Liam też to zauważył.
- Wydaje mi się, że ktoś was obserwuje. Dla bezpieczeństwa wracajmy do domu. - Rozglądał się po całym cmentarzu. Podążyłam za nim wzrokiem, ale nikogo nie widziałam. Nikomu nie chciało się iść na cmentarz w taką pogodę, tylko my byliśmy takimi wariatami.
- Okej, idziemy. - Liam pociągnął mnie za rękę. - Następnym razem posiedzimy tu dłużej, dobrze? Może będzie cieplej.
- Jasne. - Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na grób Patricka i podążyłam za nimi do samochodu.
Jechaliśmy dość spokojnie, miasto wyjątkowo nie było zakorkowane. Może to z powodu deszczu, który zgodnie z serwisem AccuWeather lunął z hukiem z nieba. Kiedy dotarliśmy do domu, nie było nikogo. Monia z Harrym zawieźli Dianę do Holmes Chapel, żeby mogła poznać resztę rodziny, Lou i El mieli badania u lekarza, Nika z Niallem pewnie korzystali z jej urlopu, a Perrie, Zayn i Shane zrobili sobie wycieczkę do Disneylandu. Taa, tego w Paryżu. Mieli wrócić za parę dni. Garaż był w połowie pusty i w całym domu panowała ta cudowna cisza, która była ogromną rzadkością.
Już w samochodzie ustaliliśmy, że obejrzymy jakiś film albo dwa i wcześnie pójdziemy spać, więc kiedy Preston zatrzymał auto i poszedł zmienić Zeke'a, my udaliśmy się prosto do salonu przed telewizor. Znaczy Liam się udał. Ja musiałam najpierw zaliczyć łazienkę.
- Pójdę jeszcze przygotować popcorn, a ty lepiej włącz "Jak urodzić i nie zwariować". Przyda ci się już niedługo. - Poinformowałam chłopaka i ruszyłam do kuchni. Wsadziłam do mikrofali papierową torebkę z kukurydzą i oparłam się biodrem o blat. Wyczułam kolejne kopnięcie małej. Położyłam rękę na brzuchu i zaczęłam go masować.
- Dasz nam w kość, mała? - Zapytałam. - Nie, ty pewnie będziesz grzeczna... Auć! - Syknęłam, kiedy zarobiłam następnego siniaka na żołądku. - Izabella, nie wolno kopać, bić czy co ty tam robisz. Zwłaszcza mamie nie wolno tego robić. Mama cię bardzo kocha i nosi pod sercem. Cierpi na bóle krzyża, puchnące kostki, lata do kibla co kwadrans, a wszystko dlatego, bo cię kocha i chce, żebyś zdrowo przyszła na świat. - Cisza. Zero reakcji. - Milczenie oznacza zgodę. Dziękuję, córcia, że się ze mną zgadzasz.
Pisnął brzęczyk mikrofalówki. Wyjęłam popcorn i przesypałam go do miski. Resztki nieuprażonej kukurydzy zostawiłam w worku i włożyłam jeszcze na minutę. Po co ma się marnować... W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Liam najwyraźniej go nie usłyszał, więc wyjrzałam przez okno i powoli poszłam do drzwi. Nie stał żaden nowy samochód, wszyscy w domu mają klucze, a nawet jeśli nie, to z garażu można przejść drzwiami na kod. Kto tu przylazł w taki deszcz?
Otworzyłam drzwi i zamarłam. Zaraz jednak odzyskałam równowagę i zmierzyłam intruza ostrym spojrzeniem, które przetestowałam na Nice. Działało zawsze... aż do tej pory.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam bez wdawania się w zbędne powitania.
- Nic, co cię powinno obchodzić. - Odparła wyniośle. - Jest Liam?
- Nie powinno cię to obchodzić. - Sparodiowałam jej ton. Jak to dobrze, że miałam na sobie w miarę ładne ciuchy i upięłam część włosów u góry. Jakbym miała przeczucie, że będę oceniana. Uniosłam głowę i znaczącym gestem położyłam rękę na brzuchu. - Wracaj do piekła czy gdzie tam przebywałaś do tej pory.
- Lepiej zawołaj Liama, skarbie, w przeciwnym razie inaczej sobie porozmawiamy. - Spadaj na drzewo. Czemu musimy mieć daszek nad wejściem, nie mogła szmata trochę zmoknąć?
- Grozisz mi? Nie radzę. Wszędzie są kamery. - Wskazałam głową na ledwie widoczną białą kamerkę nad drzwiami. Te cudne wynalazki techniki były niesamowite. Przekazywały obraz nie tylko naszym ochroniarzom w domu, ale też do ich centralnego biura. Do tego przy włączonej odpowiedniej funkcji nagrywały głos w dość dobrej jakości. Jeszcze jedna taka była w garażu, na tarasie i w przedpokoju. W pozostałych częściach domu nie trzymaliśmy monitoringu, ale zamiast tego Paul uparł się na kuloodporne szyby. Sprawdzały się zwłaszcza w czasie gradu.
- Zawołaj Liama. I to już. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- Nie będziesz mi rozkazywała. Chcesz z nim rozmawiać, to do niego zadzwoń i módl się, żeby odebrał.
- Co się tu dzieje? - Poczułam ruch za moimi plecami. Z jednej strony cieszyłam się, że nie będę sama z tą zdzirą, a z drugiej strony bałam się, bo co jeśli znów spojrzałby na nią tak jak kiedyś? Chyba bym tego nie zniosła.
- Co ty tu, do cholery, robisz?! - Krzyknął, kiedy zobaczył, z kim rozmawiam. Momentalnie otoczył mnie ramieniem i przesunął w tył. - Wynoś się stąd albo wezwę ochronę!
- Jeszcze parę miesięcy temu mówiłeś co innego. - Posłała mu uśmiech. Zaraz ci tak przyłożę, że nawet te nadmuchane wargi ci nie pomogą, zęby będziesz zbierać w promieniu stu kilometrów!
- Przestań chrzanić i znikaj zanim ci przyłożę. Normalnie nie biję kobiet, ale do ciebie nic innego nie przemówi. - Wyraźnie chciał dodać coś jeszcze, ale ona weszła mu w zdanie.
- Potrzebuję pieniędzy.
- To idź do banku. - Zripostował i cofnął się, żeby zamknąć drzwi. Dziewczyna szybko złapała za klamkę i przytrzymała. Silna bestia. Hydra. Maszkaron. Cholera. Harpia. Cokolwiek.
- Albo dasz mi teraz sto tysięcy, albo pójdę z tym do prasy. - Wyjęłam z torebki brązową kopertę i podała mu. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- W takich kopertach przesyłano politykom zarodniki broni biologicznej. Konkretnie bakterii wąglika. Kreatywna metoda na pozbycie się nas. - Skomentowałam, zabierając jej kopertę, zanim zrobił to Liam.
Rozerwałam ją i wyjęłam kilka kartek papieru. Właściwie to kliszy fotograficznych. Spojrzałam na pierwsze zdjęcie i poczułam się, jakbym traciła grunt pod nogami. Zakręciło mi się w głowie. Z pozoru niewinne zdjęcie przedstawiało mnie i Liama. Po ubraniach mogłam poznać, że było zrobione niedawno, chyba przedwczoraj. Ale nie to było najgorsze. W rogu zdjęcia wyraźnie widać było ciemnoszary nagrobek. Zaczęły mi drżeć ręce. Rzuciłam zdjęcie na podłogę i spojrzałam na kolejne. Znowu my. Złapała moment, kiedy odgarniałam włosy z twarzy, można było poznać mnie po tatuażu. Trzecie zdjęcie. Odchodzimy od grobu, mnie w połowie zasłaniał Preston, ale Liam i nasze złączone ręce były bardzo wyraźne. W tle znów grób naszego synka. I na koniec czwarte. Zbliżenie samego nagrobka z wykaligrafowanym imieniem i nazwiskiem. Patrick Payne. Nie. Oparłam się o ścianę, bo mało brakowało, a zaliczyłabym piękne omdlenie. Liam wyrwał mi zdjęcie z dłoni, podniósł z ziemi resztę i przejrzał je szybko.
- Czyli co? Teraz będziesz mnie szantażować, bo ci się jednak nie dałem? - Rzucił jej zdjęciami w twarz. - Zabieraj się stąd, bo zaraz zadzwonię na policję. Preston!!! - Wrzasnął na całe gardło.
- Jeżeli mi nie dasz forsy, te zdjęcia będą w najnowszym numerze "People" i "Cosmopolitan". A stamtąd pójdą na cały świat. Twitter to cudowny wynalazek, nie sądzisz? - Uśmiechnęła się drwiąco. - Mogę przyjąć czek.
- Jak ja ci zaraz... - Szybko odzyskałam równowagę i rzuciłam się na nią z pięściami. Liam powstrzymał mnie w ostatniej chwili.
- Natalia, nie! Jeśli teraz jej coś zrobisz, to dostaniesz też sprawę sądową o pobicie! - Zatrzymałam się w pół kroku, ciężko dysząc i wyciągnęłam w jej stronę palec wskazujący.
- Jeżeli dasz to do prasy, to nigdy się nie pozbierasz, rozumiesz? Zniszczymy cię. Nie wypłacisz się z odszkodowania sądowego za zniesławienie, naruszenie ochrony danych osobistych, prywatności i całego tego prawnego gówna! - Preston wyleciał zza rogu domu, trzymając w jednej ręce telefon, a drugą przytrzymując kaburę w bronią. Zawsze przynajmniej jeden ochroniarz był uzbrojony. Strzelaj do niej, na co czekasz?!
- Zabierz ją stąd i dopilnuj, żeby te zdjęcia były zniszczone. - Powiedział Liam, odciągając mnie ramieniem. Objął mnie mocno i razem patrzyliśmy, jak Preston odprowadzał Sophię do bramy. Co dziwne, wcale nie protestowała. Zachowywała się zbyt spokojnie.
Odwróciłam się przodem do Liama i mocno się do niego przytuliłam.
- Ona na pewno ma kopie, może już dała je gazetom. Co teraz będzie? - Zapytałam drżącym głosem. Czułam, że zaraz wybuchnę strasznym płaczem.
- Wszystko będzie dobrze, Nattie. Wszystko będzie dobrze. - Pocałował mnie w głowę i odwzajemnił uścisk.

Dwa dni później cały świat już wiedział.


____________________________________________________
Udało się! Ufff... Okazało się, że wcale tak dużo temu rozdziałowi nie brakowało :P

Kolejny po świętach. Nie będę wam robić nadziei, że opublikuję nowy w święta, bo znając mnie, to się spóźnię. Na wasze wspaniałe komentarze niestety odpowiem dopiero w ferie. Mój najbliższy tydzień, w sensie do środy włącznie, to codziennie kolokwium, więc sorry... Ta godzinka dzisiaj na dokończenie rozdziału była cudowna ^^

Dziękuję wam za wszystko, cieszę się, że nie piszecie do mnie co chwilę "kiedy rozdział???", "obiecałaś!" itp itd. Trzymajcie kciuki, żebym zaliczyła tę patomorfologię, fizjologię, patofizjologię i mikrobiologię (masakra! -.-), jak zaliczę, to w święta będę kuła tylko anatomię i immuny...

Kocham Was bardzo i do napisania <3
Roxanne xD