środa, 26 lutego 2014

Rozdział 8

Nie wiem dlaczego obudziłam się bardzo wcześnie. Normalny człowiek, jak ma wolne, to śpi do południa albo dłużej. Ale nie! Ja muszę wstać o świcie jak ranny ptaszek. Może i ranny, ale w głowę. Tak czy owak zwlokłam się z łóżka już o siódmej piętnaście. Od razu podreptałam pod prysznic. Jezu, ja chcę coś takiego na co dzień!!! Wanna z hydromasażem, łóżko tak miękkie, że wyobrażasz sobie, że śnisz na chmurce, ogromne okno, przez które widać ogród... no po prostu hotel stugwiazdkowy. I pomyśleć, że oni mają tak zawsze. Nie, muszę się opanować, bo zaczyna mnie ogarniać zazdrość-gigant. Cicho, spokojnie. Pomyśl, Natalia, że oni praktycznie nie mają prywatności, fani i media komentują każdy ich ruch, w każdej chwili mogą się spodziewać zdjęcia z ukrycia... Nie, różowo jednak nie jest. To ja chyba wolę pozostać przy tym co mam.
Cichutko otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Zza kilku drzwi dobiegało mnie posapywanie i pochrapywanie. No tak. Zeszłam powoli na dół, żeby nie narobić hałasu i poczłapałam do kuchni. Byłam dalej w piżamie, ale jakoś nie było mi zimno. Zajrzałam do lodówki. Średnio zaopatrzona. Chyba wyjedli wszystko przed moim przyjściem. Znalazłam mleko do kawy i już miałam zamykać, kiedy w oczy rzuciła mi się dolna półka. Tyle marchewek widziałam tylko w supermarkecie albo na targu. Ale czad! Louis się nie obrazi jak mu podbiorę kilka. Założę się, że nawet tego nie zauważy. Przecież tu jest ich z dziesięć kilo. Zrobiłam sobie kawę, wyjęłam kilka marchewek, nóż i zaczęłam je obierać. Chrupałam sobie moje pożywne i jakże odchudzające śniadanko, gdy nagle przypomniałam sobie, że Monika, koleżanka z roku miała mi wysłać na maila notatki z zajęć z histologii. Za tydzień zaliczenie z tkanek. Wyciągnęłam telefon, dołożyłam jeszcze kilka marchewek i zaczęłam pilnie wkuwać. Nawet nie zauważyłam jak minęła godzina. Zajęta rozpoznawaniem zmiany chorobowej w tkance przedstawionej na zdjęciu nie usłyszałam, jak do kuchni ktoś wszedł. Na moje nieszczęście to był Louis.
-Czeeeść- ziewnął przeciągając się. Coś mu odmruknęłam zajęta nauką. Lou ruszył w kierunku lodówki, otworzył ją i zamarł. Skierował powoli wzrok na stół i leżące na nim obierki, niestety, z marchewek.
-Nie przeszkadzam?- spytał słodko obserwując spustoszenie, jakiego dokonałam w jego zbiorach.
-Trochę przeszkadzasz- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam pewna czy na rysunku są zmiany nowotworowe czy nie.
Louis wziął jedną z ocalałych marchewek, złapał mnie za brodę i wskazał marchewkę.
-Co to jest?- zapytał.
-Eee... no, marchewka?- nie byłam pewna o co mu chodzi.
-Brawo. Gdzie reszta?- dopiero teraz załapałam co się stało. Niepewnie wskazałam na swój żołądek.
-Tutaj?
-Wiesz, co ja sobie teraz myślę?- Louis puścił moją brodę i położył marchewkę na stole.
-Skąd ja to mogę wiedzieć- wzruszyłam ramionami.
-DOIGRAŁAŚ SIĘ!!!- wrzasnął i zaczął mnie gonić po kuchni. Wleciałam na schody, minęłam zdumionego Zayna, który właśnie wychodził ze swojego pokoju i wpadłam do jakiegoś pomieszczenia. Zamknęłam drzwi, otworzyłam inne i wcisnęłam się za szafę w jakiejś garderobie. Może mu przejdzie, chyba że Malik się wygada. Ale wtedy ja się zemszczę. Chociaż nie wiem, czy zemsta Tomlinsona za swój ukochany pokarm nie będzie gorsza.
Ktoś otworzył drzwi do pokoju. Cholera.
-Natalia....- przymilny głos Louisa. O nie.- Nie bój się, nic ci nie zrobię...
-Akurat- mruknęłam pod nosem. Kurczę, chyba to usłyszał. Otworzył drzwi garderoby. Wstrzymałam oddech.
-Wiem, że tu jesteś- i nagle coś wyciągnęło mnie zza szafy.
-Puszczaj!- wyrywałam się, ale Louis był zdecydowanie zbyt silny.
-Wiesz, że wleciałaś centralnie do mojego pokoju?- zaśmiał się- To się nazywa "wchodzić do jaskini lwa".- i zaczął mnie łaskotać. Myślałam, że zwariuję. Mam straszne łaskotki. Niestety, w tym przypadku kulenie się i wicie nie pomagało.
-Prze... pra...szam!!!- wykrztusiłam.
-Nie słyszałem!- Louis na chwilę przerwał.
-Przepraszam!!!- wrzasnęłam głośniej. Ufff, puścił.
-No i o to chodziło. A teraz nie wiem, czy wiesz, ale odkupujesz marchewki.
-No, na pewno- warknęłam i walnęłam go poduszką.
-O ty! Chcesz jeszcze trochę się pomęczyć?- podszedł bliżej. Tylko nie powtórka z rozrywki.
-Nie!- nawiałam z jego pokoju szybciej niż tam wpadłam. Poleciałam do kuchni. Był tam już Zayn i Liam.
-Coś ty mu zrobiła?-spytał zdziwiony Zayn. Pokazałam mu obierki z marchewek.
-Aaaa, to dlatego wrzeszczał jak opętany- zajarzył Liam. Klepnął mnie po plecach.- Nie przejmuj się. Niedługo mu przejdzie.
-Nie przejmuję się- fuknęłam.- Nie rozumiem tylko, jak można się wkurzyć za zjedzenie kilku marcheweczek.
-Kilku?! Ty zjadłaś ich z tysiąc!- pisnął Louis wchodząc do kuchni.
-Przeprosiłam przecież.
-Ale nie zwróciłaś.
-Mam zwymiotować?- uśmiechnęłam się kpiąco- Proszę bardzo. W miskę czy do zlewu?
Lou nie odpowiedział. Strzelił focha. Dobra, nie to nie. Jeszcze zrobię tak, że się ze mną przeprosi.
-Co to za krzyki?- do kuchni wszedł Harry. Nie uczesał się jeszcze i loczki sterczały mu jak murzyńskie afro.
-Nic, nic. Zeżarłam Louisowi większość zbioru marchewek.- wyjaśniłam.
-Praktycznie cały!
-Trochę zostało!
-Ale ile?!
-Wiesz, ile tego miałeś?!
-Dobra, dzieci, spokój!!!- Liam przywołał nas do porządku.- Po pierwsze, zaraz się pozabijacie...
-...a po drugie zdemolujecie kuchnię, w której Natalia ma nam gotować obiad- dokończył Harry.
-Kompletnie zapomniałam- rzuciłam się do notesu, który leżał na kuchennym blacie. Opracowywałam listę zakupów. Mam ich powalić na kolana obiadkiem, to muszę się do tego solidnie przygotować.
-Liam, wy dzisiaj siedzicie cały czas w domu?- szczerze to wolałam gotować w pustym domu, przynajmniej nikt nie będzie mi zaglądał przez ramię i pytał: "Długo jeszcze???". Uch, jak ja nie lubię takich pytań.
-Nie, o jedenastej mamy być w studiu nagraniowym.
-Super. To ja zostanę i jak wrócicie, to będziecie mieli gotowy obiad.- Louisowi chyba się to nie spodobało.- Nie, Lou, nie dotknę się już do marchewek.
-Jasne- chyba mi nie uwierzył. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do moich notatek. Według zegarka była dziewiąta. Spokojnie zdążę jeszcze wysłać kogoś po zakupy. Spenetrowałam szafki i ku przerażeniu Louisa lodówkę. Spisałam wszystkie potrzebne rzeczy. Postanowiłam zrobić lazanię z parmezanem, a dla Louisa w ramach odszkodowania upiec ciacho na deser. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszyscy się zmyli i w kuchni siedział tylko Niall, który dużo później zbiegł na śniadanie.
-Nawet się nie przywitałaś- powiedział z wyrzutem.
-Oj, przepraszam Horanku, ale byłam zajęta.- cmoknęłam go w policzek na powitanie.- Słuchaj, nie miałbyś ochoty skoczyć po zakupy?
-Sorry, ale mam coś do zrobienia.- wymigał się.
-Masz na myśli jedzenie- zerknęłam na talerz pełen kanapek.
-Uhm- wpakował sobie do buzi pół kanapki.
-No dobra- westchnęłam.- Looouuuis!- zawołałam chłopaka.
-MARCHEWKOWY FOCH!!!- odkrzyknął mi z pokoju. No tak, zapomniałam.
-Zaaaayyyyn!- spróbowałam jeszcze raz.
Od razu przyleciał.
-Pali się?- zatrzymał się przy mnie zdyszany.
-Nie. Pojedziesz do sklepu.- uśmiechnęłam się do niego przymilnie.
-Nie patrz tak na mnie, ja mam dziewczynę- popatrzył na mnie żałośnie.
-Wiem wariacie- wybuchnęłam śmiechem.- Masz pół godziny na zaopatrzenie kuchni w to.- wręczyłam mu listę i zanim zdążył zaprotestować pobiegłam na górę. Przebrałam się w ciuchy, które wyciągnęłam wczoraj z domu i machnęłam sobie delikatny makijaż. Gdy zabierałam się za fryzurę, drzwi się otworzyły i w progu stanął Liam.
-Jak się spało?- zapytał z uśmiechem.
-Doskonale. W życiu nie spałam na tak wygodnym łóżku.- odwzajemniłam uśmiech.
-Moje jest wygodniejsze, wiesz?- zza pleców Liama wyłonił się Harry.
-Co ty nie powiesz?- mruknęłam zajęta zaplataniem włosów w wymyślnego warkocza.
-Co ty robisz?- zainteresował się Styles.
-Warkocz.
-Zawsze podziwiałem, jak moja siostra to robi. Mnie nigdy to nie wychodziło.
-Może masz za krótkie włosy- parsknęłam śmiechem.
-Może- Harry zamyślił się nad czymś i poszedł do swojego pokoju.
-Mam nadzieję, że nie będzie kombinował jak przedłużyć włosy- zaśmiał się Liam. Zachichotałam związując warkocza na końcu czarną tasiemką.
-To co będzie na obiadek?- spytał siadając obok mnie na łóżku.
-O, to będzie niespodzianka. Przede wszystkim muszę zrobić coś takiego, żeby przeprosić Lou za te marchewki.- spojrzałam na chłopaka- Myślisz, że się obraził?
-Myślę, że nie.- uspokoił mnie.- On czasem tak ma. A ostatnio pokłócił się z Eleanor i może być z nim trochę gorzej, ale się nie przejmuj. Gorszą awanturę zrobił, gdy Niall i Harry rzucali się jego marchewkami.
-Aha- zaśmiałam się- Przysięgam, że nie tknę już jego marchwi. Ale co ja poradzę na to, że też ją lubię?
-Oj tam, nie przejmuj się- przerwał mu dzwonek telefonu.- Pewnie manager.- odebrał.- Tak? Jasne. Wiem, za godzinę. Dobra. Okej. Na razie.- zwrócił się do mnie.- Za godzinę mamy być w studiu. Nagrywamy nową płytę.
-"Midnight memories"?- upewniłam się.
-Tak.
-Już się nie mogę doczekać. Niektóre piosenki już są w sieci i je sobie ściągnęłam, ale i tak kupię płytę.
-Naaataaaliaa- Zayn wrócił. Pobiegłam na dół. Malik wtaszczył sapiąc cztery wielkie siatki do kuchni.
-Przekażę ci rachunek od ortopedy- jęknął stawiając je na podłodze.
-Dobra, dobra, teraz wszyscy wyjdźcie. Ja się zamykam i wyczarowuję wam obiad.- siłą wyprowadziłam Zayna i Nialla, który już zaglądał do siatek, z kuchni i zamknęłam drzwi na klucz.
Włączyłam muzykę. Nic tak mnie nie pobudza do działania jak dobra piosenka. Na początek "Hello" Martina Solveiga. Nucąc pod nosem piosenkę zajęłam się wypakowywaniem zakupów. Przygotowałam wszystko potrzebne do lazanii i zajęłam się robieniem ciasta na spód.
-Natalia! My już wychodzimy!- darł się przez drzwi Harry. Próbował przekrzyczeć muzykę, ale średnio mu to wychodziło.
-Okej!- odkrzyknęłam i zaczęłam pogwizdywać do następnej piosenki: "The Riddle".
Po godzinie walki z serem i warzywami lazania piekła się w piekarniku, a ja zabierałam się za deser. Przezornie na liście zakupów umieściłam cztery kilo marchwi. Włożyłam ją wcześniej do lodówki na miejsce tej zjedzonej, a resztkę, którą zostawiłam rano wykorzystałam do zrobienia przeprosinowego torciku marchewkowo-czekoladowego. Miałam przepis od babci i zawsze wychodził świetnie. Miałam tylko nadzieję, że Louis to łaskawie doceni. Po trzech godzinach pracy wszystko było gotowe. Szybko sprzątnęłam kuchnię, która po moich dokonaniach wyglądała jakby przeszło przez nią mączne tornado. Nakryłam do stołu w salonie i włożyłam lazanię do kuchenki, żeby szybko ją podgrzać jak przyjadą chłopaki. Wyłączyłam muzykę i ruszyłam rozejrzeć się trochę po domu. Nie byłabym sobą, gdybym czegoś takiego nie zrobiła. Pokój Louisa.... tak, to ten, do którego wleciałam rano. Hmmm, mógłby trochę posprzątać. Pokój Zayna. Wow, ja też chcę takie graffiti na ścianie! Genialne. Gdybym miała robić sobie graffiti, to wypisałabym na ścianie swoją ukochaną sentencję: "Co cię nie zabije, to cię wzmocni". Chociaż lepiej brzmi ona po angielsku: "What doesn't kill you makes you stronger". Ciekawe, czy Zayn sam robił to graffiti. Dobra, dalej. Pokój chyba Harry'ego. Tak, w łazience tona kosmetyków do włosów. A w pokoju bałagan taki, że nie da się przejść. On chyba ma ubrania posegregowane kolorystycznie na podłodze. Okej, kopnęłam niechcący jakąś koszulkę. Idę dalej. Pokój Nialla. Tu już mniejszy bałagan. Przynajmniej widać dywan. Koło łóżka gitara. Zawsze chciałam nauczyć się grać, ale rodzice zapisali mnie na fortepian. I na koniec pokój Liama. Wow, jak na chłopaka, to panuje tutaj idealny porządek. Też gitara obok łóżka. A obok pokój, w którym spałam. Zeszłam z powrotem na dół. Obok salonu było jeszcze jedno pomieszczenie. Weszłam do dużego pokoju. No, to chyba była ich własna sala muzyczna. Mikrofony, keyboard, jeszcze jedna gitara. O, jest pianino. Ciekawe, czy coś jeszcze pamiętam.
Usiadłam przy pianinie i delikatnie dotknęłam klawiszy. Przypomniały mi się od razu te wszystkie lekcje. Nie lubiłam gry, bo trzeba się było przy tym prostować, a ja akurat wtedy zawsze miałam ochotę się zgarbić. Głupie co? Teraz jak usiadłam przypomniała mi się jedna z moich ukochanych piosenek filmowych. "Only Hope" z "The Walk to Remember". Zaczęłam grać tę melodię i po chwili włączyłam się ze śpiewem. Od jakiegoś czasu bardzo przeżywam śpiewanie tej piosenki. Może dlatego, że w tym tekście zwracam się do Boga mówiąc mu, że jest moją jedyną nadzieją? Chyba tak. Przecież teraz tylko w Nim nadzieja. Ile mi jeszcze pozostało? Ten rok czy trochę więcej?
I give you my destiny 
I'm giving you all of me 
I want your symphony 
Singing in all that I am 
At the top of my lungs 
I'm giving it back 

So I lay my head back down 

And I lift my hands 
And pray to be only yours 
I pray to be only yours 
I pray to be only yours 
I know now you're my only hope 

(Powierzam Ci mój los 
Daję Ci całą siebie
Pragnę Twojej symfonii
Śpiewającej o tym wszystkim czym jestem
Z wierzchołka moich płuc Oddaję to z powrotem

Więc opuszczam głowę
I wznoszę ręce
I modlę się by być tylko Twoją
Modlę się by być Twoją
Modlę się by być Twoją
Wiem teraz, że jesteś moją jedyną nadzieją.)



Grałam i śpiewałam w takim skupieniu, że nie usłyszałam jak chłopaki wchodzą do domu. Powoli wyciszałam melodię i wreszcie nacisnęłam ostatni klawisz. Siedziałam przez parę sekund w ciszy. Aż podskoczyłam, gdy usłyszałam:
-Wow...


______________________________
Średnio mi się podoba to co tu napisałam. Może z braku czasu nie miałam nic lepszego w głowie. Być może w przyszłości rozdziały będą się ukazywały rzadziej... :)

PS: comments, comments, comments :P

Roxanne xD

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 7

-Jesteśmy!- krzyknął Liam, ale całkiem zagłuszyła go muzyka. Poszłam w jej kierunku i stanęłam chyba na progu salonu. Akurat leciało "Talk Dirty". Moim oczom ukazał się niecodzienny widok. 4/5 1D świetnie się bawiło.
Niall leżał na kanapie i wcinał gigantyczną pizzę posypaną żelkami i... tak, to chyba były płatki śniadaniowe! Czekoladowe. Okeej... Pudełko z pizzą leżało na jego brzuchu. Na środku pokoju w rytm tej półarabskiej melodii tańczyli Louis, Zayn i Harry.O Louisie ciężko w sumie powiedzieć, że tańczył, bo w jednej ręce trzymał marchewkę, którą co chwilę podgryzał. Drugą ręką próbował naśladować ruchy pozostałej dwójki. Zayn tańczył genialnie, ruszał się identycznie jak tancerze w teledysku, który leciał na ekranie mega plazmy. Za to Harry wydurniał się bez koszulki. Skakał prawie jak małpa. Całość wyglądała... dziwnie? komicznie? nie, to za słabe słowa, tego widoku nie da się opisać.
-Co oni...- jęknął Liam, ale zatkałam mu usta ręką. Sama z trudem powstrzymywałam śmiech. Nie chciałam, żeby coś im przeszkodziło, byłam cholernie ciekawa, co się stanie za chwilę. Liam też chyba chciał się roześmiać, bo mocno przygryzł wargę i gęsto mrugał oczami.
-Ej, teraz "Sexy and I know it!"- wrzasnął Harry i razem z Zaynem i Louisem ustawili się do tańca. Teraz dopiero się zaczęło. Redfoo i LMFAO niech się schowa. Na refren jednocześnie ściągnęli koszulki i jeansy, zostali w samych bokserkach. Ich taniec... genialny. Ja i Liam płakaliśmy ze śmiechu. Jak to dobrze, że nie malowałam oczu tuszem! Chłopaki dalej tańczyli. Niall spokojnie konsumował swoją pizzę z odpowiednio dobranymi dodatkami.
Piosenka dobiegła końca.
-Yeah, you're sexy and you know it- powiedziałam wybuchając śmiechem i bijąc im brawo. Reakcja chłopaków jeszcze bardziej mnie rozwaliła. Niall zamarł z kawałkiem pizzy zawieszonym nad twarzą, przez co żelki i płatki wpadły mu we włosy. Louis zakrztusił się gryzioną właśnie marchewką. Zayn stanął na baczność i zrobił się cały czerwony. Harry, który był w trakcie robienia jakiejś akrobacji na jednej nodze, runął z hukiem na podłogę. Liam nie wytrzymał, ryknął śmiechem na cały głos i zsunął się na podłogę. Siedział na progu i płakał ze śmiechu. Ja oparłam się o drzwi nie mogłam się opanować. Gdybym miała makijaż spłynąłby po mojej twarzy jak kolorowy wodospad. Prawie oplułam się ze śmiechu. Harry, cały czerwony, podniósł się niepewnie z podłogi. Liam postanowił mnie przedstawić.
-Chło...chło...paaaki... to... wła...właśnie....Talia....- biedak nie mógł wykrztusić słowa.
-Tak, jestem Natalia, miło was poznać.- już mniej się śmiałam. Wszyscy patrzyli się na mnie, tylko Louis dalej się krztusił. Podeszłam do niego.
-Louis, wszytsko okej?- zapytałam z troską.- Pomóc ci? Znam się trochę na tym.
Chłopak pokręcił przecząco głową, ale i tak walnęłam go mocno w plecy aż huknęło. Louis jęknął i przestał się krztusić.
-Dzięki- matko, miał aż przekrwione oczy z tego kaszlu.- Leczysz samym dotykiem- uśmiechnął się do mnie.
-Dość brutalny był ten dotyk.- zaśmiałam się.
-Z nim się nie da inaczej- podszedł do mnie Niall- mów mi Nialler, Horan, blondyn czy jak tam chcesz- przytulił mnie na powitanie.
-Eeej, ja też chcę- Louis przyłączył się do naszego uścisku.
-Chłopaki, dusicie mnie- jęknęłam. Odstąpili ode mnie. Liam podniósł się z podłogi.
-Gdzie Harry i Zayn?- spytałam rozglądając się po pokoju. Na te słowa Liam znów zaczął się śmiać. Tym razem jednak nie padł na podłogę tylko dostał czkawki.
-Uuu...ucie...kli...na...górę...-wystękał z wielkim trudem.
-Harry, Zayn! Nie bójcie się! Ja nie gryzę!!!- wrzasnęłam tak głośno, że Niall podskoczył, a Louis upuścił marchewkę na pizzę Horana.
-Ooo, z tym jeszcze nie jadłem- i blondyn porwał pizzę,a Louis ruszył za nim krzycząc do marchewki:
-Uratuję cię, moja ukochana!!!
Zaśmiewając się usiadłam na kanapie. Liam klapnął na fotel obok mnie.
-I jak ci się... yk!...podoba?-spytał czkając.
-Twoja czkawka?
-Nie... yk!...One... yk! Direction.
-Jesteście niesamowici- uśmiechnęłam się do niego.- W życiu bym nie pomyślała, że tu jest taka genialna atmosfera.
Nagle do salonu wpadł Zayn.
-Cześć, cześć i czołem!- powitał mnie.- Jestem Zayn.
-A ja Natalia, miło mi.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Skąd jesteś?- spytał.
-To Liam wam nie mówił?- zdziwiłam się.- Jestem z Polski.
-Wiesz, Liam nadawał głównie o tym, jaka jesteś ładna, że ślicznie śpiewasz i cudownie się śmiejesz- popatrzył chytrze na Payne'a, który chyba marzył o tym, żeby schować się za fotel, na którym siedział.- Teraz mogę stwierdzić, że z tym śmiechem miał rację, a co do reszty to...
-Za... yk!... Zayn!!!- przerwał mu Liam.
-A co do reszty to się nie wypowiem, bo dostanę bronią laserową z jego oczu.- dokończył szybko Malik.
-Nie mówiąc już o tym, że Perrie chętnie by cię zamordowała wiedząc, że prawisz komplementy innym dziewczynom- powiedział Harry. Już się ubrał, na kilometr pachniało od niego męskimi perfumami.- Zrób miejsce singlom, kolego.- stanął przede mną, wziął moją rękę.- Nazywam się Styles. Harry Styles- i pocałował mnie w rękę patrząc mi prosto w oczy tymi swoimi zielonymi tęczówkami. Okej, faktycznie, miał coś elektryzującego w tym spojrzeniu. Ale średnio mnie to intrygowało. Miałam ochotę parsknąć śmiechem na to powitanie a'la James Bond, ale przez grzeczność się powstrzymałam. Zatrzepotałam (jak to brzmi!) rzęsami, uśmiechnęłam się słodko i powiedziałam:
-Maj. Natalia Maj. Niestety, pańskie oczy nie robią na mnie wrażenia. Obawiam się, że przedawkował pan uwodzicielskie spojrzenia.- już myślałam, że się obraził, ale nie, parsknął śmiechem.
-Faktycznie, dowcipna jesteś- zaśmiał się i usiadł obok Zayna, centralnie na przeciwko mnie.
-Liam, nie sądzisz, że trzeba coś zrobić z twoją czkawką?- zasugerował Niall stojący w progu i przyglądający się koledze.
-Niall ma rację. Chłopaki, gdzie tu jest kuchnia?- spytałam podnosząc się z kanapy.
-Zapro... yk!... wadzę cię.- Liam poszedł ze mną do pomieszczenia obok salonu. Matko, tyle elektroniki to tylko w sklepie AGD. Ich kuchnia mogłaby śmiało robić konkurencję dla Media Markt. Przy "wyspie" stał Louis i robił sobie sok marchewkowy.
-Ty tylko marchewki jesz?- spytałam.
-Nom- ależ był skupiony na operowaniu urządzeniem. W końcu złapał za szklankę i pognał do salonu.
-Liam, macie miętę albo melisę?- spytałam rozglądając się po szafkach.
-Eeee... yk!... raczej nie.
-Spoko- nalałam wody do szklanki i podałam mu- musisz się napić wody drugą stroną szklanki.
-Hę?- popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Pochylasz się i pijesz wodę po drugiej stronie szklanki.- wyjaśniłam- wtedy uciskasz przeponę i regulują się jej skurcze.
-Aha- chyba załapał, bo po chwili takiego picia czkawka ustała.
-Ufff, dzięki.- odetchnął wkładając szklankę do zmywarki.- Jeszcze nigdy tak szybko mi nie przeszła czkawka.
-Jakby co zgłaszaj się do mnie- uśmiechnęłam się i usłyszałam dzwonek swojego telefonu.- zaraz przyjdę do salonu.- i poleciałam do przedpokoju. Telefon przestał już dzwonić. Oczywiście, tatuś. Wysłałam mu szybkiego smsa:
"Wszystko w porządku, jeszcze nie próbowano mnie zgwałcić :) nie martw się tak o mnie, jestem dorosła! :* jak coś się będzie działo, zadzwonię ;)".
Włożyłam telefon do kieszeni i ruszyłam do salonu. Przed drzwiami usłyszałam głos Liama i stanęłam, żeby posłuchać, co o mnie mówią:
-No i co myślicie?- to właśnie Liam.
-Lepszej zastępczyni Danielle nie mogłeś sobie znaleźć.- Louis.
-To tylko przyjaciółka!- znowu Liam
-Aha, a ja jestem szejk arabski. Przecież widać jak ją pożerasz wzrokiem. Zakochałeś się.- chyba Zayn.
-Ty wiesz, że nawet pasujesz na szejka arabskiego?- Niall.
-Nie no, ale dziewczyna jest spoko. Wiesz, ładnie się śmieje, a wygląda... No, wiesz, jest całkiem, całkiem. Figura jak modelka, rusza się jak kocica, a...
-Cieszę się Styles, że masz o mnie takie dobre zdanie- powiedziałam wchodząc do salonu. Mina Harry'ego-bezcenna. Znowu spalił buraka. Louis zachichotał.
-Rób tak częściej, a naszemu Hazzie mózg się ugotuje.
-Ile słyszałaś?- spytał Niall patrząc badawczo na Liama.
-Tylko dwa ostatnie zdania. A co, coś jeszcze mnie ominęło?- zerknęłam na Liama, a on szybko odpowiedział:
-Nic, nic, w ogóle nic.
Siedzieliśmy rozmawiając przez chyba dwie godziny. Harry był tak speszony, że włączył się do rozmowy dopiero po dłuższej chwili. Nigdy bym nie przypuszczała, że potrafię doprowadzić do takiego stanu słynnego podrywacza Mr. Stylesa! Chyba miał ochotę na małą zemstę, bo po jakimś czasie odezwał się do chłopaków:
-To co, oglądamy jakiś film?- i mrugnął porozumiewawczo do Zayna. Ten poleciał na górę.
-Co jest, pochowaliście filmy po kątach?
-Nie, wymyśliliśmy, że obejrzymy taki jeden fajny. Komedia- wytłumaczył pokrętnie Louis.
-Chłopaki, wy coś knujecie? Niall, odpowiadać mi tu zaraz.- skierowałam atak na Horana.
-My... nic nie kombinujemy.- blondyn dobrze bronił tajemnicy. W końcu Zayn przybiegł pędem do pokoju. Trzymał ten film za plecami.
-Więc- odchrząknął Hazza- Liam nam opowiadał, jak świetnie śpiewasz i postanowiliśmy to przetestować.
-Oglądając film z karaoke?- domyśliłam się.
-No pewnie. Przyjemne z pożytecznym.- uśmiechnął się Louis.- Wybraliśmy już film i zrobimy konkurs: kto najgorzej zaśpiewa, ten jutro gotuje wszystkim obiad.
-Ej, to jest nie fair. Przecież wiadomo, że jesteście zawodowcami i ja nie mam szans. Foch!- udałam, że się obrażam.- A jaki to film?- Zayn wyciągnął film zza pleców. Myślałam, że padnę.
-To wy chłopaki oglądacie takie filmy?- zadrwiłam patrząc na okładkę. "Mamma Mia!".
-Co ty chcesz, to jest świetna komedia.- bronił filmu Harry.
-Hazza, to jest twoja zemsta, za te mini-upokorzenia?- spytałam.- Nie rób mi tego.- udawałam, że boję się śpiewać, a tak naprawdę, to wariowałam z radości, że znowu wyprowadzę ich z równowagi. "Mamma Mia!" to moja ukochana komedia oglądana przeze mnie jakieś tysiąc razy. A piosenki ABBY? Teksty ukochanego zespołu mojej mamusi to też dla mnie żadne wyzwanie. Robiłyśmy sobie takie karaoke bardzo często, zwłaszcza jak byłam w liceum. Hahaha, ale będzie fajnie znowu ich wkręcić.
-Wy specjalnie chcecie, żebym się zbłaźniła- marudziłam.
-Nie martw się, nie jesteśmy wymagający co do obiadów- zachichotał Louis.
-Pójdzie ci świetnie- uśmiechnął się do mnie Liam.
-Mam nadzieję- westchnęłam i usiadłam wygodnie na dywanie, centralnie naprzeciwko ekranu.
-Dobra, będziemy wybierać, kto kiedy śpiewa, żeby było fair.- zarządził Harry.- Ty, Natalia, zaczniesz pierwsza.
-A dlaczego ja?- już się chciałam wykłócać, żeby byli bardziej wkręceni, ale się niestety nie dało.
-Bo jesteś gościem, dziewczyną, a poza tym znasz jakość śpiewu konkurencji. A my jeszcze nie wiemy jak ty śpiewasz.
-Ja wiem- wtrącił Liam.
-Ty się nie liczysz, bo cały czas idealizujesz swoją przyjaciółkę- zaśmiał się Zayn.
-Dobra, dobra, zaśpiewam pierwsza.- westchnęłam z udawanym smutkiem.
Film się zaczął fragmentem mojej ukochanej piosenki "I Have a Dream". Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam. Mama mi kiedyś mówiła, że śpiewam podobnie do Amandy Seyfried i chyba miała rację. Gdy skończyłam popatrzyłam na chłopaków. Ich szeroko otwarte usta i wytrzeszczone oczy mówiły same za siebie. Efekt wkręcenia- bezcenny.
-Dobra, pozbierajcie te szczęki z podłogi i oglądamy dalej.- roześmiałam się patrząc jak wymieniają zszokowane spojrzenia.
Film z karaoke był genialny. Nie myślałam, że to może się podobać też chłopakom. A jednak! Nigdy nie zapomnę jak Zayn śpiewał "Take a Chance On Me" albo Harry "Money money money". Z kolei Niall mistrzowsko wykonał "Our last summer", Louis "Mamma mia", a Liam "Dancing Queen". Najbardziej mnie jednak rozśmieszyło wykonanie "Does Your Mother Know": duet Louisa i Hazzy. Obłędny! Liam speszył się, gdy miał ze mną zaśpiewać "Lay All Your Love On Me", a ja miałam satysfakcję, że znowu wywołałam szok, śpiewając "The Winner Takes It All". Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Wariowaliśmy przy tym filmie chyba do drugiej nad ranem, bo potem Niall wymyślił, żeby cofać do poszczególnych piosenek i śpiewać je jeszcze raz. Było genialnie. Wygłupialiśmy się naśladując postacie z filmu, tańczyliśmy, goniliśmy się po pokoju. Gdyby ktoś wtedy przyszedł, z miejsca wsadziłby nas do samochodu i odwiózł do psychiatryka.
-Dobra, to kto w końcu wygrał?- zapytał Louis, kiedy wykończeni padliśmy na kanapę po wspólnym odśpiewaniu "Waterloo".
-No, chyba pozostanie nierozstrzygnięte- stwierdził śmiejąc się Zayn.
-Ej, a obiad na jutro?- Niall był niepocieszony.
-Chłopaki, ja wam zrobię ten obiad. Zasłużyliście na nagrodę- powiedziałam ocierając łzy. Znowu się popłakałam ze śmiechu.
-Ale ty wcale nie przegrałaś- zaprotestował Liam.
-To co? Chcę wam zrobić obiad w nagrodę za fantastyczny wieczór- uśmiechnęłam się.
-Ale powiedz mi jedno- Hazza nie mógł przeboleć mojego małego oszustwa- gdzieś ty się nauczyła tak śpiewać?
-W domu, Harry. ABBA to ulubiony zespół mojej mamy.Takie karaoke to dla mnie bułka z masłem.
-Ej, to nie fair. Mogłaś nam powiedzieć- Styles strzelił focha.
-Oj, nie gniewaj się- potargałam mu loki.- Szkoda, że nie widzieliście swoich min. Dobrze, gdzie jest jakiś gościnny, gdzie mogłabym spać?- zmieniłam temat.
-Możesz spać u mnie, jeśli chcesz- zaproponował Liam
-Uuuuu- Zayn i Niall zaczęli się śmiać, ale zaraz oberwali poduszką.
-Sorry, ale wolę własny pokój.- wystopowałam ich.
Liam zaprowadził mnie do pokoju.
-Jakby co, ja śpię tuż obok. Pierwsze drzwi po prawej. Łazienka jest tutaj- zapalił światło w pomieszczeniu w głebi pokoju.
-Dzięki- uśmiechnęłam się do niego.
-Słodkich snów- Payne zamknął drzwi. Ufff, nareszcie odpocznę. Jestem wykończona. Ale co tam, dzień był zajebisty ;)


________________________
Dziś trochę dłuższy. Jak wam się podoba???
oceniajcie, komentujcie, oceniajcie i jeszcze raz komentujcie!!!!

Roxanne xD

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 6

Czy nikt nie może wyłączyć tego cholernego brzęczenia?! Bez kitu, kto normalny o tej porze dzwoni? Wymacałam telefon na półeczce i odebrałam.
-Natalia, ty żmijo jedna, paszczurze jeden, małpiatko, ropucho, jak mogłaś nie zadzwonić?!- ryknęła mi do ucha... no sami zgadnijcie, kto- Czekałam na telefon do drugiej w nocy!
-Nika?- wymamrotałam nieprzytomnie.
-Nie, księżna Kate z Wiliamem Windsorem.
-Fajnie was poznać.
-Dobra, kończ ten cyrk. Czemu nie zadzwoniłaś?- Nika była bardzo zasadnicza.
-Bo wróciłam do domu koło jedenastej i byłam wykończona.- odpowiedziałam ze złością. Niech ona mi da spać.
-Oooo- Nice chyba odebrało mowę. Nareszcie.- To wy... ten teges... no...- męczyła się.
-Nie, my nie ten teges, nie no i w ogóle nic. Dopiero go poznałam, a wróciłam tak późno, bo byliśmy w parku i zaczęło padać i siedzieliśmy w takiej altance i zaczęliśmy się wydurniać przy muzyce. Przestało padać koło dziewiątej, więc wyszliśmy z altanki i zaczęliśmy skakać między kałużami. A potem..- parsknęłam śmiechem na samo wspomnienie- Liam poślizgnął się i wleciał w kałużę... I się wkurzył, bo ja się śmiałam i zaciągnął mnie pod drzewo i zaczął trząść gałęziami tak że też byłam mokra. No a potem mnie odprowadził do domu i umówiliśmy się, że dzisiaj będziemy zwiedzać Londyn.
-Chwila, to on ma na imię Liam?- zainteresowała się dziewczyna.- Tak jak ten koleś z tego One coś tam. Ale zbieg okoliczności, co nie?
Myślałam, że padnę. Ta to ma mózg. Od razu skojarzyła.
-Po pierwsze, nie One coś tam, tylko One Direction...
-Wszystko jedno.
-A po drugie, to gratuluję IQ, bo... to on.
-...
-Halo?- myślałam, że przerwało połączenie.
-....
-Nika! Jesteś tam?
-Niech cię szlag! To ty ot tak sobie wylatujesz i tego samego dnia spotykasz księcia z bajki i to do tego gwiazdę muzyki!
-Nika, to nie jest mój książę z bajki, on dopiero co rozstał się z Danielle, a poza tym jesteśmy przyjaciółmi i tak pozostanie.
-Weź mi nie ściemniaj, że nic nie zaiskrzyło.
-Nie zaiskrzyło. To tylko kumpel. Ale muszę przyznać, że genialnie się czuję w jego towarzystwie.
-No a reszta? Weź tam wyłap jakiegoś dla mnie...- zajęczała Nika.
-Z tego co wiem, to dwaj są zajęci.
-No to zostało ci jeszcze trzech. A teraz poproszę zestaw ze szczegółami.- chcąc niechcąc opowiedziałam jej o wszystkim, pomijając okoliczności naszego pierwszego spotkania. Skupiłam się na wczorajszym spacerze. Nice to na szczęście wystarczyło.
-Szczęściara- westchnęła, gdy skończyłam.
-Lepiej powiedz szczęściarze, która jest godzina.
-Ósma rano...
-CO?!- na ósmą rano umówiłam się z Liamem. Chcieliśmy dziś zobaczyć jak najwięcej, a że w Londynie jest naprawdę sporo zabytków, więc postanowiliśmy się spotkać jak najwcześniej.
-Kobieto niezorientowana w sytuacji, u ciebie jest inna strefa czasowa. Godzina w tył.
-Ufff, faktycznie. Ale i tak muszę już się szykować.- rozłączyłam się i poleciałam do łazienki. Szybki prysznic, wybór ciuchów. Dziś było pochmurno i chyba trochę chłodniej. Wzięłam granatowe rurki, trampki i kolorowy T-shirt, a na to narzucę płaszcz. Będzie ciepło, sportowo i praktycznie. Weszłam do kuchni na śniadanko i zderzyłam się z tatą.
-Cześć, kotku. Jak się spało?- zapytał całując mnie w czoło.
-Dobrze. Tato, ja zaraz wychodzę...
-Znowu z tym Liamem?
-Tak, a co? Nie pasuje ci on?- uniosłam brwi. Tata z reguły nie komentował moich randek z chłopakami. STOP, to nie randka, to tylko zwiedzanie Londynu z przyjacielem.
-Nie, wydaje się w porządku- uśmiechnął się uspokajająco.- Wiesz, że to jeden z tego zespołu?-mało się nie zakrztusiłam kawą. Matko, mój tata zna się na zespołach muzycznych?! Świat się kończy.
-Skąd to wiesz?!
-Dziewczyno, przecież billboardy z nimi wiszą po całym mieście. Ten zespół to dobro narodowe Anglii. Ty lepiej uważaj, bo cię paparazzi złapią.
-Oj, ty już nie bądź złośliwy- chciałam już wyjść, ale tata mnie zatrzymał.
-Słuchaj, jeszcze jedna sprawa. Dziś w nocy mam trasę do Glasgow. Będę musiał się tam zatrzymać i wrócę dopiero następnej nocy, bo to zbyt długa trasa.
-To gdzie przenocujesz?
-W samochodzie.- zaśmiał się.
-Wykończysz się niedługo- stwierdziłam łapiąc dwa jabłka, dla siebie i dla Liama.
-W każdym razie będziesz sama przez praktycznie dwie doby. Poradzisz sobie?
-Jasne. Nie martw się o mnie- posłałam mu buziaka w powietrzu i poleciałam do mojego pokoiczku. Chwyciłam torbę, aparat fotograficzny i płaszcz. Zakładałam buty w przedpokoju, gdy dostałam smsa od Liama:
"Już jestem pod twoim domem ;)"
"Daj mi 5 minut :) już wychodzę :D"- ubrałam się, krzyknęłam "Paa, tato! Jakby co to dzwoń!" i wyleciałam z mieszkania.
-No, masz jeszcze trzy minuty, nie pędź tak, bo złamiesz nogę.- zaśmiał się Liam. Zatrzymałam się przy nim zdyszana.
-To co? Gdzie idziemy?
-Przede wszystkim na przystanek. Założę się, że nigdy nie jechałaś czerwonym londyńskim busem.
-Jasnowidz- roześmiałam się. Pomaszerowaliśmy przez miasto chrupiąc moje jabłka. Liam dziś znowu był w okularach i czapce, ale już mi to nie przeszkadzało. Rozumiałam, że tak będzie lepiej, jeśli nie chcę stać pokarmem krwiożerczych fanek 1D.
Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy w kierunku centrum. Zatrzymaliśmy się obok Tower. Zaciągnęłam go od razu na zwiedzanie. Uwielbiam stare zamczyska.
-Ale wiesz, że ja tu już byłem kilka razy?- spytał Liam kiedy staliśmy w kolejce do kasy.
-Teraz już wiem. I co w związku z tym?- zdziwiłam się.
-To, że po cholerę ci bilet z przewodnikiem?!
-No wiesz, w sumie racja.- zaśmiałam się. No i poszliśmy bez przewodnika. Liam genialnie opowiadał. Znał praktycznie całą historię. Oglądaliśmy klejnoty koronne, a potem zaciągnęłam go na wystawę narzędzi tortur Henryka VIII.
-Matko, ale z ciebie ostra dziewczyna. Żeby tak się ekscytować tym czymś.
-Wiesz, dla mnie widok krwi to nic nadzwyczajnego. W końcu studiuję medycynę. A poza tym chcę się zorientować czy te narzędzia są podobne do tych z "Dynastii Tudorów".
-Oglądałaś "Tudorów"- zaciekawił się chłopak.
-Tak, a moja mama uwielbia książki Philippy Gregory o tej dynastii.- wyjaśniłam.
-To stąd takie zainteresowanie historią. Masz to po prostu w genach.- wywnioskował Liam.
W południe polecieliśmy pod Buckingham Palace obejrzeć zmianę warty, a później pod jeden z symboli Londynu- Big Ben. Zrobiliśmy sobie chyba z tysiąc zdjęć. Nawet udało mi się zmusić Liama do zdjęcia okularów i czapki. Wprawdzie zrobił to tylko do pięciu zdjęć na około dwieście, ale zawsze to coś. W końcu stwierdziłam, że mam dość biegania po mieście i Liam zaproponował London Eye. To był świetny pomysł, bo w środku zdjął czapkę i mogliśmy zrobić jakieś normalne zdjęcia. Panorama Londynu z London Eye... Można powiedzieć tylko jedno: BOSKA. Zero słów więcej. Nawet mimo beznadziejnej pogody. Zaszliśmy jeszcze do małej knajpki, bo koło trzeciej nasze głodne brzuchy zaczęły gwałtownie dawać o sobie znać. Wtedy rozdzwonił się telefon Liama.
-To Niall.- odebrał- Co tam Nialler? No, w Londynie. Koło London Eye. Nie, nie, z Natalią. Tak, z tą Natalią.- zerknął na mnie niepewnie.- Nie wiem... Dobra, zapytam. Eee, Natalia- zwrócił się do mnie- Chłopaki pytają czy masz jakieś plany na dzisiaj?- chłopak chyba się zestresował.
-Nie, a co?- uśmiechnęłam się.
-Bo oni chcą cię poznać.... Bo podobno od dwóch dni gadam tylko o tobie...- zaczerwienił się.- No i planują taki wieczór filmowy. Potem byś u nas przenocowała...- odchrząknął speszony.
-Spoko, przekaż kolegom, że się zgadzam.- przynajmniej wreszcie ich poznam.
-Niall... Tak, zgodziła się... Ała, weź ucisz Louisa... A, to Harry... A coście mu zrobili, że piszczy jak dziewczyna? Aha... dobra. To na razie. Będziemy za jakieś trzy godziny.- rozłączył się.
-Co się stało Stylesowi?- spytałam zaciekawiona.
-A nic...- Liam nie chciał się podzielić szczegółami.
-No powiedz...- nudziłam.
-No dobra... Wcisnęli mu lodowatą galaretkę w spodnie- powiedział niechętnie. Wybuchnęłam śmiechem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Rozśmieszyło cię to?
-A ciebie nie?- nie mogłam się uspokoić.
-Wiesz, myślałem, że ciebie to raczej zniesmaczy i bałem się o twoją reakcję- wyznał zakłopotany.
-Mnie? Dziewczynę, która z większym zainteresowaniem ogląda noże i szczypce do wyrywania paznokci niż korony księżniczek? Proszę cię- Liam zaczął się śmiać.
-Jesteś zupełnie inna iż Danielle. Ona kiedyś na mnie nawrzeszczała, że opowiadam jej o kawałach, jakie sobie robimy. Nie spodobało jej się to.- zmarszczył brwi.
-Wiesz, mnie jest ciężko czymś zaskoczyć czy zniesmaczyć, tak że spokojnie. A jakie to były kawały?- spytałam.
-Na przykład raz z Louisem wyprostowaliśmy Hazzie włosy jak spał. Ale to średnio wypaliło, bo jak się obudził to się rozpłakał.
-Biedny Harry. Ale ciekawe, jak wyglądał z tymi włosami- zachichotałam.
-Zapewniam cię, że genialnie. Ale nie rób tego, bo cię znienawidzi.- ostrzegł mnie Liam.
-No, dobra. Przyrzekam- obiecałam, choć w gruncie rzeczy miałam ochotę zrobić coś takiego. Zapłaciliśmy za hamburgery i podjechaliśmy do mojego domu. Liam stwierdził, że będzie lepiej jak zaopatrzę się w piżamę czy coś w tym rodzaju jeśli zostanę u nich na noc. To był bardzo dobry pomysł, bo przy okazji zapakowałam moje leki i trochę kosmetyków. Mój tata jeszcze nie wyjechał, ale już był gotowy do wyjazdu.
-Tato, nie patrz tak na mnie. Nic mi się nie stanie.
-Ja się nie martwię- mruknął pod nosem.
-Aha, ja już wiem, co ci w głowie siedzi- pokiwałam głową.- Spokojna głowa, jakby co to sobie poradzę.
-Ale pięciu chłopaków...
-Tato, ty imprezy u Niki nie widziałeś. Siedziałam na kolanach u jednego, tańczyłam z drugim, piłam na koszt trzegiego, całowałam się z czwartym, piąty odwiózł mnie do domu, a szósty zadzwonił, że zostawiłam u niego majtki- dobiłam tatusia. Jaka dobra ze mnie córeczka...- Żartuję, żartuję- podniosłam ręce w geście poddania, bo tata już uraczył mnie spojrzeniem z serii "gdyby wzrok mógł zabijać"- Jakby co to dzwoń.
Liam zamówił taksówkę. Zdziwiło mnie, że prawie w ogóle się nie odzywał.
-Nie gadaj, że się denerwujesz- trąciłam go łokciem w bok.
-Boję się, że chłopaki coś odwalą...- wymamrotał.
-To się nie bój i odstresuj. Gdzie ten wariat, z którym wczoraj robiłam deszczową dyskotekę???- uśmiechnęłam się zawadiacko, a za chwilę zaczęłam śpiewać piosenkę, która leciała w radiu: "Last Friday Night" Katy Perry.
Chłopak od razu się rozruszał. Taksówkarz chyba się ucieszył, że wreszcie wysiedliśmy, bo wariowaliśmy jak małpy w zoo. Na pocieszenie dostał od Liama duży napiwek.
Dom One Direction. Jedno wielkie WOW. Spora, co ja gadam gigantyczna posesja z basenem i ogrodem. Jeszcze raz WOW. Liam pomachał ochroniarzowi.
-To się zwiedza, czy tu się mieszka?- zapytałam zafascynowana ogromem posesji.
-Mieszka się, ale jak chcesz pozwiedzać, to ja się piszę na przewodnika- zaśmiał się.
-To ja cię chyba zatrudnię jako przewodnika na pełny etat.
-Proszę bardzo.- uśmiechnął się lekko i spytał- Gotowa na wszystko?
-No ba, że tak.
Spodziewałam się wszystkiego, ale byłam w błędzie. W życiu bym nie pomyślała, że zobaczę to, co zobaczyłam...


_________________________________
Sieeema... Tak oto rozdział 6. Wow, nie myślałam, że wytrzymam tak długo... I będę pisać jeszcze dłużej, zobaczycie!!!
A tak na serio: komentujcie!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Roxanne xD

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 5

Liam przygryzł wargę. Chyba wybierał piosenkę. Za chwilę zaczął śpiewać. Przez pierwsze kilka taktów uśmiechałam się, ale zaraz poczułam się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Ta piosenka... Liam śpiewał "What Makes You Beautiful", a jego głos... był identyczny z głosem Liama Payne! Otworzyłam szeroko oczy. Boże, jaką ja jestem idiotką! Jakim trzeba być kretynem, żeby się tego wcześniej niedomyślić! Powinnam się cofnąć do przedszkola.
Przede mną siedział Liam Payne, jedna piąta zespołu One Direction...


Patrzyłam na niego w ciężkim szoku. Dopiero gdy skończył, otrząsnęłam się.

-Zdejmij te okulary!- warknęłam ściągając mu czapkę z głowy. Tak, to naprawdę był Liam Payne. Wreszcie mogłam spojrzeć mu w oczy. Były boskie. Jak mleczna czekolada. Mmm, nagle nabrałam ochoty na czekoladę. NATALIA, OGARNIJ SIĘ!!!
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- spytałam. Milczał, spuścił głowę, z uwagą studiował kształt lśniącej przed nami kałuży. 
-No?- natarłam. Byłam wkurzona. Dlaczego, do jasnej cholery, on nic nie mówi?!- Co? Bałeś się, że będę tak krzyczeć: AaAaaAa!!!- zapiszczałam tak głośno, że Liam aż podskoczył i rozejrzał się dookoła z przerażeniem, że ktoś go zauważy.- To Liam Payne! Kocham cię!! Wyjdź za mnie!! Podpisz mi koszulkę, a najlepiej stanik!!! Umieram! Oddycham tym samym powietrzem co Liam! Chcę być matką twoich dzieci!!!!
Liam zaczął się śmiać.
-Jesteś genialną aktorką. Prawie ci uwierzyłem- wykrztusił. 
-No co ty nie powiesz- mruknęłam naburmuszona. Wiem, że umiem grać. Niby co ja innego robię od paru lat.
-Więc? Dlaczego?- ponowiłam pytanie. Liam spoważniał.
-Bo się bałem, że zaczniesz się ze mną spotykać tylko dlatego, bo jestem sławny. A ja wolałem, żebyś poznała prawdziwego mnie.- powiedział niepewnie.
-I nie zdejmowałbyś wcale okularów? A gdyby ci przyrosły do nosa?
-Aż tak źle by nie było- wymamrotał i zerknął na mnie.- Gniewasz się?
-Gniewam.- oświadczyłam patrząc na swoje buty. Liam posmutniał.
-Rozumiem. Pójdę już.- wstał z ławki i już odchodził, gdy zrobiło mi się go żal. Dogoniłam go i stanęłam naprzeciwko blokując mu drogę.
-Liam, poczekaj. Owszem, gniewam się, ale też potrzebuję przewodnika na jutrzejsze zwiedzanie Londynu.- Liam uśmiechnął się szeroko.
-Rozumiem, że dostałem drugą szansę.
-Taaak, ale nie zapominaj, że gadam z tobą, bo chcę poznać całe One Direction.- dodałam żartobliwie.
-Ooo, to ty taka jesteś?- Liam dał mi lekkiego kuksańca w bok.
-Doigrałeś się!- zaczęłam go gonić po parku. Zatrzymaliśmy się przy huśtawkach. 
-Zobacz!- Liam aż pisnął z zachwytu.- Huśtamy się?
-Jak dziecko- zaśmiałam się i usiadłam na jednej z huśtawek. Chłopak zaraz zajął drugą huśtawkę obok mnie. Zaczęliśmy się bujać.
-Jak w dzieciństwie- westchnęłam zamykając oczy. Od razu przypomniało i się moje małe miasto, Wadowice. Obok domu był skwer z placykiem zabaw. Spędzałam tam całe dnie latem.
-Wiesz, jak ja za czymś takim tęskniłem- Liam śmiał się jak wzlatywał w powietrze.- Boże, jak ja dawno nie byłem na placu zabaw!
-Opowiedz mi coś o sobie.- poprosiłam.
-Jesteś pewna?- Liam popatrzył na mnie.
-No, w końcu sam chciałeś, żebym poznała prawdziwego ciebie.- wzbiłam się mocniej w powietrze.
-No dobra. Urodziłem się 29 sierpnia 1993 roku w Wolverhampton. Mam tylko jedną nerkę, miałem w dzieciństwie problemy zdrowotne, a w szkole problemy z kumplami. Boję się łyżek. Uwielbiam filmy Disneya. Co by tu jeszcze...- zastanawiał się. Cała tę wyliczankę wypowiedział jednym tchem, jakby chciał ją już mieć za sobą.- No i jestem w zespole One Direction, lubię śpiewać, chłopaki z zespołu są dla mnie jak bracia. The End.
-I tylko tyle?!
-A co chciałabyś więcej?- zaśmiał się Liam.
-Nie...- zainteresowało mnie to. Nie spodziewałam się, że można bać się łyżek! A problemy zdrowotne... Jak moja bratnia dusza. Tylko on nie ma nad sobą wyroku.
-To teraz ty coś powiedz o sobie.
-Hmm, więc urodziłam się 3 kwietnia 1992 roku w Wadowicach, tym mieście w Polsce, z której pochodził papież Jan Paweł II...
-Eeej, jesteś ode mnie starsza- przerwał mi Liam.- Myślałem, że co najmniej dwa lata młodsza.
-Suprise- roześmiałam się- ale co to jest rok różnicy. Przeszkadza ci to?- spojrzałam na niego badawczo.
-Sam się sobie dziwię, ale w ogóle- pokręcił głową jakby z niedowierzaniem.
-Dobra, na czym to ja skończyłam? A, już wiem! Więc problemów zdrowotnych tak jak ty w dzieciństwie nie miałam, chociaż kiedy miałam sześć lat zaczęłam nosić okulary. Teraz mam szkła kontaktowe.
-Na serio?- zaciekawił się Liam- Pokaż.- zatrzymał moją huśtawkę, złapał mnie za brodę i wpatrywał się w moje oczy. Walczyłam z tym, żeby nie wybuchnąć mu śmiechem prosto w twarz. Jeszcze nikt z takim zainteresowaniem nie badał moich oczu.
-Faktycznie, masz jakby takie obwódki wokół tęczówek...- puścił moją twarz. 
-No widzisz- uśmiechnęłam się, ale zaraz przestałam się śmiać i zerknęłam w niebo.- Zaczyna padać- jęknęłam.
-Chodź- złapał mnie za rękę- tu obok jest taka altanka. Nie zmokniemy.- pociągnął mnie alejką w tę samą stronę, z której przyszliśmy. Nie zdążyliśmy jednak dojść do altanki. Deszcz lunął z ogromną siłą i w jednej chwili byliśmy cali mokrzy. Do altanki musieliśmy szybko dobiec.
-A ja idiotka wyciągnęłam rano z torebki parasol- wybuchnęliśmy śmiechem.
-To co? Posiedzimy tu sobie teraz.- uśmiechnął się Liam.
-Nie szkodzi. Fajna ta altanka- rozejrzałam się dookoła. Ściany altanki pokrywała krata, na której latem płożyły się jakieś rośliny. Teraz w listopadzie były to całkiem zeschłe badyle. Altanka miała kształt sześciokąta i z łatwością zmieściłoby się tu jeszcze parę osób. 
-Zawsze ci się kręcą włosy na wilgoci?- spytał Liam. Dopiero teraz zauważyłam, że moje mokre włosy są regularnymi lokami. 
-Nawet tego nie zauważyłam- zaśmiałam się.- Z reguły są lekko podwinięte.
-W takich ci ładniej.
-Dziękuję- Liam się chyba zawstydził tego, co przed chwilą powiedział. Milczeliśmy przez chwilę. Deszcz chyba nie miał zamiaru dzisiaj przestać padać.
-Tyle tu miejsca, że dałoby się zrobić regularną imprezę- odezwał się Payne.
-Tak?- odwróciłam się do niego z zawadiackim uśmieszkiem.- W takim razie na co czekamy?- wyciągnęłam z torby telefon i ustawiłam playlistę.- Robimy deszczową dyskotekę?
-Wchodzę w to. Pokaż tę playlistę- podałam mu telefon.- Co my tu mamy?- zmarszczył czoło przeglądając moją muzykę.
-Co ty mi tu ustawiasz?- zerknęłam mu podejrzliwie przez ramię.
-Proszę.- oddal mi telefon.- No, na co czekasz? Włączaj.- zaśmiał się patrząc na mnie. Niepewnie włączyłam playlistę i zaraz się uśmiechnęłam.
-No tak.- jaka może być inna impreza z chłopakiem z 1D jeśli nie przy jego własnej muzyce- A ty będziesz solistą?
-Jak mi pomożesz- zaraz zaczęliśmy wariować do "Up All Night", a potem do "C'mon C'mon".
-Yeah
I’ve been watchin you all night
There’s somethin’ in your eyes
Say c’mon c’mon
And dance with me baby
Yeah
The music is so loud
I wanna be yours now
So c’mon c’mon
And dance with me baby- śpiewał Liam, a ja wygłupiając się z nim poczułam, że jestem na najlepszej imprezie pod słońcem. Nie. Pod deszczem.

________________________________

Troszkę lałam wodę, ale zero innych pomysłów na tę scenę może mnie usprawiedliwi.
Komentujcie błaaaaaaaaaaaaaagggaaaaaaaaaaaaaammm!!!!!

Roxanne xD

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 4

Spałam chyba więcej niż 12 godzin. Na serio. Obudziłam się koło dziesiątej rano, a przecież poszłam spać koło ósmej wieczorem. Wow. Nie wiedziałam, że stać mnie na takie coś. A tam, raz się żyje. Nagle rozdzwonił się telefon. Pewnie Nika.
-Heeej, czemu nie odbierasz?
-Wiedziałam, że to ty dzwonisz.- roześmiałam się.- Nie odbieram, bo do tej pory spalam.- Cisza w słuchawce.
-Od razu tak zabalowałaś?- wymamrotała po chwili Nika.- Ale przecież ty nie pijesz.
-Nie powiedziałam, że się upiłam i leżę na kacu.- zirytowałam się.- Byłam piekielnie zmęczona po podróży i po spacerku po parku.
-Aaa, okej- Nika chyba wreszcie zajarzyła o co chodzi.
-Masz opóźnione myślenie. Jak randka z Kamilkiem?- zapytałam chichocząc na myśl naszej wczorajszej wymiany smsów.
-Fantastycznie- rozmarzyła się moja rozmówczyni.- Wiesz, poszliśmy na spacer, gadaliśmy o wszystkim, a na koniec... całowaliśmy się!- zapiszczała mi do ucha tak głośno, że aż odsunęłam od siebie komórkę.
-Przez ciebie zaraz ogłuchnę. Czyli mu się podobasz?- zapytałam podchwytliwie.
-No, skoro mnie pocałował, to chyba tak... Nawet nie wiesz, jak on genialnie całuje.- oznajmiła mi, a ja zwijałam się ze śmiechu.
-Cieszę się, że podobał ci się pocałunek, bo był ode mnie.- wybełkotałam śmiejąc się na cały głos.
-Hę?
-Napisałam do Kamila, żeby cię ucałował ode mnie. Dziwne, że stwierdził, że my się całujemy w taki sposób- dodałam opanowując śmiech.
-CO?!
-Ale spokojnie, cieszę się, że ci się podobało. Taka mała zemsta za to, że się ze mną nie pożegnałaś i nawet nie napisałaś, czy przypadkiem już doleciałam.
-Wiesz, co?
-Co?- spytałam przymilnie.
-Jak wrócisz, to czeka na ciebie krzesło elektryczne albo trucizna na szczury. Co wolisz?- jadowity głosik Niki. Jak ja lubię ją wkurzać.- To teraz już rozumiem, dlaczego nie chciał mi powiedzieć, z kim pisze.
-Dokładnie. I dzięki mnie przeżyłaś fantastyczny kiss. Kamilek sam by się chyba na to nie zdobył.
-Nie mam zielonego pojęcia, co ci mogę powiedzieć.
-Ja też nie wiem, co mi możesz powiedzieć. A teraz sorry, muszę się szykować na spotkanko.- dodałam mimochodem.- To do zobaczenia, paaa...
-Zaraz, zaraz, halo, jakie spotkanko! Ja o czymś nie wiem?!- przerwała mi dziewczyna.
-No wiesz, Londyn to super miasto, od razu się kogoś poznaje.- zaśmiałam się do telefonu.
-Już kogoś poznałaś??? Tak szybko???
-Niom. Wczoraj na spacerku w parku. Najlepsze jest to- wybuchnęłam śmiechem- że ja... że ja w ogóle nie widziałam jego twarzy...
-Ale jak?- spytała zdezorientowana Nika.- Był zamaskowany? W kominiarce? Coś jak Zorro?
-Nieee, miał czapkę na głowie i okulary przeciwsłoneczne. Dziwne, bo wczoraj było pochmurno.
-Może to jakiś celebryta!- pisnęła Nika- Jezu, dziewczyno, ale z ciebie szczęściara!
-Tak, akurat jakiś celebryta się mną zainteresował- prychnęłam.- Raczej to jakiś nieśmiały chłoptaś, który tylko w okularach potrafi być prawdziwym sobą.
-Nie przesadzaj. Dobra, muszę kończyć, bo zaraz zaczynają się ćwiczenia. Masz zadzwonić zaraz po tej randce! Ale ty masz szczęście...- i się rozłączyła.
Tak, ja to mam szczęście, Nika. Moje szczęście właśnie domaga się porannej porcji lekarstw. Weszłam do kuchni. Tata zrobił mi kanapeczki na śniadanko! Jak miło! Ale sam w tej chwili odsypia nocną jazdę. Zawsze uważałam to za chore, że musi jeździć w nocy. Zjadłam i zaczęłam się szykować. Dziś było słonecznie, więc postawiłam na sukienkę jeansową z rękawem trzy czwarte i długie botki. Umalowałam się lekko i ułożyłam włosy. Sprawdziłam też gdzie konkretnie jest ten Starbucks. Faktycznie, był całkiem niedaleko. Raptem dwie ulice dalej. Genialny jest ten plan miasta.
-Tato...- trąciłam w ramię zwiniętego na łóżku olbrzyma.- Tato ja wychodzę.
-Dobrze, dobrze...- jeszcze był nieprzytomny.
-W razie co dzwoń.- dodałam głośniej, w nadziei, że przynajmniej to usłyszy.
Wyszłam z domu i nałożyłam słuchawki. Trafiłam do Starbucksa bezproblemowo i przed czasem. Wybrałam stoliczek w kącie, może Liam mnie zauważy. Słuchałam sobie dalej w spokoju muzyki i popijałam zamówioną kawę. Po chwili chłopak stanął naprzeciwko mnie z uśmiechem na twarzy. Cholera, znowu miał czapkę i okulary. Tym razem czapka była czerwona, nie granatowa. Okulary też zmienił.
-Cześć Natalia.- usiadł naprzeciwko mnie.- Co ty tak zawzięcie słuchasz?
-Muzyki.- powiedziałam odkrywczo z szerokim uśmiechem.
Liam się roześmiał.-Domyślałem się tego. A konkretnie?
-Chcesz to mogę ci dać posłuchać, ale nie wiem, czy ci się to spodoba.- słuchałam właśnie 1D. Reakcja chłopaka była do przewidzenia.
-No daj posłuchać, nie wstydź się.- westchnęłam i dałam mu słuchawki z "Rock me". Chyba mu się spodobało. Uśmiechał się coraz szerzej.
-One Direction- powiedział oddając mi słuchawki.
-Znasz ich?- byłam w lekkim szoku.
-Znam. I moja dziewczyna ich słuchała.
-Słuchała?- tak, powiedział to w czasie przeszłym.- Teraz już nie słucha?
-Nie wiem. Zerwaliśmy trzy tygodnie temu.
-Ooo, przykro mi.- powiedziałam niepewnie.
-Nie musi ci być przykro. Wiesz, ona tańczy w takim zespole i cały czas jest w rozjazdach. Ja zresztą też często wyjeżdżam. No, a jak powszechnie wiadomo, związki na odległość nie wypalają. Słuchasz mnie?-zapytał, bo patrzyłam na niego trochę nieobecnym wzrokiem.
-Tak, słucham cię, tylko trochę mnie rozpraszają twoje okulary. Nie mógłbyś ich zdjąć? Nawet nie wiem, jakie masz oczy.
-Eee...- zaczął się jąkać, chyba był zakłopotany.- Wiesz... eee,,, trochę razi mnie słońce.
Okej, ciekawa wymówka, chociaż w sumie to było prawdopodobne. Słońce padało mu prosto na twarz.
-Dobra, zmieńmy temat.- zaproponowałam.- Ja ci wczoraj powiedziałam, czym się zajmuję. Teraz ty powiedz coś o sobie. Gdzie pracujesz?
-W sumie to robię trochę w branży muzycznej.- uśmiechnął się niepewnie.
-A, to stąd znasz One Direction.- zaśmiałam się.- Dobrze się znacie?
-Nie mów, że też jesteś namolną fanką, która będzie mnie błagała o ich autograf.- zrobił śmieszną minę, ale znowu brakowało w niej oczu!
-No wiesz! Powinnam się za to obrazić.- udałam, że się wkurzyłam.
-Dobrze, przepraszam- złapał mnie za rękę, ale zaraz ją cofnął.- Jesteś ich fanką?
-Jestem. Bardzo lubię ich muzykę. Jakieś dwa lata temu miałam lekką depresję i podźwignęłam się na muzyce. Głównie na ich muzyce.
-Śpiewasz?
-Tylko pod prysznicem.- roześmiałam się.- Mama twierdzi, że mam mocny głos, ale wiesz, jakie są matki.
-Wiem. Moja cały czas uważa, że jestem jej malutkim syneczkiem.
-Taaa, skąd ja to znam. A ty śpiewasz?
-Nooo tak, ale nie lubię o tym gadać.
-To nie gadaj, tylko coś zaśpiewaj.- poradziłam mu biorąc ostatni łyk kawy.
-Tutaj?!- chyba się przeraził. Matko, chcę zobaczyć jego oczy! Z oczu można odczytać prawie wszystko, a ten je uparcie zasłania.
-Nie tutaj, bo jeszcze mi padniesz na zawał ze stresu. Chodź do parku.- podniosłam się z krzesła, ale Liam mnie zatrzymał.- No co? Boisz się?
-Nie, ale mam warunek.
-No, jaki?
-Ty zaśpiewasz pierwsza. Chcę się przekonać, czy faktycznie masz taki głos.- zrobił chytrą (chyba!) minę.
-Ojj nie...- zaczęłam marudzić, ale Liam mi przerwał:
-W takim razie ja zostaję.- i oparł się o poręcz krzesła.
-Uch, dobra. Chodź, bo jeszcze się rozmyślę.- zapłaciliśmy i poszliśmy do parku. Oczywiście przy płaceniu pokłóciliśmy się, kto funduje kawę, ale w końcu poszliśmy na kompromis: ja zapłaciłam za swoją, a Liam za swoją.
-Ale następnym razem płacę ja. Za całość- oznajmił mi Liam w drodze do parku.
-Aha, akurat ci pozwolę- zaśmiałam się drwiąco.- Musisz się przyzwyczaić, że jestem feministką i potrafię sama o siebie zadbać.
-Właśnie widzę. Wczoraj w parku też to pokazałaś. A propo, dobrze się czujesz?
-Jakiś ty opiekuńczy- uśmiechnęłam się ironicznie.- Spokojnie wszystko jest pod kontrolą i nie musisz się o mnie martwić.
-Ale jednak się trochę martwię. Jeśli wczoraj prawie zemdlałaś, to niedługo może się to powtórzyć.
-To chyba ty powinieneś studiować medycynę, a nie ja. Myślałeś kiedyś o tym?
-Nie, nigdy. Wiesz zająłem się muzyką, zanim trzeba było wybierać studia. Teraz nie zamienię tego na nic innego. Muzyka jest dla mnie zbyt ważna.
-Fajnie, że robisz to co kochasz.- zamyśliłam się.
Usiedliśmy na parkowej ławeczce. Wcześniej mijaliśmy sporo ludzi, ale szukaliśmy takiego miejsca, żeby nikt się nie śmiał z naszego śpiewania.
-Dobra, zaczynaj.- usiadłam wygodnie i czekałam aż zaśpiewa.
-Zapomniałaś jaka była umowa? Ty miałaś śpiewać pierwsza.- uśmiechnął się chytrze.
-Liczyłam, że o tym zapomniałeś.- zaśmiałam się.- Ale ja się stresuję...- popatrzyłam na niego błagalnie. Może się zlituje i nie będę musiała robić z siebie pośmiewiska.
-Przede mną się nie musisz denerwować. No, dawaj.
Westchnęłam. Wiedziałam, że nie da się przebłagać. Zaczęłam śpiewać "Roar". Liam słuchał mnie uważnie i coraz szerzej się uśmiechał. Gdy skończyłam, powiedział:
-Jesteś zdecydowanie zbyt skromna, wiesz? Śpiewasz świetnie, może miejscami dałoby radę to dopracować, ale jest bardzo dobrze.
-Miejscami dopracować? Czyli fałszowałam? Foch!- obraziłam się.- Dobra, śpiewaj panie gwiazda, ja też chcę trochę pokrytykować. Tylko piosenka ma być twoja, nie innego zespołu.
Liam przygryzł wargę. Chyba wybierał piosenkę. Za chwilę zaczął śpiewać. Przez pierwsze kilka taktów uśmiechałam się, ale zaraz poczułam się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Ta piosenka... Liam śpiewał "What Makes You Beautiful", a jego głos... był identyczny z głosem Liama Payne! Otworzyłam szeroko oczy. Boże, jaką ja jestem idiotką! Jakim trzeba być kretynem, żeby się tego wcześniej niedomyślić! Powinnam się cofnąć do przedszkola.
Przede mną siedział Liam Payne, jedna piąta zespołu One Direction...


_____________________________
Taaak, Natalia wreszcie się ogarnęła i domyśliła, kogo poznała ;)
No i co dalej? Kiedy pozna 1D?
Hehe, teraz wam tego nie powiem, ale jutro może...

Dalej, dalej, komentujcie ;) :D

Roxanne xD

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 3

Obudziła mnie stewardessa prośbą o zapięcie pasów. Zbliżaliśmy się do Londynu. Za chwilę koła samolotu mocno uderzyły o płyty lotniska. Okropne uczucie. Nigdy przenigdy więcej! Dość szybko zgarnęłam swoją walizkę i poszłam w kierunku gigantycznej poczekalni. W życiu nie widziałam tylu ludzi w jednym miejscu. Jak ja, do cholery, znajdę tu tatę?! Przecież to jest jakieś przegięcie. Miałam dwa wyjścia: wrzeszczeć na cały głos "Tato, tato, tu jestem!" (choć i tak wątpię, żeby mnie usłyszał w tym hałasie) lub po prostu do niego zadzwonić (o ile złapię tu jakąś sieć). Wyciągnęłam telefon, ale nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć.
-Natalka, tutaj jesteś, już myślałem , że cię nie znajdę.- odwróciłam się. Tak, mój tatusiek. Jednak to nie było takie skomplikowane, jak mi się wydawało.
-Cześć tatku- przytuliłam go mocno.- Chyba znowu przytyłeś. Ile ty piwa wypijasz?- zapytałam zerkając na jego brzuch.
-A gdzie "stęskniłam się, tatusiu", "kocham cię", "dawno cię nie widziałam"?- zapytał tata z udanym wyrzutem.
-Stęskniłam się, kocham cię, dawno cię nie widziałam tatusiu.- powiedziałam posłusznie, zadzierając głowę do góry, żeby popatrzeć mu w oczy. Mój tata ma ze dwa metry wzrostu, waży około 160 kilo. Bezproblemowo dostałby pracę jako ochroniarz. Daliby mu ją za sam wygląd. Kłopot w tym, że on nie lubi się przemęczać.- To co, jedziemy do domu?
-Jasne, chodź.- wziął torbę i poprowadził mnie do samochodu. Oczywiście, w Anglii nie mogą jeździć po ludzku. Wpakowałam się za kierownicę.
-Widzę, że masz ochotę prowadzić- zaśmiał się tata.- Wysiadka.
Przeniosłam się na siedzenie obok. Mam prawko, ale wolę go nie testować na lewostronnym ruchu, zwłaszcza od razu po przyjeździe.
-Mamy mały problem z tą wycieczką.- powiedział tata, a ja ocknęłam się z zamyślenia.
-Jaki problem?
-Kolega się rozchorował i nie będę miał wolnego.
-To znaczy, że nie przyjeżdżasz do domu?- spytałam zaniepokojona. Dopiero mama miałaby stresa.
-Nie, do Polski przyjadę, ale nici ze wspólnego zwiedzania Londynu. Będę jeździł w nocy do pracy, to w dzień chcę się trochę wysypiać.
-Aaaa, to spoko, nie ma sprawy. Nie przejmuj się. Kup mi na jakiejś benzynówce plan miasta i ja już sobie poradzę.- uśmiechnęłam się do taty.
-Moja dzielna dziewczynka.- tata chyba się rozczulił, ale zaraz mu przerwałam.
-Tato! Jestem już duża od dłuższego czasu jakbyś nie zauważył. Od trzech lat mieszkam sama w sporym mieście i jakoś sobie radzę. Jakby nie było za pół roku kończę już dwadzieścia dwa lata.
-No wiem, wiem.- tata rozglądał się za miejscem parkingowym. Dojechaliśmy do bloku mieszkalnego. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż te wszystkie komunistyczne pudełka u nas.
-Tu mieszkasz? Ostatnio opowiadałeś o przyczepie kempingowej.- powiedziałam patrząc na dom.
-Bo przyczepa jest aktualna. Tutaj mieszka mój kolega. Pożyczył mi mieszkanie na tydzień. Ty w mojej przyczepie byś się już nie zmieściła.
-Dobrze wiedzieć, że jestem tak gruba, żeby się gdzieś nie zmieścić- odparłam sarkastycznie. Wcale nie jestem gruba. Ostatnio wręcz chudnę przez tę chorobę, ale na szczęście dużej różnicy jeszcze nie ma.

Mieszkanko było malutkie dwa pokoiki, łazienka niewiele większa od szafy i duża kuchnia połączona z salonem. Luksusów nie ma, ale da się mieszkać. Nawet mi się spodobało. Rozpakowałam się, a tata w międzyczasie skoczył po jakąś mapkę Londynu.
-To co teraz będziesz robić?- zapytałam ojca, gdy już skończyłam.
-Drzemnę sobie troszkę, bo za trzy godziny muszę jechać w trasę. A ty?
-Chyba się przejdę. Spokojnie, nie zgubię się.- zaśmiałam się patrząc na tatę, który chyba się zastanawiał czy na pewno może mnie puścić.
-No dobrze...- położył się na kanapie, a ja przykryłam go kocem.
-Jakbym nie wróciła przed twoim wyjściem to się nie martw. Wtedy napiszę do ciebie smsa jak wrócę, okej?
-Okej. Baw się dobrze.- prawie od razu zasnął.
Zanim wyszłam, wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w wygodne jeansy i trampki. Wrzuciłam do torebki parasolkę i mapkę. Po pół godzinie byłam gotowa do wyjścia. Tata chrapał aż w całym budynku było go słychać. Serio, na klatce schodowej brzmiało to jakby ktoś chował w mieszkaniu świstaka.
Wyszłam na ulicę. Jeszcze w domu obczaiłam, że raptem kilka ulic dalej jest Regent's Park. Pomyślałam, że warto pójść tam na spacerek. Po podróży miałam średnią ochotę na sklepy. Byłam trochę zmęczona i na świeżym powietrzu zdecydowanie lepiej się myślało. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy, że wszystko w porządku, doleciałam szczęśliwie i te sprawy. Natomiast Nika, co dziwne, nie odbierała. U niej telefon to była świętość. Zawsze odbierała połączenia, a na smsy odpisywała po kilku sekundach. No chyba że... Kamil. Pewnie jest z nim na randce. Wpadłam na pomysł, że tak dla jaj napiszę do niego smsa.
"Jak tam z Niką? Jesteście teraz razem? ;)"
Inteligentny chłopak. Odpisał od razu.
"Jest bosko. Nie mogę pisać."
Krótko, zwięźle i na temat. Aż się roześmiałam na cały głos. Całe szczęście, że byłam już w parku, nie było tyle ludzi i nikt nie podziwiał jak jakaś idiotka rży jak koń do telefonu. Chichocząc pod nosem odpisałam mu:
"Ucałuj ją ode mnie i powiedz, że doleciałam szczęśliwie, dziękuję za troskę :P"
Musiałam być złośliwa, a co tam. Ciekawe, czy faktycznie ją ucałuje. Schowałam telefon. Byłam chyba w parku całkiem sama. Cisza i spokój. Fantastyczne miejsce. Nagle zrobiło mi się gorąco. Przecież nie było słońca, raptem dwanaście stopni na plusie. Poczułam zimny pot na plecach. O nie, nie, nie, nie, nie, nie, NIE! Nie mogę tu zemdleć! Zaczęłam gwałtownie szukać moich pastylek. WTF?! Nie mam ich?! Niemożliwe. Kręciło mi się w głowie coraz bardziej. Nareszcie, znalazłam je. Wsadziłam od razu jedną pod język. Obok mnie była ławka. Szybko usiadłam, bo uginały się już pode mną nogi. Schyliłam głowę jak mogłam najniżej, niech ta krew dopłynie tam gdzie trzeba! Okej, po jakichś pięciu minutach zaczęło mi być lepiej.
-Wszystko w porządku?- zapytał ktoś po angielsku. Podniosłam głowę. Nade mną stał jakiś koleś w grubej bluzie, czapce na głowie i okularach przeciwsłonecznych. Zasłaniały mu prawie pół twarzy. Ciekawe, po co mu one w taki "słoneczny", listopadowy dzień.
-Tak, wszystko jest okej.- odpowiedziałam i wyprostowałam się. Odetchnęłam z ulgą. Przeszło mi. Może to przez ten lot samolotem?
-Na pewno? Może musisz iść do lekarza?- upewniał się siadając koło mnie.
-Spoko, jest okej.- powtórzyłam.- Po prostu czasem tak mi się robi, nie przejmuj się.
-Jak mam się nie przejmować, prawie zemdlałaś.- troskliwy był. Już zazdroszczę jego dziewczynie.
-Prawie robi wielką różnicę. Nie martw się, wiem jak sobie radzić w takich sytuacjach. A w ogóle to jestem Natalia.
-Liam- podał mi rękę. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się do chłopaka.- Nie jesteś stąd, prawda?
-Skąd wiesz?- zdziwiłam się. Jasnowidz czy taki spostrzegawczy?
-Z torby wystaje ci plan miasta, a poza tym masz inny akcent.- patrzył na mnie, ale wkurzały mnie te okulary. Lubię patrzeć się ludziom prosto w oczy, a tu nie wiedziałam, gdzie dokładnie on ma te oczy.
-Bardziej podręcznikowy ten akcent, nie?- zaśmiałam się. Czyli jednak spostrzegawczy.- Jestem z Polski. Dziś przyleciałam do Londynu.
-Od razu wiedziałem- powiedział zadowolony.- Będziesz tu pracowała?
-Starczy, że tu pracuje mój tata. Przyjechałam tu do niego i za tydzień wracamy do Polski. Właśnie- pacnęłam się w głowę.- Muszę wracać do domu. Będzie się martwił, że się zgubiłam.
-Odwiozę cię- zaproponował Liam.
-Nie, dzięki. Mieszkam niedaleko.- odpowiedziałam, ale Liam nie chciał odpuścić.
-Prawie zemdlałaś w parku. Teraz cię podwiozę, bo jeszcze coś ci się stanie. Nie darowałbym sobie, gdybyś potem wylądowała w szpitalu.
-Daj spokój, aż tak źle nie będzie.- zaprotestowałam.
-Nie dam spokoju. Jak nie chcesz jechać, to możemy się przejść.- uśmiechnął się.
-Powiedz od razu, że chcesz się dowiedzieć gdzie mieszkam, a potem się wprosić.- byłam już niegrzeczna, ale nie lubię natrętów.
-Trochę jesteś niesprawiedliwa, nie uważasz?- chyba posmutniał. Zrobiło mi się go szkoda, ale jeszcze nie odpuszczałam.
-Słyszałaś o czymś takim jak ocenianie ludzi po pozorach? Jak kogoś nie znasz, to nie możesz o nim nic powiedzieć. Tak samo jak znasz kogoś na przykład z mediów. Nie oceniaj go po tym co o nim piszą, bo tak naprawdę to on może być zupełnie inny.- Cholera, miał rację. Było mi głupio. Może ja faktycznie automatycznie skreślam ludzi zanim ich dobrze poznam? W sumie tak było z Maćkiem. Nie dałam mu szansy, bo... był za niski. Wiem, jestem czasem żałosna.
-Słuchasz mnie?- głos Liama sprowadził mnie na ziemię.
-Co? Tak, tak, słucham. Po prostu zastanawiam się nad tym co mi powiedziałeś. I masz 100% racji. Jestem okropna.- zwiesiłam głowę.
-Nie jesteś okropna, tylko albo masz deprechę albo jesteś trochę zagubiona. Masz problemy, prawda?- zatkało mnie. Przecież ja to tak staram się ukrywać! Ależ on jest bystry. Rozmawia ze mną ile? Dwadzieścia minut? Przez chwilę miałam ochotę mu o wszystkim powiedzieć, ale szybko zrezygnowałam. Skoro nie mam zamiaru mówić o tym nikomu, to jemu tym bardziej.
-Nic się nie dzieje. Nie mam deprechy ani problemów. Jestem tylko zmęczona po podróży.- uśmiechnęłam się do niego.- Nadal masz ochotę mnie odprowadzić?
-No jasne!- cały się rozpromienił. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo te okulary cały czas uparcie siedziały na jego nosie.
Wstaliśmy z ławeczki i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jaka obecnie jest pogoda w Londynie, a jaka w Polsce. Jakie jest polskie jedzenie, bo on nigdy nie próbował. Ile dałoby radę zwiedzić w Londynie przez sześć dni i co ciekawego jest do zwiedzania w Polsce. Liam dowiedział się też, że studiuję medycynę i stwierdził, że jak będzie trzeba to przyleci do Polski, żeby się u mnie przebadać. Nie zdążyłam się go spytać o to, co on robi, bo stanęliśmy pod moim domem i prawie zderzyliśmy się z moim tatą.
-O hej, tato.- powiedziałam z uśmiechem.- Widzisz, zdążyłam przed twoim wyjściem.
-No, widzę, widzę. Kto to jest?- spytał patrząc się na Liama.
-To jest Liam, poznałam go w parku. Liam, poznaj mojego tatę.- powiedziałam po angielsku do chłopaka. Nie zamierzałam raczyć taty opowieścią o okolicznościach naszego spotkania. Podali sobie ręce.
-Nice to meet you, Liam.- powiedział tata i zwrócił się do mnie.- Ja już muszę jechać. W lodówce znajdziesz coś do jedzenia. Pa- buziak w czółko i już go nie było. Po chwili samochód z piskiem opon ruszył na miasto.
-Ale macie dziwny język- Liam patrzył za samochodem.- Diesel.
-Co?- nie zajarzyłam o co mu chodziło.
-Mówię, że twój tata jeździ na Dieslu.- odwrócił się do mnie. Inteligentny jest. Mimo tego, że nie widziałam jego twarzy, zaczynał mi się podobać.
-Brawo, Sherlocku. Jak ty to robisz, że od razu zgadujesz wszystko na pierwszy rzut oka?- zapytałam.
-Samo wychodzi.- uśmiechnął się jakoś tak... nieśmiało.
-Dobra, idę już. Dzięki za odprowadzenie, troskę i tak dalej.- chciałam już odejść, ale złapał mnie za rękę.
-Poczekaj. Masz może ochotę spotkać się jutro?- spytał.
-W sumie nie mam planów, więc chętnie. Gdzie i o której?
-W Starbucksie, tu niedaleko. A godzina... O której tobie pasuje?
-Trzecia?- zaproponowałam.
-Okej-uśmiechnął się.- Tylko może daj mi swój numer, na wypadek gdybyśmy się nie mogli znaleźć.
-To ty mi też daj swój.- wymieniliśmy się telefonami.
-To do jutra.- uśmiechnęłam się i pomachałam mu na pożegnanie.
Weszłam do mieszkania. Byłam okropnie zmęczona. Jakbym przebiegła co najmniej maraton. Od razu położyłam się do łóżka. Zerknęłam wcześniej na telefon. Miałam smsa od "Liam":
"Starbucks, 15:00. Dobrze zapamiętałem? ;)"
"Idealnie :) masz kłopoty z pamięcią?"
"Nie tylko patrzyłem się wtedy na ciebie i jakoś nie skojarzyłem czy myślę dobrze czy źle :)"
"Okeej, to było miłe :* ale teraz sorki, idę spać, jestem wykończona o.O"
"Domyślam się. Dobranoc :*"
Ojejejejku. Natalia, nie możesz się tak łatwo zabujać w jakimś kolesiu! Zresztą, nie wiadomo, jaki on się okaże na kolejnym spotkaniu. Marek, jak startował do Gabryśki, mojej lekarki, też był spoko, ale po jakimś czasie ją uderzył. Miała piękną śliwkę pod okiem przez dwa tygodnie. Dziękuję za coś takiego.
Włożyłam słuchawki z "Love Story" Taylor Swift i za chwilę już spałam.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 2

Nareszcie koniec zajęć! Oczywiście doktorka nie darowała sobie objechania mnie za trzyminutowe spóźnienie, potem dokładnie mnie odpytała i zjechała ponownie za niestaranne przygotowanie się do zajęć. Szlag mnie trafiał, ale nie skomentowałam tego, bo zaraz otrzymałabym trzeci wykład na temat zachowania w stosunku do starszych wiekiem i doświadczeniem.
Z ulgą wyszłam z Collegium Anatomicum i ruszyłam w dół ulicą nakładając słuchawki. O tak, "Drive By" na pewno mnie zrelaksuje. Kraków to cudowne miasto. Uwielbiam spacerować po ulicach, śmiać się z turystów podnieconych każdą historyczną kostką brukową. Nie wyśmiewam się, broń Boże! Jestem po prostu dumna, że mieszkam tu na stałe. Nagle telefon przestał puszczać muzykę i w uszach huknęła mi skoczna melodyjka. Ktoś pilnie chciał się do mnie dodzwonić.
-Halo?- zapytałam chowając słuchawki do torby.
-Cześć Natalciu, co tam słychać?
-Mamciu, błagam nie mów do mnie Natalciu.
-Oj, przepraszam, dzwonię spytać, czy nie miałabyś ochoty na małą wycieczkę.
-Jaką wycieczkę?
-Tata za tydzień przyjeżdża do Polski i pomyśleliśmy, że może chciałabyś na parę dni polecieć do Londynu. Wiesz, pozwiedzasz trochę, rozerwiesz się, a wrócisz z tatą samochodem.
-No, to nie jest taka mała wycieczka- zaśmiałam się. Tata pracował na TIR-ach w Anglii i przyjeżdżał do Polski co parę miesięcy. Kiedyś byłam z mamą w Anglii i trochę zwiedzałyśmy, ale to było chyba w 2004 albo 2005 roku. Strasznie dawno. No i Londyn zwiedzałyśmy tylko przez kilka godzin.- Ty się jeszcze pytasz, czy chcę jechać! Dzwoń do taty, niech bookuje bilet!
-No to super. Zaraz dzwonię. A jak tam na uczelni?
-Spoko, chociaż ta cudowna doktorka znowu się znęcała nad biednymi studenciątkami.
-Oj tam, dasz sobie radę, jak zwykle. Ja nie wiem skąd ty ostatnio bierzesz tyle energii na to wszystko. Ja w twoim wieku jakoś nie umiałam się cieszyć życiem.
-Ja też nie wiem skąd biorę tyle energii- zaśmiałam się. Aha, akurat nie wiedziałam. Doskonale wiedziałam. Tylko ta energia potrzebna mi była, żeby zapomnieć.
-Dobra, to ci już nie przeszkadzam. Pakuj się, bilet raczej będzie na jutro.
-Okej, to paaa. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Pa.
Rozłączyła się. Zawsze miałam genialny kontakt z matką. Chyba się trochę nadpsuje, gdy się przyznam, że jestem śmiertelnie chora, ale trudno. Na razie nie chcę jej martwić, mama od dawna łatwo się denerwowała, nawet drobiazgami.
Wpadłam do domu jak burza. W powietrzu unosił się wspaniały zapach... Mmmm, to chyba gołąbki.
-Zrobiłaś obiad?-zapytałam Nikę wchodząc do kuchni.
-Postanowiłam się odwdzięczyć za tę karpatkę. Była boska. Nawet Kamilowi smakowała- dodała rozmarzona.
-Aaaa Kamil! To wszystko wyjaśnia! No jak jemu smakowało to bardzo się cieszę- roześmiałam się i przytuliłam Nikę.- Rozumiem, że nie obudzenie ciebie rano już zostało zapomniane?
-Całkowicie- potwierdziła moja przyjaciółka i podała mi talerz z gołąbkami.- Smacznego.
-Dziękuję- odpowiedziałam przełykając pierwszy kęs.
-A w ogóle, wiesz, idę wieczorem z Kamilem do kina!- pisnęła tak głośno, że aż podskoczyłam na krześle.
-Matko, nie strasz tak. Gratuluję- powiedziałam nakładając sobie na talerz trzeciego gołąbka. Co jak co, ale gołąbki Niki to było mistrzostwo świata.- No chyba moja nowina nie przebije twojej.
-A jaka nowina? Umówiłaś się z kimś?- zainteresowała się Nika.
-Tobie to tylko randki w głowie- fuknęłam na nią.
-To o co chodzi?
-Jadę do Londynu! Na tydzień!- wrzasnęłam radośnie.
-Eeeej, ja też tak chcęęę- zaczęła jęczeć Nika.- Kiedy jedziesz?
-Nie jedziesz a lecisz. Prawdopodobnie jutro- powiedziałam zapijając ostatniego gołąbka herbatą owocową.
-Już? Tak szybko?
-Tak, bo lecę do taty. Za tydzień wrócę z nim samochodem.- wyjaśniłam.
-Już za tobą tęsknię- Nika podeszła i mnie przytuliła.- A teraz pa, muszę się przyszykować.- i poleciala do swojego pokoju.
-To tak za mną tęsknisz?- krzyknęłam za nią ze śmiechem. Zmyłam naczynia i poszłam do swojego pokoju.
Zdjęłam z szafy walizkę i zaczęłam się pakować. Oj, zapomniałam włączyć muzyki. Tak, teraz lepiej. Coldplay i "Paradise". Bosko. Włożyłam do walizki nowe trampki i jeansy. Średnio lubiłam dziewczęcy styl. Wolałam legginsy i szerokie, ciepłe bluzy. Dobra, ale jeśli będzie tam jakaś szczególna okazja? Okej, wrzuciłam do torby dwie sukienki, ulubione koturny (jedyne buty na obcasach, w których wytrzymywałam więcej niż trzy godziny) i dłuższe botki na niższym obcasiku. Okej teraz chyba będę się mogła wszędzie pokazać. Drzwi wejściowe głośno trzasnęły. Kamil, strzeż się, Nika nadchodzi! Zachichotałam ze swojego dowcipu i poszłam do łazienki pakować kosmetyki. Włączyła się kolejna piosenka "Midnight memories". Nagle upuściłam z hukiem kosmetyczkę. Matko, przecież ja jadę do Londynu! A tam... w Londynie... Przecież tam mieszka One Direction! Aż usiadłam na podłodze z wrażenia. Zaraz jednak oprzytomniałam. Jadę do Londynu, ale to nie znaczy, że ich spotkam. Ile jest w Londynie ludzi? 10 milionów? Prawdopodobieństwo, że spotkam akurat tych pięciu chłopaków jest równe prawie zero. Oj tam, wszystko mi jedno. Ale na jakiś koncert byłoby fajnie się dostać. Wsadziłam kosmetyczkę do torby. Daj sobie spokój Natalia. Nie ma opcji, że ich spotkasz. Faktycznie już się z tym pogodziłam.
Moje rozmyślania przerwał telefon.
-Hej skarbie. Bilet masz na jutro na dziewiątą w Balicach na Heathrow...
-Mamo, mamo stop! Powoli- uspokoiłam moją rodzicielkę. Lewą ręką dopinałam wypchaną walizkę, a drugą próbowałam przytrzymać podłączony do ładowania telefon. Jak mi się to uda to będę mistrzynią.
-Ja jestem spokojna kotku. Spakowałaś się już?
-Właśnie kończę.
-To ci nie przeszkadzam. Miłej podróży.
-Dzięki, pa mamo.
-Pa pa, dobranoc.
Ha jednak udało się dopiąć walizkę jedną i do tego lewą ręką! Popatrzyłam na zegarek. Już 22:00, a Niki nie ma. Trochę jej zazdroszczę. Też bym chciała pójść z chłopakiem do kina, na kawę albo jakąś kolację. Romantyczną, nie taką w typie biznesslunch. Ale co ja zrobię, kiedy każdy chłopak jest taki... beznadziejny. Ma ochotę tylko na zaciągnięcie dziewczyny do łóżka. Dobrze, że znam perfekcyjnie angielski. Może spotkam jakiegoś księcia z bajki, nie dosłownie, bo ci z pałacu Buckingham są podobno zajęci. Hehehe, matko, ale mi odbija. Wydrukowałam przesłany bilet i spakowałam laptopa. Muszę się już położyć, bo inaczej znowu się nie wyśpię.

~***~

Budzik piszczał przeraźliwie koło mojej głowy. Chyba jednak wygrał tę walkę o pięć minut snu, bo jakoś zwlokłam się z łóżka. Poczłapałam do łazienki. Najpierw szybki prysznic. Dobra teraz śniadanko z porcyjką lekarstw. Mam dość tego wiecznego pilnowania pigułek. Zajrzałam na chwilę do Niki. Spała słodko, owinięta kołdrą jak kokonem. Nawet nie wiem, kiedy wróciła. Musiała nieźle zabalować z tym Kamilkiem.
-Nika?- odgarnęłam jej włosy z czoła. Odpowiedziała mi mruknięciem.- Nikuś, ja już idę na lotnisko.
-Co?- chyba zaraz się obudzi.
-Jadę na lotnisko, lecę zaraz do Londynu.
-Super, też cię kocham mamusiu.- przekręciła się na drugi bok. Jak sobie chcesz. Ja się pożegnałam.
Zadzwoniłam po taksówkę i wytaszczyłam bagaż z pokoju. Założyłam kurtkę. W końcu to listopad. Ciekawe, ile razy będzie padało w Londynie. Chyba prościej będzie można policzyć dni bezdeszczowe. Zniosłam walizkę na dół. Taksówka już czekała. Kierowca wsadził torbę do bagażnika.
-Proszę na lotnisko Balice.
-Już się robi panieneczko.- starszy mężczyzna uśmiechnął się i ruszyliśmy.- Panna pewnie gdzieś wyjeżdża?
-Tak, lecę do Londynu.
-A Londyn, piękne miasto. Mój brat tam pracuje. Też jeździ na taksówkach. Jak pani chce to dam pani namiary i będzie panna miała zniżkę w Londynie.
-Chętnie skorzystam- zaśmiałam się. No proszę, los mi sprzyja. Już mam mniej funtów do wydania.
-Proszę bardzo.
-Dziękuję. Do widzenia!- złapałam za walizkę i ruszyłam do odprawy. Miałam jeszcze pół godziny do odlotu, ale szybko zaczęli wpuszczać na pokład samolotu. Zajęłam miejsce i od razu włożyłam słuchawki. Zapowiadało się miłe kilka godzin relaksu.


___________________________
Troszkę lanie wody, ale jakieś wprowadzenie być musi ;)
Comments, comments, comments <3

Roxanne xD

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 1

-W życiu się tego nie doliczę- jęknęła Nika. Wokół niej leżała góra forsy. Chyba przed chwilą zrobiła napad na bank.
-Mogę wiedzieć, skąd ty masz tyle kasy?- zaciekawiłam się. Podniosłam głowę znad podręcznika do anatomii i ogarnęłam wzrokiem te pieniądze. Matko, w życiu nie widziałam tyle kasy na raz. Jak patrzysz na cyferki na koncie to jakoś nie wygląda to tak przerażająco.
-Próbuję zliczyć fundusze na wymianę, wiesz tę z Niemcami. Zebraliśmy już tyle forsy, a i tak nie wszyscy jeszcze wpłacili.
-No tak- Nika zawsze się angażowała w takie bzdury.- Mogę ci pomóc. Nawet już to policzyłam. Masz tu kochanie milion pięćset sto dziewięćset dolców.
-To są złotówki ślepoto.
-Rozkręcasz się! Jeszcze wczoraj byłam orangutanem, dwa dni temu marchewką. Dziś nareszcie jestem człowiekiem!- wrzasnęłam z radością wyrzucając notatki wysoko w górę. Podręcznik głośno walnął o sufit i spadł w stertę pieniędzy, które pofrunęły na wszystkie strony.
-Ja cię zaraz zabiję! Przecież to było poskładane! Ty, ty, ty... TY GLISTO JEDNA! nie możesz usiedzieć bez ruchu?!- Nika zaczęła mnie tłuc poduszką.
-Dobra dość! Dość! Pomogę ci to pozbierać, a potem upiekę ci karpatkę. Zadowolona?
-Z masą budyniową?- Ej Nika, ty łasuchu...- Kakaową?
-Aż ci się oczy zaświeciły- zaśmiałam się- Z jaką będziesz chciała.
-Dobra, chyba ci wybaczyłam- odpowiedziała Nika.
Zachichotałam i zabrałam się za sprzątanie. Oczywiście, zaczęłam je od włączenia muzyki. Nic tak nie motywuje do działania jak żywa, taneczna muzyka.
-And we're singin' House Party, House Party...- podśpiewywałam. Boże, jak ja uwielbiam śpiewać.Nie ma jakiegoś specjalnego głosu, ale za to do każdej sytuacji potrafię dopasować jakąś piosenkę.
- Tutaj chyba powinnaś śpiewać "Bang a Drum". Jak w tym filmie z Seleną Gomez- powiedziała z przekąsem Nika.
-Nie próbuj być złośliwa, bo ci to nie wychodzi.- zaśmiałam się.- Selena Gomez poszła w odstawkę rok temu.
-No tak, zapomniałam o tych pięciu chłoptasiach, którzy są teraz na tapecie.- przypomniała sobie Nika.
-Tylko nie chłoptasiach!- rzuciłam w nią kapciem.- O to właśnie oni!- znów zaczęłam śpiewać Kiss you- Oh, I just wanna take you anyway that you like, we can go out any day, any night, Baby I'll take you there, take you there, Baby I'll take you there yeah...
-Natalia, czy ty nie możesz znaleźć sobie kogoś bardziej realnego? Taki na przykład Tomek z trzeciego roku biotechnologii albo ten Kamil z czwartego roku chemii... Z nimi przynajmniej dasz radę się umówić.
-Ależ ty się o mnie troszczysz... No no no- zerknęłam na nią wesoło.- Po pierwsze, nigdy nie mów nigdy, może ich jeszcze spotkam. Po drugie, nie szaleję za nimi jak jakaś psychofanka tylko lubię ich muzykę i chętnie bym ich spotkała w realu. A po trzecie.... cóż jesteś fantastyczną kumpelą, żeby odstępować mi swojego kolesia.
Nika zrobiła się cała czerwona.
-Jakiego niby kolesia?
-No tego Kamila z czwartego roku...- nie dokończyłam bo Nika zatkała mi usta ręką.
-Ja wcale na niego nie lecę, nie obchodzi mnie on...
-Tak?- odtrąciłam jej rękę.- Skoro tak to zadzwoń do niego i poproś, żeby ci przyniósł notatki z trzeciego roku z organicznej.- Nika też była na chemii, tylko rok niżej niż Kamil.
-Zwariowałaś?! Prędzej się ogolę na łyso niż do niego zadzwonię!
-Dobrze. Idziesz do fryzjera teraz czy po karpatce?- zaczęłam się śmiać.
-Natalia! Koniec tematu!- oho, Nika już się naprawdę wkurzyła.
-Okej, okej. Ale jak zmienisz zdanie to powiedz. Trzeba będzie zrobić zdjęcie przed fryzjerem i po. Umieścimy to na portalu "Trudne sprawy", może ktoś się zainteresuje twoim przypadkiem...- znowu oberwałam poduszką i to tak mocno, że aż usiadłam.
-Dobra, poddaję się. Idę robić karpatkę.- podniosłam ręce w geście poddania i poszłam do kuchni. Dobrze, że zrobiłam zakupy, przynajmniej wszystkie składniki były na miejscu. Spędziłam w kuchni trzy godziny, a Nika walczyła z pieniędzmi. Dobrze, że muzyka grała głośno. Teraz słuchałam "Little things".
Weszłam do salonu niosąc triumfalnie talerz z ciastem.
-Gotowe!- zamaszyście postawiłam ciacho na stole, starłam mąkę z nosa i zerknęłam na Nikę. Hmmm, pieniądze potrafią jednak przytłoczyć. Nikuś spał na kanapie z nosem w stosie forsy. Zaśmiałam się i sprzątnęłam pieniądze ostrożnie, żeby niczego nie zgubić. Przykryłam Nikę kocem i poszłam umyć kuchnię. Gdy tylko coś przygotowuję, robię gigantyczny bałagan. Jak skończyłam była już 23:00. Cholera, nic nie powtórzyłam przez to ciasto, a jutro mam ważne zajęcia, na których doktorka nie odpuści sobie pogrążenia nas. "Poziom wiedzy świadczy o poziomie umiejętności. Jak chcecie być lekarzami, skoro nie odróżniacie paliczka drugiego lewej ręki od paliczka trzeciego prawej ręki?" Ciekawe, czy ona umie to odróżnić. Machnęłam ręką. Idę spać i mam w nosie panią doktor Paliczek Doskonały.

~***~

-Do cholery, czemu mnie nie obudziłaś? Mam zajęcia o ósmej, a jest dwadzieścia po siódmej!- ktoś strasznie wrzeszczał nad moim uchem. Przecież to ja mam na ósmą. Z trudem otworzyłam oczy i zerknęłam na zegarek. Rany julek, spóźnię się!
-Zapomniałam nastawić budzik, przepraszam!- popędziłam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic.
-Wiesz, gdzie mam twoje przepraszam?!- no tak Nika nigdy nie odpuszcza sobie wrzasków jak jest spóźniona. Ale też za to ją kocham.
-Jakoś mnie to nie interesuje!- odkrzyknęłam.- Karpatka w lodówce!- krzyki za drzwiami umilkły. Czemu mnie to nie dziwi? Westchnęłam słysząc trzaskające drzwi wyjściowe. Mam nadzieję, że zostawiła coś dla mnie.
O dziwo, został cały jeden kawałek. Gdzie ona mieści to całe ciasto?! Zjadła całą tacę teraz, wstawała w nocy czy porwała wszystko na uczelnię? Nie chciało mi się zgadywać. Poza tym muszę lecieć, jestem już spóźniona.
Wychodząc przypomniałam sobie o lekach. Dobrze, że noszę zapasowe w torebce. Siedząc już w autobusie łyknęłam całą garść prochów. Bez nich nie mogłabym funkcjonować. Ludzie obok mnie chyba wzięli mnie za ćpuna. Też chyba bym tak sobie pomyślała, gdyby nie to, że wiedziałam dlaczego je biorę. Nie miałam zamiaru wylądować w szpitalu z powodu kolejnego omdlenia. Czemu ten autobus tak długo jedzie? Nie zdążę! Ufff, nareszcie się zatrzymał. Mam trzy minuty na dotarcie do sali.


____________________________
I proszę, pierwszy rozdział. Jak wam się podoba? Na razie rozpiera mnie energia, mam tysiąc pomysłów, ale muszę rozczarować. Nie będzie różowo przez cały czas...

Komentarze pilnie wyczekiwane ;)
Roxanne xD