czwartek, 18 września 2014

Epilog

-No chodźże!- Nika pokręciła głową i mocniej zaparła się nogami o podłogę, gdy próbowałam ją pociągnąć. Próbujemy jeszcze raz.- Dominiko Sawicka, rozkazuję ci natychmiast ruszyć dupę z miejsca i władować się do taksówki!- kolejne zaprzeczenie. Mam dość.- Dobra, sama tego chciałaś. Lecę bez ciebie. Ale nie mam zamiaru tłumaczyć cię Niallowi.- wzruszyłam ramionami i poszłam do przedpokoju. Klapnęłam na podłogę i zaczęłam wiązać trampki. Po chwili usłyszałam cichutkie kroki i przede mną pojawiły się dwie stopy w skarpetkach w kropki.
-A jak się rozbijemy?- zapytała Nika powoli nakładając adidasy. Westchnęłam ciężko i podniosłam się do pionu. Przeczesałam ręką włosy i zarzuciłam torebkę na ramię.
-Nika, tysiące samolotów lata codziennie i jakoś się nie rozbijają. Za dużo się naoglądałaś Discovery i tych filmów katastroficznych.- złapałam za rączkę walizki i wzięłam dziewczynę pod ramię.- Nika, jesteś super laska, odważna, twarda, silna... Dasz radę. Patrz na mnie, leciałam do Buenos Aires nad Oceanem Atlantyckim i zobacz!- okręciłam się dookoła prezentując swoją sylwetkę jak na jakimś pokazie mody.- No, wydaje mi się, że jeszcze żyję. A ty masz lecieć tylko do Londynu! Nawet nie sama, bo ze mną i Monią.
-No wiem... Ale się cholernie boję.- wyszeptała. Widać było po niej, że jest zestresowana. Cała zbladła, zaciskała ręce w pięści, obgryzła chyba wszystkie paznokcie lewej ręki. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
-Uspokój się. Idziemy. Masz klucz?- pokiwała głową i wyciągnęła go z kieszeni kurtki. Wystawiłyśmy walizki na korytarz i dokładnie zamknęłyśmy nasze mieszkanko na cztery spusty.
-Przepraszamy, że musiał pan czekać.- wysapałam do kierowcy taksówki, gramoląc się na tylne siedzenie obok przyjaciółki.- Małe problemy techniczne.
-Nic nie szkodzi, to pani płaci.- taksówkarz zerknął na mnie we wstecznym lusterku.- Aaa, to pani! Pamięta pani, woziłem panią na lotnisko jakiś rok temu.
-Nie zapomniał pan?- zaśmiałam się. Faktycznie, ten sam kierowca przetransportował mnie na Balice w listopadzie 2013 roku. Ucięliśmy sobie miłą pogawędkę w drodze do celu. Od tamtej podróży wszystko się zmieniło.
-A gdzie tam. Tyle o pani było potem w wiadomościach. Jak się pani teraz czuje?
-Obecnie znakomicie. Proszę pana, najpierw na ten adres...- podałam mu karteczkę z nazwą ulicy.-... a potem, standardowo, kierunek Balice. Zgoda?
-Ja tam nie mam nic przeciwko.- światło zmieniło się na zielone i ruszyliśmy po Monikę. Za chwilę parkowaliśmy pod jej domem.
-Cześć dziewczyny!- Monia wstała z walizki, na której siedziała i pospiesznie wsadziła ją do bagażnika obok naszych toreb.- Dzień dobry panu.- wsiadła na siedzenie pasażera.- Jak tam, Nika?
-Jest okej.- uśmiechnęła się sztucznie i pokazała uniesione kciuki.
-Na którą panie mają samolot?- zapytał kierowca hamując w ostatniej chwili przed jakimś psem, który wyskoczył z chodnika na jezdnię. 
-Na trzynastą trzydzieści.- odpowiedziałam wyglądając przez okno.
-No, żebyście się nie spóźniły, jest za pięć pierwsza.
-Pan na pewno tak nas pokieruje, że się nie spóźnimy.- uśmiechnęła się do niego Monika.
-Jak tak, to tak.- docisnął pedał gazu i przeskoczył przez skrzyżowanie na żółtym świetle.- Proszę bardzo.- zatrzymał się pod wejściem na lotnisko.
-Dziękujemy bardzo. Do widzenia.- wręczyłam mu pieniądze, w tym pory napiwek (zasłużył staruszek!) i złapałam za swoją walizkę.- Dziewczyny, ruchy!- pognałyśmy pędem do odprawy. Tylko Nika wlokła się parę metrów za nami.
W tempie ekspresowym oddałyśmy bagaże, przeszłyśmy kontrolę celną i poszłyśmy na halę odlotów. Przez oszkloną szybę widać było lądujące i startujące samoloty. Ten widok chyba jeszcze bardziej sparaliżował Nikę.
-Ja... ja tam nie wsiądę.- wyjąkała nie odrywając wzroku od okna. Jak na zawołanie z głośników odezwał się głos wzywający nas do wejścia na pokład samolotu.
-Nika, to nie jest takie straszne, jak ci się wydaje.- uspokajała ją Monia. Wzięłam Dominikę pod ramię i lekko pociągnęłam do wyjścia.
-Nika, chodź... Nikaaa.- pociągnęłam mocniej, bo dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. Znów to samo. Spojrzałam na zegarek. Mamy dwadzieścia minut. Normalnie trasę od punktu, w którym stałyśmy, do samolotu, dało się przejść w dwie minuty i zostałoby jeszcze całe osiemnaście, no, minimum piętnaście minut do startu. Ale z Niką? Godzina to za mało.
-Hej, ty jesteś Nattie?- koło mnie wyrosła dziewczyna, na oko szesnaście lat. Uśmiechnęłam się do niej i wypuściłam Nikę z objęć.
-Tak, a co?
-Jestem Wera i... mogłabyś mi podpisać plakat? I zrobić sobie zdjęcie?
-Jasne.- wzięłam od niej długopis i machnęłam zamaszysty podpis na fotce z akcji chłopaków.
-Jak się czujesz? Ostatnio w ogóle o tobie nie pisali, zero tweetów...
-Wiesz, po przeszczepie siedziałam w domu, żeby całkiem dojść do zdrowia, ale już jest dużo lepiej.- odpowiedziałam i oddałam jej plakat z podpisem.- Lecisz do Londynu?
-Tak.- wyszczerzyła się.- Będę na koncercie na Wembley.
-A na którym?- ustawiłam się do wspólnego zdjęcia. Błysnął flesz.
-Na tym dzisiejszym.- Wera sprawdziła, jak wyszło zdjęcie. Kątem oka zauważyłam, jak Nika rakiem ewakuuje się z lotniska w kierunku, z którego przyszłyśmy. Co za... cwaniak.
-Monika, łap ją!!!- wrzasnęłam i na chwilę odwróciłam się do mojej zszokowanej towarzyszki.- Najmocniej przepraszam, ale koleżanka boi się latać i chce nam zwiać. Do zobaczenia!- pomachałam jej i poleciałam do moich przyjaciółek.
-Nie wyrywaj się, no!- Monia siłowała się z Niką.- Nattie, zrób coś!- stanęłam za Niką i zaczęłam ją pchać w stronę samolotu. Ja nie mogę, silna jest.
-Nika, współpracuj, kurde!- powoli, centymetr po centymetrze przesuwałyśmy się w stronę facetki, której miałyśmy pokazać bilety. Stanowiłyśmy chyba dzisiejszą atrakcję lotniska, bo wszyscy się na nas gapili. Już widzę te nagłówki: "Natalia Maj i Dominika Sawicka: walka na lotnisku!", "Dziewczyna Nialla Horana i "przyjaciółka" Liama Payne'a: o co poszło?!" i tak dalej, i tak dalej. Dlaczego "przyjaciółka"? Bo Liam nie zapytał mnie, czy chcę z nim chodzić, a przez to media nie wiedzą, na czym stoimy... Ja zresztą też nie. Powtarza mi, że mnie kocha, ale o związku nie rozmawialiśmy. Jeszcze. Mam nadzieję, że to w końcu zrobi, bo jak nie, to sama się go o to zapytam. A doskonale wiadomo, że jestem gotowa to zrobić.
-Dzień dobry, proszę o wasze bilety.- powiedziała osłupiała kobieta przy bramkach.
-Przepraszamy za zamieszanie.- wysapała Monika podając swój bilet. Sięgnęłam do kieszeni kurtki Niki i podałam zmieszanej facetce nasze karteczki.
-Nic się nie stało. Miłego lotu.- otworzyła nam przejście. Nika ciągle się wyrywała.
-Miłego lotu, miłego lotu! Ten lot to będzie horror!- krzyczała po drodze.
-Uspokój się, tu są dzieci!- syknęłam jej do ucha. Biedne maluchy, mogły się przestraszyć tego przedstawienia, które urządziła panna N.
-Mamy cię nagrać i puścić to Niallowi?- spytała złośliwie Monia.- Na pewno mu się spodoba, że dziewczyna, którą kocha nad życie, robi z siebie pośmiewisko przed trzystuosobową publicznością, bo boi się latać.
-Niall mnie kocha mimo moich odpałów.- oświadczyła dziewczyna, ale po chwili namysłu się uspokoiła. Jakimś cudem trafiłyśmy na swoje miejsca. Fajnie, że samolot oferował po trzy siedzenia w rzędzie.
-Nika, pod okno.- zakomenderowałam.- Mniejsze ryzyko, że wyskoczysz z samolotu nad Niemcami.- moja współlokatorka bez słowa wsunęła się na wskazane miejsce. Za nią usiadła Monia, a na końcu ja.
-I co teraz?- Nika zapięła pas, po czym cztery razy sprawdziła, czy wszystko z nim w porządku. Otworzyłam usta, żeby jej odpowiedzieć, ale przerwał mi głos pilota.
-Witamy na pokładzie linii British Airways. Lot z Krakowa do Londynu. Prosimy o zapięcie pasów i przygotowanie się do startu. Przewidywany czas lotu to dwie godziny. Dziękuję.
-No i już wszystko wiesz.- zatarłam ręce.
-Ale fajnie!- ekscytowała się Monika.- Pierwszy raz będę w Londynie! I do tego z One Direction!
-Co w tym fajnego? A jak się rozbijemy?- w głosie Niki brzmiało autentyczne przerażenie. Zrezygnowałam z odplątywania słuchawek i wcisnęłam je w lodowate dłonie dziewczyny. 
-Włącz sobie muzykę, zamknij oczy i totalnie się odpręż. Albo spróbuj zasnąć. Nawet nie zauważysz, jak ten czas ci zleci.- bez większego przekonania Nika wzięła moje słuchawki i podłączyła do swojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę, żeby sprawdzić, czy przestawiłam ją na "tryb samolotowy". Ustawienia były w porządku, ale przypomniałam sobie, że nie otworzyłam wiadomości, która mi przyszła tuż przed wyjściem. Zostawiłam ją nieodczytaną, odłączyłam sieć i skupiłam się na wyciąganiu Niki z domu. Teraz weszłam w odpowiedni folder.
Od: Dorotka
Cześć, Nattie! Pamiętaj, powiedz chłopakom, że mają dziś dać czadu, będę ich oglądała w internecie! Też bym chciała być z wami na Wembley, w końcu to taki mega koncert ^^ no nic, ważne, że leczenie trwa. Ci genewscy specjaliści to geniusze. Wprawdzie nie mam co liczyć na włosy, ale ta nowa radiologia sprawiła, że nowotwór ustępuje, a te implanty naczyń krwionośnych działają jak zegarki. I to szwajcarskie. W sumie jakie tu mogłyby być inne... :P Pozdrów Nikę, Monię, Gabi i 1D <3 chyba nigdy im się nie odwdzięczę za ten wyjazd! A! Rodzice też pozdrawiają i proszą, żebyś przekazała chłopakom podziękowania. Buziaki :***
-Dziewczyny, Dorota napisała.- wyciągnęłam komórkę w ich stronę. Nawet zestresowana i spięta Nika nachyliła się do ekranika, żeby przeczytać.
-Fajnie, że jej też się udało.- uśmiechnęła się Monia.- Swoją drogą, chłopaki są niesamowici, żeby bez mrugnięcia okiem ufundować jej wyjazd do Szwajcarii i pobyt w prywatnej klinice onkologicznej. A jej rodzicom pięciogwiazdkowy hotel tuż obok tego szpitala.
-Zapomniałaś o tłumaczu. Ola też niedawno pisała, że ten aparat dźwiękowy zastępujący wyciętą krtań, który kupili chłopaki jest genialny, bo może udawać, że jest robotem.- zaśmiałam się i schowałam telefon. Bez słuchawek nie mam co na nim robić. Silniki samolotu zostały odpalone. Nika mocno złapała Monię za ręce. Z westchnieniem przechyliłam się w fotelu, wsadziłam jej słuchawki w uszy i włączyłam "The A Team" Sheerana. Dziewczyna powoli się uspokajała. Wreszcie, po jakiejś minucie słuchania rozluźniła spięte ciało i opadła na oparcie fotela. Monika uwolniła swoją rękę z tych kleszczy, jakimi były ręce naszej przyjaciółki.
-Dzięki.- odetchnęła.- Myślałam, że mi krążenie odetnie.- puściłam jej oczko i sama zwinęłam się w kłębek na swoim fotelu. Monika odpłynęła w rytm muzyki ze swojego iPoda, a ja wsłuchiwałam się w szum wzbijającego się w powietrze samolotu.
Czy rok temu lecąc w tę samą stronę wiedziałam, że to się tak potoczy? Że poznam One Direction? Że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi? Że odległość nie powstrzyma nas przed utrzymaniem kontaktu? Że cały świat w Rio de Janeiro dowie się o mojej chorobie? Że powstanie fundacja 1D Team: Fight With Leukemia? Że szpik Liama mnie uratuje? Że prawie wszystkie fanki chłopaków mnie zaczną uwielbiać? Że Liam mnie pokocha? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: NIE.
Szpik Liama mimo niewielkich powikłań przyjął się. Mój organizm w ogóle nie miał zamiaru odrzucić przeszczepu. Po czterech miesiącach od zabiegu Gabi przestała mi podawać leki immunosupresyjne, które miały osłabiać odporność, żeby szpik nie został zniszczony przez moje komórki. Te wszystkie specyfiki nie były potrzebne. Komórki Liama stopiły się z moimi, wcieliły się w mój organizm tworząc z nim nierozłączną całość. Byłam już zupełnie zdrowa. Zero nowotworu. Zero białaczki. Zero łez, zero poszukiwań rozwiązania... Byłam zdrowa. Jedyne, czego potrzebowałam, to leki wzmacniające i przywracające normalne funkcje organizmu. Jeszcze nigdy nie byłam tak chętna, żeby łykać jakieś tabletki.
Chłopaki siedzieli przy mnie do końca czerwca. Swoim pobytem w Polsce i przesuwaniem Where We Are Tour doprowadzili management do arytmii serca, a Paula do co najmniej pięciu zawałów. Za to fanki 1D były... uszczęśliwione postępowaniem chłopaków. Dziwne, nie? Dla mnie to był totalny szok, gdy do szpitala dostarczono mi kilkaset listów, masę paczek, plakatów i zaświadczeń o zostaniu dawcą szpiku. W kilku językach. Byłam zaskoczona, gdy wyczytałam z nich, że wszyscy życzą mi powrotu do zdrowia, cieszą się, że One Direction nie zostawiło mnie w potrzebie, tylko wspierają mnie, gdy tego najbardziej potrzebuję i że założyli fundację, która ma pomagać innym chorym. One po prostu zrozumiały. I to było dla mnie największą radością. A te fanki, które twierdziły, że moja choroba to ustawka... Cóż, moje łyse zdjęcia ze szpitala były dla nich chyba wystarczającym dowodem, że nic nie zostało zaplanowane.
W lipcu trasa ruszyła ponownie. Chłopaki dokończyli koncerty w Ameryce Południowej, objechali Amerykę Północną, w tym grali na największym stadionie USA, czyli Rose Bowl w Pasadenie, gdzie byli pierwszymi artystami występującymi trzy noce pod rząd. Odwiedzili też ponownie Australię. Koncerty w Azji przełożyli na On The Road Again Tour. Fani częściowo byli zawiedzeni, ale management 1D zapowiedział, że na każdym stadionie zespół zagra minimum po dwa koncerty. I znowu wszyscy zadowoleni. Jedyne czego chłopaki żałowali, to przegapionego w czerwcu koncertu na Wembley Stadium, stadionie olimpijskim w Londynie, ale organizatorom udało się załatwić im takie same występy na zakończenie trasy, zamiast w połowie. I właśnie dziś odbędzie się pierwszy.
A co ze mną? Po wyjeździe 1D w trasę zostałam w szpitalu jeszcze półtora miesiąca. W połowie sierpnia opuściłam klinikę i pojechałam do Wadowic. W domku rodzinnym czułam się jak maskotka, stale jakieś obiadki, ciepłe herbatki, kocyk, spanie, telewizja... Zero szaleństw, wygłupów, bo muszę "się wykurować". Więc się kurowałam, odpoczywałam, pozwalałam włosom odrastać... Moje kosmyki zdecydowały się na to pod koniec mojego pobytu w szpitalu. Teraz miałam na głowie gęstą ciemną czuprynkę przypominającą fryzurę Katy Perry z teledysku "Part Of Me". Nawet mi się to podobało, ale i tak tęskniłam za moimi długimi włosami. Obiecuję, jak mi całkiem odrosną, to nigdy ich nie zetnę, tylko końcówki dla pielęgnacji, nic więcej. I złego słowa na nie nie powiem, choćby przypominały nie wiadomo jakie kołtuny! A wracając do tematu... 
Babcia i mama dbały o mnie do przesady, aż mi to bokiem wychodziło. Chociaż w pewnym momencie nawet mi to pasowało. Konkretnie wtedy, gdy wywalili mnie z uczelni. Mogłam w spokoju się dołować, nikt nawet nie śmiał mi przeszkadzać. Nie chciałam znowu siedzieć na tych samych wykładach, znów biegać na te same zajęcia. Monia zaczęła już czwarty rok, a ja miałabym być z powrotem na trzecim? O nie! Zaczęłam intensywne poszukiwania informacji na temat... innego kierunku studiów. Mama była zrozpaczona, bo to ona najbardziej chciała, żebym została lekarzem. Kurde, ja też chciałam, ale szkoda mi było marnować roku! O dziwo, z pomocą przyszli jej Harry i Louis. W rozmowie na Skypie dosłownie popukali się w czoło i zaproponowali mi coś, nad czym nigdy się nie zastanawiałam. Postanowiłam z powrotem pójść na medycynę, zacząć od początku... Głupie? No, nie wiem. Bo miałam zamiar zrobić do w Londynie. Dokładnie tak. A konkretnie w Imperial College London. Przeprowadziłam rozmowy z profesorami uniwersytetu i wydziału lekarskiego, na mocy których ustaliliśmy, że ze względu na mój stan zdrowia dołączę w połowie zimowego semestru pierwszego roku. Tymczasowo uczyłam się online, a także zdałam egzamin z języka angielskiego, który uprawniał mnie do studiowania w Londynie. Mama z jednej strony była zachwycona tym, że się nie poddałam, a z drugiej załamana, że będę tak daleko od domu. Na szczęście tata jej obiecał, że będzie miał na mnie oko. Tydzień temu zawiózł do Anglii większość moich rzeczy, a teraz wzięłam ze sobą tylko resztę ciuchów, kosmetyki, laptop itp. 
Ha, i teraz pytanie: gdzie będę mieszkać? Oczywiście, że w doskonale mi znanej rezydencji z ochroną, basenem, mega ogrodem, salą muzyczną i pokojem, który od dłuższego czasu był traktowany jak mój własny. A, byłabym zapomniała. Będę miała pięciu powalonych, zwariowanych, porąbanych, kochanych, wspaniałych, najlepszych współlokatorów. Przecież oni nie pozwolili mi szukać własnego mieszkania! Uparte osły. Ale w sumie jestem taka sama, może to dlatego tak dobrze się dogadujemy.
Nika rozpaczała, że zostawiam ją samą w Krakowie, ale po porozumieniu się z Monią postanowiły, że Monika zajmie mój pokój w naszym mieszkanku, razem skończą studia i przyjadą do nas. Miejsca na pewno nie zabraknie. Nika nie powinna teraz mieszkać sama, potrzebowała wsparcia, bo przeżyła ostatnio pierwszą rozmowę z fankami zespołu. Niall ujawnił ich związek parę tygodni temu i... powiedzmy, że nie wszystkim dziewczynom się to spodobało. Status "wiecznego singla" bardzo odpowiadał Directionerkom i nie omieszkały obrzucić Niki wyzwiskami. Dobrze, że z nią byłam w tym centrum handlowym, bo inaczej musiałabym wpłacać za nią kaucję na policję. Nika miała wielką ochotę przywalić tym dziewczynom i na serio by to zrobiła, gdybym jej w porę stamtąd nie zabrała. Ja byłam już uodporniona na te wszystkie komentarze na mój temat i śmiałam się z nich, ale i tak zastanawiałam się, co ci ludzie wymyślą, jak się dowiedzą, że zamieszkam z One Direction...
-Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.- uprzejma stewardessa szła pomiędzy fotelami budząc pasażerów. Posłusznie zapięłam pasy i trąciłam Monikę, żeby zrobiła to samo. Nika przez całą podróż nie rozpięła pasów. Jeden kłopot z głowy. Muzyka leciała w jej uszach chyba na cały regulator, bo nawet nie drgnęła na głos stewardessy. To i lepiej. Nie będzie panikować, że zaraz się rozbijemy na środku jednego z pasów startowych Heathrow.
Koła samolotu uderzyły o nawierzchnię. Nie lubię tego uczucia, piekielnie nie lubię. Nika poderwała się z fotela, wyrwała słuchawki z uszu i przycisnęła nos do okna.
-To już?- zapytała zdziwiona odwracając się w naszą stronę.- Wylądowaliśmy? Żyjemy?
-Tak mi się wydaje. A przynajmniej od maja. Tak, od maja zdecydowanie żyję.- wyszczerzyłam się w jej stronę. Nika odetchnęła z ulgą.
-W sumie... to chyba nie było tak źle...- wymamrotała.
-Nie, wcale.- zironizowała Monia.- Wytnij tylko ten kawałek, kiedy panikowałaś jak dziecko i uciekałaś z hali lotniska.
-Nie panikowałam jak dziecko!- oburzyła się Nika. Wybuchnęłyśmy śmiechem na jej obrażoną minę.
-Jak ktoś to nagrał, to zobaczysz, jak się zachowywałaś.- wstałam z fotela i ruszyłam do wyjścia z samolotu.
Dość szybko złapałyśmy swoje walizki i ruszyłyśmy do poczekalni. Wielki, gigantyczny tłum kłębił się wokół nas. Dokładnie jak rok temu. Tylko teraz wypatrujemy Prestona, a nie mojego taty.
-Widzicie go gdzieś?- zapytała zniecierpliwiona Nika. Monia pokręciła głową wyciągając szyję najwyżej jak umiała. W końcu się wkurzyłam i wlazłam na jakąś ławkę obok nas. Tak, to jest o wiele lepszy punkt widokowy.
-Nattie! Natalia!- jest! Dostrzegłam Prestona przy wyjściu z lotniska. Czy to te drzwi, z którymi się tak namęczyłam podczas ostatniego pobytu w Londynie...? Mniejsza o to.
-Jest tam!- złapałam uchwyt torby i pociągnęłam za sobą dziewczyny. Przepchałyśmy się między biegającymi we wszystkie strony ludźmi i wreszcie dotarłyśmy do ochroniarza.- Cześć, Preston!- przytuliłam się do faceta. Po tych wszystkich perypetiach w Berlinie, Londynie i Buenos mogę oficjalnie oświadczyć, że to mój szósty anioł stróż.
-Hej, Nattie!- odwzajemnił uścisk. Po chwili odsunął mnie i wyciągnął rękę do dziewczyn.- Wy musicie być Monia i Nika.
-Zgadza się.- Nika uścisnęła mu rękę.- Jestem Dominika Sawicka, w skrócie Nika, a to Monia.
-Super.- przywitał się z Moniką.- Dziewczyny, jedziemy prosto na stadion. Chłopaki kończą próbę, więc myślę, że Nattie pobiegnie od razu do garderoby, a wy spotkacie się z Perrie i Eleanor, które niedługo dojadą i pójdziecie pod scenę. Może być?
-A z chłopakami kiedy się spotkamy?- spytała Monia.
-Po koncercie. Planują już after party w ich domu. Będzie się działo.- zaśmiał się i pokierował nas do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Wembley. Oczywiście, tradycyjnie utknęliśmy w korku.
Na stadion dotarliśmy pół godziny przed koncertem. A wydawało się, że mamy tyle czasu...
-Dobra, Nattie.- weszliśmy wejściem dla pracowników i ochrony i zatrzymaliśmy się przy rozwidleniu korytarza.- Ja prowadzę dziewczyny w prawo i zostawiam je z Perrie i Eleanor pod opieką ochroniarza Little Mix, wiem, że przyjechał z Perrie. Potem zawiozę wasze bagaże do domu i tu wrócę. A ty idź korytarzem w lewo, potem skręć w prawo, przejdź przez duże dwuskrzydłowe drzwi. Garderoba chłopaków będzie po lewej. Na pewno rozpoznasz, znając życie już coś na te drzwi nakleili.- skinęłam głową z uśmiechem i poszłam we wskazanym kierunku.
W prawo, duże drzwi, garderoba po lewej... Powtarzałam sobie w głowie wskazówki i szybko trafiłam na miejsce. Faktycznie, na drzwiach była naklejka ze SpongeBobem. Plus jakaś maź... Jedli galaretkę? Otworzyłam po cichu drzwi i weszłam do środka. Stanęłam za wieszakiem z ubraniami i zaczęłam się przysłuchiwać dyskusji.
-Nie, wcale nie! Ja nic takiego nie mówiłem!
-Mówiłeś, mówiłeś! Chciałeś już lecieć i sprawdzać, czy lotu nie odwołali!
-Spokojnie, Liam, Preston je dowiezie...
-Jestem. Bardzo. Spokojny.
-Harry, na litość boską, nie ruszaj się! Chcesz, żeby te loczki sterczały ci na wszystkie strony?
-Czy to było pytanie retoryczne?
-Liam, siądź na dupie, Nattie zaraz będzie. To już Nialler jest spokojniejszy, a przecież to jego dziewczyna boi się latania. Nattie jest twarda dziewczyna, poradzi sobie w każdej sytuacji.
-Ile razy mam powtarzać, że jestem spokojny, Louis?- czyjeś kroki zbliżały się do wieszaka i sądząc po głosie, był to właśnie Liam. Zrobimy mu kawał...- Jestem bardzo spokojny, tylko mogliby się odezwać...
-BUU!!!- szybkim ruchem rozsunęłam koszule chłopaków i wystawiłam głowę między nimi. Liam odskoczył i wpadł tyłem na kanapę, która się przewróciła. Chłopak wylądował na podłodze za nią. Wszyscy zgromadzeni ryknęli śmiechem. Podeszłam do kanapy i wychyliłam się nad nią, zataczając się ze śmiechu. Liam patrzył na mnie morderczo, ale jednocześnie... jakby z ulgą, że już jestem.
-Przepraszam, Liam, ale chciałeś, żebym się odezwała...- próbowałam się uspokoić. Wyciągnęłam rękę i pomogłam mu wstać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Horan dostał swojego ataku śmiechu, Harry spadł Lou z fotela, Louis leżał na drugiej kanapie i płakał, a Zayn chichocząc szukał telefonu, który upuścił do jakiegoś pudła.- Ej no, halo! A gdzie powitanie? Gdzie fanfary, fajerwerki, orkiestra dęta?! Natalia przyjechała!- zawołałam z udawaną pretensją. Wszyscy rzucili się w moją stronę i przydusili mnie w powitalnym Horan Hugu. Jak mi tego brakowało...
-Nattie, chodź tutaj zaraz!- Lou wyciągnęła mnie z przytulającej się grupki i posadziła na fotelu.- Już tylko ciebie trzeba przygotować, wszyscy są gotowi. A w ogóle to cześć!
-Cześć.- odpowiedziałam ze śmiechem. Lou skupiła się na moich włosach, a potem makijażu, a chłopaki rozsiedli się wokół mnie i zaczęli opowiadać o ostatnich koncertach.
-...i wtedy Hazz zaliczył epicką glebę!
-A wszystko przez to, że podstawiłeś mi nogę, Malik!
-Ale jaką dziewczyny miały radochę! Zawartość walizki jednego z 1D wysypała się na podłogę na lotnisku!- wybuchnął śmiechem Louis.- Bramki wyważone w pięć sekund, my stratowani, a rzeczy Hazzy nagle w tajemniczych okolicznościach zniknęły. Idę o zakład, że twoje gacie zostały oprawione w ramki i powieszone nad łóżkiem.- z trudem powstrzymywałam śmiech. Nie mogłam się ruszać, bo Lou wsadziłaby mi szczoteczkę od tuszu do rzęs w oko.
-Albo koncert w Sydney po wydaniu "Four"...- przypomniał Nialler.- To dopiero było show!
-A widziałaś, jak zareagowały fanki na "Fireproof"?-Liam uśmiechnął się do mnie.- Normalnie euforia! Pierwszy raz widziałem taki szał na singiel, gdy zaśpiewaliśmy fragment na Rose Bowl.
-Ej, a Monika przyleciała?- Harry postanowił zmienić temat.
-No tak, przecież wiesz.- zerknęłam na Stylesa.- Znowu się pokłóciliście?
-Nie... Tylko nie była pewna, czy przyleci. Boi się reakcji fanek...- westchnął. 
-Harry, a czy ty gadałeś z nią o tym, tak w ogóle? Zobacz, Niall i Nika są razem, ogłosili to światu i okej, fanki czasem ją hejtują, ale jakoś sobie z tym radzi. Skoro jesteście razem...
-Tylko jest taki problem... My nie jesteśmy parą... Monia nie wie, że się w niej zakochałem...- wytrzeszczyłam oczy, podobnie jak reszta.
-Ty, ciołku, jeszcze jej nie powiedziałeś?!- wrzasnął Zayn.- Ile można czekać?!
-Zaraz, to ile ty już to ukrywasz? Oni wiedzą?- wskazałam na resztę zespołu. Harry skinął głową.
-Chciałem jej powiedzieć miesiąc temu, ale stchórzyłem. Nie chcę, żeby to się skończyło tak, jak z Ashley.
-Jesteś totalnym głupkiem, Harry.- stwierdziłam dobitnie.- Ona nie ma pojęcia, na czym stoi. Marzy o tym, żebyś powiedział, że ją kochasz, a ty traktujesz ją jak przyjaciółkę.
-Myślisz, że jak pogadam z nią dziś na imprezie, w sensie, że jej to powiem... To, że ją kocham... To zgodzi się zostać moją dziewczyną?- przełknął ślinę.
-Bankowo się zgodzi. Jak ty jej dziś nie powiesz, to ja to zrobię. I przy okazji skopię ci tyłek.- obiecałam, podczas gdy Lou muskała moją twarz jakimś pędzelkiem do pudru.
-Dobra. Zrobię to.- postanowił z jakąś determinacją w głosie.
-A jak Nika?- spytał Nialler.
-Wiedziałem, że to będzie kolejne pytanie.- roześmiał się Louis.
-Panika na lotnisku, próba ucieczki z lotniska, panika w samolocie... i w sumie tyle. Potem się uspokoiła.- streściłam szybko perypetie Niki w znienawidzonym środku transportu.- Teraz jest z dziewczynami.
-Może wreszcie przezwycięży ten strach... Chciałbym ją kiedyś wziąć w trasę.- rozmarzył się Nialler. Aż upuściłam ciuchy, które podała mi Lou.
-Chcesz ganiać za nią po hali lotniska, pchać w stronę samolotu, zapinać jej pasy, dawać miażdżyć swoją rękę w jej morderczym uścisku, uspokajać i wściekać się na nią na przemian? Jesteś pewien, że jesteś na to gotowy?- chłopaki parsknęli śmiechem, słysząc czarny scenariusz podróży z Niką. Tylko Nialler pozostał poważny.
-Dla Niki jestem gotowy na wszystko.- oświadczył z delikatnym, nieśmiałym uśmiechem.
-On chyba myśli, że tu jest ukryta kamera i Nika go potem nagrodzi za dobre zachowanie.- zarechotał Styles.
-Śmiej się, śmiej.- Horan lekko go odepchnął.- Pogadamy, jak zaniemówisz na widok Moni.
-Nie zaniemówię!
-Zaniemówisz! Zawsze tak jest, upierasz się, że będziesz niewzruszony, a potem masz nogi jak z waty i cały się telepiesz.
-No i wydało się, dlaczego nosisz takie obcisłe spodnie, Hazz.- schowałam się w przymierzalni, żeby zmienić ciuchy.
-No, dlaczego?- zaciekawił się Louis.
-Bo te rurki są tak ciasne, że działają jak gips: utrzymują jego drżące kolanka w odpowiedniej pozycji!- odkrzyknęłam przez drzwi. Odpowiedział mi zbiorowy wybuch śmiechu. Harry chyba się wkurzył na swoich kumpli, bo usłyszałam odgłosy jakiegoś kotłowania.
-Chłopaki, wstawać z tej podłogi. Wszystko, cholera, wygnieciecie, znowu trzeba będzie wam układać te kudły!- Lou miała ich chyba dzisiaj dosyć.- Nattie, zrób coś!- walnęła ręką (albo głową) o drzwi mojej przymierzalni.
-One Direction baczność!- wrzasnęłam, wychodząc z pokoiku. Jednocześnie podnieśli głowy znad podłogi. Istne kłębowisko rąk i nóg.- Wstawać mi zaraz i ruchy na scenę!- posłusznie stanęli na nogi. Louise odetchnęła z ulgą i dokonała kilka koniecznych poprawek w ich ciuchach i fryzurach. Zaynowi trzeba było wymienić koszulę, bo Liam w trakcie popychania oderwał mu kieszonkę.- Nnno! Jeszcze jedna taka akcja i koniec z obiadkami domowymi.- zagroziłam. Do garderoby wpadł jeden z asystentów.
-Chłopaki, za pięć minut wchodzicie!- momentalnie spoważnieli. Patrzyłam na nich z niedowierzaniem, jak z rozbrykanych pięciolatków przeistoczyli się w profesjonalnych wokalistów. Wow. To się nazywa wpływ motywacji i chęć wykonania dobrej roboty. Przejrzałam się szybko w lustrze. Granatowe rurki, sandały na koturnie, długa bokserka, koszula z krótkim rękawem wiązana nad brzuchem, włosy lekko nastroszone, co dawało bardzo fajny efekt. Szybko pobiegłam za chłopakami. Miałam dziś ekspresowe zadanie do wykonania. Króciutkie wejście na scenę, żeby podziękować Directionerkom za wsparcie i przedstawienie im skróconych wyników akcji 1D Team: Fight With Leukemia.
One Direction stanęło za kulisami. Słychać było wrzawę zgromadzonego tłumu, dźwięki instrumentów, na których już przygrywali Josh, Dan, Sandy i Jon. W tle wyświetlano filmik wprowadzający do Where We Are Tour. Obsługa wręczyła nam odsłuchy i mikrofony.
-Chodź tu, Nattie!- Louis przyciągnął mnie do nich.
-No, dawajcie łapki!- Zayn wyciągnął rękę. Kolejno położyliśmy na niej swoje dłonie i jednocześnie wrzasnęliśmy:
-1D Team, yeah!- wyrzuciliśmy ręce w górę ze śmiechem.
-No, to Nattie uważaj, twój pierwszy koncert od tej strony.- Liam objął mnie ramieniem. Wychyliliśmy się za kulisy, gdzie zaczęto standardowe odliczanie od dwudziestu.
-O rany, czujecie to?- podekscytowany Nialler właśnie łapał za gitarę.- Nareszcie gramy na Wembley!
-Ale będzie jazda!- krzyknął głośno Harry.
-Ustawiajcie się!- zawołał ktoś z ekipy. Odsunęłam się na bok, a 1D stanęło na środku podwyższenia. Centralny banner zaczął się unosić i na widowni zapanowała totalna euforia.
-Wembley, are you ready???- wrzasnął Louis wybiegając razem z chłopakami na wielką scenę.
-Straight up the plane to new hotel...- zaczął swoją zwrotkę "Midnight Memories" Hazz. Środkowy banner opadł na miejsce i tradycyjnie, jak na każdym koncercie WWA, wyświetlił plakat fundacji. Stanęłam za jednym z ekranów i z uśmiechem obserwowałam ich wariactwa.
Kto by pomyślał, że to tak się skończy... Że będę patrzyła na ich koncert z tak bliska... Że wezmę udział w maleńkim fragmencie tego największego show Wielkiej Brytanii w całym 2014 roku... Życie jest totalnie nieprzewidywalne. Nie wiadomo, kiedy los postanowi zrobić nam kawał i postawić na naszej drodze najbardziej rozpoznawalnych ludzi świata. Zaśmiałam się na wspomnienie mojego pierwszego i drugiego spotkania z Liamem. "Mam na imię Liam. Trochę robię w branży muzycznej." Dosyć spore to "trochę". Ale i tak najlepsze jest to, że pomimo niewielkich epizodów chłopaki w ogóle się nie zmieniają. Ciągle są tymi samymi zwariowanymi dzieciakami, które spełniają swoje marzenia na największych scenach świata. Dają sobie radę z tą całą nagonką, a gdy nadchodzą chwile słabości, to udaje im się je przezwyciężyć. A kiedy nie dadzą sobie rady z problemami, ja zawsze stanę po ich stronie i pomogę im się podnieść.
-Wróciliśmy do Londynu!!!- krzyknął głośno Liam. Odpowiedział mu ryk radości.- Jesteśmy tacy szczęśliwi, że możemy grać dla was na tym stadionie!
-Tymi genialnymi koncertami oficjalnie zakończymy Where We Are Tour, naszą trzecią trasę koncertową!- zawołał Zayn.- Znowu objechaliśmy kawał świata w rytmie One Direction!
-Ten rok był dla nas sporym wyzwaniem.- Niall poprawił swój odsłuch.- Nie tylko chodzi o trasę, ale też o walkę o życie naszej przyjaciółki, Nattie. Dziękujemy wam za wsparcie, jakie jej okazaliście, jesteście niesamowici!
-Wiemy, że ostatnio Nattie rzadko się udzielała, ale mam nadzieję, że niedługo wam to wyjaśni. A tymczasem mamy dla was małą niespodziankę. Gramy chłopaki!- momentalnie się wyprostowałam na te słowa Harry'ego. Sygnał "be ready". Ustawiłam się na tym samym miejscu, z którego wyszło 1D i pokazałam uniesiony kciuk jednemu z technicznych, żeby włączył mój mikrofon.
Zabrzmiały pierwsze dźwięki "C'mon C'mon". Dla fanów była to po prostu druga piosenka, ale dla mnie ten utwór, moja druga ulubiona piosenka 1D, stanowił wezwanie na scenę.
-The one that I came with... She had to go. But you look amazing standing alone.- zaśpiewał Zayn.
-So c'mon c'mon.- zanuciłam do mikrofonu. Ekran zaczął powoli się unosić, usłyszałam szmer zdezorientowanego tłumu.
-Move a little closer now.- teraz Louis. Światła zaczęły kierować się na banner i unosić razem z nim.
-C'mon c'mon.- zaśpiewałam znowu. Kurczę, ale fajne uczucie. Chciało mi się śmiać.
-Either way you're walkin' out.- głośniejsze szmery publiczności. O dziwo, dziewczyny nie piszczały.
-C'mon c'mon.- powtórzyłam trochę głośniej. Chłopaki ustawili się po obu stronach zejścia z podwyższenia, na którym stałam.
-Show me what you're all about!- wydarł się Harry. Światło reflektora opadło na mnie, widać było już całą moją postać. Szmer widowni przerodził się we wrzask, pisk, wielki śmiech... Uśmiechnęłam się szeroko. WOW... To było mega trudne do opisania. Ten cały tłum, muzyka, mikrofon pod nosem, przyjaciele na scenie i tuż pod nią... Już rozumiem, czemu chłopaki tak to uwielbiają. To zarąbiste uczucie.
Wybiegłam na scenę i zaczęłam śpiewać z zespołem refren. Szaleliśmy na scenie, tańczyliśmy, wygłupialiśmy się, skakaliśmy jak to my, a tłum nam wtórował. Podczas solówki Harry'ego Lou złapał mnie za rękę i obrócił kilka razy tak, że wylądowałam obok Nialla. Przybiliśmy żółwika i nagle obok mnie pojawił się Liam. Zayn zaczął śpiewać swój krótki fragment, a Liam ściągnął swój full cap i założył go na ukos na moją głowę. Uśmiechnęliśmy się do siebie i dołączyliśmy do powtarzanego znów refrenu.
-Welcome back, Directioners!!!- krzyknęłam, gdy piosenka dobiegła końca. Śmiałam się do rozwrzeszczanego tłumu.- Udała się niespodzianka?- odpowiedział mi pisk.- No, tak ładnie prosili "c'mon, c'mon, c'mon", że nie mogłam odmówić.- roześmiałam się kiwając głową w stronę chłopaków.- Okej, posłuchajcie mnie. Wiem, że ostatnio za często się nie pokazywałam, ale to dlatego, że musiałam wrócić do zdrowia. Jak widzicie, włosy mi odrastają.- zdjęłam na chwilę czapkę, ale zaraz nałożyłam ją z powrotem.- Chciałam wam serdecznie podziękować za to, że jesteście tak wspaniałymi ludźmi, za wsparcie, jakie nam okazywaliście, za dołączenie do akcji 1D Team: Fight With Leukemia!- wskazałam ręką na plakat.- Dzięki wam, a mówię to do wszystkich, nie tylko tych zgromadzonych na Wembley... Dzięki wam fundacja się rozwija. Do tej pory szpik oddało około czternastu tysięcy osób! To ogromna liczba, dziękujemy! Oczywiście, na tym nie kończymy, jeśli ktoś chce, może zapisywać się dalej! Akcja trwa i będzie trwała! Wiecie, ile osób zyskało już życie? 78! 78 dochodzących do zdrowia ludzi na całym świecie!!! Może się wydawać, że to mało, ale naprawdę ciężko jest znaleźć odpowiedniego dawcę. Wiem to z własnego doświadczenia. Ale mam też świadomość, że dzięki fundacji kolejne osoby odszukają pasujący szpik lub otrzymają skuteczne leczenie. Białaczka jest straszną chorobą, nie dajmy się jej! Jeśli możemy kogoś ocalić od śmierci, zróbmy to!!! Jesteśmy silni i niezniszczalni!!! We're strong and fireproof!!!- uniosłam rękę, prezentując swój tatuaż "Strong". Kamery wszystkich ekranów skierowały się na mój nadgarstek. Chłopaki też podnieśli ręce, żeby pokazać tatuaże. Co więcej, zauważyłam na widowni, jak kilka osób wykonuje ten sam gest. Czyżby oni też mieli wypisane "Strong"?- A teraz specjalne podziękowanie. Dla najcudowniejszych, najlepszych przyjaciół, jakich mogłabym sobie wymarzyć.- odwróciłam się do One Direction. Przez te wszystkie emocje łzy radości napłynęły mi do oczu.- Gdyby nie wy, nie byłoby mnie tu teraz. Dziękuję wam...- głos mi się załamał. Chłopaki podeszli do mnie i zamknęli mnie w mocnym grupowym uścisku.
-Nie musisz nam dziękować.- powiedział Zayn, delikatnie klepiąc mnie po plecach.
-Zrobiliśmy to, co powinniśmy. Zawsze będziemy cię wspierać.- przytaknął mu Nialler.
-Ale i tak powiem wam "dziękuję" jeszcze z tysiąc razy.- zaśmiałam się ocierając łzy. Odsunęliśmy się od siebie.- Dobra, to teraz One Direction da czadu specjalnie dla was!- zwróciłam się znowu do tłumu.- To nie mój koncert, więc nie będę już przeszkadzać i się wcinać...- zbiorowy wybuch śmiechu.-... już schodzę ze sceny, tylko jeszcze raz powiem: BARDZO, BARDZO, BAAARDZO DZIĘKUJĘ!!!- odwróciłam się do wyjścia ze sceny, ale zatrzymał mnie Harry.
-Mamy jeszcze jedną niespodziankę... Właściwie Liam ma.- odezwał się Louis, a Styles z zadowolonym uśmiechem lekko popchnął mnie w stronę chłopaka. Zmarszczyłam brwi. O co tu chodzi?
-Natalia...- Liam wziął mnie za rękę. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Tłum wprost oszalał.- Kochanie, rozświetlasz mój świat jak nikt inny. Masz w sobie "to coś" i swoimi akcjami przyprawiasz mnie o zawał serca.- OMG, on przytacza słowa ich piosenek! Kurde, znowu się popłaczę. Jeszcze robi to przed wszystkimi, nie boi się reakcji tłumu! Jedna łza spłynęła z mojego oka. Liam delikatnie otarł ją kciukiem.- Ukradłaś moje serce, a ja w ten czy w inny sposób zdobyłem twoje. Nic nie może stanąć pomiędzy nami i ty, kochanie, sprawiasz, że jestem silny. Czy ty, oficjalnie i przy świadkach, zgodzisz się zostać moją dziewczyną? Mimo tego, że odtąd będziesz żyła w stałym świetle reflektorów, z dodatkowymi czterema idiotami przy boku...
-Mów za siebie.- wtrącił się Louis, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-No przecież mówię.- Liam wywrócił oczami.- Wiem, Natalia, że może niekoniecznie o czymś takim marzyłaś, ale kocham cię i zrobię wszystko...- niewiele myśląc, rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam.
-Kocham cię.- wyszeptałam mu do ucha, a on podniósł mnie i obrócił nas kilka razy wokół własnej osi. Tłum zaczął wiwatować, a już kompletnie oszalał, gdy Liam postawił mnie z powrotem na ziemi i złączył nasze wargi w najsłodszym pocałunku świata. Byłam w niebie i już nic się nie liczyło, tylko ten chłopak, Liam Payne, który trzymał mnie w swoich ramionach.
-No, to już wiemy, kto będzie jutro w trendach na Twitterze.- skomentował Zayn, kiedy odsunęliśmy się od siebie.
-Ale to mój filmik zdobędzie najwięcej wyświetleń na YouTubie.- wyszczerzył się Harry, który razem z Niallem i Louisem nagrywali całe wydarzenie telefonami.
Spojrzeliśmy na siebie z Liamem i wybuchnęliśmy śmiechem. Oni są nienormalni. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam się do dziewczyn wariujących z radości pod samą sceną.

Może i jesteśmy porąbani, ale mimo to szalenie ich wszystkich kocham. Jesteśmy jedną, wielką, directionerską rodzinką. Jak w tej piosence:

All my brothers, sisters
and ME.


~~THE END~~

_______________________________________________________________________________
Oficjalnie ogłaszam, że to koniec mojego pierwszego opowiadania! A oto małe podsumowanie:

"Everything's gonna be all right..."

STATYSTYKI

Blog prowadzony od dnia 18 lutego 2014 roku do dnia 18 września 2014 roku, przez 7 miesięcy (213 dni).

Łączna liczba wyświetleń: 34 367
Łączna liczba komentarzy: 1187
Liczba obserwatorów: 26

Ilość postów: 72
w tym:
prolog, 57 rozdziałów, epilog,
8 postów ogłoszeniowych,
6 postów związanych z nagrodami.
Ilość zakładek/stron na blogu: 6

Najczęściej otwierane posty:
Rozdział 57
Rozdział 56
Rozdział 6

Najczęściej otwierane strony:
Spis Treści =)
ASK
Bohaterowie ^.^

Odbiorcy:
Polska- 31 958 wyświetleń
Stany Zjednoczone- 560 wyświetleń
Holandia- 420 wyświetleń
Niemcy- 384 wyświetlenia
Francja- 348 wyświetleń
Kenia- 189 wyświetleń
Ukraina- 77 wyświetleń
Turcja- 72 wyświetleń
Chorwacja- 55 wyświetleń
Rosja- 50 wyświetleń
a także:
Hiszpania
Belgia
Włochy
Grecja
Słowacja
Czechy
Węgry
Norwegia
Szwecja
Wielka Brytania
Irlandia
Algieria
Wenezuela
Argentyna

Liczba wstawionych linków na YouTube: 432
Ilość zaprezentowanych piosenek: 373
w tym piosenki One Direction: 65 utworów, zarówno autorskich, jak i coverów.
Najczęściej powtarzające się linki:
"What Makes You Beautiful"
"Little Things"
"Best Song Ever"

Nagrody:
5 nagród Liebster Blogger Award przyznawanych przez innych blogerów
1 nominacja w konkursie Blog Miesiąca

Blog został zaprezentowany w trzech spisach:
Spis Opowiadań o One Direction
Spis Blogów 1D
Blogobranie

Wykonanie szablonu:
Daisy Angel

Wykonanie zwiastunu:
Roxanne xD

~~*~~

Kochani, jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się bez dłuższych przerw i bez zawieszania prowadzić tego bloga. Jest to mój debiut i cieszę się, że mogłam się nim podzielić z Wami. Pożegnania są trudne, ale cóż... Jak mówią w piosence Sarah Brightman i Andrea Bocelli w swoim cudownym, poruszającym duecie... "Time To Say Goodbye"...

Mam do Was prośbę: chciałabym, aby każdy z Was, kto przeczytał epilog, napisał coś w komentarzu. Nie tylko obserwatorzy, ale też anonimowi czytelnicy. Starczy choćby emotikon, zwykła uśmiechnięta buźka :) postaram się odpowiedzieć na każdy. Jestem po prostu ciekawa, ile osób zainteresowało się tym blogiem na tyle, żeby dobrnąć do końca :)

Na koniec mały prezent pożegnalny... Niestety, nie umiem grać na żadnym instrumencie oprócz prostego fletu, więc muszą wystarczyć Wam tylko słowa... Fragmenty publikowałam wcześniej na Twitterze. Miejscami może jest bez sensu, ale mimo to... Chciałam się tym z Wami podzielić. Prawa autorskie zastrzeżone xD

Tak wyobrażam sobie One Direction:

No matter, when we met each other
No matter, how it's really gone
It's simple, things we do together
Are better than solo ones.

And every voice has its own value
Whatever which sort it's from
And every melody is hopeful
'Cause all sounds go and go on.

So, c'mon, hit the guitar chord
Begin the song which made us a group
And sing it louder and louder than thunder roar.

'Cause we're connected by music
We'll never do anything to loose it.
No judges or hating will destroy
So call everyone to join.
We'll make you ill by our infection
Come with us in one direction.

Musical connection goes in one direction.

Running round the whole world
Meet this crowds, give autographs
No time for rest, just have to hold
But we don't have any doubts.

They say: "Stop it, be ordinary
Just live easier, in simple way"
But we don't give up, don't be weary
We still sing, dance and play.

So, c'mon, hit the guitar chord
Begin the song which made us a group
And sing it louder and louder than thunder roar.

'Cause we're connected by music
We'll never do anything to loose it.
No judges or hating will destroy
So call everyone to join.
We'll make you ill by our infection
Come with us in one direction.

Musical connection goes in one direction.

It's our life, it's our dream
The biggest concert, where we can be
Our dreams come true in every way
We only please them to stay.

We've got issues, modern plans
To live crazy while we're young
And to keep midnight memories
Or take them home like little things.

We'll find this girls with this one thing
Sing what makes them amazing
Dance to best song ever chords
And don't forget where we belong.

So, c'mon, hit the guitar chord
Begin the song which made us a group
And sing it louder and louder than thunder roar.

'Cause we're connected by music
We'll never do anything to loose it.
No judges or hating will destroy
So call everyone to join.
We'll make you ill by our infection
Come with us in one direction.

Musical connection goes in one direction.


(Nie ma znaczenia, kiedy się poznaliśmy,
nie ma znaczenia, jak to się naprawdę potoczyło.
To proste, rzeczy, które robimy wspólnie
są lepsze niż te samodzielne.

Każdy głos ma swoją wartość,
bez znaczenia, jakiego jest rodzaju.
I każda melodia jest pełna nadziei, 
bo wszystkie dźwięki prowadzą nas naprzód.

Więc chodź, uderz w struny gitary,
zacznij piosenkę, która zmieniła nas w zespół
i zaśpiewaj ją głośniej i głośniej niż ryczy grzmot.

Bo jesteśmy połączeni przez muzykę,
nigdy nie zrobimy czegoś, by to utracić.
Żadni sędziowie lub hejterzy nas nie zniszczą, 
więc zawołajmy innych, by do nas dołączyli.
Zarazimy was naszą infekcją.
Chodź z nami w jednym kierunku.

Muzyczne połączenie podąża w jednym kierunku.

Okrążamy cały świat, 
spotykamy te tłumy, rozdajemy autografy. 
Nie ma czasu na odpoczynek, tylko trzeba się trzymać, 
ale nie mamy żadnych wątpliwości.

Oni mówią: "Skończcie to, bądźcie zwyczajni,
żyjcie łatwiej, w prosty sposób."
Ale my się nie poddajemy, nie jesteśmy zmęczeni.
Ciągle śpiewamy, tańczymy i się bawimy.

Więc chodź, uderz w struny gitary,
zacznij piosenkę, która zmieniła nas w zespół
i zaśpiewaj ją głośniej i głośniej niż ryczy grzmot.

Bo jesteśmy połączeni przez muzykę,
nigdy nie zrobimy czegoś, by to utracić.
Żadni sędziowie lub hejterzy nas nie zniszczą, 
więc zawołajmy innych, by do nas dołączyli.
Zarazimy was naszą infekcją.
Chodź z nami w jednym kierunku.

Muzyczne połączenie podąża w jednym kierunku.

To nasze życie, to nasz sen,
największy koncert, na jakim moglibyśmy być.
I marzenia spełniają się na wszystkie sposoby,
chcemy tylko, by pozostały na zawsze.

Mamy cele, nowoczesne plany,
by żyć wariacko, kiedy jesteśmy młodzi
i by zatrzymywać wspomnienia nocne
lub zabierać je ze sobą do domu, jak te drobne sprawy.

Znajdziemy te dziewczyny z "tym czymś",
zaśpiewamy, co czyni je niesamowitymi.
Zatańczymy do dźwięków najlepszej piosenki świata
i nigdy nie zapomnimy, gdzie należymy.

Więc chodź, uderz w struny gitary,
zacznij piosenkę, która zmieniła nas w zespół
i zaśpiewaj ją głośniej i głośniej niż ryczy grzmot.

Bo jesteśmy połączeni przez muzykę,
nigdy nie zrobimy czegoś, by to utracić.
Żadni sędziowie lub hejterzy nas nie zniszczą, 
więc zawołajmy innych, by do nas dołączyli.
Zarazimy was naszą infekcją.
Chodź z nami w jednym kierunku.

Muzyczne połączenie podąża w jednym kierunku.)




<3 <3 <3 DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKO <3 <3 <3
<3 <3 <3 KOCHAM WAS <3 <3 <3





Roxanne xD

sobota, 13 września 2014

Rozdział 57

Jednak dodaję rozdział dzisiaj z pewnego niecierpiącego zwłoki, blondwłosego, niebieskookiego, grającego na gitarze, mającego już 21 lat powodu...
...
...
<3 HAPPY BIRTHDAY, NIALL!!! <3

A teraz prośba:
Byłabym wdzięczna, gdyby nikt nie ominął mojej notatki pod rozdziałem. Długość może przerażać, ale z racji tego, że jest to przedostatni post... 
Przeczytajcie ją, proszę :*


_________________________________________

-Nie no, nie wierzę...- odsunęłam ich od siebie po dłuższej chwili ocierając mokre od łez policzki.- Co wy tu robicie? Co z trasą, koncertami, fanami?
-A więc...- odchrząknął Niall.
-Nie zaczyna się zdania od "więc".- wtrącił się jak zwykle Harry.
-Zamknij się.- Horan trzepnął go po głowie.- A więc... Jesteśmy tutaj, bo nasza przyjaciółka przebywa aktualnie w szpitalu i musimy wspierać ją duchowo.
-Jeśli chodzi o fanów, koncerty...- przejął pałeczkę Liam.- Trasa została przesunięta.- wytrzeszczyłam oczy.
-A... Ale...
-Żadnego "ale".- Zayn usiadł po turecku na podłodze.- Ty jesteś ważniejsza niż jakaś trasa. Za dużo dla nas znaczysz, żebyśmy cię teraz zostawili samą. Poza tym, mamy zadanie do wykonania.
-Jakie zadanie?- spytałam oszołomiona. Przesunęli trasę. Dla mnie. Przeze mnie.
-No, chyba nie myślisz, że zaczęliśmy akcję oddawania szpiku, a sami nic nie zamierzamy zrobić?- zaśmiał się Louis.
-Chwila... Chwila, moment.- uniosłam rękę. Musiałam przetworzyć informacje.- Nie oddaliście szpiku w Londynie, Buenos, Nowym Jorku, gdziekolwiek indziej, tylko zrobicie to tu?! W Polsce?!
-Tak.- potwierdził Harry i uśmiechnął się szeroko.- Mamy nadzieję, że przynajmniej jeden będzie ci się podobał.
-O Boże. Chłopaki...- zaczęłam się śmiać, szczęśliwa, że chcieli mi pomóc. Rzuciłam się na szyję Liamowi, który siedział najbliżej.- Mówiłam już, że was kocham?! Boże, jesteście wspaniali!
-No, wiadomo.- Louis wypiął dumnie pierś. Odsunęłam się od Liama, żeby przytulić Nialla.
-O rany... Ale zaraz.- odkleiłam się od Horana i spojrzałam na dziwne torby, które zrzucili przed wejściem. Dopiero teraz je zauważyłam.- Mogę wiedzieć, co to jest?- wskazałam na bagaże.
-A, to!- Styles podszedł do jednej z nich i otworzył ją.- Zayn, pomóż!- wyciągnęli olbrzymi rulon materiału i jakieś urządzenie. Liam i Louis dorwali się do innej torby i zaczęli wyjmować kolejne rulony, jakieś paczki i inne dziwactwa. Niall z namaszczeniem odpakowywał futerał z gitarą i pudło, z którego wyciągał chyba jedzenie.
-Czy wy zamierzacie tu rozłożyć biwak?- zapytałam inteligentnie.
-Bingo, Nattie.- Malik skinął głową. Zdumiona obserwowałam, jak Hazza napompowuje niewielki materac, Liam i Lou rozkładają śpiwór i kilka składanych fotelików.
-Gadaliśmy z Gabrysią. Mieliśmy numer od Niki.- zaczął wyjaśniać Nialler.- Pozwoliła nam, żeby jeden z nas zostawał u ciebie na noc. Reszta będzie spała u was w domu. Dlatego mamy tu materac, śpiwór, krzesełka, jak będziemy tu siedzieli całą ferajną, a tu jedzonko dla ciebie.
-To. Jakieś. Szaleństwo. Jesteście totalnie i bez umiaru porąbani. A zwykłe krzesło szpitalne to nie łaska?!- spytałam dobitnie.
-A czy na takim krześle zmieściłoby się siedem osób? No, nie sądzę.- odpowiedział sam sobie Harry. Materac został rzucony pod ścianę na wprost łóżka, foteliki turystyczne ustawione obok. Początkowy chaos został zastąpiony lekkim zatłoczeniem, ale końcowy efekt był zadowalający. I dalej nie mogłam uwierzyć, że chcieli siedzieć ze mną non stop.
-Paul nie miał nic przeciwko?- spytałam, gdy zadowoleni padli na rozłożony przez siebie sprzęt.
-Oj tam, oj tam.- machnął ręką Liam.- Trasa jest przełożona, nie odwołana. Zamierzamy wrócić w sierpniu. A jeśli będzie trzeba, to nawet później.
-Wasze fanki mnie znienawidzą.- jęknęłam łapiąc się za głowę.- Przecież już teraz piszą wiadomości, że moja choroba to ustawka!- przeczesałam ręką włosy. Cholera, znowu. Wyciągnęłam pełną garść pojedynczych kosmyków. Szybko strzepałam ją do kosza na śmieci. Wiedziałam, że pięć par czujnych oczu uważnie mnie obserwuje.
-Jak się czujesz, tak właściwie?- zapytał cicho Zayn. Uśmiechnęłam się krzywo i poprawiłam rurkę kroplówki, która okręciła mi się wokół ręki.
-Nijak. Ledwo się ruszam, jest mi słabo i niedobrze, dziś w nocy rzygałam jak kot, do tego włosy... Jak dobrze pójdzie, to wyłysieję w tydzień. Nowa fryzurka, fajnie.- zaśmiałam się smutno.- Wszystko przez chemioterapię, ale bez niej... Bez niej szybciej dojdzie do końca... W końcu to ona próbuje utrzymać mnie przy życiu.
-Będzie dobrze.- Horan pogłaskał mnie po ręce. Uścisnęłam ją lekko i zauważyłam smugi czarnego tuszu na nadgarstku.
-Wiecie, nie docierało jakoś do mnie, że to zrobiliście.- przejechałam palcem po napisie "Strong" i po strzałce na ręce Nialla.
-A czemu nie? To akurat jest dobry znak naszej akcji, zwłaszcza, że masz taki sam i ma on oznaczać, że jesteś i będziesz silna.- powiedział Harry.- A chyba w chorobie ważna jest siła.- zaprezentował swój tatuaż. Reszta też uniosła lewe ręce pokazując znaki na nadgarstkach.
-Jesteście niesamowici. A ty, Niall? Przecież ty się bałeś zrobić sobie tatuaż!- poczochrałam siedzącego obok mnie chłopaka.
-No jasne, że się bał. Piszczał, jak baba!- zarechotał Louis. Niall pokazał mu język.
-Wcale nie!- zaprzeczył szybko.- Bolało strasznie, ale chciałem to zrobić. Jak już mam zrobić tatuaż, to wolałem zrobić sobie coś normalnego, a nie graffiti, motyl na brzuchu, piórko czy ułomny ludzik na deskorolce.- musiał dogryźć wszystkim po kolei.
-Przepraszam bardzo, mój motyl na brzuchu jest genialnym tatuażem i nie zamieniłbym go na nic innego.- zaprotestował Styles.
-Jesteś pewny, że nie zrobiłeś go przez przypadek, na przykład po pijaku?- zakpiłam siadając po turecku.
-A ludzik na deskorolce? Obrażasz Louisa Juniora!- oburzył się Tommo.
-Louisa Juniora?- osłupiałam. Tomlinson skinął głową. Okeeej...
-Graffiti też jest zarąbiste.- włączył się Zayn podciągając prawy rękaw aż do pachy, żeby ukazać wytatuowaną od nadgarstka po ramię rękę. Imponujący kolorowy rysunek zajmował całą skórę. Zero pustego miejsca. W życiu nie dałabym sobie zrobić czegoś takiego, jeden mały napis mi starczy.
-Ja o piórku nic nie powiem.- uniósł dłonie Liam.- Nawet nie pamiętam, po co to zrobiłem. Chyba po prostu mi się spodobało.
-No, widzę, że towarzystwo już się zadomowiło.- Gabrysia stała w drzwiach z uniesionymi brwiami. Przemeblowanie w mojej sali mogło w pierwszej chwili przyprawić o zawrót głowy.- Jak tam, Natalia?- spytała po angielsku.
-Ujdzie.- odparłam lakonicznie.- Bez rewelacji.- Gaba podeszła do łóżka i wzięła kartę pacjenta.
-No dobra... Trzeba będzie podać ci jeszcze jedną dawkę... Wymiotowałaś w nocy?
-Jakieś trzy razy.- mruknęłam.- Gabi, to normalne, żeby włosy wylatywały mi garściami? Ile złapię, tyle wyciągnę?
-Niestety, ale tak.- wpisała coś w karcie i podeszła do kroplówki.- Po cholerę, ci ją puścili tak wolno?- zapytała retorycznie i jednym ruchem zwiększyła prędkość.- Jak skończy się kroplówka, zadzwoń na pielęgniarkę i zapraszam do zabiegowego. Rutynowe badania. Temperatury ci nie zmierzyli?
-Powiedzmy, że poranny obchód był dość... szybki.
-I weź tu zostaw wszystko stażystom. A mówią, że świeżaki są dokładne.- prychnęła. Wyciągnęła termometr i przyłożyła mi do czoła. Za dwie sekundy zapiszczał.- 36 i 8 kresek. Czyli norma. O tyle dobrze, niektórzy mają gorączkę po chemii.- znów notatka w karcie.- Jadłaś coś dzisiaj?- przygryzłam wargę i pokręciłam głową.- Natalia!
-No co?- zapytałam obronnie.- Strasznie wymiotowałam, bałam się, że nie dam rady i znowu to zwrócę.
-Jezu, dziewczyno, do grobu mnie wpędzisz.- jęknęła Gabrysia.- Okej, to inaczej. Za chwilę przyjedzie obiad. Będzie rosół. Nie każę ci zjadać drugiego dania, dobrze będzie dla ciebie, jak sprzątniesz kilka tych jogurtów. W twoim przypadku lepsza glukoza niż białko. Ale rosół masz pięknie zjeść. Panowie dopilnują, prawda?- spojrzała na nich groźnie. Do tej pory się nie odzywali, żeby się nie narazić generałowi Gabrieli Andrzejczuk w spódnicy.
-Tak jest!- odpowiedzieli jednogłośnie.
-Nnno! I tak ma być.- zadowolona skierowała się do drzwi, ale w progu jeszcze się zatrzymała.- Chłopaki, z racji tego, że jutro mamy święto narodowe, laboratorium będzie nieczynne. Dlatego podstawowe badania przeprowadzimy dziś, ale próbki będzie można pobrać dopiero pojutrze. Niestety, ale tak wychodzi. Pojutrze mamy niedzielę, ale w poniedziałek z samego rana próbki do badań wylądują w laboratorium i zostaną poddane testom. Mam nadzieję, że te kilka dni zwłoki nie zrobią różnicy. Natalia, wybrałaś sobie jeden z gorszych okresów na chorowanie. Zapamiętaj na przyszłość: nigdy nie idź do szpitala na weekend majowy.- puściła mi oczko i wyszła.
-Super. Oby to faktycznie na mnie to nie wpłynęło.- położyłam się na łóżku. Za chwilę na korytarzu zabrzęczały sztućce i do sali weszła salowa niosąc talerz z zupą.
-No, kochaneczko, jedz rosołek. Śniadania nie zjadłaś, to przynajmniej to. Zaraz drugie danie przyniosę.
-Nie, proszę pani, bez drugiego dania. Nie dam rady tyle zjeść.- posłałam jej przepraszający uśmiech i wzięłam talerz z rosołem.- Harry, możesz mi podać łyżkę z szafki?- poprosiłam po angielsku.
-Z zagranicy?- zaciekawiła się salowa przed opuszczeniem sali.
-Tak. Przyjaciele.- uśmiechnęłam się.
-Proszę bardzo.- Hazz podał mi łyżkę i zaczęłam powoli jeść zupę.
-A możecie się z łaski swojej na mnie nie gapić?- spytałam z udawaną uprzejmością. Sorry, ale nie potrafię nic robić, gdy ktoś mi się tak przygląda.- Wiem, wyglądam jak chodzący koszmar, chudzielec w piżamie z włosami, które są wszędzie, tylko nie na głowie, ale bez przesady.
-Nie o to chodzi...- pokręcił głową Zayn.
-A o co?- siorbnęłam z łyżki. Czy oni w tej kuchni słyszą o soli? Ta zupa to zło dla moich kubeczków smakowych. Co najmniej minus 10 szczypt soli i tak z minus 3 szczypty pieprzu. Czy proszę o tak wiele?
-O to, że mamy dla ciebie niespodziankę i nie wiemy, jak ci o tym powiedzieć.
-Właściwie, to dwie niespodzianki.- poprawił Malika Liam.
-A jakie?- zapytałam przechylając talerz, żeby wybrać ostatnie łyżki.
-Najpierw zjedz do końca.
-Zjedzone.- zaprezentowałam pusty talerz.- Sorry, że was wykorzystuję, ale czy mógłby któryś umyć łyżkę i odnieść talerz? Starczy, że zostawicie go na wózku stojącym na korytarzu.- Louis zerwał się z materaca i zabrał ode mnie naczynia. Za chwilę wrócił i z aptekarską dokładnością wyszorował łyżkę.
-Dobra, gotowe.- siadł z powrotem.- To możemy mówić.
-To kto zaczyna?- Niall popatrzył po wszystkich.
-To ja zacznę.- Harry wyprostował się na podłodze.- Jak wiesz, Nattie, założyliśmy fundację. Trochę naruszyliśmy zasady, może zrobiliśmy to w przyspieszonym tempie, ale ważne, że działa. Na konto fundacji wpłynęło już około trzystu tysięcy funtów.- szczęka mi opadła. ILE?!!!- To na razie mało, ale na początek starczy.- jak to jest mało, to ja jestem królowa hiszpańska.
-Nie rób takich min, Nattie, to naprawdę niewielkie fundusze.- zaśmiał się Zayn.
-Człowieku, ja tyle forsy na oczy nie widziałam!- wykrzyknęłam próbując to sobie wyobrazić. Trzysta tysięcy funtów to jakieś... Półtora miliona złotych. O matko.
-Mniejsza o to.- machnął ręką Liam.- Ważne jest to, że do tej pory, a fundacja działa od kilku dni, zarejestrowało się powyżej dwóch tysięcy potencjalnych dawców szpiku. Jeśli tak dalej pójdzie, to znaczy w takim tempie, to do czerwca powinniśmy mieć kilkadziesiąt tysięcy osób. Wiesz, ile chorych uda się uratować?
-Setki ludzi.- wyszeptałam. Wow, te liczby naprawdę robiły wrażenie. Może nie każdy od razu znajdzie dawcę, ale bilans po roku, kilku latach... Liczba chorych odzyskujących zdrowie na bank przekroczy sto.
-No właśnie. A wszystko dzięki tobie.- dodał Liam.
-A co ja niby zrobiłam? To wy założyliście fundację.- wzruszyłam ramionami.
-Gdybyś nam nie powiedziała, to ta fundacja nigdy by nie powstała.
-Czyli chcecie mi w delikatny sposób powiedzieć, że moja białaczka ma jednak swoje plusy?- zapytałam sarkastycznie.
-Nie to mieliśmy na myśli...- zaczął Niall.
-Dokładnie to mieliście na myśli.- przerwałam mu.- Gdybym nie zachorowała, nie założylibyście fundacji. Ale też...- dodałam po chwili.-... gdybym nie zachorowała, to nie spotkałabym was. Więc plusy mimo wszystko są.
-No widzisz!- roześmiał się Lou.- Zawsze trzeba patrzeć na pozytywne strony życia.- parsknęłam śmiechem.
-Jasne, Tommo. To jak pozytywnie spojrzysz na fakt, że nie mogę się ruszyć z łóżka, bo nie mam na to siły?
-Hmmm... Pomyślmy.- oparł brodę na pięści i wpatrywał się we mnie z zastanowieniem.- Wreszcie masz szansę odespać te wszystkie poranne wstawania, budziki, bezsenności i tym podobne.
-A wypadanie włosów?
-Sama powiedziałaś, że wreszcie przetestujesz nową fryzurę.- odparował szybko.
-A to, że jest mi niedobrze i wymiotuję?- patrzyłam na niego rozbawiona.
-Jak zwymiotujesz, to wyczyścisz żołądek z tego ohydnego szpitalnego jedzenia. Ten rosół wyglądał, jakby ktoś rozpuścił w nim trociny.
-I smakował niewiele lepiej.- przytaknęłam.- Dobra, nie filozofuj. I tak mnie przegadasz. A co z tą drugą niespodzianką?- zmieniłam temat.
-To w sumie na poprawę humoru. Chcieliśmy ci coś pokazać.- oznajmił Niall sięgając po gitarę.
-Liam i Louis mieli doła po koncercie w Rio, wiesz, tym co oglądałaś, bo nie odpisywałaś na smsy...
-Zabiję Nikę, że mi nie kupiła karty.- wymamrotałam pod nosem.- Dobra, Hazz, kontynuuj.
-No, i jak wróciliśmy do hotelu to nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić i tak jakoś wyszło, że ci dwaj złapali za kartki i długopisy i zaczęli pisać piosenkę. Ja, Zayn i Niall trochę pomogliśmy im z muzyką, rytmem, skontaktowaliśmy się z Jamiem Scottem, naszym tekściarzem i paroma innymi osobami i... No, napisaliśmy dla ciebie piosenkę.
-Dla mnie?- zaparło mi dech w piersiach. Jeszcze mało dla mnie zrobili?
-Tak.- skinął głową Liam. Uśmiechnęłam się niepewnie. Co to za piosenka?- Zamierzamy zrobić z niej singiel na nasz czwarty album. Jeszcze nie zaczęliśmy na niego nic komponować, więc to tak na dobry początek. Oczywiście, trzeba ją dopracować, ale powiedzmy, że już ma ręce i nogi.
-Nie wiem, co powiedzieć...- patrzyłam na nich z niedowierzaniem. Singiel? Dla mnie? Całkiem powariowali.
-To nic nie mów, a słuchaj.- mrugnął do mnie Nialler.- Tytuł to "Fireproof".- zaczął grać na gitarze. Już pierwsze dźwięki piosenki skupiały uwagę. Reszta zaczęła wybijać rytm na kolanach.
-I think I’m gonna lose my mind
Something deep inside me, I can’t give up
I think I’m gonna lose my mind
I roll and I roll till I’m out of luck
Yeah, I roll and I roll till I’m out of luck

I’m feeling something deep inside
Hotter than a jet stream burning up
I gotta feeling deep inside
It’s takin, it’s takin all I’ve got
Yeah, it’s takin, it’s takin all I’ve got

Cause nobody knows you, baby, the way I do
And nobody loves you, baby, the way I do
It’s been so long, it’s been so long
Maybe you’re fireproof
Cause nobody saves me, baby, the way you do

I think I’m gonna win this time
Riding on the wind and I won’t give up
I think I’m gonna win this time
I roll and I roll till I change my luck
Yeah, I roll and I roll till I change my luck

Cause nobody knows you, baby, the way I do
And nobody loves you, baby, the way I do
It’s been so long, it’s been so long
You must be fireproof
Cause nobody saves me, baby, the way you do

(Myślę, że tracę rozum,
Coś głęboko w środku nie pozwala mi się poddać,
Myślę, że tracę rozum,
Toczę się i toczę, aż utracę szczęście,
Tak, toczę się i toczę, aż utracę szczęście.

Czuję coś głęboko w środku,
Gorętsze niż płonący strumień gazu,
Czuję coś głęboko w środku,
To zabiera, to zabiera wszystko co mam,
Tak, to zabiera, to zabiera wszystko co mam.

Bo nikt nie zna cię, kochanie, tak jak ja
I nikt nie kocha cię tak jak ja,
Minęło tyle czasu, minęło tyle czasu,
Może jesteś ognioodporna?,
Bo nikt nie chroni mnie tak jak ty.

Myślę, że tym razem wygram,
Pójdę na żywioł i się nie poddam,
Myślę, że wygram tym razem,
Toczę się i toczę, aż mój los się odmieni,
Tak, toczę się i toczę, aż mój los się odmieni.

Bo nikt nie zna cię, kochanie, tak jak ja
I nikt nie kocha cię tak jak ja,
Minęło tyle czasu, minęło tyle czasu,
Musisz być ognioodporna,
Bo nikt nie chroni mnie tak jak ty.)


Zamurowało mnie. Totalnie. Melodia piękna, głosy chłopaków jak zwykle idealnie się dopełniały. Widać było, że to jedna z surowych wersji, ale mimo wszystko... A słowa? Jak dla mnie, to one wspaniale oddawały charakter i naszej przyjaźni, i sytuacji, w jakiej się teraz znaleźliśmy.
-Wow...- ostatnio tym słowem wszystko opisuję. Czyżby zawiesił mi się słownik w mózgu?- To było... wow.
-Krótko, zwięźle i na temat.- zaśmiał się Louis.
-Nie no, to jest... Na serio, sami to napisaliście? W jedną noc, po koncercie?
-W jedną noc napisaliśmy słowa.- sprostował Liam.- Nad muzyką musieliśmy dłużej popracować.
-Ale i tak efekt jest powalający. Dziękuję.- uśmiechnęłam się do nich. Miałam powiedzieć coś jeszcze, ale drzwi się otworzyły i do sali weszły Kasia i Dorota. Właściwie, to Kasia pomagała wejść Dorocie, która ledwo trzymała się na nogach i była cała zapłakana. Stanęły jak wryte na środku pomieszczenia i wgapiały się w One Direction.
-O kurde...- wydusiła z siebie Kaśka.- Natalia... Chłopaki... Znaczy się... Że oni... Są tutaj?!
-Tak, są.- zaczęłam prezentację po angielsku.- Chłopaki, to Kasia i Dorota. Dziewczyny, to jest Liam, Louis, Zayn, Harry i Niall, czyli w skrócie One Direction.
-Cześć...- wyjąkała Dorota ocierając pospiesznie łzy. Horan szybko wstał z mojego łóżka i pomógł dziewczynie usiąść. Sam klapnął na podłogę.
-Dora, co się stało?- zapytałam koleżanki. Ona tylko pokręciła głową i wtuliła się we mnie wybuchając głośnym płaczem. Spojrzałam bezradnie na Kasię.- Co jest?
-Leczenie nie działa.- westchnęła Kaśka po polsku.- Nowotwór jest złośliwy, boją się przerzutów, a że umiejscowił się w kolanie i zajął okoliczne naczynia krwionośne, chcą jej amputować nogę.- zakryłam usta ręką. O mój Boże... Łzy napłynęły mi do oczu. Faktycznie, Dorota poruszała się po szpitalu z czyjąś pomocą albo o kulach. Jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi...
-Nie da się nic zrobić?- wyszeptałam. Kasia pokręciła smutno głową.
-Lekarze nie dają jej szans, radioterapia nie działa, operacja kilka miesięcy temu się nie powiodła. Najgorsze jest to, że Dorota pochodzi z biednej rodziny. Nie stać ich na protezę, jest skazana na wózek inwalidzki. Ledwo wiążą koniec z końcem.- delikatnie głaskałam płaczącą dziewczynę po łysej głowie. Kasia usiadła obok nas, by tym samym uspokajającym gestem gładzić Dorotę po łopatkach podskakujących przy każdym szlochu. Patrzyłam bezradnie na chłopaków, którzy nie rozumieli, o co chodzi. Niall cicho brzdąkał na gitarze i ten dźwięk zdawał się uciszać płacz Doroty.
-Co się stało?- zapytał szeptem Louis. Szybko streściłam im, co powiedziała mi Kasia.
-Nie wiadomo, może jeszcze da się tę nogę uratować... Ale jeśli nie ma terapii, to potrzebna będzie proteza, a jej rodziny na nią nie stać...- dokończyłam.
-Nic już nie mów.- porozumieli się wzrokiem, jakby przekazywali sobie jakieś tajne komunikaty. Zaczęli szeptać o czymś, ale kompletnie nie mogłam ich zrozumieć. Liam wstał i wyciągnął z kieszeni telefon.
-Dzwonię do Paula, żeby go poinformować.- wyszedł na korytarz.
-Co wy kombinujecie?- otworzyłam szeroko oczy.
-Nic.- uśmiechnął się Harry.- Ufundujemy jej leczenie lub protezę.
-Słucham?- zatkało mnie.- Tak bez namysłu zgodziliście się jej pomóc?!
-A nad czym tu się zastanawiać?- zdziwił się Louis.- Taka proteza kosztuje kilka tysięcy. Nie, żebym się chwalił, czy coś, ale dla nas to nie jest problem.- uśmiechnęłam się do nich z wdzięcznością. Liam wrócił na salę i wcisnął się na brzeg łóżka między oparciem a mną.
-Paul w pierwszej chwili się przeraził, że proteza jest dla któregoś z nas, ale już wszystko wie. Zajmie się sprawami bankowymi, musimy tylko porozmawiać z jej rodzicami i dowiedzieć się czegoś więcej od lekarzy. Może rzeczywiście jest jakaś terapia, wiesz, coś nowego, co jednak pozwoli jej normalnie funkcjonować bez konieczności amputacji.- Kasia wpatrywała się w nich szeroko otwartymi oczami.
-Sorry, że gapię się na was, jakbyście byli ufoludkami po biegunce...- jednocześnie parsknęliśmy śmiechem.-... ale jeśli mnie słuch nie mylił, to załatwiliście właśnie Dorocie protezę lub leczenie. Dobrze słyszałam czy potrzebuję laryngologa?
-Dobrze słyszałaś.- Zayn uśmiechnął się do oszołomionej dziewczyny.- Jeśli sprawy papierkowe pójdą szybko, to twoja koleżanka ma już zapewnioną protezę. Oczywiście, jeśli faktycznie jest to konieczne.
-Jest konieczne.- usłyszeliśmy stłumiony głos Doroty. Podniosła głowę i podaną przeze mnie chusteczką wytarła oczy i nos.- Nie ma innej terapii. Dzięki wielkie, ale... Nie musicie, chłopaki. Dam sobie radę na wózku.
-Nie musimy, ale chcemy.- Liam wziął ją za rękę i uścisnął.
-Poprawi ci humor, jak zaśpiewamy?- Zayn zrobił głupią minę. Dorota mimowolnie się uśmiechnęła i lekko skinęła głową.
-Jaką piosenkę sobie życzysz?- spytał śmiesznym tonem Louis.
-Może "Live While We're Young"? To moja ulubiona...- zaproponowała nieśmiało.
-Hey, girl, I'm waitin' on ya, I'm waiting on you, come on and let me sneak you out...- zaczął śpiewać Liam.
W refrenie włączyliśmy się już wszyscy. Na chwilę, przy wspólnych wygłupach i śpiewaniu mogliśmy zapomnieć o chorobach i koszmarach leczenia.

*kilka zwariowanych godzin później*
-Dobra, to ja zabieram czterech debili na chatę.- Nika wstała z materaca i wzięła torebkę.
Przyszła jakąś godzinę temu, gdy nam już kompletnie odwalało. Zdążyliśmy zadzwonić do Perrie i El przez Skypa, dodać kilka wpisów na Twittera, pośmiać się z głupich gifów, odśpiewać cały repertuar 1D, aż pół oddziału zleciało się do naszej sali i musieliśmy przenieść się do świetlicy, gdzie było znacznie więcej miejsca na koncerty. Ja zostałam przetransportowana na rękach przez Liama, a Harry wziął Dorotę, która dzisiaj ledwo dawała radę zrobić krok, tak ją bolała noga. Nawet pielęgniarki się włączyły do wspólnego śpiewania. To był chyba najweselszy dzień na naszym oddziale. Po powrocie na salę Louis, który uparł się, że przewiezie mnie na barana, posadził mnie na parapecie okna, żebym mogła zobaczyć te hałasujące pod oknami tłumy. Okej, na stadionie było ich więcej i w Argentynie też było ich multum, ale nie to się liczyło. Najważniejsze były plakaty: banner fundacji 1D Team: Fight With Leukemia i gigantyczne napisy "Dasz radę, Nattie!", "Wierzymy, że wyzdrowiejesz!", "Modlimy się za ciebie!", "Stay Strong!!!". To było piękne. Tyle obcych osób życzących mi powrotu do zdrowia. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym się nie poryczała.
-No, to ewakuacja, panowie. Umówiliśmy się, że ja pierwszy zostaję.- Liam zaczął ich lekko wypychać z sali. Patrzyłam rozbawiona, jak próbują mu się przeciwstawić.
-Tylko grzecznie tu!- krzyknął jeszcze przez ramię Louis.
-Wiecie, zabezpieczenia, te sprawy...- Harry nie dokończył, bo dostał po głowie od Liama.
-Jakby co, to dzwoń!- wrzasnął na pożegnanie Zayn.
-No, ja nie powiem, kto powinien się zabezpieczać.- uśmiechnęłam się złośliwie patrząc, jak Nika i Niall całują się już setny raz dzisiaj. Oj, współczuję reszcie.
-Zamknij się, Natalia!- Nika nie spuszczała wzroku ze swojego chłopaka. Dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej.
-Dobra, dobra. O której jutro będziecie?- spytałam sięgając po butelkę z wodą.
-Jakoś koło dziesiątej lub dziewiątej... Zobaczymy. Pa!- zamknęli drzwi i poszli sobie. Tylko głośne wybuchy śmiechu na korytarzu informowały, że jeszcze nie opuścili terenu szpitala.
-I co?- Liam usiadł koło mnie na łóżku.- Bardzo cię wymęczyliśmy?- uśmiechnęłam się do niego i mocno go przytuliłam.
-W ogóle. Tak strasznie cieszę się, że tu jesteście.- poczułam jak obejmuje mnie ramionami i przyciska do siebie.- Cieszę się, że ty tu jesteś.- dodałam cicho. Liam delikatnie pocałował mnie w głowę.
-Musieliśmy tu przyjechać. Pamiętasz, co ci powiedziałem na lotnisku?- odsunęłam się od niego ostrożnie i spojrzałam mu w oczy.
-Że... że nie pozwolisz mi umrzeć. Nie pozwolisz mi odejść.- wyszeptałam. Wiedziałam doskonale, że pominęłam pierwsze zdanie, które wypowiedział na lotnisku, ale chciałam, żeby to on je przypomniał. Żebym miała pewność. Liam uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
-No, w dużym skrócie. A pamiętasz, co powiedziałem wcześniej?- przytaknęłam i spuściłam głowę. Liam delikatnym ruchem ręki podniósł ją z powrotem tak, że znów patrzyłam mu prosto w oczy. Brązowe oczy...- Powiedziałem ci, że cię kocham. A gdy się kogoś kocha, to zrobi się dla tej osoby wszystko, by była szczęśliwa.- nachylił się nade mną i ostrożnie pocałował.
-Dziękuję.- szepnęłam i z powrotem mocno go przytuliłam.
Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas rozmawiając o wszystkim i o niczym. A właściwie on siedział oparty plecami o ścianę, a ja ułożyłam głowę na jego kolanach, tak jak kiedyś w Londynie, po przyjeździe z Berlina. Liam opowiadał szczegóły koncertów w Rio, wycieczki po mieście, ja mówiłam o leczeniu i ogólnie pobycie w szpitalu... Naprawdę, super temat do rozmów. Na dworze się ściemniało, przez otwarte okno napływało do sali chłodne powietrze. Liam delikatnie ułożył mnie na łóżku i zamknął okno. Otuliłam się szczelnie kołdrą tłumiąc ziewanie. Jednak się zmęczyłam. Dobrze, że tej nocy mnie nie mdliło. Pielęgniarka na polecenie Gabi dała mi jakiś środek przeciwwymiotny. Jedynym efektem ubocznym tego specyfiku była jeszcze większa karuzela w głowie, gdy tylko chciałam stanąć prosto i zrobić krok.
-To co? Idziemy spać?
-Oj tak.- ziewnęłam przymykając oczy.
-Uważaj, bo jeszcze mnie połkniesz.- zażartował chłopak.- Idę się przebrać. Gdzie łazienka?
-Trzecie drzwi po prawej.- mruknęłam. Za pięć minut Liam wrócił przebrany w dres i jakąś bluzę.
-To dobranoc.- pocałował mnie w czoło i wskoczył do śpiwora.- Kurde.
-Co jest?
-Zapomniałem zgasić światło.- westchnął. Zachichotałam pod nosem, gdy chłopak wyłaził ze śpiwora i potykając się o róg materaca podszedł do drzwi. Wyłączył lampę pod sufitem i w świetle świetlówki z korytarza dobrnął jakoś do materaca.
-Liam?
-Hmm?
-A mógłbyś przysunąć ten materac do mojego łóżka?
-A po co?- zdziwił się.
-Szczerze?
-No.
-Chcę cię wziąć za rękę.- przyznałam się. Przynajmniej nie musiałabym sama zasypiać. Za chwilę coś szurnęło i ciemny kształt przesunął się w moją stronę. Liam znów wcisnął się w śpiwór, klapnął na materac i wziął moją dłoń w swoją.
-Ale jesteś wysoko.- zaśmiał się.- Mógłbym wsunąć się z materacem pod łóżko.
-Ale wtedy gdybyś się zerwał rano, to mogłoby być bolesne.- prychnęłam pod nosem. Chwila ciszy. Usłyszałam, jak chłopak nuci coś cichutko.
-Możesz trochę głośniej?- zapytałam szeptem. W odpowiedzi Liam zaczął piosenkę od początku. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zamknęłam oczy. Słowa "Moments" ukołysały mnie do snu.
-Shut the door 
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face

If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time

You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today

(Zatrzaśnij drzwi
Zgaś światło
Pragnę być z Tobą
Pragnę czuć Twoją miłość
Pragnę leżeć obok Ciebie 
Nie potrafię tego ukrywać, nawet gdy się staram 
Serce bije mocniej 
Czas mi ucieka
Drżące dłonie dotykają skórę
To staje się coraz trudniejsze 
I sprawia, że łzy spływają po mojej twarzy

Gdybyśmy tylko mogli zatrzymać to życie przez kolejny dzień 
Gdybyśmy tylko mogli cofnąć czas

Wiesz, że będę 
Twoim życiem, Twoim głosem, Twoim powodem by być
Moja miłość , moje serce 
Oddycha dla tej chwili w czasie
Odnajdę odpowiednie słowa, które powiem
Zanim mnie dzisiaj opuścisz)


~~*~~

-Pobudka!!!- ryknął ktoś nad moją głową. Poderwałam się do pozycji siedzącej ignorując zawroty głowy. Ktoś walnął w moje łóżko, aż podskoczyłam i zawył z bólu.
-Ałaaa!- spod łóżka wysunął się Harry trzymając się za głowę.- Kurwa, co wam strzeliło do tych pustych łbów, żeby nas tak budzić?!
-Nic.- wzruszyła ramionami Nika.- Ale powiedz mi, Styles, czy ty w nocy lunatykujesz?
-Co?- popatrzył na nią zmrużonymi oczami.
-No, bo wczoraj Liam nabił sobie takiego samego siniaka, ale to było zrozumiałe, bo spał na materacu tuż obok łóżka. Ale ty miałeś dziś w nocy materac pod ścianą. Więc, czemu leżałeś na podłodze, z nogami na skrawku materaca i głową pod łóżkiem?
-Nie mam pojęcia.- mruknął rozcierając sporego guza na czubku głowy. Opadłam bezsilnie na materac.
-Chcę spać...- jęknęłam. Dalej byłam zmęczona po wczorajszym. Do szpitala zleciała się cała moja rodzina plus One Direction plus Nika i Monia. Zamieszanie było ogromne, ludzie siedzieli, gdzie popadnie, przekrzykiwali się, żartowali, pytali co dziesięć sekund, jak się czuję i tylko przytomna interwencja Gabrysi zapobiegła mojemu wybuchowi. Pod koniec dnia miałam ochotę wyrzucić wszystkich przez okno. Najbardziej Lenę, której wszędzie było pełno. Piszczała, śmiała się, prosiła chłopaków o granie coraz to nowych piosenek, zachowywała się jak nienormalna, męcząca fanka. Właściwie, reszta mogła zostać. Byle tylko ona sobie poszła... Jej zachowanie najbardziej mnie wykańczało. Po prostu było jej za dużo.
-Nie, Nattie, sorry, ale dzisiaj masz iść na badania.- głos Gabi przebił się do mojej podświadomości. Jęknęłam w duchu. Znowu?! Kolejne kłucia, prześwietlania, pobieranie materiału do badań... Niedługo wyciągną ze mnie wszystko i już nic nie zostanie.
-Muszę?- powoli podniosłam się do siadu i ze spuszczoną głową zgarniałam kolejną porcję włosów z poduszki.
-Wiesz, że tak. Kontrola sytuacji. Chłopaki!- zwróciła się do 1D.- Wy też idziecie. Dziś pobieramy od was próbki do badań.- rozbawione towarzystwo momentalnie spoważniało. Zbliża się chwila prawdy.- Natalia, siadaj na wózek, nie możesz się przemęczać. Zapraszam do zabiegowego.
Nika złapała za rączki wózka i skierowała mnie do gabinetu. Za nami w milczącej, pełnej powagi kolumnie podążali Liam, Zayn, Louis, Niall i Harry. Weszliśmy do pomieszczenia. Gabrysia zakładała białe rękawiczki i przygotowywała probówki na krew, strzykawki i igły.
-Natalia, ty pierwsza.- podjechałam wózkiem do Gabi. Nawet nie mrugnęłam, gdy igła wbijała się w żyłę lewego przedramienia i gdy krew ciemnoczerwonym strumieniem tryskała do wnętrza strzykawki. Przycisnęłam wacik do miejsca wkłucia. Gaba wolała nie pobierać krwi przez wenflon, żeby badanie było bardziej wiarygodne, bez ryzyka pozostania w wenflonie resztek kroplówek lub zastrzyków.
-Dobra...- lekarka wpuszczała do kolejnych probówek moją krew.- To idzie do laboratorium. Teraz chłopaki.- odwróciła się do zebranych.- Czy któryś mdleje na widok krwi?- żaden się nie odezwał.- Okej. Tłumaczyłam wam to raz, ale dla pewności powtórzę. Sprawdzamy obecność HIV, nosicielstwo żółtaczek typu B i C. No, i przede wszystkim zgodność antygenów HLA z antygenami Natalii. Im wyższa zgodność, tym mniejsze ryzyko odrzucenia przeszczepu. Nie musicie wiedzieć więcej.- mówiła podczas opisywania probówek nazwiskami chłopaków.- Deklaracje już wypełniliście, więc to już odhaczone... Stan zdrowia sprawdzony, żaden z was nie choruje, nie jest nosicielem jakichś wirusów, oprócz HIV, ale to dopiero sprawdzimy. Na tę chwilę, po wstępnych badaniach, każdy może być dawcą.- nałożyła igłę na strzykawkę i zdjęła kapturek. Zwilżyła wacik spirytusem salicylowym i wskazała na fotel.- Zapraszam pierwszego.
Stojący najbliżej Niall niepewnie podszedł do Gabi i usiadł na fotelu. Zacisnął oczy, gdy lekarka mocnym pchnięciem wbiła się w żyłę w zgięciu lewego łokcia. Patrzyłam, jak jego krew napełnia strzykawkę i bezgłośnie modliłam się o cud.

~~*~~

-Nattie, nie ruszaj się, no!- zniecierpliwił się Zayn, gdy już któryś raz z kolei zaczęłam się trząść powstrzymując śmiech.
-Ale ja nie mogę!- pisnęłam.- Zabierzcie go ode mnie!
-Ale ja się nigdzie nie wybieram.- wyszczerzył się Louis i rozwalił się jeszcze wygodniej na materacu.
-Nigdy tego nie skończę. Spokój, Tommo!- Zayn wymienił mazak na zielony i ponownie skupił się na swoim zadaniu.
-Jestem spokojny.- oświadczył Lou, ale za chwilę wybuchnął śmiechem rodem z teledysku "Thriller". Zaczęłam się śmiać razem z nim. Siedzący za mną Zayn ze zrezygnowaniem uderzył parę razy czołem o ścianę.
One Direction spędziło ze mną w szpitalu już osiem dni. Dziś był 10 maja, sobota. Badania laboratoryjne wykazały, że dawcą na pewno nie może być Harry i Zayn. Po kilku dniach wykluczono także Niallera. Teraz czekaliśmy na wyniki ostatecznych testów, które miały wykazać, który z pozostałych będzie tym właściwym. Liam czy Louis... Louis czy Liam...
Obecność 1D w szpitalu przestała być sensacją. Można powiedzieć, że cały Kraków się do nich przyzwyczaił. Fanki nie czatowały już przed kliniką, tylko pojedyncze osoby zaczepiały ich na ulicy. W szpitalu stali się najbardziej lubianymi odwiedzającymi, bo spędzali czas nie tylko ze mną, ale też z innymi pacjentami. W poniedziałek przytargali z Toys'R'Us kilka gigantycznych toreb z zabawkami dla najmłodszych chorych, odwiedzili też oddział pediatrii i urządzili tam mały koncert. Codziennie jeden z nich zostawał ze mną na noc. Dziś była kolej Niallera. Zaraz miał wrócić z Niką, Harrym i Liamem z domu. Pojechał do nich i przy okazji zawiózł moje brudne rzeczy do prania. W drodze wyminął się z Lou i Zaynem, którzy spacerkiem, na piechotkę przemierzali znany im już wzdłuż i wszerz Kraków. Weszli pół godziny po wyjściu Horana i teraz wygłupialiśmy się we trójkę. Malik uparł się, że moja nowa fryzura wymaga udoskonalenia (w czwartek wypadły mi ostatnie włosy) i teraz próbował namalować mi coś na skórze głowy. Kolorowy rysunek jednak nie wychodził, bo Louis non stop mnie rozśmieszał. Najpierw zaczął tańczyć, potem parodiował Nicky Minaj, Arianę Grande i Jessie J w ich nowej piosence "Bang Bang". A teraz wybuchnął makabrycznym śmiechem.
-Louis.- odezwał się dziwnie spokojnie Zayn.- Jeszcze raz zaczniesz coś odwalać, a normalnie się na ciebie rzucę!
-Wow, Malik...- Louis udał, że poprawia włosy i makijaż.- Nie wiedziałem, że na mnie lecisz!- nie wytrzymałam i ryknęłam śmiechem. Padłam na łóżko, a łzy śmiechu ściekały mi z oczu. Wkurzony Zayn autentycznie rzucił się na Tomlinsona i teraz siłowali się na materacu.
-Co tu się dzieje?- zapytał rozbawiony Harry wchodząc do pokoju.
-Ej, ja też chcę!- Nialler wskoczył na plecy Malika i przygwoździł ich do podłogi. Za chwilę na Horanie wylądował Styles i na dokładkę władował się Payne.
-Czy ja już ci mówiłam, że oni są nienormalni?- Nika usiadła obok mnie na łóżku i z niemożliwą do odgadnięcia miną przyglądała się tłukącym się chłopakom.- Mówię ci, w domu mamy przedszkole. Wczoraj skakali po twoim łóżku. Wypisując się radziłabym ci ukraść ten jakże przydatny mebel.- poklepała oparcie szpitalnego łóżka.
-Rozwalili mi łóżeczko?- wytrzeszczyłam oczy.- Ale... JAK?!
-Normalnie.- wzruszyła ramionami.- Skakali przez przeszkody. Nie powiem, że nie brałam w tym udziału, bo nie chcę kłamać...- pacnęłam ją po głowie. Nie zdążyła się uchylić.- No, w każdym bądź razie, Styles skoczył tak pięknie, że hmm... łóżko po prostu nie wytrzymało. W nocy musieli się gnieździć na kanapie i podłodze.
-Nie odstąpiłaś żadnemu swojego wyrka, co?- trąciłam ją łokciem.
-Ja? No coś ty. Ja mogę spać tylko z Niallem, a że on dziś nocował u ciebie... Miałam przynajmniej więcej miejsca.- uśmiechnęła się szeroko.
-Harry!- krzyknęłam głośno. Z kłębowiska ciał podniósł się zaczerwieniony chłopak.- Słyszałam, że odkupujesz mi łóżko.- założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego oskarżycielsko.
-Co? No... No, wiem.- posłał mi rozbrajający uśmiech. Nie umiem się na niego długo gniewać.
-Dobra, dość...- spod Liama i Nialla wydostał się zgrzany Zayn.- Koniec, chcę skończyć rysunek!- usiadł z powrotem za mną i wziął kolejny marker. Reszta usadowiła się na materacu lub po prostu rozłożyła się na podłodze ciężko sapiąc po mini-zapasach.
-Co rysujesz?- zainteresował się Liam zaglądając Malikowi przez ramię.
-Coś.- mruknął skupiony Zayn. Marker delikatnie łaskotał mnie w skórę.
-Zayn, a to się zmyje?- dotarło do mnie, że nawet nie wiem, czy to jest na stałe.
-Taa... Po kilku myciach nie będzie śladu.- powiedział powoli. Oderwał mazak od mojej głowy i znów wymienił kolor.- Możesz głowę trochę o tyłu?- posłusznie odchyliłam się w tył. Przymknęłam oczy przysłuchując się przekomarzaniom Hazzy i Niki. Nagle do sali wpadła Monia.
-Cześć wam! Już wiecie?- wszyscy ucichli. Zapomnieliśmy na chwilę, że to dziś. Dziś dowiemy się prawdy.
-Jeszcze nie.- odpowiedziałam. Zayn wykonał finałowe pociągnięcie i odłożył marker.
-Gotowe.- odetchnął i podał mi małe lusterko, które wcześniej skonfiskował, żebym nie podglądała, co on wyczynia na mojej czaszce.
-Wow.- miałam jakiś egzotyczny wzór kwiatowy na głowie. Cała masa kolorów, uzupełnionych czarnymi konturami. I pomyśleć, że wcześniej nie chciałam mu na to pozwolić. Teraz będzie mi szkoda to zmyć.
-Ej, ludzie, robimy fotkę, szkoda stracić taką fryzurę!- Louis wyciągnął swojego iPhone'a i wskoczył koło mnie na łóżko.- No chodźcie! Grupowe selfie!- jakimś cudem udało im się wszystkim stłoczyć wokół mnie.- I... dziwne miny!- mrugnął flesz.- Teraz uśmiech!- kolejny flesz. Przysunęliśmy się do Lou, żeby obejrzeć zdjęcia. Wyszliśmy jak totalne przygłupy. Ludzie pomyślą, że przebywamy w psychiatryku. Chociaż mimo wszystko... Widać było, jak bardzo się lubimy. Tylko El i Perrie brakowało. Zanim się obejrzeliśmy, Tomlinson wstawił fotki na Twittera.
-Jesteśmy porąbani.- stwierdziłam patrząc na zdjęcie, które wyświetliło się na moim telefonie. Po chwili każdy usadowił się wygodnie i sprawdzał swojego Twittera, na którym przybywało komentarzy.
-Ludzie!- do sali wpadła Gabrysia. Odłożyłam komórkę i odruchowo się wyprostowałam.- Ooo... Natalia. Fajna... głowa?- zaczęła oglądać moją głowę pod różnymi kątami.
-Dzięki.- Zayn wypiął dumnie pierś.
-To twoje dzieło?- osłupiała Gabi.- Masz ochotę zrobić mi graffiti w mieszkaniu?
-Nie ma sprawy.- wzruszył ramionami.
-To jakoś się zgadamy, bo to jest genialne.
-Gaba, przyszłaś po coś konkretnego?- spytałam. Rzadko kiedy wpada do mnie jak huragan.
-A tak. Mamy wyniki.- oznajmiła uroczyście. Wstrzymałam oddech i złapałam Nikę i Monię za ręce.- Nattie, mamy to. Mamy dawcę.- pisnęłam głośno, wybuchnęłam śmiechem ze szczęścia i przytuliłam mocno moje przyjaciółki.
-Który to?- zapytał uśmiechnięty szeroko Nialler.
-Liam.- odpowiedziała Gabrysia przeglądając notatki. Popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem i zanim się obejrzałam, tonęłam w objęciach chłopaka. Nasi przyjaciele zaczęli głośno wiwatować.
-Dobra, spokój!- Gaba wrzasnęła na cały głos.- Natalia miała rację, zachowujecie się jak jakaś banda! Siadać wszyscy.- wraca generał Andrzejczuk.
-Więc jak to będzie wyglądało?- zapytał Liam nie rozluźniając uścisku.
-Dokładnie to chciałam wam opowiedzieć. Na początek, przez pięć dni dawca będzie miał podawane leki stymulujące podziały komórek macierzystych, które będziemy musieli pobrać. Po pięciu dniach przeprowadzamy zabieg pobrania komórek szpikowych z talerza kości biodrowej pod narkozą. Po zabiegu będziesz mógł czuć ból w miejscu pobrania szpiku, mdłości po znieczuleniu, ale na drugi dzień już cię wypuścimy ze szpitala, chociaż ty i tak pewnie będziesz chciał tu siedzieć. A Natalia w tym czasie będzie miała podawane silnie działające leki, które będą stymulowały cię do przyjęcia komórek macierzystych i szpikowych Liama. Na pewno się uczyłaś, że po prostu obniżymy ci odporność. Dla bezpieczeństwa, żebyś na nic nie zachorowała, przeniesiemy cię do innej sali i niestety, nikt nie będzie miał do ciebie wstępu. Po zabiegu Liama zaczniemy wprowadzanie jego komórek. Od razu uprzedzam, że prawdopodobnie wprowadzimy cię w śpiączkę farmakologiczną. Jesteś w ciężkim stanie i wolę nie ryzykować. Trzy doby od przyjęcia przeszczepu będą decydujące. Wtedy zobaczymy, czy przeszczep się przyjmie, czy nie. Jeśli się nie przyjmie, spróbujemy z Louisem, bo zgodność antygenów jest niewiele mniejsza od twojej, Liam. Tutaj mam dokumenty do podpisania dla was obojga. Wiecie, zgoda na zabieg i tak dalej.- wyciągnęła w naszą stronę gęsto zadrukowane kartki. Liam wczytał się w angielskie tłumaczenie swojej zgody i po chwili złożył na niej podpis. Ja wpatrywałam się w kartkę nie czytając jej. Znałam treść doskonale. Miałam to oświadczenie przed sobą tyle razy, znałam wszystkie możliwe skutki uboczne, działania, które mają być podjęte... Nareszcie.
Wzięłam od Liama długopis i zamaszyście podpisałam wykropkowane miejsce. Show must go on.

~~*~~

Pip.
Pip.
Pip.
Pip.
Pip.
"Pipanie" maszyny powoli przebijało się przez moją podświadomość wybudzając mnie z głębokiego snu. Czułam pod nosem rurkę doprowadzającą tlen, wiedziałam, że jestem podłączona do elektrokardiogramu, który monitoruje pracę serca. Czyli już jest po. Przeszczep się przyjął czy nie? Co się dzieje, czemu nikt nic nie mówi? Jak przez mgłę słyszałam jakieś szmery. Powoli, ostrożnie otwierałam oczy. Powieki znowu jak z ołowiu, to się zaczyna robić nudne! Wreszcie udało mi się przyzwyczaić wzrok do ciemności. Tylko niewielka lampka paliła się w pomieszczeniu. Z trudem dostrzegłam kontury jakichś przedmiotów. Dzięki mojej cudownej wadzie wzroku nie widziałam wyraźnie, ale gdy skupiłam intensywnie wzrok na najbliższym niezidentyfikowanym kształcie, od razu poznałam, co to jest. A raczej kto. Przy moim łóżku siedział Liam. Spał rozwalony na fotelu, cicho pochrapywał. Jedną ręką trzymał moją prawą dłoń. Skoro go wpuścili na salę... To chyba nie ma ryzyka, przeszczep się przyjął...
Ostrożnie odwróciłam głowę w prawo. Pod ścianą chyba też spało kilka osób. Chłopaki? Już nie na materacu, tylko na zwykłych krzesełkach szpitalnych. Widocznie Gaba zabroniła im robić takiego zamieszania. Ale zaraz... Kształtów jest raz, dwa... Powoli liczyłam zajęte krzesełka. Osiem. A Liam dziewiąty. Czyli są tu chłopaki... i rodzice... Osiem... czyli chyba siedzi tu też Nika i Monia. Chyba. To stamtąd dochodziły te szmery. Chrapanie przeplatane z... muzyką? Tak, to muzyka. Ktoś włączył jakąś piosenkę w telefonie. Skądś znałam te skrzypce.
Jeżeli wpuścili tu wszystkich, to na pewno nie ma ryzyka... Czyli chyba się udało... I czekają aż się obudzę. Albo wręcz przeciwnie. Nie udało się i zaraz mi to powiedzą. Liam poruszył się na krześle. Podsunął się na siedzeniu i lekko przeciągnął. Przetarł twarz jedną ręką. Nie wypuszczał mojej dłoni ze swojej.
-Liam...- szepnęłam. Nie miałam siły mówić głośniej. Chłopak znieruchomiał i przysunął się bliżej mnie.
-Nattie? Słyszysz mnie?- powoli skinęłam głową.- O Boże, tak się bałem!- delikatnie pocałował moją rękę i pogładził mnie po głowie.
-Jak długo... tu leżę?- wyszeptałam. W gardle miałam sucho, jakby ktoś nasypał tam trocin.
-Dziewięć dni.- powiedział cicho.- Po operacji wprowadzili cię w śpiączkę farmakologiczną. Były jakieś komplikacje... Nie wiem dokładnie, jakie... Gabi ci powie. Od trzech dni jesteś bez leków, dziś zamierzali cię wybudzać sztucznie, baliśmy się, że ze śpiączki farmakologicznej przeszłaś w tę zwykłą...- wyjaśniał szybko.
-Rodzice...
-Są tutaj. Siedzimy tu wszyscy.- wskazał ręką na te krzesełka.- Nattie, dziś jest Dzień Matki. To znaczy od jakichś trzech godzin. Lepszego dnia na pobudkę nie mogłaś sobie wybrać.- w odpowiedzi uścisnęłam jego rękę i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Udało się...?- Liam odwzajemnił uśmiech.
-Wszystko się udało, kochanie. Przeszczep jak na razie nie został odrzucony. Gabi mówi, że wszystko jest jak trzeba. Jesteś zdrowa.- odetchnęłam z ulgą. Zdrowa. Jestem zdrowa. Boże, jak to pięknie brzmi... Boże, dziękuję...
Nic już nie mówiliśmy. Piosenka włączyła się od początku. Chyba ktoś miał uruchomioną opcję "repeat". Wiem... Wiem, co to za piosenka! Coldplay. "Viva La Vida", czyli z hiszpańskiego "żyj życiem". Święte słowa.
-Viva la vida.- szepnęłam do siebie przymykając oczy.- Niech żyje życie...




____________________________________________________________
Uroczyście oznajmiam, że właśnie przeczytaliście przedostatni rozdział opowiadania "Everything's gonna be all right..." :) epilog opublikuję dnia 18 września, czyli w czwartek, dokładnie siedem miesięcy po opublikowaniu pierwszego posta na tym blogu.

Ja i moja Przyjaciółka serdecznie dziękujemy za trzymanie kciuków, życzenia powodzenia itp. itd. na naszych egzaminach. Przyjaciółka zdała egzamin teoretyczny, teraz czeka ją praktyka w przyszłym tygodniu. Ja natomiast oblałam swoją praktykę. Jestem na siebie zła jak nigdy, bo spartaczyłam jazdę po łuku, która mi wychodziła ostatnio perfekcyjnie :/ nawet nie wyjechałam na miasto. Nie liczyłam, że zdam za pierwszym, ale szczerze powiedziawszy, to myślałam, że obleję na jakimś parkowaniu, podwójnej ciągłej, czy gaśnięciu silnika, który notorycznie działał mi na przekór. No, ale trudno. Kolejne podejście mam bodajże 23 września. Powkurzam jeszcze mojego instruktora :P

A teraz nadszedł czas pożegnań. Ponieważ notkę pod epilogiem zamierzam poświęcić statystykom, dzisiaj napiszę parę słów od siebie.
Nie spodziewałam się, że to tak się potoczy. Nie spodziewałam się, że zacznę pisać. Nie spodziewałam się, że zacznę pisać bloga o One Direction. A już w ogóle się nie spodziewałam, że się nie wycofam i go dokończę! Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałam 1D. Wakacje 2012, Chorwacja. Mój mały kuzyn, którego ciocia i wujek wychowują w rytm muzyki, często pokazywali mu różne teledyski. I jednym z jego ulubionych było "What Makes You Beautiful". Piosenka spodobała mi się bardzo, towarzyszyła mi non stop przez te dwa tygodnie w słonecznym Primośten. Po powrocie do domu ściągnęłam na telefon całą chorwacką playlistę, w tym "WMYB". Potem zwróciłam uwagę na "One Way Or Another", następnie przyszła kolej na "Kiss You" i wreszcie "Best Song Ever". W grudniu 2013 zaczęłam się nimi mocniej interesować. Gdy kiedyś wpisałam w Google "one direction" jako hasło domyślne wyskoczyło mi "one direction opowiadanie". Zaryzykowałam i stało się. Wciągnęłam się w czytanie fanfictionów. Jeden, drugi, dziesiąty, dwudziesty któryś, sześćdziesiąty, setny... Nie mam pojęcia, ile do tej pory ich przeczytałam. W lutym, a dokładniej 18 lutego 2014 wpadłam na pomysł, że sama spróbuję pisać. Domyślałam się, że pewnie zakończę go po pięciu rozdziałach albo gdy nie będę miała czasu na publikowanie kolejnych rozdziałów. Może podświadomie liczyłam, że jak mi się nie uda, to zwalę winę na przygotowania do matury? Nie wiem. Cóż, rzeczywistość bywa zaskakująca. Jak do tej pory próbowałam pisać pamiętniki, jakieś opowiadanka... Nudziłam się po kilku stronach i rzucałam to w kąt. A że mam manię kupowania zeszytów, to w moich szafkach można znaleźć około dziesięciu pozaczynanych brulionów z historyjkami, które prawdopodobnie nigdy nie zostaną ukończone. Tymczasem w pisanie tego bloga wciągnęłam się na maksa. Był to mój sposób na rozładowanie zbędnej energii, na odreagowanie po męczącym dniu w szkole, ucieczka od 500-stronowych podręczników biologii i chemii rozszerzonej. Pierwsze rozdziały są okropne i często korci mnie, żeby je poprawić, ale nie będę wprowadzała zamętu. Debiut nie musi być udany. Mój nie jest. Pisałam tego bloga przez siedem miesięcy. Podczas tworzenia opowiadania zdałam maturę z dobrym wynikiem, dostałam się na wymarzone studia, ukończyłam kurs na prawo jazdy, którego jednak nie uzyskałam podczas pisania bloga, ale wszystko jeszcze przede mną. Można powiedzieć, że to opowiadanie towarzyszyło mi przez najważniejszy i, jak do tej pory, najbardziej intensywny okres mojego życia. Bardzo zżyłam się z bohaterami tej historii, zwłaszcza z Natalią Maj. Starałam się stworzyć postacie naturalne, takie, które dałoby się spotkać w normalnym życiu, bez jakichś wydumanych problemów, historii rodem z kosmosu itd. Coś zwyczajnego, normalnego. Dużą wagę przywiązałam do wizerunku głównej postaci, jaką jest Nattie. Może dzięki przeczytaniu tylu fanfictionów wpadłam na taki, a nie inny pomysł w związku z tą osobą. Nie chciałam, żeby Nattie była kolejną anorektyczką, bulimiczką, żeby się cięła, ćpała, paliła papierosy, piła... Takich blogów jest dużo, a ja chciałam, żeby mój się od niech różnił. Natalia podczas tych 59 postów nie wypiła ani kropli alkoholu, nie zaciągnęła się papierosem, a wręcz namawiała Zayna do ograniczenia, nie wzięła narkotyków, choć przecież mogła ulec Marcinowi... Za to była chora. Znalazłam mało opowiadań, w których główna bohaterka cierpi na ciężką chorobę. Jest jeden bardzo dobry, niestety autorka zawiesiła go do października, a szkoda. Wracając do tematu... Nie chciałam też, żeby było "za prosto". Praktycznie w 90% opowiadań bohaterka mieszka w Londynie lub się do niego przeprowadza i tam spotyka 1D. Postawiłam na oryginalność. Natalia mieszka w Polsce, do Londynu trafia okazyjnie, paradoksalnie dzięki białaczce poznaje Liama, potem resztę zespołu. Wraca do Polski, a mimo to kontakt się nie urywa. Zależało mi właśnie na pokazaniu takiej przyjaźni, która mimo wielkiej odległości i ograniczeń potrafi się rozwijać, trwać. Chyba mi się udało. No i muzyka. Cała masa linków do teledysków, filmików, tekstów piosenek na YouTubie. Chciałam pokazać, jak ważna jest muzyka dla mnie. Nie ma dnia, żebym nie odsłuchała choć jednej prostej melodii. Nawet teraz ryzykuję rozładowaniem baterii, ale z telefonu odtwarzam "Summer Of 69." Bryana Adamsa. Podsumowując ten przerażający długością wywód, mimo wszelkich potknięć, błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, zwykłych pomyłek i wielkich błędów związanych z tematem choroby (mam świadomość, że informacje tutaj są okrojone i z pewnością mają jakieś luki; internet jest pomocny, ale nie wiadomo czy wiarygodny, jeśli chodzi o metody leczenia białaczek, innych nowotworów i sposoby przeszczepów), jestem zadowolona z tego bloga. Jestem z niego bardzo zadowolona. Wyszedł prawie tak samo, jak go sobie wyobraziłam :D

Dużo ludzi pyta mnie o część drugą "Everything's gonna be all right...". Szczerze mówiąc, to nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Myślałam, ze zakończę epilogiem i goodbye! Teraz jednak zaczęłam się nad tym mocniej zastanawiać. Kochani, zrobimy tak: zbliża się rok akademicki. Od 1 października będę już studentką medycyny i wiem, że łatwo nie będzie. Nie mam zamiaru opuszczać "Would you know my name..." ani go zawieszać, ale też szybko nie zacznę trzeciego bloga o Harrym, bo wiem, że na początku nie dam rady. Po tym miesiącu powadzenia dwóch blogów mam świadomość, jak jest czasem ciężko się wyrobić w terminach. Dlatego teraz robię sobie przerwę. Zostanę na "Would...", będę pilnie studiowała, a pod koniec tego roku powiem wam, czy będzie druga część "Everything's gonna be all right...". Weźcie też pod uwagę, że planuję kolejne opowiadania i nie zamierzam z nich rezygnować. Ale obiecuję, że przemyślę sequel losów 1D Team ^.^

Na koniec chciałabym Wam wszystkim serdecznie podziękować. Gdyby nie Wasze komentarze, motywacja, gdyby nie blogi niektórych z Was, nie byłoby tego opowiadania. Zrezygnowałabym pewnie w połowie i usunęła "Everything's...". Jednak dzięki Waszemu wsparciu piszę i co więcej, sprawia mi to ogromną przyjemność. Nie zamierzam z tego zrezygnować. Odkryłam, że pisanie jest dla mnie zbyt ważne, żeby je zostawiać, porzucone w kącie i zakurzone. I właśnie za to bardzo, Bardzo, BARDZO:
DZIĘKUJĘ!!!

Jesteście genialnym wsparciem, kocham Was bardzo :*** <3

Jak wcześniej napisałam, pod epilogiem zajmę się bardziej statystykami niż pożegnaniami :)

Gratulacje dla Was, jeśli dotrwaliście do końca tej obszernej notki. Nawet nie myślałam, że zajmie mi to aż tyle miejsca :P
Roxanne xD