poniedziałek, 30 maja 2016

Część II: Rozdział 36

Rozdział z obiecaną dedykacją dla Bonnie Horan, która ostatnio leżała w szpitalu... Wiem, że już jesteś w domu, wracaj do zdrowia <3 <3 <3
______________________________________________


Przewróciłam kartkę "Pasjansa", ale nie mogłam się skupić na tekście. Książka nie była aż tak ciekawa, jak się wcześniej spodziewałam, poza tym dzień wcześniej miałam wizytę kontrolną u Sheili. Znów mogliśmy posłuchać bicia serca Izzy, zobaczyć, jak wspaniale się rozwinęła od naszej ostatniej wizyty... A na koniec dowiedzieliśmy się, że poród może nastąpić w każdej chwili i powinnam być w sekundę gotowa na wizytę w szpitalu. Dziś cały czas trzymałam rękę na brzuchu, na każde drgnienie niemal podskakiwałam i starałam się kontrolować wszystkie mięśnie, żeby wyczuć nawet najmniejszy skurcz zapowiadający poród. A teraz, po całym dniu nerwów byłam tym po prostu zmęczona.
Odłożyłam książkę i położyłam się na boku, starając się nie myśleć o tym, co może nastąpić za kilka dni. Przez całą ciążę nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu przytulę swoją córeczkę i kiedy będziemy mogli się nią zajmować i rozpieszczać, a teraz... właśnie teraz czułam strach. Paraliżujący strach, że nie nadaję się na matkę, że nie będziemy dobrymi rodzicami, że coś zrobimy nie tak.
- Nie wiesz może, gdzie jest ta moja szara koszulka do spania? - Liam wyszedł z łazienki i skierował się do garderoby.
- Druga szuflada od dołu w twojej komodzie. - Odparłam cicho. Sam ją tam wkładał trzy dni temu.
- Znalazłem, dzięki. - Wrócił do pokoju już przebrany w piżamę i usiadł na łóżku. Sięgnął po odłożoną przeze mnie książkę. - Dobra?
- Jakoś średnio mi podeszła. - Przekartkował ją szybko i położył na szafce nocnej.
- Może później poczytam. - Wsunął się pod kołdrę i spojrzał na mnie z niepokojem. - Dobrze się czujesz?
- Tak.
- Tak. Dość krótka odpowiedź jak na ciebie, gaduło. - Ułożył się w identycznej pozycji, żeby mieć oczy na wysokości moich. - Co jest?
- Boję się... - Wyszeptałam po sekundzie namysłu. Wariatko, to Liam, możesz powiedzieć mu wszystko.
- Ja też. - Odpowiedział tak prosto, że aż mnie zatkało.
- C-co? - Wyjąkałam. - Ale... Nie będziesz mi wciskał kitu, że będzie dobrze? Nie będziesz pocieszał?
- Wiesz, że będzie dobrze. - Wzruszył ramieniem. - Tylko teraz czujesz się słabo, bo wiesz, że to już niedługo. Zaraz będziemy rodzicami. Niemal za chwilę. Ja też mam wrażenie, że czasem mnie to przerasta.
- Nie widać tego.
- Bo ja umiem ukrywać emocje. Te parę lat w zespole mnie nauczyło, że czasem tak trzeba. Ludzie nie chcą wiedzieć, czym się przejmujesz, co ci leży na wątrobie. Nie, oni chcą sensacji. Nie obchodzą ich twoje myśli, tylko twoje czyny. Możesz nic nie mówić, ważne, żebyś zrobił coś skandalicznego.
- Ale przede mną nie musisz nic ukrywać. - Powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Wątpię, żeby cię ucieszyła ilość papierosów, które wypalam w ukryciu. - Walnął prosto z mostu. Parsknęłam cichym śmiechem.
- Fakt, to mnie nie cieszy.
- Ale mówię ci wprost, co czuję, prawda?
- Prawda. - Skinęłam głową. Rzeczywiście, nigdy nie ukrywał, co się działo tam, w jego głowie. Jasne, bywał milczący, ale jedno pytanie "co się dzieje?" i już miałam cały obraz sytuacji.
- No widzisz. Ty wiesz. Reszta świata nie musi. - Posłał mi uśmiech.
- Ja chyba za dużo mówię światu. - Skrzywiłam się i przesunęłam rękę w dół, bo niemal całkiem mi zdrętwiała.
- To też zależy. Nie kłamiesz. Przynajmniej przez większość czasu. - Poprawił się. Właśnie. Kłamałam kiedyś całkiem sporo. - Jeśli coś przekazujesz światu, to to jest twoja szczera do bólu opinia. Nie przejmujesz się oceną ludzi i to jest duży plus. Bo nic nie może cię zranić, tylko najbliżsi. A cały świat, ci, którzy cię nienawidzą, nie lubią, nie akceptują... Oni nie maja broni w ręku. Czego by nie powiedzieli, ty się nie przejmujesz i robisz swoje. Dlatego ich zniechęcasz. Co to za zabawa, gdy obiekt nie reaguje na zaczepki?
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś naprawdę mądry? - Zapytałam pod wrażeniem. Trafił w sedno, rozeznał się w sytuacji, zanim ja zdążyłam to zrobić. Zrobił dumną minę.
- Nie mam nic przeciwko, żebyś mówiła mi to częściej. - Wywróciłam oczami i przesunęłam rękę na jego policzek.
- Kocham cię, wiesz? - Szepnęłam, delikatnie gładząc go po szorstkim policzku.
- Wiem, bo ja kocham ciebie. - Odszepnął z uśmiechem. Złapał moją rękę i złożył delikatny pocałunek na grzbiecie dłoni. - I naszą córeczkę.
- Ale i tak się boję. - Wróciłam do poprzedniego tematu.
- Ja też. - Powtórzył. - Ale jak tylko ją zobaczysz i weźmiesz w ramiona, to zobaczysz, że wszystko będzie tak, jak chcieliśmy.

~~*~~

Olivia mnie nie akceptowała. Właściwie to Olivia mnie nie akceptował. Okazało się, że to kocur. Dodatkowo weterynarz odkrył, że kocisko było nieźle zapchlone i posiadało spory zapas świerzbowca w uszach. Brak akceptacji był obustronny. Jako kobieta w ciąży, czytaj w grupie ryzyka, nie mogłam się narażać na zarażenie toksoplazmozą czy innym świństwem, nawet jeśli to był ostatni miesiąc i dziecko było w pełni ukształtowane.
Normalnie lubiłam koty, ba, w Wadowicach dokarmiałam z babcią wszystkie okoliczne kociaki. Nie zliczę, ile dachowców przewinęło się przez nasz ogródek. W Londynie miałam mało do czynienia z kotami, do czasu aż pojawił się Shere Khan. Od razu go polubiłam i można powiedzieć, że uważał mnie za swoją panią zaraz po rodzince Styles. Ale ten... ewenement... Ech. Po pierwsze, był niezwykle oporny w przyswojeniu sobie, do czego służy kuweta. Ale okej, mogłam to zrozumieć, był jeszcze młody, spokojnie, ma czas, nauczy się. Tylko dlaczego na swój koci kibelek wybrał sobie moje kapcie? W życiu tego nie ogarnę. Mierzył mnie spojrzeniem, kiedy tylko byłam w polu widzenia, jedzenia nie wziął ode mnie ani razu i wyraźnie chciał sprowokować jakąś większą awanturę. Cóż, było parę momentów, kiedy chciałam go wyrzucić na dwór, ale niestety Diana umiała mnie idealnie rozmiękczyć. Trzeba jej to przyznać, że o kota dbała wspaniale. Myślałam, że sobie nie poradzi w tym wieku, ale udowodniła, że pięciolatka też może mieć zwierzaka. Jasne, trzeba było jej pomagać, ale mimo wszystko naprawdę się z tym kociakiem zaprzyjaźniła. Ja nie umiałam.
Na szczęście nie byłam w swojej antypatii odosobniona. Shere Khan też nie polubił nowego współlokatora i był o niego wyraźnie zazdrosny. Na początku tylko go obserwował, potem zaczął na niego prychać i warczeć, aż w końcu nie wytrzymał i rzucił się na niego, gdy młody postanowił dobrać się do jego miski z karmą. Nie było mnie wtedy w kuchni, ale otrzymałam pełną relację od Moniki, która była zmuszona rozdzielić koty, oblewając je wodą. Inny sposób nie wchodził w grę, inaczej skończyłaby na izbie przyjęć z fantastycznymi zadrapaniami. Po tamtej walce Shere Khan się obraził i przeniósł do pokoju Niki i Nialla. Znalazł tam legowisko w nogach ich łóżka, a do Stylesów wracał tylko po to, żeby załatwić się w kuwecie. Naprawdę, nie żartuję. W domu wybuchła kocia wojna.
Teraz leżałam na kanapie w salonie i oglądałam po raz sto pięćdziesiąty "Listy do M.", jeden z najlepszych filmów w historii nowego polskiego kina. Niestety, zamiast spokojnie rozklejać się nad śpiewaną przez mała blondyneczkę kolędą, mierzyłam się wzrokiem z Olivią. Albo Oliviem. Już sama zgłupiałam. Di upierała się, że to Olivia.
- Kiedyś ode mnie oberwiesz. - Ostrzegłam czarne futro ze świecącymi oczami. Siedział dokładnie na wprost mnie na fotelu. Nie wiem, czy to moje rozmiary mu nie pasowały, bo nigdy nie widział wieloryba na dwóch nogach, czy to, że wciąż lubiłam Shere Khana, czy... Nawet nie miałam pomysłu, co mogło spowodować tę niechęć do mnie. Może w którymś z wcześniejszych żyć byłam Egipcjanką i nie oddałam mu należnej czci? Przecież w starożytnym Egipcie kiedyś czciło się koty... Nieee, Natalia, głupiejesz na starość. Ogarnij się.
- Nattie... - Do salonu weszła Nika, stukając obcasami nowych kozaczków. - Jedziemy na zakupy świąteczne. W domu zostaje Zayn z Shanem, ale chwilowo musi go przewinąć i uśpić. Diana siedzi tam z nim, nie chciała jechać. Eleanor chyba drzemie w pokoju. Reszta poza domem. Jesteś pewna, że nie urodzisz? - Zrobiłam znudzoną minę.
Pytanie, czy przypadkiem nie urodzę za pięć minut, było od paru dni standardem. Nie mogłam wstać normalnie z krzesła, bo zaraz ktoś myślał, że czuję skurcze porodowe.
- Nie, Dominiko, nie urodzę. Czy mogę w spokoju mordować wzrokiem to kocisko?
- Jeśli o mnie chodzi to spoko, ale Di ci tego nie wybaczy. - Nika skorzystała z okazji i poczochrała mnie po głowie. - Aha, jak się zdecydujesz jednak urodzić dzisiaj, to wrzeszcz na cały głos, pogotowie na pewno cię usłyszy, a jak nie pogotowie, to Zayn i El. Albo ewentualnie dzwoń do nas.
- Jasne... Zrozumiałam, naprawdę. - Zapewniłam z udawaną cierpliwością. Te słowa regularnie doprowadzały mnie do szału i Nika doskonale o tym wiedziała.
- To miłego odejścia wód, tak na wszelki wypadek. - Zamachnęłam się poduszką, ale niestety małpa zdążyła uciec. Jasiek wylądował dwa metry od Olivii, ale on nawet nie drgnął. Olivia nie drgnął... Muszę go przechrzcić, przecież tak się nie da mówić.
- Jesteś przerażający jak ten kot z "Umrzeć po raz drugi". Widać, że masz kuzyna panterę, tylko czekasz, żeby się na mnie rzucić. - Oznajmiłam kotu, który wciąż wlepiał we mnie te żółte ślepia. W końcu machnęłam ręką i wróciłam wzrokiem do telewizora.
Na dworze powoli robiło się ciemno. Niebo było całe zachmurzone i nie byłabym zdziwiona, gdyby zaraz zaczął padać jakiś deszcz ze śniegiem. Londyńskie niebo uwielbiało taką breję. Ludzie już niekoniecznie. Swoją drogą, dochodziła trzecia po południu, a Zayn dopiero teraz kładł Shane'a spać... Trochę późno, jak wstanie koło piątej, to będę hasał po domu do dziesiątej. Ale to nie moje dziecko, nie ja go będę usypiała. Mnie to czeka za jakieś parę dni, tygodni... O właśnie. Iza chyba też układała się do snu, bo równa powierzchnia mojego brzucha gwałtownie zafalowała i poczułam kopnięcie. Już niedługo, mała, niedługo będziesz mogła kopać ile wlezie i żaden mój mięsień, ani narząd, ani dziwna błona nie będzie ci hamować ruchów. No, chyba że pielucha. Lub śpioszki.
Deszcz zaczął bębnić na parapecie okna. Odwróciłam głowę, żeby zerknąć kontrolnie na kupioną dziś choinkę. Na szczęście była osłonięta daszkiem i balustradą tarasu. Nie powinno jej zalać. Ale jutro trzeba będzie już ją ubrać. W końcu za pięć dni Wigilia. Z jednej strony nie mogłam się doczekać świąt, a z drugiej... Ech. Nie mogłam nic zrobić. Pomijam już fakt, że nikt mi na nic nie pozwalał. Sama nie czułam się na siłach, żeby stać dwie godziny przy kuchni i gotować barszcz lub robić pierogi. Ale wkręcę się do jakiegoś krojenia, choćby nie wiem co. Zorganizuję wygodne krzesełko i będę mogła coś pomóc... O ile mama mi pozwoli. Moja i Liama. Obie nasze rodziny mają przyjechać. Moi rodzice zapowiedzieli się na jutro, a rodzice Liama na pojutrze. Reszta, żeby nie robić zamieszania rozjedzie się na święta do domów, będą tylko w Wigilię. Pierwszy i drugi dzień świąt spędzą u siebie. Z tego co się dowiedziałam, to Stylesowie jadą do Holmes Chapel, Malikowie do Bradford, a Tomlinsonowie do Liverpoolu, do rodziców Eleanor. Nika z Niallem postanowili się podzielić i pierwszego dnia świąt będą w Irlandii, a po świętach polecą do Polski, do Olsztyna. A Sylwester to już w ogóle będzie wielka impreza. Harry i Monia zabiorą Dianę do Disneylandu w Paryżu. El i Lou wynaleźli jakiś domek w górach w Szkocji i zamierzają po prostu przesiedzieć tam w samotności jakiś tydzień bez konieczności oglądania naszej bandy. Zayn i Perrie też zdecydowali się na góry, ale Alpy. Mieli już zarezerwowane dwa tygodnie w Szwajcarii, w jakimś ośrodku, który gwarantował genialną rozrywkę dla maluchów. Nika i Niall planowali bardziej imprezowego Sylwestra. Wciąż wahali się między Los Angeles a Miami i znając życie, wylądują gdzieś pośrodku, w Chicago albo może na Times Square w Nowym Jorku. Tylko my zamierzaliśmy spędzić Sylwestra tutaj, sami, w radosnym oczekiwaniu na narodziny naszej córeczki.
W międzyczasie chcieliśmy zacząć planować urządzenie naszego nowego domu. Teoretycznie kontrakt nie był jeszcze podpisany i wszystkie umowy czekały na nasze poprawki i ustalenia, ale wstępna decyzja była podjęta. Wyprowadzamy się. Dostaliśmy zdjęcia terenu, zabudowań, katalogi materiałów, mebli, urządzeń, których potrzebowaliśmy do prac wykończeniowych i teraz mogliśmy w spokoju wybierać, co nam się podobało. Każdy sobie. Z tego, co się zorientowałam, to Harry dzwonił jeszcze do znajomego architekta krajobrazu, żeby pomógł jakoś zagospodarować ten ogromny ogród wokół budynków i wcisnąć tam basen, jakieś krzewy, altankę do grilla czy co tam sobie wymarzyli. Ja i Liam na razie wybraliśmy kolory tapet i zdecydowaliśmy, że cały parter, a przynajmniej korytarz, salon i jadalnię chcemy mieć wyłożone boazerią. Plus obowiązkowo kominek, który według planów znajdował się w kącie salonu obok wielkiego przejścia do jadalni. Pokoi w wybranym przez nas domu było cztery na górze plus duża sypialnia i dwie łazienki, a na dole oprócz salonu, jadalni i kuchni kolejna łazienka i jeden dodatkowy pokój, który mógłby być miniaturą naszego muzycznego. Zastanawialiśmy się, czy piwnice zagospodarować tak jak tutaj, ale mieliśmy jeszcze czas na podjęcie decyzji.
- Olivia! - Do salonu weszła Diana i od razu rzuciła się do swojego kota, który na jej widok jakby złagodniał i zaczął mruczeć. Lizus. - Wujek powiedział, że Shane zaraz zaśnie.
- To dobrze, powinien odpocząć w dzień. - Uśmiechnęłam się do niej. Odsunęła się od kota i zaczęła skubać końcówkę blond warkocza.
- Ale trzeba będzie być cicho... Bo może się obudzić.
- Nie chcesz się bawić? - Zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Podłożyłam poduszkę pod kręgosłup i spojrzałam na dziewczynkę z zaciekawieniem. Bardzo lubiłam z nią rozmawiać, mimo że jeszcze trochę czuła się niepewnie w naszym towarzystwie. Była inteligentna i umiała nieźle kombinować. Cieszyłam się, że nie przejęła żadnych dziwnych zachowań od swoich pseudorodziców. Mielibyśmy dużo cięższy orzech do zgryzienia, gdyby zaczęła nam przeklinać, histeryzować i robić jakieś awantury.
- Chcę... Ale nie chcę go obudzić, bo jak nie śpi, to zabiera mi zabawki. - Wymamrotała pod nosem. Parsknęłam mimowolnym śmiechem na widok tej tragicznej miny.
- Jest mały i jeszcze niewiele rozumie. - Wyjaśniłam jej. - Ty też w jego wieku nie rozumiałaś, że czegoś nie wolno dotykać. - Zamyśliła się na chwilę, a po chwili wstała i podeszła do mnie.
- Ciociu? A Izzy też będzie taka jak Shane? - Popatrzyłam w dół i położyłam rękę na brzuchu pieszczotliwym gestem.
- Najpierw będzie dużo mniejsza i będzie tylko spała i jadła. Potem urośnie i będzie uczyła się siadać, raczkować, mówić i chodzić. Ale najpierw możesz się zdziwić, jak nie będzie umiała nic zrobić tylko płakać. - Di zagryzła usta i ostrożnie dotknęła mojego brzucha obok mojej dłoni. Zmarszczyła brwi i zaraz się uśmiechnęła.
- Kopie! - Oznajmiła zadowolona i zabrała rękę. - Myślisz, że będzie lubiła lalki?
- Zobaczymy. Jak ją nauczysz bawić się lalkami, to na pewno to polubi.
Diana skinęła głową i podeszła w stronę regału zarzuconego książkami, w dużej mierze moimi i Eleanor. Nika z zasady nie dotykała się do książek, a Monika czasem podłapała jakąś pozycję, którą jej poleciłyśmy. Tylko Perrie trzymała swoje u siebie, my z Els rozwalałyśmy bibliotekę po całym domu.
- Co to jest? - Wskazała na białą książeczkę z narysowanym na okładce chłopcem.
- "Mały Książę". - Odpowiedziałam z uśmiechem. Moja ulubiona książka od gimnazjum, kiedy musiałam ją przeczytać jako szkolną lekturę. Nie mam pojęcia, ile razy zdążyłam ją sobie "odświeżyć".
- Fajna?
- Bardzo.
- To poczytasz mi? - Skinęłam głową i wyciągnęłam rękę po książkę. Diana wskoczyła na kanapę obok mnie i przytuliła się do dużej włochatej poduszki.
Gdy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej puszczę dziewiczą. Książka nazywała się "Historie prawdziwe". Obrazek przedstawiał węża boa, połykającego drapieżne zwierzę. Oto kopia rysunku:W książce było napisane: "Węże boa połykają w całości schwytane zwierzęta. Następnie nie mogą się ruszać i śpią przez sześć miesięcy, dopóki zdobycz nie zostanie strawiona".Po obejrzeniu obrazka wiele myślałem o życiu dżungli. Pod wpływem tych myśli udało mi się przy pomocy kredki stworzyć mój pierwszy rysunek. Rysunek numer 1. Wyglądał on tak:Pokazałem moje dzieło dorosłym i spytałem, czy ich przeraża.- Dlaczego kapelusz miałby przerażać? - odpowiedzieli dorośli.
- Ale to może być kapelusz! - Zachichotała Diana, oglądając rysunek.
- Widzisz? - Stuknęłam ją palcem w kolano. - Myślisz jak dorosła.

(...) Następną planetę zajmował Pijak. Te odwiedziny trwały bardzo krótko, pogrążyły jednak Małego Księcia w głębokim smutku.- Co ty tu robisz? - spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i bateria butelek pustych.- Piję - odpowiedział ponuro Pijak.- Dlaczego pijesz? - spytał Mały Książę.- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.- Aby zapomnieć, że się wstydzę - stwierdził Pijak, schylając głowę.- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.- Wstydzę się, że piję - zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu.Mały Książę zakłopotany ruszył dalej."Dorośli są naprawdę bardzo, bardzo śmieszni" - mówił sobie po drodze.

Podniosłam wzrok na dziewczynkę. Siedziała zamyślona i skubała róg poduszki.
- To mój tata. To znaczy tamten. Nie tata Harry. - Powiedziała cicho. Nie odezwałam się. - Ale on nie był śmieszny, on był straszny.
- Chodź tu, kochanie. - Wyciągnęłam rękę i mała wsunęła się pod moje ramię.
- Czasem mi się śni.- Wyszeptała w mój sweter. - A ja nie umiem uciec. I go widzę.
- Nie musisz mi o tym opowiadać. - Pocałowałam ją w główkę. Czułam, jak mocniej zacisnęła palce na moim swetrze.
- To bolało.
- Co?
- On.
Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co dokładnie miała na myśli. Wolałam czytać dalej.

(...) Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...

- Przecież ludzie mają przyjaciół! - Zaprotestowała Diana.
- Ale trzeba dużo czasu, żeby zdobyć prawdziwego przyjaciela. - Odparłam i lekko odchrząknęłam. Jak będę czytała jeszcze z godzinę, to jutro się nie odezwę.
- Ale wy jesteście przyjaciółmi. - Upierała się. Usiadła na piętach obok mnie i wpatrywała się w skupieniu w moją twarz.
- Tak. - Skinęłam głową. - Ale nie zawsze było tak jak teraz. Kiedyś ci opowiem, jak się poznaliśmy i jak to się potoczyło. Na samym początku ledwo się znaliśmy, twoi rodzice nie byli razem... Gdyby nie pewna choroba, to pewnie byśmy się nie spotkali.
- Chciałabym mieć taki sklep z przyjaciółmi. - Powiedziała, zmieniając pozycję.
- A mnie się wydaje - odezwał się Zayn, który przyłączył się do nas pół godziny temu. - Że takim magazynem z przyjaciółmi jest dom dziecka. Tylko ludzie tego nie widzą. Bo zobacz, Diana... Znaleźliśmy cię tam i wzięliśmy ze sobą. Oswoiliśmy cię jak Mały Książę liska i teraz mamy nową przyjaciółkę.
- Jestem takim liskiem? - Zmarszczyła brwi. - Wolę być kotkiem. Mogę być kotkiem?
- Możesz. - Roześmiał się. - Możesz być kim chcesz, ale na pewno jesteś naszym przyjacielem.
- To fajnie. - Rozpromieniła się. Trąciła mnie delikatnie łokciem. - Czytaj dalej.
Posłałam Zaynowi porozumiewawcze spojrzenie. W życiu bym nie wpadła na takie wytłumaczenie. Skubany miał rację.

~~*~~

Piosenki w słuchawkach zlewały mi się w jeden wielki chaos. "Ain't Your Mama" Jennifer Lopez stworzyło dziwny miks z "Lucy In The Sky With Diamonds" The Beatles, które z kolei przeszło w mash up "Write On Me" i "This One's For You". Włączyłam losowe odtwarzanie i po prostu położyłam się spać, bo dzisiejszy dzień był jednym z bardziej męczących.
W domu panowało ogromne zamieszanie w związku ze świętami. Ubieranie choinki, gotowanie, pieczenie pierników i murzynka, sprzątanie... Próbowałam chociaż trochę pomóc i skończyło się na tym, że odpakowywałam pudła z bombkami i przekazywałam je reszcie do wieszania. Potem chciałam zrobić coś w kuchni i dostałam angaż przy lukrowaniu pierników. Niestety, zjedzenie kilku z nich nie było dobrym pomysłem. Przez resztę dnia było mi niedobrze. Już zaczęłam się bać, że się czymś zatrułam, nie wiem, przez przypadek zjadłam surowe jajko z Salmonellą, proszek do pieczenia był tak naprawdę arszenikiem albo czymś w ten deseń... Faktem jest, że chciałam coś robić, nosiło mnie po całym domu, a kończyło się na tym, że nie miałam siły podnieść się z krzesła. Nie wiem, czemu ta ciąża była taka męcząca. Pamiętałam doskonale, że Perrie tak źle nie znosiła tych ostatnich miesięcy, dla niej mordęgą były pierwsze. U mnie zupełnie na odwrót. El to inna historia. Ona czuła się doskonale na początku i teraz w połowie, nic ją nie bolało, niczym się nie przejmowała, była promienna jak kwiatuszek. A ja modliłam się, żeby Iza zechciała ruszyć się szybciej i wyjść ze mnie od razu po świętach.
Usłyszałam jakieś szmery w pokoju, ale nie chciało mi się otwierać oczu. Pewnie Liam chciał coś wziąć na dół, ewentualnie spałam dłużej niż mi się zdawało i kładł się już spać. Łóżko delikatnie się ugięło po mojej stronie i poczułam, jak czyjaś dłoń zaczęła głaskać mnie po głowie. Mruknęłam protestująco i uchyliłam powiekę. Zaraz jednak zerwałam się do pionu.
- Mama! - Pisnęłam jak dziecko i wtuliłam się w uśmiechniętą kobietę najmocniej jak tylko mogłam.
- Cześć, kochanie! - Mama odwzajemniła uścisk. Niemal się popłakałam. Tak bardzo za nią tęskniłam, nie mogłam się doczekać jej przyjazdu. Tata wpadał do nas co jakiś czas, a mama ciągle siedziała w Polsce. - Co, nie chciało ci się na nas czekać?
- Byłam zmęczona... Tata też przyjechał? - Odsunęłam się od niej, żeby móc jej się przyjrzeć. Wyszczuplała i wyglądała na dużo starszą odkąd ją na żywo widziałam. Ale jej spojrzenie nic się nie zmieniło, zielone oczy patrzyły na mnie z matczyną miłością, której tak mi brakowało.
- Tak, wyjmuje z Liamem nasze bagaże. Zostajemy tu na trochę, nie masz nic przeciwko?
- Żartujesz? Masz zostać, ile tylko będziesz chciała i jeszcze dłużej!
- Na pewno do porodu i trochę więcej. - Roześmiała się. - Jak się czujesz?
- Dziś trochę gorzej, ale nie jest źle. Tylko chcę już urodzić. - Spojrzała na mój brzuch i położyła na nim rękę.
- Chyba śpi. Ty uwielbiałaś się wiercić, nie miałam chwili spokoju, kiedy chciałam poleżeć... Skarbie, ty płaczesz? - Nawet nie poczułam, kiedy moje oczy napełniły się łzami.
- Oj mamo... - Wywróciłam oczami i znów się do niej przytuliłam. Nie wypuszczę jej, choćby nie wiem co. - Boję się.
- Wiem, Natalciu. - Chlipnęłam, słysząc to zdrobnienie. - Też się bałam. Ale moja mama bardzo mi pomogła i teraz ja pomogę tobie. Wszystko będzie dobrze, pamiętaj.
- Kocham cię tak bardzo...
- Ja też cię kocham, córeczko.



_________________________________________________
Wiem, wiem... Jak zwykle spóźniona :P

DO KOŃCA ZOSTAŁY DWA ROZDZIAŁY + EPILOG!!!

Dla bardziej niecierpliwych przekazuję pełen czerwcowy kalendarz, żebyście orientacyjnie wiedzieli, kiedy mnie męczyć xD nie mam nic przeciwko waszym wiadomościom, ale nie dziwcie się, jeśli nie będę odpisywała przez ileś tam dni.
01.06 ---> zaliczenie z parazytologii (nauka o robalach, niech żyją tasiemce i glisty ;/)
03.06 ---> ostatnie kolokwium z fizjologii + zaliczenie z epidemiologii
07.06 ---> ostatni kolos z patofizjo
14.06 ---> egzamin z immunów
17.06 ---> egzamin z fizjo
20.06 ---> praktyczny z anaty
22.06 ---> praktyczny z mikrobów
24.06 ---> teoria z anaty + teoria z mikrobów (zabijcie mnie -.-)
28.06 ---> egzamin z patofizjo

Rozdziału spodziewajcie się albo przed egzaminami albo po całej sesji. Trochę mam napisane, ale jeśli nic się nie pojawi do 13.06 to nie macie niestety co liczyć na rozdział przed 28.06. Takie są przykre fakty :(

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, na które oczywiście nie dałam rady odpisać (Anon, wiem, pamiętam, moja lista argumentów leży gdzieś na biurku lub w którymś brudnopisie, ale może ten rozdział ci wynagrodzi te zarzuty, które mi stawiałaś... Swoją drogą, masz talent, żeby pisać koma przed rozdziałem, w którym miałam zamiar opisać parę rzeczy... chyba się domyślasz, co mam na myśli, a jak nie, to wytłumaczę ci w komentarzu, bo teraz jakoś wyczerpałam słownik xD), za obserwacje, wyświetlenia i no... 

Pod epilogiem spodziewajcie się rekordowej notki z podziękowaniami, planami na przyszłość, podsumowaniem statystyk itp standardowo... Plus może znów jakiś film. Na dniach postaram się uzupełnić zakładkę z "Bohaterami" i dopracować pewną stronę z tekstami piosenek... Zobaczymy, jak to wyjdzie ;)

Jeszcze raz dziękuję i się żegnam, bo lecę na kolokwium z anatomii, ostatnie w tym semestrze! Trzymajcie kciuki <3
Roxanne xD

czwartek, 5 maja 2016

Część II: Rozdział 35

Rozdział z dedykacją dla pewnej twitterowiczki @angelela97 z podziękowaniem za to, co ostatnio zrobiła... Mianowicie dzięki niej dostałam DM do Liama (dla niewtajemniczonych DM to coś jak Messenger na Facebook'u, czyli prywatna wiadomość na Twitterze; dziewczyny z konta 1DUpdates mają follow od Liama, czyli mogą automatycznie pisać do niego prywatne wiadomości i dołączać do rozmowy innych, których Liam nie obserwuje) i już zdążyłam do niego napisać :) jeśli mi odpisze, to chyba ze szczęścia ulecę w powietrze, choć kiedy dostałam powiadomienie na poczcie, to mało brakowało, żebym faktycznie nie zaczęła latać ze szczęścia, moja przyjaciółka może potwierdzić... Wysłałam jej kilometrowego smsa z najdłuższym zdaniem świata ;)
____________________________________________________________


- Aleś ty gadatliwy, Kasai. - Prychnęłam, nie spuszczając wzroku z rozwalonego w fotelu Japończyka. Skrzywił się nieznacznie.
- A po co mam się odzywać, kiedy gadacie o sprawach waszego zespołu? - Mruknął niechętnie. Niedługo wrośnie w ten fotel i trzeba będzie go siłą wyrywać. Jak oset.
- Ale jakbyś nie zauważył, od dwudziestu minut jesteśmy sami. - Przypomniałam mu. - Może wreszcie zaczniemy ten niewygodny temat i będzie z głowy.
- W życiu bym nie wpadł na lepszy pomysł, jakaś ty genialna! - Zadrwił. Udałam, że nie zauważyłam ironii.
- Wiem. Ja to w ogóle jestem zarąbista. I inteligentna. I błyskotliwa. I...
- Skromna? - Podpowiedział Noriaki niewinnie.
- Tak, skromność to tylko jedna z moich licznych wa... Zalet! Zalet! - Poprawiłam się błyskawicznie, ale jemu oczywiście nie umknęło moje przejęzyczenie.
- Powiedziałaś "wad". - Stwierdził ze złośliwym uśmieszkiem.
- Powiedziałam "zalet". - Obruszyłam się.
- Wad.
- Zalet!
- Wad.
- Zalet!
- Nie kłóć się, Maj. Powiedziałaś "wad" i kropka. Masz naprawdę dużo wad, w tym nietrzymanie języka za zębami.
- Co masz na myśli? - Zmarszczyłam brwi.
- Och, nic, poza tym, że wciskasz nos w nie swoje sprawy i Danielle wydzwania do mnie codziennie z pytaniem, czy jeszcze się nie zabiłem z miłości do niej. - Gdyby wzrok mógł zabijać, byłabym już dawno trupem. Wbiłam wzrok w sufit i udałam wielkie zainteresowanie plamami po zabitych komarach.
- Nic na ten temat nie wiem.
- Oczywiście! - Głos chłopaka dosłownie ociekał ironią. - Ty nigdy o niczym nie wiesz! Niewiniątko! To skoro o niczym nie wiesz, to cię poinformuję, że nie zamierzam się zabić. Jeszcze. najpierw wrócę do Kioto i tam powieszę się dokładnie tak, jak zrobiła to Michiyo.
- Pogrzało cię?! - Poderwałam się z kanapy i spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Spokojnie, żartuję. - Odetchnęłam z ulgą i opadłam z powrotem na swoje miejsce. - Ale poważnie rozważam wyjazd do Kioto.
- No i po co? - Zapytałam z pretensją. - Danielle po nagraniach do filmu wróci i będziecie razem.
- Pfff! - Prychnął. - Danielle już znalazła jakiegoś fagasa i baluje za jego forsę w klubach LA. Sprawdź internet.
- Sprawdzam regularnie... może ostatnio trochę mniej, ale nic tam nie było o rzekomym facecie Dan.
- Popatrz dokładniej.
- Boże, Kasai, ty się zakochałeś na poważnie. - Pokręciłam głową ze zdumieniem. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Możliwe. - Pokiwał głową ze stoickim spokojem. - Skoro pani kardiolog postawiła diagnozę złamanego serca, to mogę wziąć receptę i wrócić do domu?
- Czekaj no. Nigdzie nie idziesz. - Wstałam w kanapy i gestem nakazałam mu to samo. - Mogę się założyć, że od tygodnia jesz tylko mrożonki i fast foody.
- Jogurty, nie mrożonki. - Sprostował urażony. - Nie lubię mrożonek.
- Świetnie. - Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Na najwyższej półce stał garnek z zupą pomidorową i półmisek gołąbków autorstwa Niki. Zdjęłam je i wręczyłam Noriakiemu. - Wybacz, mam zakaz długiego stania na nogach, więc pozwolisz, że usiądę przy stole, a ty sobie to odgrzejesz.
- Gościnność to cecha narodowa Polaków? - Rzucił od niechcenia, ale widziałam, jak na widok pomidorówki zaświeciły mu się oczy. Szybko poinstruowałam go, gdzie znajdowały się sztućce, talerze i przyprawy. Z resztą poradził sobie sam.
- Dobra, zupy dawno nie jadłem. - Przyznał, siorbiąc gorącą pomidorową. - Ty robiłaś?
- Nie, Nika.
- Faktycznie, dużo lepsza od twojej.
- Chciałbyś. - Wystawiłam język i napiłam się wody z butelki. Spojrzałam na odgrzane gołąbki. - Najesz się trzema?
- Mam się podzielić, tak? - Jęknął.
- Byłoby miło. - Uśmiechnęłam się niewinnie i zabrałam mu jednego gołąbka. Przez chwilę pałaszowaliśmy obiad w milczeniu.
- Nic sobie nie zrobię, Natalia. Naprawdę nie musisz mnie sprawdzać, jestem silniejszy niż ci się wydaje. - Mruknął w końcu, odsuwając od siebie talerz.
- Wiem. - Odpowiedziałam, łapiąc go za rękę. - Ale jestem twoją przyjaciółką i martwię się o ciebie, jasne? Chcę, żebyś był szczęśliwy, nawet jeśli nie wiadomo jak mnie krytykujesz.
- To miłe, ale zauważ, że ta krytyka motywuje cię do działania. Czyli ja też się martwię i chcę, żebyś się... ogarnęła. - Wyszczerzył się po raz pierwszy od przyjścia tutaj.
- Wspaniale okazujesz swoją troskę, nie powiem. - Wybuchnęłam śmiechem i puściłam jego rękę. - Dobra, to powiedz, co teraz zamierzasz zrobić, ale tak na serio.
- Nic. - Odłożył widelec na pusty talerz. - Wrócę do żywych i będę pracował w szpitalu. Skończę staż i załapię się na jakieś nudne studia doktoranckie. Najlepiej na immunologii. Umrę, ślęcząc nad szukaniem leku na AIDS i może wtedy Danielle mnie pożałuje.
- Pierwsza część planu mi się podoba, druga niekoniecznie. Serio? Katedra immunologii? Ty chyba naprawdę masz gorączkę. - Udałam przerażenie. Immunologia była jednym z koszmarów na tych studiach i jednym z siedmiu przedmiotów, z których miałam poprawkę egzaminu. Zresztą Noriaki też, dlatego miałam wątpliwości, czy w ogóle by go dopuścili.
- Co nie? - Uśmiechnął się pod nosem. - Nie, a tak na poważnie, to... Wiesz, zerwaliśmy. Jak się nic nie zmieni, to może kiedyś do siebie wrócimy. Ale raczej marne na to szanse.
Pokiwałam głową. Trochę się tego spodziewałam, patrząc na to, jak burzliwa była ich znajomość. Ale jednak jakaś nadzieja się tliła, że może jednak... Wiem, byłam dziwna, bo chciałam, żeby wszyscy moi przyjaciele byli razem ze sobą, ale oni naprawdę do siebie pasowali! Zresztą, nadaję się na swatkę, gdyby nie ja, to Niall i Nika nie byliby razem, a tak są jedną z najbardziej denerwujących par stulecia. Nawet się nie kłócą.
- Zmieńmy lepiej temat. Jak się czujesz? - Rzucił Kasai.
- Doskonale, ale więcej niż ten miesiąc nie wytrzymam. - Stwierdziłam. - Zamiast chodzić, toczę się jak kula do kręgli. Powinnam leżeć, a wiesz, jak ja nie znoszę bezczynności.
- Wiem, z reguły zachowujesz się jakbyś miała owsiki w tyłku. - Wywróciłam oczami, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zadzwonił mój telefon.
- Kiedyś się z tobą na serio policzę za te obelgi. - Zagroziłam, odbierając. - Halo?
- Hej... To ja, Roxanne. Mogłabym wpaść do was na sekundkę?
- Jasne, wbijaj! - Ucieszyłam się. Naprawdę lubiłam tę dziewczynę. - Wszyscy są w domu i będziesz mogła poznać Dianę!
- Bardzo chętnie. To ja będę za minutkę, już jestem na waszej ulicy. Na razie. - Rozłączyła się.
- Ktoś przychodzi? - Zainteresował się Noriaki.
- Taka jedna znajoma... - Odpowiedziałam nieuważnie, sprawdzając jednocześnie powiadomienia z Twittera. - Fanka chłopaków, poznałyśmy się niedawno. Monika ją ubóstwia. - Podniosłam wzrok na chłopaka. - Nawet o tym nie myśl!
- A o czym ja niby myślę? - Zaczął się szczerzyć Kasai. Już ja wiedziałam, co mu chodziło po głowie.
- Nie, Rox nie będzie twoją kolejną ofiarą, nawet nie ma takiej opcji. Dziewczyna jest w żałobie po swoim narzeczonym, jest nieśmiała, jak masz kogoś uwodzić, to mogę ci pokazać jakieś nawiedzone fanki chłopaków, pomożesz się ich pozbyć.
- Dobra, dobra. - Uniósł ręce. - Nic nie mówię. - Oczywiście. Znałam tę minę doskonale, wyglądał tak tylko wtedy, gdy miał na oku kolejną dziewczynę. Ale Roxanne nie pozwolę mu skrzywdzić. Kasai chyba jeszcze nie wie, na co stać kobietę w ciąży.
- Hej... - Wspomniana dziewczyna stanęła na progu kuchni. - Wpadłam do Moniki o coś się spytać, bo udało mi się napisać nowy rozdział i już myślę nad kolejnym i... Noriaki?! - Osłupiała na widok siedzącego obok mnie Japończyka.
- Roxie?! - Otworzył usta i wstał z krzesła. - O cholera...
- Co ty tu, do diabła, robisz?! - Wściekła się Roxanne. W życiu bym nie przypuszczała, że w tym chucherku siedzi taka rozdarta baba.
- Hej, chwila! - W miarę możliwości wyprostowałam się na krześle. - Co tu się dzieje? Wy się znacie?
- Pytanie! Wystawił moją siostrę na ich drugiej randce! - Chyba już nie musiałam się martwić o to, że Noriaki coś wskóra u Roxanne...

~~*~~

- Hej, kangurku... -  Mruknęłam coś niewyraźnie i położyłam rękę na oczach. Nie przeszkadzać.
- A może tak... She said she's gonna gonna gonna playin' on on on, she said she wanna wanna wanna turn it on on on, she said she's throwing out bad mysteries, she said she's moving up her own realities...
- Dobra, tylko co to ma wspólnego z nami? To może być zwykły randomowy tekst o jakiejś dziewczynie i nawet nadaje się na płytę, ale my tu musimy wymyślić jakieś "Best Family Party".
- Ludzie, robimy burzę mózgów od trzech dni i nic nie mamy! Tylko tytuł!
- Może zadzwonimy znowu do Eda, on coś na pewno wymyśli...
- Zapomniałeś, co nam powiedział? Że tę piosenkę musimy napisać sami.
- Masakra. - Mruknęła El i wyrzuciła w powietrze kolejny papierowy samolocik. Shane pisnął ze szczęścia i pobiegł, żeby go z powrotem przynieść. I tak w kółko.
Pokój muzyczny zamienił się chwilowo w bazę operacji wojskowych. Cel: wyprodukować piosenkę masowego rażenia, która powali ludzi na kolana. Środki bojowe: wszystkie dostępne tu instrumenty, dwie ryzy papieru, w tym jedna już zużyta, dwanaście długopisów, sześć ołówków, w tym jeden stale łamiący się i dziesięć mózgów, w tym dziesięć pustych. Czas pozostały do końca operacji: cztery dni.
Miałam już dość. Po tytule piosenki dostałam blokady twórczej i nic więcej nie mogłam wymyślić. A że uznaliśmy wspólnie, że piosenka ma być o nas wszystkich, to zgromadziła się tu cała nasza banda. Wyjątek stanowiły Diana i Monika, które skorzystały z mojej pustej sali treningowej i wygłupiały się przy puszczonej głośno "Juicy Wiggle". Eleanor zamiast podsuwać nam nowe pomysły, produkowała na masową skalę samolociki, czym skutecznie zajęła najmłodszego członka rodziny. Zayn w słuchawkach na uszach próbował miksować jakieś kawałki, ale sądząc po jego minie, nie szło mu najlepiej. Perrie przeszukiwała szafkę z nutami i tekstami, licząc na jakąś inspirację. Harry leżał na podłodze, wyciągając nogi na pół pokoju i pisał coś intensywnie na kartce. Co chwilę skreślał napisany tekst i rzucał kulką papieru w stronę kosza. Niall i Nika zajęli dwa fotele ze swoimi gitarami, próbując różne akordy, ale to też szło im kiepsko. Louis położył głowę na klawiszach fortepianu i palcem uderzał stale w e-dur. Liam chodził od ściany do ściany, gryząc bezmyślnie ołówek. A ja drzemałam w nadziei, że przyśni mi się jakiś tekst, który od razu zdobędzie Grammy, Oscara, Billboard i Fryderyka.
- Coś tu znalazłam... I don't feel mature, I have learnt too much. My brain is full like it'll explose now. Wonder I would pass it, I'm not having fun. Go away, fuck you, matura exam... Co to jest?! - Perrie wybuchnęła głośnym śmiechem, a zaraz za nią cała reszta. Nawet ja zachichotałam pod nosem.
- Co... Stop, oddawaj, to moje! - Krzyknęła Nika i rzuciła się na trzymany przez Pezz tekst.
- Napisałaś piosenkę o maturze? - Śmiał się Harry z podłogi. Nika ze złością zgniotła kartkę i rzuciła w stronę kosza. Oczywiście nie trafiła. Kulka, sądząc po odgłosie, potoczyła się na środek pokoju.
- Miałam doła przed maturą i robiłam wszystko, żeby się nie uczyć, okej? - Usiadła z powrotem na swoim miejscu. Zerknęłam na nią spod ręki, którą ciągle zakrywałam oczy. Była czerwona ze złości.
- The desk under books, dictionaries roof, I'm under it, thinks it's falling down...
- Nie czytaj tego!!! - Ryknęła Dominika na Eleanor, która zrobiła urażoną minę i schowała kartkę do jakiejś teczki.
- Tu jest jeszcze jakiś... Ale chyba stary. Posłuchajcie. - Perrie odchrzaknęła i zaczęła nucić zgodnie z zapisanymi nutami. - I know that you're torn and you wanna give up. I know that you failed and you cannot stand up... Trochę podobne do "Keep Holding On", nie uważacie?
- To jedna z pierwszych, jakie napisałam. - Wymamrotałam, nie podnosząc się z kanapy. Była zdecydowanie za wygodna. - Jest beznadziejna i możecie ją wywalić. Tak, wzorowałam się na Avril.
- Wywalać to może nie, ale do naszej też się nie nadaje. - Westchnął Niall i uderzył mocniej w gitarę. I jeszcze raz.
- Mam tu też coś takiego... I've been thinking that I'll be al...
- Zostaw to! - Spanikowana poderwałam się do pozycji siedzącej. - Tego nie!
- Aaa, czyli to jest ta słynna piosenka dla naszego kochanego Liama? - Zainteresował się Louis i zabrał Perrie kartkę. Jęknęłam zrezygnowana. - Zobaczmy... Ale kiedy spojrzałam w twoje oczy, ujrzałam najlepszą szansę na powrót do życia...
- Boże, daj to. - Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Moje spojrzenie musiało być naprawdę przekonujące, skoro od razu dostałam rękopis.
- Dobra, ale przynajmniej to zaśpiewaj. - Zbuntował się, wracając na miejsce przy pianinie.
- Co zaśpiewać? - Zayn zdjął słuchawki i popatrzył na nas nieprzytomnie.
- Nattie nam zaśpiewa swoją piosenkę. - Uśmiechnęła się cwaniacko El.
- Monia! - Wydarł się Harry. - Kochanie, chodź tu szybko! - Rozległ się tupot stóp i za chwilę do pokoju wpadła blondynka ze swoją małą kopią na plecach.
- Macie to? - Wysapała, sadzając małą na pokrywie fortepianu. Diana potoczyła po nas wzrokiem z uśmiechem. To już wcale nie było to samo dziecko, które do nas wcześniej trafiło.
- Nie, ale Natalia wreszcie nam pokaże to słynne "Gravity". - Wyjaśnił Liam.
- Jest nieskończona i prawdopodobnie taka pozostanie. - Wywróciłam oczami, ale zaczęłam śpiewać.
I've been thinking that I'll be alone
Everyday till the quick end
Smell of death with every drug dose
Close to be free, close to be safe, but the truth was different

And nobody knows how bloody was that fight
And nobody knows how I prayed to stay alive

But when I looked into your eyes
I saw the greatest chance for coming back to life
Your voice, your moves, your thoughts
Showed me better way if our love couldn't be enough
And if the God said that it's my time to walk away
Or if the devil wants hurt me more and took my breath away
You'll be the savior, I don't have to ask you to
Oh baby, your gravity will bring me back to you.

All old pictures remind me time
When we were together with our friends
Feeling the same, but so afraid we were apart
I made decision to fix that mess, I lit fire in darkness

And nobody knows how bloody was that fight
And nobody knows how I prayed to stay alive

But when I looked into your eyes
I saw the greatest chance for coming back to life
Your voice, your moves, your thoughts
Showed me better way if our love couldn't be enough
And if the God said that it's my time to walk away
Or if the devil wants hurt me more and took my breath away
You'll be the savior, I don't have to ask you to
Oh, your gravity will bring me back to you.

(Myślałam, że będę z tym sama
Codziennie aż do szybkiego końca
Czułam zapach śmierci z każdą dawką leku
Blisko do bycia wolną, blisko do bycia bezpieczną, ale prawda była inna

I nikt nie wiedział, jak krwawa była ta walka
I nikt nie wiedział, jak modliłam się o życie

Ale kiedy spojrzałam w twoje oczy
Zobaczyłam najlepszą szansę na powrót do życia
Twój głos, twoje ruchy, twoje myśli
Pokazały mi lepszą drogę, gdyby nasza miłość nie była wystarczająca
I jeśli Bóg powiedział, że to mój czas by odejść
Albo gdyby diabeł chciał skrzywdzić mnie mocniej i zabrał mi oddech
Ty byłbyś wybawicielem, nie musiałabym cię o to prosić
Och kochanie, twoja grawitacja zabrałaby mnie z powrotem do ciebie

Wszystkie stare zdjęcia przypominają mi czasy
Kiedy byliśmy razem z naszymi przyjaciółmi
Czuliśmy to samo, ale tak przestraszeni byliśmy daleko od siebie
Zdecydowałam się naprawić ten bałagan, rozpaliłam ogień w ciemności

I nikt nie wiedział, jak krwawa była ta walka
I nikt nie wiedział, jak modliłam się o życie

Ale kiedy spojrzałam w twoje oczy
Zobaczyłam najlepszą szansę na powrót do życia
Twój głos, twoje ruchy, twoje myśli
Pokazały mi lepszą drogę, gdyby nasza miłość nie była wystarczająca
I jeśli Bóg powiedział, że to mój czas by odejść
Albo gdyby diabeł chciał skrzywdzić mnie mocniej i zabrał mi oddech
Ty byłbyś wybawicielem, nie musiałabym cię o to prosić
Och, twoja grawitacja zabrałaby mnie z powrotem do ciebie)

- No nieźle. - Skinął głową z uznaniem Zayn.
- Co nie? Już myślałem, że to będzie gniot. - Pokręciłam głową na słowa Louisa i odwróciłam się do Liama, który usiadł obok mnie na sofie.
- Podobało ci się? - Zapytałam niepewnie. W końcu piosenka miała być dla niego, jako taka rekompensata za "Natalię".
- A jak myślisz? - Uśmiechnął się i nachylił się, żeby mnie pocałować.
- Nieee, błagam! - Zaprotestowała głośno Nika. - Jak macie się migdalić, to na osobności! Tu są dzieci!
- Dokończymy to później. - Mruknęłam do narzeczonego i przytuliłam się do jego ramienia.
- No dobra, piosenka była super, ale my dalej nic nie mamy. - Westchnął Niall i znów uderzył w struny gitary. Louis przytaknął mu i znów zaczął stukać w klawisz e-dur.
- Chwila. - Zayn zmarszczył brwi. - Zagrajcie to jeszcze raz.
- Co? "Gravity"?
- Nie, nie! - Zaczął machać rękami jak oszalały. - To!
- Co? - Zdumiała się Perrie, patrząc na swojego męża. - Zayn, co jest?
- O Jezu! - Wrzasnął. - Niall, zagraj znowu tę nutę! Lou, nie przerywaj! - Horan uniósł brwi, ale posłusznie zagrał poprzedni dźwięk. Louis podniósł głowę i zaczął się wsłuchiwać w wystukiwany przez siebie rytm. Diana klasnęła w dłonie. Wszyscy spojrzeliśmy się na nią, aż się speszyła.
- Przepraszam... - Wyszeptała cichutko i zagryzła usta.
- Nie, nie, nie, Di! Klaśnij tak samo! - Zachęcił ją Malik, a sam usiadł z powrotem przy konsoli i włączył nagrywanie i dołożył parę efektów dźwiękowych. Nika podbiegła do ściany i zdjęła gitarę elektryczną. Szybko podpięła się do konsoli i zaczęła grać melodię starego rock'n'rolla, coś pośredniego między "Twist And Shout" a "Roll Over Beethoven". Zaraz parę osób przyłączyło się do wspólnego klaskania. Zaczęłam nucić pod nosem melodię i wzięłam z rak Liama długopis, żeby zanotować na kartce przypadkowe słowa, które wpadły mi do głowy.
- Welcome to our world - zaśpiewał Harry w pewnym momencie.
- We're the best team in the universe - dołączył się Liam.
- Do you hear the sound made by connected beating hearts? - dokończył Niall.
- And if you do, get up and move, because it's right time, let's dance to loose mind! - Włączyłam się, notując z prędkością światła kolejne wersy.
- Children running fast, we have to watch them not to fall - Louis porzucił e-dur i zaczął szaleć z wszystkimi dźwiękami.
To było coś niesamowitego patrzeć, jak powstaje nowa, oryginalna, niepowtarzalna piosenka. Jeśli ktoś jeszcze miałby wątpliwości, czy umiemy w ogóle komponować, to pokazałabym mu nagranie tej surowej wersji "Best Family Party", kiedy po prostu uzupełniając się wzajemnie, dośpiewywaliśmy kolejne fragmenty tekstu, które potem skleimy w całość. Chwilowy zastój i brak weny poszedł w niepamięć, teraz każdy miał głowę pełną pomysłów, które dorzucaliśmy do wspólnej puli. Harry podszedł do perkusji i wybijał rytm na bębnach, Eleanor zaczęła pogwizdywać jakiś motyw muzyczny, który idealnie wpasował się w całość.
Nie wiem, jak długo to graliśmy, ale kiedy instrumenty zamilkły i patrzyliśmy na siebie zdyszani, z szerokimi uśmiechami, już wiedzieliśmy. Ta piosenka to będzie największy hit roku.
I wszyscy jednocześnie zaczęliśmy po prostu wrzeszczeć i wiwatować z radości.

~~*~~

Uśmiechnęłam się pod nosem, przeglądając karty. Znowu mam remika. Nie mają ze mną szans.
- Monia, wymieniasz czy wykładasz? - Dziewczyna rzuciła mi mordercze spojrzenie i wzięła kartę ze stosu po odłożeniu na osobną kupkę czwórki karo. Ha. Ha. Ha.
- Ale ja już wykładam. - Louis z zadowoloną miną rozłożył na stole układ króla, damy, waleta, dziesiątki i dziewiątki kier, dołożył piątkę kier do zestawu reszty piątek i wreszcie wziął kartę.
- Nie ogarniam, jak można mieć przez całą grę dobrą kartę. - Marudziła El, dobierając kolejną kartę.
- Cóż... To chyba ten mój talent. - Odgarnęłam teatralnym gestem włosy i położyłam trzy układy, pozbywając się wszystkich kart z ręki. - Znowu wygrałam. To daje... pięć do dwóch dla Louisa. Wy niestety macie zero. - Dopisałam kolejną kreskę na kartce pod swoim imieniem. Zsunęłam nogi z drugiego krzesła i wytoczyłam się zza stołu. Wyjęłam z lodówki jogurt z płatkami, z szuflady wzięłam łyżeczkę i wróciłam na swoje miejsce.
- Jak... jak ty to... - Louis patrzył oniemiały na swoją żonę, która z bardzo zadowoloną miną wyłożyła wszystkie karty na stół.
- Kwestia dobrego oszukiwania, skarbie. Nikt nie musi wiedzieć, co mam w kartach. - Oznajmiła z wyższością i z westchnieniem ulgi położyła rękę na brzuchu. - Jak siedzę, to mnie bardziej kopie.
- Niewygodnie jej. - Odruchowo pogłaskałam swój brzuch. Izzy dzisiaj chyba była zmęczona, ale nie miałam się co dziwić po nocy pełnej pobudek. Nie zliczę, ile razy jej wiercenie wyrwało mnie dziś ze snu.
- Hej, macie jakąś herbatę ciepłą na wierzchu? - Harry wbiegł do kuchni, rozcierając ręce. - Uszy mi chyba odpadły.
- Hazz, gdzie Diana? - Zaniepokoiła się Monika.
- Z Zaynem i Shanem lepi bałwana. O ile coś tej brei można ulepić. - Wzdrygnął się i upił łyka z kubka Louisa. - Ja już mam dość na dzisiaj. Idę do łazienki.
- Idź lepiej na górę. - Uprzedziła go El. Harry zatrzymał się w pół kroku.
- A to niby czemu?
- Nika farbuje włosy Niallowi. Sprawdź Twittera. Fanki mają relację na żywo. - Wyjaśniła Eleanor.
- Wreszcie zacznie wyglądać jak on. Dobra, zaraz wracam. - Głośno tupiąc, pobiegł na górę. Niemal zagłuszył dzwonek mojego telefonu.
- Tak słucham? - Odebrałam niepewnie. Nie znałam numeru, który mi się wyświetlił.
- Witam, z tej strony redakcja "Fabulous", przy telefonie Violet. Czy rozmawiam z Natalią Maj?
- Przy telefonie. - Odpowiedziałam. Czego chce ode mnie ta gazeta?
- O, wspaniale. Mam dla pani propozycję wywiadu na wyłączność połączonego z ciążową sesją zdjęciową dla naszego magazynu. Jeśli nie miałaby pani nic przeciwko, to chciałabym się umówić na przyszły tydzień, żeby materiał mógł się ukazać w tygodniu sylwestrowym...
- Chwileczkę. - Przerwałam jej, bo inaczej nie dopuściłaby mnie do głosu. - Ja wcale się nie zgodziłam!
- Jak to nie? To wspaniała szansa, żeby zaistnieć w świecie showbiznesu jako przyszła mama. Chcieliśmy z panią porozmawiać o przyszłości, o pani związku, o zespole One Direction, o...
- Stop. - Zaczynałam się powoli wkurzać. - Nie mam zamiaru roztrząsać mojego prywatnego życia na łamach czasopisma, to po pierwsze. Po drugie, nie zgadzam się na żadną ciążową sesję. Może jeszcze nago, żeby pokazać jak najwięcej brzucha? Nie mam zamiaru zarabiać na moim dziecku. A mamą będę w normalnym świecie, bo do świata showbiznesu nie należę, jasne? Proszę usunąć mój numer telefonu ze swojej bazy, bo inaczej was zaskarżę o zakłócanie prywatności.
- Zapłacimy pięćdziesiąt tysięcy funtów za ten wywiad. - Posrało ich już całkiem.
- Wpłaćcie to lepiej jakiejś organizacji charytatywnej. Do nie usłyszenia. - Rozłączyłam się ze złością i od razu weszłam na Twittera. Myślą, że im to puszczę płazem? A figę.
@Fabulousmag wanted to buy me with 50K pounds. I will never earn money because of my children. Never. Remember that, dear paparazzi ;*
Z czystym sumieniem wyłączyłam dźwięk w powiadomieniach i weszłam na konto Niallera. Robiłam tak z przyzwyczajenia, bo zawsze to on dodawał najwięcej tweetów. Teraz byłam ciekawa jego relacji z farbowania włosów. I rzeczywiście, dodał już parę zdjęć, a najnowszy tweet głosił: Back to blond! Dołączone zdjęcie pokazywało Horana z farbą na włosach i dziwaczną miną, a stojąca za nim Nika w lustrze malowała... Zaraz, zaraz, czy ona robi sobie pasemka? Okeeej... Za jakieś dwie godziny zobaczę efekt. Wolałam nie wchodzić do łazienki pełnej smrodu i chemikaliów.
- Teraz ja wygram, zobaczycie! - Monika rozdawała karty na kolejną rozgrywkę. Wzięłam swoją talię i niemal jęknęłam na głos. Nic do siebie nie pasowało.
- Mamo!!! - Monia zerwała się na równe nogi, kiedy do kuchni wpadła Diana z rozpaczliwym okrzykiem.
- Skarbie, co się stało?! - Monika przypadła do dziewczynki, ale zaraz się zatrzymała, gdy zobaczyła, co mała wyciągnęła w jej stronę.
- Znalazłam go przy bramie... - Zaczęła szybko mówić. Wujek Zayn mówi, że musiał przejść po drzewie i spaść u nas. Jest cały zimny... Możemy go zatrzymać?
- Ale... - Monika zająknęła się i spojrzała na nas bezradnie. Odchyliłam się na krześle, żeby zobaczyć, kogo dotyczyła rozmowa.
Był to kociak. Czarne jak węgiel kocię, najprawdopodobniej z jesiennego miotu, z białymi skarpetkami na łapkach. Skulony wczepił się w rękawy kurtki Diany i rozglądał się szeroko otwartymi oczami dookoła. Wyraźnie drżał na całym ciele, a sierść miał mokrą i pozlepianą w kołtuny.
- Co się stało? - Do kuchni wszedł z powrotem Harry, a na widok kociaka zmarszczył brwi. - Skąd go wzięłaś, Di?
- Znalazłam w ogrodzie. Możemy go zatrzymać? Proooszę? - Patrzyła błagalnie to na Monikę, to na Harry'ego.
- Diana, mamy już jednego kota, nie wiem, czy Shere Khanowi się spodoba nowy kolega... - Próbowała wytłumaczyć jej sytuację Monia.
- Shere Khan go polubi, na pewno!
- A reszta? Pytałaś cioć i wujków? Poza tym on może być chory, zapchlony...
- Wcale nie! - Diana wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Kot zresztą też.
- Di...
- Proszę, niech Olivia zostanie!
- Olivia? - Zainteresował się Louis. - Czemu Olivia?
- Bo ja mam imię po piosence, to on niech też ma.
- Olivia po piosence "Olivia"? Boże, to nie chcę wiedzieć, jakim imieniem nazwalibyście kolejnego zwierzaka. - Mruknęłam, a kiedy wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni, wyjaśniłam - Napisaliście piosenkę "Natalia".
- Fakt. - Parsknął śmiechem Harry. Zaraz jednak spoważniał i odwrócił się do Diany. - A kto będzie się nim opiekował? Karmił, sprzątał po nim, bawił się z nim?
- Ja! Obiecuję... - Diana przytuliła mocniej kociaka. - Mamo, tato, proszę...
Byłam naprawdę ciekawa, czy powiedziała "mamo, tato" z premedytacją. Bo jeśli tak, to rośnie nam mała kombinatorka. Monikę to od razu rozmiękczyło. Harry udawał twardziela, ale za chwilę też się złamał.
- Dobra, idę po ręcznik. Trzeba go nakarmić.
- Dam mu coś do zjedzenia. - Monika podeszła do szafki z kocim żarciem.
- Czyli Olivia zostanie? - Upewniła się Di.
- Zostanie. - Westchnęła Monia.
- Tak! - Dziewczynka podskoczyła, a kot wydał z siebie pełne protestu miauknięcie. - Dziękuję, dziękuję!!!
- Nie ma za co, myszko. Daj tego biedaka. - Harry owinął zwierzaka kocem i posadził na krześle obok kaloryfera.
- Hej, słuchajcie!!! - Do kuchni wpadł zaaferowany Liam. - Zgraliśmy z dźwiękowcami ostateczną wersję i możemy pokazać piosenkę Paulowi. Chcecie posłuchać?
- Jasne, dawaj! - Skinęłam głową. - Tylko zawołajmy resztę.
- Zayn przyszedł ze mną. Pójdę po innych. A co to za szczur? - Spojrzał ze zdumieniem na czarne futerko wiercące się pod żółtym ręcznikiem.
- To mój kotek, wujku. - Wyjaśniła Diana, podsuwając kotu pod sam pyszczek miskę z kocim jedzeniem. Zwierzak powąchał i zaczął łapczywie jeść. Wolałam się nie zastanawiać, ile to biedne stworzonko nie widziało jedzenia.
- A to przepraszam. - Liam wycofał się z kuchni i poszedł szukać zaginionych członków rodziny.
Wkrótce wszyscy zgromadzili się wokół stołu. Niall i Nika jeszcze trochę zalatywali farbą, ale dało się to wytrzymać. Nialler był w wyśmienitym humorze, odkąd wrócił do blond włosów.
- Dobra, włączaj, bo ja jeszcze muszę spłukać. - Poganiała Liama Nika. W odpowiedzi chłopak włączył nagranie i położył telefon na stole, żeby było lepiej słychać.

Turn the lights on! 
It's time to get up!
People, music, flow, let's rock'n'roll!
Family party, all day, all night!
Oh yeah!!!

Welcome to our world,
we're the best team in the space.
Do you hear the sound
made by connected beating hearts?
And if you do,
get up and move,
because it's the time,
let's dance to until you loose your mind!

Cause this is our life, this is our stream,
this is how it always used to be,
this is how we can turn everything upside down.
Cause we are so crazy, we are freaks,
we take our chances and make them be,
we just feel great the way you see,
we're big family!

Lights around our house
show the way, so let's join.
Children running fast,
we must watch them to not get hurt.
And we don't care
if everyone stare, 
it's our own life,
we still keep ourselves alive!

Cause this is our life, this is our stream,
this is how it always used to be,
this is how we can turn everything upside down.
Cause we are so crazy, we are freaks,
we take our chances and make them be,
we just feel great the way you see,
we're big family!

Nobody was expecting that we're gonna stay so long
Predictions were much shorter, reality shocked the world
We will suprise you more than once in public or private life
Even if the family party in our house will blow London City in the air up high

Cause this is our life, this is our stream,
this is how it always used to be,
this is how we can turn everything upside down.
Cause we are so crazy, we are freaks,
we take our chances and make them be,
we just feel great the way you see,
we're big family!

(Włącz światła!
Czas wstać!
Ludzie, muzyka, flow, zróbmy rock'n'rolla!
Rodzinna impreza, cały dzień, całą noc!
O tak!!!

Witaj w naszym świecie
jesteśmy najlepszą drużyną w całym kosmosie.
Czy słyszysz tę melodię
graną przez połączone, bijące serca?
A jeśli tak,
wstań i rusz się, 
bo już nadszedł czas,
tańczmy aż stracimy głowę!

Bo to nasze życie, to nasz rytm
Tak właśnie zawsze to wyglądało
tak potrafimy wywrócić wszystko do góry nogami.
Bo jesteśmy szaleni, jesteśmy wariatami,
bierzemy swoje szanse i pozwalamy im trwać,
czujemy się świetnie, jak widzisz,
jesteśmy wielką rodziną!

Światła wokół naszego domu
wskazują drogę, więc chodź, przyłącz się.
Dzieciaki biegają szybko,
musimy pilnować, żeby nic im się nie stało.
I nic nas nie obchodzi,
że wszyscy się gapią.
To nasze własne życie,
wciąż utrzymujemy się nawzajem na nogach!

Bo to nasze życie, to nasz rytm
Tak właśnie zawsze to wyglądało
tak potrafimy wywrócić wszystko do góry nogami.
Bo jesteśmy szaleni, jesteśmy wariatami,
bierzemy swoje szanse i pozwalamy im trwać,
czujemy się świetnie, jak widzisz,
jesteśmy wielką rodziną!

Nikt nie oczekiwał, że zostaniemy na tak długo,
prognozy były dużo krótsze, rzeczywistość zszokowała cały świat.
Zaskoczymy was jeszcze nie raz w publicznym i prywatnym życiu.
Nawet jeśli nasza rodzinna impreza wysadzi cały Londyn w powietrze.

Bo to nasze życie, to nasz rytm
Tak właśnie zawsze to wyglądało
tak potrafimy wywrócić wszystko do góry nogami.
Bo jesteśmy szaleni, jesteśmy wariatami,
bierzemy swoje szanse i pozwalamy im trwać,
czujemy się świetnie, jak widzisz,
jesteśmy wielką rodziną!)



______________________________________________
Witam po dłuższej przerwie. Kolokwia, zaliczenia... A teraz koniec długiego weekendu, ech -.-
A do końca "Nothing's..." tylko 4 posty! :(

W rozdziale znaleźliście dwie nowe piosenki i próbki kilku innych tekstów... Piosenkę o maturze znalazłam dwa czy trzy dni temu na starym komputerze, miałam ją nagraną, a napisałam ja właśnie przed maturą... xD

Właśnie! Powodzenia wszystkim maturzystom! Podobno na maturze z polaka była "Lalka" i "Dziady", nie wiem dokładnie, bo nie sprawdzałam jeszcze, powtarzam tylko to, co obiło mi się o uszy na uczelni. Cóż, mam nadzieję, że poszło wam dobrze :)

Uwaga, uwaga, poszukiwane Caroline i Agnieszka, dwie czytelniczki, które kiedyś regularnie komentowały! Nie wiem, co się z wami dzieje, dziewczyny, i trochę się zaczęłam martwić... Potem uświadomiłam sobie, że wy chyba też piszecie maturę (albo mnie się tak ubzdurało :P), w każdym razie, jeśli wejdziecie na bloga i zobaczycie ten pełen niepokoju apel, to odezwijcie się, brakuje mi tu was ;)

Następny rozdział nie wiem, kiedy... Pewnie tak jak ten, pojawi się po dwóch, trzech tygodniach...
AHA, TEN ROZDZIAŁ BYŁ NIESPRAWDZONY!!!

Dziękuję Wam bardzo za cierpliwość ;***
Roxanne xD