niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 15

Nie mam pojęcia, jak trafiłam do domu. Byłam totalnie otępiała. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę. Czułam się potwornie, jakby ktoś zdzielił mnie w głowę, było mi niedobrze, miałam ochotę zwymiotować prosto na moje nowe botki. Ktoś zaczął hałasować na klatce schodowej. Pięknie. Jak się tu rozryczę, to zaraz ciekawscy zaczną się do mnie dobijać, żeby sprawdzić, czy wszystko okej. Zdjęłam buty i rzuciłam torebkę w kąt. Otworzyła się w locie i wyleciały z niej jakieś papiery. Bosko. Ale jakoś mnie to nie obchodzi. Podniosłam się z podłogi i ruszyłam powoli do łazienki. Dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, napłynęły mi do oczu łzy. Usiadłam w takiej samej pozycji jak w przedpokoju i wybuchnęłam płaczem. Nikogo nie ma w domu, jestem sama, mogę urządzić Best Rebel Ever, czyli w skrócie największy bunt i histerię w dziejach ludzkości. Mogę zrzucić tę maskę twardzielki i dać upust emocjom. Boże, jeszcze nigdy tak rozpaczliwie nie płakałam. Trzęsły mi się ręce, słone łzy lały się rzeką, bo strumieniem to byłoby za mało powiedziane.
Boże, dlaczego? Dlaczego? Dlaczego ja nie mogę żyć, co ja takiego zrobiłam? Za jakie grzechy? I ile mi zostało? Według wszelkich prawideł i obliczeń biologiczno-matematycznych mam... 10,5- 11 miesięcy. Tylko tyle! Oczywiście to się może zmienić... Tylko że na gorsze. Im bliżej końca, tym mniejsza szansa na znalezienie dawcy. Zresztą na dawcę ja już nawet nie liczę, kolejny raz się rozczarowałam. Czujecie tę ironię? Tamta facetka, niedoszła dawczyni jest w ciąży. Super. Przecież ktoś musi umrzeć, żeby narodził się ktoś nowy. Zawsze kochałam dzieci i chciałam mieć swoje. I co? Gówno! Teraz może mnie uratować tylko jakiś cholerny cud, a szanse na niego są jak jeden do tryliona, żeby nie mniejsze. Niech to szlag jasny trafi!!!
Nie wiem jak długo siedziałam na tej posadzce. Chyba kilka godzin. Jak podniosłam głowę było już ciemno za oknem, czyli pewnie koło osiemnastej? Dziewiętnastej? Figę mnie to obchodzi. Nagle spojrzałam na szafkę przy umywalce. Była uchylona i przez otwarte drzwiczki zobaczyłam metalowy przedmiocik.
Znieruchomiałam. Żyletka. Nigdy nie się nie cięłam, nie. To była zapasowa żyletka, której kiedyś używałam jako zastępcę skalpela. Ale teraz? W sumie pocięcie się nie byłoby takim złym pomysłem. Bo w końcu co może ze sobą zrobić chora na białaczkę dziewczyna bez najmniejszej choćby nadziei na wyzdrowienie? Nic. Może tylko odliczać dni od śmierci. A gdyby tę śmierć przywołać?... To nie pierwszy raz, jak mam myśli samobójcze. Pierwsze były, gdy dowiedziałam się o chorobie. Tylko że wtedy bardzo pomogła mi Gabrysia. Nie zostawiła mnie samej sobie. Wiedziała, że nie zamierzam nikomu mówić o chorobie i uszanowała to, a w zamian podtrzymywała mnie na duchu. Nie wysłała mnie do psychiatry z moją depresją, tylko zaczęła ją leczyć swoimi sposobami. Muzyką. Dzięki niej tak pokochałam muzykę. Zaczęłam słuchać wszystkiego, co mi wpadło w ręce, a pierwsze było... One Direction. To były ich występy w X Factor, a niedługo potem pierwszy singiel "What Makes You Beautiful". Gdy tego słuchałam, ba, do tej pory jak tego słucham, to czuję się wyjątkowo, czuję, jakby ta piosenka była tylko dla mnie. Zaczęłam sobie wmawiać, że skoro ktoś mi śpiewa, że mam w sobie to coś, to nie mogę tego czegoś ukrywać. Stałam się bardziej otwarta na świat.
No i co? Niewiele mi ta otwartość pomogła. I tak mam umrzeć, dawcy nie ma, nikt mnie nie wspiera, jestem z tym sama. Gaba się nie liczy, ona ma jeszcze innych pacjentów. Co mi szkodzi? Przecież nikt nie będzie żałował chorej na mózg i szpik wariatki. Jednej idiotki mniej na świecie.
Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do umywalki. Już nie płakałam, czułam dziwną determinację. Takie teraz albo nigdy. Wyciągnęłam rękę po żyletkę. Była zimna, ostra. Oglądałam ją uważnie. Taki mały przedmiot, a tak wiele może dać. Zdjęłam płaszcz i podciągnęłam rękaw bluzki. Wolnym ruchem przyłożyłam ostrze żyletki do nadgarstka. Żegnaj świecie.  Żegnaj chorobo. Może i przegrałam, ale to nie ty mnie zwyciężyłaś. Zwyciężyła mnie moja słaba wola i nienawiść do wszelkich chorób i zła, które one wyrządzają. Zwyciężyła mnie niesprawiedliwość świata. Już, już miałam przeciąć skórę, gdy nagle moja ręka trzymająca żyletkę zaczęła drżeć. Telepała się tak mocno, że aż złapałam ją tą drugą ręką. Co do cholery, teraz mam Parkinsona?! Spojrzałam z przerażeniem w lustro. Zobaczyłam swoje odbicie w lustrze: słabej, zapłakanej dziewczyny z podpuchniętymi oczami, mokrymi od łez włosami. Wpatrywałam się w swoje oczy i nagle przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni. Ognisko. Intensywne spojrzenie w oczy. Byłam w szoku. Mam zwidy, czy co? Z lustra spoglądał na mnie Liam. Z niepokojem, strachem patrzył prosto w moje źrenice. Wciągnęłam mocno powietrze i wypuściłam żyletkę. Spadła z brzękiem na podłogę. Nie wiedziałam, że taki mały przedmiot może narobić tyle hałasu. Przyłożyłam dłoń do ust.
-Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę!!!- wykrzyczałam i oparłam się o wannę głośno szlochając. Znowu dopadł mnie płacz. A już myślałam, że nie mam więcej łez, że wypłakałam już wszystkie. A jednak.

~~*~~

Wtorek. Zwlokłam się z kanapy, na którą rzuciłam się po wyjściu z łazienki. Byłam tak wyczerpana kilkugodzinnym płaczem, że od razu zasnęłam. Teraz podreptałam do swojego pokoju i przebrałam się w legginsy i grubą szarą bluzę. Naciągnęłam jeszcze na nogi getry i powędrowałam do kuchni. Tak, wiem. Jestem studentką medycyny, powinnam iść na wykłady, pobiec na zajęcia z mikrobiologii, pouczyć się genetyki. Ale nie miałam na to sił. Po prostu. Czułam się jakby mnie ktoś przemaglował. Nie mam najmniejszego zamiaru iść dziś na uczelnię, przecież to jest wszem i wobec wiadome, że się nie skupię na niczym. Przechodzę właśnie swój czteroetapowy kryzys. Etap pierwszy mam już za sobą: płacz gigant i deprecha na całego. Dziś będzie etap drugi: dołowanie się przy dramatach i melodramatach w telewizji i obżeranie wszystkim, co znajdę w lodówce.
Która w ogóle jest godzina? O. Czternasta. W sumie możliwe, poszłam spać koło północy, a jak długo płaczę, to śpię jeszcze dłużej. Super. Wyciągnęłam z lodówki parówki, musztardę, ketchup. Zagotowałam mleko na kakao. Będzie boskie, ale piekielnie kaloryczne śniadanie. Hot-dogi plus kakao. Zjadłam wszystko gapiąc się beznamiętnie w stół. Nawet nie próbowałam zmywać naczyń. Zrobiłam sobie herbatę i poszłam do salonu. Owinęłam się w gruby, duży koc, wzięłam paczkę chusteczek i złapałam laptopa. Moja lista filmów na depresję... Jak to ja, w fazie ostrej niewydolności psychicznej muszę dołować się jeszcze bardziej. Nie potrafię oglądać komedii, stawiam na wyciskacze łez. Na pierwszy ogień "Titanic". Pierwszą część obejrzałam jeszcze na spokojnie, ale już na początku drugiej zaczęłam łkać. No bo to takie niesprawiedliwe. Oni chcą być razem, ale ich rozdzielają. Ale para się nie poddaje. "Jeśli ty skoczysz, to i ja skoczę." Boże, za mną nikt nie skoczy, bo nie zdąży. Nie zdąży mnie tak pokochać albo ja za szybko umrę. Wszystko jedno, koniec jest taki sam. Happy endu brak.
"Titanic" się skończył, a ja jeszcze nie miałam dość. Co teraz? Wybrałam "The Walk To Remember" czyli po polsku rzecz ujmując "Szkoła uczuć". Tak, tak, to z tego filmu śpiewałam piosenkę u chłopaków przy fortepianie. Tak, to w tym filmie dziewczyna jest chora na białaczkę i umiera. Tak, to w tym filmie chłopak ma się w niej nie zakochać, a jednak to robi i uszczęśliwia dziewczynę swoimi gestami. Cudownie. Ale co z tego skoro ja też tak umrę. I nie będzie przy mnie takiego gościa, który przed śmiercią powie mi "Wyjdź za mnie.". Ale mi się z mózgiem porobiło. To chyba z głodu. Po godzinie filmu złapałam się na tym, że burczy mi w brzuchu. Wzięłam telefon i zamówiłam pizzę. Największa Capriciosa z podwójnym serem. Nie wierzycie, że dam radę ją wrąbać? Jak mam doła, to mój żołądek jest większy od żołądka Nialla.
Pizza przyjechała, gdy miałam wybierać trzeci film. Zużyłam już jedną czwartą pudełka chustek, czyli jakieś dwadzieścia pięć sztuk, bo otworzyłam nowe stusztukowe pudło. Zwlokłam się z kanapy, żeby przejąć moje żarcie. Gdy otworzyłam drzwi, facet z dostawą aż się cofnął o krok w tył. Chyba nie wyglądam tak tragicznie... Chociaż z drugiej strony. Biorąc pod uwagę wczorajszy ryk, dzisiejszy maraton filmowy plus kolejny płacz przy wyciskaczach łez, to może... Dobra, okej, wyglądam jak kupa nieszczęścia. Gość od pizzy potwierdził moje przypuszczenia, bo patrzył na mnie nieufnie przejmując forsę i wręczając mi pudełko. Niech zgadnę. Facet obstawia, że rzucił mnie chłopak. Mogę się założyć o sto funtów, że wyglądam jak porzucona dziewoja.
Wróciłam na kanapę i otworzyłam pizzę. W powietrzu rozniósł się boski zapach. Ale ja jestem głodna. Gdyby tu pojawił się Horan i próbował mi coś podkraść, to mogłabym podzielić się tylko i wyłącznie pudełkiem. Zawartość dla mnie. Włączyłam "Ostatnią piosenkę". Ta, kolejna chora osoba. Tym razem ojciec Ronnie. Jezu, ale ja muszę się dołować. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zjadłam całą pizzę. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Wkurzona zatrzymałam film i odebrałam.
-Czego?-warknęłam do słuchawki.
-Przeszkadzam?- głos Niki rozniósł się w mojej głowie.
-Nie, skąd.- powiedziałam sarkastycznie odkładając na bok pudełko po pizzy.
-Czekaj, czekaj... Masz zmieniony głos. Płakałaś?- spytała podejrzliwie Nika.
-Nie, skąd.- powtórzyłam.
-Natalia, przecież wiem. Masz znowu doła?
-Nie, skąd.
-Natalia, gadzie jeden, co się stało?! Chłopak cię zdradził?- panna Nika jest wkurzona. I bardzo dobrze.
-Jakbyś nie zauważyła, to nie mam chłopaka.
-1D nie zadzwoniło?
-Nie muszą dzwonić codziennie.
-To o co chodzi? Natalia, ręce mi opadają.- wiecie, co mnie najbardziej ciekawi? Nika jest spostrzegawcza, ale ani razu nie zauważyła, że jestem chora i biorę podejrzane ilości leków. A mieszkamy razem od początku studiów.
-O nic nie chodzi! Baw się dobrze w tym Olsztynie, wróć w wyznaczonym terminie, a teraz daj mi święty spokój!- wydarłam się na nią i rozłączyłam się. Wściekła rzuciłam telefon na kanapę i już miałam włączyć dalej film, gdy nagle komórka zadzwoniła znowu.
-Odwalcie się ode mnie wszyscy!- wrzasnęłam do mikrofonu. Po drugiej stronie usłyszałam jakieś stłumione szepty, a po chwili odezwał się męski głos:
-Excuse me... Nattie, is it you?- zaniemówiłam. Zayn. Nie patrzyłam na wyświetlacz, jak odbierałam i myślałam, że to ten uparciuch Nika znowu się dobija.
-Tak, tak..- powiedziałam po polsku i zaraz się zreflektowałam.- Yes, yes, sorry.
-Okej, nie przepraszaj... Dzwonię, bo tak tu siedzimy z chłopakami i nam się nudzi... Wszystko u ciebie w porządku?- zapytał z troską.
-Tak, mam tylko lekkiego doła, ale nic się nie dzieje.
-Doła? Co się sta... Niall, oddawaj ten telefon!- usłyszałam jakieś trzaski i za chwilę głos Niallera w słuchawce.
-Cześć, Nattie, stęskniłem się, wiesz?
-Wiem, ja też za wami tęsknię- mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Mam takie pytanko: czy dałoby radę, żebyś coś ugotowała z polskiej kuchni i przysłała mi pocztą, bo tutaj gotował Louis i... Tommo! Daj komórę!- teraz sztafetę przejął Loui.
-Ja wcale nie spieprzyłem tego obiadu, tylko zagadałem się z El przez telefon i jakoś wszystko poleciało na kuchnię i zaczęło dymić i... A w ogóle, cześć Nattie!
-Cześć- odpowiedziałam rozbawiona.
-No, i potem wpadli wszyscy i Liam się załamał, bo cała kuchnia w dymie i smrodzie... Payne! Teraz ja!
-Cześć Nattie- usłyszałam głos Liama.- Ja się załamałem, bo wszyscy dobrze wiedzą jak gotuje Louis. Wiedziałem, że to się tak skończy...
-Liam, dlaczego ty dyszysz?- zainteresowałam się słysząc głos chłopaka.
-Yyy... uciekam z telefonem Zayna.- przyznał się. W tle słyszałam głosy pozostałych. Chyba gonili uciekiniera.
-Słuchaj, Liam, nie chcę być niegrzeczna, ale możemy pogadać jutro? Jestem trochę zajęta...- zerknęłam wymownie na rozwaloną kanapę, pudło po pizzy i laptop z filmem czekającym na uruchomienie.
-Daj mnie!- Harry wyrwał telefon Liamowi.- Nie, to nie może być tak, że inni rozmawiają, a ja jestem niedopuszczony do słuchawki! Przemów tym kretynom do rozumu, Nattie!- żalił się mi do ucha, a ja coraz bardziej miałam ochotę skończyć tę rozmowę.
-Przemówię, ale mogę jutro? Nie bardzo mogę...
-Okej, to jutro po południu na Skypie. Maaalik, nieee!!!- i rozłączył się. Wpatrywałam się w telefon i przez chwilę zastanawiałam się, co tam się teraz dzieje. Ale w sumie to teraz niewiele mnie to obchodzi. Ważniejsze jest to, czy Ronnie pogodzi się z Willem. Odłożyłam telefon na stolik i włączyłam odtwarzanie filmu. Teraz niech mi nikt nie przeszkadza, bo nie ręczę za siebie. Chcę w spokoju poużalać się nad sobą.

~~*~~

Środa. Wstałam koło południa. Znowu. Wczoraj skończyłam filmy koło północy, bo rozbolała mnie głowa. Inaczej oglądałabym dalej. Poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę i ubrałam się w to co wczoraj. Jakoś nie czułam potrzeby szukania lepszych ciuchów. Zjadłam jakieś śniadanie (szczerze? Nawet nie wiem, co jadłam) i stwierdziłam, że w mieszkaniu jest makabryczny syf, ale nie mam siły (ani tym bardziej ochoty), żeby go ruszyć. Teraz zamierzałam zająć się trzecią fazą depresji. Tak, jestem żałosna i irytuję wszystkich tym użalaniem się nad sobą, ale ten typ tak ma. Po prostu.
Trzecia faza depresji to.... dołowanie się przy muzyce. Nie ma to jak ryczeć przy smętnych kawałkach. Siadłam na kanapie w salonie, owinęłam się tym kocem, co wczoraj i otworzyłam na laptopie iTunesa. Gdzie ta moja playlista? O, jest. Zaczynamy powoli, najlepiej od "Yesterday". Wsłuchałam się w głosy Beatlesów z zamkniętymi oczami. Po chwili muzyka się zmieniła na bardziej psychodeliczną. "I'm Going Slightly Mad" Queen. Jasne, w depresji zawsze staję się bardziej szalona. A jak ty byś się czuł, mój drogi Freddie Mercury (Freddie Mercury to nieżyjący wokalista Queen'u), gdybyś miał na sobie wyrok śmierci? A sorry, ty w zasadzie byłeś w podobnej sytuacji, bo podobno zmarłeś na AIDS. Zwracam honor. Piosenka znów się zmieniła. Queen again, ale tym razem "Bohemian Rhapsody". Zawsze się śmiałam w operowych fragmentach, ale teraz nie miałam siły unieść choćby kącika ust. Nowa melodia. O proszę, jaki zbieg okoliczności! "The Great Pretender", czyli w skrócie "Jestem wielkim oszustem". Jak pasuje do sytuacji! Cały czas oszukuję świat, oszukiwałam świat i będę oszukiwała świat. Oszukuję, okłamuję, a potem mam pretensje, że nie mam wsparcia. Jestem żałosna. Następna piosenka. O nie. "Tears In Heaven". Tu już zaczęłam ryczeć. Nie zauważyłam, jak minęły dwie godziny słuchania muzyki. Po kilku kolejnych piosenkach włączyło się "Total Eclipse of the Heart". Od razu pomyślałam o chłopakach, bo nagrane miałam ich wykonanie. Doskonałe głosy, piosenka z X Factora. Ciekawe, co teraz robią. Piosenka się zmieniła, a ja zamarłam i po chwili popłakałam się jeszcze bardziej. "Who Wants To Live Forever"- "Kto chce żyć wiecznie". Ja chcę! Ja! Chcę żyć chociaż o rok dłużej! Łzy ciekły mi strumieniami po twarzy, szeptem powtarzałam słowo piosenki. Nagle melodia się urwała. Chciałam włączyć ją od początku, ale niechcący kliknęłam na piosenkę wyżej. Znieruchomiałam, nawet przestałam płakać. "What Doesn't Kill You". To, co cię nie zabije, sprawi, że staniesz się silniejszym.
You think you got the best of me
Think you had the last laugh
Bet you think that everything good is gone
Think you left me broken down
Think that I'd come running back
Baby you don't know me, cause you're dead wrong

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes a fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over cause you'r gone

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone


(Myślisz, że dostałeś wszystko to, co we mnie najlepsze
Myślisz, że to Ty ostatni się śmiałeś
Założę się, że myślisz, że wszystko co dobre odeszło
Myślisz, że zostawiłeś mnie załamaną
Myśląc, że przybiegnę z powrotem
Kochanie nie znasz mnie, bo jesteś śmiertelną pomyłką

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni
Uwierz w siebie
To nie znaczy, że jestem samotna, kiedy jestem sama
Co Cię nie zabije, zrobi wojownika
Ślady jeszcze lżejsze
To nie znaczy, że jestem skończona, bo odszedłeś

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, wzmocni
Tylko ja, ja i ja
Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni
Uwierz w siebie
To nie znaczy, że jestem samotna, kiedy jestem sama)


Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Może wiadomość o chorobie mnie nie zabiła, ale to też nie powód, żeby użalać się nad sobą. Nie mogę dać się zwyciężyć, muszę walczyć do końca.
Wstałam gwałtownie z kanapy zrzucając koc i prawie zwalając laptopa. Pobiegłam do łazienki, szybko zmyłam łzy z twarzy i zrzuciłam brudne ciuchy. Założyłam czarne legginsy, obcisłą cytrynową bokserkę i luźną dłuższą granatową tunikę na ramiączkach na wierzch. Do tego bluza z kapturem. Spakowałam laptopa do sportowej torby i podeszłam do szafy, żeby wyjąć z niej moje bezcenne pudełko. Schowałam je do torby, złapałam telefon, założyłam płaszcz i wyszłam z domu.
Czas na czwartą fazę depresji. Idę się wyżyć. Na parkiet.



________________________________________
Dziś trochę posmęciłam, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ^ v ^ Jak uważnie czytaliście, to już wiecie na co jest chora Natalia. Jeśli nie, to proponuję wrócić do akapitu nr 3 ;)
Następny rozdział będzie chyba ciekawszy. Przynajmniej według mnie. Ten wstawiam wcześniej, miał być w okolicach czwartku, ale naszła mnie taka wena, że napisałam go w cztery godziny z przerwą na wypad do kina :) Byłam na "Kamieniach na szaniec", jestem bowiem wielbicielką historii, zwłaszcza tej wojennej. Film nawet spoko, ale jeśli ktoś liczy na wierną adaptację, to nie polecam, bo dużo akcji jest wyciętych ze scenariusza.

Widzieliście to? 1212 wyświetleń! Juuuppppiiii jeeeeej ! *.* =)

Fajnie, że komentujecie, cieszę się z tego niezmiernie, ale mam pytanie tak z ciekawości: podoba wam się, że wstawiam te linki do piosenek? Staram się dobierać muzykę do sytuacji, ale czy to mi wychodzi, cóż, tylko wy możecie to ocenić :P

Roxanne xD

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 14

Szybko zebraliśmy koce, pozostałości po jedzeniu, piciu, obie gitary i pobiegliśmy do domu. Chłopaki pokierowani jeszcze przez głos rozsądku, zwany Liamem wrócili, żeby się upewnić, że ognisko naprawdę zgasło. Ja, Perrie i El pognałyśmy na górę, żeby natychmiast się wysuszyć.
Serio, nie miałam zamiaru się przeziębiać tylko dlatego, że najpierw przez marchewkowego pacana, a potem przez zlewę nie z tej ziemi, jestem calusieńka mokra. Popędziłam do pokoju Liama, gdzie wcześniej zostawiłam torbę i mokre ciuchy. Nie, to są jakieś jaja. Ubrania jeszcze nie wyschły. Seriously?! Wkurzona poszłam do łazienki po ręcznik, owinęłam się nim i rzuciłam się na łóżko Liama. Muszę na niego poczekać, żeby pożyczył mi jeszcze jakieś ubrania. Matko, ale ja go wykorzystuję. Na myśl o Liamie od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku minut. To było... troszkę dziwne. Nie żebym się w nim zakochała, nie! Ja się tak łatwo nie zakochuję. Poza tym, gdy tylko dowiedziałam się o chorobie wręcz zabroniłam sobie zakochiwać się w kimkolwiek. Dlaczego? Powód jest prosty. Nie chcę kogoś obarczać moją chorobą, nie chcę, żeby ktoś się nade mną litował, a najważniejsze jest to, że nie chcę nikogo opuszczać, zostawiać ze złamanym sercem. Nie chcę odchodzić myśląc, że dalej muszę iść sama, a ten ktoś tu zostanie. Jasne, rozumiem, każdy kiedyś musi umrzeć i taki moment rozstania przybędzie, ale co innego umierać na starość, a co innego w wieku dwudziestu trzech lat. To dwa zupełnie różne punkty widzenia.
-O!- zdziwił się Liam wchodząc do pokoju.- A czemu zawdzięczam tę miłą niespodziankę?
-Zgadnij- mruknęłam nawet się ruszając z miejsca. Dalej gapiłam się w sufit.
-Więc zgaduję, że ciuchy ci jeszcze nie wyschły i zamierzasz zaciągnąć kolejną pożyczkę.- wymyślił Payne. Już kiedyś nazwałam go Sherlockiem Holmesem. Chyba faktycznie zasłużył sobie na to miano. Chłopak podszedł do łóżka i położył się na plecach obok mnie.
-Nie musisz moczyć łóżka, mogłeś klapnąć na ręcznik- powiedziałam do niego, ale on tylko podłożył ręce pod głowę i nie zareagował.
Leżeliśmy tak w ciszy przez kilka minut. Czułam się trochę niezręcznie, bo cały czas myślałam o tej sytuacji na ognisku. Więc to się nazywa "utonąć w czyichś oczach"... Zdecydowanie chciałabym, żeby to stało się jeszcze raz. To takie... miłe uczucie? Miłe?! Jezu, Natalia, zawsze wygadana jesteś, a teraz tylko przyszło ci do głowy "miłe"?!! Oczy Liama zasługują na o wiele lepsze określenia. Szkoda, że nie będę mogła ich więcej oglądać. Będzie mi ich cholernie brakowało. To znaczy... Nie tylko jego oczu, mam na myśli, że wszystkich, całego One Direction będzie mi brakowało, po prostu... Cholera. Po prostu się zamknij, jak nie umiesz sklecić jednego zdania.
-Płakałaś.- powiedział Liam. Zerknęłam na niego. Patrzył na mnie z niepokojem. Tak, teraz mogę mu się spokojnie wyspowiadać, że nie mogę przestać myśleć o jego spojrzeniu. O jego oczach. Szybko, potrzebuję dobrego kłamstwa.
-Wydawało ci się.- gra na zwłokę, taaa, to na pewno go uspokoi. Liam westchnął, obrócił się na bok, w moją stronę i podparł głowę ręką.
-Co się stało?- zapytał cicho. Jak zwykle, troszczy się o wszystko, martwi się innymi, próbuje pomóc. Ależ mi będzie tego brakowało. On jest po prostu idealnym materiałem na przyjaciela. Każdemu życzę, żeby znalazł kogoś takiego w swoim życiu.
-Nic się nie stało...- wyszeptałam.- Ja po prostu.... Nie chcę wyjeżdżać... Boję się, że urwie nam się kontakt, że to tylko przelotna znajomość, a... mimo że znam was tydzień, to strasznie was polubiłam... przy was czuję się jak w drugiej rodzinie. Bardziej zwariowanej rodzinie- uściśliłam ocierając łzę, która uparcie spływała mi po policzku. Liam uśmiechnął się pod nosem.
-Zwariowana to chyba mało powiedziane- mruknął rozbawiony, ale zaraz spoważniał.- Natalia.- oho, nie Nattie, tylko Natalia. Będzie coś ważnego.- Nie ważne, ile się nie będziemy widzieli, jak daleko będziemy, to i tak nasz kontakt się nie urwie. Jak powiedział Horan, ty już jesteś częścią zespołu. I nie martw się, tak łatwo nas się nie pozbędziesz- uśmiechnęłam się na jego słowa i usiadłam na łóżku. Liam też się podniósł.
-Pamiętaj- powiedział patrząc mi prosto w oczy.- Już jesteśmy przyjaciółmi, zawsze będziemy cię wspierać i zawsze, ale to zawsze będziesz mogła na nas liczyć. Jak będzie trzeba, to nawet do ciebie przyjedziemy- wyciągnął ręce i przytulił mnie mocno. Słyszałam bicie jego serca tuż koło mojego ucha i to mnie tak uspokajało. Tak, Liam ma rację. To nie jest możliwe, żebyśmy przestali się kontaktować.
-Liam...- pociągnęłam nosem.
-Hmmm?- cały czas mnie przytulał, ale przez ten uścisk byłam chyba jeszcze bardziej mokra.
-Nie powiem, że mi niewygodnie, ale... Mógłbyś mi dać w końcu te ciuchy?- taa, nie ma to jak grzecznie zapytać. Liam parsknął śmiechem i odsunął się ode mnie.
-Tak, już ci daję. Ale tym razem spodnie nie będą tak dobrze pasować, jak te.- wszedł do garderoby i za chwilę wrócił niosąc T-shirt i szare dresowe spodnie.- Trzymaj. Mają pasek, jak mocniej zwiążesz, te może z ciebie nie zlecą.
-Jeszcze by tego brakowało.- prychnęłam wchodząc do łazienki.
-No wiesz... Harry'emu by się to spodobało, gdybyś została w samym T-shircie!- krzyknął przez drzwi.
-Walę to!- odkrzyknęłam. Oczepcie się wszyscy, Styles nie jest w moim typie! Okej, może i jest przystojny, ale ja nie chcę teraz chłopaka. Zwłaszcza Harry'ego. Mogłabym ewentualnie pobić rekord najkrótszego związku ze Stylesem. Nie wytrzymałabym z nim jako chłopakiem pół dnia.
-Już, łazienka wolna- wyszłam z pomieszczenia i  zatrzymałam się raptownie. Liam właśnie się przebieral. Dobrze, że stał do mnie tyłem!- Sorry! Sorry, nic nie widziałam!- wycofałam się z powrotem do łazienki, siadłam na podłodze przy drzwiach i zaczęłam się śmiać. Na cały głos. Jakbym miała okres, przed chwilą ryczałam, teraz na masę ryję z tej całej sytuacji. Drzwi się otworzyły i Liam wetknął głowę do łazienki.
-Wiesz, mnie wcale nie przeszkadzała twoja obecność- powiedział z szelmowskim uśmiechem.
-Jasne, a zaczerwieniłeś się bo...?- prychnęłam śmiechem. Tak jak przypuszczałam, Payne się speszył i wycofał do pokoju.
-Idziemy na dół?- zapytał jak gdyby nigdy nic.
-Spoko, nie ma to jak zmiana tematu- powiedziałam pogodnie rozwieszając mokre ubrania obok tamtych wcześniejszych.
Zbiegliśmy na dół w ostatniej chwili, minutę później trafilibyśmy na trzecią wojnę światową.
-Horror!
-Komedia!
-Horror!
-Komedia!
-Hazza, do cholery, ile można horrorów!
-Po kiego grzyba oglądać komedię! Sami jesteście jak klauni!
-I to powiedział człowiek-marchewka!
-Horror!
-Ja wybieram!
-Musical!
-Mało ci śpiewania?!
-DO CHOLERY, LUDZIE!!!- wydarłam się na cały głos. Umilkli i w pełnej synchronizacji wszystkie spojrzenia powędrowały na mnie.- Dziękuję- odchrząknęłam.- Chyba nadwyrężyłam struny głosowe. Ma ktoś Cholinex?- patrzyli na mnie jak na ufoludka.- Nie, to nie.
-Poszło o film?- Liam, dzięki Bogu, że ty też tu jesteś! Może pomożesz mi ogarnąć tych oszołomów.
-Tak, bo Harry...
-Znowu ja?!
-Przestańcie!
-Zayn chowasz film za siebie!
-Wcale nie!
-Oddawaj to!
-Dajcie ten horror!
-Niebiosa, dajcie mi cierpliwość.- mruknęłam pod nosem i ignorując sześć wrzeszczących małp zwróciłam się do Liama:
-Idź zrób popcorn, to może się trochę zatkają.- chłopak skinął głową i z ulgą poleciał do kuchni. Ja natomiast ominęłam bez słowo Koło Pomocy Głuchym stojące na środku salonu podeszłam do szafki z DVD. Szybko przejrzałam płyty. No no no.... Niezły zbiorek... Co my tu mamy? "Piraci z Karaibów", wszystkie części. "Gwiezdne wojny". Nie, nie lubię science-fiction. O matko, "High School Musical"?! Czyje to?! Zaraz padnę, muszę się dowiedzieć, kto to ogląda. Ale będę się nabijać. Chociaż z drugiej strony jeszcze niedawno to oglądałam. Taa, wiem, przyganiał kocioł garnkowi. Ale to przez Nikę! Ona mnie namówiła! Wielbicielka Efrona. Wolę go w "Lakierze do włosów", przynajmniej można się nieźle pośmiać, ale w HSM? Żenada. Dobra, dalej. Czy oni nigdy nie przestaną się drzeć jak stare prześcieradła?! "This Is Us". No pewnie, oni by nie mieli swojego filmu. No, tego na pewno nie wybiorę, starczą mi na żywo. O ja cię kręcę "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra"! I jeszcze "Asterix na olimpiadzie"! No, to ja już wiem, co oglądamy. Nocny maratonik z sympatycznymi Galami i seksowną Kleopatrą. Włączyłam odtwarzacz i przez kilka minut z uwagą obserwowałam pilot, żeby wyłapać, którym przyciskiem się go uruchamia. Na szczęście znalazłam go bardzo szybko. Usadowiłam się wygodnie na poduszkach na podłodze, a zaraz obok mnie usiadł Liam z gigantyczną michą popcornu. Zerknęliśmy na siebie porozumiewawczo i parsknęliśmy śmiechem. Oni jeszcze się kłócili! Świata nie widzieli poza swoją sprzeczką. Na szczęście zaczął się już film.
-Co do cholery?- zapytali zdezorientowani Zayn i Hazza jednocześnie.
-No co? Gdzie sześciu się bije, tam siódmy i ósmy korzysta.- wzruszyłam ramionami nie odrywając wzroku od ekranu. Zaraz jednak zmieniłam ton.- Pozamykać mi te jadaczki, bo inaczej każdy wyląduje z facjatą na ścianie!- wszyscy się uciszyli i naburmuszeni usiedli na kanapach. Zayn z Perrie na jednej, Lou i El na drugiej, Hazza oparty o kanapę Zayna, a Niall podszedł do nas oparł się o ścianę obok mnie tak, że siedziałam między Haranem i Payne'm, i bezwstydnie zaczął podkradać mi popcorn. Udałam, że tego nie widzę i skupiłam się na filmie.
Oficjalnie muszę stwierdzić, że Gerard Depardieu i Christian Clavier to genialny duet w roli Asterixa i Obelixa. Lepszych nie da się znaleźć. A Jamel Debbouze w roli Numernabisa i te jego teksty wymiatają! Już po dziesięciu minutach filmu atmosfera w pokoju całkiem się oczyściła i razem pokładaliśmy się ze śmiechu przy scenie: "-Ściągnij jak najwięcej robotników i zrób fundamenty, o tam. A tam zaraz za tym drzewem, będzie aleja z mnóstwem posągów, Aleja imienia Mnóstwa Posągów. A tam ogród, no wiesz, figowce, bananowce, daktylowce, wierzby płaczące, brzoza... A tam pałac! Ogromny! Taka chata i dziedziniec pełen tancerek i wszystkie będą robić tak! A tutaj:  malutkie geranium. Tak, wypas, wypas po pachy." Uwielbiam ten film, normalnie go kocham! Jednak miałam z nim dobry pomysł, wszyscy zapomnieli o tamtej kłótni i potem wspólnie się wydzieraliśmy śpiewając "So Good".
-No, to kto wybrał najlepszy film?- zapytałam z kpiącym uśmiechem, gdy film się skończył.
-Ty...- mruknęli pod nosem.
-Nie słyszę, że co?- przyłożyłam dłoń do ucha.
-Ty!- wrzasnął Louis.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się promiennie.
-To teraz dawajcie część drugą- Niall popędzał nas z ustami pełnymi popcornu, który dorobił sobie w połowie filmu.
-"Asterix na olimpiadzie"?- upewnił się Hazza zanim włożył płytę do odtwarzacza.
-No pewnie- potwierdził Liam i ułożył się wygodniej na poduszkach
I znowu się zaczęło. Ryczeliśmy ze śmiechu od samego początku, a najbardziej na bezkonkurencyjną kwestię: "Ave ja!" Cezara. Ale już w połowie filmu zaczęliśmy powoli odpadać. Pierwsza zasnęła El, zaraz po niej klapnął Zayn, po nim Pezz. potem przyszła kolej na Lou i Nialla. Tylko Harry jeszcze chichotał  pod nosem na co lepsze kwestie, ale po chwili zamiast chichotu słyszałam chrapanie.
-Liam- szepnęłam trącając sąsiada łokciem w bok.
-Hmmm?- podniósł głowę i otworzył oczy.
-Będzie ci przeszkadzało jak się o ciebie oprę?- zapytałam szeptem nie chcąc budzić Nialla, który spał po mojej drugiej stronie z brodą w misce po popcornie.
-Nie... nie... Jak chcesz to się przytulaj...- i znowu odpłynął. Ułożyłam się wygodnie z głową na brzuchu chłopaka i dalej oglądałam film. Nie jest mi tak łatwo zasnąć w czasie oglądania, dla mnie film musi się skończyć, żebym zasnęła. I faktycznie. Oczy zaczęły mi się zamykać na napisach końcowych. Wokół mnie parę osób pochrapywało i to usypiało mnie jeszcze bardziej. Potem poczułam jak Liam przez sen przytula mnie jedną ręką. I zasnęłam.

~~*~~

Obudził mnie trzask tłuczonego szkła i głośne przekleństwa. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po salonie. Wszyscy spali, brakowało tylko... zaraz, zaraz... a tak, nie ma Zayna. I Harry'ego. Odgarnęłam włosy z twarzy i znieruchomiałam. Spałam wtulona w Liama! No tak, przecież siedziałam koło niego na filmie, potem się o niego oparłam, ale nie przypominam sobie, żebym wtedy obejmowała go w pasie! Podniosłam się delikatnie, nie chcąc go budzić. Wstałam z podłogi i skrzywiłam się z bólu. Taaa, Natalio, zapamiętaj. To, że zasypiasz na poduszkach i kocu nie znaczy, że nie obudzisz się na gołej ziemi. Zerknęłam na Nialla. O proszę, więc to był powód mojego bólu. Horanek wyciągnął spode mnie koc i się nim okrył po czubek nosa. A ta broda to chyba mu się zaklinowała w tej miseczce. Będzie ciekawie, jak zacznie ją wyciągać. Poczłapałam do kuchni.
-Co tu się stało?!- zapytałam z wytrzeszczonymi oczami patrząc na bałagan. Jeden Malik, a bałagan jakby było ich tu dziesięciu.
-Shhhh- uciszył mnie Zayn z grymasem na twarzy. Na kolanach sprzątał szkło z podłogi. Na krześle przy stole siedział Harry i spał z głową na blacie.
-Coś ty zrobił?- wcale nie zniżyłam głosu. Było tyle nie pić, drogi Zaynie.
-Możesz być ciszej, kobieto? Zaraz ci coś zrobię.- ohoho, a więc tak wygląda Zayn "Bad Boy" Malik.
-To samo, co zrobiłeś tej butelce?- kucnęłam koło niego i pomogłam mu zebrać odłamki szkła. Zaraz któryś z tych nieogarów w to wejdzie i dopiero będzie zabawa.
-Gwoli ścisłości to nie butelka, a wazon.
-Jeden karabin- skomentowałam wyrzucając szkło do kosza.- Co ten wazon ci zrobił? Wydzierał się głośniej ode mnie?
-Nie...- Zayn klapnął na krzesło i złapał się za łeb- Ała...
-Kac?- zapytałam złośliwie. Malik tylko kiwnął bolącą głową.- Było tyle nie chlać.- powiedziałam bezlitośnie i żeby się nad nim trochę poznęcać pokazałam mu butelkę wody i duszkiem ją wypiłam.
-Świętoszka się odezwała- powiedział ze złością.- Nigdy się nie upiłaś?
-Nie- wywaliłam butelkę do śmieci i usiadłam na blacie.
-No co ty?!- wytrzeszczył oczy, ale zaraz znowu złapał się za włosy.- No to pasujesz do Liama...
-Nie rozumiem, dlaczego ktoś stale chce mnie z kimś sparować. Nigdy nie miałam chłopaka i nie zamierzam mieć.- chyba Zayn przeżył kolejny szok, ale szybko zmieniłam temat.- Co jemu się stało?
-Jak przyszedłem, to kończył trzecią butelkę wody.
-No jasne, kolejny alkoholik- pokiwałam głową.
-Boże, skończ. I nie tak głośno!
-O, a kto tu teraz podnosi głos? Na pewno nie ja.- powiedziałam niewinnie patrząc na Stylesa, któremu chyba właśnie było niewygodnie, bo się wiercił.
-Dlaczego właściwie nie masz chłopaka?- zainteresował się mulat.
-Mam wygórowane wymagania i zero wolnego czasu- wyszczerzyłam się do niego. W sumie prawda. Czasu wolnego nie mam w ogóle. Aż do wyzdrowienia lub... Stop, mam dawcę! Nagle walnęłam się w czoło. Chryste, moje leki!!! Wyleciałam z kuchni waląc kolanem w drzwi i wywołując kolejny grymas bólu u Zayna. popędziłam do pokoju Liama i złapałam swoją torbę. Wróciłam pędem na dół wyciągając z torby saszetkę z lekami.
-Daj wody.- powiedziałam w przestrzeń szperając w saszetce. Na szczęście Malik postanowił mnie obsłużyć. Szybko łyknęłam garść tabletek. Niedługo oszaleję z tymi pigułkami. Zauważyłam, że Zayn uważnie mi się przygląda.
-Masz odpowiedź na pytanie dotyczące upicia się. Nie dotykam alkoholu, bo biorę leki- powiedziałam chowając saszetkę do torby.- Nie pytaj o szczegóły, bo  tak ci nie powiem. Nikt nie wie, co mi jest oprócz mnie i mojego lekarza i niech tak pozostanie.
-Ale to nic groźnego?- upewnił się.
-Nie, niedługo minie.- odparłam ze sztucznym uśmiechem. Wiem, jestem oszustką i kłamczuchą, ale znacie moje powody i nie będę ich powtarzać.
-Jakby się coś działo, to...- Zayn nie dokończył, bo Harry, który od dłuższego czasu się wiercił na krześle, spadł z niego rozbijając głowę o podłogę. Od razu do niego podbiegłam.
-Hazza, żyjesz?!- krzyknęłam do chłopaka, który powoli podnosił głowę z podłogi.
-Jezu, nie wydzieraj się tak. Co się stało? Dlaczego mnie tak cholernie boli głowa?- syknął rozcierając czoło.
-Przed chwilą zleciałeś z krzesła stary.- wyjaśnił mu Zayn.
-Co się stało?!- do kuchni wpadli Liam, Pezz i Eleanor.
-Styles rozbił czerep, bo nie umie podczas snu siedzieć bez ruchu.
-Co?- dziewczyny chyba nie zrozumiały o co chodzi.
-Liam, masz apteczkę?- zapytałam chłopaka, który próbował ogarnąć sytuację. Kiepsko mu to szło, wyglądał jakby dalej drzemał.
-Co? Ta, jasne.- poszedł do łazienki i za moment wrócił z opatrunkami.
-Daj jeszcze tabletki na kaca. Mamy pijanych książąt- powiedziałam sarkastycznie patrząc na Zayna witającego się z Perrie buziakiem. El ziewając podeszła do lodówki i wyciągnęła mleko.
-Harry, wstań łaskawie i daj się opatrzyć.
-Tobie? Zawsze.- odpowiedział chłopak z powagą i stękając siadł na krześle.
-Uuuu, rozwaliłeś sobie łuk brwiowy- obserwowałam ranę na dwa centymetry, z której równomiernie ciekła krew.
-Boże, Harry, ty krwawisz- powiedziała przestraszona Pezz.
-To krew?!- EL zbladła i siadła przy stole.
-Eli, boisz się krwi?- zaniepokoił się Liam. Dziewczyna tylko pokiwała głową nie spuszczając wzroku z zalanej krwią twarzy Harry'ego. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
-Liam, zmocz ręcznik wodą i przyłóż El do czoła. Ona zaraz zemdleje. Poszukaj czegoś czekoladowego albo daj jej kawy. El, pochyl jak najniżej głowę. Harry, ty się nie ruszaj, choćby nie wiem jak bolało.- chłopak skinął głową.- Mówiłam, nie ruszaj się! Zachowuj się jakbyś był swoją figurą woskową.- zasłoniłam mu oko i polałam na brew wody utlenionej. Styles syknął głośno i zaczął się znowu wiercić.
-Człowieku, czego ty nie rozumiesz w kwestii: "Nie ruszaj się!"???- zapytałam zirytowana.- Czy ta woda utleniona ma ci przeżreć oko?- zapytałam retorycznie i zaraz się zreflektowałam.- Nie odpowiadaj.
Dalej przyciskając mu chusteczkę do twarzy wyszukałam jedną ręką odpowiedni gazik.
-Liam, rozpakuj to- poprosiłam delikatnie zmywając resztki wody utlenionej i krwi z twarzy ofiary.
-Eleanor, lepiej?- zapytałam zerkając na dziewczynę. Brunetka skinęła głową i blado się uśmiechnęła. Liam podał mi gazik, a ja szybko przyłożyłam go do rany i zabezpieczyłam plastrem.- No, gotowe.
Chciałam odejść od stołu i umyć ręce, ale Hazza złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Jesteś moją bohaterką. Uratowałaś mi życie- wyszeptał przytulając się do mojego brzucha.
-Styles, nie pozwalaj sobie- wyplątałam się z jego objęć.- Po pierwsze, nie umierałeś, a po drugie, każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.
-Nie każdy- zaprzeczył dotykając opatrunku.
-Co to, szpital?- do kuchni wkroczył Niall, a zaraz za nim Louis.- Kogo leczycie?
-Twoje marchewki. Z samotności. Uznaliśmy, że lepsze towarzystwo będę miały w naszych żołądkach- powiedziałam sarkastycznie płucząc ręce w zlewie. Mina Tomlinsona- bezcenna.
-Ja już cię kiedyś ostrzegałem przed marchwiową zemsta, co nie?
-To było przed przymusową kąpielą, a właściwie prysznicem.- odparłam słodko.
-Przyznasz, że był ci potrzebny.
-Nie tak jak tobie. Dziwne, że sobie go nie zaserwowałeś.
-Serwować to możesz śniadanie.
-Sobie zaserwowałam. Twoje marchewki.
-Zaraz jak ci zaserwuję lanie, to zobaczymy kto jest lepszy.
-Damski bokser z ciebie?
-Obrońca uciśnionych!
-A kto uciśniony? Marchewka?
-Ja!
-Czyli samoobrona. Super, ale licz się z tym, że znam judo, karate i kung fu...
-???
-I jeszcze kilka innych japońskich słów.- wszyscy wybuchnęli śmiechem na moją ripostę. Lou przez chwilę stał zdezorientowany, ale za chwilę podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Będę tęsknić za tymi kłótniami.
-To zadzwoń, pokłócimy się przez telefon i zablokujemy linię marchewkami!- parsknęłam śmiechem.
-Nie no, nie wytrzymam! Horan Hug!- wrzasnął Niall i zaraz wszyscy poddusili mnie w zbiorowym uścisku.

~~*~~

-Tato, mogę ja?- powtórzyłam już szósty raz z rzędu. Tata chyba bardzo bał się o swój samochód. Nie jestem takim złym kierowcą! Jeżdżę przepisowo i w ciągu czterech lat posiadania prawa jazdy miałam tylko jedną stłuczkę. Co z tego, że wjechałam w nieoznakowany wóz policyjny? To była ich wina! Nie włączyli kierunkowskazu! Teraz jeżdżę tak jak trzeba, autem taty z kierownicą po angielskiej stronie umiem jeździć... Ale nie! Obiecał mi, że poprowadzę w Niemczech. Od pięćdziesięciu kilometrów jesteśmy u Szwabów, ale tatuś uparcie siedzi za kółkiem. W sumie okej, bo jest noc, ale no tato! Jestem dorosła!
-Zaraz- odmruknął.
-Mówisz to po raz nie wiem który- obraziłam się i odwróciłam do okna. Przypomniało mi się pożegnanie z chłopakami. Obiecaliśmy do siebie pisać, dzwonić, wymieniliśmy się nickami na Facebooku i Skypie, nawet wymogli na mnie obietnicę, że założę Twittera. Nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania Twittera. Teraz chyba jednak się przekonam...
Tata nagle zjechał na stację benzynową.
-Nie wierzę, że to robię- pokręcił głową i zwrócił się do mnie.- Wsiadaj za kółko.- gwałtownie poderwałam się z fotela i walnęłam czachą w dach auta.
-Super, dzięki!- nie zwróciłam uwagi na nabitego guza i szybko okrążyłam samochód. Tata wgramolił się na tył, żeby się trochę zdrzemnąć. Bez obrazy tatku, ale ty się tam zmieścisz? Zapięłam pasy, ustawiłam lusterka i ruszyłam w drogę. Tatuś prawie od razu zaczął chrapać. Zerknęłam na niego w lusterko. Chyba się nie obudzi, jeśli włączę muzykę? Wcisnęłam przycisk odtwarzania i z głośników popłynęła muzyka. "Summer Dreams". O tak. Teraz pomknę autostradą wyobrażając sobie, że zamiast do domu jadę przez Węgry do Chorwacji, mojego holiday country. Uwielbiam Croatię i tam właśnie przeżyłam moje najwspanialsze wakacje. Warto by wyciągnąć tam w tym roku znajomych. Może chłopaki daliby się namówić? Ale by było ekstra. Nawet nie zauważyłam, że snuję plany na wakacje, a przecież do nich jeszcze siedem miesięcy! A po drodze przeszczep... Oj tam uda się, będę zdrowiuteńka jak rybka, która właśnie pływa w Adriatyku u wybrzeży mojego cudownego chorwackiego miasteczka- Primośten. Teraz skoro wiem, że przeszczep się odbędzie mogę snuć plany, co będzie dalej.
-Jak jedziesz, debilu!- wrzasnęłam na jakiegoś dupka, który bez wrzucenia kierunkowskazu władował się bezceremonialnie na mój pas.- Imbecylu, a gdybym wtedy przyspieszyła?!
W radiu popłynęło "Heart Attack" chłopaków. No, teraz to ja miałam heart attack, bez jaj. Uśmiechnęłam się mimowolnie słysząc głosy 1D. Już za nimi cholernie tęsknię.

~~*~~

Poniedziałek. Normalnie bym narzekała, ale dziś mam jeszcze wolne (nadane mi przeze mnie). Spędziłam weekend z rodzinką i wczoraj wróciłam do Krakowa, w międzyczasie gadając i smsując z chłopakami. Bredziliśmy o głupotach, wydurnialiśmy się jak totalni porąbańcy, a moja mama, która dobrze zna angielski, złapała się za głowę, gdy usłyszała naszą dyskusję nad tym, kto w zespole ma najseksowniejszy tyłek. Na serio! W końcu stanęło na tym, że wszystkie tyłki są seksowne, bo każdy z chłopaków zachwalał swój i za nic w świecie nie chciał ustąpić. Nawet Nialler, którego Zayn próbował przekupić żarciem z Nando's.
No, ale dziś jest już poniedziałek. Tak, to jest ten dzień. Wreszcie dowiem się szczegółów o przeszczepie! Po prostu wariuję z radości! Nigdy jeszcze nie doszłam aż tak daleko, z reguły były początkowe badania i potem okazywało się, że dawca się nie nadaje albo wycofuje się podając jeden z miliardów irracjonalnych, durnych powodów. Przemawia przeze mnie gorycz? Możliwe. Ale jak inaczej nazwać sytuację, kiedy ktoś wymiguje się, bo ma w tym czasie wesele koleżanki i musi tam być? Czysty surrealizm.
Dotarłam do kliniki i stanęłam przed gabinetem Gabryśki. Za chwilę wyszła z niego pacjentka z receptą w garści, a ja wparowałam gwałtownie do sali.
-Jestem! Dawaj szczegóły!- zamaszyście usiadłam na fotelu naprzeciwko Gabi.
-Widzę, że jesteś i nawet się rozgościłaś.- Gaba uśmiechnęła się niepewnie.- Zacznę od początku, okej? Ale najpierw twoje badania. Bez żadnych jęków!- już miałam protestować, ale lekarka szybko mnie uciszyła. Potulnie ruszyłam do zabiegowego, gdzie pielęgniarka, której nie cierpię, ostro wbiła się w moją żyłę aż syknęłam. Zawsze robi to tak, jakby musiała się przebijać przez kość. Pobrała mi krew i próbkę płynów ustrojowych.
-Dobra- westchnęłam przyciskając wacik w zgięciu łokcia. Ale boli ta żyła.- Możesz opowiadać.
-Tylko mi nie przerywaj, okej?- skinęłam głową potakująco.- Znaleźliśmy tę kobietę w bazie dawców już miesiąc temu. Od razu wydawało się, że będzie dla ciebie odpowiednim dawcą, ale na wszelki wypadek przeprowadziliśmy szczegółowe badania. Wyniki były wzorcowe. Kobieta zgodziła się zostać dawcą tydzień temu. Mimo to niepotrzebnie wtedy zadzwoniłam. Nie powinnam ci robić nadziei.- zawiesiła głos jakby czekając na moją reakcję.
-Co to znaczy?!- zapytałam z paniką w głosie. Boże, tylko nie to. Niech choć raz będzie wszystko w porządku!
-Ta kobieta zadzwoniła dziś rano...
-I?? I co?! No mów!- ponagliłam ją. Ledwo mogłam wysiedzieć w miejscu, wiedziałam, że zaraz powie mi coś okropnego. Wszelka nadzieja uciekła ze mnie w jednej sekundzie.
-Przepraszam. Ta kobieta zaszła w ciążę. W tym wypadku nie może być dawcą...



_________________________________
I mamy czternasty rozdział. W następnym będę trochę smęcić, nie wiem na kiedy go zapowiedzieć, ale na pewno w przeciągu tygodnia, tak jak zwykle :)

Czy wy to widzicie??????????????????? Jak tu dziś weszłam była piękna liczba: 1111 wejść!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Miśki wy moje kochane, ubóstwiam was!!! ;* ;* ;* Że tez wam się chce czytać te wypociny! :* <3 <3 <3
A poza tym...... mam jednego obserwatora! Tak, Ludmiła Pasquarelli, o tobie mówię ;) Dziękuję ci z całego serca. Banan z mojej twarzy nie schodzi od trzech godzin, czyli od chwili gdy ujrzałam, że mam obserwatorkę! =))

Za komentarze bardzo dziękuję, czytam je i bardzo mnie motywują do kontynuowania tej pisaniny =)

Roxanne xD

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 13

-TOMLINSON!!!
Wydarłam się tak głośno, jak tylko potrafiłam. Liam aż podskoczył w miejscu, a za chwilę dobiegli Horan i Styles. Niall wytrzeszczył oczy i nie wiedział, co zrobić. Natomiast Harry zdecydowanie poprawił sobie humor naszym widokiem.
-Co wam się stało?- zapytał rozbawiony patrząc na mnie i Payne'a. Tak. Cudownie jest stać i ociekać wodą, gdy ktoś się z ciebie nabija.- To chyba ja powinienem brać prysznic...
-Jeszcze jedno słowo, kominiarzu- zagroziłam. Odgarnęłam mokre kosmyki z czoła.- Kiedy ostatnio widziałeś Louisa?
-Eee...- Harry zastanowił się drapiąc się po głowie. Jakby to faktycznie przyspieszało jego spowolnione myślenie!- Jakoś tak... Będzie ze dwie godziny temu, gdy polazłem po te cholerne worki.- skrzywił się.
-Dobra, na potem śledztwo.-przerwał nam Liam. Też był cały mokry i chyba zaczął się trząść z zimna. Zwrócił się do mnie.- Idziemy się przebrać...
-Razem?- Hazza jak zwykle musiał się wtrącić. Teraz też z szelmowskim uśmiechem wpatrywał się w zakłopotanego Liama.
-Harry, sprawdź czy cię nie ma w ogrodzie- Liam spiorunował go wzrokiem.- Chodź, Natalia, nie możesz się przeziębić.- troskliwy jak zawsze. Podążyłam za nim schodami na górę. Weszliśmy do jego pokoju.
-Idź do łazienki, tam masz ręczniki, wysusz się i przebierz.- wszedł do garderoby i otworzył szufladę z zamiarem znalezienia dla siebie jakichś ciuchów. Wyciągnęłam z torby ubrania. Fuck it! Zapomniałam o piżamie i z ciuchów miałam tylko ubrania na jutro.
-Liam?- zagadnęłam chłopaka buszującego w szafie.
-Hmmm?- mruknął nawet nie odwracając się w moją stronę.
-Masz pożyczyć jakąś koszulkę?- spytałam.
-Nie wzięłaś ciuchów na zmianę?- zdziwił się wynurzając się z szafy.
-Niee- zaprzeczyłam.- To znaczy mam ciuchy na jutro, ale zapomniałam piżamy i chciałabym teraz przebrać się w coś suchego, a spać będę mogła w tych ciuchach, jak mi wyschną.- wyjaśniłam. Liam kiwnął głową i przyniósł mi z garderoby granatowy T-shirt i dresowe spodnie. Obejrzałam portki. Legginsy? Czy on nosi taki mały rozmiar???
-To twoje?- zdziwiłam się. Liam pokręcił głową i posłał mi wymuszony uśmiech.
-To Danielle. Kiedyś zostawiła u mnie przez przypadek.
-Okeej.- weszłam do łazienki i z trudem ściągnęłam z siebie mokre ciuchy. Wytarłam się szybko i ubrałam w rzeczy od Liama. Rozczesałam jeszcze szybko włosy, które od wody pozlepiały mi się w strąki i umyłam twarz. To zajęło mi więcej czasu niż myślałam, bo mój cudowny hiperwodoodporny tusz jest wodoodporny wtedy, kiedy nie powinien, czyli przy zmywaniu make-up'u. Jak oblała mnie woda za nic w świecie nie chciał udawać wodoodpornego, wolał być zwykłą mascarą. Wreszcie udało mi się ogarnąć i wyszłam z łazienki. Liam wydał westchnienie ulgi.
-No chyba pobiłaś rekord mojej siostry w siedzeniu w łazience- powiedział mijając mnie w drzwiach. Rozwiesiłam mokre ciuchy na jednym z foteli i poszłam na poszukiwanie zbrodniarza.
-Looouuuiiiisss- wołałam przymilnie kierując się w stronę jego pokoju. Nikt nie odpowiadał. Z dołu dobiegały rozmowy chłopaków w kuchni. Chyba byli tam Niall i Harry... W każdym bądź razie Tomlinsona nie słyszałam. Otworzyłam drzwi jego pokoju. Pusto. Cholera jasna, czy on nie może wziąć przykładu z Liama i chociaż raz posprzątać?! Wkurzona kopnęłam jedną z jego koszulek i potknęłam się o granatowe rurki. Albo mi się wydaje, albo on stale szykuje zamach na moje życie. Jak nie woda, to portki na podłodze, no ludzie!
-Wiem, że tu jesteś...- powiedziałam w stronę garderoby. Otworzyłam gwałtownie drzwi.
-Mam cię!- wrzasnęłam, ale w garderobie nikogo nie było. No tak, jak mogłam posądzić szanownego pana Louisa, że splagiatuje mój pomysł z kryjówką? Jak mogę nie wierzyć w jego niebanalny umysł! On mnie przecież jeszcze nie raz zaskoczy, no nie? O matko, aż kipię ironią i sarkazmem. Wróciłam do pokoju. W progu stał Liam i obserwował mnie z rozbawieniem.
-Natalia, jeszcze go dziś spotkasz, daj na razie na wstrzymanie.- uśmiechnął się do mnie.- Weź pod uwagę, że ty wczoraj dałaś mu popalić w studiu i utarłaś mu nosa. Teraz się odegrał. Jesteście kwita.- zastanowiłam się chwilę nad jego słowami.
-Wiesz co?- odparłam. Liam uniósł brwi w geście zapytania.- Masz rację. Może... MOŻE mi się należało. Ale jak wywinie coś jeszcze, to mu się odpłacę.- zagroziłam. Liam pokręcił bezradnie głową.
-Jak dzieci- mruknął zrezygnowany.- Chodź na dół. Zaraz wszyscy powinni być.
Zeszliśmy ze schodów i już kierowaliśmy się do kuchni, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe i jak huragan do domu wtargnęła Perrie.
-Natalia!- pisnęła i serdecznie mnie uściskała.
-Cześć Perrie.- roześmiałam się i przytuliłam ją. Od razu polubiłam tę wariatkę. Była taka bezpośrednia i serdeczna. Czułam, że mogę ją już traktować jako najlepszą przyjaciółkę.
-Uuu, widzę, że się działo- popatrzyła na moje ciuchy i mokre włosy. No tak. Na pewno bez powodu chodzę w bluzce Liama. Chłopak zaczerwienił się i czmychnął do ogrodu. Zerknęłyśmy na siebie i parsknęłyśmy śmiechem.
-Chodź, wszystko ci wytłumaczę.- pociągnęłam dziewczynę za rękę w stronę kuchni.- Gdzie zgubiłaś Zayna?
-Poleciał pomóc Harry'emu przy ognisku. Swoją drogą, dlaczego Harry jest cały czarny? Myślałam już, że zatrudnili murzyna na ochroniarza.
-Harry przecenił możliwości worków z węglem.- wyjaśniłam oględnie. Perrie otworzyła szeroko oczy.
-Po jaką cholerę mu do ogniska węgiel?- zapytała zdziwiona.
-Po taką, że myślał, że ich grill dalej działa. Nie mógł go znaleźć, więc najpierw wziął się za noszenie worków. Jeden pękł i abrakadabra! Nie ma Hazzy, jest kominiarz.- weszłyśmy do kuchni i co za niespodzianka! Odnalazłam mój obiekt poszukiwań! Przy stole w kuchni najspokojniej w świecie siedział Louis, a obok niego jakaś ładna dziewczyna. To pewnie Eleanor.
-Proszę, proszę, proszę.... I kogo my tu mamy?- zapytałam ironicznie. Lou poderwał gwałtownie głowę, błyskawicznie obczaił, z kim ma do czynienia i... równie błyskawicznie zwiał. Nie, to mało powiedziane. Staranował Pezz i prawie wyrwał drzwi z futryny. Sądząc po trzaskających drzwiach, dotarł do ogrodu.
-El, co mu się stało?- zapytała Perrie odzyskując równowagę.- Znowu dostał carrot-power'a?
-Nie wiem, co mu się stało, ale liczę, że ty mi to wyjaśnisz.- Eleanor skinęła głową w moją stronę. Uuu, wyglądała na troszeczkę wkurzoną.
-Jasne, już wyjaśniam.- uśmiechnęłam się uspokajająco.- Najpierw może się przedstawię. Jestem Natalia Maj.- wyciągnęłam rękę w jej stronę.
-Eleanor Calder- mruknęła ściskając moją dłoń.
Za chwilę poprawiłam jej humor opowieścią o wyczynach Louisa. Śmiałyśmy się wszystkie trzy, mało nie pospadałyśmy z krzeseł, a Niall, który kursował pomiędzy kuchnią a ogrodem, jako transporter żywności na ognisko, nabijał się z naszych odwałów.
-Chłopaki, chowamy piwo!- wrzasnął za którymś razem.- Dziewczynom odwala! Jak zabierzemy im alkohol, to może nie wylądują w psychiatryku!!! Żeby nas nie posadzili na dołku za rozpijanie narodu!- na ten tekst zaczęłyśmy się śmiać jeszcze bardziej, a jak spojrzałam na rozmazane od łez makijaże dziewczyn, to już totalnie mnie poniosło. Myślałam, że miałam głupawkę w sklepie. Może i tak, ale to była dopiero rozgrzewka.
-Dooobra- wyjęczała El ocierając oczy- Muszę się ogarnąć...
-Ja też...- parsknęła śmiechem Pezz. Ja już się opanowałam. Jakoś. Z trudem.
-Okej, to idźcie się ogarniać, a ja już polecę do chłopaków do ogrodu. Muszę wywiesić białe chorągwie i pojednać się z Louisem, bo chcę ten wieczór spędzić ze WSZYSTKIMI przyjaciółmi.
Poszłyśmy na górę. Dziewczyny poleciały do łazienki, a ja złapałam za bluzę, telefon i wyszłam do ogrodu. Ognisko zostało rozpalone. Chłopaki rozłożyli koce dookoła ognia i właśnie nadziewali kiełbaski na patyki. Obok stała lodówka turystyczna, z której Zayn już wyciągał sobie piwo. No tak. Bo komu zechce się pofatygować do domu, te parę metrów to taki gigantyczny odcinek do pokonania, co nie? Obok Zayna siedział Harry, dalej Liam i Niall, którzy przytargali swoje gitary. No, no, zapowiada się fajny wieczór. Obok Nialla Louis, a dalej wolny koc. Pewnie dla nas. Podeszłam cicho do ogniska. Lou akurat siedział tyłem, więc nie usłyszał jak się do niego podkradłam. Zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to- wyszeptałam zmieniając głos.
-El?- próbował się odwrócić, ale nie zabierałam dłoni z jego oczu.
-Nieee- zachichotałam.- Twój najgorszy koszmar...- Louis poderwał się z ziemi i mało nie wleciał w ogień.
-Stary, przyhamuj to tylko Natalia- zaśmiał się Harry.
-Właśnie Tommo, przyhamuj, już dość dziś narozrabiałeś, nie sądzisz?- uśmiechnęłam się do niego promiennie. Zaraz spoważniałam- Mogłabym ci dokopać, ale to pożegnalne ognisko, więc sobie odpuszczę. Zawieszenie broni?- wyciągnęłam do niego rękę. Zmarszczył brwi. Oj, Lou, wahasz się? A myślałby kto, że jesteś taki odważny.
-Jaki jest haczyk?- zapytał podejrzliwie. Otworzył szeroko oczy i z przerażeniem się na mnie patrzył.- Moje marchew...
-Nie ma haczyka, a twoje marchewki są tymczasowo bezpieczne.- wzruszyłam ramionami.- Powiedzmy, że Mr. Payne potrafi być bardzo przekonujący i namówił mnie, żebym dała sobie siana. Na razie- podkreśliłam ostatnie słowa. Tomlinson niepewnie uścisnął mi rękę, a potem przytulił.
-Wiedziałem, że nie będziesz się gniewać za ten prysznic. Przydał ci się- odsunęłam się od niego gwałtownie.
-Sugerujesz, że śmierdziałam?! No po prostu foch!- siadłam na kocu po turecku. Lou pokręcił głową z rozbawieniem i siadł na swoim miejscu.
-Tak nawiasem, to w jaki sposób Liam był przekonujący?- zapytał Zayn ze złośliwym uśmieszkiem.
-Oj, musiało być gorąco przy tym przebieraniu!- zawtórował mu Harry. Liam spiekł raczka, a Niall jak to zobaczył zaczął się turlać ze śmiechu po kocu. Normalnie, z nimi nie ma sekundy totalnej i całkowitej powagi.
-Jesteśmy!- zawołała Perrie. Dzięki ci dziewczyno! Przynajmniej odwróciłaś ich uwagę. Dziewczyny usiadły przy swoich chłopakach tak, że po prawej miałam Pezz, a po lewej El.
-To co, zaczynamy?- zapytał Horan. Już się uspokoił, teraz zacierał ręce i z błyskiem w oku wpatrywał się w kiełbaski.
-Dlaczego ja się zastanawiałem, kto pierwszy zada to pytanie?- Liam podał Niallerowi kij z kiełbaską. Horan od razu wsadził ją w sam środek paleniska.
Po jakiejś godzinie byliśmy już całkiem najedzeni. To znaczy mówię o dziewczynach, Harry'm, Zaynie, Liamie i Lou, bo Niall wcinał ósmą kiełbaskę.
-Jezu, Horan, jak tak dalej pociągniesz, to trzeba cię będzie na taczkach wozić- mruknęłam pod nosem. A jednak usłyszał.
-A wffale, fe nie, fo ja mam ffietną frzemianę faterii- wymamrotał z pełnymi ustami. Przypomniało mi to mowę Topika i Topci z Muminków.
-Dzięki Niall, na pewno wszyscy zrozumieli- zaśmiał się Harry.
-To co? Rozkręcamy balangę!!- wydarł się Louis.- Jazda, chłopcy, gitarka, wokal, a wujek Lou będzie się relaksował- i rozłożył się na kocu.
-A ty to nie łaska pomóc ze swoim wokalem?- zapytał ironicznie Liam.
-Wiesz, jego wokal jest taki cieniutki, że nasz Tommo boi się, że się zerwie, jak ostatnio nitka w jego gaciach.- zarechotał Zayn.
-Jaka nitka? Ja o czymś nie wiem?- Eleanor zachichotała pod nosem.
-Nic, nic skarbie. Malik, będziesz coś chciał to ja ci spruję twoje gacie.- zagroził Lou.
-Tylko nie te ode mnie!- krzyknęła Perrie.- Zayn, schowaj je gdzieś przed tym potworem.
-O matko, z jakimi ja się ludźmi zadaję- jęknęłam łapiąc się za głowę.
-Jedynymi w swoim rodzaju, Natalia, ostrzegałem cię przecież- zaśmiał się Liam.
-Natalia, nie masz nic przeciwko temu, żebym ci wymyśliła jakąś ksywkę?- zapytała Pezz.- Bo wiesz, masz długie imię i trzeba by je jakoś skrócić.
-A róbcie sobie z moim imieniem co wam się podoba. Ja i tak go nie lubię.- wzruszyłam ramionami, Na serio, nie przepadam za swoim imieniem, Jak byłam mała przez rok kazałam do siebie mówić Alicja. Teraz Alicja też mi się nie podoba. Wolałabym jakąś Julię albo Lenę albo Zuzę. Ale nie! Mojej mamie spodobała się Natalia. I muszę się z tym męczyć do końca życia.
-Co ci się w nim nie podoba?- zdziwił się Harry.
-Wszystko. Całokształt.- wyjaśniłam, ale przerwał mi Liam.
-Wiesz, mnie się twoje imię podoba.- powiedział nieśmiało, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-To chyba tobie pierwszemu, po moich rodzicach.- chłopaki zaczęli zaraz śmiać się i krzyczeć.
-Uuuu! Liam! Liam się zabujał!
-Jezu, jak dzieci! Spokój ferajna!- wrzasnęła Perrie.- Dajcie chłopakowi spokój, już się zaczerwienił.- oczywiście na te słowa Liam zaczerwienił się jeszcze bardziej, a ci durnie mieli jeszcze większą polewkę.
-Wiem!- zawołała El- Pasuje ci Nattie? Albo Talie?- w sumie niezłe zdrobnienia. Nattie... fajne. Talie... jak od angielskiej formy mojego imienia Natalie [czytaj: natali].
-Pfff, trudny wybór. Oba mi się podobają- zaśmiałam się.
-To będziesz Nattie, okej?- zapytała entuzjastycznie Perrie.
-Okej- przytuliłam do siebie obie dziewczyny i nagle zadzwonił mój telefon. Nika? No jasne.
-Siemka, co słychać?- zapytałam posyłając reszcie przepraszające spojrzenie. Wszyscy z zaciekawieniem wsłuchiwali się w mój język. No tak. Polski to chyba dla Anglików prawie jak dla mnie chiński albo koreański.
-Spoko. Dzwonię, sasanko ty moja, żeby ci oznajmić, że też zapragnęłam urlopu i wyjeżdżam na tydzień do Olsztyna do mojej rodzinki.- hmm, nazwała mnie sasanką. Ma wyjątkowo dobry humor. Z reguły jestem małpiatką albo glistą. Albo padalcem.
-Okej, czyli dziś już jedziesz? Nie będzie cię jak wrócę?- upewniłam się.
-Nie. Chatynka cała twoja.- potwierdziła moje przypuszczenia. Chatynka? Sasanka? O co tu chodzi?!
-Nika, dlaczego, z jakiej racji masz taki kwitnący humorek? Co się stało? Ukradłaś z arsenału uczelni ecstasy? Kokainę?
-Nie- parsknęła śmiechem.- Po prostu Kamil siedzi u mnie i mnie rozśmiesza.
-Jedziecie razem?- spytałam podejrzliwie. Szybko poszło. Zaraz się dowiem, że doszli do trzeciej bazy.
-No, pomyślałam, że pokażę mu miasto, zamek...- Nika pochodzi z Olsztyna pod Częstochową, gdzie są ruiny średniowiecznego zamku. Piękny, kiedyś pojechałam z nią i weszłyśmy na więżę. Widok powalający na kolana.
-A przy okazji poznam go z moją rodzinką- dokończyłam za nią.- Nie za szybko idziecie?
-Nieee, stara babciu. Ty to byś wszystkich do celibatu wysłała. Poza tym to naprawdę super koleś.
-Nie wątpię. Słuchaj, muszę kończyć, bo jestem na ognisku i wszyscy słuchają w skupieniu jak z tobą gadam.
-Z chłopakami?
-Tak i dziewczynami dwóch z nich. Perrie i Eleanor.- dziewczyny uśmiechnęły się. Z mojej szeleszczącej mowy udało im się wyłapać swoje imiona.
-Dobra to kończę. Zadzwoń jak będziesz w Polsce. Narka.
-Na razie- rozłączyłam się i popatrzyłam po ludziach.
-Potrzebuję translatora.- pokręcił głową Louis.
-Nic nie zrozumiałem- przytaknął mu Hazza.
-A ja zrozumiałam!- wykrzyknęła triumfalnie El.- Swoje imię! Mam rację?
-Tak- roześmiałam się.- Mówiłam Nice, mojej przyjaciółce, że was poznałam.
-Ciekawe, jak brzmiałaby piosenka po polsku- zastanowił się Niall.- I jak smakuje jakieś polskie danie...
-A ten znowu o jedzeniu- jęknął Liam.
-A właśnie!- Perrie zakłóciła chwilowe załamanie Liama.- Podobno genialnie śpiewasz! Zaśpiewaj nam coś po polsku.
-O nie- jęknęłam. Nie znałam polskich piosenek. To znaczy kojarzyłam kilka, ale z reguły śpiewałam i słuchałam piosenek angielskich.- Ale ja nie znam żadnych polskich DOBRYCH piosenek.
-Nie wciskaj kitu, na pewno znasz.- Zayn nie dawał się przekonać.- Dawaj.
No i co ja mam im zaśpiewać? O rany, nic mi nie przychodziło do głowy. Zaraz, zaraz... Mam! Mam idealną piosenkę na tę chwilę! Przypomniałam sobie starą harcerską piosenkę, którą śpiewaliśmy w szkole. Mówiłam, że na każdą sytuację da się znaleźć utwór? Mówiłam.
Zaczęłam powoli śpiewać:

Ogniska już dogasa blask, 
braterski splećmy krąg, 
w wieczornej ciszy, w świetle gwiazd 
ostatni uścisk rąk. 

Kto raz przyjaźni poznał moc, 
nie będzie trwonić słów. 
Przy innym ogniu, w inną noc 
do zobaczenia znów. 

-Wooow- El była zachwycona.- Świetna ta melodia. Taka... magiczna?
-Dzięki- uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo lubiłam tę piosenkę. A teraz pasowała jak ulał. Pożegnanie przyjaciół przy ognisku.
-A co to znaczyło?- zapytał Liam patrząc na mnie z uśmiechem.
-Już tłumaczę.- chciałam im wyrecytować ten tekst po angielsku, ale Niall mi przerwał.
-Poczekaj Nattie. Ja ci zagram.- nie zauważyłam, jak Horan próbował coś wybrzdąkać. Ciekawe, czy dobrze załapał melodię.
-No to dawaj- zachęciłam go. Zagrał pierwsze akordy, a po chwili zastanowienia zaczęłam dobierać słowa:

The firelight is getting dark,
Let's make the brothers ring.
In evening silent, by starlight
The last hug of hands.

Who once met friendship power
Will never waste his words.
By other fire, at other night
See you later again...

Skończyłam śpiewać, a wszyscy jak jeden mąż wpatrywali się w ogień.
-No- mruknął Harry- więcej już dopowiadać nie trzeba.
-Dobra, ludzie, teraz coś żywszego.- chciałam ich rozruszać po tym zasmęceniu.
-No, racja, bo zamuliłaś troszeczkę- zaśmiał się Louis.
-Tommo, pamiętaj, że ty i tak masz u mnie żółtą kartkę. Nie zmuszaj mnie do wręczenia ci czerwonej.- ostrzegłam chłopaka, ale ten tylko parsknął śmiechem i zwrócił się do reszty.
-To co chłopaki? Pokażemy dziewczynom, jak się daje czadu?
-No jasne!- Zayn i Harry z entuzjazmem podnieśli głowy, a Liam uderzył palcami o struny gitary i razem z Niallem zaczął wygrywać "Live While We're Young". Liam zaczął swoją solówkę. Siedział centralnie naprzeciwko mnie i śpiewając patrzył mi się prosto w oczy i uśmiechał się. Ojejejejku, jakie on ma fajne te oczy... Dobra, koniec tego dobrego. Refren śpiewali razem, my z dziewczynami się nie wcinałyśmy. Ja chciałam po prostu wysłuchać jednej z moich ulubionych piosenek chłopaków, a no, cóż, nieczęsto można wysłuchać ich śpiewając na żywo i to w małym gronie ludzi, co nie?
-Dobra, to teraz "Rock me"- postanowił Harry i zaczęliśmy wszyscy wybijać ten rytm. Kolejna piosenka, która im genialnie wyszła. Za to właśnie lubię ich muzykę. Świetnie się bawią przy jej tworzeniu, nie śpiewają non stop w tym samym stylu i jak występują razem... No, widać, że to kochają. I mam wrażenie, że nie zamieniliby tego na jakiekolwiek skarby świata. To jest ich bajka i nie zamierzają z niej uciec. A ja? Cóż, ja po prostu cieszyłam się, że mogę w tej bajce przebywać. Przynajmniej przez chwilę. Nie, nie łudziłam się, że cały czas będziemy do siebie pisać, dzwonić. Miałam tę świadomość, że po jakimś czasie kontakt się urwie, a zresztą nie wiadomo, co z tym moim wiece szanownym zdrowiem. Jeśli przeszczep się nie przyjmie... 11 miesięcy... Może do tego czasu jeszcze będą pamiętali, potem... Zapomną.... Matko, Natalia, ale ty musisz smęcić! Wkurzasz mnie wiesz? Fajnie, sama siebie wkurzam. Dobrze wiedzieć.
-Nattie odpłynęła- dobiegł mnie głos Louisa. Nawet nie zauważyłam, że skończyli śpiewać "Rock me". Taa, najlepsze jest to, że ja dalej automatycznie wybijałam ten rytm.
-Co?- ocknęłam się.
-Nie no, tu się gwiazdy produkują, a ona nie kontaktuje- oburzył się Louis.
-Może jest głodna?- zasugerował Nialler rozglądając się za chipsami.
-Ten znowu o jedzeniu- zarechotał Zayn odkręcając butelkę z piwem. Która to już? Chyba trzecia... Będzie kacyk....
-Sorry, zamyśliłam się.
-Skoro tak bardzo cię nudzimy, to może teraz ty się nam zaprodukujesz?- zaproponował Hazza uśmiechając się chytrze.
-Spoko- wzruszyłam ramionami.- Mogę się produkować. Ale z dziewczynami- popatrzyłam na Perrie i Eleanor z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie, ja nie śpiewam.- zaprotestowała El. Siedziała oparta o Louisa i chyba nie chciało jej się ruszać z miejsca.- Strasznie fałszuję. Wolę słuchać jak inni śpiewają.
-Ale ja bardzo chętnie.- uśmiechnęła się szeroko Perrie.- Ale tylko jedną, bo jutro od samego rana mam nagrania i nie mogę chrypieć.
-Kotku, ty nigdy nie masz chrypki. Co innego ja.- Zayn pocałował ją w policzek. Oooo, tak słodko razem wyglądają...
-Dobra, to zapraszamy dziewczyny.- zachęcił nas Niall. No tak, my odwrócimy uwagę, a on wciśnie w siebie batona i żelki. Matko, ten człowiek to żołądek bez dna.
-To co śpiewamy?- odciągnęłam Perrie na stronę, żeby się z nią "naradzić".
-Wiem!- pisnęła Pezz.- Zaśpiewajmy "Timber".
-Pitbull i Ke$ha?- upewniłam się.
-No! To będzie świetne!- byłam zadowolona. Lubię tę piosenkę i dobrze znam słowa. Szybko podzieliłyśmy się tekstem i wróciłyśmy do ogniska.
-No, są nasze gwiazdy!- powitał nas Liam. Ukłoniłyśmy się teatralnie i zaczęłyśmy śpiewać razem refren.

It’s going down, I’m yellin timber
You better move, you better dance
Let’s make a night, you won’t remember
I’ll be the one, you won’t forget


(Dziś się dzieje, więc wołam melanż!
Lepiej się rusz, i lepiej zatańcz...
Zróbmy tę noc taką , że jej nie zapamiętasz
Lecz ja będę tą, której nie zapomnisz)


Perrie rapowała genialnie! Z trudem mogłam jej w tym dorównać w swoich partiach piosenki, ale w refrenie dałam z siebie wszystko. Gdy skończyłyśmy cała grupa biła nam brawo.
-No! To ja rozumiem!- wrzeszczał Tommo.- Zero przysypiania i fajne, zgrabne dziewczyny!- dostał z łokcia od El, to się uspokoił. Miał szczęście, bo już się szykowałam, żeby mu dowalić czymś ciężkim.
-To skoro Pezz nie chce już śpiewać, to Nattie musisz sama.- Liam patrzył na mnie z zawadiackim uśmiechem.
-Dobra- zgodziłam się i przeszłam dookoła ogniska, żeby wcisnąć się między naszych dzisiejszych gitarzystów.
-Chłopaki, znacie "Slow It Down" Amy Macdonald?- wyszeptałam do nich. Zerknęli na siebie porozumiewawczo i najpierw zaczął grać Niall, a potem dołączył do niego Liam. Za chwilę ja zaczęłam piosenkę.

I guess I've been running 'round town
And leaving my tracks
Burning out rubber
Driving too fast
But I've gotta slow right down
Back to the moment the very start
From the very first day you had my heart
But I got to slow right down
Slow it down


(Wydaje mi się, że biegałam wokół miasta
I porzuciłam moje ścieżki
Paliłam gumy
Jadąc zbyt szybko
Ale muszę odpowiednio zwolnić 
Z powrotem do chwili samego początku
Od pierwszego dnia, w którym zdobyłeś moje serce
Ale muszę odpowiednio zwolnić
Spowolnić to)


-A teraz coś innego- powiedział Liam jak skończyliśmy. Popatrzył na mnie.
-Znasz "Summer Paradise"?- zapytał po cichu. Kiwnęłam głową potakująco.- To rapuj fragmenty Sean'a Paula.- spojrzałam na niego jak na wariata, ale on już zaczął grać. Nie miałam wyjścia. Kolejna piosenka, którą lubię. Niall za chwilę włączył się ze swoją gitarą. Refren śpiewali razem. Wyszło bosko.
-Chłopaki, my chyba założymy własny zespół- zaśmiałam się, gdy skończyliśmy.
-Ej, a co będzie z nami?- zasmucił się Harry. Był już trochę podchmielony, podobnie jak Zayn. Nie przeszkadzało mu to jednak sięgnąć po kolejną butelkę piwa.
-Nie martw się Hazza, nie zostawimy cię na lodzie- mrugnął do niego Liam. Wróciłam na swoje miejsce, a Payne zawołał:
-To teraz dla naszych dziewczyn!
Zaczęli śpiewać "Little Things". Zaczął jak zwykle Zayn. Patrzcie, był nawalony, a śpiewał jakby nic nie wypił. Wziął Perrie za rękę i śpiewał patrząc jej w oczy i lekko się uśmiechając. Wyglądali tak słodko razem. Po prostu para idealna. W drugiej zwrotce podobnie zrobił Louis. Śpiewał z uczuciem patrząc na swoją dziewczynę, jakby była ósmym cudem świata. I wiecie co? Wtedy mnie coś zakuło w sercu. Uświadomiłam sobie właśnie, jak bardzo bym chciała, żeby jakiś chłopak zaśpiewał tak dla mnie. Z takim uczuciem. Z taką miłością. Czułam się tak, jakby nigdy nie miało się coś takiego zdarzyć. Zachciało mi się płakać, ale opanowałam jakoś łzy. Było mi tak źle, czułam się samotna. Niby byli tu jeszcze Harry, Niall i Liam, ale mnie cały czas wchodziły przed oczy te dwie zakochane pary. Boże, dlaczego ja byłam taka oschła dla innych i ich odrzucałam? Teraz może miałabym chłopaka, o którym mogłabym pomyśleć słuchając tej piosenki.
"Little Things" się skończyło, a Niall zaczął bez słowa grać od razu "Moments". Nie no, to chyba żarty! Przecież przy tej piosence ja się od razu rozkleję! Już sama melodia mnie rozstroiła. Liam zaczął swoją partię, a ja mimo woli zerknęłam na niego i nasze spojrzenia się spotkały. Liam nie odrywał ode mnie wzroku, ogień rzucał tajemnicze cienie na jego twarz. Utonęłam w jego oczach. Jakby... świat przestał istnieć? Byliśmy tylko my. I muzyka. Tak, teraz czułam, że ktoś śpiewa z myślą o mnie. Nie wiem czemu łzy jednak zaczęły mi płynąć po policzkach. Liam chyba to zauważył, bo zmarszczył brwi i jeszcze intensywniej się we mnie wpatrywał. Spuściłam głowę kończąc tę magiczną chwilę. Zabrzmiały ostatnie dźwięki gitary i zapanowała cisza. Nagle przerwał ją głos Harry'ego.
-Co jest, kurwa? Deszcz?!- podnieśliśmy głowy do góry, a za chwilę kilka kropelek zmieniło się w rzęsistą ulewę, która od razu zgasiła ognisko. To chyba jakieś jaja! Mam moknąć drugi raz tego samego dnia?! Chociaż z drugiej strony... Nikt nie zobaczy moich łez, bo już spłynęły razem z kroplami deszczu .



____________________________________
Ladies and gentleman!!! Here it is! The 13th chapter!
OMG, ludzie myślałam, że mam zwidy jak dziś wlazłam na statystyki. 
Wczoraj mój blog miał równiutko 100 wejść!!! Kocham was ludzie, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy i jak się ucieszyłam! Love ya <3 <3 <3

Za komentarze bardzo dziękuję i zachęcam: dalej, dalej, dalej czytelnicy! Opinii nigdy za wiele ;) =)

Roxanne xD

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 12

Kurde, chyba narozrabiałam... Ale w zasadzie oberwie się chłopakom, bo to oni mnie namówili... I co jeszcze, Natalia? Nie ściemniaj wleciałaś do studia jak na skrzydłach! Tak, moja "druga ja", przestań się ze mnie nabijać, przecież ja kocham śpiewać, nie mogłam odpuścić sobie takiej okazji. Zdjęłam powoli słuchawki z głowy i zawiesiłam je na stojaku z mikrofonem. Otworzyłam drzwi do pokoju. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na Paula.
-Chyba nie powinnam...- powiedziałam niepewnie.- Nie powinnam tu wchodzić, sorry, nie wiedziałam...
-Poczekaj- manager chłopaków przerwał mi gwałtownie. Zdumiona patrzyłam na niego. Wcale nie wydawał się taki wkurzony, jak na początku sądziłam.- Muszę pomyśleć.- Podeszłam do chłopaków.
-Wisisz mi przysługę- mruknęłam do Louisa. Puścił mi oczko.
-Potem ci to wynagrodzę- szepnął mi do ucha. Z drugiej strony patrzył się na mnie Harry. Uśmiechnęłam się do niego łobuzersko. Już miałam do niego zagadać, gdy Paul skończył wreszcie naradę ze swoim mózgiem.
-Mogę ci zadać kilka pytań?
-Eee... jasne.- powiedziałam. O co mu może chodzić?
-Więc na początek, jak się nazywasz, ile masz lat, co aktualnie robisz?
-To jakieś przesłuchanie?- uniosłam brwi. Nikt mnie nie będzie tak przesłuchiwał. Jeśli śpiewanie w studiu One Direction to zbrodnia, to przepraszam. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, już nie będę, poprawię się, obiecuję.
-Nie, chcę po prostu czegoś się o tobie dowiedzieć. Odpowiedz proszę.
-No dobra- zgodziłam się niechętnie.- Nazywam się Natalia Maj, mam 22 lata, 3 kwietnia skończę 23 lata. Mieszkam w Polsce, studiuję w Krakowie medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Moja mama pracuje i mieszka w Wadowicach, tam się zresztą urodziłam. Mój tata pracuje w Anglii jako kierowca ciężarówek. Przyjechałam do niego na tydzień, pojutrze wracamy do domu, bo tata ma urlop i chce go spędzić z rodziną. Uprzedzając pytanie, nie, moi rodzice nie są rozwiedzeni...- przerwałam, żeby nabrać powietrza.
-Dobra, dziewczyno, daj płucom trochę tlenu.- zaśmiał się Zayn.
-Okej- manager wydawał się zadowolony z otrzymanych informacji.- Teraz mi powiedz, jakie są twoje zainteresowania.
-Przypomina to jakąś rozmowę kwalifikacyjną- parsknęłam śmiechem.- Moje hobby... cóż, lubię śpiewać, ale tylko dla siebie lub znajomych. Lubię tańczyć tańce towarzyskie typu walc, salsa. Najbardziej interesuję się biologią i medycyną, w przyszłości chcę być najlepszym lekarzem w kraju- uśmiechnęłam się promiennie.- Coś jeszcze?
-Jeszcze tylko jedno pytanie- Paul spoważniał, bo przed chwilą śmiał się pod nosem z mojej komediowej wypowiedzi.- Myślałaś kiedyś o zostaniu profesjonalną wokalistką?
Szok. Moja szczęka z łoskotem opadła na wykładzinę, a oczy wyleciały z orbit daleko w kosmos. Ja.. on... On chyba żartuje.
-Słucham?- nie mogłam otrząsnąć się z tego uczucia zaskoczenia. Chłopaki śmiali się z mojej miny. Chyba im podpasował pomysł Paula. Mnie średnio.
-Proponuję ci kontrakt, nagranie solowej płyty, a w celu większego wybicia się wystąpisz z tymi debilami, którzy od pięciu minut szczerzą się jak totalne przygłupy.- wszyscy wybuchnęli śmiechem. Oprócz mnie. Ja musiałam poskładać sobie wszystko do kupy, bo jak na razie to nie obczaiłam ani słowa.
-Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam- zaczęłam powoli.- Czy.. czy ty właśnie zaproponowałeś mi kontrakt?- wbiłam w Paula intensywne spojrzenie. To chyba jakiś sen.
-Tak- potwierdził poważnie. Nie no, niech mnie ktoś uszczypnie.
-Muszę się nad tym zastanowić- powiedziałam wstając gwałtownie i kierując się do wyjścia.- Dajcie mi dziesięć minut. Zamknęłam za sobą drzwi od studia i poszłam korytarzem w kierunku wind. Obok nich była kanapa ze znienawidzonym przeze mnie "kącikiem palacza". Mimo to usiadłam na niej i zaczęłam rozmyślać.
Kariera. Kontrakt. Nagranie z 1D. Mam dobry głos. Mogłabym śpiewać zawodowo. Nie, to nierealne. To znaczy, ja wiedziałam, że umiem śpiewać bez fałszowania, ale żeby tak od razu proponować mi coś takiego??? Ale chwila. Gdybym powiedziała tak... Co by było, gdyby... Zapewne miałabym jakichś fanów. Bez przesady, nie tyle co chłopaki, ale troszkę chyba by ich się nazbierało. To byłby punkt pierwszy. Punkt drugi: hejterzy. To zapewne byłyby wszystkie dziewczyny zazdroszczące mi kontraktu i znajomości z One Direction. To na bank. Ale jeśli mam być szczera, to nie obeszłoby mnie to za bardzo. Od czasu mojej diagnozy kompletnie mnie nie obchodzi, co myślą o mnie inni. No, może w niewielkim stopniu. Ale na pewno nie będę ryczała przez czyjąś opinię. Punkt trzeci: paparazzi. Hmmm, dzisiaj mnie sfotografowali, więc będą mieli temat do rozmyślań. Już jestem ciekawa, co nawypisują na portalach plotkarskich. Ale mieć ich przez cały czas? Chyba byłoby ciężko. Punkt czwarty: Londyn. Studio jest w Londynie. Na razie nie chcę się przeprowadzać. Dobrze mi jest tu gdzie mieszkam. Polska to moja ojczyzna, a Kraków, królewskie miasto, to mój ukochany dom. Nie chcę go teraz opuszczać. Punkt... który to już będzie? Piąty. Rodzina. Tu sprawa prosta: miałabym w Anglii tatę, z mamą kontakt przez Skypa jakoś by się udał, ale nie wiem, czy dałabym radę bez niej przez cały czas, ale Nika? Nie wytrzymam bez niej tak długo! Ta wariatka non stop koloruje mi życie, bez niej byłoby szare i ponure. Nawet jeżeli wydziera się na mnie 24 godziny na dobę. Nieee, jeśli kariera, to pakuję Nikę do walizki i jedzie ze mną. Innej opcji nie ma. Punkt szósty: studia. I tu dochodzimy do prostego rozwiązania. Medycyna to było moje marzenie od wieków, od tej prehistorii zwanej dzieciństwem. Od kiedy miałam cztery latka, zakładałam kliniki dla misiów i lalek. Moje Barbie chodziły w bandażach jak mumie., a ja cieszyłam się jak kończyły nam się leki w domu, bo mama dawała mi puste opakowania i miałam radochę, bo misio dostanie syropek. Tak, to moje przeznaczenie. Chcę leczyć ludzi. A raczej się nie da koncertując i podróżując po całym świecie, co nie?! I ostatni punkt: choroba. Co jeśli przeszczep się nie uda? Tfu, nie ma takiej opcji!!! Ogarnij się wariatko, musi się udać. No, ale hipotetycznie, gdyby coś nie wyszło? To zostaje mi jedenaście miesięcy. Taak, zrobię zawrotną karierę, 11 miesięcy sławy. Dobry tytuł na książkę. Czujecie ten sarkazm?
Dobra, koniec dyskusji. Never mind, nic z tego. Nie będę gwiazdą.
Z tym mocnym postanowieniem wkroczyłam z powrotem do studia.
-Paul- zwróciłam na siebie uwagę managera. Oczy wszystkich przewiercały mnie na wskroś. Wzięłam głęboki oddech.- Bardzo mi przykro, ale nie skorzystam z twojej oferty...

~~*~~

Obudziłam się już koło piątej i nie mogłam zasnąć. Leżałam na łóżku i myślałam nad wczorajszą sytuacją w studiu. I wiecie co? Im dłużej tak sobie rozmyślałam, tym bardziej byłam pewna, że podjęłam właściwą decyzję. Wprawdzie chłopakom trudno to było przeboleć, bo w drodze powrotnej cały czas mnie namawiali, żebym jeszcze się nad tym zastanowiła, ale w końcu się z tym pogodzą. Mam nadzieję, że dziś  nie będą tak naciskać. Tylko Liam wykazał odrobinę zrozumienia, bo nie nalegał tylko po prostu zaakceptował moją decyzję. Ale i tak widziałam, że był smutny. Chyba miał nadzieję, że zostanę, ale wiedział też, jak ważne są dla mnie studia i rodzina, przyjaciele. Było mi go żal, ale przecież nie zamierzam zrywać z nimi wszystkimi kontaktu. Może i znamy się tylko tydzień, ale już są dla mnie przyjaciółmi, po prostu są jak druga rodzinka. Taka bardziej wariacka rodzinka.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Niech zgadnę. Nika? Tylko ona potrafi o tak wariackiej porze...
-Halo?- ziewnęłam.
-Mogę być twoim rzecznikiem prasowym?- brawo, Natalia. Jesteś jasnowidzem, dzwoni Dominika. Po chwili dotarł do mnie sens jej słów.
-Hę?- osłupiałam. Nika, co ty piłaś?
-Mogę być twoim  rzecznikiem prasowym?- powtórzyła swoje pytanie. Była poważna. Otrząsnęłam się z zaskoczenia i usiadłam na łóżku.
-Nika, sorry, ale nie rozumiem...
-Ujmę to tak. Jestem zmęczona, kuję po nocach, truję się chemikaliami na tych cholernych studiach, podczas gdy ty wypoczywasz na wakacjach, dla relaksu chcę włączyć sobie internet i co widzą tam moje piękne oczy?
-Eee... że ja niby potrzebuję rzecznika prasowego?- spytałam jak idiotka. Ale serio, ja nie naprawdę nie kumałam o co biega!
-Oj, panno Natalio. Tak się składa, że wszyscy oprócz mnie zastanawiają się, kim jest tajemnicza nieznajoma w otoczeniu najpopularniejszego boysbandu świata.- Jej głos aż ociekał sarkazmem. Nagle poczułam się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Zrozumiałam. Jezu, Natalia, brawo. Panie i panowie, oklaski za najniższy do tej pory odnotowany wskaźnik inteligencji! Podziwiajmy refleks panny Maj z Wadowic!- Mogę oczywiś...
-Nika! Na której to jest stronie?!- brutalnie przerwałam jej monolog.
-Na jakiejkolwiek kretynko. Odwiedziłam do tej pory Onet, Interię, Kotka, Pudelka, Eskę, RMF, Party, a nawet wlazłam na kilka blogów o tym twoim zespoliku.- walnęłam się w czoło i złapałam za laptopa. Oczywiście, o mały włos, a rozwaliłabym go o podłogę.
-Tak szybko?- jęknęłam. Nie sądziłam, że cały świat tak prędko dowie się o mojej znajomości z 1D. Szybko otworzyłam Google i wpisałam hasło w wyszukiwarkę. O rany... 7 milionów wyników...

One Direction z tajemniczą dziewczyną!
Tylko u nas! Najnowsze zdjęcia zespołu z nieznajomą!
Kim ona jest? Directioners, czujcie się zagrożone!
1D, który z was jest tym szczęśliwym z piękną nieznajomą?
Jedna piękność, pięciu chłopaków. Czyżby zamiast tradycyjnego trójkącika miłosny sześciokąt?

Okeej... Serio? Sześciokąt? Dobre! Hahaha! Aż kipię entuzjazmem. Ktoś twierdzi, że jestem piękna. Nika, dzięki ci za twój ośli upór! Gdyby nie ty, w życiu nie kupiłabym tej kiecki i poszłabym tam w trampkach i bluzie z kapturem. Oczywiście, już próbują mnie z kimś sparować. Dobrze, że nie wiedzą, gdzie mieszkam. Dla pewności rzuciłam kontrolne spojrzenie na parking pod budynkiem. Ufff, czysto. No nic, czytamy dalej. Czemu niby mają być zagrożone? Nie mam nic przeciwko fankom. O, jednak ktoś to spostrzegł!

1D posłuszni jak baranki. Nieznajoma każe im rozdawać autografy!
Orędowniczka fanek w otoczeniu gwiazdorów!
Pierwsza taka sytuacja wśród dziewczyn związanych z zespołem! Nowa znajoma któregoś z chłopaków prosi, by dali autografy fankom!

Są zdjęcia. Na jednym mam wyciągniętą rękę, pokazuję Harry'emu i Niallowi zapłakane fanki. Tak, to chyba jest najbardziej sugestywne. Od razu wiadomo, o co mi chodzi. Zwłaszcza, że na następnym chłopaki już kierują się w ich stronę, a ja szeroko się uśmiecham. Dalej... Zdjęcia zapłakanych fanek śmiejących się w moją stronę... I ostatnie. Tak, to podoba mi się najbardziej. Jedna z dziewczyn trzyma mnie za rękę, a ja puszczam do nich oczko. Serio, uchwycili właśnie ten moment. Nawet ładnie wyszłam. Chociaż mogłam inaczej...
-Natalia? Jesteś tam?- zniecierpliwiony głos Niki sprowadził mnie na ziemię. O matko, ona cały czas tam była?! Zupełnie zapomniałam, że z nią rozmawiałam.
-Jestem, jestem... Jestem w szoku.- wymamrotałam czytając kolejny artykuł.
-Dlaczego mi o tym, małpiatko jedna, nie powiedziałaś?- słuchałam jej dosłownie jednym uchem.
-Chciałam zadzwonić, ale mnie uprzedziłaś. Poza tym jeszcze nie wiesz wszystkiego...
-Czego niby nie wiem?- oho, Nika się zaciekawiła. Koniec z irytacją i gniewem, teraz pora na wyduszenie z biednej Natalii nowych newsów.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od "no więc".
-Dzięki, tego mi było trzeba. Twojego irytującego ględzenia o błędach językowych.- odgryzłam się.
-No dobra. Mów. Ze szczegółami. Z którym z nich chodzisz?
-Z żadnym!- wkurzyłam się. Dlaczego wszyscy na siłę chcą mnie wcisnąć w związek?- To w ogóle nie dotyczy tych tematów.
-Okej- westchnęła teatralnie.- Mów. Już ci nie przerywam.
-Paul Higgins, manager chłopaków zaproponował mi kontrakt.- wypaliłam i wsłuchałam się w odgłosy w słuchawce. Nie miałam pojęcia, jak Nika zareaguje, była kompletnie nieprzewidywalna.
-Nika?- cisza w telefonie się przeciągała. Już myślałam, że zerwało połączenie. Idiotko, przecież wtedy byłoby słychać sygnał w słuchawce.
-Musiałam to przetrawić.- dziewczyna wreszcie się odezwała.- Co zdecydowałaś?- jej głos był jakby obojętny. Wiedziałam, że bomba wybuchnie dopiero jak jej powiem o swojej decyzji.
-Odmówiłam.- wyszeptałam. Nagle ogłuszył mnie dziwny pisk. Skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha.
-Po pierwsze, jak mogłaś odmówić czegoś takiego???? A po drugie. Boże, jak się cieszę, że odmówiłaś!!!- jak już mówiłam, oto Nika. Ze skrajności w skrajność.
-Czyli ten pisk, to było jedno i drugie?- zaśmiałam się do mikrofonu.
-No pewnie- potwierdziła energicznie.- Wiesz, że poparłabym każdą twoją decyzję, ale nie przeżyłabym gdybyś zostawiła wszystko i poleciała na zawsze do Anglii. I kto by mnie wkurzał codziennie rano?- spytała żałośnie.
-Oj, jak ja cię uwielbiam- roześmiałam się na cały głos.

~~*~~

Kończyłam pakowanie wszystkich rzeczy rozwalonych po pokoju. Tata spał od kilku godzin i chrapanie wstrząsało ścianami budynku. Dobrze, że o tej porze większość ludzi jest w pracy. A właśnie, która godzina? Wpół do drugiej. Dziwne. Żaden z pięciu wariatów jeszcze nie zadzwonił, ani nie napisał. Może jak zrezygnowałam z kontraktu, to stwierdzili, że szkoda na mnie czasu? Nagle podskoczyłam na dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz. Oho, o wilku mowa.
-Co, Liam?- zapytałam od razu.
-Cześć, Natalia. Co słychać? U mnie dobrze, fajnie, że pytasz.- ironizował chłopak. Roześmiałam się.- Zawsze tak zaczynasz rozmowy?
-Często, zwłaszcza kiedy wiem, kto dzwoni.
-Dobra, zapamiętam na przyszłość. Teraz przechodzę do rzeczy. Pomyśleliśmy, że można urządzić taką imprezę pożegnalną, bo już jutro wyjeżdżasz...- urwał, jakby czekał jak na to zareaguję.
-Pomysł mi się podoba. Co z wykonaniem?
-Wydaje nam się, że najfajniej będzie zrobić ognisko u nas w domu. Zaprosiliśmy jeszcze Perrie, powinna też być Eleanor, dziewczyna Louisa, będziesz mogła ją poznać.
-Brzmi fajnie. O której?- podobało mi się to. Właśnie tak chciałam spędzić ten wieczór. Z przyjaciółmi. Już się bałam, że zaproponują jakiś hałaśliwy klub, których nie cierpię.
-Właściwie to my musimy kupić jeszcze parę rzeczy na wieczór i może moglibyśmy podjechać teraz po ciebie? Zrobimy zakupy i pojedziemy od razu do nas.
-Okej, za pół godziny będę gotowa.
-Tylko wiesz, weź coś na przebranie, bo może być chłodno w nocy, a poza tym chyba u nas zanocujesz tak jak ostatnio. Co nie?- powiedział niepewnie, jakby bał się, że odmówię.
-Spoko. Zanocuję. Szykujcie się, bo nadchodzi wulkan energii- zażartowałam. Liam parsknął śmiechem.
-Za pół godziny będziemy.- rozłączył się. Będziemy? Czyli ta cała ferajna zwali mi się na głowę?
Szybko spakowałam torbę. Wzięłam ciuchy na jutro, ciepłą bluzę na wieczór, kosmetyki, leki... Chyba mam wszystko. Poszłam po cichu do taty.
-Daddy...- przekręcił się na drugi bok. Zaryzykowałam jeszcze raz.
-Tatku...- mruknął coś pod nosem i otworzył jedno oko.- Ty sobie śpij, a ja idę na pożegnalne ognisko do znajomych...
-Do tych chłopaków?- tata próbował brzmieć groźnie, ale mu nie wyszło, bo zaczął ziewać.
-Tak, wrócę rano. Spokojnie, będą tam jeszcze ich dziewczyny.- uspokoiłam go.- Ja jestem spakowana, tylko ty się musisz jeszcze ogarnąć. Jak wrócę to od razu możemy jechać.- cmoknęłam go w czoło, a on tylko kiwnął głową i chrapnął. Był  nieludzko zmęczony.
Wyszłam po cichu z domu i usiadłam na schodach przed budynkiem. Za chwilę podjechało czarne BMW. Kierowca uchylił szybę i mogłam zobaczyć uśmiechającego się Payne'a.
-Podwieźć gdzieś panią?- zapytał nonszalancko. Uśmiechnęłam się kpiąco.
-Z przygodnie poznanymi kierowcami nie rozmawiam.
-Ach, ranisz mnie i Horana.- wskazał do tyłu, skąd wyglądał szczerząc się blondyn.
-No dobra, już nie będę.- wsiadłam do auta i ruszyliśmy.
-To gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Do TESCO. Kupimy jedzenie, picie, trochę piwa, bo Zayn nie przeżyje i jeszcze jedzenie...
-Dobra. Jak nam się nie zmieści w bagażniku to wsadzimy je w ciebie- roześmiałam się. Liam też się śmiał, ale musiał skupić się na drodze. Włączyłam radio.
-O, "Chasing the Sun"- ucieszyłam się i podgłośniłam piosenkę.
-Lubisz The Wanted?- jęknął Niall z tylnego siedzenia.
-Nie wiedziałeś? Mój ulubiony boysband!- droczyłam się z nim podśpiewując piosenkę.
-Foch!- założył ręce na piersi i próbował się obrazić. Próbował, bo mu na to nie pozwoliłam.
-Oj, Nialler.- uśmiechnęłam się do niego- Powiedzieć ci prawdę? To jest jedyna piosenka tego zespołu, jaką znam i lubię. A na pierwszym miejscu mojej listy przebojów jest inny zespół. Też śpiewa tam jakichś pięciu chłoptasiów, ale pewnie ich nie znasz... Jeden to w sumie nawet jest podobny do ciebie.- zachichotałam patrząc na niego w lusterku wstecznym.
-Natalia- mruknął ostrzegawczo i szeroko się uśmiechnął.
-Dobra, a teraz powiedzcie, czy wy naprawdę tak z nimi rywalizujecie?
-Tak na serio, to trochę jest robione pod media- powiedział Liam.- Ja osobiście nic do nich nie mam.
-Ale Harry ma- wtrącił Niall.- Jeden z nich, Nathan, odbił mu dziewczynę.
-Kłopot w tym, że Hazza naprawdę się w niej zakochał.- kontynuował Liam skręcając z obwodnicy na parking sklepu.- Bardzo to przeżył, a teraz... Intensywnie szuka drugiej połówki.
-Taaa- uśmiechnął się drwiąco Horan- Sprawdza każdą dziewczynę, czy nie mogłaby być tą jedyną.
-Ale jakby co, to nie wiesz tego od nas- ostrzegł Liam parkując.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy na halę. Tutaj to dopiero była zabawa. Niall wpakował się do wózka i razem z Liamem woziliśmy go alejkami. Zaliczyliśmy każdą. Najdłużej zatrzymaliśmy się przy słodyczach. Władowaliśmy na Horana całą masę żelków, chipsów, ciastek, batonów, a potem dowaliliśmy jeszcze dwa dziesięciopaki piwa i dwulitrowe kartony soków. Pod koniec prawie go nie było widać spod tej całej sterty. Ja nie wiem, jak ten wózek wytrzymał takie obciążenie. Przez cały czas wariowaliśmy z Liamem pytając Horana, czy mu czegoś nie dorzucić, ale pod koniec wkurzył się i stwierdził, że już ma wszystko, co mu potrzeba. To było dziwne, bo staliśmy przed regałami z jedzeniem. Nagle usłyszeliśmy z głośników "One way or another" w wersji 1D. Teraz dopiero się zaczęło. Podśpiewywaliśmy, jeździliśmy z tym wózkiem jak wariaci. Obsługa tylko się na nas dziwnie patrzyła. I to właśnie kocham w Anglii. Możesz być totalnie anonimowym, nikt nie zwróci ci uwagi, że zachowujesz się jak kretyn, tylko ewentualnie się patrzy. W Polsce by to nie przeszło, zaraz by cię wytykali palcami. W końcu zziajani dojechaliśmy do kasy. Zaczęliśmy wyjmować zakupy, aż tu nagle spod warstwy pudełek wyjrzał Niall. Zerknął łobuzersko na osłupiałą dziewczynę, która siedziała za kasą.
-Tylko mnie proszę zapakować na prezent z naklejką "Uwaga, szkło!". Jestem bezcenny, nie może mi się stać krzywda.- zrobił minkę jak kot ze Shreka. Wybuchnęliśmy śmiechem. Ekspedientka popatrzyła na nas z niemym pytaniem: "Z którego psychiatryka się urwaliście?!". Zaraz jednak się rozpromieniła.
-Może nie wyciągnę z tego konsekwencji, jak dacie mi autograf- uśmiechnęła się do Horana.
-Ech, chyba jednak nie ja będę prezentem, tylko jak zwykle mój bazgroł- westchnął ciężko i podpisał się na posuniętej mu pod nos kartce papieru. Liam zaraz dopisał tam coś od siebie i po paru minutach jechaliśmy z wózkiem w stronę samochodu zaśmiewając się z miny kasjerki, gdy zobaczyła na kartce numer do Horana, który napisał tam Payne.
-W sumie to nieźle wymyśliłeś- Nialler śmiał się tak, aż się cały wózek trząsł.- Będzie mogła mi przemycać żelki z pracy...
-Tak, dla ciebie na pewno się posunie do kradzieży- chichotałam ładując siatki do bagażnika.
-Czego się nie robi dla boskiego Horana- stęknął próbując wydostać się z wózka, w którym cały czas siedział. Tak się wiercił, że wywalił się razem z wózkiem. Po chwili wyczołgał się z niego potykając się i narzekając na ścierpniętą nogę. Ja z Liamem umieraliśmy ze śmiechu. Miałam właśnie swój klasyczny napad głupawki.
Gdy już się uspokoiliśmy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu chłopaków. Spojrzałam na zegar samochodowy. Nie do wiary, spędziliśmy w sklepie trzy godziny! Była już piąta, słońce szykowało się do zachodu. Zapowiadała się ładna pogoda na wieczór. Ale numer, już połowa listopada, a tu temperatura prawie jak we wrześniu. W Polsce na pewno teraz leje jak z cebra.
Wjechaliśmy na podjazd. Zaczęliśmy wypakowywać zakupy z bagażnika. Nagle zadzwonił telefon Liama.
-Halo... A spoko. No, właśnie wróciliśmy z zakupów....Tak, jest... Dobra... Na razie.- rozłączył się i schował komórkę.- Zayn i Perrie już jadą. El dzwoniła do Pezz, że dojedzie niedługo.- odwrócił się i podskoczył- Matko, Styles, co ci się stało?!
Odwróciłam się i osłupiałam. Z ogrodu szedł Harry. Był cały czarny. Jak kominiarz.
-Nic się nie stało- skrzywił się- Tylko przytargałem dwa worki węgla z piwnicy na tego grilla, a trzeci worek pękł i trochę się ubrudziłem...
-Trochę.- Horan pokiwał głową i ze stoicką miną wypakowywał dalej siatki.
-A-ale Hazza- wyjąkał Liam z trudem powstrzymując śmiech.- Nasz grill jest zepsuty od miesiąca i dziś miało być ognisko. Mówiłem ci przecież...
Harry znieruchomiał. Nagle walnął się z impetem w czachę aż wzbiła się z niego czarna węglowa chmurka.
-Kurwa mać!!!- wrzasnął na cały głos i poleciał pędem do ogrodu. Popatrzyliśmy na siebie z Liamem i wybuchnęliśmy śmiechem. Wzięłam kilka siatek w ręce i ruszyłam do  drzwi. Liam zrobił to samo i za chwilę otwierał je łokciem. Weszliśmy do domu prawie jednocześnie i nagle... lunął na nas potok lodowatej wody!
Zszokowana z trudem złapałam powietrze. Co do cholery?! Byłam cała mokra, moje włosy spłynęły mi wzdłuż twarzy, a makijaż... Wolałam nie patrzeć w lustro. Liam stał koło mnie i tak samo nie miał pojęcia co się dzieje. Upuścił siatki na ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Który idiota do cholery to wymyślił???!!! Jak ja go dorwę, jak ja go załatwię... Który to?! Liam był ze mną, nie posunąłby się do tego. Niall ma to samo alibi. Harry targał worki z węglem, a Zayn był z Perrie. A więc...
"-Wisisz mi przysługę-(...)-Potem ci to wynagrodzę-(...)". O nie. Doigrał się.
-TOMLINSON!!!!!!!!!



_______________________________________
Taaak, ale durne pomysły w tym rozdziale co nie? Na następny mam lepszy pomysł, przynajmniej tak mi się wydaje ;)
Uwielbiam was! Mam już prawie 600 wejść, codziennie jest po 30-40. Do pełnego szczęścia już mi tylko obserwatorów brakuje =)
Komentujcie! Jak na razie dobrze wam idzie :D :P

Roxanne xD