Uwaga uwaga, hiperważna notka pod rozdziałem!!!!
~*~
-Jak... jak długo tu stoicie?- spytałam niepewnie.
-Eeee... no, wiesz, jakieś pięć minut....- wyjąkał Niall. Pięknie. Pięć minut, czyli praktycznie przez całą piosenkę. Ja chyba ogłuchłam, skoro w ogóle nie słyszałam ich wejścia.
-Spoko. Wiecie, że to nieładnie podsłuchiwać?- warknęłam.
-U nas w domu jest taka akustyka, że nie trzeba podsłuchiwać, wystarczy po prostu tu być.-zaśmiał się Zayn.
-Słychać cię było już w przedpokoju.- dodał Harry. Louis tylko się patrzył. No tak, on na razie ma focha. Ciekawe, co powie na torcik.
Liam podszedł bliżej.
-Nie mówiłaś, że umiesz grać.
-Nigdy nie pytałeś- no tak, inteligentna riposta. Przez to śpiewanie straciłam głowę i nie wiedziałam, co mam im odpowiedzieć.
-Ty to napisałaś?- spytał Payne.
-Nie, to jest piosenka z filmu. Ale pasuje do mojej sytuacji- cholera, czy ja nie potrafię ugryźć się w język?! Teraz będą chcieli szczegółów. Szlag by to trafił! Podniosłam się szybko z taboretu.
-Dobra, kto jest głodny?- spytałam kierując się do kuchni.
-JA!!!- wrzasnęli Niall i Harry i pognali do kuchni za mną.
-Idźcie, ja zaraz wszystko przyniosę- wygoniłam ich z pomieszczenia i włączyłam lazanię, żeby się trochę podgrzała. Wyjęłam torcik z lodówki i przygotowałam talerze. Nagle ktoś wszedł do kuchni.
-Natalia, wszystko w porządku?- Liam. Oczywiście. Troskliwy Daddy Direction przyciągnął pod swoje opiekuńcze skrzydełka kolejną zbłąkaną duszyczkę.
-Pewnie, wszystko jest okej- uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam nakładać na talerze lazanię.
-Czy ta piosenka...- przygryzł wargi.- Ile ona ma wspólnego z tobą?- o Jezu, Liam nie męcz mnie.
-Dużo, ale nie mogę ci tego wytłumaczyć.
-Wiesz, że jestem twoim przyjacielem?- złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Spojrzałam mu prosto w oczy. Pierwszy raz w życiu chciałam komuś się zwierzyć. Było mi już tak ciężko. O matko, jakie on ma boskie oczy.... Kurczę, znowu mam ochotę na czekoladę. I jeszcze on... patrzył na mnie tak smutno... Było mu przykro, że nie chcę mu nic powiedzieć. Niewiele myśląc przytuliłam go mocno. Teraz czułam się wspaniale. I bezpiecznie.
-Liam, wybacz mi, ale teraz nic ci nie mogę powiedzieć. Wszystko w swoim czasie.- wyszeptałam mu do ucha.- Jedno mogę ci obiecać. Dowiesz się o wszystkim przed upływem roku, przyrzekam.
-Trzymam cię za słowo. Ale obiecujesz mi, że dowiem się jako pierwszy?- spytał nadal trzymając mnie w ramionach.
-Obiecuję- pocałował mnie w czoło i puścił. Do kuchni wparował Zayn.
-Oooo, nie przeszkadzajcie sobie- uśmiechnął się chytrze i wypadł tak szybko, jak wpadł. Wytrzeszczyłam oczy.
-Czy on myśli, że...- nie dokończyłam. Liam się zaśmiał.
-Znając Zayna, to pomyślał, że byliśmy mega zajęci.
-Dooobra.- Zayn ma kłopoty. I to poważne.- Zanieś te talerze- wręczyłam mu talerze, wzięłam kolejne i ruszyliśmy do salonu.
-No i?- padło pytanie. Zadał je chyba Louis. Nie wierzę, przeszedł mu foch, a ja jeszcze nie podałam deseru.
-Co no i?- nie zrozumiałam, o co mu chodziło.
-Louis pyta, czy będą małe Payniątka.- Styles grabisz sobie i to porządnie. Postawiłam talerze na stole i pociągnęłam go za włosy.
-Ała!- podskoczył- A to za co?
-Za twój niewyparzony język. A Louisowi podziękuję za chwilę.- rzuciłam Tomlinsonowi groźne spojrzenie.- A teraz panowie smacznego.
Przez chwilę każdy obserwował swoją porcję w dużym skupieniu. Louis najbardziej.
-O matko, nic tam nie dosypałam- powiedziałam zniecierpliwiona. Wzięli widelce do rąk- Chociaż przy gotowaniu rozsypała mi się amfa, ale to chyba wam nie przeszkadza.- zachichotałam. Odrzucili widelce. Gorzej, bo Niall nabrał już na widelec lazanii i odrzucając sztuciec obryzgał mnie sosem.
-Horan!- obejrzałam plamę. Na szczęście dla niego i dla mnie, plama nie była duża.- Za karę ty pierwszy kosztujesz.
Nialler ostrożnie wziął do ust odrobinę dania. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, a potem z okrzykiem: "O my God!" rzucił się na swój talerz.
-Chyba jednak mój obiad nie szkodzi- zaśmiałam się. Chłopcy zaczęli jeść.
-Od dzisiaj się do nas wprowadzasz- stwierdził Harry.
-Jako gosposia?- spytałam złośliwie.
-Wiesz, możesz też jako dziewczyna. Moja.- uściślił Styles, a Liam rzucił mu mordercze spojrzenie.
-Wybacz, chłopcze, nie jesteś w moim typie. Poza tym jestem od ciebie starsza- zgasiłam go.
-To ile ty masz lat?- zapytał zdezorientowany Zayn.
-Trzeciego kwietnia skończę 23.- wyjaśniłam. Louis parsknął śmiechem.
-Masz tyle lat, co ja!
-O, czyli już się nie gniewasz?- uśmiechnęłam się słodko. Louis nie odpowiedział. Westchnęłam z udanym żalem.
-Dobra, kto ma ochotę na deser?- spytałam widząc, że lazania prawie w całości znikła z talerzy.
-Zrobiłaś też deser?- Niall był wniebowzięty.
-To anioł, nie dziewczyna- Harry popatrzył na mnie z zachwytem- Liam, gdzieś ty ją znalazł?
-W parku- odpowiedział Payne.
-Idę jutro na poszukiwania- oznajmił nam loczek. Zaśmiałam się i poszłam po ciacho.
-Uwaga, uwaga!- ogłosiłam wchodząc do salonu.- Louisie Tomlinson, to ciasto upiekłam w ramach przeprosin za marchewki. Upieczone zostało z odkupionych przeze mnie marchewek.- Louis cały się rozpromienił. Postanowiłam go trochę podręczyć.- Ale za twoje karygodne zachowanie, fochy i nieodzywanie się do mnie z powodu czegoś, czego nie zrobiłam specjalnie.... a zwłaszcza za te złośliwe Payniątka- wszyscy oprócz Louisa wybuchnęli śmiechem- ... nie dostaniesz ani kawałka.
-Eeeejjj!- krzyknął Tommo.
-Chyba, że ładnie przeprosisz- dokończyłam. Wszyscy spojrzeli na Louisa. On głęboko się nad czymś zastanawiał. Nagle wstał i padł przede mną na kolana.
-Błagam cię o wybaczenie i wyglądam twojego miłosierdzia!- zawył. Ja skręcałam się ze śmiechu. Malik spadł z krzesła.- Proszę, nie torturuj mnie tym ciachem, które wygląda równie wspaniale jak ty! Już nigdy się na ciebie nie obrażę!!!- zamarł w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Ale ty się wydurniasz- pokręciłam głową.- No, ale skoro pragniesz mojego miłosierdzia, to dobrze. Na błaganie nie mogę być obojętna.- nabrałam na palec polewy czekoladowej i ciapnęłam go w nos. Wyglądał komicznie, ale faktycznie, nie obraził się. Wyjął mi ciasto z rąk i z uśmiechem skierował się na swoje miejsce.
-Ej, ale masz się podzielić- wrzasnął Niall z rozpaczą. Louisowi zrzedła mina.
-To on nie jest cały dla mnie?- spytał rozczarowany.
-Obiecałeś być miły. Chyba się podzielisz z kolegami- powiedziałam z kpiącym uśmiechem i skierowałam się do kuchni.- Kto nie chce ciacha, pomaga mi zmywać!- oczywiście nikt nie poszedł za mną. Gdy już uporałam się ze stertą naczyń (gwiazdorska zmywarka nie działała!), klnąc pod nosem pomaszerowałam do salonu. No tak. Poobiednia sjesta przy telewizorze.
-Wy tak na serio?- spytałam wściekła.
-Ale co?- wymamrotał Harry z zamkniętymi oczami.
-Ja mam wam służyć za kucharkę i sprzątaczkę?!
-Kochanie, nie denerwuj się, ważne, że dzieci nakarmione...- Louis chyba nie kontaktował.
-Piliście coś jak mnie nie było?- o co mu do cholery jasnej chodziło???
-Mamo, nie bij!- pisnął Niall.
-Jaka mamo?!- serio, po tym sprzątaniu wyłączyło mi się myślenie- o co wam, cholera, chodzi???
-Tak dobrze gotujesz, że awansowałaś na Mummy Direction- wyjaśnił z diabolicznym uśmiechem Zayn.
-Serio? Lepszego tytułu nie było?- zapytałam sarkastycznie- a ja liczyłam na tytuł "Zajebistej dziewczyny rozwalającej swoimi wypiekami One Direction na łopatki"!
-Wybacz, za długie. Dostało tylko 5 punktów na 10 w klasyfikacji.- zachichotał Harry. Trzepnęłam go poduszką po tych jego loczkach.
-Dobra, kto ma ochotę odwieźć mnie do domu?- zmieniłam temat.
-Jak to, już jedziesz?- Louis był zdziwiony.
-Nie mów, że będziesz za mną tęsknił- zaśmiałam się. Tommo chyba zapomniał już o incydencie marchewkowym.
-No pewnie, że tak.- wstał i mnie przytulił.- Zobaczymy się jeszcze?- spytał z udawanym płaczem.
-Szykuj lodówkę pełną marchewek- zaśmiałam się- jeszcze mnie zobaczysz.
-Super- cmoknął mnie w policzek i powędrował na kanapę. Opadły mi ręce.
-To jak, odwiezie mnie ktoś???- jęknęłam przeciągle.
-Ja cię odwiozę.- Liam do tej pory milczał. Teraz wstał i ruszył po kluczyki.
-To co, na razie chłopaki.- powiedziałam do reszty zespołu.- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy przed wyjazdem.
-Jakim wyjazdem?- Styles był trochę zdezorientowany.
-Moim, do Polski- wyjaśniłam zdziwiona.- Liam wam nie mówił?
-Mówiłem, tylko oni jak zwykle nie słuchają- Payne wyrósł nagle tuż obok mnie.
-To my musimy urządzić imprezę pożegnalną!- wrzasnął Zayn.
-Pogadamy o tym kiedy indziej, jeszcze macie trochę czasu. Na razie- pomachałam im i wyszłam do przedpokoju.
-Tylko grzecznie w tym samochodzie!- to chyba Louis.- Ja wiem, że Mummy i Daddy Direction to rozsądne osóbki, ale nie wiadomo, co robią kiedy ich dzieci nie ma w pobliżu....
-Horan, ucisz go!- Liam się zdenerwował.
-Ała!!!- Nialler chyba skutecznie uciszył Tomlinsona, bo w salonie przez chwilę było cicho. Po chwili jednak któyś z chłopaków wybuchł głośnym śmiechem.
-Chodź z tego domu wariatów.- Liam wziął mnie za rękę i poszliśmy do samochodu.
-Przypominam ci, że też tu mieszkasz- zerknęłam na niego wesoło- Ty też jesteś wariatem.
-Ale w trochę mniejszym stopniu niż oni- mruknął wyjeżdżając na ulicę.
-To nic, i tak cię lubię- dostałam palcem w bok.- Ejj, Daddy, bo się okaże, że Tommo miał rację.
Liam popatrzył na mnie i parsknął śmiechem.
-Od kiedy przyznajesz rację Louisowi?- wykrztusił.
-Od kiedy ty prowadzisz nie patrząc na drogę- przekręciłam jego głowę w stronę przedniej szyby.
-Już, już patrzę.- uspokoił się. Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Liam zaparkował pod moim domem.
-Dzięki za podwózkę- odpięłam pas.
-A pożegnanie?- zrobił rozżaloną minkę.
-Dziękuję bardzo, to były najlepsze 24 godziny w moim życiu.- pocałowałam go w policzek.
-Do zobaczenia- Liam uśmiechnął się szeroko. Pomachałam mu jak odjeżdżał i weszłam do budynku.
~*~
Kurde, znowu budzi mnie telefon. Czy ludzie na tym świecie są totalnie pozbawieni empatii?!?!?! Zero współczucia dla osób, które wreszcie regenerują swoje niedobory snu??? Wymacałam telefon na półce i odebrałam nie patrząc kto dzwoni. Jeśli to któryś z wczorajszych porąbańców, to ten dzień będzie ostatnim jego życia.
-Halo?- warknęłam do słuchawki.
-Cześć słońce, sorry, że cię budzę, ale mam ważną wiadomość- zaćwierkała do słuchawki Gabrysia, moja pani doktor.
-Gaba? Co się stało?!- momentalnie miałam przed oczami czarne scenariusze. Wyniki badań są gorsze. Muszę się położyć do szpitala. Nie ma dawcy. Mój czas się skończy. Umrę w tym miesiącu. NATALIA!!! Ogarnij się!!! W myślach strzeliłam sobie w twarz.- Coś nie tak z badaniami?
-Nie, wyniki są na razie okej. Nic się nie pogorszyło, ale wiesz, i tak jesteś daleko od normy.
-No wiem. Więc o co chodzi?
-Mogłabyś dziś do mnie wpaść? Do gabinetu. Nie chodzi o badania, po prostu mam ważną wiadomość.
-Gabi, dziś nie mogę. Dopiero w przyszłym tygodniu. Jestem w Londynie.
-Gdzie?!
-W Anglii, w Londynie. Poleciałam do taty. Wracamy pojutrze.- wyjaśniłam.
-Wiesz, że lot samolotem może ci zaszkodzić?- zapytała surowo. Dobrze, że koło niej teraz nie stoję, wytargałaby mnie za uszy.
-Wiem, bo już mdlałam po locie. Na szczęście miałam przy sobie tabletki.
-Całe szczęście- skomentowała. Jej głos aż ociekał jadem.- Natalia, chcesz sobie pogorszyć wcześniej?!
-Nie- wymamrotałam potulnie.
-Masz się u mnie stawić w poniedziałek. Na szczegółowe badania- podkreśliła.
-Jasne, a co z tą wiadomością?- spytałam. W przeciwieństwie do Gabrieli ja o tym nie zapomniałam.
-A już ci mówię- wróciła podekscytowana Gabi! Hurra! A teraz do rzeczy.- Wyobraź sobie, że znaleźliśmy dawcę!!- pisnęła. W pierwszej chwili jej nie zrozumiałam. Po paru sekundach dotarło do mnie to co powiedziała.
-Co?- wyszeptałam do słuchawki.
-ZNALEŹLIŚMY DAWCĘ!!!- wydarła mi się do ucha. Upuściłam telefon na łóżko i zaczęłam skakać po całym pokoju. Z radości.
_____________________________
Heeej. Sorry, że dopiero teraz ale tak się składa, że nie wyrabiam na zakrętach :/
Mam cholernie dużo roboty i mega wyrzuty sumienia, że się opuściłam w pisaniu, podczas gdy wena wcale mi nie uciekła. Zwłaszcza gdy zobaczyłam, że codziennie przybywa wejść, czyli jednak kogoś interesują moje wypociny i chce się dowiedzieć, co dalej. Obecnie jest 186 wejść, co jak dla mnie jest liczbą gigantyczną :P
A teraz ogłoszenia parafialne:
otóż, jestem w ciężkim okresie z powodów szkolnych. Znając moje ambicje będę się starała dodawać rozdziały często, wręcz codziennie, ale jestem pewna, że mi się to nie uda. Obiecuję, że rozdziały będą się ukazywały w odstępie maksimum tygodnia. Jak przez tydzień nie dodam rozdziału możecie mnie spokojnie hejtować ;) ale proszę się wczuć w moją sytuację, mianowicie......
.......
.......
.......
zostało tylko 62 dni do matury!!! Tak, jestem maturzystką, w dodatku na biol-chemie więc chyba rozumiecie ile nauki się tutaj kryje. Ale spokojnie! Przyrzekam, że blog będzie funkcjonował. A po maturze to już w ogóle będzie jak w zegarku. I to szwajcarskim :D
Ostatnia wiadomość dotyczy komentarzy. Hmmm, mam tylko cztery komentarze na całego bloga (w tym jeden ode mnie :) więc to trochę dziwne przy 186 wejściach. Proszę komentujcie, wymieniajcie się opiniami, nawet hejtujcie... ale żeby pozostał jakiś ślad waszej obecności. Serdecznie dziękuję Gabi <3 za dwa komentarze :* jarałam się nimi jak narkoman marihuaną albo ecstasy :P a tak na serio to bardzo mnie one podbudowały do dalszej pracy na tym blogu. Wielkie dzięki Gabi! :* :* :*
Roxanne xD
hahah Nie ma za co :* Dodaje bo uważam że musisz sie dowiedzieć jakie cudoo piszesz *.* i spokojnie mam nadzieje że nie bd hejtów :) Wiem że to jeszcze szybko ale joj Życze powodzenia na maturze :*
OdpowiedzUsuń~ Gabi :) wierna czytelniczka :)
Żadko piszę komentarze na blogach, ale skoro chcesz :)
OdpowiedzUsuńBlog mi się bardzo podoba i myślę, że to dziwne, że masz tylko 186 wyświetleń, bo opowiadanie jest lepsze niż na wielu blogach o 1D z większą ilością wyświetleń
PS Marchewkowy potwór mnie powalił XD świetny pomysł
~Hope
Świetnie piszesz! Bardzo lubię to czytać.
OdpowiedzUsuńWerka
Dawca? To jest najlepsza wiadomość dla kogoś chorego! Boziu tylko dziękować górze za takie rzeczy ^^
OdpowiedzUsuńAle 1D to mnie rozwala u cb w każdym następny rozdziale hahha
Pozdrawiam! ;3