środa, 24 grudnia 2014

Dzień jeden w roku, czyli rockin' around the christmas tree według 1D Team :)

Witajcie kochani!
Nie mogłam wytrzymać bez "Everything's gonna be all right..." :) dlatego przygotowałam dla was specjalny rozdział świąteczny. Jest to fragment dalszych losów 1DTeam, ale proszę, nie traktujcie tego jako prolog części drugiej. To tylko epizod, prolog (jeżeli się pojawi!) będzie zupełnie inny. Nazwy kolejnych albumów 1D lub wydarzenia związane z zespołem są efektem działania mojej wyobraźni. Jeżeli coś okaże się nieprawdą, to w drugiej części naprawię to i napiszę jak trzeba, tutaj zdajmy się na intuicję i potrzeby tej historii.
Chcę też uprzedzić, że rozdział może wręcz przerażać swoją długością i totalnym przesłodzeniem, ale starałam się używać dużej ilości humoru, by spalić ten nadmiar cukru :P

A teraz, żeby nie przedłużać... 
... przenieśmy się trochę w czasie...
... wsłuchajmy się w świąteczne piosenki...
... wyobraźmy sobie, że jesteśmy w Londynie, obok pięciu najbardziej nieobliczalnych, nieogarniętych, zarąbistych facetów świata...
... że zaraz, dosłownie za chwilę rozbłysną światełka na choince, a delikatne dźwięki pianina ułożą się w takty naszej ulubionej kolędy...
... i zaczynamy...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


17 grudzień 2016 r.

Nie. Nie. NIE! Dlaczego wiecznie mnie to spotyka? Czy nawet na uniwerku nie mogę odpocząć od tego cholernego "Last Christmas"?! I tak, to było pytanie retoryczne.
Do świąt brakuje tygodnia, a kolędy i inne tematyczne piosenki są śpiewane już od tego piekielnego Halloween. Normalnie kota można dostać. Wyszłam szybko z budynku głównego Imperial College of London i ruszyłam przez zaśnieżony parking w stronę mojego samochodu. Super, prawie wywaliłam się na oblodzonym chodniku. Latarnie mogłyby dawać trochę więcej światła. A już naprawdę nie miałabym nic przeciwko, żeby słońce świeciło trochę dłużej. Dziewiętnasta, a ciemno jak w grobie. Przytrzymując brodą stertę papierów, zaczęłam grzebać prawą ręką w torebce, żeby odszukać kluczyki. Papier jeden, papier drugi, jakiś batonik, woda, papier trzeci, portfel... Gdzie te klucze?! Zaraz, zaraz... Nie, te są od domu. Chwila, moment... Są. Odblokowałam auto i zrzuciłam książki i notatki na przednie siedzenie. Uff.
Wsiadłam na miejsce kierowcy i położyłam na papierach torebkę. Odpaliłam silnik i od razu włączyłam radio i ogrzewanie. No bez jaj... Zaraz. Trafi. Mnie. Szlag. W jednej nanosekundzie zmieniłam "Last Christmas" na nagrywane przez Nialla CD. "Superheroes", od razu lepiej. Ruszyłam wreszcie z miejsca. Muszę jeszcze zahaczyć o hipermarket. W lodówce panuje obecnie czarna dziura wielkości basenu olimpijskiego. Chłopaków nie było, więc kupowałam tylko rzeczy najpotrzebniejsze. Ale od jutra skończy się samotne gospodarowanie w willi. One Direction kończy swoją piątą trasę koncertową. Z tego, co wiem, to niedługo ładują się do samolotu w L.A. Oczywiście Harry zostałby tam na dłużej, bo po Londynie to jego ulubione miejsce na ziemi, ale z drugiej strony, jak sam powiedział, nie przepuściłby świąt z dala od rodziny. I bardzo dobrze.
Zahamowałam gwałtownie na światłach. Tak, bo szybciej te kolorki się nie mogą zmieniać? Ale chwila, jestem zmęczona po zajęciach, które miałam od dziewiątej rano, mam chyba prawo do opóźnionego refleksu? Na szczęście to autko jest genialne i szybko reaguje na moje nieoczekiwane zwroty akcji. Pamiętam, jak niedługo po przeprowadzce do Anglii chłopaki postanowili mi sprezentować samochód. Tylko że nie ten...


-Nattie! Chodź tu!- usłyszałam wrzask Louisa. Z ulgą podniosłam się z łóżka, zrzucając przy okazji podręcznik do biofizyki. Niech leży na podłodze. Zasłużył. Że też znów muszę przez to przechodzić... I było ci zaczynać studia od początku?
-Idę, chwila!- odkrzyknęłam. Gubiąc kapcie na schodach, ekspresowo znalazłam się na dole.- Gdzie jesteś?
-Tutaj!- wywróciłam oczami i kierując się słuchem, dotarłam do kuchni.
-No, co chciałeś?- wzięłam łyka herbaty z kubka Liama.
-Muszę ci coś pokazać. Znaczy wszyscy musimy, ale oni już tam stoją...- paplał jak nakręcony. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę garażu.
-Ale o co chodzi?- spytałam, próbując za nim nadążyć.
-Zobaczysz.- to się dowiedziałam. Otworzył drzwi i przepuścił przodem. W garażu obok jakichś ośmiu samochodów, z których zdążyłam przetestować zaledwie cztery, stała reszta zespołu.
-No, jesteś.- Zayn posłał mi szeroki uśmiech.- Chodź.- podeszłam do nich niepewnie. Te obłąkane uśmiechy nie wróżą nic dobrego.
-Co wy kombinujecie?- zapytałam podejrzliwie, zakładając ręce na piersi.
-Mamy niespodziankę.- zdradził wielce szczegółowo Hazz.
-Nowy tatuaż?- zaryzykowałam strzał. Pokręcił głową. Ehh, z reguły tym strzałem trafiałam.
-Coś innego.- wyszczerzył się. Uniosłam brwi i zlustrowałam go od stóp do głów.- Ale to nic na mnie! Rozejrzyj się.- ponaglił mnie. Zrobiłam, co kazał. Oprócz śmiejących się przygłupów nie widziałam nic szcze... A, chwileczkę.
-Nowy samochód.- oznajmiłam, podchodząc bliżej. Obejrzałam dokładnie auto. Czarne Audi R8. Wow.- Harry, ale ty masz już Audi. Chyba nawet podobny model.- pokazałam stojące za chłopakiem srebrne autko.
-Ale to nie jego!- zaprotestował Zayn. Otworzyłam szeroko oczy.
-Zrobiłeś wreszcie prawo jazdy!- zawołałam z uśmiechem.
-Co? Nie!
-To ja już nie rozumiem.- uniosłam ręce w geście poddania.
-Nattie, ten samochód jest dla ciebie.- powiedział Liam, wyciągając w moją stronę kluczyki. Wytrzeszczyłam oczy i jeszcze raz obejrzałam się na lśniący i pachnący nowością pojazd. Ja pierdolę, on przecież był prosto z salonu!
-Are you fucking kidding me?- wykrztusiłam po chwili.
-Nie.- Niall mrugnął do mnie.- Nie możesz tłuc się po Londynie autobusami, metrem czy taksówkami, a my nie zawsze mamy czas, żeby cię odwieźć...
-Poza tym masz prawko i powinnaś z niego korzystać.- dokończył za niego Liam.
-Nie ma mowy!- zaprotestowałam.- To jest za dużo! Najpierw te urodziny, potem akcja z białaczką, przeszczep, mieszkanie, a teraz jeszcze to?! Nie, ja się nie zgadzam.- odsunęłam się od mojego chłopaka, który miał wyraźną ochotę na wciśnięcie mi tych przeklętych kluczyków prosto w zaciśniętą pięść, którą prawie machałam im przed nosami.
-Nattie, to jest prezent, a prezentów się nie oddaje.- ale pojechałeś, Niall.
-Ale ja go nawet nie przyjęłam! Mogę jeździć waszymi.
-Ja nie pozwalam!- Louis udając przerażenie, zasłonił własną piersią swoje czarne Ferrari.- Masz zakaz korzystania z naszych maleństw!
-Słuchaj, potrzebny ci samochód, więc go weź.- dobra, może i potrzebuję SWOJEGO auta, ale to nie znaczy, Liam, że macie mi fundować takie drogie...
-Ile to właściwie kosztowało?- zapytałam, wciskając ręce do kieszeni, żeby przypadkiem nie rozwalić któremuś nosa.
-Emm...- Harry w panice popatrzył po kumplach.
-Bądź mężczyzną, powiedz to.- ponagliłam.
-Około 160 tysięcy.- powiedział Louis. Opadła mi szczęka.
-Powiedz, że złotych.- jęknęłam, łapiąc się za głowę.
-Yyy... funtów.- 160 tysiaków funtów, czyli... OMG. 
-Wydaliście na tę furę 800 tysięcy złotych?!!! Czy was do reszty porąbało?!!!
-Natalia...
-Nie! Nie żadne Natalia! Zwracacie samochód do salonu. W tej chwili, natychmiast. A jeśli znów zapragniecie mnie obdarować jakąś super bryką, bo wiem, że jak na uparte osły przystało, nie odpuścicie, to ma mieć nie mniej niż pięć lata, 40 tysięcy kilometrów przebiegu i cenę poniżej 80 tysięcy funtów.- skierowałam się do drzwi.
-Ale Nattie...- miauknął któryś za moimi plecami.
-Żadnych "ale". Poproszę starego Peugeota, Forda albo... O! Ostatnio podobają mi się Mazdy. Może być nawet ledwo pyrkoczący garbusik. Ale na warunkach określonych przed sekundą.


Uparciuchy postawiły na swoim. Kupili mi auto, ale jednak na moich warunkach. Jeszcze tego samego dnia pod dom zajechała czarna Mazda 6 Sedan, mająca dwa lata od wyjścia z salonu, 10 tysięcy kilometrów na liczniku, świeżą kontrolę w warsztacie za sobą plus niewygórowaną cenę. Konkretnie 50 tysięcy funtów. Okej, to też jest dużo, ale o całe 110 tysięcy mniej niż tamta bryka. Nie chciałam, żeby wydawali na mnie tyle kasy. I proszę, jeżdżę tym autkiem już dwa lata i nic się w nim nie psuje. No, może z wyjątkiem startych klocków hamulcowych, które piszczały przeraźliwie przy każdym hamowaniu, ale naprawiłam to sama, za własne pieniądze. Znaczy forsę od taty. Niestety, choćbym nie wiem jak chciała, na medycynie nie da się zarabiać. Zwłaszcza przy takim toku nauczania. Dzięki temu, że przerabiałam materiał przez trzy lata, udało mi się sprężyć i zaliczyć dwa lata studiów w rok. To było straszne, na serio, ale dzięki temu jestem teraz o rok bliżej celu, czyli dyplomu.
Zjechałam na olbrzymi parking przy Tesco. Złapałam pierwszy wózek z brzegu i pognałam w kierunku pieczywa. Jak się nie pospieszę, to wszystko mi sprzątną, w końcu to świąteczne megaoferty i hiperpromocje... Przemierzałam powoli wszystkie alejki sklepowe, sterta produktów w wózku rosła z każdą minutą.
-Hej, Natalia...- podniosłam gwałtownie głowę znad paczki płatków śniadaniowych, na których nie mogłam znaleźć daty ważności.
-O kurde... Znaczy... Cześć!- posłałam Danielle niepewną parodię uśmiechu. Co robić, co robić?
-Dawno cię nie widziałam.
-Od Buenos Aires.- uściśliłam, wkładając płatki do wózka. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, jak się zachować wobec Dan. Z jednej strony, cholernie mnie obraziła i ciągle miałam jej za złe obelgi, ale z drugiej strony też dołączyła się do naszej akcji. I podobno, ale nie jestem pewna, udało jej się kogoś uratować swoim szpikiem. Na wzmiankę o Argentynie przygryzła wargę i spuściła głowę.
-Słuchaj... Ja chcę cię bardzo przeprosić za to, co powiedziałam. Myliłam się, byłam jakaś zaślepiona... Nie wiem, co mną kierowało. I nie mogę sobie wybaczyć tego, jak potraktowałam Liama. Teraz wiem, co on czuje, bo... Steven zrobił ze mną to samo.
-Steven to ten...
-Tak, ten.- potwierdziła. Aha. Czyli co, mam współczuć? Danielle jakby czytała mi w myślach.- Nie oczekuję, że będziesz mi współczuła, bo prędzej chyba powiesz, że mi się należało, ale... Wiedz, że ja żałuję.- patrzyłam na nią z powagą. Wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Jest okej.- powiedziałam cicho.- Już... już prawie o tym zapomniałam.- dodałam po chwili. Niezupełnie to była prawda, ale co mi tam.
-Obie wiemy, że teraz skłamałaś.- uśmiechnęła się krzywo.- Ale dzięki.
-Wiesz, nie rzucę ci się na szyję i nie złożę przysięgi wiecznej przyjaźni.- parsknęłyśmy jednocześnie śmiechem.- Cóż, przepraszam, ale muszę już iść.- wskazałam ręką na wózek.- Zakupy się same nie zrobią, a banda wraca jutro.
-Jasne, rozumiem. Też muszę wracać.
-W takim razie, wesołych świąt!- uśmiechnęłam się i skierowałam wózek w stronę nabiału.
-Wesołych świąt!- odpowiedziała Danielle i zniknęła za zakrętem.
O rany. Nie tego się spodziewałam, ale chyba nie poszło tak źle. Nika padnie, jak się o tym dowie. Muszę szybko wysłać jej i Moni smsa. Gdy tylko wyjęłam telefon, przyszło mi powiadomienie z Twittera. Co znowu... O ja pierdolę. Rozejrzałam się gwałtownie po sklepie, ale nie wpadła mi w oko żadna wpieniająca Directionerka. Bo tylko ktoś taki mógł wstawić na Twittera fotkę moją i Danielle z podpisem: @nattie_maj and @DaniellePeazer were together in Tesco! Ex and Liam's girlfriend with no fight! O.O
Zabiję. Już mnie to zaczyna wkurzać. Ile można? Odkąd wprowadziłam się do chłopaków mam stale przyczepiony ogon w postaci jednej lub pięciu Directionerek plus około trzech paparazzi. Ludzie, nie jestem gwiazdą! I przepraszam, co ma znaczyć wyrażenie "with no fight"?! Czy one naprawdę sądzą, że ja i Danielle będziemy darły koty publicznie w hipermarkecie? No sorry, ale gdybym miała się z nią bić, to zrobiłabym to w domu czy w jakimś budynku, gdzie nikt nie mógłby nas znaleźć. I rozdzielić. Wściekła ruszyłam do kasy. Szybko zapłaciłam za zakupy i pchając wyładowany po brzegi wózek, dotarłam do samochodu. Wreszcie do domciu.
Nie miałam ochoty na dalsze wysłuchiwanie powtarzających się miliard razy radiowych list świątecznych przebojów, więc zanim opuściłam parking, włączyłam odtwarzacz CD. Tym razem inną płytę. Głos Harry'ego w "Where Do Broken Hearts Go" od razu poprawił mi humor. "FOUR" było ich najlepszą płytą jak do tej pory. Nawet "The Fifth" nie mogło jej dorównać. Swoją drogą, dziwne mieli te tytuły albumów. No, okej, przy szóstej płycie "Always The Same Direction" trochę się postarali, ale "The Fifth"? Serio, "piąta"?! Nie chcieli się pogubić w rachunku? I żeby nie było, to Louis wymyślił ten tytuł. Co akurat było dość oczywiste, bo kto inny mógłby wpaść na coś takiego? Tylko Tomlinson. Na szczęście nad szóstym myśleli Zayn i Harry.
Szybko wydostałam się z korka w centrum i wjechałam na naszą dzielnicę. Otworzyłam pilotem bramę, wyszczerzyłam się do Zeke'a pilnującego wjazdu i pomknęłam w stronę garażu. Zaparkowałam na swoim stałym miejscu obok wszystkich aut chłopaków. W związku z ich nieograniczoną miłością do samochodów musieliśmy zrobić gruntowny remont garażu. I nie tylko. Chłopaki stwierdzili, że dom jest za mały i potrzebujemy więcej miejsca. W sumie racja, dość często zjeżdżały się tu nasze rodziny, dziewczyny, a nie chcieliśmy się rozstawać. Początkowo Zayn i Harry wyprowadzili się do osobnych mieszkań, Louis kupił willę z Eleanor, ale wyglądało to tak, że przez 23 godziny na dobę przebywali u nas lub ze sobą, a przez pozostałe 60 minut u siebie. W końcu rozsądnie zauważyli, że to niepotrzebny wydatek, sprzedali swoje mieszkania, a forsę przeznaczyli na remont wspólnego domu. W efekcie zaprojektowaliśmy willę na 10 osób plus zmieściłoby się od biedy jeszcze około 20 gości. Główne wejście prowadziło do ogromnego hallu, z którego można było się dostać do piwnicy (czytaj: sali muzycznej, małej siłowni i sali tanecznej!), olbrzymiego salonu, jadalni i kuchni z najlepszym wyposażeniem świata oraz do pięciu, w pewnym stopniu oddzielnych mieszkań na dwie osoby plus goście. Do każdego z tych "apartamentów" można było też wejść od zewnątrz. Prywatność zachowana, każdy posiada własny kącik i wszyscy się zmieszczą. W tym nasze rodziny, które tłumnie zjadą na święta. Ogród odrobinkę się zmniejszył. W końcu trzeba było jakoś poszerzyć tę willę! Ale basen pozostał, staraliśmy się wyciąć jak najmniej drzew... Jest pięknie. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko pokryte jest iskrzącym się śniegiem. Swoją drogą, niedługo chyba ogłoszą stan klęski żywiołowej, bo tyle śniegu w Londynie... Świąteczny cud po prostu.
Wyładowałam torby z bagażnika i skierowałam się do drzwi. Rany, i teraz z naręczem reklamówek mam znaleźć klucz w tej torbie? To są chyba jakieś jaja. Odstawiłam ostrożnie siatki i zaczęłam poszukiwania. O, były na wierzchu. Górą nasi, wchodzimy. Szybko otworzyłam drzwi i przytrzymując je nogą, wprost wpadłam do środka. Nie zdejmując butów ani kurtki, poczłapałam do kuchni i zaczęłam rozpakowywać rozwalone na podłodze reklamówki. Nagle usłyszałam jakiś szmer. Zamarłam ze śmietaną dwunastoprocentową w jednej ręce i mielonym cynamonem do świątecznej szarlotki w drugiej. Co do diabła, przecież jestem sama w domu... Kolejny szmer i szelest. Za chwilę kroki. Odłożyłam po cichu trzymane rzeczy na blat kuchennej wyspy i z kieszeni płaszcza wyciągnęłam swoją tajną broń- genialny wynalazek ludzkości, czyli gaz pieprzowy. Od incydentu z Marcinem Zayn regularnie zaopatrywał mnie w takie cudeńka. Kroki słychać było coraz bliżej. Zacisnęłam palce na pojemniczku i stanęłam przed wyspą. Nagle ktoś stanął na progu kuchni.
-Stój, bo strzelam!- wrzasnęłam, kierując na włamywacza rozpylacz.
-Serio?- dziwnie znajomy głos.- Moim gazem będziesz mnie atakowała?- postać wyszła z cienia.
-O ja nie mogę, Zayn!- pisnęłam i mocno przytuliłam chłopaka. Roześmiał się cicho i odwzajemnił uścisk.- Chcesz, żebym zawału dostała, durniu?- walnęłam go w ramię.
-Przynajmniej udało mi się ciebie przestraszyć.- wyszczerzył się głupkowato, za co dostał kolejny cios w ramię.- Auu! Chcesz mnie zabić?
-Gdybym chciała, to użyłabym tamtego tasaka.- wskazałam na gigantyczny nóż kuchenny.- Co tu robisz? Mieliście być jutro.
-O przepraszam, że wsiedliśmy do samolotu od razu po wywiadzie i jesteśmy dzień wcześniej. Mamy wrócić i przylecieć z powrotem następnego dnia?- zakpił, podnosząc z ziemi jedną z reklamówek.
-A gdzie reszta?- zignorowałam ironię i wróciłam do rozpakowywania siatek.
-Padli trupem na łóżka. Ja wyszedłem jeszcze na papierosa i zobaczyłem, jak podjeżdżasz.
-Miałeś rzucić...- westchnęłam.
-Wiem. Ale... to jest mega trudne.- mruknął.- Powinnaś się cieszyć, staram się palić już tylko trzy dziennie.
-A kiedy zejdziesz do dwóch?- Zayn miał metodę na rzucanie. Nie wierzył w żadne plasterki, tabletki czy gumy do żucia, zamiast tego rozplanowywał sobie zmniejszanie ilości wypalanych petów. Palił tylko tyle, ile postanowił danego dnia. Jak na razie było to skuteczne, ale często widziałam, jak prawie trzęsły mu się ręce, tak bardzo chciał zapalić. Ale był silny i się nie poddawał. Wierzyłam, że da radę.
-Kiedyś... Na razie muszę się przyzwyczaić do trzech.
Szybko uporaliśmy się z zakupami, gadając, a wręcz przekrzykując się nowinkami o trasie, moich studiach i praktykach, ich nowych koncertach, wygłupach na wywiadach i naszych rodzinach, które miały przyjechać już za kilka dni.
-No! Gotowe. Nareszcie mogę iść spać.- odetchnęłam z ulgą.- Ty też już się połóż, kiepsko wyglądasz.
-Chyba popsuł ci się wzrok od naszego ostatniego spotkania. Ja zawsze wyglądam genialnie.
-Nie ma co, wskaźnik skromności ci podskoczył.- prychnęłam.- Lecę na górę. Dobranoc.
-Tylko grzecznie tam!- krzyknął jeszcze za mną, ale już nie miałam siły reagować.
Minęłam boczne drzwi do naszej części domu i wczłapałam po schodach od razu na górę. Po cichu otworzyłam drzwi korytarzyka i weszłam do swojej pracowni. Zostawiłam torbę i stertę moich pomocy naukowych i przeszłam do sypialni. Stanęłam w progu i uśmiechnęłam się do siebie. Tęskniłam za tym widokiem. Liam nawet się nie przebrał, tylko padł w poprzek na łóżko. Leżał na brzuchu, z głową na mojej poduszce i nogami zwisającymi po jego stronie. Podeszłam na palcach do śpiącego chłopaka i zdjęłam mu ostrożnie buty. Z kurtką wolałam się wstrzymać, żeby go nie obudzić. Odsunęłam nogą jego torby rozwalone wokół łóżka i podreptałam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Szybko przebrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju, rozczesując włosy. Wyciągnęłam z szafy koc i przykryłam nim Liama, bo przecież ten leń walnął się od razu na kołdrę. Nie dam rady jej spod niego wyciągnąć. Dobrze, że jakiś skrawek zostawił dla mnie. Pociągnęłam za róg poszwy, ale zamiast ciepłej kołderki zyskałam tylko jęk protestu i przekręcenie się na bok. Okeeej. Mam jeszcze drugi koc.
Położyłam się po swojej stronie łóżka i delikatnie przytuliłam się do Liama. Po sekundzie poczułam, jak obejmuje mnie jedną ręką i przysuwa do siebie. Zerknęłam na jego twarz. Zrobił to przez sen, bo nawet nie drgnęła mu powieka. Uśmiechnęłam się do siebie i wtuliłam w jego ramię. Nareszcie. Wszystko na swoim miejscu.



~~*~~
20 grudzień 2016 r.

-I knoow, I knooooow, I knooow for sureee...- jak to jest, że gwiazda muzyki pop śpiewa zarąbiście, ale pod prysznicem kaleczy nawet swoje solówki? Ja tego nie ogarniam. Nialler właśnie zdzierał swoje struny głosowe, tworząc cover "Steal My Girl", a szum lejącej się wody dawał dość ciekawe tło muzyczne.
-Zaraz go uduszę.- wymamrotał Liam, nie podnosząc głowy z poduszki.
-A kto będzie na jego miejscu w zespole?- zaśmiałam się, wyciągając świeżą pościel z szafy.- Wstawaj, leniu! Potrzebuję tej kołdry i poduszek.
-Nie oddam.- przytulił jeszcze mocniej moją poduszkę.- Ona tak ładnie pachnie tobą...
-To nową też ci spryskam moimi perfumami. A właściwie twoimi. W końcu "You&I" to wasze dzieło.- powiedziałam, ciągnąc za róg kołdry.- Liaaam... Dawaj to.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak! No już!- pociągnęłam mocniej, ale on w tym samym momencie zrobił to samo. Niestety, był silniejszy ode mnie. W efekcie poleciałam na niego i przygniotłam go do materaca.
-No, teraz to na pewno nie puszczę.- uśmiechnął się szeroko, przytulając mnie do siebie. Położyłam mu głowę na piersi.
-Liam, jestem ciężka, puść mnie.
-Ty jesteś ciężka?- prychnął pod nosem.- Po tej białaczce chyba w ogóle nie przytyłaś. Kiedy ty właściwie coś jesz, hm?
-Ostatnio jadłam całkiem sporo. Niestety, mój osobisty kontroler przebywał za oceanem i tego nie widział.
-Chyba go zwolnię.- westchnął ciężko, zanurzając nos w moich włosach.
-Nie! Nie pozwalam!- podniosłam głowę i spojrzałam na niego z góry.
-Byłaś u lekarza?- spoważniał.
-Tak, przecież mówiłam, że pójdę.- cmoknęłam go w nos.- Wszystko jest w porządku, wyniki badań w normie. Nowotwór nie wraca.
-Dzięki Bogu.- znowu mnie przytulił.
-Dobra, dobra, wstawaj z tego wyra. Już jedenasta. Zaraz przyjedzie Nika i Monia.
-Twoi rodzice kiedy będą?- wypuścił mnie z objęć i usiadł na łóżku.
-Dzień przed wigilią. Przyjedzie mama i tata. Ciocia Gosia i Iwona z rodzinami będą u babci. Chciałabym, żeby byli wszyscy, ale Adaś jest podziębiony, a babcia... Wiesz, nie bardzo może latać przez te problemy z ciśnieniem. Obiecali, że połączą się z nami na Skypie.- ściągnęłam z chłopaka kołdrę i zaczęłam zmieniać poszwę. Liam sięgnął za siebie po poduszki i zaczął robić to samo.
-Wstaliście już?- Harry wetknął głowę przez szparę w drzwiach.- O, zacieracie ślady po ostatniej nocy. Mądrze.- uchylił się przed lecącą w jego stronę poduszką.- Monia napisała, że już są na lotnisku.
-Nika znowu panikuje?- spytałam, zbierając brudne poszewki.
-Podobno prawie wyrwała Monice rękaw kurtki, tak ciągnęła ją DO samolotu.- zarechotał Hazz.
-Nie wierzę.- pokręciłam głową ze śmiechem.
-Lepiej uwierz. Nialler nie może usiedzieć w miejscu.
-Niech już Nika skończy te studia i tu przyjedzie, bo kota z nim można dostać.- mruknął Liam, grzebiąc w szafie.
-Będziemy mieli kota?!- wrzasnął uradowany Harry. Parsknąłem śmiechem.
-A Preston będzie go karmił, jak gdzieś pojedziemy?
-No jasne!- taa, Styles był o tym święcie przekonany.
-To tak, Hazza. Będziemy mieli kotka.- Liam popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Puściłam mu oczko i zbiegłam po schodach na dół. W salonie nikogo nie było, ale zza drzwi Nialla słychać było dalszą część prysznicowego koncertu. Teraz mogłam rozróżnić słowa "Act My Age". No tak, co to za koncert bez jego ulubionej, własnej piosenki w stylu irlandzkim. Weszłam do kuchni i stanęłam jak wryta na widok jednej z moich przyjaciółek.
-Perrie?!- pisnęłam, rzucając się do uścisku.- Co ty tu robisz? Miałaś być jutro!
-Ale przyjechałam dziś w nocy.- odwzajemniła uśmiech i sięgnęła po kubek z herbatą.- Nie martw się, powitałaś mnie pierwsza. Zayn nawet nie zauważył, jak się do niego przytuliłam i dalej śpi jak zabity.
-Boże, ten to ma refleks.- wywróciłam oczami. Zaraz jednak spoważniałam.- Dobrze się czujesz? Trochę... blado wyglądasz.
-Co? Nie... wszystko w porządku. Może złapałam tę grypę żołądkową od Jesy i Leigh, bo się pochorowały. Akurat na święta... Jade to farciara, jej nic nigdy nie bierze.- skrzywiła się i wyjęła z szafki tabletki na ból głowy. Alarm! ALARM! Blada cera, Pezz niewyraźnie wygląda, łyka tabletki, nie pije rano kawy tylko herbatę (!), grypa żołądkowa? Jak dla mnie to typowe objawy... Nie no, Nattie, masz już psychozę na punkcie białaczek! Opanuj się, nie każdy, kogo spotykasz na swojej drodze musi lądować na onkologii! Wzruszyłam ramionami i podeszłam do zmywarki, żeby wyjąć dla siebie kubek. Nagle wpadła mi do głowy idiotyczna myśl. Perrie Edwards jest w ciąży! Z wrażenia aż upuściłam talerzyk, który rozprysł się na podłodze na miliard kawałków.
-Nattie, co jest?- Pezz kucnęła, żeby pomóc mi zebrać odłamki porcelany.
-Nic... Przypomniałam sobie, że... Że...- cholera, brak wymówki!- Że... nie nastawiłam wczoraj prania i dziś pralka się chyba zapcha, bo mamy jeszcze pościel do wymiany na święta.- wymyśliłam wreszcie. Zaraz mentalnie walnęłam głową o ścianę. Głupszego pomysłu chyba nigdy nie miałam. Perrie chyba nie zauważyła, że ściemniam, bo skinęła głową i usiadła na krześle. Wyrzuciłam szczątki talerza do kosza na śmieci. Ale jeśli myślałam, że moja chwilowa dekoncentracja przejdzie bez echa, to się grubo myliłam. Hałas rozbijanego naczynia zwabił do kuchni praktycznie wszystkich domowników.
-Co się stłukło?- Hazz tylko wetknął głowę do kuchni, ale za chwilę zawrócił w poszukiwaniu dzwoniącego telefonu.
-Nattie, wiesz, że żeby nas obudzić nie musisz tłuc talerzy? Cześć, Perrie.- Louis z głupkowatym uśmiechem wparadował do kuchni i od razu otworzył lodówkę w poszukiwaniu...- Gdzie, do jasnej ciasnej, są moje marchewki?!- no właśnie.
-Tak jakby zjadłeś już zapas, który kupiłam przed waszym przyjazdem.- odpowiedziałam zalewając sobie kawę.
-Nieprawda! Ty zżerałaś za dwoje!
-Zaczyna się.- jęknęłam.- Bo sobie pomyślę, że było mi lepiej bez was. Cisza, spokój, tony marchwi tylko dla mnie...
-Ha!- wskazał na mnie palcem.- Czyli się przyznajesz do zjedzenia moich zapasów?
-Do niczego się nie przyznaję.- fuknęłam.
-Jeszcze wczoraj tu były.- pisnął, przenosząc tęskne spojrzenie na lodówkową szufladę specjalną.
-O!- podniosłam się z krzesła i stanęłam obok Lou.- Wczoraj były, tak? A koło której sprawdzałeś?
-Koło ósmej wieczorem.- zmrużył oczy, patrząc na mnie.
-Proszę bardzo, mam alibi.- założyłam ręce na piersi z cwaniackim uśmiechem.- Koło siódmej wieczorem poszłam na górę, parę godzin siedziałam nad notatkami z diagnostyki, bo chciałam to skończyć, żeby mieć luz w święta, a potem Liam wyciągnął mnie z pracowni, bo dzwoniła mama na Skypie, żeby ustalić szczegóły ich przyjazdu. Liam?
-Co tam?- mój chłopak pojawił się w kuchni i chwycił jedną z bułeczek leżących na stole.
-O której dzwoniła wczoraj moja mama?
-A po co ci to?- zdziwił się.
-Dla niego.- wywróciłam oczami w stronę Louisa.- Domaga się wyjaśnień co do tajemniczego zniknięcia marchewek.
-Znowu!- Liam zamknął oczy.- Emmm, chyba dzwoniła koło... nie wiem, dziesiątej?
-No, coś koło tego.- zgodziłam się.- Potem już nie schodziłam na dół.
-Nie.- potwierdził Liam.
-Czyli kto mi to zeżarł?
-Hello, kochani!- Niall wparował do kuchni, oślepiając nas szerokim uśmiechem.- Padam z głodu. Nika przyjedzie niedługo, fajnie, nie? I w ogóle śnieg spadł, taka boska zima, wreszcie śnieg widać, jak w Mullingar, a nie taka mętna brudna ciapa i deszcz... Pod tym względem nie lubię Londynu. A co tu taka cisza?- wreszcie się zorientował, że wszyscy milczymy, lustrując go wzrokiem.- No co?!
-Nialler, co ci się stało? Ostatnio chodziłeś, jakby ci ktoś dopalacze podebrał.- Liam zerkał na kumpla znad brzegu kubka.
-Jakie dopalacze?- zapytał zdezorientowany chłopak. Louis wziął głęboki wdech.
-To on! Znowu zeżarł moje zapasy i dało mu powera! Horan, jak ja cię dorwę!- Niall szybko ocenił sytuację i rzucił się do ucieczki. Tommo za nim.
-Normalnie poszłabym ich godzić.- mruknęłam.- Ale dzisiaj mi się nie chce. Czy to źle?
-Raczej nie.- zaśmiała się Pezz i wzięła jeszcze jedną bułeczkę. W kuchni pojawił się ostatni zaginiony członek zespołu, czyli Zayn.
-Co się stłukło?- spytał przecierając oczy. Wszyscy jak jeden mąż wybuchnęliśmy śmiechem.
-Nie no, to się nazywa opóźniony zapłon.- chichotał Liam, opierając czoło na blacie stołu.
-Bardzo śmieszne.- obraził się Zayn.- Ty też się śmiejesz?- zwrócił się do Perrie i nagle wybałuszył oczy.- Pezz?! Co ty tu dziś robisz?
-Widzę, że nikomu się nie podoba, że wcześniej przyjechałam. Dobra, nie ma sprawy, wrócę we właściwym terminie.- wstała z krzesła i już kierowała się w stronę drzwi, gdy Zayn chwycił ją w ramiona i mocno pocałował.
-Tęskniłem za tobą...- powiedział, przytulając swoją dziewczynę.
-Jaaak słooodko!- oparłam głowę o ramię Liama.
-Co nie? Rzygam tęczą.- Harry stanął w drzwiach i z udawanym obrzydzeniem wpatrywał się w naszych zakochanych.
-Nie udawaj.- puściłam do niego oko.- Niech tylko Monika przyjedzie, to zobaczymy, kto wygra konkurs na najbardziej maślane oczy w tym sezonie.
-Taa, jasne. Znowu jej coś nie będzie odpowiadało.- mruknął pod nosem.
-Jezu, nie gadaj, że znów się pokłóciliście.- jęknęłam.- O co tym razem?
-O całokształt.- wywrócił oczami.- Rany, wiesz, jaka ona jest. Od ogółu do szczegółu. Masakra.
-No wiem, jest perfekcjonistką, ale to dlatego, że się boi.
-A niby czego?
-Że cię straci, idioto! Może wybrała złą metodę, ale ona po prostu nie wie, jak cię upilnować, żebyś przypadkiem na jakiejś mocno zakrapianej imprezie nie wymienił jej na lepszy model.
-To co, ona nie wie, że kocham ją najmocniej na świecie i nie chcę żadnej innej?!
-Wie. Ale zdjęcia i różne takie jej w tym przeszkadzają.
-Cholerne pismaki!- rąbnął pięścią we framugę drzwi. Aż Zayn i Perrie się od siebie odkleili.- To co ja mam robić?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Jakiś romantyczny gest? Zrób coś z tym, czego się najbardziej czepiała?- Harry przez chwilę wyglądał, jakby doznał olśnienia. Czyli innymi słowy, przez dwie sekundy wyglądał jak totalny debil. Zaraz rzucił się po schodach do swojego mieszkanka.
-Jesteś niesamowita.- Liam pocałował mnie w policzek.- Tylko jesteś pewna, że dobrze mu poradziłaś?
-Niby czemu?- zmarszczyłam brwi.
-No, bo jeśli Moni na przykład nie odpowiadał wystrój jego pokoju, to możesz się w Wigilię spodziewać ekipy remontowej.
-Myślisz?- popatrzyłam na niego przeciągle.- Mnie się raczej wydaje, że za chwilę pod dom zajedzie ciężarówka wyładowana nowymi meblami, a Hazz zleci na dół, na łeb na szyję, w poszukiwaniu pędzli malarskich i kleju do tapet, z którego będziemy go później uwalniać.- spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
-Trzy, cztery.- na dany znak zamknęliśmy oczy i wyobraziliśmy sobie zaklejonego Stylesa. Wizja była tak komiczna, że zaraz ryknęliśmy śmiechem. Przerwał nam mój telefon.
-Halo?- parsknęłam śmiechem do słuchawki.
-Nattie?
-No, to ja. Co tam, Lou?- gdy tylko Liam usłyszał imię stylistki, zamachał dziwnie rękami, wstał gwałtownie z krzesła, odciągnął protestującego Zayna od Perrie i popędził na górę.
-Czy twój mega odpowiedzialny i rozsądny chłopak jest obok ciebie?- wychyliłam się z kuchni, żeby ocenić sytuację. Już byli na górze.
-Eee, właśnie się ulotnił.
-Przekaż mu, że jeśli nie streści się i nie spręży, żeby być w studiu BBC za dwadzieścia minut, to wróci do domu łysy i z dziwkarskim niezmywalnym makijażem.
-Da się tak zrobić?- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Jasne, że się da. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.
-Louuu... To może oni niech się spóźnią, co?- parsknęła śmiechem.
-Wierz mi, czasami sama bym chciała ich tak obrobić. Na razie, Nattie, zapakuj ich do auta i niech tu będą, bo nie żartowałam z tym makijażem.
-Liam!- krzyknęłam, gdy Louise odłożyła słuchawkę.- Nie zapomniałeś o czymś?!
-Co tym razem?- zawołał z naszego pokoju.
-Będziesz łysy i umalowany jak...
-ZROZUMIAŁEM!- wrzasnął na cały dom.- Kotku, możesz znaleźć Louisa i Nialla?
-Po co ich szukać? Przecież słychać, że kotłują się w siłowni.- odezwała się Perrie, popijając herbatkę.
-Są w siłowni!- przekazałam Liamowi.
-Dzięki!- za chwilę cała piątka pogalopowała do garażu.- Pa, dziewczyny!
-Na razie!- odkrzyknęłyśmy jednogłośnie, ale chyba nas już nie słyszeli. Zostałyśmy zagłuszone przez warkot silnika Range Rovera Harry'ego.
-To co, leniuchujemy?- Pezz przeciągnęła się na krześle z szerokim uśmiechem.
-Chciałabyś.- rzuciłam w nią ścierką.- Trzeba wyrobić ciasto na świąteczne pierniczki.
Wzięłyśmy się do pracy. Już po chwili w całej kuchni roznosił się wspaniały zapach korzennych przypraw i miodu.
-Jak ja dawno tego nie jadłam.- moja przyjaciółka pożerała wzrokiem zamkniętą w piekarniku brytfannę, podczas gdy ja wykrawałam kolejne aniołki, choineczki i śnieżynki z brązowego ciasta. Nagle usłyszałam znajomą piosenkę. Znieruchomiałam.
-Włączyłaś radio?
-Nie. Co to jest?- Perrie odłożyła nóż i też zaczęła nasłuchiwać.
-Albo mi się wydaje, albo Zeke puszcza "Feliz Navidad".- stwierdziłam. Nagle do domu wpadło trzyosobowe, ośnieżone tornado.
-Feliz Navidad
Feliz Navidad
Feliz Navidad
Prospero año y felicidad

I want to wish you a Merry Christmas
I want to wish you a Merry Christmas
I want to wish you a Merry Christmas
From the bottom of my heart


-Dziewczyny!- pisnęłam, rzucając się w kierunku Niki, Moni i Eleanor.- Nareszcie!- Perrie przyłączyła się do mnie i razem, śmiejąc się i dośpiewując kolejne wersy piosenki, skakałyśmy po korytarzu.
-I co, nas nie ma, a wy już zaczęłyście robotę?!- Nika odgarnęła włosy z czoła i jeszcze raz mnie mocno uściskała.
-Ty się nie martw, od jutra zaczynamy sprzątanie.- puściłam jej oczko.
-O nie!- jęknęła Monika.- Ja już mam dość! Przed wyjazdem kazała mi na błysk odkurzyć pokój! Nawet meble odsuwałam.
-Tę starą szafę, która waży sto kilo?- Monika wprowadziła się do Niki na moje miejsce. Z tego, co wiem, to nawet mało tam zmieniła. Z jednej strony to super, że mieszkają razem i się jeszcze nie pozabijały, a z drugiej... cóż, nie miałam już w Krakowie domu. Wracać mogłam tylko do Wadowic.
-Tak, tę samą.
-No, to nieźle. Zakładam, że Louis nic nie posprzątał w naszym mieszkanku?- odezwała się El.
-A jak myślisz?- odpowiedziałam retorycznie.- Przecież to jest Louis. On nie umie sprzątać, a od ścierki go wprost odrzuca.
-Masakra.- mruknęła, wchodząc do kuchni.- Jutro czeka mnie ognista schadzka z odkurzaczem i pająkami.
-Dobra, dziewczyny, jak tam w Polsce?- Perrie podsunęła im kubki z malinową herbatką.
-A wiesz, spoko. Tylko zdecydowanie za dużo kasy wydajemy na autobusy. Potrzebna nam jakaś  pierdziawka do poruszania się po mieście. Kupujemy smarta?- Nika spojrzała na Monię.
-Chcesz pierdziawkę? Najedz się kapusty i grochu. O, świąteczny bigos będzie!- zaproponowałam i za chwilę wszystkie zwijałyśmy się ze śmiechu.
-Jezu, chodziło mi o samochód, idiotko!- Nika trzęsła się ze śmiechu. Jak mi jej brakowało...
-A tak a propos' idiotów... Gdzie wywiało One Direction?- El popatrzyła na mnie i Perrie. Zerknęłyśmy na siebie porozumiewawczo.
-Polecieli na darmową sesję golenia na łyso. Dziś w ofercie gratisowej, w ramach prezentu od świętego Mikołaja mają malowanie niezmywalnymi kosmetykami.- oznajmiłam, dusząc się ze śmiechu.
-Co?- dziewczyny patrzyły na nas zdezorientowane.
-Spóźnili się na wywiad w BBC. Lou zagroziła im nową fryzurą i makijażem.- wyjaśniła Perrie.
-No, włosom Hazzy przydałoby się ścięcie.- prychnęła Monika. Spojrzałyśmy na nią.- No, co? Jeszcze raz mi powie "Long hair don't care", to mnie normalnie szlag jasny trafi.
-Znowu się pokłóciliście?- jęknęłyśmy jednocześnie.
-Nie!- zaprotestowała Monia.- Tylko... taki związek na odległość nie wypala. Ja się do tego nie nadaję, on zresztą też.
-Ale ja i Niall jakoś wytrzymujemy.- zaoponowała Nika.- Zobacz, nie jest tak źle.
-Jasne.- Monika wywróciła oczami.- Ale twój chłopak nie lata na wszystkie możliwe imprezy i nie szlaja się z Ellie Goulding czy Kendall Jenner po jakichś galach! To nie o twoim chłopaku pisali, że znowu schodzi się z Taylor Swift tylko dlatego, że ktoś puścił plotę o tym, że kupił jej bukiet z dwóch tysięcy czerwonych róż! A wracając do włosów, to serio, mógłby je ściąć i wyglądać bosko, a nie jak jakiś żul, ale z drugiej strony chyba wolę, żeby zapuszczał te kudły i ich nie mył, żeby żadna na niego nawet nie spojrzała!
-Boże, jaka ty jesteś zazdrosna...- El pokręciła głową.
-Ja się naprawdę staram.- szepnęła przez łzy.- Ale mnie aż rozsadza, jak widzę jego nowe zdjęcia na jakichś afterach, balangach... Boję się, że wskoczy do łóżka pierwszej lepszej, bo mnie nie ma w pobliżu i pomyśli, że może sobie zrobić taki skok w bok.
-Nie, Harry taki nie jest!- zaprotestowałam głośno.- Jemu na tobie zależy! Może i jest mega towarzyski, chce gdzieś wyjść i tak dalej, ale cię kocha. Parę razy, jak wrócił z takiej imprezy i go spotykałam w kuchni czy na korytarzu, to bełkotał przez opary alkoholu, że z tobą taka impreza byłaby tysiąc razy lepsza.
-To czemu nigdy nie powiedział w mediach, że ma dziewczynę?!- Monika już ryczała jak bóbr.- Nikt nie wie, tylko wy i nasze rodziny! Nigdy nam nie strzelili razem fotki, bo on nie chciał, żebyśmy gdzieś wychodzili! On się mnie chyba wstydzi!!!- Eleanor kucnęła koło jej krzesła i przytuliła do siebie.
-Ćśśś... nie płacz. Znam Harry'ego dłużej niż wszyscy, chodziłam z nim do jednej szkoły i to on mnie tu wprowadził, więc wiem. Hazz ma taką naturę, że o wszystkich się troszczy. Taki opiekuńczy starszy brat, chociaż tego nie widać na pierwszy rzut oka.
-Tylko na jakiś czwarty.- mruknęła Nika. Uciszyłyśmy ją wzrokiem.
-On się martwi, że paparazzi i fani cię zniszczą. Boi się tego, bo wie, co się działo ze mną i z Louisem, co się dzieje z Niką i Niallem. Przecież jeszcze jakiś miesiąc temu Nika została zwyzywana przez małolaty, bo słyszały, jak rozmawia z Niallem przez telefon w centrum handlowym. Mówiła o tym, pamiętasz? A ja? Cały czas ludzie mówią, że jestem tylko ustawką, żeby ukryć romans Louisa i Harry'ego. Swoją drogą, to jest chore, żeby łączyć ze sobą dwóch chłopaków i robić z nich gejów, a potem się oburzać, że cały zespół nazywają bandą pedałów, no ale mniejsza.
-A co z Perrie? I z Natalią? Wy jesteście lubiane...- wychrypiała Monia.
-Perrie jest w zespole, a to co innego. Polubiły ją wcześniej. Poza tym, jeśli chłopaki wybierają dziewczyny, że tak powiem zwykłe, niesławne, to inne laski są zazdrosne, bo myślą, że straciły swoją szansę, że mogło paść na nie. No, a Natalia... To inna historia. Wcześniej jej nie cierpiały, prawda? Ale potem walka z chorobą, to jak wręcz wypychała 1D do fanów... Wiesz, to wszystko zrobiło swoje.
-Ja wiem, ale...
-Harry się ciebie nie wstydzi.- powiedziała Pezz stanowczo.- Ma takie fazy, że gada tylko o tobie. Eli ma rację, może się boi, ale w końcu przezwycięży strach i pokaże światu, co jesteś warta i jakim on jest szczęściarzem, że ciebie ma.
-Dobra, koniec płaczu, zmiana tematu!- zarządziła Nika.- Ja chcę wreszcie zobaczyć to cudo!- wzięła Eleanor za rękę i z zachwytem zaczęła oglądać pierścionek. Reszta też się nachyliła nad wspaniałym brylantem w białym złocie. Ja nie musiałam. W końcu sama pomagałam go wybierać.


-A ten?- pokazał na pierścionek, który równie dobrze mógł być potraktowany jako broszka.
-Zwariowałeś? Chcesz, żeby El padła pod jego ciężarem?- zapytałam retorycznie, patrząc z niesmakiem na to koromysło za szklaną szybą.
-No, to może ten?- stuknął palcem w gablotę i mało nie wybił szybki.
-Uważaj, kretynie!- złapałam go za rękaw.- Bo zaraz nie będziesz płacił za biżuterię, a za szklarza.
-Natalia, no pomóż mi!- jęknął zrozpaczony.- Może ten?
-Tandetny. Wygląda jak tanizna kupowana na polskim bazarze w odpust.
-Jezu! Lepiej chodźmy, nic z tego nie będzie.- zawrócił do wyjścia. Zastąpiłam mu szybko drogę.
-Nie ma takiej opcji. Kupujesz dzisiaj i koniec, kropka. Ile jeszcze będziesz zwlekał? Aż się zestarzejecie?
-Przecież ja tu nie znajdę nic dobrego...- Louis był totalnie zrezygnowany. Trzeba mu poprawić humor.
-Louuu... A zgadnij, co czeka na ciebie w lodówce, kiedy wrócimy z pierścionkiem do domu? No, co czeka na małego Louiska?- chwila ciszy.- A kto ma ochotę na tort marchewkowy z czekoladą?- gadałam jak do dziecka, ale nieszczęśliwa mina Lou i pełne wyrzutu spojrzenie mówiło mi, że coś nie wyszło.- Dobra, zróbmy to inaczej. Jaka jest Els?
-Przecież wiesz.- popatrzył na mnie jak na wariatkę. Niebiosa, błagam o cierpliwość...
-Tak, wiem, ale ty masz mi ją opisać. Jaka jest? Co sobie myślisz, gdy ją widzisz?- bombardowałam go pytaniami. Przymknął oczy. Gdybym wiedziała, że jego mózgownica lepiej działa po ciemku, to od razu zawiązałabym mu szalikiem oczy.
-Jest... piękna. Delikatna, ale też energiczna. Silna. Nie poddaje się, gdy fani ją ranią. Nie ma nic przeciwko mojej karierze, nie leci za forsą. Ma cudowny uśmiech. Jest troskliwa, jest... dobra. Jest dobrym człowiekiem.
-To teraz znajdź taki pierścionek, który odzwierciedla wszystkie te cechy.- otworzył oczy i rozejrzał się po sklepie. Stanął przed jedną gablotą, przeszedł do następnej. Ja czekałam cierpliwie na środku i uspokajałam spojrzeniem jubilera. Nie, proszę pana, nie zamierzamy nic ukr...
-Nattie!- zawołał Louis.- To ten! To bankowo ten!- podeszłam do niego i przyjrzałam się uważnie. Oczko zrobione z pięknie oszlifowanego brylantu. Nie był jakichś kolosalnych rozmiarów, raczej z tych mniejszych. Taki w sam raz, osadzony w złocie, uformowanym w delikatne gałązki. Całość wyglądała jak fragment jakiegoś ozdobnego krzewu. Wspaniały. Idealny dla Eleanor.
-Jednak umiesz coś wybrać.- poklepałam go po ramieniu.- Lecę po sprzedawcę i kupujesz.- odwróciłam się, ale zatrzymało mnie jeszcze pytanie Tomlinsona.
-Nattie?
-Hmm?
-A ten tort to serio jest w lodówce?


Taaa. Tortu nie było, musiałam go upiec od razu po powrocie ze sklepu. Ale pierścionek był i Louis oświadczył się swojej dziewczynie tydzień po kupieniu go. Romantyczny wieczór zaplanował sam i oboje utrzymywali przebieg zaręczyn w tajemnicy. Szkoda. Byłoby co potem opowiadać. Tak czy owak, El się zgodziła. Od ośmiu miesięcy są narzeczeństwem. I dobrze. Nie wyobrażam sobie ich w innej konfiguracji, niż jako małżeństwo z gigantycznym stażem, ósemką dzieciaków, trzydziestką wnuków i setką prawnuków. Będzie bosko. Podtrzymanie wielodzietnej tradycji Tomlinsonów po całości.
-A właśnie, dziewczyny! Skoro tutaj były zaręczyny, a tak właściwie, to my ich nie obgadałyśmy jeszcze w swoim gronie...
-Jak to nie?- podniosły się głosy.
-Skype się nie liczy.- ucięła Nika.- W takim razie, musimy to opić!- wyjęła z torebki włoskie wino.- Dziewczyny, póki facetów nie ma! Bez kontroli! No control, no contro-o-o-o-ol!- zanuciła fragment swojej ulubionej piosenki chłopaków, czyli "No Control".
-Ja nie wierzę, moja ulubione!- El wzięła butelkę do ręki.- No, co jak co, ale na alkoholach to ty się znasz, Nika.
-No ba, że tak.- moja przyjaciółka pękała z dumy.
-To chodźmy do salonu. Weźmiemy kieliszki z barku w jadalni.- poszłyśmy do salonu i za chwilę siedziałyśmy na kanapach przy wygaszonym kominku i nalewałyśmy winko do lampek.
-Ciągle się nie mogę przyzwyczaić, że ty pijesz, Natalia.- Monika otarła łzy i już całkiem się uspokoiła.
-I to jak pije!- Perrie wybuchnęła śmiechem.- Pamiętasz Sylwestra, Nattie?
-Pewnie nie pamięta, bo była w alkoholowym wymiarze.- wybuchnęły śmiechem.
-Ha ha. Bardzo śmieszne. Po pierwsze, nie piję dużo. Po drugie, nie piłam przez dwadzieścia trzy lata, to chyba sporo, co nie? Po trzecie, po przeszczepie też nie piłam, bo byłam na lekach. Po czwarte i ostatnie, nie piję wszystkiego, zwłaszcza po tamtym Sylwku, bo nie cierpię wódki, nawet z polewką i nie mam najmniejszej ochoty po nią znów sięgać.
-Aha, jasne.- Nika wywróciła oczami.- Poczekamy dwa tygodnie, zobaczymy. Ciekawe, jakie akcje szykujesz na tego Sylwestra. No, dziewczyny, zdrowie naszych facetów!- uniosła kieliszek. Stuknęłyśmy się lampkami i wypiłyśmy po łyku.
-Zaraz, zaraz...- Monia popatrzyła uważnie na Perrie.- Dlaczego nie pijesz?- dziewczyna lekko się zaczerwieniła.
-Bo... emm... Tak jakby nie mogę.- powiedziała cicho. Nika zmarszczyła brwi.
-Też jesteś chora?- Pezz miała odpowiedzieć, gdy nagle mnie olśniło. No jasne!
-Jesteś w ciąży!- wypaliłam. Dziewczyny wytrzeszczyły oczy.
-Skąd wiesz?- zapytała zdumiona Perrie.
-Chwila, to prawda?!- El prawie krzyknęła.
-O rany, to genialnie!- Monia uściskała przyszłą mamę.- Gratulacje!
-Który miesiąc?- spytała Nika.
-Prawie czwarty.-uśmiechnęła się dziewczyna.
-No, to niedługo będzie widać! Zdrowie małego Malika!- Eleanor podniosła kieliszek.
-Kiedy mu powiesz?
-Chciałam przy kolacji wigilijnej. Dlatego dziewczyny, błagam, nic nikomu nie mówcie. Zwłaszcza Niallowi, on zaraz wygada.
-Spokojna głowa, dopilnuję pana Horana.- Nika skinęła głową.
Niedługo potem po zawartości butelki nie było nawet śladu, a my pękałyśmy ze śmiechu, wymyślając coraz to nowe, dziwaczne imiona dla przyszłego potomka Perrie i Zayna i wyśpiewując nasze ulubione piosenki. Wydzierałyśmy się, śpiewając "Magic In The Air" przeplatane z "Girl Almighty" chłopaków i "Kisses On Fire" ABBY, gdy do domu wrócili chłopaki.
-Nikaaa!- pierwszy wpadł do pokoju Niall. Nika wstała, żeby go uściskać i została z miejsca porwana na ręce. Liam wszedł zaraz po nim, zaśmiewając się z entuzjastycznego powitania Niallera.
-Cześć, dziewczyny.- cmoknął każdą w policzek i usiadł koło mnie.- To co, kotku, 1D Team w komplecie.
-No jasne.- uśmiechnęłam się szeroko, wtulając się w jego ramię.
-Witam moją piękną narzeczoną!- Louis jak zwykle musiał zrobić mocne wejście. Klapnął na oparcie fotela Eleanor i objął ją ramieniem.- Nareszcie. Myślałem, że będę musiał wysyłać ekipę poszukiwawczą po ciebie.
-Przecież wiesz, że nie musisz mnie szukać, sama do ciebie trafię.- Eli pogłaskała go policzku i delikatnie pocałowała. So cuuuteee... Zayn wsunął się do pokoju i położył się na kanapie z głową na kolanach Perrie.
-Tęskniłaś?
-Jakoś nie bardzo.- zażartowała dziewczyna, głaszcząc go po głowie. Oho, obrażona mina na horyzoncie!- Oj, nie dąsaj się, wiesz, że tęskniłam. Chociaż po tej akcji rano...
-A gdzie jest Harry?- Monika na próżno wypatrywała swojego chłopaka.
-Zaraz, musi zrobić wrażenie.- powiedział Liam.
-Jakie wrażenie?- Monia patrzyła wyczekująco na Liama, ale gdy wszedł Hazz, z powrotem zwróciła się do drzwi. I ja też. I dziewczyny też. I zamurowało nas wszystkie.
-Gdzie schowaliście wehikuł czasu? Ja też chcę się nim pobawić.- powiedziałam, patrząc szeroko otwartymi oczami na Stylesa, który z zadowoloną miną stanął na środku salonu. Wyglądał, jak trzy lata temu, w 2013 roku. Włosy krótsze o połowę albo i więcej, zaczesane lekko do góry. Wyglądał jak w okresie, który jednogłośnie z Moniką i Dominiką uważałyśmy za jeden z lepszych odnośnie wyglądu chłopaków.
-Co... ty zrobiłeś z włosami?- wyjąkała Monia.
-Nie podobały ci się długie. Poprosiłem Lou, to je obcięła. Lepiej?- wyszczerzył się do niej.
-Zrobiłeś to z mojego powodu...?- Monika dalej miała kłopoty z mówieniem.
-Tak.
-Ale... nie musiałeś...
-Teraz mi to mówisz?- Harry udał wyrzut.- Będę musiał przedłużać!- za chwilę parsknął śmiechem i przytulił ją mocno.- Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił.
-Tak?- odrzuciła jego ręce.- To dlaczego nigdy się ze mną nie pokazujesz i cały czas powtarzasz ludziom, że jesteś singlem?!- SOS! SOS! Nadciąga burza! SOS!
-Ech, i bądź tu doceniony...- westchnął ciężko i podszedł do odtwarzacza DVD. Wsunął do środka jakąś płytkę.- To nagranie dzisiejszego wywiadu. Puszczą go w niedzielę.- na ekranie pojawiło się studio BBC i jakaś dziennikarka. Zaczęła zapowiadać One Direction.
-Trochę dalej przewiń.- polecił Zayn.
-Wiem...- mruknął Harry. Przyspieszył odtwarzanie.
-Zatrzymaj, to tu!- krzyknął Louis. Pauza. Nagranie szło z normalną prędkością.
-Więc...- zaczęła prezenterka.- Standardowe pytanie, który z was jest w związku?- Lou, Zayn, Liam i Niall podnieśli ręce. Harry dołączył do nich z sekundowym opóźnieniem.- Ooo, mamy zmianę! Harry, co się stało?- początek wypowiedzi Stylesa zagłuszył szum i pisk widowni.
-... zakochałem się już dawno, ale próbowałem ją chronić przed nagonką ludzi. Teraz wiem, że nie ma sensu, wierzę, że wszyscy pokochają ją tak, ja.
-Kim ona jest? Modelka, aktorka?
-Nie.- zaśmiał się Harry.- Przyszła pani doktor.- szmer zdezorientowania.- Studiowała w Polsce razem z Nattie. Dzięki niej się poznaliśmy.
-Jest waszą fanką?
-Od X Factora. I od początku byłem jej ulubionym.- wyszczerzył się, jak to on.
-I teraz jest tutaj?
-Przyjechała na święta razem z Niką, dziewczyną Nialla. Mieszkają razem. Jak skończy studia, przyjedzie do nas na stałe. Jeszcze tylko pół roku, już nie mogę się doczekać.- nie zdziwiły mnie te słowa. Od dawna planowaliśmy, że najlepiej będzie zamieszkać tutaj, wszyscy razem. Może kiedyś to nie wypali, ale na razie... Jesteśmy rodziną i chcemy być blisko siebie.
-A jak...- Harry przerwał odtwarzanie i spojrzał wyczekująco na Monię. Stała jak wmurowana przy kanapie, patrząc na ekran telewizora, a po jej policzkach płynęły łzy.
-Monika...- zaczął, ale nie mógł dokończyć, bo dziewczyna rzuciła mu się na szyję.
-Kocham cię.- wyszeptała.
-A ja ciebie.- pocałował ją w czoło i przytulił jeszcze mocniej.
-Jest idealnie.- westchnęłam.
-Tak jak być powinno?- Liam oparł głowę na mojej.
-Tak. I bez wielkiego remontu.- zaśmiałam się.- Wiedziałam, że to tylko głupia sprzeczka, bo Harry'emu naprawdę zależy.
-Ale swoją drogą, szkoda, że nas ominęło rozklejanie Hazzy.- parsknął śmiechem Liam. Przypomniałam sobie wcześniejszą wizję Stylesa uciapanego klejem i znowu wybuchnęłam śmiechem.
-Ale byłoby wtedy boskie zdjęcie na Twittera!



~~*~~
22 grudzień 2016 r.

-Jeszcze w lewo! W lewo! W moje lewo, a nie twoje!
-Przecież stoję tyłem! Moje lewo to twoje lewo!
-No, ale w lewo, nie w prawo! Co ty, Zayn, masz dysleksję?!
-Nie drzyj się tak, Nika! Sama wymyśliłaś to dekorowanie, wskakuj na drabinę!
-Nie mogę, mam lęk wysokości, idioto! Nie w prawo, debilu...
-Mam dość! 
-Ja też! W lewo! 
-Spadaj! Zawołaj sobie Nialla do pomocy!
-Czemu wy się tak wydzieracie?- wyszłam z garażu, który właśnie sprzątałam, żeby ogarnąć tę wielką kłótnię.
-Bo on nie rozróżnia lewej od prawej! Jak mu tłumaczę, że ma być równo i powinien to przeciągnąć w lewo, to on wali w prawo! Ja nie ogarniam!
-Nika, spokojnie.- moje próby zażegnania sporu były do niczego, bo znowu zaczęli się na siebie wydzierać. Nie wytrzymałam.- DOŚĆ!!!- ryknęłam na cały głos. Momentalnie ucichli.- Zayn, jakbyś nie wiedział, lewa to ta, którą nie piszesz. Nika, przycisz tę koloraturę, bo inaczej sąsiedzi ogłuchną, a w gazecie będzie, że się produkujecie w operze. Nie lepiej pośpiewać jakieś świąteczne piosenki zamiast się wydzierać?- i zaczęłam nucić "Santa Claus Is Coming To Town". Zayn naburmuszony odwrócił się znowu w stronę ściany i zaczął mocować do ramy okna światełka.
-Teraz w prawo.- mruknęła Nika.
-Zdecyduj się, babo!
Westchnęłam ciężko i wróciłam do garażu. Z czarnego Volvo wysunął się Louis.
-Mam już totalnie dość, boli mnie krzyż, palce mi zaraz odpadną, nogi wrosły w podłoże, dźwigać to nie będę mógł przez najbliższe dwadzieścia lat...
-Skończ tę litanię, z łaski swojej.- rzuciłam w niego szmatą do regałów. Trzeba było uporządkować szafy ze sprzętem majsterkowicza.
-Ale to nie fair...- jęknął.- Dlaczego ja nie mogłem pojechać po choinkę zamiast Nialla i Liama? Albo pomagać w kuchni jak Hazz?
-Bo wczoraj się obijałeś, choinki nie wybrałbyś dobrej, a w kuchni twoja obecność to zagrożenie dla całej planety. Zrozumiałeś?
-Taaa.- mruknął.- A zakupy świąteczne?
-Dziewczyny sobie poradzą.- stwierdziłam.- Nie martwiłabym się o nie.
-Mógłbym być kierowcą albo może pomóc im nosić torby z zakupami...
-Przecież podobno krzyż ci wysiadł.- zadrwiłam, patrząc na niego kątem oka. Wiedziałam. Od razu strzelił focha.
-Foch.- oznajmił, żeby nie było wątpliwości.
-Okej.- wzruszyłam ramionami i wróciłam do przeszukiwania pudeł. Gdzieś tu muszą być świąteczne dekoracje... Małe sztuczne choineczki i stroiki... O, są! Podniosłam pudło i zaciągnęłam je do domu.
-Perrie?! Pomożesz?- dziewczyna wyjrzała z kuchni.
-Co tam?- wytarła ręce w ściereczkę.
-Możesz mi pomóc w rozstawieniu tego po domu? Choineczki do sypialni, stroiki w hallu, salonie, jadalni i tak dalej.
-Jasna sprawa. A ty zajrzyj do Harry'ego. Eksperymentuje z barszczem, mówię ci: cudo!- ściągnęłam czapkę z głowy i posłusznie podreptałam do kuchni. Radio grało akurat "Jingle Bell Rock".
-Jingle bell, jingle bell, jingle bell rock...- podśpiewywał Styles, kręcąc się po kuchni w zabójczym fartuszku z napisem "Uwaga! Facet w kuchni!" i trupią czaszką jak z pirackiej flagi.- O, hej, Nattie! Też przyszłaś na degustację barszczu?
-Podobno nawet ci wyszedł.- podeszłam do pyrkoczącego na ogniu garnka.
-Podobno?! Bankowo wyszedł. Spróbuj.- nabrał pełną chochlę i podsunął mi pod nos. Wow... Pachniało... oszałamiająco. Serio. Pierwszy węch mnie otumanił. Siorbnęłam trochę z chochli. 
-Mmm... To faktycznie jest dobre!- stwierdziłam odkrywczo, wycierając czerwone wąsy z barszczu.- Co tu dodałeś?
-Takie małe innowacje... bazylię, trochę chilli, lampkę czerwonego wina, oregano...
-Co?!- osłupiałam.- Jezu, będziemy mieli barszcz po włosku.- załamałam się.
-Ale spokojnie, wszystkim posmakuje.- uspokoił mnie, wsypując jeszcze szczyptę czegoś, co wyglądało jak... majeranek?!
-Oby. 
-To zaraz się biorę za murzynka.- no, to mu raczej wyjdzie. Co jak co, ale ciacha to on umie piec.
-Weź do przełożenia te konfitury z róży, które przywiozłam od ciotki Iwony.- poleciłam, łapiąc za jabłko. Po naprawdę małym śniadaniu byłam głodna, a dochodziła już druga.- Są na drugiej półce od dołu w lodówce. Potem zwolnisz kuchnię, to upiekę karpatkę.
-Jasne.- mrugnął do mnie i poleciał w stronę kuchenki, na której coś kipiało. Wyszłam stamtąd szybko i wróciłam do garażu, w samą porę, by trzepnąć po głowie Louisa, który zamiast sprzątać, siedział wygodnie na tylnym siedzeniu mojej Mazdy i wybijał na oparciu rytm "Change Your Ticket". Jasne, znalazł płytę 1D w schowku.
-Dokładnie, zmień swój bilet na ten, który prowadzi do miasta Sprzątanice Wielkie, bo inaczej ty popędzisz na drabinę zamiast Zayna.
-Nattie, nie wiem, o co się wściekasz.- posłał mi pobłażliwe spojrzenie.- Szafa wysprzątana.- wmurowało mnie w ziemię. Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam w stronę szafy, żeby to sprawdzić. Lśniła czystością.
-Ale... ale jak... Jak ty...- jąkałam się zdumiona tym widokiem.
-Jak? Normalnie.- stanął koło mnie i dumnym okiem zmierzył swoje dzieło.- Po prostu jak wychodzisz z pokoju, to dostaję super mega kopa, dzięki któremu wszystko robię sto razy szybciej. Niezły patent, co?
-Patent na ściemnianie, owszem.- skomentowałam.- Nie martw się, jeszcze się dowiem, co ty tu nawyrabiałeś.
-Jedzie choinka!- wydarł się z drabiny Zayn.
-Uważaj, debilu!!!- usłyszeliśmy wrzask Niki, a potem lekki trzask. Lekki. Uff, czyli Malik nie spadł z drabiny. Razem z Louisem wylecieliśmy przed dom. Zayn nadal tkwił w tym samym miejscu na drabinie, trzymając w ręku sznur światełek. A raczej kawałek sznura. Reszta dyndała przytwierdzona do okiennicy. Nika z jękiem zwaliła się w śnieżną zaspę.
-Ja. Z nim. Nigdy. Więcej. Nie pracuję!- oznajmiła dobitnie i wtarła sobie w twarz garść śniegu. Akurat w tym momencie zaparkował samochód z choinką wystającą przez drzwi bagażnika.
-Miasto jest sparaliżowane, a wszystko przez to, że jest pięć stopni mrozu i zaspy do kostek. Szaleństwo. A w górach uznaliby to za wiosnę.- powiedział Liam, wysiadając z auta.
-Liam, dam radę wjechać do garażu razem z choinką?- Niall wychylił się przez okno.
-A chcesz mieć ją całą, czy wolisz obciachać wierzchołek?- spytał Liam retorycznie.
-Chyba całą.- zdecydował Nialler i ostrożnie skierował samochód tyłem do drzwi garażu, żeby auto stało jak najbliżej i dało się wyciągnąć choinkę prosto do domu.
-Uważaj, debilu!!!- Nika oczywiście nie mogła siedzieć cicho.- Jedziesz, cholera, po kablach!
-Jakich kablach?- zdziwił się Horan, wychylając ponownie głowę przez otwarte okno.
-Tych! Od światełek!- Nika była bliska wściekłego płaczu.- Wy chyba nie chcecie mi powiedzieć, że nie macie ochoty na te światełka, tylko sabotujecie moja pracę! Mam dość! Sami sobie to zawieszajcie, do jasnej Anielki!- rzuciła podniesiony wcześniej kabel na ziemię i trzasnęła głośno drzwiami wejściowymi.
-Nika!- Niall już chciał za nią lecieć, ale go powstrzymałam.
-Zostań. Nika ma... ciężki dzień, okej? Jeśli chodzi o takie wystroje, to jest mega perfekcjonistką, jasne? I nie wolno wtedy zrobić czegokolwiek poza jej wytycznymi. A dziś... ma ZNP, okej?
-ZNP?- chłopaki spojrzeli na mnie zdumieni.- Co to, u licha?- dopytywał się Zayn. Oj, macie trochę do nadrobienia w kwestiach kobiecych...
-Zespół napięcia przedmiesiączkowego, a teraz spadać do roboty.- ominęłam osłupiałych przyjaciół i weszłam do domu.
-Nattie?- Perrie spotkała mnie na schodach.- Zadanie wykonane!- zasalutowała jak jakiś kapral.
-Dzięki, szeregowy. Odmaszerować!- wydałam rozkaz ze śmiechem.- Nie wiesz, gdzie poleciała Nika?
-Minęła mnie jak tornado jakieś pięć sekund temu i chyba właśnie siedzi w pokoju Nialla.
-Okej... A ty jak się czujesz?
-Dziś już lepiej. Nie wymiotowałam rano, tylko mnie mdliło, więc...- wzruszyła ramionami.- Chyba się normuje.
-Ale nic nie boli?
-Spokojnie, Natalia. Jak zaboli, to od razu do ciebie przyjdę.- posłała mi uspokajające spojrzenie.
-I tak trzymaj.- pokazałam jej uniesiony kciuk.- Dobra, lecę zobaczyć co z Niką, bo gotowa jeszcze coś sobie uszkodzić z tej złości.- zapukałam delikatnie w horanowe drzwi.
-Spadaj!
-Nika, to ja. Czy mam zawołać któregoś z przygłupów, żeby wyjęli drzwi z zawiasów, bo szkoda ich wyważać, czy mi łaskawie otworzysz?- chwila ciszy. Po minucie szczęknął zamek i mogłam wejść do królestwa Nialla. Rzuciłam okiem na lśniące czystością gitary, zawieszone na specjalnych uchwytach na ścianie, na nieco mniej czyste szafki i regały i na zdecydowanie zbyt zabałaganione łóżko i jego okolice. Nika sadowiła się z powrotem na szerokim parapecie z ulubioną gitarą Niallera na kolanach.
-Zamknij drzwi, okej?- mruknęła pod nosem. Posłusznie wykonałam polecenie i klapnęłam naprzeciwko niej. Przez wymalowaną mrozem szybę widziałam, jak Liam i Louis mocują się z choinką, a przez podjazd pędzi, ślizgając się na lodzie Niall. Ciągnął za sobą Prestona do pomocy. Rany, z małą choineczką sobie nie radzą...
-To teraz powiesz cioci Natalii, co się dzieje.- popatrzyłam prosto na Nikę. Opierała brodę na pudle gitary i delikatnie przesuwała palcem wzdłuż krawędzi gryfu.- No? Bo chłopakom powiedziałam, że masz ZNP, nie zdziw się, jak się speszą na twój widok.
-Co?!- Nika podniosła na mnie zdumiony wzrok.- Masz nie po kolei w głowie! Ty paszczurze jeden! Pijawka!
-To żadna nowość.- wzruszyłam ramionami. Brakowało mi jej odzywek.- No, powiedz...- trąciłam ją stopą w kolano.- Czemu wybuchłaś jak fajerwerk na fallstarcie?
-A jeśli powiem, że to był pretekst, żeby pogadać z tobą wreszcie na osobności?
-Wtedy powiem, że to ty masz kiełbie we łbie.- prychnęłam.- A tak naprawdę?
-Nie wiem.- mruknęła.- Masz czasem takie wrażenie, że wszystko przychodzi ci za łatwo? Że jest to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe i zaraz nastąpi katastrofa?- wybałuszyłam oczy.
-O czym ty, do diabła, gadasz?!
-Po prostu...- machnęła ręką w nieokreślonym kierunku, mało nie zwalając z kolan gitary.- Mam dziwne wrażenie, że to jest jakiś piękny sen. I zaraz ktoś mnie z niego brutalnie wybudzi. No bo popatrz!- gwałtownie się wyprostowała i spojrzała mi prosto w oczy.- Trafiasz na chłopaka ze swoich marzeń. Zakochujecie się w sobie nawzajem. On ratuje ci życie, ty ratujesz zespół jego i przyjaciół. Mieszkacie razem. Cholerna sielanka do porzygu. Ja niespodziewanie zabujałam się w facecie, o którego istnieniu miałam blade i mizerne pojęcie, a okazuje się być prawdziwym księciem z bajki. Kiedy tylko tu jestem, Niall... On... Jest po prostu idealny. Nic dodać, nic ująć. Aż się bardziej już nie mogę w nim zakochać, bo zwyczajnie się nie da. Myślę o nim ciągle, piszemy ze sobą, rozmawiamy... Ale to serio wygląda za pięknie.
-A to nie jest tak, że najpierw jest ciężka droga do szczęścia, a potem "i żyli długo i szczęśliwie"?- zapytałam.- Popatrz, najpierw trafiałyśmy na samych beznadziejnych facetów. Ja zachorowałam. Potem znalazłyśmy swoich książąt i bum! Bajka trwa. I będzie trwała.
-Ale...
-Dlaczego wy macie takie wątpliwości?!- wykrzyknęłam wkurzona.- Ty, Monika! Dlaczego nie wierzycie, że na serio możecie być z nimi szczęśliwe?! Ja rozumiem, to jest inne życie, trudniejsze, ale musicie uwierzyć, że dacie radę! Już nie wspominając o tym ckliwym zdaniu "Miłość zwycięża wszystko"!- Nika przez chwilę siedziała cicho. Wreszcie podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
-Ale mi brakowało, żeby ktoś mnie zwyzywał i skopał mi dupę, tak jak ty to potrafisz.- wyszczerzyła się.
-Należało ci się.- warknęłam jeszcze zła.
-Oj, no już nie gniewaj się...- lekko kopnęła mnie w kostkę.- Nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy się o coś nie pożarły.
-Tylko nie mów, że te kwieciste argumenty sobie wymyśliłaś dla ruszenia mnie.
-Nie, nie, mówiłam serio. Ale teraz rozwiałaś moje wątpliwości, jeśli chcesz kontynuować kwiecisty język.
-Nie, nie chcę.- zabrałam jej gitarę.- Chcesz dostać powera? To się wsłuchaj.- Liam i Niall nieźle mnie poduczyli grania na gitarze. Zaczęłam wygrywać akordy "Hall Of Fame".
-Yeah, you can be the greatest
You can be the best
You can be the king kong banging on your chest
You can beat the world
You can beat the war
You can talk to God, go banging on his door

You can throw your hands up
You can beat the clock
You can move a mountain
You can break rocks
You can be a master
Don’t wait for luck
Dedicate yourself and you gonna find yourself

Standing in the Hall of Fame
And the world’s gonna know your name
Cause you burn with the brightest flame
And the world’s gonna know your name
And you’ll be on the walls of the Hall of Fame

(Tak, możesz być najwspanialszy
Możesz być najlepszy
Możesz być King Kongiem, bijącym się po klatce piersiowej

Możesz zdobyć świat
Możesz wygrać wojnę
Możesz rozmawiać z Bogiem, iść walić w jego drzwi

Możesz podnieść w górę swoje ręce
Możesz wygrać walkę z czasem
Możesz przenosić góry
Możesz rozbijać kamienie
Możesz być mistrzem
Nie czekaj na szczęście
Poświęć się, a odnajdziesz siebie

Stojąc w holu sławy
A świat będzie znał Twoje imię
Bo palisz się najjaśniejszym płomieniem
A świat będzie znał Twoje imię
I będziesz na ścianach w Sali Sławy)



-Już zrozumiałaś? Możesz wszystko. Nawet rzeczy niemożliwe. Możesz być z Niallem, utrzeć wszystkim nosa, pokazać, że życie też potrafi być jak bajka.- oddałam jej instrument i zerknęłam na podjazd. Choinka i obecni tam wcześniej mężczyźni zniknęli.- A teraz chodź, bo jeszcze zaczną ubierać choinkę bez nas i to dopiero będzie tragedia.
-No, idę...- już miała się podnosić, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju wetknął głowę Nialler. Nika puściła mi niedostrzegalne oczko i zrobiła wkurzoną minę. Nika, co ty kombinujesz?
-Skarbie, co się stało?- Niall wszedł do pokoju i kucnął przed parapetem.- No? Co mam zrobić, żebyś się znów uśmiechnęła?
-Nic.- wymamrotała. Horan szeroko się uśmiechnął.
-Mam ci znowu zarapować?
-A tylko spróbuj.- prychnęła, chociaż widać było po jej oczach, że już ma ochotę się roześmiać.
-A żebyś wiedziała, że spróbuję.- zabrał jej gitarę, zrobił natchnioną minę i uderzył mocno w jej struny.- Moja mała złośnico... Rozchmurz swoje lico i uśmiechnij się pięknie, jak to robisz najchętniej.- z całych sił zaciskałam wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nika też. Niall mocniej szarpnął struny gitary,- Ja ci zaraz zapodam nowy rytm na iPoda. Będzie "Little Things" i "More Than This", taką nutę mam na dziś. Bo, mój skarbie, ja cię kocham i przez twoje krzyki nigdy nie mam focha.- zakończył efektowną solówkę na gitarze i zaśpiewał jeszcze refren "Stereo Hearts".
-My heart's a stereo, 
it beats for you, so listen close. 
Hear my thoughts in every no-o-o-te. 
Make me your radio 
and turn me up when you feel low, 
this melody was meant for you. 
Just sing along to my stereo!

(Moje serce jest magnetofonem stereo,
Bije dla Ciebie, więc słuchaj uważnie,
Usłysz moje myśli w każdej nucie,
Zrób mnie swoim radiem,
Nastaw mnie kiedy będziesz czuć się kiepsko,
Ta melodia jest przeznaczona dla Ciebie,
Więc śpiewaj do mojego stereo)

Skłonił się oczekując oklasków. Wybuchnęłam śmiechem i posłusznie zaczęłam bić brawo.
-Nie no, genialne! Tego to się nie spodziewałam.
-Co nie? Mój chłopak jest najlepszy!- Nika przytuliła się do Nialla.
-Zaraz, chwila, to znaczy, że ty udawałaś?- zapytał zdezorientowany chłopak.
-Tylko przed chwilą. Chciałam, żeby Natalia usłyszała twoją metodę na poprawienie mi humoru.- pocałowała go w policzek.
-To jest nie fair, oszukiwałaś!- Nialler dał jej prztyczka w nos.
-Dobra, to wy tu ustalcie, czy to było fair, czy nie fair, a ja idę na dół.- wyszłam z ich pokoju i skierowałam się do salonu, gdzie Preston właśnie pomagał chłopakom osadzić choinkę.
-Nie mogliście je wstawić w stojak na dworze? Teraz tylko tu brudzicie!- Perrie z rekami opartymi na biodrach stała nad nimi i narzekała na bałagan. Miałam szczerą ochotę do niej dołączyć. Cała podłoga była w igłach, plamkach żywicy, z resztkami topniejącego śniegu i błota. Szanowni panowie oczywiście zapomnieli zdjąć buty.
-Dobra, jest, jest!- Liam przykręcił ostatnią śrubę i odsunął się od drzewka.- Stawiamy!- no, to teraz dopiero się zaczęło.
-Dawaj tu, dawaaaj!
-Ciągnij, debilu!
-Uważaj, bo urwiesz!
-Rysujecie tylko parkiet, podnieś to!
-Mamy ją postawić czy położyć?! Zdecyduj się, do cholery!
-Dobra, stawiamy!
-Jeszcze, ciągnij!
-Uważaj, bo... się poślizgniesz.
-No co ty nie powiesz?!
-Istny Armagedon.- mruknęłam do Perrie.- Pomagamy im, czy dajemy sobie siana i czekamy, aż się ogarną?
-Pięć minut i wkraczamy do akcji.- odpowiedziała dziewczyna. O dziwo, chłopaki nas zaskoczyli. Postawili tę choinkę w cztery minuty i dwanaście sekund. Żeby nie było: patrzyłam na zegarek.
-Okej, bombki już tu stoją, tylko jeszcze...- Harry nie dokończył, bo zaliczył piękną glebę na małej, uciętej gałązce i walnął prosto w jedno z pudełek z bombkami.
-I po bombkach.- skomentował pogodnie Louis.- Chyba że święta spędzimy na wygrzebywaniu ich z twojego tyłka i sklejaniu do kupy przy użyciu Superglue.
-To tylko jedno pudełko, mamy jeszcze takich pięćdziesiąt.
-Co tu się dzieje?- do domu weszły Eleanor i Monika obładowane siatkami ze świątecznymi zakupami.
-Jezu, czy wyście powariowali?!- El prawie złapała się za głowę, gdy zobaczyła stan naszego salonu.- W tej chwili lecicie po miotły, szufelki i inne rzeczy, żeby ogarnąć ten burdel!- wszyscy, łącznie z Prestonem spuścili głowy i mrucząc coś niewyraźnie pod nosem, powędrowali posłusznie do kuchni po niezbędny asortyment.
-Przynajmniej choinkę wybrali ładną.- Monia podeszła do drzewka i zaciągnęła się zapachem żywicy. Dotknęła ostrożnie gałązek.- Sztywna. Bombki nie będą spadały. To chyba świerk kłujący, jak myślisz, Nattie?
-Wiesz, że botanika to w biologii moja pięta achillesowa.- stanęłam koło niej.- Na pewno świerk, ale gatunku to już ci nie podam, sorry.
-Dobra, chodźmy rozpakować te zakupy, a oni niech to sprzątną.- wzięłam kilka reklamówek i zaniosłam je do kuchni. Po drodze zgarnęłam Nikę i Nialla, którzy właśnie zeszli na dół. Niestety, z Niallera było tyle pożytku, co z ukrytego w szafie mola, bo zamiast nam pomóc, dobrał się do barszczu Harry'ego.
-Niall! Wynocha!- pacnęłam go porządnie ścierką i pokazałam mu drzwi.
-Ale przed chwilą sama chciałaś...
-Ale już nie chcę! Ten barszcz ma być na święta, nie na teraz, żarłoku jeden!
-Już, już idę...- porwał jeszcze kilka pierników i ekspresowo się zmył.
-Musimy zbudować schron na jedzenie.- stwierdziłam z rozpaczą, licząc w myślach pierniczki. O ósmej rano było ich dwa razy więcej.- W tym tempie do Wigilii po wszystkich potrawach zostanie tylko mgliste wspomnienie.


*trzy godziny później*
-Jeszcze jedna... O, tutaj.- wskazałam Harry'emu miejsce, gdzie powinien powiesić bombkę.
-Ej, słuchajcie!- Eleanor wpadła do salonu, niosąc bezprzewodowe radio.- Zaraz puszczają "Night Changes"!
-Teledysk ma już dwa lata, jeszcze wam się nie znudziła ta piosenka?- Lou wywrócił oczami i zarzucił sobie na szyję złoty łańcuch.
-Nie?- Monia wyjęła szklanego aniołka z pudła.- Ta piosenka jest wspaniała. I pomysł na teledysk był świetny.
-Taa, bo nie ma to jak pięć spieprzonych na końcu randek.- Nika zaśmiała się kpiąco.
-Ej, ej, ej!- Niall zeskoczył z krzesła i wziął od niej granatowego sopelka.- Ktoś już zapomniał, że miał udział w wymyślaniu scenariusza?
-Ja ci tylko powiedziałam, jaka randka mi pasuje, ty zastosowałeś się do moich wskazówek.- zaczęła odwiązywać z bibułki kolejnego sopla, tym razem czarnego w białe gwiazdki.
-Widzisz, a mój chłopak się nie zastosował do wytycznych.- zerknęłam kątem oka na Liama, który grzebał w pudle z wielkimi bombkami, na których wypisane były nasze imiona.
-Przepraszam bardzo, skarbie, ale zawsze chciałaś, żeby nasza metoda na idealną randkę była tajemnicą. Poza tym, Lou poniekąd podkradł mi pomysł.
-No co ty? Waszą ulubioną randką jest spacer i jazda samochodem?- Hazz chyba był zdegustowany.- Ja przynajmniej wymyśliłem lodowisko. Coś innego!
-Nie zapominaj, że najwyraźniej lubią być zgarniani przez gliny.- zarechotał Tomlinson, dalej obwiązując się łańcuchem. Wyglądał jak wielki złoty kebab. Serio, taki miał kształt!
-Ha, ha, ha!- udałam, że pękam ze śmiechu.- Normalnie zaraz mnie brzuch rozboli ze śmiechu. Ja wolę nie wiedzieć, jak się kończą randki twoje i El.
-I słusznie.- posłał mi diabelski uśmieszek.- Ja też bym nie chciał wiedzieć, co dokładnie ty i Liam wyprawiacie, kiedy jesteście sami, zamknięci na klucz w pokoju...
-Ty...- już miałam go totalnie zwymyślać, gdy Perrie mi przerwała.
-Cicho, zaczyna się!- spokojna melodia została podgłoszona przez Eli. Za chwilę Zayn zaczął śpiewać ze swoim głosem z nagrania.
-Going out tonight,
Changes into something red
Her mother doesn’t like that kind of dress
Everything she never had, she’s showing off

(Wychodzi w nocy,
Przebierając się w coś czerwonego,
Jej matka nie toleruje tego typu sukienki,
Pokazuje wszystko, czego nigdy nie miała.)


-Driving too fast
Moon is breaking through her hair
She’s heading for something that she won’t forget.
Having no regrets is all that she really wants

(Jadąc zbyt szybko,
Światło księżyca prześwituje przez jej włosy.
Zmierza do czegoś, czego nie zapomni,
Niczego nie żałować - wszystko, czego ona naprawdę pragnie)

Liam włączył się do śpiewania, podchodząc do mnie z dwiema bombkami. Podał mi tę ze swoim imieniem i w tym samym momencie, co ja, powiesił na sąsiedniej gałązce moją.
-We’re only getting older baby
And I’ve been thinking about it lately
Does it ever drive you crazy
Just how fast the night changes?
Everything that you’ve ever dreamed of
Disappearing when you wake up
But there’s nothing to be afraid of
Even when the night changes
It will never change me and you

(My tylko się starzejemy kochanie,
i myślałem o tym ostatnio.
Czy to kiedykolwiek wpędzało cię w szaleństwo,
Tak szybko jak zmienia się noc?
Wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłaś,
Znika, kiedy się budzisz,
Ale nie ma się czego bać,
Nawet, jeśli noc się zmienia,
Nigdy nie zmieni mnie i ciebie.)

Harry zaczął śpiewać swoją solówkę. Chyba nigdy nie znudzi mi się słuchanie ich na żywo. Nagranie... Tam wszystko jest wygładzone, tutaj każdy głos ma zupełnie inne brzmienie, czasem wychwytuje się niedoskonałości i to paradoksalnie sprawia, że piosenki stają się jeszcze piękniejsze.
Zaraz po Harrym wkroczył Louis ze swoją solówką.
-Chasing it tonight
Doubts are running around her head
He’s waiting, hides behind a cigarette
Heart is beating loud and she doesn’t want it to stop

(Goniąc to wieczorem,
Wątpliwości krążą jej w głowie,
On czeka, ukrywając się za papierosem.
Serce bije głośno, a ona nie chce, żeby przestało.)

Niall prawie przegapił swoje solo, bo z wystawionym językiem próbował zawiesić wyjątkowo upartą bombkę. Gałązka była zdecydowanie za wiotka dla takiego kolosa, jak tamten biało-srebrny bałwanek.
-Co? Teraz ja?- pokiwałyśmy energicznie głowami.- A, no to już.
-Moving too fast
Moon is lighting up her skin
She’s falling, doesn’t even know it yet
Having no regrets is all that she really wants

(Ruszając się zbyt szybko,
Księżyc oświetla jej skórę,
Ona zakochuje się, nawet jeszcze o tym nie wiedząc
Niczego nie żałować - wszystko, czego ona naprawdę pragnie)

-Ta piosenka nigdy, przenigdy mi się nie znudzi...- westchnęła rozmarzona Perrie.
-Wiesz, mnie chyba teeeeż!- Louis, cały obwiązany łańcuchem próbował się przemieścić z miejsca na miejsce. Niestety, zapomniał, że nogi też ma unieruchomione i z głośnym hukiem zaliczył glebę. Wpadł prosto na pudło z anielskimi włosami i brokatem. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, gdy podniósł się do pozycji siedzącej z twarzą lśniącą i kolorową od brokatu, z białą peruką na głowie.
-Jeszcze tylko skrzydła i byłby anioł do powieszenia na choinkę.- skomentowałam, odkładając kolejne puste pudełko na bok.
-Ja bym się raczej zastanowił na doprawieniem mu rogów i oddaniu do przygarnięcia kolędnikom jako diabła.- zaśmiał się Zayn, podając Perrie bombkę z jej imieniem.
-Przepraszam?! Ja tu jestem!- oburzył się Lou i próbował stanąć na nogi. Na szczęście, pomogła mu jego dziewczyna, bo inaczej runąłby prosto na prawie gotowe drzewko.
-Uważaj, kretynie.- El doprowadziła go do pionu.- Ech, jesteś jak dziecko. Oddawaj ten łańcuch.
-Ale i tak mnie kochasz.- gdy tylko uwolnił ręce, zaraz objął ją od tyłu i pocałował we włosy.
-Czy to był tylko pretekst, żeby się poprzytulać? Bo jeśli tak, to miewałeś lepsze pomysły.
-Ja też chcę się przytulić.- Hazz zrobił nadąsaną minę i złapał za rękę swoją dziewczynę.- Wy nie musicie, ja Monię widziałem ostatnio cztery miesiące temu.
-Przypominam ci, że miałeś przyjechać.
-Kotku, gdybym pojechał do Polski z zapaleniem krtani, to tylko bym cię zaraził.
-Dobra, sorry, ale mam dość!- uniosłam ręce.- Ja też mam chłopaka, lubię się przytulać, ale gdy wokół mnie sterczą cztery pary i się obściskują, to mam ochotę zwrócić meksykański barszcz Harry'ego.
-On był polski! Według twojego przepisu.
-O, sorry, w moim przepisie, a raczej przepisie mojej babci nie było curry, chilli, bazylii i wina.
-To się nazywa eksperymentowanie w kuchni.
-Lepiej nie mów tego na głos, Louis uwielbia eksperymenty, a wiadomo, co by się stało, gdyby zaczął je robić w kuchni.- zaśmiał się Liam.
-Ktoś coś do mnie mówił?- Lou podniósł głowę i rozejrzał się bystro po pokoju.
-Nikt.- Niall poczochrał go po głowie.
-Nialler nie chce wysadzenia kuchni w powietrze.- szepnął teatralnie Zayn.
-No tak, dla niego to by była katastrofa.- Nika puściła oczko do swojego chłopaka.
-To co, ludzie?- Monia odstąpiła od choinki.- Chyba gotowe.
Stanęliśmy wokół drzewka. Wyglądało pięknie. można powiedzieć, że ubraliśmy je "na bogato". Masa kolorowych bombek, sopelków, aniołków, mikołajków, bałwanków, kilka złotych puchatych łańcuchów i z dziesięć sznurów światełek. Całość lśniła, iskrzyła się wszystkimi możliwymi kolorami.
-Teraz mi się przypomina ta piosenka "Oh Christmas Tree".- powiedział z zachwytem Niall.
-Oh christmas tree, oh christmas tree, of all the trees most lovely...- zanuciłam pod nosem.- Tak, to zdecydowanie najpiękniejsza choinka świata.
-To co? Skoro już ubraliśmy, to mogę pójść się umyć?- Harry wytarł dłonie o spodnie.- Cały lepię się od żywicy.
-A ja mam brokat w uszach.- Louis potrząsnął głową, rozsypując na wszystkie strony kolorowe drobinki.
-Ja chyba muszę dokończyć te światełka na dworze...- mruknął Zayn, widząc ostre spojrzenie Niki.- No, nie patrz tak terrorystko, idę. Zachowujesz się, jakby ktoś cię podebrał z Al Kaidy.
-Ja przynajmniej NIE WYGLĄDAM jak ktoś podebrany z Al Kaidy.- odparowała szybko i wypchnęła Malika razem z Niallem i Perrie w stronę hallu.- Chodźcie, wszyscy się przydacie.
-Ja lecę do kuchni.- Monia zgarnęła papiery na jeden stos i wyszła szybkim krokiem z salonu.
-A ja muszę dopilnować świętego Mikołaja.- El puściła mi oczko.- Na razie!
-Czy oni...- zerknęłam pytająco na Liama.
-Tak. Właśnie koncertowo wymigali się od sprzątania.- chłopak potwierdził moje przypuszczenia.
-O nieee...- zajęczałam.- Nie chce mi się tego ogarniać...
-Oj, chodź...- pociągnął mnie za rękę w stronę miotły.- Szybciej zaczniemy, szybciej skończymy.- niechętnie wzięłam szczotkę i zaczęłam zgarniać igły, fragmenty stłuczonych bombek i papiery na jeden stosik na środku parkietu. Liam składał pudła na jedno miejsce i za chwilę poszedł wynieść je po garażu. Skorzystałam z okazji, przesunęłam śmieci pod ścianę i z westchnieniem ulgi walnęłam się na kanapę.
-O ty mała oszustko!- Liam parsknął śmiechem na widok mojej rozanielonej miny.- To tak się sprząta?
-Aha. Nie widzisz? Czarodziejska miotła sama zamiata.- pstryknęłam palcami.- I co?
-Nic nie widzę.
-To chyba potrzebujesz okulisty.- stwierdziłam. Liam podszedł do kanapy, podniósł moją głowę i zaraz opuścił ją na swoje kolana. Uwielbiałam tak leżeć, gdy on delikatnie głaskał mnie po włosach.
-To co? Kiedy idziemy na naszą kolejną tajemniczą randkę?- uśmiechnęłam się do niego szeroko. Naszą tajemnicza randką była altanka. Dokładnie ta, w której się poznaliśmy i w której pierwszy raz między nami zaiskrzyło. Nasze własne magiczne miejsce. Taki symbol.
-A kiedy chcesz?
-Pierwszy dzień świąt?- udałam, że się zastanawiam.
-Hmm... Chyba nie mam planów.
-Dobrze, bo gdybyś miała, to kazałbym ci je odwołać.
-Nawet, gdybym była umówiona z moim chłopakiem?- zaczęłam się zgrywać.
-Zwłaszcza jego musiałabyś odwołać.- mrugnął do mnie z tym kochanym uśmiechem.
-Nie byłby z tego powodu zadowolony. Miałbyś chyba kłopoty.
-Poradziłbym sobie z nim.
-No, nie wiem. Ostatnio trochę przypakował.- stuknęłam go żartobliwie w umięśnione ramię.
-To dobrze?
-Dla jego dziewczyny? Jak najbardziej. Obroni ją przed natrętami.
-I dokładnie o to mu chodziło.- pogłaskał mnie wierzchem dłoni po policzku.
-Patrz...- powiedziałam po chwili.- To będą nasze pierwsze wspólne święta. W tamtym roku i w zeszłym byliśmy u naszych rodzin.
-I na pewno to nie będą ostatnie wspólne święta.- nachylił się, żeby mnie pocałować.
-Pamiętasz, jak przez Skype'a śpiewaliśmy kolędy?- zaśmiał się na to wspomnienie.
-Pamiętam. Którą ja wtedy śpiewałem?
-"Christmas Time", zapomniałeś?
-Ach, tą.- zaczęłam nucić pod nosem tę piękną piosenkę. Liam zaraz do mnie dołączył.
-The child is a king, the carollers sing,
The old is past, there's a new beginning.
Dreams of Santa, dreams of snow,
Fingers numb, faces aglow.

Christmas time, mistletoe and wine
Children singing Christian rhyme
With logs on the fire and gifts on the tree
A time to rejoice in the good that we see.

A time for living, a time for believing
A time for trusting, not deceiving,
Love and laughter and joy ever after,
Ours for the taking, just follow the master.

Christmas time, mistletoe and wine
Children singing Christian rhyme
With logs on the fire and gifts on the tree
A time to rejoice in the good that we see.

(Dzieciątko jest Królem, kolędnicy śpiewają
Stare jest przeszłością, to nowy początek.
Marzenia o Świętym Mikołaju, marzenia o śniegu.
Palce zdrętwiały, twarze się jarzą

To czas świąt, jemioły i wina.
Dzieci śpiewających chrześcijańskie wiersze.
Z drewnem w kominku i prezentami pod choinką.
Czas radowania się dobrem, które wszyscy widzimy.

Czas życia, czas wierzenia.
Czas zaufania, nie oszukiwanie.
Miłość i śmiech i radość aż po wieki.
Podejmijmy cel podążania za Panem.

To czas świąt, jemioły i wina.
Dzieci śpiewających chrześcijańskie wiersze.
Z drewnem w kominku i prezentami pod choinką.
Czas radowania się dobrem, które wszyscy widzimy.)



~~*~~
24 grudzień 2016 r.

-I na pewno dobrze się czujesz?- Gaba już po raz piąty dopytywała się o mój stan zdrowia. Rany Julek, jestem zdrowa jak rybka, nie czuję się źle, czy na serio muszę powtarzać to naście razy?!
-Tak! Gabi, wszystko jest okej. Jesteś cudotwórcą, jak chcesz poświadczę to przy twojej habilitacji czy pracy profesorskiej, ale nie musisz się o to tyle razy pytać.
-Żeby zrobić habilitację, trzeba mieć stopień doktora, a ja dopiero piszę pracę doktorską.
-Dobra, dobra, ale poświadczyć mogę. Wszystko jest okej, uratowałaś mi życie całe dwa lata temu i od tego czasu jest dobrze.
-Teraz ty się powtarzasz. Ile razy do ciebie dzwonię, tyle razy to słyszę.
-No i super.- wyszczerzyłam się, podtrzymując telefon ramieniem. Ręce miałam zajęte, bo właśnie posypywałam szczypiorkiem parujące ziemniaczki. Za chwilę zaczniemy kolację wigilijną.
Dom był pełen ludzi. Wczoraj zjechali prawie wszyscy: moi rodzice, rodzice Zayna, czyli Yaser i Trisha z Waliyhą i Saafą (Doniya zamierzała przyjechać jutro z samego rana, była u przyjaciół w Cardiff), mama Harry'ego, Anne, z jego ojczymem Robinem i siostra Gemmą, oraz rodzice Nialla, Maura i Bobby, z jego bratem Gregiem, jego żoną Denise i synkiem Theo. Dziś jeszcze dojechała cała rodzina Tomlinsonów, czyli Jay, Dan, Lottie, Fizzy, Phoebe, Daisy, Doris i Ernest oraz rodzice Liama, Karen i Geoff. Ruth i Nicole, jego siostry niestety nie mogły przyjechać, spędzają święta ze swoimi rodzinami. Tak więc, mamy tutaj gigantyczny tłum i pełen ręce roboty, żeby to jakoś ogarnąć. I jeszcze więcej myślenia, gdzie ich wszystkich ulokować...
-Okej, to teraz zgarnij Louisa, chcę mu złożyć życzenia.- tak, Lou ma dziś urodziny. Wczoraj padł spać już o dziesiątej, więc stwierdziliśmy, że będziemy okropni i obudzimy go równiutko o północy, śpiewając mu "Happy Birthday". Oczywiście, był mega szczęśliwy, że musiał wstać na ten kwadrans i przerwać "taki cudowny sen!", ale jakoś to przebolał, gdy zobaczył prezenty i usłyszał nasze powalone życzenia. Zresztą, niech nie narzeka. Od razu po tej akcji walnął się znowu w pościel i spał do dziewiątej.
-Już, chwila. LOUIS TOMLINSON DO TELEFONU!!!- ryknęłam na cały głos. Za chwilę przygalopował do kuchni, trzymając na rękach braciszka.
-Kto to?- zapytał, odbierając ode mnie komórkę.
-Lekarz cudotwórca.- odpowiedziałam, zdejmując z patelni wysmażonego karpia. Tommo uśmiechnął się szeroko.
-Siema, Gabaaa!- przywitał się radośnie i zabrał mój telefon do salonu. Na progu wyminął się z moją mamą.
-To co, pomóc ci, córeczko?- spytała, stając koło stołu.
-Nie, mamo, już prawie kończę. Idź, usiądź sobie. Dzisiaj ty jesteś moim gościem.- cmoknęłam ją w policzek.
-Co dalej zanieść?- Liam, który kursował pomiędzy stołem w jadalni, a kuchennym blatem, znowu wetknął głowę do pomieszczenia.
-Weź ziemniaki, a ja przełożę karpia na lepszy półmisek.
-Okej.- ziemniaczki zostały porwane do jadalni.
-Dobrze wam się układa?- mama patrzyła za moim chłopakiem, który właśnie zniknął za drzwiami.
-Wiesz, nie narzekam.- zaśmiałam się.- Oj, mamo. Jest idealnie. Lepiej niż mogłam sobie wymarzyć.
-Cieszę się, że widzę cię taką szczęśliwą...
-No, no! Tylko mi się tu nie rozklejaj!- pogroziłam jej żartobliwie palcem.
-Nattie, pomóż!- Nika wpadła do kuchni, a za nią przybiegł Theo i od razu przywarł do jej nogi.
-Z dzieckiem?- zdziwiłam się.- Przecież ty masz podejście do dzieci.
-Nie mam odpowiedniego na tę chwilę podejścia do Nialla.- prychnęła.- Ja już nie mogę go utrzymać z dala od jadalni!
-Powiedz mu, że za pięć minut zaczynamy, niech nic nie podkrada.
-Okej.- westchnęła ciężko i wzięła Theo na ręce.- Chodź, mały, idziemy powstrzymywać wujka przed popełnieniem przestępstwa.
-Chyba rodzina Nialla ją lubi.- zauważyła moja mama, biorąc sól i pieprz na stół.
-Lubi? Mamo, oni ją ubóstwiają! Gdy tylko Nialler ją im przedstawił... Słuchaj, od razu potraktowali ją jak swoją. A Dominika tak się stresowała przed tamtym wyjazdem do Mullingar.
-Podobnie jak ty, przed poznaniem Karen i Geoffa.- zaśmiała się mama.


-A jeśli oni mnie nie polubią? Pomyślą, że żeruję na jego sławie, że zabieram mu forsę, że upolowałam go tylko po to, żeby mieć szansę na wyzdrowienie!- chodziłam w tę i z powrotem po pokoju muzycznym, gdzie razem z Niką ukrywałyśmy się przed wyjazdem do rodzin chłopaków. Strasznie, strasznie, straaasznie się bałam. 
-Daj spokój! Jakoś nigdy nie przejmowałaś się opinią innych i robiłaś swoje. Czemu teraz tak nie postąpisz?
-Ale to jego rodzice, Nika! A jeśli mnie nie zaakceptują? Liam tego nie przeboleje, jemu tak zależy na naszych dobrych relacjach...- przeczesałam palcami krótkie włosy. Albo mi się wydaje, albo ostatnio wolniej odrastają.
-Jezu, Liam cię kocha, tak?- zirytowana dziewczyna odłożyła gitarę i walnęła pięścią w bęben basowy stojącej obok perkusji. Rozległ się niski, głośny dźwięk, aż się wzdrygnęłam.- Poza tym, umiesz podbijać serca ludzi. To ja raczej powinnam się stresować, że coś palną lub zrobię i mnie nie polubią. Ty umiesz trzymać język za zębami, czego dowiodłaś przez ostatnie trzy lata, ja gdy mi coś nie pasuje, potrafię powiedzieć ostrą prawdę prosto w oczy. I niektórym się to nie podoba. Weź, pomyśl sobie: "This time I'm ready to run! Wherever you are is the place I belong, cause I wanna be yours, don't you wanna be mine, I never look back, now I'm ready to run!"- ryknęła na cały głos słowa "Ready To Run". Wytrzeszczyłam oczy.- No co?!
-Wiesz... Kiedyś bym nigdy nie pomyślała, że zacytujesz piosenkę One Direction... Ale że pomieszasz linijki refrenu, to do ciebie podobne.- parsknęłam śmiechem.
-Pomieszałam coś?- zdziwiła się.- Cokolwiek, nieważne. W każdym bądź razie, rób to, co uważasz za stosowne, a oni pokochają cię tak jak to zrobił Liam.
-Ty też.- uścisnęłam ją mocno.
-A jeśli uznam za stosowne, żeby wywalić talerz z obiadem na głowę taty Nialla?- zapytała ze śmiertelną powagą. Spojrzałyśmy po sobie i wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Ech, nie ma to jak się odstresować z najlepszą przyjaciółką.- mruknęłam, opierając się o jej ramię.
-No ba, że najlepszą!- uśmiechnęła się szeroko.- Tak sobie myślę...
-Nattie? Nika!
-Oho, musimy jechać.- wstałyśmy niechętnie z miejsca i ruszyłyśmy na górę.
-No, jesteście!- Niall wpadł na nas w korytarzu.- Gdzieście były?
-W Music'u.- tak nazywaliśmy nasz pokój z instrumentami i małym studiem nagrań.
-Aha, spoko. Nika, musimy już jechać, samolot na nas nie zaczeka.
-Jasne.- wymamrotała dziewczyna. Zanim odeszła, jeszcze raz mocno ją uściskałam.
-Będzie dobrze. Powodzenia.- szepnęłam jej do ucha.
-Nie dziękuję. Tobie też powodzenia.
-Taa.- odmruknęłam i wsiadłam do samochodu.
-Żegnałyście się, jakbyście jechały na wojnę.- Liam uśmiechnął się do mnie i odpalił silnik.- Przecież moi rodzice nie zjedzą cię na kolację.
-Nie, tylko pożrą żywcem.- powiedziałam z rezygnacją.- Denerwuję się.
-Kotku, nie ma czym. Tyle razy z nimi rozmawiałem o tobie, na pewno cię bardzo polubią.
-Oby.- wymamrotałam.
Przejechaliśmy całą, kilkugodzinną drogę w ciszy. Stresowałam się coraz bardziej, ręce mi się pociły, serce biło tak szybko, jakby galopowało w Wielkiej Pardubickiej. Niech mnie polubią, niech mnie polubią, niech mnie polubią...
-Jesteśmy.- to teraz już nie żyję. Jestem trupem i już się rozkładam. Wyszłam z samochodu na chwiejnych nogach, z kolanami jak z waty. Niepewnie podreptałam za Liamem ścieżką prowadzącą do drzwi. Nacisnął dzwonek. To koniec.
-Liam, kochanie!- blondwłosa kobieta niemal rzuciła się na Liama. Za nią stanął tęgi mężczyzna i też prawie zadusił syna wielkim uściskiem. 
-Cześć!- uśmiechnął się szeroko i przesunął się na bok, żeby mnie odsłonić.- Mamo, tato, chciałbym wam kogoś przedstawić. To właśnie Natalia.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Bardzo miło mi państwa poznać.- powiedziałam lekko drżącym głosem. Mama Liama odwzajemniła uśmiech i przygarnęła mnie do siebie.
-Witaj, kochanie.
-Bardzo się cieszymy, że wreszcie możemy poznać ukochaną Liama.- dodał jego ojciec, kładąc rękę na moim ramieniu i puszczając mi oczko. 
Kamień spadł z mi z serca. Chyba jednak mnie lubią. Liam jak zwykle miał rację.



-Oj, mamo. Zależało mi na tym, żeby mnie polubili.- wywróciłam oczami.
-I widzisz? Pokochali cię jak trzecią córkę.
-Ej, ej, ej!- podniosłam półmisek z karpiem.- Nie mogą mnie traktować jak córki. Związek z Liamem byłby kazirodztwem!
-Już nic więcej nie mówię!- mam uniosła ręce w poddańczym geście. Śmiejąc się, poszłyśmy do jadalni.
-Hej, ludzie, zaczynamy!- Monika, która siedziała tam z Lottie, Gemmą i Waliyhą, zaczęła zwoływać całą gromadkę. Zaraz wszyscy zgromadzili się przy wigilijnym stole.
-Fizzy, włącz kolędy.- poprosiłam dziewczynę i zapaliłam świece pożyczoną od Zayna zapalniczką. Okej, podebrałam mu ją bez pytania, żeby przynajmniej w Wigilię nic nie zapalił. W końcu, co w Wigilię, to przez cały rok. Ale chyba specjalnie na tym nie ucierpiał.
Z głośników popłynęły dźwięki "The First Noel".
-Możemy zaczynać?- zniecierpliwiony Niall aż przebierał nogami, żeby tylko usiąść i pożreć całą zawartość półmisków. Zdecydowanie nie nadawał się do ścisłego postu.
-Już.- Nika wzięła ze stołu talerz z opłatkiem.- W Polsce jest tradycja. Po modlitwie, którą każdy może odmówić w ciszy, indywidualnie, dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. A skoro spędzamy te święta po polsku...- wyciągnęła talerzyk w kierunku mamy Harry'ego, która stała najbliżej i obeszła cały pokój, rozdając wszystkim biały opłatek.
-Kochanie...-zaczęliśmy składanie sobie życzeń.- Chcę, żebyś zawsze była szczęśliwa. Życzę ci spełnienia wszystkich twoich marzeń, a jeśli już się spełniły, to żeby utrzymały się jak najdłużej.
-Mamo...- nagle zachciało mi się płakać. Jak zwykle w tym momencie.- A ja tobie życzę, żeby wszystko wam się układało, gdy mnie tam nie ma, żebyście też naprawdę byli szczęśliwi, bo ja jestem.- przełamałyśmy się opłatkiem i zostałam porwana przez Monię.
-Natalia, po prostu wszystkiego najlepszego. Zasługujesz na to. I żeby Liam jak najszybciej ci się oświadczył, żebyście wzięli ślub, mieli mega dom, z ogródkiem, psem, kotem, chomikiem, tygrysem i czymś tam jeszcze i żebyście mieli całą gromadkę dzieci i... No wiesz. Wszystkiego naj.
-A tobie... Żebyś była szczęśliwa z Harrym, bo tworzycie cudowną parę. I żebyś nie była już tak o niego zazdrosna, bo naprawdę nie masz o co. Uwierz wreszcie w waszą miłość.- uściskałyśmy się mocno. Na mojej drodze wyrósł Lou.
-No! Tobie to ja już dzisiaj życzenia składałam, solenizancie, więc powtórzę tylko: wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności.- Louis uśmiechnął się szeroko.
-A ja tobie... Małych Payniątek!- wydarł się na cały głos, aż parę osób się na nas obejrzało.- Najlepiej na następną gwiazdkę, co ty na to?
-Tylko ze względu na to, że jest dziś Wigilia i nie chcę pobrudzić białej kiecki, nie walnę cię tak mocno, jak na to zasługujesz!- przytuliłam go mocno, ale gdy chciał się odsunąć, przytrzymałam go, żeby wyszeptać do ucha.- Ale się tak nie ciesz, jutro możesz liczyć na wojnę!
-Hehe, uważaj, bo jeszcze się przestraszę.- puścił mi oczko i odwrócił się do Niki, a ja stanęłam oko w oko z tatą.
-Córciu... Zdrowia, szczęścia i słodyczy tata życzy!- wypalił swoim standardowym tekstem. Nigdy nie wysilał się na wymyślenie nowych życzeń.
-Jak zwykle.- roześmiałam się.- Wesołych świąt, tatku! I lepszej pracy, najlepiej w Polsce, żebyś nie musiał tak jeździć.
-Przynajmniej mam was na oku i pilnuję, żebyście nie zmajstrowali sobie malucha, o którym mówił Louis.
-Tato!- jęknęłam głośno. Sorry, nie lubię z rodzicami rozmawiać na TE tematy.
-Oj, żartuję tylko.- uściskał mnie mocno i ułamał solidny kawał mojego opłatka.
Krążyliśmy wokół stołu, wymieniając się życzeniami, mniej lub bardziej powalonymi. Śmiech, okrzyki, gwar, dzieci plączące się pod nogami... Nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam przy przejściu prowadzącym do salonu i obserwowałam z uśmiechem całą naszą wielką rodzinkę. Może nie byliśmy dokładnie spokrewnieni, ale mimo wszystko... Gdy kogoś brakowało, od razu dało się to wyczuć. A właśnie... Gdzie jest...
-A życzenia dla mnie?- usłyszałam za sobą znajomy, kochany głos. Odwróciłam się z uśmiechem i napotkałam brązowe spojrzenie.
-Dla ciebie są specjalne.- zarzuciłam Liamowi ręce na szyję i delikatnie pocałowałam.- Kocham cię.
-Kocham cię, Nattie. Ale całowanie zachowaj pod jemiołę.
-Harry ją w końcu zamontował?- zerknęłam pod jego ramieniem. Faktycznie, jemioła i to dość spora wisiała na żyrandolu, na środku salonu.
-On by jemioły nie zawiesił?- parsknął śmiechem pod nosem.
-Okej, to może było głupie pytanie.- zgodziłam się, opierając swoje czoło o jego. Objął mnie mocniej ramionami (tak nawiasem... Zarąbiście wyglądał w czarnej koszuli i ciemnych spodniach!) i po prostu patrzył mi w oczy. W takim chwilach rozpływałam się jak lody na słońcu i w takich chwilach...
-Ej, zakochańce! Chodźcie, już siadamy do stołu!- ... zawsze nam ktoś przeszkadzał. Gemma zawołała nas z powrotem do jadalni z kpiącym uśmieszkiem. Od razu było widać, kto tu jest nieodrodną siostrą Stylesa.
-Idziemy.- mruknął Liam i pociągnął mnie za rękę. Usiedliśmy za stołem i zaczęliśmy naszą wieczerzę wigilijną. Oczywiście, Niall rzucił się na jedzenie, jakby nie widział go przez minimum miesiąc. Ja tylko się z niego śmiałam, trzymając na kolanach Doris, która na początku posiłku zsunęła się z krzesła i przydreptała do mnie. Próbowałam ją trochę karmić ziemniaczkami i kluskami z makiem, ale ona wolała bawić się serwetką zdjętą ze stołu i rąbkiem mojej sukienki.
Wszyscy rozmawiali, jedni przez drugich, ale taki rozgardiasz był dla nas typowy. Nic nowego, wspaniała atmosfera, która się nigdy nie nudzi. Wreszcie, po śledziu w trzech postaciach, karpiu, kompociku, rachuchach, drugiej porcji pierogów, dziwacznym barszczu z uszkami a'la Styles i kutii dzieciaki zaczęły się niecierpliwić. Theo, razem z Phoebe i Daisy, co chwilę schodzili z krzeseł i truchtali do salonu, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nikt nie zabrał pozostawionych przez Mikołaja prezentów. Wreszcie stwierdzili, że najwyższa pora wzniecić bunt.
-Kiedy prezenty?!- wrzasnął mały Horan, ładując się na kolana swojej mamy.
-Skarbie, poczekaj jeszcze trochę.- Denise chciała go posadzić na krześle, ale maluch wykręcił się z jej uchwytu i pobiegł do swojej babci.
-Babi! Babi!- szarpał ją za spódnicę.
-Co tam, kochanie?-odpowiedziała nieuważnie, zajadając się kutią.
-Kiedy prezenty?
-Spytaj mamusi.- poradził wnukowi Bobby.
-Mama powiedziała, że mam czekać!
-No, z mamą lepiej się nie kłócić.- dziadek poczochrał mu włosy.
-Ale my też już chcemy prezenty!- Daisy stanęła przy Danie i oparła się na jego ramieniu.- Mamo?- zerknęła na siedzącą obok Jay.
-Skarbie, chwilka.- odpowiedziała spokojnie pani Tomlinson, zajęta rozmową z mamą i tatą Zayna.
Ech, ci dorośli. Popatrzyłam porozumiewawczo na Nikę i Monię.
-Uwaga, uwaga!- wstałam z Doris na rekach.- Jedzenie nie zniknie ze stołu, ale jeśli się nie pospieszymy, to Mikołaj może się obrazić i zabrać prezenty! Kto idzie pod choinkę?- odpowiedział mi zbiorowy wrzask dzieciarni, do której dołączyli się też chłopaki i dziewczyny. Tłumnie przeszliśmy do salonu. Doris zaczęła mi się wyrywać, dlatego puściłam ją na podłogę. Zaraz podbiegła do Ernesta, swojego brata-bliźniaka i z zafascynowaniem zaczęli oglądać choinkę i całą masę paczek, które całkowicie zasłaniały dolne partie drzewka. Po chwili dołączyli do nas dorośli. A jednak. Oni też nie mogli się doczekać prezentów.
-Okej!- głos Niki przebił się przez gwar rozmów i śmiechów.- Lottie, Saafa, Fizzy, Monia, pomożecie mi? Będę dziś elfem świętego Mikołaja.- oznajmiła zadowolona.
-Nattie, może ty teraz zagrasz jakieś kolędy?- zaproponował Zayn, wskazując na pianino pod ścianą salonu.
-O, kochanie, zagraj tę ulubioną kolędę babci.- poprosiła mama. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Rozmawiałam dziś z babcią przez Skype'a. Aż zbierało mi się na płacz, gdy pomyślałam, że nie będę z nią na Wigilii, ale ona wydawała się być całkiem spokojna. Cała babcia. Zawsze wspierająca mnie w moich decyzjach. Mówiła, że cieszy się, że mogę być tam, z przyjaciółmi. Od razu obiecałam jej, że na następne święta, przyjedziemy całą gromadą do Wadowic. I zaczęłyśmy śpiewać kolędy, w tym tę najpiękniejszą. To od pewnego czasu była też moja ulubiona. Podeszłam do instrumentu i otworzyłam go. Usiadłam na taborecie, specjalnie ustawionym przodem do pokoju. Delikatnie położyłam palce na klawiszach i zagrałam pierwsze takty.
-Jakieś światło nad Betlejem się rozchodzi, 
w środku nocy przerażony świat się budzi.
Dzisiaj właśnie dla nas Chrystus się narodził, 
do nas przyszedł, bo ukochał wszystkich ludzi.

Teraz śpij, dziecino mała, 
teraz śpij, dziecino miła.
Ziemia bogactw ci nie dała, 
bo bez ciebie biedną była.

Śpiewałam z zamkniętymi oczami i skupiłam się tylko na kolędzie, ale gdy skończyłam, zauważyłam, że ucichły wszystkie rozmowy. Rodzinka wpatrywała się we mnie jak zaczarowana, jakby słowa kolędy ich unieruchomiły i przeniosły do innego świata.
-To było piękne, Nattie.- mama Liama posłała mi uśmiech.- Mogłabyś jeszcze coś zagrać?
-Wiem, wiem! Natalia, "Kto Wie?"!
-Ale co kto wie?- zapytałam zdezorientowana.
-O Jezu, myśl trochę.- i zaczęła śpiewać. Aaa, o to jej chodziło... Włączyłam się do wspólnego śpiewania.
-Bo kiedy miasto na święta się stroi 
Niejeden z nas o przyszłość się boi
Niejeden z nas w marzenia ucieka
Wierząc, że spełnienie gdzieś czeka.

A kto wie, czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.

Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń!!!
Kto wie?
Kto wie?
 

-Może teraz "Cichą Noc"?- zaproponowała Monika, gdy skończyłyśmy.- Po polsku i po angielsku.
Skinęłam głową i zaczęłam wygrywać wstęp.
-Cicha noc, święta noc
Pokój niesie, ludziom wszem
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem
Nad dzieciątka snem

Silent night, holy night
All is calm, all is bright
Sleep in Virgin Mother and Child
Holy infant so tender and mild
Sleep is Heavenly peace
Sleep in Heavenly peace...

-A prezenty?!- zniecierpliwiony Theo musiał zwrócić na siebie uwagę, gdy tylko skończyłam.
-To wy rozdawajcie, a my będziemy dalej śpiewać.- Harry siadł na podłodze przy pianinie.- Dawaj, Nattie! Wiesz, co.- mrugnął do mnie. Aha, wiedziałam. Chodziło o tę "najlepsiejszą" piosenkę na święta. Zaczęłam śpiewać, a Harry razem ze mną. W refrenie włączyli się już wszyscy. No, bo kto nie lubi śpiewać "Merry Christmas Everyone"?
-Snow is falling, all around me
Children playing, having fun
It's the season, love and understanding
Merry Christmas everyone

Time for parties and celebrations
People dancing, all night long
Time for presents, and exchanging kisses
Time for singing Christmas songs

We're gonna have a party tonight
I'm gonna find that girl
Underneath the mistletoe, we'll kiss by candlelight

(Śnieg pada, wokół mnie,
Dzieci się bawią, mają ubaw
To jest pora, na miłość i zrozumienie
Wesołych Świąt dla każdego

Czas imprez, i świętowania
Ludzie tańczą, przez całą noc
Czas na prezenty i wymianę pocałunków
Czas na śpiewanie świątecznych piosenek.

Zrobimy imprezę tej nocy
Znajdę tę dziewczynę
Pod jemiołą będziemy całować się przy świetle świecy)

-A teraz "Do They Know It's Christmas"! W końcu to prawie NASZA piosenka świąteczna.- rzucił pomysł Niall.
-Nie to, że do jej pełnego wykonania potrzebujemy jeszcze Ed'a, Rity, Olly'ego, Chrisa Martina, Seala, Bono, chłopaków z Bastille i paru innych osób.- zakpił Zayn.
-Oj tam, czepiasz się szczegółów.- Nialler machnął ręką. Zaraz podchwyciłam melodię, którą zaczął przygrywać na gitarze. Przyniósł ją tu wcześniej, bo wiedział, że będzie potrzebna.
-It’s Christmas time - there’s no need to be afraid
At Christmas time – we let in light and we banish shade
And in our world of plenty we can spread our smile of joy
Throw your arms around the world at Christmas time

But say a prayer and pray for the other ones
At Christmas time it's hard, but while you’re having fun
There’s a world outside your window and it’s a world of dread and fear
Where a kiss of love can kill you
And there’s death in every tear
And the Christmas bells that ring there are the clanging chimes of doom
Well tonight we’re reaching out and touching you

Bring peace and joy this Christmas to West Africa
A song of hope where there’s no hope tonight (ooh)
Why is comfort to be feared, why is to touch to be scared
How can they know it’s Christmas time at all

(Są święta
Nie ma czego się bać
Podczas świąt
Wpuszczamy do siebie miłość a wypuszczamy cień
I w naszym świecie przepychu
Możemy radować innych uśmiechem
Objąć cały świat
W święta

Ale się pomódl
Pomódl się za innych
W święta to trudne
Ale gdy bawisz się
Nie zapomnij że jest świat za oknem
I to jest świat obaw i strachu
Kiedy pocałunek miłości może cię zabić
A śmierć jest w każdej łzie
I dzwonki świąteczne tak dzwonią
Wydzwaniają przeznaczenie
Dziś wieczorem dotrzemy do ciebie i będziemy cię dotykać

Przynieśmy pokój i cieszmy się ze świąt dla Zachodniej Afryki
Piosenka nadziei, kiedy w ogóle jej nie ma
Dlaczego jest dla nas wygodniej być obojętnym
Dlaczego jest takie straszne czegoś dotknąć
I jak oni mogą wiedzieć, że są święta?)



-Mam samolot!- Ernest podskakiwał wokół rozdartego papieru, unosząc w górze czerwony, zdalnie sterowany helikopter.
-Moje ulubione!- usłyszeliśmy radosny okrzyk mamy Harry'ego na widok buteleczki perfum Calvina Kleina.
-Zayn, to dla ciebie.- Eleanor z uśmiechem podała chłopakowi płaską paczuszkę. Przygryzłam wargę, podobnie jak Perrie. Wiedziałam, co to jest.
-Dzięki.- uśmiechnął się i rozwiązał błyszczącą wstążeczkę.- Koperta?- zdziwił się.
-Może coś jest w środku?- Louis wywrócił z irytacją oczami.- No już, otwieraj!- Zayn ostrożnie rozdarł papier i wyciągnął złożoną na pół podłużną kartkę. Tak, to zdecydowanie to. Obserwowałam z uśmiechem, jak chłopak otworzył kartkę i coraz szerzej otwierał oczy, gdy powoli docierało do niego to, co widział.
-To...- wykrztusił po pełnej napięcia ciszy.- To jest... Perrie...?- spojrzał na swoją narzeczoną z szokiem wypisanym na twarzy.
-Tak.- skinęła niepewnie głową.- Trzeci miesiąc.
-O mój Boże...- upuścił zdjęcie USG na podłogę, wpatrując się w nią w zdumieniu.
-Stary, będziesz ojcem!- szturchnął go Hazz z wielkim bananem na twarzy. Louis, Liam i Niall byli chyba jeszcze bardziej zdumieni niż przyszły tatuś. Po Lou bym się tego nie spodziewała, on pierwszy wyrywał się do komentowania tego typu spraw.
-Będę ojcem.- powtórzył cicho Zayn.- LUDZIE, BĘDĘ OJCEM!!!- wydarł się nagle na cały głos. Wszyscy zamarli. Zapewne połowa się zastanawiała, czy się nie przesłyszeli. Zayn porwał szczęśliwą Perrie w ramiona i zaczął się kręcić z nią na środku salonu.- Będę tatą! Boże, to najpiękniejszy prezent na świecie!- wrzeszczał z radości jak opętany.
-O Boże...- Trisha położyła rękę na sercu i ścisnęła Yasera za rękę.- Synku, to wspaniale!
-Cieszycie się?- zdyszana Pezz wreszcie odzyskała grunt pod nogami.
-Kochanie, oczywiście, że tak!- przyszła mama już tonęła w objęciach przyszłych dziadków.
-Święta to najcudowniejszy okres w roku.- westchnęła Nika.- Nattie, dawaj "Joy To The World".
-Już się robi.- wyszczerzyłam się i uderzyłam mocno w klawisze.
-No, normalnie w życiu bym nie pomyślał, że moje życzenia pomylą adresata.- Louis wreszcie odzyskał głos.- To co, ten prezent już na starcie przebił twój.- szturchnął ramieniem Liama, ale ten oddał mu o wiele za mocno.
-Siedź cicho, gaduło!- syknął pod nosem.
-O co chodzi, chłopaki?- zapytałam podejrzliwie, przerywając na chwilę granie.
-O nic, Nattie. Śpiewaj!- zachęcił mnie Nialler. Obserwując swojego dziwnie zachowującego się chłopaka, zaczęłam nucić:
-Joy to the world
The Lord is come
Let earth receive her King
Let every heart prepare Him room
And heaven and nature sing
And heaven and nature sing
And heaven and heaven and nature sing

( Radość do świata!
Pan nadchodzi
Niechaj ziemia przywita swego Króla
Niechaj każde serce szykuje Mu pokój
A niebo i przyroda śpiewają
A niebo i przyroda śpiewają
A niebo, a niebo i przyroda śpiewają)


Stopniowo prezenty znikały spod choinki, a pojawiały się sterty papierów, torebek i wstążek, pozostawionych beztrosko na podłodze. Koło każdego rósł stosik podarunków. Na zmianę śpiewaliśmy kolędy tak, żeby każdy mógł jeszcze sprawdzić, co dostał. 
-No, to już chyba koniec!- krzyknęła Fizzy.- Nic już pod choinką nie ma!- odpowiedział jej głośny jęk zawodu dzieciaków.
-Nie, to jeszcze nie koniec.- Niall odstawił gitarę i usiadł na oparciu kanapy, na której siedziała Nika, Greg i Maura z Theo na kolanach.
-Jak to?- zdziwiła się Gemma.- Przecież widać, przed chwilą ostatni prezent trafił do tego pokręconego farciarza.- wskazała głową na brata, który z wielkim wyszczerzem na twarzy zakładał sweter w zwariowane renifery, który kupiła mu Monia.
-Emm... Jakby to powiedzieć...- Liam wstał z podłogi.- Jest jeszcze prezent specjalny.
-Nie gadaj, tylko rób, co do ciebie należy!- zniecierpliwił się Louis i wręcz wypchnął chłopaka na środek.
-No dobra. Nattie.- podniosłam na niego wzrok.- Ten prezent jest dla ciebie.
-Dla mnie?- zdziwiłam się. Dałabym głowę, że prezent od Liama, czyli bransoletka i książka, za którą się uganiałam po księgarniach od dwóch miesięcy (i którą notabene odkryłam w szafie już jakieś dwa tygodnie temu podczas sprzątania, ale o tym ćśśś...) leżą w tym stosie na pianinie.
-Tak.- i nie czekając na moją reakcję, zaczął śpiewać wstęp do wolniejszej wersji "All I Want For Christmas".
-I don't want a lot for Christmas
There's just one thing I need
I don't care about the presents
Underneath the Christmas tree
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you

(Nie chcę wiele na święta,
Jest tylko jedna rzecz której potrzebuję
Nie przejmuję się prezentami
Pod choinką
Chcę Cię po prostu dla siebie
Bardziej niż możesz sobie wyobrazić
Spełnij moje marzenie
Wszystkim czego chcę na święta jesteś Ty.)



Uśmiechnęłam się do niego, gdy podał mi rękę i wyciągnął na środek pokoju. Jednak gdy tylko skończył śpiewać... O. My. God. Ustawił mnie centralnie pod jemiołą i uklęknął przede mną na jedno kolano. Nie... Nie wierzę... Łzy automatycznie napłynęły mi do oczu.
-Natalia... Wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz. Jesteś moim światłem, moim prezentem od losu, kimś, kogo długo szukałem. Nigdy nie spodziewałem się, że wtedy, wychodząc do Regent's Park, spotkam mdlejącą na ławce dziewczynę, która wywróci mi świat do góry nogami.- teraz już łzy płynęły rzęsistym strumieniem. Przycisnęłam dłoń do ust, ściskając w drugiej rękę Liama i odcinając mu krążenie w palcach. Wszyscy dookoła przestali się liczyć. Ważny był tylko ten wspaniały chłopak, wyznający mi miłość.- I nie spodziewałem się, że ta odległość, która nas dzieliła, pozwoli nam na utrzymanie kontaktu. Wtedy, w twoje urodziny, w Krakowie... Wiesz, że wtedy już mogłem ci wyznać, że cię kocham. A potem, gdy specjalnie dla mnie przyleciałaś do Londynu, żeby nie pozwolić mi na zrezygnowanie z One Direction... Ale prawdziwym przełomem była wiadomość o twojej chorobie. Wtedy zrozumiałem, że mogę cię stracić i... Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Że muszę być silny dla ciebie. I dalej staram się taki być. Przezwyciężyliśmy razem nowotwór, co ty na to, by stawić czoła innym problemom?- to mówiąc, zaczął szukać czegoś po kieszeniach.- Cholera... Nie mówcie, że to zgubiłem!- spojrzał spanikowany na chłopaków.
-W lewej kieszeni, debilu!- syknął Niall. Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Mogłam się tego spodziewać.
-Uff, jest.- Liam odetchnął z ulgą, wyjmując małe granatowe pudełeczko. Kolejny strumień łez. Jezu, jaki rozstrój nerwowy...- Natalio Maj, kocham cię. Czy chcesz ze mną, Liamem Jamesem Payne, spędzić resztę życia? Chcesz zostać moją żoną?
Zaraz zemdleję. Powiedział to... Powiedział to po polsku! Co z tego, że kalecząc mój ojczysty język, ważne, że go zrozumiałam! Powiedział to po polsku!!! Ja wiem, nauczyłam go mówić "kocham cię", ale nie formułkę oświadczyn!
-O mój Boże... Tak. Tak, tak, tak, jasne, że tak! Jeszcze się pytasz!- rzuciłam mu się na szyję i przewróciłam go na podłogę przy chóralnym wybuchu śmiechu pozostałych. Spojrzałam na leżącego na ziemi chłopaka i mocno go pocałowałam, a on to odwzajemnił. Tak. 
-Ej, takie rzeczy, to nie przy dzieciach!- komentarz Robina w akompaniamencie kolejnego wybuchu śmiechu oderwał nas od siebie. Podnieśliśmy się na nogi i Liam wziął moją dłoń, by wsunąć na palec najpiękniejszy pierścionek, jaki w życiu widziałam. Zrobiony z białego złota, na górze przeplatały się ze sobą jakby dwie obrączki przytrzymujące oczko z niedużego brylantu. Liam wiedział, że nie lubiłam ogromnych ilości biżuterii. Przytuliłam się do niego, ale za chwilę coś mi przyszło do głowy.
-Chwila, moment!- odsunęłam się na długość ramienia.- Kto jeszcze wiedział o twoim prezencie? W końcu ktoś musiał cię nauczyć polskiego. Kto wiedział?- popatrzyłam na pozostałych. Po chwili wszyscy, oprócz bawiących się nowymi zabawkami dzieci, podnieśli ręce. Wytrzeszczyłam oczy.- Wy... Wszyscy wiedzieliście, że on mi się oświadczy?!
-Yep.- Nika opuściła rękę.- Jak sama powiedziałaś... Ktoś musiał go nauczyć polskiego.- powiedziała drwiąco.
-I wy też?- spojrzałam na rodziców. Mama i tata siedzieli przytuleni. Mama ocierała łzy wzruszenia, więc nie mogła odpowiedzieć, ale tata skinął głową potakująco.
-W końcu musiał się nas spytać o zgodę.- zaśmiał się.
-No nie wierzę!- udałam, że się obrażam.- Ale i tak was wszystkich kocham.- roześmiałam się po chwili i znowu przytuliłam mojego chłopaka. Poprawka. Narzeczonego.- A ciebie kocham najbardziej.- wyszeptałam mu do ucha.
-A ja kocham ciebie.- odpowiedział ze szczęśliwym uśmiechem na ustach.



*jakiś czas później*
Dzieci zostały położone spać, dorośli rozmawiali przy kawie i świątecznych piernikach o wszystkim i o niczym. My wygłupialiśmy się i śpiewaliśmy wszystkie kolędy, jakie tylko nam przychodziły do głowy. 
Wstałam z dywanu, żeby zrobić sobie jeszcze jedną malinową herbatkę. Idąc do drzwi kuchni, spojrzałam na oszklone wyjście na taras i niewiele myśląc, zgarnęłam nowy kardigan, który kupiła mi El. Cicho otworzyłam drzwi i stanęłam na tarasie. Ogród tonął w bieli, a z nieba spadały następne płatki śniegu. To chyba najbardziej śnieżne Boże Narodzenie w Londynie od wieków. Uniosłam głowę i spojrzałam w górę. Większość nieba zasnuta była chmurami, ale tuż nad moją głową błysnęło kilka gwiazdek. Przypomniałam sobie jeszcze jedną piosenkę. "Happy Xmas" Johna Lennona i Yoko Ono, którą potem śpiewała Celine Dion. Zaczęłam cicho nucić.
-So this is Christmas
And what have you done
Another year over
And a new one just begun
And so this is Christmas
I hope you have fun
The near and the dear ones
The old and the young

W połowie zwrotki zorientowałam się, że ktoś nuci razem ze mną. Obejrzałam się i uśmiechnęłam do dołączającego do mnie Liama. Wzięliśmy się za ręce i śpiewaliśmy dalej.
-A very merry Christmas
And a happy New Year
Let's hope it's a good one
Without any fear

Za nami stanęła kolejna osoba, zaraz potem następne. Harry wziął moją drugą rękę, za nim znalazła się Monia, z Zaynem i Perrie. Wolną rękę Liama chwyciła Nika, do której zaraz dołączył Niall, a na końcu Eleanor z Louisem. I tak staliśmy na tarasie, wszyscy razem, trzymając się za ręce, zerkając na siebie z porozumiewawczymi uśmiechami, śpiewając "Happy Xmas"...
-And so this is Christmas
For weak and for strong
For rich and the poor ones
The war is so long

And so happy Christmas
For black and for white
For yellow and red ones
Let's stop all the fight

A very merry Christmas
And a happy New Year
Let's hope it's a good one
Without any fear

And so this is Christmas
And what have we done
Another year over
And a new one just begun


-Merry Christmas.- wyszeptałam.





_________________________________________________________
Właśnie przeczytaliście świąteczny rozdział "Everything's gonna be alright..." :)
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań ^.^



W ten wspaniały czas Bożego Narodzenia
życzę Wam wszystkim:


W Wigilię Bożego Narodzenia
Gwiazda Pokoju drogę wskaże.
Zapomnijmy o uprzedzeniach,
otwórzmy pudła słodkich marzeń.
Niechaj Aniołki z Panem Bogiem,
jak Trzej Królowie z dary swymi,
staną cicho za Twoim progiem,
by spełnić to, co dotąd było snami.
Ciepłem otulmy naszych bliskich
i uśmiechnijmy się do siebie.
Świąt magia niechaj zjedna wszystkich,
niech w domach będzie Wam jak w niebie...


WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2015 ROKU OD CAŁEJ 1D TEAM!!!























Roxanne xD