niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 36

Kto normalny nastawia budzik na godzinę czwartą nad ranem?
Odpowiedź jest prosta: Nika.
Tylko dlaczego, do jasnej cholery, nie potrafi go wyłączyć, tylko pozwala, żeby on dzwonił i budził wszystkich domowników, w sensie mnie?!!!
Mamrocząc przekleństwa pod adresem Dominiki i piosenki "Wake Me Up", która na cały regulator leciała przez głośniki poczłapałam do pokoju tej pseudo-przyjaciółki.
-Nika...- zero odzewu.- Nika.- jęknęłam głośniej. Byłam strasznie zaspana, ledwo widziałam na oczy, a ta cholerna piosenka wwiercała mi się w mózg robiąc z niego papkę.- Nikaaa!!!- ryknęłam na cały głos.
Ja pierdolę. Nika przewróciła się na drugi bok. Wow. Przynajmniej żyje. Zebrałam się w sobie i mocno pociągnęłam za róg kołdry ściągając ją na ziemię.
-Co jest?- Nika od razu poderwała się do pozycji siedzącej.
-Wyłącz to ustrojstwo i zjeżdżaj na pociąg, póki jeszcze nie mam siły, żeby cię zabić.- warknęłam wracając do swojego pokoju. Dobiegło mnie jeszcze głośne:
-Choroba, tak późno?!- i trucht w kierunku łazienki zanim ponownie odpłynęłam w krainę snów. Dzięki Bogu, że kołdra była jeszcze ciepła.

-Natalia!- ktoś mnie szarpał za ramię.- Natalia, niedźwiedziu, wstawaj się pożegnać!- zostałam brutalnie posadzona na łóżku.
-Co?- przetarłam oczy. Ciągle jeszcze nie kontaktowałam.
-Już jadę.- no, teraz to się obudziłam. Spojrzałam przytomnie na przyjaciółkę i przytuliłam ją mocno.
-Daj znać, jak będziesz na miejscu, melduj mi o każdym seksownym chłopaku, jakiego wypatrzysz, żebym mogła ci przypomnieć o pewnym Irlandczyku, który teraz będzie bliżej niż zwykle, dzwoń, jak tylko będziesz miała chwilę, pilnuj się, żeby nikt ci nie gwizdnął torebki i baw się dobrze!- Nika odwzajemniła uścisk.- Będę tęsknić, wariatko.
-Ja też. Ale to tylko dwa tygodnie. Konkretnie...- zerknęła na zegarek.-...to 23 lutego o godzinie 17:00 powinnam być już w domu. A ty też nie roznieś domu i nie wysadź w powietrze Berlina. Szkoda, że nie grają w Monachium. Załatwiłabym bilety dla całej grupy.
-Nom. Wtedy bawiłybyśmy się razem na ich koncercie i wreszcie byłoby spotkanie z Niallerem, a tak... Dobra, happy end musi być i ja do tego doprowadzę, albo nie nazywam się Natalia Maj. Leć, bo się spóźnisz i będziesz goniła pociąg.- popędziłam ją.
-Masz rację, To pa!- cmoknęła mnie jeszcze w policzek i ulotniła się z głośnym trzaśnięciem drzwi.
Poklepałam poduszkę i owinęłam się kołdrą, żeby jeszcze przynajmniej godzinkę się zdrzemnąć, ale jakoś sen nie nadchodził. W pokoju było ciemno, tylko światło z korytarza (Nika jak zwykle zapomniała zgasić) kładło się wąską strużką na podłodze. Zaczęłam intensywnie rozmyślać nad moją obecną sytuacją. Nie powiedziałam jeszcze Marcinowi o Berlinie. Jeszcze. Myślałam, żeby może zrobić z tego niespodziankę. Mam nadzieję, że się nie wkurzy. Liczyłam, że potraktuje to jako nasze krótkie posesjowe wakacje. Zwiedzilibyśmy miasto, poszli na koncert, a poznanie moich przyjaciół byłoby bonusem. Poza tym, dlaczego on nie miałby poznać One Direction, skoro jakieś dwa tygodnie temu wyciągnął mnie na spotkanie z grupą znajomych z Warszawy, która właśnie odwiedzała Kraków. Wynudziłam się tam jak mops, bo ciągle gadali o ludziach, których nie znałam, wspominali jakieś wydarzenia, o których nie miałam pojęcia i ekscytowali się klubami nocnymi Krakowa (!). Marcin zabrał mnie na to spotkanie praktycznie z marszu, stwierdził, że to będzie świetna okazja, żeby poznać jego kumpli i ich dziewczyny, a tak naprawdę, to nikt ze mną nie gadał. Chciałabym, żeby spotkanie w Berlinie potoczyło się zupełnie inaczej. Wiem, że na chłopaków mogę liczyć, nawet jeśli nie lubią Marcina, to wydaje mi się, że daliby radę zachowywać się w miarę normalnie.
Nie no, ja już dziś nie zasnę. Na tę chwilę, to niemożliwe. Co ciekawe, ostatnio odkryłam, że z łatwością mogę zasnąć w ciągu dnia. Nigdy mi się to nie zdarzało, jak drzemnęłam w dzień, to już można było mi mierzyć gorączkę i lecieć po antybiotyk, bo na pewno złapała mnie choroba. A teraz? Cóż, choroba złapała mnie dwa i prawie pół roku temu i miałam powody, by podejrzewać, że to jeden z objawów. Zmęczona mogłam być po egzaminach, ale żeby po prostu usiąść na kanapie i zasnąć? Takie rzeczy to nie u mnie. A jednak w środę klapnęłam koło piętnastej na łóżku na parę ładnych godzin. Obudziła mnie Nika wracająca z oblewania ostatniego egzaminu swojej sesji. Tłukła się po domu tak głośno, że obudziłaby umarłego. Cóż, przynajmniej dzięki niej wstałam i zmieniłam jeansy na piżamę. I poszłam spać dalej.
Wzięłam telefon i sprawdziłam godzinę. Szósta. No, chyba mogę wstać. Nie ma sensu gnić w łóżku. Włączyłam muzykę. Z głośników poleciało "Little Talks". Zapaliłam światło i zaczęłam szukać jakiś znośnych ciuchów. Dziś Marcin nie przyjdzie (przynajmniej tak mówił wczoraj), więc mogę paradować po domu w poplamionym farbą i tynkiem dresie. Tak, razem z Niką kiedyś remontowałyśmy to mieszkanie. Wierzcie mi, wylądowanie tyłkiem w puszce z farbą nie jest miłym przeżyciem. Podłoga w moim pokoju pod dywanem dalej nosi lekko błękitne ślady farby, która w pierwotnym zamiarze miała wylądować na ścianach.
W rytm "2012" Mike'a Candysa powędrowałam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i uważnie obejrzałam swoje odbicie. Schudłam. Ciągle chudłam. W normalnych warunkach cieszyłabym się, że mogę bezkarnie wsuwać słodycze i ciacha, ale teraz bardziej miałam ochotę się rozpłakać. Zaczynały mi odstawać obojczyki i delikatnie zapadły mi się policzki. Na pierwszy rzut oka jeszcze nie było tego widać, ale wystarczyło się odrobinę dokładniej przyjrzeć i już można było podziwiać całokształt. Niedługo zaczną mnie uważać za anorektyczkę. Boże, ile jeszcze mam wytrzymać? Ja proszę tylko o dawcę, czy to tak wiele???

~~*~~

-No, to ostatni egzamin za nami.- powiedział Marcin maszerując radośnie chodnikiem.
-Mów za siebie, panie Bielski.- odmruknęłam.- Ja mam poprawkę z biochemii, jakbyś zapomniał. Do tego ustną.- dziś była środa i właśnie wyszliśmy z Collegium Novum, gdzie przed chwilą pisaliśmy egzamin z histologii.
-Oj tam, oj tam. Pomogę ci i zaliczysz na piątkę.- Marcin dzisiaj tryskał humorem. Dzisiaj? Nieee, on tryskał humorem każdego dnia, kiedy był egzamin. To się robiło dziwne. Niepokojące.
-Pójdziesz ze mną teraz do lekarza?- zapytałam po chwili. Marcin zatrzymał się raptownie.
-Jesteś chora?- zmarszczył brwi i wpatrywał się we mnie uważnie.
-Nie. Rutynowa kontrola.- skłamałam i szybko wypuściłam z ręki pasmo włosów, które zaczęłam nakręcać na palec. Odkąd Nika uświadomiła mnie, że zawsze to robię, kiedy kłamię, staram się pilnować.
Nie powiedziałam Marcinowi. Ani Nice. Ani chłopakom. Zwłaszcza chłopakom. Gaba na każdej wizycie próbuje mnie namówić na wyznanie prawdy, ja na każdej wizycie protestuję i kończy się na bezwarunkowej kapitulacji Gabi pod wpływem mojego oślego uporu. Nie jestem gotowa. Totalnie nie jestem gotowa. I chyba nigdy nie będę. O matko, mam jeszcze czas, żeby im powiedzieć, przecież co się odwlecze, to nie uciecze. Obiecałam, że powiem przed upływem roku. Mam jeszcze ile...? Dziewięć miesięcy? Chyba tak. Już sama straciłam rachubę.
-A, jak kontrola to spoko.- uspokoił się chłopak.- Gdzie?
-Do kliniki... Tu niedaleko.
Rozmawiając doszliśmy do sporego budynku. Śmiało weszłam do środka ciągnąc za sobą swojego chłopaka i ruszyłam w kierunku wind.
-Natalia...
-Co?
-Wytłumaczysz mi, dlaczego jesteśmy na oddziale onkologicznym szpitala?- usłyszałam za sobą zdenerwowany głos Marcina. Wyplącz się z tego, Nattie...
-Bo tu pracuje Gabrysia. A ja leczę się u niej. Co z tego, że jest onkologiem.- wzruszyłam ramionami.- Zanim zrobiła specjalizację, była lekarzem ogólnym.
Marcin nic nie powiedział. Usiedliśmy przed gabinetem. Przez parę minut było cicho, aż w końcu Marcin odezwał się poddenerwowany:
-Ja... zaraz przyjdę.- spojrzałam na niego. Nerwowo stukał nogą o podłogę. Aż tak się przejmował?
-Okej. Jakby co, to ja zaraz wchodzę do gabinetu.- powiedziałam uważnie go obserwując.
-Spoko.- wstał z krzesełka i ruszył korytarzem w kierunku wind.
Zmarszczyłam brwi. Ostatnio dziwnie się zachowywał. Nawet nie chodziło o chłopaków. Od momentu tej rozmowy, a właściwie tych rozmów z całym One Direction, starałam się wyciszać lub wyłączać telefon, kiedy byliśmy razem. Ale to dziwne poddenerwowanie Marcina zaczęło się już wcześniej, tylko ja nie zwracałam na to uwagi. Zainteresowałam się tym dopiero po tamtej kłótni. Normalnie bym powiedziała, że stresuje się sesją, ale przed każdym egzaminem wyglądał, jakby dostał wielkiego kopa, jakby wyrosły mu skrzydła od samego RedBull'a. Coś było ewidentnie nie tak. A ja odkryję, co to jest.
-Dziękuję bardzo, pani doktor...- otworzyły się drzwi gabinetu i wyszła z nich starsza kobieta, a zaraz za nią Gaba.
-Nie ma za co, naprawdę. Proszę przyjść za dwa tygodnie. Wizytę można umówić w recepcji.- pożegnała się z pacjentką i zwróciła się do mnie.- Wchodź, Natalia.- zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam przed biurkiem.
-Słowo daję, jeszcze jeden gagatek dzisiaj i zwariuję.- Gabi usiadła ciężko na fotelu i odchyliła głowę do tyłu.- Jestem po nocnej zmianie, asystowałam przy dwóch operacjach wieczorem, a dziś siedzę w tym gabinecie od dziewiątej. Która jest?
-Czternasta.
-Bosko. Mam szczęście, że jesteś ostatnia.- przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz wyprostowała się i wróciła poważna pani doktor Gabriela Andrzejczuk. Wstała od biurka i podeszła do regału wypełnionego kolorowymi teczkami i segregatorami.
-Są wyniki?- zapytałam wykręcając palce.
-Tak.- wyciągnęła czarną teczkę z moim nazwiskiem i z powrotem zajęła miejsce za biurkiem.- Na razie wiele się nie zmieniło. Oczywiście morfologia krwi odbiega od normy, ale z tym jeszcze da się żyć... Sporo schudłaś ostatnio.- zauważyła. Wywróciłam oczami.
-No co ty nie powiesz?- westchnęła i przekręciła kartkę.
-Parametry poza normą, ale bez większych zmian. Na razie chyba nie będzie potrzebna zmiana dawek leków. Wypiszę ci tylko receptę na takie tabletki... Weszły niedawno na polski rynek, możesz się spodziewać, że sprowadzą je z zagranicy, ale spokojnie, są refundowane... Mogą ci się przydać w sytuacjach kryzysowych.- zerknęła na mnie.- Dalej nie masz ochoty nikomu o tym powiedzieć?
-Gabi...- jęknęłam. Nie miałam dziś ochoty na kłótnię.
-Dobra, dobra.-spasowała.- Nic już nie mówię. Znam te twoją gadkę na pamięć i na serio nie mam siły, żeby znowu jej wysłuchiwać. Zresztą ty też znasz moje zdanie i jak zrobisz to, o co cię proszę, to znaczy przemyślisz je, to może spojrzysz na to z innej strony.
-Morze jest głębokie, szerokie i mokre.- nie mogłam się powstrzymać od zacytowania jednego ze swoich ulubionych powiedzonek.
-Podobno.- mruknęła.- Gorzej w czasie suszy.- nie odpowiedziałam, tylko śledziłam ruch długopisu po bloczku z receptami. Tak bardzo marzyłam o pracy lekarza... Żebym chociaż dała radę przez jeden rok. Jeden rok. Ale nie mam nawet tyle, a jestem dopiero w połowie studiów. Życie jest do chrzanu.
-Trzymaj.- przesunęła po biurku karteczkę, którą od razu schowałam do torebki. Nie potrzebuję dodatkowego wywiadu u Marcina. Na pewno zanim mu powiem, to najpierw będę musiała wybadać, co się z nim dzieje. Chyba nie jestem jednak taką dobrą dziewczyną, skoro zauważyłam to dopiero po dłuższym czasie.
-Dzięki. Kiedy następna kontrola?
-Za dwa tygodnie.
-Zwiększasz częstotliwość.- przygryzłam wargę.- Ostatnio chodziłam co trzy, co miesiąc... Powiedz prawdę, jest gorzej?- Gabrysia westchnęła.
-Po prostu nie wahaj się wziąć większej dawki leków, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Przeszedł mnie dreszcz. Czyli się pogorszyło.
Wyszłam w końcu z gabinetu i stanęłam przed siedzącym na krześle Marcinem.
-Jest okej, możemy iść.
-Super.- podniósł się energicznie i ruszyliśmy w kierunku wind. Hm, sądząc po jego raźnym kroku,, to szybko się pozbierał. Ciekawe, co go tak zdenerwowało. Nacisnęłam guzik z literką "P".
-Nat, czego ty mi nie mówisz?- zdziwiona podniosłam na niego wzrok.
-O co ci chodzi?- zapytałam. No chyba nie podsłuchiwał pod drzwiami!
-Jesteś na coś chora?- okej, spokojnie, Nattie. Może nic nie wie.
-Nie. Mówiłam ci przecież, że to rutynowa kontrola.- spojrzałam mu prosto w oczy i nagle coś zauważyłam.- Czy ty masz rozszerzone źrenice?- zapytałam wpatrując się uważnie w czarne dziury w tęczówkach chłopaka. Miały zdecydowanie większe rozmiary niż powinny. Co do diabła?!
-Co? Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?!- zareagował gwałtownie. Szybko odsunął się ode mnie i odwrócił głowę. Coś tu jest nie halo.
-Stąd, że to widzę?- zapytałam znacząco.- Marcin, ty coś brałeś?- czułam dziwny niepokój. On coś ukrywa. Jestem tego pewna. Inaczej nie odskoczyłby tak gwałtownie ode mnie.
-Ciemno w tej windzie. Nie wiesz, że na tym polega adaptacja oka? Źrenica rozszerza się w ciemnym pomieszczeniu...- ciemno w windzie? Marcin, serio myślisz, że jestem aż taką idiotką, żeby w to uwierzyć? Powinnam się obrazić.
Nic już więcej nie powiedziałam, bo nie miałam ochoty na kłótnie. Ale... coś było nie w porządku. Zdecydowanie nie w porządku...

~~*~~

-Okej, to teraz popytamy cię ze wzorów...- Marcin leżał na dywanie z rozłożonym podręcznikiem biochemii. Kartkował książkę szukając co trudniejszych zagadnień.- Rysuj wzór cholesterolu.
-Phi!- prychnęłam z wyższością.- To niby ma być trudne?
-Nie gadaj tylko rysuj. Zaraz będę zwiększał próg trudności.
-Co innego sobie zwiększ... Na przykład, poziom wiary w moją wiedzę.
-Rysuj, Nat, to dopiero pierwszy z miliona wzorów.
-No, rysuję przecież, rysuję... Zobacz, jak bardzo rysuję.- złapałam czarny marker, szybko naszkicowałam wzór strukturalny tłuszczu i uniosłam kartkę ksero w górę. Ale dziś namarnuję papieru.
-Brawo! Runda pierwsza zakończona sukcesem!- Marcin wziął długopis i zaczął się bawić w prowadzącego talk show.- Zobaczymy, jak zawodniczka poradzi sobie w rundzie drugiej. Widzowie proszą o wzór...- udał odgłos bicia serca- ...adeniny.
-Proszę cię!- jęknęłam głośno.- Przecież na poprawce nie będą mnie pytali o takie banały, których uczyłam się jeszcze w liceum!
-Rysuj, nie gadaj.- mamrocząc ocenzurowane słowa pod nosem nabazgrałam dany wzór.
-Super. To teraz coś trudniejszego... wzór błękitu tymolowego.
-No nareszcie coś na poziomie.- narysowałam wzór substancji.
-Eee... tu pierścień, tu grupa OH... okej, zgadza się. To teraz... kodeina.
-Proszę bardzo.- zaprezentowałam kolejny wzór. Marcin zmarszczył brwi.
-Tu masz źle...- wskazał palcem miejsce łączenia dwóch grup.
-Gdzie?- popatrzyłam na kartkę.- Nie, tu jest dobrze.
-Jest źle.- powiedział dobitnie.
-Jest dobrze.- upierałam się.
-Źle.
-Dobrze.
-Źle.
-Dobrze.
-Źle!
-Dobrze!
-Dobrze!
-Źle!
-Ha! Mam cię!- aż podskoczył z zadowolenia. Sfrustrowana rzuciłam marker na biurko.
-To nie fair!- założyłam ręce na piersi.
-Wszystko jest fair, kochanie.- posłał mi buziaka w powietrzu.- Po prostu ktoś się nie nauczył...
-To tylko jeden wzór!
-Zobaczymy, co będzie potem.- nie wytrzymałam i pokazałam mu język.
-Nie lubię cię.- fuknęłam jak dziecko.
-Też cię kocham.- mojego chłopaka w ogóle nie ruszyły moje fochy.- Rysuj amfetaminę.
-No juuuż.- odszukałam z powrotem marker i przez sekundę zastanawiałam się, jak wyglądał wzór narkotyku. Po chwili uniosłam gotową kartkę w górę.
-Ten jest w porządku.- wyszczerzyłam się zadowolona.- To teraz machnij atropinę.- machnęłam.- Dobrze... A w jaki sposób wzór atropiny różni się od kokainy?
-A w taki.- zaprezentowałam na wzorze narkotyku.- No i trzeba zauważyć, że to są inne substancje. Wzór to nie jedyna różnica.
-Taa. Kokaina jest zdecydowanie droższa, ale też łatwiej dostępna. Cena może dojść nawet do tysiąca.- uniosłam głowę zaalarmowana.
-Skąd wiesz?- udałam zaciekawienie.
-Aaa...- zawahał się.- Mam swoje źródła.- swoje źródła?! To znaczy?!
-Jakie źródła?- dopytywałam się.
-Oj tam. Tak tylko powiedziałem. Rysuj penicylinę G.- czyli jak rozumiem, on temat uważa za zakończony. Jeszcze zobaczymy.

*dwie godziny później*
Powtórka zakończona totalnym sukcesem! Jeżeli jutro coś się nie spodoba profesorce, to będę się nieźle wykłócać! Mam tylko nadzieję, że będę miała na to energię po paru ładnych godzinach stresu. Egzamin mam dopiero o piętnastej, a facetka od biochemii lubi się spóźniać. Włączyłam "Move In The Right Direction" i rzuciłam się z impetem na łóżko. Byłam zmęczona. Marcin wspaniale mnie przemaglował. Mam wrażenie, że wtłoczył mi cały podręcznik do głowy.
Gdy pomyślałam o Marcinie, od razu przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja. Skąd on może wiedzieć, ile kosztuje kokaina? I że jest trudniej dostępna od jakiejś tam atropiny czy innego gówna? Chyba nie jest narkomanem? Chociaż jakby to połączyć z rozszerzonymi źrenicami, poddenerwowaniem... Nie! To niemożliwe! Nie wierzę w to! Ale z drugiej strony... Mógł być zdenerwowany, bo był na "głodzie" czy jak to tam się nazywa. Wciągnął działkę i od razu poprawił mu się humor. Rozszerzyły mu się źrenice... Wprawdzie tęczówki były jeszcze całkiem widoczne, ale może wziął mniejszą porcję... Po to poszedł do łazienki. Zaraz, zaraz, przecież to nie jest pierwszy raz, jak on wychodził do łazienki w mojej obecności na dłuższy czas! Czy wtedy, jak rozmawiałam ostatnio tutaj po kolei z każdym wariatem z 1D, to wyszedł, żeby wciągnąć, bo się wkurzył?
Zerwałam się z łóżka i poleciałam do łazienki. Zapaliłam światło i nachyliłam się nad umywalką. Ze zmrużonymi oczami wpatrywałam się w każdą szparę szukając drobinek białego proszku. Potem dokładnie zlustrowałam wannę, podłogę i każdą równą powierzchnię, na której mógłby uformować kreskę do wciągnięcia. Odetchnęłam z ulgą, gdy nic nie zobaczyłam. Okej, jesteś debilem, Nattie. Jak mogłaś nie uwierzyć własnemu chłopakowi, który nigdy cię nie okłamał? A może właśnie to robi... Zamknij się, wewnętrzny głosie. Przecież Nika sprzątała łazienkę przed wyjazdem... Zamarłam w bezruchu.
Nika sprzątała. Mogła sprzątnąć też dowody zbrodni. Nie, to niemożliwe, powtarzam, niemożliwe! Idę spać, jestem zmęczona, chora na białaczkę, nie mam zamiaru się zadręczać jakimiś durnymi podejrzeniami! I nic mnie nie obchodzi, że jest siódma wieczorem i kładę się spać jak grzeczne dziecko po dobranocce!

~~*~~

Zdałam! Zdałam! Zdaaałaaam!!!
Mam ochotę wydzierać się na ulicy, jak wariatka, świrować, totalnie mi odwala z tej radości! Jednak opłacało się czekać! Oczywiście profesorka się spóźniła, bo korki. Jednak brak samochodu ma zalety. Możesz chodzić na piechotkę, wyliczyć sobie odpowiednio czas i nie tkwisz w korkach jak zmotoryzowane osobniki. W każdym bądź razie, pani profesor przyjechała prawie godzinę później, kiedy wkurzona sekretarka chciała mnie wywalać na łeb, na szyję z uczelni, bo jako uparciuch sterczałam na korytarzu i co chwilę dopytywałam się, czy pani profesor przypadkiem nie odwoływała egzaminu. W końcu kobieta zdyszana wpadła do budynku, przydzwoniła we mnie drzwiami na powitanie (tak, teraz wiem, że nie wolno stawać przy drzwiach, które otwierają się centralnie na mnie!) i zaczęła egzamin od z lekka przydługich przeprosin. Gdy wreszcie zaczęła mnie pytać, poszło już z górki. Zacięłam się tylko przy drugim pytaniu, ale zaraz wymyśliłam, o co facetce mogło chodzić. I zdałam!
Teraz szłam energicznie chodnikiem w kierunku domu Marcina. Zastanawiałam się, co się z nim działo, bo wysłał do mnie dzisiaj tylko jednego smsa, w którym życzył mi powodzenia na egzaminie. Potem nic. Zero odzewu. Poza tym dziś są Walentynki. Nie miałam zamiaru robić problemu, gdyby zapomniał o tym amerykańskim święcie, ale oprócz prezentu, który mu niosłam (mały misiek z genialnym breloczkiem w kształcie starej winylowej płyty), miałam też ze sobą bilety na samolot i koncert. To już jutro i nie mam innego wyjścia, muszę go dziś o tym powiadomić. Oby miał dobry humor, bo jeśli się pokłócimy (znowu!), to jadę sama. Znaczy lecę.
Chłopaki nie byli zbytnio zachwyceni moim pomysłem zabrania Marcina, ale wymogłam na nich obietnicę dobrego zachowania. Chociaż po Lou i Hazzie mogę się wszystkiego spodziewać. Harry jest strasznie cięty na mojego chłopaka, a Louis, mogę się spodziewać, że wyskoczy z jakimś głupim komentarzem. Niall raczej będzie wisiał na telefonie z Niką, Zayn jak zwykle mało będzie się odzywał, ale jego spojrzenie będzie mnie powoli zabijać, jeżeli Marcin zrobi lub powie coś głupiego... Mam nadzieję, że mogę liczyć na Liama, chociaż on nie lubi Marcina praktycznie tak samo jak Hazz. Z tym że Liam nie rzuci się na niego z pięściami. Chyba.
W rytm "Troublemaker" Olly'ego Mursa grającego mi w słuchawkach skręciłam w docelową ulicę. Już z daleka widziałam świecące się okna w pokoju Marcina i chyba w salonie. Czyli pan Bielski jest w domu. Oby Damiana nie było. Średnio za nim przepadam, bo potrafi rzucać kompletnie niestrawnymi tekstami, to po pierwsze. A po drugie, wolałabym, żeby nie było żadnych świadków naszej kłótni. A czuję w kościach, że chyba jednak się pokłócimy. Zdjęłam słuchawki i zadzwoniłam do drzwi. Cisza. Może zasnął. Zadzwoniłam jeszcze raz. Ze środka dobiegł mnie głośny łoskot, a potem trzask. Plus obfita wiązanka niecenzuralnych słów. Bardzo niecenzuralnych. Po chwili drzwi otworzyły się.
-Widzę, że się mnie nie spodziewałeś.- rzuciłam rozbawiona obserwując chłopaka stojącego w drzwiach. Zaraz jednak spoważniałam. Zlustrowałam go uważnie wzrokiem. Ubrany był w rozwleczony, poplamiony dres, miał potargane włosy, rozbiegane spojrzenie, chyba drżały mu ręce... Chwila, czy on znów ma rozszerzone źrenice? Nie ma bata. Dziś musimy o tym pogadać.
-No, trochę się nie spodziewałem.- wymamrotał wpuszczając mnie do środka.
-Myślałam, że chcesz wiedzieć, jak mi poszła poprawka z biochemii.- powiedziałam zdejmując kurtkę.
-Nie ściągaj butów.- powstrzymał mnie przed zrzuceniem z nóg kozaków. W sumie śniegu na ulicach nie było, chodnik był suchutki.. Okej, zostanę w butach.- Taaak, znaczy, to jak ci poszło?- pokierował mnie na górę do swojego pokoju.
-Hmm, no wiesz...- weszłam do jego pokoju. Marcin zamknął za sobą drzwi.- Zdałam!- pisnęłam głośno przytulając się do niego.- Dzięki za tę powtórkę!
-Nie ma za co.- uśmiechnął się niepewnie.
-Marcin, wszystko w porządku?- zapytałam odsuwając się od chłopaka. Zmieszał się jeszcze bardziej i usiadł na łóżku.
-Wszystko gra. Czemu miałoby być coś nie tak?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Wyraźnie unikał mojego wzroku.
-Nie wiem, ty mi powiedz.- wzruszyłam ramionami.- Ostatnio zauważyłam, że się dziwnie zachowujesz... Wiesz, nie obraź się, ale nawet podejrzewałam, że ćpasz.- parsknęłam śmiechem.
-Nic mi nie jest!- przerwał mi ostro.
-Wow, kotku, spokojnie. Już zmieniam temat.- ale nie myśl, że tak szybko odpuszczę, skarbie. Zaczęłam szperać w torebce w poszukiwaniu walentynkowego prezentu.- O, jest! Wesołych Walentynek, kochanie.- wręczyłam mu prezencik i pocałowałam w policzek.
-O matko, to już dzisiaj?- jęknął.- Zapomniałem, przepraszam! Nie mogę tego wziąć.- wyciągnął paczuszkę w moją stronę.
-Już wziąłeś. Marcin, nic się nie stało. Nikt ci nie każe pamiętać o wszystkich głupich świętach w ciągu roku. Gdybyś zapomniał o moich urodzinach, uuuu, to bym była zła.- nadawałam z pozornym spokojem, ale tak naprawdę, to byłam nieźle spięta. Trzeba mu powiedzieć o wyjeździe, pokazać bilety... Dobra, Nattie, jesteś dzielna dziewczyna... Teraz albo nigdy.
-Mam coś jeszcze.- powiedziałam powoli.- Tylko to jest dla nas obojga.- wyjęłam z torby kopertę z biletami i podałam chłopakowi.
Marcin wziął ode mnie kopertę, obrócił ją parę razy w rękach i otworzył.
A ja w tym momencie poczułam, że popełniłam wielki błąd. Że to, co się teraz wydarzy, będzie strasznym skutkiem mojej głupoty i naiwności. Znacie to? Takie przeczucie, że zaraz, dosłownie za sekundę, wydarzy się trzęsienie ziemi, wielkie tsunami, które zmiecie ze swojej drogi wszystko, co dla was ważne. Ja tak się czułam w tej chwili. Czy podświadomie wybrałam piosenkę "Troublemaker" do słuchania przed przyjściem tutaj? Bo chyba właśnie wygenerowałam sobie gigantyczne kłopoty...





_________________________________________________
Tak, wiem, jestem niedobra, bo przerwałam w tym momencie! Tak, rozumiem, ale następny rozdział zdecydowanie wam to wynagrodzi. Zwłaszcza Latalie shipperom :) czyli mnie też :P

Moja opinia na temat tego rozdziału? Eee... Mógł być lepszy... Mogłam parę rzeczy poprowadzić inaczej... Ale jest jak jest, nie mam siły tego przerabiać. Poza tym, może wam się spodoba ;)

Wiecie co? Zdałam maturę!!! :D :D :D
Genialnie mi się teraz pisze, mimo tego, że chyba w nagrodę za maturkę postanowił mnie odwiedzić jakiś uprzejmy wirus i właśnie zaczynam poszukiwania największego pudełka z chusteczkami do nosa, bo inaczej będzie źleee... :/

Dziękuję za komy, obserwacje itp. itd. :* jesteście kochani, dziękuję <3

Pozdrawia was wstępnie zakatarzona, kichająca, kaszląca, ale dalej skrobiąca rozdzialiki
Roxanne xD

16 komentarzy:

  1. Jezu!
    Ten rozdział jest boski!
    TY ĆPUNIE JEDEN ! O.O o.O-WYCZUWACIE SARKAZM ?
    Tego bym się po nim nie spodziewała.
    Czekam na koncert 1D i jego reakcje
    Nie mogę się doczekać przyszłego rozdzialiku!
    Buziaki oraz weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy inni się spodziewali :P
      Ech, ta moja nieograniczona, pełna bzdur i nieoczekiwanych pomysłów wyobraźnia... ;)
      Pzdr. <3

      Usuń
  2. Gratuluję zdania matury! :)
    Rozdział super, nie mogę się doczekać kolejnego, na prawdę podziwiam Ciebie i twoją wyobraźnię.
    Zauwżyłam, że rozdziały pojawiają się częściej, to fajnie.
    Masz już może plan kiedy skończysz to opowiadanie? Oby nie szybko.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, życzę dużo weny i miłych wakacji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Staram się dodawać rozdziały dwa razy w tygodniu, mam nadzieje, że kurs na prawko mi w tym nie przeszkodzi :P
      Kiedy skończę... Wydaje mi się, że pomęczę was jeszcze przez jakieś dwadzieścia rozdziałów... ;)

      Usuń
  3. Rozdział zajebisty!
    Marcin! Ty jebany cpunie! (sorry za słownictwo ale inaczej nie da się go opisać!)
    Jak ja go nienawidzę!
    Nooo wreszcie będzie 1D na żywo!
    Latanie <3
    Czekam na następny!
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :*
      Nom, 1D w następnym rozdziale na żywo! Sama się nie mogę doczekać :P

      Usuń
  4. OoOooo nie spodziewałam się tego po Marcinie :o
    I tak jesteś cholernie niedobra ! No dlaczego ?! :(
    Jeeeej już sie nie moge doczekać Latalii <3
    Ale rozdział mi się bardzo podobał. Seriously !!!
    Hahahah ale zabawne była ta akcja z rana z Niką xD
    Kocham, Gaba :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego, bo w następnym od samego początku trzeba będzie namieszać xD nie mogłabym przerwać w połowie tego, co się będzie działo :*

      Usuń
  5. O fuck! Marcin I HATE YOU!! Roxanne I LOVE YOU!! Czuję że na 100% się pokłócą! Rozdział jak zwykle NIESAMOWITY więc za dużo nie ma do opisania xD Mam tylko jedną proźbę gdyby (napewno) Marcin nie poleciał to weźmiesz Monię z Natt? Bo Hazz będzie tęsknił xD
    Kocham i całuję :*
    /Muffin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Nie wiem, czy uda mi się zabrać Monię... zobaczymy :P

      Usuń
  6. Ale z Marcina ćpun jebany!
    Ugh...
    Niech on nie jedzie na koncert!!!
    Nie mogę doczekać się Latalii i jestem ciekawa kiedy Nika spotka się z Niallem. <33
    Gratulacje zdania matury!

    OdpowiedzUsuń
  7. JA WIEDZIAŁAM
    TY......... MARCIN TY.......
    TY.....TY DEBILU ĆPACZU NIEDOROZWINIĘTY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Jeju Natka zawijaj bilet i uciekaj !!

    Zerwij z nim kontakty i żeganam !.
    Jeju....
    Przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału..
    no ale tak wyszło.. :/

    Jeju zdałaś tak się cieszę :D
    Gratki ;***
    LATALIA ♡ - do dzieła ♡♡


    Zdrówka Skarbie ;*

    Anana


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :*
      Nie przepraszaj, nikt nie jest zmuszony, żeby komentować każdy rozdział ;)
      Pzdr. <3

      Usuń
  8. Marcin ćpa
    Ćpunie jeden jazda od Nattie
    Niech Marcin pojedzie z nią do Berlina, a tam Liam pocałuje na jego oczach Natalię i niech Liam wyzna jej miłość,a ona niech mu powie że jest chora.

    PS: Zdrowiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you :*
      Może wezmę twoje pomysły pod uwagę... :)

      Usuń