wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 35

Sorry bardzo, ale moja wena buntuje się, kiedy próbuję wymyślić coś na urodziny Zayna... Nie wiem, jakaś piekielna blokada, brak dobrych pomysłów, po prostu zero, null, nada :/ stąd mały przeskok w akcji, liczę, że mi to jakoś wybaczycie... Coś może wplotę w akcję, ale urodzinowe ceremonie na pewno nie wejdą w akcję mojego opowiadania :( przepraszam wielbicieli Zayna...
...i....
...zapraszam na rozdział...


_______________________________________________

*cztery tygodnie później*
Odłożyłam z satysfakcją długopis wpatrując się w zegar na ścianie sali wykładowej. Właśnie skończyłam pisać najtrudniejszy egzamin z całej sesji i byłam nawet zadowolona ze swoich odpowiedzi. Za parę dni poznam wyniki i jeśli zdam, to będę skakać do góry z radości, bo biofizyka to jedna z kilku moich pięt achillesowych. Kułam wytrwale, podręcznik znam już chyba na pamięć i mam szczerą nadzieję, że nie będą mi kazali tego poprawiać, bo się chyba zastrzelę. Albo pochlastam. I tak już sobie dowaliłam, bo zamiast w spokoju zakończyć sesję w środę, będę musiała zakuwać do poprawki z biochemii. Zawaliłam jeden z pierwszych egzaminów, bo stwierdziłam, że są trudniejsze rzeczy do nauki. Przesadziłam z optymizmem i zabrakło mi raptem dwóch punktów do zdania egzaminu. A poprawkę mam w idealnym terminie: w Walentynki. Może przebłagam profesorkę bukietem krwistoczerwonych róż i czekoladkami z Amorkiem na pudełku.
Rozejrzałam się dyskretnie po sali. Zauważyłam, że Monika obgryza końcówkę długopisu, a Marcin jak szalony lata piórem po papierze. Jak tak dalej pójdzie, to wypali w nim dziurę. Dosłownie. Ciekawe, jak mu poszło. Uczyliśmy się praktycznie cały czas razem, raz u niego, raz u mnie, ze dwa razy dołączyła do nas Monia. Z tym że on zaliczył tę idiotyczną biochemię.
Jak na razie układa nam się bardzo dobrze. Jasne, sprzeczaliśmy się już kilka razy, ale zawsze kończyło się to wspólnymi przeprosinami. Ja zaliczyłam już swój pierwszy atak zazdrości, gdy byliśmy w kawiarni i Marcin spotkał dawną koleżankę ze szkoły. Zrobiłam mu małą awanturkę, która skończyłaby się dużo gorzej, gdyby nie telefon od Niki, która pilnie potrzebowała mnie w domu do sprzątania, bo postawiła na gazie zupkę i kompletnie o niej zapomniała, przez co zawartość garnka wykipiała i zalała całą podłogę. Jak Nika jest uważna, wychodzą jej same pyszności, a gdy oddali się od kuchenki na pięć metrów, zaraz zapomina, że coś gotowała i wszystko ostatecznie ląduje w koszu. Uwaga na przyszłość: chcesz, żeby Dominika Sawicka ugotowała ci coś pysznego? Zamknij ją na klucz w kuchni, dopóki tego nie skończy.
Z chłopakami powoli wszystko wróciło do normy. Na początku dziwnie było z nimi rozmawiać, cały czas jakieś przerywniki, chwile milczenia, brak odzewu. Wiedziałam, że ciągle mieli mi za złe te ostre słowa, ale starali się. Poprawka, nie oni, my. Razem bardzo się staraliśmy, żeby to wszystko naprawić i chyba nam się udało. Teraz rozmawiamy, jakby nic takiego się nie wydarzyło. Jest normalnie, czyli znowu wróciliśmy do etapu zwariowanej, przyjacielskiej bandy. Jedynym tematem, jakiego nie poruszamy, jest mój chłopak. Nie wspominam o nim ani razu, a chłopaki ewidentnie się nim nie interesują. Natomiast sam Marcin... Mam wrażenie, że coraz mniej mu się podoba to, że praktycznie codziennie gadam lub piszę z 1D. Nie chcę go lekceważyć czy pomijać, ale widzę, jak wkurza go moje odpisywanie na smsy Hazzy lub Louisa podczas wspólnej nauki. Rozmowę z Zaynem na urodziny jeszcze przeżył, nie reagował gwałtownie, gdy zaczepiły nas fanki One Direction z prośbą o przekazanie Malikowi urodzinowego prezentu od polskich Directionerek. Ale potem zaczynał się obrażać, mniej odzywać, gdy ja przekrzykiwałam się z tymi wariatami na Skypie, wychodził z mojego domu bez pożegnania... A już totalnie dostawał piany na ustach, gdy dzwonił Liam. Po prostu był zazdrosny. I szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, czy długo tak pociągnie. Ale mimo wszystko... zakochałam się w nim. I chciałam być z nim tak długo, jak tylko się da.
Dobra, zaraz mnie coś trafi. Ile jeszcze do końca? 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0... Nie, jednak jeszcze nie. Zaczęłam delikatnie wystukiwać nogą rytm "Alive". Długo jeszczeee? Profesor nie wypuści nas z sali przed końcem czasu, a szkoda, bo już bym poszła do domu. Nika pakuje się na wyjazd do Monachium, na tę wymianę niemiecką, na którą tak szaleńczo zbierała pieniądze. Ciekawostka. Będzie w tym samym kraju, co przez jakiś czas chłopaki, ale nie spotka się z Niallem. Być może jest jeszcze trochę niepewna, ale też trzeba wziąć pod uwagę nieźle zapchany grafik. I jej, i chłopaków. Z tego co kojarzę, mają koncert w Dortmundzie, a potem w Berlinie. Oprócz tego w Berlinie mają wystąpić w telewizji, mieć wywiad w radiu, sesję zdjęciową dla jakiejś szwabskiej gazety i jeszcze coś, tylko nie pamiętam co. Mój mózg nie jest tak zorganizowany, jak mózg Liama, który podawał mi wszystkie te szczegóły z pamięci. Szacun. Serio. No, a Nika ma poznawać niemiecką kulturę, odwiedzać jakieś muzea, podróżować z grupą, więc raczej się nie wyrwie, by spotkać swoją true love. Chociaż moim zdaniem na pewno dałoby się znaleźć jakiś samolot, żeby dostać się ekspresowo do Berlina i z powrotem wrócić do Monachium. Kłopot w tym, że samolot, helikopter czy jakakolwiek maszyna, która lata, to znienawidzony środek transportu Niki. Do Monachium jedzie pociągiem. Pozostawię to bez komentarza.
Jak długo jeszcze mam tu siedzieć??? Okej, próbujemy jeszcze raz. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0... Znowu nie trafiłam. Czy tylko mnie się wydaje, że ten zegarek stoi?! Nie będę analizować pytań po raz setny, bo znając moje szczęście, to zacznę poprawiać na źle. Zaraz mnie coś trafi... Zaczęłam w duchu podśpiewywać "Something Great". Czymś absolutnie wspaniałym będzie wyjście z tej sali. Jeszcze raz. 10, 9, 8, 7, 6, 5...
-I koniec czasu.- oznajmił nasz profesor.- Proszę odłożyć długopisy.
Nareszcie!!!

~~*~~

-Kupiłaś srajtaśmę?!- pytanie Niki wmurowało mnie w podłogę korytarza.
-Ciszej, idiotko, drzwi nie zamknęłam!- syknęłam przekręcając zamek. Jeszcze tego by brakowało, żeby któryś z naszych wścibskich sąsiadów usłyszał, o czym gadamy, byłoby nabijanie się z lokatorek po całości. Weszłam do pokoju dziewczyny. Okeeej... Taki burdel widziałam tylko w pokoju Louisa. I Hazzy.
-To kupiłaś tę srajtaśmę czy nie?- Nika stała na środku pokoju z rękami opartymi na biodrach.
-Jakbyś nie zauważyła, dziś miałam przed-przedostatni egzamin z sesji i nie w głowie mi był papier toaletowy.- powiedziałam dobitnie.
-Ale teraz Velvet czy jakiś tam inny ma serię w pingwinki!- jęknęła Nika. Opadły mi ręce. Dosłownie.
-Wiesz, że w tym tygodniu jest twoja kolej na zakupy?- upewniłam się.- Potem będę się musiała użerać z wrednymi, nieczułymi supermarketami SAMA przez dwa tygodnie.- podkreśliłam.- Poza tym, po co ci teraz papier? Boisz się, że w Monachium nie będą mieli i chcesz się zaopatrzyć na drogę?
-Niee.- burknęła Nika.- Już nieważne. Chodziło o pingwinki.
Boże, ta dziewczyna doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa. Jak tak bardzo chce pingwinka, to jej narysuję. Kłopot w tym, że moje rysunki przypominają karykatury, nie potrafię niczego przerysować ze wzoru, jedyne w czym jestem dobra to kolorowanki. Znając życie, mój pingwinek przypominałby wieloryba albo gorzej- nietoperza.
-Idę się przebrać z tego kołnierza bezpieczeństwa- wskazałam na swój żakiet i ołówkową spódnicę- i przyjdę ci pomóc w pakowaniu.- Nika skinęła głową i zanurkowała w swojej szafie.
Powędrowałam do swojego pokoju i zrzuciłam z siebie znienawidzony zestaw ubrań. Cieplutkie legginsy i bluza z kapturem, to jest to. Nastawiłam jeszcze wieżę i w rytm "Rock My Life" poleciałam do Niki.
-Dooobra, to co ja mam robić?- zapytałam patrząc bezradnie na sterty ciuchów leżących w połowie na podłodze, w drugiej połowie wypadających z szafy, w trzeciej połowie trzymanych przez Nikę, a dopiero w czwartej połowie spoczywających w walizce. Dobra, muszę poćwiczyć ułamki, ale to nie zmienia faktu, że Nika kompletnie nie umie się pakować.- Dawaj to.- powiedziałam z rezygnacją zabierając jej stertę ubrań z rąk i kładąc ją na biurku.- Robimy to po mojemu, okej?
-Miałam nadzieję, że to powiesz.- wyszczerzyła się, ale zaraz przestała, gdy w kierunku jej uśmiechniętej buźki poleciała bluzka owinięta stanikiem.
Podśpiewując "Tonight I'm Getting Over You" zaczęłam układać ubrania w walizce. Nika poleciała do łazienki po kosmetyki. Miała spędzić w Monachium dwa tygodnie, ale mimo to...
-Nika! Mogę wiedzieć, po co ci letnia sukienka w kwiatki, w lutym, w Niemczech? Nie jedziesz do Australii, gdzie masz teraz pełnię lata!
-Myślisz, że się nie przyda?- wychyliła się zza drzwi.- Może faktycznie masz rację... Wrzuć ją do szafy.
-A japonki?
-Będziemy tam na basenie!
-Czyli kostium kąpielowy też?
-Tak!
-A po cholerę ci drugi?
-A jak pójdziemy dwa razy?- spytała oburzona.- Mam łazić tylko w jednym?
-Boże, Nika, to nie rewia mody!- przewróciłam oczami.- Niall się obrazi, jak będziesz paradować przed innymi facetami w kostiumie.
-Racja!- no, nareszcie.- Muszę zadzwonić do Nialla. Dzięki, że mi przypomniałaś, przecież mu obiecałam.- ja pierniczę. A ja miałam złudną nadzieję, że się opamiętała w kwestii kostiumów.
Przyjaciółka złapała swojego laptopa i uruchomiła szybko Skypa. Odwróciła komputer tyłem do mnie i siadła na łóżku. A to zołza! Ja też chcę z nim pogadać! Co z tego, że gadaliśmy wczoraj przez telefon. I że pisaliśmy całą szóstką do siebie przez pół nocy.
-Cześć Niall.- Nika uśmiechnęła się do ekranu. I niech mi ktoś powie, że oni na siebie nie lecą. No, przecież to gołym okiem widać. Zwłaszcza po minie Niki. A jak jeszcze dojdzie do tego rozanielona buźka Horana...
-Hej, Nicky. Co ta... Miałaś tornado w pokoju?- zdziwił się. No tak. Za Niką akurat stało biurko ginące pod nawałem ubrań.
-Niee.- skrzywiła się.- Pakuję się na tę wymianę, wiesz. Mówiłam ci.
-Czyli masz tak jak ja.- zaśmiał się.- Pakujesz się na ostatnią chwilę. O której masz jutro ten wyjazd?
-O piątej rano.- jeszcze większe skrzywienie.
-Powodzenia.- zarechotał. Dobra, co ja jestem, pokojówka? Nie będę sterczeć z tyłu i pakować jej walizki.
-Siema Nialler!- wrzasnęłam wskakując Nice na plecy.- Dokładnie to samo myślę o jej pakowaniu. Zwłaszcza, że kazała sobie pomóc.
-Nic ci nie kazałam, szympansie! Złaź ze mnie!- Nika wiła się, żeby mnie zrzucić z siebie, ale to było niewykonalne. Padła pod moim ciężarem na łóżko. Ułożyłam się na niej wygodnie i uśmiechnęłam do pękającego ze śmiechu Nialla.
-Siedź cicho, Nika. Krzywda ci się nie dzieje.
-Jakbym widział siebie i chłopaków tylko w wersji żeńskiej.- wykrztusił.
-No widzisz. Doskonale do siebie pasujemy, no nie? Grupa wariatów.- wyszczerzyłam się.
-Jakbyś zgadła.- syknęła Nika.- Złaź, słoniu jeden. Może i jesteś lekka, ale miażdżysz mi żebra.
-Spotkacie się z Niemczech?- zignorowałam ją.
-Chyba nie damy rady. Wiesz, cały czas mamy coś w grafiku.- spoważniał Niall.
-No, my tak samo.- wysapała Nika. W końcu zmobilizowała się i z impetem walnęłam o podłogę.
-Ałaaaaa!- rozdarłam się. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej.- Nika, debilu!!! Będę miała kolejne siniaki!
-Załóż kolekcję.
-Chyba już nie muszę.- warknęłam rozcierając stłuczone biodro. Wolałam na razie nie patrzeć, jak szybciutko wyskakuje mi guz. Nawet przestałam liczyć, który to. Dlaczego ja tak muszę się obijać?
-Oj tam, oj tam. Nie przejmuj się.
-Łatwo ci mówić, Nika. Dobra, zmiana tematu.- oparłam brodę na krawędzi łóżka. Nie chciało mi się znowu na nie wskakiwać.- Kiedy wy się wreszcie spotkacie?
-Eee...- zająknęła się Nika.
-No, chyba postaramy się jak najszybciej, no nie?- przyszedł jej z pomocą Niall.- Przecież nie można się ciągle widywać na Skypie.
-Spoko. Tylko jak ustalicie już datę ślubu, to mnie powiadomcie. Chcę być druhną.- oznajmiłam radośnie.
-Ty nie będziesz druhną, będziesz matką dzieci, jeśli już.- popatrzyłam na nią z wielkim "WTF?!" na twarzy i ryknęłam śmiechem.
-Jesteś pewna, że mam być matką twoich dzieci? No nie wiem, Niallowi ten układ może będzie odpowiadał...- płakałam ze śmiechu. Nika zaniemówiła na chwilę, ale szybko odzyskała mowę.
-Chodziło mi o matkę chrzestną! Chrzestną!!! Nic innego nie powiedziałam!
-A wmawiaj sobie, wmawiaj. Niall, powiedziała "matką", prawda?- chłopak miał zaciśnięte usta i z całych sił starał się opanować śmiech.
-Ja nic nie słyszałem.- wydusił.- Ale wolę opcję z matką chrzestną.
-No myślę. Nika przecież by mnie zabiła za tę pierwszą opcję.- mrugnęłam do niego. Zerknęłam kątem oka na czerwoną jak burak dziewczynę i dodałam szybko- To ja uciekam, żebyście tu sobie pogadali... Cześć!!!- nawiałam szybko, żeby nie trafiły mnie mordercze lasery ciskane z oczu Niki.
Zamknęłam się w pokoju i przełączyłam piosenkę na "Magic". Wzięłam swój komputer i wlazłam na Twittera. Cała masa powiadomień... Zdjęcia z koncertów chłopaków, tweety Nialla i Harry'ego... Oni chyba najczęściej siedzieli na Twitterze z całego 1D. Parę osób przekazało dalej kilka moich tweetów. O, zrobili mi zdjęcie z Marcinem. I drugie. I trzecie. I czwarte. I... dobra, tu już jestem sama. Parę zdjęć jak idę przez miasto, o tu nawet załapałam się z Monią! A tu z Niką. A tu z jakąś dziewczyną, która poprosiła mnie o fotkę. Teraz już wiem, co czują chłopaki. To strasznie dziwne uczucie być traktowanym jak celebryta, kiedy nie zrobiło się nic takiego nadzwyczajnego. Nie jestem gwiazdą, nie śpiewam, nie gram, nie tańczę... Ja tylko się przyjaźnię. I wow, to sprawiło, że ląduję w trendach na Twitterze, że mam tysiąc zaproszeń do znajomych na Facebook'u i znajduje siebie na okładkach polskich brukowców.
Zdjęcia z Marcinem chyba rozwiały wszystkie wątpliwości Directionerek. Wreszcie wiedzą, że nie jestem związana z nikim z One Direction, że mam swojego własnego i totalnie nieznanego w mediach chłopaka. No, teraz już trochę znanego... Dodałam nowe zdjęcie z Niką, które zrobiłyśmy sobie wczoraj, jak wydurniałyśmy się oglądając "Dumę i uprzedzenie". Naskrobałam jeszcze żartobliwy komentarz i już miałam wskakiwać na YouTube'a, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Nika! Otwórz!- cisza. Za chwilę znowu dzwonek.- Nika! Jesteś bliżej!- cisza. Jeszcze raz dzwonek.- Chorobcia, gdzie ona polazła? Pewnie znowu czegoś nie kupiła. Może poleciała po tę srajtaśmę.- mruczałam pod nosem drepcząc w stronę drzwi.
Na progu stał Marcin z szerokim uśmiechem. Na jego widok od razu się rozpromieniłam. Przysunął się do mnie i pocałował. Delikatnie rozchyliłam wargi, żeby pogłębić pocałunek. Mmmm....
-Smakujesz jak czekolada.- powiedziałam odsuwając się od niego z uśmiechem.
-Bo jadłem czekoladę przed przyjściem tutaj.- zaśmiał się zdejmując kurtkę.
-I nie przyniosłeś, żeby się podzielić? Foch!- udałam, że się obrażam i poszłam do kuchni.
-Oj, no nie gniewaj się...- Marcin stanął obok mnie.- Nat...- nie odzywałam się. W końcu mam focha, no nie?- A zobacz, co ja tu mam?- powiedział zmienionym głosem jak do dziecka. Nie mogłam już powstrzymać uśmiechu i chciałam złapać czekoladę, którą trzymał w ręce, ale chłopak uniósł ją zdecydowanie za wysoko.
-Najpierw przeproś za fochy.- postukał się palcem po policzku. Podskoczyłam jeszcze parę razy, ale nie mogłam dosięgnąć orzechowo-czekoladowego cuda. Wywróciłam oczami i cmoknęłam go w policzek.- Od razu lepiej.
-Dziękuję!- wzięłam czekoladę i szybko wsunęłam pierwszą kostkę. Boże, jaka dobra...
-To co? Uczymy się?
-Oj nieee....- zajęczałam.- Zróbmy sobie dzień przerwy, co? W końcu dziś piątek...
-Jak chcesz.- wzruszył ramionami i nagle wystartował do salonu krzycząc- Dzisiaj ja wybieram film!
-Tylko komedię! Najlepiej romantyczną!- odkrzyknęłam wyjmując sok z lodówki i łapiąc za szklanki. Przetransportowałam wszystko na stolik w salonie i wróciłam się jeszcze po czekoladę. Gdy przyniosłam już wszystko do pokoju, Marcin właśnie uruchamiał film.
-Co włączyłeś?- zapytałam siadając koło niego na kanapie.
-Niespodziankę. Specjalnie dla ciebie.- uśmiechnął się tajemniczo całując mnie w głowę. Od razu rozpoznałam film. Moje ukochane "Listy do Julii"! Po prostu to uwielbiam! Oparłam się wygodnie o mojego chłopaka i całkowicie skupiłam się na mojej cudownej komedii romantycznej.

*jakiś czas później*
-Ten film jest absolutnie genialny, a Amanda Seyfried to bezsprzecznie moja ulubiona aktorka.- oświadczyłam, gdy pojawiły się napisy końcowe.
-No to się cieszę.- ziewnął Marcin.- Teraz bym obejrzał jakiś horror.
-A proszę cię bardzo.- mnie horrory zupełnie nie ruszają. Znowu będę miała atak śmiechu na wspomnienie nieudanej randki w kinie.- Tylko teraz ja wybieram.- zaznaczyłam i włączyłam stronę główną Filmweb'u, żeby znaleźć jakiś dobry film. Strona nie zdążyła się jeszcze dobrze załadować, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam nie patrząc, kto dzwoni.
-Nattie, ratuj!- Louis wrzasnął mi do ucha tak głośno, że musiałam odsunąć komórkę.
-Ale co się stało, Lou?- zapytałam zerkając kątem oka na mojego chłopaka. Jak na razie zachowywał kamienną twarz.
-Horan mnie zabije! Już nie żyję! Moje marchewki są w niebezpieczeństwie! Tylko ty mnie możesz uratować!- wywrzaskiwał Tomlinson.
-Skoro mowa o Horanie to znaczy, że zrobiłeś coś z jedzeniem.- wywnioskowałam domyślnie.
-Brawo, Einsteinie.- powiedział sarkastycznie Louis.
-Co znowu zrobiłeś?- starałam się podzielić swoją uwagę między rozmowę z Lou a przeglądarkę filmową.
-Przypaliłem obiad. Znaczy podgrzewałem tortille w mikrofali i one wybuchły...
-Boże, nic ci nie jest?!- przestraszyłam się. Marcin wywrócił oczami.
-Niee, bo byłem poza kuchnią.
-Idioto, nie przypilnowałeś ich? Przecież to logiczne, że nie ma cię w kuchni  i nie pilnujesz obiadu przy gotowaniu, to coś się stanie.- rozzłościłam się.- Ja nie mogę, jesteś jak druga Nika. Tylko jej czasem coś wychodzi, a tobie nigdy.
-Oj, weź się nie denerwuj... Przebłagasz Horana?- spytał prosząco.
-Nie. I tak znając życie, to gdzieś się schowałeś i Nialler cię nawet nie znajdzie.
-Jak ty mnie dobrze znasz, Mummy.- zaśmiał się Lou.- Ale jak Niall do ciebie zadzwoni sam, podkreślam SAM, to go przebłagasz?
-Dobra, coś wymyślę.- westchnęłam.- Duże dzieci, cholera jasna. Ale to ostatni raz, okej?
-Okej!- ucieszył się Tommo.- To na razie!- i rozłączył się.
-Louis?- zapytał z obojętnym wyrazem twarzy Marcin.
-Aha.- przytaknęłam i parsknęłam śmiechem.- Co za oszołom. Dobra, wracając do tematu...- przerwał mi dzwonek telefonu. Założę się, że to Niall.
-Nattie? Słuchaj, jestem teraz u Perrie, niedługo wyjeżdża w trasę z Little Mix i chciała z tobą pogadać, bo gdzieś jej zginął numer do ciebie.- Zayn. A już myślałam, że Horan.
-Jasne, dawaj ją! A ty nie mogłeś, z łaski swojej, podać jej tego numeru?
-Eee... Jakoś nie pomyślałem... To na razie, daję Pezz.- szybko oddał komórkę dziewczynie. To dobrze, bo miałam ochotę na niego nawrzeszczeć za tę głupotę.
-Hej, Nattie!- pisnęła dziewczyna.- Boże, laska, jak ja się za tobą stęskniłam!
-Hej, Perrie, ja za tobą też! Powiedz, że Little Mix da koncert w Polsce!- powiedziałam błagalnie.
-Nawet nie wiesz, jak bym chciała, żeby nas wysłali do Polski, ale nasz management jest taki głupi, że nie zaplanuje nam trasy tak, jak byśmy chciały. Nie rozumiem, i Little Mix, i One Direction. Mamy te samą agencję, nasi fani są na całym świecie i w Polsce też, ale nas tam nigdy nie wyślą! No i gdzie tu jest sprawiedliwość na tym świecie?!- rozgadała się dziewczyna.
-Może przyjedźcie poza trasą? Jakoś się wszyscy pomieścimy w moim małym mieszkanku...
-Wiesz, że chyba tak zrobię? Bo to po prostu  nie do pomyślenia! No nic, muszę kończyć, bo zaraz wyjeżdżamy. Zmuszę Zayna, żeby mi dał numer do ciebie, nie wiem, jak on mi mógł zginąć, ale przeszukałam cały telefon i go po prostu nie ma! Jakby się pod ziemię zapadł!
-Już ty znajdziesz jakieś sposoby, żeby zmusić Malika do dania tego numeru.- roześmiałam się.
-A żebyś wiedziała, że znajdę! No, dobra, trzymaj się tam ciepło, i do usłyszenia, bo zobaczyć się, to w najbliższym czasie nie damy rady.
-No, na razie, Pezz. Do usłyszenia.- pożegnałam się z dziewczyną. Szybki look na Marcina... Oj, chyba już jest zły. Trzeba zmienić temat.- To co powiesz na "Egzorcystę"?- zapytałam i zaprezentowałam okładkę filmu na ekranie.
-Chyba będzie....- dzwonek telefonu. Ta melodyjka zaczyna mnie irytować.
-No, teraz to już na pewno Nialler.- stwierdziłam i odebrałam.
-Nattie?- Harry. To jakieś żarty, mój chłopak zaraz eksploduje z zazdrości. Założę się, że po Hazzie zadzwoni jeszcze Niall i Liam, tak do kompletu.
-Co tam, Styles?- odłożyłam laptopa na stolik i usiadłam wygodniej na kanapie. Marcin tylko zacisnął zęby. Jest źle. Jest bardzo źle.
-Widziałem ją, rozumiesz?! Spotkałem ją dziś na ulicy! Kurwa, spotkałem, ja się z nią zderzyłem!!!- zmarszczyłam brwi. Chyba wiem, o kogo chodzi...
-Harry, spokojnie. Chodzi o Ashley?
-Tak!- wrzasnął jeszcze gwałtowniej.- Chodzi o tę popieprzoną, pierdoloną Ashley!!!
-Okej, bądź tak dobry i mów lub krzycz trochę ciszej, bo ja tu zaraz ogłuchnę...
-Ona jest w ciąży, Natalia.- powiedział spokojniej. O kurde. Poważna sprawa.
-Żartujesz!- nie mogłam się powstrzymać.
-Chciałbym, Nattie.- westchnął ciężko.- Byłem w Boots'ie i już wychodziłem, gdy ona otworzyła drzwi i praktycznie nastąpiło zderzenie czołowe. Pomagałem jej pozbierać torby z zakupami, podniosłem głowę, żeby przeprosić za to zderzenie i normalnie mnie wmurowało. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Spuściłem głowę i co zobaczyłem? Jak myślisz?
-Ciążowy brzuszek?- ja to normalnie geniusz jestem. Mistrz domyślności.
-Tak, ciążowy brzuszek. Zapytałem, który to miesiąc... Powiedziała, że siódmy. Jest w ciąży z tym pierdolonym Sykesem.- załamał mu się głos.
-Harry...- nie wiedziałam, jak go pocieszyć.- Mówiłeś chłopakom?
-Nie. Od razu zadzwoniłem do ciebie.- o matko. Mimo tego, co mu wtedy nagadałam, on nadal mi ufa. Zaszkliły mi się oczy. Nie wiem, chyba się wzruszyłam.
-Gdzie teraz jesteś?
-A jak myślisz? Jadę się upić.
-Nie! Hazz, jedź natychmiast do domu!
-Po co? Żeby zaczęli się pytać, co się stało? Żeby na siłę próbowali mi pomóc? Nie, wielkie dzięki, wolę zapomnieć.
-Harry, proszę cię.- zaczęłam błagać.- To się źle skończy, Harry. Posłuchaj mnie i pojedź do domu, błagam!
-Nattie, co mi innego pozostało?- nagle coś mnie tknęło. Mam plan. Ale najpierw muszę coś sprawdzić.
-Hazza, jesteś w samochodzie, tak?
-Tak.
-Gadasz przez Bluetooth'a, tak?
-Tak.- uff, przynajmniej tyle, że nie prowadzi jedną ręką.
-Okej. Co zrobiłeś po tym, jak on ci to powiedziała?
-Ja... Sam nie wiem... ja życzyłem jej wszystkiego najlepszego i nawiałem stamtąd.
-Życzyłeś jej wszystkiego najlepszego? Harry, to świetnie!
-Co jest takie świetne?- zapytał rozdrażniony.- To, że znowu mam doła?
-Nie! To, że zdobyłeś się na takie słowa! Zaczynasz się do tego przyzwyczajać. Do tej sytuacji. Ashley staje ci się coraz bardziej obojętna.
-Co?- rany, czy on naprawdę nic nie czai???
-Harry, prawie się z niej wyleczyłeś. To tylko odruch, że się boisz spotkań z Ashley. Nie musisz zapijać tego problemu, bo on już praktycznie nie istnieje.
-Myślisz?- zapytał z nadzieją.- Ja... nie wydaje mi się, żebym o niej zapomniał...
-Styles, zacznij żyć swoim życiem. Carpe diem, pamiętasz? Walnij Ashley w kąt i zapomnij. Nie jest warta, żeby o niej pamiętać. A ja mam dla ciebie dodatkowe antidotum.
-To znaczy?
-Jedź do domu.
-Nie mogę.
-Nie jedziesz się upić, zrozumiano?!!!
-Ale, Nattie...
-Nie ma żadnego "ale". Alkohol to nie rozwiązanie.
-Nattie, nie mogę pojechać do domu...
-Czego nie zrozumiałeś w tym, co ci powiedziałam?!
-...bo stoję w czterokilometrowym korku.- dokończył spokojnie, a ja strzeliłam sobie otwartą dłonią w czoło.
-To czemu nie mówisz?- jęknęłam.
-Bo nie dałaś mi dojść do słowa?- fakt. Dobra, nie mam usprawiedliwienia.
-Okej, teraz mnie posłuchaj. Słuchasz?
-Aha.
-Zaraz dam ci numer do pewnej osoby.
-Aha.
-Konkretnie do twojej fanki i dziewczyny, która jeszcze parę dni temu molestowała mnie, żebym dała jej numer do ciebie.
-Aha.
-Zrobisz jej mega niespodziankę i poprawisz jej humor.
-Aha.
-Dam ci numer do Moniki.
-Aha. Zaraz, że co?!
-Wyleczysz się z Ashley, a jeśli ci jej tak bardzo brakuje, to pogadasz z osobą, która ci ją tak przypomina.
-Natalia, to nie jest...
-Jedziesz do domu, a w trakcie drogi dzwonisz.
-Natalia!
-To paaa.- pożegnałam się.
-NATALIA!!!- dobiegło mnie jeszcze ze słuchawki, zanim się rozłączyłam. Hehe. Szybko wysłałam numer Moni do Harry'ego z dopiskiem: Za pięć minut telefon twój i jej ma być zajęty!!!
-Skończyłaś już?- zapytał ostro Marcin.
-Taa. Bycie swatką to moje powołanie.
-Super.
-A żebyś wiedział.- zachichotałam.- Dobra, to "Egzorcysta"?
-Może być.- wzruszył ramionami. Jest naprawdę wściekły. Przytuliłam się do niego i cmoknęłam go w policzek. Zero reakcji. Trudno. Zaczęłam ładować film, ale nie weszło nawet 20%, gdy... No błagam!!!
-Halo!
-Cześć, Nattie. Nie przeszkadzam?- przynajmniej Liam wykazał odrobinę kultury i zapytał, czy mogę gadać.
-Troszeczkę, Liam.- westchnęłam przeczesując włosy ręką. Marcin wstał gwałtownie z kanapy i poszedł do łazienki. Oho.
-To będę się streszczał. Jestem u Paula i możemy załatwić ci te bilety na koncert. Oczywiście VIP. Wolisz Dortmund czy Berlin?
-Wy tak serio?- prawie zaniemówiłam. Tak! Nareszcie się z nimi zobaczę!
-Serio serio. Co wolisz?
-Kiedy to będzie?
-Dortmund 14 lutego, a Berlin 15 lutego. W Berlinie jeszcze parę wywiadów i tym podobnych, dlatego może zostałabyś tam z nami do poniedziałku, czyli do 17 lutego.
-W takim razie Berlin. 14 lutego mam ostatni egzamin.
-Okej. Załatwić ci od razu samolot?
-Gdybyś mógł... Przed południem piętnastego?
-Dobra.- usłyszałam klikanie w klawiaturę komputera. Nagle coś mi przyszło do głowy.
-Liam?
-No?
-Mogłabym dostać po dwa bilety?
-Jasne. Chcesz kogoś wziąć?
-Emm...- odchrząknęłam.- Marcina. Pomyślałam, że może jak się lepiej poznacie, to... atmosfera się trochę oczyści.- po drugiej stronie cisza.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł...
-Przynajmniej spróbujmy, co?- westchnięcie.
-Okej. Będą bilety dla ciebie i dla niego.
-Dzięki, Liam.- zrobię wszystko, żeby to się udało. Musi się udać. Muszą się polubić.
-Przyślę ci je pocztą. Koło środy powinny być.
-Okej. Podziękuj ode mnie Paulowi.
-Spoko.- jakieś szmery.- Paul cię pozdrawia.
-Dzięki, nawzajem.
-Dobra, to ja nie przeszkadzam. Cześć.- rozłączył się. Przez chwilę jeszcze trzymałam telefon przy uchu. Jakaś... dziwna była ta rozmowa. Nie taka serdeczna, przyjacielska jak zwykle, ale bardziej sztywna, formalna. Może to przez to, że Paul siedział tam obok. A propos siedzenia obok... Co on tam tak długo robi?
-Marcin? Jesteś tam?- krzyknęłam w stronę łazienki.
-Jestem, zaraz przyjdę. Dokończ sobie te swoje telefony.- Super, szykuje się kłótnia o chłopaków numer... Już sama nie wiem który. Skoro o chłopakach mowa... Szybko zadzwoniłam do Hazzy. Zajęte. Zadzwoniłam do Moniki. Zajęte. Zaczęłam się szczerzyć sama do siebie. Wyszło! Mój genialny plan wypalił! Otwieramy szampana, ludzie!!! Niestety. Świętowanie przerwało... no, zgadnijcie co?
-Halo?- mam dość. Po tym telefonie wyciszam komórkę albo ją wyłączam.
-Nattie, ty wiesz, co ten Louis nawyrabiał?!
-Zdemolował kuchnię.- oznajmiłam spokojnie.
-Zdemolował kuchnię!- wykrzyknął zbulwersowany Horan.- Zaraz... Skąd wiesz?
-Bo już mi się tym pochwalił.- zakomunikowałam wściekłemu Irlandczykowi.
-Super, to może jeszcze wiesz, gdzie ten dwulicowy przyjaciel się schował?
-Dwulicowy? To nie za mocne słowo?- zmarszczyłam czoło.
-Zmarnował moją tortillę!- pisnął Niall.- Gdzie on jest?
-Nie wiem, nie przyznał mi się. Ale Nialler...
-Co?!
-Wrzuć na luz i się na niego nie wkurzaj.
-Podaj mi jeden dobry powód.- będziesz mi wisiał marchewki, Tomlinson. Tonę marchwi.
-Jak tylko się spotkamy, to zrobię ci tradycyjny polski obiadek.
-Kiedy?- prychnął Horan.- Za dziesięć lat?
-Za tydzień. Przyjadę na wasz koncert...
-Gdzie?- przerwał mi szybko.
-Do Berlina.- chwila ciszy. Czas dla drużyny Niallera.
-Poproszę w restauracji, żeby dali ci wolny dostęp do kuchni.- zaoferował się. Wybuchnęłam śmiechem.
-Umowa stoi.
-Super. To teraz... Dobra, to dzwonię do Nando's.- oznajmił smętnie. Pewnie dalej rozpamiętywał tortillę, która jakiś czas temu trafiła do jedzeniowego nieba.
-Albo do KFC.- poradziłam.- Tam też mają tortille.
-Nattie, normalnie cię kocham!- koniec rozmowy. Znając życie, Niall ledwo się rozłączył i już wykręcał numer do fast food'ów. U niego norma.
Szybko wyciszyłam telefon. Mój chłopak dalej siedział w łazience. Co jest, dostał rozwolnienia słysząc głosy One Direction?!
-Marcin?- w tej samej chwili stanął w drzwiach łazienki.
-Skończyłaś już tele-romanse?- zapytał rozdrażniony.
-Tak. Skończyłam tele-romanse.- przedrzeźniłam go.- Jesteś zazdrosny?
-A jak ci się wydaje?!- wybuchł.- Wszystko się kręci wokół One Direction. Jak jesteśmy razem, to nie powinni nam przeszkadzać!
-Sorry bardzo, ale oni nie wiedzieli, że teraz spędzam czas z moim chłopakiem.- wstałam energicznie z kanapy.
-A nie mogłaś im tego powiedzieć?!
-Wolałam się dowiedzieć, o co im chodzi!
-Oni są ważniejsi ode mnie? Przyznaj to, kurwa!
-Nie! Oni są tak samo ważni jak ty!
-Super. Mam wartość przyjaciela, a jestem chłopakiem.- stwierdził sarkastycznie.
-Co ty odwalasz? Jesteś o nich chorobliwie zazdrosny, a powinieneś wiedzieć, że z nimi, w przeciwieństwie do ciebie, nic mnie nie łączy. Oprócz przyjaźni! Ale szanowny pan Bielski nie może tego zrozumieć!
-Nie mogę, tylko nie potrafię! Wcale nie okazujesz tego, żebym był dla ciebie kimś więcej niż oni.
-No tak, bo z nimi się non stop całuję tak jak z tobą! Zachowujesz się teraz jak dziecko.
-Super. Coś masz jeszcze do dodania? Może teraz mi oznajmisz, że ich kochasz, co?
-Jak braci, Marcin! Oni są dla mnie jak bracia, których nigdy nie miałam i nie będę miała, bo jestem i będę jedynaczką! I to ciebie kocham w ten sposób, co myślisz!- dodałam z rozpędu. Marcin znieruchomiał.
-Co powiedziałaś?
-To, co słyszałeś.- mruknęłam pod nosem. Po raz pierwszy powiedziałam mu, że go kocham.
-Powtórz to.- poprosił podchodząc bliżej. Podniosłam na niego wzrok.
-Kocham cię, Marcin.- szepnęłam. Znowu to powiedziałam. O rety... Ale fajne uczucie.
-Naprawdę?- spytał ochrypłym z przejęcia głosem.
-Tak.- przytaknęłam i za chwilę tonęłam w jego objęciach.
-Przepraszam, kochanie.- wyszeptał mi do ucha.
-Ja też przepraszam.- powiedziałam cicho wdychając zapach jego perfum. Kolejny konflikt zażegnany. Mam nadzieję, że kolejny będzie dopiero za minimum miesiąc.



_______________________________
Oto kolejny rozdział. Kolejny prawdopodobnie w niedzielę, ponieważ przez piątek, sobotę i niedzielę mam wykłady w ramach kursu na prawko. Ha, 2 lipca zaczynam jazdy!!! :D jaki zaciesz ;P

Dziś trochę dłuższe ogłoszenia duszpasterskie:
1. Więc po pierwsze... ech, ten rozdział zwaliłam po całości i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :/
2. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe zmiany tych różnych terminów, w sensie daty rozpoczęcia Where We Are Tour itd. Wiem, że w rzeczywistości to miało zupełnie inny przebieg, ale na potrzeby tej historii wstawiłam tę trasę promocyjną "MM" po Europie i lekko opóźniłam WWATour w stosunku do normalnych terminów. Nawiasem mówiąc, chłopaki właśnie w tej chwili grają w Amsterdamie! Czekam już tylko na Polskę, choćby to był 2020 rok, oni muszą u nas zagrać, a ja zdobędę bilet i będę się świetnie bawiła w rytm "Live While We're Young", "What Makes You Beautiful" i "Best Song Ever" :D xD <3
3. Zaczęłam pisać nowego bloga. Rozdziały zacznę wstawiać przy końcu tego fanfiction, ale bądźcie pewni, że następne opowiadanie powstanie. A główny bohater... zgodnie z umową---> Zayn Malik =)
4. W związku z kursem prawa jazdy nie wiem, czy będę w stanie dodawać rozdziały tak jak do tej pory (czytaj: dwa razy w tygodniu). Dlatego nie zdziwcie się, jeśli na rozdział trzeba będzie dłużej czekać. Ale spokojnie- zasada rozdział w ciągu tygodnia od poprzedniego obowiązuje dalej ;)
5. Zaczęłam też bazgrać ff o Harry'm... ale to będzie z kolei publikowane pod koniec opowiadania o Zaynie. Tak tylko uprzedzam :P
6. Ogłaszam też z lekkim wyprzedzeniem, że będzie przerwa w prowadzeniu tego bloga. Konkretnie od 3 sierpnia do 15 sierpnia. W tym czasie będę spokojnie i radośnie dreptała w pieszej pielgrzymce z Lublina na Jasną Górę, do Częstochowy :) Mówię, żeby było od razu wiadomo ;P
7. Przypominam o obserwowaniu i komentowaniu, nie tylko na blogu, ale też na Ask'u i Twitterze (linki w zakładce "Kontakt") :*
8. I ostatnie ogłoszonko...
...
...
BARDZO BARDZO BARDZO DZIĘKUJĘ ZA 12 OBSERWATORÓW BLOGA I PRZEKROCZENIE 11 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!

POZDRAWIAM WAS WSZYSTKICH, NIE TYLKO CZYTELNIKÓW Z POLSKI, ALE TEŻ Z CHORWACJI, ROSJI, USA, WIELKIEJ BRYTANII, NIEMIEC, HOLANDII, BELGII, HISZPANII, UKRAINY I KENII!
KOCHAM WAS, JESTEŚCIE CUDOWNI, NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO WSZYSTKIEGO I DZIĘKUJĘ <3 <3 <3

Buziaki przesyła wzruszona ilością wyświetleń i czytelników, bardzo szczęśliwa
Roxanne xD

17 komentarzy:

  1. Super rodział ;)

    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu mi się udało i znów skomentowałam jako pierwsza ^^

      ~Hope

      Usuń
  2. Nie przesadzaj rozdział jest świetny !
    Myślałam na poczatku że rozmowa z Liamem troche inaczej sie potoczy ale.. skoro Nattie kocha Marcina :c
    Gratuluje wyświetleń !!! Zasłużyłaś <3
    W dalszym ciągu trzymam kciuki za prawko ;)
    I wytrwałości na pielgrzymce ;)
    Gaba :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No kurde a już myślałam że się rozstaną!
    Co do rozdziału to naprawdę świetny! Nie wiem czemu ci się nie podoba!
    A ta rozmowa z Liamem to była taka sztywna po tym jak Natty powiedziała że chce iść z Marcinem! Kurde ja go tak nie lubię!
    Proszę niech onj zerwa!
    Natty dobrze zrobiła że nie dała Hazzie numer Moniki!
    Liczę że Natty już niedługo powie że jest chora i będzie z Liamem!
    Czekam na następny!
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nattie dała Stylesowi numer do Moni... Coś ci się pomyliło...
      Chcesz żeby Marcin i Natalia zerwali? To chyba da się zrobić... Ale jeszcze zobaczymy :)
      Pzdr. <3

      Usuń
  4. Ta kłótnia.... No cóż, niby słuszna,małe jednak staram się zrozumieć Marcina. I to w sumie jest Nattie wina... No bo bez przesady. Nie mogła chociaż nie odbierać/ wyciszyć/ wyłączyć telefonu? W końcu to jej chłopak.
    Juz sie nie mogę doczekać spotkania Natalii z chłopakami *-* mogę sie założyć ze albo Marcin nie przyjdzie, a jeśli to wydarzy sie jakaś kłótnia...
    Podobna kłótnia bedzie jak zakładam pomiędzy Danielle a Liamem (ewentualnie Nattie) no i Nati bedzie z Liamem.
    Co do Hazzy...dobrze, ze mu sie układa, bo jego mi było najbardziej żal... Niech bedzie z Moniką.
    Niall i Doma to chyba wiadomo... No to juz wszystko XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde no .. napisz może nie wiem, że Natti i Lisek zerwali bo pokłócili się o bilet czy coś i Natt pojedzie z Monią ... ale no w tym Berlinie ma się duuużo dziać. No naprzykład takie +18 Latalii.... moja wyobraźnia ponosi xD Rozdział jest super lecz brakowało mi trochę tej szaleńczej nutki. Uhh ehh i inne dla 'Marry' xD Oni wszyscy są tacy słodcy że nie wytrzymuję ale moment Nialla, Niki i Natti był najlepszy !!
    PS: Podobno lubisz długie komentarze

    Pozdrawiam, całuję i Kocham !! :*
    /Muffin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię, uwielbiam długie komentarze! :D
      Będzie się działo... spokojnie ;) jak już mówiłam, pomysłów mam od groma i na pewno was zaskoczę =)

      Usuń
  6. Nie nie nieee!!!! To nia tak ma byc! Jak mpglas to zrobic!? Juz myslalam, ze przez a klotnie si rozstana! Ale i tak super :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kłócąc się non stop też długo nie pociągną... Spoko, to jeszcze nie koniec, jeszcze dużo się wydarzy :)

      Usuń
  7. Genialny rozdział! Myślałam, że wydrze się na Marcina i wyda się, że jest chora, jednak ta wersja, którą ty zrobiłaś była też spoko. Cały czas czekam, aż się wyda, że ona jest chora. Nie wiem dlaczego, ale po głowie chodzi mi pomysł, że Liam pomoże jej i odda organ na przeszczep. Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny!
    Ps. Życzę szybkiego zrobienia prawa jazdy i miłej pielgrzymki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Hmm, twoje pomysły są na serio ciekawe... Mam już całą historię w głowie, wkrótce się okaże, czy masz rację ;)

      Usuń
  8. Roxanne nienawidzę Cię. Wiesz czemu? Pewnie nie. Nienawidzę Cię, ponieważ ty masz taki talent do pisania, a ja za grosz talentu nie mam. Zaczęłam czytać ten blog wczoraj, a dzisiaj przeczytałam każdy rozdział po raz drugi.
    Twoje pomysły na kolejne rozdziały są bardzo ciekawe, masz genialny styl pisania. Czekam na następny rozdział i życzę jak najwięcej weny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że od nienawiści do miłości jeden krok? :)
      Dziękuję ze te wszystkie komplementy :* bardzo się cieszę, że spodobała ci się moja pisanina ;)
      Na pewno masz talent! Tylko samemu nie da się tego ocenić :)
      Pzdr. <3

      Usuń