piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 30

Znienawidzicie mnie za parę rzeczy w tym rozdziale... No, ale mówi się trudno :-X dowiecie się w swoim czasie, dlaczego to wyszło tak, a nie inaczej....

Miłego czytania (mimo wszystko ;)
___________________________________________________________



Dlaczego tu jest tak gorąco? Ludzie, odsuńcie się trochę, tu nie da się oddychać! Okropny ucisk w skroniach sprawił, że aż przymknęłam oczy z bólu. Muszę stąd wyjść, muszę się stąd wydostać! Lena! Lena stoi za mną, pomoże mi wyjść z kościoła. Odwróciłam się do dziewczyny.
-Lenka, proszę cię, wyprowadź mnie, bo zaraz zemdleję.- wyszeptałam błagalnie do dziewczyny. Ta spojrzała na mnie uważnie i zaraz złapała mnie za rękę przepychając się przez tłum i ciągnąc do wyjścia. Wreszcie wyszłyśmy na powietrze. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam w ekspresowym tempie przeszukiwać moją torbę w poszukiwaniu tych tabletek pod język. Wzięłam jedną i szybko usiadłam na ławce przy kościele, na przeciwko papieskiego domu, do której podprowadziła mnie Lena.
-Lepiej ci? Może wrócimy do domu?- zapytała z troską rozcierając mi ręce.
-Nie... już jest okej... po prostu tam było zdecydowanie za gorąco.- powiedziałam podnosząc głowę. Mroźne powietrze było jak zbawienie, od razu człowiek mógł oddychać pełną piersią.
-Wiem, mnie też było duszno... Na pewno już w porządku?
-Tak... Po prostu musiało mi za bardzo spaść ciśnienie.- uśmiechnęłam się blado.
-Mama zawsze powtarzała, że masz strasznie niskie ciśnienie.- ciotka Iwona jest lekarzem pediatrą. Na szczęście mieszka w Bielsku-Białej i już nie jest moim doktorem. Ona na pewno od razu wygadałaby się mamie o białaczce.
-Chcesz wrócić do kościoła? Ja tu posiedzę.- zaproponowałam Lenie.
-Coś ty, nie zostawię cię! Poza tym tutaj tez dobrze słychać.- rzeczywiście, głośniki na zewnątrz kościoła pozwalały ludziom słuchać Pasterki na dworze. Większość wolała siedzieć w ciepłym ogrzewanym kościele. Dla mnie jednak powrót do kościoła byłby samobójstwem.
-Okej. To zostańmy tu.- poprosiłam, a Lenka skinęła głową. Siedziałyśmy obok siebie wsłuchując się w melodie śpiewanych w kościele kolęd, a spadające z nieba pojedyncze płatki śniegu przyozdabiały nasze włosy i płaszcze delikatnym puchem.

~~*~~

-Tak, babciu, na pewno wzięłam wszystko.- powtórzyłam chyba po raz sześćdziesiąty dzisiaj. Przyjechałam do Wadowic z trzema pełnymi walizkami i szczerze liczyłam na to, że przynajmniej jedną tu zostawię, żeby niepotrzebnie nie ciągnąć pustego bagażu do Krakowa. Ale nie! Moja kochana babcia w kwartecie z mamą i ciotkami skutecznie uzupełniły mój bagaż najróżniejszymi przysmakami. Bigos w wydaniu babcinym, termos z barszczykiem, pojemnik uszek grzybowych i drugi, dwa razy większy pierogów, blacha zapełniona wyborem ciast świątecznych... Moja rodzina przygotowała tego tyle, że starczyłoby na święta dla całej jednostki wojskowej, w święta zjedliśmy ledwie połowę. Reszta, jak co roku, trafia do poszczególnych domów naszej rodziny, a lwia część wzbogaca ubogie studenckie gospodarstwo w samym sercu Krakowa (czytaj: dom Niki i mój). Biedne studentki mają darmowe wyżywienie, na które rzucają się łapczywie od razu po przyjeździe do swojego gniazdka i do 3 stycznia wszystkie te pyszności stają się jedynie miłym wspomnieniem.
-A może jeszcze weźmiesz trochę tego piernika? Chyba wzięłaś za mały kawałek, przecież co to jest dla was...
-Babciu, ja już nie mam gdzie tego zapakować.- jęknęłam widząc, ile piernika zamierza mi dołożyć babcia.
-Na pewno? A może jednak...
-Na pewno.- przerwałam stanowczo. Jeżeli babcia jeszcze dołoży mi jakąkolwiek potrawę, to utyję z pięć kilo, nawet z moim przymusowym chudnięciem.
-No dobrze.- babcia westchnęła ciężko.- To daj znać, jak dojedziesz i nie ucz się za dużo, bo znowu zobaczę cię w mniejszym  rozmiarze.- i tak zobaczysz mnie w mniejszym rozmiarze...- I jak tylko spikniesz się z tym Anglikiem, to masz mnie powiadomić!- dodała mi na ucho mocno do siebie przytulając.
-Baaaabciuuu... Ja się z nim nie...
-Nigdy nie mów nigdy, kochanie. Trzymaj się.- taaa, jasne, never say never. Ciekawe. Wręcz interesujące. Szkoda tylko wielka, że on jest tam, a ja jestem tu. Szkoda wielka, że on ma dziewczynę, a ja nie zamierzam, ani rozwalać komuś życia, ani się z kimś wiązać. Szkoda wielka, że...
-Pa babciu.- cmoknęłam staruszkę w policzek i podbiegłam do samochodu.
-Chcesz prowadzić?- tata zakręcił kluczykiem na palcu.
-No jasne!- porwałam kluczyki i wskoczyłam na siedzenie kierowcy. Wsunęłam jeszcze do odtwarzacza "Midnight Memories" i mogliśmy jechać do mojego domu.
Już przy "Dianie" znajdowaliśmy się za Wadowicami, ale gdy tylko wjechaliśmy do Krakowa, stanęliśmy w gigantycznym korku. Żyć nie umierać, pełen luksus, moje ulubione warunki jazdy... Czy widać w mojej wypowiedzi sarkazm?! Ludzie, proszę was, po cholerę co dziesięć metrów światła??? Tata klął pod nosem. Oczywiście, jako kierowca angielski jest przyzwyczajony do rond zamiast zwykłych skrzyżowań i do minimalnej ilości sygnalizacji świetlnej. Witamy w Polsce, kraju tylko dla ludzi o stalowych, niezniszczalnych nerwach! Poruszaliśmy się z prędkością pięciu metrów na godzinę, a z płyty leciały piosenki, przy których (jak na złość!) cudownie jest się rozpędzać na autostradzie. Zgroza. Doszliśmy już do "Little White Lies" i ciągle stoimy. Cholera!!!
Wreszcie udało się nam dojechać pod naszą kamienicę. Wyłączyłam silnik i odetchnęłam z ulgą.
-Nareszcie!- burknął tata.- Pieprzone polskie drogi.
-Potwierdzam.- przytaknęłam mu. Pieprzone polskie drogi.- Wejdziesz na chwilę?
-Nie, muszę jeszcze coś załatwić. Wyjmę ci walizki i jadę.
-Spoko.- wysiadłam z samochodu i po chwili tata odjechał z rykiem silnika korzystając z pustej (!) jezdni.
Otworzyłam drzwi mieszkania i władowałam się do środka z wszystkimi bagażami. Ufff, jak dobrze, że już jestem. Nagle, jak Filip z konopi, wyskoczyła na mnie moja współlokatorka.
-Nika?- zapytałam z niedowierzaniem ściskającą mnie dziewczynę. Dałabym głowę, że wraca jutro. No może głowy nie. Ale coś na pewno bym postawiła.
-Cześć! Witamy w jadłodajni Dominiki Sawickiej! Danie dnia to zupa grzybowa z torebki i zawijane zrazy z kurczaka, sera, pieczarek i przypraw w sosie czosnkowym, też z torebki.- radośnie nawijając poprowadziła mnie do kuchni i posadziła za stołem.
-Jakaś podrzędna ta jadłodajnia.- skomentowałam pod nosem.- Nika, co ty tu robisz? Mówiłaś, że wracasz dopiero jutro wieczorem.
-Powiedzmy, że moja rodzina doprowadziła mnie do obłędu pytaniami o...- udała odruch wymiotny.- ...Kamila.
-Było go przedstawiać rodzinie?- na stole przede mną pojawił się pyszny, chiński, zawierający tonę glutaminianu sodu i innych trucizn obiadek.
-Oj, cicho.- Nika pokazała mi język.- Faktem jest, że wróciłam szybciej. Aha, gdyby dzwoniła moja mama, to masz zapalenie wyrostka robaczkowego i ja muszę się tobą opiekować.- zakrztusiłam się zupą.
-Taki kit wcisnęłaś mamie?- zapytałam po odzyskaniu oddechu.- Ale ja już miałam wycinany wyrostek.
-To zatrucie pokarmowe. Wybieraj. I to, i to związane z żołądkiem.- aż upuściłam łyżkę.
-Boże!- fajnie, ochlapałam się zupą. Ale jak mogłam zareagować inaczej na te farmazony?!- Ty wiesz, że wyrostek robaczkowy nie ma związku z żołądkiem?! Powiedz, że to wiesz!- bądź co bądź, mieszka ze studentką medycyny.
-A co to za różnica? Ja jestem chemikiem, nie biologiem.- Nika wzruszyła ramionami.
-Ale zdawałaś biologię na maturze!
-Kiedy to było? Trzy lata temu!
-To wcale nie tak dawno. Chociaż z drugiej strony nie powinnam się dziwić. Przez całą maturę z bioli ściągałaś jak szalona, a ja tylko się modliłam, żeby cię nie przyłapali, bo inaczej wywaliliby całą salę i moja medycyna z twoja chemią poszłyby się bujać.
-Wiesz, przynajmniej zdałam i dostałam się na studia.- Nika i jej szatański uśmieszek.
-Ale tylko wynik z chemii cię uratował. Mało kto miał 98% z matury.- stwierdziłam biorąc się za drugie danie.
-No widzisz.- Nika dumnie się wyprostowała.- Ja też jestem w czymś geniuszem.
Skinęłam tylko głową, bo byłam maksymalnie skoncentrowana na zawartości swojego talerza. Okej, może i to było piekielnie niezdrowe, zalatywało Chinami i Pekinem, ale byłam tak głodna, że zjadłabym nawet francuskie ślimaki (pod warunkiem, że nie wiedziałabym, co jem). Z wdzięczności za obiad nawet zaoferowałam, że zmyję naczynia. Uszczęśliwiłam tym Nikę, bo ona zaraz poleciała do salonu, skąd dobiegł mnie głos lektora w jakimś filmie. Chyba to właśnie jej przerwałam swoim wejściem smoka. Zaraz do niej dołączyłam i aż otworzyłam usta z oburzenia.
-"27 sukienek"?! Dlaczego mnie, wariatko, nie zawołałaś?- Nika spojrzała na mnie drwiąco.
-A wiesz, jak włączyłam płytę, to otworzyłam okno i wrzeszczałam na cały Kraków, że oglądam "27 sukienek", ale do Wadowic to chyba nie dotarło...- jak dostała poduszką, to się zamknęła.
-Włączaj od początku.- zażądałam układając się wygodniej na fotelu.
-Znowu?!- zajęczała dziewczyna, ale posłusznie wcisnęła guzik na pilocie. Nic dziwnego, w końcu ona też uwielbia komedie romantyczne.

~~*~~

Chodziłam po pokoju z telefonem w ręce i nie mogłam się zdecydować, do kogo zadzwonić. Czy do chłopaków, czy do Marcina. Komu, do cholery, mam potwierdzić tego Sylwestra? Nika oczywiście w ogóle mi nie pomogła. Stwierdziła, że to moja decyzja, chociaż ona wybrałaby Marcina ze względu na swoją idiotyczną fobię przed lataniem. Nie chciałam jej zostawiać na Sylwka samej, ale tego uparciucha nie dało się przekonać do wyjazdu do UK. Zamknęła się w łazience i teraz zza drzwi słyszałam wywrzaskiwany repertuar wczesnej twórczości Britney Spears. Przed chwilą śpiewała "Ooops!... I Did It Again", a w tej chwili "Lucky". Nie przepadałam za Britney, zwłaszcza po tych jej odpałach z Kevinem Federline'm, narkotykami i goleniem głowy. A teraz jej piosenki zbyt mi nie pomagały w podjęciu decyzji. Kurde, Marcinowi muszę odpowiedzieć do jutra, maksymalnie do jutra. Z chłopakami nie ma takiego problemu, nie obraziliby się nawet, gdybym ich powiadomiła godzinę przed imprezą. Wydeptałam już ścieżkę w dywanie, łażąc od okna do szafy i od szafy do okna. To jakaś masakra. Nie mogłam być zaproszona na tylko jedną imprezę?!
Rzuciłam się na łóżko i obserwowałam sufit, a moje myśli galopowały jak podczas Wielkiej Pardubickiej. Gdzie mam pojechać? Gdzie mam pójść? Zaryzykować i dać się zabić Nice, ale wciągnąć ją na pokład samolotu do Londynu? Pójść do Marcina i zabawić się przy konsoli, do której mało kto może się dotykać? Spotkać się z wspaniałymi przyjaciółmi i wariować przy genialnej muzyce? Zarobić na tym, co i tak lubię robić? Nika zmieniła piosenkę na "(You Drive Me) Crazy". To wszystko było crazy. Moje życie jest crazy. Crazy is my life. My fucking life, fucking decisions. Jakąkolwiek podejmę decyzję, będzie z nią coś nie tak. Normalnie konflikt tragiczny. Moja polonistka byłaby ze mnie dumna, że zapamiętałam takie pojęcie z tragedii starożytnej. O czym to ja....
.....
Podjęłam decyzję. Lecę do Londynu. Tak, to na pewno jest dobra decyzja. Spotkam się z chłopakami, będziemy szaleć na najlepszym Sylwestrze świata! A Nikę jeszcze urobię. W końcu się zgodzi. Z tym postanowieniem podniosłam się z łóżka i siadłam przy biurku przed laptopem. Liam był dostępny na Skypie, więc szybko do niego zadzwoniłam. Ale się ucieszy. Zaczęłam się uśmiechać wyobrażając sobie jego minę.
O proszę, ktoś się zaraził ustawianiem automatycznego odbierania. Na ekranie od razu wyświetlił mi się pokój Payne'a. Jak zwykle porządek. Jak on to robi? Znaczy wiem, że zawsze zachowuje się odpowiedzialnie itd. ale nawet mnie, a jestem raczej porządna, nie udaje się aż tak zapanować nad moimi rzeczami. Przyglądałam się uważnie obrazowi z kamery szukając Liama. Hm, chyba wyszedł z pokoju... Już miałam się rozłączać, gdy zauważyłam ruch na ekranie. Zmrużyłam oczy i wpatrzyłam się mocniej w obraz. Na łóżku ktoś siedział... Dwie osoby. Obraz się wyostrzył i zobaczyłam Liama i... Danielle. Opadły mi ręce. Oni... oni... oni się całowali. Widziałam wyraźnie złączone usta muskające się w coraz bardziej namiętnym pocałunku... palce dziewczyny wplecione we włosy chłopaka, ręce Liama błądzące po jej ciele...  Zszedł z pocałunkami na jej szyję, a Danielle odchyliła głowę do tyłu jednocześnie rozpinając guziki jego koszuli. Tej samej, którą miał podczas naszego wypadu do sklepu z Niallem w sklepowym wózku. Zaszkliły mi się oczy, ale coś mnie blokowało, nie miałam siły podnieść ręki i wyłączyć tego całego Skype'a. Łzy spłynęły mi po policzkach, gdy zobaczyłam, jak Danielle ściąga Liamowi koszulę i on kładzie ją na łóżku bez przerwy całując. Natalia, wyłącz to natychmiast! Dlaczego nie mogę tego wyłączyć?! Co się dzieje?! To jakiś koszmar! Nagle Liam odwrócił się w stronę komputera i spojrzał mi prosto w oczy. Jego tęczówki były niemal czarne, przeszywały mnie na wskroś i... To nie było jego spojrzenie. To nie jest mój Liam, co się stało z Liamem? Te oczy były zimne, przerażające i ich spojrzenie prawie bolało. Po dłuższej chwili chłopak się odezwał.
-I co, Natalia?- przełknęłam ślinę widząc tę kpinę na jego twarzy.- Myślałaś, że możemy być razem? Że coś się może wydarzyć? Przestań żyć złudzeniami, skarbie. Jesteś dla mnie nikim, nie liczysz się. To, że coś sobie ubzdurałaś, nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie możesz nawet nie istnieć, możesz nawet umrzeć na tę białaczkę, a mnie to nie obejdzie!- cała zdrętwiałam. Skąd wiedział? Skąd on wie, że jestem śmiertelnie chora, skąd?! Chciałam coś odpowiedzieć, nawrzeszczeć na niego, rozwalić monitor, zadzwonić do Harry'ego i zapytać, o co chodzi Liamowi, ale ktoś złapał mnie za ręce od tyłu i odciągnął od komputera. Zaczęłam się szarpać, ale nie mogłam się uwolnić. Prawie straciłam czucie w dłoniach od tego uścisku. Odwróciłam głowę i zobaczyłam ten przerażający, obleśny uśmiech Maćka, tego samego, który chciał mnie zgwałcić kilka dni temu. 
-NIE!!!!- krzyknęłam przeraźliwie, ale on tylko się zaśmiał i wyciągnął mnie na siłę z mieszkania...
...
-Nie!!!!- gwałtownie się podniosłam i ciężko oddychając rozejrzałam się po pokoju. Zapadał zmrok, a z łazienki dalej dobiegały śpiewy Niki. O Boże, to był tylko sen. Tylko sen. Tylko sen. Złapałam się za głowę i padłam z powrotem na łóżko. Przetarłam twarz ręką. Musiałam się rozpłakać przez sen, bo miałam mokre ślady na policzkach. Miałam ochotę znów wybuchnąć płaczem, tym razem z radości. Sen, to był tylko SEN. Dzięki Bogu.
Usiadłam po turecku na zmiętej pościeli i popatrzyłam na telefon. I co? Co ma teraz zrobić? Jeśli traktować ten sen poważnie, to mam się trzymać z daleka od Liama... Nieee, to absurd! Gdyby naprawdę tego chciał, to wyczułabym to w jego zachowaniu. Nie mam pojęcia, co robić, niech mi ktoś pomoże!
Przygryzłam wargę, mocno się nad tym wszystkim zastanawiając. Nagle, gwałtownie złapałam komórkę i wybrałam numer.
-Kira? Błagam, powiedz, że jesteś w pracy i masz wolną moją salę!- powiedziałam prosząco, gdy tylko usłyszałam głos koleżanki.
-W pracy? Natalia, odbiło ci, przecież jest przerwa świąteczna! Kto normalny chodzi do pracy?- Kira autentycznie się zdziwiła moją prośbą.- Co się dzieje? Masz kłopoty?
-Zawsze mam problem, kiedy do ciebie przychodzę. Proszę, nie możesz otworzyć dla mnie szkoły, żebym potańczyła kilka godzin? Proszę!
-Natalia, nie mogę. Wybacz, ale są alarmy, zamknęliśmy na dodatkowe zamki, po takiej przerwie zawsze otwieram z moim zastępcą, a z tego, co wiem, to Karol, znaczy zastępca, jest w Niedzicy.
-Kurwa!- nie mogłam się powstrzymać od przekleństwa. Musze się oczyścić, muszę odreagować tę przeklętą wizję! Usłyszałam westchnięcie w słuchawce.
-Słuchaj, jeżeli tak ci na tym zależy, to chyba mogę coś dla ciebie zrobić...- powiedziała ostrożnie.
-Bardzo mi na tym zależy!- przerwałam jej słysząc wahanie w jej głosie.
-Okej.- milczała przez chwilę.- Podaj mi swój adres, podjadę po ciebie.- szybko powiedziałam jej, gdzie mieszkam i zaraz zaczęłam pakować sportową torbę. Ubrałam się szybko i wyszłam z mieszkania zostawiając Nice kartkę z wiadomością, gdzie poszłam. Panna Miss Świata i Lustra jeszcze nie wyszła z łazienki. Wolę nie wiedzieć, co tam robi.
Wyszłam przed kamienicę i od razu zobaczyłam podjeżdżający czerwony Citroen C4. Szybko wsiadłam na miejsce pasażera.
-Czyli mam rozumieć, że otworzysz dla mnie salkę?- zapytałam zapinając pas bezpieczeństwa.
-Nie. Zabieram cię w inne miejsce.- odpowiedziała włączając się w ruch na skrzyżowaniu. Okeej, nie mam pytań. Gapiłam się bezmyślnie w okno, a w głowie miałam tylko piosenkę, która właśnie leciała w radiu. "Dance Again" JLo i Pitbull. Dance yes, love next. Moje dzisiejsze motto. Zaraz potem popłynęło z głośników "On The Floor". Kira to wielka wielbicielka Jennifer Lopez i Beyonce, słucha ich praktycznie non stop. Zauważyłam, że jedziemy w zupełnie innym kierunku niż do studia sportowego, ale nic nie mówiłam. Kira przecież nie wywiezie mnie za miasto, żeby mnie zamordować. Prawda...?
-Jesteśmy.- oznajmiła Kira zatrzymując się przed jakimś domem na obrzeżach Krakowa.
-Gdzie mnie przywiozłaś?- uniosłam brwi przyglądając się domowi.
-Do mnie. Chodź.- posłusznie ruszyłam za nią. Wpuściła mnie do środka i pokierowała do... piwnicy? O co tu chodzi? Otworzyła drzwi na końcu schodów i weszła do środka, a ja za nią. Było ciemno, nic nie widziałam, ale za chwilę rozbłysło światło. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Wow. Znajdowałam się w prywatnej sali do tańca Kiry. Po prostu jedno wielkie WOW. Jedną ścianę stanowiło gigantyczne lustro, pod drugą ustawione były drążki jak do ćwiczeń baletowych. Obok drzwi świetna, odjechana w kosmos wieża. Powtórzę jeszcze raz: WOW. W tej chwili w moim słowniku tylko to słowo pasowało do sytuacji.
-Ty...Ty tu trenujesz?- zapytałam oszołomiona.
-Tak.- przytaknęła.- W pracy mam za dużo roboty, nie mam kiedy korzystać z sal, a tu mogę to robić, kiedy tylko chcę. A dziś udostępniam ją tobie.
-Kurcze... dzięki.- tylko tyle mogłam z siebie wydusić.
-Spoko, jakby co, to jestem na górze. Po prostu krzycz. Jakbyś chciała podłączyć laptopa, to najlepiej obok wieży, jest gniazdko. To co, miłej zabawy?- zamknęła za sobą drzwi i po chwili ucichły jej kroki na schodach.
Położyłam torbę na podłodze i podeszłam do radia. Włączyłam pierwszą lepszą płytę. Oho, ktoś tu trenował ostatnio balet. Nie, to nie dla mnie. Wyciągnęłam laptopa z torby i podłączyłam zasilanie. Strasznie szybko pada mi bateria, chyba będę musiała pomyśleć o innej. Ale jeszcze nie w tej chwili. Ustawiłam playlistę i zaczęłam od rozgrzewki. Włączyłam "Live My Life". Nie zmieniałam jeszcze butów, zacznę od hip-hopu, na razie mogę zostać w adidasach. Rozciągałam się w rytm muzyki, aż w końcu przeszłam do normalnego tańca w rytm "Shut Up" Black Eyed Peas. Nie myśl o niczym poza tańcem, skup się na krokach, na beacie. Taaa. Tak intensywnie chciałam się skupić, że zgubiłam rytm i prawie straciłam równowagę. Kurde. Ściągnęłam z nadgarstka gumkę i zrobiłam niechlujnego kucyka, rozpuszczone włosy na serio nie pomagają w tańcu. Skup się, Nattie. Oczyść umysł, jesteś tylko ty, muzyka i twoje kroki. Słyszysz tylko "Pump It Up". Tańcz, wyraź swoje emocje, zapomnij o problemach i po prostu tańcz!
Chyba mi się udało, bo tańczyłam do tej piosenki bez żadnych hamulców, bez zatrzymywania się, nawet nie patrząc na siebie w lustro. Dobrze jest, teraz dalej. Jeszcze z jeden hip-hop, a potem zmienię buty i włączę jakąś cha-chę albo innego jive'a. Chociaż nie, na jive'a nie mam dziś siły. Okej, to za chwilę, teraz czas na "International Love". Całą energię skupiłam na tym, żeby nie zgubić rytmu. Nie zgubiłam, jestem mistrzem! A już totalnym mistrzostwem jest ta piosenka. Uwielbiam ją. Dobra, czas na zmianę klimatu. Założyłam moje bezcenne buty i zmieniłam playlistę. O, przy okazji sprawdzę, czy mam wyłączony Skype. Jeśli teraz połączyłaby się ze mną moja londyńska banda, to wiem, że nie daliby mi w spokoju pomyśleć i w ostateczności pojechałabym do nich. Co z jednej strony nie byłoby takie złe, ale z drugiej... Rany, ja już sama nie wiem, czego tak naprawdę chcę. I oni na pewno mi teraz nie pomogą w dojściu do konstruktywnych wniosków. Przykro mi, chłopaki, ale dzisiaj odłączam Skype'a. Poza tym, jakby nie było, w moim śnie miałam włączony Skype i raczej nie miało to dobrych skutków. Dziś mówimy Skype'owi: NIE.
Włączyła się Rita Ora i "I Will Never Let You Down". Miałam wątpliwości, czy da się do niej zatańczyć cha-chę, ale jakoś dopasowałam kilka kroków. I rytm też nie był całkiem skopany. Zrobiłam szybki obrót i płynnie przeszłam do następnej piosenki: "Banca Banca". Trochę przyspieszyłam, żeby dopasować się do beatu, ale nie zmyliłam kroków. Och, uwielbiam ten rytm, ten ruch biodrami, odpowiednie ruchy rąk i nóg, które gdy są dobrze wykonywane, sprawiają, że prawie płyniesz po parkiecie. Czułam się genialnie, chciałam jeszcze więcej i szczerze, żałowałam, że teraz nikt mnie nie widzi. Założę się, że chłopakom znowu opadłyby szczęki. Taniec i gra na pianinie. Tylko przy tym czuję się naprawdę dobrze. A jak w pakiecie jest jeszcze 1D, to już w ogóle fenomenalnie. Czy faktycznie powinnam do nich polecieć?
Znowu zaczęłam katować swoje neurony myślami o Sylwestrze. Pójść czy nie pójść, oto jest pytanie. Cóż, Hamlet miał gorszy dylemat niż ja. Ja nie mogę się zdecydować, czy iść na imprezę, ludzie! Dlaczego to jest takie trudne? Taka błahostka? Dlatego, że ciągnie cię i do chłopaków i do Marcina... Zamknij się, głupia podświadomości. Mnie, ciągnie do Marcina? Proszę cię. Kurde, muszę zmienić muzykę.
Przełączyłam nieśmiertelne rytmy cha-chy na coś ostrzejszego. Zaraz cała sala taneczna rozbrzmiała dźwiękami "Toxic". To jedyna piosenka Britney Spears, jaką nawet lubię. A w przeróbce na tango jest po prostu świetna. Co, do jasnej Anielki, dziś dzień Spears? Nie, bez jaj, chyba to jednak przełączę. Usłyszałam zamiast tego "Bailamos". Dużo lepiej. Hiszpańskie paso doble czystej krwi. Przydałby się tylko partner, ale niestety nie można mieć wszystkiego. I szkoda. Gdyby można było mieć wszystko, to poszłabym na obie imprezy, bo posiadałabym własny odrzutowiec. A najlepiej jeszcze licencję pilota. I lądowisko dla samolotów na dachu kamienicy. I jeszcze... Dobra, co za dużo, to niezdrowo.
Muzyka się skończyła, a ja usiadłam zdyszana na podłodze. Dobra, już spasuję, bo nie mam zamiaru przeholować. Oparłam brodę na pięści. I co? Wymyśliłaś rozwiązanie, geniuszu? Nie. To było do przewidzenia. Okej, od początku. Mam dwie opcje. Opcja numer jeden. Zostać w Krakowie, wziąć Nikę na Sylwka do Marcina, poszaleć przy konsoli za forsę, zabawić się z dziewczynami, bo Monia chyba też będzie, a jak namówię Marcina, to zabiorę jeszcze Gabi i może Kirę. Opcja numer dwa. Polecę do Londynu, najprawdopodobniej sama, zobaczę się z chłopakami, odpalimy najlepszego Sylwestra w Wielkiej Brytanii, będzie genialne party, DJ Malik dopuści mnie do swojej konsoli, pobędę z nimi przez kilka dni, napiszą pewnie o nas gazety, będzie wspaniale, będzie... Będzie Danielle. Dlaczego, cholera, wszystko musi się sprowadzać do niej?! Nie spędzę czasu z Liamem, bo ona się do niego przyklei. Okej, nie będę kłamać, zeżre mnie wtedy zazdrość. Podoba mi się Liam, nie chcę rozbijać jego związku, ale chcę być blisko niego. Jako przyjaciółka. Danielle na pewno do tego nie dopuści. Znosić jej obecność przez kilka dni? Może będzie miła, ale Liam przy niej traci głowę. Do tej pory pamiętam, jak się ze mną nie pożegnał na Skypie, kiedy ona przyszła. A ten sen... Boże, jakbym miała być świadkiem czegoś takiego naprawdę... Nie, nie wytrzymałabym tego. Rozwaliłabym jej tę piękną buzię i skróciła, przynajmniej według mnie, zbyt długi nos. I urządziłabym histerię wszechświata, i ostatecznie wylądowałabym w szpitalu z powodu nadmiernej ilości stresu. Nie, nie, nie.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam z potwierdzeniem imprezy.
-Halo?
-Halo, Marcin? Szykuj konsolę, nadchodzi najlepszy DJ na twojego Sylwestra.



___________________________________
Tak coś czuję, że kilka osób mnie zamordowało... I w sumie się temu nie dziwię. Zasłużyłam, co nie?

Rozdział mi się totalnie nie podoba, za cholerę mi nie wyszedł! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...

Dzięki za komentarze, staram się na wszystkie odpisywać. Nowy rozdział (SYLWESTROWY!!!) mniej więcej w połowie tygodnia. Podejrzewam, że koło wtorku :)

Na dziś tyle. Pozdrawiam (nie bijcie!) :@ 

Roxanne xD

14 komentarzy:

  1. Jej!
    Rozdział wcale nie jest słaby!
    Czekam na next @.@

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohh nie zabije Cie spokojnie ( zresztą gdybyś nie żyła to kto dokończył by to świetne opowiadanie? ) a tak na poważnie to trooooszeczke sie zawiodłam. Myślałam że bd jakaś rozmowa z " londyńską bandą" :( ale cóż" co za dużo to nie zdrowo" :) Oooo plus jest takie że dodasz szybko następny rozdział. kurczzee już nie moge sie doczekać <3
    ~ Gabi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff... :P na pewno nie tylko ty się zawiodłaś na tym zakończeniu, ale ja po prostu mam w tym swój ukryty cel ;)
      Pzdr. <3

      Usuń
  3. kurcze myślałam że pojedzie do chłopaków! Ale skoro tak musiało być to niech tak będzie! Rozdział świetny! Czekam na Następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zabije cię, jeszcze. xd
    Miałam nadzieję,że pojedzie do chłopaków no ale trudno.
    Rozdział jak zwykle cudowny.xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Co?! Czemu? Why? Warum? Pourquoi? Quid?! Już straciłam sens życia.. i masz rację... ZABIJĘ CIĘ... ale dopiero po zakończeniu opowiadania ^^ niech następny rozdział zryje mi psychikę proszę!
    /Muffin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG już się boję :P
      Spokojnie, wydaje mi się, że kolejny rozdział zryje psychikę nie tylko tobie, ale też kilku innym osobom... W tym mnie! :P :D
      Pzdr. :*

      Usuń
  6. Nominowałam Cię do Liebster Award:
    http://you-were-pregnant-tlumaczenie.blogspot.com/2014/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieee :OO
    miała leciec do Londynu.xd
    Cos mi sie wydaje ze jeszcze zmieni zdanie ;ddd
    Biedna Nattie z tymi omdleniami i ogolnie ta cala choroba;(
    Jeszcze nikogo nie poinformowala :c
    Fajne jest to ze za kazdym razem jak chce sie jakos wyzyc stawia na taniec
    mega sprawa :P
    A Liam z Danielle pewnie i tak dlugo nie pociagna ;p
    Powinna wypytac Perrie i Elke o Danielle :3 Ciekawe co by jej powiedzialy :p
    Przez moment nawet nie zauwazylam kursywy i tego ze t jest sen. oczywiscie do momentu az Liam nie zaczal tak gadac. Kto jak kto ale on by w zyciu czegos takiego nie powiedzial :D

    Ile jeszcze planujesz rozdziałow? :p
    Serio chcesz zryc nam psychike? :3
    Jesli tak to czeeeeeeekam niecierpliwie xd bo mnie ciezko czasami zaskoczyc. Chociaz tobie to czesto wychodzi :D
    czekam na ten kolejny i licze na to ze dojdzie do ich spotkania xd
    Zycze weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za kom :*
      Ile rozdziałów... Kurde, nie liczyłam, ale obstawiam tak jeszcze minimum z dwadzieścia... Ale to może się zmienić, dużo decyzji podejmuję spontanicznie podczas pisania :)
      A z tym zryciem psychiki, to tak, parę razy może wam się poważnie zlasować mózg ;P
      Fajnie, że udaje mi się ciebie zaskoczyć :D
      Kolejny już niedługo :*
      Pzdr. <3

      Usuń