niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 29

-Merry Christmas Nattie!- odwróciłam się w stronę ekranu i szeroko się uśmiechnęłam.
-Tak, wesołych świąt, nawzajem, dziękuję, a teraz dajcie mi dwie minuty, żebym mogła ubrać tego oto mężczyznę.- wskazałam na Adasia, który radośnie podgryzał tubkę z maścią.- Adaś, nie wolno tego brać do buzi!- odsunęłam tubkę od jamy ustnej tego wszystkożercy.
-No, mam nadzieję, że to nie twoje dziecko, bo inaczej za chwile trzeba będzie reanimować jednego z nas.- Louis znowu zaczął swoje filozoficzne wywody. Nie wiedziałam, kogo zamierzał reanimować, bo właśnie walczyłam z kopiącymi mnie nóżkami kuzyna, który za nic nie chciał założyć spodenek na śpioszki.
-Nieee.... To nie jest.... Moje dziecko.- ufff, udało się! Spodenki założone, bluza poprawiona, jeszcze tylko wyrzucić do kosza chusteczki i objętego cenzurą pampersa. Dobra, gotowe. Umyłam jeszcze ręce mokrą chusteczką i mogłam spokojnie pogadać z przyjaciółmi.- Panowie, oto mój młodszy kuzyn Adam.- posadziłam malucha sobie na kolanach.
-Serio, młodszy? A już myślałem, że powiesz starszy.- zadrwił Zayn.
-Malik, nie pozwalaj sobie. Może i młodszy, ale IQ ma na pewno wyższe od twojego.- odgryzłam się. Chłopaki zaczęli się śmiać.
-To mu pojechałaś!- śmiał się Harry.- Dawno nie miał takiej miny.
-Zawsze do usług.- wyszczerzyłam się do ekranu.
-A propos' usług... Prezent jest zajebisty.- oznajmił Liam.
-No, ja wiedziałam, że się spodoba. Zwłaszcza jednemu.- zachichotałam.- Niall, skarbie, dalej masz focha?- zapytałam z udaną czułością.
-Na serio nie mogę spróbować nawet odrobiny?- zajęczał.
-Nie.
-Tylko łyżkę...
-Nie.
-A łyżeczkę? Taką od herbaty?- myślałam, że wybuchnę śmiechem widząc minę Liama na wzmiankę o łyżkach.
-Nie.
-A tak na palec? Umyty.- zaznaczył. Parsknęłam śmiechem.
-No, szkoda, że nie utaplany w błocie. Nie.
-A naparstek?
-Nie.
-A okruszek?
-Nie i to jest ostatnie słowo. Choćbyś nie wiem jakie rozmiary wymieniał odpowiedź brzmi: NIE.
-Ale jesteś.- Horan założył ręce i zadarł głowę do góry, jak dzieciak.- Nie odzywam się do ciebie.
-Oj, Nialler, święta są. Nie możesz się fochać...- Louis zarzucił mu ręce na ramiona i wyszeptał głośno, tak, żebym słyszała.- Będę cię krył, stary. Trochę podkradniesz, a Nattie się nie dowie...
-Louis, ja mam dobry słuch w przeciwieństwie do wzroku.- spojrzałam groźne na chłopaka, który udawał, że nie wie, o czym ja mówię.
-W ogóle to jakie macie plany na święta?- zapytałam obserwując kątem oka Adasia, który zszedł z moich kolan i poraczkował do swoich misiów.
-Wiesz, raczej jedziemy do rodzin. Każdy na swoje stare śmieci.- powiedział Liam.
-No, ale od razu po świętach wbijamy na chatę na najlepszego Sylwestra świata!- Louis znowu zaczął się cieszyć.- Party hard, all day, all night!- zaczął ruszać rękami i nogami. W jego mniemaniu był to taniec, według mnie ktoś potraktował go paralizatorem.
-No i nasza najlepsza kumpela z Polski przylatuje na imprezę! Może ją znasz?- Hazz poruszył znacząco brwiami. Kurwa, i co ja mam zrobić z tym Sylwestrem?
-Ale ja wam już mówiłam, że nie wiem, czy przylecę...- spuściłam głowę bawiąc się kawałkiem koca.
-Ale dlaczego? Będziemy grzeczni, nie będziemy ci dokuczać...- Niall już się odfochał i teraz gorąco mnie namawiał na wyjazd.
-Perrie będzie i Eleanor przyjedzie.- teraz wkroczył Zayn.
-Ale wiecie, chciałam przyjechać z Nicky, żebyście mogli ją poznać. Kłopot w tym, że ona boi się samolotów.
-Serio?- Hazz patrzył z niedowierzaniem.
-Serio, serio.
-No to klapa. Przecież jej nie wciągniesz siłą na pokład.- powiedział Liam z rezygnacją.
-Chyba że...- Boże, zlituj się, Tommo ma już kolejny głupi pomysł.
-Chyba że co?
-Chyba że...
-No mów, bo cię zamorduję przez Internet.- wkurzyłam się. Lou posłał mi urażone spojrzenie.
-Możesz udać, że masz dla niej niespodziankę, wcisnąć do taksówki, zawiązać oczy i rozwiązać dopiero na pokładzie samolotu.- przedstawił swój pomysł. Reszta zespołu łącznie ze mną jednocześnie parsknęła śmiechem.
-Ty chyba nie wiesz, co ona by mi zrobiła.- wykrztusiłam.- Byłabym trupem jeszcze przed opuszczeniem Polski. Poza tym ona jest strasznie podejrzliwa, nienawidzi niespodzianek i jest piekielnie bystra i spostrzegawcza.
-No i co z tego?
-A to z tego, że na lotniskach gadają przez głośniki o lotach, geniuszu.- Zayn trzepnął go po głowie.- Po samych komunikatach można się zorientować, gdzie się jest. A chyba nie chcesz jej też zatkać uszu.
-Właściwie to czemu nie?- Horanowi zaświeciły się oczy. Matko, jeszcze jeden. Aż jęknęłam w duchu na tę burzę mózgów. Szkoda tylko że mózgów wielkości orzechów laskowych.
-Niall, już myślałam, że czasem myślisz głową, nie tylko żołądkiem.- westchnęłam powodując kolejny wybuch śmiechu.
-Może po prostu z nią pogadaj. W końcu ja przekonasz.- namawiał mnie Liam. Jedyny głos rozsądku w tym zgromadzeniu.
-Spróbuję, ale ona jest uparta jak osioł.
-A gdyby Horan z nią pogadał?- kolejny geniusz. Przed państwem Harry Styles.- Wiesz, namówiłby ją, ewentualnie zaszantażował, bądź też zaproponował parę rzeczy, takich, wiesz... Nie do odrzucenia....- uśmiechnął się znacząco. Jak ja ci zaraz pokażę...
-A może zamiast Nicky wzięłabym Monikę? Chłopaki jeszcze jej nie znają, a mogę dać słowo, że jest super...- Styles spoważniał i przez chwilę mordował mnie spojrzeniem. Zaraz jednak się uśmiechnął.
-W sumie czemu nie... Zawsze mógłbym ją lepiej poznać niż przez Skypa.- myślałam, że padnę. A jednak... Harry próbuje walczyć z duchami przeszłości... Ja pierdolę, jak to zabrzmiało! Ale faktem jest, że czułam się wręcz dumna. No, chyba że to były tylko słowa na odwal... Uch, Natalia, za dużo myślisz! Moją uwagę odwrócił Adaś, który zaczął się pokładać. Mianowicie klęknął na kocu i przytulił się do niego policzkiem. Leżał tak z tyłkiem wypiętym w górę i jeździł rączką po kocu.
-Chłopaki, ponabijamy się z siebie później- wzięłam dziecko na ręce.- ...bo jeśli chcemy śpiewać kolędy, to teraz. Adaś za chwilę zaśnie, a nasze ryki i fałsze z pewnością go obudzą....
-Kto nie umie śpiewać, ten nie umie.- Louis się obruszył.- Mów za siebie, Nattie.
-Dobra, dobra.- zaśmiałam się wkładając malcowi smoczek do buzi. Wzięłam jego ukochany kocyk i otuliłam go nim.- To jak robimy? Każdy jedną kolędę i kilka wspólnych?
-Może być.- zgodził się Zayn, a za nim pozostali.
-To kto zaczyna?- zapytał Nialler napychając buzię jakimiś chrupkami. To już wiadomo, kto nie będzie śpiewał pierwszy...
-Ja chcę, ja chcę, ja chcę!!!- zgłosił się Louis z chytrym uśmieszkiem. Co on znowu...- Domyślam się, że każdy zna tytuł TEJ piosenki...- odchrząknął teatralnie i zaczął śpiewać. Po pierwszych słowach chciałam mu urwać łeb. Mimo tego, że śpiewał wspaniale.
-Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away 
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special 


-Louuuu!!!- jęknęłam, kiedy skończył.- Ty... Ty... Ty to śpiewałeś specjalnie, żeby mnie wkurzyć!- Adaś, ten mały szkrab, zaczął się śmiać, kiedy wrzeszczałam na Tomlinsona.
-Ja?- mina chłopaka wyrażała najczystszą niewinność.
-Niech ja cię dorwę.- zagroziłam poprawiając małego na kolanach.
-Dobra, teraz śpiewa geniusz sceny muzycznej.- Harry wepchnął się na wprost monitora miażdżąc przy okazji nogi Liama i brzuch Zayna.- Słuchać, dzieciaki, bo lepszego głosu nie usłyszycie.
-Nie wiem, do kogo mówisz. Ja tu widzę tylko jednego dzieciaka.- Niall wskazał na Adasia, który próbował połknąć smoczka w całości.
-Apfiiłagulasss- potwierdził malec.
-No widzisz?- Liam spojrzał na Stylesa, który przygotowywał się do występu.- A teraz zabieraj te szczudła!- zrzucił nogi chłopaka na podłogę.
-Ała!- Hazz stracił równowagę i wyłożył się cały pod biurkiem.- Payne, debilu!!!
-Ups.- zarechotał Malik przybijając piątkę z Liamem.
-Matko, uspokójcie się.- chciałam im przemówić do rozumu.
-I kto mnie teraz pocieszy???- zawodził Harry podnosząc się z podłogi.
-Chodź tu, skarbie, ja cię pocieszę.- zaświergotał Tommo sadzając sobie poszkodowanego na kolanach.- Jezu, chłopie, zrzuć trochę kilogramów, ważysz prawie tyle, co Horan!
-O, wypraszam sobie!- Niall czuł się w obowiązku zaprotestować.
-Harry, śpiewasz czy nie? Bo ja też czekam na swoją kolej.- Zayn się niecierpliwił.
-Co? A tak!
-Nareszcie.- westchnęłam teatralnie. Hazza odchrząknął i zaczął śpiewać "Driving home for Christmas".
-I'm driving home for Christmas
Oh, I can't wait to see those faces
I'm driving home for Christmas, yea
Well I'm moving down that line
And it's been so long
But I will be there
I sing this song
To pass the time away
Driving in my car
Driving home for Christmas


Wsłuchiwałam się z uśmiechem w głos chłopaka. Ta chrypka idealnie pasowała do piosenki, a wolniejsze tempo... Cóż, czuło się tę magię świąt. Harry naprawdę bosko śpiewał. Prawie tak samo, jak Chris Rea, pierwotny wykonawca tej piosenki.
-No, Hazza, zadziwiasz mnie.- powiedziałam do chłopaka, gdy skończył. Styles mało nie pękł z dumy.
-Dobra, kto dalej?- zapytał Zayn.
-Może ty, skoro tak się prosisz?- zapytał złośliwie Niall.
-Proszę bardzo.- Malik nie zareagował na zaczepki i zanucił pierwsze słowa "Let It Snow".
-Oh the weather outside is frightful
But the fire is so delightful,
And snice we've no place to go,
Let it snow!
Let it snow!
Let it snow!

It doesn't show signs of stopping
And I brought some corn for popping,
The lights are turned way down low,
Let it snow!
Let it snow!


Zaczęłam się szeroko uśmiechać, bo ta piosenka nieodmiennie kojarzy mi się ze świąteczną reklamą Whiskasa i tym słodkim kotkiem, którego obsypuje śnieg z gałęzi. Wykonanie Zayna... Po prostu świetne. Tak samo jak Harry'ego i Louisa. Chociaż Lou ma gigantyczny minus za wybór piosenki.
-Okej, to teraz ja chcę!- wyrwał się Niall.- To będzie szkocka piosenka.
-To co, teraz przerzucasz się z Irlandii na Szkocję?- zarechotał Harry, ale jak dostał z łokcia, to się uspokoił.
-Nie, po prostu to jest moja ulubiona.- Horan pokazał Stylesowi język.
-Oj tam, nie przejmuj się, Nialler. Śpiewaj.- zachęciłam go. Adaś zaczął się wiercić, ale za chwilę wtulił się we mnie i chyba szykował się do drzemki. Niall uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i zaczął śpiewać. Od razu rozpoznałam utwór. "Auld Lang Syne". Też to bardzo lubię.
-Should auld acquaintance be forgot,
and never brought to mind?
Should auld acquaintance be forgot
and days of auld lang syne?

For auld lang syne, my dear,
For auld lang syne,
We'll take a cup o' kindness yet
For auld lang syne.


-Okej, to teraz może ty, Nattie? Bo w końcu nie zaśpiewasz.- Louis próbował mnie zachęcić do śpiewania. Tak naprawdę nie potrzebowałam zachęty, chciałam tylko zaśpiewać na końcu.
-Nie, najpierw Liam, a ja będę ostatnia.
-Na pewno, Nattie?- upewniał się Payne.
-Na pewno. No, dajesz.- Liam wziął oddech i za chwilę usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek bożonarodzeniowych... I to tą, przy której najbardziej się wzruszam. Liam, skąd wiedziałeś, że uwielbiam "Christmas Time"?
-The child is a king, the carollers sing,
The old is past, there's a new beginning.
Dreams of Santa, dreams of snow,
Fingers numb, faces aglow.

Christmas time, mistletoe and wine
Children singing Christian rhyme
With logs on the fire and gifts on the tree
A time to rejoice in the good that we see.

A time for living, a time for believing
A time for trusting, not deceiving,
Love and laughter and joy ever after,
Ours for the taking, just follow the master.


-Natalia, płaczesz?- zaniepokoił się Zayn. Nawet nie zauważyłam, że po policzku spłynęła mi łza.
-Co? Nie.. Po prostu zawsze się wzruszam przy tej piosence.- zaśmiałam się ocierając łzę.
-Okej, to może ci się humor poprawi jak już zaśpiewasz.- zasugerował Niall siadając wygodniej na podłodze.
-Ale ja mam dobry humor.- zaoponowałam.- Ale dobra, teraz moja kolej.- wzięłam głęboki oddech i zaczęłam delikatnie śpiewać początek tej znanej piosenki Mariah Carey. "All I Want For Christmas Is You".
-I don't want a lot for Christmas 
There's just one thing I need 
I don't care about the presents 
Underneath the Christmas tree 
I just want you for my own 
More than you could ever know 
Make my wish come true 
All I want for Christmas is you

I don't want a lot for Christmas 
There's just one thing I need 
I don't care about the presents 
Underneath the Christmas tree 
I don't need to hang my stocking 
There upon the fireplace 
Santa Claus won't make me happy 
With a toy on Christmas day 

I just want you for my own 
More than you could ever know 
Make my wish come true 
All I want for Christmas is you
You baby 


-Wow, nieźle!- Hazz zaczął bić brawo.- Dziewczyno, robisz mi konkurencję w zespole.
-Kłopot w tym, że ja nie chcę być w zespole.- roześmiałam się.- Tak że Harry, możesz czuć się bezpiecznie.
-Ufff...- odetchnął z udawaną ulgą.
-Nattie...- zaczął Liam.
-No co?
-Weź zaśpiewaj jakąś polską kolędę... Proszę.
-No, ciekawe, jak to będzie brzmiało.- zaczął podskakiwać Louis. Boże, on ma ADHD. Nie tylko ruchowe, ale też myślowe.
-Dobra, ale muszę uśpić Adasia. Mogę zaśpiewać wolną.
-Spoko. Wszystko jedno, bylebyś zaśpiewała.- wzruszyłam ramionami. Ułożyłam przysypiającego chłopca na rękach. Miał już półprzymknięte oczy i coś pomrukiwał. Wyglądał tak słodko... Mały aniołek. Jak tak trzymałam go na rękach, czułam się jak matka. Tylko że ja matką nie będę... Dobra, nie rozklejamy się. Zaczęłam nucić moją ukochaną kolędę. "Maleńką Miłość"...
-Do naszych serc, do wszystkich serc uśpionych
dziś zabrzmiał dzwon, już człowiek obudzony.
Bo nadszedł czas i Dziecię się zrodziło
a razem z Nim Maleńka przyszła Miłość.

Maleńka Miłość w żłobie śpi
Maleńka Miłość przy Matce świętej
Dziś cała ziemia i niebo lśni 
Dla tej Miłości Maleńkiej 


Śpiewałam i delikatnie kołysałam zasypiające dziecko. Gdy skończyłam, ostrożnie położyłam Adasia na moim łóżku. Obwarowałam go poduszkami i aż się uśmiechnęłam widząc tę śliczną buzię przytuloną do kocyka. Wróciłam przed laptopa i odwróciłam go tyłem do łóżka, żeby głośniki nie były skierowane na dziecko. Dopiero potem spojrzałam na chłopaków i ich miny.
-Dobrze się czujecie?- zapytałam marszcząc brwi.
-Ta... No.. Wiesz...- Liam chciał coś powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie się plątał.
-Doprowadziłaś Liama do stanu dekoncentracji. Braawo, brawo!- zaczął się śmiać Harry.
-Rozumiem, mnie też się bardzo podoba ta kolęda.- uśmiechnęłam się.
-To chyba nie o to chodzi.- zarechotał Zayn.
-Po prostu naszemu koledze mowę odjęło, bo... No, co tu dużo mówić... Jesteś pewna, ze to nie twoje dziecko?- zapytał Louis.
-Eeee... No, raczej jestem pewna.- powiedziałam zdezorientowana.
-W takim razie będziesz wspaniałą, troskliwą i piękną matką.- powiedział z powagą Tomlinson. Przygryzłam wargę i spuściłam głowę. Nie będę matką, Lou, nie będę matką, nie zdążę... Ale... dziękuję.
-Emm, dzięki.- powiedziałam podnosząc głowę.
-Dobra, śpiewamy coś dalej?- Liam się ocknął i najwyraźniej nie chciał kontynuować tego tematu. I chwała mu za to!
-Dajcie coś wesołego.- zerknęłam kontrolnie na Adasia. Spał spokojnie i mam nadzieję, że nasze wycie go nie obudzi.
-Wiem, wiem, wiem!!!- Zayn aż zaczął skakać. Człowieku, spokojnie!- "Jingle Bells"!
-Oooo, to jest to!- Lou też się zaczął cieszyć.
-To zaczynamy. Trzy cztery.- i zaczęliśmy razem nucić tę wszem i wobec znaną melodię.
-Jingle bells, Jingle bells, Jingle all the way.
Oh what fun it is to ride in a one-horse open sleigh.
Jingle bells, Jingle bells, Jingle all the way.
Oh what fun it is to ride in a one-horse open sleigh.

Dashing thro' the snow, in a one-horse open sleigh.
O'er the fields we go, laughing all the way.
Bells on bob-tails ring, making spirits bright,
what fun it is to ride and sing a sleighing song tonight.

Jingle bells, Jingle bells, Jingle all the way.
Oh what fun it is to ride in a one-horse open sleigh.
Jingle bells, Jingle bells, Jingle all the way.
Oh what fun it is to ride in a one-horse open sleigh.


-No, ta piosenka zawsze kojarzy mi się ze świętami.- uśmiechnęłam się, gdy skończyliśmy. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Oho, ktoś wrócił z zakupów.
-Co się dzieje?- zapytał Horan.
-Chyba będę musiała zaraz kończyć, zagonią mnie do roboty.- odpowiedziałam nasłuchując. Tak, wróciła Gośka. Czyli będzie jazda.- Ciotka wróciła i będziemy sprzątać. Chcieli mnie nawet zagonić do mordowania rybek na jutrzejszą kolację.
-What?!- Zayn się skrzywił. No tak, oni jedzą świąteczny obiad, a nie kolację wigilijną.
-Chodzi o to, że u nas w Polsce tradycją jest kolacja wigilijna. Przez cały dzień obowiązuje post, normalny posiłek je się dopiero wieczorem i to tylko dania bezmięsne. Z reguły są ryby, bigos, pierogi, czyli te cudeńka, które wam podesłałam. A z rybek są, przynajmniej u nas w domu, karp i śledzik. Karpia kupuje się żywego lub już zabitego, ale my kupujemy żywego i mordujemy rybkę w wannie lub w wiaderku.
-Fuj.- skrzywił się Liam. Nialla przeraziło jednak coś innego.
-Cały dzień bez jedzenia?!- zszokowany gapił się w kamerkę.- Przecież można umrzeć z głodu! O której ta kolacja?
-Tradycyjnie, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka.
-Matko święta.- Horan był przerażony.
-Tak, wiemy, że ty byś nie wytrzymał.- Louis poklepał go plecach.
-Ale to nie jest tak, że absolutnie nic nie możesz jeść.- zaprotestowałam.- Śniadanie i obiad może być, ale postne i nie do syta.
-Tak źle i tak niedobrze.- burknął chłopak.
-Natalia! Chodź na dół, jeśli Adaś śpi!- oho! Generał w spódnicy wkracza do akcji.
-Daj mi pięć minut!- odkrzyknęłam do ciotki.
-Pięć i ani grosza więcej!
-Jasne.- mruknęłam.- Chłopaki, muszę się zbierać. Zaśpiewamy ostatnią na koniec?
-Okej, tylko jaką?
-Moją najbardziej totalnie maksymalnie ulubioną.- wyszczerzyłam się.- Jak się domyślicie, która to, to się włączcie.- i zaczęłam śpiewać tę najlepszą piosenkę świąteczną. "Merry Christmas Everyone".
-Ooooooooh
Snow is falling, all around me
Children playing, having fun
It's the season, love and understanding
Merry Christmas everyone

Time for parties and celebrations
People dancing, all night long
Time for presents, and exchanging kisses
Time for singing Christmas songs

We're gonna have a party tonight
I'm gonna find that girl
Underneath the mistletoe, we'll kiss by candlelight


Chłopaki już po pierwszym wersie zorientowali się, o jaki utwór chodzi i szybko włączyli się w śpiewanie. Gdy melodia przyspieszyła, zaczęli skakać po pokoju i tańczyć do piosenki, ja w zasadzie robiłam to samo, tylko ostrożniej i ciszej, żeby nie obudzić Adasia.
-Skąd wiedziałaś, że to najlepsiejsza piosenka na święta?- zapytał Hazz z szerokim uśmiechem.
-Kobieca intuicja.- zaśmiałam się.- Dobra, chłopaki, na serio muszę się zmywać. Życzę wam spokojnych, wesołych świąt, spędzonych z kochaną rodzinką, zero bólu brzucha po świątecznym obżarstwie, czteropiętrowego bałwana pod oknem, pocałunku z ukochaną dziewczyna pod jemiołą i totalnie odjechanego, zwariowanego, oblewanego najlepszym szampanem Sylwestra!
-A my tobie życzymy, żebyś te święta spędziła radośnie, z rodziną, przyjaciółmi...- zaczął Liam.
-Żebyś przez cały czas się uśmiechała i cieszyła z tego cudownego czasu...- wtrącił się Zayn.
-Żebyś miała pyszne jedzonko na święta i żeby spełniły ci się twoje marzenia...- przejął pałeczkę Niall.
-Żebyś znalazła sobie tego jedynego chłopaka, a najlepiej, żeby to był któryś z nas...- Harry poruszył głową w kierunku Liama, ale udałam, że tego nie widzę.
-I żebyś miała zajebistego Sylwestra, którego cały czas mamy nadzieję, że spędzisz z nami!- dokończył z wesołym uśmiechem Louis.
-Dziękuję wam bardzo.- posłałam im buziaka do kamerki.- Merry Christmas, One Direction.
-Merry Christmas, 1D Team.- poprawił mnie Harry, a ja parsknęłam śmiechem.
-No dobra. To razem.
-Merry Christmas, 1D Team!- wrzasnęliśmy razem tak głośno, że Adaś zaczął popłakiwać. Kurde. Mam przerąbane...

~~*~~

Wigilia. Najcudowniejszy okres w roku, gdy wszyscy, cała nasza rodzina możemy być razem. Mój ulubiony dzień w roku. Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy. Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory. Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem. Dzień, zwykły dzień, który każdy z nas składa w darze. Słowa tej kolędy prześladowały mnie od samego rana i były jedyną melodią, którą dziś grałam na pianinie. Bo tylko na nią starczyło mi czasu. Cały dzień, dosłownie cały dzień, miałam coś do roboty. Pokrój to, umyj to, wymieszaj tamto, skosztuj tamtego, czy nie za słone (ciekawe, jak można potrawę odsolić, gdyby była przesolona?), popilnuj Adasia... To ostatnie akurat było najprzyjemniejsze. Bardzo lubię opiekować się dziećmi, chociaż akurat ten maluch dał mi wczoraj ostro popalić, kiedy go obudziłam swoimi śpiewami. Tak czy inaczej, cały dzień miałam ręce pełne roboty.
A teraz, kiedy w kuchni nie było przygotowywane już nic, oprócz gotujących się ziemniaków, kiedy każdy ubierał się, czesał i malował, żeby wyglądać uroczyście na kolacji wigilijnej, ja nakrywałam do stołu w jadalni. Byłam już ubrana w zwiewną granatową sukienkę do kolan i czarne szpilki na wysokim, jak na mnie, siedmiocentymetrowym obcasie. Włosy lekko podkręciłam i hmm... Nawet nieźle wyglądałam. Na szczęście, nie chudłam aż tyle, żeby to było bardzo widać, ale sukienka, kiedyś idealnie dopasowana, teraz była na mnie odrobinę za luźna. Patrząc pod kątem tych wszystkich pyszności, jakie miały się pojawić dzisiaj i jutro na stole, był to powód do radości. Przynajmniej nie będę narzekała, że mi ciasno w pasie, jak to zwykle robi mamcia.
Wygładziłam brzegi białego obrusa, pod który przed chwilą wsunęłam garść sianka. Ustawiłam ostrożnie świece i wszystkie nakrycia. Włączyłam cichutko radio, z którego popłynęła delikatna melodia "Cichej nocy". Wszystko było prawie gotowe, jeszcze tylko ustawić potrawy i można siadać do wieczerzy. Okej, to póki mam chwilę, to zadzwonię do Louisa. Nie, nie zapomniałam o jego urodzinach, po prostu nie chciałam dzwonić rano, bo znając go, to pakował się na ostatnią chwilę do domu, a potem to ja nie miałam czasu, więc.. Dzwonimy teraz.
-Haaalooo?- zabawny ton jego głosu od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Siemaneczko marcheweczko!- zawołałam do mikrofonu.- Z okazji urodzin, których to już? A tak, dwudziestych trzecich. Boże, jaki ty już stary jesteś! No nic, w każdym bądź razie, zdrowia, żeby ci zawsze dopisywało, zwłaszcza w trasach, szczęścia, żeby cię nigdy nie opuszczało, miłości, co na pewno będziesz miał od El... Co jeszcze... Forsy życzyć ci chyba nie muszę, bo ją masz, ale żeby ci nie uciekła... Super przyjaciół masz, to żeby cię nigdy nie opuścili... Spełnienia marzeń, co przyjdzie ci z łatwością, bo już je spełniasz... Żebyś zawsze był szczęśliwy i żebyś się nie zmieniał, bo takiego cię kocha cały świat. I żeby One Direction istniało wiecznie, żebyś nawet w wieku dziewięćdziesięciu lat zasuwał po scenie, nawet z balkonikiem albo laseczką, obok łysego Hazzy, siwego Zayna, Liama w okularach i zgarbionego Nialla. Chociaż to już byłby czarny scenariusz na starość... Matko, co ja wygaduję... Dobra, zapomnij, po prostu wszystkiego naj, naj, najlepszego!!!- wrzasnęłam na koniec swojej tyrady. Tommo, który do tej pory tłumił wybuch śmiechu, teraz ryknął na całego.
-Boże, genialne życzenia!- wykrztusił po paru minutach.- W życiu się tak nie uśmiałem. Nadaje im oficjalny tytuł najbardziej zajebistych życzeń z okazji moich dwudziestych urodzin.- jeszcze się śmiał, jak to mówił. Kątem oka zauważyłam, że do jadalni weszła Lena. Od razu domyśliła się, z kim rozmawiam.
-Natalia! To Louis, co nie?! On ma dziś urodziny!- gorączkowała się.
-Lou?
-No co?
-Masz jeszcze życzenia od Leny, mojej kuzynki.
-Dzięki wielkie! Pozdrów ją ode mnie.
-Jasne.- zwróciłam się do dziewczyny.- Masz pozdrowienia od Tomlinsona.- nastolatka z wrażenia aż położyła rękę na sercu.
-Naprawdę?- wyjąkała. Rety, jeszcze się nie oswoiła z myślą, że 1D to moi przyjaciele. Zaraz też wystartowała na górę wrzeszcząc:
-Muszę zadzwonić do Majki!!!- to chyba jej przyjaciółka.
-Okeeej... Przyprawiłeś ją właśnie o heart attack.- powiedziałam do Louisa.
-Zawsze do usług.- odparł z powagą.- Zapraszamy ponownie.- parsknęłam śmiechem.
-Dobra, solenizancie, muszę kończyć, bo zaraz zaczynamy kolację wigilijną. Jeszcze raz happy birthday, odezwę się po świętach, żeby powiedzieć wam, co postanowiłam z Sylwestrem.
-Spoko. Ciągle liczymy, że przyjedziesz.
-Taaa. Zobaczymy. To na razie.
-Pa pa, Nattie.- rozłączyłam się i akurat do salonu weszła babcia z mamą.
-No, kochane, kończymy robotę i zaczynamy świętowanie. Jeszcze tylko ziemniaczki, Moniczko, ustaw potrawy na stole... Natalciu, wyłóż opłatek na biały talerzyk, jedyny, który został ze stłuczonego przez ciebie kompletu... I wołajcie wszystkich, zaraz zaczynamy!- babcia objęła komendę. Jak zwykle, ona albo ciocia Gosia.
Za parę chwil wszyscy stanęliśmy wokół świątecznego stołu. Iwona zapaliła świece i Lena, jako najmłodsza umiejąca czytać osoba w rodzinie odczytała Ewangelię. Jak co roku, w tym momencie, patrząc na choinkę widoczną przez rozsuwane drzwi łączące salon i jadalnię, wpatrując się w blask płomienia świec i kominka, miałam łzy w oczach. Te słowa, ta wspaniała atmosfera, cała rodzina zgromadzona przy stole... To było po prostu cudowne uczucie, być z nimi tutaj, czuć tę jedność. Nagle jedna myśl pojawiła się w mojej głowie... Żeby to trwało wiecznie, żeby już zawsze spotykać się w tym gronie, żeby to był taki stały element, żeby nikt nie odchodził od stołu, tylko przybywało ludzi... Tak bardzo chcę tu być za rok. Tak bardzo. Wiem, że Gabi to dobry lekarz, ale w moim wypadku mogła się pomylić... Chryste, proszę, żeby to była okrutna pomyłka... Jedna jedyna łza spłynęła po moim policzku, ale udało mi się ją szybko zetrzeć przed rozdaniem opłatków.
Wzięłam z talerzyka ten kruchy kawałek opłatka i razem z innymi zaczęłam krążyć wokół stołu, składając życzenia, rozdając uściski i szybkie całusy w policzki. Szczerze? Nie słyszałam życzeń, które mi inni składali, wypowiadałam bezwiednie swój standardowy tekst i uśmiechałam się trochę sztucznie, bo nie chciałam, żeby ktoś zauważył łzy w moich oczach. Na szczęście szybko usiedliśmy do stołu i atmosfera się rozluźniła. Przy totalnie odjechanych żartach taty i wujka Marka można było zapomnieć o melancholii i skupić się na tym fantastycznym jedzeniu. Za chwilę szczerze się śmiałam z jakiegoś dowcipu. Jedna potrawa, druga potrawa, śledzik z cebulką, śledź po grecku czy tam po żydowsku (nigdy nie wiem, babcia się na tym zna), karp smażony, ziemniaki ze szczypiorkiem, kompot z suszu, pierogi... Przy pierogach poczułam, że więcej chyba nie dam rady. Po całodziennym poście od razu nałożyłam furę ryb na talerz i zaczynało mi być odrobinę ciężko. Kurde, mam jeszcze przynajmniej spróbować kilku potraw! Jak ja dam radę? Czasem wywołanie wymiotów wydaje mi się dobrym rozwią... Nie, stop! Już ci odbija, Natalia.
-Kiedy prezenty?- wyskoczyła z pytaniem Lena. Patrzcie państwo, piętnastka na karku, a zachowuje się jak dzieciak. Dobra, zalatuje hipokryzją. Ja też chcę prezenty!!!
-Co, już nie możesz wytrzymać?- tata zerknął na nią z rozbawieniem.- A co jak Mikołaj podrzuci ci rózgę?
-Prędzej tobie, wujku. Ja jestem grzeczna, a ty nie wiadomo, co robisz w tej Anglii.
-To ci dowaliła, brat.- Dawid zarechotał i poklepał tatę po ramieniu.
-No, ja cię tato pilnowałam tylko przez tydzień.- wtrąciłam się do rozmowy.- Nie wiem, co robiłeś potem.
-O ty wyrodna córko! A ja ci taki prezent kupiłem. Znaczy załatwiłem u Mikołaja.- poprawił się patrząc na Adasia, który był bardziej zainteresowany ściąganiem swojego buta niż rozmową o Mikołaju.
-Ale serio, ja też chcę już prezenty.- odezwała się ciocia Gosia.
-Oj, w Wigilię, jak przychodzi do prezentów, każdy staje się dzieckiem.- powiedziała z uśmiechem moja mama.
-Nom, ciekawe, co ten Mikołaj tym razem zaplanował.- poruszył brwiami Marek.
-Dobra, poddaję się!- babcia odłożyła sztućce na talerz.- Wyciągajcie te prezenty, bo ja tez już nie wytrzymuję.- wybuchnęliśmy śmiechem i mama z wszystkimi ciociami ruszyła do skrytek po prezenty. Wszyscy przeszliśmy do salonu pod choinkę. Dorośli rozsiedli się na kanapach i fotelach, ja usiadłam na dywanie przy kominku, a Lena stanęła pod choinką. Jako jedna z najmłodszych miała rozdawać prezenty. Tak, u nas w domu to dzieci miały w Wigilię największe przywileje.
-To dla Moniki, to dla Ani... Babciu, weź... To dla taty, to dla Natalii... Wujku, to twoje, ciociu! Bierz swój prezent! O matko, jakie ciężkie! Natalia, to chyba książki... Adasiu, to dla ciebie...- Lena biegała po pokoju jak elf świętego Mikołaja rozdając wszystkim paczki, torby i pudła. Wreszcie usiadła na środku dywanu ze swoją stertą i w salonie zapanował tradycyjny rozgardiasz. Okrzyki radości przeplatały się z podziękowaniami, śmiechem, piskami i najprzeróżniejszymi odgłosami mojej kochanej rodzinki. Ja ze swoich toreb wydobyłam świetny sweter z rozszerzanymi rękawami, książkę "Ocalona z piekła", masę kosmetyków, nowy portfel, wszystkie części "Piratów z Karaibów" na DVD (!) i w końcu sięgnęłam do tej "ciężkiej" torby z książkami. Ja nie wiem, Lena to jakieś chuchro, żeby to nazwać ciężkim... Wyjęłam trzy grube powieści i zerknęłam na tytuł pierwszej. W pierwszej chwili nic nadzwyczajnego. Dopiero po chwili zrozumiałam, jaka to książka. Otworzyłam szeroko oczy, a moja szczęka z łoskotem upadła na podłogę. Ja pierdolę! Kurwa mać... Kto to kupił?! Co za kretyn...
-Ekhem!- odchrząknęłam głośno i uwaga całej rodziny skupiła się na mnie. Cisza aż zadzwoniła w uszach. Starałam się utrzymać poker face, ale w środku dusiłam się ze śmiechu.- Może mi ktoś powiedzieć, kto zamówił u Mikołaja dla mnie...- zawiesiłam głos i przeczytałam obojętnie tytuły.- "Pięćdziesiąt twarzy Greya", "Ciemniejsza strona Greya" i "Nowe oblicze Greya".- sprezentowałam rodzince okładki.
-Że co?!- moja matka rzuciła się do książek i wpatrywała się w "50 twarzy Greya" z niedowierzaniem. Potem zwróciła się do reszty.- Który był taki zboczony?! Przecież ona...
-Spokojnie, mamo.- zabrałam jej książkę z rąk.- Jestem dorosła i teoretycznie mogę to czytać... Po prostu staram się odczytać intencje ofiarodawcy... Przyznawać się! Co Mikołaj miał na myśli? Potrzebny mi facet, bo robię się zrzędliwa jak stara panna? Mam za mało rozbudowane życie towarzyskie? Chcecie nieślubnego dzieciaka w rodzinie? A może to ma mi służyć jako podręcznik...?- zastanawiałam się na głos.- Może naprawdę potrzeba mi seksu....
-Ej, nie przy dzieciach!- Gośka zakryła Adasiowi uszy. Żeby on jeszcze rozumiał. Nagle zwróciłam uwagę na wujka Marka. Cały był czerwony i mocno zagryzał usta. No jasne. Z całej naszej powalonej familii tylko on miał zboczone pomysły.
-Marek? Chcesz mi coś powiedzieć?- zwróciłam się do niego po imieniu, bo sam mnie kiedyś o to prosił. Twierdził, że nie jest tak stary, żeby komuś wujkować. Na moje słowa wybuchnął takim śmiechem, że aż pociekły mu łzy. Ja też zaczęłam się śmiać, bo ten typ tak ma: jak ktoś się śmieje, ja tez od razu muszę.
-No co?- wydusił z siebie po dłuższej chwili.- Miałem pójść do księgarni. Poszedłem. Stanąłem przy bestsellerach i zobaczyłem, że jest jakaś trylogia. A jak przeczytałem streszczenie z tyłu...- znowu ryknął śmiechem. Razem z nim prawie cała rodzina. Nawet Adaś, chociaż on chyba nie wiedział, czemu się śmiejemy. Dla niego to nawet lepiej.
-Okej.- otarłam łzy śmiechu.- Oby te książki były warte przeczytania.- zagroziłam żartobliwie.
-To ty to przeczytasz?!- moja mama była zgorszona.
-No jasne.- puściłam jej oczko.- A co się robi z książkami?

~~*~~

Kwadrans przed północą prawie wszyscy znaleźliśmy się w papieskim kościele przy rynku. Prawie wszyscy, bo babcie bardzo bolały nogi i zobowiązała się zostać z Adasiem. W budynku była cała masa ludzi i tłum szybko rozdzielił naszą małą grupkę. Ja trzymałam się z Leną i aktualnie stałyśmy centralnie na środku głównej nawy. Byłyśmy ściśnięte jak sardynki w puszce. Śmiało mogę powiedzieć, że po raz pierwszy wygodnie mi się stało na jednej nodze, bo mogłam się opierać o sąsiadów.
W końcu z zakrystii wyszli księża, ministranci i zabrzmiała kolęda "Wśród nocnej ciszy". Jak co roku, tradycyjnie. I tradycyjnie, jak co roku się wzruszyłam. Znowu. Natalia, co z ciebie za mięczak! Opanuj się! Jednak nie mogłam się powstrzymać. Śpiew chóru przeplatał się z modlitwami zanoszonymi do narodzonego Jezusa przez ludzi wokół mnie. A z nich modłami łączyła się moja modlitwa. Nie byłam przesadnie wierząca, do kościoła chodziłam z przyzwyczajenia i od wielkiego święta. Można by do mnie dopasować do przysłowia: Jak trwoga, to do Boga. Ale teraz modliłam się naprawdę żarliwie. Może to głupie, ale prawie płakałam prosząc o życie. Modliłam się jak nigdy, żeby ten cały wyrok okazał się pomyłką, żeby wszystko było dobrze, a nawet jeśli ta choroba, ta cała białaczka jest prawdą, to niech się znajdzie dawca. Proszę, Boże, daj mi żyć! Błagam!!!
W pewnym momencie, w tym dusznym tłumie, w którym praktycznie nie dało się poruszać, zrobiło mi się cholernie słabo...





____________________________________
Udało się!!! We are the champions po raz kolejny!!!
I teraz uwaga: Rozdział kolejny (30!) zapowiadam na koniec tygodnia! Może już w czwartek się wyrobię, ale potrzebuję trochę wytchnienia od komputera i Internetu. Co za dużo, to niezdrowo, jeszcze przyrosnę do fotela i jak wtedy pójdę na studia?! :P

Sprawdzone po łebkach. Nie chciało mi się, wolałam się wyrobić :))

Cholernie dziwnie się pisze o tej porze roku o świętach, wiecie? Ale podołałam i aż się uśmiechałam sama do siebie, gdy wklejałam linki do "Merry Christmas Everyone" albo "All I Want For Christmas" :)
Linków do kolęd nie podawałam, z wyjątkiem jednej, mało znanej. Uznałam, że to po prostu nie ta pora, żeby słuchać kolęd. Wydaje mi się, że słusznie.

Nie wiem, jak odbierzecie ten rozdział. U mnie właśnie tak obchodzi się święta i tak ujęłam to w opowiadaniu, bo święta w moim domu to wspaniały, mój ulubiony okres w roku i tak właśnie lubię go obchodzić =)

Komentujcie, liczę na komentarze od nowych czytelników ;) fajnie, że dołączyliście :*

Pzdr. <3
Roxanne xD

18 komentarzy:

  1. Jezu Kocham Cię!! W dzień dziecka, Latalia Moments, 50 Twarzy Greya, Adaś, wujek Marek Forever Fandom xD KOCHAM TO OPOWIADANIE!!
    /Muffin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG, serio zasłużyłam na taką pochwałę? ;)
      Dziękuję :*

      Usuń
    2. Tak zasłużyłaś w 100%!!!
      /Muffin

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle cudowny!! A najlepszy wujek marek !! 50 twarzy Greya!! Ten gość jest cudowny !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wujek Marek jest wzorowany na prawdziwej postaci, która w sumie nigdy nie kupiła mi książki, ale gdyby to zrobiła, to z pewnością byłoby to "50 twarzy Greya" :P
      Dzięki <3

      Usuń
  3. Cudowny!!
    Uwielbiam cię dziewczyno!
    Jesteś genialna, jak i te opowiadanie.
    Z wielkim emocjami weszłam w zakładki i na tego bloga i aż krzyknełam ze szczęścia jak zobaczyłam nowy rozdział! Mama spojrzała na mnie jak na idiotke, hah.
    Co rozdział to lepszy.
    Nie mogę doczekać się nowego i zastanawiam się kiedy powie im, że jest chora.
    ilysm <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stop, bo się zaczerwienię! :P Dziękuję bardzo za te miłe słowa :*
      Kiedy im powie... nie jestem paplą, nie powiem ;P ale chyba jeszcze troszkę poczekacie...

      Usuń
  4. Rozdział świetny!
    Pewnie się teraz wszystko wyda... Chociaż nie!
    Chłopaki aww.... <3
    Liam <3
    Czekam na następny!
    Weny życzę!
    Całuje :****

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny! Ciekawe co na to jej rodzina?! Czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D rozdział w drugiej połowie tygodnia... podejrzewam, że będzie lekkim zaskoczeniem ;P

      Usuń
  6. Świetny rozdział :) Blog robi się coraz bardziej wciągający :)

    PS sorry, że tak długo mnie nie było (i poprzedni rodział też był super;) )

    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks! :*
      No, co do tego bycia wciągającym... cóż, mam jeszcze parę asów w rękawie, blog może jeszcze kilka razy zaskoczyć i to bardzo... ^.^

      Usuń
    2. Zaskoczyć? To mi się podoba :)

      ~Hope

      Usuń
  7. zasłabła tam ?:OOO
    Nie nie nieeeeeee
    Ona musi wyzdrowiec
    nie moze tak byc :C
    Prezent taki trafiony xD
    Ksiazki takie zboczone
    Niall taki szczesliwy, utwory takie piekne
    Harry taki perfidny... Liam taki slepy
    Nattie taka zakochana i bezbronna
    :(( :))
    Ona musi leciec do Londynu:))
    I musi powiedziec o swojej chorobie :(
    Czeeeeekam na kolejny, oby jak najszybciej
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wyzdrowieje... Zawsze trzeba mieć nadzieję, nawet jeżeli jest ona matką głupich :P
      Dziękuję :* pozdrawiam <3

      Usuń
  8. Boże kocham ten blog <3333 jest wspaniały :* . Musisz napisać ten rozdział jak najszybciej, please !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :* no, kolejny rozdział już blisko... ;)

      Usuń