-Jest idealna.- zawyrokowała mama.- Dobra, myć łapska po tej żywicy! Zaraz podamy obiadek.- i powędrowała do kuchni pomóc swojej mamie w odlewaniu ziemniaków. Zaciągnęłam Lenę do łazienki.
-I co? Żyjesz po rozmowie z 1D, czy jesteś już w stadium pozaziemskim?- zapytałam drwiąco widząc stale rozmarzona minę nastolatki.
-Boże, Natalia...- westchnęła.- Oni są cudowni, wspaniali, genialni... I jeszcze dla mnie zaśpiewali moją ulubioną piosenkę. Matko, czemu ja tego nie nagrywałam?!- walnęła się ręką w czoło. Wybuchnęłam śmiechem.
-I znając ciebie, za pięć sekund wylądowałoby to na YouTube z notatką "Pięciu bogów zaczarowało mój świat!" albo "Boże, nie wierzę! AAAA! One Direction dla mnie śpiewało! Dlaczego tylko przez telefon?!"- przedrzeźniałam Lenę, aż ona wkurzyła się i mnie ochlapała.
-Przestań! Wiesz, że ich uwielbiam. Oni są...
-...cudowni, tak, wiem to.- przerwałam jej.- Przestań już, bo zwrócę śniadanie.
-To ty przestań! Ty przynajmniej miałaś ich przez jakiś czas non stop dla siebie, a ja? Tylko pięć minut przez telefon!
-Ciesz się, niektóre fanki w ogóle ich nie spotkają. Postaw się w ich sytuacji i chwal się tym na prawo i lewo.- zgasiłam ją wędrując do jadalni.
-A ty się tym niby nie chwalisz?- prychnęła głośno siadając za stołem.
-No właśnie ja się tym nie chwalę. Nie rozpowiadam wszystkim, że znam chłopaków. Wiesz, czemu? Bo jakbym się tym chwaliła albo jak ktoś się o tym dowie z gazety, to od razu mnie posądza o ich wykorzystywanie dla forsy i sławy.- wywróciłam oczami.- Ostatnio w galerii handlowej zostałam zwyzywana od suk i dziwek, bo pewne przemiłe dziewczęta stwierdziły, że jestem naciągaczką i pewnie wrobię ich w dziecko. Ewentualnie tylko udaję, że ich znam. A paparazzi? Nie ma dnia, żeby ktoś mi nie strzelił foty na ulicy. Teraz już to jest rzadziej, ale jak wróciłam z Anglii? Dziewczyno, nie wiesz, co mówisz!
-Nie wiedziałam...
-Wiem.- westchnęłam.- Przepraszam, nie chciałam się wydrzeć. Kocham chłopaków i wszystkie Directioners, bo są, można powiedzieć, moją drugą i trzecią rodziną, ale nie wszyscy odwzajemniają to uczucie i mnie hejtują. I tyle. Nie wiem, jak można pisać do kogoś, że się go nienawidzi, gdy się go w ogóle nie zna.- pokręciłam głową.- Całe szczęście, że nie biorę do siebie tego wszystkiego, co o mnie piszą, bo inaczej już bym totalnie ześwirowała.
-Dobra, dziewczynki, koniec tematu. Nie kłóćcie się już. Czarku, może jeszcze kurczaka?- babcia zgranie zmieniła temat i zamilkłyśmy skupiając się na talerzach i toczących się w jadalni rozmowach.
Nie miałam ochoty udzielać się w rozmowie. I szczerze mówiąc, nie miałam specjalnego apetytu, ale znając życie, to gdybym odsunęłam od siebie talerz, moja babcia przytłoczyłaby mnie swoim kolejnym monologiem i byłoby mi tak głupio, że i tak zaczęłabym jeść. Więc lepiej zjeść od razu, co nie? Szkoda, że nie ma tu Nialla albo chociaż Hazzy, mogłabym któregoś charytatywnie dokarmić. Gdy zobaczyłam, że do jadalni wjeżdża deser pod postacią jakiegoś kupnego ciasta (nie wolno ruszać ciach bożonarodzeniowych! To świętość!!!), wzięłam kubek z gorącą herbatką i wymknęłam się po cichu na górę. Ostrożnie niosąc napój podreptałam na strych. Straszliwie ciągnęło mnie do pianina. Nie mogłam się doczekać, żeby coś na nim zagrać. Znowu poczuć tę moc, jaką daje muzyka i móc zaśpiewać przy dźwiękach instrumentu, samego instrumentu, bez zagłuszającej cię płyty i przekrzykujących się z tobą wokalistów. Właśnie za to kochałam ten strych. Był moją oazą, miejscem, gdzie mogłam odpocząć od całego świata. To tutaj zamknęłam się rozpamiętując swój pierwszy pocałunek. Tutaj schowałam się przed mamą, gdy zbiłam jej ukochany wazon (już nigdy nie próbowałam odbijać piłki w salonie). Tu płakałam prze bite cztery godziny po nieudanym występie na konkursie tanecznym. Tutaj siedziałam po przyjeździe do domu, gdy dowiedziałam się o białaczce. Moja mała mysia norka, w której czułam się bardzo bezpiecznie. I to się nigdy nie zmieni.
Postawiłam herbatę na półce regału przed pianinem i sięgnęłam po rozłożone na regale nuty. Cała masa luźnych kartek, niektóre były pożółkłe ze starości. Rozpoznałam w nich jeszcze nuty babci. Wzięłam do ręki stary zeszyt w pogiętej okładce. Aż uśmiechnęłam się do siebie, gdy zobaczyłam swoje pismo z czwartej klasy podstawówki. Jak ja mogłam tak ładnie pisać... Teraz to wręcz nierealne. Mam pochyłe pismo, jakby ktoś kopnął początek zdania i nie mogło się już odkrzywić. Hmmm, warto by coś zagrać... Na początek coś łatwego, żeby się wyćwiczyć. Rozejrzałam się po strychu i znalazłam stary fotel bez oparcia. Nawiasem mówiąc, to z mojej winy ono odpadło, po prostu zbyt intensywnie po nim skakałam i w efekcie wylądowałam na podłodze, a razem ze mną ten fotel. Tyle że ja byłam cała, a on w kawałkach. Na szczęście da się na nim jeszcze siedzieć. Przyciągnęłam go przed pianino i otworzyłam zeszyt na nutach "Fur Elise". Delikatnie przeciągnęłam palcem po klawiszach, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam grać. Na początku powoli, delikatnie... Ale zaraz się pomyliłam. Wkurzona siadłam wygodniej i bardziej skupiłam się na graniu. Co jakiś czas palce uderzały nie w te klawisze, co trzeba, a ja grałam mocniej, intensywniej. Za wszelką cenę chciałam, żeby wyszło dobrze. I w końcu, po wielu próbach udało się! Usatysfakcjonowana uśmiechnęłam się do siebie i łyknęłam lodowatej herbaty. Dobrze, że włożyłam sweter, bo na strychu nie było zbyt ciepło. Dobra, co by tu jeszcze zagrać? Przeszukiwałam nuty, żeby znaleźć jakieś znane mi melodie. W końcu trafiłam na "Hymn To The Sea" z mojego ukochanego "Titanica". Zadowolona zaczęłam grać.
Totalnie straciłam poczucie czasu. Siedziałam tu może trzy godziny? Cztery? Nie mam zielonego pojęcia. Ale nie przeszkadzało mi to, nawet wręcz przeciwnie. Muzyka uspokajała mnie, kolejne partytury, jakie wynajdowałam, działały jak narkotyk. Nie mogłam się oderwać od klawiszy. Dobrze, że potrzeby fizjologiczne załatwiłam przed wejściem na strych... W zeszycie odnalazłam jeszcze nuty do "Milcząc" Marty Bijan. Dziwne, ale nigdy mnie nie zainteresowało, jak brzmią słowa tej piosenki. Musze to koniecznie sprawdzić. O kurde... Spojrzałam na ostatnią stronę zeszytu. "Ostatni Raz Z Moją Klasą". Zaczęłam grać i śpiewać. Do tego już znałam słowa. Przypomniało mi się liceum. Ta fantastyczna atmosfera w klasie, spotkania, imprezy, ogniska, ściąganie na klasówkach, podpowiadanie, ślęczenie nad podręcznikiem od bioli na długich przerwach, późne powroty do domu po zajęciach z chemii... Stęskniłam się za tymi ludźmi. Za Andzią z mojej ławki, za Fifą, czyli Filipem od konsoli, za Tomkiem od najlepszych kawałów na Prima Aprilis, za Sandrą i jej świetnym hamakiem w ogrodzie, na którym często się śmiałyśmy, za Zuzą i jej encyklopedią w głowie (można było się jej zapytać o cokolwiek, a ona to wiedziała!), nawet za Wandą, jej wymądrzaniem się i ciuchami z zagranicy... Gdzie oni teraz są? Co się z nimi dzieje? Została tylko Nika, z innymi urwał się kontakt. Szkoda, wielka szkoda. A pamiętam, jak na zakończenie matur obiecaliśmy sobie się spotykać w swoim gronie. I co? Gówno. Byliśmy może na jednym ognisku razem, potem zgrana paczka się rozpadła. I szlag trafił obietnice. I jak prawdziwe są słowa tej piosenki. Każdy dzisiaj ma swój dorosły świat...
Za okładkę zeszytu wciśnięty był ołówek. Przez chwilę wpatrywałam się w niego bezmyślnie, aż nagle coś mnie tknęło. Przecież mogłabym przenieść na nuty którąś z moich ulubionych piosenek! Nawet jak mi teraz nie wyjdzie, to mogę poszukać tego potem w internecie. Złapałam ołówek i otworzyłam zeszyt na wolnej stronie. Szybko znalazłam pomysł na piosenkę. A gdyby tak zrobić cover fortepianowy "Levels" Avicii? Świetna melodia i nie jest taka trudna na początek. Uderzałam kolejno w klawisze, żeby wychwycić odpowiednie dźwięki. Kolejno notowałam półnuty, ćwierćnuty... To pasuje, tu fałsz, tu jest okej, jeszcze raz. Dobra, od początku. Szybko skomponowana melodia miała kilka nieczystych dźwięków, ale jak na początek, przynajmniej według mnie, była świetna. No i najważniejsza rzecz. Nie zamulała tak, jak poprzednie.
Świetnie się bawiłam próbując grać kolejne piosenki. Najlepsze były remixy, bo można było się skupić na melodii, bez zastanawiania się, co zagłuszają słowa. Właśnie próbowałam zagrać "#that Power", gdy usłyszałam, że ktoś wspina się po schodach. Nie przerywałam jednak gry, byłam tym zbyt zaabsorbowana, żeby przestać.
-Wiedziałam!- głos babci przywrócił mnie całkowicie do rzeczywistości. Podniosłam głowę znad klawiszy. Babcia stała z uradowaną miną koło regału.- Wiedziałam, że zaczniesz znowu grać!
-Jak zobaczyłam pianino, to nie mogłam się powstrzymać.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Boże, tak się cieszę! Czyli dobrze zrobiłam, że kazałam Markowi nastroić to pianino.
-Tak myślałam, że to ty!- roześmiałam się.
-Ano ja, kochanie.- babcia pogłaskała instrument.- Wiesz, że gra na fortepianie czy pianinie to była moja wielka pasja i miłość. Może nawet niewiele mniejsza od miłości, jaką darzyłam twojego dziadka.- ooo, babciu, nieładnie. Kochać coś bardziej od swojego mężczyzny, z którym się spędziło prawie pięćdziesiąt lat?- Uwielbiam grać, tylko teraz już mi tak dobrze nie wychodzi. Nie mam czasu, siły, ochoty. Ale ty masz potencjał i mogłabyś grać nawet na koncertach, tylko nigdy nie chciałaś się do tego przyznać. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałowałam, gdy przestałaś grać. Ale wiedziałam, że kiedyś przeprosisz pianino i do niego wrócisz.
-Jak ty mnie dobrze znasz.- wstałam z fotela i przytuliłam mocno babcię. Gdy już się od niej odsunęłam, spojrzałam na instrument i z powrotem na babcię.- Chyba czas na małe przemeblowanie, co nie?- babcia uśmiechnęła się łobuzersko i wróciła z sentymentalnej siebie do żywiołowej siebie.
-Marek, Dawid, Czarek!!! Jazda na strych, znosimy pianino!
Odpowiedź? Zbiorowy jęk.
~~*~~
-Natalia, mogę skorzystać z twojego kompa?- do mojego pokoju wpadła Lena. Aż podskoczyłam słysząc trzaśnięcie drzwi. Leżałam na brzuchu na łóżku i aktualnie klęłam na czym świat stoi. Chciałam wyszukać filmiki z jakimiś znanymi melodiami na pianino, które z wielkim trudem zostało z powrotem wtoczone do mojego pokoju, i faktycznie, znalazłam genialne konto Pianistmiri na YouTube, ale zaraz wyskoczyło mi powiadomienie na Twitterze. Otworzyłam witrynę i... zdębiałam. S. Z. O. K. Byłam w trendach. Światowych. Normalnie skakałabym do góry z radości. A dlaczego tego nie robię? Ha! Bo trend #Natalia1DvsBoy prezentował filmik, na którym widać padającego przede mną na kolana Marcina, a internauci prowadzili zażartą dyskusję na temat:
Czy Natalia zdradziła tego chłopaka z One Direction, czy zdradziła One Direction z tym chłopakiem, czy może ten chłopak zorientował się, że ją kocha, podczas gdy ona buja się z 1D, a może tajemniczy koleś ją zdradził i szukała pocieszenia w ramionach chłopaków?
-Nie masz swojego komputera?- wyłączyłam Twittera, bo inaczej mój komputer wylądowałby za oknem, ewentualnie spotkałby się ze ścianą. A nie byłoby to miłe spotkanie.
-Mam, ale tata go zabrał i razem z wujkami ekscytują się jakimiś samochodami.- skrzywiła się i wskoczyła koło mnie na łózko.- Proszę, daj kompa, bo chcę obejrzeć kilka odcinków mojego serialu. Proszę, proszę, proszę!!!
-Uch, no dobra! Ale ja oglądam z tobą. I tak mi się nudzi.- zgodziłam się z niechęcią. Może to będzie dobry sposób na ochłonięcie i zapomnienie o tej całej twitterowej aferze?
-Dzięki, dzięki, dzięki!!!- zostałam mega silnie uściskana.
-To jaki to tytuł?- położyłam dłonie na klawiaturze.
-"Violetta". Daj ja wpiszę, bo znalazłam taki specjalny adres, gdzie to jest tłumaczone, wiesz, że są napisy, bo to argentyński serial i polskie odcinki wyjdą dopiero na wiosnę, a ja oglądam z wyprzedzeniem...- próbowałam nadążyć za słowotokiem Leny, ale mi nie wychodziło.
-A o czym jest ten serial?- udało mi się wtrącić pytanko.
-Jest taka dziewczyna. Ma na imię Violetta.- no co ty nie powiesz? Po nazwie serialu bym się domyśliła.- To jest już drugi sezon, Violetta kiedyś chodziła z Leonem, ale się kłócili i przyszedł taki Diego, ona z nim chodzi, ale on chce ją usunąć ze Studia, bo oni się uczą w takiej szkole artystycznej związanej z tańcem i śpiewem, nazywa się Studio On Beat i ten Diego knuje z taką Ludmiłą, która Violetty nie lubi i chce zająć jej miejsce, bo Viola jest utalentowana...
-STOP! Nie przyswoję tylu informacji na raz! Gadasz szybciej niż mój profesor od farmakodynamiki!- ja nie mogę, czy mnie muszą otaczać sami gadatliwi, rozpędzeni ludzie?!
-Dobra, resztę ci opowiem w trakcie oglądania. Mamy czas.- zatarła ręce i ułożyła się wygodnie.- Jakby co to pytaj.- i włączyła pierwszy odcinek. Pierwsze pytanie.
-Który to odcinek?
-To już końcówka sezonu, dziś obejrzymy ostatnich dziesięć odcinków.- ile?! Chyba ją pogrzało! Jednak się nie odezwałam. Przesiedziałam w spokoju całe pięć minut.
-Kto to?
-Violetta.
-A ona nie była blondynką?
-Nie, blondynka to Ludmiła.
-A ten?
-Maxi.
-Ten, co z nią chodzi?
-Nie! Z nią chodzi Diego.
-Który to?
-Jak będzie to ci powiem.- hmmm, ciekawe, ile trzeba, żeby wyprowadzić Lenę z równowagi... Zaraz to sprawdzimy.
-A ta dziewczyna?
-To Camila.
-Też wróg Violetty?
-Nie, jej najlepsza przyjaciółka. Tak samo Francesca.
-To jest Francesca?
-Nie, to jest Naty.
-O, tak jak ja.- ucieszyłam się. Kolejne pięć minut ciszy. Oczywiście to ja ją przerwałam.- Matko, co to za ciacho?!- wrzasnęłam widząc jakiegoś kolesia na ekranie.
-Leon. Były chłopak Violetty. On dalej ją kocha, a ona jego, ale nie chcą się do tego przyznać.
-Bo ona kocha Maxiego?
-Diego! Kocha Diego! A przynajmniej tak jej się wydaje.
-Czemu? To tak nie jest?
-Kurde, oglądaj, to się wszystkiego dowiesz!- hehehe, wkurzyła się. Fajnie.
-A kto gra Leona?
-Jorge Blanco.- mruknęła pod nosem. Trzeba kolesia sprawdzić. Wygląda na ciacho, tylko trochę poniżej One Direction i Chrisa Hemswortha.
-O, masz Diego.- pokazała postać na ekranie.
-Od razu widać, że z kolesiem jest coś nie tak. Ma skrzywiony uśmiech. Taki z horroru. Zaciągnąłby cię do pokoju i poderżnął gardło podczas burzy.- snułam insynuacje, aż dostałam poduszką od Leny.
-Zamknij się albo wyjdź!- dobra, jestem cicho. Obserwowałam wydarzenia na ekranie. I wiecie co? Wstyd mi się przyznać... Wciągnęło mnie to. Tak, teraz proszę się śmiać. Natalię Maj wkręciło oglądanie głupiej argentyńskiej telenoweli, która przypomina "Modę na sukces" w wydaniu dla nastolatek.
-Co za popieprzony ojciec!- wkurzyłam się.- Gdyby mój tak się zachowywał, to chyba bym z domu uciekła!
*pięć odcinków później*
Nie docierały do mnie żadne sygnały. Żadne wołania. Podobnie do Leny. Cała nasza uwaga była skupiona na ekranie.
-No nareszcie się dowiedziała!- wyrzuciłam ręce w górę.- Najwyższa pora, żeby się ta idiotka ogarnęła.
-Patrz, teraz nie zaśpiewa!- gorączkowała się Lena.
-Gosh, ten Leon to jak superbohater. Jacieee, jak on śpiewa.- jęknęłam z zachwytu słysząc piosenkę.- Ty, co to za kawałek?- szturchnęłam Lenę.
-"Podemos".- odpowiedziała dalej wlepiając gały w monitor. Hmm, też trzeba sprawdzić. Dobra melodia na pianino. I łatwa do zagrania. Przeleciały kolejne dwa odcinki.
-Dziewczynki, wy tak cały dzień tu siedzicie.- do pokoju weszła ciocia Gosia.- Ile tak można, chodźcie do nas.
-Zaraz.- mruknęłam.
-Nie zaraz, tylko teraz. No chodźcie, chcecie całe święta spędzić przed laptopem?
-O Boże, to jest ojciec Diego?!- Lena zszokowana aż usiadła. Ja tak samo.
-ON?!- wykrzyknęłyśmy jednocześnie.
-Matko boska, zaraz wam to zabiorę.- ciotka stała w drzwiach i tupała nogą.
-Ciociu, jeszcze chwila.- po dłuższych namowach Gośka zrezygnowana sobie poszła, a my dalej ślęczałyśmy nad serialem.
-Co za kretynka, po co ona ucieka?! Przecież ona go kocha!- Lena kolejny raz okazywała swoja frustrację.
-Lena, uspokój się i powiedz mi szybko, co to za piosenka.- właśnie leciała piosenka idealna. Wspaniała, przemawiająca prosto do serca. I oczywiście idealna do zagrania na pianinie.
-Co?- Lenka była jak przez przypadek wytrącona z transu.
-Jaki tytuł ma ta piosenka?- dopytywałam się gorączkowo.
-A, piosenka!- no mówże, kobieto!- "Nuestro Camino".- zapisałam szybko tytuł w notatce w telefonie. Przy okazji zauważyłam smsa. Wiedziałam, że do mnie napisze.
Od: Nialler ;)
Nattie, uwielbiam cię!!!!!!! Chyba się z tobą ożenię! <3 <3 <3
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, za który prawie dostałam po głowie od Leny. Zaraz mu odpisałam.
Do: Nialler ;)
Ale ja nie wiem, o co chodzi... Pogadaj z tym czerwonym gościem z białą brodą od reniferów :P I z Niką... Podobno pomagała w przygotowaniach ;)
Nika mnie zabije za zabawę w swatkę, ale co tam. Prawie natychmiast dostałam odpowiedź.
Od: Nialler ;)
Nika pomagała? Boże, ją też uwielbiam ^.^ Nattie, ale naprawdę muszę czekać do świąt??? Nie mogę skosztować odrobinkę??????????? :(
Do: Nialler ;)
Naprawdę musisz czekać. Podziel się z rodzinką, w końcu chyba nieczęsto w Irlandii jecie polskie potrawy świąteczne ;)
Odpowiedź natychmiastowa.
Od: Nialler ;)
Ale jesteś :/ Foch z przytupem i melodyjką :(
Zaczęłam się śmiać, przez co oberwałam poduszką.
-Ała! Lena!- roztarłam rękę. Ta to ma siłę, jak się ją wkurzy. Nawet poduszka nabiera mocy.
-Przez ciebie nie mogę oglądać.- mruknęła z powrotem zatopiona w swoim świecie. Wzruszyłam ramionami i już miałam wrócić do telenoweli, gdy mój telefon znowu dał o sobie znać.
Od: Hazza :D
Ja pierdolę, Nattie, zostałaś nowym bogiem Nialla ;D w życiu tak się nie modlił do jedzenia jak teraz xx
Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem niż wcześniej. No i jeśli myślałam, że mój wcześniejszy śmiech wkurzył Lenę, to się myliłam. Teraz była wkurwiona na maksa. Po prostu zwaliła mnie z łózka. Szczerze? Mnie to w ogóle nie ruszyło. Leżałam koło mojego tapczanu na podłodze i zwijałam się ze śmiechu. Dawno nie miałam takiego napadu głupawki.
Do: Hazza :D
Zrób zdjęcie ;P chcę mieć to udokumentowane ;)) i przypilnuj, żeby na serio tego nie zjadł przed świętami :)
Zrobił zdjęcie. Z tym że nie wysłał go do mnie. Wrzucił go na Twittera. Gdy je zobaczyłam, po prostu padłam.
Zdjęć było kilka z różnych kont. Pierwsza fota z konta Harry'ego. Podpis: Niall i jedzenie. Więcej słów nie trzeba ;D Zdjęcie przedstawiało Horana, który siedział przy wyspie kuchennej i z nabożeństwem wpatrywał się w pojemniczki z jedzeniem i słoiki napełnione bigosem. Zaczęłam znowu rechotać. Zdjęcie numer dwa z konta Liama. Podpis: Może mi ktoś powiedzieć, jak podkraść moją porcję? xD Na fotce Niall stoi z założonymi rękami i uważnie lustruje stół, na którym porozstawiane jest jedzenie. Serio, wyglądał jak ochroniarz. Znów zwijałam się ze śmiechu. Zdjęcie numer trzy z konta Zayna. Podpis: Vas Happenin? Nothing. Niall dowiedział się, że nie może jeszcze tego zjeść :P Fotka przedstawiała Niallera z kartką papieru w ręce. Domyślałam się, że to instrukcja, którą przyczepiłam do jego pojemniczka z pierogami, mówiąca, że nie może się do tego dotknąć wcześniej niż w Mullingar. Sądząc po jego minie, był tym załamany. Z tego śmiechu pociekły mi łzy. Lena patrzyła na mnie z łóżka jak na totalnego debila. I ostatnie zdjęcie z konta Louisa. Podpis: To szanowne oblicze wyraża więcej niż tysiąc słów :D Na zdjęciu Niall... przytulał się do swojego słoika z bigosem i do pudełka z pierniczkami. Okeej... Ryknęłam śmiechem na cały głos. Do pokoju wpadła mama.
-Co tu się dzieje?!- na jej słowa zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej. W pięć sekund za plecami mamy stała cała rodzinka.
-Nic się nie dzieje. To tylko ta wariatka rży z czegoś na telefonie.- Lena wściekła za przerwanie serialu siedziała na łóżku z założonymi rękami i wpatrywała się we mnie ze złością.
-Boże, brzmiało to jakby kogoś tu zarzynali.- ciocia Iwona przyłożyła rękę do serca. Rozbolał mnie brzuch.
-Zostawcie ją, to tylko jedna z jej głupawek.- babcia, która doskonale wiedziała, jak wyglądają moje napady śmiechu, machnęła ręką i wróciła na dół. Powoli podnosiłam się z podłogi ocierając łzy. Klapnęłam na fotel ciągle chichocząc. Mama pokręciła głową z dezaprobatą i zamknęła za sobą drzwi. Lena z powrotem włączyła serial, ale ja już nie oglądałam. Dałam retweet wszystkim tym zdjęciom i po paru sekundach pokazało mi się kolejne. Tym razem z konta Horana. Podpis: Nattie, uwielbiam cię!!! Ale dalej mam focha za tę instrukcję :@ Fotka przedstawiała moją paczkę w całej okazałości. Pojemniczki z pierożkami, słoiki z bigosikiem i otwarte pudełka z pierniczkami. Wpadłyśmy z Niką na pomysł, żeby na każdym pierniku walnąć imię chłopaka, dla którego miał on być z jakąś buźką. Tutaj były pokazane tylko horanowe pierniczki z moim wykrzywionym napisem "Niall" na wierzchu. Nie umiem pisać pisakami do ciast.
*półtorej godziny później*
-Nnnno, i Leon z Violettą są razem!- Lena z zadowoleniem wyłączyła laptopa.
-Nareszcie się zeszli.- wymamrotałam walcząc z opadającą głową. Oglądałyśmy ten cały serial bite osiem godzin. Bolała mnie od tego głowa. Ostatnie dwa odcinki przesiedziałam w fotelu i surfowałam po Internecie w telefonie, bo już nie chciało mi się oglądać, ale Lena wytrwała do końca. Brawo, może jeszcze jej medal za to dać? Zerknęłam na zegarek. Chryste Panie, jest pierwsza w nocy! Matka mnie zabije za tak długie siedzenie w sieci! A chwila, jestem dorosła, nic mi nie mogą zrobić. To Lenę zabiją nie mnie. W końcu ja grzecznie marudziłam przez ostatnią godzinę, żeby to wreszcie wyłączyła. Więc mogę spać spokojnie.
-Genialny serial.- zachwycała się dziewczyna.
-Aha.- potwierdziłam bez przekonania. Wciągający był. Jak każda tasiemcowa hiszpańska telenowela. Ale oprócz tego aktora, Jorge Blanco i tej piosenki "Nuestro Camino" większych plusów w nim nie widziałam.
-Dobra, to ja idę spać. Branoc!- i już jej nie było. Skąd, do jasnej ciasnej, ona ma jeszcze tyle energii?!
Zwlokłam się z fotela, zgarnęłam z szafy koc i nawet nie zakładając piżamy walnęłam się na niepościelone łóżko. Mam to daleko i głęboko, teraz chcę spaaaać....
~~*~~
-No, wczoraj toście zabalowały!- babcia wesoła jak szczygieł, skowronek czy inne wesołe ptaszysko krzątała się po kuchni.- Nawet twój ojciec tyle nie siedział przed telewizorem, a leciał "Kogel- mogel" i "Sami swoi".- no tak. Mój tatuś równa się wielbiciel komunistycznego polskiego kina. Wiecie, "Polskie drogi", "Wyjście awaryjne" i te sprawy.
-To Lena.- zwaliłam winę na przysypiającą nad miską z płatkami kuzynkę.
-Dobra, robimy podział obowiązków.- do kuchni wpadła ciotka Gosia z Adasiem na rękach.
-Ja się nigdzie nie wybieram.- oświadczyłam sącząc kawkę z kubka z Kubusiem Puchatkiem.
-Spoko. Popilnujesz Adasia.- wzruszyła ramionami ciotka. Już nie zwracała na mnie uwagi.- Monika poszła do pracy, Czarek odśnieża podjazd i to mu trochę zajmie, bo całą noc była zawieja. Iwona, Dawid, Lena! Robicie ostateczne zakupy. Nie mamy jeszcze karpia i śledzika, pasowałoby jeszcze kupić jajek, bo do sałatki warzywnej nie starczy.
-Papier toaletowy trzeba kupić i ręczniczki kuchenne.- wtrąciła babcia.
-Dobra, co jeszcze?- Iwona notowała listę zakupów na kartce. Gośka na przemian z babcią dyktowały całą masę produktów.
-Okej, czyli zaliczacie supermarket. Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby dla was podjechać do Auchana w Krakowie. Może trochę dalej, ale jednak kupicie wszystko na miejscu... No, ale to wasza decyzja. Marek! Marek! Gdzie ten mój mąż się podział? Marek!
-Uciekł.- mruknęła Lena pod nosem. Miała szczęście, że tylko ja ją usłyszałam.
-Jestem, kochanie.- wujek wkroczył do kuchni.
-Muszę zrobić zakupy dla Adasia. Mleko, pieluchy, chusteczki i gdyby się trafiły jakieś śpioszki i ze dwie koszulki, bo wczoraj zalał się mlekiem i nie da się tego sprać. Pojedziesz ze mną prawda?
-Oczywiście.- westchnął Marek.
-Świetnie!- ciotka nawet nie zauważyła jego miny, która mówiła "Za jakie grzechy???".- To teraz jedziemy, tylko nakarmię Adasia. Potem zabiorę się za sprzątanie domu i ty mi pomożesz.- zwróciła się do wujka.- Po południu robimy sałatkę i makowca, a wy, panowie, ukatrupicie rybki, bo mam nadzieję, że kupicie żywe karpie. O, Natalia, was uczyli kroić ryby?- zakrztusiłam się kawą.
-Nie, ciociu, jestem na medycynie, nie biologii ogólnej. Za to mogę z zamkniętymi oczami pokroić człowieka.- oświadczyłam spokojnie.
-To chyba twoje umiejętności nam się nie przydadzą....- babcia nie wytrzymała i przerwała Gosi głośnym wybuchem śmiechu.
-Masz rację, Gośka.- Iwona też się śmiała.- TE umiejętności się nie przydadzą.
Ladies and gentleman, panie i panowie, oto moja rodzina. Nic nie może ich zgorszyć lub zniesmaczyć, a niewybredne żarty na temat krajania trupów są wysłuchiwane przy jedzeniu. Dla lepszego apetytu.
Opuściłam szybko rozbawione towarzystwo, żeby nie zhaftować się na stół. Dochodziła jedenasta. Za godzinę mam być na Skypie. Zaczęłam sprzątać w pokoju. Uporządkowałam już wszystkie regały, zawalone biurko i notatki do pianina, z których intensywnie ostatnio korzystałam. Właśnie miałam włączać laptopa, gdy do pokoju wparowała ciocia Gosia z Adasiem i... torbą? Po co jej to?
-Zgodnie z obietnicą pilnujesz małego. Babcia na dole, ja już jadę, twój ojciec jest na warsztacie, bo znowu mu piszczą klocki hamulcowe.- powiedziała na jednym wydechu wciskając mi dziecko na ręce.- Tutaj masz wszystkie jego rzeczy, zabawki, bluzę, gdyby było zimno, ciepłe skarpetki, śpioszki, gdyby te zalał, mleko w termosiku, herbatka, ulubiony kocyk, pampersy... Nawiasem mówiąc, tego mu musisz zaraz zmienić, bo jedzie na kilometr... Połóż go spać koło pierwszej, czyli mniej więcej za godzinkę. Będziesz widziała kiedy, bo zacznie ci się pokładać To tyle, pa!- i już jej nie było. Gapiłam się z szeroko otwartymi oczami w korytarz, na którym zniknęła ciotka. Gdyby nie fakt, że słyszałam jej kroki na schodach, to mogłabym śmiało stwierdzić, że wyparowała.
-To co, mały? Zostaliśmy sami.- poprawiłam roześmianego malucha na rękach i zamknęłam drzwi od pokoju, żeby mi przypadkiem nie wyraczkował na schody. Ciągle z dzieckiem na rękach rozłożyłam na podłodze koc, zabezpieczyłam ostre kanty wykorzystując do tego wszystkie poduszki, jakie znalazłam na łóżku i dopiero puściłam Adasia na podłogę Ten radośnie poraczkował do zostawionej przez matkę torby i zaczął wyciągać zabawki. Po pięciu minutach cały koc zasłany był najróżniejszymi pluszakami, samochodzikami i klockami. I toną smoczków.
-Dobra, to się bawimy.- usiadłam obok chłopczyka i straciłam poczucie czasu. Wygłupiałam się z nim, doprowadzałam go do śmiechu, budowałam wieże z klocków. Mały nie płakał nawet przez sekundę. Nagle zadzwonił telefon.
-Halo?- odebrałam zdyszana. Właśnie udawałam, że uciekam przed raczkującą wyścigówką Zygzakiem Adasiem McQueen'em. Nawet miał bluzę z postaciami z "Aut".
-Hello, Nattie, it's time for Skype.- głos Liama zabrzmiał w słuchawce.
-Okej, bądźcie za pięć minut, już włączam kompa!- rozłączyłam się i położyłam laptopa na kocu.
-Nie wolno!- Adaś już chciał się dobrać do klawiatury.
-Gambibłatfuuu.- odpowiedział malec i wrócił do swoich zabawek. Przynajmniej rozumie słowa "Nie wolno!". Można odetchnąć z ulgą. A propos' oddychania... Trzeba zmienić pampersa, bo niedługo pokój zamieni się w komorę gazową. Skype się uruchamiał, a ja zaczęłam przewijać dzieciaka. Zawartość pieluszki pomińmy milczeniem. Właśnie zakładałam nowego pampersa, gdy usłyszałam radosne, angielskie:
-Merry Christmas, Nattie!!!
______________________________________________
Jeeej, rozdział w środku tygodnia! Udało się!!! We Are The CHAMPIONS!!!
A teraz tak na serio. Wiem, jesteście źli za przerwanie w tym momencie. Ale spokojnie, co się odwlecze, to nie uciecze :)
Nie mogłam się powstrzymać od tej wstawki z Violettą ;) jeśli kogoś uraziłam opinią o serialu, to przepraszam, ale to nie moja wina! To jest opinia Natalii! Ja osobiście nawet lubię ten serial, chociaż niektóre wątki ciągną się jak ser na pizzy :))
Ankietę usunęłam (nikt się nie wypowiadał, chyba każdego znudził ten temat;), wyniki zostawię takie jakie były pod koniec. Czyli następny blog o Zaynie, na następny ogień idzie Harold, po nim Niall, a na końcu Louis... Biedny Lou, tylko dwa głosy :(
Zastanawiam się nad założeniem Ask'a... Co o tym sądzicie? :D Matko, Roxanne szaleje! Najpierw Twitter, teraz Ask. co będzie dalej? Hah :P
Komentujcie, każdy komentarz to mega giga smile na mojej i tak roześmianej gębie :D =D
Pzdr. :*
Roxanne xD