wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 26

-Wybierasz się gdzieś, koleżanko?- nagły strach ustąpił uldze. Rozpoznałam ten głos!
-Cześć, Maciek.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.- Kopę lat, co nie?- Maciek był moim kumplem w liceum. Właściwie, to... On nie chciał być tylko kumplem. Łaził za mną, nachodził mnie, umawiał się do kina, na lody... Denerwował mnie, bo nie dało się z nim o niczym innym porozmawiać, tylko o sporcie. A że ja ze sportu toleruję tenis ziemny, taniec i w zasadzie tyle, to niespecjalnie mieliśmy tematy do rozmowy. Nie, żebym nie lubiła żadnego innego sportu oprócz wymienionych, nie! Lubię oglądać mecze w nogę, lubię grać w siatkówkę, pływać, ale nie orientuję się w drużynach, klubach, zawodnikach, nie umiem powiedzieć, co to spalony, a Real Madryt odróżniam od Barcelony tylko po nazwie. Więcej nic o tym nie wiem. Może oprócz tego, że kojarzę jak wyglądają najprzystojniejsi piłkarze świata. Co innego tenis. Znam tabele WTA, rankingi tenisistek, kibicuję wiernie Agnieszce Radwańskiej, a w tańcu jestem po prostu zakochana. Nowe choreografie, zawodnicy, tancerze... Kojarzę całkiem sporo. Ale Maćka to nie interesowało. Cóż, mówi się trudno. Ostatecznie spławiłam go tak, że przez dwa miesiące mnie unikał, a potem nie zwracał uwagi. I dobrze mi z tym było. Tylko co go dzisiaj podkusiło, że mnie zaczepił?
-Co ty tu robisz?- zapytałam próbując uwolnić swoją rękę z jego uścisku. Nie odpowiedział, tylko gapił się na mnie nawet nie mrugając.
-Maciek? Możesz mnie, z łaski swojej, puścić?- byłam już lekko zirytowana. Szarpnęłam ręką, a on złapał moją drugą rękę i przygwoździł mnie do ściany budynku.
-Ładnie to tak?- zapytał lustrując mnie wzrokiem. Otworzyłam szeroko oczy. Kurwa mać, co jest grane?! Nie mogłam się ruszyć, przyszpilił mnie tak, że żaden ruch nie wchodził w grę.
-Ooo co ci chodzi?- wyjąkałam.
-Na serio nie wiesz?- oblizał wargi lubieżnie. Poczułam obrzydzenie, szarpnęłam się znowu, ale nie zareagował. Przysunął tylko swoja twarz do mojej. Doleciał mnie zapach alkoholu. Skrzywiłam się. Pięknie, spił się. Mam przerąbane.- Bzykasz się z gwiazdami, a ze mną nie mogłaś, suko? Ile ci płacą, żebyś im dała dupy, co?- szeptał mi do ucha, a ja zadrżałam. Był zdecydowanie za blisko, bałam się jego kolejnego ruchu.
-Gówno wiesz.- powiedziałam próbując znowu wyrwać ręce.
-Nie szarp się, dziwko!- wrzasnął i ścisnął mocniej moje ręce. Chyba już całkiem odciął mi w nich dopływ krwi.- Lepiej bujać się z gwiazdą, co?! Lepiej?! Jak ja błagałem o jedno spojrzenie, to się śmiałaś, a teraz z pięcioma?!
-Jesteś pijany.- warknęłam.- Wytrzeźwiej, to pogadamy.- kolejna próba uwolnienia spełzła na niczym.
-Jestem trzeźwy.- aha, uważaj, bo ci uwierzę. Jechało od niego jak z gorzelni.- Dzisiaj będziesz sobie mogła porównać, który lepszy. Co? Zabawimy się?- okej, teraz jestem przerażona.
-Ratunku, pomocy!!!- wrzasnęłam, gdy ten dupek rozpinał zamek mojej kurtki i pchał łapę pod bluzkę, drugą przytrzymując moje ręce za nadgarstki.
-Zamknij się! Zaraz będzie ci jak w niebie.- serio? Splunęłam mu w twarz.
-Ty dziwko!- wytarł moją ślinę i zamachnął się, żeby mnie uderzyć. Zacisnęłam mocno powieki szykując się na cios. Dlaczego, cholera, dlaczego nikogo tu nie ma?!
-Łapy przy sobie!- otworzyłam oczy i zobaczyłam Marcina blokującego rękę Maćka. Odepchnął go na ścianę. Roztarłam bolące nadgarstki wpatrując się w rozgrywającą się na moich oczach scenę. Marcin złapał niedoszłego gwałciciela za kołnierz.
-Taki jesteś odważny i po pijaku pchasz łapy pod spódnicę? Gnoju jeden!- walnął go pięścią w nos. Maciek zachwiał się i z jękiem upadł na kolana. Marcin chciał go jeszcze raz walnąć, ale go powstrzymałam.
-Zaczekaj.- powiedziałam i odsunęłam go od klęczącego chłopaka. Maciek trzymał się za nos, z którego ściekała krew. Podeszłam do niego chwiejąc się na nogach. Ja mu zaraz pokażę. Może i teraz cała się trzęsę, ale nikt nie będzie robił ze mną tego, co jemu się podoba, a mnie nie.
-Zapamiętaj tę lekcję. Nie jestem dziwką i kumpluję się, z kim chcę. Z tobą nie mam zamiaru.- skorzystałam z chwili nieuwagi chłopaka i kopnęłam go z całej siły w czułe miejsce. Maciek wrzasnął z bólu i zwinął się na ziemi jęcząc pod nosem.
-Chodź stąd.- Marcin złapał mnie za łokieć i poprowadził do swojego samochodu. Otworzył mi drzwi i szybko usiadłam na fotelu pasażera. Za chwilę wystartowaliśmy i włączyliśmy się w korek na światłach dwupasmówki.
-Znasz go?- zapytał Marcin odwracając głowę w moją stronę. Skinęłam potakująco. Dopiero teraz, w bezpiecznym wnętrzu samochodu, zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji, cała drżałam. Boże, gdyby Marcin nie przyjechał... Przecież ten sukinsyn by mnie zgwałcił!
-Skąd... skąd się właściwie tam wziąłeś?- spytałam, gdy już opanowałam przyspieszony ze strachu oddech.
-Zostawiłem na uczelni teczkę i wróciłem się po nią. Zaparkowałem obok tego budynku. Jak już wracałem z papierami, usłyszałem twój krzyk. Przybiegłem... no, a resztę znasz.
-Odwieziesz mnie do domu?
-Jasne. Tylko...- zawiesił głos. Spojrzałam na niego pytająco.- ...tylko mógłbym najpierw podjechać do mnie? Muszę zostawić w domu jedną rzecz i zmienić kurtkę. Twój znajomy trochę mi ją podarł...- przyjrzałam się uważniej.
-Trochę?!- otworzyłam szeroko oczy widząc oddarty rękaw kurtki. Nawet nie zauważyłam, kiedy Maciek to zrobił. Boże, skoro on był tak silny, żeby rozerwać za jednym zamachem, prawie w całości rękaw puchowej kurtki, w dodatku nie wzdłuż szwu, tylko po gładkim materiale, to co by było... Matko, w życiu bym się nie uwolniła. Trzymałby mnie i robił swoje. Boże, dzięki ci za Marcina!
-Oj tam, nie przejmuj się kurtką, to tylko rzecz.- chłopak wywrócił oczami.- To co? Nie będzie ci to przeszkadzało?
-Nie, jasne, że nie.- zapewniłam go. Po chwili dojechaliśmy do jego domu.
-Wejdziesz na chwilę?- zapytał gasząc silnik. Skinęłam głową i wysiadłam z auta. Marcin wyciągnął jakieś pudło z bagażnika i skierował się do drzwi. Wpuścił mnie do środka i nie zdejmując butów pognał do jakiegoś pomieszczenia. Zdjęłam płaszcz i kozaki i podążyłam za nim. Moim oczom ukazał się ogromny salon z dwiema kanapami i mega plazmą. Coś podobnego było u chłopaków, tylko oni mieli kanapy umieszczone bardziej pod ścianami, tutaj jedna stała centralnie na środku pomieszczenia, przodem do telewizora. Moją uwagę zwrócił jednak sprzęt pod ścianą obok wejścia, koło którego skakał Marcin. Podeszłam bliżej i zaniemówiłam.
-Masz konsolę?!- pisnęłam oglądając sprzęt z zachwytem.
-Taa... Właśnie dokupiłem do niej iPada i kilka złącz, żeby lepiej działała. A co ty się tak ekscytujesz?- spojrzał na mnie zdziwiony.- Znasz się na tym?
-Powiedzmy... Kiedyś chłopak mojej koleżanki miał konsolę i cała paczką bawiliśmy się w DJ-ów, dopóki jej nie zwalił na podłogę. Całkowicie się rozwaliła, nawet nie było co ratować. A jak byłam w Londynie, to Zayn pokazywał mi co nie co na swojej konsoli. Mają u siebie cały pokój muzyczny.
-No, to dla ciebie prawie raj.- zaśmiał się Marcin. Zerknęłam na niego podejrzliwie. Czy on faktycznie zareagował przyjaznym śmiechem na wzmiankę o Zaynie, kolesiu z One Direction, którego podobno nie tolerował? Świat się kończy. Może Marcin jednak nie jest taki zły... Może naprawdę chce się zakumplować i nie będzie już żadnych głupich odzywek o moich przyjaciołach? Sama nie wiem, po dzisiejszym dniu mam mętlik w głowie. Nie jestem zdolna do składnego myślenia.
-Marcin...
-Co?- nie odwrócił się, ciągle majstrował coś przy wtyczkach.
-Dałbyś mi coś puścić?
-Co? Nie ma mowy!- oburzył się ustawiając konsolę na miejscu.
-Ale dlaczego?- zajęczałam. Chciałam sobie pomiksować. Kiedyś nie szło mi najgorzej. Tomek, chłopak od konsoli, pozwolił mi poprowadzić jedną imprezę. Skoro ludzie mnie nie wygwizdali, tylko śmiali się i tańczyli w rytm muzyki, to chyba nie było tak źle, co nie?
-Nikomu nie pozwalam dotykać mojego sprzętu. Tylko Damianowi, mojemu współlokatorowi. I DJ-owi, który będzie rozkręcał Sylwestra. Nikt inny nie zbliży się do mojej konsoli.
-Ale jesteś.- założyłam ręce na piersi i zrobiłam nadąsaną minę. Jak dziecko. Czy ja się normalnie zachowuję? Hello, przed chwilą byłam w niezłych tarapatach, a teraz mam ochotę się wygłupiać? Ze mną na serio jest coś nie tak. Halo, czy tu szpital psychiatryczny w Krakowie? Mamy pacjentkę. Objawy? Cholernie nieracjonalne i nie dające się niczym wytłumaczyć zachowanie.
-Nie moja wina. Już mi kiedyś kumpel mało co tego nie rozwalił.- wyjaśnił chłopak.- Poruszał się jak słoń w składzie porcelany. Żałuj, że tego nie widziałaś.
-No, chyba mam czego żałować.- przyznałam pożerając wzrokiem konsolę.
-Uwierz mi, masz.- uśmiechnął się Marcin.- Dobra, ja pójdę na górę się przebrać i zaraz cię odwiozę. Tylko niczego nie dotykaj, jasne?- powiedział groźnie, a ja zrobiłam niewinną minkę
-Jasne, nic nie dotknę. Przyrzekam.- obiecałam. Marcin skinął głową i zniknął w drzwiach.
Gdy tylko usłyszałam jego kroki na górze, rzuciłam się po cichu w stronę konsoli. Uruchomiłam ją i szybko przejrzałam playlistę. Tylko jedną piosenkę, góra dwie. Przecież nic się nie stanie. Przyciszę tak, że nie usłyszy i zdążę wyłączyć zanim wróci. Odszukałam na liście DJ Antoine i puściłam "Broadway". Ściszyłam dźwięk i podkręcałam powoli basy. Podgłosiłam odrobinę wokal, a następnie uruchomiłam opcję techno. Melodia z syntezatora była zdecydowanie lepsza, dlatego wyciszyłam całkiem pierwotną melodię i zaczęłam bawić się kolejnymi opcjami. Byłam w swoim żywiole, mój własny osobisty świat muzyki znów porwał mnie w swe objęcia. Przełączałam kolejne klawisze, pokrętła, przyciski, bawiłam się volume'm, uruchamiałam różne style, aż w końcu znalazłam ten jedyny dla tej piosenki. Zasłuchana w odchodzącą z głośników melodię nie zauważyłam, że Marcin stał od pewnego czasu w drzwiach. Dopiero gdy skończyła się piosenka, usłyszałam jego głos:
-Lubisz stawiać na swoim, prawda?- odwróciłam się gwałtownie. Nie wyglądał na zirytowanego. Podszedł bliżej i zatrzymał się parę kroków ode mnie.
-Eee... Nie mogłam się powstrzymać...- wyjąkałam. Pokiwał głową i zerknął na konsolę.- Nic nie zepsułam.- powiedziałam trochę ostrzej.- Wiem, jak się posługiwać takim sprzętem.
-Spokojnie, widzę.- wyglądał na całkowicie opanowanego. Nie wściekł się. Trochę mnie to zbiło z tropu. Przecież teoretycznie złamałam obietnicę niezbliżania się do sprzętu, a on zachowuje się tak, jakby nic się nie stało i niczego mi nie zakazywał.
-Puść coś jeszcze.- powiedział z uśmiechem, a mnie zatkało.
-C-co?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Mogłabyś coś jeszcze puścić? Chcę się czegoś upewnić.- skinęłam niepewnie głową i przejrzałam playlistę.
Rzuciło mi się w oczy "Not All About The Money". Podkręciłam bas, podgłosiłam wokal, a potem wyłączyłam wszystko oprócz beatu. Podśpiewywałam pod nosem miksując ten kawałek. Znowu kompletnie zapomniałam, gdzie jestem, zapomniałam nawet o tym, że Marcin uważnie mnie obserwuje. Liczyła się tylko muzyka. Gdy kawałek dobiegł końca, zwróciłam się do chłopaka, który przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
-No i?- zapytałam w końcu, nie mogąc znieść tego milczenia.
-Mam dla ciebie propozycję.- oznajmił mi, a ja uniosłam brwi w górę ze zdziwienia.
-Jaką niby propozycję?
-Nie miałabyś ochoty zająć stanowiska DJ-a na mojej imprezie sylwestrowej?- zatkało mnie. Totalnie. Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. Marcin zaczął się śmiać.
-Oj, szkoda, że nie widzisz swojej miny.- wykrztusił.- Podnieś tę szczękę z podłogi. Nie masz się co dziwić. Jesteś dobra, naprawdę dobra. Zatrudniłem DJ-a, ale faceta zobaczę po raz pierwszy na oczy 31 grudnia, więc nie wiem, czy warto ryzykować. Chcę zrobić świetną domówkę z dobrym DJ-em, który zna się na muzyce i potrafi rozruszać publikę. No i liczę, że po znajomości stawka za godzinę grania nie będzie taka wysoka.- puścił mi oczko, a ja otrząsnęłam się z mojego odrętwienia.
-Ja... ja... nie wiem, co powiedzieć.- przyznałam cały czas się na niego patrząc. Chyba nawet wyłączyło mi się mruganie.
-Zastanów się nad tym, nie ma pośpiechu. Ale tak, żebyś mi powiedziała do 29 grudnia, okej?
-Okej.- powiedziałam.
-Dobra. To teraz co, jedziemy?
-Jasne.

~~*~~

Leżałam w łóżku i przewracałam się z boku na bok. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, raz było mi za zimno, raz za gorąco, coś uwierało mnie w plecy, nogi zaplątały mi się w poszwę od kołdry, poduszka od ciągłego wiercenia spadła na podłogę,... Jednym słowem popieprzona końcówka popieprzonego dnia. Cały czas miałam przed oczami sytuację, która rozegrała się pod uniwersytetem. Znowu czułam dreszcze obrzydzenia na myśl o dotykających mnie dłoniach, znów otaczał mnie zapach alkoholu, znowu ktoś przypierał mnie do ściany blokując moje ręce. Leżałam na plecach, a łzy spływały mi w dół policzków, kończąc swój rajd po mojej twarzy gdzieś za uszami we włosach. Nie szlochałam jakoś rozpaczliwie, po prostu płynęły mi łzy. Jak sobie pomyślałam, co by było, gdyby.... Nie lubię tego wyrażenia "co by było, gdyby...", ale trzeba przyznać, że do tej sytuacji pasowało znakomicie. Gdyby nie Marcin, być może teraz byłabym w szpitalu, pobita i zgwałcona. A może leżałabym na chodniku pod uniwersytetem, obdarta z ubrań, błagająca o śmierć? Może właśnie próbowałabym popełnić samobójstwo, nie mogąc znieść tego, że ktoś mnie wykorzystał? Było tyle możliwości, co nie? Przebór-wybór. W sumie, jak tak popatrzeć na ostatnia opcję... Wcale nie musiałabym popełniać samobójstwa. Przecież i tak niedługo umrę. Nie musiałabym tak długo czekać. Co to jest, te dziewięć miesięcy?
Mnie na szczęście przytrafił się najlepszy scenariusz z możliwych. Można powiedzieć, że mam dług wdzięczności wobec Marcina. Za to, że mnie uratował, ale też za to, że pozwolił mi przynajmniej na jakiś czas zapomnieć. Dzięki niemu zajęłam się czymś innym, nie rozpamiętywałam tej sytuacji, mogłam skupić się przez chwilę na tym, co kocham najbardziej: na muzyce. Dalej nie wierzę, że mi to zaproponował. Znaczy, rozumiem, umiem miksować i w sumie, to mogłabym robić za DJ-a. Nie byłabym non stop zmuszana do wlewania w siebie alkoholu. To jest duży plus, bo z reguły na imprezach ludzie są tak pijani, że nie rozumieją słowa "Nie!". Poza tym wyciągnęłabym dziewczyny, Monika tez ma zaproszenie, a Marcin pozwolił mi zaprosić Nikę. W samochodzie opowiedział mi trochę, jak to ma wyglądać. Wielka parapetówa w jego domu. Ja miałabym przyjść wcześniej, obczaić sprzęt i playlisty, potem zabawiać gości muzyką, walić jakieś komentarze i tym podobne, po prostu rozkręcić imprezę. Ma być około 100-120 osób. Może być ciekawie, ale ma jedno pytanie. Jak oni się tam pomieszczą?!
Pozostaje też sprawa Sylwestra w Londynie. Nie gadałam jeszcze z Niką, nie wiem, czy będzie chciała ze mną pojechać. Byłabym tam sama, zwaliłabym się chłopakom na głowę. Na tatę nie mogę liczyć, bo do 14 stycznia zostaje w Polsce. A poza tym egzaminy, sesja... Chcę zaliczyć niektóre przedmioty w terminie zerowym, co oznacza kucie praktycznie od 1 stycznia. Musiałabym szybko wracać do Polski, wpadłabym do Londynu jak po ogień, a z doświadczenia wiem, że nie wypuściliby mnie tak łatwo.
Kurde, patrzę na zegarek, a nie upłynęła nawet godzina od poprzedniego sprawdzania. Myślałam, że minęły całe wieki! Czemu ten cholerny czas tak wolno płynie?! Jest druga, ja leżę w łóżku od jedenastej. Normalnie zaraz zeświruję! Wstałam i zaczęłam dreptać po pokoju. Nie, nie mogę ciągle myśleć, muszę zamknąć te powalone wspomnienia w jakiejś klatce i ich nie wypuszczać, bo oszaleję!!! Muszę z kimś pogadać. Natychmiast. Nika odpadała, bo miała strasznie ciężki dzień. Nawet nie narzekała bardzo po przyjściu. Walnęła się na kanapę przed telewizorem, a po piętnastu minutach jakiegoś teleturnieju usnęła i teraz jej pochrapywanie słyszałam przez zamknięte szczelnie drzwi mojego pokoju. Złapałam za telefon i niewiele myśląc wykręciłam pierwszy numer, jaki mi wpadł w ręce.
Sygnał. Drugi. Trzeci.
-Halo?- zaspany głos Liama od razu podziałał na mnie kojąco.
-Liam? Obudziłam cię?- kurde, było spać, wariatko. To, że masz problemy, nie znaczy, że musisz nimi obarczać wszystkich dookoła!
-Nieee... Dopiero się kładłem. Co się stało?
-Miałam beznadziejny dzień... Chciałam po prostu pogadać z przyjacielem, bo nie mogę zasnąć, a żeby obudzić Nikę, to musiałabym chyba użyć miotacza ognia lub coś w tym guście.
-Może wystarczyłby koncert dla całej kamienicy?- zasugerował Liam.
-Pod warunkiem, że wy byście wystąpili.- uśmiechnęłam się.
-Kto wie, może pojawimy się w Polsce.
-Kiedy? Gdy będę miała 30 lat i dwójkę dzieci na karku?- zapytałam drwiąco. Żeby jeszcze ta trzydziestka była realna...
-Bardzo śmieszne.- stwierdził ironicznie.- Nie moja wina, że tak nam ustawili koncerty. Wiesz, wcześniej nie mieliśmy nikogo znajomego w Polsce, a ciebie poznaliśmy już po ustaleniu terminów trasy... Gdybyśmy cię znali wcześniej, to może coś by z tego było.
-Przyjechalibyście do Polski dla mnie? Oooo, słodko.- roześmiałam się. Rozmowa z Liamem bardzo dobrze na mnie działała. Byłam już rozluźniona, spokojniejsza, nie miałam już przed oczami tamtej sceny sprzed kilku godzin.
-Dla ciebie wszystko, moja BFF. A teraz mów.- znieruchomiałam. Koniec miłego nastroju.
-Ale co mam mówić?- wymamrotałam.
-Natalia, słyszę, że coś jest nie tak. Na początku rozmowy byłaś napięta jak struna w gitarze Niallera. Teraz też coś ukrywasz...
-Wydaje ci się...- powiedziałam cicho.
-Natalia... Nie jestem idiotą, chociaż może na takiego wyglądam.- prychnęłam pod nosem. On? On wygląda super. Nie powiedziałam tego na głos, prawda?
-Wiem, że nie jesteś idiotą.- mruknęłam.
-To co takiego się dzisiaj wydarzyło? I nie przyjmuję odpowiedzi "nic". Natalia, jestem twoim przyjacielem, jak będzie trzeba to ci pomogę...
-Liam...- powiedzieć? Nie powiedzieć? Powiedzieć? Nie powiedzieć? Powiedzieć?
-No?
-Ktoś dziś próbował mnie zgwałcić.- wyszeptałam tak cicho, że sama tego nie dosłyszałam.
-Nattie? Możesz głośniej? Nie zrozumiałem.
-Ktoś próbował mnie zgwałcić.- powiedziałam głośno. Zapadła cisza. Dłuuuuga cisza.
-Liam, jesteś tam?
-Zabiję gnoja.- oznajmił spokojnie chłopak.
-Liam...
-Zajebię mu, kurwa!- wrzasnął nagle, aż podskoczyłam w miejscu.
-Payne, uspokój się, nic mi nie jest. Wszystko w porządku, kolega mi pomógł...
-Dobrał się do ciebie?- przerwał mi ostro.
-Nawet nie zdążył... Gdyby nie Marcin, doszłoby do czegoś gorszego.
-Marcin? Ten, którego tak nie lubisz?
-Teraz już lubię.- przyznałam.- W końcu mnie uratował. I przestał zachowywać się jak gbur.
-Boże, gdyby ci się coś stało...- Liam odetchnął z ulgą.
-Nie mów chłopakom, okej? Jeszcze namówią cię na zbiorowy przyjazd tutaj i zapewnienie mi ochrony.
-Wiesz, że to nie jest taki głupi pomysł?
-Jest głupi! Nie przyjeżdżajcie z tego powodu, jest okej!- wkurzyłam się na siebie, że mu to powiedziałam. I po co? Teraz się będzie zamartwiał.
-Dobra...- Payne westchnął.- Zrobimy tak. Jeszcze jedna taka sytuacja, a ty od razu dzwonisz do nas i albo ty przyjeżdżasz do nas, albo my do ciebie, jasne?
-Nie rozumiem, po co.
-Natalia, martwimy się o ciebie! Jesteś naszą przyjaciółką, ale mieszkasz daleko i nie możemy ci pomagać tak, jak byśmy tego chcieli.
-Już mi pomogłeś. Przynajmniej się uspokoiłam rozmawiając z tobą. Nie licząc końcówki rozmowy.
-Ale już jest w porządku?- upewnił się po raz kolejny.
-Tak!- wywróciłam oczami.
-No to dobrze... Tak w ogóle, to... Czekaj, mam kogoś na drugiej linii.- przez chwilę była cisza, potem usłyszałam westchnienie.- Nattie, dzwoni Danielle....
-Jasne. Spoko, już się rozłączam.
-Nie, chodziło mi o...
-Nie, naprawdę, chciałam tylko pogadać.- przerwałam mu.- Już jest okej. Dziękuję za rozmowę. Nie mów chłopakom, dobrze?
-Dobrze.
-To do usłyszenia.- zakończyłam połączenie i rzuciłam telefon na łóżko.
Danielle zadzwoniła. Nie będę się wciskać pomiędzy parę zakochanych. Jestem tylko przyjaciółką, nikim więcej. Bosko. Teraz to ja już na pewno nie usnę.

~~*~~

-Natalia, wyglądasz jak półtora nieszczęścia, daj się podwieźć! Przecież ty uśniesz czekając na zielone światło!
-Jezu, czy ty nie rozumiesz, że nie chcę nadużywać twojej dobroci? Przejdę się i będzie fajnie. Jeszcze do sklepu muszę wstąpić.
-Po pierwsze, nie Jezu, tylko Marcinie. Po drugie, nie nadużywasz żadnej cholernej dobroci, bo chcę cie odwieźć z własnej woli. Po trzecie, martwię się o ciebie, po tym, co się wczoraj stało!
-Marcin.- przystanęłam na środku schodów prowadzących do wejścia Collegium Anatomicum.- Nic się nie wydarzyło. Po prostu wracałam późno i sama się prosiłam o kłopoty.
-Późno? Nie wiedziałem, że siedemnasta to już noc.- ruszyłam dalej. Marcin zaraz mnie dogonił.
-Boże, zachowujesz się jak Liam!
-Koledzy już wiedzą? Super, daj mi do nich numer, może zbiorowo cie przekonamy, że w tej sytuacji podwózka jest najlepszą opcją.
-Wie tylko Liam i reszta się dowie chyba po moim trupie. Nie zrzędź tak, stara babciu, i daj mi spokojnie wrócić do domu.
-Błagam, Natalia.- Marcin, który do tej pory szedł przede mną tyłem, raptownie się zatrzymał. Prawie na niego wpadłam.
-Przestań.- spróbowałam go wyminąć, ale on zatrzymał mnie i uklęknął na środku chodnika. Wytrzeszczyłam oczy.
-Co ty, do cholery, wyrabiasz?!
-Proszę, daj mi się podwieźć.
-Zwariowałeś?! Do reszty cię pojebało?!
-Uznam to za komplement. Błagam, boję się o ciebie.- rozejrzałam się z rozpaczą dookoła. No tak. Niewielki tłumek zainteresowanych wszystkim, tylko nie swoimi sprawami zebrał się w małej odległości. Jeżeli jeszcze ktoś zrobi zdjęcie...
-Ups, sorry.- Monika zderzyła się z moimi plecami i uniosła głowę znad telefonu. Gdy nas zobaczyła... Cóż, jej szczęka wybiła dziurę w chodniku.
-Oświadczasz się jej?!- pisnęła podekscytowana.
-Co?!- zszokowana spojrzałam na przyjaciółkę.
-Co?- Marcin dopiero teraz zauważył moją przyjaciółkę.
-Co "co"?- Monika popatrzyła na nas jak na wariatów. W sumie jedno z nas było wariatem. Nie będę pokazywać palcem.
-No co?
-Co? Uch, człowieku, wstawaj!- trzepnęłam chłopaka po głowie, a ten posłusznie się podniósł.
-To co? Zgodzisz się?
-To to jednak były oświadczyny?- oto Monia. Nie ma to jak odnaleźć się w sytuacji.
-Co?- kolega Bielski popatrzył na nią zdezorientowany.
-NIE!- wrzasnęłam do Moniki.
-Mam znowu klęknąć?
-Nie! To nie było do ciebie!- Chryste, zaraz mnie szlag trafi. Wszyscy gapili się na mnie zagubieni. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić.- Nie, Monika, to nie są oświadczyny.- Marcin wybałuszył oczy na moją przyjaciółkę.- Marcin, jeszcze jedna taka sytuacja i cię zamorduję.
-No, ale pojedziesz czy nie?
-Pojadę!- przewróciłam oczami.- Ale wieziesz mnie najpierw do supermarketu.
-Super!- ucieszył się jak idiota i poprowadził mnie za rękę do samochodu. Obejrzałam się na Monikę. Dziewczyna stała w miejscu i chyba dalej próbowała zrozumieć, co właściwie tu się wydarzyło.
-Monia, zadzwonię wieczorem i ci wszystko wytłumaczę!- krzyknęłam jeszcze do dziewczyny zanim wsiadłam do samochodu.
Zakupy z Marcinem? Raj, niebo. Chłopak wcale nie narzekał, pozwolił się pociągnąć we wszystkie alejki Tesco, pchał cierpliwie wózek, doradzał, a nawet wciągnął większość zakupów po schodach do mojego mieszkania.
-Jesteś!- w drzwiach powitała nas Nika.- Właśnie miałam... O.- zauważyła Marcina i zapomniała, co miała powiedzieć.
-Cześć, jestem Marcin Bielski.- postawił siatki na podłodze i wyciągnął do niej rękę.
-Nika. Znaczy Dominika Sawicka. Ale wolę jak mówią na mnie Nika. Status: wolna.- parsknęłam śmiechem słysząc ostatnią informację. Nie musiała jej podawać, ale skoro tak bardzo chciała.
-Jasne.- Marcin puścił do niej oczko, a potem zwrócił się do mnie.- To ja już pójdę. Jakby co, to dzwoń.
-Spoko. Dzięki, na razie.- zamknęłam za nim drzwi.
-Wow. To ciacho, to ten, na którego tak pomstowałaś?- Nika nie ruszała się z miejsca patrząc tęsknie na drzwi.
-Aha.- przytaknęłam targając zakupy do kuchni. Zaczęłam wypakowywać wszystko z siatek.
-Niezły jest. Na serio.- Nika z głową w chmurach przydreptała za mną. Oparła się biodrem o szafkę i kontynuowała rozmyślania.- Seksowny i w ogóle. Pasujecie do siebie. Nie wiem w sumie, po co wyskoczyłam z tym statusem, ale gdyby taki się mną zainteresował, to bym się nie obraziła, co nie?
-Aha.- potwierdziłam. Nie będę kłamać, że jej słuchałam.
-Chociaż z drugiej strony jak tak patrzeć, to są przystojniejsi od niego.
-Na przykład?- spytałam z ciekawością nie przerywając segregowania zakupów.
-Niall.- walnęła Nika, a ja z wrażenia upuściłam paczkę mąki na podłogę. W powietrze wzbiła się malutka biała chmurka.
-Możesz powtórzyć?- poprosiłam powoli. Myślałam, że się przesłyszałam.
-Eee...- Nika chyba się zorientowała, co powiedziała.
-Powtórz!- zażądałam stając na wprost dziewczyny.
-No, Niall.- Nika niechętnie wykonała polecenie. Zaczęłam się szeroko uśmiechać.- No co się szczerzysz jak głupi do sera?!- zapytała zirytowana.
-Podoba ci się!- wrzasnęłam na cały głos.
-Co? Nie!- Nika za nic w świecie nie chciała się do tego przyznać.
-Podoba ci się, podoba ci się, podoooobaaaaa ci sięęę.- podśpiewywałam, aż w końcu wkurzona dziewczyna wcisnęła mi w otwarte usta jabłko.
-Zatkasz się wreszcie, szczeżujo jedna?- kiwnęłam głową odgryzając kęs jabłka.
-Wiedziałam, jestem genialna, po prostu drugi Einstein.- nadawałam jak katarynka zadowolona ze swojej intuicji.
-Zamknij się albo powiedz, po co ci trzy kilo mąki tortowej, kilogram mąki ziemniaczanej, bułka tarta, przyprawy do grzybów, kapusty, pierników, drożdże, kakao, cynamon, gałka muszkatołowa, pięć kilo kapusty, cztery paczki suszonych grzybów, olej, cukier i płatki śniadaniowe. I papier toaletowy.- Nika lustrowała moje zakupy.
-Te zakupy będą nam potrzebne.- oznajmiłam tajemniczo i włączyłam w radiu "Turn Me On".
-Powiesz z łaski swojej, do czego?- Nika usiadła na krześle za stołem.
-Do pewnej niespodzianki.




__________________________________________
Zdałam ustny angielski na maksa punktów!!! Z tej radości skończyłam pisać rozdział. A tak ściślej, to napisałam teraz jego drugą połowę. Miało być trochę weselej, lepiej, a wyszło... jak zwykle. No, może trochę bardziej optymistycznie niż ostatnio.

Mam nareszcie wakacje :D wracamy do systemu "Rozdział w ciągu tygodnia od dodania ostatniego". Następny postaram się dodać w weekend =)

Ale teraz mam ochotę na śpiewanie. Naszło mnie na tę piosenkę:
"To już jest koniec, nie ma już nic.
Jesteśmy wolni, możemy iść."
Oczywiście w kontekście matury. Do końca bloga jeszcze daleko ;)

Komentujcie. Chętnych zapraszam do zaobserwowania bloga lub mojego profilu na Twitterze (@Roxanne_Strong)

I to tyle na dziś. Zaraz lecę na dwór. FREEDOM <3 <3 <3

Roxanne xD

12 komentarzy:

  1. Rozdział świetny!
    Proszę więcej Latalie!
    Czekam na następny!
    Weny życzę!
    Całuje! :***
    PS. Co to za piosenka kojarzę ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi ci o piosenkę z mojej notatki pod rozdziałem, to jest to piosenka Elektrycznych Gitar "To już jest koniec" (tu masz link: https://www.youtube.com/watch?v=xw_OEU2U4W8 )

      Pzdr. :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział :)
    Gratuluję maksa na maturze
    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh rodział :3 Właśnie ! więcej jakby było Latalii nie pogardziłabym <3 Gratuluję zdania matury ;)
    ~ Gabi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiadomo, czy zdałam maturę pisemną ;)
      Dzięki :*

      Usuń
  4. Więcej Diall/Nominika i Latalii!! Gratulacje z powodu matury :) Rozdział jak zwykle cudowny!
    /Muffin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks :* a co do Latalii i Diall to jeszcze sporo się wydarzy ;)

      Usuń
    2. Zabrzmiało tajemniczo :D
      Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
      ~Hope

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, ze tak pozno ale nie bylo mnie troche :P
    Ooo widze troche sie dzialo :O
    Biedna Nattie ja bym zeszla pewnie na zawał po czyms takim :(
    MArcin w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, ale kurcze no nie gra mi cos ze sie zmienil (chociaz to dobrze) ^^
    Co do Niall i Domi to hmmm.. przeciez widac ze cos sie swieci :3
    A Liamm i Natt? Sama jego reakcja mowi za siebie ;d
    wkurzył sie i to serio i dobrze.. Moze cos zacznie dzialac :D
    A ten telefon od Danielle.. to wygladalo tak jakby wcale nie chcial z nia rozmawiac
    Moze im sie nie uklada czy cos ale to tylko moje widzimisie :3
    Jeszcze talent Nattie odkryty.. z jednej strony dobrze, ale z drugiej miala przeciez byc w Londynie na sylwestra :c
    Niech ten Liam sie ogarnie nareszcie bo wszystko wokol widza co sie dzieje tylko ich dwojka jest jakas taka slepa : P
    Te zakupy w koncowce sa takie jakby chciala wyzywic nimi Nialla na swieta ;33
    Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeekam na kolejny
    Mam nadzieje ze juz niedlugo : ) Pozdrawiam

    aaa i btw GRATULACJEEEEEEE :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje :* <3
      Pare spostrzezen moze byc trafnych :) kobieca intuicja? ;)
      Coz, czas pokaze czy masz racje :D
      Pzdr. :*

      Usuń