poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 27

-Ale jaka niespodzianka?- marudziła Nika wiercąc się na krześle. Westchnęłam i zaczęłam jej tłumaczyć swój pomysł.
-Widziałaś, co chłopaki przysłali mi na Mikołajki, prawda?- dziewczyna skinęła głową potakująco.- No właśnie. Przygotowali ten prezent praktycznie samodzielnie i zabroniłam im przysyłać mi prezentów na Gwiazdkę. Stwierdziłam, że będzie lepiej, jak ja teraz coś przygotuję. No i pomyślałam, że skoro nigdy nie byli w Polsce i raczej nie kosztowali polskiej kuchni, to mogłabym im podesłać parę tradycyjnych potraw wigilijnych. Wiesz, niekonwencjonalne i chyba zapamiętają to na długo. A już na pewno Nialler zapamięta.- parsknęłam śmiechem.
-W sumie ciekawe.- oceniła pomysł Nika.
-A ty mi w tym pomożesz.- oznajmiłam spokojnie kończąc sprzątanie zakupów.
-Ja?!
-A kto, elfy Mikołaja? Przecież ty genialnie robisz kapustę, twój bigosik jest palce lizać. A jak powiem Niallowi, że to ty robiłaś... Ech, chłopak będzie w siódmym niebie.- westchnęłam z udanym zachwytem i dostałam ścierką po głowie.
-Ani mi się waż!- wrzasnęła Nika szykując się do kolejnego ataku. Uniosłam ręce w geście poddania.
-Dobra, dobra, nic nie powiem. A teraz musimy opracować plan działania. Pomyślałam, że ty zajmiesz się kapustą i grzybkami, konkretnie chodzi mi o bigosik i farsz do pierogów. Ja zrobiłabym ciasto na pierogi i upiekłabym jakiegoś makowca albo pierniczki świąteczne...
-Pierniki, pierniki!- Nika zaczęła się cieszyć jak dziecko.
-Dobra, pierniki. I tak nie mamy maku do makowca. Tak, zrobię więcej dla ciebie.- obiecałam widząc proszącą minę dziewczyny.
-Mówiłam już, że cię kocham?- Przyjaciółka mocno mnie przytuliła. Najpierw skacze ci do gardła, potem cie przytula... Taaa, takie skoki nastrojów tylko u nas.
-Nie, ani razu. A teraz złaź ze mnie!- zrzuciłam ręce Niki i złapałam telefon.- Ja muszę wykonać kilka telefonów w związku z naszym maratonem kulinarnym, a ty w tym czasie leć do sąsiadki i pożycz maszynkę do mielenia mięsa. I kapustki.
-Dlaczego ja???- Nika jęknęła wychodząc z kuchni.
-Bo masz ten talent dyplomatyczny! Wierzę w ciebie, pani Kozińska cię nie zje!- odkrzyknęłam i wykręciłam numer taty.
-Cześć, tatuśku.- przywitałam się z rodzicielem, który chyba dopiero się obudził po nocnej jeździe.
-Hej Natalciu.- jęknęłam w duchu słysząc to zdrobnienie. Nienawidzę go.- Co tam słychać?
-Wszystko w porządku, zobaczymy się już pojutrze, no nie?
-Tak, już się doczekać nie mogę. Dziś wreszcie mogę się wyspać, bo już nie idę do pracy.
-Suuuper. Tato?
-Co chcesz?
-Czy któryś twój kolega leci samolotem do Anglii na święta?
-A po co ci to?- zdziwienie w głosie taty było gigantyczne.
-Ale odpowiedz!
-No... Chyba dwóch leci. Karol i Wiesiek.
-Świetnie, daj mi numer do Karola.
-Natalia, o co ci chodzi?- okej, tata już się wkurzył.- Lecisz na święta do Anglii?!
-Co? Nie! Chcę po prostu podać coś moim znajomym.
-Tym z tego zespołu?- detektyw tatuś na tropie.
-Taa, pamiętasz ich, no nie? Oni przysłali mi prezent na Mikołajki, ja chcę im wysłać prezent na święta.
-Dobra, numer wyślę ci smsem. Do zobaczenia.
-Dzięki, tato. Paaa!- jest! Przynajmniej jeden kłopot z głowy. Teraz żeby tylko pan Karol zgodził się zabrać tę paczkę. Za pięć minut wykręciłam przysłany numer. Nika jeszcze nie wróciła z pola bitwy o sprzęt kuchenny.
-Tak słucham?- głos kolegi taty rozbrzmiał w słuchawce.
-Dzień dobry, tutaj Natalia Maj, córka Czarka. Proszę pana, mam do pana pewną sprawę.
-O co chodzi?- facet był ewidentnie zaskoczony moim telefonem.
-Otóż chciałabym podać coś do Anglii dla moich znajomych. Czy mógłby pan wziąć to ze sobą do samolotu i im dostarczyć?
-Sam nie wiem...- pan Karol nie był zbytnio przekonany. Czas wytoczyć cięższe działa.
-Proszę, bardzo proszę! Zapłacę za przewóz i ewentualny nadbagaż!
-A co by to miało być?- facet zaczynał się łamać. Forsa. Ten argument ma cudowną siłę rażenia.
-Jedzenie, w specjalnej chłodzonej reklamówce. Około sześciu kilo, plus minus kilogram.- przygryzłam wargę z nerwów.
-No to nadbagaż będzie na pewno. Na jedną osobę przypada chyba do pięciu kilo.
-Zapłacę, naprawdę! Zgodzi się pan?
-No dobra, niech stracę.
-Dziękuję bardzo! To gdyby pan mógł podjechać po to w piątek rano. Ja to panu przekażę razem z pieniędzmi i pan by to dostarczył w niedzielę pod podany adres, dobrze?
-Zgoda. Wyślij mi swój adres smsem.
-Dobrze. Tylko jest jeszcze taka sprawa...- zawiesiłam głos.
-No, jaka?
-Moi znajomi z Anglii mają ochronę przed domem, są znanym zespołem muzycznym. Może pan zna One Direction?
-Jak mam nie znać, skoro moje córki non stop o nich piszczą?- facet westchnął z rezygnacją.
-No to właśnie dla nich ta paczka. Jeśli pan powie ochronie moje nazwisko, to powinni wiedzieć o co chodzi. W razie czego powtórzę to Liamowi.
-Boże, w co ja się pakuję?- to chyba było pytanie retoryczne... Do domu wpadła Nika.
-Musze już kończyć. Zaraz wyślę adres. Dziękuję jeszcze raz!- rozłączyłam się i spojrzałam na zdyszaną dziewczynę, która właśnie stawiała pożądany sprzęt kuchenny na stole.
-Baba była strasznie nieufna, ale w końcu stwierdziła, że chyba tą maszynką nie wysadzimy domu w powietrze.
-Jeśli nam się to uda, to chyba wreszcie trafimy do telewizji.- zaśmiałam się wysyłając smsa do pana Karola.
-Dobra. Jedziemy z tym koksem!- Nika podwinęła rękawy i uruchomiła maszynkę. Zajęła się obróbką kapusty. Ja zamknęłam się na cztery spusty w swoim pokoju, żeby dodzwonić się do babci. Jazgot maszynki był okropny, ledwo co słyszałam swoje myśli. Dobrze, że moje drzwi trochę stłumiły hałas.
-Halo, babciu?
-Cześć, skarbie!- głos staruszki rozbrzmiał w mojej głowie. Jak ja ją kocham. Tak dawno nie rozmawiałyśmy, dobrze, że teraz spędzimy razem święta.- Co u ciebie słychać? Wszystko w porządku?
-Tak, wszystko świetnie. Babciu, dłużej porozmawiamy, jak przyjadę, a teraz pilnie potrzebuję twojego cudownego przepisu na pierniki.
-A, to dla jakiegoś chłopca, tak? Dobrze robisz, przez żołądek do serca, tak trzymaj.- taa, moja babcia równa się jasnowidz wszechświata.- Zaraz, zaraz gdzie są moje okulary... O, są! No to zaraz ci podyktuję.
Szybko spisałam przepis i ruszyłam do kuchni. Nika właśnie kończyła kuchenny koncert.
-No! Gotowe!- zawołała zadowolona.
-Nareszcie. Ten dźwięk może konkurować z maszyną do borowania zębów w kategorii "Najbardziej wwiercająca się w mózg melodia".- stwierdziłam sarkastycznie.
-Oj tam, przesadzasz.- Nika była w swoim żywiole. Tylko w laboratorium chemicznym i w kuchni ma znakomity, wręcz pięciogwiazdkowy humor.
-Dobra, dobra. Nie wiem, jak ty, ale ja potrzebuję bardziej energetyzującej nuty.- podeszłam do radia i włączyłam "Balada" Gustavo Lima. Nika, jak to Nika, zaraz zaczęła wydzierać się na cały głos do jednej ze swoich ulubionych piosenek.
-Cze cze re re cze! Cze cze re re cze! Cze cze cze cze! Gustavo Lima!!!- wrzeszczała, a ja modliłam się w duchu, żeby ta sąsiadka od maszynki nie wezwała strażnika ogrodu zoologicznego, żeby zabrał tę małpę do klatki. Najlepiej z paralizatorem.
-Starships where meant to flyyyy!- zawodziła przy hicie Nicky Minaj "Starships". Ja się nie odzywałam, tylko zawijałam kolejnego pierożka z kapustą i grzybami. Wolałam nie robić konkurencji Nice. Jak jest w dobrym humorze, to lepiej niech w nim pozostanie jak najdłużej. Nagle coś mi się przypomniało.
-Nika?- przerwałam jej wyciąganie kolejnej długiej nuty.
-Co tam, ptysiu?- już chyba wolę, jak się na mnie wydziera. Taka cukierkowa aureola zdecydowanie do niej nie pasuje. Błeee...
-Jakie masz plany na Sylwestra?
-Na pewno będę tutaj, w Krakowie. Nie zamierzam spędzać Sylwka w gronie mojej powalonej rodzinki. Nie wiem, może wbijemy się na jakąś imprezę do kogoś? Co ty na to?- puściła do mnie oczko. Wzięłam głęboki wdech. Czas na bitwę.
-Mamy zaproszenie na Sylwka do Londynu do domu One Direction.- Nika gwałtownie się wyprostowała i odwróciła w moją stronę trzymając w ręku chochlę, którą właśnie mieszała kapustkę w garnku.- Uważaj, co robisz!- krzyknęłam widząc, jak spora porcja świątecznego przysmaku spadłą z chochli prosto na jej kapcia.
-Szlag!- wrzasnęła widząc efekty swoich działań. Zaraz jednak o tym zapomniała.- Chcesz mi powiedzieć, że 1D zaprosiło cię na Sylwka?- zapytała z niedowierzaniem.
-Aha.- przytaknęłam. Czekałam na jej reakcję, ale twarz Niki nie wyrażała nic. Absolutnie nic.
-Czyli na Sylwestra będę sama... Bomba.- stwierdziła ponuro i odwróciła się z powrotem do kuchenki.
-Zaraz, chwila, moment, uno momento por favor!-o co jej, kurde, chodzi?! Nigdzie sama nie jadę! Tylko z nią!- Powiedziałam, że MY jesteśmy zaproszone na Sylwka do chłopaków. Z tego, co kojarzę, to Louis mówi jeszcze całkiem wyraźnie.
-Ja nie lecę, Natalia.- Nika oznajmiła mieszając bigosik, którego boski zapach już roznosił się po kuchni.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nie jedziesz?!- oparłam ręce na biodrach. Co tam, że mam mąkę na łapach i zaraz będę miała na ciuchach, teraz są ważniejsze rzeczy na tapecie.
-Po pierwsze, nie chcę być pionkiem w twojej zabawie w swatkę. Nie jestem gotowa na nowy związek, a Niall to tylko przyjaciel, nic więcej. Po drugie, nie chcę dla nikogo być kłopotem, a z tego, co myślę, to będziemy mieszkać u nich, zgadza się?- nic nie powiedziałam. Próbowałam ułożyć sobie w głowie jakąś zrozumiałą dla ludzkości ripostę.- Widzę, że tak. I po trzecie i najważniejsze...- westchnęła głośno.- Cholernie boję się samolotów, latania i za nic w świecie nie wsiądę z własnej woli do tej śmiercionośnej maszyny.- wytrzeszczyłam oczy.
-Ty się boisz latać?! Czego mi nigdy nie powiedziałaś?!
-Jakoś nie było okazji.- wzruszyła ramionami.
-Ale ja nie chcę lecieć sama!- zaczęłam marudzić.- Nie poświęcisz się dla mnie?- spojrzałam na nią oczami kota ze Shreka.
-N.I.E.- odpowiedziała Nika. Słysząc jej ton mogłam się domyślić, że żadne kolejne prośby nie wchodzą w grę.
-Ale prooooszęęęę.- jęczałam wrzucając zlepione pierogi do garnka.- Wprawdzie mam jeszcze zaproszenie na imprezę do Marcina, bo potrzebuje DJ-a i ja się na tym znam, ale wolę polecieć do Londynu...
-Masz zaproszenie do Marcina? Tego seksownego, aroganckiego, wspaniałego ciacha, które jakiś czas temu wywędrowało z naszej kuchni w sobie tylko wiadomym kierunku?- zaciekawiła się Nika.
-Taa.- mruknęłam sprzątając blat kuchennego stołu.
-No to ty się jeszcze zastanawiasz?! Słyszałam ciebie jako DJ-a, jesteś świetna! Zrobisz furorę, zarobisz, rozkręcisz best New Year's Eve party ever!- ekscytowała się moja przyjaciółka.
-Może i tak.
-I wtedy poszłabym z tobą.- jasne, teraz zaczyna się szantaż. Diabeł, nie kobieta.
-Ale nie rozumiesz, że wolałabym być w Anglii? Stęskniłam się za tą moją bandą. Spotkam się z nimi wszystkimi, ty byś mogła ich lepiej poznać...
-Weź pod uwagę, że nie będą sami. Będą też ich dziewczyny.- podkreśliła Nika.
-No i co z tego? Poznałam Pezz i El. Są świetne i ty też byś ich polubiła.
-A Danielle?- zapytała podstępnie, a ja znieruchomiałam. Wpatrywałam się pustym wzrokiem w ścianę przede mną. Danielle. Liam będzie zajęty. A podświadomie to z nim chciałam spędzić najwięcej czasu. Na przykład zrobić coś w rodzaju powtórki naszej deszczowej dyskoteki... Ale Danielle... Niech cię szlag, Nika. Musiałaś mi o tym przypomnieć! Nagle poczułam ostry ból w ręce. Spojrzałam w dół. Pięknie. Moje zaćmienie umysłu poskutkowało porządnym skaleczeniem. Po co ja trzymałam ten nóż w ręce?
-Fuck this shit!!!- wydarłam się gwałtownym wciśnięciem przycisku radia odbierając głos Oceanie śpiewającej "Endless Summer".

~~*~~

-Siemanko tato!- wrzasnęłam radośnie witając się z ojcem, który właśnie wysiadał ze swojego samochodu. Przed chwilą udało mi się wytaszczyć wszystkie potrzebne bagaże z domu. Wzięłam aż trzy walizki, bo niestety (albo stety) są święta i rodzina potrzebuje świętego Mikołaja. Dokładnie półtorej walizki zajmują prezenty. Tata zaraz mocno mnie przytulił.
-Stęskniłem się!
-Czuję to.- stęknęłam na bezdechu.- Tato, łamiesz mi żebra. Nie chcę mieć odmy opłucnowej po przebiciu płuca jednym z żeber.
-Wybacz, skarbie. To co, gotowa?
-Aj, aj, kapitanie!- zasalutowałam. Tata parsknął śmiechem i władował walizki do bagażnika. Z tego, co udało mi się w nim zobaczyć, to śmiało mogę stwierdzić, że w Anglii Mikołaj też nie próżnował.
-No to ruszamy!- trzasnęła klapa bagażnika. Wsiadłam do auta.- Co, chcesz prowadzić?- zaśmiał się widząc, na które siedzenie się wpakowałam.
-Kurdee- mruknęłam niezadowolona.- Mogę prowadzić, nie chce mi się już wysiadać.- złapałam w locie rzucone przez tatę kluczyki i ruszyliśmy. Musiałam hamować już na pierwszych światłach. Czyli dosłownie sto metrów od domu.
-Potrzebuje muzyki.- wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać playlisty. O, trafiłam na piosenkę idealną na ten moment.
-No, tato, ja mam nosa do piosenek.- zaśmiałam się i zaczęłam nucić pod nosem słowa piosenki "Coming Home":
I'm coming home, coming home
Tell the world I'm coming home
Let the rain wash away
All the pain of yesterday
I know my kingdom awaits
And they've forgiven my mistakes
I'm coming home, coming home
Tell the world I'm coming

(Wracam do domu, wracam do domu,
Powiedz światu, że wracam do domu
Pozwól, aby deszcz zmył cały wczorajszy ból
Wiem, że moje królestwo czeka, a oni wybaczyli mi moje błędy
Wracam do domu, wracam do domu
Powiedz światu, że wracam)
Po godzinie jazdy wjeżdżaliśmy do Wadowic. Normalnie byłoby sto razy krócej, ale nie zapominajmy, że wyjechaliśmy z Krakowa w piątek, początek weekendu, przed świętami, w dodatku o godzinie czwartej po południu. Wydostanie się z korków w czasie krótszym niż pół godziny zakrawało na cud.
Weszłam do mojego domu i od razu uderzył mnie boski zapach najwspanialszego świątecznego piernika, który piecze tylko moja babcia. Boże, jak to dobrze być w domu. Wszystko od razu wydaje się być na swoim miejscu. Od razu powędrowałam za zapachem, który zaprowadził mnie do kuchni. Stanęłam na progu i pociągnęłam mocniej nosem.
-Chyba trafiłam.- stwierdziłam z zadowoleniem. Babcia słysząc mój głos od razu się do mnie odwróciła i za chwilę tonęłam w jej objęciach.
-Moja kochana wnusia! Nareszcie przyjechałaś! Tak się cieszę!- odsunęła mnie na długość ramienia, żeby mi się przyjrzeć.- Dziecko, jak ty schudłaś! Boże, sama skóra i kości! Może ty jakąś anoraksję masz, co?
-Jeśli już to anoreksję, babciu.- roześmiałam się. Wiem, że schudłam. I to sporo od naszego ostatniego spotkania. Tylko powód był zupełnie inny. Rak wyniszczał mnie od środka. Dobrze, że na razie robił to powoli.
-Jeden karabin. Dziecko drogie, ty coś jesz czasem? Tak dawno cię nie widziałam, niby jesteś niedaleko, ale jednak nie przyjeżdżasz tak często. Ja rozumiem, studia, obowiązki, ale uważam, że zdecydowanie za dużo od was wymagają, prawda? No, i jeszcze znajomi, może jakiś chłopak, co? Ci z gazety byli całkiem przystojni. Zwłaszcza ten w lokach. Twój dziadek, świeć Panie nad jego duszą, też takie miał i mój ojciec też. Ładny chłopak, naprawdę. I jeszcze te dołeczki w policzkach, ach! Gdybym była młodsza! A ten blondyn to jakiś nienaturalny, czy to jego oryginalny kolor? Bo coś mi się nie wydaje. I jeszcze taki czarny, wygląda, jakby się z Al Kaidy urwał. No, ja nic ci nie chcę mówić, ale te tatuaże i ta karnacja. Żeby on cię gdzieś nie wywiózł, na Daleki Wschód, na jakąś niewolnicę czy inne licho...- babcia nadawała jak katarynka prowadząc mnie do stołu i wracając do kuchenki. Zaraz przede mną wylądował talerz domowego rosołku, a obok kawałek tego królewskiego piernika. Babcia nie przerwała gadania, nawet gdy pacnęła mnie po łapach, kiedy próbowałam zacząć jeść od piernika, omijając zupkę. Parę razy próbowałam jej się wtrącić, ale to było niewykonalne. Trzęsłam się z hamowanego śmiechu i non stop przygryzałam wargi, żeby nie ryknąć na cały głos. Dopiero kiedy babcia wzięła oddech, żeby się nie zapowietrzyć, zdołałam się wtrącić.
-Babciu, to są moi przyjaciele, nic więcej. Ten w lokach to Harry Styles, mój przyjaciel. Ten blondyn nazywa się Niall Horan, jako jedyny jest z Irlandii i faktycznie, farbuje włosy na blond. A ten czarny, Zayn Malik, jest w połowie Pakistańczykiem i, ekhem, tak, jest muzułmaninem, ale jest naprawdę fajny, ma dziewczynę i jeszcze jej nie porwał, więc chyba możemy go uznać za wyjątek potwierdzający regułę o Arabach.
-No, może.- babcia była nie do końca przekonana.- Ale na serio, nikt z nich ci się nie podoba? Jeszcze dwóch tam było...
-Jeden to Louis Tomlinson. Jest najstarszy i jednocześnie najmniej poważny z nich wszystkich. Ma dziewczynę. A ten ostatni to Liam Payne. Najbardziej odpowiedzialny, opiekuńczy, dobry, przystojny, zabawny, troskliwy, wspaniały przyjaciel, jego poznałam jako pierwszego i...
-I ci się podoba.- dokończyła babcia stawiając przede mną herbatkę.
-Wcale nie.- zaprzeczyłam.
-Wcale tak. Kochanie, opisywałaś go dłużej niż ich wszystkich razem wziętych i do tego w samych superlatywach.
-On ma dziewczynę.- mruknęłam spuszczając głowę.
-No i co z tego?- zszokowana podniosłam wzrok na staruszkę. Ona nigdy mnie nie przestanie zadziwiać!
-Jak to co z tego? Ma dziewczynę. Nie będę rozbijać jego związku! Może ja też sobie kogoś znajdę.
-Oby szybko. Ja rozumiem, że miłość to pragnienie dobra drugiej osoby, ale nie możesz przez nią się tak wyniszczać. Jedz rosół, nikniesz w oczach.- więc babcia myślała, że moja waga była spowodowana zawodem miłosnym! To teraz wszystko jasne. Można odetchnąć z ulgą. Zero prawdziwych podejrzeń.
-Ja i Liam nigdy nie będziemy razem. Nawet jeśli coś by miało być, co to za związek na odległość?
-Zawsze możesz się do niego przeprowadzić, do Anglii.- stwierdziła babcia, a ja doznałam kolejnego szoku. Moja babcia, gorliwa katoliczka, codziennie się modląca w naszym kościele, w którym jako ministrant służył Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II, nie ma nic przeciwko mojemu zamieszkaniu z innym chłopakiem?! Czy to czas apokalipsy? Data końca świata minęła wprawdzie równo rok temu, ale kto wie, czy Majowie się nie pomylili?- Oczywiście, liczę, że jesteś rozsądną dziewczyną i wiesz, co sądzę na temat seksu przed ślubem i nieślubnego dziecka.- dodała po chwili, a ja mogłam odetchnąć. To jednak moja babcia. Nie podmienili jej. Uff.- To teraz włącz mi jakąś ich piosenkę. Chcę wiedzieć jak śpiewają.
-Okej. Wolną czy szybką?
-A co mi tam. Raz się żyje, szybką proszę.- puściła mi oczko, a ja zachichotałam i wyszukałam w telefonie "One Way Or Another". Zależało mi na takiej piosence, w której każdy miałby swoją solówkę, żebym mogła babci powiedzieć, kto jak śpiewa. Po przesłuchaniu piosenki babcia przez chwilę nic nie mówiła.
-No i jak?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Powiem ci, że śpiewają lepiej niż wyglądają, a to chyba niemożliwe, bo wyglądają świetnie.- wybuchnęłyśmy śmiechem.- Ładne mają głosy, naprawdę. Ale tę piosenkę kojarzę. To nie jest ich kawałek, tylko Blondie. I bez obrazy, ale jej "One Way Or Another" bardziej mi się podobało.- spojrzała na mnie przepraszająco.
-Spoko, gusta są różne i się o nich nie dyskutuje. A teraz powiedz mi, gdzie reszta rodzinki?- zapytałam kończąc konsumpcję piernika.
-Twoja matka jeszcze w aptece, ma dziś druga zmianę. Dawid, Iwonka i Lenka przyjadą jutro z samego rana, Gosia i Marek z Adasiem poszli na spacer połączony z zakupami. Jutro będziemy wszyscy w komplecie i razem ubierzemy choinkę. A gdzie twój ojciec, co? Z teściową się nie przywita?
-Przywita, przywita.- akurat teraz do kuchni wszedł tata. Uśmiechnął się do babci i przytulił ją.- Dzień dobry, mamo, przepraszam, że witam się teraz, ale miałem do pogadania z Mikołajem.
-A to ci wybaczam.- babcia się roześmiała.- Siadaj, Czarku, zaraz ci nałożę rosołu.
Wiem, mam nietypową rodzinę. Tata bardzo lubi teściową i do tego z wzajemnością. Nie tak jak w rodzinach z tych wszystkich sucharów typu:
Ojciec po długim monologu teściowej zwraca się do syna: "Synku, przynieś babci balsam do ust." "Który tato?" "Ten z napisem Kropelka..."
Co jeszcze jest u nas ciekawego? To, że brat taty, Dawid i jego żona mówią do babci per "mamo", a Lena jest jej drugą przyszywaną wnuczką. Rodzice taty nie żyją, tak samo jak mąż babci Ani. Teraz mają bonusową babcię. Tylko ja jestem samolubna, bo muszę się nią dzielić z większą ilością osób, ale ja to ja. Nie trzeba się mną przejmować.

~~*~~

Rano wstałam koło dziewiątej. Była sobota. Przed świętami. Czułam się znakomicie i w dodatku obudziłam się w swoim pokoju, w którym nikt nic nie zmieniał od mojego wyjazdu. Wszystko było na swoim miejscu, meble, biliardy książek, stare maskotki, nawet uchowały się dwie lalki! Byłam taka szczęśliwa, że przyjechałam do domu. Aż wstydziłam się, że nie bywam tu częściej, w końcu z Krakowa do Wadowic jest tak niedaleko. Trzeba to zmienić. Ale najpierw babcine kakao na śniadanko. Ubrałam się w legginsy i luźny sweter i popędziłam do kuchni.
-Dzień dobry, słoneczko.- cmoknęłam babcię w policzek i złapałam w biegu kanapkę.- Jak się spało? Dobrze, prawda? Nie ma to jak w domu, to zupełnie co innego. Znaczy to mieszkanie w Krakowie to też niby twój dom, ale to co innego niż u babci i mamy.- babcia włączyła swój tradycyjny słowotok. Gosia, siostra mamy i druga córka babci, też tak ma. Po prostu tych dwu kobiet nie przegadasz.
-Choinka kupiona?- wtrąciłam się w przerwie między zdaniami.
-Kupiona, kupiona. Wczoraj Marek pojechał i kupił, teraz leży na balkonie, trzeba tylko ją osadzić i ubrać. Piękny świerk, nie srebrny, tylko ten zwykły, zieloniutka, bez uschłych gałązek, ma dużo gałęzi, będzie można powiesić wszystkie bombki.
-To może ja już pójdę na strych ich poszukać?
-W sumie to możesz...- babcia się zamyśliła.- Gosia karmi małego w pokoju, Marek pojechał z twoim tatą na myjnię i warsztat, Monika zaraz powinna wrócić ze sklepu, a Iwona, Dawid i Lena dzwonili, że za pół godziny będą. Więc chyba już można znosić pudła. Tylko nie pamiętam, gdzie konkretnie one są.
-Znajdę, pobawię się w detektywa, tak jak kiedyś. Właziłam na strych i szukałam skarbów.
-I znalazłaś kiedyś moje okulary do czytania, które tam zgubiłam.- babcia zaśmiała się na to wspomnienie.- Leć na ten strych, tylko najpierw zwiń dywan w salonie i przesuń kanapę tak, żeby można było postawić choinkę. Wiesz, tam między kominkiem a oknem.
-Robi się, szefowo!- poszłam do salonu i zrobiłam to, o co mnie prosiła babcia, a potem ruszyłam na podbój poddasza. Po drodze minęłam pokój Gosi i aż się uśmiechnęłam słysząc gaworzenie Adasia. Bawiłam się z nim wczoraj cały wieczór i chyba nieźle go wymęczyłam, bo dziś wstał dopiero koło ósmej. Zwykle robi pobudkę już koło szóstej.
Otworzyłam drzwi na końcu korytarza i wymacałam latarkę na półce koło schodów. Mamy tu jakieś dziwne gniazdko, jakąkolwiek żarówkę by się zamontowało, ona spala się w pięć minut. Zapaliłam latarkę i podreptałam ostrożnie po schodach. Wreszcie poręcz się skończyła i wyszłam na ogromną przestrzeń strychu. Tutaj było już jasno, duże okna w spadzistym dachu wpuszczały mnóstwo światła. Strych nie dzielił się na żadne mniejsze pomieszczenia, był to po prostu gigantyczny pokój na całą długość i szerokość domu. Można tu było znaleźć wszystko, począwszy od mebli, przez stare telewizory, radia, a skończywszy na książkach, zeszytach i zabawkach. W kącie stały stare narty mamy, obok kierownica z pierwszego auta taty, które rozbił o drzewo, dalej kredens z zastawą stołową pozbawioną połowy elementów. Żeby być szczerym, to ja potłukłam większość przy zmywaniu. Przeszłam do najdalszego kąta, gdzie zwykle stały bombki i wszystkie ozdoby świąteczne. Przełożyłam kilka pudeł i odsłoniłam stertę papierów. Uśmiechnęłam się do siebie. Moje stare opowiadania. Próbowałam kiedyś coś pisać, ale były to takie wypociny, że lepiej dla nich i dla mnie, że leżą tutaj, z daleka od ludzkich oczu. Wzięłam jedno do ręki i zaczęłam czytać. Po kilku zdaniach już płakałam ze śmiechu. Boże, jak ja mogłam coś takiego bzdurnego napisać? Pokręciłam głową i odłożyłam kartkę na miejsce. Niech leży. Kiedyś się jeszcze z tego pośmieję.
No i gdzie te bombki? Przeszukałam wszystkie pudła w tym kącie i nic. Wyparowały czy co? Nie, lepsze pytanie było: kto je odnosił na strych po rozbieraniu choinki, bo jeśli to był tata, słynny rodzinny bałaganiarz, to mogły być wszędzie. Z powodzeniem mogę ich szukać nawet na kominie. Z kolei, gdyby pudła odkładał wujek Dawid, to położyłby je idealnie na miejscu, wymierzając odległości linijką. Tak, brat taty to pedant. Takie rzeczy tylko u nas, ze skrajności w skrajność. Przeszłam pod ścianą cały czas lustrując mijane pudła. Dobrnęłam do drugiego kąta strychu i aż krzyknęłam z radości. Są! Cztery wielkie pudła. Nareszcie! Wzięłam pierwsze i już kierowałam się do schodów, gdy nagle zobaczyłam coś, co sprawiło, że prawie upuściłam pudło. Dobrze, że je utrzymałam, inaczej bombki poszłyby do choinkowego nieba. Może i są w mniejszych pudełkach, ale takiego hucznego upadku by nie przeżyły.
Na środku strychu stało kilka mebli, typu stara meblościanka, regał na książki i szafa. I pod wyżej wymienionym regałem na książki stało pianino. Moje pianino, na którym grałam wytrwale, lecz z niechęcią przez sześć lat. Pół podstawówki i całe gimnazjum. Przestałam w liceum, nie miałam już na to najmniejszej ochoty, nudziło mnie granie. Ale się zmieniłam i często za tym tęsknię. Po tym, jak grałam u chłopaków, miałam wielką ochotę poszukać jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym zagrać. A tu niespodzianka! Jednak go nie wywalili, tylko odstawili na strych. Myślałam, że jak zacznę studia, to się go pozbędą. Chyba muszę komuś podziękować.
Odstawiłam ostrożnie pudło na ziemię i podeszłam do instrumentu. Otworzyłam klapkę i przejechałam palcem po klawiszach. Żadnego nieczystego dźwięku. Czyżby ktoś je nastroił? Podniosłam wzrok na regał, pod którym stało pianino i zauważyłam na półce luźne kartki z pięciolinią. Moje zeszyty i notatki z lekcji. Czyli to też nie zginęło. Cóż, krótko mówiąc, całość wyglądała jak doskonale przygotowane miejsce dla pianisty. I chyba się domyślam, kto to zrobił. Gdy przestałam grać, najbardziej żałowała tego moja babcia. Kiedyś też grała i starała się we mnie zaszczepić tę miłość do klawiszy. Jak byłam mała, często dla mnie grała, a gdy ja się uczyłam, przychodziła, żeby mnie posłuchać. Teraz, gdy tak stałam przy instrumencie, poczułam nagłą ochotę, żeby zagrać. Ale nie, w tej chwili nie mogę. Najpierw choinka, potem granie. Zniosłam po kolei wszystkie pudła na dół, gdzie przywitało mnie tornado energii pod postacią Leny, mojej młodszej piętnastoletniej kuzynki.
-Nat, Nat, Nat, Nat, Nat!!! Jak ja się cieszę, że cię widzę!- dziewczyna uwiesiła mi się na szyi, aż jęknęłam pod jej ciężarem.
-Siema, młoda. Co tam?- próbowałam złapać równowagę, ale mi się nie udało. Obie runęłyśmy na podłogę. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem.
-No co za dziewczyny! Tylko zabawa im w głowie! A ze mną się nie przywitasz?- babcia stała w progu z rękami na biodrach i śmiała się z naszej głupawki. Lena zaraz się zerwała i przytuliła do przyszywanej babci.
-Babciu, tęskniłam.- wymruczała wtulona w staruszkę.
-Ja też, Lenuś, ja też. O, Iwonka, kochanie, witaj! Ty też schudłaś? Zgroza, co to się teraz dzieje...- babcia już obejmowała ciocię.
-Co ja widzę, jakie powitania! A mnie kto przytuli?- wujek Dawid otrzepywał się ze śniegu. Rzuciłam się w jego kierunku.
-Wuuujeeek!- wrzasnęłam z radości, a on objął mnie i okręcił wokół własnej osi.
-Cześć, chrześnico! Słyszałem, że sobie nieźle radzisz w tym Krakowie. Studia, przyjaciele. Paru chłopaków w Anglii...- zawiesił znacząco głos i mrugnął do mnie.
-Boże, co wy macie z 1D? Przecież to tylko przyjaciele.- wywróciłam oczami i zaczęłam targać pudła do salonu, w którym tata i Marek obrabiali choinkę.
-Tylko zostawcie trochę gałęzi na dole, bo nie będzie, gdzie wieszać bombek.- zaśmiała się ciocia Gosia huśtając na rękach Adasia, który na mój widok zaczął się śmiać i ślinić. Taaa, jestem taka laska, że na mój widok nawet nieletni facet się ślini.
-Jestem!- usłyszałam mamę, która wróciła z zakupów.- Dajcie mi przejść, bo się nie przywitam!- cały przedpokój zatrząsł się od śmiechu i za chwilę do salonu weszła Lena z ciocią Iwoną.
-To co? Zabieramy się do roboty!- Iwona zatarła ręce i podeszła do cioci Małgosi.- Gośka, cześć! Świetnie wyglądasz! O, a kto tu jest taki śliczny?- wzięła na ręce Adasia i zaczęła się nim zachwycać. Nie słuchałam dłużej, bo zabrałam się za rozplątywanie światełek. Lena zaraz podeszła, żeby mi pomóc.
-Jestem na ciebie zła.- oświadczyła. Prychnęłam pod nosem.
-Jakoś tego nie okazywałaś przy powitaniu, mała.- Lena ma metr sześćdziesiąt pięć wzrostu. Przy moim metrze siedemdziesiąt dwa traktuję ją jako krasnala. I ją to wkurza, a że ja lubię denerwować ludzi...
-Nie jestem mała!- fuknęła dziewczyna. Właśnie o tym mówiłam.- Czemu mi nie powiedziałaś o One Direction? Przecież ja jestem Directioner, mam ich plakaty w całym pokoju, kocham ich, tweetuję do nich, a ty sobie jedziesz do Londynu i ot tak ich spotykasz! I nawet nic nie mówisz!- wykrzyknęła z wyrzutem.
-Lena, skąd ja mogłam wiedzieć, że ty się tym interesujesz? Nie wiedziałam, gdybym wiedziała, to bym ci powiedziała.
-Piszesz z nimi? Dzwonią do ciebie? Jacy są?- zasypała mnie pytaniami.
-Matko, nie tyle pytań.- powiedziałam wieszając światełka na drzewku.- Tak, piszę z nimi, stale utrzymujemy kontakt. Praktycznie codziennie z którymś gadam. Ostatnio rzadko możemy zgadać się wszyscy razem, ale przed świętami zamierzamy zrobić sobie koncert kolęd na Skypie. Razem z Lou, jak to mówi Tomlinson, zapchamy linię marchewkami. A Horan to będzie mnie wynosił na ołtarze, jak jutro dostanie prezent świąteczny.- wybuchnęłam śmiechem wyobrażając sobie reakcję Niallera na paczkę z żarciem.
-Co im wysłałaś?- zaciekawiła się Lena.
-Paczkę żywnościową.- parsknęłam śmiechem na minę Leny wyrażającą jedno wielkie "WTF?!".- No co? Wysłałam im świąteczne potrawy: bigosik, pierogi z kapustką i grzybkami i pierniczki świąteczne. Mam nadzieję, że Niall zachowa coś, żeby poczęstować rodzinę. Na wszelki wypadek napisałam to na jego pudełku.
-A z którym chodzisz? Bo w gazetach pisze co chwila co innego.- gdybym coś trzymała w rękach, to wylądowałoby to z hukiem na podłodze. Jeszcze chwila, a znienawidzę rodzinę za te pytania.
-Z żadnym nie chodzę, po prostu jesteśmy paczką przyjaciół. Bandą, jak ja to nazywam. Poza tym...- przerwał mi dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam komórkę z kieszeni.- O wilku mowa.- mruknęłam i odebrałam.
-Ho ho ho!- krzyknęłam jak święty Mikołaj.- Co cię sprowadza na polską mikołajową infolinię, panie Malik?- w słuchawce rozbrzmiał śmiech... Perrie?
-Pezz? Swojego telefonu nie masz? Nieładnie...- pokręciłam głową.
-Oj cicho, Nattie. Mój się rozładował, a Zayna był pod ręką. Nawiasem mówiąc, właśnie go szuka.- zachichotała.
-Chodzi po całym domu i zagląda pod łózka?- zapytałam ze śmiechem.
-Jakbyś zgadła.- odgoniłam ręką Lenę, która przykleiła się do mojej komórki z drugiej strony i na siłę próbowała coś podsłuchać.
-Lena!- wkurzyłam się, bo prawie przewróciłam się pod ciężarem dziewczyny.
-Daj posłuchać!- zaskomlała składając ręce jak do modlitwy.- To naprawdę Perrie Edwards z Little Mix?
-Taaa...
-Co to znaczy Lena?- zaciekawiła się Pezz.
-Lena to moja kuzynka...- telefon został mi prawie wyrwany.- Kurde, Lena! Ona jest twoją wielką fanką i w ogóle to mega Directioner. Obrazisz się, jak ją dam na głośnik?
-Coś ty, dawaj.- włączyłam głośnomówiący.
-Hej, ty jesteś Perrie Edwards? Boże, uwielbiam cię! Jestem twoją wielką fanką, kocham Little Mix i totalnie shippuję ciebie i Zayna, jesteście cudowną parą!-wykrzyknęła. Dobrze, że nie zapomniała o gadaniu po angielsku.
-To się cieszę.- roześmiała się Perrie.- Dzięki za te miłe słowa. Fajnie, że mogę cię poznać. Tak trochę przypominasz mi Nattie, więc chyba się dogadamy... Cholera, Zayn odkrył, że mam jego telefon.
-Zayn tam jest?- oczy Leny wyszły na wierzch.- A reszta?
-Też się gdzieś pałęta... Na przykład właśnie korytarzem przeleciał Louis, a Harry odpiera ataki Nialla w kuchni. Liam siedzi w internecie w salonie...
-To w internecie czy w salonie?- zaśmiałam się.- Zawołaj tych idiotów.- Lena popatrzyła na mnie wzrokiem mordercy. No tak, nazwałam idiotami jej bogów.
-Pezz! Czy to mój telefon?- groźny głos Zayna rozbrzmiał w słuchawce.
-Siema Malik!- wydarłam się.
-Siema Nattie! To jak, wbijasz do nas na Sylwestra?- nie ma to jak od razu przejść do tematu.
-Powiedzmy, że pracuję nad Niką... Jeśli ona się zgodzi, to przylecimy, ale nic nie obiecuję, bo tu kolega poprosił mnie o DJ-owanie na jego imprezie.
-Jaki kolega?- teraz włączył się Liam.
-Eeee... No, Marcin.- wyznałam.
-Coś nie lubię tego Marcina.- oznajmił Horan.- Cały czas nam ciebie zabiera.
-Jak cały czas?- zdziwiłam się.- Przecież to z wami ciągle gadam.
-Nattie!- wydarł się Tommo.- Witaj, marchewkowa siostro! Przygotowałem zapas pomarańczowego warzywa w lodówce, żebyś mnie tak nikczemnie nie obrabowała jak ostatnio.
-Cześć Louis. Pomarańczowego warzywa? Przerzuciłeś się na dynie?- w słuchawce nastąpił zbiorowy wybuch radości.- Tylko ja nie wiem, czy przyjadę. To nic pewnego.
-Jak to?- oburzył się Tomlinson.- Musisz przyjechać! Chociaż z drugiej strony... Nie musisz przylatywać. Więcej marchewek dla mnie.
-Tommo, uważaj, bo przylecę specjalnie, żeby dać ci w łeb.- zagroziłam.
-Natalia!!!- kolejny wrzask. Tym razem trochę ochrypły. Hazza. Zerknęłam na Lenę. Wpatrywała się nabożnie w telefon, jak w świętą ikonę. Gdy usłyszała głos Stylesa, cóóóóż... Myślałam, że zemdleje albo dostanie orgazmu na środku salonu. Na jedno by wyszło.- Powiedz Horanowi, żeby wypieprzał z mojej kuchni! Niech zrozumie, że sosu do spaghetti nie podjada się brudnymi paluchami z garnka stojącego na ogniu!
-Niall, masz się uspokoić i poczekać cierpliwie, jasne?- weszłam w moją rolę Mummy Direction.
-Ale jestem taki głodny...- wyjęczał płaczliwie Nialler.
-Pięć minut cię nie zbawi. Zrozumiano?
-Tak jest, Mummy.- mruknął i zaraz podniósł znowu głos.- Hazza, wyłączyłeś gaz zanim tu przyszedłeś?
-Kurwa!- usłyszałam tupot stóp. Pewnie nie wyłączył.
-Jak to się zmarnuje...- Niall miał taką groźbę w głosie, że sama bym się przestraszyła.
-Już.- zasapany Harry wrócił do telefonu.
-Dobra, dzieciaki, teraz spokój. Małe ogłoszenia duszpasterskie. Jutro macie być wszyscy w domu. Święty Mikołaj przyniesie wczesny prezent. Tylko macie zastosować się do załączonej instrukcji. Liam, dopilnuj ich.
-Tak jest, Mikołaju!
-Nnno! A teraz mam do was jeszcze prośbę. Mam tu obok siebie moją kuzynkę, Lenę. Dziewczyna jest bliska omdlenia, bo to wielka Directionerka, a teraz słyszy wasze głosy. Jak odezwał się Harry, to myślałam, że totalnie wykituje.- zaśmiałam się widząc, jak Lena zaczyna się czerwienić.
-Oh, really?- powiedział Hazz tym głębokim, uwodzicielskim głosem. Kuzynka właśnie przeżyła kolejny zawał serca.
-Styles, już masz lepszy humor niż ostatnio?- zgasiłam go.- Ona ma 15 lat, masz mi jej nie uwodzić!
-Daj ją do telefonu.- powiedział Liam. Szturchnęłam Lenę.
-Heeej, chłopaki.- wydusiła z siebie drżącym głosem.
-Cześć, Lena! Jestem Louis, ten najmądrzejszy, najprzystojniejszy i w ogóle naj z zespołu.- prychnęłam słysząc to samouwielbienie.- Lubisz marchewki?- jeszcze większy ryk śmiechu w moim wykonaniu.
-Jasne, że lubię.- Lena odzyskiwała równowagę.- OMG, nie mogę uwierzyć, że was słyszę... Uwielbiam wasz zespół... piosenki i w ogóle...
-No i super.- ucieszył się Zayn.- A jaka jest twoja ulubiona?
-Yyyyy... Chyba "Back For You"...- usłyszałam jakieś szepty i zaraz potem dźwięki gitary. Lena ścisnęła mnie za rękę. Ała, odcięła mi krążenie! I to w prawej ręce, a ja jestem praworęczna... Usłyszałam Liama śpiewającego swoją zwrotkę, a potem wspólny refren.
Whenever I close my eyes I picture you there
I’m looking out at the crowd you’re everywhere
I’m watching you from the stage 
Your smile is on every face now
But every time you wake up
You’re hearing me say

Goodbye

Baby you don’t have to worry
I’ll be coming back for you back for you back for you you
Lately I’ve been going crazy
So I’m coming back for you back for you back for you you


(Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę ciebie
Rozglądam się w tłumie, ty jesteś wszędzie
Patrzę na ciebie ze sceny, yeah
Twój uśmiech widnieje na każdej z twarzy
Lecz za każdym razem, gdy się budzisz
Słyszysz, jak mówię

Do widzenia

Kochanie, nie musisz się martwić
Wrócę po ciebie, po ciebie, po ciebie, ciebie
Ostatnio trochę mi odbija
Więc wrócę po ciebie, po ciebie, po ciebie, ciebie)

-Wow...- podsumowała Lena puszczając moją rękę. Właściwie to ja ją wyrwałam, ale to tylko szczegół.
-Fajnie, że ci się podobało.- ucieszył się Horan.- Szkoda, że możemy pogadać w realu, ale mamy nadzieję, że Nattie kiedyś cię weźmie do Londynu, żebyśmy poznali największą polską Directioner.- mogę się założyć, ze teraz puściłby do niej oczko.
-Dobra, dobra, pogadamy o tym kiedy indziej. Chłopaki, muszę kończyć, bo ubieramy choinkę. Poniedziałek, jedenasta rano. Wasza jedenasta. Chyba nie macie żadnych nagrań.
-Nie, poniedziałek calutki wolny.- oznajmił zadowolony Harry.
-Super. To do zobaczenia.- pożegnałam się. Zaraz zostałam zaatakowana przez tajfun szczęścia.
-Natalia, kocham cię!!!- Lena skakała po całym pokoju i rzuciła się mi w objęcia.- Boże, rozmawiałam z One Direction!! AAAAA!!!- wyleciała z salonu prawie wyrywając drzwi z futryny. Mogę się założyć, ze zaraz doda jakiegoś posta na Twittera albo zadzwoni do koleżanek, żeby się pochwalić. Rozejrzałam się po salonie. Wszyscy, cała rodzina, wpatrywali się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-No co?- zapytałam zniecierpliwiona.
-No nic.- zaśmiała się Gośka.
-Po prostu fajnych masz przyjaciół.- mrugnęła do mnie Iwona.
-To ci mili chłopcy? Nie zrozumiałam nic, ale skoro Lenka tak skacze, to chyba znaczy, że się spisali, prawda?- babcia stała w progu i przyglądała mi się z ciepłym uśmiechem. I to jeszcze jak, babciu...
-Jedno jest pewne...- zaczął wujek Dawid.- Uszczęśliwiłaś moją córkę głupim telefonem. Teraz nie spodoba jej się prezent, który jej kupiłem na święta! I co ja teraz zrobię?- zapytał z udawaną rozpaczą.
Nie było siły. Wszyscy jak jeden mąż ryknęliśmy śmiechem.




_____________________________________________
Dobra, przyznaję, zawaliłam. Rozdział miał być w weekend, a ja mam niewybaczalne jednodniowe spóźnienie! Coś mi się jednak wydaje, że długość i jakość tego rozdziału wam to zrekompensuje... :))

Mam ważne ogłoszenie:
Nie wiem, jak u was, ale u mnie nie działa ankieta! Wykasowane są wszystkie wyniki. Nie mam pojęcia, jak to naprawić. Dlatego kieruję pytanie do was.
Czy:
1. robić nową ankietę?
2. zostawić wyniki takie jakie były pod koniec, czyli:
Zayn---- 8 głosów
Harry--- 7 głosów
Niall---- 5 głosów
Louis--- 2 głosy
Błagam, tylko nie pisz kolejnego xD---- 1 głos
Na szczęście ma się tę dobrą pamięć! ;)
Decyzja należy do was!!!

Komentujcie rozdział! Dziś chyba totalnie zasłużył na co najmniej milion komentarzy... :P starałam się, co tu kryć. To w końcu jeden z moich ulubionych rozdziałów =)

Pzdr.
Roxanne xD

14 komentarzy:

  1. Ojj tak mój też najlepszy <333 Jejuu za taka długość i jakość to Cie po rękach można całować haha :) Nnoo ale sie spisałaś babka na medal ;)
    Ale teraz prośba.. dodaj coś jeszcze w tym tyg. ploooosze :***
    ~ Gaba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dzięki :* <3
      Co do kolejnego rozdziału, to mam teraz niesamowitą wenę, taki flow jak nigdy, więc odrobinę więcej czasu i rozdział powinien być szybciej niż się spodziewacie ;) :P

      Usuń
  2. Rozdział mega i cudowny i w ogóle, przeczytałam tego boga w dwa dni i po prostu nie mogę się od niego oderwać !! Z niecierpliwością czekam na nexta i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nowy czytelnik? ;) witamy serdecznie na pokładzie!!! :D
      Dziękuję bardzo, cieszę się, że ci się podoba =)
      Pzdr. :*

      Usuń
  3. Zdecydowanie najlepszy!
    Proszę nich one jadą na tego sylwestra do Londynu! Proszę!
    Czekam na następny!
    Weny życzę!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Wiedziałam, że ten rozdział się spodoba :P ;)
      Co do ich wyjazdu, to nie chcę nic przepowiadać, ale tu wszystko może się zdarzyć...
      Pzdr. :*

      Usuń
  4. Chyba najlepszy rozdział jaki widziałam ! Niech leci do Londynu prosze prosze prosze prosze prosze prosze prosze prosze prosze !!! Liam ma opieprz ode mnie za tą Danielle !! On ma być z Natalią mają być forever, dawca ma być, przeszczep ma być !! A no i najważniejszego zapomniałam Niall niech się kąpie w bigosie a Louis w zupie marchewkowej xD
    PS: poniosło mnie trochę xDD
    /Muffin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha najlepszy komentarz ever XD
      ~Hope

      Usuń
    2. Potwierdzam :D genialny kom <3
      Nie wiem, czy uda mi się to wszystko wpleść w opowiadanie...
      ....
      ...ale nad pomysłem z zupą i bigosem bardzo poważnie się zastanowię ;P
      Pzdr. :*

      Usuń
    3. Haha.. nie myślałam że ktoś doceni moją pomysłwość o bigosie i zupie marchewkowej... jakby tak wpuścić do rurociągu bigos i taki bigosowy prysznic... mniam xDD
      /Muffin

      Usuń
  5. Babcia najlepsza XD
    Rozdział jak zawsze super
    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, postać babci to jedna z moich ulubionych ;)
      Dzięki :*
      Pzdr. <3

      Usuń
  6. Jakii dłuuuuugaśny :DDDDD
    Ah te święta
    Ah ta Nattie
    Ah ta rodzina i babcia
    Ah ten Liam
    Nie zaprzeczysz mi ze cos tu sie swieci miedzy nimi
    No niech on nie kreci ze nic do niej nie czuje
    A ona niech zgarnia przyjaciolke i do Londynu na melanz!!!
    Cos nie gra w przemianie Marcina bo ja jakos nie wierze ze w tak krotkim czasie sie nagle zmienil nooo xD
    Z tą paczką to nieskromnie powiem ze sie domyslalam :3 (ale to chyba juz zauwazylas) :D
    Nattie cos lubi uszczesliwiac obcych i rodzine bo jej kuzynka to normalnie orgasm na srodku pokoju xD
    Babcia taka wyrozumiala i najwazniejsze ONA TEZ WIDZI ZE NATTIE COS CZUJE DO LIAMA
    babcia i jej slowa> rzecz swięta... takze tego.;d juz sama widzisz ze inaczej byc nie moze
    Jesli Natt nie poleci do Londynu oni wpadna do niej ;3
    Liam i Danielle sie skonczy.. moja kolejna zapowiedz and hope so że trafna xD
    Wydaje mi sie ze Nattie powinna jednak zmierzyc sie z problemem i powiedziec najblizszym o chorobie bo potem moze zrobic sie za pozno :(
    Dlugasny rozdzial= dlugasny komentarz hhehehehe :D

    Czekam na kolejny z niecierpliwoscia i pozdrawiam <3
    semi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłuuugaśny komentarz----> to lubię :D ;)
      Cieszę się, że kolejny rozdział się podobał :)
      Tak, Nattie bardzo lubi uszczęśliwiać innych. Czasem zastanawiam się, czy ta postać nie jest przez to zbyt nudna, ewentualnie za dobra... i czy was nie wkurza swoim zachowaniem.... Ale nie zmienię jej, stworzyłam ją taką, jaka jest i bardzo się z nią zżyłam. Po prostu nie wyobrażam jej sobie inaczej :) :P
      Codo dalszych losów Latalie (czy jak tam ich nazwałyście ;), to mogą was zaskoczyć bądź też wkurzyć... Historia jest już wymyślona w całości, czeka tylko na wystukanie jej na klawiaturze :)
      Pzdr. :* <3

      Usuń