poniedziałek, 7 września 2015

Część II: Rozdział 20

Historia lubi się powtarzać, prawda? A historia mojego życia to jedna wielka groteska na miarę utworów Mrożka. Poważnie. To zaczyna przypominać błędne koło.
Kiedy byłam chora i chciałam powiedzieć wszystkim, co mi jest, nie potrafiłam. Bałam się ich reakcji, tego współczucia, litości, cierpienia... I w końcu, kiedy zakochałam się w Liamie i zdobyłam przyjaciół, którym gotowa byłam powierzyć mój sekret, to nie mogłam tego zrobić na spokojnie i wprost, o nie! Ja to musiałam wykrzyczeć w najmniej oczekiwanym momencie.
A teraz, kiedy własnie miałam oznajmić mojemu zdradliwemu ukochanemu, że jestem z nim w ciąży i będą bliźnięta, to nagle cały wszechświat stwierdził, że to byłoby zbyt nudne i postawił na mojej drodze jakieś drzewo, o które rozbił się samochód, Monikę, która odnalazła się nie wcześniej i nie później, tylko właśnie w tej sekundzie i oczywiście moje plany legły w gruzach. No bo po co mówić Liamowi o dzieciach w taki pospolity sposób? Lepiej, żebym trafiła na izbę przyjęć, a stamtąd na oddział ginekologiczno-położniczy. 
I koniec końców, za każdym razem w podobnej sytuacji ląduję w szpitalu. A wszystkie łzawe rozmowy, które powinny odbyć się w domu, restauracji, parku czy choćby przez telefon, toczą się przy szpitalnym łóżku, wśród zapachów środków odkażających, z pikaniem EKG i skapywaniem kroplówki w tle.
Pamiętacie piosenkę OneRepublic "All The Right Moves"They've got all the right moves in the all the right faces... No właśnie. Ja tak nie mam. Żadnego prawidłowego ruchu na tej szachownicy zwanej życiem. Wszyscy po kolei załatwiają mnie jakimś matem, a ja nie mogę wykonać zwykłego przesunięcia królowej o jedno pole, żeby się bronić. A na pewno nie w przełomowych momentach życia.

Ocknęłam się na jakimś twardym, płaskim jak deska łóżku. Podniosłam rękę do czoła, licząc, że jakoś uspokoję to dzikie pulsowanie w głębi czaszki. Walnęłam się w głowę przy upadku? Czy ja w ogóle upadłam? Przeniosłam rękę na brzuch i delikatnie nacisnęłam w miejscu, w którym mnie wcześniej bolało. Nie czułam nic. To... to dobrze czy źle?
-Obudziłaś się!- Usłyszałam głos Liama. Zaraz jego twarz pojawiła się w moim polu widzenia.- Boże, nareszcie!- Przełknęłam ślinę, żeby zwilżyć trochę suche gardło.
-Ile spałam?- Wychrypiałam. O rany, potrzebuję wody. Albo soku pomarańczowego. A najlepiej multiwitamina. Tylko z marchewką. I może imbirem?
-Ponad pół godziny. Podali ci kroplówkę z czymś przeciwbólowym. Zadzwoniłem po Andie, powiedziała, że pójdzie po jakąś Sheilę i powinny zaraz być.
-Aha.- Coś mi przeszkadzało na lewej dłoni. Uniosłam ją do góry. Okej, to wenflon. Logiczne, jakoś musieli mi podać kroplówkę.
-Lepiej się czujesz?
-Tak...- Odchrząknęłam.- Ale będzie lepiej, jeśli mnie zbadają.
-Wiem.
Wie co? Ach, no przecież. Już miałam go spytać, od jakiego czasu domyślał się, że jestem w ciąży, ale do sali weszła Sheila.
-Czemu ty jesteś taka uparta? Jezu, normalnie żałuję, że nie jesteś moją córką, bo bym cię zlała w tyłek. Andie, przyprowadź USG.
-Już jedzie, pielęgniarka poszła.- Andie stanęła koło łóżka.- Wspominałam ci, jak wielką idiotką jesteś?
-Milion razy.- Mruknęłam.
-Zaraz sprawdzimy, czy wszystko jest okej... O, dzięki serdeczne.- Sheila przejęła aparat od jakiejś pielęgniarki.- Wyjdźcie, muszę ją zbadać.
-Nie.- Zaprotestowałam, nie spuszczając wzroku z Liama.- Niech zostaną.
-Ja i tak muszę wracać na oddział, sorry. Gratulacje, Liam.- Andie opuściła pomieszczenie, zostawiając nas we trójkę.
-Rozumiem, że wreszcie mam na badaniu rodzinę w komplecie?- Liam skinął głową. Nie byłam w stanie odczytać z jego twarzy, jak bardzo jest na mnie wściekły. Ewentualnie rozczarowany. Zawiedziony. Tylko takie opcje przychodziły mi do głowy.- Dasz radę podwinąć bluzkę?
-Chyba...- Chwyciłam za jej koniec, ale zakrętka na wenflonie zaczepiła o jakąś nitkę. Szarpnęłam, ale jedyne, co uzyskałam, to ból w ręce. Szkoda wielka, że nie wyrwałam sobie wkłucia, naprawdę.
-Poczekaj.- Liam usiadł na brzegu łóżka i delikatnie odplątał wenflon z mojej koszulki, a następnie przesunął ją w górę. Zagryzłam wargi, kiedy palcami dotknął mojej skóry. Z jednej strony tęskniłam za tym, a z drugiej nie powinien był tego robić. Nie teraz, jeszcze nawet nic sobie nie wyjaśniliśmy. Oparł zagipsowaną rękę o kołdrę i wpatrzył się w ekran, który na razie pozostawał czarny. Wzdrygnęłam się, kiedy lodowata głowica sondy dotknęła mojego brzucha.
-Okej, tu jest...- Sheila przesunęła sondą milimetr dalej. Poczułam, jak Liam bezwiednie łapie mnie za rękę, wpatrując się jak zahipnotyzowany w szary kształt na ekranie.- Właśnie kopnęło. Czułaś coś?
-Nie.- Pokręciłam głową z rosnącym uśmiechem. Wow. Mój maluch kopie.- A drugi?
-Chwilka.- Zignorowałam pełne osłupienia i niedowierzania spojrzenie Liama. Nie odzywał się, ale już się domyślałam, jak wielka lawina pytań na mnie runie, gdy zostaniemy sami. Niespodzianka, zamiast jednego są dwa!- Emm... Jest. Ale ono się nie rusza. A przynajmniej nie w tej chwili.
-Coś nie tak?- Zaniepokoił mnie zmieniony głos Sheili. Uniosłam głowę lekko w górę, ale poczułam się jak na karuzeli i musiałam znowu się położyć.
-Dziwne.- Lekarka nie reagowała na moje zdenerwowanie, tylko uważnie śledziła obraz na ekranie.- Poczekajcie.- Kliknęła coś i po chwili usłyszeliśmy w sali bicie serca. Tylko jednego.
-Czemu nie słychać drugiego?- Spytałam, coraz bardziej przerażona. 
-Nie wiem. Daj mi chwilkę.
-Jeżeli jest dwoje dzieci, to powinno się chyba słyszeć dwa serca, prawda?- Liam postanowił się włączyć do dyskusji.
-Sheila, co się dzieje?!- Kobieta przez chwilę milczała, ciągle śledząc zmiany na ekranie. Wreszcie wydrukowała kilka zdjęć i na ich odwrocie coś napisała.- Sheila!
-Wydaje mi się, że jedno dziecko nie żyje. 

~~*~~

Nie chcecie wiedzieć, jak czuje się matka, która straciła dziecko. Ta straszliwa pustka, której niczym nie da się wypełnić, to wszechogarniające uczucie samotności, ta panika, że zostałaś całkiem sama... I wiem, że byłyby matki, które uznałyby mnie za szczęściarę, bo zostało mi drugie dziecko... Ale teraz... Nie potrafiłam zrobić nic, tylko płakać.
Robiłam to bezwiednie. Nawet nie czułam tych spływających po policzkach łez. Przebrano mnie do szybkiego zabiegu, znieczulono miejscowo, zabrano mi moje dziecko i zostawiono mnie na sali pooperacyjnej samą. Słyszałam na sali operacyjnej ich rozmowy, dźwięk narzędzi na metalowych tackach, czułam delikatne mrowienie, kiedy rozcinali mi skórę i wyjmowali ostrożnie jeden płód, żeby nie uszkodzić drugiego. A potem przewieźli na oddział. I już, po sprawie. Kłopot z głowy, zajmijmy się innymi. Czułam się jak przedmiot, który trzeba było na szybko naprawić. Bezdusznie, bez śladu współczucia. A przynajmniej ja to tak odbierałam.
-Nika będzie tu niedługo...- Liam wszedł na salę, chowając telefon do kieszeni. Usiadł na krześle na wprost mnie i schował twarz w dłoniach.- Na razie siedzi u Moniki, nie może jej od siebie odkleić.- Nie zareagowałam. Nie potrafiłam.
-Pielęgniarka powiedziała mi, że to był chłopiec. Udało się to już rozpoznać.- Dodał łamiącym się głosem. Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać kolejną falę płaczu.
-Przepraszam...- Wyszeptałam.- To moja wina, ja go zabiłam.
-Nattie, co ty mówisz?- Podniósł głowę.- Nie zabiłaś go.
-Zabiłam.- Powtórzyłam głucho.- Gdybym słuchała się Sheili, gdybym poszła na zwolnienie, on by żył. A teraz... To moja wina.- Wyszlochałam, opierając twarz bokiem o poduszkę. Poczułam, jak jego dłoń delikatnie przesuwa się po moim policzku.
-Nattie, nie możesz się obwiniać... Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz mieć siłę dla niej.
-Niej?- Zerknęłam na niego spod opuchniętych powiek.- Powiedzieli ci, że to dziewczynka?
-Tak.- Skinął głową.- Będziemy mieli córkę.
-A ona nie będzie miała brata.
-Natalia...
-Nie. Proszę cię, nie pocieszaj mnie. Ja sobie poradzę, tylko nic nie mów.
Umilkł posłusznie, a ja znowu zamknęłam oczy i przesunęłam ręką po brzuchu. Wzdrygnęłam się, kiedy trąciłam szew na miejscu zabiegu. Czułam, że brzuch jest znów mniejszy. Zabrali mi go. Mój synek nie żyje. Nie wiedziałam już, co mnie bolało bardziej, rana po szybkim zabiegu, czy złamane serce.
-Powinnam była ci powiedzieć wcześniej.- Wyszeptałam, przełykając łzy. Słyszałam, jak Liam poprawia się na krześle.
-Powinnaś.- Odparł głucho. Auć.
-Przepraszam.- Chwila ciszy, przerywana moim chlipaniem i odgłosami maszyn monitorujących moje funkcje życiowe.
-To jest takie dziwne, kiedy dowiadujesz się, że będziesz miał dzieci, a za dosłownie sekundę okazuje się, że jedno z nich jest martwe.- Powiedział, pociągając nosem.- Ale ja też jestem bez winy, bo powinienem być przy tobie od początku do końca. I nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
-To prawda.- I znów cisza.
-Jak chciałaś go nazwać?
-Co?- Nie zrozumiałam pytania.
-Wymyśliłaś dla niego jakieś imię?- Zmienił pytanie tak, żeby dotarł do mnie jego sens.
-Nie. To znaczy Niall wymyślił. Stwierdził, że skoro dowiedział się jako pierwszy wujek, to wybiera imię dla chłopca. Nika miała wybrać dla dziewczynki.
-Czyli jakie?
-Patrick. Jak patron Irlandii.
-A dziewczynka?
-Nika jeszcze mi nie powiedziała.- Wzięłam z kołdry mokrą chusteczkę, znalazłam jakiś czysty, względnie suchy milimetr kwadratowy i wytarłam nos. Na policzki już nie starczyło.
-Chcesz zorganizować pogrzeb?
-Przecież on się nawet nie urodził!- Zacisnęłam zęby, żeby nie rozryczeć się jeszcze mocniej.
-Organizują coś takiego dla... nienarodzonych dzieci. Tak słyszałem. Chcesz?- Przez chwilę mocno się nad tym zastanawiałam.
-Tak, chcę.- Nagle coś sobie przypomniałam.- Ale... to trzeba zrobić szybko... ja nie zdążę wyjść ze szpitala...- Załamał mi się głos i już całkiem ochrypłam. Ścisnęłam rękę Liama w ogromnym poczuciu żalu i krzywdy, nie zwracając uwagi na to, że chyba właśnie połamałam mu wszystkie palce i ten kawałek gipsu, z którym stykała się moja dłoń.
-O tym nie pomyślałem.- Westchnął ciężko i zakrył drugą ręką oczy. Spod palców spłynęły mu kolejne łzy. Znów zapadła cisza, przerywana tylko naszym płaczem.
Ta przeklęta cisza, która nas całkiem dobijała. Niby byliśmy obok siebie, z naszym dzieckiem tuż obok, niby trzymaliśmy się za ręce, próbując pogodzić się ze stratą naszego synka, ale nie umieliśmy porozmawiać tak, jak to wcześniej planowaliśmy.
Czy będziemy kiedyś w stanie wyjaśnić sobie wszystko szczerze i bez żadnych wykrętów?
Pogadać tak zwyczajnie, od serca, tak jak robiliśmy to jeszcze na początku tego roku?

~~*~~

-Jesteś pewna, że dasz sobie radę?- Zapytała Perrie, asekurując mnie jedną ręką.
-Pezz, na pewno.- Wymamrotałam, trzymając się za brzuch. Rana już nie bolała, ale kładąc rękę nad moją córeczką, czułam, jakbym ją choć odrobinkę chroniła.
Zdecydowanie gorzej się czułam tam w środku. W duszy, głowie i ogólnie psychice. Moje poczucie winy urosło do rozmiarów Mount Everestu, nie potrafiłam się uśmiechnąć i na wszystko reagowałam jakbym miała wściekliznę. Znajomi zaczęli mi schodzić z drogi, tylko najbliżsi przyjaciele potrafili ze mną wytrzymać i za wszelką cenę starali się mi pomóc. A dajcie mi spokój.
-Nie jesteś jeszcze w pełni sił.
-A ty nie jesteś Liamem, który nie pozwala mi nawet ziewnąć, bo to napina tłocznię brzuszną.- Warknęłam.- Czuję się dobrze, a jeśli będę musiała przeleżeć w tym łóżku jeszcze jeden tydzień, to do reszty zwariuję.
-Els jest u Moniki i Harry'ego.- Zrezygnowana Perrie postanowiła zmienić temat.- Monia nie odstępuje jego łóżka na krok.
-Wiem... Swoją drogą, to jest dla mnie nie do wyobrażenia, jak można było ją tak potraktować.
-Najgorsze jest to, że wciąż nie znamy całej historii. Tylko to, co wyszperał Jake.
-Tylko Monika może nam to powiedzieć.
-Podobno dziś miała mieć badania ginekologiczne. Wiesz... Czy nie...
-Wiem.- Wolałam, żeby nie kończyła. I tak wszyscy się domyślaliśmy, co oni jej robili.
-O, czekaj, to Zayn.- Perrie wyjęła dzwoniący telefon.- Halo? No, hej... Eee, tak. Kubeczek jest na podkładce, umyty i wyparzony. Nie, daj mu soczku. Tak, tego. I może spróbuj położyć go wcześniej spać, wczoraj szalał do północy... Wiem. Poradzisz sobie, jestem tego pewna. U Nattie. Tak. Rodzice pojechali? A twoi? Aha, tylko Maura... I Anne? No, jasne. Przecież wiem, muszą pracować, tak tylko pytałam. Tak. Wiem, kończą się. Kupię, jak będę wracać. Pampersy też? No dobra. Ale spróbujemy może większe. Okej, zajadę do Bootsa. Dobrze. Ja ciebie też kocham. Przytul go ode mnie. Pa!- Rozłączyła się z szerokim uśmiechem.- Zayn cię każe uściskać, ale to może dopiero jak usiądziesz.
-Dobry pomysł.- Jeszcze kilka kroków do windy i potem kilka do sali Nialla. Przesunęłam wieszak z kroplówką o kolejny metr, kiedy na mojej drodze pojawiła się pielęgniarka.
-No, dobrze, że pani już wstaje, tylko niech pani pamięta, na początek ostrożnie. Później, jak pani wróci, to proszę się zgłosić do nas na USG, okej? Trzeba zrobić powtórkę.
-Dobrze.- Przytaknęłam.
-I niech pani na długo nie opuszcza oddziału.
-Maksimum godzinka, obiecuję, że przyprowadzę ją z powrotem.- Uśmiechnęła się Perrie. Kobieta wyglądała na średnio przekonaną, ale w końcu nas przepuściła. Wczłapałam do windy i z głębokim westchnieniem oparłam się o ścianę.
-Jesteś pewna, że cię nie boli?- Jezus, Pezz, jeszcze jedno pytanie w tym stylu, a chyba cię zamorduję.
-Jest w porządku, to tylko zmęczenie. Nie wyobrażasz sobie, jak beznadziejnie jest chodzić po tygodniu leżenia.
-No, przed tobą jeszcze ładnych pięć miesięcy leżenia.
-Taa.- Wywróciłam oczami. Już się nie mogę doczekać.
Wreszcie wyszłyśmy z windy i wolnym krokiem, cały czas z asystą wieszaczka, poszłyśmy na chirurgię.
-O matko, pani doktor!- Podbiegła do mnie jedna z pielęgniarek, Gina.- Słyszałyśmy, co się stało! Jak się pani czuje?
-Wieści szybko się rozchodzą.- Uśmiechnęłam się krzywo.- Jest w porządku. Idę odwiedzić moich ulubionych pacjentów.
-Horan, tak? Leży na dziewiątce, przenieśliśmy go parę dni temu z OIOM-u.
-Dzięki.- Chcąc, nie chcąc, oparłam się na ramieniu Perrie i jakoś doszłam do właściwej sali. Uchyliłam drzwi, żeby zajrzeć, ale oczywiście musiałam narobić hałasu, waląc wieszakiem o framugę.
-Jesteście już!- Nika zerwała się z krzesła.- Siadaj tutaj, nie będziesz tak stała jak kołek, musisz odpoczywać. Mama Nialla będzie niedługo. Podają mu jakieś dziwaczne mleko w kroplówce i ostatnio gorączkował. Jak się czujesz?
-Więcej informacji na raz się nie dało?- Parsknęła śmiechem Perrie.
-Nie. Wiesz, że to ja, ten typ tak ma. To co, zdiagnozujesz, co z nim jeszcze nie tak, że się nie budzi?
-Pokaż mi jego kartę.- Poprosiłam i po chwili wczytałam się w zapiski lekarzy.- Nie obudzi się, bo cały czas go usypiamy.
-Ale mieliście już go wybudzać!- Zapał Niki ostygł tak szybko jak gorący wosk.- Coś jest nie tak?
-Może to przez tę gorączkę... Dawali mu Paracetamol, a i tak temperatura się utrzymywała. Łatwiej im walczyć z infekcją, kiedy pacjent jest w takim stanie.
-To nie jest zwyczajny pacjent, to jest Niall!- Niewiele brakowało, żeby Dominika wybuchła.
-Tym bardziej nie powinniśmy go męczyć!- Również uniosłam głos.- Nie jestem lekarzem prowadzącym, już nie, więc się mnie łaskawie nie czepiaj! Zachowujesz się, jakby wszyscy mieli ci się podporządkować!
-I kto to mówi!- Rozjuszona Nika już szykowała się do bitwy na argumenty.
-Przestańcie obie, w tej chwili!- Perrie stanęła między nami z wściekłą miną.- Zachowujecie się jak dzieci, gorzej niż Shane, kiedy ma chandrę! Nika, wiem, że się denerwujesz, ale nie musisz się awanturować o każde gówno, bo jesteśmy w najlepszym szpitalu w Londynie i lekarze chcą raczej uzdrowić Nialla, a nie go dobić. A ty, Nattie, przepraszam, że to mówię, ale musisz się pogodzić z tym, co się stało i przestać się wyżywać na innych. Nie jesteś jedyną osobą, która straciła dziecko i masz szczęście, że drugie jest zdrowe. Żyj też dla niej, a nie tylko dla Patricka.
Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta. Wolałam się nie odzywać, bo mogłabym powiedzieć o kilka słów za dużo. To nie Perrie nie mogła zrobić najprostszych rzeczy, bo wszystko leciało jej z rąk. Nie mogłam czytać, wejść w internet, nawet słuchać muzyki, a kiedy zasnęłam, śniło mi się zakrwawione, mordowane dziecko. Nie potrafiłam zapomnieć i skupić się na małej. Wiedziałam, że powinnam teraz przestać się denerwować i w końcu zacząć ją chronić, ale nie potrafiłam. Coraz częściej myślałam, że nie nadaję się na matkę. I te myśli były najgorsze.
-Dobra. Już nic nie mówię.- Nika przysiadła na brzegu sąsiedniego łóżka.- Ale mam dość. Chciałabym, że wreszcie się odezwał... A co, jeśli będzie jak w tych idiotycznych filmach i okaże się, że stracił pamięć?
-Nika, odstaw kawę.- Poradziła jej Perrie.- Z przemęczenia już majaczysz...
-Dzień doberek wszystkim, widział ktoś moją żonę?- Do sali wpadł uśmiechnięty Louis.- O, mamuśka! Cześć, Nattie, właśnie się do ciebie wybierałem, a ktoś podkradł cię z sali. Jak tam?- Uściskał mnie mocno.
-Dusisz, Tommo.- Wystękałam, uwalniając się z objęć chłopaka. Momentalnie odskoczył.
-O Jezu, nie uszkodziłem jej?!
-Nie, ale prawie uszkodziłeś mnie.
-No, ale żyjesz.- Odetchnął z ulgą.- Czyli jest dobrze. Siema, Nialler! Wstawaj z tego wyra, stary! Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, a fanki urządzają pikietę pod szpitalem! Musisz to zobaczyć!- Rozwrzeszczał się nad uchem leżącego.- Kurde, nic nie działa.- Udał zawód. Widziałam, że tym swoim głupawym nastrojem próbuje zamaskować, jak bardzo się martwi. Nie dalej jak wczoraj, idąc do toalety, złapałam go na korytarzu, łkającego w rękaw El. Duże dziecko, które w rzeczywistości jest bardziej dorosłe niż większość społeczeństwa.
-Jak będziesz się tak wydzierał, to nic nie pomoże.- Mruknęła Nika.
-Chyba że Niall nie wytrzyma i wstanie, żeby go walnąć w łeb.- Parsknęła śmiechem Pezz.- Przydałaby się jeszcze jakaś piosenka na obudzenie.
-O, wiem nawet która.- Louis wyciągnął telefon.- Tutaj gdzieś miałem... Niall mi ją zgrał parę tygodni temu, mówił, że to jedna z jego ulubionych.
-Jaka?- Zapytałam z udaną ciekawością. Tak naprawdę średnio mnie to obchodziło.
-"Fight Song". Znasz ją.- Puścił kawałek.- No, dalej, Nattie, śpiewaj. Każdy wie, że tego potrzebujesz, tylko udajesz, że nie.- Świdrował mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Nie będę śpiewać. Jakoś wyobraź sobie, że nie mam nastroju.- Wywróciłam oczami. Już z tego wszystkiego niemal zapomniałam, jak się śpiewa.
-Nie kręć. Masz mi w tej chwili zaśpiewać i choć na chwilę się uśmiechnąć. Wiem, że jest ci ciężko, ale jak tego nie zrobisz, to włączę alarm przeciwpożarowy i zaczną ewakuować cały szpital, żeby cię rozruszać.
-Na głowę upadłeś? Oszalałeś do reszty.- Warknęłam, łapiąc na wieszak z kroplówką. Musiałam mieć pod ręką coś, żeby go ogłuszyć, gdyby serio pobiegł do przycisku alarmowego.
-A jakie masz usprawiedliwienie, żeby nie zaśpiewać i nie wyleźć z tego dołka?- Otworzyłam usta, żeby wymienić mu tysiąc powodów, ale jakoś żaden w tej chwili nie przyszedł mi do głowy.
-Ja... Ja... Już nie umiem.- Wyjąkałam, spuszczając głowę.
-A ja ci nie wierzę. Dawaj, razem ze mną. Wróć do życia, Nattie.- Włączył jeszcze raz piosenkę i zaczął w odpowiednim momencie nucić. Niechętnie się do niego przyłączyłam, ale po refrenie przestałam. Naprawdę nie mogłam. Śpiewanie mnie autentycznie bolało.
-Like a small boat
On the ocean
Sending big waves
Into motion
Like how a single word
Can make a heart open
I might only have one match
but I can make an explosion

And all those things I didn't say
Wrecking balls inside my brain
I will scream them loud tonight
Can you hear my voice this time

This is my fight song
Take back my life song
Prove I'm alright song
My power's turned on
Starting right now I'll be strong
I'll play my fight song
And I don't really care if nobody else believes
Cause I've still got a lot of fight left in me

(Jak mała łódka
Na oceanie
Wytwarzająca wielkie fale
Tak jak pojedyncze słowo
Może otworzyć serce
Mogę mieć tylko jedną zapałkę
Ale umiem za jej pomocą wywołać wybuch

I te wszystkie rzeczy, których nie wypowiedziałam
Niszczące kule w mojej głowie
Wykrzyczę je głośno dzisiejszej nocy
Czy tym razem słyszysz mój głos?

To moja piosenka walki
Piosenka, za pomocą której odbieram z powrotem moje życie
Piosenka udowadniająca, że wszystko jest w porządku
Uruchomiłam moją siłę
Zaczynam właśnie teraz, będę silna
Zagram moją piosenkę walki
I tak naprawdę nie obchodzi mnie, czy ktoś inny mi uwierzy
Bo nadal mam w sobie wiele siły do walki)


-I co? Czemu przestałaś? Tak było ciężko? Masz te siły do walki?- Zapytał, kiedy wokalistka skończyła śpiewać. Przez chwilę siedziałam cicho, aż w końcu powoli wstałam, opierając się o wieszak.
-Było ciężko, Lou. Ja nie mam siły do niczego.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Idę do Harry'ego.
-Pójdę z tobą.- Westchnął mocno i otworzył mi drzwi.- Zajrzę tu jeszcze i cię zmienię, Nika.
-Okej.- Dziewczyna zajęła moje miejsce i oparła czoło na dłoni. Perrie stanęła obok okna, przyglądając się tłumom pod szpitalem. Swoją drogą, to się nazywa wytrwałość. Byliśmy tu już tydzień, a liczba koczowników pod budynkiem wcale nie malała, wręcz przeciwnie. A wozów transmisyjnych i paparazzi przybywało w postępie geometrycznym. Obłęd.
Wolnym krokiem wyszliśmy z chirurgii i przeszliśmy przez hol na drugie skrzydło szpitala. Ortopedia i chirurgia na szczęście były na tym samym poziomie budynku.
-Natalia, nie pomożemy ci, jeśli ty sama tego nie będziesz chciała.- Odezwał się przyciszonym głosem Louis.
-No właśnie. Może ja wcale tego nie chcę?- Wyszeptałam, żeby mijający nas ludzie tego nie usłyszeli.
-I chcesz żyć cały czas z poczuciem straty i pustki? Musisz się z tym pogodzić, Nattie. Tak widocznie miało być...
-Nie, tak nie miało być! To wszystko moja wina! Gdybym zachowywała się jak każda normalna kobieta w ciąży, to by tego nie było!
-O Jezu, nie możesz się o to ciągle obwiniać.
-Właśnie, że mogę.- Ucięłam tę bezsensowną dyskusję i wczłapałam do sali Stylesa.
-Cześć, Hazz.- Louis oczywiście musiał wbić do pokoju z pozytywnym powitaniem.
-Hej.- Uśmiechnął się Harry. Był w zdecydowanie lepszym stanie niż tydzień temu. I chyba wiedziałam, czemu. Jego lekarstwo leżało na łóżku obok i mocno spało.
Monika nie chciała odstąpić Harry'ego na krok. Zmusiła lekarzy, żeby pozwolili jej nocować w jego pokoju, non stop patrzyła pielęgniarkom na ręce, kiedy coś przy nim robiły i nie pozwoliła się nikomu dotknąć. Z tym że to ostatnie... Ciągle nam nie powiedziała, co tak naprawdę się zdarzyło w Peterborough. Ciężko było zmusić ją do powiedzenia czegokolwiek. Całkowicie się zamknęła w sobie, na obecność kogoś obcego reagowała zdenerwowaniem i dreszczami, a dopiero na nasz widok trochę się uspokajała. Jedynie Harry miał na nią zbawienny wpływ. Przy nim potrafiła się nawet czasem uśmiechnąć.
-Jak żyjesz?- Usiadłam obok z westchnieniem ulgi. Nie, jednak muszę jeszcze się wyleżeć.
-Super!- Wyszczerzył się. Trochę to kontrastowało z nogą na wyciągu, bandażem na czole i kroplówkami, ale okej.- Jest coraz lepiej, serio.
-No, widzę. Odżyłeś.- Zerknęłam wymownie na Monikę. Harry spojrzał na nią z czułością i zmarszczył brwi.
-Nie chce mówić o tym, co ją spotkało, ale gadałem z lekarzem. Zbadali pozostałe dziewczyny i... Możemy mieć pewność, że ona też została zgwałcona i to nie raz. Do tego rany na ciele...- Dodał cicho.
-Jakie rany?- Otworzył szeroko oczy Louis.
-Ma cięcia na rękach i nogach. Nie jak zwykłe po żyletce, raczej po jakimś nożu z ząbkami lub skalpelu. Ginekologicznych badań jeszcze jej nie robili.- Westchnął. Tomlinson podszedł bliżej Moniki i delikatnie się nachylił nad jej ręką.
-O matko, faktycznie...- Nagle odskoczył gwałtownie. Monika usiadła sztywno wyprostowana na łóżku, z zaciśniętymi pięściami i szeroko otwartymi z przerażenia oczami.
-Proszę, nie...- Wyjęczała.- Nic nie będę mówić, ale tego nie rób! Nie będę uciekać!- Patrzyliśmy na nią w oszołomieniu, niepewni, co zrobić. Dopiero Harry się otrząsnął i wyciągnął rękę w jej stronę.
-Monika...- Powiedział łagodnie.- Skarbie, wszystko jest dobrze. Chodź do mnie.
-Proszę, nie! Nie będę uciekać, obiecuję!- One w ogóle nie wiedziała, co się wokół niej działo.- Nie rób mi krzywdy!- Krzyki przerodziły się w pełne rozpaczy szlochanie. Nie poznawałam jej. To wystraszone, spanikowane stworzenie na łóżku szpitalnym to nie mogła być moja przyjaciółka. Harry chyba wiedział, jak najlepiej ją uspokoić, bo zaczął śpiewać bardzo cicho "Last First Kiss".
-Girl, what would you do,
Would you wanna stay?
If I were to say…

I wanna be last, yeah,
Baby let me be your,
Let me be your last first kiss,
I wanna be first, yeah
Wanna be the first to take it all the way like this,
And if you only knew,
I wanna be last, yeah,
Baby let me be your last,
Your last first kiss

(Dziewczyno, co byś zrobiła
Czy chciałabyś zostać?
Jeśli powiedziałbym

Chcę być ostatnim, tak
Kochanie, pozwól mi być twoim
Pozwól mi być twoim ostatnim pierwszym pocałunkiem
Chcę być pierwszym, tak
Chcę być tym pierwszym, który poprowadzi to wszystko w taki sposób
I gdybyś ty tylko wiedziała
Chcę być ostatnim, tak
Kochanie, pozwól mi być twoim
Twoim ostatnim pierwszym pocałunkiem)



Monika powoli wracała do normalnego świata. Ucichł jej płacz, rozluźniła pięści, pochyliła głowę i ciężko dysząc, wpatrywała się w prześcieradło. Kiedy podniosła na nas zmęczony wzrok, myślałam, że sama się poryczę. Ostatnio powodów naprawdę nie brakowało.
-Znowu to zrobiłam?- Spytała, między kolejnymi pociągnięciami nosem. Ona nie była tego świadoma?!
-Nic się nie stało...- Odezwał się pozornie spokojnym głosem Louis.
-Przepraszam...- Jęknęła, schodząc z łóżka. Wsunęła się na materac obok Harry'ego i mocno przytuliła się do jego boku.- Nie panuję nad tym...
-Spokojnie.- Pocałował ją w czubek głowy.- Będzie dobrze.
-Nie będzie.- Pokręciła głową.- Ja tego nigdy nie zapomnę.
-Czego?- Nie mogłam się powstrzymać od pytania. Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Monika zacisnęła wargi i nie zamierzała nam powiedzieć ani słowa na temat prześladujących ją koszmarów.
-Mam tę herbatę dla ciebie, Harry.- Do sali weszła Eleanor.- A dla Moniki jest kisiel malinowy.- Postawiła dwa kubki na szafce nocnej.- Herbata z cukrem, wiem, że nie lubisz, ale siostra powiedziała, że musisz taką wypić.
-Okej.- Skinął głową.
-A ty, Nattie, masz już wracać na salę. Siostra oddziałowa już cię szuka.
-Niech to szlag.- Zaklęłam pod nosem i wstałam z pomocą Louisa.- Dobra, idę.- Pociągnęłam za sobą wieszak.
-Czekaj, odprowadzę cię. Nie będziesz sama tutaj się wlokła.- El otworzyła drzwi i wypuściła mnie pierwszą z sali.- Jak się dziś czujesz?
-Czy mogę przekląć?- Zapytałam zgryźliwie. Kiedy pokręciła przecząco głową, odpowiedziałam z westchnieniem.- Beznadziejnie.
-Fizycznie czy psychicznie?- Heh, ta też mnie rozgryzła.
-Tylko psychicznie. Fizycznie jestem prawie zdrowa.- Nacisnęłam przycisk przywołujący windę.
-Boję się, co wyjdzie u Moniki.- Wymamrotała pod nosem. Uniosłam brwi.
-Chyba wszyscy się domyślamy, co jej jest.- Rzuciłam, wchodząc do windy. Kątem oka złapałam zdumione spojrzenie El.
-Kiedy ty się zrobiłaś taka oschła?- Zapytała, wciskając guzik właściwego piętra.
-No jasne.- Zadrwiłam.- Bo przecież ja nie mam powodu do rozpaczania, naprawdę.
-Nie jesteś jedyną osobą, która poroniła.- Zagryzła wargi.- Nikomu tego nie mówiłam, ale w tej sytuacji... Moja mama, kiedy miałam sześć lat, zaszła w ciążę. Też bliźniaczą. Wszystko było w porządku, cieszyliśmy się bardzo, planowaliśmy już całe ich życie, a kiedy doszło do porodu... Oba noworodki były martwe. Zamiast wózka, którego jeszcze nie mieliśmy, zamawialiśmy dwie trumny. Nie wyobrażasz sobie, jak to jest, stracić dzieci w momencie, w którym powinnaś je trzymać w ramionach. Ty masz jeszcze dziewczynkę. Patrick na zawsze pozostanie w twoim sercu i będziesz go odwiedzać na cmentarzu, ale on będzie też jakby w małej. Wiesz, coś jak dwa w jednym.- Zakończyła niezręcznie, kiedy weszłyśmy na oddział ginekologii.
-Może i masz rację, ale i tak minie sporo czasu, zanim się z tym oswoję. Dajcie mi po prostu czas.- Powiedziałam i zatrzymałam się koło dyżurki.- Zaczekaj chwilę, poproszę, żeby mi odpięli kroplówkę.
-Pani doktor, a pani tak długo na nogach? Proszę wracać natychmiast do łóżka!- Od razu na wstępie dostałam ochrzan od oddziałowej.- Lekarz jako pacjent to największy koszmar pielęgniarki.
-Chciałam tylko prosić o odłączenie kroplówki.- Powiedziałam szybko, zanim otrzymałam kolejną porcję wyrzutów.
-Już, proszę.- Szybko odkręciła przewód i zabezpieczyła wenflon koreczkiem.- A teraz na salę, jazda.
-Tak jest.- Wyprowadziłam wieszak i podreptałam do sali.
-Gdzie Liam, tak w ogóle?- Zainteresowała się El.
-Pilnuje, żeby postawili dzisiaj nagrobek.- Odpowiedziałam niechętnie. Pogrzeb był dwa dni temu i w normalnych warunkach położenie płyty w tak krótkim czasie było fizycznie niemożliwe, ale od czego są pieniądze...
-Przynajmniej zobaczysz już wszystko wykończone.
-Taaa.- Chciałam być na pogrzebie własnego dziecka, ale nie pozwolono mi się ruszyć z łóżka. Poza tym z drugiej strony... Gdy wyobraziłam sobie, jak spuszczają maleńką trumienkę do dołu w ziemi... Nie.
-Okej, to ja wracam do Louisa...- Nagle obie stanęłyśmy jak wryte. O rany, ale mi się teraz oberwie...
-Natalia.
-Tata?- Pisnęłam, przestępując z nogi na nogę.
-Tak... to ja lecę... Wpadnę potem, paa! Dzień dobry i do widzenia, panie Maj!- Uciekła, zołza jedna.
-Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego o pobycie mojej córki w szpitalu muszę się dowiadywać z mediów?
-Nie chciałam was martwić...- Mruknęłam, wchodząc do swojej sali. Jeżeli mamy się kłócić, to lepiej, żeby nikt obcy tego nie słyszał.
-Upadłaś na głowę, dziecko? Dostałbym mniejszego zawału, gdybyś mi to powiedziała przez telefon! A matka już na pewno!
-Powiedziałeś mamie?- O nie... To teraz już będzie totalny koszmar.
-Jasne, że powiedziałem. Już jest w samolocie. Niestety, mogła przylecieć tylko na dwa dni. Co ty sobie myślałaś, Natalciu?- Spytał już trochę spokojniej. Już od dłuższej chwili powstrzymywałam łzy, ale teraz, kiedy usłyszałam to zdrobnienie z dzieciństwa, rozkleiłam się na dobre.
-Przepraszam, tatusiu...- Wychlipałam, przytulając się do niego tak mocno, jakby był moim kołem ratunkowym.

~~*~~

Leżałam na łóżku w czystych ubraniach, włosy miałam splecione w luźny warkocz na boku, a spakowana torba stała obok szafki nocnej. Ostatni dzień na oddziale. Nareszcie. Ginekologia i położnictwo w jednym przez dwa tygodnie to niezbyt dobre miejsce dla osoby, która właśnie straciła dziecko. Wypis dostałam pół godziny temu, razem ze skierowaniem na kolejną wizytę za tydzień i informacją dla położnej, że mam rodzić przez cesarskie cięcie. Sheila dała mi to już teraz, żeby na pewno nie zapomnieć.
Mama wyleciała dzisiaj rano z powrotem do Polski. Na pożegnanie przekazała mi całą litanię zakazów, nakazów, przykazań i dobrych rad dla ciężarnych i na koniec pod groźbą śmierci rozkazała mi dzwonić po każdym skurczu, kopnięciu czy innym salcie malucha. Tata oczywiście stanął murem za nią i zamierzał sprawdzać codziennie osobiście, jak się czuję. Do kompletu całe 1D Team zamierzało dyżurować obok mnie i nie zostawiać mnie samej nawet na sekundę. Pomijam osoby poszkodowane, bo Harry, Monika i Niall jeszcze długo mieli pozostać w szpitalu, chłopaki z przymusu, a Monia z własnej woli.
Leżałam na boku, obserwując przechodzących korytarzem ludzi. Czekałam na Liama, który miał mnie zabrać do domu. Do domu. Jak to dziwnie brzmi. Mam znowu wrócić do naszego ogromnego domu. Jutro zamierzałam pojechać po resztę moich rzeczy do Noriakiego. Mimo wszystko będzie mi mega brakowało naszych kłótni i dogryzania... Dziwne, aż miałam ochotę tam zostać. Niestety, z perspektywy moich przyjaciół było to niemożliwe.
-Hej, już jestem!- Do sali wpadł zdyszany Liam.- Albo mi się zdaje, albo prasa dostała cynk o twoim wyjściu ze szpitala, bo jakoś się rozmnożyli tam na dole. Nie pozwolono mi podjechać do wjazdu dla karetek, więc musimy się przedrzeć przez tłum. Preston i Mark będą obok, więc nic się nie martw.
-Nie martwię się.- Wstałam z łóżka i przerzuciłam warkocz do przodu. Matko, ale te włosy już długie. Trzeba je niedługo skrócić.- Idziemy?
-Jasne.- Wziął moją torbę i podał kurtkę.- Trochę wieje, lepiej ją załóż.
-Okej.- Wzruszyłam ramionami i narzuciłam na siebie skórę. Zerknęłam przelotnie w okno i skrzywiłam się na widok gęstych, ciemnych chmur. Oby nie padało.
-To chodź.- Położył rękę na dole moich pleców i poprowadził mnie do windy.- Jak się czujesz?
-W porządku.- Nie potrafiłam z nim normalnie porozmawiać! Nie umiałam, za cholerę! Ciągle obwiniałam się za śmierć Patricka, za niepowiedzenie Liamowi o ciąży w odpowiednim czasie, a w ostatnich dniach zaczęłam też zrzucać winę na niego samego. No bo co, gdyby nie doszło do tej sytuacji w kwietniu, to ciągle bylibyśmy razem i wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie byłoby wypadku, nie byłoby poronienia, wszystko byłoby tak, jak powinno być od początku. Swoją drogą, to zadziwiające, jak jedna osoba, jedno wydarzenie może zmienić bieg rzeczywistości. Sophia wywróciła nasz świat do góry nogami, a teraz pewnie jest z tego zadowolona, pijąc drinki z palemką i tarzając się w forsie Modestu.
Stanęliśmy przed oszklonymi drzwiami wejściowymi i spojrzeliśmy po sobie.
-Gotowa?- Popatrzyłam w dół i położyłam rękę na brzuchu, chroniąc małą przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy czekali, żeby zdobyć nasze zdjęcia. Nie bój się, kochanie, mamusia czuwa. Nic ci się nie stanie.
-Gotowa.- Wziął głęboki wdech i otworzył drzwi.
Tego, co się potem działo, nie sposób opisać słowami. Spuściłam głowę, nie chcąc, żeby ktoś zobaczył na mojej twarzy zmęczenie i tę ogromną wściekłość na nich wszystkich. Dajcie mi święty spokój! Poczułam, że się przesuwamy w stronę samochodu. Liam objął mnie ramieniem i prowadził przez tłum z pomocą Prestona i Marka. Wokół mnie słychać było krzyki, trzaski fleszy aparatów, piski fanek, pytania reporterów, ogólnie jeden wielkie chaos. I nawet jeśli byliśmy teraz pokłóceni, to nie wiem, jak bym sobie poradziła bez Liama.
Wsunęłam się szybko do samochodu i zatrzasnęłam drzwi, które zaraz zablokował Preston, żeby nie robili mi zdjęć. Miejsce kierowcy zajął Liam. Nie wiem, jakim cudem, ale mógł prowadzić z ręką w gipsie. Sekundę później ruszyliśmy ostrożnie z parkingu. Ochrona szpitala zamknęła za nami szlaban, żeby żaden z zaparkowanych wozów nie mógł nas śledzić.
-Paliłeś?- Zmarszczyłam brwi, wyczuwając ostry zapach papierosów. Odruchowo otworzyłam popielniczkę. No jasne.
-Od dwóch tygodni nie palę.- Odpowiedział, skręcając na główną drogę.
-A te pety to wzięły się i same wyczarowały?
-Dobra, wypaliłem wczoraj dwa. Stresowałem się jak cholera przed dzisiejszym dniem.- Pozostawiłam to bez komentarza. Nie on jeden się denerwował.
-Pojedziemy najpierw na cmentarz?- Spytałam.
-Tak, własnie tam jadę.- Włączył płytę w radiu. "If I Lose Myself". Ja już dawno straciłam siebie.
Siedzieliśmy cicho, nie odzywając się do siebie. Słychać było tylko "Native", płytę OneRepublic, którą kupiliśmy razem. Wreszcie Liam zaparkował przed wielkim cmentarzem. Wysiadłam powoli z samochodu i otuliłam się szczelniej kurtką. Byliśmy na lekkim wzniesieniu i wiał lodowaty wiatr. A przecież zaczął się sierpień. Coś niesamowitego.
Liam wyjął z bagażnika mały biały znicz i bukiecik ostatnich lilii. Znów objął mnie ramieniem i poprowadził przez bramę cmentarza, a potem w prawo, w kierunku najnowszych grobów. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zobaczyłam za rzędem dużych, normalnych grobów cały placyk wypełniony małymi nagrobkami. Dzieci. Tu leżą same dzieci. Szliśmy wolno, więc mogłam przeczytać niektóre napisy. Lilly Gordon. Belinda Volter. George Baxter. "Śpij, Aniołku". "Żył jeden rok". "Urodzona 5 lutego, zmarła 6 lutego 2015 roku". To aż bolało.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przed małym kopczykiem w ułożonych kwiatów. Niby było tylko kilka bukietów, bo wiedzieli o tym jedynie najbliżsi, ale to wystarczyło, żeby przykryć szarą płytkę. Liam odsunął ostrożnie jeden z bukietów, odsłaniając napis. "Patrick James Payne. 27 lipca 2018 roku. Kochamy Cię, Aniołku". Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że straciłam dziecko w dniu swoich imienin. Wyjęłam z ręki Liama znicz i zapalniczkę. Drżącymi dłońmi zapaliłam knot i postawiłam świeczkę między kwiatami przed napisem. Wzięłam kwiaty i na moment przysunęłam je do nosa, żeby poczuć ten cudowny zapach. Ostrożnie klęknęłam przed grobem i położyłam lilie na samym przodzie.
-Kocham cię, synku. Przepraszam...- Wstałam z kolan i stanęłam obok Liama. Rozejrzałam się po cmentarzu ze łzami w oczach i przeniosłam się w myślach do Wadowic. Babciu, opiekuj się nim.




____________________________________________
Macie rozwiązanie zagadki. Kto to przewidział, łapka w górę!

Następny rozdział---> 18 września. 

Ogólnie żyję. Uczę się. Mam dość. I tyle. I chce mi się spać -.-

Dziękuję za komentarze, obserwacje i wszystko <3

Buziaki i dobranoc ;***
Roxanne xD

19 komentarzy:

  1. Boże drogi, człowiek od ostatnich dni nie wychodzi zza książek, uczy się do ostatniego oddechu, a kiedy już nie da rady na to patrzeć i wwala logikę matematyczną w kąt, żeby się zrelaksować przy cudnym opowiadaniu, to ty dowalasz taką mieszankę, że aż brak słów. Ja normalnie czułam, że uśmiercisz jedno z dzieci (spójrzmy prawdzie w oczy, nie jesteś tak okrutna, żeby wyeliminować z opowiadania dwoje ludzi w jednym rozdziale). Bardzo mi się podobał (jak zawsze), ale mój relaks szlak trafił :D Lecę się dalej uczyć (łączmy się razem w bólu). Jak znajdę czas, to dopiszę coś jeszcze, ale nie gniewaj się, jeśli na tym poprzestanę.
    Pozdrawiam
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko. Ryczę i jeszcze raz ryczę. To straszne, że Natalia straciła dziecko.
    Po ostatnim rozdziale można było się tego spodziewać, ale miałam nadzieję, że jednak nic takiego nie nastąpi. Liam dowiedział się w naprawdę tragicznych okolicznościach.
    Zachowanie Nattie jest całkowicie zrozumiałe. Straciła synka, a tego nie da się wymazać z pamięci ot tak. Inni jej nie rozumieją, bo nie przeżyli akurat tego samego. Ciężko jej się będzie pogodzić ze świadomością, że urodzi jedno dziecko, a nie dwójkę. Ona jest po prostu tym wszystkim przytłoczona, a strata dziecka przelała czarę goryczy.
    Bardzo dobrze rozumiem jej zachowanie. Nie można się tak w kilka dni pozbierać po takim czymś. Wiem, bo sama straciłam siostrę. Zmarła 5 dni po urodzeniu, miała poważną wadę serca. To tragedia jak patrzysz na wózek i łóżeczko, a dziecka nie ma, ale racja, że trzeba się z tym pogodzić i ból kiedyś minie.
    Chociaż teraz Liam jest przy niej, ale to już nie to samo. Już nie potrafią rozmawiać tak jak dawniej. Kurcze, ona zaczyna go obwiniać, a nie powinna. Chłopak jest Bogu ducha winien, ale z drugiej strony gdyby nie ta zdrada to pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Byliby razem, Liam by się nią opiekował i pewnie wchodziłby jej na głowę, żeby poszła na to zwolnienie, a ona chcąc nie chcąc posłuchałaby go, bo nie oszukujmy się to Liam Payne on zawsze stawia na swoim. Cóż, ale stało się jak się stało, czasu się nie cofnie, a Nattie za swoją dumę i upór musi teraz zapłacić wysoką cenę.
    Z Moniką psychicznie również nie jest dobrze, mogę nawet stwierdzić, że jest niemal tragicznie. Nie ma w tym nic dziwnego po tym co przeszła, te gwałty... aż mnie ciarki przechodzą. To okropne jak oni się tak na niej bezlitośnie wyżywali. Chociaż to jest chyba dopiero wierzchołek góry lodowej, bo nie znamy całej historii, a ona na pewno jest brutalna. Ciężko jej będzie normalnie funkcjonować, bo wspomnienia zostaną na zawsze, a psychika została jej doszczętnie zszargana. Dobrze, że Harry będzie ją we wszystkim wspierał, reszta też, ale on najbardziej.
    Mam nadzieję, że Niall niedługo się obudzi i wszystko wróci do normy. A kogo ja oszukuję tu już nic nie będzie normalne. Czyżbyś już wyczerpała wszystkie dramy, czy masz jeszcze jakiegoś asa w rękawie? Ale chyba gorzej już być nie może.
    Czekam na kolejny rozdział. Będę trzymać za ciebie kciuki na poprawce :)
    ~Caroline.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmierciłaś jednego maluszka. Płaczę tak głośno, że chyba mnie pół Francji słyszy, jak nie więcej, a to tylko ff i to nie stało się naprawdę. Nic nie mogę poradzić, że jak czytam takie rzeczy to momentalnie robi się ze mnie okropny mazgaj i beksa jakich mało. Chyba poślę do piekła moją wyjątkową wrażliwość, żeby do mnie więcej nie wróciła.
    Nie obwiniam Nattie za to, co się stało, ale gdyby bardziej na siebie uważała i posłuchała innych to by się tak nie skończyło. Widać, że Liam ma do niej żal, że mu nie powiedziała wcześniej, ale jej nie obarcza winą za śmierć dziecka. On też to przeżywa, w końcu Patrick był również jego synkiem. Teraz to możemy sobie tylko gdybać, stało się i koniec.
    Biedna Natalia jest załamana i nawet nachodzą ją myśli, że nie nadaje się na matkę, a to kompletna bzdura. On po prostu jest uparta i się nie słucha, co później kończy się niekiedy tragicznie. Niech szlag trafi ten jej upór. Będzie dobrą mamą, ale cały czas będzie ją nawiedzać myśl o Patricku, co będzie ją dołować, ale po pewnym czasie pogodzi się z tym, że nie wróci mu życia.
    Niech Liam się teraz dobrze zaopiekuje Nattie i córeczką, bo chociaż ona im pozostała. Oby już nic mu nie strzeliło do głowy i nie wywinął jakiegoś numeru. Musi teraz być oparciem dla Natalii i ją odzyskać (o ile to w ogóle będzie jeszcze możliwe).
    Tak naprawdę to ta drama dosięgła wszystkich, ale najbardziej poszkodowani zawsze będą Liam z Nattie. Im się najbardziej dostaje po tyłku od życia, tylko że z każdą dramą jest coraz gorzej. Mam nadzieję, że już im chociaż trochę odpuścisz tych cierpień i dasz im trochę powodu do radości, chociaż i na to się nie zanosi. Jak miną te dramy to wszyscy odzyskają spokój. Tylko kiedy to będzie?
    Niall jak leżał tak leży, Nika przy nim czuwa. Musi wrócić do zdrowia, innej opcji nie widzę. Chyba sobie troszkę poczekamy aż się obudzi, byle nie za długo, bo ileż można spać? :D
    Harry odzyskał Monię, co nie znaczy, że będzie teraz pięknie, cukierkowo i kolorowo, bo nie będzie. Przed nimi długa droga aby zreperować jej do reszty zniszczoną psychikę. A tu nawet nie wiemy co dokładnie jej zrobili, tylko niektóre szczegóły, które już na starcie są... przerażające.
    Cóż, po takiej dawce emocji nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny :D
    Agnieszka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To najsmutniejszy rozdział jaki kiedykolwiek czytałam o 1d :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu płacze :'( mialas nie uśmiercać payniątek :/ według mnie wszyscy za bardzo naskakują na Nattie no bo jednak to bylo jej dziecko ale nie przeciez ma drugie no kompletny idiottzm ja bym chyba w depresję wpadła o.O. Masakra chyba najutniejszy jaki dotychczas czytałam :'(
    Kate Skate xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem na prawdę się poryczałam. I nawet nie wiem co napisać... Poprostu... wow

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wieże znowu twoje ff doprowadza mnie do łez nigdy nie byłam tak psychicznie związana z ff
    jest mi teraz ciężko o tym wszytskim pisać ale jak zawsze świetny rozdział
    Niby chodzimy dopiero od tygodnia do szkoły ale ja już chce wakacje
    《Vika》

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, Natalia czemu mi to robisz? ;(
    Przecież, miało być tak pięknie... Oni mieli być szczęśliwa czteroosobową rodziną ( nie wliczając 1D team ) mieli mieć dom i... Psa.
    Niech malutka się nazywa Leanna ( Lea) :D Albo... Nazwij ją jak chcesz , to Twoje FF :]
    Tylko proszę nikogo juz nie uśmiercaj.
    Paparazzi są okropni, nie wiem jak można być takimi wscipskimi ogrami.. Natalia potrzebuje spokoju, ludzie. Tylko SPOKOJU!
    Nattie i Liam... Brakuje mi ich razem :(
    A tak w ogóle to oni wszyscy nie powinni tak naskakiwac na Natalię, niech się postawią na jej miejscu, ciekawe jak oni by się czuli gdyby stracili jedno z dwóch dzieci.... ( HAHAHAHA Lou jako matka XD )
    Szkoda mi Patricka, szkoda mi Natalki, Niallerka, Monisi, Harrego i wszystkich mi szkoda ! To chyba najgorszy czas w ich życiu... Ale niech się trzymają !
    Życzę weny i jak to moja babcia mówi „ Ucz się ucz no nauka to potęgi klucz ” Hehe, pozdrawiam babcię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech nazwą małą Lattie ;3
      Kate Skate xD.

      Usuń
  9. O Boże... Dlaczego ty nam to robisz? Ten rozdział jest taki smutny :(
    Może śmierć Patricka zbliży do siebie Nattie i Liama? Nie wiem. Ale lepiej nie będę spekulować, bo i tak wymyślisz coś czego nikt się nie będzie spodziewał.Mam nadzieję, że na końcu "Nothing's..." wszystko jednak będzie dobrze. Życzę duuużo weny i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam cieplutko, W.

    OdpowiedzUsuń
  10. I te niezręczne momenty przy Liamie...a nie powinno tak być :/ ale jeszcze padną sobie w ramiona i to szybciej niż się wszystkim wydaje !! <3
    niech mnie .. to źle że Ci powiedziałam o tym odcinku w "Chirurgach" może byś Patricka oszczędziła... smutno mi nie powiem, ale i tak się ciesze bo dziewczynka została <3 "-To jest takie dziwne, kiedy dowiadujesz się, że będziesz miał dzieci, a za dosłownie sekundę okazuje się, że jedno z nich jest martwe.- Powiedział, pociągając nosem" i w tym momencie moje serce się tak boleśnie ścisnęło, że tylko płakać byłam w stanie...
    Kochany jest Louis i nie wiem po co to mówie, przecież każdy to wie tak jak swoje imie...
    Fakt, przyjaciele Natalii mają racje, chyba za bardzo się użala nad sobą... ale jestem po stronie Nattie i myśle, że po prostu potrzebuje chwili żałoby ( ale takiej w sercu, a nie użalania się bo to nic nie da) najlepiej przy boku Liama ( chyba w tym momencie nikt, nawe ich przyjaciele, nie są im tak bardzo potrzebni jak oni sobie nawzajem). Po jakimś czasie, przynajmniej w połowie, wróci do dawnego życia.
    Z Moniką jest podobna sytuacja, nikt prócz Harrego nic nie wskóra prosząc o jakieś wyjaśnienia. Narazie niech się cieszą, że wgl wróciła ( bo to przecież różnie mogło być) a dopiero jak dadzą jej odczuć to wsparcie, miłość i bezpieczeństwo to wtedy mogą działać. Bawie się w psychologa xDD
    Najgorszą częścią cmentarza jest właśnie część z pochowanymi dziećmi.. i tutaj znowu, chociaż nie, bo przez cały ten rozdział serce miałam ściśnięte. Na ten temat się nie wypowiem, bo chyba nie dam rady...
    Nie moge się doczekać następnego rozdziału, bo jestem ciekawa zachowania Nattie. Zawsze po trudnej sytuacji, człowiek zmienia nastawienie do wszystkiego. I jestem równie ciekawa, czy przyjaciele bedą mieli Nattie dość gdy będzie tak narzekać,użalać się nad sobą i winić się za wszystko.
    Mam nadzieje, że tak przykrych sytuacji już nie będzie, ale akcja dalej będzie trzymać w napięciu jak to było dotychczas.
    Buziaki, Gaba :*

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko. Odebralo mi mowe.
    Poprostu wielkie woooow ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. No w końcu mogę skomentować twój rozdział ! Od kilku tygodni a nawet miesięcy nie mogłam nic skomentować . Blogspot robił mi figle i nie zamierzał tego zmieniać . A jak się dowiedziałam , że już mogę skomentować twój rozdział się cieszyłam . Wchodzę na bloga . Myślałam , że będzie coś wesołego , miłego , ciepłego . Czytam opowiadanie i koniec . Myślałam , że będzie happy a tu dupa ! Nie Komedia tylko Dramat ! Szkoda mi Nattie i naprawdę jej współczuję tego poronienia :( . Każdy by się na jej miejscu załamał . Nawet nie wiem co powiedzieć . Mam nadzieję , że Nattie wyjdzie szybko z tego .
    A co do twojego pisania oczywiście bez zmian :) Tak jak zawsze super ! Po prostu extra ! Powodzenia w pisaniu , nauce i w ogóle we wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  13. heej!! czytam twojego bloga od początku i .... nwm co powiedzieć!! niech wszystko bd okeej!! uff już lepiej a teraz zapraszam do sb:

    http://ijustwannabeyoursolder.blogspot.com/2015/09/heeej-directioner.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne opowiadanie :) Zapraszam do mnie ----> http://sojller.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytam całość od nowa po upływie sporego czasu od ostatniego czytania. Dopiero teraz po przeanalizowaniu tego rozdziału jeszcze raz doszło do mnie jak bardzo wszystko jest nie sprawiedliwe. Nika ma wyrzuty bo przyjaciółka, która nie dość że uratowała jej faceta, to jeszcze sama straciła dziecko, powiedziała jej kilka słów. Szlag mnie trafił jak Pezz zaczęła wymagać żeby zaakceptować śmierć dziecka po, cholera jasna, tygodniu. Nie da się zastąpić jednego dziecka drugim! Eleanor dołożyła swoje trzy grosze i w tym momencie no dostałam szału, bo skąd może to czuć iwg, tak jakby nie miała prawa porównywać się do matki która straciła dziecko bo przecież ono jeszcze się nie urodziło. No może mnie ponosi, ale kurde nawet jeśli to tylko opowiadanie, to wyrzuty przyjaciół są absurdalne! Co z tego że jest oschła. Monika ucierpiała ale zauważyłam że tak jakby w pewnym momencie zaczęło się robić tak, że Natalia dla wszystkich, ona pocieszy i wg. Inni mogą mieć depresję, coś przeżywać a jej nie wolno się załamać choćby na moment i musi cały czas okazywać to jak bardzo jest silna! Fajnie. Podobne wnioski nasuwały mi się przy tym jak Natalia związała się z Marcinem. Ona była winna, nawet jeśli to oni zaczęli wpierdalać się tam gdzie nie mieli. Liam mógł być z Dan poraz drugi a oni mieli problem z tym że znalazła sobie faceta. Tam nie było czuć troski. Wybacz.

    Wracając do aktualnego postu. Wiem że miało być to coś co teoretycznie miało dać Natt do myślenia, ale jedyne co by osoba po takim przejściu by zrobiła, gdyby usłyszała takie słowa, załamała by się bardziej. Wiem. Bo widzę takie przypadki na codzień i nieudolność w POMOCY przy poddźwignięciu się z depresji. Najlepiej teraz zaraz. Zapomnieć nic się nie stało i fajnie. Ten rozdział przypomniał mi jak bardzo jest to smutne, ze względu na brak zrozumienia.

    To nie miał być przytyk czy coś ale jakoś się we mnie nabuzowało. Przepraszam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń