_____________________________________
Szłam ciemnym korytarzem, bez żadnych drzwi, ani okien. Co kilka kroków dochodziłam do skrzyżowania. Nie skręcałam, coś pchało mnie do przodu. Czarne panele zaczęły nagle się psuć, wyglądały jak połamana kostka brukowa. Potykałam się i upadałam na lodowatą ziemię. Nie mogłam przytrzymać się ścian, bo kiedy wyciągałam w ich stronę rękę, one jakimś cudem się cofały. Moje kolana były już całkiem poranione, z palców rąk spływały mi drobne strużki krwi. Jednak szłam dalej, jakby jakaś tajemnicza siła pchała mnie do przodu. Wreszcie korytarz rozszerzył się w duże kwadratowe pomieszczenie. Było oświetlone tylko kilkoma świetlówkami, które mocno raziły w oczy, gdy się na nie spojrzało. Stanęłam na środku pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam, że korytarz, którym tu przyszłam, zniknął, na jego miejscu pojawiła się gładka szara ściana. Podeszłam do niej, ale nie potrafiłam wymacać kształtu drzwi. Z przerażenia zaczęło mi mocniej bić serce. Oddychałam szybciej. rozglądając się po betonowym pudełku, w którym byłam uwięziona, na próżno szukając jakiejś drogi ucieczki. Obeszłam wszystkie ściany, stukałam w podłogę... Nic. Kiedy w końcu zmęczona szukaniem, upadłam na podłogę, ściana na przeciwko mnie jakby pojaśniała. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że zamiast szarego tynku, znalazła się przede mną szyba z grubego szkła. Wstałam powoli i stanęłam tuż przed nią. Na początku wydawała się zaparowana, ale mgiełka po chwili zniknęła i zobaczyłam kolejne pomieszczenie. Wyglądało jak sala operacyjna.
Nie wiedziałam czemu, ale przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Czułam, że zaraz wydarzy się coś złego. Mój wzrok skupił się na drzwiach ukrytych w głębi pomieszczenia. Miałam przeczucie, że zaraz ktoś tamtędy wejdzie do pokoju. Jak na zawołanie drzwi się otworzyły i do sali najpierw wjechało niewielkie łóżko, pchane przez osobę w fartuchu operacyjnym i w masce na twarzy. Zatrzymała się przy stole operacyjnym i przeniosła z łóżka na stół jakieś zawiniątko owinięte białą płachtą. Odepchnęła łóżko pod ścianę i zdarła ze stołu prześcieradło. W sali rozległ się płacz niemowlęcia.
Otworzyłam szeroko oczy i prawie przykleiłam się do szyby. Nie spuszczałam wzroku z osoby w fartuchu. Stanęła nad dzieckiem i przejechała palcem po jego policzku. Przeniosłam spojrzenie na niemowlę i aż wstrzymałam oddech. Patrick. Nie miałam wątpliwości, że tak by wyglądał, gdyby się narodził. Łzy napłynęły mi do oczu na jego widok. Zaczęłam walić pięściami w szkło, żeby się do niego przedostać i chociaż raz wziąć go w ramiona, przytulić do siebie, powiedzieć, jak bardzo go kocham... Szyba była zbyt gruba. Nie zrobiłam nawet jednej ryski. Podniosłam wzrok z powrotem na osobę w fartuchu i krzyknęłam z przerażenia. Ona zdjęła maskę.
To byłam ja.
Odruchowo dotknęłam swojej twarzy, przejechałam dłońmi po swoim ciele, ale wszystko było na swoim miejscu. Co się dzieje? Dlaczego tam jest moja kopia?!
Patrzyłam na swojego sobowtóra i krzyczałam, żeby ktoś mnie stąd wypuścił, ale jedyne, co osiągnęłam, to zdarte gardło i poobijane ręce. Patrick zaczął płakać mocniej. Tak bardzo chciałam go pocieszyć i uspokoić, ale coś innego przyciągnęło moją uwagę. Druga ja trzymała nóż i przysuwała go do mojego synka. Chciałam wrzeszczeć jeszcze głośniej, ale teraz z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Coś mnie zablokowało, nie mogłam ruszyć ręką ani nogą. Mogłam tylko bezsilnie patrzeć na tę przerażającą scenę za szkłem.
Druga Natalia uniosła nóż nad głowę i spojrzała prosto na mnie. Zaczęła się śmiać. Okropnym, złośliwym, przerażającym śmiechem. Zacisnęłam powieki, żeby nie widzieć tego, co za chwilę miało się wydarzyć. Płacz dziecka ucichł jak ucięty nożem. Zakryłam usta ręką, próbując powstrzymać szloch. Nie, proszę, nie... Otworzyłam oczy, by zobaczyć, jak mój sobowtór z psychicznym uśmiechem odsuwa się od stołu, na którym leżał martwy Patrick z ostrzem wbitym w pierś.
-NIE!!!- Gwałtownie usiadłam na łóżku i spazmatycznie łapałam oddech. Czułam się tak, jakbym zaraz miała się udusić. Drżącymi rękami zaczęłam przeczesywać włosy, żeby się uspokoić. Drzwi się otworzyły i do pokoju wpadł Liam.
-Co się stało?!- Podbiegł do łóżka i zapalił swoją lampkę nocną. Pokręciłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Boże, ten sen był taki realistyczny...
-Już, spokojnie... Jesteś bezpieczna.- Usiadł obok mnie i przyciągnął do siebie. Wczepiłam się w niego mocno i znowu zaczęłam płakać. Nie potrafiłam się uspokoić, to było dla mnie za wiele. Te wszystkie koszmary mnie kiedyś wykończą. A to była dopiero pierwsza noc z powrotem w naszym domu. W szpitalu dawali mi leki uspokajające, parzyli jakieś melisy, mięty, a tutaj po prostu poszłam spać, wykończona wypisem, dziennikarzami, cmentarzem...- Ćśśś... Cicho, Nattie. Jest dobrze.
-Prze... przepraszam...- Wydusiłam z siebie, kiedy przestały już płynąć łzy. Liam ciągle trzymał mnie w ramionach i delikatnie kołysał jak małe dziecko. Dziecko...
-Nic nie mów.- Pocałował mnie ostrożnie w czoło.- Spróbuj może jeszcze zasnąć, dobrze?- Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego.- Zostanę tu, gdyby coś się jeszcze działo.
-Nie... nie musisz.
-Spokojnie, usiądę na fotelu.- Nie mogłam dostrzec jego miny w półmroku. Był na mnie zły za to, że zajęłam nasz wspólny pokój? Niemożliwe, sam mi to zaproponował i własnoręcznie przygotował sobie łóżko w mojej pracowni. Nie chciałam, żeby spał obok mnie. Nie było tak jak kiedyś i nie zanosiło się na to, że szybko powrócimy do naszej relacji sprzed zerwania.
Opadłam na poduszkę i z powrotem naciągnęłam na siebie kołdrę. Liam zgasił lampkę i przeszedł na drugą stronę łóżka, żeby usiąść na fotelu. Wziął z niego koc, owinął się nim i wbił we mnie czujne spojrzenie. Normalnie bodyguard. Starając się nie zwracać na niego uwagi, zamknęłam oczy, ale nie mogłam znowu zasnąć. Obrazy ze snu zaczęły pojawiać się w mojej głowie, tworząc bezładny chaos, w którym najczęściej pojawiał się zamordowany Patrick i ja. To znaczy, nie ja tylko mój sobowtór. Automatycznie przesunęłam rękę na brzuch, żeby skontrolować, czy z drugim maluchem jest wszystko dobrze. Dotknęłam palcami blizny po zabiegu i przesunęłam je wyżej na środek niewielkiej wypukłości. Mama nie pozwoli ci umrzeć, obiecuję. Ty będziesz żyć, zrobię wszystko, żebyś była zdrowa. Kocham cię, córeczko... I twój tata też...
Przekręciłam się na bok i zerknęłam spod zmrużonych powiek na Liama. Już zdążył zasnąć, głowa opadła mu na oparcie fotela. Zaraz będzie pochrapywać. Jak na zawołanie, uchylił usta i cichutko chrapnął. Uśmiechnęłam się lekko. Znałam go doskonale, przez te lata nauczyłam się go całego na pamięć. Uniosłam głowę, żeby sprawdzić godzinę na moim budziku. Czwarta szesnaście? No, bez jaj... Westchnęłam ciężko i spróbowałam przekonać się do spania. Bez skutku.
Po godzinie wiercenia się, gapienia w sufit i wsłuchiwania się w chrapanie Liama zdecydowałam się wstać. Nie było szans, żeby znowu usnęła, nawet najmniejszych. Wygrzebałam się spod kołdry i narzuciłam na siebie długi kardigan. Owinęłam się nim ciasno i cichutko wyszłam z pokoju do łazienki. Z lustra spojrzała na mnie wymęczona twarz z podkrążonymi oczami i potarganymi włosami. Matko, wyglądam jak zombie... Przemyłam twarz zimną wodą i od niechcenia stanęłam na wagę. Hmm, od początku ciąży przytyłam cztery kilo. Ależ się trzymam norm. Jeszcze raz zerknęłam do lustra. Policzki mi się lekko zaokrągliły i zaczęły mi rosnąć piersi. Na szczęście, na razie wyglądało to jak stanik push up. Duży push up, ale kij.
Wyszłam z łazienki i usłyszałam płacz małego Malika. Oho, czas na pobudkę? Niedługo ja będę musiała tak robić. Uśmiechnęłam się pod nosem i ułożyłam rękę na brzuchu. Zaraz jednak znowu zmarkotniałam. Będę wstawać tylko do ciebie, maluchu. Twojego brata już tu nie ma. Pociągając nosem, poczłapałam po schodach na dół. Weszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić herbatę rumiankową. Usiadłam przy stole i zapatrzyłam się w okno. Zaraz będzie wschód słońca. Na dworze już było szaro. Ciekawe, czy będzie świeciło dziś słońce. Miałam trochę dość wiatru i deszczu. Najlepiej, żeby przez kilka dni był upał... A już w ogóle byłoby bosko pojechać do Chorwacji.
-Nie śpisz?- Poderwałam głowę na dźwięk głosu Zayna. Stał zaspany w drzwiach i drapał się po ramieniu.- Wiesz, że jest piąta?
-Wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie mogłam spać przez koszmary.
-Patrick?- Od razu się domyślił. Nie odpowiedziałam.- Nie martw się, Nattie. To minie. Przyzwyczaisz się.- Podszedł do blatu i zaczął przygotowywać mleko.
-Nie dam rady. Cały czas o nim myślę.- Pociągnęłam nosem.
-Dziwisz się? Minął dopiero tydzień.- Nalał wrzątku do butelki i odmierzył równiutko zimną wodę, żeby nie było zbyt gorące.
-Ja się czuję, jakby minęły całe wieki.- Mruknęłam.
-Jest za wcześnie, żebym wymyślił coś dobrego na pocieszenie.- Ziewnął rozdzierająco.- Niestety, Shane uważa, że każda pora jest dobra na żarcie. Gdybym nie miał stuprocentowej pewności, że to ja go stworzyłem, to pomyślałbym, że wychowuję dziecko Nialla.
-Jedziesz dziś do szpitala?- Zapytałam. Potrząsnął głową.
-Shane ma szczepienie. A znając jego miłość do igieł, zapowiada się ciężka walka. Jedziemy z nim oboje.
-Powodzenia.- Pomachał mi sennie i pobiegł na górę do marudzącego, głodnego synka.
Wzięłam tę resztkę gorącej wody, którą mi zostawił, zrobiłam sobie herbatę i zeszłam do piwnicy do muzycznego. Rany, ale dawno tu nie byłam... Uruchomiłam panel i popijając herbatkę, włączyłam losowe odtwarzanie. "Over Again". No, wow. I głos Liama na początek, błagam! Nie, Payne, nie wiem, czy możemy zacząć od nowa. Nie teraz. Nie, kiedy jestem taka rozbita. Nie mam siły nic naprawiać. Mój wzrok padł na jedną z tysiąca piosenek na liście. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam przez ramię na pianino. Wstałam z fotela i podeszłam do regału z nutami. Zaczęłam je przerzucać w poszukiwaniu kartki z "Let Her Go" Passengera. Jest, znalazłam. Wysunęłam stołek od fortepianu i przejechałam palcem po klawiszach. To jedziemy...
Nie chciałam śpiewać, pozostałam przy samej grze. Wystarczył wokal z głośników. Grałam równo, skupiając się na nutach i nie zwracając uwagi na otoczenie. Tego potrzebowałam. Odciąć się od wszystkiego, zapomnieć, zatracić się w delikatnym dźwiękach. Naciskałam kolejne klawisze, czując jak te wszystkie nagromadzone we mnie emocje znajdują swoje bezpieczne ujście. To było dużo lepsze niż jakikolwiek płacz. Przestałam grać, kiedy zmieniła się piosenka. Co teraz? "Give Me Love". Nieee, nie. Albo może? Ed zaczął już śpiewać, więc czym prędzej dołączyłam z moją grą. Te nuty znałam na pamięć, grałam je nie pierwszy raz. Give a little time to me... O właśnie. Tego potrzebuję. Trochę czasu.
Przestałam grać po kilku kolejnych piosenkach, bo zaczął mnie boleć kręgosłup. Aha, czyli już się zaczyna. Przesiadłam się na fotel i dopiłam zimną już herbatę. Oparłam się wygodnie i włączyłam "Candle In The Wind" Eltona Johna. Uwielbiałam tę piosenkę, nawet jeśli była tak smutna i nostalgiczna. Napisał ją na pogrzeb księżnej Diany i naprawdę, w tej chwili nie mogłam słuchać niczego bardziej odpowiedniego. Przymknęłam zaszklone oczy i po prostu słuchałam. Niczego więcej nie było mi trzeba.
-Boże, czego ty słuchasz?
-Na pewno nie ciebie.- Odparowałam, nawet na niego nie patrząc. Spadaj, Tomlinson.
-To wiem. Marchewkę?- Otworzyłam jedno oko.
-Masz?
-A mam.- Wyciągnął jedną w moją stronę i usiadł na drugim fotelu.- Ale wyłącz to, bo mi się płakać chce.
-Właśnie o to chodzi.- Stuknęłam palcem w inny tytuł.
-Z deszczu pod rynnę, super.- Skomentował mój wybór. No co? Mam ochotę na "Too Much Love Will Kill You", to źle?
-Masz coś do Queenu?- Ugryzłam marchew i zaczęłam głośno chrupać.
-Uwielbiam ich tak samo jak ty, ale nie mam doła... jak ty.
-Jak się domyśliłeś, jasnowidzu?- Wywróciłam oczami.
-Nie musisz być taka cierpka, Nattie. Wszyscy to widzą. I zresztą, nikt się jakoś specjalnie temu nie dziwi.
-Louis Dobra Rada Tomlinson zaczyna swoje kazanie?- Zadrwiłam. Nie mogłam się powstrzymać.
-A żebyś wiedziała. Za każdym razem, kiedy potrzebujesz kopa, to dziwnym trafem jestem pod ręką. I nawet mi się to podoba, wreszcie mogę pokazać mój ukryty iloraz inteligencji.- Parsknęłam śmiechem. O kurde.
-No, dawaj, filozofie.
-Okej.- Usiadł wygodniej i wbił we mnie spojrzenie niebieskich oczu.- Masz doła. Rozumiem. Straciłaś synka, masz pełne prawo rozpaczać. Ale nie możesz też odtrącać wszystkich dookoła. Jesteśmy twoją rodziną i chcemy cię wspierać. Rany, i tak będziemy to robić, nawet jeśli tobie się to nie będzie podobało!- Oho, rozkręcał się.- Pomyśl zresztą w ten sposób. Patrick nie żyje. Ale to nie jest tak, że umarł całkiem. Bliźniaki są przecież ze sobą zsynchronizowane, widzę to po moim rodzeństwie. Daisy i Phoebe myślą tak samo, Ernie i Doris czasem ze sobą walczą, ale jedno za drugim poszłoby w ogień. A ty masz właśnie w sobie połowę takiego duetu. Nie wiem, jakie jej dacie imię, ale założę się, że mała będzie w połowie sobą, a w połowie Patrickiem. I to nie jest przenośnia. Na serio, będziesz widziała w niej swojego syna. Kto wie, może wyrośnie na taką typową chłopczycę?- Zaśmiał się.- Rozumiesz, co mam na myśli?
-Chyba tak.- Pokiwałam powoli głową.- Ale to nie zmienia faktu, że nie będzie mi łatwo się pogodzić z jego śmiercią.
-Wiem. Ale my ci w tym pomożemy.- Objął mnie ramieniem.- Nikt nie każe ci zapominać. A jeśli chodzi o Liama...
-O nie.- Zaprotestowałam, wysuwając się z jego objęć.- Nie będziemy teraz gadać o tym, że powinnam mu wybaczyć, rzucić mu się w ramiona i zacząć wszystko od początku.
-Ja chciałem tylko powiedzieć, żebyś go definitywnie nie skreślała. Musisz się od nowa do niego przyzwyczaić, ale nikt nie każe ci od razu się z nim na nowo zaręczać i brać ślubu. Zacznijcie od przyjaźni.
-Przyjaźni?- Powtórzyłam głupio.
-No tak. Na początku od tego się zaczęło i dobrze na tym wyszliście. Musisz po prostu wrócić do waszej relacji z początku, a potem wszystko się potoczy tak, jak te parę lat temu, zobaczysz. Ja wiem, że ciągle go kochasz. To ci nie ułatwi sprawy, ale z drugiej strony... Nie wiem, dacie radę. Innej opcji nie ma. Jesteście Natalia i Liam, Lattie, jedno wielkie niekończące się love story i drama. Bez was nie byłoby 1D Team, One Direction byłoby daleką, zakurzoną przeszłością.
-Nie przesadzasz troszkę?- Uniosłam brwi.- Nie jesteśmy jacyś niezastąpieni. Poza tym, nie wiesz, jak to się potoczy. Może my już nigdy nie będziemy razem, a łączyć będzie nas tylko dziecko?
-Przestań pieprzyć!- Wkurzył się Lou.- Potrzebujesz urlopu, a nie wypowiedzenia! Ja rozumiem, porwał ci serce na kawałki, ale miałaś czas na pozszywanie i właśnie się zrasta. Daj mu jeszcze chwilę, a będziesz mogła zdjąć szwy.- I nachylił się nad panelem, żeby wybrać na ekranie piosenkę. Nieprzypadkową. "Give Your Heart A Break" Demi Lovato.
-The day I first met you
You told me you'd never fall in love
But now that I get you
I know fear is what it really was
Now here we are, so close
Yet so far, haven't I passed the test?
When will you relize
Baby, I'm not like the rest
Don't wanna break your heart
I wanna give your heart a break
I know you're scared it's wrong
Like you might make a mistake
There's just one life to live
And there's no time to wait, to waste
So let me give your heart a break
Give your heart a break
Let me give your heart a break
Your heart a break
(W dniu, w którym pierwszy raz cię spotkałam
Powiedziałeś mi, że już nigdy się nie zakochasz
Teraz, gdy cię zrozumiałam
Wiem, że tak naprawdę chodziło o strach
Oto jesteśmy, tak blisko
A wciąż tak daleko, czy nie przeszłam tej próby?
Kiedy uświadomisz sobie
Kochanie, że ja nie jestem taka jak reszta?
Nie chcę złamać ci serca
Chcę mu ulżyć
Wiem, że się boisz, że to nie to
Że możesz popełnić błąd
Masz tylko jedno życie
I nie ma na co czekać, ani chwili do stracenia
Więc pozwól mi ulżyć twojemu sercu
Ulżyć twojemu sercu
Pozwól mi ulżyć twojemu sercu
Ulżyć twojemu sercu)
-Ty to jednak faktycznie masz coś w tej niby pustej głowie.- Mruknęłam pod nosem i zaraz dostałam za to kuksańca w ramię.- Ała, bijesz kobietę w ciąży?!
-To była samoobrona.- Wystawił do mnie język i do tego zrobił zeza. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Na początku cichym, ale po chwili oboje prawie się pokładaliśmy.
Może on faktycznie ma rację? Otrząsnę się i ruszę naprzód... Ale tylko i wyłącznie ich pomocą.
-Dobra, koniec użalania się nad sobą.- Wstał z krzesła i się przeciągnął.- Idziemy na śniadanko. I nie mów, że nie jesteś głodna, bo musisz jeść za dwoje.
-Właściwie to głodna też jestem za dwoje.- Wzięłam pusty kubek i poszłam za nim na górę. W kuchni natknęliśmy się na półprzytomną Nikę.
-Heeej.- Ziewnęła.- Jadę przed pracą do szpitala. Natalia, chcesz jechać ze mną?
-No, mogę jechać. I tak chciałam się tam pojawić.- Wzięłam chleb i wsadziłam do tostera. Wyciągnęłam z lodówki jogurt i zaczęłam go pochłaniać.
-Nie miałaś żadnych informacji, kiedy będą go wybudzać?
-Nie.- Pokręciłam głową.- Ale dziś złapię kogoś i się wypytam.
-Dzięki.- Popatrzyłam na Nikę ze współczuciem. Schudła przez to wszystko, była niewyspana, każdą wolną chwilę spędzała przy łóżku Nialla. Rozmawiała z nim, płakała lub po prostu trzymała go za rękę i obserwowała każdy najdrobniejszy ruch. A właściwie jego brak. Nawet kiedyś przyniosła mu książki i czytała na głos. Właśnie po tym można było rozpoznać prawdziwą miłość. Kiedy byli ze sobą w każdej chwili, tej lepszej i tej gorszej. Kiedy potrzebowali siebie nawzajem i sobie to okazywali.
-Nika, ty się nie przejmuj. Niall stanie na nogi, zobaczysz.- Lou poklepał ją po łopatce i zabrał jej jedną kanapkę.
-Ej, oddawaj!- Nie chciało jej się wstać z krzesła i Louis mógł z łatwością odskoczyć i z triumfalną miną pożreć kanapkę w dwóch gryzach.
-Mam zwrócić?- Zapytał z niewinną miną, gdy już wszystko przełknął. Nika machnęła na niego ręką ze zrezygnowaniem i wstała od stołu.
-Idę się ubrać. Jedziemy za maks godzinę, okej?
-Okej.- Oboje patrzyliśmy za wychodzącą dziewczyną, a potem spojrzeliśmy po sobie.
-Ona się wykończy. Weź ich zmuś, żeby go wybudzili.
-To nie takie proste.- Westchnęłam.- Też się idę ubrać.
Poszłam na górę i w drzwiach pokoju zderzyłam się z Liamem.
-Boże, już myślałem, gdzie zniknęłaś.- Odetchnął i wyciągnął do mnie rękę, ale się odsunęłam.
-Byłam w Music'u z Louisem.- Odpowiedziałam.- A teraz jadę z Niką do szpitala.
-Okej.- Skinął głową i wyminął mnie w korytarzu. Nie odwracałam się, ale słyszałam wyraźnie, jak głośno tupał na schodach. Uraziłam go. Ale przecież nie przełamię się tak od razu, co nie? Nie potrafię.
Weszłam do pokoju i wzięłam do łazienki ubrania. Nika pewnie będzie gotowa za dosłownie kwadrans, więc zrezygnowałam z prysznica i zaczęłam szorować zęby, jednocześnie smarując brzuch kremem na rozstępy. Uroki ciąży. Nałożyłam na siebie legginsy i tunikę z rękawem trzy czwarte, naciągnęłam skarpetki-stopki i szybko rozczesałam włosy. Dobrze, że umyłam je wczoraj wieczorem. Przypudrowałam ekspresem nos, maznęłam wargi błyszczykiem i wyszłam z pokoju. Nika wypadła ze swojego sekundę po mnie.
-Jedziemy!- Pociągnęła mnie za rękę po schodach. Udało mi się wyrwać, zanim spadłam i wolnym krokiem zeszłam na dół. Jeszcze pamiętałam, co mówiła Sheila. Teraz już zamierzałam podwójnie na siebie uważać.
-Może trochę delikatniej, co? Jakbyś nie zauważyła ostatnio, to jestem w ciąży.- Zakpiłam, zakładając sandały.
-Chyba mi umknęło.- Odparowała i otworzyła drzwi od garażu.- Wybieraj auto, Niall nie będzie protestował.
-Haha. Daj tego czerwonego Hyundaia.- Podałam jej kluczyki z półeczki i wsiadłam na miejsce pasażera. Chyba trzeba też ograniczyć prowadzenie samochodu. Szkoda.
Nika odpaliła silnik i ruszyła do szpitala, po drodze trąbiąc na Chada, który dyskutował z jakimiś fankami pod bramą. Pomachałam im z samochodu, ale nie wiem, czy to zauważyły, bo Nika już popruła na główną drogę. Jezu, ta dziewczyna to pirat drogowy. Chyba jeszcze nigdy nie wylądowałam tak szybko pod szpitalem. Okej, może jak jechałam z ratownikami karetką, ale to się nie liczy.
-Chodź!- Rzuciła komendę i za chwilę pędziła do swojego ukochanego. Mnie się wcale nie spieszyło. Wiedziałam, że Nika musiała jeszcze jechać do laboratorium, a ja... Ja byłam na urlopie, mogłam sobie powoli, spokojnie pójść do windy, zamiast gnać na złamanie karku po schodach, poczekać cierpliwie, aż wszyscy się wepchną i wejść na końcu do tego stalowego pudła, pojechać na dziesięć różnych pięter, zanim winda zatrzyma się łaskawie na moim i odwiedzić dyżurkę pielęgniarek oraz gabinet lekarski.
-Cześć, Grace!- Pomachałam koleżance za biurkiem.
-O, hej, Natalia.- Przetarła zaczerwienione oczy i ziewnęła.- Miałam nocny dyżur, przepraszam.
-Spoko. Masz coś nowego o moim pacjencie?
-Eee... czekaj. Horan?
-Dokładnie.- Przerzuciła księgi zleceń, wygrzebała plik notatek z nazwiskiem Nialla i mi je podała.
-Odłączyliśmy respirator.
-Oddycha samodzielnie?- Znalazłam interesujące mnie zapiski. Koniec z respiratorem, prowadzone natlenowania, dren w nosie i dwa dreny w ranach, szwy w stanie dobrym, mocz i kał w ilościach prawidłowych. Rany, ale to dziwne czytać takie rzeczy o przyjacielu.
-Tak, jest w porządku. Trochę surowiczej wydzieliny wycieka ze szwu przy śledzionie, ale tak, to jest w porządku. Odstawiliśmy też leki usypiające. Chcemy, żeby się wybudził.
-Profesor to widział?- Zapytałam. Grace wywróciła oczami.
-Chyba nie myślisz, że mogę już podejmować takie decyzje. Nie jestem jeszcze wyspecjalizowanym chirurgiem.
-Wiem, tak tylko spytałam.- Oddałam jej papiery i skierowałam się do drzwi.- Zajrzę jeszcze na ortopedię i potem tu wrócę.
-Ja zaraz spadam do domu. Wolę nie zasnąć z głową w czyjejś jamie brzusznej. Jak tylko dłużej posiedzę, to zaraz mnie wezmą do jakiegoś zabiegu na asystę.
-Jakżeby inaczej.- Uśmiechnęłam się krzywo.- Na razie, trzymaj się.
-Nom, ty też.
Zerknęłam przez szybę, jaka sytuacja u Nialla, ale na widok Niki przytulającej się do jego ręki stwierdziłam, że na razie nie będę jej przeszkadzać. Znowu poszłam do windy i pojechałam na ortopedię.
-Przepraszam!- Zatrzymałam się na czyjeś wołanie.- Pani Maj?
-Tak.- Skinęłam głową. Przede mną zatrzymał się jakiś wysoki lekarz.- O co chodzi?
-Nazywam się Andrew Giles i jestem tu ginekologiem. Badałem panią Monikę Pater. Powiedziano mi, że mogę skonsultować z panią wyniki.
-Nie jestem wyspecjalizowanym ginekologiem.- Zmarszczyłam brwi.- Nie nadaję się do konsultacji.
-Może się źle wyraziłem... Chodzi bardziej o przekazanie wyników i... ekhem, sugestie dotyczące leczenia.
-Monika jest chora?- Przestraszyłam się.
-Nie, nie! Fizycznie nie.
-Chodzi panu o jej psychikę.- Domyśliłam się. Stany lękowe Moniki to była zdecydowanie robótka dla psychiatry lub psychologa.
-Tak, niemniej uraz psychiczny został spowodowany urazem fizycznym. Bardzo poważnym.- Z trudem powstrzymałam się od potrząśnięcia tym lekarzem.
-Niech pan nie owija w bawełnę. Zgwałcono ją, prawda?
-I to nie raz. A do tego jeszcze to... Coś takiego widzę pierwszy raz w życiu u ofiar gwałtu.- Podał mi teczkę. Otworzyłam ją i wyjęłam zdjęcie z rentgena i USG. Przyjrzałam się uważnie. Zaraz, coś mi tu nie pasuje...- To zdjęcie jej miednicy?- Upewniłam się.
-Tak. Już pani widzi?- Wskazał na miejsce, gdzie według wszystkich podręczników anatomii powinna być macica. Ale jej nie było.
-O mój Boże.- Aż upuściłam papiery. Doktor schylił się i szybko to pozbierał. Zakryłam usta dłonią, próbując otrząsnąć się z szoku.- Wycięli jej macicę?!
-Tak. Nie powiem, w przypadku licznych i zbiorowych gwałtów, to interesująca metoda antykoncepcji. Nie całą, tylko trzon, ale nie pozwala to już na zagnieżdżenie się ewentualnego zarodka, bo brakuje po prostu dróg rodnych. Do tego szwy są już całkiem wygojone i zdjęte. Zrobił to ktoś znający się na rzeczy. Inne kobiety, które tam znaleziono, zostały identycznie okaleczone. Normalnie takie zabiegi przeprowadza się przy nowotworach.
-Czyli mieli tam swojego chirurga.- Doszłam do okropnego wniosku.- Jezu, naczytali się thrillerów medycznych, czy co?!
-Spokojnie. Oprócz kilku siniaków i ran ciętych, nie ma więcej obrażeń. Nigdzie nie wdało się zakażenie.
-Spokojnie?! Ja mam być spokojna?! To moja przyjaciółka i teraz jest w beznadziejnym stanie, nigdy nie będzie mogła mieć dzieci, a ja jestem właśnie w ciąży! I jak ja mam jej to powiedzieć?!
-W teczce jest numer do dobrego psychiatry. Radzę się z nim skontaktować, jego pomoc może być niezbędna w nawiązaniu kontaktu z pani przyjaciółką. Aha, w środku jest też recepta na leki, głównie hormony. Proszę przypilnować, żeby je zażywała.
-Jasne.- Westchnęłam ciężko i usiadłam na krześle obok sali Harry'ego. Odłożyłam teczkę na podłogę i oparłam głowę na dłoniach. Boże, co za potwory żyją na tym świecie! Jeśli już miało się coś takiego zdarzyć, to czy nie mogła trafić na jakiegoś normalnego gwałciciela? O ile gwałciciel może być normalny. Nie, cofam to. Ale żeby zrobić coś takiego, to trzeba mieć kompletnie posrane w głowie. Od razu przypomniał mi się "Chirurg" i "Skalpel", dwa thrillery Gerritsen. A już liczyłam, że takie zboczenia to tylko fikcja literacka. I co ja mam teraz zrobić? Jeszcze ten koszmar dziś w nocy...
Nie mówiłam jeszcze Monice o ciąży, bo nie była na tyle świadoma, żeby ogarnąć, o co mi chodziło. Jedyny kontakt miała z Harrym i słuchała w zasadzie tylko jego, bo jedynie przy nim czuła się bezpiecznie. A on nie poruszał żadnych trudnych tematów, głównie ją uspokajał, bo podrywała się na każdy najcichszy dźwięk, ciągle męczyły ją koszmary i denerwował ją widok każdego obcego mężczyzny. Kobiety zresztą też.
Odchyliłam się na oparcie i pogłaskałam się po brzuchu. Oj, maluchu, my chyba nigdy nie odpoczniemy od problemów... Obyś tylko ty była zdrowa. Żebyś tylko była zdrowa. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do sali. Harry wyglądał wręcz genialnie w porównaniu z tym, co zastałam po wypadku. Monika siedziała z brzegu łóżka i ściskała jego rękę, podczas gdy on czytał na głos jakąś książkę. Jeśli się nie mylę, to był to jeden z uwielbianych przez Monię harlequinów.
-Hej.- Przywitałam się. Monika wzdrygnęła się, ale zaraz posłała w moją stronę spłoszony uśmiech.
-Hejo, Nattie.- Harry odłożył książkę i dał się przytulić na powitanie.- Zobacz, zdjęli mi już tę szmatę z głowy. Całe szczęście, bo już mnie to swędziało. A z nogą też już lepiej. Już nie boli, tylko wkurza mnie ten wyciąg. Nie mógłbym jej trzymać normalnie?
-Nie wiem, nie jestem ortopedą. Zdaj się na swoich lekarzy, co?- Zaśmiałam się. Harry jednak wyczuł, że coś jest nie tak, bo zaczął mnie lustrować uważnym wzrokiem. Zerknęłam wymownie na Monikę. Skinął głową.
-Moniś, dobrze się dziś czujesz?
-Dobrze.- Powiedziała cicho i zaczęła skubać róg kołdry. Usiadłam na krześle.
-Monika - zaczęłam spokojnie - mogłabyś mi choć trochę powiedzieć, co tam się działo? Kiedy cię nie było, co się z tobą działo? Co oni ci zrobili? Nie wiem, jak mam ci z tym pomóc.
-Nie pomożesz.- Wyszeptała. W jej oczach zaczęły się zbierać łzy.- Nikt mi już nigdy nie pomoże.
-Skarbie, proszę.- Dołączył się do mnie Harry.- Wiem, że ci ciężko i nie chcesz o tym mówić, ale czasem lepiej coś z siebie wyrzucić.- Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Oboje z napięciem wpatrywaliśmy się w wychudzoną blondynkę, która była już na skraju płaczu.
-Jak cię wyrzuciłam...- Rzuciłam Stylesowi zdumione spojrzenie. Czyżbyśmy byli świadkami przełomu? Monia zaczęła mówić!- Wtedy... przyjechał Flash. Powiedziałam mu o wszystkim, a on kazał mi się spakować i mówił, że pojedziemy odpocząć od tej całej sytuacji. To miał być wypad całą grupą... Pojechaliśmy razem z kilkoma osobami na jakieś pole namiotowe, a tam zrobiliśmy ognisko. Dosypali mi czegoś... Obudziłam się w... W jakimś pokoju, brudnym, bez okien, bez mebli... Zaraz potem przyszedł on i zabrał mnie na górę. Tam była cała masa ludzi, nie znałam ich... Oni byli na haju, jak nieprzytomni... Na środku był stół. Wywlekli z tłumu jakąś dziewczynę i nożem zaczęli wycinać jej na ramieniu jakieś znaki. Nie wiedziałam, o co im chodzi, nie rozumiałam! On nie chciał mi nic powiedzieć, więc zagroziłam mu, że wyjeżdżam, a on...- Mówiła przerywanymi zdaniami. Można było wyczuć, jak wielką trudność jej to sprawiało. Zaraz ja też się rozpłaczę.
-Zawlókł mnie na środek i krzyknął do nich, że mają nową. Tamta dziewczyna zeszła ze stołu i wstrzyknęła mi coś... Obudziłam się znowu w tym pokoju z opatrunkiem na brzuchu... A potem... Przyszedł on i...- Zaczęła się trząść. Łzy spływały jej po twarzy, a ręce nerwowo przesuwały się po ramionach. Harry przyciągnął ją do siebie, ale odepchnęła.- Ty wiesz, co mi zrobili! Wiesz, prawda?- Krzyknęła do mnie. Spuściłam głowę i zacisnęłam powieki. Jak ja mam jej to powiedzieć?- Powiedz mi, co oni mi zrobili!
-Wyci... Nie będziesz... Nie wiem, jak ci to powiedzieć!- Rozpłakałam się. Doskonale wiedziałam, jak Monika się będzie czuła po tym, jak jej to powiem. Dokładnie tak, jak ja się czułam przez ostatni tydzień.
-Natalia... Po prostu to powiedz.- Podniosłam głowę i spojrzałam na nią z bólem.
-Wycięli ci macicę. Nigdy nie będziesz mieć dzieci.- Wyszeptałam. Harry otworzył szeroko oczy i wciągnął powietrze. Jej reakcja była zdumiewająca.
-Tak myślałam.- Monika skinęła głową. Więcej się do nas nie odezwała, tylko łzy bezgłośnie spływały po jej policzkach. Miałam wrażenie, że razem z fragmentem jej ciała, wycięli jej też wszystkie emocje oprócz strachu.
-I co ja mam teraz zrobić, Horan? Streściłam ci całą historię, wszystko, a ty powinieneś się zbulwersować i wstać, żeby mnie opieprzyć. Ale nie, ty leżysz jak ta kłoda, chociaż od ładnych dwóch tygodni oddychasz samodzielnie. Nawet nie zobaczysz, jak mi brzuch rośnie. A jest nieźle, serio. Mała się rozpycha, ale jeszcze ani razu nie poczułam jej kopnięcia. Sheila mnie uspokaja, że wszystko jest pod kontrolą, ale dla pewności wolałabym dostać jeszcze prawego sierpowego w żołądek, żeby być stuprocentowo pewna. Może głos wujka by ją pobudził do działania? Nie? Nie wiesz, co tracisz, pacanie. Wiesz, ile już przegapiłeś? Moje... śmierć Patricka, odnalezienie się Moniki... Chociaż tutaj jest niewiele do opowiadania. Odkąd dowiedzieliśmy się, że zrobili jej takie świństwo, nie powiedziała nam nic więcej. To znaczy, odzywa się, jak najbardziej. Nawet raz się podobno uśmiechnęła. Ale przez jakąś sekundę. Więcej swojej historii nam nie opowiedziała. Jedynie udało się uzgodnić z lekarzami, że za jakiś tydzień wyjdą ze szpitala. Też mógłbyś się obudzić, to może swoje urodziny obchodziłbyś w domu. W środku już ci się większość wygoiła, tylko żebyś ruszył tyłek z tego wyra. Już ci materac przeciwodleżynowy założyli, no litości. Jak księżniczka na ziarnku grochu. Mała, zapamiętaj, nie bierz przykładu z wujka Nialla. Tak długo leżeć nie wolno. Horan, wstydziłbyś się. Dzieciak się od małego będzie uczył.- Westchnęłam ciężko i poprawiłam się na fotelu. Gadałam tak bez sensu o wszystkim i o niczym od jakichś dwóch godzin. Nie udało mi się uzyskać żadnego, nawet najmniejszego odzewu. Cholera.
-Nattie?- Odwróciłam się i zobaczyłam wchodzącą do sali Gemmę.- Hej, długo tu siedzisz?
-Wystarczająco, żeby się na niego wkurzyć.- Wzruszyłam ramionami i położyłam dłonie na brzuchu. Od pewnego czasu ten niewielki gest działał na mnie mega uspokajająco.
-Byłam u mojego porąbanego brata. Jak tylko wyjdzie z tego szpitala to dostanie taki łomot, że nigdy nie wsiądzie za kółko.- Oparła się łokciami o ramę łóżka.- Niall jeszcze nic?
-Nic.
-Kurde. Z Moniką też nie najlepiej. Chociaż nie, jest postęp. Nie wzdrygnęła się, kiedy dziś ją przytuliłam.
-Powoli się z nami oswaja.- Wyjaśniłam.- Już jej tak nie straszymy jak na początku. Gorzej z obcymi, na ich widok od razu panikuje.
-Wiem. Nie zapomnę, jak pierwszy raz przyszłam tu do szpitala. Mama strasznie to wszystko przeżywa. Do tego jeszcze musiała wrócić do Holmes Chapel, bo Robin się rozchorował. Jakby tego było mało.
-Same nieszczęścia.- Westchnęłam i wstałam z krzesła.- Zostaniesz tutaj? Nika zaraz przyjedzie.
-Jestem!- O wilku mowa.- Hej, kochanie! Wstałeś już?
-Nie.- Odpowiedziałyśmy jednocześnie w imieniu Niallera.
-Przyniosłam ci jakieś książki, to zaraz ci poczytam.- Otworzyłam szeroko oczy na widok kilku opasłych tomiszcz, które przytargała. Jezu, Nika, kto cię podmienił?- Po pracy zajrzałam do Jake'a, proces tych... nie powiem, czyj, zacznie się w poniedziałek, trzeciego września. Tamte dziewczyny zdecydowały się zeznawać, więc Monika nie będzie do tego zmuszana, chociaż mogą ją wezwać do dodatkowych pytań, ale o tym nas poinformują. Mówiła coś jeszcze?
-Nic.- Gemma pokręciła głową.- Nic, o czym byśmy nie wiedzieli.
-Kiepsko. A mówiła, jak się czuje, czy coś?
-Też nie. Myślę, że łatwiej jej się będzie otworzyć w domu. Harry w przyszłym tygodniu wyjdzie ze szpitala, a ona z nim. Może wtedy pozwoli zadzwonić do tego psychiatry. O, czekajcie.- Wyjęłam z kieszeni telefon.- Halo?
-Cześć. Jestem już pod szpitalem, jak prosiłaś.
-Okej, już lecę.- Rozłączyłam się i odwróciłam do dziewczyn.- Liam po mnie przyjechał. Idę, muszę wyciągnąć nogi.
-Ja tu jeszcze zostanę.- Gemma posłała mi uśmiech i zaczęła gadać z Niką o jakimś kremie nawilżającym.
Zjechałam windą na parter i wychyliłam się zza zakrętu. Uff, czysto. Żadnych fanek przed szpitalem. Przemknęłam koło rejestracji i wyszłam na dwór. Po fali chłodnych wiatrów i ulewnego deszczu, w Londyn znów uderzyło gorące powietrze. No, hello, zaraz wrzesień, a pogoda jak w środku lipca. Mam dość tych anomalii.
-Skradasz się jak Bond.- Zażartował Liam, kiedy wreszcie wsiadłam do samochodu.
-Dziwisz się?- Odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam klimatyzację. Położyłam rękę na brzuchu.- Takie rzeczy są beznadziejne, jak się jest w ciąży.
-Jak się czujesz?- Zapytał, manewrując po parkingu. Szło mu zdecydowanie lepiej, odkąd zdjęli mu gips. Przynajmniej ja czułam się bezpieczniej.
-W porządku.- Wzruszyłam ramionami.- Ale kostki zaczynają mi puchnąc jak dużo chodzę. Chyba serio powinnam więcej leżeć.
-Paul dzwonił.- Oznajmił Liam po dłuższej chwili.- Pytał, czy moglibyśmy pojawić się jutro na pokazie Prady.
-Co?- Spojrzałam na niego zdumiona.- Ja i ty?
-Tak. W ramach dodawania otuchy fanom.- Wyjaśnił sarkastycznie.
-Czy Paul jeszcze nie zajarzył, że jestem w ciąży? Ja rozumiem, to nie jest dziewiąty miesiąc, ale jednak coś już widać.- Zakpiłam, delikatnie przesuwając ręką po wypukłym brzuchu. Okej, może gdyby... nie stało się to, co się stało, to brzuch byłby większy, ale bez przesady. Temat Patricka wciąż bolał jak cholera.
-Mieliśmy te wejściówki załatwione już pół roku temu i nie da się odwołać. Na dodatek nikt nie może przyjść zamiast nas.
-Mam już dość tej roli zbawicielki wszechświata, wiesz?- Zdenerwowałam się.- Nie można napisać tweeta typu "hej, wszystko okej, żyjemy, będzie dobrze, kochamy was"? Nie, oczywiście, my musimy się pchać na jakąś galę, żeby przed kamerami zdać relację z naszego życia i udawać, że wszystko jest super.
-Mnie też się ten pomysł nie podoba.
-No i świetnie. Nie idźmy.
-Ale po tym mogą wreszcie dać nam spokój...- I tu miał rację. Liam jeden, Natalia zero. Pomyślałam chwilkę.
-Okej, pójdę. Mogę nawet udawać, że do siebie wróciliśmy. Ale jeśli coś się stanie mnie lub małej, to ty będziesz za wszystko odpowiadał.
-Nie chcę cię do niczego zmuszać.- Złapał mnie za rękę, ale zaraz ją zabrałam.
-To moja decyzja. Możemy jechać.- Odwróciłam się do okna i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam oglądać mijane budynki. W głębi duszy byłam wściekła. Ale jeśli cokolwiek jutro pójdzie nie tak, to całą tę złość wyładuję na nim.
Nagle moją uwagę zwróciła lecąca w radiu piosenka. "Jealous". Wystarczyło kilka słów, żebym ją znienawidziła.
-I'm jealous of the rain
That falls upon your skin
It's closer than my hands have been
I'm jealous of the rain
I'm jealous of the wind
That ripples through your clothes
It's closer than your shadow
Oh, I'm jealous of the wind, cause
I wished you the best of
All this world could give
And I told you when you left me
There's nothing to forgive
But I always thought you'd come back, tell me all you found was
Heartbreak and misery
It's hard for me to say, I'm jealous of the way
You're happy without me
Powiedziałeś mi, że już nigdy się nie zakochasz
Teraz, gdy cię zrozumiałam
Wiem, że tak naprawdę chodziło o strach
Oto jesteśmy, tak blisko
A wciąż tak daleko, czy nie przeszłam tej próby?
Kiedy uświadomisz sobie
Kochanie, że ja nie jestem taka jak reszta?
Nie chcę złamać ci serca
Chcę mu ulżyć
Wiem, że się boisz, że to nie to
Że możesz popełnić błąd
Masz tylko jedno życie
I nie ma na co czekać, ani chwili do stracenia
Więc pozwól mi ulżyć twojemu sercu
Ulżyć twojemu sercu
Pozwól mi ulżyć twojemu sercu
Ulżyć twojemu sercu)
-Ty to jednak faktycznie masz coś w tej niby pustej głowie.- Mruknęłam pod nosem i zaraz dostałam za to kuksańca w ramię.- Ała, bijesz kobietę w ciąży?!
-To była samoobrona.- Wystawił do mnie język i do tego zrobił zeza. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Na początku cichym, ale po chwili oboje prawie się pokładaliśmy.
Może on faktycznie ma rację? Otrząsnę się i ruszę naprzód... Ale tylko i wyłącznie ich pomocą.
-Dobra, koniec użalania się nad sobą.- Wstał z krzesła i się przeciągnął.- Idziemy na śniadanko. I nie mów, że nie jesteś głodna, bo musisz jeść za dwoje.
-Właściwie to głodna też jestem za dwoje.- Wzięłam pusty kubek i poszłam za nim na górę. W kuchni natknęliśmy się na półprzytomną Nikę.
-Heeej.- Ziewnęła.- Jadę przed pracą do szpitala. Natalia, chcesz jechać ze mną?
-No, mogę jechać. I tak chciałam się tam pojawić.- Wzięłam chleb i wsadziłam do tostera. Wyciągnęłam z lodówki jogurt i zaczęłam go pochłaniać.
-Nie miałaś żadnych informacji, kiedy będą go wybudzać?
-Nie.- Pokręciłam głową.- Ale dziś złapię kogoś i się wypytam.
-Dzięki.- Popatrzyłam na Nikę ze współczuciem. Schudła przez to wszystko, była niewyspana, każdą wolną chwilę spędzała przy łóżku Nialla. Rozmawiała z nim, płakała lub po prostu trzymała go za rękę i obserwowała każdy najdrobniejszy ruch. A właściwie jego brak. Nawet kiedyś przyniosła mu książki i czytała na głos. Właśnie po tym można było rozpoznać prawdziwą miłość. Kiedy byli ze sobą w każdej chwili, tej lepszej i tej gorszej. Kiedy potrzebowali siebie nawzajem i sobie to okazywali.
-Nika, ty się nie przejmuj. Niall stanie na nogi, zobaczysz.- Lou poklepał ją po łopatce i zabrał jej jedną kanapkę.
-Ej, oddawaj!- Nie chciało jej się wstać z krzesła i Louis mógł z łatwością odskoczyć i z triumfalną miną pożreć kanapkę w dwóch gryzach.
-Mam zwrócić?- Zapytał z niewinną miną, gdy już wszystko przełknął. Nika machnęła na niego ręką ze zrezygnowaniem i wstała od stołu.
-Idę się ubrać. Jedziemy za maks godzinę, okej?
-Okej.- Oboje patrzyliśmy za wychodzącą dziewczyną, a potem spojrzeliśmy po sobie.
-Ona się wykończy. Weź ich zmuś, żeby go wybudzili.
-To nie takie proste.- Westchnęłam.- Też się idę ubrać.
Poszłam na górę i w drzwiach pokoju zderzyłam się z Liamem.
-Boże, już myślałem, gdzie zniknęłaś.- Odetchnął i wyciągnął do mnie rękę, ale się odsunęłam.
-Byłam w Music'u z Louisem.- Odpowiedziałam.- A teraz jadę z Niką do szpitala.
-Okej.- Skinął głową i wyminął mnie w korytarzu. Nie odwracałam się, ale słyszałam wyraźnie, jak głośno tupał na schodach. Uraziłam go. Ale przecież nie przełamię się tak od razu, co nie? Nie potrafię.
Weszłam do pokoju i wzięłam do łazienki ubrania. Nika pewnie będzie gotowa za dosłownie kwadrans, więc zrezygnowałam z prysznica i zaczęłam szorować zęby, jednocześnie smarując brzuch kremem na rozstępy. Uroki ciąży. Nałożyłam na siebie legginsy i tunikę z rękawem trzy czwarte, naciągnęłam skarpetki-stopki i szybko rozczesałam włosy. Dobrze, że umyłam je wczoraj wieczorem. Przypudrowałam ekspresem nos, maznęłam wargi błyszczykiem i wyszłam z pokoju. Nika wypadła ze swojego sekundę po mnie.
-Jedziemy!- Pociągnęła mnie za rękę po schodach. Udało mi się wyrwać, zanim spadłam i wolnym krokiem zeszłam na dół. Jeszcze pamiętałam, co mówiła Sheila. Teraz już zamierzałam podwójnie na siebie uważać.
-Może trochę delikatniej, co? Jakbyś nie zauważyła ostatnio, to jestem w ciąży.- Zakpiłam, zakładając sandały.
-Chyba mi umknęło.- Odparowała i otworzyła drzwi od garażu.- Wybieraj auto, Niall nie będzie protestował.
-Haha. Daj tego czerwonego Hyundaia.- Podałam jej kluczyki z półeczki i wsiadłam na miejsce pasażera. Chyba trzeba też ograniczyć prowadzenie samochodu. Szkoda.
Nika odpaliła silnik i ruszyła do szpitala, po drodze trąbiąc na Chada, który dyskutował z jakimiś fankami pod bramą. Pomachałam im z samochodu, ale nie wiem, czy to zauważyły, bo Nika już popruła na główną drogę. Jezu, ta dziewczyna to pirat drogowy. Chyba jeszcze nigdy nie wylądowałam tak szybko pod szpitalem. Okej, może jak jechałam z ratownikami karetką, ale to się nie liczy.
-Chodź!- Rzuciła komendę i za chwilę pędziła do swojego ukochanego. Mnie się wcale nie spieszyło. Wiedziałam, że Nika musiała jeszcze jechać do laboratorium, a ja... Ja byłam na urlopie, mogłam sobie powoli, spokojnie pójść do windy, zamiast gnać na złamanie karku po schodach, poczekać cierpliwie, aż wszyscy się wepchną i wejść na końcu do tego stalowego pudła, pojechać na dziesięć różnych pięter, zanim winda zatrzyma się łaskawie na moim i odwiedzić dyżurkę pielęgniarek oraz gabinet lekarski.
-Cześć, Grace!- Pomachałam koleżance za biurkiem.
-O, hej, Natalia.- Przetarła zaczerwienione oczy i ziewnęła.- Miałam nocny dyżur, przepraszam.
-Spoko. Masz coś nowego o moim pacjencie?
-Eee... czekaj. Horan?
-Dokładnie.- Przerzuciła księgi zleceń, wygrzebała plik notatek z nazwiskiem Nialla i mi je podała.
-Odłączyliśmy respirator.
-Oddycha samodzielnie?- Znalazłam interesujące mnie zapiski. Koniec z respiratorem, prowadzone natlenowania, dren w nosie i dwa dreny w ranach, szwy w stanie dobrym, mocz i kał w ilościach prawidłowych. Rany, ale to dziwne czytać takie rzeczy o przyjacielu.
-Tak, jest w porządku. Trochę surowiczej wydzieliny wycieka ze szwu przy śledzionie, ale tak, to jest w porządku. Odstawiliśmy też leki usypiające. Chcemy, żeby się wybudził.
-Profesor to widział?- Zapytałam. Grace wywróciła oczami.
-Chyba nie myślisz, że mogę już podejmować takie decyzje. Nie jestem jeszcze wyspecjalizowanym chirurgiem.
-Wiem, tak tylko spytałam.- Oddałam jej papiery i skierowałam się do drzwi.- Zajrzę jeszcze na ortopedię i potem tu wrócę.
-Ja zaraz spadam do domu. Wolę nie zasnąć z głową w czyjejś jamie brzusznej. Jak tylko dłużej posiedzę, to zaraz mnie wezmą do jakiegoś zabiegu na asystę.
-Jakżeby inaczej.- Uśmiechnęłam się krzywo.- Na razie, trzymaj się.
-Nom, ty też.
Zerknęłam przez szybę, jaka sytuacja u Nialla, ale na widok Niki przytulającej się do jego ręki stwierdziłam, że na razie nie będę jej przeszkadzać. Znowu poszłam do windy i pojechałam na ortopedię.
-Przepraszam!- Zatrzymałam się na czyjeś wołanie.- Pani Maj?
-Tak.- Skinęłam głową. Przede mną zatrzymał się jakiś wysoki lekarz.- O co chodzi?
-Nazywam się Andrew Giles i jestem tu ginekologiem. Badałem panią Monikę Pater. Powiedziano mi, że mogę skonsultować z panią wyniki.
-Nie jestem wyspecjalizowanym ginekologiem.- Zmarszczyłam brwi.- Nie nadaję się do konsultacji.
-Może się źle wyraziłem... Chodzi bardziej o przekazanie wyników i... ekhem, sugestie dotyczące leczenia.
-Monika jest chora?- Przestraszyłam się.
-Nie, nie! Fizycznie nie.
-Chodzi panu o jej psychikę.- Domyśliłam się. Stany lękowe Moniki to była zdecydowanie robótka dla psychiatry lub psychologa.
-Tak, niemniej uraz psychiczny został spowodowany urazem fizycznym. Bardzo poważnym.- Z trudem powstrzymałam się od potrząśnięcia tym lekarzem.
-Niech pan nie owija w bawełnę. Zgwałcono ją, prawda?
-I to nie raz. A do tego jeszcze to... Coś takiego widzę pierwszy raz w życiu u ofiar gwałtu.- Podał mi teczkę. Otworzyłam ją i wyjęłam zdjęcie z rentgena i USG. Przyjrzałam się uważnie. Zaraz, coś mi tu nie pasuje...- To zdjęcie jej miednicy?- Upewniłam się.
-Tak. Już pani widzi?- Wskazał na miejsce, gdzie według wszystkich podręczników anatomii powinna być macica. Ale jej nie było.
-O mój Boże.- Aż upuściłam papiery. Doktor schylił się i szybko to pozbierał. Zakryłam usta dłonią, próbując otrząsnąć się z szoku.- Wycięli jej macicę?!
-Tak. Nie powiem, w przypadku licznych i zbiorowych gwałtów, to interesująca metoda antykoncepcji. Nie całą, tylko trzon, ale nie pozwala to już na zagnieżdżenie się ewentualnego zarodka, bo brakuje po prostu dróg rodnych. Do tego szwy są już całkiem wygojone i zdjęte. Zrobił to ktoś znający się na rzeczy. Inne kobiety, które tam znaleziono, zostały identycznie okaleczone. Normalnie takie zabiegi przeprowadza się przy nowotworach.
-Czyli mieli tam swojego chirurga.- Doszłam do okropnego wniosku.- Jezu, naczytali się thrillerów medycznych, czy co?!
-Spokojnie. Oprócz kilku siniaków i ran ciętych, nie ma więcej obrażeń. Nigdzie nie wdało się zakażenie.
-Spokojnie?! Ja mam być spokojna?! To moja przyjaciółka i teraz jest w beznadziejnym stanie, nigdy nie będzie mogła mieć dzieci, a ja jestem właśnie w ciąży! I jak ja mam jej to powiedzieć?!
-W teczce jest numer do dobrego psychiatry. Radzę się z nim skontaktować, jego pomoc może być niezbędna w nawiązaniu kontaktu z pani przyjaciółką. Aha, w środku jest też recepta na leki, głównie hormony. Proszę przypilnować, żeby je zażywała.
-Jasne.- Westchnęłam ciężko i usiadłam na krześle obok sali Harry'ego. Odłożyłam teczkę na podłogę i oparłam głowę na dłoniach. Boże, co za potwory żyją na tym świecie! Jeśli już miało się coś takiego zdarzyć, to czy nie mogła trafić na jakiegoś normalnego gwałciciela? O ile gwałciciel może być normalny. Nie, cofam to. Ale żeby zrobić coś takiego, to trzeba mieć kompletnie posrane w głowie. Od razu przypomniał mi się "Chirurg" i "Skalpel", dwa thrillery Gerritsen. A już liczyłam, że takie zboczenia to tylko fikcja literacka. I co ja mam teraz zrobić? Jeszcze ten koszmar dziś w nocy...
Nie mówiłam jeszcze Monice o ciąży, bo nie była na tyle świadoma, żeby ogarnąć, o co mi chodziło. Jedyny kontakt miała z Harrym i słuchała w zasadzie tylko jego, bo jedynie przy nim czuła się bezpiecznie. A on nie poruszał żadnych trudnych tematów, głównie ją uspokajał, bo podrywała się na każdy najcichszy dźwięk, ciągle męczyły ją koszmary i denerwował ją widok każdego obcego mężczyzny. Kobiety zresztą też.
Odchyliłam się na oparcie i pogłaskałam się po brzuchu. Oj, maluchu, my chyba nigdy nie odpoczniemy od problemów... Obyś tylko ty była zdrowa. Żebyś tylko była zdrowa. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do sali. Harry wyglądał wręcz genialnie w porównaniu z tym, co zastałam po wypadku. Monika siedziała z brzegu łóżka i ściskała jego rękę, podczas gdy on czytał na głos jakąś książkę. Jeśli się nie mylę, to był to jeden z uwielbianych przez Monię harlequinów.
-Hej.- Przywitałam się. Monika wzdrygnęła się, ale zaraz posłała w moją stronę spłoszony uśmiech.
-Hejo, Nattie.- Harry odłożył książkę i dał się przytulić na powitanie.- Zobacz, zdjęli mi już tę szmatę z głowy. Całe szczęście, bo już mnie to swędziało. A z nogą też już lepiej. Już nie boli, tylko wkurza mnie ten wyciąg. Nie mógłbym jej trzymać normalnie?
-Nie wiem, nie jestem ortopedą. Zdaj się na swoich lekarzy, co?- Zaśmiałam się. Harry jednak wyczuł, że coś jest nie tak, bo zaczął mnie lustrować uważnym wzrokiem. Zerknęłam wymownie na Monikę. Skinął głową.
-Moniś, dobrze się dziś czujesz?
-Dobrze.- Powiedziała cicho i zaczęła skubać róg kołdry. Usiadłam na krześle.
-Monika - zaczęłam spokojnie - mogłabyś mi choć trochę powiedzieć, co tam się działo? Kiedy cię nie było, co się z tobą działo? Co oni ci zrobili? Nie wiem, jak mam ci z tym pomóc.
-Nie pomożesz.- Wyszeptała. W jej oczach zaczęły się zbierać łzy.- Nikt mi już nigdy nie pomoże.
-Skarbie, proszę.- Dołączył się do mnie Harry.- Wiem, że ci ciężko i nie chcesz o tym mówić, ale czasem lepiej coś z siebie wyrzucić.- Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Oboje z napięciem wpatrywaliśmy się w wychudzoną blondynkę, która była już na skraju płaczu.
-Jak cię wyrzuciłam...- Rzuciłam Stylesowi zdumione spojrzenie. Czyżbyśmy byli świadkami przełomu? Monia zaczęła mówić!- Wtedy... przyjechał Flash. Powiedziałam mu o wszystkim, a on kazał mi się spakować i mówił, że pojedziemy odpocząć od tej całej sytuacji. To miał być wypad całą grupą... Pojechaliśmy razem z kilkoma osobami na jakieś pole namiotowe, a tam zrobiliśmy ognisko. Dosypali mi czegoś... Obudziłam się w... W jakimś pokoju, brudnym, bez okien, bez mebli... Zaraz potem przyszedł on i zabrał mnie na górę. Tam była cała masa ludzi, nie znałam ich... Oni byli na haju, jak nieprzytomni... Na środku był stół. Wywlekli z tłumu jakąś dziewczynę i nożem zaczęli wycinać jej na ramieniu jakieś znaki. Nie wiedziałam, o co im chodzi, nie rozumiałam! On nie chciał mi nic powiedzieć, więc zagroziłam mu, że wyjeżdżam, a on...- Mówiła przerywanymi zdaniami. Można było wyczuć, jak wielką trudność jej to sprawiało. Zaraz ja też się rozpłaczę.
-Zawlókł mnie na środek i krzyknął do nich, że mają nową. Tamta dziewczyna zeszła ze stołu i wstrzyknęła mi coś... Obudziłam się znowu w tym pokoju z opatrunkiem na brzuchu... A potem... Przyszedł on i...- Zaczęła się trząść. Łzy spływały jej po twarzy, a ręce nerwowo przesuwały się po ramionach. Harry przyciągnął ją do siebie, ale odepchnęła.- Ty wiesz, co mi zrobili! Wiesz, prawda?- Krzyknęła do mnie. Spuściłam głowę i zacisnęłam powieki. Jak ja mam jej to powiedzieć?- Powiedz mi, co oni mi zrobili!
-Wyci... Nie będziesz... Nie wiem, jak ci to powiedzieć!- Rozpłakałam się. Doskonale wiedziałam, jak Monika się będzie czuła po tym, jak jej to powiem. Dokładnie tak, jak ja się czułam przez ostatni tydzień.
-Natalia... Po prostu to powiedz.- Podniosłam głowę i spojrzałam na nią z bólem.
-Wycięli ci macicę. Nigdy nie będziesz mieć dzieci.- Wyszeptałam. Harry otworzył szeroko oczy i wciągnął powietrze. Jej reakcja była zdumiewająca.
-Tak myślałam.- Monika skinęła głową. Więcej się do nas nie odezwała, tylko łzy bezgłośnie spływały po jej policzkach. Miałam wrażenie, że razem z fragmentem jej ciała, wycięli jej też wszystkie emocje oprócz strachu.
~~*~~
-I co ja mam teraz zrobić, Horan? Streściłam ci całą historię, wszystko, a ty powinieneś się zbulwersować i wstać, żeby mnie opieprzyć. Ale nie, ty leżysz jak ta kłoda, chociaż od ładnych dwóch tygodni oddychasz samodzielnie. Nawet nie zobaczysz, jak mi brzuch rośnie. A jest nieźle, serio. Mała się rozpycha, ale jeszcze ani razu nie poczułam jej kopnięcia. Sheila mnie uspokaja, że wszystko jest pod kontrolą, ale dla pewności wolałabym dostać jeszcze prawego sierpowego w żołądek, żeby być stuprocentowo pewna. Może głos wujka by ją pobudził do działania? Nie? Nie wiesz, co tracisz, pacanie. Wiesz, ile już przegapiłeś? Moje... śmierć Patricka, odnalezienie się Moniki... Chociaż tutaj jest niewiele do opowiadania. Odkąd dowiedzieliśmy się, że zrobili jej takie świństwo, nie powiedziała nam nic więcej. To znaczy, odzywa się, jak najbardziej. Nawet raz się podobno uśmiechnęła. Ale przez jakąś sekundę. Więcej swojej historii nam nie opowiedziała. Jedynie udało się uzgodnić z lekarzami, że za jakiś tydzień wyjdą ze szpitala. Też mógłbyś się obudzić, to może swoje urodziny obchodziłbyś w domu. W środku już ci się większość wygoiła, tylko żebyś ruszył tyłek z tego wyra. Już ci materac przeciwodleżynowy założyli, no litości. Jak księżniczka na ziarnku grochu. Mała, zapamiętaj, nie bierz przykładu z wujka Nialla. Tak długo leżeć nie wolno. Horan, wstydziłbyś się. Dzieciak się od małego będzie uczył.- Westchnęłam ciężko i poprawiłam się na fotelu. Gadałam tak bez sensu o wszystkim i o niczym od jakichś dwóch godzin. Nie udało mi się uzyskać żadnego, nawet najmniejszego odzewu. Cholera.
-Nattie?- Odwróciłam się i zobaczyłam wchodzącą do sali Gemmę.- Hej, długo tu siedzisz?
-Wystarczająco, żeby się na niego wkurzyć.- Wzruszyłam ramionami i położyłam dłonie na brzuchu. Od pewnego czasu ten niewielki gest działał na mnie mega uspokajająco.
-Byłam u mojego porąbanego brata. Jak tylko wyjdzie z tego szpitala to dostanie taki łomot, że nigdy nie wsiądzie za kółko.- Oparła się łokciami o ramę łóżka.- Niall jeszcze nic?
-Nic.
-Kurde. Z Moniką też nie najlepiej. Chociaż nie, jest postęp. Nie wzdrygnęła się, kiedy dziś ją przytuliłam.
-Powoli się z nami oswaja.- Wyjaśniłam.- Już jej tak nie straszymy jak na początku. Gorzej z obcymi, na ich widok od razu panikuje.
-Wiem. Nie zapomnę, jak pierwszy raz przyszłam tu do szpitala. Mama strasznie to wszystko przeżywa. Do tego jeszcze musiała wrócić do Holmes Chapel, bo Robin się rozchorował. Jakby tego było mało.
-Same nieszczęścia.- Westchnęłam i wstałam z krzesła.- Zostaniesz tutaj? Nika zaraz przyjedzie.
-Jestem!- O wilku mowa.- Hej, kochanie! Wstałeś już?
-Nie.- Odpowiedziałyśmy jednocześnie w imieniu Niallera.
-Przyniosłam ci jakieś książki, to zaraz ci poczytam.- Otworzyłam szeroko oczy na widok kilku opasłych tomiszcz, które przytargała. Jezu, Nika, kto cię podmienił?- Po pracy zajrzałam do Jake'a, proces tych... nie powiem, czyj, zacznie się w poniedziałek, trzeciego września. Tamte dziewczyny zdecydowały się zeznawać, więc Monika nie będzie do tego zmuszana, chociaż mogą ją wezwać do dodatkowych pytań, ale o tym nas poinformują. Mówiła coś jeszcze?
-Nic.- Gemma pokręciła głową.- Nic, o czym byśmy nie wiedzieli.
-Kiepsko. A mówiła, jak się czuje, czy coś?
-Też nie. Myślę, że łatwiej jej się będzie otworzyć w domu. Harry w przyszłym tygodniu wyjdzie ze szpitala, a ona z nim. Może wtedy pozwoli zadzwonić do tego psychiatry. O, czekajcie.- Wyjęłam z kieszeni telefon.- Halo?
-Cześć. Jestem już pod szpitalem, jak prosiłaś.
-Okej, już lecę.- Rozłączyłam się i odwróciłam do dziewczyn.- Liam po mnie przyjechał. Idę, muszę wyciągnąć nogi.
-Ja tu jeszcze zostanę.- Gemma posłała mi uśmiech i zaczęła gadać z Niką o jakimś kremie nawilżającym.
Zjechałam windą na parter i wychyliłam się zza zakrętu. Uff, czysto. Żadnych fanek przed szpitalem. Przemknęłam koło rejestracji i wyszłam na dwór. Po fali chłodnych wiatrów i ulewnego deszczu, w Londyn znów uderzyło gorące powietrze. No, hello, zaraz wrzesień, a pogoda jak w środku lipca. Mam dość tych anomalii.
-Skradasz się jak Bond.- Zażartował Liam, kiedy wreszcie wsiadłam do samochodu.
-Dziwisz się?- Odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam klimatyzację. Położyłam rękę na brzuchu.- Takie rzeczy są beznadziejne, jak się jest w ciąży.
-Jak się czujesz?- Zapytał, manewrując po parkingu. Szło mu zdecydowanie lepiej, odkąd zdjęli mu gips. Przynajmniej ja czułam się bezpieczniej.
-W porządku.- Wzruszyłam ramionami.- Ale kostki zaczynają mi puchnąc jak dużo chodzę. Chyba serio powinnam więcej leżeć.
-Paul dzwonił.- Oznajmił Liam po dłuższej chwili.- Pytał, czy moglibyśmy pojawić się jutro na pokazie Prady.
-Co?- Spojrzałam na niego zdumiona.- Ja i ty?
-Tak. W ramach dodawania otuchy fanom.- Wyjaśnił sarkastycznie.
-Czy Paul jeszcze nie zajarzył, że jestem w ciąży? Ja rozumiem, to nie jest dziewiąty miesiąc, ale jednak coś już widać.- Zakpiłam, delikatnie przesuwając ręką po wypukłym brzuchu. Okej, może gdyby... nie stało się to, co się stało, to brzuch byłby większy, ale bez przesady. Temat Patricka wciąż bolał jak cholera.
-Mieliśmy te wejściówki załatwione już pół roku temu i nie da się odwołać. Na dodatek nikt nie może przyjść zamiast nas.
-Mam już dość tej roli zbawicielki wszechświata, wiesz?- Zdenerwowałam się.- Nie można napisać tweeta typu "hej, wszystko okej, żyjemy, będzie dobrze, kochamy was"? Nie, oczywiście, my musimy się pchać na jakąś galę, żeby przed kamerami zdać relację z naszego życia i udawać, że wszystko jest super.
-Mnie też się ten pomysł nie podoba.
-No i świetnie. Nie idźmy.
-Ale po tym mogą wreszcie dać nam spokój...- I tu miał rację. Liam jeden, Natalia zero. Pomyślałam chwilkę.
-Okej, pójdę. Mogę nawet udawać, że do siebie wróciliśmy. Ale jeśli coś się stanie mnie lub małej, to ty będziesz za wszystko odpowiadał.
-Nie chcę cię do niczego zmuszać.- Złapał mnie za rękę, ale zaraz ją zabrałam.
-To moja decyzja. Możemy jechać.- Odwróciłam się do okna i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam oglądać mijane budynki. W głębi duszy byłam wściekła. Ale jeśli cokolwiek jutro pójdzie nie tak, to całą tę złość wyładuję na nim.
Nagle moją uwagę zwróciła lecąca w radiu piosenka. "Jealous". Wystarczyło kilka słów, żebym ją znienawidziła.
-I'm jealous of the rain
That falls upon your skin
It's closer than my hands have been
I'm jealous of the rain
I'm jealous of the wind
That ripples through your clothes
It's closer than your shadow
Oh, I'm jealous of the wind, cause
I wished you the best of
All this world could give
And I told you when you left me
There's nothing to forgive
But I always thought you'd come back, tell me all you found was
Heartbreak and misery
It's hard for me to say, I'm jealous of the way
You're happy without me
(Jestem zazdrosny o deszcz
Który pada na twoją skórę Jest bliżej niż moje ręce były kiedykolwiek
Jestem zazdrosny o deszcz
Jestem zazdrosny o wiatr
Który przewiewa twoje ubranie
Jest bliżej niż twój cień
Och, jestem zazdrosny o wiatr, ponieważ
Życzyłem ci wszystkiego co tylko najlepsze
na tym świecie
I powiedziałem ci, kiedy mnie opuściłaś
Że nie ma czego wybaczać
Ale zawsze myślałem, że wrócisz, powiesz mi, iż wszystko, co znalazłaś to
Złamane serce i nieszczęście
Trudno mi przyznać, że jestem zazdrosny
o twoje szczęście beze mnie)
-Wyłącz to.- Powiedziałam ostro i wierzchem dłoni otarłam spływającą łzę. Nie potrafiłam słuchać jakiejkolwiek piosenki, która przypominałaby mi o czyimś odejściu. Zaraz miałam przed oczami Patricka.
Dojechaliśmy w zupełnej ciszy do domu. Szybko wysiadłam z samochodu, ale w połowie drogi do drzwi zatrzymałam się raptownie. Z domu wypadła Eleanor i zaczęła ciągnąć mnie do samochodu.
-Jedziemy, szybko! Dzwoniła Nika, Niall się obudził!!!
-O matko!- Zawróciłam pędem i zaczęłam popędzać Liama.- Liam, wsiadaj z powrotem, Niall się obudził!
-Ale trafił czasowo, masz genialny prezent na urodziny, Liam!- Krzyknęła uradowana Els.- Dzwonię do Louisa. Zayn i Perrie zaraz się zbiorą i też jadą z Shanem.
A ja siedziałam jak wmurowana. Zapomniałam. Zapomniałam, że Liam ma jutro urodziny.
_____________________________________
TO już przesada totalna, ale... dobra, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, pojechałam po bandzie i tyle. Chyba wykasuję ten rozdział i napiszę od nowa. Albo nie, niech zostanie. Będę wiedziała, jak NIE pisać.
Kolejny rozdział podejrzewam, że koło 12 października. Powinnam się wyrobić.
Dziękuję wam za wszystko i lecę się dalej uczyć. Rzygam już tą anatomią i chyba ten rozdział to efekt uboczny przedawkowania Bochenka. Nie mam już na to siły, jestem gotowa wkuć jakikolwiek podręcznik, byle nie anatomię. Co za dużo to niezdrowo -.-
Pozdrawiam i przepraszam za ten dziwny twór zwany rozdziałem dwudziestym pierwszym <3
Roxanne xD
Przestań, wcale nie jest zły, tylko trochę inny i rozchwiany jak ty, gdy pomyślisz o anatomii ;) Według mnie fajnie w nim wszystko opisałaś. Może w niektórych miejscach poprawiłabym troszkę stylistycznie, jednak nie wpłynęło by to znacząco na cały rozdział. Jak to dobrze, że Niall na koniec postanowił wszystkich zaskoczyć i że poruszyłaś tam kwestię urodzin Liama. A poza tym zabawny był monolog Nattie do Nialla. Tyle emocji.... uff... złość,rozżalenie, smutek, poczucie straty i pustki, a z drugiej strony radość, poczucie humoru i odrobina luzu. Chyba tylko ty tak potrafisz. A to wszystko oczywiście w bardzoooo długim rozdziale. Nic tak człowiekowi nie poprawi samopoczucia jak odrobina twojego pisarstwa.
OdpowiedzUsuńTakże życzę powodzenia na tym głupim egzaminie i żebyś juz więcej nie musiała się do tej książki zbliżać, jak już zdasz.
Do napisania,
Kinga
Rozdziału nie sprawdzałam i w sumie niektóre części pisałam na wpół śpiąc, więc nie dziwię się, że znalazłaś błędy ;P
UsuńOj tak, zdecydowanie jestem rozchwiana myśląc o anatomii xD
I znowu wychodzi na to, że te nieprzemyślane, wplecione od niechcenia w akcję fragmenty są jednymi z najlepszych. Monologu u Nialla wcale nie miało być, wczoraj dopiero stwierdziłam, że będzie tu pasował xD
Dziękuję <3
Jeju, jeszcze jedno mi się przypomniało, jak wczoraj o pierwszej w nocy odrabiałam wos: niby Niall się tu wzbudza i jest świetnie, ale jak ty tutaj rąbniesz np. tym, że straci pamięć albo coś w tym stylu, to wykończysz nas. Więc proszę, zlituj się nad nami ;) Albo cofa, rób jak zawsze co chcesz. Może to samolubne, ale im więcej wątków i dram, tym bardziej się cieszę, bo to oznacza, że koniec opowiadania? (w sumie to takie długie jak książka) nastąpi później. A tak poza tym zauważyłaś, że pierwszy raz napisałampierwsza komentarz i nie ppomyliłam daty wyjścia rozdziału? Brawa dla mnie. Normalnie jestem z siebie dumna.
UsuńNom, to wychodzi bardziej jak książka xD ale myślę, że Niallowi nie będziemy pogarszać stanu zdrowia... Chociaż nie powiem, podsunęłaś mi pewien pomysł ;P
UsuńZauważyłam :D
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA cudowny *.* kocham to po prostu ;3 czekam do następnego ;*****
OdpowiedzUsuńKate Skate xD
Haha ;D
UsuńDziękuję <3
Czytając ten rozdział jednocześnie płakałam i się śmiałam. Nigdy ale to nigdy nie gadaj że rozdział jest beznadziejny, bo taki nie jest. Jedyną reakcją na jaką było mnie stać po przeczytaniu to cytuję " o kuwa"
OdpowiedzUsuńOczywiście życzę powodzenia na egzaminie i z niecierpliwością czekam na następny :*
Okej. Następnym razem zostawię ocenę rozdziału wam ;)
UsuńDziękuję <3
Czekam z niecierpliwością na ten rozdział i się wreszcie do czekałam nareszcie zawsze z niecierpliwością czekam na twoje nowe dzieła, rozdział jak zawsze świetny najlepszy koniec nareszcie niall się obudził wow
OdpowiedzUsuń《Vika》
Awww, dziękuję <3
UsuńRozdział jest dobry troszkę więcej wiary w siebie ;) kocham Tess ! <3
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszej nauce i weny ! ;)
Thank you <3
UsuńDramy końca nie widać. Pasmo nieszczęść ciągnie się w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńChociaż w rozdziale było nawet kilka pozytywnych momentów, ale serio to opowiadanie zalicza się pod dramat.
Biedna Nattie ma te okropne koszmary związane z Patrickiem, ale mam nadzieję, że powoli ruszy naprzód i wyjdzie z dołka, wiadomo, że o nim nigdy nie zapomni, ale ból po jego stracie trochę zmaleje. Ma u swojego boku Liama, do którego odnosi się z ogromną rezerwą, co jest zupełnie normalne. Ona nie wybaczy mu ot tak sobie jego błędów. Tomlinson ma jak najbardziej racje, Lattie powinni zacząć od przyjaźni, małymi kroczkami. Nikt nie oczekuje, że oni od razu wpadną sobie w ramiona i się pogodzą, chociaż mam nadzieję, że jednak to w końcu nastąpi. Jeszcze nie teraz, ale po pewnym czasie.
Historia Moniki jest makabryczna i brutalna, ale podejrzewałam, że nie będzie mogła mieć dzieci. To wielka tragedia dla niej i jeszcze po tym co przeszła. Wiadomo, że w przyszłości można adoptować dziecko, w końcu jest ich mnóstwo w domach dziecka i zasługują na dobrą rodzinę, ale to nie to samo. Sama świadomość, że nigdy nie będzie mogła urodzić własnego dziecka jest druzgocąca. Dla kobiety to pewnego rodzaju porażka życiowa.
Niall dzięki Bogu się obudził. Oby tylko wszystko było z nim w porządku.
Czekam na kolejny rozdział i będę trzymać za ciebie kciuki na egzaminie :)
~Caroline.
Czyli jednak Louis Dobra Rada Tomlinson się nie pomylił :) nawet ten dzieciak w ciele mężczyzny ma coś mądrego do powiedzenia xD
UsuńMonika długo będzie się czuła okaleczona, pusta, niepewna... Nie wiadomo, co się wydarzy, kiedy wróci do domu plus nie wiadomo, czy Harry się z tym pogodzi. Jego reakcja pozostaje jeszcze tajemnicą.
Co do Nialla to raczej możecie być spokojni... Raczej ;P
Dziękuję <3
Mam nadzieję, że się nie obrazisz jak wspomnę o twoim opowiadaniu na blogu. Po prostu jesteś świetna masz talent, wiec :)
OdpowiedzUsuńJasne, że nie :)
UsuńCieszę się, że uważasz moje opowiadanie za godne polecenia, dziękuję <3
Dawno nie pisałam komentarzy, za co Cię przepraszam, ale zawsze czytałam rozdział szybko i nie zawsze miałam wenę, żeby napisać.
OdpowiedzUsuńNie kasuj rozdziału, jest mega. Cały rozdział otacza nuta smutku, rozpaczy i wszystkich uczuć, które czuje 1DTeam. Może nie ma w nim łubu - dubu zwrotów akcji co minutę, ale czasami są potrzebne spokojne rozdziały, oczywiście nie mówię o końcówce, bo ona zawsze musi być dynamiczna.
Wiem, że ta część nazywa się "Nothing's gonna be alright...", ale może powinnaś napisać jeden rozdział, w którym nie byłoby złych zwrotów akcji, może na razie fabuła nie pozwala na to, ale może kiedyś. :)
Współczuję Ci z tym egzaminem, trzymam za Ciebie kciuki i będę się za Ciebie modlić. Ucz się, bo to jest najważniejsze, rozdział może poczekać.
Ciepło pozdrawiam. :*
@Tyska1993
Nie wykasuję... Przemyślałam sprawę i jednak nic nie będę zmieniać. Pierwsze pomysły są z reguły najlepsze, więc niech tak zostanie :)
UsuńJakiś rozdział bezstresowy napiszę na pewno. Chociaż racja, w tym momencie może to być trudne... Zobaczymy, jak potoczy się akcja ;)
Dziękuję <3
Osz kuźwa Rudego Jerzego Mać :o chyba brakło mi języka w gębie...
OdpowiedzUsuńCzułam sie jak przy czytaniu nieźlego horroru :)
Jak bym miała takie koszmary jak Nattie to chyba bym głowe o ściane roztrzaskała... Straszne !!!
Awwww no nie moge... Liam taki kochany !
A Lou bawi sie w śpiewającego psychologa? Może powinien sobie taki kierunek wybrać, na pewno było by więcej takich powalonych śpiewaków, którzy na boku robią za psychologa :D
Wydaje mi sie czy Nattie powolutku wraca do siebie? Gdyby nie te koszmary proces powrotu trwałby krócej :(
A co do Moniki... To chyba nie chcesz wiedzieć jak bardzo zryłaś mi banie xD czekaj ! Bardziej? Nie, chyba nie można. Po prostu doinformowałaś mnie o sprawach bardzo drastycznych :D to tak dla rozluźnienia sytuacji po tym jakże wspaniałym jak również strasznym( w sensie bania sie) :D
Mój Niallerek sie wybudził ! nareszcie kochany ! Pozostaje w spokojnym tempie przyswajać mu sytuacje że jednak zostanie wujkiem tylko 1 dziecka a w przypadku Moniki i Hazzy ani jednego. Boże jaką ten rozdział ma dramaturgie :o
Sama nie wyrobiam w liceum, nie wiem jak sobie dam tam rade a przecież cholerka musze. Także nie bd Cie pogniać z rozdziałem, bo ja ja staram sie ogarnac chociaż mała chwilke na przeczytanie i skomentowanie to Ty na studiach i z napisaniem całego nowego rozdziału musisz mieć super moce !
Ps. Przepraszam że moja aktywność na blogach i asku spadła, ale staram sie być na bieżąco z opowiadaniami i szkolą i troszke sie gubie :/ Buziaki, Gaba :-*
Nattie powoli wraca do siebie, ale blizna pozostanie. Nie będzie dnia, żeby nie przypomniała sobie o synku... Teraz w ciąży, czy później patrząc na córkę.
UsuńWiem, że wątkiem z Moniką zryłam ci banię, bo sobie też :P nie wiem czemu, ale stwierdziłam, że to będzie dobre i... Nie mam już nic na swoje usprawiedliwienie. Muszę odstawić kryminały xD
Super moce? Gosh, ile ja bym dała, żeby takie mieć! Proszę o mózg Einsteina, możliwość teleportacji i zdolność do czytania w myślach. Wystarczą te trzy rzeczy. Ma ktoś na zbyciu złotą rybkę? ;D
Dziękuję <3
Niall się wybudził! :D Nareszcie, czas i pora, Nattie ma racje, ileż można gnić na tym wyrku. Wujek Horan daje bardzo zły przykład hehe Mam nadzieję, że po wybudzeniu wszystko będzie z nim ok i nie wpierdzielisz tu żadnej amnezji czy coś, oszczędź biedaka i tak ten wypadek to już powywracał mu życie do góry nogami.
OdpowiedzUsuńJeszcze u Zayna i Perrie nie było konkretnej dramy, ale nic nie sugeruje. Lepiej nie będę wywoływać wilka z lasu. Co za dużo to niezdrowo.
Jeśli chodzi o Monikę to ona chyba przeszła najgorszą dramę i piekło ze wszystkich. To okrutne co jej zrobili. To nie byli ludzie tylko potwory, ja bym ich na krzesło elektryczne posadziła i to z miłą chęcią. Sadyści, naoglądali się thrillerów, horrorów i jeszcze innych dziadostw, a potem im samym się zachciało tak robić. To chore! Szczerze współczuję Moni i wiem, że nic i nikt nie wymaże jej tego z pamięci, ten koszmar będzie prześladował ją do końca życia. Mam nadzieję tylko że Harry jej nie odtrąci tylko jej pomoże. Dla niego to również dramatyczna sytuacja, ale chyba się od niej nie odwróci, w końcu ją kocha.
Louis dobrze gada, polać mu! heh Jak widać nawet i on potrafi służyć dobrą, a zarazem rozsądną radą. Tomlinson ma chyba dwa oblicza, jak słowo daje. Dzieciak i dorosły mężczyzna w jednym :)
Co do Lattie to zbytnio się nie będę rozpisywać. Oni po prostu potrzebują dużo czasu i żeby wreszcie te dramy minęły, może dopiero wtedy coś między nimi zacznie wracać do normy. Jednak nie oczekuję, że od razu będzie ślub i takie tam, nie zapędzajmy się zbytnio :)
Powodzenia na egzaminie :) Obowiązkowo będę trzymać kciuki.
Do następnego :D
Agnieszka :D
Nie. Nie będę już taka wredna. Niall się nacierpiał, wyleżał, starczy mu. Ale Zayn i Perrie to inna sprawa. Im też by się coś przydało, nie? Na początku planowałam tylko żeby byli jako taki support dla pozostałych bohaterów plus super rodzicami dla Shane'a, ale po zastanowieniu myślę, że to odrobinkę nie fair xD
UsuńHarry będzie musiał się z tym wszystkim pogodzić... Będzie ciężko. Jeśli zdecyduje się zostać z Moniką, musi się liczyć z tym, że po pierwsze, nigdy nie będzie ojcem, po drugie, Monika i jej psychika mogą być nieodwracalnie uszkodzone...
Louis- geniusz filozofii xD nic dodać, nic ująć ;)
A co do Lattie, to wszystko się okaże... W kolejnym odcinku będzie ich trochę więcej i może odrobinkę się wyklaruje sytuacja ^^
Dziękuję <3
Kiedy next ?
OdpowiedzUsuńDziś wieczorem :)
Usuń