środa, 22 lipca 2015

Część II: Rozdział 16

-Ty sobie chyba jaja robisz!- Zdenerwowałam się. O mały włos nie upuściłam telefonu.
-Nie, nie robię sobie jaj.- Odpowiedziała stanowczo Gaba.- A ty, jako lekarz powinnaś zauważyć, że te wszystkie twoje pseudobiałaczkowe objawy to objawy ciąży!
-Ale ja... Ale to się pojawiło dopiero teraz!- Zawołałam rozpaczliwie.
-A kiedy zaszłaś?
-Gabriela!
-O Jezu, pytam jak lekarz, kiedy ostatnio była możliwość, że zaszłaś w ciążę? Kiedy ostatnio uprawiałaś seks?- Bo bardziej wprost to się nie dało.
-Kwiecień.- Mruknęłam pod nosem.- Początek kwietnia. O cholera!- Nagle mnie olśniło. No jasne!
-Co jest?
-W moje urodziny. Trzeciego kwietnia, wtedy się nie zabezpieczyliśmy. Jestem pewna.
-No widzisz. To teraz leć do apteki, kup test, a najlepiej dwa i załatw ginekologa. Ja ci się już nie przydam, poza tym za minutę mój kurczak poleci do obiadowego nieba, jak się nie rozłączę.
-Okej, już ci nie przeszkadzam...- Wyłączyłam telefon i oparłam się o pralkę.
Jasny gwint. Jestem w ciąży. Najprawdopodobniej jestem w ciąży. Położyłam rękę na brzuchu. Był twardy, to się czuło, ale na zewnątrz nic nie było widać.Wsunęłam dłoń pod bluzkę i przejechałam ręką po miejscu, w którym być może za parę miesięcy będzie widać brzuszek. O matko. I co teraz? Znaczy jasne, nie wiadomo, czy to w ogóle prawda, ale jeśli? Mam... Mam być samotną matką? Liam jest ojcem. Nie pójdę do niego, żeby wyżebrać alimenty.
-Nattie, żyjesz czy kibel cię wessał?- Wrzasnął z pokoju Nialler. Podniosłam się na nogi i wyszłam z łazienki do pokoju.
-O, wreszcie! Zaraz będzie widać oczepiny!- Nika poklepała miejsce obok siebie na kanapie. Skinęłam machinalnie głową i usiadłam obok niej. W głowie miałam istną karuzelę myśli...
-Ale wy ładnie razem wyglądaliście.- Powiedział Horan z uśmiechem, gdy na ekranie telewizora pojawiłam się ja z Liamem, tuż przed naszym wspólnym tangiem.
-Jestem chyba w ciąży.- Wypaliłam w odpowiedzi. Nika zakrztusiła się przełykanym właśnie chipsem.
-O Jezu... Co?!- Wychrypiała. Niall zabrał jej pilota i zastopował odtwarzanie.
-Zadzwoniłam do Gabrysi. Powiedziała, że to nie jest żaden nawrót, tylko ja jestem w ciąży.- Powtórzyłam dokładnie. Niallowi oczy mało nie wyleciały z orbit.
-Ale jak?- Zapytał zdumiony. Wywróciłam oczami.
-Nie będę wam tłumaczyła, jak się robi dzieci, sami umiecie to zrobić w praktyce!- Warknęłam i zamknęłam oczy.- Co ja mam zrobić?- Jęknęłam płaczliwie.
-Na początek zrobić test. Nie masz chyba pewności, prawda?- Nika odzyskała równowagę.- A potem... Powiedzieć Liamowi.
Popatrzyłam na telewizor, na którym akurat było zbliżenie nas obojga, tańczących z pasją tango. Powiedzieć Liamowi?!

~~*~~

Weszłam odważnie na oddział chirurgiczny i od razu skierowałam się do gabinetu ordynatora.
-Co mi tu siostra daje do podpisu?!- Zza drzwi słychać było wzburzony głos profesora.- To jakieś wyssane z palca stare metody! Kto normalny jeszcze robi takie badania?!
Za chwilę z pokoju wybiegła pielęgniarka i popędziła w stronę dyżurki, nie obdarzając mnie ani jednym spojrzeniem. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
-Czego znowu?!- Żywotny staruszek, nie ma co. Prawdziwy chirurg. Zajrzałam do środka.
-Można, panie profesorze?- Zapytałam nieśmiało. Podniósł gwałtownie głowę i z nachmurzonego zmienił się na łagodnego i uśmiechniętego koordynatora mojego stażu.
-Pani Maj, witam! Proszę, niech pani wejdzie!- Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na wskazanym krześle.- Bardzo się cieszę, że zaczyna pani u mnie staż. Nie mogłem się doczekać, była pani moją najlepszą studentką, a teraz liczę, że wykaże się pani na oddziale.
-Ja też nie mogę się doczekać. Chirurgia to chyba moja ulubiona specjalizacja medycyny.- Nie ma to jak się podlizać...
-O, to, to! Wspaniale! W takim razie nie będziemy się rozdrabniać, od razu rzucam panią na głęboką wodę!- Mój wcześniejszy entuzjazm chyba lekko ostygł.
-Głęboką wodę?- Powtórzyłam niepewnie.
-Za dwadzieścia minut mam operację i będzie mi pani asystować. I niech pani nie myśli, że to będzie zwykłe trzymanie haków! Zrobi pani kilka rzeczy pod moje dyktando, a potem pozna się pani z personelem, pacjentami, kartami chorób, raportami z zabiegów i tak dalej. Od jutra dostanie pani już własnych pacjentów. Do operacji nie mogę pani dopuścić samej, zawsze będzie pani towarzyszył starszy doktor, ale zalecenia wypisuje pani sama. Namówię moich kolegów z węższych specjalizacji, żeby brali panią do bardziej skomplikowanych zabiegów. O, chyba w czwartek neurochirurg, doktor Sheldon, operuje guza mózgu... Dopiszę panią w grafiku. Resztę omówimy po operacji, bo teraz musimy iść się umyć. Za mną!- Zakrzyknął gromko na zakończenie swojej tyrady i wymaszerował z gabinetu.
Słuchałam go w osłupieniu, próbując zapamiętać jak najwięcej, a kiedy ruszył korytarzem, podreptałam czym prędzej za nim.
-Panie profesorze!- Odwrócił głowę w moją stronę.
-Słucham, jakieś pytania?
-Jedno maleńkie.- Dogoniłam go.- Jaki teraz będzie zabieg?
-Ach, nie powiedziałem? Cholecystektomia.
Aha. Okej, usunięcie pęcherzyka żółciowego. W teorii wiem, o co chodzi. Będzie dobrze, Nat. Wszystko będzie dobrze.
Weszliśmy na blok operacyjny i przeszliśmy do łazienki chirurgów. Założyłam ochronne ubranie, wyszorowałam ręce aż do łokci, zdezynfekowałam, naciągnęłam rękawiczki, czepek i maskę na twarz. Włosy na szczęście miałam upięte w koczek. Wyszłam z przebieralni i skierowałam się na salę operacyjną numer sześć. Profesor stał już koło instrumentariuszki i o czymś z nią dyskutował.
-Już pani jest, w takim razie doktor Holden, anestezjolog, może zacząć usypianie pacjenta.- Oznajmił profesor.
-Dzień dobry, panie doktorze.- Przywitałam się z Holdenem, którego kojarzyłam z ćwiczeń na uczelni.
-Witam. Zaczynamy. Siostro, maska.- Wziął od pielęgniarki maskę podłączoną do zbiorników z gazami i położył tuż obok prawej ręki. Nabrał w strzykawkę środka znieczulającego i wstrzyknął go do wenflonu. Mężczyzna, na oko około pięćdziesiątki, z zaawansowaną żółtaczką, przez chwilę rozglądał się panicznym wzrokiem po sali. Na prośbę lekarza zaczął odliczanie do dwudziestu. Odpłynął już przy siódemce. Holden wziął rurkę dotchawiczą i odginając język, wprowadził ją przez gardło do tchawicy, żeby umożliwić pacjentowi oddychanie przy zwiotczałych mięśniach. Po podłączeniu do respiratora, klatka piersiowa mężczyzny uniosła się, a za sekundę opadła, pokazując, że podjęta została sztuczna próba oddychania. Następnie Holden założył facetowi na twarz maskę i uregulował poziom napływających gazów. Od tej pory mężczyzna był niemal bezbronny, zdany tylko na nas. Oddychał za niego respirator, leki podawane były dożylnie przez wenflon lub do kroplówki, maska transportowała usypiające gazy, a skalpel w ręku profesora właśnie zbliżał się do skóry brzucha.
-Ale chwila, siostro, może jakąś muzykę do lepszej pracy?- Uniosłam brwi i mimowolnie uśmiechnęłam się pod maską. Chyba profesor też lubi posłuchać dobrej muzyki... Zmieniłam zdanie, kiedy z maleńkiego głośniczka popłynęły dźwięki "Jeziora Łabędziego" Czajkowskiego. Aha, czyli profesor to wielbiciel klasyki... Eh, no dobra.
-Pani Natalio, proszę wziąć wzierniki. Będzie pani potem nimi operować po wprowadzeniu ich do jamy brzusznej pacjenta.
O Boże.
Wyszłam z sali operacyjnej cała zlana zimnym potem, zestresowana jak nigdy. Operacja się udała, pacjent przeżył, a mi nawet bardzo nie trzęsły się ręce... I zostałam pochwalona za kompetencję. Gdy profesor wiedział, co działo się w mojej głowie, kiedy mikroskalpelem na końcu wziernika nacinałam pęcherzyk. Gdyby kiedyś profesor miał wgląd w moje myśli, jak w "Niezgodnej", to chyba padłby na zawał, że powierzył swoich pacjentów tak niestabilnej lekarce.
Zdjęłam ochronne ubranie i od razu wywaliłam je do pojemnika. Wolałam nie patrzeć na te plamy potu pod pachami i na plecach. Przebrałam się szybko i znowu umyłam ręce. Teraz już rozumiałam tę obsesję chirurgów na punkcie mycia rąk. Po operacji nie chodzi o to, żeby zmyć te zarazki, chodzi o to, żeby pozbyć się okropnego zapachu ludzkich wnętrzności i złudzenia, że na rękach zostały jakieś drobinki tkanki tłuszczowej lub powięzi. Brrr.
Resztę zmiany spędziłam na miniobchodzie sal z oddziałową i profesorem. Robiłam notatki, czytałam karty, zadawałam miliardy pytań, udzielałam tysiąca odpowiedzi i kiedy wybiła godzina piętnasta, wreszcie poczułam się tam w miarę dobrze. Czyli prawie tak, jak na SOR-ze, z którym zdążyłam się zżyć przez ten miesiąc. Wyszłam ze szpitala pełna nadziei, że jutro mniej się zestresuję i pójdzie mi sto razy lepiej. Nie to, że jutro miałam już dostać swoich pacjentów.
Ale teraz czekało mnie coś znacznie gorszego. Zamiast pójść spacerkiem do domu i zjeść pierogi, które przez tatę podesłała mi mama i ciotka, musiałam gnać do apteki po test ciążowy. I to nie jeden. I im bliżej apteki byłam, tym bardziej chciałam zawrócić i machnąć na to wszystko ręką. Niestety, nieustępujące mdłości nie pozwoliłyby mi o tym zapomnieć. Zagryzłam wargi i popchnęłam drzwi apteki.
Miałam wrażenie, że wszyscy przewiercali mnie wzrokiem. Chyba każdy patrzył w tej aptece tylko na mnie, jakbym była piękną reklamą najskuteczniejszego środka na przeczyszczenie. Spuściłam głowę, żeby nie widzieć tych potępiających mnie spojrzeń. Tak, proszę państwa, panie i panowie, być może zaszłam w ciążę! I co wam do tego?! Nagle mnie olśniło. O rany, przecież połowa ludzi tutaj kojarzy mnie z gazet i internetu! Nie, nie, nie, nie, nie! Teraz to dopiero będzie sensacja, była dziewczyna Liama Payne z One Direction zaszła w ciążę. To jeszcze gorzej, już chyba wolałabym te pełne potępienia spojrzenia starszych pań.
Nadeszła moja kolej. Stanęłam przed okienkiem i niepewnie odchrząknęłam.
-Czym mogę służyć?- Zapytała uprzejmie młoda farmaceutka.
-Poproszę test ciążowy. A najlepiej kilka. Po jednym z każdej firmy.- Wyrecytowałam przygotowaną formułkę. Czy tylko mi się zdaje, czy stojący za mną ludzie aż wzięli głęboki, pełen potępienia wdech, gdy usłyszeli, co kupuję?
-Po jednym z każdej? Jeden powinien wystarczyć.- Zdziwiła się kobieta.
-Tak, z każdej. Wolę mieć pewność.- Skinęła głową i podeszła do szafki obok. Chwilę tam poszperała i wyjęła cztery prostokątne pudełeczka.
-Proszę bardzo. Czterdzieści sześć funtów i siedemdziesiąt osiem pensów.- Zapłaciłam kartą i czym prędzej się stamtąd ulotniłam.
Zerknęłam do środka białej reklamówki z testami. Cztery... Starczy? Idiotko, już jeden by starczył, nie wiesz?
Mimo to pobiegłam do Bootsa po kolejne. Znalazłam jeszcze trzy różnych firm i dla pewności wzięłam po dwa. Okej. Mam dziesięć testów, mogę sprawdzać. Wróciłam ekspresowo do domu i zadzwoniłam do Niki.
-Mam.- Powiedziałam, rozkładając przed sobą równiutko pudełka. Zaczęłam się denerwować.
-Dobra, ja właśnie skończyłam. Zostawię tylko protokoły i fartuch w domu, i zaraz do ciebie przyjadę, okej?
-Okej.- Rozłączyłam się i zagryzłam wargę. To robimy. Szkoda wielka, że akurat nie chciało mi się sikać!
Dzwonek zadzwonił do drzwi, kiedy było już po wszystkim. Z włączonym stoperem obgryzałam paznokcie, wgapiając się w odwrócone do góry nogami testy.
-Otwarte!- Wrzasnęłam, ciągle hipnotyzując stół oczami. Do pokoju weszła Nika i... Perrie?
-Pomyślałam, że przyda ci się wsparcie osoby, która już przez to przechodziła.- Posłała mi uśmiech Dominika i usiadła na dywanie obok stołu.- Ile jeszcze?
-Dwie minuty.- Mruknęłam.
-Matko, Nattie, wykupiłaś roczny arsenał?- Zaśmiała się Perrie, siadając koło mnie na kanapie.- Więcej już nie mieli?
-Chcę mieć pewność.- Powiedziałam, zerkając znów na stoper. Minuta i siedemnaście sekund.
-Będziesz miała po dwóch, ale skoro chcesz... Ja byłam tak zestresowana, że sama zrobiłam pięć. Jeden był negatywny, więc już nie miałam pewności, ale kiedy poszłam do lekarza, wszystko się wyjaśniło. Właśnie, masz już wizytę?
-Zadzwoniłam do Andie i umówiła mnie ze swoją znajomą. Na jutro po południu. Pójdziecie ze mną?
-Nie mogę.- Potrząsnęła głową Pezz.- Mam jutro wywiad w BBC z dziewczynami od szesnastej do dziewiętnastej.
-Ale ja z tobą pójdę.- Nika zaczęła szperać w swoim telefonie.- Uch, nie mogę tego czekania!- Włączyła "I Wanna Go!".- Ile jeszcze?
-Trzydzieści sekund.
Siedziałyśmy w milczeniu, wpatrując się w rozłożone testy. Gdy zapiszczał mój telefon, żadna z nas się nie ruszyła. Popatrzyłyśmy po sobie.
-Nie dam rady.- Jęknęłam i schowałam głowę w poduszce.- Wy sprawdźcie!
Po chwili ciszy obie poruszyły się i zaczęły odwracać testy, jeden za drugim. Kiedy skończyły, Perrie odchrząknęła.
-No, Nattie.- Poklepała mnie po ramieniu.- Wygląda na to, że za parę miesięcy urodzisz dziecko.
Odsunęłam poduszkę do twarzy i rzuciłam się do stołu. Wszystkie testy jak jeden mąż pokazywały dwie kreski.
-Jasna cholera.- Zaklęłam na głos. Klapnęłam z powrotem na kanapę i spróbowałam to sobie przyswoić. Jestem matką. Nie, to nierealne. Urodzę dziecko. Jeszcze bardziej nierealne.
-Gratulacje!- Obie rzuciły się na mnie z uściskami.
-Boże, to takie niesamowite, Nattie, będę ciocią!- Pisnęła Perrie.
-A ja ciocią drugi raz, ale kij! Musisz powiedzieć to Liamowi!
Podniosłam głowę i spojrzałam z przerażeniem na Nikę. Nie! NIE! Nie mogę! Nie mam zamiaru iść do niego i wracać do niego z powodu ciąży! Nie chcę się z nim kontaktować, wystarczająco dużo kosztowało mnie to wesele, na którym zrobiłam z siebie totalne pośmiewisko i prawie go zwyzywałam na całą salę.
-Najpierw pójdę do lekarza. Może te testy się mylą.- Powiedziałam z pozornym spokojem.- A potem dopiero zdecyduję, co będę robić.
Żeby to tylko było takie proste!

~~*~~

Z plakatów na ścianach uśmiechały się do mnie matki z ciążowymi brzuszkami, na innych otwierały szeroko niebieskie oczy niemowlaki, a zgniatana przeze mnie w dłoni broszurka informowała o tym, co wolno kobiecie w ciąży, a co nie.
Denerwowałam się. Masakrycznie się denerwowałam. Po rozmowie z Niką i Perrie wciąż miałam wątpliwości, czy powiedzieć Liamowi, czy nie. Bałam się, że zachowam się jak wyzyskiwaczka że on pomyśli, że w końcu stałam się tak zachłanna, jak mnie kiedyś opisywały brukowce. Media... Jak to dobrze, że jestem lekarzem i moja wizyta w przychodni nie budzi sensacji. W końcu to jakby moje miejsce pracy, zawsze będę mogła powiedzieć, że mam jakieś praktyki czy coś... Ale kiedy ciąża będzie widoczna, to te hieny od razu to wyłapią, zmierzą na zdjęciu długość i szerokość mojego brzucha i na tej podstawie policzą wstecz co do minuty, kiedy zaszłam.
-Nie denerwuj się tak, w twoim stanie to niewskazane.
-Nika, moje życie to ciągłe pasmo stresu. Zwłaszcza ostatnio. Do tego jeszcze piłam alkohol! Ja chyba nigdy sobie nie wybaczę, jeśli moje dziecko nie będzie w pełni zdrowe!
-Wypluj to natychmiast.- Powiedziała surowo Dominika.- Wszystko będzie dobrze i nic ci nie wykryją. Nie to, co wczoraj u mnie w pracy. Dostaliśmy do przebadania na obecność sterydów próbki moczu i krwi od jakiegoś sportowca. Gościo chyba był oskarżony o stosowanie dopalaczy. Niby wszystko było super, ale coś mi się nie zgadzało. Wzięłam jeszcze jedną próbkę, mimo że wykorzystałam już materiał, który przydzielił mi kierownik laboratorium, wlałam to do probówki, dodałam odczynników z chłodni, których nie mieliśmy używać do tego badania, wymieszałam z tym i z tamtym, zrobiłam analizę ilościową pod aparatem i co się okazało? Okazało się, że facet miał hiper wysoki poziom erytropoetyny. Z takim EPO mógłby łazić miesiącami po Himalajach, tyle by to tlenu związało. Poszłam do głównego speca od laboratorium i pokazałam, co mi wyszło, a on od razu zgłosił to policji. Okazało się, że kierownik naszego oddziału zmówił się z managerem tego sportsman'a, żeby zbadać go na podstawowe rzeczy, bez szczegółowych badań. Zamierzali dać komisji potwierdzenie, że badania się odbyły i facet dalej by biegał i skakał na zawodach, zdobywał nagrody, a tak przymkną go za oszustwo. Niall był zrozpaczony, gdy się dowiedział, podobno bardzo faceta cenił... Słuchasz mnie?
-Taaa.- Jasne, że nie.
-Już to widzę. Nattie, będzie okej. Ja dla ciebie innej opcji nie widzę.
-Maj Natalia!- Z gabinetu wyszła blondwłosa lekarka polecona mi przez Andie.- Zapraszam do gabinetu.
Weszłam do gabinetu na nogach jak z waty. Nieśmiało przycupnęłam na brzeżku fotela. Doktor Sheila Carter zajęła miejsce za biurkiem.
-Jak mogę pani pomóc?- Zapytała z uśmiechem.
-Cóż, prawdopodobnie jestem w ciąży.- Opowiedziałam cicho. Cały czas to dziwnie brzmiało w moich uszach.
-Rozumiem. Robiła pani test i wynik był pozytywny?
-Nawet dziesięć.- Mruknęłam. Kobieta parsknęła śmiechem.
-Ostrożności nigdy za wiele, tak? No dobrze, objawy też na to wskazują?
-Właściwie to objawy zaczęły się tydzień temu od... ekhem, kaca po weselu. Gdybym wiedziała, że jestem w ciąży...
-Spokojnie, zaraz wszystko sprawdzimy.
-Tak, ale układ nerwowy płodu rozwija się w tym okresie i...
-Studiuje pani biologię?- Zmarszczyła brwi.
-Jestem lekarzem na stażu.- Wyjaśniłam swoją zbyt wielką wiedzę.
-Aha, koleżanka po fachu? W takim razie mówmy sobie po imieniu. Sheila.
-Natalia.- W sumie tak lepiej, atmosfera zrobiła się jakby trochę lżejsza.
-Okej, wróćmy do objawów.- Przysunęła do siebie laptopa i zaczęła coś pisać z zawrotną prędkością.- Mdłości, nudności, zawroty głowy, wymioty?
-Wszystko mam. Mdłości nie tylko rano, mogę też wymiotować w środku dnia. Ale to zaczęło się od tamtego kaca, wcześniej nie.
-Nie u każdego ciąża rozwija się objawowo, ty widocznie potrzebowałaś bodźca. Znam kobiety, które przychodziły do mnie po USG u zwykłego internisty, a były w siódmym miesiącu ciąży. Podejrzewały po prostu, że mają problemy z wątrobą, nerkami, bo sporo przytyły, a tu niespodzianka! Ciąża. Wracając do ciebie, kiedy prawdopodobnie doszło do zapłodnienia?
-Na początku kwietnia, chyba trzeciego.
-Dokładna ta data.- Czyżbym znowu ją zadziwiła?
-Powiedzmy, że to był urodzinowy prezent.- Mruknęłam zaczerwieniona.
-Aha, czyli płód prawdopodobnie ma równiutko trzy miesiące.- Popatrzyłam za nią na kalendarz. Faktycznie, dziś trzeci lipca.
-Okej. Alkohol, papierosy, inne używki?
-Alkohol okazyjnie, raczej rzadko. Tylko w poprzednią sobotę przesadziłam. Codziennie piję jedną, dwie, nawet trzy kawy, papierosów nie palę. Tyle.
-Stres?
-Aż nadto.- Uzbierałaby się lista stąd na Hawaje.
-Choroby przewlekłe, wrodzone?
-Osiem lat temu zachorowałam na białaczkę. Ostra przewlekła białaczka szpikowa. Pięć lat temu miałam robiony przeszczep szpiku, który się przyjął i wszystko wróciło do normy.
-Mama mojej znajomej niedawno zachorowała na białaczkę, tylko że limfoblastyczną.- Spochmurniała Sheila.- Od razu kazałam Sue zarejestrować ją w bazie fundacji tego zespołu muzycznego... Zaraz! Tak mi się wydawało, że cię kojarzę, byłaś na plakacie!- Aż podskoczyła za biurkiem.
-Moi przyjaciele ją założyli, kiedy się dowiedzieli.- Przyznałam się.
-Jeżeli Sue znajdzie dla mamy dawcę, to będę za darmo prowadziła wszystkie twoje ciąże, obiecuję.- Przyrzekła solennie. Uśmiechnęłam się do niej.
-Zarejestrowanych jest dużo, na pewno znajdzie się dawca.- Trochę puste te słowa, sama wiedziałam, jak ciężko jest znaleźć "pewnego" dawcę.
-Okej, nie po to tu przyszłaś. Podejrzewasz, że dziecko zostało poczęte na początku kwietnia. Teraz jest lipiec, płód ma trzy miesiące i już niedługo będzie coś widać z zewnątrz. A teraz zapraszam na kozetkę.- Wskazała ręką zieloną leżankę pokrytą jednorazowymi ręcznikami. Wstałam z fotela i ostrożnie się położyłam.- Spokojnie. Na tym etapie USG dopochwowe chyba nie będzie konieczne, zrobimy najpierw zwykłe, żeby się upewnić.- Podeszła do mnie i usiadła na obrotowym stołeczku przed monitorem. Podsunęłam bluzkę do góry. Sheila wzięła sondę, nalała na jej końcówkę żelu, kliknęła coś na klawiaturze i przyłożyła głowicę do mojego brzucha. Jezu, jakie to zimne!
-Jest.
Zaraz zapomniałam, że było mi zimno. Podniosłam głowę, by spojrzeć na monitor. Lekarka przesunęła go tak, żebym widziała wyraźnie i dwukrotnie powiększyła obraz. Na tle szarych cieni odcinała się jaśniejsza główka z delikatnie zaznaczonymi na ciemniejszy odcień powiekami i noskiem. Łzy napłynęły mi do oczu. A jednak. Rozwija się we mnie nowe życie.
-O, tu jest rączka. Ma już wykształcone paluszki.- Przyjrzałam się uważnie. Faktycznie... Zaraz...
-Czy ono mi pomachało?- Zapytałam oszołomiona. Sheila parsknęła śmiechem.
-Wiesz, że to możliwe? Trzymiesięczny płód umie już prostować i zginać palce, więc być może ci pomachał. Zerknijmy teraz na narządy wewnętrzne. Jego skóra jest jeszcze przezroczysta, możemy wszystko zobaczyć... O, widać serce.- Wskazała na jasną plamkę.- Sprawdźmy, jak pracuje.- Kliknęła w parę przycisków i w sali rozległ się dźwięk bijącego serca. Ale chwila...
-To nie brzmi jak prawidłowy rytm!- Zaczęłam panikować.- Słychać jakieś echa! Ma arytmię? Niedomykalność zastawki? Tetralogię Fallota? O Boże, to na pewno przez ten alkohol...- Jestem wyrodną matką. Przeze mnie dziecko będzie chore. Sheila przesunęła sondą po moim brzuchu i spokojnie odparła:
-Ma siostrę lub brata.
-Co?- Opadła mi szczęka.
-Tak mi się wydawało, że te cienie w tle wyglądają jak drugi płód. Chciałam tylko wcześniej sprawdzić do końca to dziecko. Gratuluję, Natalio. Będziesz miała bliźniaki.
Kontynuowała badanie, wskazując mi łożysko, obie pępowiny, widoczne części ciała, stwierdziła, że na pierwszy rzut oka będą to bliźnięta jednojajowe, ale ja jej prawie nie słuchałam. Byłam w ciężkim szoku, obserwowałam oba maluchy na szarym ekranie z niedowierzaniem. Wyszłam z gabinetu z receptami, skierowaniami na wszystkie możliwe badania i pięcioma fotkami moich dzieci z ich pierwszej sesji zdjęciowej. Moje dzieci... Jezu, jak to dziwacznie brzmi...
-I co?- Zapytała zniecierpliwiona Nika, odsuwając od ucha telefon.- Poczekaj, Niall też chce się dowiedzieć.- Kliknęła na głośnik.- Dobra, misiek, jesteś na głośnomówiącym. Nattie, mów.
-A możemy pogadać w aucie?- Zapytałam błagalnie. Nie chciałam robić sensacji na korytarzu przychodni, gdzie każdy w moich oczach mógł podsłuchać i donieść prasie.
-Uch, no dobra.- Nika wywróciła oczami i wstała z krzesła.
-Ale się nie rozłączaj.- Niall przypomniał o swojej obecności.- I streszczajcie się, zaraz mamy nagranie do iHeart, wypuszczamy wreszcie "Addicted".
-Wiem, wiem. Od razu włączę radio.- Wsiadłyśmy do samochodu Niki i włączyłyśmy klimatyzację. Co za upał.- Dobra, Natalia, jesteś w ciąży czy nie?
-Będą bliźniaki.- Odpowiedziałam.
Po chwili ciszy w samochodzie i w telefonie wybuchł tajfun radości. Nika ze szczęścia wyrżnęła kolanami o kierownicę i włączyła przypadkowo klakson, płosząc jakiegoś Bogu ducha winnego przechodnia.
-Lecę powiedzieć chłopakom!- Wrzasnął uradowany Nialler.
-Nie!- Przeraziłam się.- Nikomu nie mów, Horan! A zwłaszcza Liamowi! Bo już nigdy się do ciebie nie odezwę!
-Ale Natalia, on powinien się dowiedzieć pierwszy...
-Dominika, nie! Sama powiem reszcie w odpowiednim czasie. A Liam na razie nie musi wiedzieć. Wystarczająco już namieszaliśmy, niech sobie układa życie z Sophią, a ja sobie poradzę sama. A teraz gdybyś mogła, to zawieź mnie do apteki. Muszę kupić kwas foliowy i inne tabletki.
-Jasne.- Mruknęła Nika.- Misiu, zobaczymy się w domu.
-Okej. Trzymaj się, Nattie. Kocham cię, skarbie.
-Ja ciebie też. Zaraz włączę iHeart.- Rozłączyła się i odpaliła silnik.
Wiedziałam doskonale, że była na mnie obrażona. Wyjeżdżając z parkingu, włączyła radio i trafiła akurat na wywiad chłopaków.
-...One Direction. Chłopaki, ogłosiliście przerwę, ale jednak dzisiaj wypuszczacie nowy singiel. Dlaczego?
-To, że mamy przerwę nie znaczy, że przestaliśmy pisać piosenki.- Odpowiedział Zayn.- Cały wolny czas poświęcamy na muzykę.
-Brakuje w waszym gronie Louisa. Jak tam jego miesiąc miodowy?
-Dzwonił przed wywiadem i twierdził, że wspaniale. Prawdopodobnie zmienią z Eleanor plany i zamiast spędzić cały miesiąc w wybranym miejscu, pojadą jeszcze gdzieś indziej.
-A możemy wiedzieć, gdzie teraz jest nasza młoda para?
-Niestety, to tajemnica.
-Dobrze, teraz pytanie do Nialla. Jak ci się układa w związku z Dominiką?
-Jest wspaniale. Mogę teraz oficjalnie ogłosić, że jesteśmy zaręczeni.- Po głosie można było poznać, że się uśmiecha. Zerknęłam na Nikę. Na jej ustach też błąkał się delikatny uśmiech.
-Wow! Gratuluję! Czyli co, wasz ślub będzie następny?
-Nie, na oczepinach wypadło na Liama, więc chyba on będzie pierwszy.- Zaśmiał się Horan. Na samą wzmiankę o Liamie zrzedła mi mina i ręka odruchowo powędrowała do brzucha.
-A kim będzie szczęśliwa wybranka?- Zapytał reporter.
-No, jak to kto, Natalia!- Wykrzyknął Harry. Przymknęłam oczy, żeby łzy nie spłynęły mi po policzkach.
-Czyżby szykował się wielki powrót Lattie?
-Na razie nie.- Odparł Liam. Nie potrafiłam odgadnąć po jego głosie, co w tej chwili czuł.
-Na gali BRITS powiedziałeś do kamer, że będziesz o nią walczył.
-Wiem i to podtrzymuję. Niestety, to nie jest takie proste. Wiem, że bez Natalii nie jestem tą samą osobą i potrzebuję jej.
-Gówno prawda!- Nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym płaczem.- Jak tak mnie potrzebujesz, to po cholerę leciałeś do innej?! Gdzie jesteś teraz?!
Nie słyszałam już dalszego ciągu rozmowy. Głośno szlochając, wczepiłam się w ramiona Niki, która zjechała na chodnik i mocno mnie przytuliła.

~~*~~

Z głębokiego zamyślenia wyrwało mnie głośne klaśnięcie w dłonie. Zamrugałam i podniosłam głowę.
-Co? Stało się coś?- Zapytałam nieprzytomnie Noriakiego, który stał nade mną z nieodgadnioną miną.
-Odleciałaś tak, że nie słyszałaś ani dzwoniącego telefonu, ani włączonej na full muzyki.- Parsknął śmiechem.
-Dzwonił mój telefon?- Rozejrzałam się po kuchni. Włączone na cały regulator radio nadawało "Walking On Sunshine", a mój telefon był w ręce Kasaiego.
-Ta, masz nieodebrane od Liama.- Cofnęłam rękę jak oparzona.- Ty, co jest, Maj? Naćpałaś się czegoś? Powinnaś ryknąć na mnie za dotykanie twojej komórki, a potem wykasować to połączenie z satysfakcją. Masz gorączkę?- Zdziwiony przyłożył rękę do mojego czoła.- A teraz tę rękę powinnaś mi odgryźć.
-Daruj sobie.- Schowałam twarz w dłoniach, opierając łokcie na kuchennym stole.
-Okej... Chyba aż ci zrobię kawy na pobu...
-Nie!- Krzyknęłam groźnie.- Żadnej kawy!
Kasai popatrzył na mnie spod zmarszczonych brwi i odłożył puszkę w kawą na miejsce.
-Dobra.- Usiadł na drugim krześle.- Gadaj zaraz, o co chodzi. Łazisz jak struta, posłodziłaś grzybową zamiast ją posolić, odlatujesz na godziny i nawet tego nie zauważasz... Co z tobą, do cholery?
-Jestem w ciąży.- Wypaliłam. Przez chwilę siedział cicho i nad czymś intensywnie myślał.
-Okej, to tłumaczy twoje zachowanie. Co dalej?
-Nie jesteś wściekły czy coś?- Upewniłam się.
-A z jakiej paki miałbym być? To nie moje dziecko.
-Dzieci. To będą bliźniaki.- Poprawiłam go.
-Aha, no dobra. To nie będą moje dzieci, chyba że jesteś wiatropylna.
-Nie, nie jestem.- Nawet mnie to nie rozbawiło tak jak powinno.
-To kto jest ojcem?
-Domyśl się.- Wywróciłam oczami.
-Zakładam, że twój eks.
-Brawo, geniuszu, sto punktów wędruje do ciebie.
-Ależ dziękuję, zasłużyłem. Liam wie?- Dopytywał się. Pokręciłam głową.
-Nie i się nie dowie.
Wyraz twarzy Noriakiego momentalnie się zmienił z obojętnego i znudzonego na... wściekły? Otworzył szeroko oczy, zerwał się z krzesła i przeczesał nerwowo włosy palcami.
-Ciebie już do reszty popierdoliło? Nie chcesz mu powiedzieć?- Zapytał z pozornym spokojem.
-Nie. On ma teraz swoją Sophię, a ja nie chcę być tą trzecią, tą, która będzie żebrała o forsę na dzieci.
-Ale on jest ojcem, kurwa mać!- Wrzasnął Kasai na cały dom. Przestraszona podskoczyłam na krześle.- To jego dzieci! Do cholery, chcesz go pozbawić możliwości zobaczenia swoich dzieci?!
-Czemu cię to tak bulwersuje?- Zapytałam poirytowana i stanęłam na wprost niego.- To moja decyzja, moje dzieci i moje życie! Czemu się wtrącasz jak cała reszta?
-Bo jesteś totalną idiotką, kretynką, debilem!- Ryknął.- On jest ojcem!!! A jako ojciec nie powinien być rozdzielany z dziećmi! Co ty byś czuła, gdyby zabrali ci te dzieci?
-Wiesz co, skoro jestem taką idiotką, to może lepiej się wyprowadzę, żeby mój egoizm cię nie kuł w oczy!- Krzyknęłam, waląc ręką w stół.
-Przecież nie wyrzuciłbym nigdy z domu ciężarnej!!!- Patrzyliśmy na siebie w napięciu. Nagle Noriaki odwrócił się na pięcie i zamknął się w swoim pokoju.
Oparłam się bokiem o ścianę. Nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Znaczy jasne, wiedziałam, że ma trochę racji, wstawił się za Liamem i tak dalej, ale dlaczego podszedł do tego tak emocjonalnie? Coś się za tym kryło. Byłam tego pewna. Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w kierunku jego pokoju. Przed drzwiami zawahałam się, ale w końcu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Od razu to zauważyłam.
Pokój wyglądał normalnie, komputer, regały pełne medycznych książek, szafa z wypadającymi z niej ciuchami, ale nad łóżkiem wisiało zdjęcie. Nie byle jakie. Czarno-białe na całą ścianę, chyba drukowane na specjalne zamówienie. Przedstawiało Noriakiego z jakąś dziewczyną. Była piękna. Szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach, ciemne włosy, skośne oczy... A nad ich głowami, na białym tle był wypisany jakąś dziwną czcionką cytat. "If we only die once, I wanna die with you..." Od raz to rozpoznałam. One Republic "Something I Need", moja ulubiona piosenka tego zespołu.
Wpatrzona w zdjęcie nie zauważyłam siedzącego na podłodze obok łóżka Kasaiego.
-Miała na imię Michiyo.- Odezwał się, gdy oderwałam wzrok od zdjęcia. Usiadłam na łóżku, czekając na dalszy ciąg historii.- Znaliśmy się niemal od dzieciństwa, chyba nawet pamiętam, jak oboje lataliśmy w pieluchach. Razem chodziliśmy do szkoły, razem poszliśmy na studia. Chodziliśmy ze sobą, ja się jej oświadczyłem. Na drugim roku studiów zauważyłem, że coś było nie tak... Ona twierdziła, że wszystko było w porządku, ale chodziła taka przygaszona... W listopadzie popełniła samobójstwo. Powiesiła się w swoim ogrodzie na naszym ulubionym drzewie. Nie mogłem tego zrozumieć...- Załamał mu się głos. Położyłam rękę na jego ramieniu.- Na pogrzebie spotkałem jej rodziców. Zaczęli mnie obwiniać o jej śmierć. Nie wiedziałem, o co im chodziło, nigdy przecież bym jej nie skrzywdził, cierpiałem po jej śmierci chyba nawet bardziej niż oni. Okazało się, że... była w ciąży.- Otarł z policzka spływającą łzę.
-I dlatego się powiesiła?- Spytałam, siadając obok niego.
-Nie... oni... Oni zmusili ją do aborcji!- Zaczął płakać rozpaczliwie jak dziecko. Objęłam go ramieniem. Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić, żeby się uspokoił, byłam w totalnym szoku.- Ja... gdybym tylko wiedział... nie pozwoliłbym... na to... Oni... byli tacy... tradycyjni... nie wyobrażali sobie dziecka bez ślubu!- Wykrztusił, opierając głowę na moich kolanach i mocząc łzami zieloną spódnicę.
-Ćśśś...- Szeptałam, żeby go uciszyć. Pierwszy raz widziałam go w takiej rozsypce.
-Na trzecim roku wyjechałem z wymianą do Hiszpanii, a tam wykombinowałem, że będę studiować tutaj. Tam wszystko mi ją przypominało... Nie mogłem... Pozanosiłem papiery, kupiłem mieszkanie za forsę od rodziców i całkiem się od nich odciąłem...- Zaczęłam uspokajająco przesuwać ręką po jego plecach. Jego szloch powoli cichł, nie trząsł się już od tłumionego płaczu. Po dłuższej chwili odetchnął i wyprostował się.
-Nikomu tego nie powiedziałem, tylko tobie. Wiesz czemu?- Spojrzał na mnie czerwonymi, załzawionymi oczami. Skinęłam głową.
-Chyba wiem.
-Proszę cię, obiecaj mi, że mu powiesz zanim dojdzie do katastrofy.
-Nic się nie stanie...- Przerwał mi gwałtownie.
-Na wszelki wypadek, błagam!
-Obiecuję.
-Dziękuję.- Oparł się plecami o łóżko i przetarł twarz dłońmi.- Sorry za to przedstawienie, ale chyba za długo tłumiłem to w sobie.
-Nie ma sprawy.- Posłałam mu nikły uśmiech.
-Jutro już będę się na tobie wyżywał, przyrzekam.- Parsknęłam śmiechem. Za chwilę on mi zawtórował. Ciszę przerwał dopiero dzwonek mojego telefonu.
-Wiem, co obiecałam, ale jeśli to Liam, to nie zamierzam odbierać.- Uprzedziłam Noriakiego.- Do przekazania takiej wiadomości muszę się przygotować.
Pobiegłam do kuchni i wzięłam komórkę do ręki. Jake Hollister. Ścisnęłam mocno oparcie krzesła. Ma wiadomości o Moni?!
-Tak?- Odebrałam w ostatniej chwili, zaraz by się włączyła poczta głosowa.
-Cześć, Natalia. Prawdopodobnie trafiliśmy na ślad Flasha.




__________________________________________________
Kto się pisał na małe Payniątka? xD mam nadzieję, że rozdział jest okej, sprawdziłam po łebkach ;P

Przepraszam, że nie odpisałam na wasze komentarze, ale było to fizycznie niemożliwe, ponieważ mój internet... No, sami wiecie -.-

Dziękuję wam za wszystko, za obserwacje, za komentarze ;*** kolejny rozdział drugiego sierpnia, mam nadzieję, że dam radę coś napisać w trakcie tych wakacji :P

Za godzinkę, góra dwie będzie rozdział na "Dance..." :D

Adios, kochani, lecę się pakować! Chorwacjo, nadchodzę ^^
Buziaki <3
Roxanne xD

czwartek, 16 lipca 2015

Część II: Rozdział 15

Przepraszam za brak linków do piosenek, ale prawdopodobnie wyczerpałam limit miesięczny internetu (z pomocą mojej młodszej siostry, Milka, zabiorę ci kiedyś ten tablet!)... Jak tylko mój PLAY się zregeneruje, to obiecuję, że to poprawię :)
To w ogóle był cud, że włączył mi się Blogger odświeżałam stronę chyba z pięćdziesiąt razy -.-

EDIT: Jezu, tak! Mam wreszcie neta! Serio, jestem chyba uzależniona, skoro ledwo wytrzymałam dwa dni...

WŁĄCZCIE FILMIK DO "ACT MY AGE", KONIECZNIE!!!

Enjoy the chapter ^^
__________________________________________



-Masz mi to natychmiast wytłumaczyć! Co... Co ja tu robię?! Czy my... O Boże, my spaliśmy ze sobą!- Wrzasnęłam, nie panując nad swoimi emocjami.- Jezu, zdradziłam Monikę, zdradziłam Liama, co ze mnie za człowiek!- Zerwałam się z łóżka i nawet nie zwróciłam uwagi na to, że stoję na środku pokoju w samej bieliźnie.- Niedobrze mi.- Jęknęłam i czym prędzej pognałam do łazienki Stylesa. Ledwo dopadłam toalety.
Gdy tylko wyrzygałam całe wczorajsze jedzenie, wypity alkohol, dwa litry kwasów żołądkowych i chyba z metr jelita, poczułam się trochę lepiej. Oparłam głowę o chłodną ścianę i wykonałam dwa głębokie wdechy. Niemożliwe. Nie spaliśmy ze sobą... prawda? Sama myśl o tym napawała mnie obrzydzeniem. Znów nachyliłam się nad kiblem, ale jedyne co zwymiotowałam, to tylko trochę wody i żółci. Cały brzuch bolał mnie od tych skurczy. Aż przypomniała mi się chemioterapia, podczas której wyrzygiwałam wszystko, co tylko spróbowałam przełknąć.
Chwiejąc się na nogach, wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Harry'ego w połowie śpiącego na łóżku, a w połowie klęczącego na podłodze. Wzięłam jedną z poduszek i walnęłam go mocno w głowę.
-Wstawaj!- Wychrypiałam. Matko, a jednak da się zedrzeć sobie gardło samym wymiotowaniem.
-Kobieto, daj mi spać!- Wyszeptał, wciskając głowę w materac.- Mam kaca, łeb mi pęka, a ty nie dość, że dwa razy zwaliłaś mnie z łóżka w nocy, to jeszcze budzisz mnie wrzaskiem.
-Czyli my... nie spaliśmy ze sobą?- Otworzyłam szeroko oczy.
-Spaliśmy...- Chyba zaraz się popłaczę...- Ale nie w tym sensie. Spaliśmy w sensie, że obok...- Aż osłabłam z nagłej ulgi. Klapnęłam na łóżko z westchnieniem.
-Było mówić od razu, pacanie!- Harry jakby się ocknął.
-Zaraz... To ty myślałaś, że my spaliśmy, w sensie uprawialiśmy seks?- Podniósł głowę z materaca i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Którą chyba jednak byłam.- Jeszcze nie wytrzeźwiałaś czy cię pogrzało już totalnie?
-A co ty byś pomyślał, gdybyś się obudził w łóżku innej dziewczyny w samej bieliźnie?- Próbowałam się jakoś obronić.
-Że dzięki Bogu do niczego nie doszło, bo ciągle mam na sobie bieliznę?- Miałam ochotę walnąć swoim pustym łbem o ścianę. Kretynka.
-Jak ja tu w ogóle trafiłam?- Zapytałam żałośnie.- Nic nie pamiętam.- Harry wgramolił się na łóżko i oparł plecami o ścianę. Ziewnął rozdzierająco, nawet nie zasłaniając ust.
-A co pamiętasz?- Podrapał się po głowie. Gdyby nie okoliczności, to mogłabym stwierdzić, że taki zaspany wyglądał naprawdę uroczo. Ale primo, musiałam się dowiedzieć reszty szczegółów tej żenującej nocy, a secundo, widziałam go parę razy w takim wydaniu. Do wszystkiego się można przyzwyczaić.
-Oświadczyny Nialla, konsolę... jak tańczyłam z Dan do "Geronimo"... tyle.- Choćbym nie wiem, jak się wysilała, dalej miałam istną czarną dziurę. Zresztą, wysilać się też nie miałam ochoty, kiedy w głowie mi łupało jak w kamieniołomie.
-Potem schlałaś się tak, że nawet nie zauważyłaś, że tańczyłaś z Liamem, zeżarłaś z pięć szaszłyków owocowych, kiść winogron, nazwałaś siebie owocową armatą, a potem zaczęłyście sobie robić selfie z Arianą, ale wyłączonym telefonem. Śpiewałaś z Louisem i... chyba ze mną też... Zresztą, wszyscy śpiewali, takiego pijackiego karaoke to jeszcze nie słyszałem. Ja piłem mniej niż ty, więc Zayn musiał mi pomóc doholować cię do naszego domu. On na szczęście mało wypił, bo wcześniej był Shane... Jakoś cię rozebraliśmy i wsadziliśmy pod kołdrę. Potem sam odpłynąłem. Obudziłem się dopiero przy pierwszym zrzucie na podłogę.- Znowu ziewnął.
-O Jezu...- Zakryłam czerwoną twarz rękami.- Ktoś to nagrał?
-Nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Impreza skończyła się koło szóstej, kamerzysta chyba wyszedł wcześniej.
-A czemu jestem tutaj, a nie w innym pokoju?- Szczegóły, dawaj szczegóły! Chcę mieć pewność, że nic nie zaszło.
-Bo do Liama raczej nie chciałabyś pójść, a reszta pokoi jest zajęta przez pary, które z kolei były mocno zajęte sobą.- Odpowiedział zniecierpliwiony, walcząc z opadającymi powiekami.
-I na pewno nie spaliśmy ze sobą?- Wolałam się upewnić.
-Nattie, nawet po pijaku umiem odróżnić szatynkę od blondynki. Moniką nie jesteś.- Wyciągnął spod tyłka kołdrę i nas przykrył.- Która godzina?
-Nie mam zielonego pojęcia.- Usiadłam, żeby poszukać gdzieś zegarka, ale znowu zrobiło mi się niedobrze. Sprintem poleciałam do łazienki, by ponownie przytulic kibel.
-Wszystko okej?- Krzyknął z pokoju Harry.
-Jasne.- Odpowiedziałam i zwróciłam kolejną porcję kwasów. Nie miałam już chyba nic, czym mogłabym wymiotować.
Po skończonej sesji haftowania przemyłam twarz i napiłam się wody prosto z kranu. Poczułam się odrobinę lepiej.
-Harry, gdzie jest moja...- Przerwałam, bo otworzyły się drzwi pokoju.
-Hazz, czy ty musisz się tak wydzie...- Liam stanął w drzwiach i wpatrywał się w nas szeroko otwartymi oczami. Zamarłam. No, to nie chcę wiedzieć, co on sobie teraz pomyślał... Zerknął na Stylesa, wrócił wzrokiem do mnie, potem jeszcze jedno spojrzenie na Harry'ego. Zupełnie jak na meczu tenisowym. Wreszcie otrząsnął się i wypadł z pokoju jak oparzony, głośno trzaskając drzwiami. Jednocześnie jęknęliśmy z bólu. Auć.
-Lepiej pójdę mu to wytłumaczyć.- Harry z męczeńską miną zwlókł się z wyra.- Jak wrócę, w kuchni ma na mnie czekać woda. I tabletki. I potem idę spać.
-Gdzie moja sukienka? I torebka?- Zapytałam, walcząc z kolejną falą mdłości. Jezu, szykuje się kac stulecia. Szykujcie księgę Guinnessa.
-No przecież tu.- Mruknął, wskazując na fotel pod oknem. Wyszedł z pokoju, marudząc na kogoś, kto tłukł się na dole.
Ubrałam się tak szybko jak potrafiłam, wzięłam buty i torebkę w rękę, i ostrożnie zeszłam po schodach na dół. Jezu, czemu wszystko tak wiruje? W kuchni zastałam Nikę, Nialla, Perrie i Maxa. Fifa chrapał w najlepsze na sofie w salonie. Nie dotarł nawet na górę.
-Cześć, ludzie.- Odpowiedziało mi kilka niewyraźnych pomruków. Chyba wszyscy czuli się tak beznadziejnie jak ja.- Wody... I tabletek.- Pezz podsunęła mi butelkę i pudełko pigułek przeciwbólowych. Zaraz potem położyła głowę na stole i zaczęła umierać.
-Jak się trzymasz, Nattie?- Zapytał Max, jakoś powstrzymując opadającą głowę.
-Bywało lepiej.- Odchrząknęłam, bo cały czas czułam kwaśny posmak w gardle. Fuj, ohyda.
-Czemu się tak cholernie wydzieraliście?- Nika nawet nie miała siły na mordercze spojrzenie w moją stronę. Dzisiaj ten dom będzie przypominał chatę zombie.
-Okazało się, że spałam z Harrym.
-Że co?!- Krzyknęła Nika. Wszyscy naraz ją uciszyliśmy.- Jak to, spałaś z Harrym?! Wylądowaliście w łóżku?!- Dodała głośnym szeptem.
-Też tak myślałam, ale okazało się, że spaliśmy normalnie. Obok. Bez żadnego seksu.
-Aha. Liam by chyba go zabił.- Uspokoiła się Nika.
-Być może właśnie to robi. Liam wpadł do pokoju Hazzy, zobaczył nas w samej bieliźnie, dośpiewał sobie resztę i wyleciał z pokoju, jakby się paliło.- Wyjaśniłam skrótowo.
-Czyli super. Nie dość, że rodzice oddadzą mi dziś dziecko, to jeszcze będę musiała tuszować morderstwo. Kocham ten dzień.- Wywróciła oczami Perrie.
-Ale założę się, że przynajmniej pamiętasz, co się działo w nocy.- Prychnęłam i oparłam głowę na stulonych dłoniach. Umieram. Zaraz znowu polecę do łazienki i wyrzygam te tabletki.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Niall w ogóle się nie odzywał, leżał z głową na stole, podobnie jak Perrie. Oboje chyba zasnęli. Max wypił całą swoją wodę i teraz obracał w rękach pustą butelkę. Nika bawiła się palcami i walczyła z opadającymi powiekami. Ziewnęłam jak hipopotam.
-A co to jest?!- Gwałtowne pytanie Niki sprawiło, że kłapnęłam szczęką i mało nie odgryzłam sobie języka.
-Ała.- Skrzywiłam się.- Jezu, jednak da się złamać sobie zęby bez kontaktu z czyjąś pięścią. O co pytasz?
-Jak to, o co?! O to!- I zaczęła machać mi ręką przed oczami.
-Dawaj tę łapę, zanim ci na nią narzygam.- Warknęłam. Oczopląsu można dostać. Złapałam ją za rękę i dokładnie obejrzałam.- Ja tu nic szczególnego nie widzę.
-Co to za pierścionek?! Powiedz, że nikomu go wczoraj nie ukradłam!- Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, ale stwierdziłam, że była najzupełniej w świecie poważna. O ja pitolę... Ona nie pamiętała oświadczyn Nialla!
-O rany...- Nawet boląca głowa nie mogła powstrzymać mojego wybuchu śmiechu. Zwinęłam się na krześle, chichocząc, a Nika i reszta gapili się na mnie i chyba zastanawiali się, jaki jest adres najbliższego psychiatryka.
-Gdzie moja woda?- Do kuchni wszedł Harry, a za nim wczłapał Liam. Procesję zamknął Fifa, który wreszcie się obudził i zakończył ten chrapiący koncert.- Co jej jest?
-Nie mam pojęcia.- Nika pokręciła głową.- Spytałam jej, skąd mam ten pierścionek, a ona zaczęła się śmiać.
-Jaki pierścionek?!- Nialler nagle pobudzony zerwał się z krzesła i złapał ją za rękę. Oczy mało nie wyleciały mu z orbit. Harry i Liam spojrzeli po sobie i ryknęli śmiechem. Nawet uciszania wszystkich cierpiących nic nie dały. Płakali ze śmiechu razem ze mną.
-Bo... Bo wy... Wy się zaręczyliście!- Wykrztusiłam między jednym napadem śmiechu a drugim. Nika popatrzyła na Nialla. Niall popatrzył na Nikę.
-Że co?!- Krzyknęli jednocześnie.
-Czemu tak się wydzieracie?- Eleanor i Louis, trzymając się za ręce, stanęli w progu kuchni. Tym to nawet kac nie przeszkadzał, cali niemalże promienieli radością. Tylko tęczy i jednorożców brakowało.
-Nika i Niall nie pamiętają swoich zaręczyn, tak się schlali.- Wyjaśnił rozbawiony Max.
-Ale... ale jak to?! Ja chciałam zapamiętać swoje zaręczyny!- Pisnęła rozczarowana Nika.
-Czemu zrobiłem to teraz?- Chciał z kolei wiedzieć Nialler.
-A co, wolałeś się ze mną nie zaręczać?- Nika już była w bojowym nastroju.
-Kochanie, gdybym nie chciał ci się oświadczyć, to nie kupiłbym tego pierścionka już sześć miesięcy temu. Kocham cię, ale planowałem coś innego...
-Byłeś zazdrosny, że Nika śpiewała z Bruno Marsem.
-Śpiewałam z Marsem?!- Kolejny szok.- Dobra. Od dziś oficjalnie nie piję.
-Aha, akurat.- Mruknęłam i wstałam z krzesła.- Chyba znowu zablokuję łazienkę.- I poleciałam do stęsknionej za mną toalety. Długą sesję wymiotowania przerwało mi pukanie.
-Mogę wejść?- Usłyszałam stłumiony głos Louisa.
-Właź.- Wykrztusiłam, powstrzymując kolejną falę. Jednak, gdy tylko chłopak wszedł do środka, kolejna porcja rzygów przywitała się z toaletą.
-Wow. Gdyby nie fakt, że mnie uwielbiasz, to powiedziałbym, że cię obrzydzam.- Podszedł bliżej i odgarnął mi włosy z czoła.- Liczyłem też na to, że wyjdziesz i będę mógł w spokoju się odlać, ale jakoś mnie odrobinkę odrzuca od tego kibelka.
-Spadaj i daj mi umierać w spokoju.- Z trudem przełykając ślinę, oparłam się plecami o ścianę. O Jezu, masakra.
-Wolę nie dać ci umrzeć.- Odkaszlnął i odchrząknął, siadając na podłodze na wprost mnie.
-Co z twoim gardłem?- Zapytałam z zamkniętymi oczami. Zaśmiał się kpiąco.
-Nie pamiętasz?
-Co znowu?- Otworzyłam szeroko oczy. Miałam ochotę nim potrząsnąć, żeby mi czym prędzej powiedział, co jeszcze mi wczoraj odwaliło.
-Pod koniec imprezy urządziliśmy grupowe karaoke. Chyba cały Londyn słyszał nasze chóralne "Lucy In The Sky With Diamonds".
-Serio?- Jęknęłam.- Może jeszcze to był mój pomysł?
-Nieee. Twoim pomysłem było "Locomotion" i "Let's Twist Again". Okazało się, że Michael i Luke umieją naśladować genialnie głos Chubby'ego Checkera.- Wyszczerzył się. Schowałam twarz w dłoniach.- A potem wyszliśmy razem na stół i śpiewaliśmy "Stand Up".
-My we dwójkę?- Upewniłam się.
-Nie, jeszcze Harry. I Jade. I chyba Conor.
-Super.- Czy wyczuł mój sarkazm?
-No, a na zakończenie "We Will Rock You". To było epickie.
-Fantastycznie.
-Bisowaliśmy sześć razy.- O matko.
-To chyba się nie dziwię, że masz taką chrypę. Moją stłumił wielki bełt.- Odparłam ironicznie.
-A tak w ogóle, to Liam prawie pobił się na górze z Harrym. Zgaduję, że poszło o ciebie?- Nie ma to jak zgrabnie przeskoczyć na inny temat.
-Taaa. Liam widział nas w pokoju Harry'ego i oboje byliśmy w samej bieliźnie.- Louis gwizdnął pod nosem.- Ale do niczego nie doszło!
-Coś ty, wiem przecież. Harry nie dotknąłby nikogo oprócz Moniki. Ale i tak jego szczęka wymagała lodowatej interwencji. Dostał prosto w środek policzka.
-Nic nie zauważyłam.- Wstałam z podłogi i z trudem opanowałam karuzelę w głowie.
-Bo byłaś zajęta haftowaniem.- Stanął koło mnie.- A teraz radziłbym ci odespać tę noc. I serio, wyjdź już, bo przy tobie nie mam ochoty sikać.
-Przynajmniej tyle w tobie przyzwoitości.- Mruknęłam, wychodząc z łazienki. Wróciłam do kuchni, gdzie zastałam towarzystwo w składzie pomniejszonym o Nikę, Nialla i Hazzę, ale powiększonym o Zayna i Lottie.- Gdzie Harry?
-Poszedł spać.- Odpowiedziała Eleanor.- Jak się czujesz?
-Nie chcę przeklinać, więc powiem, że beznadziejnie. Chyba zwymiotowałam tę tabletkę, dacie mi jeszcze jedną?
-Ty, tylko nie przedawkuj.- Perrie podsunęła mi pudełko.
-Można brać trzy naraz. Poza tym jestem lekarzem. Lekarzowi nic nie szkodzi.
-Alkohol też?- Zainteresował się Fifa.
-Gdyby nie ten kac, to już byłbyś martwy, Amadeusz.
-Miałaś tak do mnie nie mówić!- Pisnął, wywołując grymasy bólu na twarzach wszystkich obecnych.
-Czemu Amadeusz?- Spytał Zayn, cudem nie przysypiając na stole.
-Moje cholerne drugie imię. Matka miała świra na punkcie Mozarta, mam farta, że nie dała mi na pierwsze Wolfgang.- Filip wywrócił oczami i pociągnął kilka łyków z butelki.
-Dobra, ludzie, ja się zwijam. Potrzebuję ciepłej piżamki, mojego koca i gorącej melisy na żołądek.- Zaczęłam poszukiwania telefonu w torebce.- I błagam, niech ten człowiek okaże choć minimum miłosierdzia, które gdzieś tam ma...
-Natalia?- Odezwał się w słuchawce głos Noriakiego.- Co znowu?
-Mógłbyś po mnie przyjechać?- Próbowałam nadać swojemu głosowi proszący ton.
-Nie.
-Proooszę? Obiecuję, że wysprzątam twój pokój!
-Wara od mojego pokoju. Zajmij się swoim.
-Przecież się zajmuję! A teraz odpalaj tego swojego rzęcha i przyjeżdżaj tu w try miga.- Jak nie prośbą, to groźbą.
-Spadaj. Nazwiesz jeszcze raz moją Samantę rzęchem, to będziesz spała na balkonie.
-Nazwałeś auto Samanta?!- Wytrzeszczyłam oczy.
-Powiedziałem, odwal się!
-Okej, weź mój samochód.- Chwila ciszy.
-Twoją Mazdę?- Kasai był wyraźnie zainteresowany moją ofertą.- Serio?
-Nie, na niby.- Burknęłam.- Kluczyki są na podręcznikach, na szafce.
-No, mam. Jaki adres?
-Jakiś ty skłonny do współpracy, Kasai, kto by pomyślał...- Szybko podałam mu adres posiadłości.
-Jestem skłonny do współpracy, bo ty jesteś na kacu i łatwiej będzie cię przekonać do sprzątania lub prania.
-Jestem w takim stanie, że nie masz na co liczyć.
-Wystarczy, że nagram parę twoich obietnic na dyktafon.- Co za... co za... cwaniak!
-Wiesz co? Lepiej bądź tu za dwadzieścia minut, albo pożegnasz się z dyktafonem, sprzątaniem, a przede wszystkim ze swoją pustą głową.- Zagroziłam i wyłączyłam telefon.
-Jeśli tak wyglądają wszystkie wasze rozmowy, to ja chcę mieć nagranie na wyłączność.- Zaśmiał się Louis, który w trakcie rozmowy zdążył wrócić do kuchni.
-Wolę nie wiedzieć, co by się z nim stało w twoich rękach.- Mruknęłam.- Dobra, dzięki za wszystko, ale będę leciała.- Przytuliłam każdego na pożegnanie. Ominęłam tylko Liama, który zresztą nawet na mnie nie patrzył. Poczucie winy zżera, idioto? Dobrze ci tak.
-Nattie, to my powinniśmy ci podziękować.- El mocno mnie uściskała.- Dzięki tobie ten ślub był naprawdę wspaniały.
-Zrobiłam to dla was. Jesteście cudowni razem i zasłużyliście na szczęście. Jutro macie jeszcze indywidualną sesję, pamiętacie?
-Jasne, że tak. Znowu muszę się wbić w ten garniak.- Lou zrobił cierpiętniczą minę.
-Przynajmniej obędzie się bez stresu. Zdzwonimy się jeszcze. A, i powiedzcie Nice, że nic jej z zaręczyn nie ominęło, wszystko przecież będzie na taśmie!- Krzyknęłam jeszcze, zanim wyszłam z domu.
Akurat podjechał Noriaki. Moim samochodem, z włączonym na full moim radiem. Od razu władowałam się do środka i wyłączyłam wyjące "Andalouse".
-Mam kaca, debilu, chcesz, żeby mi rozsadziło mózg?- Zapytałam retorycznie i zapięłam pas.
-Wiesz, żeby było jeszcze co rozsadzać...- Znów mnie zemdliło. Tym razem z przyczyn oczywistych. Kasai jechał jak pirat i mało nie skasował krawężnika. Teraz już rozumiem, dlaczego zawieszenie w jego wozie trzyma się na słowo honoru...
-Przysięgam, że jeśli rozwalisz mi autko...- Zagroziłam, a on wziął ostry zakręt na rondzie.- Człowieku, chcesz, żebym ci tapicerkę zarzygała?!
-Twoje auto, twoja tapicerka.- Wyszczerzył się diabolicznie. Jęknęłam głośno. Nigdy, przenigdy więcej nie wsiądę z nim do samochodu. Nigdy.

~~*~~

-Pani doktor... Pani doktor...- Obudziło mnie dziwne szturchanie w ramię.- Wiozą pacjenta z niedoszłej próby samobójczej. Podciął sobie żyły.- Otworzyłam oczy.
-Już idę.- Od razu się rozbudziłam. A jednak sen się nie ziścił, nie byłam na chorwackiej plaży, tylko na kanapie w gabinecie lekarskim. I właśnie miałam nocny dyżur. Zerknęłam na zegarek. Piąta pięćdziesiąt trzy. Zaraz cały szpital stanie na nogi. Aż dziwne, jak spokojna była ta noc, tylko jeden wypadek, który od razu skierowaliśmy na blok.
-Damy radę go zszyć, czy trzeba zawiadamiać chirurgię?- Zapytałam, wiążąc włosy w kucyk.
-Ratownicy nie powiedzieli.- Aha. No dobra, idźmy na yolo.
Upiłam łyk zimnej kawy i mój żołądek natychmiast zareagował. Szybko wyjęłam mentosy miętowe i zaczęłam ssać. Jedynie ten miętowy smak pomagał mi opanować mdłości. Coś było nie tak. Kac normalnie trwa góra dwa dni, mój utrzymywał się już... Chwila... Dziś jest sobota, mój ostatni dyżur nocny. Czyli tydzień. Tydzień! Który normalny kac trwa tydzień?!
-Już jest!
-Podłączcie go do EKG!
-Dajcie tu respirator!
-Ciśnienie bardzo niskie, osiemdziesiąt dwa na czterdzieści!
-Dzwoń po dwie jednostki krwi, jaka grupa?
-Zero minus.
-Opatrunki jałowe, nici skórne jedwabne piątka! Dużo gazy, mocno krwawi!
-Ile ten dzieciak ma lat?
-Piętnaście.
-Zachciało mu się, cholera, umierać.
Szybko pracowaliśmy, żeby jak najlepiej zatamować upływ krwi i zaszyć wszystkie cięcia. Na skórze odkryłam masę innych blizn, pochodzących bankowo od żyletki. Matko, co go skłoniło do odbierania sobie życia? To nie było przypadkowe dociśnięcie ostrza, nie, te rany były zbyt... precyzyjne, zbyt dopracowane, wręcz jak od linijki. Planował to.
Nigdy nie byłam w stanie pojąć, jak można chcieć odebrać sobie życie lub choćby się ciąć. Może daje to chwilową ulgę w myśleniu, ale tak naprawdę to jest to niszczenie swojego zdrowia. Co przyjdzie człowiekowi z tej rany na ciele? Razem z krwią nie wypłynie rozwiązanie problemu, życiu trzeba pomagać, a nie je odbierać. Może to przez moje przeżycia z nowotworem i tą cienką granicę, która mnie kiedyś dzieliła od śmierci, ale... Na świecie jest tyle ludzi, którzy chcą żyć za wszelką cenę, a nie mogą. Po co postępować egoistycznie i zamiast im pomóc, odbierać samemu sobie dar, o który oni się modlą?
Uratowaliśmy tego chłopaka. Nie wiem, czy będzie z tego zadowolony, czy nie, ale na pewno po kolejnym dyżurze do niego zajrzę. Nawet jeśli nie będzie już moim pacjentem.
Akurat gdy skończyliśmy szyć ostatnią ranę, na SOR przybył mój zmiennik. Szybko zebrałam rzeczy, pożegnałam się z ludźmi, z którymi zdążyłam się zżyć przez ten miesiąc i pojechałam do domu. Byłam niewyspana i ciągle męczyły mnie nudności. Jak tylko odeśpię, to sprawdzę w necie, co mi może być. Cholera jasna, a jeśli to jest nawrót?!
Wróciłam do domu wykończona porannymi godzinami szczytu na autostradzie. Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a już zadzwonił telefon. Zerknęłam na zegarek. Okej... Jednak spałam. Rany, w ogóle tego nie czułam. Szybko odebrałam, zanim dzwoniący ktoś się zniechęcił.
-Halo?- Ziewnęłam do słuchawki.
-Cześć, Natalia.- Odezwała się Danielle.- Wiem, że jesteś po dyżurze nocnym, ale mam teraz czas i miałabyś ochotę odreagować, czy coś?
-Właściwie to może... Ale nie bardzo mam ochotę wychodzić z domu.- Mruknęłam, poprawiając poduszkę.- Może przyjdziesz do mnie? Jakoś się tu upchniemy.
-Spoko. Wyślij mi adres.
-Jasne. O, i gdybyś mogła, to przynieś jakieś ciacha.
-Okej. To na razie.- Rozłączyła się. Szybko wystukałam adres w smsie i wstałam z kanapy. Załomotałam w drzwi Noriakiego.
-Kasai, rusz dupę! Zaraz tu będzie moja znajoma i nie chcę się tłumaczyć z ciebie, latającego po mieszkaniu w samych gaciach z pieśnią na ustach!- Drzwi się otworzyły i ukazał mi się wkurzony Noriaki.
-Przecież ja nigdy nie śpiewam! Poza tym to moje mieszkanie!
-Jasne, a ten koncert Aerosmith pod prysznicem to co? Wiem, że twoje, ale mnie też mogą odwiedzać, nie?
-Nie. A teraz daj mi spać, też miałem dyżur.- Odwrócił się i już miał zamykać drzwi, kiedy dodałam:
-Będziemy tańczyć!
-A żebyście się przebiły przez podłogę do sąsiada!- Trzasnął drzwiami i rzucił się na łóżko. Wzruszyłam ramionami i poszłam się przebrać z piżamy. Ściągnęłam T-shirt i legginsy, wzięłam szybki prysznic i założyłam letnią sukienkę. Po otwarciu okien do mieszkania wtargnęło gorące powietrze, prosto z Afryki. Szykuje się naprawdę upalne lato. Poszłam do kuchni po mrożoną herbatę i akurat gdy kończyłam chowanie pościeli, Danielle zapukała do drzwi. Rzuciłam jeszcze okiem w stronę drzwi Kasaiego, ale jedynym znakiem jego obecności było tylko głośne chrapanie. I dobrze.
-Hejka!- Przywitałam się z nią uściskiem.- Właź i sorry za bałagan.
-Daj spokój, ty chyba prawdziwego bałaganu nie widziałaś.- Machnęła ręką. Rozejrzała się dookoła.- Ładnie tu.
-Tylko ciasno i upierdliwy współlokator.- Parsknęłam śmiechem.
-Poradzimy sobie.- Uśmiechnęła się do mnie i zaczęłyśmy przemeblowanie, żeby zrobić więcej miejsca.
Zsunęłyśmy kanapę pod okno, zabrałyśmy ze środka stolik i zablokowałyśmy nim wejście do kuchni. Stosy podręczników akademickich powędrowały na balkon, zabezpieczone paroma pudełkami, żeby nie spadły komuś na głowę. Zwinęłyśmy dywanik i wcisnęłyśmy go pod prysznic. Od razu zrobiło się przestronniej.
-Dobra, to najpierw rozgrzewka.- Zadecydowałam i włączyłam "Sleeping In My Car". Zaczęłyśmy się rozciągać do włączonej na cały regulator piosenki. Chyba za ścianą ustało chrapanie.
-O, a teraz mi pokażesz kroki do tego zajebistego tanga! To jak tańczyliście, po prostu wow!- Danielle już chciała włączyć piosenkę, ale ją powstrzymałam.
-Błagam, nie. Nie mam ochoty słuchać tej melodii.
-Dobra, a ta będzie lepsza?- Uniosła brwi i włączyła podobną piosenkę. Od razu ją rozpoznałam. "Te Aviso, Te Anuncio" Shakiry.
Okej. Zaczęłam pokazywać jej kroki i uczyć po kolei figur. Męczyłyśmy tę piosenkę ciągłym powtarzaniem nie wiem ile razy, aż do pokoju wszedł wściekły Noriaki.
-Czy wy do reszty zwariowałyście?! Za ścianą śpi człowiek! Znaczy spał! I teraz...- Urwał, gdy jego wzrok padł na Danielle. Akurat skończyła obrót i z zagubioną miną spojrzała na chłopaka. Chwilowo poczułam się zbędna. To tak wyglądało z boku nasze wgapianie się w siebie, moje i Liama! Aha...
-Cześć. Sorry, że tak krzyczałem, ale jestem lekarzem po dyżurze i po prostu... Przepraszam. Jestem Noriaki. Noriaki Saikuiji.- Mało nie parsknęłam śmiechem na widok jego cielęcej miny. Zakryłam usta dłonią i dosłownie oplułam sobie palce, kiedy dusiłam się ze śmiechu na jego widok.
-Cześć. Danielle Peazer. Sorry, ale potrzebowałyśmy gdzieś poćwiczyć i... Tak jakby przeszkadzasz nam w próbie.- Moja krew! Kocham cię, Dani!
-C-co?- Kasai stał jak ogłuszony.
-Wiem, że to twoje mieszkanie, ale zaraz skończymy i się wyniosę.- Posłała mu olśniewający uśmiech.- To co, zmieniamy rytmy?- Zwróciła się do mnie.
-Daj jeszcze trochę Shakiry.- Mrugnęłam do niej.
Włączyła "Loca Loca Loca" i zaczęłyśmy szaleć w rytm samby. Nie miałyśmy ochoty na dokładną naukę kroków, więc po prostu tańczyłyśmy na środku salonu, a Noriaki z osłupieniem wpatrywał się w Dan i pewnie zastanawiał się, co sprawiło, że nie zadziałał na nią jego urok osobisty. Wreszcie kręcąc głową przeszedł do kuchni, ale nie zauważył stolika i wyrąbał się w kolano.
-Natalia!- Ryknął, zagłuszając muzykę.- Co to, do cholery, jest!
-Co ty, stolika nie widziałeś?- Zdziwiłam się i zmieniłam piosenkę na "Monday Morning".
-Czemu. Stoi. Tutaj!- Wysyczał, skacząc na jednej nodze do kanapy. Usiadł na niej, krzywiąc się z bólu. Auć, na kolanie już wyskakiwał siniak.
-Sorry, ale nie było gdzie go postawić, gniewasz się?- Zapytała słodko Danielle. Kasai spiorunował ją wzrokiem.
-Dobra, pomyliłem się. Jesteś taką samą wiedźmą jak Maj.
-Dzięki za komplement, skarbie.- Uśmiechnęła się i wykonała perfekcyjny szpagat.
-A ty uważaj, bo kiedyś cię wywalę z tego domu na zbity pysk.- Zagroził mi, ciągle trzymając się za kolano.
-Kasai, gdybyś na serio chciał mnie wywalić, to już dawno byś to zrobił. Ciągle mi to mówisz, ale tego nie zrobisz, a wiesz czemu?
-No, czemu?- Prychnął.
-Bo byś beze mnie nie wytrzymał!- Zrobiłam radosny obrót.- Jestem takim promyczkiem, który rozświetla ci szarą rzeczywistość!
Okej, obrót to nie był dobry pomysł. Przez to wszystko zapomniałam, że dalej mnie mdli. Rzuciłam się do łazienki, taranując po drodze fotel.
-Promyczku!- Wrzasnął Noriaki, kiedy skończyłam wypluwać flaki nad toaletą.- To jak tak jasno świecisz, to rozświetl teraz ten kibelek Domestosem!
Zabije drania, otruję przy najbliższej okazji!

~~*~~

Leżałam wygodnie na kanapie i próbowałam w spokoju oglądać "Sissi: losy cesarzowej". Próbowałam, to dobre słowo. Kasai urządzał koci koncert w łazience, konkretnie szykował się na kolejną randkę z następną naiwniaczką, która sądziła, że jest tak uroczy, za jakiego się podaje. Dziewczę chyba miało klapki na oczach. Przecież jeszcze wczoraj ta męska szumowina śliniła się do Danielle. Tak czy owak, wycie, które miało przypominać "Hey Jude", skutecznie zakłócało mi oglądanie ślicznej Romy Shneider w roli Sissi. Całe szczęście, że Noriaki wyjdzie za godzinę, będę mogła w spokoju kontynuować mój maraton filmów historycznych. Jeszcze w kolejce czekała Scarlett O'Hara i nieśmiertelne "Przeminęło z wiatrem".
Zastopowałam na chwilę film, żeby wziąć z mikrofalówki popcorn. Na moje szczęście Kasai posiadał to urządzenie w swoim licho zaopatrzonym mieszkaniu. Z braku dużej miski nasypałam popcorn do garnka i powędrowałam z powrotem do pokoju. Akurat trafiłam na wyjście Noriakiego z łazienki. Czy ja nie mogę spotykać na swojej drodze normalnych ludzi?
-Just let me hear some of the rock'n'roll music!- Ryknął na cały głos, wyskakując na środek pokoju. Zamrugałam i przytuliłam do siebie garnek, żeby go przypadkiem nie upuścić z tego szoku. Kasai mnie w ogóle nie zauważył, pląsał po całym salonie, udając rockmana z mopem zamiast elektrycznej gitary. Czyli oprócz miłości do rock'n'rolla łączy nas jeszcze chwilowe ogłupienie i różne dziwne odpały... Nieee!
-Ekhem...- Odchrząknęłam nieśmiało. Noriaki pisnął jak baba i podskoczył w miejscu. O rany, on się rumieni! Gdzie mam kamerę?!- Zamiast "Rock'n'Roll Music" chyba powinieneś śpiewać "Help". Zdecydowanie potrzebujesz pomocy specjalisty.- Zasugerowałam, powstrzymując atak śmiechu.
-Spadaj!- Strzelił focha i ukrył się w swojej jaskini. Pokręciłam głową i włączyłam z powrotem film.
Akurat doszłam do momentu, w którym okazuje się, że Sissi wyzdrowiała, gdy ktoś zapukał do drzwi. Odstawiłam pusty garnek i poszłam otworzyć.
-Siema, wredoto.
-Siema, debilu.- Przywitałam się serdecznie z Niką.
-Też się zmieszczę?- Z korytarza wychylił się uśmiechnięty Niall.
-Właź, Nialler. Fajnie, że wpadliście.- Zrobiłam im miejsce na kanapie.
-Mamy coś dla ciebie!- Nika wyjęła z torebki płaskie pudełko, zapakowane w biały papier.
-Co to, film?- Szybko zerwałam opakowanie.- O nie.- Jęknęłam na widok przepięknego zdjęcia El i Louisa.
-Co, o nie? Trzeba to obejrzeć! Każdy dostał kopię, a my mamy jeszcze rozszerzoną o imprezę po oczepinach! Muszę zobaczyć oświadczyny Nialla!- Nika wyrwala mi pudełko z ręki i usiadła na podłodze przed odtwarzaczem DVD.
-Mamy film, mamy prowiant, czego chcieć więcej?- Niall ze znaczącym uśmiechem uniósł w górę reklamówkę z żelkami, ciastkami, chipsami i piwem.
-Na pewno nie upokorzenia.- Mruknęłam.- Dominika, przyznaj się, specjalnie tu przyszłaś, żeby patrzeć, jak chcę się zapaść pod ziemię!
-To też.- Zaśmiała się.- Ale weź pod uwagę, że zamiast mnie mógł dostarczyć ci film ktoś inny. Taki Liam, na przykład.
-Możecie zostać.- Wyraziłam łaskawie zgodę. Gorzej nie będzie. I tu na razie miałam rację. Gorzej nie było.
-Ja wychodzę, Maj.- Z pokoju wyszedł Kasai, cały wypiękniony, wręcz brakowało bijącego od niego blasku.
-Cześć, Noriaki.- Nika skinęła mu głową.
-Cześć.- Podał rękę Horanowi.- Co oglądacie?
-Film z wesela El i Lou.- Odpowiedziałam niechętnie.- Na którym się kompromituję.
-Kurde, że też mam teraz randkę.- Westchnął ciężko. Poszedł do łazienki, zlał się perfumami i wyleciał z domu, trzaskając drzwiami.
-Aż dziwne, że nie wyleciał do mnie z fajnymi określeniami na boysbandy.- Zaśmiał się Niall i wyciągnął do mnie puszkę z piwem. Pokręciłam głową.- Co ty, znowu nie pijesz?- Zdziwił się.
-Cały czas jest mi niedobrze.- Wyjaśniłam.
-Ale popcorn jadłaś.- Wytknęła mi Nika.
-Od popcornu nie chce mi się wymiotować, ale rano na sam zapach jajecznicy pobiegłam haftować.
-Oby to było tylko jakieś zatrucie, a nie nawrót choroby.- Przestraszyła się Nika.
-Nic mi nie jest.- Machnęłam ręką, żeby ją uspokoić, ale sama strasznie się bałam. Żeby to tylko nie był nawrót...
-Okej, włączamy.- Nialler sięgnął po pilota.
Na początek logo firmy, oczywiście. A potem w rytm "Story Of My Life" pokazały się zdjęcia z dzieciństwa El i Lou, potem włączyło się "Act My Age" i urywki filmików z przygotowań do wesela, prób, przyjazdu gości i tłumów fanek przed bramą parku. Wreszcie mogliśmy obejrzeć przebieg uroczystości.
-O rany, jednak ładnie wyglądałam!
-Harry, jaki zaciesz!
-Patrz, jaką El ma przerażoną minę!
-Ale wygląda jak księżniczka...
-Mama Louisa płakała chyba przez cały ślub.
-Ty lepiej patrz, jak on się telepie!
Wymienialiśmy komentarze, śmialiśmy się z min gości, z Harry'ego plączącego się w swojej mowie. Doszliśmy wreszcie do tańców. Sięgnęłam po torebkę moich ulubionych biszkoptów. Zjadłam tylko jednego, a mój żołądek znów zaczął się buntować. Nie wytrzymałam i pędem poleciałam do łazienki. Perfumy Kasaiego tylko przyspieszyły całą akcję.
-Nattie, rzygasz na sam widok Liama?- Wrzasnęła Nika. Chyba podświadomie wybrałam genialny moment na zwymiotowanie.
Chciałam się podnieść, ale w głowie tak mi się kręciło, że musiałam zamknąć oczy. Nagle oblał mnie zimny pot. A jeśli to naprawdę jest nawrót? Niby minęło już pięć lat od przeszczepu, ale ostatnie badania miałam w kwietniu i... O Boże, wszystkie objawy są takie same!
Z powrotem usiadłam na podłodze. Zza zamkniętych drzwi dobiegł mnie śmiech Nialla. Niewiele myśląc, wyjęłam z kieszeni dresów telefon i wybrałam numer Gabi.
-Natalia?- Odebrała z wyraźnym zdziwieniem.- Co jest?
-Gaba, ja chyba mam nawrót.- Powiedziałam, przełykając łzy. Zapadła cisza.- Chyba znowu jestem chora!
-Spokojnie.- Gabrysia niczym nie zdradziła strachu.- Najpierw mi powiedz, co się dzieje. Jak się czujesz?
-Non stop mam mdłości, wymiotuję po parę razy dziennie. Nawet Aviomarin mi nie pomaga! Myślałam, że to tylko kac, ale trwa już tydzień! I to nie jest zatrucie pokarmowe, bo nie mam gorączki ani innych objawów! Ostatnie wyniki były w normie, ale badałam się w kwietniu, w dodatku wydaje mi się, że od tego wszystkiego stwardniał mi brzuch, a ostatnio zauważyłam...- Wpadłam w nerwowy słowotok. Już prawie płakałam.
-Natalia...
-... że chyba znowu mam zaburzenia miesiączki, zupełnie jak wtedy, kręci mi się w głowie, zwłaszcza od zapachu wanilii...
-Natalia!- Krzyknęła Gabi. Chwila, czy ona się śmieje?
-Co?- Zapytałam, biorąc głęboki wdech.
-A robiłaś test ciążowy?
-Hę?- W pierwszej chwili nie zrozumiałam.
-Chyba jesteś w ciąży, Nattie.



____________________________________________________
Hejka :) mam nadzieję, że rozdział się doda, bo ten internet... No, szkoda gadać -.-

Po ostatnim rozdziale, który wam się taaak spodobał (zwłaszcza zakończenie ;), macie teraz coś na rozluźnienie. Z wyjątkiem końcówki, oczywiście ^^

Dziękuję za 50 OBSERWATORÓW, wow!!! To jest niesamowite, 50 czyta to regularnie, a prawdopodobnie nawet więcej, bo nie wszyscy przecież są zalogowani na Bloggerze... Z moją przyjaciółką będzie już 51 xD

Dziękuję Wam za wszystko, jesteście cudowni :*** i za to wasze zainteresowanie "Dance with me tonight..." ^^

A teraz harmonogram rozdziałów (jeśli będzie internet -.-)

Nowy rozdział na "Dance..."---> sobota (18.06)
A kolejny---> środa (22.06)
Nowy rozdział na "Nothing's..."---> środa (22.06)
Później dopiero 02.08, w niedzielę, w związku z moim wyjazdem do Chorwacji :)
A reszta dopiero w drugiej połowie sierpnia, bo będę na pielgrzymce :)

Buziaki <3
Roxanne xD

niedziela, 12 lipca 2015

"DANCE WITH ME TONIGHT..."---> ODPALAMY!

Misie moje kochane!

Po pierwsze, po ostatnim rozdziale był jeden z tych nielicznych razów, kiedy ryczałam, czytając wasze komentarze. Roxanne mięczak... Ale musiałam, wasze opinie o tym, jak opisałam to wesele, wszystkie te reakcje... Just OMG *_*

Po drugie, najwyższa pora uruchomić nowe opowiadanie! "Dance with me tonight..." z Harrym Stylesem w roli głównej rozpoczęło właśnie swoją działalność. Prolog dodam jutro wieczorem, a na razie możecie obejrzeć gotową już zakładkę z bohaterami i przeczytać kilka słów informacyjnych o tym blogu :) 

Opis "Dance...", zwiastun i link do bloga macie w zakładce "MY STORIES" po prawej stronie--->

Zwiastun można obejrzeć również na YouTubie---> https://www.youtube.com/watch?v=7vWpJRSSoYw

Zapraszam serdecznie, dziękuję za dotychczasowe komentarze i lecę spalać kalorie po tych lodach, na które mnie naciągnięto xD ale warto było ^^

Buziaki <3
Roxanne xD

piątek, 10 lipca 2015

Część II: Rozdział 14

Nadszedł ten wyczekiwany przez nas dzień... Udało mi się opisać ślub Louisa i Eleanor, ufff!
Proponuję podczas czytania włączyć minimum jedną piosenkę, a ta najważniejsza to "Love Me Like You Do". Jest wręcz niezbędna do wyobrażenia sobie pewnej sceny ;) poza tym polecam "Girl Almighty", kolejne rysunkowe arcydzieło ^^

Enjoy the chapter <3
__________________________________________________



Delikatnie upinałam welon na ciemnych włosach Eleanor, podczas gdy Lou wyjmowała z pudełka białe szpilki. Nika poprawiała coś w bukiecie panny młodej, Perrie klęła na producenta butów, bo znalazła u siebie rozcięcie tuż nad podeszwą, które groziło rozwaleniem całego pantofla. W końcu skopała z nóg buty i założyła sandały, w których tu przyszła wczoraj. Przynajmniej były pod kolor. Lottie psikała w powietrzu naszymi ulubionymi perfumami "Between Us", oczywiście promowanymi przez One Direction, a Fizzy właśnie pobiegła do łazienki. Cały apartament był zapełniony kosmetykami, sukienkami, pudełkami po butach, wsuwkami i innymi babskimi drobiazgami. Podsumowując... Za godzinę ślub.
Wczoraj skończyliśmy imprezę koło drugiej nad ranem. Mogę z dumą się przyznać, że kaca nie miałam, bo wypiłam naprawdę niewiele. Nikę, Jade, El i Lottie trzeba było dziś ratować tabletkami przeciwbólowymi. Ale co tam, bawiliśmy się genialnie, ja tańczyłam chyba z każdym, kto stanął na mojej drodze, zaczynając od Eda, przez Ashtona Irwina, Conora Maynarda, Chrisa Martina, a skończywszy na Ryanie Tedderze. Szkoda tylko, że nie było Adama Levine'a, ale Maroon 5 mieli dojechać dzisiaj, za jakieś pół godziny. Miejmy nadzieję, że się nie spóźnią.
-Eleanor, spokojnie. Jesteś cała blada.- Zauważyła Lottie, podchodząc do dziewczyny.- Louis nie nawieje, nie martw się.
-Ja się nie martwię... tylko wszystko się we mnie przewraca i chyba zaraz zwymiotuję.- Jęknęła, zamykając oczy.
-Będzie dobrze, zobaczysz. No, podnoś tę kieckę.- Lou kucnęła przed nią, żeby pomóc jej w założeniu butów.- Louis to pajac, ale w życiu by ci czegoś takiego nie zrobił.
-Ale teraz wszystko się może zmienić...
-Jedyne, co się zmieni, to obrączka na palcu i nazwisko, wiem z doświadczenia.- Mruknęła Perrie.
-Okej, gotowe.- Odsunęłam się i popatrzyłam na swoje dzieło.- No, nawet mi to wyszło. Nie spodziewałam się.
-Trzymaj bukiet.- Nika podała jej kwiaty.- Gdzie są nasze?- Rozejrzała się po apartamencie.
-W tej mniejszej łazience.- Oparła Fizzy i wzięła z wieszaka swoją sukienkę.- Idę się ubrać.
-Ktoś potrzebuje poprawki w makijażu lub fryzurze?- Louise popatrzyła na nas z wyczekiwaniem.- Nie? To git, też idę się wystroić.
-Dobra, to wy tu czekajcie, a ja pójdę sprawdzić chłopaków.- Zamknęłam za sobą drzwi apartamentu i zjechałam windą dwa piętra. Bez pukania wparowałam w sam środek Armagedonu.
-Nie wierzę! Wy jeszcze w proszku?!- Przewróciłam oczami. Czego ja się w sumie spodziewałam?- Dobra, ustawić się. Pan młody na koniec. Inspekcja nadchodzi.
Pierwszy podszedł do mnie Zayn. Wygładziłam mu z tyłu marynarkę.
-Czy ty się oparłeś o świeżo malowaną ścianę? Zdejmuj to, szczotka do ubrań leży na szafce.- Kolej na Nialla.- I znowu krawat... Czego ty się jeszcze nie nauczyłeś go wiązać?
-Dziewczyny robią to lepiej.- Mruknął, naciągając rękawy koszuli.- Reszta w porządku?
-Raczej tak. Max?- Hurd podszedł do mnie, żebym dokonała kolejnej inspekcji.- Chociaż jeden w porządku. Całkowicie. Jestem z ciebie dumna.- Wyszczerzyłam się.- Następny! Nie, nie, nie! Harry, nie ma takiej opcji. Wyciągaj buty od garniaka spod tej kanapy, nie myśl, że ich nie widzę. Nawet nie myśl, że pójdziesz w tym... tym świecącym czymś.- Styles wymamrotał coś pod nosem (zakład, że mnie przeklął) i kucnął przy kanapie, żeby wyjąć spod niej czarne półbuty i zamienić na nie swoje srebrne sztyblety. On już ma obsesję na punkcie takich butów.
Do mnie podszedł Liam. Przygryzłam wargę i starannie ominęłam jego wzrok, który wręcz wypalał dziurę w mojej twarzy. Przygładziłam marynarkę na jego ramionach, poprawiłam krawat, pociągnęłam w dół rękawy... Zaciągnęłam się zapachem jego perfum i z trudem opanowałam chęć rzucenia się na niego. To wesele miało być wyjątkowe... Planowaliśmy się urwać w połowie, żeby pójść przynajmniej na chwilę do naszej altanki, mieliśmy złapać welon i krawat państwa młodych, żeby zatańczyć popisowego walca przed wszystkimi... Lub namówić Fifę, żeby nam puścił tango. Śmialibyśmy się potem z ich zszokowanych min. A teraz... Odsunęłam się od Liama, nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
-Louis. Twoja kolej.- Powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał normalnie.
-Natalia, ja zaraz zwariuję. Czy możemy wybudować wehikuł czasu i przesunąć się do miejsca, kiedy będzie po wszystkim?- Zapytał z nadzieją. Jak to dobrze, że zaczął gadać, przynajmniej zwrócił moją uwagę w innym kierunku.
-Louis, ty się tylko żenisz. Będzie dobrze. Jeśli cię to pocieszy, to Eleanor denerwuje się tak samo mocno jak ty.- Zlustrowałam go uważnie wzrokiem.- Ale skarpetki to ty załóż.
-Przecież nic nie widać!- Jęknął.- Wiesz, że tego nie lubię.
-Taa, wiem. Zakładaj.- Poszłam do łazienki i przyniosłam malutkie bukieciki, które zaczęłam wpinać im do butonierek. Eleanor miała białe róże z frezjami w swoim bukiecie, dlatego Louisowi wpięłam małą różyczkę ozdobioną gałązką białej frezji. Kwiaty druhen były bladoróżowymi różami, w odcieniu pasującym do jasno żółtych sukienek i takie same tylko w zmniejszonej wersji przypięłam reszcie chłopaków.- Okej, kolejność zapamiętana?- Wszyscy skinęli potakująco.- Dobra. To już idźcie. W holu czekają na was rodzice Lou i El. A, no i oczywiście ochrona. Przechodzicie prosto do parku. My z dziewczynami już idziemy. Louis, ty wchodzisz do namiotu, a gdy my dojdziemy, zaczną wchodzić świadkowie.
-Przyjąłem. Bez odbioru.- Znowu włączył tryb przygłupa. Wywróciłam oczami i poszłam z powrotem do apartamentu dziewczyn.
-Gotowe? Chłopaki już idą na dół.- Powiedziałam, wchodząc do pokoju. Rozejrzałam się dookoła.- Gdzie panna młoda? Nie mówcie, że zabawiła się w Julię Roberts i nawiała!
-Jest na tarasie.- Odpowiedziała Fizzy, zapinając sandałek. Skierowałam się szybko na balkon.
-Jezu, Calder, wystraszyłaś mnie.- Stanęłam obok niej i dotknęłam jej ramienia.- Wszystko gra?
-Popatrz, idzie tam z rodzicami.- Kiwnęła głową, wskazując na Louisa, który energicznym krokiem przemierzał parkową alejkę w kierunku namiotów.- A tam stoją wszystkie dziewczyny, które chcą mnie w tej chwili zamordować.- Machnęła ręką w stronę ulicy, z której dobiegały piski i krzyki.
-Nie wszystkie.- Zaprotestowałam.- Zresztą, gdy tylko zobaczą obrączki na waszych dłoniach, to przestaną. Chyba każdy wtedy zrozumie, że się kochacie.
-Wiesz co?- Popatrzyła na mnie oczami jak u sarenki.- Nie chcę wyjść na słabeusza, ale z nas wszystkich, z tych pięciu dziewczyn, które spotykają się z One Direction... to chyba ja mam najgorzej. Wszystko przez to, że chłopaki dla jaj udawali gejów na kilku wywiadach. W ciągu tych wszystkich lat dowiedziałam się, że jestem ustawką, że Louis i Harry nienawidzą mnie, że zarabiam kasę na udawaniu dziewczyny Lou, że powinnam umrzeć, bo nie pozwalam im na pokazanie prawdziwej miłości, że mam siostrę bliźniaczkę, która zastępuje mnie na randkach z Lou... Czasami bałam się wejść na Twittera, bo a nuż zobaczyłabym hashtag ze swoim imieniem, a w nim kolejne wyzwiska, groźby... Założyłam chyba milion kont, żeby ich nie zhakowano...
-Ale mimo to ciągle tu jesteś.- Zauważyłam.- Gdyby wam aż tak na sobie nie zależało, to już dawno byś od niego odeszła.
-Wiem. Po prostu bardzo mocno go kocham.- Wyszeptała. Ostrożnie objęłam ją ramieniem, aby nie uszkodzić welonu lub sukni.
-I właśnie z tego powodu dziś tam pójdziesz, przysięgniesz mu przed ołtarzem miłość aż po grób i będziecie żyli razem długo i szczęśliwie, jak w bajce.
-Masz rację.- Uśmiechnęła się delikatnie.- Będzie dobrze. Musi być.- Odwróciła się do mnie przodem i mocno uściskała.- Dobrze wybrałam druhnę. Kocham cię.- Szepnęła mi do ucha.
-Ja ciebie też.- Wypuściłam ją z objęć.
-Dziewczyny!- El wkroczyła pewnie do apartamentu.- Idziemy. Teraz jestem gotowa.
Wszystkie czekałyśmy już tylko na nią, więc ruszyłyśmy do windy i zjechałyśmy na dół.
-No, nareszcie!- Mama Eleanor stała tuż obok wyjścia z windy.- Ile można tu stać! Boże, córeczko, jak ty pięknie wyglądasz...- I rozpłakała się. Całkiem zrozumiałe.
-Mamo, tato.- Els ze łzami w oczach przytuliła się do rodziców. No litości, dziewczyno, nie idziesz na ścięcie.
-Nie chcę przerywać wzniosłej chwili, ale musimy już iść.- Nika wymownie wskazała na zegarek. Rodzinka Calderów wreszcie oderwała się od siebie.
-Okej, lecimy. Perrie i Zayn idą pierwsi, wiecie, żeby już zachować ten szyk.- Machałam bukietem, wskazując wyjście z budynku.- Panie Calder, pan idzie z El do ołtarza, ale pani może już iść zająć miejsce w namiocie. Louis już chyba tam czeka.
W prawie idealnym orszaku poszliśmy w kierunku namiotów. Przed wejściem Louis wydeptywał ścieżkę tam i z powrotem, wypatrując swojej narzeczonej.
-Boże, czemu tak długo? Myślałem, że się jednak rozmyśliła!- Na nasz widok odetchnął z ulgą.
-Ty nie stój tu jak kołek, tylko leć do księdza pod ołtarz!- Ponaglił go Liam. Mimo tego, co się z nami stało, dobrze jest mieć obok ogarniętą osobę, która myśli tak jak ja.
Ustawiliśmy się w odpowiednim szyku. Wzięłam Harry'ego pod ramię i obejrzałam się na Eleanor.
-Gotowa?- Skinęła głową.
-Jak nigdy.
Dałam umówiony znak Fifie i włączył nagraną odpowiednio wcześniej melodię. Mianowicie Eleanor, zarażona przez Monię miłością do Piotra Rubika, zażyczyła sobie na wejście "Niech mówią, że to nie jest miłość" po angielsku. Całe szczęście, że nie wymyśliła sobie tego tydzień wcześniej. Zdążyliśmy załatwić chór, który nagrał specjalnie dla nich ten utwór, tylko odpowiednio przerobiony. Słowa wręcz idealnie pasowały do naszej wcześniejszej rozmowy. Mówią, mówią, że... Mówią, że to nie jest miłość, nie, że się tylko zdaje, zdaje nam... Nie ma to jak polskie wpływy za granicą. 
W każdym razie na dźwięk wyklaskiwanego rytmu wszyscy goście odwrócili się w stronę wejścia, przez które wkroczyli powoli Perrie i Zayn. Za nimi podążali Nika z Niallem. Z tego, co zdążyłam zauważyć, to Nika nawet się nie potknęła, a ma niestety taki zwyczaj, zwłaszcza na czerwonym dywanie. Potem Felicite i Max. Dobra, wreszcie ruszyli Liam i Lottie. Teraz my. Ścisnęłam znacząco ramię Hazzy i w tym samym momencie przekroczyliśmy próg namiotu. Z uśmiechem kroczyliśmy w kierunku Louisa, witając się skinieniem głowy z niektórymi znajomymi. Głośne westchnienie tłumu oznajmiło, że już jest z nami panna młoda. Wszyscy wstali, oglądając się na pannę młodą. Zerknęłam na Harry'ego i wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy. Rozdzieliliśmy się tuż przed Louisem. Ja stanęłam po lewej stronie przed resztą dziewczyn, a on po prawej, między Lou a Liamem. Wreszcie daliśmy Louisowi szansę zobaczenia jego narzeczonej.
Można powiedzieć, że czas stanął w miejscu. Wszyscy ludzie zniknęli, zostali tylko oni. Twarz Lou wręcz rozbłysła czystym szczęściem i zachwytem na widok Eleanor, a ona sama wyglądała jakby zaraz miała ulecieć w powietrze z radości. Chyba nawet przyspieszyła kroku, idąc w kierunku przyszłego męża. Wreszcie puściła ramię ojca i wyciągnęła rękę do Lou, a on zaraz ją lekko złapał. Zbliżyli się do siebie z pełnymi szczęścia uśmiechami na twarzach. Pocałował ją delikatnie w rękę, wywołując pełne zachwytu westchnienia wśród żeńskiej części zaproszonych gości. Wyglądali razem jak księżniczka i książę z jednej z tych wspaniałych bajek Disneya. Kopciuszek i Królewicz. Aurora i Filip. Królewna Śnieżka i Książę z Bajki.
Długie włosy Eleanor były upięte tylko u góry, aby utrzymywał się na nich udrapowany welon. Gęste dolne pasma opadały luźno na ramiona, tworząc falę loków, lekko przyprószonych brokatem, który dodała Louise w chwili artystycznego natchnienia. Suknia jak u królowej lśniła w blasku słońca, które docierało do namiotu przez rozsunięte boczne zasłony. Welon trzymał się idealnie, z tyłu długi do ziemi, z przodu krótszy, przysłaniający twarz, ale mimo to można było doskonale odczytać z niej emocje. Radość, szczęście, niepewność, ale jednocześnie odwagę, nadzieję, a przede wszystkim miłość. Wielką miłość do osoby stojącej obok niej i wsłuchującej się w słowa wstępu księdza.
Louis wyglądał jak model wycięty z okładki "Vogue'a" lub wzięty żywcem z sesji zdjęciowej Armaniego. Włosy ułożone w charakterystyczny dla niego artystyczny nieład opadały mu na czoło, nadając jego twarzy jakby chłopięcy wyraz, który tak kochały jego fanki. Czarny garnitur leżał idealnie na jego ramionach i razem z krawatem był chyba jedynym elementem, nadający mu odrobiny powagi. Denerwował się nieziemsko, co mogłam poznać po ledwo dostrzegalnym podrygiwaniu i zagryzaniu warg.
-A teraz podajcie sobie prawe dłonie.- Powiedział ksiądz. El i Lou zwrócili się w swoją stronę, patrząc sobie prosto w oczy. Z mojej perspektywy idealnie widziałam twarz Tomlinsona. Patrzył na Eleanor z napięciem, jakby bał się, że jeszcze się wycofa. Zaraz jednak rozluźnił się i posłał jej uśmiech. Musiała go chyba odwzajemnić, bo za chwilę znowu szczerzył się jak opętany zakochaniem idiota.
-Czy ty, Louis, bierzesz za żonę Eleanor i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci?
-Jasne. Znaczy tak!- Wiedziałam! Musiał się zająknąć! Dobra, przynajmniej mówi się, że pomyłka przy przysiędze zwiastuje szczęście w małżeństwie.
-A czy ty, Eleanor, bierzesz za męża Louisa i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?- To było piękne, że na początek zdecydowali się przysięgać sobie w najprostszych słowach, bez urozmaiceń. Za chwilę ich własne przysięgi. Jedyna rzecz tego dnia, nad którą nie miałam kontroli.
-T-tak.- Głos Eleanor lekko zadrżał, gdy wypowiadała najważniejsze dzisiaj słowo.
-Oboje postanowiliście złożyć sobie nawzajem przysięgi we własnych słowach, dlatego proszę teraz, abyście je wygłosili.- Jedziesz, Tommo.
-Eleanor...- Zaczął niepewnie, ale z każdym słowem jego głos nabierał mocy.- Jesteś całym moim światem. Nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdybym ciebie nie spotkał, gdybym nie zdecydował się fałszować dla większej publiczności niż moja rodzina. Od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem, wiedziałem, że to z tobą chcę dzielić wszystkie chwile życia. Te szczęśliwe i te gorsze. Wiem, że zawsze będziesz stała obok mnie. Jesteś uosobieniem moich marzeń i wyrażam to w każdej piosence, którą piszę dla ciebie. Nie obchodzi mnie reszta świata, ty jesteś moim światem i dzięki tobie, kochanie, jestem silniejszy. Razem zwyciężymy wszystko. Kocham cię, Eleanor.- Miałam ochotę się rozpłakać i chyba każda osoba na tej sali, razem ze mną powstrzymywała łzy. Gdzieś z tyłu słyszałam szloch mamy Lou, Jay. Przeniosłam wzrok z Louisa na drużbów. Harry chyba nabawił się szczękościsku, bo uśmiechał się dosłownie od ucha do ucha. A za nim stał Liam. I nie patrzył się na parę młodą. Tylko na mnie.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Oboje wiedzieliśmy, że teraz, w tym momencie, Louis zacytował "Strong". TĘ piosenkę. Mogło być tak pięknie, Liam. Mogliśmy teraz stać tu i uśmiechać się do siebie, w myślach planując nasze wesele. Mogliśmy po ślubie wziąć się za ręce i zatańczyć obok młodej pary. Mogliśmy wyjść w środku uroczystości, żeby powiedzieć sobie "kocham cię" w naszej altance. Dlaczego ty to wszystko spieprzyłeś? Co było ze mną nie tak, że chciałeś ją? Że wykorzystałeś moją nieobecność i mnie zdradziłeś? Znudziłam ci się?
Próbowałam przekazać mu to wszystko w jednym spojrzeniu i chyba to zrozumiał, bo w jego oczach widziałam tylko szczery żal. I miłość. Ale ją wolałam odrzucić z miejsca.
-Louis...- Teraz przyszła kolej Els.- Nigdy nie przypuszczałam, że spotkam tak fascynującą osobę, jak ty. Nie myślałam, że mogłabym się zakochać w osobie publicznej, w piosenkarzu, który swoimi kawałkami skradnie mi serce. Ale ty uświadomiłeś mi, że wszystko jest możliwe, Pokazałeś mi, jak wielki mam wpływ na świat i że wystarczy mocno w coś wierzyć, by to stało się prawdą. Wiem, że wokół nas są ludzie, którzy chcą nas rozdzielić, ale oni nic o nas nie wiedzą. Nie mają pojęcia, że z każdą dedykowaną mi piosenką, zakochuję się w tobie coraz bardziej. Przy tobie odnalazłam swoje miejsce. Razem zwyciężymy wszystko. Kocham cię, Louis.- One z kolei musiała zacytować "They Don't Know About Us". Cholera, zaraz mi te łzy polecą! Tusz mi spłynie!
-A teraz załóżcie sobie obrączki, aby symbolizowały zawarty przez was związek małżeński.- Zerknęłam niespokojnie na Harry'ego, ale na szczęście nie zapomniał ich wziąć. Podał obrączki księdzu, który zrobił nad nimi znak krzyża i przekazał El i Louisowi.
-Eleanor, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Wsunął na szczupły palec swojej żony złotą obrączkę z wygrawerowaną od wewnątrz datą ślubu i ich imionami.
-Louis, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- El zrobiła to samo. Odwrócili głowy w stronę księdza.
-Małżeństwo przez was zawarte jest związkiem sakramentalnym, od tej chwili jesteście mężem i żoną. Możecie się pocałować.- Zbliżyli się do siebie, Louis ostrożnie odsunął welon do tyłu, wziął jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Wszyscy goście wydali zgodny okrzyk zachwytu, gdy Lou z tej całej radości, nie przerywając pocałunku, uniósł Eleanor i zaczął się z nią obracać wokół własnej osi.
Udało się. Żadne nie uciekło, ślub zawarty, jeszcze tylko wesele.
Tylko.
Wyszliśmy za młodą parą z namiotu w rytmie marsza weselnego Mendelsshona. Wszyscy goście zgromadzili się przy Louisie i Eleanor, aby złożyć im życzenia i gratulacje. Ja i Harry zostawiliśmy resztę świadków do pomocy naszym świeżo poślubionym i skierowaliśmy się do większego namiotu, w którym miało się odbyć przyjęcie.
-Albo mi się wydawało, albo on się przez całą uroczystość telepał.- Śmiał się Harry.- Cześć, mamo.
-Cześć, synku. Nattie, jak ty pięknie wyglądasz!- Wykrzyknęła, obejmując Hazzę ramieniem.
-Dzięki, Anne. Harry, wejdź do środka, będziesz pokazywał gościom miejsca.
-Robi się, szefowo.- Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo w swoje objęcia porwała mnie Ariana.
-Nattie! Hej, jak dawno się nie widziałyśmy!- Oddałam uścisk.
-Ostatnio chyba na Sylwestra.- Uśmiechnęłam się.- Z kim przyszłaś?
-A, tak. To mój chłopak. David.
-Cześć, miło cię poznać.- Podał mi rękę. Zmrużyłam oczy.
-Skądś cię znam. Jesteś aktorem?- Zaśmiał się.
-Ostatnio mniej występuję, ale tak. Grałem w Disneyu. Kojarzysz "Czarodziei z Waverly Place"?- Aha, to był on!
-David Henrie! Od razu wiedziałam, naprawdę.- Posłałam im uśmiech.- Wejdźcie, zapraszam. Harry wskaże wam miejsca. Ed, siema!
-Cześć, Nattie.- Kolejny uścisk, tym razem od rudzielca.- Gdzie mnie posadziliście? W jeziorku?
-Mam nadzieję, że nie pogardzisz miejscem w butelce z szampanem.- Zaśmiałam się.- Właź.- Ktoś mi zasłonił oczy od tyłu.- Kto tam?
-Morderca!- Powiedział ktoś sztucznie grubym głosem.
-Katy!- Pisnęłam, przytulając dziewczynę.- Tęskniłam!
-No wiem, ja też! Słuchaj, co tu się wyprawiało? Dlaczego nie jesteś z Liamem?- Dopytywała się Perry, odsuwając się ode mnie.
-Długo by opowiadać. Zdzwonimy się na jakąś kawę po weselu, co ty na to? Wszystko ci opowiem.
-Trzymam cię za słowo.- Cmoknęła mnie na pożegnanie w policzek i weszła do namiotu. Nie zdążyłam się obejrzeć, gdy zaatakowało mnie czteroosobowe stado małp.
-Nattie!- W ułamku sekundy zatonęłam w uścisku Luke'a, Ashtona, Caluma i Michaela, konkretnie 5 Seconds Of Summer. Czyli zwariowanych wychowanków 1D.
-No, Natalie, muszę ci powiedzieć, że wyglądasz oszałamiająco.- Zaczął Calum. Wybuchnęłam śmiechem.
-Nie podlizuj się, tylko powiedz, gdzie twoja dziewczyna.
-Zatrzymała się przy Cheryl Cole. Chyba czas na autografy.- Wywrócił oczami.
-Antygwiazda się odezwała. Aha, uprzedzam, że reporterzy "The Sun" mogą was prosić o wywiad. Powinnam była to mówić do wszystkich...
-Spoko. Tutaj ludzie są tego świadomi.- Luke poklepał mnie pocieszająco po łopatce.- Ale możemy liczyć potem na taniec?
-Nawet dwa, jak zechcesz. Wchodźcie.
Obok mnie przewinął się tłum gości. Rodzice wszystkich członków 1D, ogromna rodzina Eleanor i jeszcze większa Louisa, no i oczywiście cała plejada gwiazd. Niby byłam do tego przyzwyczajona, ale i tak mało nie padłam na miejscu, gdy uścisnęła mnie Demi Lovato. Do stuprocentowego szczęścia brakowało mi już chyba tylko Beyonce i Shakiry. Ewentualnie zmartwychwstania Freddiego Mercury'ego.
To było coś niesamowitego, patrzeć jak Cher Lloyd żartuje z Jessie J, która macha do gitarzysty Coldplay, a on z kolei przybija piątkę z Dannym O'Donoghue'm, wokalistą The Script. Zauważyłam, że Louis i Eleanor witają się już z ostatnimi gośćmi i kierują się powoli w stronę namiotu.
-Okej, załatwione.- Nika z Niallem stanęli obok mnie.- Wchodzimy do środka. Liam, Lottie, Max i Fizzy wejdą z nimi, a ty leć już do Harry'ego.
-Nie zapomnij tekstu!- Niezawodny Nialler. Już ja ci pokażę.
Wsunęłam się dyskretnie do środka. Goście byli już usadzeni, zgodnie z upodobaniami, minionymi i obecnymi konfliktami. To było nie lada wyzwanie, żeby każdy był zadowolony ze swojego miejsca. My, jako świadkowie państwa młodych, mieliśmy miejsca z nimi przy jednym stole, po prawej stronie przy scenie. Otoczony stolikami parkiet tylko czekał na miażdżenie szpilkami. W powietrzu unosiły się śmiechy, głośne rozmowy, okrzyki, stukanie kieliszkami, do których rozlewany był szampan na pierwszy toast. Odszukałam wzrokiem Harry'ego. Właśnie witał się z Bruno Marsem. Oho. Nika oszaleje.
-Hej!- Podbiegłam do nich.- Cześć, Bruno. Hazz, idziemy, zaraz wchodzą.
-Jasne.- Weszliśmy na scenę, gdzie Fifa już nakładał słuchawki i przygotowywał konsolę do imprezy.
-Gotowi?- Podał nam dwa mikrofony.- Kurde, czuję się jak prowadzący jakąś galę.
-Przynajmniej nic nie mówisz.- Mruknął Styles, przeszukując kieszenie.- Cholera, zgubiłem kartkę!- Popatrzył na mnie spanikowany.
-Nie masz nic w głowie?- Zdenerwowałam się. To był taki fajny tekst!
-No właśnie nie. Pustka.
-Nic nowego.- Warknęłam. Na szczęście mikrofon był jeszcze wyłączony.
-Dobra, dam radę. Powiem z głowy.- Szepnął zdenerwowany, gdy Liam dał znak, że za minutkę wchodzą.
-Przecież podobno jest pusta!- Syknęłam, ustawiając się na środku sceny. Kliknęłam na przycisk mikrofonu i uśmiechnęłam się szeroko do zgromadzonych. Będzie dobrze.
-Czy mogę prosić państwa o uwagę?- Zapadła cisza.- Dziękuję. Pragnę wam przedstawić Eleanor i Louisa Tomlinson!- Zagrzmiały oklaski, gdy Lou wniósł El na rękach i postawił na środku parkietu. Widać było po nich, że opadł już cały stres, strach, niepewność... Zostało tylko szczęście i miłość.
-Chciałbym teraz wznieść toast.- Harry uniósł znacząco swój kieliszek.- Jako drużba pana młodego powinienem wygłosić teraz porywającą mowę, w której go ośmieszę i będę mógł go potem szantażować nagraniem tej doniosłej chwili. Niestety, ośmieszę tylko siebie, bo zgubiłem kartkę z napisaną mową.- Miał tak komiczną minę, że wszyscy tu zebrani ryknęli śmiechem.- Aha, jasne. Śmiejcie się, śmiejcie. Coś tam pamiętam. Ekhem.- Musiał oczywiście odchrząknąć. Nie ma to jak dodać trochę dramaturgii.
-Niby nie znam Louisa od pieluch, ale mimo to jest dla mnie jak brat. Poznaliśmy się osiem lat temu, w X Factorze, a że obaj umieliśmy śpiewać, to dołączyli do nas jeszcze trzy wrzeszczące kocury i tak powstało One Direction.- Zaczynam się bać...- Całą piątką wydurnialiśmy się w programie, wydzieraliśmy się na scenie, jakimś dziwnym cudem przechodziliśmy z odcinka do odcinka, w końcu przegraliśmy. Ale! Udało nam się pozostać razem, w zespole, mimo wszystkich trudności, wrogów, krytyków i tak dalej, i tak dalej. I patrzcie, ciągle śpiewamy! Ale chyba zboczyłem z tematu. Eleanor znam dłużej niż Louisa. Spotkaliśmy się parę razy na imprezach u znajomych. Wiedziałem, że jest naprawdę wspaniałą dziewczyną, niestety, nie w moim typie, ale jednak była dobrą przyjaciółką. Kiedy z chłopakami robiliśmy imprezę w naszym pierwszym wspólnym domu, spontanicznie ją zaprosiłem. I wiecie co? Od razu coś zaiskrzyło! No, ale gdy El opuściła już nasze skromne progi, okazało się, że sierotka Lou zapomniał jej numeru! I co? Otóż wspaniały przyjaciel Harry dał mu ten numer. Nie mówię, że za darmo...- Śmiech na sali. Zresztą, co ja mówię, oni niemal przez cały czas się śmiali.- Ale cena niech pozostanie naszą słodką tajemnicą.- Puścił oko do Louisa i El. Tommo tylko pokręcił głową z uśmiechem.- I proszę bardzo! Gdyby nie ja, nie byłoby nas tutaj! Czyli... Ślub Louisa i Eleanor to tylko i wyłącznie moja zasługa. Tak, wiem, dziękuję, dziękuję, autografy na lewo, zdjęcia na prawo, nie pchajcie się tak.- Nasz śmiech chyba było słychać aż na Grenlandii. Czego jak czego, ale autografów to on już rozdał dużo.- No dobrze, ale wracając do tematu. Louis, El... Jesteście dla mnie jak rodzina, ba! My już jesteśmy rodziną, jedną wielką 1D Team! I błagam was, nie spieprzcie tego, już się przyzwyczaiłem do was dwojga, a jestem już stary i nie lubię na starość zmieniać przyzwyczajeń... Okej, już się uspokajam. Tak, Louis, wiem, nie jestem stary, ty jesteś starszy ode mnie, więc dobra, nie będę cię już postarzał. Jeszcze znowu się na mnie wkurzysz i schowasz moje ulubione buty do piwnicy. Tak, dalej to pamiętam. Śmierdziały przez dwa tygodnie.
-Streszczaj się, Styles.- Szturchnęłam go ramieniem, wywołując kolejny atak śmiechu.
-Dobra, już się streszczam. Moi kochani, wypijmy zdrowie państwa młodych! Niech żyją długo i szczęśliwie, jak we współczesnej bajce!
-Zdrowie!- Wszyscy zgodnie wypili lampkę szampana. Eleanor i Louis jednocześnie rzucili swoimi kieliszkami przez ramię. Głośne oklaski potwierdziły, że kieliszki się stłukły i ich małżeństwo na pewno będzie szczęśliwe.
-A teraz czas na pierwszy taniec państwa młodych!- Zapowiedział Harry i zszedł ze sceny, zostawiając mnie samą. Na parkiecie zostawiono miejsce tylko dla młodej pary.
Usłyszałam pierwsze dźwięki pianina i uśmiechnęłam się do siebie. Jaką piosenkę można zaśpiewać na baśniowym ślubie? Tylko przebój z bajki. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam śpiewać "So Close".
-You’re in my arms
And all the world is gone
The music playing on, for only two
So close together
And when I’m with you
So close to feeling alive

So close to reaching that famous happy end
Almost believing, this one's not pretend
Now you're beside me, and look how far we've come
So far, we are, so close...
Because...

(Gdy tulę cię
Niknie świat wokół nas
Muzyka gra, tylko dla dwojga nas
Tak blisko razem
I kiedy jestem z tobą
Blisko tak, czuję, że żyję

Tak blisko do szczęśliwego zakończenia
Niemal uwierzyłem, że to naprawdę dzieje się
Jesteś przy mnie, i tylko to liczy się
Tak daleko, już jesteśmy i blisko tak...
Ponieważ...)

Specjalnie ominęliśmy wszystkie momenty w tej piosence, które mówią o rozstaniu. Przeciągnęłam ostatnie "because", aż w głośnikach całej sali rozległo się zwolnione "We Found Love".
-Yellow diamonds in the light
And we're standing side by side
As your shadow crosses mine
What it takes to come alive

It's the way I'm feeling I just can't deny
But I've gotta let it go

(Żółte diamenty w świetle
Stoimy ramię w ramię
Kiedy Twój cień krzyżuje się z moim
Potrzebujemy tego, by odżyć

Nie potrafię się oprzeć temu uczuciu,
lecz muszę dać sobie spokój)

Tańczyli wspaniale. Zapamiętał te kroki, jednak mu się udało. Mało nie wystrzeliłam w powietrze z radości, gdy zrobił to podnoszenie, o którym tak mu wałkowałam. Śpiewając, patrzyłam po zebranych. Podobało im się, tak właśnie sobie wyobrażali pierwszy taniec państwa młodych.
-We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place

(Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu)

Muzyka przyspieszyła, a mój wzrok wylądował na... Nie wierzę. A jednak to zrobił. Zaprosił ją.
Dobrze, że w tej chwili było przejście i wszyscy wyskoczyli na parkiet, otaczając Louisa i Els, bo inaczej... Przymknęłam oczy, opanowując emocje. Nie daj nic po sobie poznać. Spodziewałaś się tego. Odetchnęłam głęboko i przywołałam na twarz uśmiech, starając się zapomnieć o triumfującym wzroku Sophii.
-Shine a light through an open door
Love and life I will divide
Turn away 'cause I need you more
Feel the heartbeat in my mind

It's the way I'm feeling I just can't deny
But I've gotta let it go

We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place

(Błysk światła przenika przez otwarte drzwi
Rozdziela miłość i życie
Odwróć się, bo potrzebuję Cię bardziej
Czuję w głowie rytm bicia serca

Nie potrafię się oprzeć temu uczuciu,
lecz muszę dać sobie spokój

Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu
Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu)

-Panie i panowie! Louis i Eleanor Tomlinson w swoim pierwszym tańcu!- Obwieścił uroczyście Filip, gdy schodziłam ze sceny.- Przypominam, że każdy, kto ma ochotę uszczęśliwić państwa młodych swoim występem, może się do mnie zgłaszać, a przed wami Little Mix!
Perrie, Jade, Jesy i Leigh-Anne wbiegły na scenę, śpiewając "Black Magic". Pokazałam im uniesione kciuki i przeszłam pod sceną w kierunku przejścia do maleńkiego namiotu a'la kuchni.
-Możecie wnosić przystawki. Główne danie za godzinę, drugie za dwie i pół. Tort koło dziesiątej, jak to było ustalone.
-Jasne, szefowo!- Kucharz skinął mi głową z uśmiechem. Zerknęłam na zegarek na ręce jednego z kelnerów. Dwadzieścia po szóstej.
-Dzięki za pożyczenie czasu!- Zażartowałam i wróciłam do głównej sali. Zaraz przy wejściu złapała mnie Danielle.
-To było niesamowite, Nattie!- Uściskała mnie mocno. Wyglądała genialnie. Obcisła sukienka do kolan, biała w wąskie, ukośne czarne paski, wysokie czarne sandały na szpilce, wyprostowane włosy.
-Świetnie wyglądasz.- Zachwyciłam się.- Podobało ci się?
-Jasne, zwłaszcza że nauczyłaś Lou tańczyć.- Roześmiała się.- Jednak umie się czasem podporządkować.
-Aha, zgadnij, komu on się podporządkowuje.- Parsknęłam śmiechem. Wzięłam ją pod ramię, idąc w kierunku naszego stolika.- Poczekaj, muszę coś sprawdzić.
-Obecność czarnej żmii przy twoim stole?- Popatrzyłam na nią zdumiona.- No co? Widziałam, jak wchodziła. Laska ma granatową kieckę o identycznym kroju jak mój.
-Muszę zobaczyć, czy siedzi z nami, ale chyba jako osoba towarzysząca Liama będzie...- Obeszłam nasz stół, sprawdzając wizytówki. Pech, było tylko napisane "osoba towarzysząca". A gdzie nazwisko, ja się pytam?!
-To na pewno ona.- Mruknęła Dani.- Jej torebka.- Wskazała palcem na granatową połyskującą kopertówkę.
-Szlag. Przynajmniej siedzi przy tym samym boku stołu, nie będzie mnie torturowała spojrzeniem.
-Szkoda. Zawsze mogłabyś sprawdzić, czy masz te lasery w oczach.- Zasugerowała Danielle. Popatrzyłyśmy po sobie i wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Nattie!- O nie.- Jakoś się dziś minęłyśmy, dziecko. Co u ciebie?- Uśmiechnęłam się niepewnie do Karen, mamy Liama.
-Dziękuję, wszystko dobrze.- Odpowiedziałam grzecznie, wysyłając pełne paniki spojrzenia do Danielle.- A u pani?
-Jaka pani, byłyśmy już na tym etapie, że nauczyłaś się mówić Karen albo "mamo".- Przygryzłam wargę.
-Obawiam się, że "mamo" jest już nieaktualne.- Spochmurniała.
-Nie mam zielonego pojęcia, co temu mojemu synowi strzeliło do łba.- Powiedziała wkurzona. Rozejrzała się w poszukiwaniu winowajcy i jej wzrok padł na Dan.- Och, Danielle! Witaj, kochana!
-Dzień dobry pani.- Odwzajemniła uścisk.- Co słychać, wszystko w porządku?
-Jak ma być w porządku, kiedy mój syn zwariował. Przepraszam, chyba nie powinnam o tym rozmawiać przy tobie.- Zreflektowała się, patrząc na nią przepraszająco.
-Nic nie szkodzi. Z Liamem jesteśmy dobrymi kolegami, na pewno nie będziemy wracać do tego, co było. Zresztą, od dłuższego czasu kibicuję Lattie, tylko teraz coś się zepsuło...
-No, właśnie. Natalio, to przecież niewyobrażalne. Byliście taką wspaniałą parą, już planowałam wasz ślub, wymyśliłam, co będę robiła z wnukami, a on... uch!- Pokręciłam głową z krzywym uśmiechem.
-Widzi pani... Przepraszam, widzisz, Karen, z planowania nic nie wychodzi. Ja też miałam plany, a teraz wszystko się posypało.- Wzruszyłam ramionami.
-Skąd on w ogóle wziął tę dziewczynę?- Dopytywała się pani Payne, rozglądając się za synem.
-Podobno znali się już w szkole.- Wtrąciła się Danielle.- Dziwne, bo nigdy o niej nie słyszałam.
-Ja tak samo. Nika twierdzi, że to ustawka managementu, ale oni przecież przestali ich już kontrolować.
-Nie sądzę, żeby Paul Higgins zrobił wam coś takiego.- Stwierdziła Karen powątpiewająco.
-Paul był na urlopie.- Poinformowałam ją.- Zastępował go jakiś inny, który nota bene sprzedał wiadomość o naszym rozstaniu prasie.
-Może to jego sprawka... Chyba porozmawiam sobie dziś z Paulem, siedzi blisko mnie. Idą tu.- Mruknęła Danielle, zerkając kątem oka w kierunku parkietu.
-Niech to szlag!- Syknęłam.
-Spokojnie, Nattie. Ja to załatwię.- Mama Liama przybrała bojową minę. Stanęłam bliżej Dan, żeby mieć lepszy widok na tę lafiryndę.
-Cześć, mamo!- Liam rozpromienił się na widok matki.- Wcześniej cię nie widziałem... Jak się bawisz?
-Byłoby milej, gdybyś przedstawił mi swoją towarzyszkę.- Zlustrowała Sophię nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Sophia Smith. Bardzo mi miło panią poznać.- Małpa wyciągnęła rękę do Karen, ale ta nawet na nią nie popatrzyła.
-Mógłbyś mi wyjaśnić, co ty najlepszego wyrabiasz? Kim ona jest i dlaczego obnosisz się z nią na oczach Natalii?- Zaatakowała Liama. On sam wyglądał na nieco zagubionego.
-Nie obnoszę się, to nie jest tak jak myślisz, my nie...- Próbował się wybronić, ale przerwał mu nadbiegający Niall.
-Przystawki idą!- Krzyknął radośnie na nasz widok.- Dzień dobry, Karen!- Uściskał ją na powitanie.- Cześć, Dani! Nattie, a będzie sałatka grecka? Nika się pytała.
-Będzie na pewno, przecież sama ją zamawiała.- Odpowiedziałam spokojnie, patrząc na Liama, który cały zbladł.
-Dani...? Nattie...?- Wymamrotał pod nosem. Ups, ktoś tu jest między młotem a kowadłem... A nie, sorry, jest jeszcze Sophia... No, to między młotem, kowadłem a walcem. Ujdzie.
-Jesteś kretynem, synu.- Oświadczyła dobitnie Karen, zanim odeszła do sąsiedniego stołu. Odwróciłam się do nadchodzących państwa młodych.
-No i jak? Bardzo fałszowałam?- Zaśmiałam się, gdy El rzuciła mi się na szyję.
-Nattie, tak bardzo ci za to wszystko dziękuję!- Powiedziała, mocno mnie przytulając.
-Wieczór jeszcze się nie skończył.- Starałam się szerokim uśmiechem zatrzeć wszystkie negatywne emocje, które mnie opanowywały na widok panny S.
-O, uwierz, Nattie, teraz będzie tylko lepiej.- Louis też objął mnie ramieniem.
-Aha, zobaczymy.- Jakoś nie byłam przekonana.
-Kiedy zdjęcia?- Zapytała Perrie, sięgając po telefon do swojej torebki.
-Teraz będą przystawki, więc myślę, że zawołamy fotografa, strzelimy kilka fotek grupowych, tych ze świadkami, a osobną sesję tylko młodej pary zaplanowaliśmy na poniedziałek.- Przywołałam w pamięci harmonogram całej uroczystości. Tak, na pewno. Po sesji El i Louis mieli polecieć na miesiąc miodowy do Grecji. Z tego, co kojarzyłam, to Lou wybrał Skopelos, tę wyspę, na której kręcili "Mamma Mia!". Już im zazdroszczę.
-To chodźmy teraz!- Lottie jakimś cudem znalazła się tuż obok nas, podczas gdy sekundę temu widziałam ją po drugiej stronie parkietu.
-Fotograf jest na zewnątrz i mówi, że trzeba korzystać ze światła.- Zawiadomił nas Max.
-Okej, to lecimy.
Wyszliśmy przed namiot całą grupę. Pogoda była przecudowna. Słońce świeciło mocno, oświetlając nasze namioty, drzewa kładły długie wieczorne cienie na trawniku, w oddali iskrzyła się fontanna, widać też było daszek jednej z większych altan. W powietrzu unosił się zapach pierwszych róż i jaśminów, a muzyka dobiegająca z namiotu nadawała temu wszystkiemu atmosfery.
-Witam państwa. Na początek serdecznie gratuluję małżeństwa, a teraz prosiłbym o ustawienie się tutaj, na tle tego wielkiego krzewu. Potem przeszlibyśmy do fontanny...
Szybko uporaliśmy się z sesją, w końcu trzeba było wracać do gości. I tak Fizzy w połowie zdjęć wracała pędem do namiotu, bo okazało się, że El zapomniała wziąć bukietu. Okazało się, że pozowaliśmy dość długo, bo wszyscy dawno skończyli jeść i parę par już podbijało parkiet. Jeden z kamerzystów zaczął zapraszać niektórych gości do zaśpiewania fragmentu "We Found Love", które potem wstawią w video do marryoke.
-Smakowało wam? Mam nadzieję.- Louis po powrocie do namiotu przejął mikrofon.- Mój niezastąpiony jeszcze świadek powiedział wspaniałą mowę o naszej przyjaźni i zapomniał wspomnieć o tym, że za niektóre zdania go jutro ukatrupię... Ale dość o tym. Teraz pora, żebym ja coś powiedział mojej cudownej żonie. Rany, ale to niesamowite mówić do ciebie "żono".- Zaśmiał się. Moje wprawne ucho wychwyciło pierwsze dźwięki "Sugar", ale Eleanor nie zwracała uwagi na nic poza swoim mężem.- Większość powiedziałem już w przysiędze... Teraz mogę tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham i zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić, żeby nasze życie było tylko sielanką.- Zszedł ze sceny i ciągle mówiąc, szedł w kierunku El.- Mówię ci, jak bardzo jesteś dla mnie ważna w każdej piosence, jaką śpiewam, więc teraz ktoś inny się wypowie w moim imieniu. Mówiłaś, że w jakim teledysku chciałaś wystąpić?- Zasłona na scenie opadła i oczom wszystkich ukazało się Maroon 5, śpiewające refren swojego przeboju. Eleanor otworzyła usta ze zdumienia, ale zaraz rzuciła się Louisowi na szyję. Goście nie musieli krzyczeć "gorzko", ten pocałunek chyba osłodził wszystkie butelki wódki.
-Wszyscy na parkiet!- Wrzasnął Harry i pociągnął mnie za rękę. Wybuchnęłam śmiechem, gdy okręcił mnie wokół siebie tak, że wpadłam na Ritę.
Teraz dopiero zaczęła się zabawa. Po Maroon 5 na scenę wskoczyła Meghan, żeby zaśpiewać "Dear Future Husband". Tańczyliśmy wszyscy razem, wymyślając coraz bardziej zwariowane ruchy, ale potem z tego grupowego tańca podzieliliśmy się na pary. Ja trafiłam na Louisa i zaczęliśmy tańczyć udawanego jive'a, podczas którego niemal pokładaliśmy się ze śmiechu. Na kolejną piosenkę zmieniłam partnera na Nialla, a Louis porwał do tańca swoją mamę. Akurat trafiło nam się "You're Never Fully Dressed Without A Smile".
-Kamera robi objazd po sali i wszyscy się do niej uśmiechają! Jazda!- Fifa za konsolą czuł się jak ryba w wodzie.
To było genialne. Każdy starał się jak najlepiej wypaść przed kamerą i strzelić najbardziej oscarowskim uśmiechem w dziejach. Niall obrócił mnie i odchylił do tyłu.
-To teraz poważna mina i wielki wyszczerz.- Podpowiedział mi, gdy kamera zbliżyła się w naszą stronę. Popatrzyliśmy się na siebie z powagą i jednocześnie na "trzy, cztery" odwróciliśmy się do kamery z oślepiającymi uśmiechami, akurat gdy w piosence zabrzmiał refren. Zaraz dołączyli do nas nasi przyjaciele i teraz wszyscy, całą grupą przepychaliśmy się ze śmiechem, starając się jak najdłużej zatrzymać przy nas kamerę.
Nie wiem, jak długo byłam na parkiecie, ale zeszliśmy z niego dopiero wtedy, gdy podano główne danie, czyli tradycyjne Sunday roast.
-Nattie? Pójdziesz ze mną na chwilę do łazienki?- Skinęłam głową i razem z Els wyszłyśmy z namiotu, kierując się do maleńkiego budyneczku za najbliższymi drzewami.
-Boże, Natalia, tu jest tak niesamowicie! Wiedziałaś, że on zaprosi Maroon 5?- Ekscytowała się El, poprawiając makijaż przed lustrem, po tym jak pomogłam jej z kiecką w toalecie. Jeszcze tego by brakowało, żeby tren utopił się w kiblu.
-Tak jakby, bo to ja dzwoniłam do Adama.- Zachichotałam.
-Czemu nic nie mówiłaś?- Zdzieliła mnie łokciem po żebrach.
-A miałabyś wtedy niespodziankę?- Zapytałam retorycznie, myjąc ręce.- No właśnie.
-Jest dokładnie tak, jak tego chciałam. Boże, to najcudowniejszy dzień mojego życia!- Westchnęła z uśmiechem, gdy już wracałyśmy do namiotu. Zaraz Louis porwał ją w swoje objęcia i znowu pocałował. Nie zliczę, ile tego całowania już było i jeszcze będzie.
-Zapraszam moją piękną żonę do tańca.- I już ich nie było, poszli wywijać do "The Spark".
-Tu jesteś Nattie!- Harry wstał od stołu, przy którym siedział z Liamem i Zaynem.- Idziemy tańczyć!
Ledwo dotarliśmy na parkiet, a Fifa zmienił piosenkę.
-Zapraszamy wszystkie pary, teraz coś wolnego!
Rozpoznałam "I'll Stand By You". Harry objął mnie jedną ręką, drugą ujął moją dłoń i zaczęliśmy tańczyć.
-A jednak się nauczyłeś, że prawa ręką ma być w talii, nie na tyłku.- Zaśmiałam się po chwili, gdy zorientowałam się, że trzyma mnie w prawie idealnej ramie.
-Tyle razy tłukłaś mi to do głowy, że już zapamiętałem.- Parsknął śmiechem i obrócił mnie pod ręką. Moja sukienka perfekcyjnie zafalowała unosząc się lekko w górę, włosy opadły mi na jedno ramię. Przynajmniej o tyle dobrze, że miałam partnera z poczuciem rytmu.
Za chwilę Filip zmienił piosenkę na "Bad Day" Daniela Powtera. Przysunęłam się bliżej Harry'ego i oparłam ręce na jego ramionach. Przez chwilę kołysaliśmy się w rytm muzyki, dopóki... No właśnie. Dopóki nie zauważyłam, jak Sophia wyciąga Liama na parkiet. Momentalnie zesztywniałam. Byli tuż obok nas.
-Co się stało?- Hazz chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo odwrócił głowę i spostrzegł to, co ja sekundę temu.
-Wszystko jest w porządku.- Moja nieszczęśliwa mina wskazywała raczej na coś zupełnie innego.
-Nie udawaj. Wiem, że cię to boli.- Harry odwrócił mnie delikatnie tak, że stałam bokiem do denerwującej mnie pary.- Możesz mi o wszystkim powiedzieć, wiesz?
-Po prostu... Nie spodziewałam się, że Liam tu z nią będzie. Że ją zaprosi. Nie mogę cieszyć się tym całym weselem, kiedy co chwilę widzę w tłumie ją i ten jej uśmieszek, który mam ochotę zetrzeć pięścią.- Warknęłam, zerkając na zadowoloną z siebie pannę Smith.
-Chciałbym to zobaczyć.- Zaśmiał się Harry, ale ja byłam poważna.
-Wiesz, co mnie jeszcze dziwi? To, że Liam zapowiadał, że będzie o mnie walczył. Zwykle nie rzuca słów na wiatr, ale teraz nie robi absolutnie nic.
-Może nie ma wyjścia.
-Zawsze jest wyjście!- Przez chwilę milczeliśmy.- Ten ślub miał odrobinę inaczej wyglądać.
-Mnie to mówisz?- Prychnął.- Ja miałem tańczyć wolnego z moją dziewczyną, a okazało się, że wolała sobie bez słowa wyjechać. Bez urazy, nie to, że nie lubię tańczyć z tobą, bo wtedy też bym z tobą coś zatańczył, ale... nie wolnego.
Jak na złość zmieniła się piosenka. Na scenę wyszła Ellie i zaczęła śpiewać "Love Me Like You Do". Cholera.
-You're the light, you're the night
You're the color of my blood
You're the cure, you're the pain
You're the only thing I wanna touch
Never knew that it could mean so much, so much

(Jesteś światłem, jesteś nocą
Jesteś kolorem mojej krwi
Jesteś lekiem, jesteś bólem
Jesteś jedyną rzeczą której pragnę dotknąć
Nigdy nie sądziłam że to może znaczyć dla mnie tak wiele, tak wiele.)

Spuściłam głowę, próbując ukryć zawód. To nasza piosenka, jedna z naszych piosenek. To ja miałam z nim tańczyć, nie ona.
-You're the fear, I don't care
'Cause I've never been so high
Follow me to the dark
Let me take you past our satellites
You can see the world you brought to life, to life

(Jesteś obawą, nie dbam o to
Bo nigdy nie byłam tak wysoko
Podążaj za mną w ciemności
Pozwól mi zabrać Cię poza naszą galaktykę
Możesz zobaczyć świat, który powołałeś do życia, do życia)


-Ty też wolałabyś tańczyć teraz z nim, nie ze mną, prawda?- Zaczął Harry, ale spiorunowałam go wzrokiem.
-Proszę cię, skończmy temat Liama.- Ucięłam ostro i oparłam głowę na jego ramieniu. Błagam, niech ta męka już się skończy, niech Ellie zejdzie ze sceny, niech przyspieszą muzykę... Cokolwiek.
-Ciągle jesteś o niego zazdrosna.- Uśmiechnął się.
-Bo go ciągle kocham.
-So love me like you do, lo-lo-love me like you do
Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?

Fading in, fading out
On the edge of paradise
Every inch of your skin is a holy Grail I've got to find
Only you can set my heart on fire, on fire

(Więc Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Dotykaj mnie tak jak dotykasz, dotykaj mnie tak jak dotykasz
Na co czekasz?

Pojawiam się, znikam
Na skraju raju
Każdy cal twojej skóry jest Świętym Graalem, którego muszę odnaleźć
Tylko Ty potrafisz rozpalić moje serce, rozpalić)


Obok nas mignął mi Zayn z Perrie, nieco dalej Nika i Niall. Lou z Eleanor tańczyli na środku sali.
-Nattie?- Harry pokierował mnie bardziej w stronę Zayna.
-Hmm?- Podniosłam głowę, żeby na niego zerknąć.
-Yeah, I'll let you set the pace
'Cause I'm not thinking straight
My head spinning around I can't see clear no more

(Pozwolę Ci narzucić tempo 
Ponieważ nie myślę logicznie
Kręci mi się w głowie, nie potrafię już jasno myśleć)


-Za to, co za chwilę zrobię, możesz mnie znienawidzić do końca życia.- Powiedział.
Zanim zdążyłam zareagować, Ellie rozdarła się w głośnym "What are you waiting for?", Harry obrócił mnie wokół mojej osi, jednocześnie odpychając od siebie. Zayn zrobił to samo i Styles przejął od niego Pezz, natomiast Malik wziął w ramiona jakąś ciemnowłosą dziewczynę. Ja w tej samej chwili wpadłam na kogoś plecami. Mężczyzna objął mnie ramionami od tyłu i już wiedziałam, kim był.
-Love me like you do, lo-lo-love me like you do(like you do)
Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?

Love me like you do, lo-lo-love me like you do (like you do)
Love me like you do, lo-lo-love me like you do (yeah)
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?

(Więc Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Dotykaj mnie tak jak dotykasz, dotykaj mnie tak jak dotykasz
Na co czekasz?

Więc Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz, (yeah)
Dotykaj mnie tak jak dotykasz, dotykaj mnie tak jak dotykasz
Na co czekasz?)


Zastygłam bez ruchu, szybko oddychając. Kątem oka uchwyciłam twarz dziewczyny, z którą teraz tańczył Zayn. Nie miałam żadnych wątpliwości.
Odwróciłam się powoli, podnosząc wzrok na trzymającego mnie Liama. W pierwszej chwili chciałam się wyrwać, ale przytrzymał mnie mocniej.
-Proszę.- Szepnął.- Tylko jeden taniec.
Zamierzałam głośno zaprotestować, ale jedno spojrzenie w jego oczy i stałam się jak bezwolny przedmiot, całkowicie podporządkowana tylko jemu. Niepewnie skinęłam głową, a on puścił moje ramię, żeby objąć mnie ręką w talii. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku, którego tak bardzo mi brakowało. Położyłam ostrożnie dłoń na jego ramieniu i poddałam się jego ruchom, gdy zaczął nas prowadzić w tym cudownym, jedynym, niepowtarzalnym tańcu.
Wiedział doskonale, jakie kroki wykonać, kiedy mnie okręcić, kiedy się cofnąć, kiedy wyminąć inne napierające na nas pary. Nasze ruchy były idealnie zsynchronizowane i już sama nie wiedziałam, czy zabijać Stylesa za to, że tak to zorganizował, czy płakać, bo piosenka zaraz się skończy i będę musiała zerwać z Liamem kontakt wzrokowy, który mimo wszystkiego, co mi zrobił, dawał poczucie bezpieczeństwa.
Ellie ściszyła głos, powtarzając przejście.
-Yeah, I'll let you set the pace
'Cause I'm not thinking straight
My head spinning around I can't see clear no more
What are you waiting for?

(Pozwolę Ci narzucić tempo 
Ponieważ nie myślę logicznie
Kręci mi się w głowie, nie potrafię już jasno myśleć
Na co czekasz?)

Wykonałam obrót, a potem odchyliłam się lekko w tył. Liam stanowczym ruchem przyciągnął mnie z powrotem do siebie i uniósł ponad ziemię, kręcąc się razem ze mną wokół własnej osi. Postawił mnie na ziemi i tańczyliśmy dalej, skupiając wzrok chyba wszystkich zgromadzonych tu osób. Mogłam już się domyśleć, co mówili na nasz temat.
Piosenka się skończyła. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, głęboko oddychając, nie mogąc oderwać od siebie oczu.
-Wow! Na parkiecie zrobiło się naprawdę gorąco! Dacie radę rozgrzać go jeszcze mocniej?- Fifa zrobił szybki scratch i włączył "Time Of My Life".
Otrząsnęłam się z otępienia i nie patrząc na Liama, odeszłam. Tak po prostu sobie poszłam. Idiotko, czemu?! Przepchnęłam się między tańczącymi ludźmi i wbiegłam do części kuchennej namiotu.
-Macie wódkę?- Zapytałam szybko i kelner zaraz podsunął mi butelkę i kieliszek. Nalałam sobie pełnego szota i wypiłam jednym haustem. O cholera, chyba wypaliło mi przełyk. Krzywiąc się, nalałam jeszcze jednego i wychyliłam go odrobinę wolniej niż poprzedniego. Dobra. Teraz już chyba jestem gotowa na wszystkie inne niespodzianki, jakie mi przyszykowali fani Latalie.
Wróciłam do głównej części namiotu akurat w momencie, gdy na scenę wchodzili chłopaki.
-Jak się bawicie?!- Krzyknął do mikrofonu Nialler.
-Okej, teraz nasza kolej rozkręcić tę imprezę!- Louis dał znak i Fifa włączył podkład do "No Control". Wszyscy zareagowali głośnymi okrzykami i parkiet zrobił się jeszcze bardziej zatłoczony niż wcześniej. Odszukałam dziewczyny i zaczęłyśmy razem się wygłupiać tuż pod sceną.
-Stained coffee cup
Just a fingerprint of lipstick’s not enough

Sweet where you lay
Still a trace of innocence on my pillowcase

(Poplamiony kubkiem kawy
Sam odcisk szminki nie wystarczy.

Słodycz tam, gdzie leżysz,
Wciąż jest ślad niewinności na poszewce od poduszki)


Skakałyśmy jak wariatki, wyśpiewując słowa piosenek. Zaraz dołączyła do nas Gemma, Lou, Danielle, Rita i Cher, a pod nogami plątały się dzieciaki. Rodzeństwo Louisa, kuzyni El, dzieciaki sióstr Liama, brata Nialla... Wszyscy genialnie się bawili. Widać było, że wesele było udane. Wódka dodała mi chyba energii i odwagi, bo czułam się, jakby ktoś mi przypiął skrzydła. Zresztą, to nie był mój pierwszy alkohol dzisiaj i nie ja jedyna piłam. Nika po następnej rundce będzie już całkiem wstawiona. Tomlinson też był w swoim żywiole. Nigdy nie zapomnę miny Louise, gdy zrobił na scenie wielki ślizg na kolanach, śpiewając refren i kompletnie nie zwracając uwagi na spodnie od garnituru.
-Waking up
Beside you I’m a loaded gun
I can’t contain this anymore
I’m all yours, I got no control
No control
Powerless
And I don’t care it’s obvious
I just can’t get enough of you
The pedals down, my eyes are closed
No control

(Budząc się 
Obok ciebie, jestem naładowaną bronią,
Nie mogę dłużej tego powstrzymać
Jestem cały twój, nie mam kontroli, 
Nie mam ko-o-ontroli.
Bezsilny
I nie obchodzi mnie, że to oczywiste
Nie mogę się tobą nacieszyć
Spuszczam nogę z gazu, moje oczy są zamknięte.
Bez kontroli)


-A teraz coś znów z dedykacją dla Eleanor!- Zapowiedział ze śmiechem Harry.- Zapomniałem wspomnieć, że Tommo miał osiemnastkę, gdy ją pierwszy raz spotkał.- Zaczęli śpiewać "18". No jasne, "I have loved you since we were eighteen"...
Oczywiście nie mogli wystąpić bez swojego popisowego numeru, czyli "What Makes You Beautiful", a potem "Kiss You" i "Girl Almighty". Zeszli ze sceny dopiero, gdy na salę wjechał tort. Lou i El stanęli obok niego, a ich rodzice zaczęli swoją przemowę.
-Moi kochani.- Mama Lou ze swoim charakterystycznym szerokim uśmiechem wzięła od Filipa mikrofon.- Ja od dawna wiedziałam, że to musi się skończyć ślubem. Od pierwszej chwili, kiedy przedstawiłeś mi Eleanor czułam, że to dziewczyna dla ciebie. Urocza, miła, uczynna, odważna, silna... Mieliście swoje wzloty i upadki, a ja starałam się zawsze was wspierać i służyć pomocą. Mam nadzieję, że mi to wychodziło. Eleanor, skarbie, od ładnych paru lat już uważam cię za swoją kolejną córkę. Louis, synku, kocham cię i cieszę się z twojego szczęścia.
Znowu zaczęłam się rozklejać. Popatrzyłam z uśmiechem na Nikę i objęłam ją ramieniem. Od razu zrozumiała moje zaszklone spojrzenie i oddała uścisk. Może ona nie była tak związana ze swoją rodziną, jak ja, ale też za nimi tęskniła. Muszę zadzwonić do mamy i spotkać się z tatą. Natychmiast. Jak tylko wytrzeźwieję, oczywiście.
-Eleanor, córeczko.- Teraz głos zabrał tata Els. Umówili się, że tak będą przemawiać.- Zawsze wiedziałem, że na tym świecie masz swojego księcia. Kiedy jako mała dziewczynka przebierałaś się za księżniczkę i udawałaś Bellę albo Arielkę, to ja musiałem zastępować twojego bohatera i ratować cię ze szklanej góry lub tonącego statku. Teraz jesteś dorosła i masz już swojego własnego obrońcę. Wiedz, że mimo to zawsze możesz na mnie liczyć, bo bez chwili wahania rozprawię się ze smokami na twojej drodze. Louis, pilnuj mojej księżniczki. Wiem, że jesteś odpowiedzialnym chłopakiem i zapewnisz jej to wyśnione "i żyli długo i szczęśliwie".
Pociągnęłam nosem, gdy El z płaczem rzuciła się rodzicom na szyję. Pewien etap dobiegł końca. Czas zacząć życie w nowej, własnej rodzinie.
-Chyba pójdę do Lou po chusteczki dla zasmarkanej panny młodej.- Nika puściła mnie i zniknęła w tłumie. Jej miejsce zajęła Perrie.
-Wspaniała przemowa.- Westchnęła, huśtając na biodrze Shane'a.- Mojej mamie to tak ładnie nie wyszło.
-Ciekawe, ile tata El to układał.- Mruknął Zayn, podając synkowi smoczka.- Bo znając moje umiejętności w przemawianiu, to powinienem już zacząć się przygotowywać na ślub Shane'a.
-Walniesz kielicha przed przemową i będzie.- Walnął go po łopatce Harry.- Dobra, kiedy tort?
-Najpierw zatańczą z rodzicami.- Przypomniałam mu i przeszłam do naszego stołu. Opróżniłam kieliszek po winie. Nie wolno mieszać alkoholi... A kij z tym. W tłumie mignęła mi Sophia. Jakoś muszę przetrwać to wesele, jeśli ona ciągle tu będzie.
Wróciłam do reszty, gdy już kończyło się "Ode To My Family", lekko podrasowane przez Fifę. Zagrzmiały oklaski i kelnerzy wprowadzili stolik z talerzykami, na których zaczęliśmy podawać krojony wspólnie przez młodą parę siedmiopiętrowy tort. Lawirowałam między stolikami, uśmiechając się do gości, witając się z tymi, którzy mi wcześniej umknęli. Filip puścił "Fireball" i wszyscy delektowali się ciastem w oczekiwaniu na kolejny bardzo emocjonujący moment tego wesela: oczepiny. Ja osobiście nie mogłam się doczekać, kiedy skończy się część oficjalna i będę mogła się wyszaleć na parkiecie, ewentualnie za konsolą, bez pilnowania, czy na pewno wszystko jest w porządku i czy komuś czegoś nie brakuje. Skinęłam głową potakująco, gdy fotograf poinformował mnie, że mają materiał do marryoke i zmywają się po oczepinach.
-Uwaga, uwaga! A teraz bardzo ważny moment! Zapraszam na parkiet wszystkie wolne panny i kawalerów! Czas sprawdzić, na czyim następnym weselu będziemy szaleć i się upijać!- Fifa wyciszył muzykę. El i Lou weszli na scenę, a my wszyscy zgromadziliśmy się tłumnie pod sceną. Okej, to kto złapie? Nika? O, Lottie się pcha blisko. Zerknęłam na Perrie, która z Zaynem stała obok i pokazywała coś Shane'owi. Szczęściara, nie naraża się na stratowanie.
-Eleanor! Czas na rzut!- El odwróciła się tyłem do nas. Poszłam za przykładem reszty dziewczyn i wystawiłam ręce w górę. Bukiet poleciał w powietrze i walnął mnie prosto w rękę. Ała! Szybko złapałam go drugą ręką. Cholera, wybił mi wskazującego! Uniosłam kwiaty jak trofeum w górę. Zauważyłam, jak Filip pokazuje Els kciuk. No, nie powiem, dobrze trafiła. Ciekawe, czy ma oczy też z tyłu głowy. O, palec przestał boleć. Dobra, chyba jednak nie jest wybity.
-Louis, twoja kolej!- Tommo zwinął krawat w kulkę i odwrócił się tyłem do facetów, którzy stali po prawej stronie parkietu. No, ciekawe. Chyba żeby wyjść za mąż, musiałabym być czyjąś narzeczoną, więc to tak naprawdę idiotyczny zwyczaj, który...
-To są jakieś jaja!- Wrzasnęłam, gdy zobaczyłam, kto złapał krawat. Mój głos został niestety zagłuszony przez pełne podekscytowania krzyki. No to teraz będą dopiero gadać.
-No proszę, kto by się spodziewał!- Fifa był w wyśmienitym humorze. Oni to ukartowali. Nie wiem jak, ale już ja dopilnuję, żeby mi wszystko wyśpiewali...- Kolejne wesele będzie Natalii i Liama! Czyżby wielki comeback?!- Przymknęłam oczy, starając się opanować. Nie zatańczę z nim drugi raz. No fucking way.
-Maleńka zmiana.- Do mikrofonu dorwała się Eleanor. Co znowu?!- W pierwszych planach mieliśmy, że para, która złapie bukiet i krawat będzie tańczyła wolnego, ale gdy wzięliśmy ich pod uwagę... No cóż, udało się.
Co. Się. Udało?!
-Panie i panowie, do tej piosenki tańczyli po raz pierwszy i nigdy się nie pochwalili, jak dobrze im szło!- Louis przejął od El mikrofon, żeby wykrzyczeć to zdanie.
Z parkietu zniknęli wszyscy, zostaliśmy tylko my. Wpatrujący się w siebie w napięciu. Dobrze wiedziałam, że chciał ze mną zatańczyć, a on miał świadomość, że jeszcze sekunda i wybuchnę jak odbezpieczony granat. I w pierwszej kolejności to jemu urwę głowę.
Usłyszałam muzykę i o mały włos, a zaczęłabym znowu krzyczeć. Serio?! "Valentine's Day Tango"?! Tango?! The Twins?! Ale to nie jest... Mój wzrok spotkał się z jego. On też wiedział. To nie była piosenka, przy której tańczyliśmy razem po raz pierwszy. Pierwszą było co innego, do tego tanga tańczyliśmy przy nich. Okej. Chcą przedstawienie? To proszę.
Wolnym krokiem zbliżyłam się do Liama i okrążyłam go, w myślach przypominając sobie układ, jaki do tego kiedyś wymyśliliśmy. Rany, ale to było dawno. Liam chyba czytał w moich myślach, bo złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Przejechałam ręką po jego ramieniu i zatrzymałam na karku. Starałam się opanować drżenie ciała wywołane jego bliskością. Wykonaliśmy pierwsze ostrożne kroki. W tył i w bok. W tył, posuwiście, w bok i znów w tył. Pamiętał.
-Kiedy będziemy mogli porozmawiać?- Szepnął, splatając swoje palce z moimi.
-Nie ma takiej opcji.- Syknęłam, robiąc szybki obrót i zarzucając prawą nogę na jego biodro.- Nie, kiedy prowadzasz się z Sophią.
-Nie miałem wyjścia. Mogę ci to wyjaśnić.- Odchylił mnie w tył i lekko okręcił. Wyprostowałam się gwałtownie. Aż dziwne, że to wszystko wychodziło nam w rytmie.
-Nic nie wyjaśniaj. Dla mnie to jest jasne.
-Nawet nie dałaś mi szansy!- Ha, nie ma to jak kłócić się głośnym szeptem podczas tańczenia tanga.
-Bo na nią nie zasłużyłeś!
-Słuchaj, muszę użerać się z managementem, który wcale nie idzie mi na rękę, więc proszę, chociaż ty daj mi dojść do słowa!
-Twoje słowo jest gówno warte!
-Natalia! Żałuję tego, co się stało, okej?!
-To czemu z nią tu jesteś?!
-Nie zrozumiesz...
-Jesteś po prostu cholernie bezczelny!- Odepchnęłam go od siebie, aż ledwo złapał równowagę.- Twierdzisz, że chcesz mnie odzyskać, a jednocześnie łazisz z nią! Zdecyduj się! Nie jestem twoją zabawką, do stu diabłów! Mam cholerne uczucia!!!- Całe szczęście, że muzyka została wyłączona sekundę po wykrzyczanym przeze mnie zdaniu. Dzięki temu mało kto słyszał, co mu nawrzucałam.
-Wow!- Fifa zdecydował się przerwać niezręczną ciszę, podczas której wwiercało się w nas okołu trzystu spojrzeń. Super. Zepsułam wesele.- Tak świetnego odegrania kłótni kochanków podczas tanga, to ja jeszcze nie widziałem! Brawo!- Kochany Filip uratował sytuację. Może podchmieleni goście uwierzą, że to była tylko gra.
Nie mogłam już tam wytrzymać. Zeszłam z parkietu i wpadłam do części kuchennej. Złapałam jedną z butelek wina i wybiegłam na zewnątrz. Było już całkiem ciemno, wiał delikatny wiatr, ale po tej całej kłótni w ogóle go nie czułam. Pędziłam na oślep parkowymi uliczkami w stronę jedynego miejsca, w którym mogłam być teraz zupełnie sama. Nie chciałam tam wracać, nie teraz. Może dopiero wtedy, gdy rozjadą się starsi i rodziny, a zostaną tylko ci zaproszeni na poweselne party. Na razie upiję się w samotności.
Dopadłam altanki szybciej niż myślałam. Może zamiast kupić sobie rolki, zacznę biegać w szpilkach? Będzie ekonomiczniej. Usiadłam na schodkach prowadzących do środka, zerwałam banderolę z butelki i zaczęłam otwierać butelkę sposobem, który kiedyś podpatrzyłam w filmiku na YouTubie. Bo oczywiście wziąć otwartą butelkę to nie łaska! Ale spoko, po kilku minutach ostrożnego uderzania butelką o pionową belkę altanki i dłubaniu wystylizowanym paznokciem korek sam wyskoczył. Nareszcie. Pociągnęłam porządny łyk alkoholu. Chyba już się znieczuliłam, bo w ogóle mi nie przeszkadza to leciutkie palenie w gardle. Nie wiem, kiedy opróżniłam połowę butelki. Wszystko po to, żeby nie pamiętać tej żenującej kłótni i jego słów. Ale co z tego, skoro pod wpływem siedzenia tutaj zaczęły napływać do mnie wspomnienia...


-Chodź- złapał mnie za rękę- tu obok jest taka altanka. Nie zmokniemy.- Pociągnął mnie alejką w tę samą stronę, z której przyszliśmy. Nie zdążyliśmy jednak dojść do altanki. Deszcz lunął z ogromną siłą i w jednej chwili byliśmy cali mokrzy. Do altanki musieliśmy szybko dobiec.
-A ja idiotka wyciągnęłam rano z torebki parasol.- Wybuchnęliśmy śmiechem.
-To co? Posiedzimy tu sobie teraz.- Uśmiechnął się Liam.
-Nie szkodzi. Fajna ta altanka- Rozejrzałam się dookoła. Ściany altanki pokrywała krata, na której latem płożyły się jakieś rośliny. Teraz w listopadzie były to całkiem zeschłe badyle. Altanka miała kształt sześciokąta i z łatwością zmieściłoby się tu jeszcze parę osób. 
-Zawsze ci się kręcą włosy na wilgoci?- Spytał Liam. Dopiero teraz spostrzegłam, że moje mokre włosy są regularnymi lokami. 
-Nawet tego nie zauważyłam- Zaśmiałam się.- Z reguły są lekko podwinięte.
-W takich ci ładniej.
-Dziękuję.- Liam się chyba zawstydził tego, co przed chwilą powiedział. Milczeliśmy przez chwilę. Deszcz chyba nie miał zamiaru dzisiaj przestać padać.
-Tyle tu miejsca, że dałoby się zrobić regularną imprezę- Odezwał się Payne.
-Tak?- Odwróciłam się do niego z zawadiackim uśmieszkiem.- W takim razie na co czekamy?- Wyciągnęłam z torby telefon i ustawiłam playlistę.- Robimy deszczową dyskotekę?
-Wchodzę w to. Pokaż tę playlistę- Podałam mu telefon.- Co my tu mamy?- Zmarszczył czoło przeglądając moją muzykę.
-Co ty mi tu ustawiasz?- Zerknęłam mu podejrzliwie przez ramię.
-Proszę.- Oddał mi telefon.- No, na co czekasz? Włączaj.- Zaśmiał się patrząc na mnie. Niepewnie włączyłam playlistę i zaraz się uśmiechnęłam.
-No tak.- Jaka może być inna impreza z chłopakiem z 1D jeśli nie przy jego własnej muzyce.- A ty będziesz solistą?
-Jak mi pomożesz.- Zaraz zaczęliśmy wariować do "Up All Night", a potem do "C'mon C'mon".
-Yeah
I’ve been watchin you all night
There’s somethin’ in your eyes
Say c’mon c’mon
And dance with me baby
Yeah
The music is so loud
I wanna be yours now
So c’mon c’mon
And dance with me baby- śpiewał Liam, a ja wygłupiając się z nim poczułam, że jestem na najlepszej imprezie pod słońcem.

(...)

-Pytanie jest proste. Chcesz życia bez 1D? Wyobrażasz sobie, że nie gadasz więcej z Harrym, Louisem, Niallem, Zaynem, nie śmiejecie się, nie wygłupiacie, macie się po prostu w dupie? Jak myślisz, jak to będzie, gdy oni zagrają ostatni koncert, a ciebie na nim nie będzie? Chcesz być przez nich olewany? Czy wolisz wrócić, pokajać się i spróbować wszystko naprawić?
-Jasne, że chciałbym to naprawić... Zawsze myślałem, że będziemy tak śpiewać razem do końca świata, a przynajmniej naszego życia.- Westchnął.- Ale czy oni mi wybaczą?
-Wszystko zależy od ciebie.- Poklepałam go po plecach.- Chcesz tego naprawdę?- Przez chwile się zawahał, ale zaraz pokiwał energicznie głową.
-Chcę. Byłem strasznym idiotą... Ale może da się to naprawić.- Patrzył na mnie z nadzieją.
-I oto chodziło!- Uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam telefon. Wykręciłam numer Higginsa.- Paul? Misja wykonana. Czas zacząć etap drugi.
-Udało ci się go namówić?- Manager był chyba wniebowzięty.
-Nawet nie trzeba było bardzo namawiać. Starczył mały ochrzan, podczas którego i mnie się oberwało, ale najważniejsze, że kolega wytrzeźwiał po niekończącej się imprezie, jaką urządził w ostatnich dniach. Na razie męczy go kac, ale damy radę. Rezerwuj samolot.
-Jasna sprawa. Przygotowałaś co trzeba?
-Mała obróbka dźwiękowa i będzie wszystko gotowe.
-Super. Szykujcie się na jutro. Lecicie prywatnym samolotem. Odlot o dziewiątej rano.
-Okej, dzięki wielkie. Jakby co, to będę dzwoniła. Do zobaczenia.
-Masz kontakty z Paulem?- Liam przyglądał mi się nieodgadnionym wzrokiem.
-Co się tak dziwisz, sam mi dałeś numer.- Wzruszyłam ramionami. Na nos spadła mi kropelka wody.- Cholerna londyńska pogoda...- Nie zdążyłam skończyć zdania, gdy deszcz lunął z wielką siłą.
-Jasny gwint!- Liam poderwał się z miejsca.- Altanka?!
-Altanka!- polecieliśmy w znanym nam kierunku. Na szczęście nikogo tam nie było.
-Boże, historia się powtarza.- Stanęłam na środku i zaczęłam wyciskać wodę z włosów. Suchym skrawkiem bluzki wytarłam okulary.- Nie lubię, gdy coś się powtarza.
-Czemu?- Liam zdjął przemoczoną bluzę i przewiesił ją przez poręcz.
-Bo mnie to wkurza. Gdy coś się dzieje któryś raz z kolei, albo gdy ktoś mi coś mówi pięćdziesiąt razy z rzędu, jakbym była ułomna i ten jeden raz nie wystarczył.- Liam parsknął śmiechem.
-To może żeby uczynić historii zadość coś zatańczymy?- No tak. Deszczowa dyskoteka.
-Nie. Jeszcze jestem na ciebie zła.- Założyłam ręce na piersi.
-Oj no weź...- Liam podszedł do mnie.- Przepraszam... Przecież sama powiedziałaś, że nie lubisz jak się ktoś powtarza.- Nie wytrzymałam i się uśmiechnęłam.
-Nie łap mnie za słówka.
-No dawaj. Jutro nie wiadomo, co nas czeka. Zabawmy się.
-Ale bez picia.- Zaznaczyłam.
-Bez. Słowo harcerza.- Uniósł dwa palce do góry.- No, włącz coś, na tym swoim telefonie masz pewnie masę fajnej muzyki.
-Masa fajnej muzyki... Masz na myśli coś takiego jak "Dare"?- Wyszczerzyłam się, włączając piosenkę. Zapomniałam o głośniku, który ustawiłam na budzenie Liama. Muzyka zagłuszyła nawet mocny deszcz.
-Ałaaa.- Liam skrzywił się i zatkał sobie uszy.- Kobieto, jeszcze mam kaca. Zlituj się.
-Kac morderca nie ma serca.- Wyrecytowałam wyciszając piosenkę.
-Daj coś spokojnego. Może i chcę się zabawić, ale bez przesady. Nie zapominaj, że ciągle umieram na głowę.
-A wiesz, że nie wyglądasz?- Na te słowa Liam zrobił zeza, wystawił język i udał, że upada.- Dobra, załapałam. Swoją drogą, masz strasznie dobry humor.- Powiedziałam włączając "So Close".
-Tylko dlatego, że ty tu jesteś.- Powiedział cicho. Znieruchomiałam. Liam wyjął mi telefon z ręki i położył go na drewnianej podłodze altanki. Wziął mnie za rękę, poprowadził na środek naszego parkietu i drugą ręką objął mnie w talii. Pamiętał.
Oparłam głowę na jego ramieniu. Teraz czułam się wspaniale. Wszystko było na swoim miejscu, nasza przesłodzona rzeczywistość. A co najlepsze? Że Liam był już sam. Nie było tej dziewczyny, która wiecznie mnie od niego odcinała. Może wreszcie uda nam się doprowadzić wszystko do tego idealnego happy endu. Mój ukochany filmowy walc się skończył, a z głośnika popłynęła spokojna, magiczna melodia. Tylko melodia. Uśmiechnęłam się do siebie. Znalazłam ją przed Wielkanocą i całą Wielką Sobotę walczyłam z nią przy pianinie. Udało mi się ją odtworzyć i nawet napisałam do niej swoje słowa. Zaczęłam cicho nucić.
-Touch my hand, I will take there, 
where, baby, we could be alone.
Hear the chords, it's our moment,
cause nothing will destroy atmosphere.

Piano plays, on the dancefloor there's place for us.

So now, step by step and turn around.
Take your left and hold me tight.
We only live once, it's our paradise.
So let's dance this waltz lookin' into my eyes.
It's our own fairy tale tonight...

(Weź mnie za rękę, zabiorę cię tam, 
gdzie, kochanie, będziemy mogli być sami.
Wsłuchaj się w dźwięki, to nasza chwila,
bo nic nie zepsuje nam atmosfery.

Pianino gra, na parkiecie jest miejsce dla nas.

Więc teraz, krok za krokiem i obróć się.
Przejdź w lewo i trzymaj mnie mocno.
Żyjemy tylko raz, to jest nasz raj.
Więc zatańcz tego walca patrząc w moje oczy.
Teraz to nasza własna baśń...)

Liam chyba uważnie wsłuchał się w moje słowa, bo obrócił mnie lekko i z powrotem złapał w objęcia prowadząc w nieco niepoprawnym, ale bardzo romantycznym walcu. Uniosłam głowę, żeby zatonąć w jego spojrzeniu. Patrzył na mnie poważnie, bardzo poważnie. Lekko się nachylił, koniec jego nosa delikatnie zetknął się z moim.
-Przepraszam za to, co powiedziałem. Nigdy w życiu bym nie skrzywdził kogoś, na kim mi tak zależy...- Wyszeptał prosto w moje usta. Jeszcze sekunda... Jeszcze chwila...
-I know you want, know you wanna take it slo-o-ow...- Głośne takty "Why Don't We Go There" sprawiły, że odskoczyliśmy od siebie przestraszeni.



Oparłam głowę o ściankę altanki i pozwoliłam, żeby łzy spłynęły mi po twarzy. Tak bardzo je dziś hamowałam, że w końcu musiały znaleźć ujście. Kolejny łyk wina. Kurde, zaraz się skończy. Już szumiało mi w głowie. A może to tylko wiatr...
-Nattie! Tu jesteś!- Nawet się nie ruszyłam, gdy Harry usiadł koło mnie.- Rany, nawaliłaś się.
-Co ty nie powiesz?- Prychnęłam.- Zresztą, język mi się jeszcze nie plącze, więc jest okej.
-Niewiele ci już brakuje.
-Mi? Proszę cię! Ja jestem z Polski!
-Aha, Niall i Nika też to powtarzają, a zawsze są najbardziej nawaleni ze wszystkich. Irlandczyk z Polką się dobrali.
-Wszyscy mnie obgadują, prawda?- Jęknęłam płaczliwie, zmieniając pozycję. Ramię Stylesa było wygodniejsze od drewnianej kolumny.
-Nie. Rodzinki już pojechały. Jak wychodziłem cię szukać, to żegnali się z naszymi gołąbeczkami. A reszta... Nattie, przecież niemal każdy wie, jaka jest sytuacja. A Liam przyszedł tu z nią i to logiczne, że wytrąciła cię z równowagi. Żałuję tylko, że tak to zaplanowaliśmy.
-Co zaplanowaliście?- Wyprostowałam się błyskawicznie. Harry przetarł oczy palcami.
-No to...- Mruknął niechętnie.- Najpierw ja wpadłem na pomysł tego tańca, bo Liam siedział przybity i tylko wodził za tobą wzrokiem jak wierny pies. Sophia była wściekła. Jak tylko odeszła na chwilę od stołu, to mu podsunąłem, że zaczniemy tak tańczyć i się wymienimy partnerkami. Potem Zayn się dołączył.
-A oczepiny?
-Nie było pewności, że w was trafi. Ale się udało.
-No, udało. Udało nam się pokłócić.- Wymamrotałam, znów się o niego opierając.
-Przepraszam.- Przez chwilę milczeliśmy.
-To nie był nasz pierwszy taniec.- Powiedziałam cicho.
-Co?- Nie zrozumiał.
-To nie był nasz pierwszy taniec. To tango. Wcześniej tańczyliśmy tutaj. Na naszej pierwszej... na pierwszym spotkaniu. Właściwie drugim. Umówiliśmy się w Starbucksie, potem poszliśmy do parku. Okazało się, że on jest Liamem z One Direction, a potem... Zaczęło padać i schowaliśmy się tutaj. Zrobiliśmy sobie deszczową dyskotekę. Nasz pierwszy taniec był do "C'mon C'mon".- Wyjaśniłam niechętnie. To była nasza tajemnica. Ale nie było już nas. Więc tajemnica przestała obowiązywać.
-Czyli to jest ta słynna altanka?- Obejrzał się, żeby rzucić na to okiem.- Tutaj znikaliście na połowie waszych randek?
-Taa.- Wypiłam wino do końca. Chyba mi trochę ulżyło.- Wracamy?
-Chcesz tam teraz pójść? Jesteś pewna?- Harry patrzył na mnie, ledwo powstrzymując śmiech.
-A co ze mną nie tak?- Zdziwiłam się.
-Przede wszystkim wyglądasz jak panda.- Parsknął śmiechem i wyciągnął z kieszeni paczuszkę.- Weź się ogarnij.
-Chyba to ja powinnam się śmiać.- Uniosłam brwi.- Nosisz przy sobie nawilżane chusteczki?
-Lou mi je dziś wcisnęła. Nie pytaj.- Wzruszył ramionami. Szybko otarłam sobie policzki i oczy z rozmazanego makijażu.
-Lepiej?
-Zdecydowanie.
Ruszyliśmy do namiotu. Już z daleka słychać było głośną muzykę. Weszliśmy w sam środek zarąbistej imprezy. Mało kto stał pod ścianą, parkiet był zapełniony. Alkohol lał się strumieniami, nie było dzieci i tych bardziej odpowiedzialnych. Dziennikarze też już się wynieśli. Kamerzyści niby kręcili dalej całą uroczystość, ale ten film miał już być dostępny tylko dla nas. Na scenie stała Nika z Bruno Marsem. Dopięła swego i udało jej się zaśpiewać z idolem. Swoją drogą, ciekawe, ile procentów w siebie wlała, przecież na trzeźwo broniła się przed występowaniem rękami i nogami. Ale teraz... Wow, dawno nie słyszałam tak udanego wykonania "Uptown Funk".
-Nialler zaraz wybuchnie.- Harry wskazał na Horana, który nie spuszczał ze swojej dziewczyny wzroku. Za chwilę wstał z miejsca.- Zazdrosny Niall to groźny Niall.- Zaśmiał się Hazz.
Ale Nialler nie wspiął się na scenę, żeby urządzić scenę zazdrości. Nie, Nialler poszedł do Adama Levine'a i zaczął z nim o czymś gadać.
-Czyżby szykował się do występu?- Prychnęłam, przepychając się do naszego stolika.
-Natalia!- Eleanor podniosła na mnie wzrok.- Jak się czujesz? Martwiliśmy się!
-Jest okej. Musiałam się przejść.- Wyjaśniłam, nie patrząc na pewne osoby.- Zaraz lecę zastąpić Fifę. Malik!
-Co tam?- Zerknął na mnie znad kieliszka.
-Pojedynek nadal aktualny?- Spytałam z kpiącym uśmieszkiem.
-O każdej porze dnia i nocy.- Zaśmiał się drwiąco. Skinęłam głową i napiłam się soku.
Odeszłam od stołu, żeby zmienić Filipa za konsolą, ale wtedy na scenę wskoczył Niall z gitarą i Adam. Nika zatrzymała się obok mnie.
-Łzy wylane, krokodylu?- Trąciła mnie łokciem.- Nie zaprzeczaj, znam cię.
-Może. Co on kombinuje?
-A żebym to ja wiedziała. Mnie się już troszeńkę wszystko mieeesza.- Zachwiała się na nogach i zgarnęła z tacy przechodzącego kelnera butelkę wódki.- Trzeźwa nie jestem już od dawna.
-I zaraz odlecisz.
-Bardzo możliwe.- Oparła się o mnie i pociągnęła łyk. Mało go nie wypluła, kiedy Niall zaczął grać "Stereo Hearts".- Co on odwala?
-Czy to nie wasza ulubiona piosenka? Czy on właśnie rapuje?!- Koło nas wyrosła Perrie, gapiąc się na scenę. Tak, dokładnie. Adam odśpiewał swój refren, a Niall rapował zwrotki. Okeeej.
-Nika, pamiętasz?- Odezwał się ze sceny, gdy piosenka się skończyła.- Śpiewałem ci to zawsze, gdy miałaś zły humor lub chciałaś się rozpłakać. A teraz śpiewam ci to, bo nadszedł taki moment, że... No, sorry, El, Louis, uwielbiam was, ale jak teraz nie zrobię tego kroku, to nigdy się nie odważę. Przepraszam, że zabieram waszą chwilę, ale zaraz ją oddam.- Zeskoczył ze sceny i podszedł do nas szybkim krokiem. Gitarę przełożył na plecy i podał mi mikrofon.- Przytrzymasz, Nattie? Chcę, żeby wszyscy słyszeli.- Skinęłam głową i popatrzyłam na Nikę. Chyba była w ciężkim szoku.- Nika, kocham cię, ale jestem tchórzem, a teraz jestem trochę pijany i bardziej odważny niż zwykle, więc... Wyjdziesz za mnie?- Uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
Otworzyłam usta ze zdziwienia i mało sama nie padłam trupem na miejscu. Cicha woda brzegi rwie... Dominika patrzyła się na niego, jakby nie rozumiała, co do niej powiedział. Cała zbladła, nawet wypity alkohol jej nie pomógł. Wszyscy wpatrywali się w naszą grupkę z napięciem. Jak to jest, że zawsze muszę być w centrum wydarzeń? Albo w okolicy centrum?
-Co... Co ty powiedziałeś?- Pisnęła nienaturalnie wysokim głosem.
-Czy chcesz zostać moją żoną?- Powtórzył, zagryzając usta ze zdenerwowania.
-Mówisz serio...?
-Jasne, że serio.
-Wstań.- Zażądała, odzyskując równowagę i jako takie kolory na twarzy. Niall posłusznie podniósł się z kolan. Nika nie trzymała go dłużej w niepewności.
-Cholera, tak! Jasne, że za ciebie wyjdę!- Wrzasnęła z radością, rzucając się na niego. Aplauz, jaki wybuchł, zagłuszył chyba wszystko. Skorzystałam z zamieszania i poszłam na scenę.
-Idź potańczyć czy coś.- Stanęłam obok Fify.- Moja kolej.
-Jezu, nareszcie.- I tyle go widziałam. Wzruszyłam ramionami i założyłam słuchawki.
-Wow! Ale się działo! Nika, Niall, moje gratulacje! A teraz, jakbyście nie zauważyli, miejsce DJ-a Fify zajmuje DJ Nats! Make some noise!- Włączyłam "Die Young". Nareszcie. Trzeba odreagować.
-I hear your heart beat to the beat of the drums
Oh what a shame that you came here with someone
So while you're here in my arms
Let's make the most of the night like we're gonna die young
We're gonna die young
We're gonna die young
Let's make the most of the night like we're gonna die young

(Słyszę, że twoje serce bije w rytm bębnów
Oh, jaka szkoda, że przyszedłeś tutaj z kimś
Więc póki jesteś w moich ramionach
Dobrze wykorzystajmy tę noc, tak jakbyśmy mieli umrzeć młodo
Umrzemy młodo
Umrzemy młodo
Dobrze wykorzystajmy tę noc, tak jakbyśmy mieli umrzeć młodo)

Podśpiewywałam piosenkę do mikrofonu umieszczonego przy słuchawkach i dosłownie wariowałam przy konsoli. Zaraz obok mnie pojawił się Zayn.
-Wchodzi DJ Malik!- Wrzasnął. Wziął zapasowe słuchawki i odepchnął mnie biodrem.- Patrz i się ucz od lepszych.
Zmienił piosenkę na "Hey Mama" The Black Eyed Peas, którą zaczął miksować z "I Gotta Feeling". Zrobił nawet niezły mash up, ale nie dałam się łatwo skasować. Zaczęliśmy się przepychać jak dzieci, robiąc sobie na złość i zmieniając ustawienia. Włączyłam "Heartbeat Song" i zrobiłam scratcha, żeby płynnie przejść do podrasowanego "Boom Clap". Zayn zaraz zareagował i przeszedł na "Danza Kuduro". Ja odpowiedziałam beatem z "Salsa Tequila". Skakaliśmy jak wariaci, wyśpiewując słowa piosenek i po prostu się wygłupiając. Nie wiem, jak długo nam zeszło na tej scenie, ale w końcu przerwał nam Fifa.
-Dobra, ta konsola długo nie wytrzyma w waszych rękach! Kto jest za DJ Nats?!- Odpowiedział mu wrzask.- A kto woli DJ Malika?!- Wrzask przerodził się w pisk.- Sorry, Natka, Zayn wygrywa.
-Szykuj się na rewanż, Malik.- Przybiłam z nim piątkę i zeszłam ze sceny, żeby dołączyć do moich przyjaciół.
-Znowu wymiatałaś!- Danielle podała mi drinka.- Dawaj, jeszcze razem nie piłyśmy.- Wychyliłam kieliszek i nalałam następną kolejkę. Szum tylko się wzmocnił, już czułam pierwsze zawroty głowy. Oho, zaczyna się. Teraz już jestem oficjalnie nawalona.
-Idziemy na parkiet!- Wzięłam ją za rękę i pociągnęłam na środek, gdzie większość ludzi zrobiła duże koło, w które co chwilę ktoś wskakiwał, żeby zatańczyć przynajmniej jedną solówkę. Na scenie został Zayn, do którego dołączyli Perrie i Liam. Razem zaczęli śpiewać "Geronimo" Shepparda.
-Can you feel it?
Now it's coming back
We can steal it
If we bridge this gap
I can see you
Through the curtains of the waterfall

(Czy czujesz to?
Teraz to powraca
Możemy to ukraść
Jeśli zasklepimy tą szczelinę
Mogę Cię ujrzeć
Poprzez kurtyny wodospadu)

Zayn zaczął pierwszą zwrotkę, a do środka naszego wielkiego koła wbiegła roześmiana Demi, ciągnąc za sobą Jade i Leigh-Anne. Po Zaynie śpiewał Liam.
-When I lost it
Yeah you held my hand
But I tossed it
Didn't understand
You were waiting
As I dove into the waterfall

(Gdy to zgubiłem
Tak, Ty trzymałaś mą dłoń
Ale ją odrzuciłem
Nie rozumiałem
Że Ty czekałaś
Gdy ja zanurkowałem w wodospadzie)


Wow, jakież prawdziwe te słowa. Wywróciłam oczami i wychyliłam kieliszek, który ktoś wcisnął mi do ręki. Dziewczyny zrobiły wolne miejsce na środku i razem z Danielle weszłyśmy do koła.
-So say Geronimo
Say Geronimo
Say Geronimo
Say Geronimo
Say Geronimo
Say Geronimo
Say Geronimo

-Teraz zobaczą, jak się powinno tańczyć!- Krzyknęła Dan i zaczęłyśmy prezentować swoje umiejętności. W chwili, gdy Perrie śpiewała "Bombs away!", uchwyciłam zdumiony wzrok Liama. Ha, nie spodziewał się, że się pogodzimy, ja i Danielle? Warto było przetrwać te wszystkie beznadziejne chwile, żeby zobaczyć tą minę.
Obróciłam się i wybuchnęłam śmiechem na widok jakiegoś ruchu, który wykonała Dani. Piosenka się skończyła, ale Fifa zaraz puścił jedną z moich ulubionych, czyli "Shut Up And Dance". Napiłam się jeszcze wódki i wmieszałam w tłum tańczących. Byłam już totalnie pijana i ledwo trzymałam się na nogach. Kiedy wleciałam na Liama, zamiast się wkurzyć i go opierdzielić, zaczęłam się śmiać.
-Nattie, dobrze się czujesz?- Przytrzymał mnie, żebym się nie przewróciła.
-Shut up and dance with me!- Zaśpiewałam razem z Walk The Moon i pociągnęłam zdumionego Liama na parkiet. Zaczęliśmy razem tańczyć, wypiliśmy wspólnie jedną kolejkę, koło nas znaleźli się Harry, Louis i El...
I potem urwał mi się film.

~~*~~

Z trudem otworzyłam oczy i przeklęłam tego, kto nie zasłonił okien. Mocne słońce wdzierało się do pokoju, topiąc moje biedne oczy.
Bolała mnie głowa. Bolały mnie nogi. Bolał mnie brzuch. Wszystko mi pulsowało. Świat wirował. I było mi niedobrze.
Z trudem opanowując wymioty, podniosłam powieki i przeklęłam na głos. Auuu... Było tyle nie pić. Okej, próbujemy jeszcze raz. Lewa powieka w górę... Nie rzygaj, jeszcze nie teraz... Prawa powieka w górę... Jeszcze sekundkę... Przysłaniając oczy ręką, usiadłam w miarę prosto. O, ktoś mnie rozebrał z sukienki. Dzięki ci, dobry człowieku. Ciekawe, jak tu się znalazłam... Rozejrzałam się po pokoju i ze zdumieniem stwierdziłam, że już tu kiedyś byłam. Popatrzyłam w bok i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. O Boże. My... Ja... On... Cholera, znam te tatuaże!
-Co tu się, do cholery, jasnej, dzieje?!- Wrzasnęłam na cały głos, a postać leżąca na brzegu łóżka plecami do mnie na dźwięk mojego głosu podskoczyła nerwowo i spadła na podłogę. Rozległ się głuchy łomot, a zaraz po nim jęk bólu. Z podłogi podniosła się rozczochrana głowa.
-Harry?!!!




________________________________________________
Jak wam się podobało wesele Elounor? Ja żałuję, że mnie tam osobiście nie było xD
Hehe, tak wiem, za zakończenie mnie wręcz uwielbiacie ^^

W ten weekend zajmę się organizacją "Dance...". Po niedzieli możecie czekać na info o prologu ;)

Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, obserwacje, komentarze, za wszystko! I chyba zapomniałam ostatnim razem, więc piszę to teraz: WESOŁYCH WAKACJI ;***

Jestem padnięta. Dobranoc, misie ^^

Kocham Was bardzo <3
Roxanne xD