-Nie, nie robię sobie jaj.- Odpowiedziała stanowczo Gaba.- A ty, jako lekarz powinnaś zauważyć, że te wszystkie twoje pseudobiałaczkowe objawy to objawy ciąży!
-Ale ja... Ale to się pojawiło dopiero teraz!- Zawołałam rozpaczliwie.
-A kiedy zaszłaś?
-Gabriela!
-O Jezu, pytam jak lekarz, kiedy ostatnio była możliwość, że zaszłaś w ciążę? Kiedy ostatnio uprawiałaś seks?- Bo bardziej wprost to się nie dało.
-Kwiecień.- Mruknęłam pod nosem.- Początek kwietnia. O cholera!- Nagle mnie olśniło. No jasne!
-Co jest?
-W moje urodziny. Trzeciego kwietnia, wtedy się nie zabezpieczyliśmy. Jestem pewna.
-No widzisz. To teraz leć do apteki, kup test, a najlepiej dwa i załatw ginekologa. Ja ci się już nie przydam, poza tym za minutę mój kurczak poleci do obiadowego nieba, jak się nie rozłączę.
-Okej, już ci nie przeszkadzam...- Wyłączyłam telefon i oparłam się o pralkę.
Jasny gwint. Jestem w ciąży. Najprawdopodobniej jestem w ciąży. Położyłam rękę na brzuchu. Był twardy, to się czuło, ale na zewnątrz nic nie było widać.Wsunęłam dłoń pod bluzkę i przejechałam ręką po miejscu, w którym być może za parę miesięcy będzie widać brzuszek. O matko. I co teraz? Znaczy jasne, nie wiadomo, czy to w ogóle prawda, ale jeśli? Mam... Mam być samotną matką? Liam jest ojcem. Nie pójdę do niego, żeby wyżebrać alimenty.
-Nattie, żyjesz czy kibel cię wessał?- Wrzasnął z pokoju Nialler. Podniosłam się na nogi i wyszłam z łazienki do pokoju.
-O, wreszcie! Zaraz będzie widać oczepiny!- Nika poklepała miejsce obok siebie na kanapie. Skinęłam machinalnie głową i usiadłam obok niej. W głowie miałam istną karuzelę myśli...
-Ale wy ładnie razem wyglądaliście.- Powiedział Horan z uśmiechem, gdy na ekranie telewizora pojawiłam się ja z Liamem, tuż przed naszym wspólnym tangiem.
-Jestem chyba w ciąży.- Wypaliłam w odpowiedzi. Nika zakrztusiła się przełykanym właśnie chipsem.
-O Jezu... Co?!- Wychrypiała. Niall zabrał jej pilota i zastopował odtwarzanie.
-Zadzwoniłam do Gabrysi. Powiedziała, że to nie jest żaden nawrót, tylko ja jestem w ciąży.- Powtórzyłam dokładnie. Niallowi oczy mało nie wyleciały z orbit.
-Ale jak?- Zapytał zdumiony. Wywróciłam oczami.
-Nie będę wam tłumaczyła, jak się robi dzieci, sami umiecie to zrobić w praktyce!- Warknęłam i zamknęłam oczy.- Co ja mam zrobić?- Jęknęłam płaczliwie.
-Na początek zrobić test. Nie masz chyba pewności, prawda?- Nika odzyskała równowagę.- A potem... Powiedzieć Liamowi.
Popatrzyłam na telewizor, na którym akurat było zbliżenie nas obojga, tańczących z pasją tango. Powiedzieć Liamowi?!
~~*~~
-Co mi tu siostra daje do podpisu?!- Zza drzwi słychać było wzburzony głos profesora.- To jakieś wyssane z palca stare metody! Kto normalny jeszcze robi takie badania?!
Za chwilę z pokoju wybiegła pielęgniarka i popędziła w stronę dyżurki, nie obdarzając mnie ani jednym spojrzeniem. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
-Czego znowu?!- Żywotny staruszek, nie ma co. Prawdziwy chirurg. Zajrzałam do środka.
-Można, panie profesorze?- Zapytałam nieśmiało. Podniósł gwałtownie głowę i z nachmurzonego zmienił się na łagodnego i uśmiechniętego koordynatora mojego stażu.
-Pani Maj, witam! Proszę, niech pani wejdzie!- Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na wskazanym krześle.- Bardzo się cieszę, że zaczyna pani u mnie staż. Nie mogłem się doczekać, była pani moją najlepszą studentką, a teraz liczę, że wykaże się pani na oddziale.
-Ja też nie mogę się doczekać. Chirurgia to chyba moja ulubiona specjalizacja medycyny.- Nie ma to jak się podlizać...
-O, to, to! Wspaniale! W takim razie nie będziemy się rozdrabniać, od razu rzucam panią na głęboką wodę!- Mój wcześniejszy entuzjazm chyba lekko ostygł.
-Głęboką wodę?- Powtórzyłam niepewnie.
-Za dwadzieścia minut mam operację i będzie mi pani asystować. I niech pani nie myśli, że to będzie zwykłe trzymanie haków! Zrobi pani kilka rzeczy pod moje dyktando, a potem pozna się pani z personelem, pacjentami, kartami chorób, raportami z zabiegów i tak dalej. Od jutra dostanie pani już własnych pacjentów. Do operacji nie mogę pani dopuścić samej, zawsze będzie pani towarzyszył starszy doktor, ale zalecenia wypisuje pani sama. Namówię moich kolegów z węższych specjalizacji, żeby brali panią do bardziej skomplikowanych zabiegów. O, chyba w czwartek neurochirurg, doktor Sheldon, operuje guza mózgu... Dopiszę panią w grafiku. Resztę omówimy po operacji, bo teraz musimy iść się umyć. Za mną!- Zakrzyknął gromko na zakończenie swojej tyrady i wymaszerował z gabinetu.
Słuchałam go w osłupieniu, próbując zapamiętać jak najwięcej, a kiedy ruszył korytarzem, podreptałam czym prędzej za nim.
-Panie profesorze!- Odwrócił głowę w moją stronę.
-Słucham, jakieś pytania?
-Jedno maleńkie.- Dogoniłam go.- Jaki teraz będzie zabieg?
-Ach, nie powiedziałem? Cholecystektomia.
Aha. Okej, usunięcie pęcherzyka żółciowego. W teorii wiem, o co chodzi. Będzie dobrze, Nat. Wszystko będzie dobrze.
Weszliśmy na blok operacyjny i przeszliśmy do łazienki chirurgów. Założyłam ochronne ubranie, wyszorowałam ręce aż do łokci, zdezynfekowałam, naciągnęłam rękawiczki, czepek i maskę na twarz. Włosy na szczęście miałam upięte w koczek. Wyszłam z przebieralni i skierowałam się na salę operacyjną numer sześć. Profesor stał już koło instrumentariuszki i o czymś z nią dyskutował.
-Już pani jest, w takim razie doktor Holden, anestezjolog, może zacząć usypianie pacjenta.- Oznajmił profesor.
-Dzień dobry, panie doktorze.- Przywitałam się z Holdenem, którego kojarzyłam z ćwiczeń na uczelni.
-Witam. Zaczynamy. Siostro, maska.- Wziął od pielęgniarki maskę podłączoną do zbiorników z gazami i położył tuż obok prawej ręki. Nabrał w strzykawkę środka znieczulającego i wstrzyknął go do wenflonu. Mężczyzna, na oko około pięćdziesiątki, z zaawansowaną żółtaczką, przez chwilę rozglądał się panicznym wzrokiem po sali. Na prośbę lekarza zaczął odliczanie do dwudziestu. Odpłynął już przy siódemce. Holden wziął rurkę dotchawiczą i odginając język, wprowadził ją przez gardło do tchawicy, żeby umożliwić pacjentowi oddychanie przy zwiotczałych mięśniach. Po podłączeniu do respiratora, klatka piersiowa mężczyzny uniosła się, a za sekundę opadła, pokazując, że podjęta została sztuczna próba oddychania. Następnie Holden założył facetowi na twarz maskę i uregulował poziom napływających gazów. Od tej pory mężczyzna był niemal bezbronny, zdany tylko na nas. Oddychał za niego respirator, leki podawane były dożylnie przez wenflon lub do kroplówki, maska transportowała usypiające gazy, a skalpel w ręku profesora właśnie zbliżał się do skóry brzucha.
-Ale chwila, siostro, może jakąś muzykę do lepszej pracy?- Uniosłam brwi i mimowolnie uśmiechnęłam się pod maską. Chyba profesor też lubi posłuchać dobrej muzyki... Zmieniłam zdanie, kiedy z maleńkiego głośniczka popłynęły dźwięki "Jeziora Łabędziego" Czajkowskiego. Aha, czyli profesor to wielbiciel klasyki... Eh, no dobra.
-Pani Natalio, proszę wziąć wzierniki. Będzie pani potem nimi operować po wprowadzeniu ich do jamy brzusznej pacjenta.
O Boże.
Wyszłam z sali operacyjnej cała zlana zimnym potem, zestresowana jak nigdy. Operacja się udała, pacjent przeżył, a mi nawet bardzo nie trzęsły się ręce... I zostałam pochwalona za kompetencję. Gdy profesor wiedział, co działo się w mojej głowie, kiedy mikroskalpelem na końcu wziernika nacinałam pęcherzyk. Gdyby kiedyś profesor miał wgląd w moje myśli, jak w "Niezgodnej", to chyba padłby na zawał, że powierzył swoich pacjentów tak niestabilnej lekarce.
Zdjęłam ochronne ubranie i od razu wywaliłam je do pojemnika. Wolałam nie patrzeć na te plamy potu pod pachami i na plecach. Przebrałam się szybko i znowu umyłam ręce. Teraz już rozumiałam tę obsesję chirurgów na punkcie mycia rąk. Po operacji nie chodzi o to, żeby zmyć te zarazki, chodzi o to, żeby pozbyć się okropnego zapachu ludzkich wnętrzności i złudzenia, że na rękach zostały jakieś drobinki tkanki tłuszczowej lub powięzi. Brrr.
Resztę zmiany spędziłam na miniobchodzie sal z oddziałową i profesorem. Robiłam notatki, czytałam karty, zadawałam miliardy pytań, udzielałam tysiąca odpowiedzi i kiedy wybiła godzina piętnasta, wreszcie poczułam się tam w miarę dobrze. Czyli prawie tak, jak na SOR-ze, z którym zdążyłam się zżyć przez ten miesiąc. Wyszłam ze szpitala pełna nadziei, że jutro mniej się zestresuję i pójdzie mi sto razy lepiej. Nie to, że jutro miałam już dostać swoich pacjentów.
Ale teraz czekało mnie coś znacznie gorszego. Zamiast pójść spacerkiem do domu i zjeść pierogi, które przez tatę podesłała mi mama i ciotka, musiałam gnać do apteki po test ciążowy. I to nie jeden. I im bliżej apteki byłam, tym bardziej chciałam zawrócić i machnąć na to wszystko ręką. Niestety, nieustępujące mdłości nie pozwoliłyby mi o tym zapomnieć. Zagryzłam wargi i popchnęłam drzwi apteki.
Miałam wrażenie, że wszyscy przewiercali mnie wzrokiem. Chyba każdy patrzył w tej aptece tylko na mnie, jakbym była piękną reklamą najskuteczniejszego środka na przeczyszczenie. Spuściłam głowę, żeby nie widzieć tych potępiających mnie spojrzeń. Tak, proszę państwa, panie i panowie, być może zaszłam w ciążę! I co wam do tego?! Nagle mnie olśniło. O rany, przecież połowa ludzi tutaj kojarzy mnie z gazet i internetu! Nie, nie, nie, nie, nie! Teraz to dopiero będzie sensacja, była dziewczyna Liama Payne z One Direction zaszła w ciążę. To jeszcze gorzej, już chyba wolałabym te pełne potępienia spojrzenia starszych pań.
Nadeszła moja kolej. Stanęłam przed okienkiem i niepewnie odchrząknęłam.
-Czym mogę służyć?- Zapytała uprzejmie młoda farmaceutka.
-Poproszę test ciążowy. A najlepiej kilka. Po jednym z każdej firmy.- Wyrecytowałam przygotowaną formułkę. Czy tylko mi się zdaje, czy stojący za mną ludzie aż wzięli głęboki, pełen potępienia wdech, gdy usłyszeli, co kupuję?
-Po jednym z każdej? Jeden powinien wystarczyć.- Zdziwiła się kobieta.
-Tak, z każdej. Wolę mieć pewność.- Skinęła głową i podeszła do szafki obok. Chwilę tam poszperała i wyjęła cztery prostokątne pudełeczka.
-Proszę bardzo. Czterdzieści sześć funtów i siedemdziesiąt osiem pensów.- Zapłaciłam kartą i czym prędzej się stamtąd ulotniłam.
Zerknęłam do środka białej reklamówki z testami. Cztery... Starczy? Idiotko, już jeden by starczył, nie wiesz?
Mimo to pobiegłam do Bootsa po kolejne. Znalazłam jeszcze trzy różnych firm i dla pewności wzięłam po dwa. Okej. Mam dziesięć testów, mogę sprawdzać. Wróciłam ekspresowo do domu i zadzwoniłam do Niki.
-Mam.- Powiedziałam, rozkładając przed sobą równiutko pudełka. Zaczęłam się denerwować.
-Dobra, ja właśnie skończyłam. Zostawię tylko protokoły i fartuch w domu, i zaraz do ciebie przyjadę, okej?
-Okej.- Rozłączyłam się i zagryzłam wargę. To robimy. Szkoda wielka, że akurat nie chciało mi się sikać!
Dzwonek zadzwonił do drzwi, kiedy było już po wszystkim. Z włączonym stoperem obgryzałam paznokcie, wgapiając się w odwrócone do góry nogami testy.
-Otwarte!- Wrzasnęłam, ciągle hipnotyzując stół oczami. Do pokoju weszła Nika i... Perrie?
-Pomyślałam, że przyda ci się wsparcie osoby, która już przez to przechodziła.- Posłała mi uśmiech Dominika i usiadła na dywanie obok stołu.- Ile jeszcze?
-Dwie minuty.- Mruknęłam.
-Matko, Nattie, wykupiłaś roczny arsenał?- Zaśmiała się Perrie, siadając koło mnie na kanapie.- Więcej już nie mieli?
-Chcę mieć pewność.- Powiedziałam, zerkając znów na stoper. Minuta i siedemnaście sekund.
-Będziesz miała po dwóch, ale skoro chcesz... Ja byłam tak zestresowana, że sama zrobiłam pięć. Jeden był negatywny, więc już nie miałam pewności, ale kiedy poszłam do lekarza, wszystko się wyjaśniło. Właśnie, masz już wizytę?
-Zadzwoniłam do Andie i umówiła mnie ze swoją znajomą. Na jutro po południu. Pójdziecie ze mną?
-Nie mogę.- Potrząsnęła głową Pezz.- Mam jutro wywiad w BBC z dziewczynami od szesnastej do dziewiętnastej.
-Ale ja z tobą pójdę.- Nika zaczęła szperać w swoim telefonie.- Uch, nie mogę tego czekania!- Włączyła "I Wanna Go!".- Ile jeszcze?
-Trzydzieści sekund.
Siedziałyśmy w milczeniu, wpatrując się w rozłożone testy. Gdy zapiszczał mój telefon, żadna z nas się nie ruszyła. Popatrzyłyśmy po sobie.
-Nie dam rady.- Jęknęłam i schowałam głowę w poduszce.- Wy sprawdźcie!
Po chwili ciszy obie poruszyły się i zaczęły odwracać testy, jeden za drugim. Kiedy skończyły, Perrie odchrząknęła.
-No, Nattie.- Poklepała mnie po ramieniu.- Wygląda na to, że za parę miesięcy urodzisz dziecko.
Odsunęłam poduszkę do twarzy i rzuciłam się do stołu. Wszystkie testy jak jeden mąż pokazywały dwie kreski.
-Jasna cholera.- Zaklęłam na głos. Klapnęłam z powrotem na kanapę i spróbowałam to sobie przyswoić. Jestem matką. Nie, to nierealne. Urodzę dziecko. Jeszcze bardziej nierealne.
-Gratulacje!- Obie rzuciły się na mnie z uściskami.
-Boże, to takie niesamowite, Nattie, będę ciocią!- Pisnęła Perrie.
-A ja ciocią drugi raz, ale kij! Musisz powiedzieć to Liamowi!
Podniosłam głowę i spojrzałam z przerażeniem na Nikę. Nie! NIE! Nie mogę! Nie mam zamiaru iść do niego i wracać do niego z powodu ciąży! Nie chcę się z nim kontaktować, wystarczająco dużo kosztowało mnie to wesele, na którym zrobiłam z siebie totalne pośmiewisko i prawie go zwyzywałam na całą salę.
-Najpierw pójdę do lekarza. Może te testy się mylą.- Powiedziałam z pozornym spokojem.- A potem dopiero zdecyduję, co będę robić.
Żeby to tylko było takie proste!
~~*~~
Denerwowałam się. Masakrycznie się denerwowałam. Po rozmowie z Niką i Perrie wciąż miałam wątpliwości, czy powiedzieć Liamowi, czy nie. Bałam się, że zachowam się jak wyzyskiwaczka że on pomyśli, że w końcu stałam się tak zachłanna, jak mnie kiedyś opisywały brukowce. Media... Jak to dobrze, że jestem lekarzem i moja wizyta w przychodni nie budzi sensacji. W końcu to jakby moje miejsce pracy, zawsze będę mogła powiedzieć, że mam jakieś praktyki czy coś... Ale kiedy ciąża będzie widoczna, to te hieny od razu to wyłapią, zmierzą na zdjęciu długość i szerokość mojego brzucha i na tej podstawie policzą wstecz co do minuty, kiedy zaszłam.
-Nie denerwuj się tak, w twoim stanie to niewskazane.
-Nika, moje życie to ciągłe pasmo stresu. Zwłaszcza ostatnio. Do tego jeszcze piłam alkohol! Ja chyba nigdy sobie nie wybaczę, jeśli moje dziecko nie będzie w pełni zdrowe!
-Wypluj to natychmiast.- Powiedziała surowo Dominika.- Wszystko będzie dobrze i nic ci nie wykryją. Nie to, co wczoraj u mnie w pracy. Dostaliśmy do przebadania na obecność sterydów próbki moczu i krwi od jakiegoś sportowca. Gościo chyba był oskarżony o stosowanie dopalaczy. Niby wszystko było super, ale coś mi się nie zgadzało. Wzięłam jeszcze jedną próbkę, mimo że wykorzystałam już materiał, który przydzielił mi kierownik laboratorium, wlałam to do probówki, dodałam odczynników z chłodni, których nie mieliśmy używać do tego badania, wymieszałam z tym i z tamtym, zrobiłam analizę ilościową pod aparatem i co się okazało? Okazało się, że facet miał hiper wysoki poziom erytropoetyny. Z takim EPO mógłby łazić miesiącami po Himalajach, tyle by to tlenu związało. Poszłam do głównego speca od laboratorium i pokazałam, co mi wyszło, a on od razu zgłosił to policji. Okazało się, że kierownik naszego oddziału zmówił się z managerem tego sportsman'a, żeby zbadać go na podstawowe rzeczy, bez szczegółowych badań. Zamierzali dać komisji potwierdzenie, że badania się odbyły i facet dalej by biegał i skakał na zawodach, zdobywał nagrody, a tak przymkną go za oszustwo. Niall był zrozpaczony, gdy się dowiedział, podobno bardzo faceta cenił... Słuchasz mnie?
-Taaa.- Jasne, że nie.
-Już to widzę. Nattie, będzie okej. Ja dla ciebie innej opcji nie widzę.
-Maj Natalia!- Z gabinetu wyszła blondwłosa lekarka polecona mi przez Andie.- Zapraszam do gabinetu.
Weszłam do gabinetu na nogach jak z waty. Nieśmiało przycupnęłam na brzeżku fotela. Doktor Sheila Carter zajęła miejsce za biurkiem.
-Jak mogę pani pomóc?- Zapytała z uśmiechem.
-Cóż, prawdopodobnie jestem w ciąży.- Opowiedziałam cicho. Cały czas to dziwnie brzmiało w moich uszach.
-Rozumiem. Robiła pani test i wynik był pozytywny?
-Nawet dziesięć.- Mruknęłam. Kobieta parsknęła śmiechem.
-Ostrożności nigdy za wiele, tak? No dobrze, objawy też na to wskazują?
-Właściwie to objawy zaczęły się tydzień temu od... ekhem, kaca po weselu. Gdybym wiedziała, że jestem w ciąży...
-Spokojnie, zaraz wszystko sprawdzimy.
-Tak, ale układ nerwowy płodu rozwija się w tym okresie i...
-Studiuje pani biologię?- Zmarszczyła brwi.
-Jestem lekarzem na stażu.- Wyjaśniłam swoją zbyt wielką wiedzę.
-Aha, koleżanka po fachu? W takim razie mówmy sobie po imieniu. Sheila.
-Natalia.- W sumie tak lepiej, atmosfera zrobiła się jakby trochę lżejsza.
-Okej, wróćmy do objawów.- Przysunęła do siebie laptopa i zaczęła coś pisać z zawrotną prędkością.- Mdłości, nudności, zawroty głowy, wymioty?
-Wszystko mam. Mdłości nie tylko rano, mogę też wymiotować w środku dnia. Ale to zaczęło się od tamtego kaca, wcześniej nie.
-Nie u każdego ciąża rozwija się objawowo, ty widocznie potrzebowałaś bodźca. Znam kobiety, które przychodziły do mnie po USG u zwykłego internisty, a były w siódmym miesiącu ciąży. Podejrzewały po prostu, że mają problemy z wątrobą, nerkami, bo sporo przytyły, a tu niespodzianka! Ciąża. Wracając do ciebie, kiedy prawdopodobnie doszło do zapłodnienia?
-Na początku kwietnia, chyba trzeciego.
-Dokładna ta data.- Czyżbym znowu ją zadziwiła?
-Powiedzmy, że to był urodzinowy prezent.- Mruknęłam zaczerwieniona.
-Aha, czyli płód prawdopodobnie ma równiutko trzy miesiące.- Popatrzyłam za nią na kalendarz. Faktycznie, dziś trzeci lipca.
-Okej. Alkohol, papierosy, inne używki?
-Alkohol okazyjnie, raczej rzadko. Tylko w poprzednią sobotę przesadziłam. Codziennie piję jedną, dwie, nawet trzy kawy, papierosów nie palę. Tyle.
-Stres?
-Aż nadto.- Uzbierałaby się lista stąd na Hawaje.
-Choroby przewlekłe, wrodzone?
-Osiem lat temu zachorowałam na białaczkę. Ostra przewlekła białaczka szpikowa. Pięć lat temu miałam robiony przeszczep szpiku, który się przyjął i wszystko wróciło do normy.
-Mama mojej znajomej niedawno zachorowała na białaczkę, tylko że limfoblastyczną.- Spochmurniała Sheila.- Od razu kazałam Sue zarejestrować ją w bazie fundacji tego zespołu muzycznego... Zaraz! Tak mi się wydawało, że cię kojarzę, byłaś na plakacie!- Aż podskoczyła za biurkiem.
-Moi przyjaciele ją założyli, kiedy się dowiedzieli.- Przyznałam się.
-Jeżeli Sue znajdzie dla mamy dawcę, to będę za darmo prowadziła wszystkie twoje ciąże, obiecuję.- Przyrzekła solennie. Uśmiechnęłam się do niej.
-Zarejestrowanych jest dużo, na pewno znajdzie się dawca.- Trochę puste te słowa, sama wiedziałam, jak ciężko jest znaleźć "pewnego" dawcę.
-Okej, nie po to tu przyszłaś. Podejrzewasz, że dziecko zostało poczęte na początku kwietnia. Teraz jest lipiec, płód ma trzy miesiące i już niedługo będzie coś widać z zewnątrz. A teraz zapraszam na kozetkę.- Wskazała ręką zieloną leżankę pokrytą jednorazowymi ręcznikami. Wstałam z fotela i ostrożnie się położyłam.- Spokojnie. Na tym etapie USG dopochwowe chyba nie będzie konieczne, zrobimy najpierw zwykłe, żeby się upewnić.- Podeszła do mnie i usiadła na obrotowym stołeczku przed monitorem. Podsunęłam bluzkę do góry. Sheila wzięła sondę, nalała na jej końcówkę żelu, kliknęła coś na klawiaturze i przyłożyła głowicę do mojego brzucha. Jezu, jakie to zimne!
-Jest.
Zaraz zapomniałam, że było mi zimno. Podniosłam głowę, by spojrzeć na monitor. Lekarka przesunęła go tak, żebym widziała wyraźnie i dwukrotnie powiększyła obraz. Na tle szarych cieni odcinała się jaśniejsza główka z delikatnie zaznaczonymi na ciemniejszy odcień powiekami i noskiem. Łzy napłynęły mi do oczu. A jednak. Rozwija się we mnie nowe życie.
-O, tu jest rączka. Ma już wykształcone paluszki.- Przyjrzałam się uważnie. Faktycznie... Zaraz...
-Czy ono mi pomachało?- Zapytałam oszołomiona. Sheila parsknęła śmiechem.
-Wiesz, że to możliwe? Trzymiesięczny płód umie już prostować i zginać palce, więc być może ci pomachał. Zerknijmy teraz na narządy wewnętrzne. Jego skóra jest jeszcze przezroczysta, możemy wszystko zobaczyć... O, widać serce.- Wskazała na jasną plamkę.- Sprawdźmy, jak pracuje.- Kliknęła w parę przycisków i w sali rozległ się dźwięk bijącego serca. Ale chwila...
-To nie brzmi jak prawidłowy rytm!- Zaczęłam panikować.- Słychać jakieś echa! Ma arytmię? Niedomykalność zastawki? Tetralogię Fallota? O Boże, to na pewno przez ten alkohol...- Jestem wyrodną matką. Przeze mnie dziecko będzie chore. Sheila przesunęła sondą po moim brzuchu i spokojnie odparła:
-Ma siostrę lub brata.
-Co?- Opadła mi szczęka.
-Tak mi się wydawało, że te cienie w tle wyglądają jak drugi płód. Chciałam tylko wcześniej sprawdzić do końca to dziecko. Gratuluję, Natalio. Będziesz miała bliźniaki.
Kontynuowała badanie, wskazując mi łożysko, obie pępowiny, widoczne części ciała, stwierdziła, że na pierwszy rzut oka będą to bliźnięta jednojajowe, ale ja jej prawie nie słuchałam. Byłam w ciężkim szoku, obserwowałam oba maluchy na szarym ekranie z niedowierzaniem. Wyszłam z gabinetu z receptami, skierowaniami na wszystkie możliwe badania i pięcioma fotkami moich dzieci z ich pierwszej sesji zdjęciowej. Moje dzieci... Jezu, jak to dziwacznie brzmi...
-I co?- Zapytała zniecierpliwiona Nika, odsuwając od ucha telefon.- Poczekaj, Niall też chce się dowiedzieć.- Kliknęła na głośnik.- Dobra, misiek, jesteś na głośnomówiącym. Nattie, mów.
-A możemy pogadać w aucie?- Zapytałam błagalnie. Nie chciałam robić sensacji na korytarzu przychodni, gdzie każdy w moich oczach mógł podsłuchać i donieść prasie.
-Uch, no dobra.- Nika wywróciła oczami i wstała z krzesła.
-Ale się nie rozłączaj.- Niall przypomniał o swojej obecności.- I streszczajcie się, zaraz mamy nagranie do iHeart, wypuszczamy wreszcie "Addicted".
-Wiem, wiem. Od razu włączę radio.- Wsiadłyśmy do samochodu Niki i włączyłyśmy klimatyzację. Co za upał.- Dobra, Natalia, jesteś w ciąży czy nie?
-Będą bliźniaki.- Odpowiedziałam.
Po chwili ciszy w samochodzie i w telefonie wybuchł tajfun radości. Nika ze szczęścia wyrżnęła kolanami o kierownicę i włączyła przypadkowo klakson, płosząc jakiegoś Bogu ducha winnego przechodnia.
-Lecę powiedzieć chłopakom!- Wrzasnął uradowany Nialler.
-Nie!- Przeraziłam się.- Nikomu nie mów, Horan! A zwłaszcza Liamowi! Bo już nigdy się do ciebie nie odezwę!
-Ale Natalia, on powinien się dowiedzieć pierwszy...
-Dominika, nie! Sama powiem reszcie w odpowiednim czasie. A Liam na razie nie musi wiedzieć. Wystarczająco już namieszaliśmy, niech sobie układa życie z Sophią, a ja sobie poradzę sama. A teraz gdybyś mogła, to zawieź mnie do apteki. Muszę kupić kwas foliowy i inne tabletki.
-Jasne.- Mruknęła Nika.- Misiu, zobaczymy się w domu.
-Okej. Trzymaj się, Nattie. Kocham cię, skarbie.
-Ja ciebie też. Zaraz włączę iHeart.- Rozłączyła się i odpaliła silnik.
Wiedziałam doskonale, że była na mnie obrażona. Wyjeżdżając z parkingu, włączyła radio i trafiła akurat na wywiad chłopaków.
-...One Direction. Chłopaki, ogłosiliście przerwę, ale jednak dzisiaj wypuszczacie nowy singiel. Dlaczego?
-To, że mamy przerwę nie znaczy, że przestaliśmy pisać piosenki.- Odpowiedział Zayn.- Cały wolny czas poświęcamy na muzykę.
-Brakuje w waszym gronie Louisa. Jak tam jego miesiąc miodowy?
-Dzwonił przed wywiadem i twierdził, że wspaniale. Prawdopodobnie zmienią z Eleanor plany i zamiast spędzić cały miesiąc w wybranym miejscu, pojadą jeszcze gdzieś indziej.
-A możemy wiedzieć, gdzie teraz jest nasza młoda para?
-Niestety, to tajemnica.
-Dobrze, teraz pytanie do Nialla. Jak ci się układa w związku z Dominiką?
-Jest wspaniale. Mogę teraz oficjalnie ogłosić, że jesteśmy zaręczeni.- Po głosie można było poznać, że się uśmiecha. Zerknęłam na Nikę. Na jej ustach też błąkał się delikatny uśmiech.
-Wow! Gratuluję! Czyli co, wasz ślub będzie następny?
-Nie, na oczepinach wypadło na Liama, więc chyba on będzie pierwszy.- Zaśmiał się Horan. Na samą wzmiankę o Liamie zrzedła mi mina i ręka odruchowo powędrowała do brzucha.
-A kim będzie szczęśliwa wybranka?- Zapytał reporter.
-No, jak to kto, Natalia!- Wykrzyknął Harry. Przymknęłam oczy, żeby łzy nie spłynęły mi po policzkach.
-Czyżby szykował się wielki powrót Lattie?
-Na razie nie.- Odparł Liam. Nie potrafiłam odgadnąć po jego głosie, co w tej chwili czuł.
-Na gali BRITS powiedziałeś do kamer, że będziesz o nią walczył.
-Wiem i to podtrzymuję. Niestety, to nie jest takie proste. Wiem, że bez Natalii nie jestem tą samą osobą i potrzebuję jej.
-Gówno prawda!- Nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym płaczem.- Jak tak mnie potrzebujesz, to po cholerę leciałeś do innej?! Gdzie jesteś teraz?!
Nie słyszałam już dalszego ciągu rozmowy. Głośno szlochając, wczepiłam się w ramiona Niki, która zjechała na chodnik i mocno mnie przytuliła.
~~*~~
-Co? Stało się coś?- Zapytałam nieprzytomnie Noriakiego, który stał nade mną z nieodgadnioną miną.
-Odleciałaś tak, że nie słyszałaś ani dzwoniącego telefonu, ani włączonej na full muzyki.- Parsknął śmiechem.
-Dzwonił mój telefon?- Rozejrzałam się po kuchni. Włączone na cały regulator radio nadawało "Walking On Sunshine", a mój telefon był w ręce Kasaiego.
-Ta, masz nieodebrane od Liama.- Cofnęłam rękę jak oparzona.- Ty, co jest, Maj? Naćpałaś się czegoś? Powinnaś ryknąć na mnie za dotykanie twojej komórki, a potem wykasować to połączenie z satysfakcją. Masz gorączkę?- Zdziwiony przyłożył rękę do mojego czoła.- A teraz tę rękę powinnaś mi odgryźć.
-Daruj sobie.- Schowałam twarz w dłoniach, opierając łokcie na kuchennym stole.
-Okej... Chyba aż ci zrobię kawy na pobu...
-Nie!- Krzyknęłam groźnie.- Żadnej kawy!
Kasai popatrzył na mnie spod zmarszczonych brwi i odłożył puszkę w kawą na miejsce.
-Dobra.- Usiadł na drugim krześle.- Gadaj zaraz, o co chodzi. Łazisz jak struta, posłodziłaś grzybową zamiast ją posolić, odlatujesz na godziny i nawet tego nie zauważasz... Co z tobą, do cholery?
-Jestem w ciąży.- Wypaliłam. Przez chwilę siedział cicho i nad czymś intensywnie myślał.
-Okej, to tłumaczy twoje zachowanie. Co dalej?
-Nie jesteś wściekły czy coś?- Upewniłam się.
-A z jakiej paki miałbym być? To nie moje dziecko.
-Dzieci. To będą bliźniaki.- Poprawiłam go.
-Aha, no dobra. To nie będą moje dzieci, chyba że jesteś wiatropylna.
-Nie, nie jestem.- Nawet mnie to nie rozbawiło tak jak powinno.
-To kto jest ojcem?
-Domyśl się.- Wywróciłam oczami.
-Zakładam, że twój eks.
-Brawo, geniuszu, sto punktów wędruje do ciebie.
-Ależ dziękuję, zasłużyłem. Liam wie?- Dopytywał się. Pokręciłam głową.
-Nie i się nie dowie.
Wyraz twarzy Noriakiego momentalnie się zmienił z obojętnego i znudzonego na... wściekły? Otworzył szeroko oczy, zerwał się z krzesła i przeczesał nerwowo włosy palcami.
-Ciebie już do reszty popierdoliło? Nie chcesz mu powiedzieć?- Zapytał z pozornym spokojem.
-Nie. On ma teraz swoją Sophię, a ja nie chcę być tą trzecią, tą, która będzie żebrała o forsę na dzieci.
-Ale on jest ojcem, kurwa mać!- Wrzasnął Kasai na cały dom. Przestraszona podskoczyłam na krześle.- To jego dzieci! Do cholery, chcesz go pozbawić możliwości zobaczenia swoich dzieci?!
-Czemu cię to tak bulwersuje?- Zapytałam poirytowana i stanęłam na wprost niego.- To moja decyzja, moje dzieci i moje życie! Czemu się wtrącasz jak cała reszta?
-Bo jesteś totalną idiotką, kretynką, debilem!- Ryknął.- On jest ojcem!!! A jako ojciec nie powinien być rozdzielany z dziećmi! Co ty byś czuła, gdyby zabrali ci te dzieci?
-Wiesz co, skoro jestem taką idiotką, to może lepiej się wyprowadzę, żeby mój egoizm cię nie kuł w oczy!- Krzyknęłam, waląc ręką w stół.
-Przecież nie wyrzuciłbym nigdy z domu ciężarnej!!!- Patrzyliśmy na siebie w napięciu. Nagle Noriaki odwrócił się na pięcie i zamknął się w swoim pokoju.
Oparłam się bokiem o ścianę. Nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Znaczy jasne, wiedziałam, że ma trochę racji, wstawił się za Liamem i tak dalej, ale dlaczego podszedł do tego tak emocjonalnie? Coś się za tym kryło. Byłam tego pewna. Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w kierunku jego pokoju. Przed drzwiami zawahałam się, ale w końcu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Od razu to zauważyłam.
Pokój wyglądał normalnie, komputer, regały pełne medycznych książek, szafa z wypadającymi z niej ciuchami, ale nad łóżkiem wisiało zdjęcie. Nie byle jakie. Czarno-białe na całą ścianę, chyba drukowane na specjalne zamówienie. Przedstawiało Noriakiego z jakąś dziewczyną. Była piękna. Szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach, ciemne włosy, skośne oczy... A nad ich głowami, na białym tle był wypisany jakąś dziwną czcionką cytat. "If we only die once, I wanna die with you..." Od raz to rozpoznałam. One Republic "Something I Need", moja ulubiona piosenka tego zespołu.
Wpatrzona w zdjęcie nie zauważyłam siedzącego na podłodze obok łóżka Kasaiego.
-Miała na imię Michiyo.- Odezwał się, gdy oderwałam wzrok od zdjęcia. Usiadłam na łóżku, czekając na dalszy ciąg historii.- Znaliśmy się niemal od dzieciństwa, chyba nawet pamiętam, jak oboje lataliśmy w pieluchach. Razem chodziliśmy do szkoły, razem poszliśmy na studia. Chodziliśmy ze sobą, ja się jej oświadczyłem. Na drugim roku studiów zauważyłem, że coś było nie tak... Ona twierdziła, że wszystko było w porządku, ale chodziła taka przygaszona... W listopadzie popełniła samobójstwo. Powiesiła się w swoim ogrodzie na naszym ulubionym drzewie. Nie mogłem tego zrozumieć...- Załamał mu się głos. Położyłam rękę na jego ramieniu.- Na pogrzebie spotkałem jej rodziców. Zaczęli mnie obwiniać o jej śmierć. Nie wiedziałem, o co im chodziło, nigdy przecież bym jej nie skrzywdził, cierpiałem po jej śmierci chyba nawet bardziej niż oni. Okazało się, że... była w ciąży.- Otarł z policzka spływającą łzę.
-I dlatego się powiesiła?- Spytałam, siadając obok niego.
-Nie... oni... Oni zmusili ją do aborcji!- Zaczął płakać rozpaczliwie jak dziecko. Objęłam go ramieniem. Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić, żeby się uspokoił, byłam w totalnym szoku.- Ja... gdybym tylko wiedział... nie pozwoliłbym... na to... Oni... byli tacy... tradycyjni... nie wyobrażali sobie dziecka bez ślubu!- Wykrztusił, opierając głowę na moich kolanach i mocząc łzami zieloną spódnicę.
-Ćśśś...- Szeptałam, żeby go uciszyć. Pierwszy raz widziałam go w takiej rozsypce.
-Na trzecim roku wyjechałem z wymianą do Hiszpanii, a tam wykombinowałem, że będę studiować tutaj. Tam wszystko mi ją przypominało... Nie mogłem... Pozanosiłem papiery, kupiłem mieszkanie za forsę od rodziców i całkiem się od nich odciąłem...- Zaczęłam uspokajająco przesuwać ręką po jego plecach. Jego szloch powoli cichł, nie trząsł się już od tłumionego płaczu. Po dłuższej chwili odetchnął i wyprostował się.
-Nikomu tego nie powiedziałem, tylko tobie. Wiesz czemu?- Spojrzał na mnie czerwonymi, załzawionymi oczami. Skinęłam głową.
-Chyba wiem.
-Proszę cię, obiecaj mi, że mu powiesz zanim dojdzie do katastrofy.
-Nic się nie stanie...- Przerwał mi gwałtownie.
-Na wszelki wypadek, błagam!
-Obiecuję.
-Dziękuję.- Oparł się plecami o łóżko i przetarł twarz dłońmi.- Sorry za to przedstawienie, ale chyba za długo tłumiłem to w sobie.
-Nie ma sprawy.- Posłałam mu nikły uśmiech.
-Jutro już będę się na tobie wyżywał, przyrzekam.- Parsknęłam śmiechem. Za chwilę on mi zawtórował. Ciszę przerwał dopiero dzwonek mojego telefonu.
-Wiem, co obiecałam, ale jeśli to Liam, to nie zamierzam odbierać.- Uprzedziłam Noriakiego.- Do przekazania takiej wiadomości muszę się przygotować.
Pobiegłam do kuchni i wzięłam komórkę do ręki. Jake Hollister. Ścisnęłam mocno oparcie krzesła. Ma wiadomości o Moni?!
-Tak?- Odebrałam w ostatniej chwili, zaraz by się włączyła poczta głosowa.
-Cześć, Natalia. Prawdopodobnie trafiliśmy na ślad Flasha.
__________________________________________________
Kto się pisał na małe Payniątka? xD mam nadzieję, że rozdział jest okej, sprawdziłam po łebkach ;P
Przepraszam, że nie odpisałam na wasze komentarze, ale było to fizycznie niemożliwe, ponieważ mój internet... No, sami wiecie -.-
Dziękuję wam za wszystko, za obserwacje, za komentarze ;*** kolejny rozdział drugiego sierpnia, mam nadzieję, że dam radę coś napisać w trakcie tych wakacji :P
Za godzinkę, góra dwie będzie rozdział na "Dance..." :D
Adios, kochani, lecę się pakować! Chorwacjo, nadchodzę ^^
Buziaki <3
Roxanne xD