wtorek, 30 czerwca 2015

Część II: Rozdział 12

EDIT: "(Everything's) NOTHING'S gonna be alright..." oficjalnie zdobyło tytuł Blog Miesiąca: Maj!!!
Dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali, to wielkie wyróżnienie! Kocham Was bardzo <3


______________________________________________________

-I pięć, sześć, siedem, osiem!- Odliczyłam na głos i na mój znak El i Louis zaczęli tańczyć walca.- Dobrze, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, Louis, rama, raz, dwa, trzy, raz, dwa, prostuj plecy, dwa, trzy...
Nie, Tommo stanowczo nie mógł być uznany za króla parkietu. Zgłaszam sprzeciw, trzy razy nie. Jedyny plus był taki, że nie myliła mu się lewa z prawą, jak to było w przypadku weselnego tańca Zayna i Perrie. To znaczy, Pezz radziła sobie świetnie, Zayn... nie bardzo. Ale to Malik, wszem i wobec wiadomo, że tańczyć nie umie. Ale Louis? Z reguły szło mu dobrze...
-Okej, stop.- Wyłączyłam "Can You Feel The Love Tonight".- Jest w porządku, ale Louis, błagam cię, przestań się wygłupiać. Na swoim ślubie też będziesz robił takie miny do księdza?
-Może?- Wyszczerzył się jak debil, ale zaraz spoważniał.- Nattie, wiesz dobrze, że jak się denerwuję, to mam fazę na odpały. A im bliżej ślubu jesteśmy, tym większy jest stres.
-Chcesz powiedzieć, że...- Zaczęła groźnie Eleanor.
-Nic nie chcę powiedzieć, skarbie, kocham cię mocno, ale boję się, że w najważniejszym momencie zapomnę kwestii lub zeświruję.- Przytulił ją od tyłu i oparł brodę na jej ramieniu.
-Jakiej kwestii?- Zrzuciła z siebie jego ręce.- Przecież to nie jest jakieś przedstawienie! Co można pomylić w zdaniu "biorę ciebie, Eleanor, za żonę"?!
-Zawsze może powiedzieć "biorę siebie, Louisa, za żonę" albo pójść w Larry'ego i wyjdzie "biorę ciebie, Harry, za żonę".- Zażartowałam, wyjmując płytę z odtwarzacza.
-Jak tak zrobi, to go zamorduję.- Els zmierzyła narzeczonego lodowatym spojrzeniem.- Już teraz dostaję masę hejtów pod tytułem "Larry jest prawdziwy, a ty to zwykła przykrywka dla ich związku". Jaka, kurde, przykrywka zgodziłaby się na ślub?! Kiedyś już nie wytrzymam i zdzielę jedną z twoich fanek, a potem z satysfakcją pokażę jej środkowy palec, a obok niego obrączkę ślubną.
-I słusznie, kochanie. Nie daj się im. Ja wtedy, żeby utrzymać wizerunek super gwiazdy, zadzwonię po karetkę dla poszkodowanej fanki i będę trzymał ją za rękę, ale tak, żeby obczaiła też moją obrączkę.- Przytulił ją znowu, ale tym razem go nie odepchnęła, tylko parsknęła śmiechem.
-I tak trzymajcie.- Puściłam im oczko.- Ja się zmywam, bo nie chcę się spóźnić do pracy, ale pojutrze przyjadę na kolejną próbę. Aha, i jutro po pracy odbiorę sukienki druhen i garniaki drużbów. Dostarczę je wam na próbę. Kiedy przyjeżdża Fifa?- Zapytałam, zakładając na ramię torebkę.
-We wtorek.- Odpowiedziała Eleanor.
-Czyli za cztery dni... Okej, jak tylko przyjedzie, to zmiksujemy te dwie piosenki na wasz pierwszy taniec. I w ogóle sprawdzimy, czy to jest wykonalne. Dobra, to lecę, na razie!
-Dzięki, trzymaj się!- Odkrzyknął Louis, gdy pędziłam schodami na górę. Szybko, szybciutko, bo się spóźnię... Gdyby Louis nie tańczył dwiema lewymi nogami, to dałabym radę szybciej. Nagle zadzwonił mój telefon. Otworzyłam drzwi wejściowe łokciem, jednocześnie próbując wycisnąć z kieszeni rurek telefon.
-Halo?- Okej, a teraz pobawimy się w Sherlocka Holmesa, bo gdzie wsadziłam kluczyki...
-Hejo!- Obstawiam, że to Dani.- Masz dziś czas na studio?
-A X Factor się nie skończył?- Zdziwiłam się. Dalej mają dostępne studio?
-Tak, skończył się, ale trwają przygotowania do trasy po Anglii. To co, masz czas?
-Emm... Dopiero po dziewiętnastej. Mogę podjechać na dwudziestą. Wreszcie zatańczę coś normalnego, bo Louis i jego parodia walca to koszmar.
-El coś mi na ten temat mówiła. Spoko, to będziemy mogły się trochę powygłupiać. Ja akurat nie mam żadnych projektów do opracowania.
-Żadnych nowych układów?- Wreszcie! Są! Wsiadłam do samochodu i odłożyłam na bok torebkę.
-Nope. Nie jadę w trasę.
-A to czemu?- Zatrzymałam się w pół gestu. Była świetną tancerką, czemu jej nie wzięli?!
-Dostałam propozycję z Voxta Dance, żeby poprowadzić wakacyjny kurs hip hopu dla młodzieży. Chyba się zgodzę.
-Voxta? To ta mega dobra szkoła w Ealing?
-Nie tylko w Ealing, gdzieś jeszcze też ma filie. W każdym bądź razie jest na pewno ceniona. Okej, ktoś mnie woła. Pogadamy na treningu.
-No, ja też muszę się zbierać. Pa!- Rozłączyłam się i odpaliłam silnik.
Jakimś bliżej niezidentyfikowanym cudem udało mi się dojechać bez ani jednego postoju w korku. Zaparkowałam na swoim stałym miejscu i ruszyłam na podbój oddziału ratunkowego. Jeszcze półtora tygodnia i przejdę na chirurgię. Tylko półtora tygodnia...

~~*~~

-Nie, ja się absolutnie nie zgadzam! Proszę wezwać natychmiast wykwalifikowaną osobę!
-Przepraszam bardzo, ale ja jestem osobą wykwalifikowaną. Gdyby tak nie było, nie byłabym dziś na dyżurze, tylko dalej na studiach.
-Skoro jest pani świeżo po studiach, to jeszcze gorzej o pani świadczy! Ja chcę doświadczoną osobę! Mojej matki nie będzie leczył jakiś żółtodziób!
-Najwidoczniej osoby o większym doświadczeniu niż moje stwierdziły, że nadaję się do tej pracy, a teraz proszę mnie przepuścić! Muszę zbadać pańską matkę.
-Żądam, aby natychmiast wezwała pani swojego naczelnika!- To nie jest bank, człowieku, a ja nie jestem przedmiotem! Z całej siły starałam się nie złapać wpieniającego faceta i nie trzasnąć jego pustym, zakutym łbem o ścianę. Jego matka została przywieziona nieprzytomna, byłam jedynym lekarzem na oddziale, bo Ruth akurat miała przerwę, a ten... ten... to indywiduum blokowało mi dostęp do pacjentów!
-Jeszcze raz podniesie pan na mnie głos, a wezwę ochronę i pana wyprowadzą.- Zagroziłam.- Tutaj chorzy próbują wyzdrowieć, a pana wydzieranie się im nie pomoże.
-Zadzwoni pani po szefa, czy mam panią zaskarżyć?- Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do telefonu. Wykręciłam wewnętrzny numer.
-Anabell? Proszę, powiedz profesorowi, żeby natychmiast przyszedł na SOR, sprawa niecierpiąca zwłoki.
-Jasne, Nattie. Już go wołam.
-I nie można było tak od razu?- Popatrzył na mnie z satysfakcją. Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem. Typowy choleryk, jego spojrzenie mało nie podpaliło tego pomieszczenia, a na jego łysym czole dało się pewnie już usmażyć jajecznicę, taki był wściekły. Pewnie odziedziczył po mamusi nadciśnienie i skłonności do miażdżycy. Tylko patrzeć jak się wkurzy na swojego "naczelnika" i trafi do nas.
-Mogę teraz pójść do pacjentów?
-Poczekamy na pani przełożonego.
-Czekają na mnie pacjenci, do jasnej cholery!- Wzniosłam oczy do góry, prosząc, żeby ziemia pochłonęła tego człowieka.
-Nic im nie będzie. To nawet lepiej, pani im może jeszcze zaszkodzić.
-Przeciwnie.- Pogroziłam mu palcem.- To na pana spadnie odpowiedzialność, gdy któryś z nich nie otrzyma na czas pomocy.- I mimo jego protestów szybko go ominęłam i ruszyłam do sali chorych. Gość deptał mi po piętach i głośno wyklinał, na czym świat stoi. Ludzie, trzymajcie mnie. Tylko godzinka... Jeszcze godzinka...
-Co tu się dzieje?- Głos profesora był jak wybawienie.
-Ten pan nie pozwala mi w pełni zająć się pacjentami.- Wyjaśniłam szybko ukochanemu profesorowi całą sytuację. Staruszek spojrzał na czerwone indywiduum znad okularów.
-Jakiś problem?
-To ona jest problemem.- Nie wiedziałam, że da się poczerwienieć jeszcze bardziej. Fascynujące.- Nie pozwolę, żeby tak młoda osoba, prawdopodobnie świeżo po studiach, zajmowała się moją matką i innymi pacjentami. Nie ma takiego doświadczenia.
-Pani doktor ukończyła wszystkie stosowne kursy, aby leczyć pacjentów.- Oznajmił chłodno profesor.- Niepotrzebnie pan się denerwuje. Pani Natalio, proszę wracać do pracy.
-Ja was zaskarżę! Działacie na szkodę pacjentów!
-Proszę pana.- Profesor chyba skutecznie ostudził zapał gościa.- Jestem profesorem tego lekarza i wiem, że ukończyła studia z wyróżnieniem. Nie ma znaczenia fakt, że w tym roku. Jako ordynator chirurgii wprost nie mogę się doczekać, kiedy odbędzie staż na moim oddziale i zaręczam, że żaden pacjent się na nią nie skarżył. A pan, jeśli będzie zatrzymywał dyżurującego lekarza z takich idiotycznych powodów, może być wyproszony ze szpitala. Czy jest to jasne?- Facecik miał już coś odpowiedzieć, gdy nagle odezwał się głośnik na korytarzu.
-Zatrzymanie akcji serca na jedynce!- Zostawiłam profesora i awanturnika i popędziłam na ratunek. Wpadłam do sali razem z pielęgniarkami. Mamusia szanownego pana.
-Dajcie tu nową kroplówkę! Tę z adrenaliną! Defibrylator w pogotowiu!- Wydałam szybki rozkaz i zerwałam z niej prześcieradło. Siostry uwijały się koło mnie, gdy stetoskopem próbowałam wyczuć szmery płuc.
-Stop!- Uniosłam rękę, gdy kreska na EKG wróciła do normalnego stanu. Wystarczyło, żeby adrenalina dopłynęła do żył.- Przyjechała z omdleniem, asystolia była do przewidzenia. Miejcie w pogotowiu atropinę i adrenalinę, podłączcie ją na stałe do monitorów. To może się powtórzyć.
-Sytuacja opanowana?- Profesor stał w drzwiach i przyglądał się mojej pracy. Skinęłam głową.
-Bardzo szybko wróciła do poprzedniego stanu. To dobrze nie wróży.
-Widzi pan, gdyby nie szybka interwencja pani doktor, to pańska matka byłaby jedną nogą po tamtej stronie. A teraz... jest w porządku. Choć nie ukrywam, że w jej stanie można się spodziewać najgorszego...- Coś jeszcze tłumaczył czerwonemu facetowi (ciekawe, czy ten kolorek utrzymuje się przez cały czas), gdy wbiegła jedna z pielęgniarek.
-Pani doktor, wiozą nam nieprzytomną kobietę, stan po ukąszeniu pszczoły, uczulona na jad.
-Gdzie ugryziona?- Pospieszyłam za nią.
-Niestety, ale w podniebienie.
-Jasna cholera.
I tak w kółko przez okrągłą godzinę. Nowy pacjent, nowy wypadek, kolejne monotonne piszczenie EKG, jednorazowe przecięcie krtani, żeby kobieta mogła oddychać, poparzenie, metalowy drut wbity w oko... Nie, ja chcę już na chirurgię. Tam przynajmniej na salę operacyjną nie może wpaść czerwony synalek, który będzie protestował przeciwko podaniu matce glukozy lub adrenaliny.
Kiedy wreszcie wyszłam ze szpitala, czułam się jakby mnie przejechał walec drogowy. A sorry, może to była tylko betoniarka... Taa, raczej betoniarka, bo chyba wszystkie mięśnie miałam zesztywniałe od hamowania agresji. Miałam taką ochotę wyżyć się za tego gbura, a jednocześnie rozpłakać, bo ktoś po raz pierwszy tak chamsko podważał moje kompetencje. Jasne, może nie wyglądałam na osobę doświadczoną, ale bez kitu! Jeszcze nikogo nie uśmierciłam z powodu błędu lekarskiego!
Wsiadłam do samochodu i od razu pojechałam do studia X Factora. Gdzieś po bagażniku pałętały mi się adidasy i może Danielle znajdzie dla mnie jakiś dres do przebrania się z jeansów. Zaparkowałam pod budynkiem i szybko poleciałam do drzwi. Odreagować, odreagować, odreagować...
-Wow, szybka jesteś!- Danielle podniosła głowę znad laptopa.
-Jasne. Wiesz, że zrobię wszystko, żeby tylko się na czymś wyżyć.- Rzuciłam się na podłogę i zaczęłam rozpinać pasek od sandałów.
-Niech zgadnę. Dopiekli ci czymś w pracy?- Domyśliła się, podłączając kabel do kolumny.
-Bingo. Jakiś gościu stwierdził, że jestem żółtodziobem i nie pozwolił mi zbadać swojej matki. Dobrze, że przyszedł profesor, bo inaczej ta mamusia padłaby na zawał!
-Nie przejmuj się tym. Ludzie myślą powierzchownie i oceniają po pozorach, ale ci, którzy cię znają, wiedzą, ile jesteś warta.- Uśmiechnęła się do mnie. Uniosłam brwi.
-Za każdym razem, kiedy cię widzę, zadziwiasz mnie tym, jak bardzo zmieniłaś swoje nastawienie do mnie.
-Och proszę, możemy do tego nie wracać?- Jęknęła, przeczesując włosy palcami.- Było, minęło. Ja naprawdę nic do ciebie już nie mam. I na serio cię polubiłam. Przyjmijmy, że wcześniej to nie byłam ja tylko jakieś zombie, okej?
-Zombie Peazer?- Parsknęłam śmiechem.
-Daniellombie.- Zawtórowała mi dziewczyna. Od razu poczułam się lepiej. Śmiech to jednak najlepsze lekarstwo.
-Dobra, to co mamy na dziś?
-Niespodziankę.- Odwróciła laptop w moją stronę, żebym mogła zobaczyć ekran. Czy mój uśmiech mógłby być szerszy? No ba, że tak.
-Boże, laska, uwielbiam cię!- Pisnęłam na widok "Just Dance Vol. MAXXX". Ubisoft w marcu wypuściło najnowszą edycję "Just Dance", w której zgromadzono wszystkie piosenki z każdej, absolutnie każdej wersji tej popularnej gry. Wystarczyło założyć opaskę na prawą rękę, włączyć ją i po prostu tańczyć. Na moje nieszczęście gra, którą dostałam na urodziny, została w domu 1D.
-Proponuję zacząć od czegoś prostego na rozgrzewkę. "The Nights" Aviciego?
-Pewnie.
Włączyła piosenkę i ustawiłyśmy się do pojedynku tanecznego. Nareszcie. Taniec to dla mnie najlepsza metoda na odreagowanie. Bawiłyśmy się świetnie, najpierw się wygłupiając podczas "The Nights", a później rzucając sobie wyzwania, do której piosenki powinnyśmy zatańczyć.
-Dobra, to była masakra!- Próbowałam uspokoić napad śmiechu po nieudanej próbie zatańczenia do "Bitch, I'm Madonna".- Teraz dla ciebie! Czekaj... Mam! Szykuj się na Bollywood.
Włączyłam Danielle "Bounce" Iggy Azalei i usiadłam na podłodze, obserwując z uśmiechem, jak naśladuje ruchy postaci z gry. Była genialną tancerką. Sposób, w jaki się ruszała, każdy krok wykonany precyzyjnie... Zdecydowanie powinna wziąć tę pracę w szkole tańca. A potem, jeżeli się spełni moje marzenie pogadania z Beyonce (bo tego jeszcze nie dokonałam), to wkręcę ją do jakiegoś teledysku. Zrobię to. Wiem, że ona dostaje propozycje tego typu, ale zasługuje, żeby zabłysnąć na najwyższym szczeblu. Za to, co dla mnie teraz robi, chcę się odwdzięczyć najlepiej jak będę mogła.

~~*~~

Skończyłam kolejny dyżur. Jeszcze tylko jutro i będę wolna. Trzy dni do ślubu. No, trzy i pół dnia. Rozejrzałam się za Eleanor, która miała po mnie podjechać, ale nigdzie nie widziałam jej białego auta. No nie, Els! Już miałam wyjmować telefon, gdy usłyszałam znajomy głos.
-No, nie wierzę! Natka, starych kumpli nie poznajesz?!- Podniosłam powoli głowę i szeroko się uśmiechnęłam. Podbiegłam do przyjaciela i rzuciłam mu się na szyję.
-Fifa!- Wydarłam mu się do ucha.- Boże, nareszcie przyjechałeś!!!
-Dziewczyno, jak masz mnie uszkadzać, to błagam, nie uszy, bo dzięki nim zarabiam.- Roześmiał się i odsunął mnie na długość ramienia. Jak to dobrze było usłyszeć polski język zamiast ciągle tego angielskiego. Nawet z Niką rozmawiałam po angielsku, bo tak było wygodniej. Tylko rodzice... No, i teraz on.
-Właśnie, opowiadaj! Masz przecież warsztaty z Tiesto i Avicim, człowieku! Podbijasz Miami!
-Spokojnie, Natka. Chodź do samochodu, w drodze ci wszystko opowiem. Namówiłem Eleanor, że ja ciebie odbiorę i przy okazji zaczniemy miksować ich walca, bo jeszcze nie zrobiłem im tego mash up'a.
-Ty będziesz miksować.- Zaznaczyłam.- Ja już się nie bawię w DJ-a.
-Serio?- Popatrzył na mnie jak na wariatkę i odpalił silnik BMW.- Jeszcze ci nie przeszło? Przecież robiłaś jakieś remiksy z Liamem.- Westchnęłam ciężko.
-Po pierwsze, Liam to przeszłość. Po drugie, nie, nie przeszło. Czasem podpowiadałam Liamowi, co zmienić w piosence, co dodać, co odjąć, ale sama nie miksuję od pięciu lat.- Cholerny uraz po Marcinie.
-Najwyższa pora zapomnieć i zabrać się za to od nowa. Ale ja już cię rozruszam. Nie myślałaś chyba, że będę stał na weselu za konsolą przez dziesięć bitych godzin.
-Ty chciałeś, żebym cię zastąpiła?- Wytrzeszczyłam oczy.- Nie taka była umowa!
-A ktoś cię pyta o zdanie?- Uśmiechnął się złośliwie.- Natka, nie po to psułem swoją konsolę na uczeniu ciebie, żebyś teraz się na to wypięła.
-Foch. Nie lubię cię już.- Założyłam ręce na piersi i uniosłam brodę.
-Ty, popatrz! A tak się cieszyłaś, że przyjeżdżam.- Pokazał mi język. Ciągle tkwił w nim ten zwariowany dzieciak z krakowskiego liceum.
-Lepiej powiedz, czemu El się zgodziła na zmianę planów.- Płynnie przeszłam na inny temat. Zapomnij o konsoli, zapomnij o konsoli...
-Sprytne, ale jeszcze cię dorwę, Natka.- Szlag.- El powiedziała, że po prostu przeniesie próbę fryzur na jutro, zaraz po ustaleniu ostatnich szczegółów z hotelem, w którym organizujecie wieczór panieński.
-Kawalerski też.- Mruknęłam.- Chłopaki się uparli, że zrobią swoją imprezę dwa piętra wyżej. Chcą skontrolować, czy nie zaprosimy striptizerów.
-A zaprosicie?- Parsknął śmiechem.
-Nie, to miała być zwykła babska impreza. Els nie chciała organizować czegoś nie z tej planety. Wystarczy jej wielkie wesele. Będziemy my, Louise, Gemma, Lottie, Fizzy, Doniya, Waliyha, Safaa, Georgia, siostra Louisa od strony ojca, kilka koleżanek El z uczelni i w sumie tyle. A, jeszcze Leigh-Anne, Jesy i Jade z Little Mix. Starczy, na ślubie będzie ich dwadzieścia razy tyle.
-Szykuje się niezła feta. Gazety już o tym trąbią naokoło. Czytałem chyba nawet notkę w "Variety".
-Nom, będzie się działo.- Wysiedliśmy pod domem chłopaków i od razu weszliśmy do środka.
-Ale ja ci mówię, że tak! No, żałuj! Tak, nagrałam! Boże, jaka ja jestem dumna!- Poszłam za głosem Perrie i stanęłam na progu salonu. Podekscytowana blondynka stała na środku pomieszczenia i z uwielbieniem wpatrywała się w Shane'a, który na mój widok odepchnął się od kanapy i z bananem na twarzy zaczął iść w moją... Zaraz, chwila, moment, reset! On chodzi? On chodzi!
-Nattie, nauczył się chodzić!- Wrzasnęła radośnie Pezz, widząc mnie na progu.- Kochanie, pogadamy w domu, jak wrócisz. Tak, kamera włączona. No, kończcie już to nagranie. Ja ciebie też. Pa!- Odrzuciła telefon na kanapę i złapała synka na ręce.- Normalnie jestem taka szczęśliwa, jak nigdy! Wiesz, jaki to był szok, jak zobaczyłam, że drepcze w moją stronę? Zaraz klapnął na tyłek, ale potem się podniósł i dalej... Matko, przecież on jeszcze nie skończył roku! Znaczy, zostało mu parę dni, ale... Mam genialne dziecko!
-Wow, Shane... Jestem z ciebie dumna, dzieciaku!- Pocałowałam go w główkę.
-Rany, muszę zadzwonić do mamy! Ale najpierw zrobię mojemu małemu geniuszowi super podwieczorek, co ty na to, kochanie? Dużo twojego ulubionego deserku, cały wielki słoiczek...- Nadając jak szalona, Perrie zabrała Shane'a do kuchni, skąd wyszedł Filip z dwiema szklankami soku.
-No co?- Zapytał obronnie, widząc moje spojrzenie.- Miałem się czuć jak u siebie w domu, to się czuję. A teraz chodź na dół.
Poszłam za nim do muzycznego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
-Okej... Zapoznałem się już z konsolą, waszym wyposażeniem i ogólnie ze wszystkim, co tu macie i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.- Usiadł przy panelu i nałożył słuchawki. Popatrzył na mnie.- No, na co czekasz? Właź do tej dźwiękoszczelnej komory.
-Chwila. Nie każesz mi miksować? Nie przywiązujesz do konsoli?- Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego spode łba.
-Najpierw muszę cię rozkręcić.- Puścił mi oczko i wskazał głową na mały oszklony pokoik.- No, idź. Najpierw chcę zrobić ten mash up, bo Calder mi głowę ukręci. I nie powiem, co jeszcze.
Weszłam do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Nałożyłam słuchawki wiszące na mikrofonie i popatrzyłam na Fifę.
-Ten cały cyrk jest potrzebny?- Zapytałam.- Przecież mogłam śpiewać normalnie tam.
-Ale chcę wszystko dopasować. Poza tym to wygląda, jakbyśmy nagrywali jakąś płytę i będę się tym jarał jak zapałką, bo na warsztatach zrobimy coś takiego dopiero na zakończenie.- Wyszczerzył się w moją stronę.- Śpiewaj to, co ci puszczę. Rozgrzejemy zaraz te twoje struny głosowe.
Pokręciłam głową z politowaniem i ustawiłam sobie mikrofonik doczepiony do słuchawek. Nacisnęłam włącznik i odstawiłam statyw z dużym mikrofonem. Nie będę stała w miejscu jak kołek. Fifa pokręcił coś przy konsoli i w słuchawkach usłyszałam charakterystyczne dźwięki "Really Don't Care". O, coś dla mnie.
-You wanna play
You wanna stay
You wanna have it all
You started messin' with my head until I hit a wall
Maybe I should known,
Maybe I should known,
That you would walk, you would walk out the door
Hey!
Said we we're done, then met someone
And rubbed it in my face
'Cause to the part, she broke your heart, and late she run away
I guess you should known,
I guess you should known,
That I would talk, I would talk

But even if the stars and moon collide
I never want you back into my life
You can take your words and all your lies
Ooh-ooh-ooh
I really don't care
Even if the stars and moon collide
I never want you back into my life
You can take your words and all your lies
Ooh-ooh-ooh
I really don't care
Ooh-ooh-ooh
I really don't care


(Chcesz się bawić
Chcesz zostać
Chcesz mieć wszystko
Zacząłeś psuć moją głowę, aż uderzyłam w ścianę
Może powinnam była wiedzieć
Może powinnam była wiedzieć
Że odejdziesz, że odejdziesz za drzwi
Hey!
Powiedziałeś, że z nami koniec, potem spotkałeś kogoś
I wytarłeś mi to w twarz
Pocięty na części, ona złamała ci serce, a potem uciekła
Zgaduję, że powinieneś był wiedzieć
Zgaduję, że powinieneś był wiedzieć
Że będę mówić (o tym) , będę mówić

Ale nawet jeśli gwiazdy i księżyc się zrównają
Nie chcę cię nigdy więcej w moim życiu
Możesz zabrać swoje słowa i wszystkie swoje kłamstwa
Ooh-ooh-ooh
Naprawdę mnie to nie obchodzi
Nawet jeśli gwiazdy i księżyc się zrównają
Nie chcę cię nigdy więcej w moim życiu
Możesz zabrać swoje słowa i wszystkie swoje kłamstwa
Ooh-ooh-ooh
Naprawdę mnie to nie obchodzi
Ooh-ooh-ooh
Naprawdę mnie to nie obchodzi)


Zaczęłam skakać po pokoiku, wygłupiając się i udając, że jestem na swoim własnym koncercie. Fifa chyba pękał ze śmiechu, siedząc przed szybą i obserwując moje ruchy.
-Panie i panowie, a teraz Demi Lovato zostanie zastąpiona przez niepowtarzalną Taylor Swift!- Ryknął do mikrofonu. Znowu coś dobrego. Uspokoiłam się trochę i zaczęłam śpiewać "Blank Space". Piosenka była wolniejsza od poprzedniej, więc z nudów zaczęłam wodzić wzrokiem po ścianach z naszymi wspólnymi zdjęciami. Zatrzymałam się przy największym, całej naszej dziesiątki, robionym podczas wakacji we Włoszech. Nic nie trwa wiecznie. Przesunęłam się dalej i spojrzałam na zdjęcie moje i Liama. Trzymał mnie na plecach na barana, obejmowałam go za szyję, żeby nie spaść. Oboje śmialiśmy się do tego, kto robił to zdjęcie... Chyba to był Nialler. Albo Nika. I byliśmy tacy szczęśliwi. A teraz wszystko się popsuło. Ależ do tego pasowała ta piosenka.
-Screaming, crying, perfect storms
I can make all the tables turn
Rose garden filled with thorns
Keep you second guessing like
"Oh my God, who is she?"
I get drunk on jealousy
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

So it's gonna be forever
Or it's gonna go down in flames
You can tell me when it's over
If the high was worth the pain
Got a long list of ex-lovers
They'll tell you I'm insane
'Cause you know I love the players
And you love the game

'Cause we're young and we're reckless
We'll take this way too far
It'll leave you breathless
Or with a nasty scar
Got a long list of ex-lovers
They'll tell you I'm insane
But I've got a blank space, baby
And I'll write your name

(Krzyki, płacze, wielkie kłótnie
Mogę zrujnować wszystkie twoje plany
Różany ogród pełen kolców
Sprawię, że będziesz musiał się domyślać 
”O mój Boże! Kim ona jest?”
Upijam się zazdrością
Ale wrócisz za każdym razem, gdy odejdziesz
Bo, kochanie, jestem koszmarem ubranym jak marzenie

Więc będzie to trwać wiecznie
Lub spłonie w płomieniach
Możesz mi powiedzieć, gdy to się skończy
Czy to uczucie było warte bólu
Mam długą listę byłych kochanków
Powiedzą ci, że oszalałam
Bo wiesz, że ja kocham graczy
A ty kochasz grę 

Jesteśmy młodzi i beztroscy
To zajdzie zbyt daleko 
Pozostawi cię w bezdechu 
Lub z paskudną blizną
Mam długą listę byłych kochanków
Powiedzą ci, że oszalałam
Ale odczuwam pustkę, kochanie
I wypełnię ją twoim imieniem)


-Dobra, z tą tonacją sobie średnio radzisz, więc jeszcze raz Taylor. Trochę przyspieszymy.- Co on się tak uparł na tą Swift? O nie, jeśli reszta wciągnęła go w kampanię "Lattie musi być znowu razem"... Uff, na szczęście włączył "Shake It Off" zamiast, na przykład, "I Knew You Were Trouble", ale w sumie na jedno wyszło. Przynajmniej przy tej piosence mogłam się znów wygłupiać.
-Okej. To jeszcze jedna i zaczynamy robić mash up. Może być Kelly?- Czyli miałam rację. Wciągnęli go z uzdrowicielską akcję dla naszego związku, bo z czym może mi się kojarzyć "Behind These Hazel Eyes"? No, kto ma orzechowe oczy? Okej, bardziej jak czekolada z orzechami, ale zawsze! Jeszcze jedna taka i się wkurzę.
-Możemy już zacząć mash up?- Spytałam, zanim zapodał kolejny przebój z listy "Lattie Forever".
-Jasne. Co wybrali konkretnie?
-"So Close" z "Zaczarowanej" i "We Found Love" Rihanny.- Skinął głową i zaczął szukać piosenek na naszej olbrzymiej liście.
-Okej, mam. Zacznijmy od "So Close".- Zaśpiewałam mu piosenkę. Ta kojarzyła mi się tylko pozytywnie, chociaż... Nie! Nie myśl o tym, Nattie.- Dobra. Mam koncepcję. Wytniemy ostatnią linijkę, wiesz, to "and still so far". Powtórzysz słowa "so close" tak ze trzy razy, a ja zacznę zmieniać bit.
-Może zmień tak w połowie "We Found Love".- Zaproponowałam.- Pierwszą zwrotkę zaśpiewam powoli, a potem jak jest to przyspieszenie, to przejdziemy do normalnego tempa.
-To jest myśl.- Zastanowił się chwilę.- Okej, zróbmy tak, jak mówiłaś.
Zaczęliśmy ćwiczyć miks tych piosenek. Na początku szło opornie, ale Fifa jednak wyrobił się na tych warsztatach. Od razu znajdował błąd i naprawiał go. Efekt końcowy chyba przerósł nasze oczekiwania.
-To jest świetne!- Przybiliśmy piątkę po odsłuchaniu nagrania.
-To teraz tylko przećwiczyć parę razy i gotowe. Dziś wieczorem zgram podkład.- Powiedział, odkładając słuchawki.- Lecę zawołać El i Lou, powinni to usłyszeć.
Wyszedł z pomieszczenia, a ja klapnęłam na jego fotel z westchnieniem ulgi. Te przygotowania mnie wykańczają. Chyba wszyscy odetchną, gdy będzie już po weselu. Okręciłam się dookoła i mój wzrok padł na konsolę. Zagryzłam wargę. Cholera. Chciałam spróbować, pobawić się dźwiękami, pozmieniać ulubione piosenki, ale jednocześnie chciałam też wymazać te wydarzenia sprzed pięciu lat z pamięci. Idiotycznego Sylwestra, feralny związek, każde uderzenie, tę toksyczną relację... widok jego oczu po wzięciu narkotyków.
Gapiłam się przez dłuższą chwilę na pokrętła, na panel wyświetlający naszą listę piosenek. Wreszcie wyprostowałam się na fotelu i kilkoma dotknięciami ekranu zapisałam nasze nagranie. Weszłam w playlistę, wybrałam pierwszą piosenkę z brzegu, czyli "Still The One" i założyłam słuchawki. Raz się żyje. Zaczęłam od mocnego uderzenia, na które nałożyłam początek utworu. Pierwsze słowa "hello, hello" damy na repeat, teraz wyciszenie... Bawiłam się przyciskami, zmieniałam ustawienia, zaszalałam z beatem. Byłam w swoim żywiole. Zakończyłam remiks kolejnym mocnym uderzeniem i zsunęłam słuchawki z głowy na szyję.
-Tak!- Wrzasnęłam na cały głos, okręcając się na fotelu. Na widok uśmiechającego się złośliwie w drzwiach Fify gwałtownie się zatrzymałam.
-A nie mówiłem? DJ Nats powraca.




_______________________________________________
Hej, sorry, że tak późno, ale musiałam nieoczekiwanie pojechać do Lublina i moje pisanie musiało poczekać :) mam nadzieję, że nie ma błędów, bo nie zdążyłam sprawdzić :P

Jeszcze rozdział oczekiwania i w kolejnym ślub! Cieszycie się? ^^ bo ja bardzo. Aha, i jakoś w przyszłym tygodniu myślę, że ruszymy z "Dance..." xD

Dziękuję wam za wszystko :*** niestety, egzamin teoretyczny z anaty oblałam, ale nie załamuję się, tylko mozolnie podążam dalej i kuję z powrotem te chrząstki krtani i mięśnie grzbietu -.- everything's gonna be alright, nie? ;)

Do napisania <3
Roxanne  xD

wtorek, 23 czerwca 2015

100 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!! + niespodzianka :)

Okej, nie doceniałam was... "trzy, góra cztery dni", pfff... Nicole, przyznaj się, ile to było? Dwie godziny? xD ale jest setka? Jest ^^




Taaa... Czyli przyszedł czas na moje publiczne wystąpienie :D nie chcecie wiedzieć, ile się namęczyłam z tym filmikiem... najpierw wersja pełna, czyli pół godziny z hakiem, potem wersja okrojona, a to jest chyba jakaś wersja demonstracyjna... No, ale co zrobić, gdy Blogger ustanawia idiotyczne limity, czyli 100 MB na film? Ano nic, wtedy biedny użytkownik inwestuje w aplikację i zmniejsza film do wymaganego rozmiaru, tracąc cenne minuty, które przeznaczyłby na spanie... Sorry, że narzekam, ale tych limitów, to ja się nie spodziewałam :P

EDIT: użytkownik może też wstać rano (koło 9:00, wreszcie!) i pobawić się aplikacją, żeby rozbić większy filmik na dwa mniejsze xD dzieki temu zyskacie na pewno więcej mojej paplaniny plus chyba nawet lepszą wersję niespodzianki... Here you are :D


Część 1:


Część 2:






Bardzo, bardzo, bardzo Wam wszystkim dziękuję za to, że jesteście, że wchodzicie, że komentujecie, obserwujecie i czekacie na kolejne rozdziały <3

Kocham Was bardzo <3 <3 <3

Roxanne xD

Część II: Rozdział 11

Hej, kochani! Właśnie wróciłam z ostatniego w tej sesji egzaminu z anatomii... Nie wiem, jak mi poszło i szczerze, nie chcę teraz o tym myśleć. Zamiast tego sprawdziłam rozdział i oddaję go w wasze łapki :)

Po raz kolejny uprzedzam, że medycznym ekspertem nie jestem, więc pewne fakty mogą wyglądać inaczej w rzeczywistości, ale naczytałam się tyle kryminałów medycznych, że może dobrze to opisałam... Przepraszam, ale nie miałam czasu, żeby parę pojęć powyjaśniać, ale mam nadzieję, że będzie to raczej do ogarnięcia ;)

W rozdziale nowa piosenka, moja! ^^ ekscytacja, level hiper-mega-ekstra-super-hard xD
Mam nadzieję, że wam się spodoba...

A, i mam małe ogłoszonko pod rozdziałem, ponieważ zbliżamy się do świętowania pewnego ważnego dla naszego bloga wydarzenia...
A na razie...

Enjoy the chapter ;*** love ya <3

PS: Czytając rozdział, wejdźcie koniecznie w linka do "No Control"! Ten filmik po prostu trzeba zobaczyć, bo takiej genialnej grafiki to ja chyba w życiu nie widziałam! xD
___________________________________________________




-Jadą!
-Przygotować salę!
-Przejście! Reanimacja w toku!
Wszystko działo się błyskawicznie. W jednej chwili na oddział ratunkowy wjechały nosze z nieprzytomną, zaintubowaną pacjentką, którą pielęgniarka szybko odebrała od ratownika i podłączyła do respiratora. Na jej piersi wylądowały elektrody EKG i na ekranie wyświetlił się słaby, przerywany głos bijącego serca.
-Dziewczyna ma wrodzoną arytmię.- Wysapał jeden z ratowników.- Podejrzewany atak serca.
-Dajcie jej dopaminę! Krew na badanie elektrolitów, może mieć wstrząs, zaburzenia potasu!- Wydałam ekspresowe polecenia i stanęłam tuż obok łóżka.- Zamiana.- Zastąpiłam ratownika w masażu serca. Trzydzieści uciśnięć. Nic. Jeszcze raz.
-Migotanie!- Jedna z pielęgniarek zwróciła moją uwagę na monitor. Szlag. Falbanka jak na źle plisowanej spódnicy. Zaraz nam zejdzie!
-Defibrylator! Trzysta dżuli!- Wszyscy odsunęli się od nieprzytomnej dziewczyny, gdy jej ciałem wstrząsnęła fala drgań. Powinny pobudzić jej serce do pracy w odpowiednim tempie. Przez chwilę załamki EKG ułożyły się prawidłowo, ale dosłownie za pół minuty jej serce zaczęło się nieregularnie kurczyć.
-Jeszcze raz! Znowu trzysta.- Bez zmian. Cholera jasna!
-Przygotujcie mi zastrzyk z adrenaliny.- Rzuciłam do pielęgniarek i odsłoniłam klatkę piersiową dziewczyny. W mojej dłoni wylądowała potężna strzykawka z bardzo grubą igłą. Znalazłam odpowiednie miejsce między żebrami i z całej siły wbiłam ostrze, docierając do serca. Czułam ciśnienie napierające na tłok i i widziałam, jak do wnętrza strzykawki pulsującym rytmem wpływa krew. Naciągnęłam jej odrobinę i szybko docisnęłam tłok, wpuszczając do serca pobudzający hormon. Wyjęłam ostrożnie strzykawkę, od razu zabezpieczając miejsce wkłucia. Nie przebiłam komory, byłam tego pewna w stu procentach.
-Wstrzymajcie się na chwilę.- Uniosłam rękę, śledząc kreskę na monitorze.
Cisza. Równomierne pikanie maszyny działało naprawdę uspokajająco. Do czasu.
-Szlag!- Wrzasnęłam, gdy wyświetlacz pokazał prostą linię. Bez migotania. Od razu.- Jeszcze raz defibrylacja!- Znów zapanowało zamieszanie, parę osób rzuciło się do defibrylatora, nastawiło odpowiednią moc. Inna pielęgniarka szybko nażelowała z powrotem elektrody. Wstrząs.- Jeszcze raz!- Kolejny. Bezwładne kończyny opadły na łóżko. Linia nie wróciła do poprzedniego stanu. Monotonne piszczenie wypełniło salę. Wyciągnęłam latarkę, żeby sprawdzić jej źrenice. Nie poruszyły się. Nastąpiła śmierć mózgu.
-To koniec.- Stwierdził jeden z ratowników. Odstąpiliśmy od łóżka w geście szacunku dla zmarłej.
-Godzina zgonu... dziewiętnasta siedem.- Oznajmiłam głucho, spoglądając na zegarek.
-Pani doktor! Są wyniki!- Na salę wbiegła pielęgniarka. W ręce trzymała morfologię krwi naszej pacjentki.
-Już nie są potrzebne, ale dziękuję.- Wzięłam od niej papiery i skierowałam się do gabinetu, żeby wypełnić raport zgonu. Zatrzymałam się na chwilę w progu.- Siostro, proszę zawiadomić patologię, że będziemy potrzebować sekcji. No, chyba że rodzina się nie zgodzi. Właśnie, ich też trzeba zawiadomić.
-Zajmę się tym, pani doktor.- Skinęła głową Isis, zdejmując z piersi zmarłej elektrody EKG i defibrylatora.
-Dzięki. Ja zaraz schodzę z dyżuru, tylko wypełnię raport.- Weszłam do pokoju i klapnęłam ciężko na fotel. Schowałam twarz w dłoniach i starałam się uspokoić.
Śmierć w każdej mierze jest tragedią, ale gdy umiera osoba, którą mogłam uratować, która była tak młoda, która miała przed sobą całe życie... Tragedia rośnie do rangi kolosalnej katastrofy. Nie, nie płakałam. Ale w środku cała się trzęsłam i byłam na siebie wściekła. Może było coś, czym mogłabym ją uratować, ale nie wpadłam na to w odpowiedniej chwili. Odchyliłam się mocniej na oparcie fotela i zamknęłam oczy. Jeszcze chwila. Chwilka relaksu i wracam do pracy.
Posiedziałam tak parę sekund, zanim wróciłam do roboty. Otworzyłam nową teczkę i z notatek zostawionych mi przez ratowników zaczęłam pisywać wszystkie dane. Zoey Danner. Lat dwadzieścia dziewięć. Wrodzona wada serca. Bezwiednie sunęłam długopisem po papierze, chcąc jak najszybciej wykonać zadanie i stąd spływać. W takich chwilach nienawidzę swojej pracy i żałuję, że wybrałam właśnie te studia. Na poprawę humoru musiałabym uratować komuś życie, ale tego się niestety nie robi na zawołanie.
-Hej!- Do pokoju wbiegł Dylan, znajomy z roku, który pracował ze mną i Andie.- Jedzie karetka, poparzenie drugiego stopnia. Chyba będziemy robić przeszczep skóry. Najgorsze, że to dziecko.- Nie, błagam... Tylko nie dziecko...
-Poradzisz sobie, czy mam jeszcze zostać?
-Nie, spoko. Jak coś, to profesor obiecał, że przyjdzie.- Powiedział, zakładając fartuch.- Nie cierpię nocnych dyżurów.
-Nie cierpię pracować na SOR-ze.- Odparłam, składając podpis pod dokumentami.
-Stało się coś?- Spytał, zatrzymując się przy drzwiach.
-Młoda dziewczyna zeszła na atak serca dziesięć minut temu. Była dwa lata starsza ode mnie.- Mruknęłam i zamknęłam teczkę.
-Przykro mi.
-Spoko, przyzwyczaiłam się, że nie każdego da się uratować.- Wzruszyłam ramionami.- Schodzę z dyżuru. Jutro mam też na popołudnie.
-Okej. Dobra, lecę, właśnie przyjechali.- Pobiegł do przywiezionego pacjenta.
Zdjęłam brudny fartuch i schowałam go do reklamówki. Najwyższa pora zrobić pranie i chyba zaopatrzyć się w żelazko. Chyba że Kasai trzyma jakieś w swoim pokoju.
Wyszłam szybko ze szpitala i wsiadłam do swojego samochodu. Oparłam ręce na kierownicy i już miałam odpalać silnik, gdy zadzwonił mój telefon. Rzuciłam się do torebki. Od trzech dni wszyscy czekaliśmy na jakikolwiek znak życia od Moniki. Mieszkanie zostawiła zamknięte, aż w końcu przedwczoraj Harry i Louis wyważyli drzwi. Nie zostało nic, zabrała ze sobą wszystko. Na środku pokoju znaleźliśmy tylko porzuconą paczkę chusteczek i w kuchennej szafce napoczęty makaron. Nic więcej. Zawiadomiliśmy policję, ale oni po przeczytaniu smsa, który jak się okazało został wysłany do naszej dziewiątki, stwierdzili, że Monia jest osobą pełnoletnią i mogła tak postąpić. Nie ma śladów przestępstwa, nie ma zbrodni, nie ma potrzeby wkraczania policji. Jej komórka milczała jak zaklęta, była wyłączona od chwili dostarczenia nam tej wiadomości. Normalnie jak w "Pretty Little Liars".
Spojrzałam na swój telefon z nadzieją, że dzwoni Monika albo chociaż Nika z informacją o Moni, ale chyba się przeliczyłam. Dzwonił Liam. Zagryzłam wargę. Odrzucałam konsekwentnie wszystkie połączenia od niego, odkąd przyłapałam go z Sophią i nie miałam zamiaru zmieniać stanu rzeczy. Ale teraz... A jeśli się czegoś dowiedział o Monice? Albo jednemu z tych wariatów rozładował się telefon i dzwoni od Liama? Po chwili wahania nacisnęłam zieloną słuchawkę i wypaliłam szybciej niż pomyślałam:
-Jeżeli dzwonisz w tej samej sprawie, co od miesiąca z hakiem, to już możesz się rozłączyć.
-Nie, chociaż do tego dojdę za chwilę.- Odpowiedział spokojnie. Na dźwięk jego głosu aż przeszedł mnie dreszcz. Tęskniłam. Ale jednocześnie nie miałam zamiaru dać się omotać i pozwolić mu się zdradzać.- Chodzi o Harry'ego.
-Co się stało?- Przestraszyłam się. Od razu zapomniałam o moim konflikcie z Paynem. Styles od chwili zniknięcia Moniki popadł w depresję i to na poważnie. Kiedy widziałam go w jej pustym mieszkaniu, myślałam, że pęknie mi serce. Załamał się całkowicie i o jej odejście obwiniał tylko i wyłącznie siebie. Plus Lenę, tak profilaktycznie. Nie miałam zielonego pojęcia, jak mogłabym mu pomóc, skoro sama nie radziłam sobie ze swoimi problemami.
-Jest z nim coraz gorzej. Dziś się dosłownie poryczał jak dziecko i od południa siedzi zamknięty w swoim pokoju. Nie wpuszcza do siebie nikogo i pomyśleliśmy, że może ty dałabyś radę z nim porozmawiać. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, więc wiesz...
-Zaraz będę.- Przerwałam mu i natychmiast się rozłączyłam. Nawet nie dałam mu dokończyć tego, co mówił. Przynajmniej nie dojdzie do tematu naszego rozstania. Naprawdę nie chciałam z nim rozmawiać. Nie o tym. Najlepiej o niczym. Nie z nim.
Włączyłam się do ruchu i przemknęłam szybko na pierwszym czerwonym świetle. Dzięki ci, Panie, za brak policji. Przejechałam kolejne rondo i skręciłam w boczną uliczkę. Wolałam jechać naokoło, w razie korków lub śledzących mnie dziennikarzy. Niby było ich coraz mniej, ale każde moje pojawienie się w okolicy domu chłopaków mogło budzić sensację. Bo przecież paparazzi nie rozumieją, że mogę dalej się przyjaźnić z One Direction, nawet jeśli mój związek z Liamem to przeszłość.
-Cześć, Preston.- Pomachałam do ochroniarza, przy bramie. Podniósł głowę znad telefonu i posłał mi szeroki uśmiech, gdy wjechałam za bramę.
-Natalia!- Powitał mnie mocnym uściskiem, na tyle, na ile pozwoliło mi otwarte okno kierowcy.- Wracasz?
-Nie.- Mina od razu mu zrzedła.- Przyjechałam pogadać z Harrym.
-Aha. No, to powodzenia. Chociaż jak wtedy poszło ci tak dobrze z Liamem, to Harry'ego teraz też postawisz na nogi.
-Taka chyba moja rola. Dać kopa do działania idiotom z One Direction. Do tej pory nie zrozumiałam, dlaczego się tak mnie słuchają.
-Bo jesteś wyjątkowa.- Odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.- Umiesz myśleć mądrze i wiedzą, że dobrze im poradzisz. No i najważniejsze. Zależy ci na nich, a im zależy na tobie. To nie jest puste gadanie, żeby człowiek przez chwilę poczuł się lepiej, ty sprawiasz, że tak się naprawdę dzieje.
-Wow.- Wykrztusiłam po wysłuchaniu tej przemowy.- Wow, nie sądziłam, że... Nie myślałam, że tak mnie postrzegasz.
-A co, myślałaś, że jestem pustą górą mięśni prosto z fabryki Schwarzenegera?- Zaśmiał się tubalnie.
-Ty to powiedziałeś. Może lepiej mi już nie słodź.- Parsknęłam śmiechem.- Dobra, jadę. Wpadnę kiedyś do ciebie.
-No, tylko byś spróbowała nie wpaść.- Pomachałam mu na pożegnanie i pojechałam dalej. Zaparkowałam przed domem. Nawet nie próbowałam wjeżdżać do garażu, choć wiedziałam, że ciągle jest tam miejsce na mój samochód. Wysiadłam z auta, zgarnęłam z przedniego siedzenia torebkę i pognałam do drzwi. Nie zdążyłam zadzwonić, bo drzwi same się otworzyły.
Stanęłam w miejscu. On też. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. W marzeniach już się do niego przytulałam, całowałam go na przywitanie... Ta, jasne. W marzeniach ściętej głowy.
-Czekałem na ciebie.- Powiedział, pocierając ręką kark. Często tak robił, gdy nie wiedział, co powiedzieć. Jaka szkoda, że w takich chwilach jak ta nie dopadała go wena na gadanie, jak w trakcie wywiadów.- Emm... Widziałem samochód przez okno.
-Aha. Okej.- Skinęłam głową. Chwila ciszy.- To... Gdzie Harry?
-U siebie.
-Aha.- Co ja mam z tym "aha"? Prześlizgnęłam się obok niego w przejściu, ale złapał mnie za rękę.
-Nattie...
-Proszę, nie poruszaj nawet tego tematu.- Powiedziałam, z całych sił powstrzymując łzy, które wywołał jego dotyk. Tęskniłam! Cholernie tęskniłam, ale nie mogłam pozwolić, żeby ta zdrada uszła mu płazem. Nie zasłużył na moje wybaczenie.
-A kiedy będę mógł?- Popatrzył na mnie błagalnie.- Natalia, ja nie mogę tak funkcjonować! Naprawdę żałuję! To, że nie rozsypuję się jak Hazz, nie znaczy, że nie jest mi ciężko!
-A myślisz, że mi jest łatwo?! Kurwa, ja ciągle mam przed oczami ciebie i tą... tą... tą Sophię! I nie mogę się tego pozbyć, rozumiesz?! I nie, to nie jest czas na wybaczanie i taki prawdopodobnie nie nastąpi! Nigdy!- Wyrwałam mu rękę z uścisku i ruszyłam w stronę schodów.
Wbiegłam na górę, oddychając głęboko, żeby odgonić nadchodzące łzy. Chyba mi się udało. Stanęłam przed drzwiami Stylesa i cicho zapukałam.
-Harry? Harry, to ja, Nattie. Otwórz, proszę.- Cisza. Zapukałam głośniej. Nic. Nacisnęłam klamkę, ale ani drgnęła. Szarpnęłam mocniej. Spryciarz zamknął drzwi na zamek. Odwróciłam się, żeby napotkać wzrokiem Liama. Wszedł na górę za mną.- Zayn u siebie?
-Chyba jest z Shane'm.- Odpowiedział. Podeszłam do kolejnych drzwi i zajrzałam do środka.
-Zayn?- Zapytałam, wchodząc do pomieszczenia. Z pokoiku obok dobiegło mnie ciche nucenie. Rozpoznałam "I Wish". Aha, pora usypiania. Stanęłam na progu, wpatrując się z rozczuleniem w chłopaka. Trzymał synka na ręku i śpiewał mu kołysankę, chodząc powoli po pokoju. Malec oparł główkę na jego ramieniu, blond kosmyki opadły mu na czoło, przysłaniając ciemne brwi i rzęsy. Rączkę zacisnął na koszuli ojca i co chwilę ssał smoczek, który poruszał się w jego buzi z cichym cmokaniem. Zapukałam we framugę drzwi. Zayn odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się, nie przerywając śpiewania. Podszedł powoli do łóżeczka i ułożył w nim śpiącego chłopca. Przykrył go ostrożnie kocykiem, pocałował w czoło i powoli, na palcach wycofał się z pokoju, zamykając drzwi.
-Nawet nie zauważyłem, że już usnął. Tak fajnie się go przytula.- Zaśmiał się, ściskając mnie na przywitanie.- Co tam, Nattie?
-Nie, żebym chciała psuć twoją reputację cudownego tatuśka, ale mam pytanie... Umiesz dalej otwierać zamki wsuwkami?
-Co?- Spojrzał na mnie zdumiony.
-No... Gdzieś słyszałam, że umiesz, a muszę dostać się do Stylesa do pokoju. Boję się, że coś sobie zrobi, trzeba go ogarnąć.
-Niech zgadnę. Liam wreszcie się zebrał i do ciebie zadzwonił.- Powiedział domyślnie, przepuszczając mnie w drzwiach.
-Skąd wiesz?- Zapytałam, marszcząc brwi. Na szczęście, Payne zniknął z korytarza.
-Powiedzmy, że go zmusiliśmy, żeby to on zadzwonił do ciebie, bo plan, żebyś wyciągnęła Hazzę z dołka był gotowy wczoraj wieczorem.
-Zayn, to, że go namówicie i on do mnie zadzwoni, nic nie zmieni. Dalej go nienawidzę za to, co mi zrobił.
-Jasne, jasne. A tak naprawdę za nim cholernie tęsknisz.- Co on, z instynktem tacierzyńskim dostał nagle szóstego zmysłu i czyta mi w myślach?! Malik, wypad z mojej głowy.
-Dobra, dobra. Włamuj się, bad boyu z Bradford.- Poleciłam, stając z powrotem pod drzwiami Harry'ego. Zayn szarpnął parę razy za klamkę, ale nie ustąpiła.
-On chyba słucha muzyki i nie reaguje.- Stwierdził, przykładając ucho do drzwi. Wyciągnął do mnie rękę.- Masz tę wsuwkę?- Wyjęłam ją z włosów i po chwili namysłu, zdjęłam gumkę, kolejne dwie wsuwki i roztrzepałam fryzurę. I tak już bolała mnie od niej głowa. Zayn wygiął wsuwkę i wcisnął w zamek. Pogmerał chwilę, przekręcił ją parę razy i nacisnął klamkę. Drzwi się otworzyły.
-Dzięki.- Wyjął wsuwkę z zamka i podał mi.- Nie, wywal ją. Już mi się nie przyda.
-Jak wolisz. Wchodzisz sama?
-Tak. Jak coś, to będę krzyczeć.- Wsunęłam się do środka i zamknęłam drzwi od środka. Nie chciałam, żeby ktoś przeszkadzał w rozmowie.
W pokoju było ciemno. Harry pozasłaniał okna, grubymi ciemno zielonymi zasłonami. Drzwi od łazienki, garderoby i drugiego pokoju były zamknięte. Paliła się tylko mała lampka przy dużym łóżku. Wcisnęłam ręce do kieszeni jeansów i podeszłam bliżej. Harry leżał na plecach, wpatrując się w sufit pustym wzrokiem. Ręce schował pod głową, na jego policzkach i skroniach widziałam świeże ślady łez. Harry...
-Hej.- Szepnęłam. Nie spojrzał na mnie.
-Jak tu weszłaś?- Zapytał ochrypniętym głosem. Stanęłam po drugiej stronie łóżka i wdrapałam się na nie. Położyłam się w identycznej pozycji jak on.
-Zayn ciągle pamięta, jak włamywał się do mieszkań w Bradford.- Zażartowałam. Hazz skinął lekko głową. Zastanawiałam się, co mogę teraz powiedzieć, gdy nagle poczułam lekkie ukłucie w okolicy mojego uda. Zerknęłam w dół i osłupiałam na widok przeciągającego się kota.
-Masz kota?- Pisnęłam, siadając prosto i przyglądając się zwierzakowi. Długowłosy kot, genialnie ubarwiony różnymi odcieniami brązu z białą brodą. Chyba main coon. Albo norweski leśny. Nie, norweski byłby szary. To bankowo rasa main coon. Popatrzył na mnie zielonymi świecącymi oczami i zaczął obwąchiwać moją nogę. Wstał, robiąc koci grzbiet i ostrożnie wlazł na brzuch Harry'ego. Ułożył się jak jakiś sfinks i zaczął lizać przednie łapy.
-Kupiłem go wczoraj. Mieliśmy... Mieliśmy zamiar załatwić sobie takiego z Moniką.- Dodał, łamiącym się głosem.
-Mogę pogłaskać?- Zapytałam, patrząc na futrzaka. Od zawsze uwielbiałam koty, opiekowałam się w Wadowicach przybłędami, które przyłaziły do naszego ogródka. Nawet chyba zostawiłam tu książkę z rasami kotów.
-Jasne, nie musisz pytać.- Wyciągnęłam rękę w stronę kota. Uniósł głowę i najpierw dokładnie obwąchał moją rękę, zanim pozwolił, żebym zanurzyła palce w jego długiej sierści. O rany, jaki milusi... Miałam ochotę go mocno przytulić i wyczochrać.
-Jak go nazwałeś?
-Już miał imię. Shere Khan.
-Nie wierzę.- Wybuchnęłam śmiechem.- Jak ten tygrys w "Księdze Dżungli"?
-Powiedzmy, że poprzedni właściciel miał hopla na punkcie bajek Disneya. Miałem do wyboru persa o imieniu Aladyn lub jakiegoś bez ogona, który się wabiłTarzan. A, i jeszcze rudą kotkę, Meridę.
-Nieźle. Hoduje różne rasy?
-Tak.- Harry'emu udało się lekko uśmiechnąć.- Ale my już wcześniej umówiliśmy się na main coona. Kocura.
-Jest piękny. Ile ma?- Nawet nie zauważyłam, jak odbiegliśmy od właściwego tematu. Okej, zaraz muszę wrócić na właściwy tor. Ale ten kociak był boski...
-Sześć miesięcy.
-To jeszcze nieźle urośnie.- Już teraz był całkiem spory. Popatrzyłam na Harry'ego. Znowu utkwił wzrok w suficie.- Jak... Jak się trzymasz?
-Po co pytasz, skoro widzisz? Siedzę zamknięty w pokoju, jak jakaś nastolatka z depresją, ryczę jak bachor, ogólnie zachowuję się zupełnie inaczej niż postrzegają mnie ludzie. Bo według nich jestem jakimś cholernym babiarzem, który leci na wszystko, co się rusza, żeby to wyruchać, ale nikt nie dostrzega tego, jaki jestem naprawdę! Wszyscy myślą, że zdradziłem Monikę i to dlatego się rozpadł nasz związek, a nikt by nawet nie przypuszczał, że Liam zdradzi ciebie, a popatrz! Było na odwrót!- Wybuchnął potokiem słów. Ale nie miałam mu za złe tego, co powiedział o mnie.
-Pozory mylą.- Przytaknęłam mu. Zapadła cisza, którą Hazz zaraz przerwał.
-Ja po prostu... Strasznie tęsknię, wiesz? I nigdy bym jej nie skrzywdził, nawet jeśli inni tak myślą. Nie mógłbym, bo z nią czułem się jak w domu, rozumiesz? Niby nie znałem jej wcześniej, ale dla mnie była jak przyjaciółka z dzieciństwa i ukochana dziewczyna jednocześnie. Nie tęskniłem tak za domem, kiedy była obok mnie. I mama nie miała mi tego za złe, bo widziała, że doskonale się uzupełniamy i naprawdę ją polubiła. Jasne, miała te swoje odpały, sprzeczaliśmy się co chwilę, była o mnie chorobliwie zazdrosna, ale wiedziała też, że bym jej nie zdradził. I te kłótnie... Zawsze są potrzebne, żeby oczyścić atmosferę. Może nie w takiej ilości, ale... To też w niej kochałem. Kocham.- Poprawił się.- Boże, mam wrażenie, że ona naprawdę nie wróci.
-Nie mów tak.- Od razu zaprzeczyłam.- Wróci. Musi wrócić.
-Boję się, że oni ją skrzywdzą i to będzie moja wina, bo odpowiednio jej nie ochroniłem. Bo nie byłem przy niej wtedy, kiedy mnie potrzebowała.- Shere Khan podniósł głowę i przesunął się z brzucha Harry'ego na jego pierś i położył łepek na jego szyi, jakby próbował go objąć. I niech mi ktoś powie, że koty to nie są mądre stworzenia.
Objęłam nogi ramionami i oparłam brodę na kolanach, próbując wymyślić coś, co mogłabym mu powiedzieć na pocieszenie. Wszystko wydawało się takie... błahe? Prymitywne? Po prostu niewłaściwe. Odruchowo zaczęłam powtarzać w myślach słowa piosenki, która ciągle leciała w głośnikach, chyba włączona na repeat. Wcześniej nie zwróciłam na nią większej uwagi. She can't sing, she can't dance, she walks like Rihanna... Zaraz, co?!
-Styles, ty słuchasz The Wanted?! "Walks Like Rihanna"?
-Jedyna ich piosenka, którą mogę słuchać... Domyślam się, że pewnie napisał ją Nathan o Ashley, ale... No, posłuchaj tylko. Nie umie śpiewać, nie umie tańczyć, ale kogo to obchodzi, jeśli ona potrafi chodzić jak Rihanna.
-Taa, cała prawda o Moni.- Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Prawda?- Ożywił się na sekundę, ale zaraz oklapł znowu.
-Harry... Wiem, że policja nic nie zrobiła, bo Monika jest pełnoletnia i tak dalej, ale może... Może by tak zatrudnić detektywa? On na pewno by ją znalazł.- Nattie, ty to po prostu jesteś geniusz!
-Nie chcę, żeby to nabrało rozgłosu, wiesz o tym. Zaraz wywlekliby to na forum świata, media by oszalały, zaczęłyby się plotki, domysły... A oni zabraliby ją gdzieś lub zabili... Ja nie wierzę, że ona odeszła dobrowolnie.- Zacisnął oczy, powstrzymując płacz.
-Nie wolno ci nawet tak mówić!- Walnęłam go w ramię.- Nie ma takiej pieprzonej opcji! Monika żyje i będzie żyła, po prostu odbiła jej szajba, ale wróci! Trzeba jej tylko poszukać. Słuchaj, mąż Andie jest detektywem. Może potrafiłby nam pomóc.
-Serio?- Spojrzał mi prosto w oczy, pierwszy raz dzisiejszego dnia.
-Zadzwonię do niej dzisiaj i umówimy się z nim na spotkanie, okej?
-Okej.- Skinął głową.
-Dobra. A teraz wstawaj z tego wyra i idziemy.
-Dokąd?- Przetarł twarz dłońmi.- Mi tu jest dobrze.
-Przecież ty zaraz tu spleśniejesz! Wstawaj, idziemy ci poprawić humor. Masz spojrzeć na rzeczywistość pozytywnie, wyładować emocje, uwierzyć, że Monika do ciebie wróci i będziecie razem długo i szczęśliwie, jasne?- Wstałam energicznie z łóżka, wzięłam na ręce kota, który zareagował pełnym protestu miaukiem i pociągnęłam Harry'ego za rękaw bluzy.- No, chodź, ty ciężka artylerio.
-Idę, ale nie wiem, po co...- Zaczął marudzić. Otworzyłam drzwi i wypchnęłam go z pokoju, zanim zawrócił do łóżka.
-No, schodzimy, schodzimy.- Zachęciłam go, gdy stanął u szczytu schodów.
-Dokąd?
-Do Music'a.- Widząc, jak się opierał, złapałam go za kaptur, przytrzymując Shere Khana jedną ręką i pociągnęłam w dół schodów.
Zeszliśmy na parter. Z salonu dobiegały głosy chłopaków i sądząc po odgłosach, chyba grali w Fifę. Znowu.
-Idziemy do muzycznego, jak coś. Nie włazić, nie przeszkadzać, nastąpi tam reaktywacja gwiazdy muzyki.- Zapowiedziałam, wsuwając głowę do salonu. Cztery głowy odwróciły się w naszą stronę.
-Udało ci się go wyciągnąć z pokoju?- Zdziwił się Niall. W odpowiedzi pociągnęłam mocniej za kaptur bluzy i Harry z miną męczennika stanął obok mnie w drzwiach.
-A chwila, skąd masz kota?- Zainteresował się Louis, odkładając joystick na kanapę.
-Harry ma od wczoraj.- Wyjaśniłam.- Macie nowego współlokatora.
-Jaki fajny!- Zachwycił się Lou i podszedł bliżej.- Jak się wabi?
-Shere Khan.- Tommo parsknął śmiechem.
-Serio?- Śmiejąc się, wyciągnął rękę, żeby go pogłaskać, ale kocur zareagował mocnym prychnięciem. Machnął łapą, ale Louis zdążył cofnąć dłoń.
-Coś mi się wydaje, że on cię nie lubi, Lou.- Zakpił Zayn.- Zapamiętaj, żeby się nie śmiać z jego imienia.
-Taa, zapamiętam.- Mruknął Louis, tocząc ze zwierzakiem bitwę na spojrzenia. Futrzak był nieugięty. To Tomlinson pierwszy odwrócił wzrok.
-Widzisz, kota nie oszukasz.- Zaśmiał się Nialler.- Należy do Harry'ego, więc sądząc po jego zachowaniu, nie należy do Larry Shippers.
-Bo to chyba powinno być Sherry Shippers. Shere Khan i Harry.- Wymyślił, śmiejąc się Liam.
-To było dobre!- Przybił mu piątkę Horan.
-Dobra, to ja zabieram Sherry na dół.- Parsknęłam śmiechem i pociągnęłam Hazzę na dół. Przez chwilę poczułam, jakby wróciły dawne czasy, kiedy przyjechałam do Londynu pierwszy raz albo kiedy byłam tu po przeprowadzce.
-Nattie, ja cię może w czymś uświadomię. Nie mam zamiaru dziś śpiewać, tańczyć czy się wydurniać.- Wepchnęłam Harry'ego do Music'a i zamknęłam drzwi na klucz.
-Styles, teraz ja cię w czymś uświadomię. Nie obchodzą mnie twoje fochy, wiem, że tęsknisz za Moniką, ale siedząc na dupie i nic nie robiąc, jej nie przyprowadzisz do domu, dlatego teraz grzecznie siądziesz tu ze mną, coś zagramy, ty się odstresujesz, a najlepiej to robisz przy pisaniu tekstów, więc...- Położyłam kota na głębokim fotelu w kącie pomieszczenia i podeszłam do stojaka z moją ulubioną gitarą akustyczną.- Wylejesz z siebie wszystkie emocje na papier. A na razie rozgrzewka.
-Natalia...
-Styles.- Usiadłam na stołku przy fortepianie i wskazałam mu głową fotel obrotowy naprzeciwko. Ułożyłam gitarę na kolanach.- Siadaj i nie marudź, bo ta gitara wyląduje na twoim pustym rozczochranym łbie. Nawiasem mówiąc, znów przydałby ci się fryzjer.
-Bardzo śmieszne.- Wywrócił oczami i zakręcił się na fotelu.
-No ba, że tak.- Wyszczerzyłam się.- Co zapodajemy na początek?
-"Once In A Lifetime".- Mruknął pod nosem.
-Once in a... No na pewno! Harry.- Zatrzymałam nogą jego fotel i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.- Monika się odnajdzie. Uwierz w to wreszcie.
-Nie umiem.- Pokręcił głową.
-No dobra. To lecimy w mobilizujące piosenki. Śpiewaj, znasz tekst na pamięć, a z autorem upiłeś się co najmniej dwa razy.- Podałam mu gitarę, otworzyłam klawisze fortepianu i zaczęłam wygrywać pierwsze takty "Love Runs Out" One Republic. Harry niechętnie zaczął śpiewać słowa, a po pewnym czasie włączył się z gitarą.
-I'll be your light, your match, your burning sun,
I'll be the bright in black that's making you run.
And we'll feel alright, and we'll feel alright,
Cause we'll work it out, yeah we'll work it out.
I'll be doing this, if you had a doubt,
Till the love runs out, 'till the love runs out.

I'll be your ghost, your game, your stadium.
I'll be your fifty-thousand, clapping like one.
And I feel alright, and I feel alright,
Cause I worked it out, yeah I worked it out.
I'll be doing this, if you had a doubt,
Till the love runs out, 'till the love runs out.

I got my mind made up, man I can't let go.
I'm killing every second 'til it saves my soul.
I'll be running, I'll be running,
Till the love runs out, 'till the love runs out.
And we'll start a fire, and we'll shut it down,
Till the love runs out, 'till the love runs out.


(Będę twoim światłem, twą zapałką, twym płonącym słońcem,
Będę jasnością w ciemności, która skłania cię do działania
I będziemy czuć się dobrze, i będziemy czuć się dobrze, 
Ponieważ to wypracujemy, wypracujemy to.
Będę to robił, jeśli kiedykolwiek dopadną cię wątpliwości,
Aż miłość się wyczerpie, aż miłość się wyczerpie.

Będę twoim duchem, twoją grą, twoim stadionem.
Będę twoim pięć-dziesięciotysięcznym tłumem, klaszczącym, jakby był jednością
I czuję się dobrze, i czuję się dobrze,
Ponieważ to wypracowałem, wypracowałem to.
Będę to robił, jeśli kiedykolwiek dopadną cię wątpliwości,
Aż miłość się wyczerpie, aż miłość się wyczerpie.

Podjąłem decyzję, człowieku, nie mogę odpuścić.
Zabijam każdą sekundę, dopóki nie ocali to mej duszy.
Będę działał, będę działał,
Aż miłość się wyczerpie, aż miłość się wyczerpie.
Będziemy rozpalać ogień i gasić go,
Aż miłość się wyczerpie, aż miłość się wyczerpie.)



-Dokładnie o to mi chodziło! Jeszcze żyjesz!- Ucieszyłam się i zabrałam znowu od niego gitarę.
-A czy wcześniej nie byłem żywy?- Rozwalił się w fotelu.
-Kwestionowałabym to.- Prychnęłam. Trąciłam struny palcami. Chyba mam pomysł na kolejną piosenkę do odśpiewania.- Co powiesz na duet?
-Mnie to zwisa.- Powstrzymałam się od głośnego jęku i wytargania go za te kudły. Mimo wszystko wiedziałam, że jeszcze kilka minut, ewentualnie godzin i dopadnie go wena. Zacznie pisać i gdy tylko stworzy pierwszą piosenkę, to od razu spojrzy na świat bardziej pozytywnie. Po tych kilku latach zdążyłam rozgryźć wszystkie mieszkające w tym domu osoby.
-Zacznij, najpierw jest partia Olly'ego.- Zaczęłam grać "Up".
-I drew a broken heart
Right on your window pane
Waited for your reply
Here in the pouring rain
Just breathe against the glass
Leave me some kind of sign
I know the hurt won’t pass, yeah
Just tell me it’s not the end of the line
Just tell me it’s not the end of the line

(Narysowałem złamane serce
Tutaj na twoim oknie
Czekałem na odpowiedź
Tu, w strugach deszczu
Po prostu oddychaj na szybę
Zostaw mi jakiś znak
Wiem, że ból nie przejdzie, yeah
Tylko powiedz mi, że to nie jest koniec rozmowy
Tylko powiedz mi,że to nie jest koniec rozmowy)


-I never meant to break your heart
Now I won’t let this plane go down
I never meant to make you cry
I'll do what it takes to make this fly
Oh, you gotta hold on
Hold on to what you are feeling
That feeling is the best thing
The best thing, alright
I’m gonna place my bet on us
I know this love is heading in the same direction
That’s up

(Nigdy nie chciałam złamać Ci serca
Teraz nie pozwolę żeby ten samolot upadł
Nigdy nie chciałam doprowadzić cię do płaczu
Zrobię to, czego potrzeba, aby latać
Oh, musisz się trzymać
Trzymaj się tego co czujesz
To uczucie jest najlepsza rzeczą
Najlepszą rzeczą, w porządku
Mam zamiar postawić na nas
Wiem, że to miłość zmierza w tym samym kierunku
W górę)

Włączyłam się, śpiewając partię Demi Lovato. Harry stopniowo się rozkręcał. Okej, może w ślimaczym tempie, ale kiwanie nogą w rytm muzyki uważam już za sukces.
-No i? Zaśpiewałem. Szczęśliwa? Możemy wracać?- Pokręciłam głową z uśmiechem. Łamiesz się, Styles, łamiesz się...
-Wiesz, że nie o to mi chodziło.- Odchylił z jękiem głowę na oparcie.- No, już nie udawaj, że aż tak ci źle. Humor ci się poprawił.
-Wcale nie.
-Nie?- Z kpiącym uśmieszkiem zaczęłam grać kolejną piosenkę.- To jeszcze jedna.- Zaczęłam gwizdać początek piosenki. Wiedziałam, że to jedna z jego ulubionych. Zagryzł wargi. Blokada uśmiechu? O nie, nie ma bata. "Love Life" wkracza do akcji.
Zaczął cicho śpiewać, udając francuski. Dołączyłam do niego i razem nuciliśmy refren. Kopnęłam jego fotel, żeby się zaczął obracać, a Harry wreszcie się uśmiechnął. No. Już myślałam, że te jego dołeczki będą wymagały porządnego odkurzania.
-Widzisz? Mówiłam, że się uda ci poprawić humor, ty jesteś po prostu uzależniony od muzyki!- Krzyknęłam z radością, wyrzucając ręce w górę.
-Uzależniony...- Uśmiechnął się pod nosem.- Uzależniony.- Powtórzył, poważniejąc. Zmarszczyłam brwi, obserwując go uważnie. Nagle pochylił się, zabrał mi gitarę i zaczął grać tę samą melodię, co ja wcześniej. Zmienił jeden z akordów. Zagrał znowu.- Uzależniony.
Chyba osiągnęłam cel. Zaczął komponować.
-Harry?- Oparłam łokcie na kolanach, wpatrując się w jego szarpiące struny palce. Zmieniał jeden akord za drugim, potem trącał pojedynczo każdą strunę po kolei, żeby wybrać odpowiedni dźwięk.
-Masz kartkę? I długopis?- Wyszczerzyłam się zadowolona.
-Pewnie, że mam.- Wstałam z krzesła i podeszłam do olbrzymiego regału, gdzie trzymaliśmy nuty, teksty wszystkich piosenek, jakie tu powstały, jakie śpiewaliśmy, zmienialiśmy... Czyli jeden wielki miks muzyczny. Zgarnęłam jeden ze stosów, w którym dostrzegłam czysty papier, z przymocowanego do ścianki regału pudełka wyjęłam długopis i wróciłam do pianina.- Trzymaj, mistrzu.
Harry wziął papier i zapisał pierwsze akordy. Zagrał kolejną melodię i dopisał kolejny fragment piosenki.
-Zobacz, to by była baza.- Powtórzył melodię, trochę mocniej uderzając w struny. Wsłuchałam się w grany fragment i odwróciłam się do pianina.
-Ty, a gdyby dodać jeszcze coś takiego?- Kilka szybkich wysokich dźwięków włączyło się w powtarzaną w kółko melodyjkę.
-Dobre. Zapisz to.- Wzięłam kartkę z pięciolinią i szybko naszkicowałam, jak powinny iść nuty.
-I'm addicted to you...- Zanucił pod nosem.- Nie, nie tak.- Odchrząknął i zaczął od nowa.- Cause I'm addicted to you...
Chwila ciszy. Nagle odłożył gitarę na podłogę, wręcz rzucił się na kartkę i zaczął gryzmolić na niej słowa piosenki.
-Jeżeli Monika gdzieś tam jest...- Powiedział, nie podnosząc głowy znad kartki.-... to usłyszy tę piosenkę i będzie wiedziała, że nie ma pieprzonej opcji, żebym o niej zapomniał.
-Zamierzasz tę piosenkę wypromować?- Zdziwiłam się. Okej, to miało być tylko działanie oczyszczające, miał się wyładować, ale jeśli chce zrobić z tego hit, to w porządku. Tylko czy będzie w porządku, jeśli podzieli się ze światem takim... dość osobistym tekstem.
-To, że mamy przerwę, nie znaczy, że nie stworzymy nowej płyty, z którą wrócimy na scenę. A ta piosenka może być pierwszym singlem, już moja w tym głowa. Jeśli Monika nie wróci, to usłyszy ją w radiu. I wtedy przyjedzie.
-Spoko.- Wzięłam kartkę z melodią i zaczęłam komponować kolejne fragmenty. Klawisz po klawiszu, dźwięk po dźwięku, wszystko jakoś układało się w znośną całość. Harry na chwilę się zatrzymał i podszedł do mnie.
-Zagraj to wyżej. O, ten fragment.- Zrobiłam to, o co prosił.- Zobacz, pasuje? Ten opis byłby w stylu takiego... nie wiem, brutalnego rozstania? Lights get down, house was locked, fever gets higher, thinking is blocked, I'm like a cadaver...
-Serio?- Przerwałam granie i spojrzałam na niego jak na kosmitę.- Jestem jak kadawer? Jak trup? Styles, jesteś muzykiem od lat, stać cię na coś lepszego!
-To pierwsze, co mi przyszło do głowy!- Bronił się, ale posłusznie skreślił tamtą linijkę.- Dobra, zaraz to dokończę. A teraz weź kilka wolnych tonów. So now, what's going on? I'm feeling so low...
-To by była dobra linijka dla Louisa.- Stwierdziłam.
-Taa... Ewentualnie dla Zayna.
-Tylko że to brzmiało jak przejście. Zrobisz taką krótką zwrotkę?
-Czekaj, dopiero zacząłem pisanie.- Mruknął, opierając się na klapie fortepianu i mażąc po brzegu kartki.
-To może... Jeśli to jest brutalne zerwanie, jak to powiedziałeś... To coś takiego.- Zagrałam znów melodię.- Table with letter, chairs are crushed, window is broken, I'm feeling mashed... Nie, inaczej. Glass is broken, my feelings are mashed. Tak będzie lepiej.
-Dobre.- Stwierdził Hazz. Prawie położył się na kartce i z wystawionym w skupieniu językiem notował słowa.
-I don't know, where you are, I hope you're better than myself...
-Nie! Hope you feel better than I!
-Okej.- Przerzucaliśmy się propozycjami tekstów, słowami, durnymi zwrotami, wyklinaliśmy producentów długopisów, które dziwnym trafem nam się powyczerpywały, mazaliśmy po kartkach, skreślaliśmy, poprawialiśmy całość na nowo. Ja waliłam w klawisze fortepianu, wyżywając się na nich, gdy coś mi nie szło, Harry rzucił o ścianę co najmniej czterema kostkami do gitary. Wypiliśmy po dwie kawy na łebka z ekspresu stojącego na stoliku w kącie i ciągle było nam mało.
Nie mam zielonego pojęcia, ile tam dokładnie siedzieliśmy, ale kiedy skończyliśmy całą piosenkę, czułam się, jakby ktoś przepuścił mnie przez magiel. Akurat leżałam na podłodze i głaszcząc Shere Khana, który nam wiernie towarzyszył, słuchałam ostatecznej wersji "Addicted".
-Jest świetna.- Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam oczy.- Jak to dobrze, że jutro mam na popołudnie do pracy.
-Trzeba powiedzieć reszcie!- Harry normalnie nie mógł usiedzieć na tyłku. Nadmiar kofeiny i uśpiona przez depresję energia doszła wreszcie do głosu. Zerwał się z fotela, przekręcił klucz w drzwiach i rzucił się po schodach na górę.- Chłopaki! Mamy nowy hit!!!
Westchnęłam z ulgą i podniosłam się z podłogi. Nareszcie. Usiadłam z powrotem przy pianinie, żeby poskładać rozrzucone kartki. Notatki zebrałam na jeden stos, czyste kartki, których było już naprawdę mało, na drugi, a te... Czy to stare nuty? Zerknęłam na teksty piosenek i uśmiechnęłam się do siebie. Kiedyś ćwiczyłam grę na pianinie i słuchałam piosenek, żeby przełożyć je później na melodię, a normalne nuty sprawdzałam w internecie. Na ogół udawało mi się odtworzyć piosenki bezbłędnie lub z niewielkimi potknięciami...
Wzięłam kartkę z "What I Did For Love" i zaczęłam grać. Najpierw zerkając na tekst, a potem już z pamięci. Przypomniał mi się jeden przyspieszony remiks, więc zaczęłam grać, śpiewając partię Emeli Sande na całe gardło.
-Talking loud, talking crazy,
Locked me outside,
Prayin' for the rain to come,
Bone dry again,
Guess it's true what they say,
I'm always late,
Say you need a little space,
That I'm in your way...

It hurts, but I remember every scar,
And I've learned,
But living is the hardest part...

I can't believe what I did for love,
I can't believe what I did for us,
Oh, crash and we burn into flames,
Stitch myself up, and we do it again,
I can't believe what I did for love,
What I did for love...

(Mówiąc głośno,mówiąc szalenie
Zamknij mnie zewnętrznie
Módlcie się o nadchodzący deszcz
Nie susz ponownie
Domyślam się, że to prawda, co mówią
Zawsze się spóźniam
Powiedz, że potrzebujesz trochę miejsca
Jestem na Twojej drodze

To boli, ale pamiętam każdą bliznę
I nauczyłam się
Ale życie to najtrudniejsza część

Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam dla miłości
Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam dla nas
Namiętne spalanie do ognia
Wrobiłeś mnie, i zrobiliśmy to ponownie
Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam dla miłości
Co zrobiłam dla miłości)


Zaczęłam grać przejście, stopniowo zwiększając tempo. Uwielbiałam tę melodię, przy niej można było nieźle poszaleć z kombinacjami. Przymknęłam oczy, zatracając się całkiem w muzyce. Dopiero głos Louisa przywrócił mnie do normalnego świata.
-Jeśli się nie mylę, to taką piosenkę już słyszałem, a to tylko znaczy, że stworzyliście plagiat.- Zadrwił, wchodząc do muzycznego.
-Spadaj. Nie ty pracowałeś nad piosenką parę godzin.- Rzuciłam w niego jedną ze zmiętych kartek.
-Dokładnie to pięć godzin.- Na fotel padł ziewający Niall.- Chcę wracać do łóżka, dajcie już tą piosenkę.
-Pięć godzin?!- Rzuciłam się do telefonu. Cholera jasna, dwadzieścia po pierwszej w nocy!
-Pięć.- Potwierdziła Eleanor, siadając Lou na kolanach.- A jutro obiecałaś, że pomożesz nam nauczyć się walca. Umówiliśmy się na dziesiątą rano.
-Ja pierdolę.- Zaklęłam. Pięknie.- Dobra, Hazza, lecimy z piosenką i zmywam się do domu.
-Możesz przecież zanocować tutaj.- Wzruszył ramionami Harry i wziął gitarę.- Nikt cię nie wyrzuca.
-Sorry, ale kanapa na dole do spania się nie nadaje i ty wiesz o tym najlepiej. Nie, pojadę do domu. A teraz gramy.- Zignorowałam Liama, który najwyraźniej chciał coś zaproponować. O nie, kochany, nie będę wracała do naszego, przepraszam, twojego pokoju.
Zagraliśmy jednocześnie przygrywkę, potem gitara umilkła i słychać było tylko pianino.
-Lights get down, house was locked,
Fever gets higher, thinking is blocked.
I wanna hold it over.
Table with letter, chairs are crushed,
Glass is broken, my feelings are mashed.
In my back crystal dagger.

So now, what's going on?
I'm feeling so low...

Cause I'm addicted to you
And you left me here with no goodbye.
Well, I'm addicted to you,
I'll be like a child in black fog.
Baby, I'm addicted to you,
You're my drug, my poison, my blue, blue sky.
And I'm addicted to you,
I won't survive without you by my side.
Baby, I'm addicted...

I don't know, where you are,
Hope you feel better than I,
Cause your departure was my crush.
Nothing can fix me up tonight
And it seems to lasts for years or months.
No way!
I covet only you with that blush.

So now, what should I do?
Memories are still breaking through...

Cause I'm addicted to you
And you left me here with no goodbye.
Well, I'm addicted to you,
I'll be like a child in black fog.
Baby, I'm addicted to you,
You're my drug, my poison, my blue, blue sky.
And I'm addicted to you,
I won't survive without you by my side.
Baby, I'm addicted...

So now's the time to build a tower,
Climb to top and don't look down.
I will spend many hours
To look for you,
To find you,
To follow your trace
And bring you back.

Cause I'm addicted to you...
Well, I'm addicted to you...
Baby, I'm addicted to you...
I won't survive, cause your my drug!
I'm addicted to you
And you left me here with no goodbye.
Well, I'm addicted to you,
I'll be like a child in black fog.
Baby, I'm addicted to you,
You're my drug, my poison, my blue, blue sky.
And I'm addicted to you,
I won't survive without you by my side.
Baby, I'm addicted...

(Światła zgasły, dom był zamknięty,
Gorączka rośnie, myśli zablokowane,
Chcę to jakoś odłożyć.
Stół z listem, krzesła połamane,
Potłuczone okno, moje uczucia są wymieszane.
W plecy wbity sztylet.

Więc teraz, co się dzieje?
Czuję się tak źle...

Bo jestem uzależniony od ciebie,
A ty zostawiłaś mnie bez pożegnania.
Cóż, jestem uzależniony od ciebie,
Będę jak dziecko w czarnej mgle.
Kochanie, jestem uzależniony od ciebie,
Jesteś moim narkotykiem, moją trucizną, moim błękitnym, spokojnym niebem.
I jestem uzależniony od ciebie,
Nie przeżyję bez ciebie u mego boku.
Kochanie, jestem uzależniony...

Nie wiem, gdzie jesteś.
Mam nadzieję, że czujesz się lepiej niż ja,
Bo twój wyjazd był moją klęską.
Nic nie może mnie dziś naprawić
I wydaje się, że będzie to trwało lata lub miesiące.
Nie ma mowy!
Żądam tylko ciebie z tym rumieńcem.

Więc teraz, co powinienem zrobić?
Wspomnienia wciąż się przebijają...

Bo jestem uzależniony od ciebie,
A ty zostawiłaś mnie bez pożegnania.
Cóż, jestem uzależniony od ciebie,
Będę jak dziecko w czarnej mgle.
Kochanie, jestem uzależniony od ciebie,
Jesteś moim narkotykiem, moją trucizną, moim błękitnym, spokojnym niebem.
I jestem uzależniony od ciebie,
Nie przeżyję bez ciebie u mego boku.
Kochanie, jestem uzależniony...

Więc oto czas, by wybudować wieżę,
Wspiąć się na szczyt i nie patrzeć w dół.
Spędzę wiele godzin,
By cię szukać, 
By cię odnaleźć, 
By podążyć twoim śladem
I przyprowadzić cię z powrotem...

Bo jestem uzależniony od ciebie...
Cóż, jestem uzależniony od ciebie...
Kochanie, jestem uzależniony od ciebie...
Nie przeżyję, bo jesteś moim narkotykiem.
Jestem uzależniony od ciebie,
A ty zostawiłaś mnie bez pożegnania.
Cóż, jestem uzależniony od ciebie,
Będę jak dziecko w czarnej mgle.
Kochanie, jestem uzależniony od ciebie,
Jesteś moim narkotykiem, moją trucizną, moim błękitnym, spokojnym niebem.
I jestem uzależniony od ciebie,
Nie przeżyję bez ciebie u mego boku.
Kochanie, jestem uzależniony...)


Przez chwilę panowała cisza.
-Trzeba będzie tu dodać gitarę elektryczną i mocną perkusję.- Powiedziałam, przykrywając klawisze fortepianu.- Ale myślę, że jest...
-Chłopaki, jutro jedziemy z tym do studia!- Przerwał mi Liam i automatycznie wybuchł w studiu wielki entuzjazm.
-Rany, jak wy to zrobiliście w tak krótkim czasie?- Louis poklepał mnie po ramieniu.- To jest naprawdę dobre, a pracowaliście nad tym tylko chwilę.
-Widzisz, stary... Jak ktoś ma na koncie parę hitów, to idzie z górki.- Zażartował Harry, biorąc na ręce swojego kocura.
-O, przepraszam!- Oburzył się Louis.- A "No Control" to pies?!

~~*~~

Obudziło mnie stukanie. Zacisnęłam powieki, żeby zdrzemnąć się przynajmniej chwilę, ale do stukania doszło kapanie. Zaraz. Tutaj. Oszaleję. Wyskoczyłam spod koca i pognałam do łazienki. No jasne. Nieszczelny kran dawał o sobie znać. A mówiłam, żeby naprawił to cholerstwo! Wyszłam z łazienki i z wściekłością pchnęłam drzwi kuchni. Noriaki stał przy mikroskopijnym stole i ze skupieniem walił nożem w deskę, siekając szczypiorek.
-Czy ciebie już do reszty pogięło, żeby tak hałasować od samego rana?!- Krzyknęłam, waląc pięścią w stół. Byłam niewyspana, zmęczona, po wczorajszym pisaniu bolała mnie głowa, a na dodatek wracając, trafiłam na jakiś wypadek. Zanim dotarłam do domu była trzecia. A teraz? Siódma szesnaście.
-Nie, nie pogięło mnie.- Odpowiedział spokojnie, wysypując szczypiorek na patelnię z jajkami. Włączył gaz i zaczął energicznie mieszać.- Przynajmniej wreszcie się podniosłaś z wyra. Mam dosyć łażenia po pokoju na palcach, bo ty chrapiesz tuż obok.
-Co... ty... Ja nie chrapię!
-Nie. Ale gadasz przez sen.
-Nie gadam!
-Gadasz, gadasz. Nawijasz jak katarynka. Kiedyś cię nagram, to zobaczysz.- Opadły mi ręce. Dosłownie. Postanowiłam zmienić temat.
-Miałeś naprawić kran w łazience.
-Miałem też ważniejsze sprawy na głowie.- Zmniejszył ogień pod patelnią i dosypał pieprzu.
-Takie, jak przechodzenie kolejnego poziomu w GTA?- Zakpiłam, zakładając ręce na piersi.
-Na przykład.- Przełożył jajecznicę na talerz.
-I ty się dziwisz, że to mieszkanie się rozsypuje! Gdybyś nie był takim leniem...
-Sorry, ale to ja pracowałem wczoraj w szpitalu do późna, a ty balowałaś z gwiazdkami popu.
-Ludzie, trzymajcie mnie, bo zwariuję! Ty leniu niereformowalny! Skunksie niedomyty!
-Trzymać cię nie będę, wolę moje śniadanie, ty rozwrzeszczana małpo.
-Wsadź sobie gdzieś to śniadanie, ty wyszczekany gadzie!
-Wsadzę do buzi, ty piszcząca idiotko!
-Nie jestem idiotką, ty paszczurze!
-A ja nie jestem paszczurem, ty ropucho!
-Ty... ty... ty... Ugh!- Tupnęłam nogą i wyszłam z kuchni.
-Wygrałem!- Wrzasnął jeszcze za moimi plecami. Zawróciłam, żeby wsadzić przez drzwi wyciągnięty środkowy palec.
-Spadaj, matole!
Zamknęłam się w łazience i mocno przeklinając, zaczęłam ściągać piżamę. Wlazłam pod prysznic, ale zaraz z wrzaskiem spod niego uciekłam, gdy lunął na mnie potok lodowatej wody. Utłukę, zabiję, zaszlachtuję drania! Znowu wyczerpał mi całą gorącą wodę i na ogrzanie będę musiała czekać przynajmniej godzinę! Zakład, że teraz siedzi w kuchni, delektuje się tą swoją obrzydliwą jajecznicą i się ze mnie nabija... O nie, kochany, nie dam ci tej satysfakcji. Z powrotem wróciłam pod prysznic i z zaciśniętymi zębami zaczęłam się myć w tym lodzie. Okej, dasz radę, Nattie, nabierzesz odporności, zahartujesz się, a potem nadejdzie czas zemsty. Na przykład, wykonasz standardowy numer z zamianą cukru na sól w pojemniczku. I biedny Kasai zamiast posłodzonej herbaty, będzie miał posoloną. Tak, to będzie genialny pomysł. A żeby było weselej, kiedy tylko pójdzie do pracy, znajdziesz w necie sposób na to, jak skutecznie skurczyć pranie i wsadzisz mu do pralki wszystkie bokserki, jakie znajdziesz na widoku...
Natalia, ty geniuszu zła!



____________________________________________________________
Nie wiem... Średnio mi się podoba ten rozdział, ale na nic lepszego liczyć nie możecie :P

UWAGA, UWAGA!!!
JEŻELI KTOŚ ŚLEDZI LICZBĘ WYŚWIETLEŃ NA BLOGU (OKIENKO PO PRAWEJ), TO ZAUWAŻYŁ, ŻE ZA NIECAŁE DWA TYSIĄCE WEJŚĆ OSIĄGNIEMY 100 000 WYŚWIETLEŃ!!!
Z tej oto okazji postanowiłam, że dodam specjalnego posta z filmikiem, na którym będziecie wreszcie mogli zobaczyć, jak gadam, nawijam i plotę co mi ślina na język przyniesie :D będzie to niezapomniana okazja do ponabijania się ze mnie xD podejrzewam, że w waszym tempie wyświetlania "Nothing's..." dobijemy do tych wyświetleń za jakieś trzy, góra cztery dni, więc... Tego dnia, gdy przekroczymy setkę, otrzymacie to oto nagranie. Dowiecie się trochę na temat kolejnych blogów, planów na przyszłość, będę wam pewnie za wszystko dziękowała, a na koniec być może (być może!) mała niespodzianka ;)

Taki mały prezent. Jak ktoś nie chce oglądać, to niech nie ogląda, macie wolny wybór ;P

A w tej chwili chcę wam podziękować za obserwacje na wszystkich kontach, za komentarze i głosy na Blog Miesiąca ;***

Kocham was <3 <3 <3
Roxanne xD