Alleluja! Witam Was po świętach! Mam nadzieję, że spędziliście je tak dobrze, jak ja (pomijając paskudny katar i okropne przeziębienie, a także fakt, że nie odegrałam się na tacie za mokrą pobudkę w Lany Poniedziałek :P taaa, jak co roku... znaczy mokra pobudka, nie przeziębienie!).
Mamy chyba serię rozdziałów urodzinowych, bo poprzedni dodałam z okazji urodzin Nicole, następny będzie w moje urodziny (jeśli się wyrobię!), a dzisiejszy jest z dedykacją dla... Gabi!!!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, KOCHANA! DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKIE CUDOWNE KOMENTARZE NA MOIM BLOGU, ZA WSPARCIE, ZA TO, ŻE ZAWSZE MOGĘ Z TOBĄ POGADAĆ NA ASKU I ŻYCZĘ CI SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ, POWODZENIA Z NAUKĄ (I NIE TYLKO ;) I WSZYSTKIEGO NAJ, NAJ, NAJ!!!
Dla małego wyjaśnienia: Gaba jest stałym czytelnikiem bloga od siódmego rozdziału pierwszej części i regularnie go komentuje (jak nie tu, to na Asku), a jej komentarze biją rekordy długości i są wspaniałymi poprawiaczami humoru :D
A teraz, żeby już nie przedłużać - zapraszam na rozdział ;***
________________________________________
Wiedzieliśmy, że prasa prędzej czy później się dowie. Ale treść tych artykułów... I komentarze ludzi... Pierwszy tytuł w "Cosmopolitan", czyli "Who's Patrick Payne?" to jeszcze nic. "Billboard" wolało wbić szpilę głębiej.
"Did Liam and Natalia kill their first child? Do they have a guilty conscience?"
Kiedy to przeczytałam, zemdlałam. Tak po prostu osunęłam się na podłogę w jadalni. Obudziłam się w szpitalu na oddziale ginekologiczno-położniczym, w tym samym pokoju, w którym leżałam po śmierci Patricka. Okazało się, że przerażony Liam wezwał karetkę i nasza dwójka wzbudziła kolejną sensację. Tym razem nagłówki brzmiały "This pregnancy is real!" No co wy nie powiecie! W życiu bym się nie domyśliła, że ta ciąża jest prawdziwa, serio!
Dostałam solidny opieprz od Sheili, że o siebie nie dbam, nałożyła na mnie szlaban na internet, wszelkie wiadomości i gazety, za co byłam jej wdzięczna, oraz nakazała mi leżeć przez resztę ciąży w łóżku i nie ruszać się z domu. Spacerować mogłam ewentualnie od sypialni do kuchni i łazienki. Badania na szczęście nie wykazały żadnych wad i urazów u dziecka. Izzy trzymała się świetnie i nic ją nie obchodziło, że była obiektem globalnego zainteresowania.
Natomiast reakcja innych... Auć. Przede wszystkim cała nasza banda zawróciła z wycieczek i tłumnie zjawiła się w szpitalu. Potem w ruch poszły media. W kilkunastu pełnych jadu tweetach chłopaki napisali, co sądzą o tabloidach, "kochanych" fankach, które uwierzyły w te bzdury i ogólnie o całym świecie. Nika oczywiście się do tego nie ograniczyła, o nie. Kiedy tylko uzyskała wszystkie informacje o sytuacji, wyleciała przed szpital do zgromadzonych tam dziennikarzy i wywrzeszczała mniej więcej to:
- Jeżeli przez wasze puste, zakute łby i chęć wzbogacenia się na tych cholernych artykułach Natalia straci dziecko, to nigdy w życiu się nie wypłacicie. Liam i Nattie przeżyli tragedię, a wy robicie z tego sensację! Mało ludzi straciło dzieci?! Ci, którzy pierwsi to opublikowali, mają już wezwanie do sądu na biurku, a ta cała żmija, Sophia Smith, jak jeszcze raz zechce kogoś szantażować dla pieniędzy, to proponuję jej zacząć od pracownika banku, łatwiej tam uzyska pożyczkę!
Może to nie były jakieś błyskotliwe słowa, ale jednak podziałały. Paparazzi dali nam tymczasowo spokój, zamiast tego zaczęli polować na Sophię, a to pomogło doprowadzić do niej policję. Nasi prawnicy zajęli się nią i redaktorami naczelnymi tamtych gazet. Ale to nie zmieniało faktu, że nie mogliśmy już pójść na grób Patricka. Ja i tak byłam uziemiona, ale przynajmniej Liam... Niestety, cmentarz został zablokowany przez fanki, które liczyły, że znów się tam pojawimy. Jedyny plus z tego to ten, że niektóre z nich naprawdę chciały uczcić pamięć naszego synka. Zdjęcia tysiąca zniczy otaczających maleńki grób były piękne. I jednocześnie tak bardzo bolesne.
~~*~~
- To białaczka, Nattie. Masz nawrót. Izabella też będzie chora, może nie przeżyć porodu. - Spojrzałam przerażona na lekarza. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, była dziwnie zamazana. - Musimy teraz zrobić cesarkę.
Rozejrzałam się wokół, ale nie było przy mnie nikogo, ani Liama, ani Moni, ani Lou, nikogo. Same obce twarze, zakryte maskami chirurgicznymi lub rozmyte. Przewieźli mnie na salę operacyjną, położyli na stole...
- A znieczulenie? - Zapytałam spanikowana, kiedy lekarz zajął się obmacywaniem mojego brzucha.
- Po co ci znieczulenie, jak i tak umrzesz. - Wzruszył ramionami i podniósł skalpel do góry.
- Stop, nie! - Krzyknęłam. Chciałam się podnieść, ale czyjeś ręce zablokowały moje ramiona. Spojrzałam w górę i zobaczyłam dziwnie znajome oczy. Sophia? Tutaj?! Zaczęłam się znów wyrywać, kiedy nagle poczułam przeszywający ból kręgosłupa. Wrzasnęłam głośno.
- Mówiłem, że nie przeżyjesz. - Odwróciłam głowę do lekarza. Trzymał na rękach płaczące, zakrwawione dziecko. Izzy...
Nagle usłyszałam ogłuszający pisk, jak dźwięk kardiomonitora, a potem tępy ból w dole brzucha. Spojrzałam na swoje ręce i zobaczyłam strumienie krwi cieknące spod skóry. Rozpadałam się w oczach. Na piersi spadły kosmyki moich włosów, razem z cebulkami. Nie. To niemożliwe. Niemożliwe. To tylko zły sen. Zacisnęłam mocno oczy...
Nagle z sali operacyjnej przeniosłam się do jakiegoś białego pomieszczenia. Było ogromne, wielkości stadionu, nic tylko białe ściany, biały sufit, biała podłoga. Popatrzyłam na siebie. Smugi krwi na rekach zostały, ale zamiast dziwacznej koszuli nocnej miałam na sobie białą sukienkę. Pomacałam głowę, ale nie byłam łysa. Wydawało się, że wszystko się zgadzało z rzeczywistością oprócz... Gdzie jest Izzy? Zabrali ją?! Spanikowana podniosłam głowę i dostrzegłam na końcu pomieszczenia jakąś ciemną postać. Zaczęłam iść w tamtą stronę, bojąc się, kogo jeszcze mogłabym tam zobaczyć. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że postaci są tak naprawdę dwie, większa i mniejsza. Kolejne sto kroków. Już mogłam rozpoznać tę wyższą.
- Babcia! - Popędziłam w jej stronę, ale ona zatrzymała mnie gestem ręki.
- Nie podchodź. I tak mnie nie dotkniesz.
- Jak to? - To mi się śni. To mi się na pewno śni. - Dlaczego?
- Ty żyjesz. Ja nie. - Odpowiedziała, a potem wskazała na stojącą obok niej postać. Popatrzyłam w tamtą stronę i momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Kilkuletni chłopiec z ciemnymi włosami, jasną cerą i brązowymi oczami wpatrywał się we mnie uważnie.
- Patrick... To mój syn, prawda? - Babcia skinęła głową. - Jego też nie mogę przytulić, tak?
- Przykro mi. - Potrząsnęła głową. Odwróciłam się do chłopca. Naprawdę miał oczy Liama. I jego nos. I to znamię na szyi.
- Patrick... Znasz mnie? Wiesz, kim jestem? - Skinął głową powoli i się uśmiechnął.
- Moją mamusią. - Zaszlochałam głośno i uklękłam przed nim, żeby móc patrzeć mu prosto w oczy.
- Tak, skarbie, tak... Tak bardzo chciałabym cię uściskać. Dobrze ci tu?
- Tak. - Wyciągnęłam rękę, ale nie mogłam nawet go dotknąć, jakbym nie kontrolowała swojej ręki. Cały czas go omijałam w jakiś dziwny sposób. Jakby jakaś lina odciągała mi rękę. Jakbym była marionetką.
- Och, synku... Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko... - Załkałam, zakrywając oczy dłońmi.
- Natalciu... - Podniosłam zaczerwienione oczy na babcię. - Opiekuj się Izzy i Liamem. Oni są najważniejsi. Nie możesz wiecznie nas opłakiwać.
- Brakuje mi ciebie, babciu... Bardzo za tobą tęsknię. - Stanęłam przed nią i z trudem odwzajemniłam jej uśmiech.
- Jeszcze się zobaczymy. Nie teraz, dużo później. Masz jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. - Wzięła Patricka za rękę i rzuciła mi jeszcze jedno spojrzenie. - Pamiętaj, Natalciu, że zawsze będę obok ciebie. Zawsze się tobą będę opiekować. I twój synek też.
- Proszę, nie idźcie jeszcze. - Błagałam, ale oni odwrócili się i zaczęli odchodzić w stronę białej ściany. - Kocham was! - Krzyknęłam jeszcze, ale zniknęli mi z oczu.
- Nattie? Natalia... Czemu płaczesz, skarbie? - Liam usiadł na łóżku i zapalił lampkę. Był środek nocy, a ja oczywiście musiałam się rozpłakać przez sen. Przyciskałam do piersi poduszkę, która była już cała mokra od łez.
- Wiii... widziałaaam go... - Próbowałam złapać oddech, ale nie było to proste. Wytarłam policzki kantem dłoni i wzięłam od Liama chusteczkę. - Mam już dość tych koszmarów! - Krzyknęłam ze złością.
- Ćśśś... Wszyscy śpią, jest trzecia. - Oparł się łokciem o łóżko. Spojrzał mi prosto w oczy. - Co ci się śniło?
- Patrick. - Odpowiedziałam cicho. - Widziałam go. Naprawdę ma twoje oczy.
- I twój uśmiech?
- Chyba. Nie wiem. Za bardzo byłam zajęta płaczem. - Położyłam się na plecach. Zużytą chusteczkę rzuciłam w stronę kosza na śmieci, ale bankowo nie trafiłam. - I była... była tam babcia. Rozmawiałam z nią.
- Co mówiła? - Położył dłoń na moim brzuchu i zaczął go głaskać. Zaczęłam się uspokajać.
- Mam stanąć na nogi i przestać patrzeć wstecz. Nie mogę ich wiecznie opłakiwać... Ale ja nie umiem! - Rzuciłam mu bezradne spojrzenie. - Ja ciągle o nich myślę, czego bym nie robiła, coś przypomina mi o Patricku!
- Nattie... Musimy skupić się na przyszłości. - Liam zaczął spokojnie mówić, nie przerywając przesuwania dłonią po moim brzuchu. - Patrick zawsze będzie dla nas ważny, ale to, co ci się przyśniło... Twoja babcia była mądra. Wiedziała, co trzeba zrobić w każdej sytuacji. I teraz też ma rację. - Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Jak zwykle wiedział lepiej. I ostatnio był o wiele silniejszy psychicznie niż ja. Role się odwróciły. Boże, mam nadzieję, że po porodzie znów będę sobą.
- We śnie robili mi cesarkę, bo miałam nawrót białaczki. - Wyszeptałam, zaciskając palce na dłoni narzeczonego. - Zabrali mi Izzy...
- Nic takiego się nie stanie. Jesteś zdrowa. - Powiedział z tą pewnością, której mi tak bardzo brakowało.
- Przytul mnie. - Poprosiłam.
Po chwili leżałam bezpiecznie w jego ramionach, a jego oddech delikatnie owiewał mi kark.
- Oh I know the feeling,
Of finding yourself stuck out on the ledge,
And there ain't no healing,
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,
Take it from someone who's been where you're at,
Laid out on the floor,
And you're not sure,
You can take this anymore,
So just give it one more try to a lullaby,
And turn this up on the radio,
If you can hear me now, I'm reaching out,
To let you know that you're not alone,
And if you can't tell, I'm scared as hell,
'Cause I can't get you on the telephone,
So just close your eyes ,
Oh honey here comes a lullaby,
Your very own lullaby
(Znam to uczucie
Gdy znajdujesz się na krawędzi
I nic cię nie powstrzymuje
Od cięcia się wyszczerbionym ostrzem
Mówię ci, że
Nigdy nie jest aż tak źle
Posłuchaj kogoś, kto był tam, gdzie ty
Leżysz na podłodze
Niepewny
Czy możesz to jeszcze znieść
Więc spróbuj jeszcze raz, z kołysanką
Pogłośnij ją w radiu
Jeśli mnie słyszysz, chcę, żebyś wiedział
Że nie jesteś sam
I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że boję się jak diabli
Bo nie odbierasz telefonu
Więc po prostu zamknij oczy
Kochanie, nadchodzi kołysanka
Twoja własna kołysanka)
Rozpoznałam słowa "Lullaby" Nickelbacka. Nie. To nam się nie przytrafi. To tylko głupi sen, który nijak się miał do rzeczywistości.
Zamknęłam oczy, licząc, że nic więcej mi się już nie przyśni. A przynajmniej nie tej nocy.
- Czujemy się niepotrzebne, wiecie? - Eleanor wywróciła oczami, kiedy na kolejną prośbę o coś do zrobienia usłyszałyśmy głośne "Nie!".
- Jesteście mega potrzebne, ale do pilnowania, żeby nic się nie stało Izzy i Abbie. Koniec dyskusji. - Louis po akcji z moim nagłym pobytem w szpitalu też zrobił się nadopiekuńczy wobec El. Byłyśmy w ciąży, co równało się w pilnowaniem, wyręczaniem w każdej pracy i rozpieszczaniem. Normalnie bym nie narzekała, ale nadmiar lenistwa może człowieka wręcz ogłupić.
- A pompowanie balonów? - Jęknęłam, odchylając głowę na poduszkę. - Pompką do roweru...
- Nie!
- Dobra! Dobra. - Els uniosła ręce w poddańczym geście. - Włączam telewizor i nic nas nie obchodzą przygotowania.
- Nareszcie... - Jednocześnie obejrzałyśmy się na Nialla, który wzniósł oczy do nieba i odetchnął z ulgą. Widząc nasze mordercze spojrzenia, szybko zaczął się usprawiedliwiać. - Sorry, ale tego jojczenia nie da się znieść...
- Będziesz coś chciał. - Zagroziłam i skupiłam uwagę na jakimś programie kulinarnym. Od razu zrobiłam się głodna. El chyba też.
Leżałyśmy na sofach w salonie, ja tyłem do drzwi, a El po dużym oknem wychodzącym na podjazd. Obie ułożyłyśmy głowy na podłokietnikach, miałyśmy płaskie poduszeczki pod plecami i nogi uniesione na oparcia kanap. I obie miałyśmy na podłodze po ręką herbatki w identycznych żółtych kubkach i zaopatrzenie w postaci krakersów u mnie i herbatników u niej. Dziś pilotem rządziła Eleanor. Reszta bandy próbowała zorganizować coś w stylu przyjęcia urodzinowego dla Diany. W zasadzie jej pierwszego przyjęcia urodzinowego w życiu. Wątpię, czy te patologiczne stwory zwane jej biologicznymi rodzicami wiedziały, kiedy ta biedulka ma urodziny. Nika oczywiście zajęła się wystrojem i teraz z wysuniętym końcem języka dla większego skupienia wieszała pod sufitem transparent z napisem "Happy Birthday, Diana!". Niall dmuchał balony helem i zwykłym powietrzem, Zayn próbował ostrożnie przenieść tort z pudła na paterę bez żadnego uszkodzenia, Perrie jednym okiem pilnowała Shane'a, który z okazji urodzin Di dostał nową lokomotywę, a drugim mieszała sałatkę owocową. Louis i Liam próbowali zapakować w papier olbrzymi różowy domek dla lalek, który zafundowali Dianie Harry i Monia, a sądząc po rzucanych w przestrzeń komentarzach, nie szło im najlepiej. Nie chcieli pomocy, to nie.
Harry i Monika zabrali Dianę na spacer do parku. Drama z udziałem Patricka odkryła kolejną tajemnicę 1D Team. Kiedy Stylesowie przyjechali do mnie do szpitala, wzięli ze sobą Di, żeby nie musiała zostawać sama w domu lub w towarzystwie nieznanych osób. Pytania "who's that little girl?" przewijały się przez wszystkie portale, ale przez dłuższy czas ważniejsze było odkrycie grobu Patricka. Teraz, kiedy tamta nowina straciła na świeżości, Harry i Monika postanowili nie przejmować się opinią ludzi i po prostu pokazać się z córką. I tak nie mogliby wiecznie jej ukrywać. Dziś to był tylko spacer, jutro to będzie potwierdzenie na Twitterze. Tak, ludzie, państwo Styles bawią się w Angelinę Jolie i Brada Pitta. Adoptowali dziecko! Ciekawe, jaka będzie reakcja fanek.
- Shane, tego nie wolno jeść. - Perrie stanowczym gestem zabrała mu tekturowe opakowanie pociągu.
- Maaaamaaa! - Zaprotestował głośno, ale po chwili sam zatkał sobie buzię smoczkiem i zaczął sprawdzać, jak obracają się kółka lokomotywy. I czy da się je wyrwać z osi.
- Natalia... - El zerknęła na mnie zza oparcia kanapy.
- Hmm? - Mruknęłam, nie odrywając wzroku od telewizora. Czemu Gordon Ramsay umie zrobić takie cuda z tym kabaczkiem? Czemu mnie to nigdy nie chciało wyjść?
- Kiedy powinno się czuć pierwsze ruchy dziecka? - Puknęła palcem w brzuch. Był ze trzy razy mniejszy od mojego, ale i tak było już dokładnie widać, że to ciąża, a nie zaniedbanie diety.
- Piąty miesiąc. A co? - Skupiłam wzrok na swoim brzuchu, który co chwilę się mocniej uwypuklał, bo Izzy akurat miała trening karate.
- Chyba coś czuję... - Oznajmiła powoli. - Ale nie mam porównania. Co ty wtedy czułaś?
- Jakby coś w środku trzepotało. - Zaśmiałam się. - Ptaszek, motyl, nie wiem.
- Aha... - El przez chwilę się nad tym zastanawiała. - Dobra, poczekam, aż znowu to poczuję.
- Nie ciesz się za bardzo, bo może się okazać, że po prostu masz gazy. - Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki, Nat. Od razu mi lepiej. - Pokazała mi język i wróciła do oglądania programu.
- Cholera! - Wrzasnął Louis. - Większego pudła się nie dało kupić?! Nie mogli sami tego zapakować?!
- Weź stąd ten palec, bo wszystko pokapiesz krwią. - Burknął Liam i zgniótł ozdobny papier. - Nika, gdzie mamy więcej papieru do pakowania?
- W moim pokoju... Da mi ktoś taśmę?
- Trzymaj. - Odezwał się Zayn i podał jej rolkę. - Gdzie są świeczki?
- Chowałem je do tej szuflady z nożyczkami w kuchni...
Ot, typowe przygotowania do imprezy. Tylko alkoholu brakowało. Ale to nie pora i nie okazja na procenty. Zresztą, chyba tylko ze trzy osoby by piły. Nika po zapomnianych oświadczynach naprawdę starała się ograniczyć alkohol.
- Wiesz co, przełączę na MTV. - Eleanor zmieniła kanał na muzyczny. - Od słuchania o duszeniu mieszanki warzyw na wolnym ogniu i przygotowania czosnkowego dressingu robię się bardziej głodna niż zwykle.
- To może podgłoś tę piosenkę. - Zasugerowałam, słysząc "Stand By You" Rachel Platten. Niestety, spóźniłam się, bo utwór akurat się kończył, ale z drugiej strony "Mean" Taylor Swift też lubiłam. Może być głośniej.
- Ooo, uwielbiam to! Zwłaszcza wersję Glee, ale oryginał też może być! - Perrie odstawiła gotową sałatkę na bok i zaczęła stukać drewnianą łyżką o stół do rytmu.
- You, with your words like knives,
and swords and weapons
that you use against me,
You, have knocked off my feet again,
got me feeling like a nothing,
You, with your voice like nails on a chalkboard
calling me out when I'm wounded,
You, picking on the weaker man.
You can't take me down
with just one single blow,
But you don't know
what you don't know.
Someday, I'll be living in a big old city,
And all you're ever gonna be is mean.
Someday, I'll be big enough so you can't hit me,
And all you're ever gonna be is mean.
Why you gotta be so mean?
Gdy znajdujesz się na krawędzi
I nic cię nie powstrzymuje
Od cięcia się wyszczerbionym ostrzem
Mówię ci, że
Nigdy nie jest aż tak źle
Posłuchaj kogoś, kto był tam, gdzie ty
Leżysz na podłodze
Niepewny
Czy możesz to jeszcze znieść
Więc spróbuj jeszcze raz, z kołysanką
Pogłośnij ją w radiu
Jeśli mnie słyszysz, chcę, żebyś wiedział
Że nie jesteś sam
I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że boję się jak diabli
Bo nie odbierasz telefonu
Więc po prostu zamknij oczy
Kochanie, nadchodzi kołysanka
Twoja własna kołysanka)
Rozpoznałam słowa "Lullaby" Nickelbacka. Nie. To nam się nie przytrafi. To tylko głupi sen, który nijak się miał do rzeczywistości.
Zamknęłam oczy, licząc, że nic więcej mi się już nie przyśni. A przynajmniej nie tej nocy.
~~*~~
- Czujemy się niepotrzebne, wiecie? - Eleanor wywróciła oczami, kiedy na kolejną prośbę o coś do zrobienia usłyszałyśmy głośne "Nie!".
- Jesteście mega potrzebne, ale do pilnowania, żeby nic się nie stało Izzy i Abbie. Koniec dyskusji. - Louis po akcji z moim nagłym pobytem w szpitalu też zrobił się nadopiekuńczy wobec El. Byłyśmy w ciąży, co równało się w pilnowaniem, wyręczaniem w każdej pracy i rozpieszczaniem. Normalnie bym nie narzekała, ale nadmiar lenistwa może człowieka wręcz ogłupić.
- A pompowanie balonów? - Jęknęłam, odchylając głowę na poduszkę. - Pompką do roweru...
- Nie!
- Dobra! Dobra. - Els uniosła ręce w poddańczym geście. - Włączam telewizor i nic nas nie obchodzą przygotowania.
- Nareszcie... - Jednocześnie obejrzałyśmy się na Nialla, który wzniósł oczy do nieba i odetchnął z ulgą. Widząc nasze mordercze spojrzenia, szybko zaczął się usprawiedliwiać. - Sorry, ale tego jojczenia nie da się znieść...
- Będziesz coś chciał. - Zagroziłam i skupiłam uwagę na jakimś programie kulinarnym. Od razu zrobiłam się głodna. El chyba też.
Leżałyśmy na sofach w salonie, ja tyłem do drzwi, a El po dużym oknem wychodzącym na podjazd. Obie ułożyłyśmy głowy na podłokietnikach, miałyśmy płaskie poduszeczki pod plecami i nogi uniesione na oparcia kanap. I obie miałyśmy na podłodze po ręką herbatki w identycznych żółtych kubkach i zaopatrzenie w postaci krakersów u mnie i herbatników u niej. Dziś pilotem rządziła Eleanor. Reszta bandy próbowała zorganizować coś w stylu przyjęcia urodzinowego dla Diany. W zasadzie jej pierwszego przyjęcia urodzinowego w życiu. Wątpię, czy te patologiczne stwory zwane jej biologicznymi rodzicami wiedziały, kiedy ta biedulka ma urodziny. Nika oczywiście zajęła się wystrojem i teraz z wysuniętym końcem języka dla większego skupienia wieszała pod sufitem transparent z napisem "Happy Birthday, Diana!". Niall dmuchał balony helem i zwykłym powietrzem, Zayn próbował ostrożnie przenieść tort z pudła na paterę bez żadnego uszkodzenia, Perrie jednym okiem pilnowała Shane'a, który z okazji urodzin Di dostał nową lokomotywę, a drugim mieszała sałatkę owocową. Louis i Liam próbowali zapakować w papier olbrzymi różowy domek dla lalek, który zafundowali Dianie Harry i Monia, a sądząc po rzucanych w przestrzeń komentarzach, nie szło im najlepiej. Nie chcieli pomocy, to nie.
Harry i Monika zabrali Dianę na spacer do parku. Drama z udziałem Patricka odkryła kolejną tajemnicę 1D Team. Kiedy Stylesowie przyjechali do mnie do szpitala, wzięli ze sobą Di, żeby nie musiała zostawać sama w domu lub w towarzystwie nieznanych osób. Pytania "who's that little girl?" przewijały się przez wszystkie portale, ale przez dłuższy czas ważniejsze było odkrycie grobu Patricka. Teraz, kiedy tamta nowina straciła na świeżości, Harry i Monika postanowili nie przejmować się opinią ludzi i po prostu pokazać się z córką. I tak nie mogliby wiecznie jej ukrywać. Dziś to był tylko spacer, jutro to będzie potwierdzenie na Twitterze. Tak, ludzie, państwo Styles bawią się w Angelinę Jolie i Brada Pitta. Adoptowali dziecko! Ciekawe, jaka będzie reakcja fanek.
- Shane, tego nie wolno jeść. - Perrie stanowczym gestem zabrała mu tekturowe opakowanie pociągu.
- Maaaamaaa! - Zaprotestował głośno, ale po chwili sam zatkał sobie buzię smoczkiem i zaczął sprawdzać, jak obracają się kółka lokomotywy. I czy da się je wyrwać z osi.
- Natalia... - El zerknęła na mnie zza oparcia kanapy.
- Hmm? - Mruknęłam, nie odrywając wzroku od telewizora. Czemu Gordon Ramsay umie zrobić takie cuda z tym kabaczkiem? Czemu mnie to nigdy nie chciało wyjść?
- Kiedy powinno się czuć pierwsze ruchy dziecka? - Puknęła palcem w brzuch. Był ze trzy razy mniejszy od mojego, ale i tak było już dokładnie widać, że to ciąża, a nie zaniedbanie diety.
- Piąty miesiąc. A co? - Skupiłam wzrok na swoim brzuchu, który co chwilę się mocniej uwypuklał, bo Izzy akurat miała trening karate.
- Chyba coś czuję... - Oznajmiła powoli. - Ale nie mam porównania. Co ty wtedy czułaś?
- Jakby coś w środku trzepotało. - Zaśmiałam się. - Ptaszek, motyl, nie wiem.
- Aha... - El przez chwilę się nad tym zastanawiała. - Dobra, poczekam, aż znowu to poczuję.
- Nie ciesz się za bardzo, bo może się okazać, że po prostu masz gazy. - Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki, Nat. Od razu mi lepiej. - Pokazała mi język i wróciła do oglądania programu.
- Cholera! - Wrzasnął Louis. - Większego pudła się nie dało kupić?! Nie mogli sami tego zapakować?!
- Weź stąd ten palec, bo wszystko pokapiesz krwią. - Burknął Liam i zgniótł ozdobny papier. - Nika, gdzie mamy więcej papieru do pakowania?
- W moim pokoju... Da mi ktoś taśmę?
- Trzymaj. - Odezwał się Zayn i podał jej rolkę. - Gdzie są świeczki?
- Chowałem je do tej szuflady z nożyczkami w kuchni...
Ot, typowe przygotowania do imprezy. Tylko alkoholu brakowało. Ale to nie pora i nie okazja na procenty. Zresztą, chyba tylko ze trzy osoby by piły. Nika po zapomnianych oświadczynach naprawdę starała się ograniczyć alkohol.
- Wiesz co, przełączę na MTV. - Eleanor zmieniła kanał na muzyczny. - Od słuchania o duszeniu mieszanki warzyw na wolnym ogniu i przygotowania czosnkowego dressingu robię się bardziej głodna niż zwykle.
- To może podgłoś tę piosenkę. - Zasugerowałam, słysząc "Stand By You" Rachel Platten. Niestety, spóźniłam się, bo utwór akurat się kończył, ale z drugiej strony "Mean" Taylor Swift też lubiłam. Może być głośniej.
- Ooo, uwielbiam to! Zwłaszcza wersję Glee, ale oryginał też może być! - Perrie odstawiła gotową sałatkę na bok i zaczęła stukać drewnianą łyżką o stół do rytmu.
- You, with your words like knives,
and swords and weapons
that you use against me,
You, have knocked off my feet again,
got me feeling like a nothing,
You, with your voice like nails on a chalkboard
calling me out when I'm wounded,
You, picking on the weaker man.
You can't take me down
with just one single blow,
But you don't know
what you don't know.
Someday, I'll be living in a big old city,
And all you're ever gonna be is mean.
Someday, I'll be big enough so you can't hit me,
And all you're ever gonna be is mean.
Why you gotta be so mean?
(Ty, ze słowami jak noże,
Miecze i broń,
Których używasz przeciwko mnie
Ty, znów zwaliłeś mnie z nóg
I sprawiłeś, że czuję się nic nie warta
Ty, i twój głos jak paznokcie na tablicy,
Który wyzywa mnie kiedy jestem ranna
Ty, wyżywasz się na słabszym człowieku
Cóż, potrafisz pokonać mnie
Jednym, pojedynczym dmuchnięciem,
Ale nie wiesz
Tego, czego nie wiesz
Kiedyś będę mieszkać w wielkim, starym mieście
A ty już zawsze będziesz wredny
Kiedyś będę wystarczająco duża, żebyś nie mógł mnie uderzyć
A ty już zawsze będziesz wredny
Dlaczego musisz być taki wredny?)
- Taaa, za tę piosenkę jestem w stanie tolerować Swift. - Nika zeskoczyła z krzesła. - Gotowe. Mogą przychodzić.
Ale mała solenizantka z rodzicami pojawiła się dopiero po godzinie, kiedy w telewizji leciało "How Ya Doin'", a główna przedstawicielka Little Mix szalała z synkiem na podłodze, udając smoka goniącego pociąg.
- Ej, wszyscy na miejsca! - Liam zerwał się z parapetu, na którym czatował na powrót Stylesów i stanął obok prezentu. - Całe szczęście, bo ta wstążka długo by już nie wytrzymała. - Podniosłam się powoli z kanapy, ale groźne spojrzenie Payne'a zatrzymało mnie w miejscu. Okej, będę stała i się opierała o sofę, zadowolony?
- No, wreszcie jesteśmy! Nogi mi już odpadają od tego spaceru! - Obwieścił głośno Harry, otwierając drzwi wejściowe.
- Ale przecież ty chciałeś na huśtawki... - Odezwała się cicho Diana. Te niecałe trzy tygodnie w naszym towarzystwie trochę ją ośmieliły. Wprawdzie zawsze odzywała się cicho i przerywała zdania, jakby bała się, że ukarzemy ją za coś, co powiedziała, ale przynajmniej już nie trzeba było ją stale zmuszać do mówienia. Coraz częściej sama zaczynała rozmowę. Dużo pytała. Interesowała się różnymi rzeczami w domu, ale nigdy nic nie dotykała bez pytania i czasem zachowywała się, jakby przebywała w muzeum... Ale wszyscy zauważali zachodzące w niej zmiany.
- Niespodzianka! - Krzyknęliśmy wszyscy razem. Dziewczynka pisnęła cienko i przestraszona przytuliła się do nogi Moniki.
- Happy birthday to you, happy birthday to you! Happy birthday, dear Diana, happy birthday to you!!! - Zaśpiewaliśmy głośno, a Zayn podszedł do niej z tortem w rękach. Kucnął przed nią, uważając na palące się świeczki.
- Wszystkiego najlepszego, mała. A teraz zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie.
- J-ja? - Zająknęła się. Popatrzyła na kolorowe balony i dekoracje. Potem podniosła wzrok na Monikę.
- Śmiało, kochanie. Dziś są twoje urodziny. - Uklękła obok niej i wskazała na tort. - Podobno jak się pomyśli życzenie i zdmuchnie od razu wszystkie świeczki na torcie, to to życzenie się spełni, wiesz?
Diana skupiła wzrok na torcie i pięciu płonących świeczkach.
- Teraz? - Szepnęła podekscytowana.
- Kiedy będziesz gotowa. - Uśmiechnął się Harry. Mała jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i podeszła krok bliżej tortu. Wzięła głęboki wdech i powoli zdmuchnęła wszystkie świeczki. Zaczęliśmy bić brawo i zaprowadziliśmy dziewczynkę do salonu, gdzie ustawione były prezenty. Perrie wzięła Shane'a na ręce, bo już rwał się do rozerwania kolorowych opakowań.
- A to prezent dla ciebie od nas. - Hazz wysunął na środek największe pudło. - Od mamy i od taty.
Dziewczynka wpatrywała się z otwartą buzią na paczkę większą od niej samej. Wyciągnęła rączkę, ale zaraz ją cofnęła.
- Co to? - Zapytała cichutko.
- Prezent, Di. Pomóc ci z odpakowaniem? - Zapytała Monika, zdejmując jej z szyi szaliczek. Mała pokiwała głową i wzięła ją za rękę. Monia pociągnęła za wstążkę i rozsunęła lśniący papier. Harry pomógł im odsunąć olbrzymie arkusze i oczom dziewczynki ukazało się pudło z domkiem dla lalek. Trzy piętra, kilka pokoi, dwie łazienki, duża kuchni, wszystko z mebelkami w tradycyjnym różowym i fioletowym kolorze. Plus dwie lalki Barbie do kompletu.
- I jak ci się podoba? - Zapytał Harry nerwowo. Miał stracha, bo to on wybierał domek. I za chwilę miał go złożyć z miliona elementów. - To super ekstra domek dla lalek. Będziesz mogła się świetnie bawić.
Diana wpatrywała się okrągłymi ze zdumienia oczami w zdjęcie na pudle. Puściła rękę Moni i podeszła bliżej. Dotknęła pudła i odwróciła się przodem do rodziców z przejęciem.
- On jest tam w środku? - Zapytała.
- Tak. - Roześmiała się Monika. - Tata zaraz ci go złoży, bo teraz jest w kawałkach i trzeba go zbudować, będzie jak prawdziwy d...
- To najlepszy prezent świata! - Krzyknęła Diana, rzucając się na szyję Harry'ego. - Mamo, tato, dziękuję!!! - Przytuliła się mocno do nich obojga.
Nie, mała, domek nie był najlepszym prezentem świata. Najlepszym prezentem świata obdarowałaś przed chwilą swoich przybranych rodziców, kiedy po raz pierwszy powiedziałaś do nich "mamo, tato". Takiej radości w oczach Moniki i Harry'ego nie widziałam nigdy. A na widok ich łez sama się popłakałam.
______________________________________________________
Uwaga, uwaga! Stawiam sobie wyzwanie! Wyzwanie brzmi: napisać rozdział w sześć dni, wliczając dzisiaj, i opublikować go trzeciego kwietnia, w swoje dwudzieste urodziny! Wyznanie rozpoczyna się za trzy, dwa, jeden... START! :D
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze (odpowiedziałam na nie pod dwoma ostatnimi rozdziałami!), za obserwowanie, zadawanie pytań na Asku, za wszyyyyściuteńko! ^^
Kocham Was bardzo <3
Roxanne xD
Miecze i broń,
Których używasz przeciwko mnie
Ty, znów zwaliłeś mnie z nóg
I sprawiłeś, że czuję się nic nie warta
Ty, i twój głos jak paznokcie na tablicy,
Który wyzywa mnie kiedy jestem ranna
Ty, wyżywasz się na słabszym człowieku
Cóż, potrafisz pokonać mnie
Jednym, pojedynczym dmuchnięciem,
Ale nie wiesz
Tego, czego nie wiesz
Kiedyś będę mieszkać w wielkim, starym mieście
A ty już zawsze będziesz wredny
Kiedyś będę wystarczająco duża, żebyś nie mógł mnie uderzyć
A ty już zawsze będziesz wredny
Dlaczego musisz być taki wredny?)
- Taaa, za tę piosenkę jestem w stanie tolerować Swift. - Nika zeskoczyła z krzesła. - Gotowe. Mogą przychodzić.
Ale mała solenizantka z rodzicami pojawiła się dopiero po godzinie, kiedy w telewizji leciało "How Ya Doin'", a główna przedstawicielka Little Mix szalała z synkiem na podłodze, udając smoka goniącego pociąg.
- Ej, wszyscy na miejsca! - Liam zerwał się z parapetu, na którym czatował na powrót Stylesów i stanął obok prezentu. - Całe szczęście, bo ta wstążka długo by już nie wytrzymała. - Podniosłam się powoli z kanapy, ale groźne spojrzenie Payne'a zatrzymało mnie w miejscu. Okej, będę stała i się opierała o sofę, zadowolony?
- No, wreszcie jesteśmy! Nogi mi już odpadają od tego spaceru! - Obwieścił głośno Harry, otwierając drzwi wejściowe.
- Ale przecież ty chciałeś na huśtawki... - Odezwała się cicho Diana. Te niecałe trzy tygodnie w naszym towarzystwie trochę ją ośmieliły. Wprawdzie zawsze odzywała się cicho i przerywała zdania, jakby bała się, że ukarzemy ją za coś, co powiedziała, ale przynajmniej już nie trzeba było ją stale zmuszać do mówienia. Coraz częściej sama zaczynała rozmowę. Dużo pytała. Interesowała się różnymi rzeczami w domu, ale nigdy nic nie dotykała bez pytania i czasem zachowywała się, jakby przebywała w muzeum... Ale wszyscy zauważali zachodzące w niej zmiany.
- Niespodzianka! - Krzyknęliśmy wszyscy razem. Dziewczynka pisnęła cienko i przestraszona przytuliła się do nogi Moniki.
- Happy birthday to you, happy birthday to you! Happy birthday, dear Diana, happy birthday to you!!! - Zaśpiewaliśmy głośno, a Zayn podszedł do niej z tortem w rękach. Kucnął przed nią, uważając na palące się świeczki.
- Wszystkiego najlepszego, mała. A teraz zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie.
- J-ja? - Zająknęła się. Popatrzyła na kolorowe balony i dekoracje. Potem podniosła wzrok na Monikę.
- Śmiało, kochanie. Dziś są twoje urodziny. - Uklękła obok niej i wskazała na tort. - Podobno jak się pomyśli życzenie i zdmuchnie od razu wszystkie świeczki na torcie, to to życzenie się spełni, wiesz?
Diana skupiła wzrok na torcie i pięciu płonących świeczkach.
- Teraz? - Szepnęła podekscytowana.
- Kiedy będziesz gotowa. - Uśmiechnął się Harry. Mała jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i podeszła krok bliżej tortu. Wzięła głęboki wdech i powoli zdmuchnęła wszystkie świeczki. Zaczęliśmy bić brawo i zaprowadziliśmy dziewczynkę do salonu, gdzie ustawione były prezenty. Perrie wzięła Shane'a na ręce, bo już rwał się do rozerwania kolorowych opakowań.
- A to prezent dla ciebie od nas. - Hazz wysunął na środek największe pudło. - Od mamy i od taty.
Dziewczynka wpatrywała się z otwartą buzią na paczkę większą od niej samej. Wyciągnęła rączkę, ale zaraz ją cofnęła.
- Co to? - Zapytała cichutko.
- Prezent, Di. Pomóc ci z odpakowaniem? - Zapytała Monika, zdejmując jej z szyi szaliczek. Mała pokiwała głową i wzięła ją za rękę. Monia pociągnęła za wstążkę i rozsunęła lśniący papier. Harry pomógł im odsunąć olbrzymie arkusze i oczom dziewczynki ukazało się pudło z domkiem dla lalek. Trzy piętra, kilka pokoi, dwie łazienki, duża kuchni, wszystko z mebelkami w tradycyjnym różowym i fioletowym kolorze. Plus dwie lalki Barbie do kompletu.
- I jak ci się podoba? - Zapytał Harry nerwowo. Miał stracha, bo to on wybierał domek. I za chwilę miał go złożyć z miliona elementów. - To super ekstra domek dla lalek. Będziesz mogła się świetnie bawić.
Diana wpatrywała się okrągłymi ze zdumienia oczami w zdjęcie na pudle. Puściła rękę Moni i podeszła bliżej. Dotknęła pudła i odwróciła się przodem do rodziców z przejęciem.
- On jest tam w środku? - Zapytała.
- Tak. - Roześmiała się Monika. - Tata zaraz ci go złoży, bo teraz jest w kawałkach i trzeba go zbudować, będzie jak prawdziwy d...
- To najlepszy prezent świata! - Krzyknęła Diana, rzucając się na szyję Harry'ego. - Mamo, tato, dziękuję!!! - Przytuliła się mocno do nich obojga.
Nie, mała, domek nie był najlepszym prezentem świata. Najlepszym prezentem świata obdarowałaś przed chwilą swoich przybranych rodziców, kiedy po raz pierwszy powiedziałaś do nich "mamo, tato". Takiej radości w oczach Moniki i Harry'ego nie widziałam nigdy. A na widok ich łez sama się popłakałam.
______________________________________________________
Uwaga, uwaga! Stawiam sobie wyzwanie! Wyzwanie brzmi: napisać rozdział w sześć dni, wliczając dzisiaj, i opublikować go trzeciego kwietnia, w swoje dwudzieste urodziny! Wyznanie rozpoczyna się za trzy, dwa, jeden... START! :D
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze (odpowiedziałam na nie pod dwoma ostatnimi rozdziałami!), za obserwowanie, zadawanie pytań na Asku, za wszyyyyściuteńko! ^^
Kocham Was bardzo <3
Roxanne xD