Chciałam napisać piosenkę. I miałam blokadę gigant.
Słowa "Gravity", które kiedyś spisałam na paragonie, przeniosłam na normalną kartkę, skreśliłam połowę, zanotowałam kilka wersów... i tyle. Dalej nie mogłam się z tym ruszyć. Co chwilę zaczynałam grać nową melodię, ale już po kilku nutach słyszałam, że to nie to. Na podłodze wokół pianina leżała cała masa pomiętych kartek, jakichś durnych rysunków i wypisanych słów, którymi określałam swój obecny stan tworzenia. Na ogół niecenzuralnych.
Podniosłam głowę z klawiszy, żeby popatrzeć na zegarek. Ósma dwadzieścia. Zaraz zaczną mnie szukać, w końcu siedziałam tu od piątej. Oparłam policzek na dłoni, łokciem przyciskając klawisz c i od niechcenia zaczęłam uderzać palcem w przypadkowe nuty. Jakimś cudem dźwięki zaczęły mi przypominać "I Wanna Write You A Song". Cóż. Chciałam napisać mu piosenkę. Chciałam, a nie mogłam. Znowu się wyprostowałam i aż się skrzywiłam, gdy poczułam lekki ból w dole pleców. Od razu przesiadłam się na znacznie wygodniejszy fotel przed konsolą, bo tamten przy fortepianie mordował mój kręgosłup. Zaczęłam przeglądać listę piosenek załadowanych na naszym sprzęcie. Może coś mi wpadnie... Przesłuchałam "Flashlight" i "Demons", ale żadne nawet nie spróbowało być moją inspiracją. A może brak weny był skutkiem głodu? Tak, to na pewno to.
Wyłączyłam sprzęt i powlokłam się na górę. W przelocie zerknęłam na kalendarz. Niall dziś powinien pójść na kontrolę, to już dwa tygodnie od jego wyjścia ze szpitala. Nika pewnie pamiętała, ale wolałam jeszcze sama mu przypomnieć.
-Mało się o niego nie zabiłem.- Odwróciłam się do Liama. Właśnie stawiał na podłodze kuchni Shere Khana.- Rozwaliłeś się na ostatnim stopniu, prawie cię przydeptałem, stary.- Powiedział z wyrzutem i podsunął mu miskę z wodą. Wyjął z szafki puszkę i wyskrobał kotu porządną porcję mokrej karmy. Shere Khan rzucił się na jedzenie, jakby nie jadł od miesięcy.
-Wiesz, nie zaszkodziłoby patrzeć pod nogi, kiedy schodzisz po schodach.- Uśmiechnęłam się złośliwie i nalałam wrzątku do kubka z saszetką zielonej herbaty.- Kupowałeś może musztardę? Albo grzybki w occie?
-Musztardę na pewno, a grzybki chyba kupował Zayn. Sprawdź jego półkę.
-Odkupię mu.- Wyjęłam z lodówki słoik grzybków, masło, wędlinę, konfiturę z winogron, musztardę i jogurt musli. Dołożyłam do tego miód, dwie bułki i herbatę. Liam zerkał co chwilę na moje rosnące nakrycie i kręcił głową z niedowierzaniem.
-Jesz więcej niż Niall. Nawet Perrie, kiedy była w ciąży tyle nie wcinała.- Skomentował, patrząc, jak ładowałam do ust kanapkę z szynką, musztardą i miodem.
-Normalna kobieta by się obraziła za takie słowa od faceta, ale ja jestem w ciąży i mogę wyglądać jak beczka. Zresztą, mój wygląd, mój problem. Zajmij się swoim kaloryferem.- Wymamrotałam z pełną buzią.
-Jasne.- Wyciągnął patelnię i nalał hojnie oleju.
-Robisz jajecznicę?- Zainteresowałam się, podsuwając mu nóż do pokrojenia cebuli.
-Też chcesz?- Uśmiechnęłam się i pokiwałam entuzjastycznie głową.- A czy możesz powiedzieć mojej córce, że to niezdrowo tak się obżerać?
-Córko, ojciec żałuje ci jedzenia.- Przekazałam komunikat swojemu brzuchowi.
-Jesteś niereformowalna.- Nie mogłam mu odpowiedzieć, bo próbowałam przełknąć porcję jogurtu z dżemem i miodem, dlatego uniosłam w górę kciuk.- Czy ty mnie właśnie polajkowałaś?
-Yep.- Zagryzłam jogurt grzybkiem. Liam z rezygnacją odwrócił się do kuchenki i zaczął rozbijać jajka na patelni.
-Czy ktoś szykuje śniadanie?- Do pomieszczenia wkroczyła Eleanor i zaciągnęła się boskim zapachem smażeniny.- Załapię się też?
-Jasne.- Liam ze sztucznym uśmiechem rozbił kolejne trzy jajka.- Czy przewidujemy, że twój mąż też będzie sępił moje śniadanie?
-Lou jadł godzinę temu.
-Słońce mu przygrzało, że wstał tak wcześnie?- Podzieliłam się z El grzybkami.
-Wiesz, za tydzień ma ten swój mecz charytatywny. Od śniadania drybluje w ogrodzie.- Wyjaśniła, wyławiając grzybka ze słoika. Wychyliłam się na krześle, żeby spojrzeć przez okno. Nic nie widziałam, ale głuche uderzenia piłki świadczyły o tym, że ktoś ostro się na niej wyżywał.
-Niech tylko trzyma się z daleka od moich róż.- Ostrzegłam.
-Jajecznica już jest.- Zameldował Liam i postawił przed nami dwa talerze. Sam usiadł obok i zaczął jeść wprost z patelni. Eleanor rzuciła się na jedzenie jak wygłodniała hiena.
-Dzięki ci, Liam, że dodałeś boczku.- Uśmiechnęła się z wypchanymi policzkami. Parsknęłam śmiechem. Wyglądała jak chomik.
Śniadanie znikało w zastraszającym tempie i kiedy na dół zeszła Nika, jajecznica była tylko wspomnieniem, a słoik grzybków został wyczyszczony nawet z octowej zalewy.
-Jezu, wpuściliście tu wojsko? Gdzie mój miód?- Wstrząśnięta złapała za puste naczynie.- Tu było trzy czwarte słoika! Natalia!
-To nie ja. To El.- Wskazałam na dziewczynę, która kończyła z zapałem trzecią kanapkę z polędwicą. Nika popatrzyła na nią, na talerze stojące na stole, na Liama, który posłał bezradne spojrzenie i wypaliła z grubej rury.
-Eleanor Tomlinson, czy ty też jesteś w ciąży?- El podniosła na nią wzrok i zwolniła żucie. Przez chwilę jakby się namyślała. Czekaliśmy w napięciu, aż przełknie kęs kanapki.
-No... Testu jeszcze nie robiłam, ale to... Wydaje mi się możliwe.- Oznajmiła ze stoickim spokojem. Liam zakrztusił się popijaną właśnie kawą. Musiałam go porządnie walnąć w plecy, żeby przestał kasłać.
-O Jezu...- Odetchnął.- I ty to mówisz ot tak, po prostu?!
-A jak mam mówić?- Wzruszyła ramionami.- Po chińsku? Jeśli jestem w ciąży, to fajnie, bo z Lou jesteśmy na to gotowi. Wzięliśmy ślub, zaplanowaliśmy wszystko, z dzieckiem też damy radę.
-A masz chociaż objawy?- Zapytałam.- Oprócz nieposkromionego apetytu.
-Niby nie, chociaż chyba przytyło mi się w brzuchu. Ważę trzy kilo więcej niż przed weselem.
-Czyim?
-Moim, oczywiście! Parę razy mnie zemdliło, ale nic poważnego. Poza tym, chyba spóźnia mi się okres.
-Chyba?
-Kalendarzyka nie prowadzę, matko. Jednego nie miałam na pewno, może nawet ominęły mnie dwa.
-Ręce mi opadły.- Jęknęła Nika i usiadła ciężko przy stole, biorąc na kolana kota. Shere Khan z niezadowoleniem przerwał toaletę i patrzył na nią zmrużonymi oczami, kiedy zaczęła machinalnie głaskać go po grzbiecie.- Czy ty w ogóle byłaś kiedyś na jakiejkolwiek kontroli u ginekologa?
-Byłam, luz. Zrobię test, spokojnie.- Eleanor wyglądała, jakby wcale nie przejmowała się możliwą ciążą.- Nawet już kupiłam.
-Nattie, można być w ciąży bez mdłości?- Zapytał mnie Liam, lustrując uważnie sylwetkę El. Nic nie było widać.
-Jasne. Sama tak miałam. Dopiero po weselu mi się zaczęło, a byłam już w czwartym miesiącu. Ale z kolei Pezz rzygała jak kot przez pierwsze siedem miesięcy od samego początku, tylko nieźle to ukrywała. Dopiero przed samym porodem ustały jej mdłości.
-Nie ma co, mamy urodzaj na dzieciaki.- Zironizował i zwrócił się do Niki.- Też jesteś w ciąży? Lepiej powiedz od razu.
-Ja? Nie! Biorę tabletki, a okres wypadnie mi za tydzień. Już czuję PMS.
-Okej. Boże, co wy ze mną zrobiłyście, że gadam z wami na takie tematy?!- Westchnął ciężko i wstał od stołu, żeby zebrać talerze.- To teraz idźcie zrobić ten test, a ja ogarnę dom. Potem jadę do Ruth, bo przywiozła mi coś z domu.
-Pozdrów ją ode mnie.- Powiedziałam i pociągnęłam El na górę.- Chodź. Im szybciej zrobisz, tym lepiej.
-Nie denerwuj się tak. Przecież wiem, że mam zrobić.- Wywróciła oczami.- Mogę najpierw pójść do łazienki?
-Z testem pójdziesz. Nika, chodź.
-Ale śniadanie...-Jęknęła, patrząc na lodówkę wzrokiem, którego bankowo nauczyła się od Niallera.
-Babskie wsparcie się przyda.- Dominika po krótkiej wewnętrznej walce złapała za wczorajszą drożdżówkę i pobiegła za nami.
-Co wy wyprawiacie?- Z pokoju Stylesów wychyliła się ziewająca Monia. Późnym wieczorem wrócili z miodowego pół-miesiąca, który spędzili na przepraszaniu reszty rodziny Harry'ego w Holmes Chapel za brak zaproszenia na ich ślub i wrócili wykończeni. Z pokoju wciąż dochodziło pochrapywanie chłopaka.
-Kolejną ciążę.- Oznajmiła jej Nika. Monia zmarszczyła brwi, próbując ogarnąć, co przed chwilą usłyszała.
-Że co?
-El prawdopodobnie jest w ciąży, idziemy robić test.- Wyjaśniłam pokrótce, siadając na łóżku w pokoju Tomlinsonów. Monia rzuciła się na fotel i znów ziewnęła.
-Wszystkie go robicie? Tobie i tak wyjdzie dodatni.
-Ha. Ha.- Zaśmiałam się ironicznie. Przez szparę w drzwiach zauważyłam Perrie, wymykającą się na palcach z pokoju synka. W jednej ręce trzymała pustą butelkę po mleku, a w drugiej woreczek na śmieci wypełniony pampersami.- Pezz!- Zawołałam półgłosem. Odwróciła się do mnie z mordem w oczach i niespokojnie zaczęła nasłuchiwać, czy Shane przypadkiem się nie obudził. Wreszcie weszła do El i zamknęła za sobą drzwi.
-Co to za narada?- Zapytała, odkładając śmieci na podłogę przy progu.- Jak mi obudzicie dziecko, to nie wiem, co wam zrobię. Miał taką kolkę, że zasnął po pierwszej i budził się co godzinę.
-Znalazłam!- El z triumfalna miną pokazała nam test.
-No, do roboty.- Nika wskazała jej ręką łazienkę.- Nie będziemy czekać wiecznie, jestem głodna.
-Jesteś w ciąży?- Zapytała zdumiona Perrie i usiadła obok mnie na łóżku.
-Właśnie będzie to sprawdzać.
-Obudźcie mnie, kiedy będzie wiadomo.- Monia zwinęła się w kłębek na fotelu i zamknęła oczy.
Czekałyśmy w milczeniu, aż Eleanor wyjdzie z gotowym wynikiem. Perrie położyła się obok mnie na łóżku i niemal natychmiast odpłynęła, Nika kończyła pochłaniać drożdżówkę, a ja bezmyślnie przesuwałam ręką po brzuchu. Mała znów zaczęła swoje harce. Już nie było dnia, żeby mnie gdzieś nie szturchnęła. Przeniosłam wzrok na Monikę. Wcale nie drzemała. Oczy miała otwarte i patrzyła na drzwi od łazienki. Nagle zrozumiałam, że to był błąd, żeby zabierać tu Monikę. Dla niej ciąża Eleanor to kolejne brutalne przypomnienie, że ona sama nigdy nie będzie miała dzieci. I jak tu teraz z tego wybrnąć?
Moje ponure rozmyślania przerwało wejście Eleanor. Miała zaciśnięte powieki i w wyciągniętej ręce trzymała test.
-Niech to ktoś sprawdzi.- Powiedziała błagalnie.- Nie boję się ciąży, ale ten moment jednak mnie przerasta.
Nika westchnęła z irytacją i zabrała jej test. Chwilkę go analizowała i wreszcie powiedziała niewzruszonym głosem:
-Jesteś w ciąży.
Eleanor natychmiast otworzyła oczy i wyrwała jej test.
-O matko, naprawdę! Jestem w ciąży... Jestem w ciąży! LOUIS!!! Louis! Louis! Louis! Louis! Louis...- Wypadła z pokoju z testem w garści i popędziła po schodach na dół, wykrzykując na każdym stopniu imię męża. Perrie i Nika rzuciły się do okna, żeby zobaczyć ciąg dalszy.
-Pokazała mu test... O Jezu, przewrócili się na trawę.- Roześmiała się Pezz.
-JA PIERDZIELĘ, BĘDĘ OJCEM!!!- Chyba cały Londyn usłyszał radosny wrzask Tommo. My miałyśmy zamknięte okna, a co powiedzą fanki, które być może stoją pod bramą?
Monika zsunęła się z fotela i w milczeniu wyszła z pokoju. Zagryzłam wargę i nie oglądając się na dziewczyny, wyszłam za nią. Szła wolno w stronę swojego pokoju i mogłam dosłownie wyczuć, że płacze. A przynajmniej zaczyna.
-Monia!- Zawołałam ją. Zatrzymała się, ale nie odwróciła. W lustrze obok widziałam, jak wyciera wierzchem dłoni mokre policzki.
-Hmm? Co?
-Chciałabym, żebyś gdzieś ze mną poszła. Będziesz gotowa za pół godziny?
-Będę.- Odparła cichutko i zamknęła za sobą drzwi pokoju.
Ubrałam się i umyłam najszybciej jak tylko umiałam. Włosy byle jak spięłam klamrą w luźnego koka, tak że kilka pasm wysuwało mi się na twarz. Rzęsy pociągnęłam tuszem i przypudrowałam policzki. Liam wszedł do pokoju, kiedy kończyłam nakładać błyszczyk.
-Wiesz już?
-O Els? Wiem.- Posłałam mu uśmiech i zakręciłam pędzelek do pudru.- Idę z Moniką na cmentarz.
-Może pojedźcie samochodem?- Zasugerował niepewnie i wyjrzał za okno.
-Monika wróciła jakby do siebie, ale nie może się izolować od reszty świata. Poza tym, muszę z nią pogadać, a trochę nam na tym zejdzie.- Wstałam sprzed toaletki i stanęłam przed dużym lustrem w garderobie. Obciągnęłam w dół rękawy granatowej narzutki, pod którą miałam czarną bokserkę i zaplotłam dłonie na brzuchu. Liam stanął za mną i położył swoje ręce na moich.
-Źle zareagowała na tą wiadomość?
-Rozpłakała się.- Skrzywiłam się.- Ja straciłam jedno dziecko, ona wszystkie, jakie kiedykolwiek mogła mieć. Ja się z tym już praktycznie pogodziłam, a teraz muszę jej to pokazać. Jak sobie z tym radzić, nawet jeśli czujesz, że dookoła wali się cały świat.
-Jest silna, poradzi sobie.- Oparł brodę na moim ramieniu.
-Boję się, że ona była silna, a teraz tej siły już nie ma, wyparowała. Została zepsuta, pusta skorupa po dziewczynie pełnej życia... Matko.- Zreflektowałam się.- W studiu kompletnie nie mam weny, a jak nie muszę, to normalnie gadam wierszem.- Liam parsknął śmiechem.
-Bywa, zwłaszcza jak nie masz weny. A co piszesz?
-A nic takiego.- Mruknęłam. Jeszcze czego, żebym się wygadała o piosence, która będzie... No, będzie o nim.
-Okej, nie chcesz, nie mów.- Zgodził się.- Prędzej, czy później i tak ją pokażesz.
-Raczej później.- Zamilkłam na chwilę. Przyjrzałam się swojemu odbiciu.- To połowa szóstego miesiąca, a ja już wyglądam jak beczka. W dziewiątym nie przecisnę się przez drzwi.
-Będę cię przepychał.- Zaoferował się i cmoknął mnie w policzek. Prychnęłam pod nosem urażona, ale zaraz się roześmiałam.
-Tą starą przepychaczką do rur, która stoi w szafce z narzędziami w garażu?
-Jak zasłużysz, to nawet kupię nową.- Zaofiarował się i podszedł do szuflady z T-shirtami.
-Okej.- Skinęłam głową z uśmiechem i jeszcze raz zerknęłam do lustra.- Dobra, idę. Trzymaj się.
Przeszłam przez korytarz i mocno zapukałam w drzwi Stylesów. Monika otworzyła mi dosłownie w tej samej sekundzie, jakby już czatowała na progu. Założyła jasne jeansy i czarną koszulę w białe nutki, która na dwieście procent należała do Hazzy, a na niej wisiała jak na wieszaku, blond włosy związała frotką. Minę miała dość niewyraźną i wyglądała, jakby z całych sił powstrzymywała się od ucieczki i schowania się w jakimś kącie.
-Gotowa?- Jasne, że nie.
-Yhym.- Lepsze takie potwierdzenie niż żadne.
-To chodźmy.
W milczeniu zeszłyśmy na dół i otworzyłyśmy drzwi wejściowe. Ruszyłam szybkim krokiem przez podjazd, ale zaraz się zorientowałam, że Monia zmniejszyła prędkość. Obejrzałam się na nią.
-Co jest? Zapomniałaś czegoś?- Zapytałam, odchylając się lekko w tył. To był jedyny minus ciążowego brzuszka, konieczność chodzenia jak paragraf, żeby tylko nie stracić równowagi i nie zostać pociągniętym przez dziecko w dół. Plus szybkie męczenie się i bóle stawów. Chyba jednak nie pójdę w moim ulubionym tempie Korzeniowskiego.
-Nie jedziemy samochodem?- Zapytała, ociągając się.
-Nope.- Pokręciłam głową.- Szkoda marnować takiej pogody, przespacerujemy się. Nie będę wiecznie siedziała zamknięta, mała musi mieć trochę świeżego powietrza.
-A może...
-Nie ma innej opcji.- Przerwałam jej stanowczo, zanim zdążyła zaproponować jakąś mniej bolesną opcję.- Bierzemy ochroniarza i idziemy.
-Ale na pewno...
-Na pewno.
Zagryzła wargi i niechętnie podążyła za mną. Dotarłyśmy do bramy, odprowadzane dźwiękiem odbijanej piłki, którą Louis, po otrzymaniu radosnej nowiny, kopał jeszcze mocniej i radośniej.
-Cześć, Preston!- Zawołałam, przechylając się przez okno do wnętrza stacji ochroniarskiej domu One Direction. Mężczyzna oderwał wzrok od telefonu i odwzajemnił mój uśmiech.
-Co tam, dziewczyny?
-Zapraszamy cię na spacerek dla rozprostowania nóg.- Zrobiłam gest, jakbym mówiła "niespodzianka!".
-Po prostu potrzebujecie ochroniarza na mieście, mam rację?- Pokręcił głową i odłożył telefon.
-Kurczę, jak mnie rozgryzłeś?- Roześmiałam się i otworzyłam drzwi.- Dawaj, wyleź z tej nory.
-Czy jeśli powiem, że nie chce mi się dziś pracować, to mi odpuścisz?- Pokręciłam głową.
-Potraktuj to jako rozrywkę.- Zasugerowałam i poprawiłam torebkę na ramieniu.- Prawda, Monia?
-Prawda.- Uśmiechnęła się słabo, choć spojrzenie, które posyłała Prestonowi jasno mówiło "ratuj mnie".
-Dobra. Idziecie przede mną, ja się nie wtrącam, tylko szukam w tłumie terrorystów i płatnych morderców.- Zarządził tradycyjnie i chwycił z biurka telefon.
Otworzył automatycznie bramę i wyszliśmy na ulicę. Normalnie nie robiłam takich ceregieli, wychodząc na miasto lub do pracy, ale w moim obecnym stanie Liam dostawał piany na ustach, jeśli machałam ręką na sprawy bezpieczeństwa. Miałam wszędzie jeździć z szoferem (zawodowym lub przypadkowym), chodzić poza domem z ochroniarzem lub którymś z chłopaków, dbać o siebie aż do przesady i uważać na dzidziusia. Jednym słowem, było mi wolno wszystko, oprócz nieprzestrzegania wyżej wymienionych reguł. Dodatkowo, dziś wychodziłam z Moniką, a to na dobrą sprawę był jej pierwszy spacer od powrotu na łono rodzinki. Do tej pory jeździła samochodem i nigdzie nie ruszała się bez Harry'ego. Czuła się dobrze, zażywane leki na depresję miały już zmniejszone dawki, nawet zaczęła się trochę śmiać... Ale jeśli chodziło o wyjście na ulicę samodzielnie, bez niczyjej pomocy, zamieniała się znowu w wystraszone pisklątko i chowała się za swoim mężem. Boże, jak to dziwnie brzmi, Harry mężem? Kiedyś bym powiedziała, że to głupie jak sto pięćdziesiąt, ale niedawno sobie uświadomiłam, że mimo braku ślubu i papierka, on pełnił tę rolę już od dłuższego czasu. Wcale nie musiał się jakoś bardzo przestawiać na tryb "małżeństwo", starczyło mu nałożenie obrączki. Psychicznie mężem Moni był chyba od dawna.
Popatrzyłam na Monikę, jej szeroko otwarte oczy, zaciśnięte wargi i wzięłam ją pod rękę zdecydowanym ruchem. Popatrzyła na mnie lekko zdezorientowana.
-No co?- Wzruszyłam ramionami.- Mam o siebie dbać, więc w razie potrzeby zamortyzujesz mój upadek.
Uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Zaczęła się rozglądać po ulicy, jakby pierwszy raz w życiu widziała metropolię. O dziwo, na ulicy nie było żadnych fanek. W sumie nic dziwnego, był środek tygodnia, godzina jedenasta, normalne małolaty siedziały w szkole, nienormalne w domu lub na wagarach, ale na pewno w jakimś lepszym miejscu niż na chodniku przed domem idola. A nasi sąsiedzi byli już tak przyzwyczajeni do naszego widoku, że nie zwracali na nas uwagi. Zresztą, nie byliśmy tu jedynymi celebrytami. W naszej dzielnicy mieszkało dwóch gości z Izby Lordów, trzech z Izby Gmin Parlamentu, były minister, jakiś mega znany makler giełdowy, kilkudziesięciu przedsiębiorców zbijających kokosy na ludzkiej naiwności, około piętnastu lekarzy z gigantycznym stażem i milionem artykułów medycznych w British Medical Journal (po cichu marzyłam, że kiedyś zabłysnę tam odkrywczym artykułem z diabetologii lub kardiologii) i sporo ludzi ze świata show biznesu, takich jak my. No, może odrobinkę mniej znanych. To płytki chodnikowe przed naszą bramą były regularnie deptane przez paparazzi, ale za to wieczorami limuzyny odjeżdżały spod co piątego domu. Kiedyś taki luksus sprawiłby, że popukałabym się po głowie, dzisiaj wzruszałam niedbale ramionami, kiedy sąsiad z naprzeciwka montował czwartą fontannę w ogrodzie i wchodziłam na swój trawnik, na którym Zayn uczył Shane'a biegać, Nika ćwiczyła serwy w siatkówce, a Harry wrzeszczał, że znowu zabrakło mu paliwa w kosiarce i niech ktoś łaskawie ruszy tyłek na najbliższą stację benzynową Morrisons i przywiezie mu pełny kanister. Tak. Oprócz sławy, forsy, bycia rozpoznawalnym i wiecznie ocenianym, nie mieliśmy w sobie nic z wielkich celebrytów. Zachowywaliśmy się jak normalni ludzie... Dobra, może nie do końca normalni, ale tacy... ech, zwyczajni? Pospolici? No, normalni. Co nie zmienia faktu, że gdybyśmy nakręcili coś w stylu "Keeping Up With 1D Team", to zyskalibyśmy większą oglądalność od Kardashianów i kilka nagród za najlepszą komedię wszech czasów. "Kac Vegas" i Eddie Murphy mogliby się schować.
Szliśmy powoli, nie odzywając się do siebie. Preston znajdował się tuż za nami i wydawał jakieś polecenia innemu ochroniarzowi, prawdopodobnie Paddy'emu. Monia wydawała się już spokojniejsza niż przy wychodzeniu z domu, ale i tak ściskała moje ramię i rozglądała się czujnie na boki. Wystarczyło, żeby mijający nas chłopak miał czarne ciuchy, a ona już się spinała i oddychała z ulgą, gdy w jego twarzy nie dostrzegła rysów Flasha. Nic nie dało tłumaczenie jej, że Flash nie żyje, Monika dalej panicznie się bała podobnych do niego mężczyzn. Na proces swoich prześladowców też przecież nie poszła. Na szczęście jej zeznania nie były konieczne, wystarczyło tamtych kilka kobiet. Opowiedziały tak przerażające historie, że miałam ochotę płakać, słuchając urywków ich wypowiedzi w wiadomościach.
Wreszcie dotarłyśmy do celu. Monika popatrzyła na mnie zdziwiona, kiedy pociągnęłam ją wgłąb cmentarza. Wolnym krokiem mijałyśmy kolejne groby, pełne kwiatów i te puste, skręcałyśmy w następne alejki, aż w końcu dotarłyśmy do dzieci. I do Patricka.
Zatrzymałam się nad maleńkim grobem i uśmiechnęłam się przez łzy.
-Cześć, synku. Mama przyszła.- Monia głośno wstrzymała oddech i zasłoniła usta dłonią. Ogarnęła wzrokiem tę część cmentarza i już widziałam, jak ledwo powstrzymuje płacz.- Widzisz? Dziś przyszłam z ciocią i wujkiem. Ciocia Monika to żona wujka Harry'ego. A wujek Preston to nasz dobry przyjaciel, był tu już parę razy.- Mówiłam, klękając na ziemi przy grobie. Zabrałam wypalony znicz i postawiłam nowy, który wyjęłam z torebki. Też mały, biały jak śnieg. Zapaliłam knot i ustawiłam lampkę przed bukietem kwiatów. Przyniosłam je wczoraj i jeszcze były w miarę świeże. Stękając pod nosem, podniosłam się z kolan i odetchnęłam głęboko. Ułożyłam dłonie na brzuchu i popatrzyłam smutno na napis. A mógłbyś być tu ze mną i ze swoją siostrzyczką...
Milczeliśmy wszyscy troje. Preston stał o kilka kroków dalej, jakby wyczuł, że chciałam poważnie porozmawiać z Moniką. Był tu ze mną nie raz i nie dwa, już kilkakrotnie wypłakiwałam mu się w rękaw. Zawsze niezawodny, nie tylko jako obrońca, ale też jako przyjaciel. I chusteczka higieniczna.
-Wiem, jak się czujesz.- Odezwałam się w końcu po dłuższej chwili ciszy.- Myślisz, że zawalił ci się cały świat, a my jeszcze na złość musimy nosić pod sercem swoje dzieci. Kiedy byłam w szpitalu, z jednej strony czułam ogromną złość na wszystkich, a z drugiej tak wielki żal... Koło mnie rodziły się dzieci, bliźnięta, a w tamtym tygodniu ja byłam jedyną matką, która straciła dziecko. Jasne, mam jeszcze córeczkę... Ale to nie to samo, gdy wiesz, że dzieci miało być dwoje. I kiedy wyznajesz ojcu tych dzieci, że jesteś z nim w ciąży tego samego dnia.- Urwałam i czekałam na jakąś odpowiedź. Monia zastanawiała się tylko chwilę.
-Ale ty ciągle masz jeszcze jedno dziecko. I będziesz mogła mieć kolejne, a ja...- Załamał jej się głos.- Ja nigdy nie zostanę matką...
-Zostaniesz.- Przerwałam jej, już któryś raz tego dnia.- Możecie mieć surogatkę. Możecie zaadoptować dziecko. To nawet lepszy pomysł niż surogatka. Harry zawsze chciał mieć dużą rodzinę i nie pozwoli ci się zamartwiać na wieki.
-Harry chciał mieć rodzinę, ale taką, w której dzieci będą jego.- Uściśliła Monia, siąkając nosem.
-A jak zaadoptujesz, to nie będą twoje? Będą. I od ciebie nauczą się wszystkiego. Geny akurat niewiele mają do rzeczy. Z jakim przestajesz, takim się stajesz. I moglibyście dać tym dzieciom prawdziwy dom.
-Jest na to jeszcze za wcześnie.
Znów zapadło milczenie. Nagle przypomniałam sobie jedną piosenkę. Zaczęłam cicho nucić pod nosem "One Of Us".
-If God had a face, what would it look like
And would you want to see?
If seeing meant that you would have to believe?
In things like heaven and in Jesus and the saints
And all the prophets.
Yeah, yeah, God is great.
Yeah, yeah, God is good.
Yeah, yeah, yeah, yeah, yeah
What if God was one of us?
Just a slob like one of us.
Just a stranger on the bus.
Trying to make his way home.
Trying to make his way home.
Back up to heaven all alone.
Nobody calling on the phone
'Cept for the pope maybe in Rome
(Jeśli Bóg miałby twarz, jakby ona wyglądała?
I czy chciałbyś ją zobaczyć
Jeśli zobaczenie jej oznaczałoby, że powinieneś uwierzyć
W takie rzeczy jak niebo, i Jezus, i święci
I wszyscy prorocy, i...
Tak, tak, Bóg jest wspaniały
Tak, tak, Bóg jest dobry
Tak, tak, tak, tak, tak
Co jeśli Bóg jest jednym z nas?
Takim niechlujnym, jak jeden z nas
Tylko obcym w autobusie
Próbującym wrócić do domu
Próbującym wrócić do domu
Wrócić do nieba całkiem sam
Nikt nie dzwoni
Może z wyjątkiem papieża w Rzymie)
-Przez cały czas, kiedy tam przebywałam...- Powiedziała Monika, kiedy przerwałam śpiewanie.- Przez cały czas się modliłam. Wiesz, że nie jestem przesadnie wierząca, do kościoła nie chodziłam... Z nas wszystkich to ty jesteś najbardziej religijna. A jednak tam, w tamtym pokoju przypomniałam sobie wszystkie modlitwy, jakich kiedykolwiek się nauczyłam. Dasz wiarę, że któregoś dnia nawet odmówiłam całą mszę?- Zaśmiała się gorzko. Jakoś nie umiałam jej zawtórować.- Wszystko, żeby mieć nadzieję. Ale im dłużej tam siedziałam, tym mniej wierzyłam, że kiedyś do was wrócę. Jeszcze oni... Za każdym razem, kiedy mnie przyłapywali na modlitwie, byłam uderzana. Raz, w brzuch. Blisko rany po tym... zabiegu. I wyśmiewana przez wszystkich. Nie wiem, co bardziej bolało, rozrywanie na nowo tej samej blizny, czy te drwiny.- Wzdrygnęła się na samą myśl.
-Jednak zostałaś wysłuchana.- Zauważyłam.
-Taaa. Wtedy, kiedy straciłam już resztki nadziei. Wiesz, Nattie, kiedy jest się zamkniętym, a wypuszczają cie tylko po to, żeby cię... żeby się tobą zabawić, to szybko traci się rozum. Dziwię się, że do reszty nie oszalałam.
-Co oni ci mówili? Wiesz, o nas?- Zapytałam, nie patrząc na Monię. Zdążyłam zauważyć, że łatwiej jej było nam o tym piekle opowiadać, gdy nikt jej nie obserwował.
-Same okropności.- Wzruszyła ramionami.- Pokazali mi zmyślony artykuł, w którym napisali o tobie, że cieszysz się z mojego zniknięcia. Puszczali mi "Addicted" i mówili, że jak tylko Harry mnie znajdzie, to go zabiją. Że jestem ich i mnie nigdy nie oddadzą. Że Harry na pewno wróci do Taylor albo Kendall... Którejś z jego byłych dziewczyn.
-Chyba w to nie uwierzyłaś!- Wykrzyknęłam. Nie mogłam się powstrzymać od gwałtownej reakcji, miałam ochotę wykopać Flasha z jego grobu, wskrzesić i zamordować jeszcze raz, ale ze szczególnym okrucieństwem.
-Nie, ale było ciężko. Teraz widzę, że to wszystko było wymysłem, ale wtedy... Nawet nie wiesz, jak bardzo potrafi wariować ludzka wyobraźnia.- Westchnęła, ciągle wpatrując się w grób Patricka.
Znowu zapadła cisza, którą przerywał tylko trel jakiegoś ptaka siedzącego na gałęzi wysokiej brzozy. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć w niebo. Dawno nie było tak czystego błękitu nad Londynem.
-Tutaj pasowałoby zaśpiewać "Hopeful".- Stwierdziła Monia.- Wiesz, Bars & Melody.
-A umiesz rapować?- Uśmiechnęłam się krzywo.- Ja z kolei myślałam o "Summer Love". Ten moment, cause you were mine for the summer, now I know it's nearly over.
-No tak, w sumie miałaś go tylko przez lato.
-I to niecałe.
-Dziewczyny, nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba macie ogon.- Wtrącił się Preston, podchodząc trochę bliżej. Obejrzałam się szybko, ale zobaczyłam tylko jakąś postać schylającą się nad czarnym grobem.
-Kto?- Spytała Monika, też się oglądając.- Ona?
Zmrużyłam oczy, wpatrując się w dziewczynę. Była chyba w naszym wieku, miała czarne włosy do ramion i okulary przeciwsłoneczne na nosie. Ubrana była w czarną sukienkę i stawiała na grobie doniczkę z gęsto rosnącymi bratkami.
-Nie wiadomo, czy przyszła tu za nami.- Stwierdziłam cicho.
-Przyglądała się wam przez dłuższą chwilę.- Oznajmił Preston.- Mam się dowiedzieć, co tu robi?
-Nie, nie przeszkadzaj jej.- Zaprotestowała Monia.- Może ona też tu jest u swoich bliskich. Najwyżej do nas podejdzie.
-Nie boisz się?- Zerknęłam na przyjaciółkę. Potrząsnęła głową.
-Po tym, jak się wygadałam, trochę mi lepiej... Przecież nie mogę się tak izolować, prawda?
-Prawda.- Spojrzałam na nią z podziwem. Silna Monika wcale nie zniknęła. Cały czas była tam w środku, ale tym razem potrzebowała więcej pomocy, by wyjść na zewnątrz.
Stałyśmy jeszcze przez chwilę nad grobem. Lubiłam tak patrzeć na płytę i wyobrażać sobie, jak wyglądałby Patrick, jakim byłby dzieckiem, jakim mężczyzną. Rozmawiałam z nim w myślach. Z nim i z babcią. Tutaj, w tym miejscu, mocniej niż gdziekolwiek indziej w Anglii, czułam jej obecność. I naprawdę wierzyłam, że w tej chwili, razem z tym delikatnym powiewem wiatru przytula mnie do swojego serca.
-Co za pogoda.- Monika popatrzyła prosto w słońce i zamknęła na chwilę oczy.- Pamiętasz Annę Jantar? "Tyle słońca w całym mieście"?
-Aż dziwne, jak na Londyn, nie?- Pomasowałam dłonią okolice kręgosłupa.- Chyba zamontuję tu ławeczkę. Młoda zaczyna za bardzo mnie przeciążać.
-Chyba ta dziewczyna zaraz tu podejdzie.- Preston znów się do nas przybliżył.- Co chcecie zrobić?
-Daj jej podejść. Nic się nie stanie.
-Nattie, ale to grób twojego syna będzie potem na okładkach wszystkich tabloidów, jeśli ona zrobi zdjęcie lub się wygada.
-Jeżeli zrobi zdjęcie, to zabierzesz jej aparat i je wykasujesz. Lub coś w tym stylu.- Wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę w stronę nadchodzącej dziewczyny. Chyba ją to speszyło, bo zawahała się przed wykonaniem kolejnego kroku. W końcu przemogła się i stanęła przed nami.
-Cześć.- Przywitała się cicho. Miała wysoki głos, ale nie z tych piskliwych. Delikatny, łagodny.
-Hej.- Uśmiechnęłam się do niej ostrożnie.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale... Już parę razy cię tu widziałam i chciałam podejść, ale się bałam. Albo wstydziłam, nie wiem. Jedno z tych dwóch.- Powiedziała, patrząc na mnie i Monikę niepewnym wzrokiem.
-Chyba mnie nie śledzisz?- Zaśmiałam się, choć tak naprawdę lekko mnie to zaniepokoiło.
-Nie, nie! Skąd!- Wyglądała jakby przestraszyła się tego oskarżenia.- Odwiedzam mojego chłopaka. Zginął w wypadku w maju.
-Przykro nam.- Odparła Monika, patrząc na nią ze współczuciem.
-Dziękuję.- Odchrząknęła.- Ja... kiedyś, jak raz poszłaś, to przyszłam tutaj i... Naprawdę ci współczuję. Ja poroniłam swoje dziecko, kiedy dowiedziałam się o wypadku Nicka. Więc rozumiem. I nikomu nie powiem. Obiecuję.
-Ehm... Dziękuję.- Powtórzyłam po niej.- Wiesz... Bardzo mi zależy na dyskrecji.
-Domyślam się.- Uśmiechnęła się blado.- Podziwiam cię, Natalia. To co robisz... Ja aż tak silna nie byłam i nie jestem.
-Wszystko to dzięki przyjaciołom.- Popatrzyłam na Monikę porozumiewawczo.
-Masz szczęście, że masz takich przyjaciół. Cóż...- Zerknęła spłoszona na Prestona.- Cieszę się, że was spotkałam. I... pójdę już.
-Czekaj.- Zatrzymałam ją, kiedy zobaczyłam, że chce odejść.- Masz Twittera? Mogłybyśmy kiedyś pogadać.
-Dawno tam nie wchodziłam... Założyłam go w sumie tylko do kontaktu z fanami... Bo pisałam o was fanfiction.- Oblała się rumieńcem.
-Serio?- Zainteresowała się Monia.- A o kim konkretnie?
-Emm... Szczerze mówiąc, to o tobie.- Monika zbaraniała.
-O mnie?- Powtórzyła zdumiona.
-Tak. Kiedyś w wywiadzie powiedziałaś, że interesowałaś się One Direction od X Factora i uznałam, że to będzie dobry punkt zaczepienia... Wyszłam od momentu pierwszego obejrzanego filmiku, a potem przez bycie fanką do poznania Harry'ego. Trochę pozmyślałam, bo nie mam pojęcia, jak żyjecie i tak dalej, ale pisałam... W sumie nazbierało mi się trochę fanów, bo blogów z tobą jest niewiele. Nie wszystkie fanki cię... tolerują.- Mówiła, czerwieniąc się jeszcze mocniej.
-Łagodne określenie.- Skwitowała Monika.- Wiem, że mnie nie lubią. Zwłaszcza te panie Styles.
-Ale teraz ty jesteś panią Styles i to oficjalnie.- Uśmiechnęła się dziewczyna.
-I przez to nienawidzą mnie jeszcze mocniej.- Wzruszyła ramionami Monia.
-Nie przejmuj się tym. Nie ma szans, żeby któraś z nich ci go odbiła. Harry za bardzo cię kocha.
-A skąd to wiesz?- Uniosła brwi. Oho, Monika zazdrośnica powróciła.
-"Addicted". "Perfect". To, jak na ciebie patrzy i jaką ma minę, gdy o tobie wspomina. Nie jest trudno go rozgryźć, a dziewczyny są przez to jeszcze bardziej wkurzone.
-No, to teraz już totalnie musisz nam dać tego Twittera. I linka do bloga.- Zaśmiałam się.
-Na blogu nie ma wpisów od maja. Nie potrafiłam nic napisać po tym, kiedy Nick...- Zadrżały jej wargi.- To już nie miało sensu.
-To ma sens. Zwłaszcza, jeśli czyta to dużo ludzi.- Spontanicznie podeszłam do niej i ją przytuliłam.- Może to właśnie pisanie ci pomoże w powrocie do normalności.
-Dzięki, Natalia.- Odwzajemniła uścisk.
-Mów mi Nattie.
-Wolę Natalia. Jakoś mi bardziej się podoba.- Odsunęła się ode mnie i spojrzała na zegarek.- Muszę iść, spóźnię się do pracy.
-Czekaj!- Znowu ją zatrzymałam.- A co z tym blogiem?
-A, zapomniałam.- Uśmiechnęła się.- Tytuł to "It's Now Or Never". Znajdziecie, chyba tylko mój blog ma taką nazwę. A teraz naprawdę muszę iść.
-Powiedz jeszcze tylko, jak masz na imię!- Krzyknęła za nią Monika. Dziewczyna odwróciła głowę.
-Roxanne!- Zawołała, nie zwalniając kroku. Na zakręcie pomachała nam ręką i zniknęła za figurą anioła.
-Nattie, to wyjście wczoraj to był twój najgenialniejszy pomysł!- Monika, rozentuzjazmowana jak nigdy, usiadła obok mnie na kanapie.
-Taak?- Próbowałam skutecznie podzielić swoją uwagę pomiędzy blondynką a właśnie czytaną książką.- A czemuż to?
-Przeczytałam tego jej bloga. Od początku do końca. Wyczerpałam trzy razy baterię w telefonie, raz w laptopie i Harry stwierdził, że go zaniedbuję, ale warto było!
-Widzę, że odżyłaś.- Zauważyłam, przewracając kartkę "Języka Trolli". Godzinę temu skończyłam "Kalamburkę" i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sięgnąć po następny tom "Jeżycjady".
-Nawet nie wiesz, jaka to ulga wiedzieć, że nie wszystkie fanki 1D cię nienawidzą. Wystarczył jeden taki blog. Wiesz, że Roxanne ma pół miliona odsłon na Wattpadzie i obserwuje ją około czterech tysięcy ludzi? A pisze tylko to jedno opowiadanie. Znaczy pisała, bo od maja faktycznie nie dodała żadnego posta, ale to takie miłe widzieć te komentarze, w których ludzie chcą przeczytać dalszy ciąg albo piszą, że cieszą się, że Harry jest właśnie ze mną.To opowiadanie ma osiemdziesiąt trzy rozdziały i... Czy ty mnie słuchasz?
-Czekaj, Józinek zaraz włoży sobie żarówkę do buzi.- Mruknęłam, czekając na ten ulubiony najśmieszniejszy moment całej książki.
-Co?- Monika zmarszczyła brwi, kiedy wybuchnęłam głośnym śmiechem razem z książkową Laurą.
-Nic...- Wykrztusiłam, skręcając się ze śmiechu.- Boże, chciałabym to zobaczyć... Ej!- Pisnęłam, kiedy Monia bezceremonialnie wyrwała mi książkę i rzuciła na podłogę.- Oddawaj!
-Nie słuchasz mnie!
-Słucham, do cholery!- Stęknęłam, podnosząc się z pozycji leżącej. Matko, zaczynam przypominać słonia. Skrzywiłam się, kiedy zabolał mnie kręgosłup. Dzidzia, wychodź szybko, wiem, że wolisz tam posiedzieć jeszcze ze trzy miesiące, ale mama nie wie, czy da radę tak długo.
-Pomyślałabym, że mogłybyśmy podsunąć Roxanne kilka pomysłów. Na przykład opowiedzieć jej, jak wyglądało wesele Lou i El, bo do tego etapu jeszcze nie doszła... Na razie zatrzymała opowiadanie na rozdziale o wyjeździe w trasę promocyjną "Always The Same Direction".
-Chcesz, żeby pisała naszą biografię?- Zmarszczyłam brwi.
-Niekoniecznie... Dalej fanfiction. Ale chciałabym się jakoś jej odwdzięczyć za to, że jako chyba jedyna blogerka broni mojego dobrego imienia.- Zrobiłam głupią minę i wstałam z kanapy, żeby się trochę rozruszać.
-Nie prościej będzie po prostu polecić jej fanfiction na Twitterze? Mogę napisać posta, ty też... Harry bankowo poda to dalej. Przemyśl to. Poza tym musiałabyś przedyskutować temat z resztą. Jesteśmy rodziną i nie możemy podejmować takich decyzji osobno.- Przeciągnęłam się mocno i ziewnęłam.
-Chyba masz rację.- Monia zaczęła żuć dolną wargę. Widać było, że nad czymś się głęboko namyśla. Nie zdążyłam spytać, nad czym, bo do salonu wszedł Niall.
-Gracie w Monopol? Wszyscy inni chętni.- Uśmiechnął się szeroko. Zaczął ściągać z ławy czasopisma, moje książki, piloty od telewizorów, wież, odtwarzaczy DVD i całej masy urządzeń elektronicznych, kubki po herbatach i kawach. Ułożył z tego dziwaczny stos różności pod telewizorem.
-Serio, Monopol?- Parsknęłam śmiechem.- Jest nas dziesięcioro, a tam jest osiem pionków.
-Dlatego dzielimy się na drużyny.- Wyjaśniła Nika, wkraczając z pudełkiem gry i swoim letnim kapeluszem.- Będziemy ciągnąć losy.
-Okej. Wchodzę.- Monia usiadła na dużej poduszce przed ławą.
-Ale ja to poproszę fotel.- Popchnęłam mebel w stronę ławy.- I najlepiej masażystę do stóp.
-Nie za dobrze ci, Nattie?- Prychnął Louis, rzucając się na kanapę.- Może jeszcze frytki do tego?
-Pogadamy, kiedy El będzie miała spuchnięte kostki i wieczną kifozę od dźwigania brzucha.- Odparowałam, układając poduchy pod idealnym kątem.
-Mam herbatkę!- Zawołała Perrie, niosąc tacę z kubkami.- Nattie, El, dla was specjalna owocowa z witaminami, piłam taką w ciąży.- Wzięłam podany kubek i powąchałam. Po zapachu stwierdziłam, że powinna być dobra.
-Gdzie ty ją schowałaś?- Zdziwiła się El, siadając obok Louisa i biorąc swój kubek do ręki.
-Mam swoje szafki w kuchni.- Uśmiechnęła się tajemniczo Pezz.- Zayn, chodź!
-Czekaj, skarbie, Shane nie ma jeszcze skarpetek!- Odkrzyknął z góry. Na schodach odezwało się stukanie.
-Nikt na mnie nie zaczekał?- Harry przykuśtykał do wolnego fotela i rzucił kule na ziemię.- Nienawidzę tego cholerstwa.
-Zdejmą ci gips za kilka dni, wytrzymasz.- Monika posłała mu uśmiech ze swojego miejsca.
-A gdzie Liam?- Zainteresowałam się. Nigdzie go nie widziałam.
-A, czekaj!- Perrie pacnęła się w czoło.- Siedzi w Music'u, pewnie nie słyszy. Pójdę po niego.
-Dobra, to zacznijmy już losować, co?- Niecierpliwił się Niall.
-A możemy włączyć najpierw coś do słuchania?- Zasugerowałam. Nie umiałam grać w gry bez jakichś piosenek w tle.
-O, wiem!- El wstała z kanapy i wzięła pilot od telewizora.- Dziś są przesłuchania w ciemno do nowej edycji Voice'a. Możemy posłuchać.
-Co posłuchać?- Do salonu wszedł Zayn z Shanem na rękach. Rozejrzał się po pokoju i po namyśle wsadził synka do kojca pełnego zabawek. Maluch od razu się podniósł i stanął przy barierce, marudząc, że chce wyjść.- Shane, nie wyjdziesz, bo zaraz będziesz się pchał do gry, a potem pozjadasz pionki. Nie będę cię wiózł na izbę przyjęć z metalowym butem w żołądku.
-Nie! Nie! Tata!- Zaprotestował Shane, ale zaraz ucichł, bo z telewizora dobiegły głosy śpiewające cover "Story Of My Life".
-No, tośmy trafili!- Parsknął śmiechem Louis.- Będziemy genialnymi jurorami!
-To facet czy baba?- Zdziwiłam się. Byłam akurat odwrócona tyłem i nie widziałam ekranu.
-Facet.- Odparła Monika.- Kurde, nawet ja słyszałam, że tu było nieczysto.
-Nom. Ale dalej jest okej.- Wsłuchał się Zayn.- Gdzie Perrie?
-Tu jestem.- Do salonu wróciła dziewczyna.- Liam zaraz będzie. Szykuje się wielki hit!
-Liam pisze?- Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Śmiała się pod nosem.
-Pisze, ale nie powiem co. Na pewno tą piosenką zdobędziecie kolejne nagrody.
-Chodzi ci o...
-O nic jej nie chodzi!- Liam wpadł do salonu akurat wtedy, gdy Niall miał się wygadać. Szlag.- Nialler, urżnę ci język, jeśli piśniesz choć słówko.
-Chciałem tylko zapytać, czy to...
-Horan!!!
-... czy to ta piosenka, z którą jedziemy jutro do studia?- Dokończył, zaciskając oczy.- Proszę, nie bij!
-Tak, to ta. I ani słowa więcej.- Liam usiadł na wolnym miejscu na dywanie, obok mojego fotela.- O Jezu, kto tak kaleczy naszą piosenkę?
-Ten facet w Voice. Losujemy?- Nika potrząsnęła kapeluszem.
-No, dawaj!
-Gramy, siadajcie!
-Czekaj, cover "Fancy"!
-Wow, laska zaczęła jak Iggy! Nieźle!
-No, i Jessie się odwróciła.
-Losujemy, do jasnej ciasnej?!
-Już, już...
-Okej.- Nika stanęła przed Harrym.- Kaleki mają pierwszeństwo.
-A nie kobiety w ciąży?- Uniosłam brwi, patrząc porozumiewawczo na Els.
-Nie.- Harry pokazał mi język i wyciągnął kartkę z kapelusza.- Perrie!
-Dobra... Teraz kolejny poszkodowany.- Nika powędrowała do Nialla.
-Czuję się pominięta.- El założyła ręce na piersi i zrobiła obrażoną minę.
-Cicho bądź. Kogo masz, Nialler?
-Louis.- Pokazał karteczkę, a potem zwinął ją w kulkę.
-Dobra, teraz ty, Nattie.- Sięgnęłam do kapelusza, pogmerałam w nim chwilkę i wyjęłam kartkę.
-Harry już losował!- Obruszyłam się, pokazując napis Nice.- Źle to zorganizowałaś.
-Bardzo dobrze to zorganizowałam. Losuj jeszcze raz.- Wywróciłam oczami i wyjęłam kolejny świstek.
-Okej, jestem z tobą.- Przybiłam Nice piątkę.
-Dobra, Eleanor. Twoja kolej.- Dziewczyna wzięła pierwszą lepszą kartkę.
-Czekaj, bo wyszła mi Nattie... Zayn!
-Czyli Liam zostaje z Moniką.- Podsumowała Nika.- Chyba że młody też bierze udział.- Popatrzyliśmy na Shane'a, ale on jak zahipnotyzowany patrzył w lusterko, które jakimś cudem znalazło się w jego kojcu.
-Bawi się.- Odetchnęła Perrie.- Chwila spokoju.
-Dobra, ludzie, przesiadamy się!- Klasnęła w dłonie Nika i klapnęła na podłogę obok mnie.
Po długiej dyskusji na temat wyboru pionków, kwestii rozdania forsy i ułożenia miast do kupienia w przegródkach pudełka zaczęliśmy wreszcie grać. I wtedy się dopiero działo...
Harry i Perrie zbankrutowali jako pierwsi. Dla Pezz było to na rękę, bo Shane trochę już marudził. Wzięła go na ręce i zaczęła z nim chodzić po pokoju. Niall i Louis zastanawiali się, czy mogliby skorzystać z zasobów swoich realnych kont, a wtedy nie skończylibyśmy tej gry przed Bożym Narodzeniem i to w przyszłym roku. Poważnie się obrazili, gdy nie pozwoliliśmy im wyciągnąć portfeli. Potem przyłapaliśmy Zayna na oszukiwaniu. Jakimś sprytnym sposobem zamiast jednej stówy brał z banku dwie i przez kilka kolejek nikt się nie skapnął. Liam i Monika prowadzili. Mieli najwięcej kasy na koncie i najwięcej postawionych budowli. Wystarczyło, że z Niką stanęłyśmy na ich polu z hotelem, a już oddałyśmy im niemal całą forsę i zastawiłyśmy połowę nieruchomości.
-Nie mogę uwierzyć, że przegrałem ze swoją dziewczyną.- Harry tradycyjnie strzelił focha.
-Nie nadymaj się tak, Styles.- Nika prychnęła, składając grę do pudełka.- To nie ty zostałeś z dosłownie niczym, bo tego jednego funta nie nazwę majątkiem.
-Lepszy rydz niż nic, Nika.- Pocieszyłam ją i dotknęłam brzucha. Właśnie poczułam łaskotanie od środka, a po nim lekki ból w okolicy wątroby. Też cię kocham, córcia.- Mała się chyba obudziła.
-Czyżbyś dostała lewym sierpowym?- Zachichotał Lou, rozkładając się na sofie.
-Prędzej jakimś ciosem karate.- Uśmiechnęłam się krzywo.
-A właśnie!- Perrie usiadła obok Zayna z Shanem w ramionach i oparła się plecami o męża.- Co z imieniem?
-No!- Poparł ją Liam, usadawiając się na oparciu mojego fotela. Zaraz przerzuciłam nogi na jego kolana, żeby było mi wygodniej.- Nika, miałaś coś wymyślić!
-No i myślałam.- Zamknęła pudełko i odchrząknęła.- I wymyśliłam.
-Dawaj, jakie?
-No, Dominika, mów szybko!
-Co powiecie na Izabellę? Izabella Anne Payne, w skrócie Izzy.- Powiedziała i spojrzała na nas wyczekująco. Popatrzyliśmy na siebie z Liamem i niemal jednocześnie przenieśliśmy wzrok na mój brzuch. Izabella. Iza. Izzy. Wreszcie masz imię, mała.
-Jest idealne.- Stwierdziłam z szerokim uśmiechem, przytulając się do Liama.
_______________________________________________________
Średnio mi się podobają niektóre fragmenty, ale może wy będziecie bardziej łaskawi dla tego rozdziału... Trochę radości, trochę śmiechu, trochę goryczy, nowa postać, która gdzieś jeszcze się przewinie... :)
Kolejny rozdział planuję dodać 27/28 grudnia. Albo niedziela, albo poniedziałek, zobaczymy. A w Wigilię zapraszam was na świąteczne opowiadanie "Santas are coming to town..." ^^ będzie to imagin z One Direction w roli głównej i prawdopodobnie nie będzie miał nic wspólnego z "Nothing's...", choć może wplotę tam jeden wątek... Zresztą, sami zobaczycie ;P
To szaleństwo dodawać rozdział przed kolokwium z biochemii, ale do tej pory kułam dzielnie, co mi w ręce wpadło, pozaliczałam wszystko, a najniższą oceną ostatnio było trzy i pół, więc jest dobrze ^^ a poza tym doba wywraca mi się do góry nogami, bo kładę się spać o drugiej nad ranem i potem nie daję rady wstać o szóstej... Masakra. W dodatku mam coś w rodzaju kataru i czuję, że kiedy tylko zaczną się ferie, to rozłoży mnie na dobre -.-
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze, obserwacje, wyświetlenia... Myślicie, że dobijemy przed końcem opowiadania do 200 tysięcy? Bardzo bym tego chciała xD
Pozdrawiam i lecę, bo hormony czekają na przeczytanie (i na zapamiętanie ;)
Roxanne xD
I czy chciałbyś ją zobaczyć
Jeśli zobaczenie jej oznaczałoby, że powinieneś uwierzyć
W takie rzeczy jak niebo, i Jezus, i święci
I wszyscy prorocy, i...
Tak, tak, Bóg jest wspaniały
Tak, tak, Bóg jest dobry
Tak, tak, tak, tak, tak
Co jeśli Bóg jest jednym z nas?
Takim niechlujnym, jak jeden z nas
Tylko obcym w autobusie
Próbującym wrócić do domu
Próbującym wrócić do domu
Wrócić do nieba całkiem sam
Nikt nie dzwoni
Może z wyjątkiem papieża w Rzymie)
-Przez cały czas, kiedy tam przebywałam...- Powiedziała Monika, kiedy przerwałam śpiewanie.- Przez cały czas się modliłam. Wiesz, że nie jestem przesadnie wierząca, do kościoła nie chodziłam... Z nas wszystkich to ty jesteś najbardziej religijna. A jednak tam, w tamtym pokoju przypomniałam sobie wszystkie modlitwy, jakich kiedykolwiek się nauczyłam. Dasz wiarę, że któregoś dnia nawet odmówiłam całą mszę?- Zaśmiała się gorzko. Jakoś nie umiałam jej zawtórować.- Wszystko, żeby mieć nadzieję. Ale im dłużej tam siedziałam, tym mniej wierzyłam, że kiedyś do was wrócę. Jeszcze oni... Za każdym razem, kiedy mnie przyłapywali na modlitwie, byłam uderzana. Raz, w brzuch. Blisko rany po tym... zabiegu. I wyśmiewana przez wszystkich. Nie wiem, co bardziej bolało, rozrywanie na nowo tej samej blizny, czy te drwiny.- Wzdrygnęła się na samą myśl.
-Jednak zostałaś wysłuchana.- Zauważyłam.
-Taaa. Wtedy, kiedy straciłam już resztki nadziei. Wiesz, Nattie, kiedy jest się zamkniętym, a wypuszczają cie tylko po to, żeby cię... żeby się tobą zabawić, to szybko traci się rozum. Dziwię się, że do reszty nie oszalałam.
-Co oni ci mówili? Wiesz, o nas?- Zapytałam, nie patrząc na Monię. Zdążyłam zauważyć, że łatwiej jej było nam o tym piekle opowiadać, gdy nikt jej nie obserwował.
-Same okropności.- Wzruszyła ramionami.- Pokazali mi zmyślony artykuł, w którym napisali o tobie, że cieszysz się z mojego zniknięcia. Puszczali mi "Addicted" i mówili, że jak tylko Harry mnie znajdzie, to go zabiją. Że jestem ich i mnie nigdy nie oddadzą. Że Harry na pewno wróci do Taylor albo Kendall... Którejś z jego byłych dziewczyn.
-Chyba w to nie uwierzyłaś!- Wykrzyknęłam. Nie mogłam się powstrzymać od gwałtownej reakcji, miałam ochotę wykopać Flasha z jego grobu, wskrzesić i zamordować jeszcze raz, ale ze szczególnym okrucieństwem.
-Nie, ale było ciężko. Teraz widzę, że to wszystko było wymysłem, ale wtedy... Nawet nie wiesz, jak bardzo potrafi wariować ludzka wyobraźnia.- Westchnęła, ciągle wpatrując się w grób Patricka.
Znowu zapadła cisza, którą przerywał tylko trel jakiegoś ptaka siedzącego na gałęzi wysokiej brzozy. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć w niebo. Dawno nie było tak czystego błękitu nad Londynem.
-Tutaj pasowałoby zaśpiewać "Hopeful".- Stwierdziła Monia.- Wiesz, Bars & Melody.
-A umiesz rapować?- Uśmiechnęłam się krzywo.- Ja z kolei myślałam o "Summer Love". Ten moment, cause you were mine for the summer, now I know it's nearly over.
-No tak, w sumie miałaś go tylko przez lato.
-I to niecałe.
-Dziewczyny, nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba macie ogon.- Wtrącił się Preston, podchodząc trochę bliżej. Obejrzałam się szybko, ale zobaczyłam tylko jakąś postać schylającą się nad czarnym grobem.
-Kto?- Spytała Monika, też się oglądając.- Ona?
Zmrużyłam oczy, wpatrując się w dziewczynę. Była chyba w naszym wieku, miała czarne włosy do ramion i okulary przeciwsłoneczne na nosie. Ubrana była w czarną sukienkę i stawiała na grobie doniczkę z gęsto rosnącymi bratkami.
-Nie wiadomo, czy przyszła tu za nami.- Stwierdziłam cicho.
-Przyglądała się wam przez dłuższą chwilę.- Oznajmił Preston.- Mam się dowiedzieć, co tu robi?
-Nie, nie przeszkadzaj jej.- Zaprotestowała Monia.- Może ona też tu jest u swoich bliskich. Najwyżej do nas podejdzie.
-Nie boisz się?- Zerknęłam na przyjaciółkę. Potrząsnęła głową.
-Po tym, jak się wygadałam, trochę mi lepiej... Przecież nie mogę się tak izolować, prawda?
-Prawda.- Spojrzałam na nią z podziwem. Silna Monika wcale nie zniknęła. Cały czas była tam w środku, ale tym razem potrzebowała więcej pomocy, by wyjść na zewnątrz.
Stałyśmy jeszcze przez chwilę nad grobem. Lubiłam tak patrzeć na płytę i wyobrażać sobie, jak wyglądałby Patrick, jakim byłby dzieckiem, jakim mężczyzną. Rozmawiałam z nim w myślach. Z nim i z babcią. Tutaj, w tym miejscu, mocniej niż gdziekolwiek indziej w Anglii, czułam jej obecność. I naprawdę wierzyłam, że w tej chwili, razem z tym delikatnym powiewem wiatru przytula mnie do swojego serca.
-Co za pogoda.- Monika popatrzyła prosto w słońce i zamknęła na chwilę oczy.- Pamiętasz Annę Jantar? "Tyle słońca w całym mieście"?
-Aż dziwne, jak na Londyn, nie?- Pomasowałam dłonią okolice kręgosłupa.- Chyba zamontuję tu ławeczkę. Młoda zaczyna za bardzo mnie przeciążać.
-Chyba ta dziewczyna zaraz tu podejdzie.- Preston znów się do nas przybliżył.- Co chcecie zrobić?
-Daj jej podejść. Nic się nie stanie.
-Nattie, ale to grób twojego syna będzie potem na okładkach wszystkich tabloidów, jeśli ona zrobi zdjęcie lub się wygada.
-Jeżeli zrobi zdjęcie, to zabierzesz jej aparat i je wykasujesz. Lub coś w tym stylu.- Wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę w stronę nadchodzącej dziewczyny. Chyba ją to speszyło, bo zawahała się przed wykonaniem kolejnego kroku. W końcu przemogła się i stanęła przed nami.
-Cześć.- Przywitała się cicho. Miała wysoki głos, ale nie z tych piskliwych. Delikatny, łagodny.
-Hej.- Uśmiechnęłam się do niej ostrożnie.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale... Już parę razy cię tu widziałam i chciałam podejść, ale się bałam. Albo wstydziłam, nie wiem. Jedno z tych dwóch.- Powiedziała, patrząc na mnie i Monikę niepewnym wzrokiem.
-Chyba mnie nie śledzisz?- Zaśmiałam się, choć tak naprawdę lekko mnie to zaniepokoiło.
-Nie, nie! Skąd!- Wyglądała jakby przestraszyła się tego oskarżenia.- Odwiedzam mojego chłopaka. Zginął w wypadku w maju.
-Przykro nam.- Odparła Monika, patrząc na nią ze współczuciem.
-Dziękuję.- Odchrząknęła.- Ja... kiedyś, jak raz poszłaś, to przyszłam tutaj i... Naprawdę ci współczuję. Ja poroniłam swoje dziecko, kiedy dowiedziałam się o wypadku Nicka. Więc rozumiem. I nikomu nie powiem. Obiecuję.
-Ehm... Dziękuję.- Powtórzyłam po niej.- Wiesz... Bardzo mi zależy na dyskrecji.
-Domyślam się.- Uśmiechnęła się blado.- Podziwiam cię, Natalia. To co robisz... Ja aż tak silna nie byłam i nie jestem.
-Wszystko to dzięki przyjaciołom.- Popatrzyłam na Monikę porozumiewawczo.
-Masz szczęście, że masz takich przyjaciół. Cóż...- Zerknęła spłoszona na Prestona.- Cieszę się, że was spotkałam. I... pójdę już.
-Czekaj.- Zatrzymałam ją, kiedy zobaczyłam, że chce odejść.- Masz Twittera? Mogłybyśmy kiedyś pogadać.
-Dawno tam nie wchodziłam... Założyłam go w sumie tylko do kontaktu z fanami... Bo pisałam o was fanfiction.- Oblała się rumieńcem.
-Serio?- Zainteresowała się Monia.- A o kim konkretnie?
-Emm... Szczerze mówiąc, to o tobie.- Monika zbaraniała.
-O mnie?- Powtórzyła zdumiona.
-Tak. Kiedyś w wywiadzie powiedziałaś, że interesowałaś się One Direction od X Factora i uznałam, że to będzie dobry punkt zaczepienia... Wyszłam od momentu pierwszego obejrzanego filmiku, a potem przez bycie fanką do poznania Harry'ego. Trochę pozmyślałam, bo nie mam pojęcia, jak żyjecie i tak dalej, ale pisałam... W sumie nazbierało mi się trochę fanów, bo blogów z tobą jest niewiele. Nie wszystkie fanki cię... tolerują.- Mówiła, czerwieniąc się jeszcze mocniej.
-Łagodne określenie.- Skwitowała Monika.- Wiem, że mnie nie lubią. Zwłaszcza te panie Styles.
-Ale teraz ty jesteś panią Styles i to oficjalnie.- Uśmiechnęła się dziewczyna.
-I przez to nienawidzą mnie jeszcze mocniej.- Wzruszyła ramionami Monia.
-Nie przejmuj się tym. Nie ma szans, żeby któraś z nich ci go odbiła. Harry za bardzo cię kocha.
-A skąd to wiesz?- Uniosła brwi. Oho, Monika zazdrośnica powróciła.
-"Addicted". "Perfect". To, jak na ciebie patrzy i jaką ma minę, gdy o tobie wspomina. Nie jest trudno go rozgryźć, a dziewczyny są przez to jeszcze bardziej wkurzone.
-No, to teraz już totalnie musisz nam dać tego Twittera. I linka do bloga.- Zaśmiałam się.
-Na blogu nie ma wpisów od maja. Nie potrafiłam nic napisać po tym, kiedy Nick...- Zadrżały jej wargi.- To już nie miało sensu.
-To ma sens. Zwłaszcza, jeśli czyta to dużo ludzi.- Spontanicznie podeszłam do niej i ją przytuliłam.- Może to właśnie pisanie ci pomoże w powrocie do normalności.
-Dzięki, Natalia.- Odwzajemniła uścisk.
-Mów mi Nattie.
-Wolę Natalia. Jakoś mi bardziej się podoba.- Odsunęła się ode mnie i spojrzała na zegarek.- Muszę iść, spóźnię się do pracy.
-Czekaj!- Znowu ją zatrzymałam.- A co z tym blogiem?
-A, zapomniałam.- Uśmiechnęła się.- Tytuł to "It's Now Or Never". Znajdziecie, chyba tylko mój blog ma taką nazwę. A teraz naprawdę muszę iść.
-Powiedz jeszcze tylko, jak masz na imię!- Krzyknęła za nią Monika. Dziewczyna odwróciła głowę.
-Roxanne!- Zawołała, nie zwalniając kroku. Na zakręcie pomachała nam ręką i zniknęła za figurą anioła.
~~*~~
-Nattie, to wyjście wczoraj to był twój najgenialniejszy pomysł!- Monika, rozentuzjazmowana jak nigdy, usiadła obok mnie na kanapie.
-Taak?- Próbowałam skutecznie podzielić swoją uwagę pomiędzy blondynką a właśnie czytaną książką.- A czemuż to?
-Przeczytałam tego jej bloga. Od początku do końca. Wyczerpałam trzy razy baterię w telefonie, raz w laptopie i Harry stwierdził, że go zaniedbuję, ale warto było!
-Widzę, że odżyłaś.- Zauważyłam, przewracając kartkę "Języka Trolli". Godzinę temu skończyłam "Kalamburkę" i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sięgnąć po następny tom "Jeżycjady".
-Nawet nie wiesz, jaka to ulga wiedzieć, że nie wszystkie fanki 1D cię nienawidzą. Wystarczył jeden taki blog. Wiesz, że Roxanne ma pół miliona odsłon na Wattpadzie i obserwuje ją około czterech tysięcy ludzi? A pisze tylko to jedno opowiadanie. Znaczy pisała, bo od maja faktycznie nie dodała żadnego posta, ale to takie miłe widzieć te komentarze, w których ludzie chcą przeczytać dalszy ciąg albo piszą, że cieszą się, że Harry jest właśnie ze mną.To opowiadanie ma osiemdziesiąt trzy rozdziały i... Czy ty mnie słuchasz?
-Czekaj, Józinek zaraz włoży sobie żarówkę do buzi.- Mruknęłam, czekając na ten ulubiony najśmieszniejszy moment całej książki.
-Co?- Monika zmarszczyła brwi, kiedy wybuchnęłam głośnym śmiechem razem z książkową Laurą.
-Nic...- Wykrztusiłam, skręcając się ze śmiechu.- Boże, chciałabym to zobaczyć... Ej!- Pisnęłam, kiedy Monia bezceremonialnie wyrwała mi książkę i rzuciła na podłogę.- Oddawaj!
-Nie słuchasz mnie!
-Słucham, do cholery!- Stęknęłam, podnosząc się z pozycji leżącej. Matko, zaczynam przypominać słonia. Skrzywiłam się, kiedy zabolał mnie kręgosłup. Dzidzia, wychodź szybko, wiem, że wolisz tam posiedzieć jeszcze ze trzy miesiące, ale mama nie wie, czy da radę tak długo.
-Pomyślałabym, że mogłybyśmy podsunąć Roxanne kilka pomysłów. Na przykład opowiedzieć jej, jak wyglądało wesele Lou i El, bo do tego etapu jeszcze nie doszła... Na razie zatrzymała opowiadanie na rozdziale o wyjeździe w trasę promocyjną "Always The Same Direction".
-Chcesz, żeby pisała naszą biografię?- Zmarszczyłam brwi.
-Niekoniecznie... Dalej fanfiction. Ale chciałabym się jakoś jej odwdzięczyć za to, że jako chyba jedyna blogerka broni mojego dobrego imienia.- Zrobiłam głupią minę i wstałam z kanapy, żeby się trochę rozruszać.
-Nie prościej będzie po prostu polecić jej fanfiction na Twitterze? Mogę napisać posta, ty też... Harry bankowo poda to dalej. Przemyśl to. Poza tym musiałabyś przedyskutować temat z resztą. Jesteśmy rodziną i nie możemy podejmować takich decyzji osobno.- Przeciągnęłam się mocno i ziewnęłam.
-Chyba masz rację.- Monia zaczęła żuć dolną wargę. Widać było, że nad czymś się głęboko namyśla. Nie zdążyłam spytać, nad czym, bo do salonu wszedł Niall.
-Gracie w Monopol? Wszyscy inni chętni.- Uśmiechnął się szeroko. Zaczął ściągać z ławy czasopisma, moje książki, piloty od telewizorów, wież, odtwarzaczy DVD i całej masy urządzeń elektronicznych, kubki po herbatach i kawach. Ułożył z tego dziwaczny stos różności pod telewizorem.
-Serio, Monopol?- Parsknęłam śmiechem.- Jest nas dziesięcioro, a tam jest osiem pionków.
-Dlatego dzielimy się na drużyny.- Wyjaśniła Nika, wkraczając z pudełkiem gry i swoim letnim kapeluszem.- Będziemy ciągnąć losy.
-Okej. Wchodzę.- Monia usiadła na dużej poduszce przed ławą.
-Ale ja to poproszę fotel.- Popchnęłam mebel w stronę ławy.- I najlepiej masażystę do stóp.
-Nie za dobrze ci, Nattie?- Prychnął Louis, rzucając się na kanapę.- Może jeszcze frytki do tego?
-Pogadamy, kiedy El będzie miała spuchnięte kostki i wieczną kifozę od dźwigania brzucha.- Odparowałam, układając poduchy pod idealnym kątem.
-Mam herbatkę!- Zawołała Perrie, niosąc tacę z kubkami.- Nattie, El, dla was specjalna owocowa z witaminami, piłam taką w ciąży.- Wzięłam podany kubek i powąchałam. Po zapachu stwierdziłam, że powinna być dobra.
-Gdzie ty ją schowałaś?- Zdziwiła się El, siadając obok Louisa i biorąc swój kubek do ręki.
-Mam swoje szafki w kuchni.- Uśmiechnęła się tajemniczo Pezz.- Zayn, chodź!
-Czekaj, skarbie, Shane nie ma jeszcze skarpetek!- Odkrzyknął z góry. Na schodach odezwało się stukanie.
-Nikt na mnie nie zaczekał?- Harry przykuśtykał do wolnego fotela i rzucił kule na ziemię.- Nienawidzę tego cholerstwa.
-Zdejmą ci gips za kilka dni, wytrzymasz.- Monika posłała mu uśmiech ze swojego miejsca.
-A gdzie Liam?- Zainteresowałam się. Nigdzie go nie widziałam.
-A, czekaj!- Perrie pacnęła się w czoło.- Siedzi w Music'u, pewnie nie słyszy. Pójdę po niego.
-Dobra, to zacznijmy już losować, co?- Niecierpliwił się Niall.
-A możemy włączyć najpierw coś do słuchania?- Zasugerowałam. Nie umiałam grać w gry bez jakichś piosenek w tle.
-O, wiem!- El wstała z kanapy i wzięła pilot od telewizora.- Dziś są przesłuchania w ciemno do nowej edycji Voice'a. Możemy posłuchać.
-Co posłuchać?- Do salonu wszedł Zayn z Shanem na rękach. Rozejrzał się po pokoju i po namyśle wsadził synka do kojca pełnego zabawek. Maluch od razu się podniósł i stanął przy barierce, marudząc, że chce wyjść.- Shane, nie wyjdziesz, bo zaraz będziesz się pchał do gry, a potem pozjadasz pionki. Nie będę cię wiózł na izbę przyjęć z metalowym butem w żołądku.
-Nie! Nie! Tata!- Zaprotestował Shane, ale zaraz ucichł, bo z telewizora dobiegły głosy śpiewające cover "Story Of My Life".
-No, tośmy trafili!- Parsknął śmiechem Louis.- Będziemy genialnymi jurorami!
-To facet czy baba?- Zdziwiłam się. Byłam akurat odwrócona tyłem i nie widziałam ekranu.
-Facet.- Odparła Monika.- Kurde, nawet ja słyszałam, że tu było nieczysto.
-Nom. Ale dalej jest okej.- Wsłuchał się Zayn.- Gdzie Perrie?
-Tu jestem.- Do salonu wróciła dziewczyna.- Liam zaraz będzie. Szykuje się wielki hit!
-Liam pisze?- Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Śmiała się pod nosem.
-Pisze, ale nie powiem co. Na pewno tą piosenką zdobędziecie kolejne nagrody.
-Chodzi ci o...
-O nic jej nie chodzi!- Liam wpadł do salonu akurat wtedy, gdy Niall miał się wygadać. Szlag.- Nialler, urżnę ci język, jeśli piśniesz choć słówko.
-Chciałem tylko zapytać, czy to...
-Horan!!!
-... czy to ta piosenka, z którą jedziemy jutro do studia?- Dokończył, zaciskając oczy.- Proszę, nie bij!
-Tak, to ta. I ani słowa więcej.- Liam usiadł na wolnym miejscu na dywanie, obok mojego fotela.- O Jezu, kto tak kaleczy naszą piosenkę?
-Ten facet w Voice. Losujemy?- Nika potrząsnęła kapeluszem.
-No, dawaj!
-Gramy, siadajcie!
-Czekaj, cover "Fancy"!
-Wow, laska zaczęła jak Iggy! Nieźle!
-No, i Jessie się odwróciła.
-Losujemy, do jasnej ciasnej?!
-Już, już...
-Okej.- Nika stanęła przed Harrym.- Kaleki mają pierwszeństwo.
-A nie kobiety w ciąży?- Uniosłam brwi, patrząc porozumiewawczo na Els.
-Nie.- Harry pokazał mi język i wyciągnął kartkę z kapelusza.- Perrie!
-Dobra... Teraz kolejny poszkodowany.- Nika powędrowała do Nialla.
-Czuję się pominięta.- El założyła ręce na piersi i zrobiła obrażoną minę.
-Cicho bądź. Kogo masz, Nialler?
-Louis.- Pokazał karteczkę, a potem zwinął ją w kulkę.
-Dobra, teraz ty, Nattie.- Sięgnęłam do kapelusza, pogmerałam w nim chwilkę i wyjęłam kartkę.
-Harry już losował!- Obruszyłam się, pokazując napis Nice.- Źle to zorganizowałaś.
-Bardzo dobrze to zorganizowałam. Losuj jeszcze raz.- Wywróciłam oczami i wyjęłam kolejny świstek.
-Okej, jestem z tobą.- Przybiłam Nice piątkę.
-Dobra, Eleanor. Twoja kolej.- Dziewczyna wzięła pierwszą lepszą kartkę.
-Czekaj, bo wyszła mi Nattie... Zayn!
-Czyli Liam zostaje z Moniką.- Podsumowała Nika.- Chyba że młody też bierze udział.- Popatrzyliśmy na Shane'a, ale on jak zahipnotyzowany patrzył w lusterko, które jakimś cudem znalazło się w jego kojcu.
-Bawi się.- Odetchnęła Perrie.- Chwila spokoju.
-Dobra, ludzie, przesiadamy się!- Klasnęła w dłonie Nika i klapnęła na podłogę obok mnie.
Po długiej dyskusji na temat wyboru pionków, kwestii rozdania forsy i ułożenia miast do kupienia w przegródkach pudełka zaczęliśmy wreszcie grać. I wtedy się dopiero działo...
Harry i Perrie zbankrutowali jako pierwsi. Dla Pezz było to na rękę, bo Shane trochę już marudził. Wzięła go na ręce i zaczęła z nim chodzić po pokoju. Niall i Louis zastanawiali się, czy mogliby skorzystać z zasobów swoich realnych kont, a wtedy nie skończylibyśmy tej gry przed Bożym Narodzeniem i to w przyszłym roku. Poważnie się obrazili, gdy nie pozwoliliśmy im wyciągnąć portfeli. Potem przyłapaliśmy Zayna na oszukiwaniu. Jakimś sprytnym sposobem zamiast jednej stówy brał z banku dwie i przez kilka kolejek nikt się nie skapnął. Liam i Monika prowadzili. Mieli najwięcej kasy na koncie i najwięcej postawionych budowli. Wystarczyło, że z Niką stanęłyśmy na ich polu z hotelem, a już oddałyśmy im niemal całą forsę i zastawiłyśmy połowę nieruchomości.
-Nie mogę uwierzyć, że przegrałem ze swoją dziewczyną.- Harry tradycyjnie strzelił focha.
-Nie nadymaj się tak, Styles.- Nika prychnęła, składając grę do pudełka.- To nie ty zostałeś z dosłownie niczym, bo tego jednego funta nie nazwę majątkiem.
-Lepszy rydz niż nic, Nika.- Pocieszyłam ją i dotknęłam brzucha. Właśnie poczułam łaskotanie od środka, a po nim lekki ból w okolicy wątroby. Też cię kocham, córcia.- Mała się chyba obudziła.
-Czyżbyś dostała lewym sierpowym?- Zachichotał Lou, rozkładając się na sofie.
-Prędzej jakimś ciosem karate.- Uśmiechnęłam się krzywo.
-A właśnie!- Perrie usiadła obok Zayna z Shanem w ramionach i oparła się plecami o męża.- Co z imieniem?
-No!- Poparł ją Liam, usadawiając się na oparciu mojego fotela. Zaraz przerzuciłam nogi na jego kolana, żeby było mi wygodniej.- Nika, miałaś coś wymyślić!
-No i myślałam.- Zamknęła pudełko i odchrząknęła.- I wymyśliłam.
-Dawaj, jakie?
-No, Dominika, mów szybko!
-Co powiecie na Izabellę? Izabella Anne Payne, w skrócie Izzy.- Powiedziała i spojrzała na nas wyczekująco. Popatrzyliśmy na siebie z Liamem i niemal jednocześnie przenieśliśmy wzrok na mój brzuch. Izabella. Iza. Izzy. Wreszcie masz imię, mała.
-Jest idealne.- Stwierdziłam z szerokim uśmiechem, przytulając się do Liama.
_______________________________________________________
Średnio mi się podobają niektóre fragmenty, ale może wy będziecie bardziej łaskawi dla tego rozdziału... Trochę radości, trochę śmiechu, trochę goryczy, nowa postać, która gdzieś jeszcze się przewinie... :)
Kolejny rozdział planuję dodać 27/28 grudnia. Albo niedziela, albo poniedziałek, zobaczymy. A w Wigilię zapraszam was na świąteczne opowiadanie "Santas are coming to town..." ^^ będzie to imagin z One Direction w roli głównej i prawdopodobnie nie będzie miał nic wspólnego z "Nothing's...", choć może wplotę tam jeden wątek... Zresztą, sami zobaczycie ;P
To szaleństwo dodawać rozdział przed kolokwium z biochemii, ale do tej pory kułam dzielnie, co mi w ręce wpadło, pozaliczałam wszystko, a najniższą oceną ostatnio było trzy i pół, więc jest dobrze ^^ a poza tym doba wywraca mi się do góry nogami, bo kładę się spać o drugiej nad ranem i potem nie daję rady wstać o szóstej... Masakra. W dodatku mam coś w rodzaju kataru i czuję, że kiedy tylko zaczną się ferie, to rozłoży mnie na dobre -.-
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze, obserwacje, wyświetlenia... Myślicie, że dobijemy przed końcem opowiadania do 200 tysięcy? Bardzo bym tego chciała xD
Pozdrawiam i lecę, bo hormony czekają na przeczytanie (i na zapamiętanie ;)
Roxanne xD
Świetny rozdział czekałam cierpliwie i było warto !! Byłam pierwsza
OdpowiedzUsuńPs. To ja ta natalka z ask'a twoja fanka nr 1
Hej :) cieszę się, że ci się podobało ^^
UsuńDziękuję <3
Tradycyjnie pisze posta. Szczerze ? Cieszę sie, że Monika wraca do zdrowia. A znajac predyspozycje Lou to El urodzi trojaczki co najmniej. A co do szkoły zaliczania i konca semestru spoko. Cisną wszystkich. .Miłej niedzieli ! :) I czekam na post po 24 grudnia. Kurcze nasz Lou będzie wtedy straszy i ja też. Dobra. Pozdrawiam. P.S świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńTrojaczki? Wow, o tym nie pomyślałam xD To znaczy, myślałam, ale odnośnie czegoś innego :P
UsuńDziękuję <3
Wyobraź sobie moja minę kiedy wchodzę na bloggera i podczas ładowania mówię : Plz rozdział, plz rozdział a gdy się załaduje jestem jak " O ! Dzięki" :")
OdpowiedzUsuń- Co wy wyprawiacie ?
- Kolejną ciążę
Najlepszy tekst :"))
Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał ( jak zawsze ) i oczywiście z niewyobrażalną niecierpliwością czekam na kolejny ( znowu jak zawsze ) No i życzę powodzenia :)
Mnie osobiście najbardziej się podoba tekst:
Usuń"-A czy możesz powiedzieć mojej córce, że to niezdrowo tak się obżerać?
-Córko, ojciec żałuje ci jedzenia." xD
Dziękuję <3
Rozwaliło mnie to xD
UsuńKate Skate xD
:D
UsuńOd któregoś rozdziału nie moge dodać komentarza ughh powiem tylko ze cieszę się ze się układa wszystko szczególnie jeśli chodzi o Monie. Ciekawa jestem jakie wymyśliłas zakończenie! Bo można się wszystkiego spodziewać ale nic tyle odemnie mam nadzieję ze kom się doda! Wesołych świat życzę juz teraz!
OdpowiedzUsuń~verii
Zakończenie chyba wam przypadnie do gustu... Jeszcze 12 rozdziałów i epilog, chlip ;-;
UsuńDziękuję <3
No to się dzieje. El w ciąży, a Lou się niesamowicie ucieszył. Racja, mają niezły urodzaj na dzieciaki. 1D Team się powiększa, więc będzie wesoło.
OdpowiedzUsuńByło mi bardzo żal Moni, no bo El taka szczęśliwa z powodu ciąży, a ona nigdy nie zostanie matką, oczywiście swoich biologicznych dzieci. Ale jak widać rozmowa z Nattie na cmentarzu, podczas której nieco się wzruszyłam i jeszcze słowa Roxanne jej pomogły. To ją trochę podbudowało i dało jej nadzieję, że nie wszyscy ją nienawidzą, dlatego że jest z Harry'm. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, jednak cała siła jeszcze z niej nie wyparowała :) Nattie ma rację, Monia i Harry mogą adoptować dzieci i więzy krwi nie będą wtedy na pierwszym miejscu. Ale zrobią to kiedy Monika dojdzie do siebie, i kiedy będą na to gotowi. Nic na siłę.
Założę się, że Liam pisze coś dla Nattie i to będzie murowany hit :)
Nika jest genialna, Izabella to śliczne imię i z pewnością będzie pasować do córeczki Natalii i Liama :D
A i ostatnio w tym opowiadaniu trochę zabrakło mi Danielle, jestem ciekawa czy Japońcowi udało się ją poderwać hahha. Mam nadzieję, że się jeszcze pojawią. Naprawdę brakuje mi potyczek słownych Noriakiego i Nattie.
Czekam na kolejny rozdział :)
~Caroline.
Hehe, a to nie koniec powiększania 1D Team... ^^
UsuńMnie też się podoba imię Izabella. Miałam kiedyś fazę, że żałowałam, że mnie tak nie nazwano ;)
A o Danielle się nie martw, planuję ją wcisnąć do kolejnego rozdziału :D
Dziękuję <3
Sugerujesz nam ze będzie kolejna ciąża????? Czyli co teraz kolej na Nikę i Nialla!!!! Sądząc po tym jakie mieli zaręczyny i to że nie do końca je pamiętają to pewnie nie pamiętaliby też jak stworzyli sobie dziecko hahaha :)
UsuńAle ja nie powiedziałam, że od razu! :P jeżeli nie zrzucę bomby w stylu tajemnicza epidemia, katastrofa lotnicza, pożar domu, gdzie wszyscy zginą (a takiej bomby nie zrzucę ;), to 1D Team będzie miała jeszcze masę czasu na powiększenie xD
UsuńPatrz co znalazłam, nowy rozdział na Nothing's :OOOO
OdpowiedzUsuńNo to jedziemy :D
stanęłam przed dużym lustrem w garderobie. Obciągnęłam w dół rękawy granatowej narzutki, pod którą miałam czarną bokserkę
Dziwnie to brzmi: "pod którą miałam". Ja bym napisała raczej... Bo ja wiem, pod którą włożyłam? Albo miałam ubraną ^^"
Uśmiechnęła się słabo, choć spojrzenie, które posyłała Prestonowi jasno mówiło "ratuj mnie".
Coś jest nie tak z przecinkiem :s
Zarządził tradycyjnie i chwycił z biurka telefon.
Co do tego nie jestem pewna, czy można chwycić coś z czegoś. Może można i tylko mi się zdaje :P
Jednym słowem, było mi wolno wszystko, oprócz nieprzestrzegania wyżej wymienionych reguł
A tu nie powinno być przecinka z kolei :P tego drugiego, I meant
pociągnęłam ją wgłąb cmentarza
"w głąb" i tylko tak :x
- Siedzi w Music'u
;__;
/czemu zawsze gdy cię czytam, mam ochotę słuchać Brodki albo polskiego hiphopu xD/
Okej, chyba nic więcej nie znalazłam :P
Momentami prawie płakałam ze śmiechu, a to nie zdarza mi się często, gdy czytam :D ostatnio chyba na "Ogniem i Mieczem", uznałam, że pan Zagłoba powinien zostać moją muzą xD
Także to tylko podkreśla, jak epicki był rozdział, skoro mierzysz się z Sienkiewiczem ^^
Pozdrawiam i powodzenia na biochemii <3
Przecinków nie cierpię i zawsze miałam z nimi problem... W szkole nie było wypracowania bez błędu interpunkcyjnego :P
UsuńCo do włożenia bokserki i chwycenia telefonu, wydawało mi się, że tak będzie poprawnie... Chociaż jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałam podczas pisania xD
A z tym Musikiem... Szczerze mówiąc, poprawiałam to kilka razy, bo już nie byłam pewna. Pamiętałam, co mówiłaś o tych apostrofach, przykład Metalliki utkwił mi w głowie, ale tutaj w końcu machnęłam ręką i napisałam jak zwykle :P
Polski hiphop? Nieee!
Boże, porównałaś mnie do Sienkiewicza? Do mojego mistrza, ulubionego autora polskiego wszech czasów?! O.O właśnie zabrakło mi języka w gębie...
DZIĘKUJĘ!!! <3
Wooow cudoo
OdpowiedzUsuńThank you <3
UsuńRodzina coraz bardziej się powiększa, tym razem padło na El, a potem może Nika, albo znów Perrie? hehe :D Reakcja Louisa wygrała wszystko, ale tego można się było po nim spodziewać. A El podeszła do tego na takim niesamowitym luzie.
OdpowiedzUsuńWidać, że po tej rozmowie na cmentarzu z Nattie i Roxanne, Monia wraca do życia. Zrozumiała, że nie może się tak po prostu ot tak poddać, a na dodatek otaczają ją wspaniali ludzie, którzy zawsze przybiegną z pomocą, nawet gdyby walił się świat :) 1D Team ciężko pokonać, szczególnie po tym, co przeszli w ciągu ostatnich miesięcy.
No i w końcu córeczka Lattie ma imię. Bardzo mi się podoba, nieprzekombinowane, a do tego będzie idealnie pasować :D
Wreszcie mogę stwierdzić, że przeżyliśmy erę dram, huraganów i hektolitrów wylanych łez. Mam nadzieję, że tak w miarę spokojnie będzie już do samego końca.
Do następnego :D
Agnieszka :D
Wiesz, kiedy razem się przetrwa ciężkie chwile, to naprawdę wzmacnia człowieka... I oni chyba właśnie to odkryli :D
UsuńMonika daje sobie radę. Może jeszcze nie jest całkiem sobą, ale już mało drogi zostało do pokonania ^^
Ej, ale aż tak spokojnie do końca być nie może! Przecież wy mi będziecie usypiać na takiej sielance, a jeszcze 12 rozdziałów xD jakąś bombę jeszcze zrzucę, ale już nic strasznego, promise ;*
Dziękuję <3
Hej, rozdział przeczytałam już wczoraj, ale niestety nie miałam siły skomentować. Niech mi ktoś wytłumaczy, po co biol-chem-matom potrzebna kartkówka z mapy politycznej całego świata i do tego w poniedziałek, kiedy siedzi się w szkole od 8 do 16? No dobra, koniec jęczenia. Teraz dałam tyło znak, że przeczytałam, bo jeszcze dzisiaj wieczorem postaram się przeczytać to jeszcze raz i poszukać błędów. Dawno tego nie robiłam, więc trzeba powrócić do korzeni, hahah. Także czekaj cierpliwie, aż usiądę z kartką i czytając, wynajdę co nie co. :)
OdpowiedzUsuńKinga
Spoko, rozumiem cię. Ja dzisiaj oblałam kolosa z biochemii i idę w czwartek poprawiać -.- nie to, że jeszcze na jutro mikroby, prątki i gruźlica :P
UsuńNo, to czekam, aż nazbierasz tych błędów ;)
Normalnie mi wstyd. Zapomniałam o tym, co miałam zrobić i teraz mi głupio, ale już się poprawiam. Wyrwałam laptop i mogę działać. A więc tak:
Usuń„W przelocie zerknęłam na kalendarz.” - lepiej by było „przelotnie”, ale to taki pikuś
„Nawet Perrie, kiedy była w ciąży tyle nie wcinała.” tutaj przecinek, ale przy takiej ilości tekstu drobiazg, pewnie tak samo jak w jakichś innych miejscach, więc nie będę szukać :)
„zerknęłam do lustra” - w lustro
„jakby już czatowała na progu” - w progu
„Popatrzyłam na Monikę, jej szeroko otwarte oczy, zaciśnięte wargi i wzięłam ją pod rękę zdecydowanym ruchem.” - rozbiłabym to na dwa zdania, bo coś mi tu gramatycznie nie pasuje
P{oza tym zauważyłam tylko tyle, że masz problem z przecinkami przed czy i niż, więc tak w ramach podpowiedzi, stawiasz je tylko wtedy kiedy oddzielają zdania składowe a poza tym nie.
Szczerze? Znudziło mi się szukać, bo pomimo takich pierdół powyżej ten rozdział jest tak cudny i zabawny, że nie mam siły pomiędzy salwmi śmiechu czegokolwiek szukać. Mam wrażenie, że mamy identyczne poczucie humoru i podobne podejście do życia, więc wszystko bardzo mocno do mnie trafia.
I jak? Udało ci się poprawić (uwaga cytat): „kolosa z biochemii” i nauczyć tego: „mikroby, prątki i gruźlica”?
Pozdrawiam,
Kinga
PS Sama muszę zacząć stosować zasady, o których piszę, bo moje komentarze są pozbawione jakiejkolwiek poprawności hahaha.
UsuńO jezu
OdpowiedzUsuńtyle tylko powiem w temacie że było zajebiste kocham Cię
pozdrawiam
Love you too ;***
UsuńDziękuję <3
Boże kocham cię ! Moja reakcja na kolejny rozdział byłą taka :
OdpowiedzUsuńSiedzę w pokoju juem kolację ( To nic ,że już późno w ciól XD )
- O ja pierniczę kolejny rozdział ! XD
Może to o ciąży El mnei rozwaliło XD Nie wiem czemu ale mam wrażenie ,że każda z dziewczym będzie w ciąży no może nie każda chociaż znając ciebie możesz wymyślić cud biologiczny XD
A co do szkoły to życzę ci powodzenia :) <3 . Znam to o czym mówisz . Jestem w szkole średniej , pierwszy rok ale nauczeciele tak cisną że szkoda gadać . A do tego masa zaliczeń bo koniec semestru .
No w końcu skomentowałam twój rozdział ! Od dłuższego czasu blogger robi mi psikusy . Niby wyskakuje mi że komentarz został upublikowany ale gdy sprawdzam jakiś czas później , figa z makiem , żadnego moje komentarza nie ma . :( Ale ten w końcu będzie !
Powodzenia w pisaniu już nie mogę się doczekać nexta :) ,3
Hah, spoko, ja czasem moje kolacje jem razem z obiadem o dwudziestej pierwszej xD
UsuńNieee, każda to nieee... W każdym razie nie teraz :P
Powodzenia też tobie! Pierwsza klasa potrafi pocisnąć, wiem coś o tym. Zawsze jak zaczynasz w nowym miejscu, to zostajesz oblana zimną wodą, bo chcą od ciebie więcej i więcej...
A co do Bloggera... cóż, ostatnio i mi płatał psikusy, ale już się to uspokoiło. Odpałów Wattpada nie przebił, więc jest dobrze ;)
Dziękuję <3
Się dzieje. Louis ojcem, nowa postać, a jeszcze ten moment na cmentarzu... Momentalnie mi się zrobiło smutno :(
OdpowiedzUsuńMała ma na imię Izzy, jak uroczo ^^ Nika się postarała :D
"- A czy możesz powiedzieć mojej córce, że to niezdrowo się tak obżerać?
- Córko, ojciec żałuje ci jedzenia" to wygrało wszystko :")
Życzę duuużo weny i wesołych świąt! :*
W.
Też lubię ten tekst xD i cieszę się, że podoba wam się imię małej, dość długo nad nim myślałam ;)
UsuńDziękuję <3 życzenia złożę wam wszystkim za kilka godzin ^^