czwartek, 18 sierpnia 2016

Część II: Epilog

25 maja 2019r.    Alnwick, Anglia

- I jak, lepiej? No jasne, czysta pielucha to dobra pielucha. - Zaśmiałam się i cmoknęłam Izzy w brzuszek. Zaraz zagulgotała coś po swojemu, pokazując w szerokim uśmiechu zaczerwienione dziąsła. Nie ma to jak ząbkowanie.
- Jesteście gotowe? - Do pokoju zajrzał Liam. Zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej ogromnego łóżka. - Dziewczyny dojechały, możemy je zaraz przywitać.
- Powiedziałeś reszcie? - Zaczęłam nakładać Izzy białe body.
- Powiedziałem, ale myślisz, że usłyszeli? Stylesowie dalej bawią się w chowanego.
- Szczerze mówiąc, to ja też bym się tu pobawiła w chowanego, ten pałac jest genialny.
Znajdowaliśmy się w zamku Alnwick, na północy Anglii, przerobionym na wspaniały hotel w starym stylu. Chcieliśmy zorganizować nasz ślub i wesele w niezapomnianym miejscu, w którym moglibyśmy spędzić kilka dni, unikając reporterów i namolnych dziennikarzy. Wprawdzie musieliśmy zapłacić za to fortunę, ale na miejscu była kaplica, w której mogliśmy wziąć ślub i ochrzcić Izabellę, plus wielka sala balowa i piękne ogrody, w sam raz na przyjęcie ślubne. A fakt, że kręcili tu którąś część Harry'ego Pottera tylko dodawała smaku. Nawet jeśli za Potterem nie przepadałam.
Nie zapraszaliśmy miliona gwiazd jak Lou i El. Była nasza 1D Team z rodzinami, Ed Sheeran, chłopaki z 5 Seconds Of Summer, dawne Little Mix, Demi, Ellie i Rita. Dodatkowo ze znajomych przyjaciele Liama z Wolverhampton i moi ze studiów. Fifa tradycyjnie miał zając się muzyką i podrywaniem którejś z dziewczyn, Andie znając życie zamierzała narzekać na boysbandy, korzystając z okazji, że chłopaki byli w pobliżu. Danielle skończyła kręcić film i też obiecała, że przyjedzie... ze swoim nowym facetem, co da jej powód do kłótni z Noriakim, który w ramach zemsty obiecał, że też kogoś przyprowadzi. Prawdopodobnie z braku laku zabierze Roxanne, która i tak nie miała z kim iść, a na uroki Kasaiego była wyjątkowo oporna. Kolejnymi gośćmi miała być cała obstawa One Direction. Simon, Paul, przedstawiciele starego i nowego managementu, charakteryzatorzy z Louise na czele, ochroniarze z rodzinami, dźwiękowcy, tekściarze, wszyscy. Słowem, nawet mimo braku gwiazd uzbierało się około dwustu osób.
Brak dziennikarzy był dodatkowo ważny z jeszcze jednego powodu. Do tej pory ślub był tajemnicą i taki miał pozostać do naszego oświadczenia w internecie. Natomiast w ramach niespodzianki przygotowaliśmy konkurs dla Directioners. Konkurs na najlepsze fanfiction, w którym głównym bohaterem miała być jedna z osób z naszej bandy. To był mój pomysł, dlatego pewnego pięknego dnia na mojego nowego maila napłynęły tysiące, niemal miliony opowiadań. Na szczęście nie byłam w tym sama. Każdy z nas przeczytał opowiadanie o sobie i wybrał najlepsze. Wybór do łatwych nie należał... Tylko Monika odrzucała po kolei wszystkie, bo jej zdaniem nikt nie dorastał Roxie do pięt. Dopiero po dłuższych namowach przekonaliśmy ją, że to by było nie fair wobec innych autorek, które też liczą na wygraną. Wybrała Pię z Hiszpanii, a Roxanne i tak otrzymała zaproszenie. Wiedziała zresztą doskonale o naszym konkursie i nie miała zamiaru brać w nim udziału.
Nagrodą dla dziewczyn był wyjazd z naszą grupką gdzieś hen, daleko. Specjalnie nie podaliśmy lokalizacji i okazji, z jakiej się nimi spotkamy. A teraz kiedy przyjechały, nie mieliśmy już zamiaru nic ukrywać. Te dziesięć dziewczyn będzie świadkami naszego ślubu.
- Może idź już je przywitać, a ja ją ubiorę, co? - Zaproponował Liam i wyjął mi z rąk błękitne spodenki.
- Okej, mogę iść - zgodziłam się. - Tylko załóż jej tamtą bluzę z kapturem, wolę dmuchać na zimne. Nie chcę jej tu leczyć gorączki.
- Tak jest, pani doktor. - Pocałował mnie szybko i zabrał się za ubieranie małej. Ogarnęłam szybko w lustrze, czy wyglądałam normalnie i zaraz zbiegałam po schodach, nucąc pod nosem "I Should Have Kissed You", do wielkiego holu, w którym właśnie pojawiły się dziewczyny.
- O rany, to Nattie! Natalia! Hej! - Przywitały mnie niemal jednocześnie z szerokimi uśmiechami, zdenerwowane i podekscytowane. Uśmiechnęłam się do nich i kolejno każdą uściskałam. Do bluzek, koszulek, sukienek miały podoczepiane plakietki z imionami, na wszelki wypadek.
Edyta z Polski, autorka najlepszego opowiadania o Dominice.
Pia z Hiszpanii, najlepszy fanfik o Moni.
Leanne z Japonii, najlepsze fanfiction z Niallem w roli głównej.
Annika z Finlandii, wspaniałe opowiadanie o Zaynie.
Kate z Anglii, autorka cudownego bloga o Lou.
Asya z Turcji, najlepsza historia o mnie.
Chelsea z Kanady, najlepsze opowiadanie o Eleanor.
Veronica z Nowej Zelandii, najlepszy fanfik o Perrie.
Georgina z Brazylii, genialne fanfiction o Harrym.
Margaret z Austrii, najlepsza historia z Liamem w roli głównej.
Każda z nich miała swój oryginalny pomysł, a przede wszystkim wszystkie postawiły na realizm. Żadnych "bad boyów", żadnych gangów, żadnych wampirów... Własny pomysł na One Direction. Nie chodziło nam o to, żeby każde opowiadanie miało nas wychwalać nad niebiosa, nie. Chcieliśmy historii prawdziwych, czegoś, co naprawdę mogło się wydarzyć. I te dziewczyny były najbliżej prawdy. W dodatku bez błędów stylistycznych i ortograficznych, za to z humorem.
- Cześć, dziewczyny! - Zawołałam ze śmiechem. - Witam was na początku waszego niesamowitego wyjazdu z naszą paczką...
- Zaraz cię dopadnę! - Rozległ się ryk i z bocznego korytarza wyleciał pędem Lucas, zanosząc się ze śmiechu. Zaraz po nim wybiegła Diana. Oryginalny maraton zamykał Harry, który machając rękami udawał, że nie może złapać żadnego z nich.
Lucas był kolejnym adoptowanym dzieckiem Stylesów. Mały trzyletni Murzynek przybył do nas miesiąc temu z domu dziecka w Ghanie. Chłopaki polecieli tam w styczniu tego roku, żeby odwiedzić miejsca, w których byli przy nagrywaniu "One Way Or Another". Zabrali ze sobą Monikę, Dianę i Nikę. I tak jakoś wyszło, że wrócili z pomysłem kolejnej adopcji. Rodzice Luke'a zostawili go w misyjnym okienku życia. Był ich ósmym dzieckiem. Nie dawali sobie rady z siódemką, byli zbyt biedni, żeby wychować kolejne dziecko. Po trzech latach w domu dziecka, Lucas przyjechał do nas. Otrzymał dom, o jakim nie mógł nawet marzyć i był chyba najszczęśliwszym dzieckiem na całym świecie.
- Eee... o czym to ja... - Próbowałam znaleźć wątek, ale dziewczyny były już całkowicie rozproszone. Wpatrywały się w Stylesa z mieszanką uwielbienia i szoku w jednym.
- O, cześć, Nattie. - Zatrzymał się przy mnie, gdy Luke wdrapał się mi na ręce. - Możesz mi oddać syna?
- Wydaje mi się, że chwilowo jestem domkiem w waszej zabawie w berka... - Wzruszyłam ramionami. Diana złapała mnie za rękaw bluzki i roześmiała się.
- Domek! Nie możesz nas złapać!
- Wy małe cwaniaki... - Nagle Harry ogarnął, kto go obserwuje. - Cześć, dziewczyny. - Podszedł bliżej i zaczął się witać. - Zaraz się poznamy lepiej, tylko chcieliśmy wszyscy razem...
- Lou, wrócisz się jeszcze po czapeczkę? Trochę tu wieje... - Ze schodów schodziła El, trzymając w rękach zawiniątko z Abby. Jakie to szczęście, że po jej depresji poporodowej nie było już śladu... Naprawdę musieliśmy się nieźle namęczyć, żeby ją przekonać do zajmowania się dzieckiem. W trakcie ciąży była tak pewna siebie, taka zadowolona, że urodzi dziecko, a kiedy tak się faktycznie stało... Ech. Szkoda słów.
- Jak tam, minęła kolka? - Monika, która pojawiła się zaraz obok, zwróciła się do Eleanor. - Zasnęła?
- Ledwo co, myślałam, że nigdy nie przestanie płakać. - Westchnęła dziewczyna i uśmiechnęła się do szczęśliwej dziesiątki. - Cześć. Jak kiedyś będziecie miały dziecko, to pamiętajcie, żadne herbatki nie działają, to jest pic na wodę. Na kolkę tylko ciepły, ale nie gorący, okład na brzuszek i delikatny masaż.
- Gdzie reszta? - Monia wzięła ode mnie Lucasa i przytuliła.
- Już idziemy! - Nika i Niall zbiegli ze schodów, trzymając się za ręce.
- Hejka! - Nika powitała dziewczyny z uśmiechem. - Ooo, już widzę moją autorkę. - Roześmiała się, puszczając oczko do Edyty, jedynej Polki w tym gronie. Nika nie wytrzymała i od razu do niej napisała po przeczytaniu opowiadania. Miały już ze sobą kontakt przez maile, teraz mogły się wreszcie poznać osobiście.
- A nie mówiłem, żeby wziąć? Mówiłem. - Rozległ się zdenerwowany głos Zayna. Zaraz wszedł do holu z Shanem na rękach. Za nim szła Perrie, przeszukując torbę.
- Jesteś pewny, że go nie schowałeś?
- Jestem stuprocentowo pewny, że został na łóżku i to ty miałaś go schować.
- Co zginęło? - Wtrącił się Liam, który właśnie do nas dołączył z Izzy w nosidełku.
- Nic... Wygląda na to, że zostawiliśmy ulubiony kocyk Shane'a w domu. - Odpowiedziała Perrie, rezygnując z przeszukiwania torby. - Ciężko go będzie uśpić bez niego.
- Ten mięciutki w paski? Ten pluszowy? - Spytała El, lekko kołysząc Abby na rekach. - Mamy podobny, możemy wam pożyczyć. Wzięliśmy dla Abbs jeszcze dwa.
- Serio? No, to super, życie nam ratujesz. - Zayn postawił Shane'a na podłodze. Dzieciak od razu rozpoczął rajd między nogami wszystkich zgromadzonych.
- Czy jesteśmy już wszyscy? - Spytałam głośno. - Może warto wreszcie się ogarnąć i nie trzymać naszych gości w holu?
- Jeszcze tylko Louis. - Odparł Niall, opierając się o barierkę schodów. - Dziewczyny, może lepiej siadajcie, bo na niego zawsze trzeba czekać.
- O, wypraszam sobie! - Tommo pędził po schodach, próbując przekrzyczeć zbiorowy wybuch śmiechu. - Czapeczka, skarbie. - Nałożył szybko czapkę na głowę córki i odwrócił się do reszty. - Zaczynajmy.
- Okej. - Odchrząknęłam. - Ponieważ to był w głównej mierze mój pomysł... Chciałabym was wszystkie powitać w imieniu naszej rodzinki... Wy nas znacie, my mniej więcej znamy was, ale zanim zaczniemy się osobno witać i przedstawiać, to chciałabym wam przekazać kilka szczegółów. Po pierwsze, jeżeli jeszcze się nie zorientowałyście i nie użyłyście GPS-u, to was poinformuję, że jesteśmy w zamku Alnwick, specjalnie wynajętym na tę okazję. Paparazzi nie mają tu dostępu, więc będziecie miały nas na wyłączność przez te kilka dni. Bardzo jednak prosimy, żebyście nie informowały specjalnie o naszym miejscu pobytu... Nasi ochroniarze też chcieliby tu odpocząć. Po drugie, dziś możecie robić, co wam się żywnie podoba, spędzić z nami czas, pozwiedzać cały zamek, ogród i tak dalej... Ale jutro będzie bardzo ważny dzień i istotne dla nas wydarzenie, na które między innymi przydadzą się wam ubrania, które znajdziecie w swoich pokojach... To już będzie prezent dla was, możecie je potem zabrać. - Pełne podekscytowania szepty zamieniły się w wybuch entuzjazmu. - Ale sekundę! - Roześmiałam się. - Nie powiedziałam wam jeszcze, co tu się jutro wydarzy!
- To co się wydarzy? - Wyskoczyła z pytaniem Kate, autorka najlepszego fanfiku o Louisie.
- Jutro... - zaczęłam, podchodząc bliżej Liama i biorąc go za rękę. - Jutro odbędzie się nasz ślub i wszystkie jesteście zaproszone.
Chyba wszystkie gołębie przebywające na terenie posiadłości wzbiły się w powietrze i uciekły na drugi koniec kraju od tego wrzasku... Co najlepsze? Shane, Lucas i Diana nie mogli być gorsi i też zaczęli piszczeć z dziewczynami. Dopiero po dłuższym czasie udało nam się uspokoić i ze wszystkimi z osobna przywitać.


26 maja 2019r.    zamek Alnwick, Anglia

Dziewczyna z lustra miała ciemne włosy upięte wysoko, z opadającymi na ramiona lokami. Upięcie zdobiły drobne różyczki. Sztuczne, ale wyglądające jak prawdziwe.
Dziewczyna z lustra była ubrana w suknię ślubną z disneyowskiej kolekcji Alfreda Angelo. Suknia Kopciuszka numer dwieście pięć... Eleanor specjalnie nalegała właśnie na tą, a reszta dziewczyn ją poparła. Zrobiłyśmy tylko prosty dół, bez sunącego się po ziemi trenu.
Dziewczyna z lustra miała na nogach białe pantofelki ozdobione z boku kryształkami. Prezent ślubny od Perrie, która uparła się na buty od Valentino. Obcas był na tyle niski, że mogłam swobodnie w nich biegać i nie czuć tej wysokości.
Dziewczyna z lustra przypięła do włosów welon, który delikatnymi falami tiulu opadał jej do pasa. Nie chciałam mieć welonu do ziemi, suknia też kończyła się tuż nad podłogą, odsłaniając odrobinę podeszwę butów.
Dziewczyna z lustra miała delikatny makijaż, który podkreślał zielono-piwne oczy i nadawał wargom naturalny odcień różu. Louise jak zwykle dała z siebie wszystko, zarówno jeśli chodziło o fryzurę, jak i o make up.
Dziewczyna z lustra brała do ręki bukiet, złożony z białych frezji, bladoróżowych róż, ozdobiony od dołu ciemnoróżowymi storczykami, które utrzymywały resztę kwiatów w formie półkuli. Bukiet pachniał wspaniale, niemal tłumiąc zapach perfum "Between Us".
Dziewczyną z lustra byłam ja.
- Wyglądasz tak pięknie... - Moja mama z trudem powstrzymywała płacz.
- Suknia jest cudowna. Dobrze, że cię na nią namówiłyśmy. - Nika wygładziła jakąś zmarszczkę na materiale swojej sukienki. Wybrała pistacjową kreację z luźną spódnicą i przylegającą górą. Dłuższe tyły sukienek wracały do łask.
- Bukiet jest fantastyczny - zachwycała się Monia. - Czy Lou poszła już do pana młodego?
- Lou ma od rana pełne ręce roboty. - Zaśmiała się El. - Pomóc się ogarnąć tylu osobom, dobrze że wzięła Lottie, Fizzy, Doniyę i Waliyhę do pomocy.
- Racja, dziewczyny też są nieziemskie w tym, co robią. - Perrie po raz kolejny podziwiała paznokcie, dzieło Don, swojej szwagierki.
- Nattie, czemu nic nie mówisz? - Zainteresowała się Danielle, która wpadła tu, żeby nam pomóc i zobaczyć mnie w ślubnym wydaniu. Nawet Nika już się do niej przekonała i pochwaliła jej żółtą sukienkę w tak zwanym "japan style" z czarnym paskiem w talii.
- Bo się boję, że zaraz się obudzę - wymamrotałam, nie spuszczając wzroku z lustra.
- Na szczęście to nie sen. - Roxanne wyjęła z puzderka wiszące kolczyki i przyłożyła mi do twarzy. - Mogą być?
- Pasują... - oceniła Jade Thirlwall. - Ale tylko z tym naszyjnikiem. - Zapięła mi na szyi wisiorek.
- Teraz jest już idealnie, nic więcej nie trzeba. - Uznała Monika i pociągnęła mnie, żebym odwróciła się przodem do nich.
- Jak księżniczka... - Westchnęła z przejęciem Lux. Uparła się z nami zostać, nie chciała iść z Louise, żeby pomóc dziewczynom w przygotowaniach.
- Suknia Kopciuszka, ale bal dłuższy niż do północy! - Zaśmiała się Perrie i wzięła kopertówkę. - Nattie, zaraz przyjdzie twój tata, więc my się już zbieramy... Wprowadzimy wszystkich do kaplicy i wejdziemy, jak zacznie grać muzyka.
- Ja z Louisem będziemy w drugiej parze, żeby być blisko przy chrzcie... Niall i Monia w pierwszej parze... Swoją drogą, dobrze, że jesteśmy przyjaciółmi, bo za takie rozstawienie świadków moglibyśmy się poobrażać. - Parsknęła śmiechem Nika i wyszła z pokoju. - Zawołam twojego tatę!
- Nie przygryzaj ust, skarbie. - Eleanor uściskała mnie szybko. - Jesteś piękna i wszystko pójdzie dobrze.
- Yhym... - Tylko na tyle było mnie stać. Nie stresowałam się. Wcale. Byłam przerażona.
- Coś pójdzie nie tak, ja to wiem. - Jęknęłam, kiedy wszystkie dziewczyny wyszły, zostawiając mnie tylko z mamą. - Albo się przewrócę, albo podrę sukienkę, albo Izzy zwymiotuje na swój strój do chrztu, albo ktoś zdemoluje salę, albo Lena z czymś wyskoczy, albo...
- Natalciu, wszystko będzie dobrze. - Mama wzięła mnie za rękę i mocno ścisnęła. - Matko, masz lodowate dłonie.
- Nie boję się tego, co będzie po ślubie, bo wiem, że oprócz obrączki i stanu cywilnego nic się nie zmieni... I nie boję się, że Liam mnie zostawi, bo miał tyle okazji, że już chyba tego nie zrobi. Boję się, że na weselu się wydarzy jakaś katastrofa.
- Jedyna katastrofa, jaka może się wydarzyć, to taka, że się upijesz jak u Tomlinsonów i nie będziesz pamiętać swoich oczepin. Nic poza tym.
- Cóż, przynajmniej nie złapię welonu po raz setny - wywróciłam oczami.
- Gotowa? - Do pokoju zajrzał tata. Całkiem nieźle prezentował się w nowym garniturze.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam w myślach liczyć do dziesięciu. Jeden... Wszystko będzie dobrze. Dwa... Już dawno wiedziałaś, że coś takiego nastąpi. Trzy... Stresujesz się, jak jakaś idiotka, a tak naprawdę nie masz czym. Cztery... Przecież Liam nie ucieknie. Pięć... Najwyżej Izzy się rozryczy. Sześć... Albo Abby. Siedem... Albo Lena coś skomentuje na swój sukowaty sposób. Osiem... A w ogóle to kij mnie obchodzi opinia innych! Dzisiaj wychodzę za mąż.
- Jestem gotowa.
Wszyscy goście, rodzina, przyjaciele byli już w kaplicy, kiedy pustym korytarzem szliśmy przez zamek. Przed drzwiami mama uściskała mnie ostatni raz.
- Babcia jest dumna z tego, kim się stałaś - wyszeptała i wślizgnęła się do kaplicy. Za chwilę przez szparę w drzwiach wyjrzał Harry i posłał mi uśmiech.
- Już? - zapytał szeptem. Skinęłam głową i wzięłam tatę pod rękę. Spojrzał na mnie z góry i przykrył moją dłoń swoją.
Za chwilę usłyszeliśmy dźwięki "Ave Maria", które zamiast Beyonce, oryginalnej wykonawczyni, śpiewała dziś Demi. Drzwi się otworzyły i wolnym krokiem, za ustawionymi w parach przyjaciółmi, poszliśmy w kierunku ołtarza.
She was lost
In so many different ways
Out in the darkness with no guide
I know the cost of a losing hand
Never for the grace of God
Oh, I

I found my Heaven on Earth
You are my last, my first
And then I hear this voice inside
Ave Maria


(Była zagubiona,
Na tak wiele różnych sposobów,
W ciemności, bez żadnego przewodnika
Wiem jak to jest stracić dłoń, która cię prowadzi
Ale przez łaskę Bożą, och

Znalazłam moje niebo na ziemi
Jesteś moim pierwszym i ostatnim
I wtedy słyszę ten głos w środku
Ave Maria)


Szłam, uśmiechając się do mijanych osób. Ashton, głupek, wyszczerzył się do mnie jak nienormalny. Ruth, siostra Liama, posłała mi promienny uśmiech. Lena stała koło swojej mamy, ale dziwnym trafem, nie miała swojej zwykłej, ironicznej miny. Była naprawdę poważna. Karen, mama Liama, trzymała na rękach ubraną na biało Izabellę. W dwóch rzędach za nimi siedziały zaproszone przez nas dziewczyny. Puściłam oko stojącej najbliżej Georgie. Wreszcie ostatnia para przede mną rozeszła się na boki i zobaczyłam jego.
Znalazłam moje niebo na ziemi... Jesteś moim pierwszym i ostatnim... 
Wszyscy zniknęli. Byliśmy tylko my.
Puściłam tatę i podeszłam do Liama. Wzięłam go za rękę i spojrzałam mu w oczy. To był nasz moment, nasza chwila, której nikt nam nie odbierze.
Całą ceremonię pamiętam jak przez mgłę... Utonęłam w mlecznoczekoladowym spojrzeniu, które od tego momentu miało być tylko moje. Słów tradycyjnej przysięgi nie musieliśmy powtarzać za księdzem, pamiętaliśmy ją doskonale. Niemal ze łzami szczęścia patrzyłam, jak Liam wsuwał mi na palec obrączkę - z białego złota, normalnej grubości, z zaznaczoną falą na zewnątrz, a od środka wygrawerowaną datą i naszymi inicjałami.
Po przysiędze ślubnej nastąpił obrzęd chrztu Izzy. Odłożyłam bukiet na krzesło za mną, Liam wziął córeczkę na ręce. Była zdziwiona, rozglądała się wokół, śliniąc makiet rękawa. Ile razy próbowałam odsunąć jej rączkę od buzi, tyle razy krzywiła się i robiła to samo. Po trzecim razie zrezygnowałam i skupiłam się na słowach modlitwy. Na moment polania główki dziecka wodą święconą Liam nachylił ją nad chrzcielnicą. Izzy się to wyraźnie nie spodobało, bo słowa "ja ciebie chrzczę" zostały zagłuszone donośnym płaczem. Zaraz po chrzcie Izę przejęła moja mama, a Philip dokończył całą uroczystość. Zaraz po wyjściu z kaplicy w rytm marsza weselnego trafiliśmy do wielkiej jadalni połączonej z salą balową, gdzie miało się odbyć nasze wesele.
Fifa rzucił się do swojej konsoli i zaczął odtwarzać "It's All Coming Back To Me Now", kiedy my przyjmowaliśmy gratulacje i życzenia od gości. W zasadzie wszystkie były takie same. "Szczęścia na nowej drodze życia...", "Wszystkiego najlepszego...", "Jesteście cudowną parą...". Tylko Lena jak zwykle się wyłamała ze schematu. Jak tylko zobaczyłam, że podchodzi, cała się spięłam.
- No, Natalia... Jednak się wam udało. - Nachyliła się, żeby mnie przytulić. Objęłam ją niechętnie, a wtedy wyszeptała mi do ucha. - Nie licz na to, że przestanę o tobie publikować, bo za dużo hajsu bym straciła. Ale dzisiaj możesz spać spokojnie, będę grzeczna. - Odsunęła się z niewinnym uśmieszkiem i podeszła do Liama. - To co, szwagrze? Gratuluję, że jednak zrezygnowałeś z podbojów na boku i zostałeś przy mojej siostrzyczce. To się nazywa samozaparcie!
Fifa, dziękuję ci, że muzyka była taka głośna. Dziękuję wam, że wymienialiście się wrażeniami z wesela, niemal się przekrzykując. Słowa Leny słyszałam ja, Liam, Nika, Louis i Danielle, którzy nam pomagali w odbieraniu kwiatów i prezentów. Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami i tylko mój groźny wyraz twarzy powstrzymał je przed podejściem do Leny i wydrapaniem jej oczu.
Reszta życzeń przebiegła bezproblemowo i mogliśmy przejść do stołów na obiad weselny.
- Ekhem... - Harry wstał z krzesła i wziął do ręki kieliszek. Spojrzeliśmy na siebie z Liamem. A więc toast. Nie mieliśmy pojęcia, co ci kretyni planowali. Liam wziął mnie za rękę.
- Myślisz, że będzie tragedia? - wyszeptał mi do ucha.
- Myślę, że wyciągną na wierzch wszystkie brudy - odparłam.
- Ooo, popatrzcie na te gołąbeczki... - Zawołał Styles, udając zachwyt. - Jak oni słodko wyglądają... Kochanie, zrób zdjęcie.
- Poczekaj, złotko, przez przypadek włączyłem kamerę! - Krzyknął piskliwym głosem Louis. Na serio nagrywał telefonem całą akcję. Sala gruchnęła śmiechem.
- Panowie, nie wygłupiajcie się... - Zayn też wstał z krzesła ze złośliwym uśmieszkiem. - Zapomnieliście, co mamy powiedzieć? Kto ma kartkę?
- Ja mam! - Niall wyszedł na środek i wyciągnął jakiś rulon. Rozwinął go teatralnym gestem, a koniec zwoju wylądował gdzieś pod stołem. Dziewczyny z konkursu, które siedziały blisko nas, zaczęły się dusić ze śmiechu. Patrzcie i się uczcie. Macie najbardziej porąbanych idoli na świecie.
- Uwaga, czytam! Dawno, dawno temu...
- Nie, nie to! - Harry podbiegł do niego i zajrzał mu przez ramię. - Niżej. Niżej. O to.
- Pięć i pół roku temu... Masz rację, to nie tak dawno... Liam James Payne powrócił do domu ze swojego zwykłego spaceru, jakim codziennie się raczył po zakończeniu ostatniej trasy koncertowej. Nie uszło naszej uwadze...
- Tam miało być, że mojej! - Zbulwersował się Louis.
- Dobra. - Burknął Niall. - Nie uszło uwadze Louisa Williama Tomlinsona, że nasz Liam był w znacznie lepszej kondycji psychicznej niż zwykle. Wręcz promieniał tajemniczym blaskiem, który rozświetlał jego brązowe szczenięce oczy jak diamenty kopalnię... Co za debil to pisał?!
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Liam już od dłuższej chwili pokładał się na stole, próbując się opanować. To było niewykonalne. Dlaczego One Direction nie zrobiło kariery, jako kabaret, może mi ktoś powiedzieć?
- Ja to pisałem. - Zayn stanął obok niego, udając focha.
- To sam to czytaj. - Wymienili się kartką, przepraszam, zwojem i Malik kontynuował rozbawianie towarzystwa.
- Louis William jako najstarszy... tu jest jakiś dopisek, ale nie mogę rozczytać...
- Najmądrzejszy! - Podpowiedział teatralnym szeptem Tommo.
- Akurat mi to przejdzie przez gardło. - Zayn przebiegł wzrokiem przez kilka linijek. - Louis William jako najstarszy od razu wiedział, co się kroi. Nasz kochany Liam poznał kogoś... I bynajmniej nie był to nowy kumpel do komponowania piosenek lub nauczyciel gry na ukulele. Ciągnięcie za język nie trwało długo i zakochany po uszy kundel przyznał, że objawił mu się w parku anioł, który musi zostać jego żoną. Kolejne dwa dni były pasmem szczęścia, tęczy i waty cukrowej. Liam znajdował się we własnym raju rodem z teledysku "California Gurls", z tym że jego wybranka nie miała w strategicznym miejscu wyrzutni bitej śmietany. Pozdro dla kumatych.
- O Boże... - Wyjęczałam, ocierając łzy z policzków. Mój makijaż poszedł się... Co z tego, że był wodoodporny.
- Dobra, teraz ja. - Harry wyrwał Zaynowi przemówienie i zaczął czytać dalej. - Wreszcie nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy i my, wierni bracia, choć bez pokrewieństwa krwi, za to związani wzajemną przysięgą braterstwa, o której nie powinno się mówić przed dwudziestą pierwszą, mogliśmy poznać piękną, cudowną wybrankę Liama, który ślinił się na samo wspomnienie o niej. Dziewczę przekroczyło nasze progi w wielce niekomfortowej dla nas sytuacji... Byliśmy w trakcie prób do wspaniałego występu w naszej własnej wersji "Talk Dirty". Nimfa Liama jednak nie czuła się zniesmaczona, wręcz przeciwnie, wyraziła chęć poznania nas lepiej.
- Teraz ja! - Louis oddał telefon Niallowi, a sam zabrał zwój. - Byliśmy niezmiernie wzruszeni tym, że dziewczyna Liama, wtedy w zasadzie jeszcze nie dziewczyna, ale już przyjaciółka, uznała nas za całkowicie normalnych, co oznaczało, że jest tak samo porąbana jak my.
To fakt. Jestem porąbana, bo wciąż z nimi wytrzymuję. Jak tylko skończy się ta przemowa, idę do łazienki, ratować pozostałości mojego makijażu. Popłakałam się ze śmiechu.
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jasno, że tych dwoje czuje do siebie miętę. Chociaż z drugiej strony nie wiadomo, czy to była mięta, może coś mocniejszego... Mniejsza. Pozostawmy pytanie, czym się razem narkotyzowali, bez odpowiedzi. Chcieli się zejść, ale wciąż coś im nie przeszkadzało, głównie my, jak te ostatnie cholery, wchodziliśmy im do pokoju, kiedy mieli się pocałować. Eh... Na ich pierwszą wymianę śliny i bakterii jamy ustnej musieliśmy czekać długo, bo aż pięć miesięcy. Ale co to był za pocałunek! Do tej pory bije rekordy oglądalności na YouTube, tylko czasem ustępuje jakiemuś cmoknięciu wieloryba lub migdaleniu się z foką. Ale kto by to oglądał.
Chyba tylko on ogląda takie bzdury...
- Co ty czytasz, tego tu nie było! - Zayn ponownie odebrał zwój i przeleciał go wzrokiem. - Panie i panowie, wybaczcie niepoczytalność mojemu koledze, przedawkował witaminę D, którą podkradł swojej córeczce. O czym to... A, tu jest! Jak w piosence "I Will Always Love You" Liam i Natalia zakochali się od pierwszego wejrzenia, kochają się wciąż i kochać się będą do końca świata, a ich miłość przejdzie do historii jak Romeo i Julia, Tristan i Izolda, pan Darcy i Elizabeth Bennet. Mieli swoje potknięcia, upadki, przeszli przez masę prób, które ich związek stawiały pod znakiem zapytania, ale wciąż są razem. Zresztą większość z was jest tego świadkami, złapali welon i krawat na dwóch weselach z rzędu, kolejne już musiało być ich.
- Daj, ja przeczytam zakończenie. - Niall sięgnął po końcówkę zwoju. - Kochani moi! Nattie, Liam, jesteście dla nas rodziną, jak przyszywane rodzeństwo, ale też samozwańczo zostaliście naszymi Mummy i Daddy Direction. Z tychże względów życzymy wam wszystkiego najlepszego, abyście się nie zmieniali, wciąż się kochali, tworzyli nowe dzieci, bo Izzy to zdecydowanie za mało, troszczyli się o nas i nie wyganiali nas ze swojego domu, kiedy będziemy chcieli wam pozawracać głowę. Dziękujemy bardzo za uwagę!
Zebrali owacje na stojąco, zresztą w dwustu procentach słusznie. Biłam im brawo, śmiejąc się na wspomnienie co śmieszniejszych fragmentów przemówienia. Chcę mieć ten tekst oprawiony albo najlepiej wymalowany na ścianie naszego domu... Najlepiej na tej na wprost drzwi wejściowych.
- Zdrowie państwa młodych! - Wrzasnął na cały głos Louis, unosząc kieliszek szampana. Fifa huknął do kompletu "Big Love" Roxette.
- A teraz zapraszamy wszystkich na parkiet, młoda para zatańczy swój pierwszy taniec! - zawołał do mikrofonu zza konsoli. Pospiesznie złapałam za rękę Nikę, żeby starła mi ślady wcześniejszego płaczu z twarzy specjalną chusteczką i za chwilę wyszliśmy z Liamem na parkiet.
Wziął mnie w ramiona i poprowadził w rytm tej dawno wybranej piosenki... "Breakaway"
I'll spread my wings and I'll learn how to fly
I'll do what it takes till I touch the sky
And I'll make a wish, take a chance, make a change
And break away
Out of the darkness and into the sun
But I won't forget all the ones that I love
I'll take a risk, take a chance, make a change
And break away


(Rozłożę skrzydła i nauczę się latać
Zrobię, co trzeba nim dotknę nieba
Wypowiem życzenie, chwycę szansę, zmienię coś
I oderwę się
Z ciemności wprost do słońca
Jednak nie zapomnę o tych, których kocham
Podejmę ryzyko, chwycę szansę, zmienię coś
I oderwę się)

- Jesteś szczęśliwa? - spytał, obracając mnie pod ręką. Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.
- Bardzo. A ty?
Odpowiedział uśmiechem i pocałował mnie, wzbudzając kolejną falę entuzjazmu w gościach. Sekundę później pociągnęliśmy ich do wspólnego tańca do "Footloose", "Sofia", "Any Way You Want It" i "Never Enough".


18 luty 2020r.    Staples Center, Los Angeles

Wyjrzałam przez okno limuzyny. Zaraz nasza kolej.
- Denerwujesz się? - Usłyszałam, jak Nika pyta Nialla.
- Wcale nie. Może tylko trochę... - Mruknął pod nosem, dopijając wodę z cytryną. Żaden z nich nie tknął obecnego tu alkoholu. Chyba woleli usłyszeć wiadomości na trzeźwo.
- Skarbie, nie masz czym. To ja chyba powinnam się denerwować, nie opiję twojego sukcesu ani porażki.
Nika miała talent do ironicznego ripostowania rzeczywistości. A teraz siedziała na wprost mnie z zadowoloną miną i gładziła się po brzuchu. Była w trzecim miesiącu ciąży i dosłownie promieniała. To znaczy w tym konkretnym momencie, bo tuż po przylocie do Los Angeles zwymiotowała całą zawartość żołądka i jelit. Sheila przepisała jej nawet tabletki przeciwwymiotne, bo groziło jej odwodnienie. Minus też był. Po tabletkach strasznie chciało jej się jeść. I tak źle, i tak niedobrze.
- Wysiadamy, drodzy państwo. - Poinformował nas Paul, siedzący na przednim siedzeniu obok kierowcy. - Powodzenia, chłopaki.
Drzwi otworzył nam ochroniarz i zaczęliśmy wysiadać. Pierwsi wyszli El i Lou. Z profesjonalnym uśmiechem na twarzy, bez śladu grymasu po wcześniejszej kłótni. Miło. Po nich my. Wygładziłam spodnie od czarno-białego kombinezonu i złapałam Liama za rękę. Kontrolnie zerknęłam do tyłu, żeby w szybie samochodu sprawdzić, jak się trzyma wiązanie bluzki na szyi. Było w porządku. Podniosłam głowę na wielki billboard informujący, że to właśnie tutaj odbywa się gala Grammy Awards 2020.
Dziennikarze przeciskali się między sobą, żeby jak najlepiej nas sfotografować. Obłęd. Stanęliśmy przed ścianką. Najpierw pary osobno, a potem ustawiliśmy się do grupowego zdjęcia. Na pytania wykrzykiwane z tłumu nie zwracaliśmy uwagi. Już dawno się nauczyłam, że tacy jak oni potrafią przekręcić każde słowo, by zyskać dobry materiał. W październiku rzuciłam jeden tekst do takiego paparazzo na ulicy i momentalnie zostałam znienawidzona przez lepszą połowę fanów... Chodziło o coś związanego z pieniędzmi, w każdym razie zostałam uznana za chciwą francę, która zabiera mężowi kasę, a sama nic nie robi. Cóż. Miałam parszywy humor do końca miesiąca, do tego zmarło mi dwóch pacjentów... Szkoda gadać. Na szczęście jakaś konkurencyjna telewizja czy gazeta miała nagranie całego wywiadu. Do tej pory nie wiem, czemu mi pomogli i to opublikowali. Hejterzy zniknęli, nagle wszystkie dziewczyny, które tak mnie nienawidziły, pisały, że od początku wiedziały o mojej uczciwości, nigdy bym tak nie postąpiła, bla bla bla...
Zaraz po ściance zostaliśmy wyłapani przez jedną z prowadzących, Rebel Wilson.
- Ooo, widzę mój ulubiony zespół! Harry, kochanie, jeszcze nie zadzwoniłeś! - Stanęliśmy przy niej w grupce i uśmiechnęliśmy się do kamery. - Wasza pierwsza gala Grammy, sam ten fakt trzeba uczcić!
- Myślisz, że jeszcze nie uczciliśmy? - Zażartował Zayn.
- Niektórzy z was na pewno. - Rebel posłała znaczące spojrzenie państwu Horan. - Chłopiec czy dziewczynka?
- Jeszcze nie wiadomo, ale dowiesz się pierwsza. - Odpowiedziała ze śmiechem Nika.
- To rozumiem! Lubię was. Dobra, to ile macie konkretnie nominacji?
- Album of the Year, Record of the Year, Song of the Year i Best Music Video. - Wymienił Liam.
- Czyli cztery. Nieźle jak na pierwszy raz, ale z drugiej strony całkiem zasłużenie. "This Is Not The End" to petarda, a "Best Family Party" słucham od roku w samochodzie i jeszcze mi się nie znudziło.
- Jak zrobimy remake, to wystąpisz razem z nami. - Obiecał jej Louis.
- Na to liczę! I dziwię się, że nie wzięliście mnie pod uwagę w teledysku.
- Wiesz, miejsca dla aktorek były już zapełnione. - Liam spojrzał na mnie ciepło.
Teledysk do "Best Family Party" stanowił artystyczną serię naszych ujęć w domu. Wykorzystaliśmy jeszcze nasze dawne mieszkanie. Jest scena z Niallem i Niką, gdzie jak lustrzane odbicia grają na gitarach, jest Louis pływający w basenie, ja tańcząca na swojej sali, Diana w przebraniu księżniczki kłania się przed przebranym za księcia Harrym, Shane zagląda do kołyski z Izzy, Perrie na balkonie z tekstami piosenek, Liam grający na pianinie, Zayn na siłowni i Eleanor na podłodze w salonie otoczona zdjęciami. W zasadzie każda scenka zaczynała się od zdjęcia wybranego z rozrzuconego stosu, każda scenka w innym filtrze. Ostatnią sceną był jakiś wspólny grill. Jak wielka rodzinka na zjeździe śmiejemy się, mówimy coś do siebie, śpiewamy, objadamy się... Ben Winston jako reżyser przeszedł samego siebie.
Pożegnaliśmy Rebel, która w tłumie wypatrzyła gdzieś Timberlake'a i poszliśmy w kierunku naszych miejsc. Gala miała się rozpocząć za godzinę. Dostaliśmy dobre miejsca, w pierwszym rzędzie po prawej stronie głównej sceny. Chłopaki mieli jeszcze dać występ jakoś w połowie gali.
- Jak tylko się uda, wychodzicie z nami. - Harry wychylił się ze swojego krzesła. - Przy Song of the Year i przy Best Music Video. Wszyscy napisaliśmy ten tekst i wszyscy graliśmy w teledysku, dziewczyny, musicie z nami pójść.
- Myślisz, że możemy? - Spytała Perrie z wahaniem. - To wasz utwór.
- Ale Song of the Year to nagroda dla autorów muzyki i tekstu. Napisaliśmy to razem. - Powiedział Liam.
Czekanie na galę samo w sobie nudne nie było, spotkaliśmy masę znajomych i mogliśmy z nimi porozmawiać. Sheeran też miał nominację do Piosenki Roku. Podszedł do nas z Taylor Swift, co od razu wywołało falę zazdrości i napięcia w Monice. Każda była dziewczyna Harry'ego wzbudzała w niej negatywne emocje. Justin Bieber przywitał się z nami serdecznie i życzył nam powodzenia. Sam nie miał w tym roku nominacji, ale prezentował jedną z kategorii i miał występować pod koniec. Katy mignęła mi gdzieś w tłumie, więc poszłam się z nią przywitać. Przy okazji uściskałam się z Arianą i poznałam się z Halsey, której wcześniej nie spotkałam. Dodatkowo mało nie padłam z wrażenia na widok Madonny i Celine Dion. Beyonce sama mnie zaczepiła, bo pamiętała mój występ z Liamem na pokazie mody w Londynie. Gdyby ktoś mi powiedział jakieś dziesięć lat temu, że będę na rozdaniu nagród Grammy, nominowana będzie moja piosenka, a ja będę sobie ot tak rozmawiała z gwiazdami, to bym chyba wyśmiała. Jak to się człowiekowi zmieniają priorytety...
Gdy wróciłam do reszty, rozmawiali w najlepsze z Lady Gagą i Nicki Minaj. Co najlepsze, po sekundzie dołączył do nas David Guetta.
- Cześć, ludzie. - Przywitał się z nami wszystkimi, podając nam kolejno rękę. - Odsłuchałem wasz kawałek i jest naprawdę niezły. Macie talent, tekściarz też sobie poradził... Kto to pisał?
- W zasadzie my wszyscy. - Powiedział Harry, nie kryjąc dumy ze słów Davida.
- No to serio, gratuluję. Mam do was pewną sprawę... A w zasadzie do ciebie, Natalia.
- Do mnie? - Powtórzyłam zdumiona. David Guetta, w moim prywatnym rankingu najlepszy DJ świata, ma do mnie sprawę?!
- Do ciebie. To ty pisałaś "One Direction"? W sensie piosenkę? - Skinęłam głową. Z wrażenia zaschło mi w gardle.
- Mam dla ciebie propozycję współpracy przy jednym singlu. Miałem nagrywać z Sią, ale jak pewnie wiecie zrobiła przerwę od występów z powodów osobistych, więc no... Zgadzasz się?
- Ale konkretnie... znaczy... Czego konkretnie ode mnie oczekujesz? Tekstu piosenki? - Wyjąkałam.
- Nie tylko, wykonania też. - Stojąca za mną Monika pisnęła i niemal zaczęła skakać w miejscu. Widocznie szybciej połączyła wątki.
- Ale ja nie śpiewam. To znaczy publicznie, nie jestem wokalistką. - Odparłam oszołomiona.
- A tam, daj spokój. Słyszałem cię przecież na tym pokazie Prady. - No tak. Wtedy pierwszy raz widziałam go na żywo, w dodatku za kulisami. - To jak?
- Chyba muszę to przemyśleć... - Pokręciłam głową. Z jednej strony nie chciałam występować, ale z drugiej... Hello, to David Guetta!
- Jasna sprawa. Masz tu mój numer. - Podał mi wizytówkę. - Ten na dole jest do mojego managera. Odezwij się w ciągu tygodnia, okej?
- Okej. - Powiedziałam słabo i niemal wywierciłam mu dziurę w plecach, kiedy odchodził na swoje miejsce.
- Nattie, rewelacja! - Wrzasnęła mi do ucha Monia. - Jeszcze ty zakasujesz kolejne Grammy, ale z Guettą!
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Popatrzyłam na wizytówkę.
- Jasne, że dobry. - Powiedział Zayn. - Zasłużyłaś na to, jesteś świetna. Musisz się zgodzić!
- Zastanów się dobrze, ale to może być świetna szansa. Nawet jeśli miałabyś być jednostrzałowcem. - Stwierdził Louis. Zmarszczyłam brwi i schowałam wizytówkę do torebki.
- Zastanowię się nad tym.
Początku gali praktycznie nie pamiętałam. Nie mogłam się skupić, zbyt intensywnie rozmyślałam nad propozycją Davida... Miałam w sumie kilka gotowych tekstów i mogłabym mu je pokazać, żeby wybrać coś na tego singla. Ale chwila, jeśli to singiel, to oznaczałoby sprzedaż tej konkretnej piosenki, może teledysk i występy... Czy chcę się na to pisać?
- Teraz my. - Liam ścisnął mnie mocno za rękę. Automatycznie podniosłam wzrok na scenę, gdzie Sam Smith miał prezentować zwycięzcę kategorii Song of the Year. Oprócz nas byli nominowani Ed, Meghan Trainor, Janet Crouch, Mysteries. Złapałam za rękę siedzącego koło mnie Nialla. Już za sekundę... Jeszcze chwila...
- A nagrodę Grammy za najlepszą piosenkę roku otrzymuje... One Direction "Best Family Party"!
W życiu tak głośno nie piszczeliśmy i nie wrzeszczeliśmy. Zerwaliśmy się z krzeseł i zaczęliśmy się razem ściskać, gratulować... Istne szaleństwo. Pierwsza Grammy dla One Direction... Poryczałam się z radości, ale nie tylko ja. Chyba wszyscy mieliśmy łzy w oczach.
Ruszyliśmy gromadką na scenę, trzymając się za ręce, bo chłopaki nie chcieli nas puścić. Stanęliśmy obok Sama. Wow. I pomyśleć, że byłam częścią czegoś tak wyjątkowego.
- O matko... - Liam pierwszy dostał mikrofon. Spojrzał na statuetkę trzymaną przez Zayna i pokręcił głową. - To chyba sen. Ktoś mnie uszczypnie?
- Ja mogę. - Zadeklarował się Harry i zaraz szturchnął go w ramię.
- Dzięki, zawsze można na tobie polegać... Okej. Chcielibyśmy bardzo wszystkim podziękować. Może was dziwić ten tłok na scenie, ale wszyscy jesteśmy twórcami "Best Family Party". Można powiedzieć, że każdy wers ma innego autora... Muzykę też skomponowaliśmy samodzielnie, nie żebym się nami chwalił...
- Dziękujemy bardzo, że w nas uwierzyliście, że nie daliście nam etykietki głupiego boysbandu. - Do mikrofonu dorwał się Lou. - Dziękujemy naszym fanom, którzy chyba co roku zgłaszali nas do nominacji i którzy swoimi akcjami nas popierali. Dziękujemy naszym rodzinom, których żeńska reprezentacja stoi obok... Dziewczyny, jesteście wspaniałe, nie tylko jako nasze żony, ale też jako przyjaciółki i wsparcie. Dzięki, że jesteście.
- Podziękowania też dla wytwórni, która nam pozwoliła wydać tę piosenkę... Chociaż niektórzy mieli zastrzeżenia. - Wtrącił się Niall. - Możemy teraz z czystym sumieniem powiedzieć "a nie mówiłem"!
Przy wielkim aplauzie widowni zeszliśmy ze sceny i wróciliśmy na miejsca. Każdy rwał się, żeby trzymać statuetkę. Ostatecznie trafiła ona na kolana Perrie, bo chłopaki musieli iść za kulisy przygotować się do występu. Po odśpiewaniu zwycięskiej piosenki przyszła pora na kolejne kategorie. W końcu doczekaliśmy się następnej "swojej", nagranie roku. Tym razem na scenę wyszła Lucy Hale i zespół The Weeknd, którzy po występie ze swoim singlem, odczytali zwycięzcę.
- Statuetkę w kategorii Record of the Year zdobywa... One Direction i "Best Family Party"!
Z wrażenia Pezz upuściła pierwszą statuetkę. Wcale jej się nie dziwiłam. Nie pchałyśmy się już na scenę z chłopakami, w końcu nie my to nagrywałyśmy. To była tylko ich chwila.
- Wow, ledwo zeszliśmy ze sceny, a już chcecie nas z powrotem? - Zażartował Harry. - Komu nie podziękowaliśmy za pierwszym razem?
- No, tutaj to chyba podziękujemy studiu nagraniowemu, naszej wytwórni i wszystkim ludziom, którym chciało się siedzieć i szlifować ten kawałek, żeby był genialny. Dzięki wielkie, Paul, Frank, Joe, dziękujemy chłopakom z zespołu, Dan, Josh, Sandy, Jon... Zawsze można na was polegać. - Powiedział Zayn.
- No, to teraz jak przegracie w albumie roku i teledysku to chyba nic się nie stanie. - Parsknęła śmiechem Nika, biorąc od Liama kolejną statuetkę. - Ciekawe, jak się tymi nagrodami podzielicie.
- Tydzień u jednego, kolejność według "papier, kamień, nożyce". - Stwierdziłam z humorem, oglądając statuetkę. Nawet jeśli mieliby przegrać w kolejnych kategoriach to i tak będą zwycięzcami tego wieczoru.
Godzinę potem okazało się, że nie musieliśmy się wcale martwić. "This Is Not The End" jako Album of the Year też zdobyło statuetkę. Byliśmy niemal pijani ze szczęścia, chłopaki na scenie dziękowali nawet naszym dzieciom... A ostatnia kategoria, hmm... to już było totalne wariactwo. Znów wygraliśmy. I niech mi tylko teraz ktoś w mojej obecności powie, że boysbandy są do kitu.
Od tego wrzeszczenia całkiem ochrypłam.


18 sierpnia 2020r.     Blackpool, Anglia

- Kto się czubi, ten się lubi - zauważył Liam. Nie miałam innego wyjścia, musiałam przyznać mu rację.
- Ciekawe, ile razy będą sobie grozić rozwodem... - Monika trzymała Lucasa na rękach, co bardzo mu się nie podobało. Wciąż się wyrywał w stronę samochodów, którymi mieliśmy ruszyć z kościoła do wypasionego hotelu, w którym odbywało się wesele. - Synu, wiem, że chcesz do taty, ale musisz zaczekać!
- Nie chcę! - Zaprotestował głośno, nie przestając się wiercić.
- Monia, oni się rozwiodą i zejdą! To będzie druga "Moda na sukces"! - Zaśmiała się Perrie. Rozejrzała się w poszukiwaniu męża i syna. Podążyłam za jej wzrokiem. Shane właśnie odbierał od Zayna burę połączoną z szantażem. Jeśli nie będzie grzeczny, nie dostanie nowego auta Hot Wheels.
- Jesteśmy! - Harry wrócił do nas, prowadząc Dianę w nowej sukience. Długa droga samochodem nie służyła małej. Przy samym Blackpool zwymiotowała na swoją białą sukienkę. Harry pojechał z nią do hotelu, żeby ją umyć i przebrać, ale przez to przegapili ślub. - Nie chciała zostać w hotelu, mimo że zaraz i tak tam pojedziemy.
- Di, lepiej się czujesz, kochanie? - Monika przekazała Luke'a mężowi i kucnęła przed córką. - Może wolisz zostać ze mną w pokoju, zamiast iść na wesele?
- Nie, chcę iść... - Powiedziała Diana cichutko. - Ale nie chcę już wymiotować, bo to boli.
- Na pewno nie będziesz. - Uspokoiłam ją i sięgnęłam do torebki po gumy miętowe. - Częstuj się, mnie pomagają na chorobę lokomocyjną.
- Podejrzanie dużo jej wyżułaś przez drogę. - Liam rzucił mi uważne spojrzenie.
- Jak nie prowadzę, to czasem mnie mdli. - Wzruszyłam ramionami i nachyliłam się nad spacerówką Izzy. Iza spała, wystawiając na sierpniowe słońce opalone nóżki. Poprawiłam budkę i zerknęłam kontrolnie na Dominikę i Nialla. - Nika, wszystko okej?
- Tak samo od pięciu minut, nie musisz się mnie wciąż pytać. - Warknęła zirytowana. Nie dziwiłam jej się. W końcu za tydzień miała rodzić. I to nie jedno, a dwoje. Gwoli ścisłości, dwóch chłopaków.
Nika ciążę przeżyła bardzo ciężko. Pierwsze tygodnie euforii i podekscytowania zostały szybko zastąpione zmęczeniem i wyczerpaniem. Wprawdzie nie chorowała i z dziećmi wszystko było w idealnym porządku, ale przez cały czas męczyły ją okropne mdłości i wymioty. Tabletki trochę pomagały, ale też miały niebezpieczne skutki uboczne. Nika z całych sił starała się nie wrócić do dawnych nawyków. W liceum i na początku studiów miała bulimię. Podczas ciąży wszystko jej o tym przypominało: najadanie się, tycie, ciągłe rzyganie, złe samopoczucie. Niall doskonale o tym wiedział i stale pilnował, żeby nie podłamała się i nie zaczęła na nowo starej bajki. Bez mrugnięcia okiem znosił jej humory i nie miał żadnych oporów, kiedy oznajmiła mu, że nie zgodzi się na kolejną ciążę.
Przeniosłam wzrok na kolejną osobę, którą się martwiłam. Louis stał za nami sam, trzymając na rękach przytuloną do niego Abby. W tej chwili szukał czegoś w torbie zawieszonej na wózku. Zaraz podał córce smoczka i coś do niej powiedział z uśmiechem. Abby zaczęła skubać palcami kołnierzyk jego marynarki. Patrzył chwilę na nią, a potem westchnął i wbił wzrok w parę młodą odbierającą prezenty. Mogłam się tylko domyślać, że myślami przeniósł się w przeszłość, do londyńskiego parku, gdzie przed dwoma laty sam odbierał gratulacje na własnym ślubie. Z Eleanor.
Eleanor wyjechała do Los Angeles. Z Lou byli w umownej separacji. A nie owijając w bawełnę, El po prostu się poddała. Depresja poporodowa i dwa poronienia w ciągu roku zrobiły swoje. Nie walczyli ze sobą, zrobili sobie przerwę. Nigdy nie myślałam, że tę kobietę może coś złamać, wydawała się być najsilniejsza z nas wszystkich. Tymczasem bała się macierzyństwa, bała się powtórzyć błędy swoich rodziców... Liczyła, że będzie mogła zajść w ciążę, urodzić kolejne dziecko, wyjść ze schematu. Jej mama przez pierwsze trzy lata też nie umiała się nią zająć. Uciekała od obowiązków, nie czuła więzi z córką. Myślałam, że El będzie chciała postąpić na odwrót, coś sobie udowodnić... Jednak w obecnej chwili powielała schemat sprzed dwudziestu kilku lat.
Louis nie protestował, kiedy oznajmiła mu, że musi wyjechać. Postawił tylko warunek: Abby zostaje z nim i to on decyduje o wszystkim, co jej dotyczyło, bez pytania Eleanor o zdanie. Zgodziła się. Miesiąc temu spakowała walizki i poleciała do Stanów. Miesiąc temu Lou stał się wrakiem człowieka i tylko dzwonił codziennie do Maxa, który ze swoim partnerem Bradem pilnowali El, żeby się dowiedzieć, czy nie zrobiła nic głupiego i czy dalej żyje.
Wciąż ją kochał. Kiedy Nika zarzuciła mu, że zachował się jak idiota, pozwalając Els odejść, zamiast o nich zawalczyć, odpowiedział:
- Eleanor jest dla mnie najważniejsza i nigdy nie przestanę jej kochać. A jeśli kogoś kochasz, to czasem musisz pozwolić tej osobie odejść i wierzyć, że pewnego dnia wróci.
Wierzył naprawdę. Bronił El przed ludźmi, którzy ją osądzili i nazywali złą matką, złą żoną, złym człowiekiem. Oprócz tego całą swoją miłość przelał na Abigail. Nie chciał od nikogo pomocy, wszystko przy dziecku robił sam. I tylko kiedy przychodził do nas, żeby Abby pobawiła się z Izabellą, dopiero wtedy pozwalał sobie na rozklejenie się.
Do tej pory uważałam go za najbardziej dziecinnego faceta na świecie. Myliłam się. Pokazał, że w byciu odpowiedzialnym bije wszystkich na głowę.
- Wsiadają do samochodu, możemy jechać. - Zauważyła Perrie.
- Louis! Ładuj wózek, jedziemy! - Liam poprowadził spacerówkę do Hyundaia. Jechaliśmy razem naszym samochodem. Moje martwienie się o Lou obejmowało również przywiezienie go do Blackpool i trzymanie go cały czas na oku.
Usadowiłam się z tyłu między dwoma fotelikami i w ciszy pojechaliśmy do hotelu, gdzie miało odbyć się przyjęcie weselne. Na szczęście nie było daleko. Wysiedliśmy akurat, żeby zobaczyć przenoszenie panny młodej przez próg.
- Wypijmy zdrowie państwa młodych! - Krzyknął drużba, Joe.
Państwo młodzi, Danielle i Noriaki, po schodzeniu się i rozstawaniu milion razy, podjęli decyzję o ślubie. Serio, niewiele brakowało, żeby pobili rekord Harry'ego w konkursie na najszybszy ślub świata. Dużo pomogła im Missy, znajoma Dani, która pracowała w organizacji konkursów tańca towarzyskiego w Blackpool. Załatwiła hotel dla gości, muzykę, przyjęcie, większość formalności. Ja zostałam poproszona o pomoc w wyborze sukni ślubnej. Długa kreacja w stylu syrenki, wąska u góry, rozszerzająca się od kolan, niesamowicie pasowała do szczupłej sylwetki Danielle i jej brązowej skóry. Suknia była w kolorze ecru, trzymała się na wąskich srebrnych ramiączkach, a stroju dopełniał bukiet z rodzaju tych wiszących, z kremowych róż.
Noriaki też wyglądał nieźle. To był chyba dopiero drugi raz, kiedy widziałam go w całkowicie oficjalnym stroju. Ciemny garnitur, nowe eleganckie buty, mucha, do butonierki przypięta mała różyczka w kolorze bukietu Dan. Trzeba było przyznać, że prezentował się naprawdę przystojnie.
Usiedliśmy przy stole z naszymi wizytówkami. Wesele miało być typowo brytyjskie, czyli około jedenastej wieczorem powinniśmy być w pokojach... My i tak pewnie zbierzemy się wcześniej ze względu na dzieci.
Kelnerzy zaczęli roznosić jakąś oryginalną zupę. Była całkiem smaczna, pomijając pływające w niej krewetki... Nigdy nie przepadałam za owocami morza. Chociaż w obecnym stanie nawet mi smakowały.
- Nikuś, wszystko okej? - Usłyszałam głos Nialla. Podniosłam wzrok z talerza na przyjaciółkę. Była blada i wstawała z krzesła na tyle szybko, na ile pozwalał jej ciążowy brzuch.
- Muszę iść do łazienki. - Powiedziała skrzywiona. Zerwałam się z krzesła i wzięłam ją pod rękę.
- Idę z tobą. - Nawet nie protestowała, a to oznaczało, że czuła się naprawdę kiepsko.
Zamknęła się w kabinie. Stanęłam przed lustrem, czekając cierpliwie aż opróżni niecierpliwy pęcherz albo wyrzyga to, co jej podeszło do gardła na widok krewetkowych trupów.
- Natalia... - Usłyszałam ciche wołanie. Przyłożyłam ucho do drzwi.
- W porządku? - Spytałam. W odpowiedzi usłyszałam jakby syknięcie i westchnienie.
- Ja chyba rodzę...
Ugięły się pode mną nogi. Ale że teraz? Czemu żadna z nas nie umiała urodzić w normalnym momencie?
- Odeszły ci wody?
- Nie, ale poczułam skurcz i do lekkich on nie należał.
- Tylko spokojnie. - Raczej siebie chciałam uspokoić, nie ją. - Może to fałszywy alarm.
- Raczej wątpię. - Otworzyła drzwi i spojrzała na mnie z paniką w oczach. - A tu nie ma Sheili.
Nie tylko Sheili. Umówionej położnej też nie było. Byłam tylko ja. Lekarz, który dopiero od trzech miesięcy robi specjalizację z chirurgii.
- Chodź do pokoju. - Znów wzięłam ją pod rękę. - Położysz się. Nawet jeśli to nie poród, to i tak powinnaś leżeć.
Dojście do windy proste nie było. W połowie drugi Nika aż się pochyliła z bólu. Najgorsze, że nie wiedziałam, czy faktycznie ją tak boli, czy trochę dramatyzuje. Niestety, uwielbiała dramatyzować.
Kiedy w końcu położyłam ją na łóżku w jej pokoju, jakby odetchnęła z ulgą. Chciałam zadzwonić do kogoś z naszych, żeby ich powiadomić, że zostanę z Niką w pokoju, ale okazało się, że nie wzięłam torebki ze stołu. Krótkie śledztwo wykazało, że Dominika też jest zapominalska. Zostawiłam ją samą, obiecując, że szybko wrócę. Zbiegłam na dół, nie czekając na windę i przepchałam się między tańczącymi do naszego stołu.
- Gdzie Nika? - Zapytał od razu Niall. Reszta też nadstawiła uszu.
- Nika twierdzi, że zaczęła rodzić. Wróciłam tylko po torebkę i żeby was powiadomić. Zostanę z nią.
- Co?! - Niall zerwał się, prawie przewracając krzesło i popędził w kierunku windy.
- Będzie ciekawie. - Mruknęłam pod nosem. Zerknęłam kontrolnie na Izzy, która była karmiona mlekiem z butelki i odprowadzana troskliwym spojrzeniem Liama, podążyłam za nim. Trafiłam akurat na moment, kiedy Nika wiła się z bólu pod wpływem kolejnego skurczu.
- Trzeba cię natychmiast zabrać do szpitala. - Stwierdziłam stanowczo. Dotknęłam jej brzucha w kilku miejscach.
- Nie, nie będę rodzić bez Sheili. - Upierała się.
- Nika, to co, ja mam odebrać poród? Na weselu? - Popukałam się wymownie w czoło. - Nie ma mowy, nie jestem położnikiem. Dzwonić po karetkę czy mam cię zawieźć?
- Tylko nie karetka... - Jęknęła, zaciskając oczy.
- Dobra. No to transportujemy cię do samochodu. - Powiedział Niall i od razu wziął ją na ręce.
- Tylko jej nie upuść. - Wywrócił oczami na moje słowa i poszedł do windy. Zjechaliśmy na parking. Dobrze, że schowałam kluczyki od auta w swojej torebce, Liam nie chciał, żeby mu wypadły z kieszeni. Szybko wsadziliśmy Nikę na tylne siedzenie po uprzednim wymontowaniu jednego fotelika i pojechaliśmy według GPS-u do najbliższego szpitala.
- Ty wracaj, poradzimy sobie. - Oznajmił Niall, kiedy Nikę przejęły pielęgniarki.
- Jesteś pewien? - Spytałam, lustrując go uważnym wzrokiem. Grał. Udawał twardziela, żeby Nika się nie bała, a sam telepał się ze strachu.
- Jestem. Zadzwonię, jak będzie coś wiadomo. - Zawahałam się przez chwilę. W końcu podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Wczepił się we mnie jak małe dziecko.
- Nic jej nie będzie, masz moje słowo. - Poczułam, jak kiwa głową i odsunęłam się od niego. Zrobił dzielną minę, która w połączeniu z przerażeniem w jego oczach wyglądała trochę żałośnie.
- Pan Niall Horan? - Odwróciliśmy się w stronę lekarza. - Chce pan być obecny przy porodzie żony?
Nialler nie oglądając się na mnie, popędził korytarzem w kierunku wskazanym przez doktora. Ja natomiast wsiadłam do samochodu i wróciłam do hotelu. Weszłam na salę, uśmiechnęłam się do tańczącego z Dianą na rękach Harry'ego i usiadłam obok Liama przy naszym stole. Towarzystwo się wykruszyło, oprócz nas był tu Louis z podskakującą na jego kolanach Abby i Zayn.
- I co? Co z Niką? - Zarzucili mnie pytaniami.
- Nika właśnie rodzi w Teaching Hospital NHS czy jakoś tak. Niall jest z nią.
- Czyli to już? - Spytał z niedowierzaniem Zayn. - Czy żadna kobieta nie rodzi w terminie?
- Chyba tylko pięć procent rodzi w terminie, trzeba mieć prawdziwe szczęście. - Stwierdziłam i wzięłam od Liama Izzy. Pisnęła głośno "mama" i zaczęła klepać mnie rączkami po ramionach.
- Ty urodziłaś prawie trzy tygodnie wcześniej, Nika tydzień... Perrie też kilka dni przed... chyba.
- A właśnie, a propos terminów. - Zwróciłam się do Liama. - Pamiętaj, że na miesiąc przed pierwszym marca nigdzie już nie wyjeżdżamy. A do szpitala idę tydzień przed.
Liam otworzył szeroko oczy i przez chwilę próbował poskładać to sobie w całość.
- Zaraz... znaczy, że ty też... że...
- Jedenasty tydzień. - Dopowiedział i z zadowoleniem obserwowałam, jak na jego twarzy pojawia się szczęśliwy uśmiech.


21 sierpnia 2020r.     Blackpool, Anglia

- To tutaj. - Wskazałam na drzwi oddziału położniczego. Razem z Liamem, Moniką i Harrym szliśmy zobaczyć nowo narodzonych bliźniaków. Świeżo upieczony tatuś obsypał nas już zdjęciami, ale to co innego niż zobaczyć maluchy na żywo.
- Mieliśmy wchodzić po dwie osoby, żeby nie robić tłoku, to może wy idźcie pierwsi... - Zasugerowała Monika.
- Na pewno? - Liam położył rękę na klamce sali numer sześć.
- Idźcie, idźcie, przecież my też się przywitamy.
Wsunęłam głowę do sali i pomachałam Nice. Leżała w łóżku, obok niej stały dwa łóżeczka szpitalne, a na krześle po ich drugiej stronie siedział Niall i rozanielonym wzrokiem wpatrywał się w swoich synów.
- Hej... - Wyszeptałam, wchodząc do sali. - Śpią?
- Niedawno usnęły. - Odpowiedziała Nika i ziewnęła. - Poród jest okropnie męczący. Chyba nigdy tego nie odeśpię.
- Nie będziemy tu długo, jeszcze Stylesowie czekają na korytarzu. - Odparł Liam i razem nachyliliśmy się nad łóżeczkami. Maluchy śmiesznie się ułożyły. Jeden na jednym boku, drugi na drugim, w niemal identycznej pozie. Rączki zaciśnięte w piąstki trzymali przy buzi, spali mocno, nawet nie drgnęła im powieka.
- Piękne, prawda? - Niall nie spuszczał z nich wzroku.
- Fajne maluchy, tylko... eee... jak zamierzacie je odróżnić? - Zapytał Liam, przyglądając się niepewnie dzieciom. - Są dosłownie identyczni.
- Wcale nie. Ten... - Niall wskazał na chłopczyka bliżej okna, w żółtych śpioszkach. - Ten to Colin, a ten to Thomas. - Pokazał na malucha bliżej drzwi, w niebieskim ubranku.
- Tommy ma pieprzyk na policzku koło ust. - Powiedziała Nika. - Gorzej jak Colinowi się kiedyś pojawi.
- Zawsze możecie im namalować coś na ręce. - Zażartowałam. Nika znowu bezwiednie ziewnęła. - Dobra, nie będziemy wam przeszkadzać.
- Zaraz przyjdą Harry i Monia. - Liam położył w rogu łóżeczek po identycznym małym misiu.
Wyszliśmy po cichu z sali, akurat trafiając na interesującą rozmowę.
- A byłaby taka możliwość? - Harry stał przy trzech połączonych łóżeczkach, które wiozła pielęgniarka i jakaś kobieta w czarnej sukience. Monika założyła ręce na piersi i wpatrywała się w zawartość łóżeczek.
- To sporo papierkowej roboty, poza tym policja... Nie jestem pewna, czy tak można...
- Czy mogłaby pani się dowiedzieć teraz? - Spytała Monika stanowczo. - Jesteśmy rodzicami zastępczymi, radzimy sobie, mamy wszelkie uprawnienia.
- Pójdę zadzwonić. - Kobieta potoczyła po nich zrezygnowanym wzrokiem i szybko odeszła, stukając obcasami.
- Co się dzieje? - Podeszłam do Moniki. Mimochodem zajrzałam do łóżeczek. Trojaczki?
- Usłyszeliśmy, jak panie rozmawiają o domu dziecka i adopcji dla tych maluchów... Urodziły się wczoraj, a ich matka zostawiła je w szpitalu i uciekła. Przyjęli ją na cito, od razu wzięli na porodówkę... Potem dała im fałszywy dowód z nieprawdziwym nazwiskiem. Kiedy wzięto je na badania, zabrała rzeczy i po prostu uciekła. Zostawiła tylko kartkę, że zrzeka się praw rodzicielskich. Policja już jej szuka, ale nie ma śladu... Ten cholerny szpital ma zepsuty monitoring przed wejściem. - Relacjonowała mi szeptem dziewczyna.
- Mogła wyjść drzwiami dla personelu. - Zauważyłam.
- Chcecie je adoptować? - Zdumiał się Liam.
- A czemu nie? - Wkurzył się Harry. - Mówisz jak tamta baba. Mamy dwójkę dzieci, ale nie znaczy to, że nie możemy mieć jeszcze trójki. Nie mieszkamy już wszyscy razem, w domu mamy wystarczająco dużo miejsca. I przede wszystkim chcemy im oszczędzić koszmaru domu dziecka. Diana wystarczająco nam naopowiadała.
- Ja tam się nie wtrącam. - Uniosłam ręce. - Mają jakieś imiona?
- Sarah, Maya i Maximilian.


22 lipca 2028r.    Londyn

- Tylko ci zawracam głowę - wychrypiał Louis, ale posłusznie wziął podane tabletki. - Niedługo samo przejdzie.
- Przejdzie, ale w zapalenie płuc - prychnęłam i schowałam do szafki opakowania.
- Eee tam... Tak w ogóle, wiem, że jesteś lekarzem i tak dalej, ale nie powinnaś mnie trzymać na dystans?
- Jestem odporna.
- Jesteś też w ciąży.
- To tylko przeziębienie, Lou, nie jakaś różyczka lub grypa. Na grypę cię szczepiłam. - Stanęłam przy kuchence i spróbowałam rosołu. Zaraz będzie można podawać.
Tak, byłam w czwartej ciąży. Termin miałam na początek grudnia i już nie mogłam się doczekać kolejnego malucha w domu. Perrie śmiała się, że to niemal obsesja i nawet jak będę po menopauzie to będę rodzić dzieci. Fizycznie to było niemożliwe, ale psychicznie... Cóż, w roli mamy czułam się jak ryba w wodzie. A teraz, kiedy Izzy miała już dziesięć lat, Will siedem, a Rachel pięć, to była najwyższa pora na kolejne dziecko. Zwłaszcza, że miałam trzydzieści sześć lat, a podobno do trzydziestego piątego roku życia jest najmniejsze prawdopodobieństwo wad rozwojowych. A Perrie może się śmiać. Jak nie chcą z Zaynem trzeciego malucha, to niech się nie odzywają. Po ciąży z Kaylą, która urodziła się dwa miesiące przed Rachel, Pezz oznajmiła, że popiera Nikę i nie ma zamiaru mieć więcej dzieci. Całą ciążę musiała przeleżeć z powodu zakrzepicy żył.
Nika z Niallem dzielnie wychowywali swoich łobuziaków. Serio, Thom i Col, razem z Willem i Maxem stworzyli prawdziwą bandę. Ich wrzaski słychać było w całym Kensington, kiedy budowali kolejny fort, następną bazę lub urządzali walkę na kije czy inne miecze.
Harry i Monika dopięli swego i zaadoptowali trojaczki. Na tym jednak poprzestali, gdy przekonali się, że trójka dzieci w jednym wieku plus dwójka poniżej dziesiątego roku życia to niezłe wyzwanie. Dobrze, że mieszkaliśmy tuż obok siebie, na terenie jednej "posiadłości", bo w ten sposób mogliśmy sobie wzajemnie pomagać w opiece nad dzieciakami.
Tylko Louis wciąż się zastanawiał, czy dać El odejść całkowicie, czy wciąż na nią czekać... Czasem rozmawiali. Ale wychodziło im to tak niezręcznie, że aż żal było słuchać. Ja też nie wiedziałam, jak z nią gadać. Z jednej strony miałam do niej ogromny żal i pretensje, że zrobiła takie świństwo swojej córce i Louisowi, a z drugiej chwilami ją rozumiałam. Tylko chwilami.
- Dzwoniła do ciebie? - O wilku mowa.
- Ostatnio nie. Chyba gadała z Niką. - Odpowiedziałam nieuważnie, wyjmując miseczki. Przeszłam przez mały przedpokój i otworzyłam drzwi - Obiad! - ryknęłam na cały głos. Na moje wołanie od razu poderwały się z ziemi nasze dwa psy, owczarek podhalański Frugo i cocker spaniel Colt. Rzuciłam im kilka kawałków kurczaka z rosołu.
- Juuuż! - Odkrzyknęła Iza i za chwilę zobaczyłam, jak pędzi z Abby z altanki pod laskiem. Od rana coś tam ustawiały. Pewnie kolejne przedstawienie. Albo i nie, bo za nimi ruszyły wszystkie dzieciaki... Czyli to ich kolejna dzika zabawa. Będzie się działo. Przezornie wyjęłam więcej miseczek i poprosiłam Lou, żeby rozsunął stół. Zaraz będzie tu najazd na kuchnię.
Dobrze myślałam. Do domu wesoła trzynastka. Zaraz po nich pojawił się Liam i Zayn, którzy dzisiaj załatwiali coś w studiu w związku z nową płytą. One Direction nie jeździło tak często w trasy, ale płyty wciąż wychodziły co parę lat... Mieli sporą przerwę po "This Is Not The End", a teraz pracowali nad wydaniem dziesiątego krążka.
- Mamo? - Popatrzyłam na Rachel i odruchowo wytarłam jej brodę z rosołu.
- Co tam, kochanie?
- Możecie wyjść z tatą po obiedzie? Chcemy wam coś pokazać.
- Co konkretnie? - Liam zajrzał do garnka i nalał sobie dokładkę. Louis głośno wydmuchał nos.
- Mamy niespodziankę, ale dla was wszystkich.
- Wszystkich? To znaczy, reszta też ma przyjść? - Upewniłam się.
- My po nich pójdziemy, tylko żebyście wy też byli. - Wyrwał się Colin. Chyba Colin. Wciąż miałam problemy z ich odróżnianiem, zwłaszcza że cwaniaki specjalnie zakładali identyczne ubrania. Uwielbiali wyprowadzać ludzi z równowagi.
- No to przyjdziemy. Daleko nie mamy. - Zażartował Louis i kichnął.
Wstawiłam naczynia do zmywarki i razem z chłopakami poszliśmy w kierunku altanki. Wiedziałam, że szykuje się przedstawienie. Dzieciaki wystawiły wszystkie fotele ogrodowe, leżaki, huśtawka była przykryta nowym kocem Moni... Oj, komuś się oberwie. Usiadłam wygodnie na huśtawce i automatycznie wtuliłam się w Liama, który objął mnie ramieniem i od razu położył rękę na moim brzuchu. Uwielbiał tak ze mną siadać, twierdził, że wtedy lepiej czuje ruchy dziecka. Niech sobie wmawia... Byłam dopiero w czwartym miesiącu i dopiero sama czułam lekkie trzepotanie w środku.
- Co oni wykombinowali? - Spytała Nika, rozkładając się na leżaku. Nasunęła na nos okulary przeciwsłoneczne. - Miałam raporty do wypełnienia.
- Raporty? Czy chwilę dla siebie z Niallem? - Zapytałam złośliwie, widząc nadchodzącego Niallera bez koszulki.
- Skarbie, Niall dzisiaj poczuł w sobie ogrodnika i od rana wykosił naszą część trawnika i pościnał zeschłe pąki róż na tym wielkim krzaku.
- A myślałam, że to Harry zasuwa kosiarką. - Odezwała się Perrie i usiadła po turecku na trawie. - Niall, masz ochotę wykosić też u nas?
- Nie ma nic za darmo. - Puścił jej oczko i udał, że pada zemdlony na drugi leżak. - Misiu, będziesz mi dziś smarować plecy od oparzeń.
- Misiu, mówiłam ci, gdzie stoi filtr z dwudziestką. Nie chciałeś. - Posłała mu znaczące spojrzenie.
- Czy są już wszyscy? - Zza rozstawionych parawanów wychyliła się Diana. Popatrzyła po nas i szybko odkryła brak swoich rodziców. - Mamo, tato!
- Już idziemy! - Hary'emu i Monice wcale się nie spieszyło. Szli z górki, trzymając się za ręce i rozmawiając o czymś z ożywieniem. Zaraz dogonił ich Zayn i razem usiedli koło nas na fotelach.
- Co to będzie? - Spytał Malik, ale zaraz został uciszony psykaniem zza parawanu. Wymieniliśmy się rozbawionymi spojrzeniami. Przed parawan wyszła Sarah.
- Panie i panowie! - Ogłosiła z dumą. - Czy wiecie, co zdarzyło się piętnaście lat temu?
- Eee... a który to był rok? - Zapytał Hazz zdezorientowany. Sarah wywróciła oczami w identyczny sposób jak on. Nieźle podpatrzone jak na ośmiolatkę. Była bystra.
- Dwa tysiące trzynaście, tato.
- Jak trzynaście, to chyba byliśmy w trasie, nie? Kończyliśmy Take Me Home, nie? - Odezwał się Louis, patrząc po przyjaciołach.
- Jeszcze się nie znaliśmy, więc chyba tak... - Mruknęłam pod nosem.
- Serio, nie pamiętacie? - Sarah chyba była zbulwersowana. - No przecież wyszedł teledysk!
- Aaa, teledysk! - Liam chyba sobie przypomniał. - "Best Song Ever", prawda?
- Brawo, wujku. To teraz my wszyscy chcieliśmy wam przedstawić relay... remay...
- Remake? - Podsunęła Nika.
- Tak, remake. Kamera wszystko nagrywa. - Oznajmiła i stanęła za nami przy statywie. Okeeej... - Akcja! - Krzyknęła. W odpowiedzi parawany zostały odsunięte przez chyba Dianę i Lucasa... Nie miałam pojęcia.
- Wow. - Niall już miał ochotę bić brawo, kiedy zobaczyliśmy scenkę przed nami. Zrobili wielki plakat z teledysku, z pierwszej sceny... Ciekawe, kto im pomagał, my nic nie wiedzieliśmy.
- Więc ci mówię, Angelina. Naprawdę chcę Angelinę. A co z Bradem? - Nasz głośny wybuch śmiechu zagłuszył dalsze słowa Maxa. Już wiem, czemu Liamowi zginęła ta biała koszula. Obok Maximiliana siedział chyba Thomas i powtarzał słowa Nialla. Sarah uciszyła nas głośnym psyknięciem. Chyba była reżyserem.
Maya jako sekretarka, Will jako Leeroy, czyli alter ego swojego ojca, Lucas jako Marcel, a wreszcie One Direction w wersji Diana-Harry, Shane-Zayn, Izzy-Liam, Abby-Louis i Colin-Niall, plus chórek Rachel i Kayli... Te dzieciaki wylądują na Broadwayu, ja innej opcji dla nich nie widzę. Wyuczyli się kwestii tak, że nawet mówili z tym samym akcentem, co chłopaki, a kiedy Diana zaczęła mocno śpiewać pierwszą zwrotkę jako Hazz... Wow. Po prostu wow. Zebrali od nas owacje na stojąco, ale jednego byłam ciekawa...
- Kto wam w tym pomagał? - Zapytałam ze śmiechem, przytulając trójkę moich aktorów.
- Emmm... Można powiedzieć, że ja. - Odwróciliśmy się gwałtownie. Za statywem z kamerą stała Eleanor. Schudła i nerwowo wykręcała palce. - Abby mnie wpuściła i... Lou? Możemy porozmawiać?
Louis patrzył na nią zdumiony, gęsto mrugając, jakby myślał, że El to tylko fatamorgana. Wreszcie skinął głową i kichnął na potwierdzenie. W milczeniu obserwowaliśmy, jak idą w kierunku domu.
Czyżby nastąpił przełom?


27 września 2035r.     Londyn

Otworzyłam drzwi pokoju Izzy. Jak zwykle, sajgon na całe pomieszczenie... Jak, do stu piorunów, ta dziewczyna znajduje swój fotel pod tą stertą... O Boże!
Stanęłam jak wryta na środku pokoju, wpatrując się w przerażeniem w biurko. To... Tam... To jest... Chyba mi niedobrze.
-Izabella Anne Payne! Natychmiast do mnie!!!- Wrzasnęłam na cały głos, nie spuszczając tego... czegoś z oczu. Nie panikuj, Nattie, nie panikuj, to przecież tylko...
-Co jest?- Izzy wbiegła do pokoju. Spojrzała na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.
-Co to ma być?- Wycedziłam, wskazując palcem na zielono-żółtego stwora siedzącego na biurku.
-To? To mój kameleon, Timon.
-Timon? Jak ta surykatka od Pumby?- Upewniłam się, patrząc z obrzydzeniem, jak moja córka bierze jaszczura do ręki i głaszcze go po głowie. Jedyną fascynującą rzeczą było to, że kameleon zaraz zabrał się za zmianę koloru. Zaczął się robić blado pomarańczowy.
-Shane to wymyślił. Wiem, idiotyczne, ale on zaraz zaczął na nie reagować. Spodobało mu się.- Wyciągnęła stworka w moją stronę.- Chcesz potrzymać?
-Zabierz. To. Ode mnie.- Wyjęczałam, odsuwając się maksymalnie w tył, byle tylko nie doszło do bezpośredniego kontaktu z kameleonem.- Wiesz, że zanim przytachasz tu jakieś zwierzę, to musisz spytać nas o zgodę? Gadałaś z tatą?
-Tak. Powiedziałam mu, że chcę kameleona, ale chyba właśnie był w directionerskim świecie, bo powiedział, że kameleon to dobry pomysł na piosenkę i poleciał na dół. Słyszysz gitarę? Dzięki mnie i Timonowi będzie nowy hit.
-Kameleon, kameleon, ja mu zaraz dam kameleona!- Wkurzona minęłam Izzy i zbiegłam na dół do studia. Oczywiście, Liam wpadł w amok tworzenia.
-Liam!- Krzyknęłam, wpadając jak burza do studia.- Co to, do cholery, miało być?! Pozwalasz jej trzymać w domu jaszczura?!
-Słucham?- Podniósł głowę znad zeszytu i uniósł w górę jedną ze słuchawek.- Mówiłaś coś, kotku?
Ręce mi opadły. Dosłownie.
-Pozwoliłeś nieświadomie Izabelli trzymać w domu kameleona.- Wycedziłam, opierając ręce na biodrach. Miałam nadzieję, że wyglądałam chociaż odrobinę groźniej.
- Bardzo możliwe... Ale wiesz, że jak coś, zawsze możemy go podrzucić do gadziej kolekcji Shane'a? - Posłał mi łobuzerski uśmiech i z powrotem nasunął słuchawki na uszy. Zamknęłam oczy i w myślach policzyłam do dziesięciu. W sumie racja. Zawsze będzie można postawić sprawę jasno i oddać kameleona Malikom. Współczułam Perrie, że musiała to znosić, ale z drugiej strony po tym, jak zobaczyłam jej zdjęcie, trzymającej węża pytona jakiegośtam to... Cóż, pasja rodzinna.
Wróciłam na górę, żeby pozbierać do końca rzeczy do prania. Izzy wychyliła się ze swojego pokoju.
- To jak? Może zostać?
- Może - westchnęłam ciężko. - Ale jeden wybryk i wraca do Shane'a.
- Nie ma sprawy! - Posłała mi szeroki uśmiech i trzasnęła drzwiami. Przeszłam dalej do pokoju Willa. Byłam zdumiona, jak on potrafił utrzymać porządek w swoim pokoju... To znaczy miał masę rzeczy, mniej i bardziej potrzebnych, i ja sama na pewno bym się pogubiła, gdybym miała coś znaleźć, ale on umiał tak wszystko poukładać, że zawsze wiedział, gdzie co jest. Ba, kiedy my zgubiliśmy coś swojego, to on znajdował to jako pierwszy. Od miesiąca twierdził, że zostanie lekarzem jak ja. Cóż, popieram. Nadawał się na chirurga. Izzy pod tym względem stanowiła jego totalne przeciwieństwo.
- Mamo, idę do Toma i Colina. - Oznajmił chrypiącym głosem. Miał czternaście lat i właśnie przechodził mutację głosu.
- Deska? - Domyśliłam się.
- Nom. - Potwierdził, wyjmując spod łóżka torbę z ochraniaczami. - Mamy nowy trik do obczajenia.
- Potem przyjdę na rampę to mi pokażecie. - Oczywiście, że zbudowali rampę. Nasz trawnik coraz bardziej przypominał wielki park rozrywki.
- Spoko. - Złapał deskę pod ramię, ale w drzwiach jeszcze się obrócił. - Ciocia Nika mówiła, że potrzebuje przepisu na to ciasto z malinami.
- Jeszcze mi przypomni... - Wzruszył ramionami i poleciał na dwór. Zgarnęłam brudne ciuchy z krzesła i ruszyłam dalej.
- Nie, tutaj inny kawałek!
- Ja będę tym pociągiem, a ty tym! - Sześcioletni Matthew, mój najmłodszy syn, grzebał w wielkim pudle z fragmentami torów. Obok niego pięcioletni Zack, średnia pociecha Tomlinsonów, łączył z zapałem wagony w gigantyczny pociąg. Zostawiłam drzwi otwarte, żeby w razie czego słyszeć i uspokoić kłótnię.
Oczywiście, że El i Lou się pogodzili. Może dobrze się stało, że zrobili sobie tę przerwę... Teraz byli przeszczęśliwi... I aktualnie na wyjeździe u rodziców Louisa z najmłodszą Hailey. Zostawili u nas Zacka, który niedawno przechodził grypę i dopiero co się wykurował. Woleli z nim nigdzie na razie nie jeździć. Zack czuł się u nas świetnie i wciąż bawił się z Mattem... Ciekawe, kiedy się wreszcie zmęczą.
Zajrzałam do ostatniego pokoju. Rachel i Kayla siedziały przy stole i głośno powtarzały jakieś definicje.
- Macie sprawdzian?
- Z historii. - Rachel nie oderwała wzroku od zeszytu.
- Jaki dział?
- Królowa Elżbieta...
- Pomóc wam?
- Nie.
- A coś do picia chcecie?
- Wujek Liam nam przyniósł. - Kayla pokazała na dzbanek lemoniady i talerz z bułeczkami.
Skinęłam głową i zamknęłam drzwi. Czyli chwila spokoju podczas urlopu. Akurat wczoraj miałam ostatni dyżur w szpitalu przed tygodniem wolnego. Jak cudownie...
Zeszłam na dół i usiadłam w kuchni na ławie. Mieliśmy duży stół, do którego siadało się na długiej ławie z poduchami pod oknem. Uwielbiałam po południu wyciągać na niej nogi i czytać. Teraz też wzięłam "Trzech muszkieterów", żeby przypomnieć sobie klimat siedemnastowiecznej Francji. Obok stał kubek z gorącą herbatą i talerz kruchych małych rogalików. Błogi spokój, zakłócany jedynie dźwiękami starych piosenek typu "Tell Me A Lie", "Alive", "Forever Young" czy "Fire In The Rain".
Byłam akurat w trakcie podsłuchiwania narady Milady i kardynała Richelieu pod La Rochelle, gdy do kuchni wkroczyła Izabella. Nastrój zmienił jej się o sto osiemdziesiąt stopni. Ponura jak chmura gradowa zajrzała do lodówki, wyjęła jogurt z płatkami, trzasnęła drzwiczkami, wyłączyła "Can't Stop The Feeling" Timberlake'a i usiadła przy stole na krześle. Przezornie zamknęłam książkę i upiłam łyk herbaty. Izzy zawsze tak robiła, kiedy chciała pogadać.
- Timon zdechł? - Spytałam uprzejmie, chcąc nawiązać rozmowę. Rzuciła mi mordercze spojrzenie i skupiła się na jogurcie.
- Nie.
- Przytyłaś?
- Nie.
- Złapałaś jedynkę?
- Nie.
- To co się stało?
- Nic. - Aha. Górą dobre kontakty z dzieckiem. Nie naciskałam więcej, wiedziałam, że za sekundę sama wybuchnie.
- Shane jest na randce z tą Lindsay. - Warknęła, rzucając łyżeczkę na stół.
- A ty jesteś zazdrosna. - Stwierdziłam domyślnie.
- Nie! - Krzyknęła. Jasne... - Po prostu dziś mieliśmy nagrywać. Mówiłam ci, że mamy nowy pomysł na piosenkę i chcieliśmy go wypróbować...
- Tę rapowaną? "Catching Fire"? - Upewniłam się.
- Tak. - Poszli w nasze ślady. Shane od dawna interesował się miksowaniem. Izzy lubiła śpiewać, ale w rapowaniu potrafiła dorównać dawnym piosenkom Nicki Minaj. Założyli kanał na YouTube jako zespół i wypuszczali do internetu covery piosenek lub swoje oryginalne utwory. Szło im nieźle, zwłaszcza że na początku nikt nie wiedział, że są naszymi dziećmi. Dwadzieścia tysięcy wyświetleń pod filmikiem... Dopiero później ktoś skojarzył nazwę ich zespołu, The Puzzle, z nazwiskami Payne i Malik. Wtedy wyświetlenia skoczyły do kilkuset tysięcy, niektóre nawet do miliona. Mimo to nie chcieli naszej pomocy w wydaniu płyty z coverami. Wszystko zamierzali osiągnąć sami.
- Denerwujesz się, bo odwołał nagrywanie?
- Nom. - Mistrzyni lakonicznej wypowiedzi. - Mamo, w czwartki zaczynał się nasz weekend. W czwartki nagrywaliśmy, w piątki szliśmy do miasta po inspiracje do filmików, a w niedzielę wypuszczaliśmy nowy. Jak on teraz zaplanował sobie randkę z puszczalską zdzirą naszej budy, to...
- Serio? Puszczalska zdzira? - Oparłam się łokciami o stół i założyłam nogę na nogę. - Izzy, ty się w nim zakochałaś.
- Wcale nie! - Oburzyła się. - Nie zakochałabym się w najlepszym przyjacielu!
- Którego znasz jak własną kieszeń i za którego wskoczyłabyś w ogień. Wcale nie.
- Mamo, on mi się nie podoba. - Wgapiła się w blat stołu. Przechyliłam głowę i odgarnęłam jej kosmyk włosów z czoła.
- On zawsze tak robi, prawda? - Nie odpowiedziała. - Odgarnia ci włosy, kiedy spadają ci na oczy. Podsuwa ci okulary, jak ci się zsuwają z nosa. Żartem to żartem, ale zawsze wie, kiedy trzeba to zrobić. Jak spadłaś z drzewa, przyniósł cię do domu i sam zrobił ci opatrunek. Zapomniał o wodzie utlenionej, ale mu już wybaczyłam... - Parsknęła cichym śmiechem pod nosem. - Do zakochania jeden krok, jeden jedyny krok, nic więcej... - Zanuciłam starą polską piosenkę.
- Mamo, kiedy ty zakochałaś się w tacie? - Spojrzała mi prosto w oczy. Zmarszczyłam brwi.
- Nie mówiłam ci nigdy?
- Znaczy, ja wiem, jak się poznaliście, jak to szło... W sumie bez szczegółów, bo nigdy się w to nie zagłębialiście, ale... Byliście przyjaciółmi, prawda?
- Prawda. - Uśmiechnęłam się. - Najpierw się zaprzyjaźniliśmy, chociaż bardzo mi się podobał... Wiesz, dla mnie nie był tylko idolem. Był kimś, z kim mogłam porozmawiać o wszystkim. Ta odległość między nami nic nie znaczyła. Reszta chłopaków też, miałam z nimi super kontakt, ale z Liamem najlepszy... On chodził z ciocią Danielle, wiesz o tym. Niedługo po naszym poznaniu zeszli się ponownie. Jakoś w lutym chyba... tak, mniej więcej w lutym pojechałam do nich na koncert do Berlina. Byłam w związku z takim palantem... Chłopaki mi pomogli się podnieść, Liam zachował się wspaniale. Chyba wtedy zorientowałam się, że go kocham jak wariatka, a on był w związku z inną. Nie chciałam mu tego psuć, więc mu nie mówiłam.
- A potem się gorzej poczułaś i mu powiedziałaś. A właściwie najpierw go objechałaś i wywiozłaś do Argentyny. - Obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Mniej więcej tak. A potem wszystko się ułożyło... Tylko w tym roku, w którym się urodziłaś, parę rzeczy się popsuło.
- Masz na myśli Patricka? - Izzy wiedziała o swoim bracie bliźniaku. Lubiła myśleć, że dlatego uwielbia sport, samochody i towarzystwo chłopaków, bo Patrick jest w niej, w środku. Często też chodziła na spacery na cmentarz, gdzie siadała przy jego grobie i z nim rozmawiała. Dlatego też przyjaźniła się tylko z Shanem, Abby, Dianą i Lucasem. Znajomi ze szkoły nie zwracali na nią uwagi albo traktowali jak dziwaczkę. Natomiast oni ją rozumieli. Ten rok był jednak dla niej ciężki. Di skończyła dwadzieścia dwa lata i dostała stypendium na uniwersytecie, dzięki któremu mogła pojechać do American Academy of Dramatic Arts. Kończyła dwuletni kurs aktorski i ostatnio dostała się do obsady musicalu "Mamma Mia" na Broadwayu. Miała grać główną rolę. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać premiery i trzymaliśmy za nią kciuki. Lucas natomiast studiował archeologię na University College of London i wyjechał do Egiptu na warsztaty. Z całej czwórki został tylko Shane. Uczyli się w jednej szkole, ale mieli dwa różne kursy. Izzy miała siedemnaście lat, Shane osiemnaście.
- Nie tylko. Ale teraz nie o tym rozmawiamy...
- Ale kiedyś mi opowiesz wszystko ze szczegółami?
- Pewnie, że tak. A teraz powiedz mi szczerze... - Zmusiłam ją, żeby na mnie popatrzyła. - Czy gdyby Shane zaczął chodzić z jakąś dziewczyną, czułabyś się z tym źle?
- Nie wiem... Tak, chyba tak, bo nie miałby dla mnie czasu...
- Ale? - W jej głosie słychać było, że chce coś jeszcze powiedzieć.
- Ale chcę, żeby był szczęśliwy. Jest super facetem, zasługuje na szczęście. - Powiedziała cicho.
Na podjazd wjechał jakiś samochód. Wyjrzałam przez okno i uśmiechnęłam się.
- To wiesz, co masz robić. Tylko nie uszczęśliwiaj go kosztem własnego szczęścia. - Puściłam jej oczko i wyszłam z kuchni. Zatrzymałam się na korytarzu i zaczęłam bezwstydnie podsłuchiwać.
- Co ty tu robisz? - Odezwała się ostro Izzy.
- Jak to co? Mieliśmy nagrywać nową piosenkę. - Shane zamknął za sobą kuchenne drzwi i podszedł do kranu, żeby umyć ręce.
- A gdzie zgubiłeś Lindsay? - Prychnęła.
- Lindsay? Co z Lindsay? - Chyba nie kojarzył tematu.
- Umówiliście się przecież na randkę. - Ten jad w głosie odziedziczyła chyba po mnie.
- Jaką randkę, Bella? Odwiozłem ją do domu, bo zepsuło jej się auto na środku parkingu. W życiu bym się nie umówił z takim plastikiem. Ona chyba żywi się samą sałatą. Macie te dobre hamburgery? - Zajrzał do lodówki.
- Nie, ale zrobiłam bułeczki z jagodami.
- Drożdżowe? Moje ulubione. Dzięki, Bella. Idziemy?
- Chyba tata jest w studio, ale nam zwolni... Mam nowy pomysł na linię melodyczną, ale nie wiem, czy wyrobię się w metrum...
- Ty się nie wyrobisz? Daj spokój. Uważaj, sieroto, bo się wywalisz...
Przemknęłam na palcach do salonu i udałam, że jestem totalnie zatopiona w lekturze. Nawet mnie nie zauważyli, ale nie uszło mojej uwadze, że Izzy znów jest szczęśliwa... Ej, córeczko, czas otworzyć oczy...
- Wywalili mnie ze studia. - Oznajmił Liam, wchodząc do salonu. Odłożył nuty na podłogę i wskoczył na kanapę obok mnie. - Co tam czytasz?
- W tej chwili nie czytam... Izzy podsunęła mi ciekawy pomysł.
- Jaki?


26 maja 2043r.   Londyn

Wpatrywałam się z uśmiechem na wchodzącą do sali młodą parę. Od początku, od chwili, kiedy on wpakował jej garść błota we włosy, a ona zrzuciła go z trampoliny, wiedziałam, że to się musiało tak skończyć. 
- Panie i panowie, przed wami młoda para, Izabella i Shane Malik! - O Jezu, zaraz się rozpłaczę. Dawno się tak nie wzruszyłam. Zerknęłam na Perrie, która stała tuż obok mnie, ściskając za rękę Zayna. Tak. Ona chyba miała tak samo.
Po wzniesieniu pierwszego toastu, usiedliśmy przy stole. Drużba Shane'a, czyli jego szkolny kolega Blake, zaczął przemawiać, a ja popatrzyłam porozumiewawczo na Liama. Odwzajemnił uśmiech i lekko objął mnie ramieniem. Chyba też miał przed oczami tę scenę, kiedy nasz toast wygłaszała czwórka idiotów, równo dwadzieścia cztery lata temu. Ciężko było zachować powagę w tamtej chwili. A toast Harry'ego na ślubie Louisa? Albo przemowa Lou na tym szalonym ślubie Hazzy? Mistrzostwo świata. Blake, nie podskoczysz.
- Jak myślisz, teraz? - Szepnęłam do Liama. Rozejrzał się po sali bankietowej i skinął głową.
- Chyba tak. - Odetchnęłam głęboko i gdy tylko wniesiono pierwsze danie, wstałam z krzesła i zastukałam łyżeczką o kieliszek do szampana. Za chwilę na sali zapadła cisza.
- Wiem, że nie było w programie mojego toastu... Ale postanowiłam się czymś z wami podzielić. I nie, to nie będzie historia z dzieciństwa tych tutaj. - Wskazałam głową na Izzy i Shane'a, którzy niepewnie na mnie patrzyli. Znali mnie doskonale i chyba bali się tego, co mogłabym wywinąć. - Nie mam zamiaru zabierać wam waszej chwili, ale cóż... Lepszego momentu nie było... I nie będę potem musiała obdzwaniać z tym komunikatem wszystkich znajomych. - Śmiech na sali.
- Mamo, tylko nie mów, że to jakaś kolejna ciąża... - Jęknęła Izzy, opierając czoło na dłoni.
- Nie, chyba, że twoja. - Odpaliłam błyskawicznie.
- Co? Nie! - Zaprotestowała od razu.
- W takim razie pozwolisz mi kontynuować? Dziękuję. - Odwróciłam się do zgromadzonych gości. - Jak wszyscy wiecie, jestem lekarzem. I nawet niedawno udało mi się zrobić profesurę. Śmieszne, bo teraz na korytarzu uczelni wołają mnie "profesor Nattie", zamiast "pani profesor Payne", ale w sumie tak jest lepiej. - Nieśmiały śmiech na sali. - Kiedyś, jeszcze w Polsce, jeden z doktorów mówił, że w życiu każdego lekarza przychodzi czas na chwilę refleksji. Z reguły wtedy, kiedy spełnia się zawodowo lub ma kryzys wieku średniego. W moim przypadku chodzi raczej o to pierwsze. I ten czas refleksji przeznacza na pisanie. Jakieś książki, felietony, nawet wiersze. I teraz przyszła kolej na mnie. Za zgodą i pod przymusem moich przyjaciół... - Zmierzyłam wzrokiem szczerzącego się Louisa i śmiejącego się z mojej przemowy Nialla. - ...napisałam książkę. Razem z Roxie, ale zawsze.
Izzy wytrzeszczyła oczy, Shane też wydawał się zdumiony. W sumie racja, o moim planie wiedzieliśmy tylko my, 1D Team. Dziesięć osób, nikt więcej. No dobra, jeszcze wydawca.
- Ciociu, piszesz wiersze? - Shane wymienił spojrzenia ze swoją świeżo upieczoną żoną.
- Miałeś do mnie mówić "mamo", ale jak chcesz zostać przy tej ciotce... - Westchnęłam z udanym rozczarowaniem. - Nie, to nie wiersze. Izzy, pamiętasz, jak kiedyś pytałaś mnie, jak to wszystko się zaczęło? Wiesz, ja, zwykła studentka z Polski, trafiła do Londynu, poznała swojego księcia z bajki i żyli długo i szczęśliwie... Pamiętasz? - Skinęła głową, uważnie mnie słuchając.- Podałam ci wtedy skróconą wersję. Jasne, wiedziałaś praktycznie o wszystkim, ale pewne szczegóły pominęłam. Obiecałam za to, że kiedyś wszystko ci opowiem... Teraz będziesz miała okazję to poznać. Oto mój prezent ślubny dla ciebie. "The story of my Directioner's life". - Wyjęłam spod stołu zapakowaną książkę. - Za parę dni, konkretnie 11 czerwca, w Wielkiej Brytanii będzie miała miejsce oficjalna premiera. 21 czerwca w Polsce. Znajdziesz tam odpowiedzi na wszystkie pytania. Chciałam to opisać w formie wspomnień, przez Roxanne wyszło trochę bardziej jak powieść, ale mam nadzieję, że taki prezent cię usatysfakcjonuje... A, i żeby nie było, do zbiorowego prezentu też się dołożyłam.
- Wow... - Izzy wzięła książkę do ręki i otworzyła ją. - Dla Izabelli, Williama, Rachel i Matthew. Nadeszła pora, żebyście poznali wszystko ze szczegółami. - Przeczytała dedykację. Przekartkowała książkę i odłożyła ją na stół, żeby rzucić mi się na szyję. - Dziękuję, mamo!
- Na taką reakcję liczyłam. - Zaśmiałam się i wróciłam na swoje miejsce.
Popatrzyłam na naszą bandę, skupioną przy jednym stole. Ponad dwadzieścia lat razem... Trzydzieści trzy lata istnienia One Direction... Kiedy niedawno oglądałam stare zdjęcia i porównywałam je z nowymi, uderzyło mnie jak bardzo się zmieniliśmy. Przybyło siwych włosów, pojawiły się choroby, wieczny reumatyzm, żylaki na nogach, zmarszczki na twarzach... Może nawet niedługo będziemy dziadkami! Ale jednak w środku wciąż byliśmy tacy sami.
Wieczny dzieciak Louis.
Obżartuch Niall.
Harry z tym swoim uśmiechem.
Odpowiedzialny Liam.
Zayn marzący o kolejnym tatuażu.
Bojąca się krwi Eleanor.
Rozśpiewana Perrie.
Największa Directioner Monika.
Rozwrzeszczana Nika.
I ja, zwariowana Natalia.
- We're only getting older, baby, and I've been thinking about it lately. Does it ever drives you crazy, just how fast the night changes? - Zanuciłam pod nosem "Night Changes". Reszta od razu to podłapała.
- Everything that you've ever dreamed of, dissapearing when you wake up, but there's nothing to be afraid of, even when the night changes. It will never change me and you. - Dokończyliśmy refren razem. Muzyka była na tyle głośna, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Pierwszy ślub dzieciaków... - Zauważył Zayn. - Które będzie następne?
- I czy go dożyjemy? - Louis złapał się za kręgosłup. - Mój reumatyzm chyba mi nie pozwoli.
- Ty mówisz o bolącym krzyżu? Wiesz, jak mnie łamie w tych połamanych kościach na deszcz? - Niall wskazał na swoje kolano.
- Łamie w połamanych? - Eleanor zaczęła się śmiać.
- Oj tam. - Machnął ręką i oparł się o krzesło Niki. - To co, Harry, Diana idzie następna?
- Nie ma mowy! - Zaprotestował z mocą. - Moja mała dziewczynka, w życiu na to się nie zgodzę.
- Kochanie, obawiam się, że nie masz wyjścia. - Monika dyskretnie wskazała mu na parkiecie Di i jej chłopaka, Petera. - Z tego co wiem, to zamierza się niedługo jej oświadczyć.
- Rozmawiałaś z nim? - Oburzył się Hazz. - I może jeszcze się zgodziłaś?
- Może. - Wzięła na widelec trochę sałatki. - W tym tygodniu zgłosi się do ciebie.
- Niedoczekanie. - Styles strzelił pokazowego focha.
- Wiecie, jaka jeszcze mi się piosenka przypomniała? - Odezwała się Nika po chwili milczenia. - "I Lived". Dziś się czuję, jakbym większość swojego życia miała już za sobą. I did it all, I owned every second that this world could give, I saw so many places, the things that I did. Yeah, with every broken bone, I swear, I lived...
- Trochę racji masz... - Zamyśliła się El. - Bo w sumie co przed nami? Dokończyć pracę? Emerytura?
- Oj, nieprawda! - Zaprotestowałam. - Mamy jeszcze całą masę rzeczy do zrobienia. Możemy jeszcze pisać i nagrywać. Możemy dalej wychowywać nasze dzieci, wnuki. Możemy podróżować i dalej spełniać marzenia. Życie nie kończy się na wydaniu dzieci za mąż!
- Nattie ma rację... - Liam pocałował mnie w policzek. - Jeszcze nie umieramy i możemy zaszaleć.
- Jesteście obrzydliwi z tą swoją miłością, ale z drugiej strony my jesteśmy tacy sami. - Stwierdziła Perrie. - Mam pomysł. Zostawmy młodsze dzieciaki pod opieką starszych i wyjedźmy gdzieś na wakacje. Bali, Filipiny, Australia, Porto Rico... Żeby naładować akumulatory.
- Genialny pomysł! - Monia aż poderwała się z miejsca. - Zwiedzić miejsca, których nie mieliśmy okazji zobaczyć... Te miasta, gdzie wy mieliście koncerty, a nie mogliście wyjść z hotelu... Fantastyczna wyprawa 1D Team!
- No to toast! - Zayn uniósł kieliszek. - Za nową podróż dookoła świata według 1D Team!
- Za podróż! - Stuknęliśmy się kieliszkami.
- Eee... mamo? - Do stołu podeszli Izzy i Shane. Ich miny nie wróżyły nic dobrego. - Wiecie co... Bo chcieliśmy zrobić tak jak na waszym ślubie, imprezę do białego rana... I serio, jak nie chcecie siedzieć lub chcecie już jechać do domu to nie ma sprawy...
- Chwileczkę. - Liam spojrzał na córkę i zięcia z uniesionymi brwiami. - Dziecko moje pierworodne, czy ty sugerujesz, że jesteśmy za starzy, żeby balować do rana?
- Wcale nie! - Oj, za szybko zaprzeczasz Izzy. Nie umiesz kłamać.
- Chyba sugeruje. - Harry wyczuł, co Liam ma na myśli i wstał od stołu.
- Nie, tylko wiecie...
- Skarbie, teraz zasłużyłaś, żebyśmy zrobili ci największy obciach w dziejach ludzkości. - Pokręciłam głową i posłałam jej buziaka. - Dziewczyny, chłopaki, czas im pokazać, jak się bawią staruszkowie.
- Panie i panowie, "Act My Age"! - Wrzasnął Styles na cały głos i wyciągnął Monię na środek parkietu. Podążyliśmy za nimi i pięć par zaczęliśmy tańczyć, śpiewając na całe gardło słowa idealnej na tę chwilę piosenki.
When I’m fat and old and my kids think I’m a joke
'Cause I move a little slow when I dance
I can count on you after all 
that we’ve been through
'Cause I know that you’ll always understand

I won’t act my age, no I won’t act my age
No, I’ll still feel the same around you
Hey!

When I’m fat and old and my kids think I’m a joke
Cause the stories that I told, I tell again and again
I can count on you after all we got up to
'Cause I know that you truly understand

I won’t act my age, no 
I won’t act my age
No, I’ll still feel the same around you
I won’t act my age, no 
I won’t act my age
No, I’ll still feel the same and you will too
Hey!

When I can hardly walk and my hair is falling out
We’ll still stay out till morning
We’ll throw the after party, oh yeah, oh yeah

I won’t act my age, no 
I won’t act my age
No, I’ll still feel the same around you
I won’t act my age, no 
I won’t act my age
No I’ll still feel the same and you will too

(Kiedy będę gruby i stary,
A moje dzieci pomyślą, że jestem żartem,
Ponieważ ruszam się trochę wolniej, kiedy tańczę.
Mogę liczyć na ciebie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy,
Ponieważ wiem, że zawsze zrozumiesz.

Nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,wciąż będę czuł się tak samo* przy tobie.
Hej!

Kiedy będę gruby i stary, 
A moje dzieci pomyślą, że jestem żartem,
Ponieważ historie, które opowiadam, powtarzam wciąż i wciąż.
Mogę liczyć na ciebie po tym wszystkim, co robiliśmy,
Ponieważ wiem, że ty naprawdę zrozumiesz.

Nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie, wciąż będę czuł się tak samo przy tobie,
Nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie, wciąż będę czuł to samo, i ty również.
Hej!

Kiedy ledwo będę mógł chodzić i moje włosy będą wypadały,
Wciąż nie będziemy spali aż do rana,
Wyprawimy after party, o tak, o tak!

Nie,będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,wciąż będę czuł się tak samo przy tobie,
Nie,będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,nie będę zachowywał się tak, jak przystało na mój wiek,
Nie,wciąż będę czuł to samo, i ty również)


O dziwo, nie zrobiliśmy im obciachu. Większość dołączyła do nas. I tak, jutro niektórzy z nas nie podniosą się z łóżka. Tak, będziemy mieli dość imprez na długi czas. Ale co z tego? Duchem będziemy wiecznie młodzi. I tacy pozostaniemy. Na zawsze.

~~THE END~~

PS: Aha, a jeśli chodzi o tę książkę, "The story of my Directioner's life"... Właśnie ją przeczytaliście. Przedpremierowo :)


__________________________________________________

Rodzina Natalii i Liama Payne:
Patrick James ur. i zm. 27 lipca 2018r.
Izabella Anne ur. 24 grudnia 2018r.
William Andrew ur. 3 marca 2021r.
Rachel Karen ur. 17 lipca 2023r.
Matthew Philip ur. 9 grudnia 2028r.

Rodzina Harry'ego i Moniki Styles:
Diana Mary ur. 30 listopada 2013r.
Lucas ur. 5 stycznia 2016r.
Maya, Sarah i Maximilian ur. 19 sierpnia 2020r.

Rodzina Nialla i Dominiki Horan:
Thomas, Colin ur. 18 sierpnia 2020r.

Rodzina Louisa i Eleanor Tomlinson:
Abigail Rose ur. 12 marca 2019r.
Zack ur. 20 lutego 2030r.
Hailey Blue ur. 15 września 2032r.

Rodzina Zayna i Perrie Malik:
Shane ur. 7 czerwca 2017r,
Kayla ur. 23 maja 2023r.

___________________________________________________

STATYSTYKI

Łączna liczba wyświetleń: 253 502
Łączna liczba komentarzy: 2762
Łączna liczba obserwatorów: 66

Łączna liczba postów: 126
w tym:
Everything's gonna be alright - prolog, 57 rozdziałów, epilog
dodatek świąteczny
Nothing's gonna be alright - prolog, 38 rozdziałów, epilog
bożonarodzeniowy one shot 
25 postów ogłoszeniowych, reklamowych, nagrodowych

Blog Miesiąca Maj 2015

Wyświetlenia w skali światowej:


Wstawionych linków piosenek: w cholerę, chyba ponad pięćset
Linki do piosenek One Direction: każda minimum dwa razy (sprawdzałam!)
Piosenki własne:
One Direction
Gravity
Addicted
Our Own Fairytale
Lullaby To Stars 
Natalia
Best Family Party

____________________________________________________________
To już jest koniec...
Nie ma już nic...
Jesteśmy wolni...
Możemy iść...

Mam łzy w oczach i  to nie jest wcale kłamstwo. Zżyłam się niesamowicie z tym opowiadaniem i tymi postaciami. Nie mogę uwierzyć, że zakończyłam tę historię i nie mam tu już nic do dodania...

Parę kwestii zostawiłam niedopowiedzianych. Macie wyobraźnię, użyjcie jej!
Czy Nattie wydała singla z Davidem Guettą?
Czy Eleanor i Louis szybko się pogodzili?
O co dokładnie chodziło w ich rozstaniu i co El robiła tyle czasu w LA?
Jak wyglądało dzieciństwo Shane'a i Izzy?
Ile czasu im zajęło "zejście się"?
Czy zrobili karierę jako The Puzzle?
Kiedy One Direction zakończyło działalność?
A może faktycznie stali się drugimi Stonesami?
Co z Danielle i Noriakim?
Rozwiedli się pięć razy?
A może mają dzieci?

Tyle pytań, a możliwych odpowiedzi setki. To już od was zależy, jak ta historia potoczy się dalej. Z mojej strony to tyle.

Tak wiele chciałabym wam powiedzieć... Przede wszystkim DZIĘKUJĘ. Tak, wiem, dziękowałam pod każdym rozdziałem, ale naprawdę miałam za co. Dziękuję, że jesteście, dziękuję, że byliście tu ze mną, dziękuję, że poprawialiście mi humor, popędzaliście z rozdziałami, trzymaliście kciuki za moje egzaminy, śmialiście się i płakaliście ze mną... 
Dziękuję za to, że jesteście <3

Jak mówi DJ Antoine w swojej piosence "Thank You":
This could be the underdays,
looking at the mess we made,
we could go our seperate ways
or we could make the same mistakes.

You saved me right from the starter,
know in my heart that we could survive,
so let's jump into the fire.

Thank you for the journey,
thank you for the learning.
Thank you for the pain of yesterday,
please don't make excuses,
please don't make me lose us.
Please don't make this feeling go away.
I just wanna thank you 

(To może być przeddzień,
patrząc na bałagan jaki zrobiliśmy,
możemy iść własnymi drogami,
albo popełniać te same błędy.

Uratowałaś mnie od samego początku,
w moim sercu wiem, że możemy to przetrwać,
więc wskoczmy prosto w ogień.

Dziękuję za podróż,
dziękuję za naukę,
dziękuję za wczorajszy ból,
proszę nie usprawiedliwiaj tego,
proszę, nie pozwól mi stracić nas,
proszę nie pozwól by to uczucie zniknęło.
Po prostu chcę podziękować)

To właśnie chcę wam powiedzieć...

Imienne podziękowania zajęłyby mi masę czasu, więc nie będę się w to bawić. Każdy, kto to czyta, niech wie, że dziękuję mu osobiście. Hej, ty! Tak, ty! DZIĘKUJĘ CI!!!

Na Bloggerze jeszcze się pojawię, ale już nie tutaj. "Dance" ruszy niedługo, powiadomię was kiedy. Orientacyjnie podaję termin ostatniego tygodnia września... Nie puszczajcie jeszcze kciuków, mogą mi się przydać ;) sprawdzajcie Twittera i Aska, tam będę ogłaszać wszystko... A jeżeli ruszę z czymś nowym, ogłoszę się też tutaj, więc nie usuwajcie bloga z obserwowanych ;)

Powtórzę jeszcze prośbę, którą napisałam pod ostatnim rozdziałem: bardzo proszę o komentarz pod tym postem. Nie ma znaczenia, czy czytasz od początku, czy od miesiąca, czy już kiedyś komentowałeś/łaś, czy to będzie ten pierwszy raz, czy jesteś anonimem, czy obserwatorem. Wystarczy kropka, emotka... A najbardziej chciałabym, żebyście wypisali swoje ulubione momenty z "Everything's...". Co was wzruszyło, co was wkurzyło, co wywołało u was uśmiech, a co spowodowało płacz... Nie zmuszam, ale będzie mi naprawdę miło otworzyć tę stronę i to przeczytać :)
Fajnie by też było, gdybyście dobili do 300 tysięcy wyświetleń, ale już nie będę tyle wymagać... Chociaż doświadczenie mówi mi, żeby nie wątpić w wasze możliwości ;) Żartuję, wcale nie muszę mieć tych wyświetleń :P

Na zakończenie mam dla was piosenkę. Jeśli dotrwaliście do końca tej notki, to zróbcie jeszcze ten wysiłek i kliknijcie "play". To nie mój utwór. Piosenka ma tytuł "Here's To Us", wykonawcą jest Halestorm... I w tej chwili obrazuje wszystko, co chciałabym wyśpiewać. Wznieśmy razem szklanki wypełnione Piccolo od Nattie i śpiewajmy jednym głosem:



Moglibyśmy już iść do domu
Albo moglibyśmy jeszcze zostać
Na jeszcze jednego drinka, oh tak.
Weź jeszcze jedną butelkę
Chwilę pogadajmy
Usiądź wygodnie
Na jeszcze jednego drinka, oh tak.

To za nas,
za miłość
Za wszystkie razy
kiedy się popierdoliło
To za ciebie
Napełnij szklankę
Bo kilka ostatnich dni
skopało mi dupę
Więc poślijmy je do diabła
Życzmy wszystkim dobrze.
To za nas
To za nas

Razem zabrnęliśmy tak daleko
Wrzucając nasze marzenia do niszczarki
Wypijmy, bo będzie coraz lepiej
I wszytko może się zmienić, ot tak
A wszystkie te lata minęły za szybko
Ale nic nie trwa wiecznie

To za nas,
za miłość
Za wszystkie razy
kiedy się myliliśmy.
To za ciebie
Napełnij szklankę
Bo kilka ostatnich nocy
skopało mi dupę
Jeśli doprowadzają cię do szału
Powiedz im pierdol się
To za nas
To za nas

To za wszystkich, których całowaliśmy
I za wszystkich, za którymi tęskniliśmy
Za największe pomyłki,
których nie żałujemy.
Za nasze ucieczki,
bez wyrzutów sumienia
Za wszystko, co na nas czeka

To za nas,
za miłość
Za wszystkie razy
kiedy się popierdoliło
To za ciebie
Napełnij szklankę
Bo kilka ostatnich dni
skopało mi dupę
Więc dajmy im piekło
Życzmy wszystkim dobrze.

To za nas


Po raz ostatni na tym blogu żegna się z Wami pływająca w kajaku na jeziorze własnych łez, klikająca ostatni raz "Opublikuj", kochająca was z całej swojej directionerskiej siły
Roxanne xD

STAY STRONG AND FIREPROOF <3